6089
Szczegóły |
Tytuł |
6089 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6089 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6089 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6089 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eliza Orzeszkowa
Obrazek z lat g�odowych
Pos�uchajcie, pi�kni panowie i panie, opowiem wam kr�ciuchn� powiastk�.
Z b�yszcz�cych wy�yn waszych czy spojrzeli�cie kiedykolwiek w d�, nisko, w g��b owych warstw spo�eczno�ci, kt�re ciemne, n�dzne, z pi�kna odarte pracuj�
ci�ko? Czy�cie widzieli, jakie cierpienia nurtuj� na tych dnach g��bokich, jakie m�ki rozdzieraj� �ono tej m�tnej dla was fali �ywych ludzi?...
Wy�cie my�leli zawsze, o pi�kni i pi�kne, �e w tej grubej i szorstkiej warstwie sam ka� tylko i bezrozum; po c� wi�c w ni� zagl�da�? Tak, zapewne; je�eli
nie chcecie zas�pi� rozpogodzonego zabaw� lica, nie zbli�ajcie si� do ludu, p�jd�cie raczej bawi� si� i pl�sa� przy blasku �wiate� jarz�cych, w�r�d woni
salon�w. Ale je�eli mi�dzy wami s� serca mi�uj�ce nie l�ni�cy poz�r, lecz grunt cz�owieczy, je�eli s� i umys�y ciekawe zbadania bied spo�eczno�ci, niech
zajrz� w istnienie milion�w, w istnienie mozolne, bezbarwne, rzadko poj�te dobrze przez szcz�liwych, cz�sto spotwarzane, oplwane. Tam znajd� serca dramat
�ywy i cel ukochania, a umys�y nauk� i zach�t� do d��enia ku post�powi takiemu, kt�ry zbli�y szcz�cie nie jednostkom, nie kastom, lecz wielkiemu og�owi.
Moja opowie�� kr�ciuchn� b�dzie. Przedstawi ona jeden z milion razy powtarzaj�cych si� na ziemi dramat�w, kt�re odegrane w biednej i ciemnej warstwie ludzko�ci
gin� bez �ladu. Do mnie dosz�a wie�� o nim i z podziwem zaduma�am si� nad tym, i� podobne dramaty dot�d na bo�ym �wiecie istniej�.
Opowie�ci wi�c o cierpieniu biednych i ciemnych, pos�uchajcie, pi�kni i o�wieceni panowie i panie.
Dziwnie smutne by�y lata 1854-5 i 1856. G��d, straszny g��d, piekielnymi m�kami rozdziera� piersi ludu; tysi�ce tych, kt�rych pracy kraj chleb powszedni
i niepowszednie zbytki zawdzi�cza�, kona�y �mierci� g�odow�.
Jeden okrzyk bolesny, ci�ki, rozpaczny zaj�cza� z piersi ludu: chleba! chleba! obi� si� o niebo i rozleg� po ziemi. Niebo silniejsze skwary latem i rz�sistsze
deszcze wiosn� zes�a�o, zbo�e ton�o w dolinach, usycha�o po wzg�rzach; szcz�liwsi bracia bawili si� weso�o, a lud wydobywaj�c si�y ostatnie wo�a�: chleba!
chleba!
W kt�rym z pomienionych wy�ej trzech lat, nie wiem, w jakiej okolicy, nie powiem, sta� bia�y i pi�kny pa�ski dw�r. Dom du�ymi i czystymi oknami jasno jako�
na �wiat spogl�da�, po ganku pi�y si� powoje, a woko�o ros�a g�adka murawa, stokroci� usiana i konwali�. Za bram� by�y pola szerokie i ��ki barwne jak
kobierce. Przez ��ki bieg�a rzeczka w�ska, ale g��boka i szybka; za rzeczk�, szara i pokorna, do obros�ego ja�owcem wzg�rza tuli�a si� wioska. Kilka krzy��w
wysokich strzela�o ponad niskie chaty i niedaleki gaj brzozowy bia�� kor� b�yskaj�c szumia� z cicha, jakby sm�tn� piosenk� swego szumu ko�ysa� chcia� do
snu blade dzieci wioskowe.
