5823

Szczegóły
Tytuł 5823
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5823 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5823 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5823 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Robert Zang Opowiadanie dla szatana, czyli ostatni pakt z diab�em Tilch siedzia� zgarbiony nad kartk� papieru studiuj�c uwa�nie paragrafy. Nad jego g�ow� unosi� si� g�sty dym z tl�cego si� papierosa. Powietrze wype�nione by�o zapachem tytoniu, alkoholu i smrodem siarki. - D�ugo jeszcze? Zaczyna mi si� nudzi� - Belzi chodzi� po pokoju mrucz�c co� pod nosem i od czasu do czasu wymawiaj�c jakie� niezrozumia�e s�owa w swoim j�zyku. Tilch zaci�gn�� si� g��boko. - Nie poganiaj mnie. To m�j pakt i musz� go dobrze przemy�le� - odpowiedzia�. Belzi waln�� ogonem o �cian�. - Zaraz tu usn�. - Lepiej przynie� jeszcze po piwku - Stary spojrza� znad okular�w. - To jeszcze troch� potrwa. Stw�r otworzy� lod�wk� i wyci�gn�� dwie butelki. - Dobre to piwo - stwierdzi�. - Dobre - przytakn�� Tilch. Belzi usiad� na wolnym krze�le i zajrza� w papiery Starego. - Co ci si� tu nie podoba? Sprawa jest jasna. Standardowy pakiet us�ug dla ciebie, twoja duszyczka dla mnie - Tilch wyczu� w tych s�owach cie� cynizmu. - Podpisywa�em ju� tysi�ce takich kontrakt�w i jako� obchodzi�o si� bez marudzenia. - Je�li chcesz podpisa� jeszcze jeden, to usi�d� na ty�ku i czekaj - Starego wym�wi� to bardzo powoli i spokojnie, ale w �rodku zagotowa�o si� na chwil�. - I tak si� b�dziesz sma�y� w piekle. Te sto lat nie gra dla mnie �adnej roli. Stary przymru�y� oczy, jakby o�wietlenie w cha�upie nagle si� zmieni�o. Zastanowi�o go to, co przed chwil� us�ysza�. Czym jest te kilka lat przy wieczno�ci? Czy wystarcz� mu one, czy zd��y prze�y� wszystko, na co mia�by ochot�? Nie chcia�by p�niej �a�owa� z�ej decyzji do ko�ca swych dni. Jakiego ko�ca? - No w�a�nie, chc� dwie�cie - powiedzia�. - Przynajmniej dwie�cie. - Co?! - wykrzykn�� Belzebub. Tilch u�miechn�� si� zawadiacko. - Skoro nie sprawia ci to r�nicy... - spokojnie odpali� nast�pnego papierosa. - To chc� dwie�cie zamiast stu. Belzi miarowo postukiwa� kopytami w drewnian� pod�og�. Klatka piersiowa drga�a widocznie pod g�stym ow�osieniem, oddycha� szybko i nieregularnie. - Co za cz�owiek. Pieni�dze, s�awa, kobiety, a on jeszcze si� targuje. Ich spojrzenia spotka�y si� na chwil� i Belzi chcia� wybada� co knuje Stary, ale jego oczy by�y spokojne i przejrzyste jak oczy niemowl�cia. Nic tam nie chowa�. - Dwie�cie lat. Zgoda - przytakn��. Tilch wskaza� na butelki, uni�s� swoj� do g�ry i przechyli�. *** - �eby si� tylko nie wygada�. - Nie wygada si�. Buch podrapa� si� po g�owie. - A nie przesadz� z tym alkoholem? Kilka piw za du�o i j�zyk go zacznie sw�dzi� - pr�bowa� wyrazi� swoje