3372

Szczegóły
Tytuł 3372
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3372 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3372 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3372 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

EMMA POPIK BRAMY STRACHU BRAMY STRACHU - Nie potrzebujemy bohater�w - powiedzia� Od�wierny przy bramie Miasta, patrz�c oboj�tnie na Przybysza w zakurzonym ubraniu. - Ale ja zgadzam si� umrze� - odpowiedzia� obcy. Deklaracja nie uczyni�a na Od�wiernym �adnego wra�enia, ju� chcia� wy��czy� wizj�, tym bardziej, �e zbli�a�a si� kawalkada samochod�w z zerwanymi dachami, od kt�rej dobiega�y d�wi�ki r�cznych CB i krzyki pijanych. W tej chwili samochody zacz�y przemyka� po jednym, oszo�omione narkotykami dziewczyny le�a�y przewieszone przez drzwiczki, ch�opcy wrzeszczeli przez radia, jednocze�nie ogl�daj�c rozm�wc�w na ekranach, umieszczonych ponad licznikiem pr�dko�ci, wskazuj�cym zawsze kilkadziesi�t kilometr�w mniej. Je�dzili tak wok� Miasta nie mog�c si� wydosta� poza mury, i szaleli. Od�wierny wzruszy� ramionami. - Synalkowie bogaczy, dziewczyny z dobrych dom�w, niczego im nie brakuje, ja bym mojemu spu�ci� takie ci�gi, �e matka by go nie pozna�a. Czego chc�, do cholery?! - Czy s� wolni? - zapyta� Przybysz. Od�wierny wzruszy� ramionami. - Ju� ich chyba skomercjalizowali. By� festiwal i sprzedali go telewizji, wybuch�y b�jki, nie mam poj�cia, kto czego broni�, gdy� Securitas, sprawne, Czarne Mundury... - Rozumiem - szepn�� Przybysz. - Nie wiem, czemu ci to m�wi� - usprawiedliwi� si� Od�wierny, siedz�c w swej szklanej klatce tu� obok zapory w bramie, stoj�cej jak wielka przejrzysta szyba. Nikt nie wiedzia�, jak wysoko si�ga�a, do��, �e przerwa pomi�dzy domami by�a wype�niona energi�, tak tutaj, jak i wsz�dzie naoko�o Miasta, i ka�d� dziur� zapiecz�towano, odgradzaj�c gro�ny �wiat zewn�trzny. Od�wierny, wzruszywszy ponownie ramionami, pokiwa� g�ow�, a jego wzrok prze�lizn�� si� po cholewkach obcego i w oczach zal�ni�o zaciekawienie, zazdro��, a mo�e i podziw. - Masz wojskowe buty - g�aska� je spojrzeniem - czy przeszed�e� przez tereny obj�te wojn�? Przybysz nie musia� potwierdza�. Palce Od�wiernego zawis�y ponad klawiatur� komputera wej�ciowego. - To nie s� buty Sprzymierzonych, ale tamtych - zauwa�y� Od�wierny cicho i dopiero wtedy spojrza� w wielkie b��kitne oczy obcego patrz�ce mu w twarz i gdzie� poza nim. - Ilu musia�e� zabi�? - Nikogo. - Chcesz powiedzie�, �e dosta�e� je w prezencie? - Tak by�o. - I mo�e pu�cili ci� wolno? - Dlatego mnie widzisz. - A jak przeszed�e� lini� walk? - Zabra� mnie konw�j. - Pomoc humanitarna nie ma prawa ratowa� ludzi. Przybysz milcza�. - Mo�e my�lisz, �e i ja ci pomog�? - Jak chcesz. - Ha, ha! - Od�wierny wybuchn�� gorzkim �miechem. - S�dzisz, �e ode mnie zale�y cokolwiek, �e jestem panem swojej woli i w og�le cz�owiekiem?! -Tak! - To ty nie znasz �wiata! Sk�d si� wzi��e�? Przybysz sta� spokojnie, milcz�c. - Nie jeste� chyba... Nie masz przypadkiem b�on pomi�dzy palcami? Przybysz podni�s� rami� w ge�cie przysi�gi i pokaza� d�o�, na kt�rej nie by�o prawie linii opr�cz jednej, czerwonej i g��bokiej, kt�ra przebiega�a od przegubu do nasady palc�w, ko�cz�c si� krzy�ykiem, tego jednak�e Od�wierny nie widzia�, odni�s� tylko wra�enie, �e zosta� jako� szczeg�lnie pozdrowiony. Wybuchn�� nagle d�ugo skrywan� krzywd�. - Nie mog� ci� wpu�ci�! Brama jest prywatna i patrz, komputer wszystko rejestruje, liczy ka�dego, kto przechodzi. Program jest tak opracowany, �e sam decyduje, kto mo�e przej��, a ty... Wieczorem szef ka�e sobie przes�a� rejestry, nie ruszaj�c si� od swego biurka, ba, nie musi nawet nacisn�� klawisza, urz�dzenie w��cza si� samo, on nie trudzi si� przecie� liczeniem obywateli legalnych, osobnik�w drugiej kategorii i tych poza prawem, czyli n�dzarzy, bezrobotnych, azylant�w. Mo�esz mie� tatua�, ko�� w nosie, pi�ra w dupie, porusza� si� na protezach przytwierdzonych do autobusu, wpuszcz�, nie jeste�my przecie� faszystami! O nie! Nikt nie dyskryminuje ludzi z powodu wygl�du i koloru, no, mo�e troszeczk�, nie powiniene� by�, w ka�dym razie, czerwony, ale musisz mie� konto w banku! A ty masz? Masz?! N�dzarzu, g�odny skurwysynie, czyhaj�cy, by ci� wpu�ci�, by� m�g� �asz�c si� i popatruj�c w oczy zanurzy� r�ce w g�wnie, by zarobi� na talerz zupy. Bo ile jeste� wart? Tyle, ile mo�esz zarobi�. Wszystko przelicz� na pieni�dze. - Kto? Od�wierny nagle zamilk� z otwartymi ustami, a potem zrobiwszy nieokre�lony gest r�k� powiedzia�. - Wszyscy. Takie czasy. - A ty na ile si� cenisz? - zapyta� Przybysz. - Dobrze - burkn�� Od�wierny - wiem, co chcesz przez to powiedzie�. Mog� przecie� zawiadomi� telewizj� - jego r�ka wci�� czekaj�ca ponad klawiatur� obni�y�a si�. - Wpuszcz� ci� za bram�, ale wy��cznie po to, by z nimi porozmawia�, je�eli nie wyra�� zgody, b�dziesz musia� wyj��. - Uczyni� to. - �ebym nie musia� ci� wyrzuca�, bo mam sposoby! Ostrzegam, nie b�dziesz m�g� si� pozbiera�. - Palce nareszcie uderzy�y w klawisze i w zaporze zrobi�y si� drzwi, lekki ciemniejszy obrys. - No, w�a�! - ponagli� Od�wierny. Przybysz wcale si� nie spieszy� stoj�c wci�� prosto, nie wygl�da�o, by zamierza� da� nura do �rodka, by si� dosta� do raju obfito�ci, nowoczesnej techniki i dobrobytu. Tu ci�gn�li wszyscy, nawet z najdalszych stron, nie bacz�c na trudy, wiele by dali, wszystko, zaparli si� w�asnej rodziny, kraju i religii, by te warto�ci przehandlowa� na wideo i samoch�d, lecz ten obcy zachowywa� si� wynio�le, jakby to on robi� �ask�, i wreszcie pochyliwszy si�, bo by� nadzwyczaj wysoki, przeszed� przez pr�g jednym krokiem i stan�� tu� za przejrzyst� �cian� energii, wcale si� do �rodka nie pchaj�c. Bramka zaraz zosta�a zamkni�ta i �aden �lad nie pozosta� na kryszta�owym, faluj�cym polu, a obcy wci�� sta� w milczeniu wy�szy ni� inni, bo mo�e jako� wyniesiony, nie kwapi�c si� wcale, by wej�� g��biej do Miasta b�d�cego w duchowym stanie twierdzy obl�onej. Od�wierny nie mia� czasu si� nim zaj��, gdy� na zewn�trz ju� stali nast�pni, gotowi da� wszystko, swoj� krew i swoje oczy. Byli to dwaj czarnow�osi m�czy�ni, prawie ch�opcy, ich cia�a mia�y kolor o ton zbyt ciemny, o t� odrobin�, kt�ra czyni r�nic�, bo kiedy