We dworze mieszka� pan m�ody i bogaty; niedawno si� o�eni�, gdzie� w wielkim mie�cie podobno. Dobry by�, bo nie krzywdzi� ludzi, nie bi� i nie �aja�, ale
si� te� z nimi nie wdawa� w rozmowy i stosunki; bo i na c� mu to by�o potrzebne, kiedy mia� ekonom�w? Zreszt�, o czym�e by m�wi� z ciemnym ludem? Czyta�
tylko ci�gle ksi��ki, a kt� odgadnie, co w nich dobrego wyczyta�, je�li si� z nich bratniej mi�o�ci wyuczy� nie m�g�. Go�cie przyje�d�ali cz�sto, pan
wes� przed dom wychodzi�, pan�w ca�owa�, paniom si� k�ania�, do salon�w pi�knych zaprasza� i nieraz d�ugo w noc z szerokich okien bia�ego domu wychodzi�y
odg�osy �ywych rozm�w, weso�ych �miech�w i pi�knej muzyki. Pani mia�a liczko bia�e jak listek lilii, usteczka purpurowe i du�e, czarne oczy, mia�a r�czk�
drobniuchn� i postaw� kr�lowej. Dobra te� by�a, bo nie �aja�a i nie krzywdzi�a nikogo, ale ch�op�w znie�� nie mog�a. Przykrym jej by� zapach siermi�g i
d�wi�k grubej mowy ludowej. Ona w rodzicielskim domu ch�op�w nigdy nie widzia�a i s�ysza�a zawsze od ojca, �e oni s� pr�niacy i z�odzieje, a od matki,
�e z ni�szymi wchodzi� w stosunki nie nale�y. Zreszt�, po co jej by�o zna� ch�op�w? Czy ma�o mia�a znajomych pi�knych pa� i pan�w? Gra�a tylko ci�gle,
a kt� odgadnie, jakie d�wi�ki wlewa�a muzyka w jej serce, je�li nie wla�a w nie d�wi�- k�w bratniej mi�o�ci!...
W wiosce mieszka�o trzydzie�ci rodzin ch�opskich, a nad nimi panowa�... straszny, bezlitosny g��d.
Jedna z chatek sk�adaj�cych wiosk� sta�a nieco opodal od towarzyszek swoich, otoczona drzewami, czysta jako� i mi�a, cho� niska i szara. By�a to chata Symona
Harwara, bogatego dawniej gospodarza. I w istocie bogaty by� niegdy� Symon, bo mia� dwa konie, par� wo��w i zbo�a mu zwykle na rok wystarcza�o ca�y, a
czeg� wi�cej dla ch�opa potrzeba? Ale gdy przysz�y nieurodzajne lata, pokaza�o si�, �e bogactwo Harwara nie by�o niewyczerpane. Sprzeda� si� konik jeden
i drugi, w� jeden si� straci� i zbo�a na chleb nie sta�o. Pracowa� Harwar i w�dki nie pi�, ale nie pomog�a ni praca, ni trze�wo��, g��d dokucza�. Jesieni�
piekli w Harwarowej chacie chleb z j�czmienia, zim� z plewy, a na wiosn� i plewy zabrak�o...-zacz�li je�� traw�. P�aka� Harwar i ociera� �zy r�kawem podartej
siermi�gi. Poszed� do dworu prosi� o chleb; we dworze dali mu garniec �yta na tydzie�, albo to nie do�� dla ch�opa? Dla Harwara by�o to ma�o, bo mia� �on�
i dzieci. W poniedzia�ek i we wtorek jedli w chacie zacierk� z pa�skiego �yta, a potem znowu gotowali i jedli traw�. Harwar p�aka�, bo mia� �on� i dzieci.
A dzieci Harwar mia� czworo. Najm�odsze spa�o albo krzycza�o w ko�ysce uplecionej z �ozy i na grubych sznurach wisz�cej w k�cie chaty; drugie pe�za�o po
ziemi siedz�c najcz�ciej z kotem pod �aw�; trzecie, podrostek, nosi�o w dzie� m�odsze dzieci, a wieczorami drzema�o skurczone na przypiecku; czwarta c�rka
i najstarsza, mia�a lat pi�tna�cie. Hanka, c�rka Harwara, by�a naj�adniejsz� w wiosce dziewczynk�. S�uszna i cienka, jak gdyby rosn�c zapatrzy�a si� na
brz�zk� w gaju, oczy mia�a b��kitne jak niezabudka i tak jako� s�odko patrzy�a nimi, �e chc�c nie chc�c trzeba by�o kocha� dziewczyn�; w�osy jasnymi warkoczami
oplata�y jej opalone, ale g�adkie i pogodne czo�o, albo rozpuszczone i g�ste spada�y do pasa spod bia�ej chusteczki.