w�tpliwo�ci. Marvin pokr�ci� przecz�co g�ow�. - To stary wyjadacz. Nie da si�, wie co robi - odpar� z przekonaniem. Buch nie by� jednak tego taki pewny. Stary wyjadacz, mo�e i tak, ale ten drugi bi� go o g�ow�. Je�li mu si� uda, to tylko cudem, pomy�la�. - Dlaczego to tak d�ugo trwa? - spyta� ci�gle niespokojny. Marvin spojrza� na Bucha uwa�nie. Ch�opak by� jeszcze m�ody i nie rozumia� do ko�ca tego, co robi�. Zreszt� niewielu ludzi by to zrozumia�o. Doszed� do wniosku, �e trzeba mu co nieco rozja�ni�. - Stary gra o najwy�sz� stawk�. Pr�buje wynegocjowa� jak najlepszy uk�ad - zamy�li� si� na chwil�, poczym doda�: - Na wypadek, gdyby�my my skrewili. Buch pomy�la�, �e cieszy si�, �e nie jest na miejscu Starego. *** �ar�wka ko�ysa�a si� lekko na wszystkie strony. Stary zapali� nast�pnego papierosa podziwiaj�c gr� cieni na prostych sprz�tach domowych: drewnianej skrzyni z �elaznymi okuciami, starej rozpadaj�cej si� szafie, dw�ch prostych krzes�ach i stole z pop�kanym gdzieniegdzie blacie. Belzi znowu chodzi� niespokojnie w t� i z powrotem. Za oknem panowa�a kompletna pustka. - Pracowa�em kiedy� w kopalni - zacz�� Stary - ale nie by�o tam, a� tak ciemno. - Jeste�my w przedsionku Piekie�. Bujamy si� mi�dzy tym miejscem, a Ziemi� - Szatan nie przestawa� chodzi�. - Wzgl�dy bezpiecze�stwa? Kroki usta�y raptownie. Belzi zbli�y� si� do sto�u i opar� si� na nim strasznie ow�osionymi r�kami. - Ty co� knujesz? Sk�d to pytanie? Czerwona twarz wygl�da�a gro�nie, ods�oni�te przednie z�by �wieci�y z�owrogo w ��tym �wietle. - Sprzedaj� ci swoj� dusz� za wszystkie kobiety �wiata, tylko tyle knuj�. Belzi nie spu�ci� jednak z niego wzroku. Przenika� jego my�li jak najg��biej m�g�. Szuka� w zakamarkach pami�ci, ale nie natrafi� na nic szczeg�lnego. Po chwili wycofa� si�. Stary patrzy� mu w oczy. - Usi�d�. Albo... - wskaza� na lod�wk� - przynie� jeszcze po jednym. Diabe� energicznym ruchem otworzy� obie butelki i postawi� je z hukiem na stole. Natychmiast podni�s� swoj� i poci�gn�� zdrowo. - Kiedy� sprawa by�a prosta. Delikwent przychodzi� wiedz�c, co chce i wiedz�c, co zostawia. Wszystko zajmowa�o najwy�ej pi�� minut - stwierdzi�. - Czasy si� zmieni�y - odpar� Tilch. - Dzi� ka�dy jest biznesmenem, a pierwiastek romantyczny zosta� gdzie� w tyle. Samob�jcy na przyk�ad: kiedy� robili to z mi�o�ci, dzisiaj gdy bankrutuj� im firmy. Albo taka rzecz: ka�dy spisuje umow� przedma��e�sk� - to moje, to twoje... Mi�o�� jest na szarym ko�cu. - Pieprzone automaty - rzuci� Szatan i splun�� obficie na pod�og�. - Pieprzone automaty - powt�rzy� Stary. Siedzieli przez chwil� w milczeniu, Szatan wyczekuj�c, Stary studiuj�c pakt. - A w piekle... - zacz�� Tilch. - Jak tam jest? Diabe� roze�mia� si� pot�nym basem. Stary zrozumia�, �e nie by�o to m�dre pytanie. - Jest