jeste� ja�niejszy, w�wczas nale�ysz do bia�ych, opalaj�cych si� na pla�y dla bogaczy, a wi�c sta� ci� na wakacje i �wietnie wygl�dasz w ubraniu z bia�ego p��tna, kochaj� ci� kobiety, szczeg�lnie gdy za�o�ysz kapelusz typu panama, ale ci zbyt d�ugo przebywali na s�o�cu czy w brzuchu matki i stali si� ciemni i podejrzani. Stali z pochylonymi g�owami, ich brudne filcowe kapelusze ocienia�y twarze, a poncha w pasy fioletowe i zielone nie przys�ania�y braku koszul, lecz gdy Od�wierny na nich warkn��, podnie�li szybko g�owy i przybli�yli twarze - zbyt brunatne i przekl�te - do przejrzystej szyby, a ich wargi czarne i zwierz�ce, jakby psie, rozci�gn�y si� w triumfuj�cym u�miechu, ods�aniaj�c trzonowe z�by, ��te i mocno osadzone, a spod poncha zosta�y wyszarpni�te, jak no�e zza paska, dwa du�e kawa�y papieru, wr�cz p�achty, podklejone plastykiem i niezniszczalne, a na nich by�y litery w pi�knych zawijasach staro�wieckiej kaligrafii i widnia� u do�u podpis g��wnego managera, po�wiadczaj�cy autentyczno�� tych czek�w imiennych na du�� sum�, wi�c Od�wierny nie m�g� nic innego zrobi�, jak tylko si� sk�oni� znad klawiatury i powiedzie� g�o�no, sorry, mister, yes, mister, bo taka by�a jego gramatyka, a palce ju� mkn�y po klawiaturze, rejestruj�c i otwieraj�c, tym razem ca�� zapor�, wzd�u� i wszerz, by znikn�y progi i podarte mokasyny nie rozpru�y si� o nie jeszcze bardziej. Dopiero gdy przeszli ulic� w d� i znikn�li w blasku bij�cym od sklep�w, w �unie wystaw sklepowych i polerowanych wysokich klamek, Od�wierny zwr�ci� si� do obcego, jakby nieco zdziwiony, �e on tu jeszcze stoi, bo przecie� m�g� niepostrze�enie zrobi� jeden krok poza pr�g wielkiego sklepu, kt�ry wcale nie mia� drzwi ani nawet przedniej �ciany, lecz zamiast nich przejrzyst� kurtyn� ze �wiat�a, a tu� za ni� sta�y na pod�odze stosy koszyk�w i piramidy przedmiot�w u�o�onych gustownie wed�ug kszta�t�w i kolor�w po to, by je dowolnie przerzuca�, a cierpliwa obs�uga o sk�rze ciemnej lub bia�ej uk�ada�a je starannie na powr�t. Obcy nie zrobi� tego kroku - cho� by�o to �atwe i dla wi�kszo�ci oczywiste - by zyska� azyl, jako �e sklep ochroni�by najwa�niejszego cz�owieka na �wiecie: klienta, nie szkodzi, �e bez pieni�dzy i szansy, �e da im zarobi�, ale nios�cego w sobie potencj� tysi�ca znajomych, kt�rzy przyjd� przez niego zach�ceni. Od�wierny o tym wiedzia�, godno�� obcego wzbudzi�a w nim ulotn� refleksj�, pomieszan� z gorycz� i podziwem, ale musia� by� twardym cz�owiekiem, gdy� mu za to p�acono. - St�j tutaj! - rzuci� rozkaz bez sensu i ju� ��czy� si� z telewizj�. Taki Od�wierny zna wiele wej��, bramy s� przecie� wsz�dzie, wi�c kiedy kumpel po��czy� go ze studiem, "wiesz, stary, zr�b mi to", zobaczy� na ekranie u�miechni�t� i �liczn� sekretark� umalowan� jak gwiazda filmowa, piekielnie inteligentn� i znaj�c� sw�j zaw�d, kiwn�� wtedy na obcego, ten pochylaj�c si� wszed� do szklanej dy�urki i ponownie stan�� spokojnie przy drzwiach, jakby te wydarzenia nie jego dotyczy�y, poza nim si� tocz�c. Z�ote powieki sekretarki sta�y nieruchomo, gdy bezwzgl�dny wzrok bada� ka�dy szczeg� twarzy petenta, rejestruj�c olbrzymie brwi, jak dwa czarne skrzyd�a i pi�kny nos, wygi�ty subtelnym �ukiem. - Masz krzyw� przegrod� nosow� - zauwa�y�a rzeczowo, wielka uroda Przybysza nie czyni�a na niej �adnego wra�enia. - Twoja twarz jest zbyt szczup�a, powiniene� zapu�ci� w�osy, by okala�y ci policzki, wydadz� si� w�wczas pe�niejsze. W�osy s� g�ste i wydaj� si� mocne, podnie� je gar�ci� do g�ry. Czy m�g�by� na nich zawisn��? - Nie czekaj�c na odpowied� opu�ci�a powieki w d�, ku jego ustom. - Czy si� malujesz, skoro masz takie czerwone wargi? Nie? Tak podejrzewa�am. �adnej kultury. Otw�rz usta, nie tak szeroko, rozchyl je lekko. Dobrze, s� bardzo wypuk�e, og�lnie akceptuj�. A co ma znaczy� ta pionowa zmarszczka obok nich, czy masz wszystkie z�by? - Powieki wci�� si� opuszcza�y. - Zbyt szczup�e ramiona, �yjesz w ascezie, czy jeste� po prostu niedo�ywiony? Obni� nieco spodnie i poka� brzuch, tw�j p�pek wygl�da na autentyczny, urodzi�e� si� z ziemskiej kobiety, widz�, �e zosta� fachowo zawi�zany, mieli�cie dobrego lekarza, pewnie lepiej powodzi�o ci si� przed przewrotem. - Z�ote, zimne powieki wci�� si� opuszcza�y. - Zdejmij spodnie - powiedzia�y subtelne usta - odepnij sprz�czk� paska, chc� zobaczy�, jak to robisz. Nie spiesz si� tak, nie szarp, kobiety tego nie lubi�, odchyl najpierw ten ostry zaczep, zr�b to jednym palcem i patrz mi wtedy w oczy, nie zwracaj uwagi na to, �e mam wzrok skierowany gdzie indziej. Taak, prymitywne. Przytrzymaj spodnie jedn� r�k�, nieco ukosem, musisz tyle samo ods�ania�, co zakrywa�, w�a�ciwie ile masz w zwodzie? No dobrze, nie m�w, i tak wiem, to m�j zaw�d i oni wiedz�, za co mi p�ac�. Je�eli chcesz zosta� kupiony, musisz wi�cej wiedzie� o mo�liwo�ciach swego cia�a. - Przyszed�em, aby za was cierpie� - powiedzia� Przybysz. - Musi to by� jednak dobrze zrobione - odpowiedzia�a, ju� odwr�cona do wideokomputera, by po��czy� si� z szefem; nawet nie powiedzia�a obcemu, �e mo�e podci�gn�� spodnie i zapi�� pasek wtykaj�c kolec od sprz�czki w dziurk� szybkim, niedba�ym ruchem m�czyzny, kt�ry si� po prostu ubiera. Ekran w g��bi si� rozja�ni� pokazuj�c obszerne studio. Ostre �wiat�o reflektor�w stoj�cych po okr�gu o�wietla�o persk� otoman� zarzucon� dywanem, na kt�rej le�a�a naga para, m�czyzna na kobiecie, wsparty �okciami, tu� obok jej piersi odchylonych na boki, o sutkach pokrytych czerwon� szmink�, ca�owa� j� tak, by jednocze�nie pokazywa� j�zyk i udawa�, �e nie dotyka jej ust starannie umalowanych i l�ni�cych, gdy� b�yszczki imituj�ce �lin� szybko wysychaj� i trzeba przerywa� zdj�cia na poprawianie makija�u. Szef sta� na �rodku, olbrzymi m�czyzna z kom�rkowym wideofonem, zbyt ma�ym i nikn�cym w umi�nionej r�ce, jego postrz�pione szare w�osy wichrzy�y si� wok� g�owy niby szalona aureola z pierza, lecz jako� �a�o�nie ko�czy�y si� na karku, uj�te w gum�. Sta� w rozkroku w podartych d�insach, nosz�c je jak wszyscy re�yserzy na ca�ym �wiecie. Orygina�em i troch�, oczywi�cie, nieprzystosowanym do spo�ecze�stwa musia� by�, gdy� to si� dobrze sprzedawa�o i tego oczekiwa�a publiczno��, a poza tym, do cholery, klient musi wiedzie�, z kim ma do