14617

Szczegóły
Tytuł 14617
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14617 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14617 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14617 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Eliza Orzeszkowa BA�KA MYDLANA I Nigdy miasteczko nasze nie przedstawia tak doskona�ego obrazu ja�owej i skwarnej pustyni, jak w dnie letnie w porze zachodu s�o�ca. B�g widzi, �e nie jest ono nigdy ani �wietnym, ani weso�ym; lecz kiedy po dniu upalnym tumany kurzu i wyziewy kuchenne obejmuj� je niby wysokim kloszem z brudnego szk�a, kiedy rozpalone kamienie bruku ziej� suchym gor�cem, a ostatnie blaski s�o�ca jaskrawe �uny rzuc� na bia�e �ciany ko�cio��w i kamienic, kiedy chodniki ulic g��wnych zalegn� czarne gromady przechadzaj�cych si� �yd�w w d�ugich cha�atach i �yd�wek w aksamitnych paltotach i kapeluszach z kwiatami, na placach chmary �ydzi�t goni� si� i wywracaj� w krztusz�cej kurzawie, a na bocznych ulicach krowy wracaj�ce z pastwiska powa�nie krocz� i z przeci�g�ym ryczeniem do bramy domostw pochylonymi �bami uderzaj�; kiedy tu i �wdzie gromady jednokonnych doro�ek staj� w zakl�tej jakby nieruchomo�ci, konie drzemi�, a doro�karze w czerwonych pasach, nie maj�c nic innego do robienia, drzemi� tak�e; kiedy co chwila w r�kach przechodni�w ukazuj� si� bia�e chustki ocieraj�ce kroplisty pot z mizernych, rozpalonych, skrzywionych twarzy albo w pobli�u leniwie ciek�cych rynsztok�w przyciskaj�ce organ powonienia � wtedy spada na miasto ocean ci�kiej, suchej, d�awi�cej i beznadziejnej nudy. Tam, k�dy�, nad szerokimi polami, p�yn� wysoko r�owe puchy ob�ok�w, na zachodzie �agodzone przez liliowe b��kity nieba wieszaj� si� �wietne t�cze z purpury i fioletu albo ogromne, ciemne, z�otem obr�bione chmury rysuj� fantastyczne lasy i zamczyska, upajaj�ce wonie i �wie�e powiewy nadchodz�cego wieczora p�yn� powietrzem... Gdzie indziej znowu, w murach miast wielkich i ludnych... Tu � nic. Wprawdzie od czasu do czasu ku rozweseleniu publicznego ducha w czym� na kszta�t ogrodu hucze� i d�� zaczynaj� instrumenty wojskowej orkiestry, a przy energicznych d�wi�kach tych ma�omiejskie lafiryndy osoby swe wraz z akcesoriami z rozkosz� roztaczaj� przed wzrokiem oficer�w brz�cz�cych ostrogami, urz�dnik�w w binoklach i rzadszych ju� dygnitarskich okaz�w, kt�re opr�cz binokli nosz� jeszcze na obliczach swych d�ugie, spiczaste bokobrody. Wprawdzie w do�� g�sto po mie�cie rozstawionych budkach z sodow� wod� czarowne Fryny w loczkach i kokardach �wiegotliwe rozhowory tocz� z niezb�dnymi, na ka�dym miejscu obecnymi oficerami i urz�dnikami w binoklach. Weso�o jest lafiryndom, Frynom, brz�cz�cym ostrogom, binoklom i spiczastym bokobrodom; ale ktokolwiek nie ma szcz�cia nale�e� do �adnej z powy�szych grup spo�ecznych, ten w miejscu tym i w tej porze czuje w piersi swej wysuszaj�cy powiew pustyni, a w g�owie jego, jak w �r�d�ach pewnych kwiaty, my�l zamienia si� w kamie�. W takiej to chwili dnia letniego sz�a przez ulice miasta para ludzi, widocznie ma��e�sk� par� b�d�ca. Kobieta, skromnie, lecz dostatnio ubrana i do�� m�oda jeszcze, nie by�a ani pi�kn�, ani brzydk�. Przysadzista nieco i ci�ka, ci�sz� jeszcze wygl�da�a w zanadto troch� wyfalbanowanej i niezupe�nie zgrabnie do mody przystosowanej sukni. Na kapeluszu jej by�o te� za du�o p�sowych kwiat�w i brosza spinaj�ca czarny jej szal by�a tak�e za du�� i zanadto fa�szywym kamieniem b�yszcz�c�. Wszystko to przecie� dowodzi� mog�o tylko ma�ej mieszcza�skiej pr�no�ci chc�cej wyr�wna� strojem tej lub owej s�siadce czy znajomej, bo co si� tyczy zalotno�ci lub ch�ci popisywania si� z czymkolwiek, tych nie by�o ani �ladu w kobiecie tej, kt�rej b��kitne, bardzo �adne oczy patrza�y poczciwie i �agodnie, a policzki, widoczn� sk�onno�� do utycia okazuj�ce, lecz g�adkie i �wie�e, pokryte by�y silnym rumie�cem zm�czenia. Zm�czon� by�a, niemniej weso�� i co chwil� towarzysz�cemu jej m�czy�nie co� ze �miechem pokazywa�a. �miech jej �wie�y by� i szczery, uwagom, kt�re mu towarzyszy�y, nie brak�o trafno�ci i rozs�dku. � Patrz, Jasiu! czy widzisz, Jasiu? Ale Ja� wygl�da� tak zupe�nie, jak gdyby nic na niebie i ziemi pocieszy� go nie mog�o. Szczup�y, zgrabny, trzydzie�ci par� lat mie� mog�cy, zgrabnie i do�� wytwornie ubrany, by� on zapewne w chwilach zwyk�ych bardzo przystojnym. W tej chwili przecie� twarz mu oszpeca� wyraz niezwyk�ego, pogn�biaj�co z�ego humoru. By�o to po��czenie smutku, nudy i rozj�trzenia. Przez ulice miasta ci�gn�� si� jak niewolnik po wi�ziennym podw�rzu. Spojrzawszy na jaskraw�, nu��c� wzrok facjat� ko�cio�a niecierpliwie zamruga� powiekami i wlepi� wzrok w ziemi�; tu� ko�o uszu swych us�yszawszy wrzask dwojga �ydzi�t