tam jaka� hierarchia - zacz�� inaczej. - Nie chcia�bym by� zwyk�ym m�czennikiem. Czerwone oko �ypn�o w jego stron� z zainteresowaniem. - Czy da�oby na przyk�ad rad� - zastanawia� si�, jak to powiedzie� - werbowa� ludzi, tak jak ty? Belzi u�miechn�� si� chytrze. - A wi�c o to ci chodzi? - Zawsze to lepiej, ni� sma�y� si� w kotle ze smo�� - odpar� Stary. Belzi zaprzeczy� zdecydowanym ruchem g�owy. - Mog� ci� zapewni�, �e nie ma tam takich kot��w. Jest du�o gorzej - doda� po chwili. Stary popatrzy� w okno. - To jak, dopiszemy paragrafik? *** - Powiedz mi, Marvin - zacz�� niepewnie Buch. - Je�li on podpisze ten pakt, to czy nie b�dzie on wa�ny nawet je�li schwytamy Belziego? Marvin westchn��. - Trzeba tak zak�ada�. Stali na skraju lasu wypatruj�c bladego �wiate�ka podr�uj�cego mi�dzy �wiatami. Buch sprawdzi� czy bro� jest zabezpieczona i czy wszystko tkwi na swoim miejscu. W oddali na u�amek sekundy mign�a �ar�wka w oknie ma�ego domku. Marvin wskaza� kierunek, poczym skierowali si� w tamt� stron�. Poruszali si� w milczeniu i bardzo ostro�nie. W pewnym momencie Marvin zatrzyma� si�. - Wystarczy. Tilch mia� rozmawia� z Belzim jak najd�u�ej, tak �eby zd��yli podej�� pod sam dom i w odpowiedniej chwili wtargn�� do �rodka. - Stary nie wyjdzie z tego ca�o - podj�� znowu Buch. - Dlaczego to robi? Marvin spojrza� na niego z niedowierzaniem. - Daj spok�j Buch, jest tysi�c powod�w? - Ale on sprzedaje swoj� dusz�... - nie rezygnowa� Buch. �wiate�ko znowu mign�o. - Patrz - Buch zmieni� temat. - pojawia si� coraz cz�ciej. Marvin zamy�li� si� na chwil�. - Powinno zwalnia� - powiedzia�. - Wejdziemy je�li zwolni. Podeszli nast�pne kilkana�cie metr�w. *** Lod�wka by�a ju� prawie pusta. Tilch wyci�gn�� dwie ostatnie flaszki i postawi� na stole. - B�dziemy ko�czy� - powiedzia�. Diabe� przytakn�� milcz�co. Szumia�o mu ju� nie�le w g�owie, a nogi z trudem d�wiga�y ci�ar cia�a. Tilch opad� ci�ko na krzes�o i westchn��. Belzi usiad� naprzeciwko. - Ile lat ju� to robisz?- zapyta� Tilch. - Ile wiek�w? Diabe� machn�� r�k� jakby od niechcenia. - D�u�ej ni� da si� spami�ta�. Strasznie d�ugo. - Nie znudzi�o ci si�? Belzi opar� �okcie o st� i z�o�y� g�ow� w otwartych d�oniach. - To i tak niez�a fucha w por�wnaniu z tym, co jest do wyboru na dole. - My�lisz �e m�g�bym si� tym zaj��? - spyta� Tilch. Szatan roze�mia� si�. - Ja tam jestem szefem, staruszku. Nie s�ysza�e�? Szatan rules - Belzi o�ywi� si� nagle. Tilch odwzajemni� szeroki u�miech. - To co tu robisz? Nudzi ci si�? - Tam na dole ziewam upiornie i rozdzieraj�co pot�nie - obrazowo�� wypowiedzi Belziego zrobi�a wra�enie na Starym. U�miech jego poszerzy� si� jeszcze, a w k�cikach oczu pojawi�y si� kurze �apki. Rzeczywi�cie musi si� nudzi�, je�li chce mu si� wymy�la� takie rzeczy. Zerkn�� przez okno