czynienia. Re�yser s�ucha� relacji sekretarki, popatruj�c na wideofon, i bez w�tpienia w�a�nie ogl�da� film nagrany podczas rozmowy z obcym, odpi�cie paska i opuszczenie spodni, przygl�da� si� cia�u z fachowym skupieniem, kalkuluj�c, co si� da zrobi� z tego materia�u. Trwa�o to pewn� chwil�, tote� kamerzysta za jego plecami pozwoli� sobie zdj�� z uszu s�uchawki, a na ten sygna� ch�opak lekko zeskoczy� z dziewczyny, wyrzucaj�c z siebie g��boki oddech i rozlu�niaj�c mi�nie. Usiad� na brzegu kanapy i zza oparcia wyci�gn�� butelk� wody mineralnej, pi� przechylaj�c si� do ty�u, mimo to trzyma� uda razem, chocia� ich wn�trze i wszystko, co tam mia�, pokrywa�a dok�adnie naci�gni�ta, niewidoczna folia, zapewniaj�ca ochron� absolutnie niezb�dn� w pracy, kt�rej warunki nie by�y �atwe, gdy� �wiat�o, �ar i kurz powodowa�y cz�ste egzemy, a charakteryzatorki szczotkuj�ce tam w�osy, pracuj�c na tempo, cz�sto ca�� dob�, unosi�y mu to niedbale, bior�c w dwa palce o ostrych paznokciach, zadrapania, szczeg�lnie na samym ko�cu, d�ugo si� goi�y, traci� wi�c dni�wki i pieni�dze. Zaspokoiwszy pragnienie wr�czy� butelk� swojej partnerce, dziewczyna wyj�a z w�os�w miniaturowy telefon, wygl�daj�cy jak ozdobny klips, i jedn� r�k� si�gaj�c po wod�, drug� zacisn�a na czipie, urz�dzenie natychmiast si� w��czy�o, wi�c od razu zacz�a wydycha� szeptem pytania, "czy przewin��e� dziecko, jestem g�odna, to si� nie sko�czy przed czwart� rano, kocham ci�." Wyrzuciwszy z siebie t� depesz�, bo na wi�cej nie starczy�oby czasu, przypi�a z powrotem aparat przy uchu, kt�ry w regularnych odcinkach czasu w��cza� si� na odbi�r, wi�c w trudnych chwilach zm�czenia ws�uchiwa�a si� w uspokajaj�ce sygna�y z domu, oddech �pi�cego dziecka i cz�apanie kapci m�a. Potem d�ugo pi�a, wprawnie wlewaj�c strumie� wody na j�zyk, tak by z warg nie sp�yn�a szminka. Obraz studia nagle znikn��, gdy� re�yser podj�� decyzj� i natychmiast wy��czy� wizj�, gdy� p�aci si� za ka�d� milisekund� na antenie, co komputer dok�adnie wylicza, a Od�wierny i obcy zobaczyli na ekranie wideofonu obraz nie dla ich oczu przeznaczony: pi�kna sekretarka rozmawia�a z cz�owiekiem stoj�cym przy drzwiach jej biura, t�umacz�c dobitnie jak�� spraw�, tak jakby odgania�a natr�ta broni�c stanowiska telewizji, w istocie rzeczy nieuczciwego, lecz jej twarz pozostawa�a nieruchoma i nie wyra�a�a gniewu, kobieta by�a rzeczowa, gdy� nie mog�a sobie pozwoli� na ujawnianie uczu� przy za�atwianiu biznesu, co wymaga�o spokoju, a poza tym niecierpliwym skrzywieniem twarzy nie wolno by�o niszczy� urody stanowi�cej wymierny atut w utrzymaniu pracy i zarobk�w. Gdy stwierdzi�a, �e jest na wizji, nacisn�a guzik i twarz petenta pokry�a mg�a, czyni�c go nierozpoznawalnym, a ona powiedzia�a szybko - Stwierdzili�my, �e mo�e by� z ciebie materia�. Je�eli znajdzie si� sponsor, zrobimy przedstawienie. Wejd� do Miasta na trzy dni - i natychmiast si� wy��czy�a. Skin�wszy g�ow� piekielnie zaj�temu Od�wiernemu, kt�ry nawet nie mia� czasu odwr�ci� g�owy, Przybysz odszed� nie spiesz�c si�, kroczy� pewnie ulic� w d�, jakby wiedzia�, dok�d zmierza, a przecie� nie m�g� zna� Miasta. Drzwi s� otwarte - rzek� g�o�no Przybysz, staj�c na progu. Z ciemnej g��bi mieszkania wybieg�a kobieta i zatrzyma�a si� przed nim, prze�ykaj�c �lin� ze strachu. Drobna, w kr�tkich szortach do po�owy opalonych ud, bosa, w lu�nej koszulce na go�� sk�r�, zupe�nie bezbronna i chuda, postawi�a jedn� stop� na drugiej i pociera�a ni� nerwowo, dysz�c, co ma zrobi�, ba�a si�, och, jak strasznie. Bez szans wobec m�czyzny, zaskoczona jak ptak, bo taki m�wi, "nic ci nie zrobi�, tylko nie krzycz" i potem torturuje d�ugo i bez potrzeby, dla samej rado�ci m�czenia, a mo�e i z w�ciek�o�ci, �e ona trzyma w domu tylko par� groszy na bie��ce wydatki, i kiedy wreszcie tak si� podnieci swym okrucie�stwem, �e ju� mo�e t� kobiet� zgwa�ci�, nie przynosi mu to wcale ulgi, wi�c musi j� zam�czy�, cho� to tylko powi�kszy jego sza�. Ale ten stoj�cy przed progiem milcza� i zdo�a�aby nawet zatrzasn�� drzwi, ale to mog�oby go rozjuszy�, wi�c jej stopa ociera�a si� tylko coraz szybciej o drug� w przera�eniu. - Mo�e zamek si� zepsu� - rzek� �agodnie. - Kaza�am wstawi� nowy. Prze�kn�a znowu �lin� i niepos�uszn� stop� przycisn�a z ty�u nogi. Jeszcze nie by�a pewna intencji obcego. Ale odwa�y�a si� przenie�� wzrok na drzwi i wyprostowanym palcem nacisn�a zaczep, schowa� si�, lecz zaraz wyskoczy�. Zrobi�a to jeszcze raz i potem wielokrotnie coraz szybciej. - Popsu� si�, jak to! A dali mi gwarancj�! Wszystko jest takie tandetne! Marne, s�abe i oszukane! - Wzdycha�a ci�ko, jakby to zdarzenie by�o ostatnim w pa�mie przeciwno�ci. - Wszystko ci�gle si� psuje, ponawiam reperacje, to kosztuje maj�tek i wci�� mnie zajmuj� te g�upstwa. - Wystarczy torba z narz�dziami... - I dwie m�skie r�ce - uzupe�ni�a, unosz�c ramiona w ge�cie poddania si�. Mia�a wyj�tkowo ma�e d�onie, pokryte sk�r� jak bibu�ka. - Mog� to naprawi�. Musia�aby wezwa� ekip�, tak nazywano faceta z kostkami cz�ci wymiennych w torbie, kt�ry musia�by pofatygowa� si� i przyjecha�, co tylko klienci uznawali za oczywiste, i doliczy�by sobie za dojazd, co uwa�a�a za nadu�ycie, gdy� ten rodzaj pracy wymaga� chodzenia po domach, ale w tych czasach nawet lekarze podnosili stawki za brudzenie r�k krwi�, w dodatku czeka�aby wiele godzin, a mo�e nawet do nast�pnego dnia. Typ zab�oci�by dywan, pali�by tanie papierosy i mo�e by si� do niej zaleca�, nie czuj�c obecno�ci m�czyzny w mieszkaniu. Wiedzia�a o tym, w�a�nie tak si� dzia�o, w tych dniach upadku i degradacji. Sta�a wzdychaj�c i nie mog�c si� zdecydowa�, ju� nie patrzy�a na obcego ze strachem, nie czyni� wrogich gest�w, nawet nie zamierza� wej��, mo�e po prostu szuka� pracy, pewnie tak by�o. Nagle z g��bi mieszkania odezwa� si� d�wi�k wideofonu. Zareagowa�a jak podci�ta batem, rzuci�a wzrokiem na zamek i na cz�owieka, drzwi by si� nie zatrzasn�y, on sta�, jakby czeka�, a� pozwoli sobie pom�c, d�wi�k wydawa� si� natarczywy, otwiera�a usta, by co� powiedzie�, jakie� "nie skrzywd� mnie, b�agam, widzisz, jestem u kresu" i ten dzwonek, dzwonek. - S�uchaj, od tego zale�y... - niepewnie spojrza�a w stron� szafki z narz�dziami, oddychaj�c wci�� ci�ko i szybko, d�u�ej nie