Kiedy Harwar by� jeszcze bogaty, a w chacie nie traw�, ale 'chleb jedli, Hanka, bywa�o, jak si� ustroi w krasny gorsecik, nawi��e paciork�w na szyj�, a
w jasne w�osy wplecie p�sow� tasiemk�, to ch�opcy z ca�ej wioski ledwie na ni� oczu nie wypatrz�, cho� jeszcze by�a za m�oda, �eby swat�w na zapoiny posy�a�.
A mi�dzy tymi ch�opcami najrzewniej i najogni�ciej patrzy� na Hank� osiemnastoletni Wasylek Chmara. Dziarski ju� by� z niego, trze�wy i pracowity parobczak.
Z oez�w patrzy�a mu poczciwo�� i roztropno��, twarz zalewa� rumieniec zdrowia i si�y. Hanka dawno zna�a Wasylka. Gdy byli dzie�mi, trzody pasali razem;
p�niej, kiedy zacz�a matce pomaga� w gospodarstwie i bieg�a po wod� do studni, zawsze tam znalaz� si� Wasylek, wiaderko od niej odebra�, wody zaczerpn��
i ni�s� do chaty, a ona sz�a obok niego i rozmawiali, i �mieli si� tak weso�o a g�o�no, �e a� s�siadki wygl�da�y zza p�ot�w.
To znowu, kiedy pracowali razem we dworze, Wasylek zawsze pamaga� Hance i wracaj�c od roboty prosi� j�, �eby mu za to za�piewa�a piosenk�. Hanka �piewa�a,
a ch�opak patrzy� na ni� ognistymi oczami.
I dziewczynie dobrze by�o z weso�ym i roztropnym Wasylkiem. Z nim, bywa�o, weselej idzie na pa�szczyzn� i matce jego ni�ej jak innym kobietom si� pok�oni,
i kiedy go d�ugo nie widzi, to patrzy na drog� od wioski, a� b��kitne oczy �zami zajd�, a w serduszku tak jako� smutno, �e i bo�y �wiat niemi�y. Si�a pot�na,
kt�ra pono i w salonach, i w wioskach jednako mi�o�ci� si� nazywa, przyci�ga�a wzajem ku sobie dwoje czystych i pe�nych m�odo�ci dzieci przyrody i ludu.
Raz, a by�o to wtedy, kiedy by� jeszcze chleb w chacie Harwara, a Hanka mia�a lat czterna�cie, zb��ka�a si� Harwarowi owieczka i z chaty pos�ano Hank�,
aby j� odszuka�a. Dziewczyna d�ugo chodzi�a po polu i s�onko zachodzi� ju� mia�o, gdy spotka�a Wasylka. Poszli razem szuka�, daleko ode wsi znale�li owieczk�
i p�dz�c j� przed sob� z wolna powracali do domu. Wiecz�r by� cichy i pogodny, jeden z ostatnich letnich wieczor�w; brzozowy gaik szumia�, gdzie� daleko
ch�opcy na surmach grali i tak jako� pi�knie by�o a smutno razem na bo�ym �wiecie!... Rzewno�� ogarn�a Hank� i Wasylka... Szli milcz�c.
- Hanko - rzek� wreszcie Wasylek podnosz�c g�ow� i patrz�c na dziewczyn� - czy nikt do ciebie swat�w nie przysy�a�?
- A kt� by? - odszepn�a zarumieniona Hanka - nikt nie przysy�a�.
- A �eby przys�a� kto swat�w? - spyta� Wasylek patrz�c to na ziemi�, to na ni�.
- No, to i c�? - odpowiedzia�a - prosi�abym matuli, �eby nie przyj�a.
- Dlaczego by� prosi�a matuli, �eby nie przyj�a? Dziewczyna nie odpowiedzia�a i tylko patrzy�a w ziemi�.
- A �ebym ja do ciebie swat�w przys�a�? - zapyta� znowu Wasylek.