ci�gaj�cych si� wzajemnie za rude w�osy skrzywi� si� okropnie. Usta jego uk�ada�y si� pod rudawym w�sikiem w wyraz taki, jakby prze�yka� co� niesmacznego, a �miechy i swobodne gaw�dzenie �ony sprawia�y na nim wra�enie wiej�cego wiatru. Po prostu nie s�ucha� ich wcale. Widocznie kobieta spostrzega�a ten z�y humor i to pos�pne zamy�lenie m�a, bo od chwili do chwili rzuca�a na niego przelotne wejrzenie, a b��kitne, b�yszcz�ce jej oczy m�ci�y si� i przygasa�y. Lecz spostrzegaj�c udawa�a, �e nie widzi nic i zamiast zarzuca� go natr�tnymi pytaniami rozmow� sw� rozerwa� czy rozweseli� go usi�owa�a. � Patrz, Jasiu, patrz! � zawo�a�a znowu i stan�a. Tymczasem i on patrza� tak�e, a nawet wzrok jego rozja�ni� si� i o�ywi� znacznie. Widoczek, kt�ry zwr�ci� uwag� ich, nie przedstawia� nic osobliwego. By� tam niedu�y kawa�ek przezroczystych, zielonych sztachet, a za nimi, w g��bi ma�ego ogr�dka, szary dom z sze�ciu oknami i gankiem o dwu s�upkach. Przez pootwierane na o�cie� okna domu wida� by�o bia�e firanki, b�yszcz�cy samowar z imbrykiem i tylne por�cze sprz�t�w, w ogr�dku ros�y dwa klony z g�stymi i roz�o�ystymi ga��mi, a na kilku klombach kwit�y lewkonie, astry, bratki i wysmuk�e, sztamowe r�e. W tej chwili w�a�nie m�oda s�u��ca, bosa i z rozczochran� g�ow�, i dorastaj�ca panienka, w r�owym perkalu, zaj�te by�y w ogr�dku polewaniem kwiat�w, a siwy jegomo�� jaki� na ganku siedz�cy z ogromnymi okularami na nosie wczytywa� si� pilnie w grub� ksi��k�, w kt�rej po t�czowych jej brzegach z dala pozna� mo�na by�o zbi�r ustaw prawnych. Czy podobna, aby tak niezmiernie skromny widoczek m�g� kogokolwiek zachwyci� i przyku� do miejsca. Widocznie jest to mo�liwym, bo przebywaj�ca miasto ma��e�ska para sta�a przed zielonymi sztachetami jak przykuta do miejsca, i w zachwycenie wprawiona kobieta nie tylko wytrzeszczy�a szeroko swoje �adne oczy, ale nawet otworzy�a nieco usta i we wp�rzewnym a wp�gapiowatym u�miechu ukazywa�a zza warg p�sowych bia�e, zdrowe z�by. Fizjonomia m�czyzny by�a wprawdzie tego rodzaju, �e wyraz gapiowatego podziwu powsta� na niej nie m�g�. W zamian, zagas�e przed chwil� oczy jego b�ysn�y, a my�l�ce czo�o wypogodzi�o si� pod wp�ywem uczuwanej przyjemno�ci. � M�j Bo�e! � szepta�a kobieta � jakie �liczne kwiaty! � I te klony... takie cieniste! � powt�rzy� m�czyzna i wnet doda�: � Helka przystojnieje i �adniejsz� jeszcze b�dzie od panny J�zefy. Stosowa�o si� to widocznie do podlotka w r�owej sukni. � Jaki tam mi�y ch��d by� musi! Patrz, Jasiu, to� to ju� tam, pod drzewami, szarzeje prawie, a na ulicy jeszcze taka spieka. Z blaszanych polewaczek ko�ysz�cych si� w r�kach s�u��cej i podlotka strumienie kroplistej wody ze szmerem la�y si� na kwiaty buchaj�ce siln� woni�. M�czyzna z rozkosz� widoczn� wo� t� wci�ga� w piersi, kobieta splataj�c r�ce szepn�a: � M�j Bo�e! �eby to nasza Ja�cia mog�a po dniach ca�ych bawi� si� w takim ogr�dku! Jakby to jej zdrowo by�o! � Chcia�bym przywita� si� z t� milutk� Helk�, ale mnie zaraz niezno�ny ten Skiwski przytrzyma... Nudny gadu�a i w dodatku... niekoniecznie uczciwy cz�owiek. Ju� to pannie J�zefie i Helci powinszowa� takiego stryja... � Tote� J�zia wkr�tce ju� wyjedzie i siostr� zabierze... Siwy jegomo�� zdj�� okulary i podni�s� g�ow� znad ksi��ki, panienka w r�owym perkalu cienkim g�osikiem szczebiocz�c co� do rozczochranej s�ugi z polewaczk� sw� zbli�a�a si� ku sztachetom. Niegrzecznie by�oby sta� tam d�u�ej i do cudzych k�t�w zagl�da�. Odeszli. Chodnikiem w�skim i ostrymi kamykami jak �wieczkami naje�onym post�puj�c a o pobielony parkan jaki�, kt�ry bia�e �lady na odzieniu ich zostawia�, ocieraj�c si� kobieta rzek�a: � Wiesz co? Jasiu? J�zia m�wi�a mi, �e Skiwski najdalej za lat par� dom sw�j sprzeda i przeniesie si� na mieszkanie do syna... Po co staremu k�opot ten? C� ty, Jasiu, na to? Zapytany z niecierpliwo�ci� pewn� odpowiedzia�: � A c� ja na to? co mnie do tego? � Jak to: co ci do tego? nieraz ju� przecie� m�wili�my z sob� o tym, jakby to by�o dobrze dom ten z tym ogr�dkiem kupi�! � Nie wiedzie� za jakie pieni�dze! � gniewnie ju� prawie rzuci� m�czyzna. � Jak to: za jakie? Za te, kt�re sobie zbierzemy. Mamy ju� przecie� oko�o dw�ch tysi�cy, a s�ysza�am, �e Skiwski sprzeda�by dom sw�j za sze��. � Bagatela! niewielka r�nica! � Wielka, to wielka, ale da B�g nie poumieramy ani jutro, ani po jutrze! poma�u, poma�u, zbierze si�... � P�ki s�o�ce wejdzie, rosa oczy wyje! � sarkn�� m�czyzna, a potem uchylaj�c nieco czapki i pot z czo�a ocieraj�c szydersko doda�: � Jakie to s� wielkie, wyg�rowane marzenia! Dom w�asny z pi�ciu klatkami, dwa drzewa i troch� kwiat�w. �eby tylko w zimie nie marzn�� w wilgotnych murach, a w lecie nie schn�� na bruku... Ot! A jednak i to za