mog�a czeka�, zakr�ci�a si� na bosej pi�cie i wch�on�� j� ciemny przedpok�j. Wyszukiwa� odpowiednie narz�dzia spo�r�d stosu r�nych przedmiot�w, czyni�c to niespiesznie i tak, aby nie ha�asowa�. Po tamtej stronie wideofonu pad�o kilka twardych zda� i a� tu dobiega� go ci�ki oddech kobiety, kt�ra �apa�a powietrze wci�� szybciej, jak ton�ca. - Nie zap�acicie! - krzykn�a. - Mamy umow�. Po kilku sekundach milczenia, gdy dano jej leniwie wzgardliw� odpowied�, wybuchn�a oburzeniem. - Przecie� dali�cie s�owo, wykona�am dla was prac�. Zamar� z narz�dziem w r�ku, jakby boj�c si� zag��bi� ostrze w mi�kkiej materii plastyku, by wydoby� na wierzch bezbronne wn�trzno�ci urz�dzenia. - Zmienili�cie profil?! Tak po prostu. Musi jednak to zrobi�, bo gdy ona sko�czy rozmow�, poczuje si� oszukana i w jeszcze wi�kszym zagro�eniu. A� tu dobiega� jej oddech tak szybki, jakby bi�a ramionami o powierzchni� wody ton�c. Trwa�o to chwil�, a� nagle umilk�a. Nikt z ni� nie rozmawia�, by�a sama. Zamek tkwi� wbity mocno w plastyk, zaczepiony pazurkami, tylko jego powierzchnia by�a bia�a i �lepa, nie dochodzi�y do niej sygna�y ze steruj�cego komputera, gdzie� i jako� przerwa� si� krwiobieg impuls�w. Trzyma� teraz urz�dzenie na d�oni, ma�e i bezbronne jak wyj�te serce, i patrz�c na nie nas�uchiwa�, a potem poszed� poprzez milczenie. Siedzia�a na dywanie ze skrzy�owanymi nogami, po�o�ywszy d�onie na kolanach palcami do �rodka i patrzy�a sztywno przed siebie jak Japo�czyk przygotowuj�cy si� do sepuku. Na dywanie sta�a otwarta butelka alkoholu, ledwo napocz�ta, pi�a wprost z niej. Niewiele potrzebowa�a. - Napij si� - powiedzia�a - a potem mo�esz mnie zabi�. Tak b�dzie lepiej. Naprzeciwko, na niskim stoliku sta� olbrzymi komputer, w g��bi pustego ekranu uwi�z�o odbicie twarzy, jak jej dusza i �ycie. Obok sta� stela� z bibliotek� twardych dysk�w w srebrnych kopertach i jeden skaner, wci�� w��czony i odczytuj�cy gazety, a modem nieustannie przyjmowa� informacje z ca�ego �wiata, rejestrator liczy� impulsy jak uderzenia serca. Tu by� m�zg tej kobiety i nerwy, kt�re ��czy�y j� ze �wiatem. Po�o�y� tam popsuty zamek, jakby to by�o jej martwe serce. - Czy tak musisz? - wskaza� na pracuj�ce urz�dzenia. - Mam od��czy� den? Potrzebuj� go coraz wi�cej, aby biec w tym wy�cigu. - Ju� ledwo dyszysz. - Ale nie mog� zwolni�, gdy� b�d� mnie potr�ca� i popycha�, przewr�c� i zatratuj�. - Dosy� przecie� zdoby�a�. - Ledwo utrzymuj� si� na powierzchni. Musz� walczy�, by si� nie zdeklasowa� i nie spa�� z drabiny na twarz. Od kiedy nie mamy pa�stwa, ludziom jest trudniej, wsz�dzie s� granice, a cz�owieka nic nie chroni. - Kto� ci� oszuka�. - Nie pierwszy raz - podnios�a ku niemu twarz zagryzaj�c usta, a potem si�gn�a po butelk� i uni�s�szy do ust upi�a �yk, westchn�a ci�ko, wyrzucaj�c z siebie powietrze, by poczu� ulg�. - B�d� cyniczna, gdy powiem, �e oszustwo jest wkalkulowane w ten system, rekin po�era rybk�, to jedyne prawo. - Ale to ci� boli. - Nie zgadzam si� na ten �wiat. - A powinna�? - Tak, �eby przetrwa�. Im szybciej to zrobi�, tym b�dzie mniej bola�o. - A je�li nie podo�asz? - Musz�. W�a�ciwie, dzia�anie agencji mo�na zracjonalizowa�. Dali og�oszenie, wykona�am dla nich prac�, skorzystali z niej, lecz nie zap�acili, gdy� przedsi�biorstwo sprzedano, a wi�c nie ma pracodawcy, kt�ry mnie wyzyska�. Proste, czemu ja nie wpad�am na pomys�, by kogo� w taki spos�b zatrudni�. - Jeste� uczciwa. - Jak zdech�a ryba srebrnym brzuchem w g�r�. - Nagle szarpn�� ni� szloch, kilka kr�tkich spazm�w, lecz oczy pozosta�y suche. - Szybko si� upi�am. To dlatego, �e nic dzi� nie jad�am. - Nie jeste� chyba tak biedna, by g�odowa�. - Oty�o�� to znak rozpoznawczy n�dzarzy lub stresowc�w, oty�y i tak zaklasyfikowany nie masz szans na utrzymanie si� w swej sferze spo�ecznej i �ubudu, w d� - kiwn�a si� do przodu i by�aby mo�e upad�a, gdyby jej nie podtrzyma�. Obj�� ramionami i podni�s�szy bez wysi�ku, zani�s� na ��ko pod oknem, w�a�ciwie materac na pod�odze, nigdy nie zwijany, gdy� szkoda by�o czasu niepo�wi�conego na prac�. Zacz�a chichota� jak pijana. - Nie masz poj�cia, ilu m�czyznom musia�am dawa� dupy, to bardzo �mieszne. - Nie kocha�a� nikogo? - Nie - powiedzia�a twardo i przytomnie i zamilk�a, czuj�c jego j�zyk w swoich ustach, a p�niej mokre piersi. Wydawa�o si� jej, �e �wiat�o w brzuchu zosta�o zapalone, "jaki odwa�ny", my�la�a, "musia� kocha� tysi�c kobiet, jak�e mu sprostam" i zacz�a si� stara�, to by�o zach�anne i g�odne, du�e r�ce oplecione wok� bioder, czu�a si� tak bardzo kobiet�, a nie narz�dziem, "jeste� najwa�niejsza", us�ysza�a szept, "staram si� dla ciebie", wi�c i ona dawa�a z siebie wszystko, to by�o w�a�nie tak, jak powinno, jak najwi�ksza mi�o�� �wiata, tylko dawanie si� drugiemu, i to przynosi�o rado�� i szcz�cie, na �wiecie nie istnia� ju� egoizm, lecz tylko powierzenie siebie w najwi�kszym zaufaniu i naturalno�ci, odczuwanie i pasja, jaka niewielu pozwoli�a si� domy�la� swego istnienia, a tylko jednemu lub dwojgu prze�y�. �adne z nich nie m�wi�o o mi�o�ci, nie istnia�y s�owa, obywali si� bez mowy i poj��, a� nagle ten m�czyzna, tak jej si� wyda�o, przesta� istnie�, zamieniaj�c si� w �wiat�o, le�a�o w niej z�otymi warstwami niby r�wnoleg�e, mocno �wiec�ce pasma, lekko wypuk�e. Zobaczy�a jego wysok� posta�, by� nagi i patrzy�a z daleka, cho� by� tu�, sta� wysoko, cho� le�a� na niej, nie mia� niczego pod stopami, cho� opiera� si� na jej ciele, w�a�ciwie nie dostrzeg�a przedtem, jak wygl�da, rozebrali si� od razu, nie pami�ta�a tego i nie wiedzia�a, co robi, nie z powodu alkoholu, lecz jakiego� innego, wi�c nie zna�a tego cia�a, ale teraz ogl�da�a je z odleg�o�ci i nieco z do�u, ten m�czyzna sta� na tle nieba, prawe rami� mia� wyci�gni�te w g�r�, trzyma� �uk, a lew� r�k� napina� ci�ciw�, odci�gaj�c j� mocnej ku piersi, a ona si� pr�y�a, nie dr��c wcale, by� boskim �ucznikiem z brod� uniesion� w niebo i lekko pu�ci� palcami t� strun�, a strza�a, kt�rej wcale nie widzia�a, pewnie poszybowa�a w s�o�ce, kt�re� z nich krzycza�o: "nie skrzywdzi�em ci�, nie, powiedz", nie mog�a odpowiedzie�, roztopiona w �wietle, nie istnia�a wcale. Sen, potem sen, kt�ry po raz pierwszy w �yciu nie by� bratem �mierci, lecz spokojn� ciemno�ci�. Obudzi�a