- Co te� m�wicie, Wasylku! - szepn�a sp�oniona ca�a dziewczyna.
- A �ebym przys�a� - nalega� ch�opiec - no c�, powiedzcie, czyby�cie prosili matuli, �eby nie przyj�a?
- Prosi�abym, �eby przyj�a rzek�a Hanka i zakry�a twarz r�k�.
Byli wtedy u skraju brzozowego gaiku; wiatr �agodnie szumia�, surmy t�skno gra�y, niebo by�o pogodne. Wasylek, szcz�liwy i rozkochany, obj�� sp�onion�
i i pierwszy raz a gor�co j� poca�owa�.
Hanka i Wasylek kochali si� bardzo. Wiedzieli o tym ich rodzice i radzi spogl�dali na mi�o�� dzieci, ale nie mieli za co sprawi� wesela, od�o�yli wi�c �lub
ich do lepszych czas�w. A m�odzi nie skar�yli si� na zw�oka bo dobrze im by�o pracowa� razem i kocha� si�, i marzy�...
Marzy�!... dziwny wyraz, gdy mowa o ch�opach! Albo� ch�opi marz�? O tak, p�ki m�odzi i nie zm�czeni �yciem ci�kiego mozo�u i p�ki nie zag�usz� w sobie
cz�owiecze�stwa piciem w�dki p�yn�cej potokami z gorzel� pa�skich - i ch�opi marz�.
Hanka wi�c i Wasylek marzyli o przysz�o�ci. Nieraz w dnie �wi�teczne siedz�c na progu chaty rozmawiali ze sob�, jak si� wkr�tce pobior�, jak b�d� mieli
swoj� w�asn� chatk�, czyst� i bia��. Ojciec da Hance kr�wk�, matka pe�n� skrzyni� krasnych sp�dniczek i koszul bia�ych czerwonym szytych; Hanka w swojej
chatce skrz�tnie zagospodaruje, Wasylek pilnie pracowa� b�dzie, aby jej trudu ul�y�, i nigdy, nigdy przez �ycie w�dki nie skosztuje; na �cianach zawiesz�
z�ocone obrazki �wi�tych; przed chat� zasiej� grz�dki nagietek i krasnych mak�w - a kocha� si� b�d� bardzo i bardzo, zawsze i gor�co, bo i jak�eby si�
kocha� nie mieli, kiedy im ze sob� tak dobrze!
Marzyli m�odzi, czas up�ywa�, dzie� schodzi� i nieraz ksi�yc opromieni� ich jasnow�ose g�owy, a oni jeszcze siedzieli na progu chaty, trzymali si� za r�ce,
patrzyli sobie w oczy i gwarzyli z cicha, serdecznie i po prostu.
Niekiedy id�c oko�o pa�skiego dworu Wasylek pokazywa� Hance bia�y i jasny dom pana m�wi�c:
- Jak fam �licznie by� musi, Hanko!
A ona odpowiada�a:
- Gdybym by�a wielk� pani�, tobym wysz�a za ciebie i mieszkaliby�my w takim pi�knym domu.
- Dobrze nam b�dzie i w naszej chatce, byleby�my si� pobrali - m�wi� ch�opak i bez zazdro�ci patrzyli oboje na bogaty dw�r pa�ski.
Przysz�a zima, g��d ci�ki zajrza� do wsi; w chatach Wasyla i Hanki i j�czmiennego zabrak�o ju� chleba.
Szybko poblad�y twarze m�odych ludzi, oczy ch�opca zapad�y i gas� powoli �ywy b��kit ocz�w dziewczyny, bo g��d to straszny niszczyciel: wygryza piersi,
czerni twarz i gasi blask oka. Nie skar�yli si� jednak, pracowali, jak mogli; tylko Wasylek rzadko ju� �mia� si�, a Hanka �piewa� przesta�a, ale kochali
si� zawsze, coraz bardziej.
Nadesz�a wiosna, chleba i z plewy zabrak�o. Brali od pana po garncu �yta na tydzie�, ale trudno by�o prze�y� garncem �yta siedem dni d�ugich, bo w chacie
Hanki �y�y trzy osoby doros�e i troje dzieci, a u Wasylka pi�� os�b doros�ych i dwoje dzieci.