i przez dobre dwie sekundy widzia� gwiazdy na bezchmurnym niebie ponad lini� lasu. Odchyli� si� na krze�le i pomy�la� o swoich dzieciach. Czy to, co robi nie wp�ynie na ich �ycie? Czy nie skazuj� ich w ten spos�b tak�e na drog� ciemno�ci? Szatan wyczu� jego w�tpliwo�ci. - Zostaw je w spokoju, a b�d� mog�y same wybra�. Je�li zaczniesz kusi� i obdarowywa� je prezentami ode mnie, to ju� przepad�y. Ludzie nie maj� silnej woli, pami�taj o tym. Zbyt �atwo schodz� na z�� drog�. Dlatego wybierasz takie rodzynki, pomy�la� Stary. Szatan wyszczerzy� k�y w u�miechu. - Nikt nie lubi nudnej roboty, przynajmniej na d�u�sz� met�. Tilch przytakn�� spogl�daj�c na prawie ju� pust� butelk�. - Zanim podpisz� obiecaj mi jeszcze jedno - powiedzia�. Diabe� zerkn�� w jego kierunku. By�o ju� p�no i by� powa�nie zm�czony. Skoro i tak maj� pracowa� razem za dwie�cie lat, to mo�e przecie� i�� na pewne ust�pstwa. - Nie ruszysz moich dzieci. Gruby ow�osiony ogon przejecha� po pod�odze. - Za�atwione - Belzi wzruszy� ramionami. - Nie zale�y mi na nich. Stary kiwn�� g�ow� potakuj�co, opanowa�o go uczucie ulgi. - W takim razie zgoda. *** Cha�upa pojawia�a si� zaledwie kilka krok�w od nich, trwa�a przez kilka sekund, a nast�pnie znowu znika�a gdzie� w za�wiatach. Nie rozmawiali ju� g�o�no, tylko szeptali sobie do uszu. - On czyta w jego my�lach - m�wi� Marvin. - To jest najwi�kszy problem, rozumiesz? Jedna g�upia my�l i do widzenia, �egnaj s�odkie �ycie. Buch sta� zaskoczony. - Nie wiedzia�em o tym. Jak w takim razie Stary chce go oszuka�? Czy to w og�le mo�liwe? - W tym w�a�nie s�k, �e nie mo�e go oszuka�. - Marvin zamilk� na chwil�, poniewa� chata znowu si� pojawi�a. - Nie do ko�ca. Sprzedaje mu swoj� ciemn� stron�, a ta druga musi milcze� jak gr�b. Nie mo�e da� znaku �ycia, nie mo�e nawet pisn��. Buch poczu�, �e lepi� mu si� r�ce. Otar� spocone d�onie o spodnie i mocno chwyci� zimn� bro�. Mogli wchodzi� lada chwila. Marvin obserwowa� uwa�nie lini� lasu. Nie m�g� sobie pozwoli� na b��d. Ba� si� o siebie i o Bucha. Ba� si� o Starego i o ich rodziny. Ba� si� nawet o swoich przodk�w, kt�rzy mogli by� we w�adzy Belziego. Krzy�e, woda �wi�cona, ogniste miecze, bro� palna - czym maj� z nim walczy�? Nawet tego nie byli pewni, chocia� Buch jest przekonany, �e to co maj� powinno wystarczy�. Tylko wiara mo�e was uratowa�, tak powiedzia� Stary, ale co przez to rozumia�? Co to znaczy wiara? By�o ju� za p�no na rozstrzyganie tej kwestii. Wed�ug zegarka dom pozostawa� tu ju� prawie pi�tna�cie sekund, czyli wystarczaj�co d�ugo, jak na realizacj� zadania. Da� znak Buchowi, �eby si� szykowa�. *** Stary spogl�da� na g�sie pi�ro z rozbawieniem. Spodziewa� si� tego, o tak. O niczym innym nie mog�o by� mowy. Tradycja, panowie, tradycja! Chwyci� je delikatnie w palce i podni�s� do