si� rano, mo�e o czwartej, i patrzy�a jak spa�, lekko rozchylone r�owe wargi i pionowa zmarszczka pomi�dzy brwiami. Le�a� w dziwnej pozycji, na boku, z ramionami podniesionymi ponad g�ow� i skrzy�owanymi w nadgarstkach tak, jakby by�y zwi�zane sznurem, obie d�onie zaci�ni�te w pi�ci, broni� si� przed czym�, nogi podwini�te, jakby kl�cza�, lecz g�owa uniesiona, nie podda� si� wcale, mimo r�owej wy�ci�ki ust, wilgotnej i zupe�nie bezbronnej, wyda�o si� jej nagle, �e kto� biczuje jego plecy, zadaj�c mu tortur�, a on to wytrzyma, pod powiekami ga�ki oczne poruszy�y si� w wielkim cierpieniu i obr�ci�y w g�r�, w niebo, jakby tam szuka�y odpowiedzi i uzasadnienia. Wideofon zadzwoni�, wi�c zerwa�a si� szybko i naga przebieg�a przez pok�j, krusz�c stopami og�oszenia o prac�, kt�rej wci�� mia�a za ma�o, by si� utrzyma� na powierzchni. By�y to najta�sze gazety, z grubego ��tego papironu, wi�c kruche i si� �ama�y, a po trzech dniach ulega�y samoistnej dezintegracji, zamieniaj�c si� w kurz, ale jej maszyna do sprz�tania �wieci�a nowo�ci�, stoj�c w k�cie. Nale�a�o pracowa�, by znale�� sw� wielk� szans� zostania zauwa�onym przez znacz�ce przedsi�biorstwa, agencje, kt�re mog�yby kupi� jej talent i umys�, a tak�e naby� potencj� komputera i zawarto�� twardych dysk�w w srebrnych kopertach, mieszcz�cych wszystkie informacje �wiata, nieustannie sp�ywaj�ce niebiesk� strug� elektron�w. Teraz jej bose stopy kruszy�y gazety le��ce na pod�odze, prze�amuj�c na p� s�owa "wykwalifikowany" albo "z dobr� prezencj�". Stan�a przed ekranem wideofonu nie my�l�c o nago�ci, lecz jedynie o fryzurze, unios�a ramiona do g�owy, splataj�c na czubku w�ze� i nie by�a ubrana nawet we w�osy. Na ekranie widzia�a studio, na �rodku pod�ogi sta� re�yser w kurtce ze �liskiej czarnej sk�ry, zapi�ty pod szyj� i g�adko l�ni�cy, w olbrzymiej d�oni trzyma� wideofon kom�rkowy, zakres na ca�y �wiat, kr�tka antena stercza�a nieprzyzwoicie na tle pustej kozetki, z kt�rej �ci�gni�to perski kilim i nie le�a�y ju� na niej cia�a, brzydkie i zwi�d�e mimo szminek, dochodzi�a 4.15. Obrzuci� j� spojrzeniem i g��boko osadzone oczy, ukryte gdzie� pod brwiami i niewidoczne, jeszcze �ciemnia�y na widok sk�ry mokrej od potu i wrz�cej od snu i tego, co si� przedtem porusza�o wewn�trz jej cia�a. Nie powiedzia� nic widz�c szczeg�y z wpraw� i to by�o jawne, �e ma przed sob� kobiet� ulegaj�c� szale�stwu i powoln� m�czy�nie we wszystkich jego pragnieniach. Milcza� chwil� i wtedy postanowi�, bo mo�e pot tamtego m�czyzny, jeszcze klej�cy si� do ud, doszed� do jego nozdrzy i zapragn�� dobiec do niej na czterech �apach, wi�c nic nie m�wi� przez chwil�, gdy zawija�a w�osy. Zna�a go, oczywi�cie, jak wszyscy, by� pot�ny, nie tylko cia�em i wiedzia�, �e jest ziemski i odra�aj�cy, a ta kobieta by�aby dla niego tylko na jeden raz i nawet nie wzi��by jej do restauracji, zdawa� sobie z tego spraw�, by�a z ni�szej ni� on sfery, p�ta�a si� po przedpokojach telewizji zasypuj�c wszystkich ofertami, czekaj�c, by j� przedstawiono komu� znacz�cemu, mia�a talent, pewnie, takich kobiet wiele otrzymano w spadku po czasach, kiedy wykszta�cenie by�o za darmo, wi�c postanowi� j� kupi� od razu, nie p�ac�c ze swego portfela. - Otwieramy ci kredyt. - W jakiej wysoko�ci? - Na ile si� cenisz? - A� tyle nie masz - powiedzia�a ostro, cho� nie powinna. - B�d� rozs�dna. - Co kupujesz? - Scenariusz przedstawienia. - Na temat? - W�drowny si�acz sprzedaje swoje mi�nie. - To nie jest problem, lecz fakt. - Ostra jeste�. - Podbijam po prostu kredyt. Pomy�la�, �e mo�e zabierze j� jednak do restauracji i mo�e to by� nawet "Palace". - Ale on chce umrze� za nasze pieni�dze. - Za�atwicie to legalnie? - Nie twoja sprawa. - Termin? - zapyta�a, przygryzaj�c palec wskazuj�cy, dotyka�a ko�ca j�zykiem trzymaj�c go nieco krzywo tak, jak si� oblizuje sk�rk� przy paznokciu. Pierwotno�� tego gestu i naturalno�� zupe�nie go pokona�a, ta kobieta by�a mokra i bez szminek, dopiero co wysz�a z bar�ogu i skopanych prze�cierade�. - Jutro - powiedzia�, maj�c co innego na my�li. Oblizywa�a koniec palca, wysuwaj�c j�zyk a� na doln� warg�, zamy�lona, ju� rozwa�aj�ca temat w p�mroku zas�on, sta�a przy oknie, poranne �wiat�o rozprasza�o kontury cia�a, wyda�a mu si� nierzeczywista, pomy�la�, �e nigdy jej nie pochwyci z�bami i szybko si� wy��czy�. Przebieg�a przez krusz�ce si� gazety, ��te i rozpadaj�ce si� pod pi�t� na nier�wne kawa�ki i stan�a przed ��kiem, patrz�c na plecy m�czyzny, odcina�y si� na nich trzy d�ugie krechy, lekko wygi�te i wychodz�ce z jednego punktu. Wygl�da�o to tak, jakby kto� sta� kiedy� po jego prawym boku i bi� go systematycznie batem, okrutnie trafiaj�c wci�� w to samo miejsce. Blizny by�y bia�e i w w�z�y. M�czyzna spa� cicho, trzymaj�c g�ow� na prawym ramieniu, jego w�osy by�y nieskazitelne, jakby wcale nie szed� przez sen, twarz blada, nawet ��tawa, niby woskowa, "to z powodu �wiat�a", pomy�la�a, gdy� przez chwil� wyda� si� jej nie�ywy i ju� uczesany po �mierci. - Kto ci� tak zbi�? - zapyta�a, oddychaj�c ci�ko, gdy� czu�a, �e gotuje si� w jej p�ucach powietrze, gdy si� nad nim pochyla. Odwr�ci� si� w jej stron�, otwieraj�c wielkie niebieskie oczy i patrz�c na ni� �agodnie. - Nikt. Nie pozwoli�em si� bi�. - Masz jednak blizny. - Pojawi�y si� w dniu moich urodzin, zim�. Chyba je przywlok�em z poprzedniego �ycia. Potem za�o�y� bawe�niane spodnie wprost na go�� sk�r�, brzeg koszuli wsun�� pod pasek, niedbale, tak jak to robi� m�czy�ni, zupe�nie nietelewizyjnie i podniecaj�co, a ona zapragn�a mu przynie�� buty, lecz sta�y obok ��ka, wi�c je wzu�, zapinaj�c na wiele zaczep�w. By�y wspania�e. - Jak je zdoby�e�? - spyta�a z �azienki bior�c prysznic. Podstawia�a otwarte usta pod wod�, gdy� powietrze wci�� w niej wrza�o. - Szed�em boso przez tereny zaj�te wojn�. - Dlaczego boso? - Kto� poprosi� mnie o buty, by� to stary cz�owiek i mia� poranione nogi, szed� z dzie�mi, by je wyprowadzi�, nie doszed�by nigdzie, a dzieci by�y zbyt ma�e, by znale�� drog�. Tam ju� nie ma nic, wojna nigdy si� nie sko�czy. - Wi�c da�e� mu swe buty? - Jestem pewien, �e doszed� z dzie�mi. Wysz�a zawini�ta w r�cznik. Bawe�niana koszula przecina�a w po�owie jego szczup�e ramiona, potem ��ko przyci�gn�o jej wzrok, prze�cierad�a