6966

Szczegóły
Tytuł 6966
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6966 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6966 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6966 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Ignacy Kraszewski Kwiat paproci Od wiek�w wiecznych wszystkim wiadomo, a szczeg�lnie starym babciom, kt�re o tym szeroko a du�o opowiadaj� wieczorem przy kominie, gdy si� na nim drewka jasno pal� i weso�o potrzaskuj�, �e noc� �wi�tego Jana, kt�ra najkr�tsza jest w ca�ym roku, kwitnie papro�, a kto jej kwiatuszek znajdzie, urwie i schowa, ten wielkie na ziemi szcz�cie mie� b�dzie. Bieda za� ca�a z tego, �e noc ta jest tylko jedna w roku, a taka niezmiernie kr�tka, i papro� w ka�dym lesie tylko jedna zakwita, a to w takim zak�tku, tak ukryta, �e nadzwyczajnego trzeba szcz�cia, aby na ni� trafi�. Ci, co si� na tych cudowiskach znaj�, m�wi� jeszcze i to, �e droga do kwiatu bardzo jest trudna i niebezpieczna, �e tam r�ne strachy przeszkadzaj�, broni�, nie dopuszczaj� i nadzwyczajnej odwagi potrzeba, aby zdoby� ten kwiat. Dalej jeszcze powiadaj�, �e samego kwiatka w pocz�tku rozezna� trudno, bo si� wydaje male�ki, brzydki, niepozorny, a dopiero urwany przemienia si� w cudownej pi�kno�ci kielich. �e to tak bardzo trudno doj�� do tego kwiatuszka i u�api� go, �e ma�o kto go ogl�da�, a starzy ludzie wiedz� o nim tylko z pos�uch�w, wi�c ka�dy rozpowiada inaczej i swojego co� dorzuca. Ale to przecie� pewne, �e noc� �wi�toja�sk� on kwitnie, kr�tko, p�ki kury nie zapiej�, a kto go zerwie, ten ju� b�dzie mia�, co zechce. Pomy�l tedy sobie, cho�by najcudowniejsz� rzecz, zi�ci mu si� wnet. Wiadomo tak�e, i� tylko m�ody mo�e tego kwiatu dosta�, i to r�kami czystymi. Stary cz�owiek, cho�by na� trafi�, to mu si� w palcach w pr�chno rozsypie. Tak ludzie baj�, a w ka�dej ba�ni jest ziarenko prawdy, cho� obwijaj� ludzie w r�ne szmatki toj�derko, �e cz�sto go dopatrze� trudno, ale tak i ono jest. I z tym kwiatkiem to jedno pewna, �e on noc� �wi�tego Jana zakwita. Pewnego czasu by� sobie ch�opak, kt�remu na imi� by�o Jacu�, a we wsi przezywali go ciekawym, �e zawsze szpera�, szuka�, s�ucha�, a co by�o najtrudniej dosta�, on si� najgor�cej do tego garn��... tak� mia� ju� natur�. Co pod nogami znalaz�, po co tylko r�k� by�o si�gn��, to sobie lekcewa�y�, a o co si� musia� dobija�, karku nad�ama�, najwi�cej mu smakowa�o. Trafi�o si� tedy raz, �e gdy wieczorem przy ogniu siedzieli, a on sobie kij kozikiem wyrzyna�, chc�c koniecznie psi� g�ow� na nim posadzi� stara Niemczycha, baba okrutnie rozumna, kt�ra po �wiecie bywa�a i zna�a wszystko, pocz�a powiada� o tym kwiecie paproci... Ciekawy Jacu� s�ucha� i tak si� zas�ucha�, �e mu a� kij z r�k wypad�, a kozikiem sobie omal palc�w nie pozarzyna�. Niemczycha o kwiecie paproci rozpowiada�a tak, jakby go sama w �ywe oczy widzia�a, cho� po jej �achmanach szcz�cia nie by�o zna�. Gdy sko�czy�a. Jacu� powiedzia� sobie: - Niech si� dzieje, co chce, a ja kwiatu tego musz� dosta�. Dostan� go, bo cz�owiek, kiedy