oczu. - Mocno ju� wys�u�one - zauwa�y�. Szatan rozpar� si� na krze�le. - Ze sto trzydzie�ci lat, z hakiem. Rosja, Stany, Afryka, Azja... Wiele zwojowa�o w z�ej sprawie, che, che, che - prawie si� zakrztusi�. Tilch przebieg� palcami po strz�pach bia�ego upierzenia, dotkn�� ostrego ko�ca. - Jak to mo�liwe - spyta� - �e ci�gle jest ostre? Je�li je �cinasz, za ka�dym razem, to powinno go ju� dawno nie by�, prawda? Szatan wyci�gn�� r�k�, Tilch poda� mu pi�ro. - To wieczne pi�ro - po�o�y� je sobie w otwartej d�oni. - Ro�nie, jakby by�o wiecznie �ywe. Mog� je zniszczy�, ale mog� te� sprawi�, �e b�dzie jak nowe. Mam do niego sentyment, wi�c na razie mi s�u�y. Odda� pi�ro Staremu. - Ka�amarz, czy bezpo�rednio? - zapyta� z przesadn� grzeczno�ci�. - Nie zarazisz si� niczym, a je�li nawet... Wzruszy� ramionami. - �artowa�em - doda�, gdy Stary podni�s� na niego zdziwiony wzrok. Tilch spojrza� w okno, ale nie zobaczy� tam ani gwie�dzistego nieba, ani linii drzew odcinaj�cych si� na jego tle. Byli w przedsionku Piekie� i to od dobrych kilkudziesi�ciu sekund. - Ka�amarz - odpowiedzia�, wcale mi si� nie spieszy. Szatan wyw�cha� jego my�li, znowu co� mu si� nie zgadza�o. - Wcale ci si� nie spieszy? Czekasz na co�, jeszcze co� ci si� nie podoba? Chcia�by� dopisa� jaki� nast�pny paragrafik? - prze�miewczym tonem zwr�ci� si� do Tilcha. Zaczyna robi� si� nieprzyjemnie, pomy�la� cz�owiek wykrzywiaj�c twarz w sztucznym u�miechu. - Nic nie poradz� na moje my�li - powiedzia�. - Nie umiem ich kontrolowa�. Nie �pieszy mi si� z tym ka�amarzem. Nie lubi� igie�, zastrzyk�w itp., to te� nie wzbudza we mniej entuzjazmu - wskaza� na zaostrzone g�sie pi�ro. Diabe� przesta� si� czepia� i cierpliwie obserwowa� Tilcha, kt�ry na potwierdzenie swoich s��w podwin�� r�kaw lewej r�ki i mocno zacisn�� pi��, powoduj�c lepszy dost�p do �y�. Raz si� �yje. Gwiazdy �wieci�y na wieczornym niebie, wiatr szele�ci� w koronach drzew, sowa pohukiwa�a od czasu do czasu i nie by�o na zewn�trz nic opr�cz dzikiej przyrody. Nie by�o tam cz�owieka, kt�ry zak��ci�by ten spok�j, ten wieczny �ad. Tilch postawi� ka�amarz na stole i ko�c�wk� pi�ra wbi� si� w �y��. Krew pociek�a do r�ce i ciurkiem zacz�a sp�ywa� do pojemnika. Patrzy� jak ka�amarz si� nape�nia, a gdy uzna�, �e wystarczy, zacisn�� ran� materia�ow� chust�. Szatan spogl�da� na niego z pewnym rozbawieniem. Podziwia� dok�adno�� i staranno�� z jak� Stary wykonywa� wszystkie te czynno�ci. - Tyle ceregieli dla kilku kropli. Stary wzruszy� ramionami. - Tak czy inaczej zaraz b�dzie po wszystkim - ostatni raz zerkn�� w kierunku okna, przebieg� wzrokiem po drzwiach. - Dnia 28.04.2005 - nakre�li� dat� maczaj�c pi�ro we w�asnej krwi i od�o�y� pi�ro na st�. - Podpisz�, ale ty te� podpiszesz. - �e co?! - rykn�� Szatan. - Co ja mam