wiele! i na to czeka� trzeba, aby mo�e nie doczeka� si� nigdy! Psie �ycie! Powietrze stawa�o si� coraz g�stszym i duszniejszym. Najl�ejszego znik�d powiewu wiatru, a tylko w zau�ku z wysokimi domami, w kt�ry w�a�nie weszli, smrody kuchenne wychodz�ce z suteren i opadaj�ce w d� czarne dymy komin�w. Po prostu oddychanie sta�o si� prac�. Kobieta ocieraj�c tak�e pot z czo�a i twarzy i ci�ko dysz�c weso�o jednak m�wi�a: � C� robi�? Jasieczku! trzeba czeka�! m�odzi jeste�my. Ja�cia ma�a... o, Bo�e m�j! jak�e gor�co! Chwa�a Bogu, �e ju� blisko do domu... � A w domu co? � ironicznie zapyta� Ja�. � Jak to: co? A herbata!... � naiwnie zawo�a�a kobieta, lecz rzuciwszy spojrzenie na twarz m�a do najwy�szego ju� stopnia spos�pnia�� doda�a: � Zawsze tam jednak ch�odniej troch�... odpoczniesz... i Ja�ci� J�zia do domu ju� odprowadzi� musia�a... Na koniec znale�li si� przed bram� tego domu. By�a to du�a kamienica, kt�rej �ciana, troch� brudna i troch� z tynku odarta, wznosi�a si� nad zau�kiem. Mirewiczowie weszli do mieszkania, kt�rego okna wychodzi�y z jednej strony na zau�ek, z drugiej na dziedziniec z oficynami i stajniami, ciasny, brudny, nape�niony stosami opa�owego drzewa i belek, na kt�rych ze skrzypieniem i wrzaskiem ko�ysa�y si� roje �ydowskich dzieci. Mieszkanie sk�ada�o si� z czterech pokoi, z kt�rych najwi�kszy, jadalni� b�d�cy, weso�o wnet b�ysn�� �wiat�em lampy wisz�cej u sufitu nad sto�em przykrytym cerat� i krzes�ami ostawionym. Drug� lamp� Mirewicz zapali� w pracowni swej, na biurku nape�nionym papierami i ksi��kami. Oba o�wietlone pokoje urz�dzone by�y skromnie, lecz do�� wygodnie, i panowa�a w nich czysto�� nieskazitelna. Zapaliwszy lamp� Mirewicz ze stukiem zamkn�� okno, przez kt�re wchodzi�o z dziedzi�ca duszne i cuchn�ce powietrze i rzucaj�c si� na stoj�cy u �ciany szezl�g m�wi� znowu: � Psie �ycie! Potem czo�o na d�oni opar�szy pogr��y� si� w zamy�leniu. Mirewiczowa za to nie zamy�la�a si� ani na chwil�. K�dy�, za jadalni�, w kuchni zapewne, s�ycha� by�o g�os jej d�wi�czny i dono�ny: � Nie zagotowa� si� samowar? jeszcze nie zagotowa� si�? A, moja Kasiu! jak�e mo�na by�o nie nastawi� go wcze�niej? pewnie� do ogrodu na muzyk� lata�a! � Jak Boga kocham, prosz� pani... � No, nie przysi�gaj tylko! ot, dmuchaj lepiej! mocniej! poczekaj! ja sama podmucham! � Ju� gotuje si�, prosz� pani. Para! o, para ju� idzie! Rozleg� si� stuk gdzie� z boku roztwieraj�cych si� drzwi i Kasia � wedle panuj�cej mody miejscowej � rozczochrana i bosa, wpad�a do jadalni z b�yszcz�cym i par� buchaj�cym samowarem. Za ni� Mirewiczowa, w sukni os�oni�tej napr�dce p��ciennym fartuchem, nios�a koszyk z bu�kami, masielnic� i kilka talerzy. � A sztuka mi�sa odegrzana? �ywo, Kasiu, id��e j� odegrzewa�! O Bo�e, m�j Bo�e! A Ja�ci jak nie ma, tak nie ma! Ju� by j� J�zia dawno odprowadzi� by�a powinna! Pos�pnie zamy�lony Mirewicz us�ysza� nagle obok siebie na nut� p�aczu nastrojony g�os �ony: � Jasiu! m�j Jasiu! Wyobra� sobie, �e J�zia dot�d jeszcze Ja�ci nie odprowadzi�a... Z przykro�ci� przerwa� bieg swych my�li. � I c� st�d? Skoro posz�a z pann� J�zef�, mo�esz by� przecie� o ni� zupe�nie spokojn�. Wiesz sama, �e panna J�zefa jest uosobieniem powagi i rozs�dku... Ostatnie wyrazy wym�wi� ze z�o�liwym przek�sem. Dos�ysza�a to Mirewiczowa. � M�j Jasiu, nie wiem, dlaczego od czasu jakiego� zacz��e� nie lubi� J�zi... Wprz�dy tak admirowa�e� j�... � At! � rzek� � admirowa�em... inteligentniejsz� jest i wykszta�ce�sz� od innych tutejszych kobiet, a wi�niowi zamkni�temu w ciemnicy najmniejszy promyk �wiat�a wydaje si� czym� nadzwyczajnym i prze�licznym... S�owa te wywar�y na Mirewiczowa bardzo przykre wra�enie. Nie odpowiedzia�a nic, ale przy biurku m�a stoj�c z oczami w papiery wlepionymi zamy�li�a si� smutnie. On milcza� tak�e; wtem na dziedzi�cu ozwa� si� turkot doro�ki i u samych drzwi mieszkania g�os kobiecy, d�wi�cznie i imponuj�co brzmi�cy, u str�a domu zapewne zapytywa�: � Czy tu mieszka pan Jan Mirewicz? � Jasiu! Jasiu! pewno jaka� nowa klientka, z interesami... ja tu niepotrzebna, ale przez drzwi popatrz�... Ze s�owami tymi cofn�a si� do ciemnego pokoju, a bosa i rozczochrana Kasia drzwi otwiera�a. Po kr�tkiej chwili przyby�a kobieta ukaza�a si� w pracowni Mirewicza i � o Bo�e! � jakim�e blaskiem zaja�nia�a na tle skromnych �cian tych s�abo o�wietlonych a oklejonych tanim obiciem w szafirowe kraty! By�o to jakby niebieskie widzenie, zes�ane na ziemi� umy�lnie po to, aby napoi� rozkosz� znudzony i pos�pny wzrok Mirewicza. Wysoka, kszta�tna, jasna blondynka z silnymi rumie�cami na bia�ej twarzy, ubran� by�a troch� fantastycznie, lecz bardzo uroczo, w jakie� jasne draperie, a fantastyczny kapelusik jej, wp�kobiecy, wp�m�ski, zuchwale