Twarz ch�opca stawa�a si� coraz bledsza, coraz g��biej zapada�y mu oczy i oczy Hanki gas�y co dnia bardziej; wysoka i gi�tka jej posta� schyla�a si� ku
ziemi, a cho� blady i z zapad�ymi policzkami, pracowa� ci�gle, na pa�szczy�nie i w domu, i gdy by� przy kochance, t�umi� gryz�cy b�l g�odu i u�miecha�
si� do dziewczyny. Hanka s�ab�a widocznie. Nieraz chwia�a si� id�c przez wiosk�, a w oczach robi�o si� jej ciemno i piersi �ciska� b�l jakby �elazn� obr�cz�.
Ot� to ch�opskie nadzieje i marzenia! Dwoje ludzi kochaj� si�, pragn�, czekaj� szcz�cia - a� g��d przychodzi, dusi i zabija.
W tym czasie pan i pani bardzo byli zaj�ci. W kwietniu miano obchodzi� rocznic� ich �lubu wielkim festynem. W domu gotowano ju� salony, �liczn� suknie z
dalekich kraj�w przys�ano dla pani. W ogrodzie dwornym rozkwita�y narcyzy wonne i fio�ki u�ci�la�y trawniki. Pan oczekuj�c festynu czyta�, pani gra�a,
a ani ksi��ki, ani d�wi�k muzyki nie m�wi�y im o s�siedniej biedzie i o cierpnieniach Wasylka i Hanki, o ich wi�dn�cych twarzach i konaj�cych nadziejach.
Oto dwa �wiaty!
Kwiecie� ciep�y zieleni� ziemi�, skowronek �piewa� i pierwiosnki dawno ju� kwit�y, ale w owym roku nieszcz�cia i n�dzy nikt po wsiach nie s�ucha� szczebiotu
wiosennego ptaka, �adna dziewczyna kwiatkiem, w�os�w nie stroi�a.
W jednym z kwietniowych wieczor�w Hanka siedzia�a na progu chaty. Promie� zachodz�cego s�o�ca; oz�aca� jej w�osy, g�ow� wspar�a na wychud�ej r�ce, a zblad�a
i wyn�dznia�� twarz jej zalewa� wyraz smutku i gryz�cego cierpienia. Rodzice byli na pa�szczy�nie, dziecko jedno siedzia�o z kotem pod �aw�, drugie j�cza�o
kurcz�c si� na przypiecku, najm�odsze, opuch�e i chore, spa�o w ko�ysce snem bliskim �mierci. D�ugo Hanka siedzia�a milcz�ca i zamy�lona. S�onko ju� by�o
bardzo nisko, gdy zza p�otu wyszed� Wasylek, zbli�y� si� z wolna i milcz�c obok niej usiad�. Dziewczyna spojrza�a na kochanka �z� zasz�ym wzrokiem, on
opar� brod� na r�ku i tak siedzieli przez chwil� milcz�c i patrz�c na siebie.
- Wasylku - odezwa�a si� nagle Hanka, jakby sobie co przypomnia�a - jad�e� ty dzi� zacierk�?
Ch�opiec machn�� r�k�.
- Gdzie nam do zacierki! - odpowiedzia� ochryp�ym g�osem - lebiod� jemy i pokrzyw�, bo ekonom garnc�w nie daje od czasu, jak si� na mnie rozgniewa�.
Hanka �ywo powsta�a i wbieg�a do chaty. By�o to we wtorek, w chacie zgotowano zacierk� z pa�skiego �yta; Hanka jej nie jad�a, ona nic przez dzie� ca�y nie
jad�a, a cz�� swoj� zostawi�a dla Wasylka, bo wiedzia�a, �e on garnc�w nie bierze i g�odny do niej przyjdzie. Po chwili wysz�a z chaty i poda�a kochankowi
�y�k� drewnian� i garnuszek pe�en jad�a.
Ch�opiec pochwyci� go gwa�townie i zacz�� po�era� grub� potraw�. Gdy jad�, oczy mu b�yska�y, rumieniec zalewa� wychud�e policzki; zapomnia� o ca�ym �wiecie,
o Hance nawet, jad� tylko i jad� ci�gle, dop�ki nie wypr�ni� garnuszka. I nic dziwnego, �e po�era� zacierk� z pa�skiego �yta, bo od dw�ch tygodni jad�
tylko gotowan� traw�. Hanka patrzy�a na niego z pomieszanym uczuciem cierpienia i rado�ci; g��d gryz� jej w�asne piersi, ale jad�em swoim karmi�a kochanka.