chce mocno, a powie sobie, �e musi to by�, zawsze w ko�cu na swoim postawi. Jacu� to cz�sto powtarza� i takie mia� g�upie przekonanie. Tu� pod wiosk�, w kt�rej sta�a chata rodzicieli Jacusia, z ogrodem i polem - by� niedaleko las, i pod nim w�a�nie obchodzono Sob�tki, a ognie palono w noc �wi�toja�sk�. Powiedzia� sobie Jacu�: - Gdy drudzy b�d� przez ogie� skakali i �ydki sobie parzyli, p�jd� w las, znajd� ten kwiat paproci. Nie uda mi si� jednego roku, p�jd� na drugi, na trzeci i b�d� chodzi� poty, a� go wyszukam i zdob�d�. Przez kilka miesi�cy potem czeka�, czeka� na t� noc, o niczym nie my�la�, tylko o tym. Czas mu si� strasznie d�ugim wydawa�. Na ostatek nadszed� dzie�, zbli�y�a si� noc, kt�rej on tak wygl�da�; ze wsi wszystka m�odzie� si� wysypa�a ognie pali�, skaka�, �piewa� i zabawia� si�. Jacu� si� umy� czysto, wdzia� koszulin� bia��, pasik czerwony, �apcie lipowe nie noszone, czapk� z pawim pi�rkiem i jak tylko pora nadesz�a, a mrok zapad�, szmyrgn�� do lasu. Las sta� czarny, g�uchy, nad nim noc ciemna z mrugaj�cymi gwiazdami, kt�re �wieci�y, ale tylko sobie, bo z nich ziemi nie by�o u�ytku. Zna� Jacu� dobrze drog� w g��b lasu po dniu i jaka ona bywa�a w powszedni czas. Teraz gdy si� zapu�ci� w g��b - osobliwsza rzecz, nie m�g� ani wiadomej dro�yny znale��, ani drzew rozpozna�. Wszystko by�o jakie� inne. Pnie drzew zrobi�y si� ogromnie du�e, powalone na ziemi. K�ody powyrasta�y tak, �e ani ich obej��, ani przez nie przele��; krzaki si� znalaz�y g�ste a kol�ce, jakich tu nigdy nie bywa�o; pokrzywy piek�y, osty k�sa�y. Ciemno, cho� oczy wykol, a w�r�d tych zmrok�w g�stychcoraz to za�wieci para oczu jakich� i patrz� na niego, jakby go zje�� chcia�y, a mieni� si� ��to, zielono, czerwono, bia�o i - nagle mign� i gasn�. Oczu tych, na prawo - na lewo, w dole, na g�rze, pokazywa�o si� mn�stwo, ale Jacu� si� ich nie ul�k�. Wiedzia�, �e one go tylko nastraszy� chcia�y, i pomrukiwa�, �e to strachy na Lachy! Szed� dalej, ale co to by�a za ci�ka sprawa z tym chodem! To mu k�oda drog� zawali�a, to on przez ni� si� przewali�. Drapie si�, a gdy wierzch wdaz� i ma si� spu�ci�, patrzy, a ona si� zrobi�a taka ma�a, �e j� m�g� nog� przest�pi�. Dalej stoi na drodze sosna, w g�rze jej ko�ca nie ma, do�em pie� jak wie�a gruby. Idzie wko�o niego, idzie, a� gdy obszed�, patrzy, a to patyk taki cienki, �e go na kij wy�ama� by mo�na... Zrozumia� tedy, �e to wszystko by�o zwodnictwo nieczystej si�y. Potem stan�y na drodze g�szcze takie, �e ani palca przez nie przecisn��, ale Jacu� jak si� rzuci�, pchn��, machn��: zdusi� je, zmi�tosi�, po�ama� i przedar� si� szcz�liwie. Idzie, a� moczar i b�ota. Obej�� ani spos�b. Spr�bowa� nog�, grz�nie, �e ani dna dosta�. Gdzieniegdzie k�piny wyrastaj�, wi�c on z k�py na k�p�. Co st�pi na kt�r�, to mu si� ona spod st�p wysuwa, ale jak pocz�� biec, dosta� si� na drug� stron� b�ota. Patrzy za siebie, a� k�piny wygl�daj� gdyby ludzkie g�owy z b�ota i �miej� si�...Dalej ju�, cho� kreto i bez drogi, sz�o mu �atwiej, tylko si� tak b��ka�, �e gdyby mu przysz�o