i wysoko podnosi� si� nad jej czo�em, tak zarzuconym p�owymi loczkami, �e a� opada�y jej one na oczy... jakie oczy! Ach! dumnie, �mia�o i zarazem wahnie patrza�y one na Mirewicza, gdy u�miechaj�cymi si� ustami wymawia�a: � Nie poznajesz mi�, Jasiu? Mirewicz, jakby oczom w�asnym nie wierz�c, rzuci� si� naprz�d i znowu stan��. � Paulinka Mirewicz�wna! � zawo�a�. � Paula Mirewicz! � poprawi�a i wyci�gn�a ku niemu r�ce, do�� du�e i niezupe�nie klasycznych kszta�t�w, ale du�skimi, d�ugimi r�kawiczkami oci�gni�te. Mirewicz pochwyci� je i do ust swych poni�s�. � Jak to? ty, kuzynko, tutaj? sk�d? kiedy? dlaczego? � Z daleka! w tej chwili! Przejazdem w dalekie strony! � zawo�a�a �miej�c si� i rzuciwszy na st� wykwintny parasolik na szezl�g osun�a si�, a raczej upad�a, obie �licznie obute n�ki daleko przed siebie wyci�gaj�c, a zdj�ty z g�owy kapelusik rzucaj�c na krzes�o, na kt�rym on, par� razy kulka przewr�ciwszy, znieruchomia� i zuchwale zje�y� si� wysokim swym skrzyd�em. � S�ysza�am, �e o�eni�e� si�! zaznajom�e mnie z �on� swoj�, bo przecie� dop�ki u was mieszka� b�d�. Ale poczekaj, niech�e ci si� przypatrz�! jak wygl�dasz, czy bardzo zmieni�e� si�? Z dziesi�� lat ju� ci� nie widzia�am! Zerwa�a si� z szezlongu i Mirewicza za ramiona pochwyciwszy ogl�da� go zacz�a od st�p do g�owy, niby w�dz �o�nierza staj�cego do musztry. R�ce jej przyciska�y mu ramiona, a �mia�e oczy ciekawie i bystro zatapia�y si� w jego twarzy. Mirewicz, zdziwiony i zachwycony, obla� si� silnym rumie�cem; Paula wybuchn�a rubasznym troch�, ale serdecznym �miechem. � Cha, cha, cha! � �mia�a si� � rumienisz si� jak staro�wiecka panienka! cha, cha, cha! Czy o�eniwszy si� przemieni�e� si� w mniszk�? Ot� to! teraz m�czy�ni przemieniaj� si� w kobiety, a kobiety w m�czyzn. Rumienienie si�, m�j drogi, jest dowodem zbytniej wra�liwo�ci naszych nerw�w... Ale wy tutaj ciemni pewno jeste�cie jak w rogu i nie �ledzicie rozwijania si� idei czasu... Trzymaj�c r�ce jej w swoich i patrz�c w jej oczy Mirewicz wp�serio, wp�artobliwie m�wi�: � Ale� owszem, �ledzimy... �ledzim... ja przynajmniej bardzo �ledz�... w tej chwili jednak wiem, czuj� i rozumiem to tylko, �e jeste� �liczna! Z gniewem niby wyrwa�a r�ce z jego d�oni i znowu na szezl�g upad�a. � C� to? � zawo�a�a � czy my�lisz, �e ja jestem tak� kobiet�, kt�rej komplimenty m�wi� mo�na? Wy nie mo�ecie odwykn�� od waszych g�sek i kwoczek �yj�cych cukierkami, kt�rymi je karmicie... Ja, m�j drogi, do innego ju� gatunku kobiet nale��... Samodzieln� jestem, od was, m�czyzn, niczego nie potrzebuj�, ani chleba, ani cukierk�w... Jak poznasz mnie dobrze, przekonasz si�, �e s� ju� na �wiecie kobiety, kt�re pod ka�dym wzgl�dem maj� prawo stan�� na r�wni z wami... W�tpi� by�o nie podobna, �e wszystko to m�wi�a szczerze i z g��bokim nawet przej�ciem si�. Szlachetna duma podnios�a wysoko czo�o jej zarzucone p�owymi loczkami, w oczach b�ysn�� zapa�, usta okr��y� wyraz powa�nego zamy�lenia. Mirewicz spowa�nia� tak�e, a na wyrazistej twarzy jego odmalowa�a si� g��boka rado��. Wzi�� jej r�k� i z powa�nym rozrzewnieniem rzek�: � Widz�, Paulo, �e jeste� kobiet� niepospolit�. Jakie� to szcz�cie dla mnie, �e� tu przyjecha�a. Na pustyni tej b�dziemy razem, cho�by przez czas jaki�, pracowa�, my�le�... b�dziemy sobie nawzajem dopomaga� w znoszeniu ci�kiego �ycia... Ze zdziwieniem na niego spojrza�a. � Ci�kiego? a dlaczeg� ma by� ono ci�kim? U�miechn�� si� gorzko. � S� ludzie, kt�rym okoliczno�ci tak si� z�o�y�y... � Chyba g�upi! � rzuci�a kr�tko i wsta�a z szezlonga. � Cz�owiek, m�j drogi, na to jest stworzony, aby by� szcz�liwym... czy nie czyta�e�, co o tym napisa�... Tu zacytowa�a nazwisko jednego z najg�o�niejszych my�licieli i tytu� jednego z najpowa�niejszych i najtrudniejszych do zg��bienia dzie� sp�czesnych. � Jak to! ty czytujesz takie rzeczy? � z uradowaniem zawo�a� Mirewicz. � Jeszcze by nie! ja tylko tym �yj�... � Co za szcz�cie! i ja tyle tylko mam zadowolenia, ile go znajd� w takich ksi��kach... Ale wyobra� sobie, �e tutaj o niczym podobnym z nikim nigdy pom�wi� nawet nie mog�... � To po c� tu mieszkasz? � Musz�. Za�mia�a si�. � Ja tego s�owa nie rozumiem. Gdy tak rozmawiali, coraz wi�ksz� przyjemno�� w rozmowie swej znajduj�c, w ciemno�ciach zalegaj�cych pok�j bawialny dwa g�osy szepta�y tak�e: � Prosz� pani, samowar ostygnie... � Id��e st�d, Kasiu... cicho b�d�... � Sztuka mi�sa ostyg�a ju� zupe�nie... � Daj�e mi pok�j... kiedy ci m�wi�, �eby� sobie st�d sz�a... � Czy ta pani, prosz� pani, zostanie na herbacie?... � Ach, zapomnia�am! No, dobrze, �e� mi przypomnia�a... Zbiegaj co tchu do cukierni, tej najbli�szej, po ciastka... Za dwa z�ote, ot, masz... Powiedz tylko, �eby da� �wie�ych, a wracaj�c do sklepiku