Wzi�wszy z r�k Wasylka pr�ny garnuszek wnios�a go do chaty, potem wr�ci�a, usiad�a obok ch�opca na progu, zarzuci�a mu r�ce na szyj� i g�ow� przytuli�a
do jego piersi. On jedn� r�k� obj�� j� i przycisn�� do siebie, drug� g�adzi� jej jasne, rozplecione w�osy.
- Sokole ty m�j jasny, Wasylku! - szepn�a dziewczyna.
- Go��bko moja, duszko! - odszepn�� ch�opiec.
I umilkli, i milcz�c siedzieli; kocha� mieli jeszcze si��, ale g��d �ciska� im gard�a i m�wi� przeszkadza�.
S�o�ce zasz�o, ludzie wracaj�cy z pa�szczyzny ukazali si� na przeciwnym ko�cu wsi. Hanka powsta�a, wsta� i Wasylek. D�ugo jeszcze trzyma� j� w obj�ciu;
patrzyli na siebie ci�g�e w milczeniu, w ko�cu poca�owali si� d�ugo, gor�co i ch�opiec ze schylon� g�ow� poszed� przez wiosk�, a Hanka popatrzywszy za
nim wesz�a do chaty i bez si� prawie upad�a na �aw�.
W owej chwili po szerokiej i czystej drodze dworskiego dziedzi�ca, mi�dzy zielon� muraw� i krzewami kwitn�cych narcyz�w przechadzali si� pan i pani.
Pani wsparta na r�ku m�a m�wi�a mu o niedalekim festynie i o swojej sukni prze�licznej, o upragnionej podr�y i przysz�ych zabawach zimowych. Pan trzyma�
w d�oni drobn� r�czk� �ony, s�ucha� jej weso�ego szczebiotu, potem opowiada� o wszystkim, co czyta� w ksi��kach i co kiedy� widzia� w podr�ach po �wiecie.
S�o�ce zasz�o, a gdy s�u�ba oznajmi�a podan� herbat�, pan i pani weszli do domu, pili i jedli, u otwartego okna ci�gle �miej�c si� i rozmawiaj�c. Potem
d�ugo w noc s�ycha� by�o d�wi�k fortepianu; to pani gra�a, a pan siedz�c przy niej s�ucha� melodii i ca�owa� niekiedy bia�� r�k� i purpurowe usta �ony.
Oto dwie mi�o�ci, dwie pary, dwa �wiaty!...
Nazajutrz po owym kwietniowym wieczorze rodzice Hanki raniutko wyszli na pa�szczyzn�. Dziewczyna chwiej�c si� wsta�a, roz�o�y�a w chacie ogie� i posz�a
zbiera� lebiod�.
Wr�ci�a z p�kiem ziela, postawi�a garnuszek wody przed ogniem wsypa�a w wod� przyniesion� traw� i zacz�a gotowa�. Pod �aw� kot miaucza� i dziecko piszcza�o;
na przypiecku skurczona i zmartwia�a siedzia�a o�mioletnia dziewczynka; w ko�ysce ci�gle spa�o opuch�e dzieci�.
Po�udnie si� zbli�a�o. Hanka wysz�a przed chat�, spojrza�a na s�o�ce i zapytawszy si� przechodz�cego s�siada, w kt�rej stronie pracuj� jej rodzice, wesz�a
do izby. Nakarmi�a lebiod� dzieci, sama jad�a, g��d odgoni�a na chwil�, ale gotowana trawa si� jej nie doda�a. Potem nala�a dwa garnuszki rzadkiego ziela,
zawi�za�a chusteczk� na g�ow� i wysz�a. Sz�a przez wie� chwiej�c si�. Przed chat� Wasylka stan�a, powita�a matk� kochanka zbieraj�c� trzaski na podw�rku
i posz�a dalej. Wasylka nie zobaczy�a, bo i on by� na pa�szczy�nie. Dzie� jasny, gor�cy prawie, potokiem promieni s�onecznych zalewa� ziemi�, powietrze
wonia�o, ptaki szczebiota�y i bociany klekota�y na dachach. Dziewczyna min�a wiosk� i nios�c garnuszki sz�a przez pole, potem przez ��k�, a ci�gle chwiej�c
si�. Nareszcie przysz�a nad rzeczk�. Z drugiej strony wody pracowali ludzie oko�o pa�skiego pola; mi�dzy nimi Hanka zobaczy�a swoich rodzic�w. Przez rzeczk�
po�o�ono k�adk� do�� szerok�, aby przej�� mo�na by�o, ale chwiejn� i uginaj�c� si� za ka�dym krokiem. Hanka stan�a na k�adce i zachwia�a si�; cofn�a
si� szybko i usiad�a na trawie, bo nogi pod ni� dr�a�y. Harwar zobaczy� c�rk� i pocz�� j� wo�a�.