powiedzie�, kt�r�dy nazad do wsi, ju� by nie umia� rozpozna�, w kt�rej stronie le�a�a. Wtem patrzy, przed nim ogromny krzak paproci, ale taki jak d�b najstarszy, a na jednym li�ciu jego, u spodu, �wieci si�, gdyby brylant, kwiatuszek jak przylepiony... pi�� w nim listk�w z�otych, w �rodku za� oko �miej�ce si�, a tak obracaj�ce ci�gle jak m�y�skie ko�o... Jacusiowi serce uderzy�o, r�k� wyci�gn�� i ju� mia� schwyci� kwiat, gdy nie wiedzie� sk�d, jak... - kogut zapia�. Kwiatek otworzy� wielkie oko, b�ysn�� nim i - zgasn��. �miechy tylko da�y si� s�ysze� doko�a, ale czy to li�cie szemra�y tak, czy si� co �mia�o, czy �aby skrzecza�y, tego Jacu� rozpozna� nie m�g�, bo mu si� w g�owie zawieruszy�o, zaszumia�o, nogi jakby kto podci��, i zwali� si� na ziemi�. Potem ju� nie wiedzie�, co si� z nim sta�o, a� si� znalaz� w chacie na po�cieli, a matka p�acz�c m�wi�a mu, �e szukaj�c go po lesie, nad ranem p�ywego znalaz�a. Jacu� sobie teraz wszystko dobrze przypomnia�, ale do niczego si� nie przyzna�. Wstyd mu by�o. Powiedzia� sobie tylko, �e na tym nie koniec, przyjdzie drugi �wi�ty Jan, zobaczymy... Przez ca�y rok tylko o tym duma�, ale �eby si� z niego ludzie nie �mieli, nikomu nic nie m�wi�. Znowu tedy umy� si� czysto, koszul� w�o�y� bia��, pasik czerwony, �apcie lipowe nie noszone - i gdy drudzy do ogni szli, on w las. My�la�, �e znowu mu si� przyjdzie przedziera� jak za pierwszym razem, a� ten sam las i ta sama droga zrobi�a si� zupe�nie inna. Wysmuk�e sosny i d�by sta�y porozstawiane szeroko na go�ym polu kamieniami posia�ym... Od jednego drzewa do drugiego i�� by�o potrzeba, i��, i cho� zdawa�o si� tu� blisko, nie m�g� doj��, jakby ucieka�y od niego, a kamienie ogromne, mchem ca�e poros�e, �liskie, cho� le�a�y nieruchome, jakby z ziemi wyrasta�y. Pomi�dzy nimi paproci sta�o r�nej: ma�ej, du�ej, jak zasia�, ale kwiatu na �adnej. Z pocz�tku paproci by�o po kostki, potem po kolana, a� w pas, dalej po szyj� - i uton�� w niej nareszcie, bo go przeros�a... Szumia�o w niej jak na morzu, a w szumie niby �miech s�ycha� by�o, niby j�k i p�acz. na kt�r� nog� post�pi�, sycza�a, kt�r� r�k� pochwyci�, jakby z niej krew ciek�a... Zdawa�o mu si�, �e szed� rok ca�y, tak d�ug� wydawa�a mu si� ta droga... Kwiatu nigdzie... nie zawr�ci� si� jednak i nie straci� serca, a szed� dalej. na ostatek... patrzy, �wieci z dala ten sam kwiatek, pi�� listk�w z�otych doko�a, a w �rodku oko obraca si� jak m�yn... Jacu� podbieg�, r�k� wyci�gn��, znowu kury zapia�y na i znik�o widzenie. Ale ju� teraz nie pad� ani omdla�, tylko siad� na kamieniu. Z pocz�tku na �zy mu si� zbiera�o, potem gniew w sercu poczu� i wzburzy�o si� w nim wszystko. - Do trzech razy sztuka! na zawo�a� z gniewem. A �e zm�czony si� czu�, po�o�y� si� mi�dzy kamienie na mchu i zasn��. Ledwie oczy zmru�y�, gdy mu si� marzy� pocz�o. Patrzy, stoi przed nim kwiatek o listkach pi�ciu, z oczkiem po�rodku i �mieje si�... - A co? Masz ju� dosy� - m�wi do niego - b�dziesz ty mnie prze�ladowa�? - Com raz powiedzia�, to si� musi sta� - mrukn�� Jacu� - na