niby podpisa�? Tilch podni�s� r�k� w uspokajaj�cym ge�cie. - Nie ruszysz moich dzieci, tak jak rozmawiali�my. Szatan gra� zbulwersowanego. - Nie musz� nic podpisywa�. Masz moje s�owo - skontrowa�. Tilch pokr�ci� g�ow�. - S�owo Szatana, nie roz�mieszaj mnie - wskaza� Belziemu czyst� kartk� le��c� na skrzyni. - Podpiszesz. Z piekielnego gard�a wydar� si� przeci�g�y ryk, Szatan by� rzeczywi�cie z�y. Chwyci� kartk� omal nie przewracaj�c krzes�a i po�o�y� j� przed sob�. - Ty najpierw - warkn�� na Tilcha, ale ten zaprzeczy�. - Podpiszemy obaj, r�wnocze�nie - wyci�gn�� z kieszeni w�asne g�sie pi�ro przygotowane na t� okazj� i poda� je Szatanowi. - Nie inaczej. Ten wyrwa� je Staremu z r�ki, sprawnym ruchem rozci�� sk�r� na r�ce. Gro�nym wzrokiem obrzuci� cz�owieka siedz�cego po drugiej stronie sto�u i zamaszy�cie z�o�y� pod paktem w�asny podpis. - Masz - rzuci� j� w twarz Tilchowi. Zimny pot wyst�pi� cz�owiekowi na czole, sp�yn�� po plecach. Hej, w ko�cu b�dziemy partnerami! - Podpisz staruszku - Szatan uspokoi� si� nieco. Tilch zamkn�� na chwil� oczy, chc�c jeszcze na u�amek sekundy odwlec, co nieuniknione. Pr�bowa� wy�owi� jaki� d�wi�k, co� co da�oby mu iskierk� nadziei. Nic takiego jednak nie dotar�o do jego uszu, wi�c chwyci� za pi�ro i zamoczy� je w ka�amarzu. Podpisa� pakt. Sprzeda�em w�asn� dusz�, pomy�la� wymieniaj�c kartki z Belzebubem. Sprzeda�em j� i ju�. Szatan wsta�. - Czas si� �egna�... - zacz��. I w�a�nie w tym momencie drzwi wlecia�y do �rodka, a w pustej przestrzeni stan�a posta� z olbrzymim obrzynem. Pad� strza� i diabe� zatoczy� si� pod �cian�. Tilch schyli� g�ow�, wystrza� og�uszy� go w pierwszej chwili. Marvin wystrzeli� po raz drugi wszed� do �rodka, za nim wtoczy� si� Buch. Szatan trzyma� si� za brzuch tamuj�c krew i kln�c soczy�cie. - Pozabijam! Obedr� ze sk�ry i wymaczam w palonym wapnie! Spal� �ywcem w gor�cej smole! Potn� na kawa�ki, posiekam i ka�� zszywa� na nowo! Przez ca�� wieczno��, g�upie palanty! Kolejny strza� przebi� mu klatk� piersiow�. Wtedy straci� cierpliwo��. Nie by�o ju� tej na wp� ludzkiej postaci, przez moment by�o zwierz� wi�ksze ni� jakiekolwiek, kt�re w �yciu widzieli i stokro� straszniejsze. I zanim zd��yli mu si� przyjrze�, zanim rozpoznali szczeg�y pod grub� warstw� futra, zanim spu�cili wzrok z masywnych skr�conych rog�w, czerwonych �lepi i umi�nionego tu�owia, ju� sta� przed nimi Szatan biblijny, Syn Jutrzenki. Buch nie wiedzia� co si� sta�o, strzeli� do diab�a, a sta� i krwawi� teraz przed nimi anio�. Bro� prawie nie wy�lizn�a mu si� z r�ki. Spojrza� na Marvina, ale ten tak�e nie do ko�ca by� pewien jak si� zachowa�. Szatan wypu�ci� przed siebie ognisty strumie� i Buch wybuch�. Marvin otar� z twarzy krew kolegi. - Teraz ty! - krzykn�� Szatan wskazuj�c na Marvina. Ten