powtarza�y kszta�t jego cia�a, lecz mia�a sprawy wa�niejsze, nie mog�a pozwoli� sobie na s�abo��. Nale�a�o wyda� pieni�dze, zanim kredyt zostanie cofni�ty. Ju� ubrana, wyj�a z drukarki prostok�tny kawa�ek plastyku z numerem konta telewizji i w�o�y�a go do kieszeni bawe�nianej sukienki zapinanej na guziki, dziecinnej, w drobne, naiwne kwiatki. Miasto nie zasypia�o nigdy, handel trwa� nieustannie, bo taka istnia�a potrzeba. O pi�tej rano opuszczano restauracje i wyl�gali reporterzy, by zbiera� szumowiny z nocnego roso�u, drukarze szli na �niadanie, w tylnych kieszeniach spodni tkwi�y gazety, dziewczyny zza kontuar�w robi�y zakupy i nios�y bu�ki dzieciom, a m�om okazyjnie nabyte ta�sze koszule; przedsi�biorcy wyruszali do klient�w i ju� rozmawiali przez CB szukaj�c w kieszeni kluczyk�w od samochod�w, kiwn�wszy g�ow� ch�opakowi przechodz�cemu z tac� srebrnych foremek chi�skich nudli i s�odkiej wo�owiny, bo nie zrobiono im drugiego �niadania, �ony obs�ugiwa�y przyj�cia dla wa�nych kontrahent�w, trzeba by�o zarabia� coraz wi�cej, by na to wszystko mie�, i wy�cig trwa�. Na progach piekar� siedzia�y czarnow�ose kobiety, tul�c �pi�ce dzieci, chude r�ce wyci�gaj�c po grosze, bo to by�o wszystko, co �wiat m�g� im da�, wojna nie ko�czy�a si� nigdy, kocha�y j� rz�dy sprzedaj�ce bro� w czasach recesji, co si� przecie� liczy, no nie, i dyplomaci, robi�cy kariery przy szampanie podczas negocjacji trwaj�cych latami. Kobieta sz�a obok m�czyzny i kroczy�o si� jej jako� lekko, jakby frun�a, pomy�la�a, �e to z powodu sp�dzonej z nim nocy, kiedy jej cia�o poczu�o ulg�, a mo�e by�a inna przyczyna, ukryta i przez ni� nie nazywana. Min�li bezdomnego, olbrzymie, t�uste cielsko w sztywnych od brudu lachach, by� to taki, co przechodzi milczkiem przez bar i nie patrz�c na nikogo szybko chwyta frytki pozostawione na tekturowym talerzu i wpycha je do dziury ust czarn� �ap�, d�awi�c si� po�yka, zanim nie podbiegnie sprz�tacz w czerwonej czapce i nie poka�e mu kciukiem drzwi, nikt na niego nie patrzy, nikt go nie �a�uje, nawet on sam. Kobieta sz�a niemal si� unosz�c, wstawa�o s�o�ce, w powietrzu zawirowa�y s�upy kurzu, �wiat�o przesz�o na skro� przez jej sukienk�, by�a jak chmurka. - Biedni kupuj� odzie� i przedmioty zapewniaj�ce rozrywk� - powiedzia�a, gdy stan�li przed otwartymi drzwiami sklepu. - Zaspokajaj� marzenia, a wi�c nareszcie lepszy zegarek i aparat fotograficzny dla starszego dziecka, mechaniczne zabawki dla maluch�w. - A ty kupisz narz�dzie pracy, by zarabia� wi�cej? - Tak - odpowiedzia�a. Nie chcia� z ni� wej��, zatrzyma� si� przed drzwiami i ona na chwil� przystan�a, ju� otwieraj�c usta, by zapyta�, czy go zastanie w tym samym miejscu, lecz tylko odetchn�a nim jeszcze raz g��boko i przymykaj�c oczy przekroczy�a zapor� blasku nikn�c. Tym dw�m typom spodoba�y si� jego buty, dojrzeli je od razu, lecz si� kryli za niskim murkiem i pud�ami na �mieci spieraj�c si�, kt�remu z nich przypadn�, on widzia� ich ogolone g�owy z prostok�tami odrost�w ponad uszami, czaszki w bliznach zaczynaj�cych si� od bezw�osych brwi, usuwanych codziennie kremami razem z brodawkami, piegami i wszelkimi skazami, gdy� one dowodzi�y cielesno�ci i po��da�, wi�c cia�a mieli jak ze szk�a. B�d�c sam� tylko wol� i czysto�ci�, nie�li sprawiedliwo�� w Sodomie, nale��c do starej rasy bezlitosnych, tak o sobie my�leli. - To becyk - s�ysza� ich s�owa, znaczy�o to nie-obywatel, "bezcitizen". Rozmawiali w polgermanie, mieszaninie dwu j�zyk�w, s�owach niemieckich z polskimi ko�c�wkami, mog�e� m�wi�, jak chcesz, mowa rozwija�a si� r�wnie szybko jak ten �wiat, nie maj�cy wcale jako�ci, lecz ilo��. - To buty Sprzymierzonych. - Nikt takich nie ma - rzek� drugi. - Nale�� do Armii �wiata, jak wyt�umaczy, sk�d je ma? - A ten becyk si� nie t�umaczy, my�li, �e jest lepszy od nas. - Trzeba go spoziomowa�. - Mo�e to dezer? - Stamt�d nie mo�na uciec. - On jednak... - Na pewno je ukrad�, naszym obowi�zkiem jest wymierza� sprawiedliwo��. - Tak! B�dziesz nienawidzi� obcych! - Mamrot�w i niemcawych, moj�eszrawc�w i katolnik�w. - Przysi�gamy! Uderzywszy si� wzajemnie pi�ci� o pi��, wyszli zza �mietnik�w przypominaj�c dwa roboty z w��kien szklanych. Odzie� na�o�ona farb� w spraju przylega�a do mi�ni, pomalowali j� we wzory tak, �e ich cia�a utraci�y form�. Jeden nakre�li� sobie kwadratowe piersi i s�kate bicepsy, drugi by� ciotowaty i mia� cia�o jak klajster, tote� zrobi� na nim kontury czerwone, z czarnymi cieniami i dopiero w ten spos�b to zaistnia�, ale obydwaj mieli kr�tkie portki, kolarki, g�adkie i �liskie, nie kryj�ce niczego, dodatkowo namalowali sobie dwa olbrzymie cz�onki, fioletow� farb�, zupe�nie monstrualne i d�wigali je przed sob�, gdy� wszystko ju� by�o na pokaz i na sprzeda�. - Ty, becyk! - rzeki ciotowaty. - Komu ukrad�e� te buty? - Oddaj je, bo wezwiemy Securitas�w. - Wezwijcie - rzeki spokojnie Przybysz. Sta� opieraj�c si� lekko plecami o �cian�, w�a�ciwie tylko barkiem, jego d�ugie ramiona zwisa�y lu�no wzd�u� bioder, by�y nadzwyczaj szczup�e, same mi�nie obci�gni�te sk�r�. Gdyby na nie spojrzeli, powinni si� zastanowi� widz�c system �y�, a pod nimi w�skie zwoje rzemieni wielokrotnie zwini�tych, kt�re si� napi�y przyrastaj�c i sta�y si� kamienne. Ciotowaty, bardziej histeryczny i z kompleksami, kt�re by�y w nim czarn� dziur� wci�� poch�aniaj�c� z�o i jego samego, zaatakowa� pierwszy. �aden nie wiedzia�, jak to si� sta�o i nie zauwa�y� nic opr�cz tego, �e kumpel ruszy� prawie jednocze�nie i obydwaj natkn�li si� na co� tu� przed szczup�� postaci�, nie zdali sobie sprawy z tego, �e s� to jego ramiona, wydawa�y si� tak d�ugie i szybkie, zosta�y wyrzucone do przodu niewidocznym ruchem, ciemnym i ci�kim, wi�c odpadli czuj�c b�l, chyba musia� ich uderzy�, skoro stracili oddech i stali z rozdziawionymi ustami, usi�uj�c z�apa� powietrze. Obcy sta� w tym samym miejscu, ju� nie by� oparty o �cian� ani wyluzowany, przerasta� ich o g�ow�, nawet wi�cej, o pi�tna�cie cali, lecz nie patrzy� ponad nimi, a jego oczy, zawsze b��kitne i �agodne, o mi�kkim spojrzeniu, iskrzy�y si� modro, intensywnie i przejrzy�cie, cho� nie by�y z�e ani nawet zagniewane, lecz koncentrowa�y si��, jak drogie kamienie. Wydawa�o im si�, �e wydzielaj� ostry, bia�y