tym nie koniec, b�d� ci� mia�! Jeden listek kwiatka przed�u�y� si� jak j�zyczek i Jacusiowi si� wydawa�o, jakby mu na przekor� si� pokaza�, potem znik�o wszystko i spa� snem twardym do rana. Gdy si� obudzi�, znalaz� si� w znajomym miejscu na skraju lasu, niedaleko od wioski, i sam nie wiedzia� ju�, czy to, co wczoraj by�o, snem mia� zwa� czy jaw�. Powr�ciwszy do chaty zm�czony si� tylko czu� tak, �e po�o�y� si� musia�, i matu� m�wi�a mu, �e wygl�da jak z krzy�a zdj�ty. Przez ca�y rok, nic nie m�wi�c nikomu, my�la� ci�gle, by tego dokona�, �eby kwiatu dosta�. Nie m�g� jednak nic wyduma�, trzeba by�o spu�ci� si� na szcz�cie swoje, na dol� lub niedol�. Wieczorem znowu koszul� wdzia� bia��, pasik czerwony, �apcie nie noszone, i cho� go matka nie puszcza�a, jak tylko �ciemnia�o, pobieg� do lasu. Sta�a si� znowu inna rzecz, las by� taki jak zawsze pospolitych dni, nic si� ju� w nim nie zmieni�o. �cie�ki i drzewa by�y znajome, �adnego cudowiska nie spotyka�, a paproci nigdzie ani na lekarstwo. Ale l�ej mu by�o wiadomymi �cie�kami dosta� si� daleko, daleko w g�szcze, gdzie pami�ta�, �e paprocie ros�y... znalaz� je na miejscu i nu� w nich grzeba�, ale kwiatu nigdzie ani �ladu. Po jednym �azi�y robaki, na drugim spa�y g�sienice, inne li�cie by�y posch�e. Ju� mia� Jacu� z rozpaczy porzuci� daremne szukanie, gdy tu� pod nogami zobaczy� kwiatek, pi�� listk�w mia� z�otych, a w �rodku oko �wiec�ce. Wyci�gn�� r�k� i pochwyci� go. Zapiek�o go jak ogniem, ale nie rzuci�, trzyma� mocno. Kwiat w oczach rosn�� mu poczyna�, a tak� jasno�� mia�, �e Jacu� musia� powieki przymyka�, bo go o�lepia�a. Wci�gn�� go zaraz za pazuch� pod lew� r�k�, na serce... Wtem g�os si� odezwa� do niego: - Wzi��e� mnie na szcz�cie to twoje, ale pami�taj o tym, �e kto mnie ma, ten wszystko mo�e, co chce, tylko z nikim i nigdy swoim szcz�ciem dzieli� mu si� nie wolno... Jacusiowi tak si� w g�owie z wielkiej rado�ci za�mi�o, �e niewiele na ten g�os zwa�a�. "A! Co mi tam! - rzek� w duchu - byle mnie na �wiecie dobrze by�o..." Poczu� zaraz, �e mu �w kwiat do cia�a przylgn��, przyr�s� i w serce zapu�ci� korzonki... Ucieszy� si� z tego bardzo, bo si� nie obawia�, aby uciek� albo by mu go odebrano. Z czapk� na bakier, pod�piewuj�c, powraca� nazad. Droga przed nim �wieci�a jak pas srebrny, drzewa ust�powa�y, krzaki si� odchyla�y, kwiaty, kt�re mija�, k�ania�y mu si� do ziemi, z g�ow� podniesion� st�pa� i tylko roi�, czego ma ��da�. Zachcia�o mu si� naprz�d pa�acu, wioski ogromnej, s�u�by licznej i strasznego pa�stwa; no i ledwie o tym pomy�la�, gdy znalaz� si� u skraju lasu, ale w okolicy zupe�nie mu nie znanej... Spojrzawszy sam na siebie pozna� si� nie m�g�. Ubrany by� w suknie z najprzedniejszej sajety, buty mia� na nogach ze z�otymi podk�wkami, pas sadzony, koszul� z najcie�szego �l�skiego p��tna. Tu� sta� pow�z, koni bia�ych sze�� w chom�tach poz�ocistych, s�u�ba w galonach - kamerdyner r�k� mu poda� k�aniaj�c si�, wysadzi� do karety i - wio! Jacu� nie w�tpi�, �e do pa�acu go wioz�; jako� tak si� sta�o, w