sta� zdezorientowany, ale blisko�� zagro�enia dotar�a do niego i otrze�wi�a. - Podpisa�?! - zwr�ci� si� do Starego. Teraz Belzi zatrzyma� si� w p� ruchy. - Podpisa� co? - warkn��. Ca�y �wiat skupi� si� na postaci siedz�cej przy stole. - Ten g�wniany pakt? Tilch wsta� i powoli, nie odwracaj�c si� do Szatana ty�em podszed� do drzwi. - Podpisa� - powiedzia�. Powoli u�miech rozja�ni� mu twarz. - Mo�esz uruchamia�. Marvin si�gn�� do kieszeni. Ma�e pude�eczko, kt�re wyci�gn�� mia�o dwa mia�o u g�ry dwa przyciski. Spojrza� pytaj�co na Starego. - G�upi ludzie! - rykn�� Szatan. - Chwila triumfu, a lata cierpienia! Ca�a wieczno�� w piekle! O ile tutaj trafimy, pomy�la� Marvin, a Stary zacisn�� mocniej d�o�, w kt�rej trzyma� sw�j pakt, gwarancj� swojego losu. W piekle, ale na ziemi. - Wiesz, co to jest nanotechnologia? - zacz�� Marvin. - Malutkie robociki w twoich �y�ach... Wcisn�� guzik. - Zaczynaj� dr��y� - doko�czy�. Tysi�ce ma�ych maszyn ruszy�o do boju. Wierci�y, ci�y, wybucha�y, zaka�a�y krew najr�niejszymi chorobami. Niszczy�y, co si� da�o. Niekt�re z nich by�y zaprogramowane, aby dotrze� do serca, lub m�zgu i tam zacz�� pustoszenie. Cia�o, kt�re przyodzia� Szatan nie mog�o mu ju� d�u�ej s�u�y�. Rozpada�o si� w zastraszaj�cym tempie. - Zemsta! - warkn�� przez z�by. - Zemsta! Stary cofn�� si� o krok i natkn�� si� na Marvina. Pchn�� go w kierunku drzwi. - Nast�pnym razem zapewne tak, ale jeszcze nie dzisiaj - rzek�. - Nie dzisiaj. Wycofywali si� ty�em, nie spuszczaj�c oczu z przera�aj�cego widoku rozpadaj�cego si� cia�a. R�ce, tu��w, g�owa Belziego - wszystko zalane by�o krwi�. Ma�e rany przys�ania�y ju� prawie ca�� powierzchni� cia�a, a ci�gle ich przybywa�o. Stary k�tem oka dostrzeg� gwiazdy. - Teraz, skacz! - krzykn�� do Marvina. Skoczyli obaj w ciemno�� nocy, zostawiaj�c za sob� nik�e �wiat�o przelewaj�ce si� przez pr�g wiejskiej chaty i st�umione odg�osy walki odwiecznego z�a ze wsp�czesn� technik�. Le��c w trawie obserwowali jak chata niknie gdzie� w innych wymiarach. Marvin pomy�la� o m�odszym koledze, a Stary zacisn�� mocniej r�k� na pakcie wzbogaconym o dodatkowe paragrafy. - Odbierasz sygna�? - zagadn�� po chwili Tilch. Marvin spojrza� na ma�y przyrz�d, przyczepiony do pasa. Jedyna umieszczona tam dioda pali�a si� nieprzerwanie. Nanoroboty to przy tym pestka, pomy�la�, nabra� Belziego to ju� co�, to ju� naprawd� co�. Z niedowierzaniem pokr�ci� g�ow�. - Tak, mamy go. Stary podni�s� si� z ziemi. - Zadzwo� do Centrum. Je�li wr�ci, niech dadz� mi zna� - otrzepa� brudne spodnie. - Nast�pny cykl dopiero za �adnych kilkana�cie lat, wi�c niech si� lepiej przygotuj�. Ty zreszt� te�. Marvin zdawa� sobie z tego spraw�. Obaj musieli si� przygotowa�, chocia� Stary trzyma� w kieszeni sw�j pakt, by� mo�e ostatni pakt cz�owieka z Diab�em. 9.5.2002