zabiegnij i p� funta �wie�ego mas�a... Nie pami�tasz, czy w szafie jest jeszcze szynka? S�ycha� by�o t�tent biegn�cych przez ciemn� bawialni� bosych st�p Kasi, a Mirewiczowa wesz�a do pracowni m�a. Gdyby ktokolwiek w tej chwili uwa�nie na t� kobiet� spojrza�, dostrzeg�by, �e aby zadysponowa� ciastka, mas�o i szynk� do herbaty, u�y� ona musia�a znacznego wysi�ku woli. Smutnie i trwo�nie wzruszon� by�a. S�ysza�a rozmow� m�a z przyby�� kobiet�, przez wp�otwarte drzwi przypatrzy�a si� wszystkim jej �wietno�ciom; twarz jej bledsz� by�a znacznie ni� przed godzin� i r�ce dr�a�y troch�. � �ona moja, Anna; krewna, Paulina Mirewicz�wna... � Paula Mirewicz. Bardzo mi przyjemnie pani� pozna�! Jak na kobiet� niepospolit�, s�owa te by�y niezmiernie pospolitymi. Niemniej Anna podnios�a na ni� oczy takiego wyrazu pe�ne, jakby spojrzeniem tym, na wp� uprzejmym, na wp� nie�mia�ym i prosz�cym, powiedzie� chcia�a: �Ty elegancka i m�dra, nie gn�b bardzo mnie, prostej i g�upiej kobiety!� Gn�bi� jej, w tej chwili przynajmniej, Paula nie mia�a zamiaru, ale te� w najmniejszej mierze ch�ci zabrania z ni� bli�szej znajomo�ci nie okaza�a. Jednym wejrzeniem orzuciwszy twarz wcale niebrzydk�, lecz �adnymi loczkami nie przyozdobion�, kibi� przyci�k� i tak bardzo do jej, pe�nej tak�e, lecz kszta�tnej, kibici niepodobn�, fartuch os�aniaj�cy zbyt wyfalbanowan� sukni� i brosz� wygl�daj�c� spod brody na kszta�t ��tego plastra, tak bardzo niepodobne do tych draperii, kt�re z grecka jako� okrywa�y znaczn� cz�� alabastrowej szyi jej i utoczonych ramion � jednym wejrzeniem orzuciwszy t� pospolit� posta� zwr�ci�a si� znowu do Mirewicza i w dalszym ci�gu przerwanej rozmowy cytowa�a dos�ownie jaki� ust�p z jakiej� uczonej ksi��ki. � Prosz� na herbat�! � z cicha ozwa�a si� Mirewiczowa. By� to do�� d�ugo g�os wo�aj�cy na puszczy; gdy jednak Mirewicz dos�ysza� go na koniec i sam krewnej swej wezwanie to powt�rzy�, przechodz�c przez ma�y przedpok�j pracowni� z jadalni� dziel�cy znale�li si� wszyscy troje w niema�ym k�opocie z przeci�ni�ciem si� pomi�dzy trzema kuframi znakomitych rozmiar�w. Na jeden z nich, najwi�kszy, wskazuj�c Paula rzek�a: � Oto s� moje ksi��ki, moje drogie, najlepsze przyjaci�ki, kt�re wsz�dzie wo�� z sob�, z kt�rymi nie rozstaj� si� nigdy. Z rozmiar�w kufra wnosz�c wozi�a ona z sob� zawsze wcale spor� biblioteczk�. Mirewicz cieszy� si� coraz bardziej i ca�kiem ju� rozradowany zasiad� przy stole, nad kt�rym pali�a si� lampa, a na kt�rym sta�y w naj�adniejszej, jaka tylko by� mo�e, symetrii: koszyk z bu�kami, ciastka francuskie, sztuka mi�sa odegrzana i szynka pokrajana w cienkie plasterki. Rzuciwszy okiem po wszystkich przedmiotach tych Mirewicz zachmurzy� si� znowu. Niespokojnie patrza� na krewn� sw� badaj�c zapewne wra�enie, kt�re wywiera�o na niej tak nieestetyczne otoczenie, w jakim znalaz�a si� i jego znalaz�a. Paula powoli �ci�ga�a z r�k du�skie swe r�kawiczki i zaj�ta niby rozpinaniem d�ugiego rz�du ich guzik�w spod spuszczonych powiek ciekawie na wszystko spoziera�a. Na domiar biedy Anna w�asnor�cznie i przy tym�e samym stole przek�ada�a z ot�uszczonego papieru do masielnicy tylko co przyniesione �wie�e mas�o. Czyni�a to wprawdzie �wawo i wprawnie. Mirewicz spostrzeg� na ustach Pauli przelotny u�miech i co pr�dzej ujemne wra�enie, kt�re trywialno�� Anny wywrze� na ni� musia�a, zmodyfikowa� usi�owa� zawi�zaniem na nowo przerwanej rozmowy. Zaledwie przecie� zamienili si� paru zdaniami, w kuchni tu� obok jadalni znajduj�cej si� zadzwoni� g�osik dziecinny, a us�yszawszy go Anna zapominaj�c o ma�le i go�ciu rzuci�a si� ku drzwiom, w kt�rych te� jednocze�nie ukaza�a si� �adna, dwudziestoparoletnia panna za r�k� prowadz�ca czteroletni�, do najwy�szego stopnia rozweselon� i odszczebiotan� dziewczynk�. � No, Andziu! � z kuchni jeszcze wo�a� zacz�a �adna panna � oddaj� ci skarb tw�j w ca�o�ci! Niespokojn� ju� by� musia�a�... Mniejsza o to! My bawi�y�my si� wybornie... by�y�my w ogrodzie, s�ucha�y�my muzyki, potem zasz�y�my do Helki, kt�ra nam da�a troch� kwiatk�w... potem... Spostrzeg�szy obecno�� w pokoju nie znanej sobie kobiety przesta�a m�wi� i ma�a Ja�cia w wyci�gni�tej ku matce r�czce trzymaj�c p�k kwiat�w od Helci otrzymanych umilk�a. � Przyjaci�ka �ony mojej, panna J�zefa Skiwska; krewna moja, Paulina... przepraszani ci� kuzynko, Pola Mirewicz�wna! � Paula Mirewicz! bardzo mi przyjemnie pozna� pani�. �adna brunetka, z delikatnym owalem twarzy, blada i troch� mizerna, lecz bardzo zgrabna, w obcis�ym staniku skromnej, ciemnej sukni, uprzejmie sk�oni�a si� przed nieznajom�, spojrza�a na ni� wielkimi, powa�nymi, pe�nymi przyt�umionego ognia oczami i usiad�szy przy stole wnet gospodyni� domu, cz�stowaniem go�cia zaj�t�, w pojeniu