mgnieniu oka pow�z by� u ganku, na kt�rym s�u�ba liczna czeka�a. Tylko ani znajomego nikogo, ani przyjaciela, twarze wszystkie nieznane, osobliwe, jakby poprzestraszane i pe�ne trwogi. Mia� za to na co patrze�, wyszed�szy do �rodka... Strach, co to by� za przepych i jaki dostatek na tylko ptasiego mleka brak�o. - No! B�d� teraz u�ywa�! - m�wi� Jacu� i opatrzywszy k�ty wszystkie naprz�d poszed� do ��ka, bo go sen bra� po tej nocy pracowitej. W puchu jak leg� na bieli�nie cieniutkiej przykrywszy si� ko�dr� jedwabn�; i gdy usn�� - sam nie wiedzia�, ile godzin tam przele�a�. Obudzi� si�, gdy mu si� strasznie je�� zachcia�o. St� by� zastawiony, gotowy i taki osobliwy, �e co Jacu� pomy�la�, to mu si� na p�misku sun�o samo. I jak spa� bardzo d�ugo, tak teraz, pocz�wszy je�� a popija�, nie przesta�, a� dalej ju� nie by�o co wymy�li� i smak straci� dojad�a. Szed� potem do ogrodu. Ca�y on by� sadzony takimi drzewami, na kt�rych kwiat�w by�o pe�no razem i owoc�w; a coraz to nowe odkrywa�y si� widoki. Z jednej strony ogr�d przypiera� do morza, a z drugiej do lasu wspania�ego; �rodkiem p�yn�a rzeka. Jacu� chodzi�, usta otwiera�, dziwi� si�, a najbardziej to mu si� wydawa�o niezrozumia�ym, �e nigdzie swojej znajomej okolicy ani tego lasu, z kt�rego wyszed�, ani wioski - dopatrzy� si� nie m�g�. Nie zat�skni� jeszcze za nimi, ale - ot, tak jako� chcia�o mu si� wiedzie�, gdzie si� one podzia�y. Woko�o otacza� go �wiat zupe�nie mu obcy, inny, pi�kny, wspania�y, ale nie sw�j. Jako� mu zaczyna�o by� markotno. Na zawo�anie jednak, gdy si� ludzie zbiega� zacz�li a k�ania� mu nisko, a co tylko za��da�, spe�nia� i prawi� mu takie s�odycze, �e po nich tylko si� by�o oblizywa� - Jacu� o wsi rodzinnej, o chacie i rodzicach zapomnia�. Nazajutrz zaprowadzono go na ��danie do skarbca, gdzie stosami le�a�o z�oto, srebro, diamenty i takie r�ne malowane papiery szczeg�lne, za kt�re mo�na by�o dosta�, co dusza zapragnie, cho� by�y robione z prostych ga�gank�w, jak ka�dy papier inny. Pomy�la� sobie Jacu�: "Mi�y Bo�e, gdybym to ja m�g� gar�� jedn� albo drug� pos�a� ojcu i matusi, braciom i siostrom, �eby sobie pola przykupili albo chudoby" - ale wiedzia� o tym, �e jego szcz�cie takie by�o, i� mu si� z nikim dzieli� nim nie godzi�o, bo zaraz by wszystko przepad�o. "M�j mi�y Bo�e! - rzek� sobie w duchu - co ja mam si� o kogo troszczy� albo koniecznie pomaga�; czy to oni rozumu i r�k nie maj�? Niechaj ka�dy sobie idzie i szuka kwiatu, a daje rad� jak mo�e, aby mnie dobrze by�o". I tak �y� sobie Jacu� dalej, wymy�laj�c coraz to co nowego na zabaw�. Wi�c budowa� coraz nowe pa�ace, ogr�d przerabia�, konie siwe mienia! na kasztanowate, a kar� na bu�ane, posprowadza� dziw�w z ko�ca �wiata, stroi� si� w z�oto i drogie kamienie, do sto�u mu przywozili przysmaki zza morza, a� w ko�cu sprzykrzy�o si� wszystko. Wi�c po pulpetach jad� surow� rzep�, a po jarz�bkach schab wieprzowy i kartofle, a i to si� przejad�o, bo g�odu nigdy nie zna�. Najgorzej z tym by�o, �e nie mia� co robi�, bo mu nie wypada�o ani siekiery