- Chod�cie tu sami wzi��� jedzenie, bo nie przejd� po k�adce, w wod� wpadn�! - zawo�a�o s�abym g�osem dziewcz�.
Harwar chcia� i�� do c�rki, ale ekonom krzykn�� na ch�opa:
- Co tam z dziewk� rozprawiasz? Do roboty!
A do Hsnki zawo�a�:
- Nie� mi tu zaraz sama! Dam ja tobie: przej�� przez k�adk� nie mog�! wielka pani, patrzcie j�!...
I pogrozi� nahajk�.
Hanka wsta�a z ci�ko�ci�, wzi�a dzbaneczki i wesz�a na k�adk�. T� ra�� nie zachwia�a si� za pierwszym krokiem, ale przy trzecim w g�owie jej zacz�o si�
kr�ci�. Post�pi�a dalej... nogi pod ni� zadr�a�y i w oczach jej zrobi�o si� ciemno. Krzykn�a i post�pi�a krok jeszcze. Ekonom wo�a� z drugiej strony rzeczki:
- A pr�dzej, no! patrzcie, jaka panienka! Idzie jak nie na swoich nogach!
On nie pomy�la� o tym, �e g��d odj�� si�� n�g biednej dziewczynie.
Na g�os ekonoma Hanka silniej zadr�a�a, spojrza�a w d�, upu�ci�a dzbaneczki, chcia�a i�� dalej, zachwia�a si�, krzykn�a raz jeszcze i... wpad�a w rzek�.
Za wod� rozleg�y si� dwa rozpaczne krzyki ojca i matki. Wasylka tam nie by�o, on pracowa� w innej stronie pa�skiego pola.
Tego dnia wieczorem w Harwarowej chacie p�on�� �ywy ogie�. Czerwony p�omie� o�wieca� drgaj�cym blaskiem szar� i smutn� izb�; naprzeciw ognia na �awie le�a�a
nie�ywa, znaleziona w wodzie Hanka. D�ugie jej, jasne w�osy spada�y rozpuszczone, r�ce mia�a z�o�one na piersi, grub� koszul� zawi�zywa�a czerwona wst��ka,
kt�r� kiedy� od kochanka dosta�a. Przy niej, skurczona, na ziemi siedzia�a matka. Brak�o jej si�y, aby wed�ug wiejskiego zwyczaju zawodzi� g�o�ne �ale,
lecz cicho szlocha�a ocieraj�c �zy fartuchem. Z drugiej strony chaty siedzia� na �awie Harwar, r�ce z�o�y� na kolanach, g�ow� schyli� na piersi, twarde,
spl�tane w�osy twarz mu zarzuci�y. Nie mia� ani s�owa skargi na ustach, ani �zy w przybitym do ziemi oku, ale wszystko, co bezsilna rozpacz ma w sobie
najpos�pniejszego, zla�o si� w ponur� i milcz�c� posta� ch�opa.
Wasylka nie by�o. Kiedy rozesz�a si� wie�� o utoni�ciu Hanki, przybieg� do wioski blady i z ob��kanymi oczami, a spojrzawszy na trupa dziewczyny pochwycil
si� za g�ow� i uciek�. Daremnie go szukano; dzie� ca�y zszed�, a Wasylka nigdzie nie by�o.
Pos�pna cisza panowa�a w chacie, przerywana tylko niekiedy trzaskiem ognia, �kaniem kobiety albo ci�kim westchnieniem Harwara. W k�cie izby w ko�ysce kona�o
opuch�e od g�odu dzieci�.