i karmieniu ma�ej Ja�ci wyr�cza� zacz�a. Gospodyni domu, zdobywaj�c si� na �mia�o��, bardzo serdecznie i mo�e a� nadto natarczywie cz�stowa�a Paul� sun�c przed ni� wszystko, co tylko znajdowa�o si� na stole, dygaj�c, zapraszaj�c, przepraszaj�c... Paula te� zajada�a. Spore porcje mi�sa i ciast przez Ann� jej na talerz k�adzione znika�y w mgnieniu oka. Monumentalny apetyt taki zdradza� organizm niepospolicie energiczny, a kt�rego energii i zdrowia nic dot�d nie wyczerpa�o i nawet nie nadwer�y�o. Jedzenie przecie� nie przeszkadza�o m�wieniu. M�wi�a o tym, �e osiem lat przeby�a w wewn�trznych guberniach pa�stwa, gdzie naprz�d nauczycielk� po domach obywatelskich i kupieckich bywa�a, a potem w jednym z miast du�ych zajmowa�a si� udzielaniem prywatnych lekcji. Wybornie znaj�c trzy cudzoziemskie j�zyki i muzyk� dochody mia�a bardzo znaczne, ale sprzykrzy�o si� jej baka�arzenie i powzi�a inne ca�kiem zamiary. Teraz, kiedy dojrza�a zupe�nie i w�asne si�y swe wypr�bowa�a, wie, �e straci�a wiele drogiego czasu. Teraz cele jej inne s�... wy�sze... M�wi�c zwraca�a si� wy��cznie prawie do Jana, od czasu do czasu tylko przemawia�a do J�zefy, kt�rej my�l�ce oczy i spokojne ruchy wyda� si� jej musia�y wi�cej obiecuj�cymi ni� poczciwa, lecz ca�kiem gospodarska powierzchowno�� Anny. Kiedy m�wi�a o dojrza�o�ci swej, Mirewicz ukradkiem, lecz bacznie i ciekawie popatrza� na ni�. Wiedzia� on dobrze, �e gdy kraj opuszcza�a, mia�a ju� dobrych lat dwadzie�cia par�... osiem lat by�a tam... rachunek prosty, trzydziestka w pe�ni albo i z g�rk�. Lecz chyba go pami�� zawodzi! Kobieta przed nim siedz�ca jest po prostu m�odziutk�. Bia�e �wiat�o lampy wprost na ni� padaj�ce o�wieca twarz dwudziestoletni�, tym wi�cej urocz�, �e z m�odziutkimi jej wdzi�kami ��cz� si� uroki niepospolitego umys�u i p�ynnej wymowy. Uwagi te we wn�trzu swoim snuj�c Mirewicz mimo woli prawie wym�wi�: � Co to jest jednak praca umys�owa! jak ona podtrzymuje ludzkie zdrowie i si�y! Wygl�dasz, kuzynko, na lat dziewi�tna�cie... dwadzie�cia!... Za�mia�a si� weso�o. � Ty najlepiej wiesz, Jasiu, �e mam daleko wi�cej, ale istotnie praca umys�owa... Dzi�ki jej jestem zdrowa, silna i pe�na tego wewn�trznego zadowolenia, kt�re tak zbawiennie wp�ywa na nasz organizm. Po delikatnych, bladawych wargach panny J�zefy przemkn�� zaledwie dostrzegalny u�mieszek. Rzecz dziwna! Dwudziestoparoletnia dziewczyna ta o pi�knie zarysowanym, lecz bladym czole i kruczych w�osach z prostot� na ty� g�owy w jeden splot zebranych wygl�da�a cokolwiek starzej od trzydziestoletniej z g�rk� Pauli... By� mo�e, i� nie zajmowa�a si� ona prac� umys�ow� albo przynajmniej nie zajmowa�a si� tym jej rodzajem, kt�ry organizmy, kobiece szczeg�lniej, w tak pi�knej �wie�o�ci i m�odo�ci utrzymywa� umie... � Ale powiedzie mi, kuzynko, jakimi s� te cele twoje, o kt�rych m�wisz? Pa�am ciekawo�ci�... Spu�ci�a powieki i z powag� odrzek�a: � Gdybym to pa�stwu powiedzia�a, wzi�liby�cie mi� za zarozumia��, zbyt zuchwa��, a mo�e i pot�piliby�cie mi� ca�kiem, bo tu, w zak�cie, rzeczy takie uchodz� jeszcze zapewne za grzech albo i wyst�pek... I z wp�gorzkim, wp�szyderskim u�miechem doko�czy�a: � O, wierz mi, Jasiu, �e w naszych jeszcze czasach rola pionierki usuwaj�cej z drogi post�pu ciernie i chwasty �atw� i b�og� nie jest wcale... Kobieta b�d�ca przedstawicielk� uswobodnienia p�ci swojej spod wiekowego jarzma przenie�� musi mn�stwo b�l�w, zawod�w i walczy� ci�ko z przes�dami g�upiego mot�ochu... � Wielka prawda! � z przej�ciem si� zawo�a� Jan � ale jak�e pi�kn� jest rola tych, kt�re tyle przenosz�c nie przestaj� pracowa� dla najs�uszniejszej pod s�o�cem sprawy! I w twarzy kuzynki-pionierki zatopi� wzrok uwielbienia pe�en. � To prawda � �ywo te� i z silnym, ciemnym b�yskiem w �renicach ozwa�a si� panna J�zefa � ja tylko znajduj�, �e skoro na drodze pracuj�cych kobiet wiele znajduje si� ci�kich walk i trud�w, to zdanie pa�stwa o owej odm�adzaj�cej i wzmacniaj�cej w�a�ciwo�ci pracy kobiecej zostaje z t� smutn� realno�ci� w sprzeczno�ci zupe�nej. M�wi�c to na Paul� i z kolei na Mirewicza patrza�a, a wzrok jej by� tak�e �mia�ym, ale w tej chwili troch� ironicznym. Paula ze zdziwieniem widocznym na ni� spojrza�a. � Pani wi�c jeste� tak�e... � zacz�a. Chcia�a zapewne pyta�, czy panna J�zefa jest tak�e pionierk�, lecz ta z weso�ym ju� u�miechem przerwa�a: � Jestem nauczycielk�, wychowuj� m�odsz� siostr� i upewniam pani�, �e z jednym i drugim, to jest z w�asnym nauczycielstwem i z uczeniem si� siostry, mam niesko�czenie wiele k�opot�w! Nadzwyczaj prozaiczna odpowied� ta zmrozi�a Paul�. � Tak... zapewne... � zacz�a � skoro si� ma na widoku tylko chleb powszedni... a jest si� jeszcze skr�powanym r�nymi przes�dami... Mirewicz