wzi��, ani grabi i rydla. Nudzi� si� poczyna� w�ciekle, a na to innej rady nie zna�, tylko ludzi m�czy�, to mu robi�o jak� tak� rozrywk�, a i ta w ko�cu si� uprzykrzy�a... Up�yn�� tak rok jeden i drugi - wszystko mia�, czego dusza zapragn�a, a szcz�cie to mu si� wydawa�o czasem jak g�upie, �e mu �ycie brzyd�o. Najwi�cej go teraz gn�bi�a t�sknica do wioski swojej, do chaty i rodzic�w, �eby ich cho� zobaczy�, cho� dowiedzie� si�, co si� z nimi tam dzieje... Matk� kocha� bardzo, a jak j� wspomina�, serce mu si� �ciska�o. Jednego dnia zebra�o mu si� na odwag� wielk�- i siad�szy do powozu pomy�la�, aby si� znalaz� we wsi przed chat� rodzic�w. Natychmiast konie ruszy�y, lecia�y jak wicher i nie opatrzy� si�, gdy zatrzyma� si� przed znanym mu dobrze podw�rkiem. Jacusiowi �zy si� z oczu pu�ci�y. Wszystko to by�o takie, jak porzuci� przed kilku latami, ale postarza�e, a po tych wspania�o�ciach, do kt�rych nawyk�, jeszcze mu si� n�dzniej szym wydawa�o. ���b stary przy studni, pieniek, na kt�rym drewka r�ba�, wrotka od dziedzi�ca, dach poros�y mchem, drabina przy nim... sta�y jak wczoraj. A ludzie? Z chaty wychyli�a si� stara, przygarbiona niewiasta, w zasmolonej koszuli, z obaw� spogl�daj�c na pow�z, kt�ry si� przed chat� zatrzyma�. Jacu� wysiad�; pierwszy spotykaj�cy go w podw�rku by�... stary Burek, jeszcze chudszy, ni� by� niegdy�, z sier�ci� naje�on�. Szczeka� na niego zajadle, przysiadaj�c na tyle, i ani my�la� pozna�. Jacu� post�pi� ku chacie, w progu jej wsparta o uszak drzwi sta�a matka wlepiaj�c w niego oczy, ale i ta nie zdawa�a si� w nim swojego rodzonego domy�la�. Jacusiowi serce bi�o wzruszeniem wielkim. - Matu� - zawo�a� - ta to� ja, wasz Jacek! Na g�os ten drgn�a staruszka, oczy zaczerwienione od dymu i p�aczu skierowa�a ku niemu i sta�a oniemia�a. Potrz�sn�a potem g�ow�. - Jacu�? Wolne �arty, ja�nie panie! Tamtego ju� na �wiecie nie ma. Gdyby �y�, to�by przecie przez lat tyle do biednych rodzic�w si� zg�osi�, a gdyby jak wy we wszystko op�ywa�, z g�odu nie da�by im umrze�. Pokiwa�a g�ow� i u�miechn�a si� szydersko. - Gdzie tam! Gdzie tam! - rzek�a. - Jacu� m�j mia� serce poczciwe i nie chcia�by nawet szcz�cia, kt�rym by si� nie m�g� podzieli� ze swoimi. Zasroma� si� mocno Jacu�, oczy spu�ci�... Kieszenie mia� pe�niusie�kie z�ota - ale co r�k� si�gn��, �eby gar�� jego rzuci� w fartuch matce, to strach go bra� wszystko razem utraci�... I sta� tak, sta� upokorzony, zawstydzony, a starucha na niego spogl�da�a... Poza ni� zbiera�o si� rodze�stwo, pokaza�a si� g�owa ojca... Jacusiowi serce mi�k�o, ale jak spojrza� na sw�j pow�z, konie, ludzi, a pomy�la� o pa�acu, znowu twardnia�o - i czu�, �e kwiat paproci le�a� na nim jak pancerz �elazny... Odwr�ci� si� od starej matki nie m�wi�c s�owa, nie patrz�c i wolnym krokiem poszed�, s�ysz�c tylko za sob� w�ciekle ujadaj�cego Burka... Siad� do powozu i kaza� jecha� na powr�t do raju. Ale co si� w nim i z nim dzia�o, tego j�zyk nie wypowie, �adne pi�ro nie opisze. S�owa starej matki, �e nie ma szcz�cia dla cz�owieka, je�eli