Tego wieczora we dworze pa�skim wiele by�o go�ci. Pan dowiedzia� si� od ekonoma o utoni�ciu Hanki io smutnym wypadku opowiada� towarzystwu zebranemu oko�o
zastawionego i o�wietlonego sto�u.
- Szkoda dziewczyny, je�eli by�a �adna - rzek� dowcipni� jaki� z urz�du bawi�cy obecnych.
- �adna by�a - odpowiedzia� pan - i podobno zar�czona.
- Tre�� do romansu - westchn�a sentymentalna dama pragn�ca we wszystkim na ziemi tre�� do romansu dopatrzy�.
- Romans u ch�op�w! - zawo�a� z oburzeniem oty�y, z sumiastymi w�sami weteran-obywatel. - Co te� pani m�wi! Albo� oni kochaj�?
- Zawsze� szkoda dziewczyny, je�eli by�a �adna - powt�rzy� dowcipni�.
- Messieurs, parlons autre chose! - z grymasem na pi�knej twarzy ozwa�a si� pani domu. - Utoni�cie dziewczyny to smutny dla rozmowy przedmiot, cela fait
mai aux nerfs.
- Parlons autre chose, ma deesse! - zawo�a� pan i rozmowa potoczy�a si� weso�a a rozmaita. O Hance biednej, kt�ra z sin� twarz� i rozpuszczonymi w�osami
martwa le�a�a w Harwarowej chacie, o jej rodzicach i o jej kochanku w salonach pa�skich nie my�lano.
W kilka dni p�niej ch�opi wracaj�cy z miasteczka przywie�li do wioski, w kt�rej umar�a Hanka, znalezionego na szerokiej drodze pod krzy�em opuch�ego i
umar�ego z g�odu cz�owieka. By� to trup Wasylka. Ot� to ch�opskie mi�o�ci, nadzieje i marzenia! Dwoje ludzi w wiosce kocha�o si� i roi�o przysz�o�� szcz�liw�
- a� przyszed� g��d i ca�ym �ladem dw�ch istnie� pe�nych zdrowia, si� i nadziei na wiejskim cmentarzu zosta�y dwie mogi�y.
W miesi�c potem opustosza�a Harwarowa chata. Dwoje dzieci zmar�o, starsz� dziewczynk� na pastuszk� wzi�to do dworu, a Harwar z �on�, wyn�dznieli i osiwieli,
wyszli �ebra� po szerokich drogach. Kiedy wychodz�c z wioski mijali wiejski cmentarz, nad dwoma �wie�ymi grobami sosny szumia�y strz�saj�c krople spad�ego
niedawno deszczu. Harwar i jego �ona spojrzeli na cmentarz i bezwiednie si� prze�egnali, ale nie zaszli na groby c�rki i jej kochanka i �zy nie mieli w
zapad�ych. i opuch�ych oczach. G��d wyzi�bi� im uczucie w piersi i �zy w oczach wysuszy�. Poszli i zgin�li bez �ladu.
Wkr�tce i pa�ski dw�r opustosza�. Pan z pani� w dalek� wyjechali podr�.
Przesz�a jesie� i zima. Z wiosn� now� pan i pani wr�cili do swego jasnego, wiejskiego domu. Przez zim� bawili si� weso�o w wielkim mie�cie, a wr�ciwszy
znowu czytali, grali, bawili go�ci i przechadzali si� po wonnym ogrodzie jak dawniej.
�liczne liczko Hanki i poczciwe serce jej kochanka toczy�y pod ziemi� robaki.
Sko�czy�am moj� powiastk�, pi�kni panowie i panie! Przebaczcie, je�lim znudzi�a prostym opowiadaniem. Ale, widzicie, s�owo nie zawsze zdo�a wypowiedzie�
gor�ce poczucie i pi�rem trudno wyprowadzi� na jaw my�l �yw�. A jednak serce boli przy wspomnieniu o m�kach, goszcz�cych niekiedy mi�dzy biednymi bra�mi
i obok owych ciemnych obraz�w n�dzy i niedoli przed wyobra�ni� staj� roz�wietlone weselem postacie szcz�liwych. Wi�c gdy si� my�l moja nape�ni�a obrazami
takimi, zapragn�am powiedzie� wam poczciwe, cho� ubogie s�owo i niegdy� s�yzsan� krotka histori� Hanki i Wasylka opowiedzia�am.