wsta� od sto�u. Odezwanie si� panny J�zefy sprawi�o mu przykro�� widoczn�, co� na kszta�t urazy i lekcewa�enia malowa�o si� na twarzy jego, gdy na ni� patrza�. � Przejd�my do bawialnego pokoju, kuzynko. Od kwadransa ju� Anna, kt�ra w tocz�cej si� przy stole rozmowie �adnego nie przyjmuj�c udzia�u, po cz�stowaniu i zapraszaniu go�cia, aby jad�, pomy�la�a o o�wietleniu na cze�� jego skromnej bawialni; niewielki to by� pok�j, sztywny i nagi. Gospodarskie �ycie domu skupia�o si� w jadalni i kuchni, umys�owe w pracowni Mirewicza. W bawialnym pokoju nikt nie �y� nigdy. Zgrabne mahoniowe mebelki w niewielkiej ilo�ci i sztywnymi rz�dami otacza�y �ciany, przed kanap�, na stole okrytym do�� kosztown� nawet serwet� nie by�o nic pr�cz pal�cej si� sporej lampy. Lampa i dwie jeszcze �wiece w wysokich lichtarzach o�wietla�y �ciany bia�e, zimne, przyozdobione kilku zaledwie sztychami. Od dwu okien na zau�ek wychodz�cych wia� zapach paru kwitn�cych ro�lin. Wchodz�c do pokoju tego Paula obejrza�a si� doko�a i splataj�c d�onie zawo�a�a: � Jasiu! Jasiu! jak ty tutaj w otoczeniu takim �y� mo�esz? Gest jej by� tak serdeczny i przyjacielski, na twarzy malowa�o si� tak szczere i tak gor�ce wsp�czucie, �e Mirewicz uczu� si� g��boko wzruszonym. Wzi�� w swoje obie jej r�ce, posadzi� j� na jednym z wysokich fotel�w, kt�re st� otacza�y, a na drugim, tu� przy niej, usiad� sam. Trzymaj�c wci�� r�k� jej i w twarz jej patrz�c z cicha wym�wi�: � Na koniec znalaz�em kogo�, kto mi� zrozumie! � Tak, Jasiu, zrozumiem ci� z pewno�ci�. Wszak znamy si� od dzieci�stwa i zawsze mieli�my do siebie sympati�. By�e� zawsze bardzo dobrym dla mnie, a ja zawsze widzia�am w tobie t� inteligencj�, te zdolno�ci... � One to, w�a�nie, czyni� mi� teraz bardzo nieszcz�liwym. Posiadam ��dz� wiedzy, poczucie pi�kna, pop�d do zajmowania si� szerokimi sprawami, a �yj� wci�� w�r�d g�upiego, brzydkiego, ciasnego otoczenia. Praca na chleb, sucha i nudna, i czytania samotne, o kt�rych z nikim nawet pom�wi� tu nie mog�, oto jest ca�e istnienie moje... Gorzko i ci�ko czuj� nie zadowolone potrzeby umys�u mego. smaku i... nawet serca! �zy stan�y mu w oczach. Paula z wilgotnymi te� oczami otar�a je z lekka cieniutk� chusteczk�. Pochwyci� pocieszaj�c� r�k� t� i gor�co j� uca�owa�. � O, dawno! dawno ju� nie do�wiadczy�em rozkoszy takiej! � westchn�� � mie� przy sobie tak� istot�, jak ty, Paulo, widzie� wsp�czucie jej, trzyma� przy ustach t� �liczn� r�czk�... R�czka oderwa�a si� od ust jego, lecz w zamian pieszczotliwie, siostrzano przesuwa�a si� mu po czole i w�osach. � Dlaczeg� to nie emancypujesz si�, Jasiu? � szepta�y dr��ce od wzruszenia, p�sowe usta � cz�owiek powinien walczy� o swoje szcz�cie i nie zrzeka� si� go nigdy... nigdy... Zrzekanie si� szcz�cia swego dla jakichkolwiek przyczyn jest samob�jstwem... B�d� energicznym, odwa�nym, Jasiu, i emancypuj si�! Emancypuj si� koniecznie, m�j biedny Jasiu! Byli sami zupe�nie; mogli swobodnie i bez przeszkody zwierza� si� i pociesza� wzajem. Pracownia i przedpok�j rozdziela�y ma�� bawialni� z jadalnym pokojem, w kt�rym na stoj�cej w cieniu kanapie siedzia�y dwie kobiety, z kt�rych jedna trzyma�a na kolanach �pi�c� ju� ma�� dziewczynk�. Panna J�zefa by�a ju� na wylocie, bo krucze w�osy swe przykry�a ciemnym kapeluszem i na r�ce naci�ga�a czarne r�kawiczki. � Czego ty dzi� taka smutna, Anulku? Smutna i zamy�lona istotnie Anna wstrz�sn�a g�ow�. � C� chcesz? � rzek�a � albo to weso�o s�ysze� zawsze, �e on nieszcz�liwym si� czuje? Albo� to przyjemnie, kiedy o n zejdzie si� z kim� podobnym sobie, nie m�c do ich rozmowy s�owa �adnego w�cibi�? Oj! moja J�ziu! gorzka to bieda, kiedy �ona g�upsz� jest od m�a... � No, no! przesadzasz to, Andziu, przesadzasz! � weso�o u�miechaj�c si� pociesza�a panna J�zefa � ani ty nie jeste� idiotk�, ani tw�j m�� nie jest geniuszem... � Ju� to co do tego � z �ywo�ci� przerwa�a Anna � to ju� wybacz, ale ja sama wiem i uznaj�, �e on jest bardzo rozumny, uczony i �e ja nie jestem stosown� dla niego par�... Ale ty, J�ziu, uprzedzi�a� si� do niego i od jakiego� czasu, uwa�am, �e unikasz go nawet... Szkoda! bo towarzystwo twoje sprawia�o mu wielk� przyjemno��... ty� tak�e wykszta�cona! Co� musia�o zaj�� pomi�dzy wami, ale co by to takiego by�o, domy�le� si� nie mog�. Blad� twarz bladej panny obla� nagle krwisty rumieniec. � Ale�, prosz� ci�, Andziu, nie �am sobie nad tym g�owy i nie domy�laj si� niczego! Nic wcale pomi�dzy nami nie zasz�o. Ot, ja po prostu na rozmowy z twoim m�em czasu nie mam. Wiesz dobrze, �e mam siedem godzin lekcji dziennie, a opr�cz tego przygotowuj� Helk� do zdania egzaminu w gimnazjum onwilskim... � Wyjedziecie wi�c na pewno? � O! najpewniej! D�u�ej przebywa� w domu stryja