si� nim dzieli� nie mo�e, brzmia�y mu w uszach jak przekle�stwo. Powr�ciwszy do pa�acu kaza� kapeli gra�, panom swoim ta�cowa�, zastawia� sto�y - upi� si� nawet troch�, kilku ludzi kaza� o�wiczy�, ale to wszystko nie pomog�o, pozosta� bardzo markotny... Przez ca�y rok, cho� jak zwykle we wszystko op�ywa�, w g�bie mu czego� by�o gorzko, a w sercu jakby kamie� d�wiga�... Nie m�g� w ko�cu wytrzyma�, po roku znowu pojecha� do wsi swojej i chaty... Spojrza�, wszystko, jak by�o: ���b, pieniek, dach, drabina, wrota i Burek z sier�ci� naje�on�- ale stara nie wysz�a. W progu pokaza� si� w koszulinie najm�odszy brat jego, Maciek. - A matu� gdzie? - zapyta� przyby�y. - Chorzy le�� - rzek� malec wydychaj�c. - A tatu�? - Na mogi�kach... Cho� Burek ma�o go za pi�ty nie chwyta�, wszed� Jacu� do chaty. Stara matka st�kaj�c le�a�a w k�tku na ��eczku. Podszed� do niej Jacu�... popatrzy�a na�, nie pozna�a... M�wi� jej trudno by�o, a on o nic pyta� si� nie �mia�. Serce mu si� kraja�o. Ju� si�ga� do kieszeni, aby z�otem sypn�� na �aw� - ale d�o� mu si� �cisn�a, strach go paskudny ogarn��, �e w�asne szcz�cie utraci. Niegodziwy Jacu� pocz�� m�drkowa�. - Starej ju� si� niewiele na �wiecie nale�y, a jam m�ody. Ona si� d�ugo m�czy� nie b�dzie... a przede mn�... �ycie, �wiat, panowanie. I wyrwa� si� z chaty do powozu, a z nim do pa�acu - ale przybywszy tu zamkn�� si� i p�aka�. Pod �elaznym pancerzem na piersi, kt�ry w�o�y� na niego kwiat paproci, zwi�zane i skr�powane budzi�o si� sumienie... i gryz�o mu wewn�trz serce. Wi�c kaza� kapeli gra�, a dworni skaka�, i pi� zacz��, aby je zag�uszy�. Chwilami zdawa�o si�, �e go ju� nie s�ycha�, a potem -jak wrzas�o, Jacu� o ma�o nie oszala�. Ale nazajutrz i dni nast�pnych ani na moment nie spoczywaj�c nu�y� si� ci�gle czym�, lata�, je�dzi�, strzela�, s�ucha� wrzask�w r�nych, jad�, pi�... hula�... Nic nie pomaga�o... W uszach ponad wszystkie wrzaski brzmia�o: "Nie ma szcz�cia dla cz�owieka, je�eli si� nim z drugim podzieli� nie mo�e!" Rok nie up�yn��, a� Jacu� wysech� jak szczapa, wy��k�jak wosk i w tym swoim dostatku i szcz�ciu m�czy� si� nie do zniesienia. W ko�cu po jednej nocy bezsennej nak�ad�szy z�ota w kieszenie kaza� si� wie�� do chaty. Mia� to postanowienie, cho�by wszystko straci�, a matk� i rodze�stwa poratowa�. - Niech si� ju� dzieje, co chce! - m�wi. - Niech gin�, d�u�ej z tym robakiem w piersi �y� nie mog�. Sta�y konie przed chat�. Wszystko tu by�o jak przedtem: ���b stary u studni, pieniek, dach, drabina - ale w progu chaty �ywej duszy nie by�o. Jacu� pobieg� do drzwi - sta�y ko�kiem podparte; zajrza� przez okno - chata by�a pusta... Wtem �ebrak, stoj�cy u p�ota, wo�a� na� zacz��: - A czego tam szukacie, jasny panie... Chata pusta, wszystko w niej wymar�o z biedy, z g�odu i choroby... Jakby skamienia�y sta� �w szcz�liwiec u progu - sta� i sta�... "Z mojej winy zgin�li oni - rzek� w duchu - niech�e i ja gin�!" Ledwie to rzek�, gdy ziemia si� otworzy�a, i znikn�� a - z nim nieszcz�sny �w kwiat paproci, kt�rego dzi� ju� pr�no szuka� po �wiecie.