blask, ale to przecie� bzdura, jednak�e to �wiat�o bia�e, jak przy spawaniu, by�o niby materia. Ciotowaty, histeryczny, pobieg� na r�g po Securitas, z powodu kompleks�w czu� si� zel�ony, "�eby jaki� becyk na obywatela Miasta, w bia�y dzie�, na �rodku ulicy, co za ha�ba, gdyby kumple z anarkii zobaczyli, przecie� kto� mo�e donie��, ludzie maj� oczy i nigdy nie wiesz, kto na ciebie patrzy, wydaje si� tobie, �e jeste� anonimowy w t�umie, o nie, wszyscy si� znaj� i jedno wydarzenie ma tysi�c stron". Mundury sz�y rytmicznie, zawsze po trzech, paski pod brod� i he�my, nie wiadomo, co si� mo�e wydarzy�, w ko�cu trwa wojna naoko�o, w ka�dej chwili dzia�ania mog� si� przybli�y�, nie wiadomo, kto jest kim. S�katy sta� ju� z zamkni�tymi ustami, by� bardzo blady, wydawa�o mu si�, �e zamiast �o��dka ma wielki r�g, kt�ry wci�� ro�nie, i to do �rodka, przebija go i on wewn�trz krwawi, sp�ywa mu ciep�a stru�ka, musi by� kleista i s�odka, gdy� czuje ten smak w zlepionych wargach. - Jak d�ugo b�dziesz w Mie�cie? - zapyta� jeden z mundur�w. - Wieczno�� - odrzek� obcy. - On z nas kpi. - Powiedzia�e�. - Bezczelny! - wrzasn�� histerycznie ciotowaty, ale i jemu zacz�o si� robi� niedobrze, dosta� przecie� w splot s�oneczny. Zblad� i trz�s�y mu si� wargi. - Zrobimy ci zdj�cie - rzek� pierwszy mundur. Obcy stal tu� przed �cian�, jakby pod murem egzekucji, i patrzy� ponad ich g�owami, lekko wzgardliwy, jak im si� wydawa�o, ramiona opuszczone lu�no wzd�u� tu�owia, ale ci dwaj, ciotowaty i s�kacz ju� ich si� nie bali, b�d�c pod opiek�. - Bierzemy go! - rzek� drugi w�ciekle, z nagle wzbudzon� agresj�. - Wynocha! - warkn�� trzeci. - Za mury. �eby noga twoja nie posta�a w Mie�cie. - I niespodziewanie, nikt nie zd��y�by zareagowa�, wystrzeli� ku obcemu, nie aby zabi�, lecz sparali�owa� mu r�ce. By�a to nowa bro�, wygl�daj�ca jak tradycyjna pa�ka, od pewnego czasu przydzielana stra�y, by nie dra�ni� obywateli, szczeg�lnie bogatych, kt�rych dzieciaki rozbija�y si� w staro�wieckich autach, wrzeszcz�c i pij�c. Czasami stra� musia�a reagowa�, czyha�a na to prasa, niedobrze by�o, gdy w gazetach pojawia� si� syn wa�nej osoby, zas�aniaj�cy twarz r�kami o skutych nadgarstkach. Wi�c wymy�lono �w klej parali�uj�cy ruchy, nieszkodliwy, zupe�nie przyjemny, tylko nie mog�e� si� ruszy� i twoje ramiona by�y jak dwa sztandary na deszczu. Ciotowaty zauwa�y�, �e te stalowe d�wignie s� jak od�amane w barku i obcy nie ma si�y ich d�wign��, wi�c otar� usta, gdy� w�a�nie zwymiotowa�, nieomal na buty stra�nika, i podskoczy� g�upio i niezr�cznie, wr�cz karykaturalnie. Trzasn�� obcego w policzek. Nie trafi� w szcz�k� i mia� szcz�cie, gdy� wy�ama�by sobie nadgarstek, lecz uderzy� w strzelist� ko�� policzkow�, pozostawiaj�c na niej czerwony, okr�g�y �lad. G�owa tamtego tylko lekko si� odchyli�a pod straszliwym, jak si� ciotowatemu wydawa�o, ciosem. Pierwszy stra�nik zrobi� ju� zdj�cie, jego r�czny komputer kodowa� si� sam, nie zauwa�y� ataku, oczywi�cie, drugi w�a�nie patrzy�, czy akurat kto� nie nadchodzi, nie by�o nikogo w ruchliwym centrum, trzeci poprawia� pa�k�, t�, kt�r� unieruchomi� obcego, nikt niczego nie widzia�, nic si� przecie� nie sta�o, to becyk. - Zabieraj si�! - rzek� pierwszy. - Trzeba go zatrzyma�. Jest niebezpieczny. - Mamy piwnic�. Nigdy z niej nie wyjdziesz - doda� trzeci, kt�rego agresja, nie wiedzie� czemu, dziko wzros�a. Popchn�li go, w�a�ciwie uderzyli w plecy, by rusza� przed siebie, donik�d i na zatrat�, nie mia� praw, nie trzeba by�o si� z nim liczy�. On by� nikim, nawet nie mia� imienia, wi�c nikt si� o niego nie upomni, mo�na wiele. Przypomnia� sobie ostatni� przygod� nazywan� przywracaniem porz�dku: wpadli na festiwal m�odzie�y, wolno im by�o ich rozgoni� i spa�owa�, skopa� ka�dego, kto si� nawin�� pod but, to jest fajne, wtedy si� �yje, rzuca si� o gleb� dziennikarzy, kamery w piach, no to co, �e przedosta�y si� jakie� zdj�cia, ludzie to �mieci, my�l� tylko o tym, by prze�y�. Wi�c je�eli mo�na pobi� tych, kt�rzy �piewaj� na festiwalu i s� niewinni, ale przedtem si� ich sprzeda�o, �wiat jest ju� zupe�nie sprostytuowany i kurestwo sta�o si� norm�. Obcy upad� na kolana, jego g�owa si� pochyli�a, gdy �elazo wali�o go w plecy, "wybaczam wam", chyba tak powiedzia�, a mo�e "wybaczcie" i to by�o skierowane do ch�opak�w. Nimi te� nikt si� nie zaj��, to przecie� tacy, wiecie, z namalowanymi penisami, nie uznaj� �adnych norm, nie wiadomo przeciwko czemu si� buntuj�, wi�c skoro �wiat im si� nie podoba, a wszystko chc� rozbi�, to niczego w zamian nie musz� dostawa�. G�owa obcego pochyli�a si� jeszcze bardziej. - Przesta�! - krzykn�a kobieta wbiegaj�c pomi�dzy stra�nik�w. Byli ju� dzicy i nieomal oszalali od tego bicia, cz�owiek ulega wtedy pewnemu stanowi i nie mo�e nad sob� panowa�. - Spr�buj mnie tylko tkn��! - sta�a naprzeciwko trzeciego, patrz�c mu w oczy, by� w�a�ciwie ch�opakiem. Prostota jej sukienki go zahamowa�a. Na przedmie�ciu, gdzie mieszka�, dziewczyny nosi�y pi�ra i szmaty z lady Armii Zbawienia, przemkn�a mu my�l, �e widzia� takie jak ta sukienki na manekinach, nieskazitelne, skrojone co do milimetra, ka�da z nich musia�a kosztowa� miesi�czne pobory ca�ej jego rodziny. I jeszcze co� go wstrzyma�o. Prostok�t bia�ego plastyku, kt�ry ta kobieta trzyma�a po prostu w r�ce niby kartk� papieru. Nie mia�a �adnej torebki, inaczej ni� jego matka, nosz�ca ze sob� ca�y sw�j maj�tek, kosmetyki, drugie �niadanie i zapasowe majtki. A ta, tutaj, nie potrzebowa�a niczego, wsz�dzie mog�a sobie poradzi�, wszystko kupi� i otrzyma� ka�d� us�ug�. Cyfry! Tak, na tym kawa�ku plastyku by� d�ugi ich rz�d. O, na to ich uczulali na wszystkich szkoleniach, wi�c si� zatrzyma�, jego pa�ka, prze��czona ju� na razy mechaniczne, zawis�a w powietrzu, a potem opu�ci� powoli rami�. Ta kobieta nie krzycza�a, wypowiedziawszy dwa zdania sta�a spokojna i nawet nie zagniewana. Wymusza�a pos�uch, wiedzia�a doskonale, �e nikt si� jej nie sprzeciwi. Na jego przedmie�ciu baby ci�gle wrzeszcza�y, a wszyscy nieustannie musieli okazywa� sobie wrogo�� zaci�ni�tymi pi�ciami i w�ciek�ym wzrokiem. Rozejrza� si�, dwaj jego koledzy r�wnie� si� opanowali. Pierwszy nawet si� pochyli�, by unie�� obcego, a wtedy ona wykona�a dwa lekkie gesty: wyprostowa�a praw� d�o� tak, jak si� dzi�kuje kierowcy, gdy si� przed tob� zatrzyma na przej�ciu dla pieszych, jednocze�nie nieco unios�a k�ciki ust, niby w u�miechu, "o, zbytek �aski", to w�a�nie mia� wyra�a�. Wi�c stali we tr�jk� nieruchomo, schwytani na s�abo�ci. Obcy si� podni�s� opieraj�c pi�ci� o kolano, i spojrza� na nich z g�ry. To by� straszny wzrok, niebieskie oczy by�y teraz prawie czarne, odnie�li wra�enie, �e si� w nich gubi�. Ciotowaty zgi�� si� i znowu zacz�� wymiotowa�, s�kacz sta� blady. Poczuli si� nagle g�upio w swych obcis�ych strojach, by�y przecie� napryskan� warstw� farby, termiczn�, owszem, i przeciwkurzow�, ale sk�ada�y si� g��wnie z koloru. Ich namalowane penisy nagle zacz�y im ci��y�, sta�y si� niby belki zwisaj�ce pomi�dzy nogami, lecz oni zostali do nich przykuci i b�d� musieli je nosi�, jak nowo�ytni niewolnicy, zawsze i dok�dkolwiek p�jd�, a one wskazuj�, �e zostali wystawieni na sprzeda� i decyduj� o ich warto�ci. Obcy, wydawa�o si�, pozosta� nietkni�ty, jakby zd��y� si� od razu zregenerowa�. Jego p��cienna koszula by�a na wp� przejrzysta, musia�a zosta� utkana na Wschodzie, kobieta teraz to zauwa�y�a i mundurowi r�wnie� o tym pomy�leli, sk�d wi�c on przyby� i kim w istocie jest? Materia� przyklei� si� od raz�w pa�ki, sk�ra pewnie zosta�a poprzecinana, lecz rany ju� przysch�y, p�yn kom�rkowy wyparowa�, nask�rek si� zasklepi�. - Chod�my do ambulatorium - zaproponowa�a kobieta, bo tylko w taki spos�b umia�a zdyskontowa� swoje zdziwienie. Potrz�sn�� lekko g�ow�, stoj�c wyprostowany, wygl�da� zupe�nie �wie�o w promieniach s�o�ca. Odwr�ci� si� gwa�townie i szybko podszed� do s�katego, kt�ry sta� blady, czuj�c, �e w m�zgu nadal wybucha mu bomba, a piersi eksploduj� bia�ym ogniem. Czu� zwierz�cy strach, tego nie da si� wyrazi�, widzia� �mier� w nim samym uciele�nion�, nie istnia�. Obcy podni�s� lewe rami� w g�r�, odwracaj�c d�o� wewn�trzn� powierzchni�, jakby podstawiaj�c pod niebo, kt�re w ni� wpadnie, a praw� po�o�y� ch�opakowi na g�owie. Sta� chwil� nieruchomo, bardzo skupiony, wszyscy to czuli. Co� si� dzia�o, nikt nie umia� tego okre�li�. Potem si� odwr�ci� i nie zwracaj�c uwagi na nikogo, poszed� przed siebie. By� to plac. Rz�dy �awek, po�amanych, bo toczy�a si� tu bitwa i wyrywano z nich �erdzie, rozbite o kolano czy grzbiet i porzucone, wala�y si� w�r�d puszek i tekturowych opakowa�, pustych butelek i afiszy przedartych w p� - przez twarz i s�owo "koncert". Ponad estrad� plastykowy dach w czerwone i ��te pasy, podarty, oczywi�cie, a deski sceny, teraz zupe�nie puste, tworzy�y g�adk� i rozleg�� przestrze�, przera�aj�c� przez to w�a�ciwie, �e nie znajdowa�o si� na niej nic. Z pewno�ci� j� uprz�tni�to, mo�e nawet kto� umy�, stoj�c na kraw�dzi, gdy� nie mia� odwagi przekroczy� brzegu - trzymaj�c w�� gumowy obiema r�kami, polewa� czerwone ka�u�e i wpatrywa� si� nieco bezmy�lnie w g�st� krew, nie by�o jej du�o, ale za to w kilku miejscach, i p�yn le�a�, jakby nie chcia� wsi�kn�� i po��czy� si� z czymkolwiek. Potem ju� nikt nie wszed� na scen�. Na placu sta�y setki samochod�w ze wszystkich epok, stadion powoli zamienia� si� w cmentarzysko wrak�w. Przyje�d�ali samochodami z miasta, czasami ukradzionymi, lecz cz�ciej p�acili pieni�dzmi rodzic�w, mieli i zarobione, im zreszt� ch�tnie udzielano kredytu, a epoka aut ju� si� sko�czy�a. Porzucali je tutaj, gdy zabrak�o paliwa lub jaka� cz�� odm�wi�a pracy. Siedzieli w samochodach parami i w grupach, rozmawiaj�c z tymi z drugiego ko�ca placu przez wideofon, zazwyczaj na ekranie pojawia�a si� twarz kogo� spoza Miasta. Nigdy nie wiesz, czy jest to realna osoba, czy tylko posta� z gry komputerowej. "Istniejesz rzeczywi�cie?" Jeszcze zadawano takie pytania, cho� nikt nie oczekiwa� prawdziwej odpowiedzi. To w�a�nie by�o ekscytuj�ce, �wiat sta� si� niematerialny, nic nie by�o wa�ne. Ha�as rozm�w, zgie�k muzyki, pokruszone kawa�ki s��w we wszystkich j�zykach globu i obrazy, dymi�ce po�wiat� znad ekran�w w samochodach, wycina�y t� przestrze�, s�o�ce zamyka�o j� od g�ry jak klosz i to by�o jedyne, co mog�o ich chroni�. Dziewczyna siedzia�a na burcie samochodu, odwr�cona do niego profilem, gdy wszed� na plac. Jej spiczasta czapka z gazety i szmaty, w kt�re si� zawin�a, przypomina�y co� staro�wieckiego, dawnego jak antyk, lecz ze Wschodu. By�a dziewic� i nosi�a tylko czerwone kolory. Kiedy si� pojawi� po przeciwnej stronie, siedzia�a nieruchomo, ale teraz inaczej, zamar�a nas�uchuj�c, jak niewidoma, kt�ra nie wykona �adnego ruchu g�ow�, lecz ty wiesz, �e ci� dostrzega. Trwa�o to chwil�, potem zacz�a si� zsuwa� z burty samochodu, niezmiernie powoli wyprostowa�a lew� nog� i dotkn�a ni� ziemi, a potem, tak samo niespiesznie, dostawi�a praw�. Ka�dy ruch mia� w sobie precyzyjn� dok�adno��, czeka�a tak d�ugo, tysi�c, czy trzy tysi�ce lat, obszar tego czasu powi�kszony o szesna�cie lat jej �ycia nie mia� znaczenia. Jeszcze nie odwraca�a g�owy, wr�cz przeciwnie - pochyli�a j�, jakby nie chcia�a na niego patrze�, nie dlatego, �e mog�aby si� rozczarowa�, je�eli si� kogo� kocha tysi�c lat lub trzy, wygl�d nie ma znaczenia, lecz obecno��, spe�nienie i ulga. Odwr�ci�a si� gwa�townie, lecz wtedy s�o�ce odbite od lusterka samochodu wpad�o jej do oczu i na chwil� o�lepi�o �renice, nie widzia�a niczego, tylko blask i czarno-t�czowe ko�a lataj�ce z wielk� pr�dko�ci� w jej m�zgu, w kt�rym nigdy nie by�o miejsca na nic innego jak na mi�osne czekanie. Sz�a dotykaj�c lekko d�oni� samochod�w, nieomal si� unosi�a, wszystko by�o teraz jeszcze mniej wa�ne ni� zawsze. Nie widzia�a go zupe�nie, nawet zarysu sylwetki zbli�aj�cej si� pod s�o�ce, kt�re szala�o na jej �renicach. On kroczy� po przeciwnej stronie placu, klucz�c pomi�dzy samochodami, lecz nie gubi� jej nigdy z oczu. Stan�li naprzeciwko siebie, nic nie m�wili. - To Mada, moja siostra - powiedzia� ch�opak, kt�ry wyszed� z samochodu. - Niech pan nie zwraca na ni� uwagi, ona jest troch�... To mi�a dziewczyna, nie zrobi panu krzywdy. Ma na imi� Magdalena, ale w dzieci�stwie m�wi�a na siebie Mada i tak zosta�o. Dziewczyna zdj�a z g�owy papierow� czapk� i trzymaj�c j� obur�cz r�wno i delikatnie, tak jakby to by�a cesarska korona z brylant�w, unios�a do g�ry, kiedy ca�kiem wyprostowa�a ramiona