by�oby gubi� przysz�o�� Helki... Anna przyja�nie kibi� jej obj�a. � Moja ty biedna J�ziu! Ale� ty zapracowujesz si�, zdrowie tracisz, a wszystko tylko dla Helki i dla Helki! Za�mia�a si�. � C� chcesz? � odpowiedzia�a weso�o � przys�owie m�wi, �e ka�dy cz�owiek ma swego konika, na kt�rym je�dzi. Moim konikiem jest to, aby nie da� zmarnowa� si� zdolno�ciom siostry i wykierowa� j� na pracuj�c�, niezale�n�, o ile to by� mo�e, szcz�liw� kobiet�. W Onwilu b�dzie ona mog�a bra� lekcje prywatne od nauczycieli daleko lepszych ni� tutejsi, ja sama te� uczy� si� jeszcze tego i owego b�d�, a potem... Wsta�a i ciemne, ogniste jej oczy z marz�cym wyrazem tkwi�y w przestrzeni. Pr�dko jednak obudzi�a si� z zamy�lenia i r�k� do Anny wyci�gn�a. � B�d� zdrowa! dobranoc! na przysz�� niedziel� znowu do ciebie przybiegn�... Jak Ja�cia smaczno zasn�a!... Helka moja gdzie� nad ksi��kami siedzi i pewno tam beze mnie biedzi si� z jak�� trudno�ci�... Dobranoc! Wybieg�a. Anna wsta�a z kanapki i zwolna przeszed�szy przedpok�j w pracowni m�a stan�a w niepewnej i wahaj�cej si� postawie. Czy wej�� do bawialni, czy nie wej��? Grzeczno�� wzgl�dem go�cia nakazywa�a wej��, ale znowu przeszkodzi im mo�e rozmawia� i o n niezadowolonym z niej b�dzie?... Oni tam z takim o�ywieniem i tak weso�o rozmawiaj�. � Kuzynko! Paulo, droga! �liczna! powiedz�e mi na koniec, jakie to s� te twoje wysokie cele... � Ot� nie powiem teraz. Dowiesz si� o tym, gdy b�d� st�d wyje�d�a�... � Wyje�d�a�! Ale ty chyba niepr�dko, bardzo niepr�dko wyjedziesz... � Owszem, za dni par� najdalej... jad� do mojej matki, kt�ra jest bardzo s�ab� i pisa�a do mnie, abym przyje�d�a�a natychmiast, bo kto wie, czy d�ugo jeszcze �y� b�dzie! � Biedna ciotka! � Biedna mama! W g�osie Pauli, gdy wymawia�a dwa te wyrazy, zad�wi�cza�o wzruszenie... Stoj�ca w przyleg�ym pokoju Anna szepn�a: � Ot, poczciwa! Kocha matk� swoj�! A tak mi si� jako� nie podoba�a! � Ale ty tam d�ugo nie b�dziesz? � Naturalnie; za tydzie� albo dwa tygodnie wr�c� i zaraz ju� po�egnawszy si� z tob�... w �wiat... w �wiat... ku moim wielkim, kochanym celom... � Jakim? � Powiem ci to przed samym odjazdem... Anna z l�ejszym jako� sercem pracowni� m�a opu�ci�a do bawialni ju� nie wchodz�c. � Dwa dni! niewielka rzecz! Potem pojedzie sobie... i matk� kocha!... Pami�tam, �e Ja� opowiada� mi kiedy� o swojej ciotecznej ciotce, kt�ra c�rce jedynaczce �wietne wychowanie da�a... to ona!... No, ale wdzi�czna przynajmniej za to i kocha matk�! My�l�c tak podj�a w ramionach u�pion� Ja�ci� i do sypialnego pokoju j� ponios�a. Dziewczynka obudzi�a si� i wp�sennym g�osem dopomina� si� zacz�a o swoje kwiatki. Przy �wietle nocnej lampki, kt�r� zapali�a, Anna rozebra�a dziecko, po�o�y�a je w czyst�, �adnie wyhaftowan� po�cio�k� i tu� przy niej umie�ci�a p�czek �wie�ych jeszcze kwiat�w. Ja�cia pochwyci�a je mocno, �cisn�a w pi�stce i wnet usn�a. Anna do jadalni wr�ciwszy i starannie pozamykawszy drzwi, aby turkot maszyny do szycia jak najmniej do bawialnego pokoju dochodzi�, szy� zacz�a. Szy�a sukni� jak�� z umiej�tno�ci� widoczn�, wprawnie i pilnie, chwilami jednak r�ka jej odpada�a od korby poruszaj�cej ko�o maszyny, zamy�li�a si� smutnie jako� i trwo�nie. Co� j� widocznie w serce k�u�o... Raz jednak uczyni�a giest niedba�y. � At! � szepn�a � sk�d�eby ju� tak od razu?... Potem jeszcze pomy�la�a g�o�no: � Wprawdzie ona taka �adna, elegancka, m�dra! Na koniec po d�ugiej chwili zamy�lenia z tryumfuj�cym u�miechem szepn�a: � Ale zawsze co �ona, to �ona i... matka jego dziecka!... I szy�a znowu. W tej samej chwili w bawialni Mirewicz trzymaj�c w d�oniach swych r�k� kuzynki i patrz�c jej w oczy m�wi� z cicha: � Dziwi mi� niesko�czenie, Paulo, jakim sposobem ty, z pi�kno�ci� swoj�, ze swoim wykszta�ceniem, z t� energi� i niepodleg�o�ci� charakteru, kt�ra tak �licznie ��czy si� w tobie z kobiecym wdzi�kiem, mog�a� dot�d nie wyj�� za m��... Wp� ze �miechem, wp� ze zdziwieniem szeroko otworzy�a oczy, kt�re jak dwa szafiry b�yszcza�y spoza przys�aniaj�cych je z�otawych wisiork�w. � Ale� m�j Jasiu! Ja by�am przecie� m�atk�! Poskoczy� a� ze zdziwienia. � Jak to! owdowia�a�, czy rozwiod�a� si�? Powiedzia�a� mi przecie� panie�skie swoje nazwisko... � Bom go wcale nie zmienia�a. � Wi�c jak�e? Szeroko wci�� otwartymi oczami na niego patrz�c �mia� si� zacz�a g�o�no, serdecznie. Pr�dko jednak uspokoiwszy ten wybuch weso�o�ci sta�a si� bardzo nawet powa�n�. � Wy tu tego nie znacie � zacz�a � ale ty, Jasiu, zrozumiesz... Poznali�my si�, pokochali, i c�? czy mieli�my, zaraz na wieki �wiat sobie zawi�zywa�? Czy mieli�my jak owce Panurga i�� �ladem ca�ego stada? Zreszt� on, gdyby i chcia�, nie m�g�by, bo by� z bogatej familii, kt�ra by za nic mu nie pozwoli�a... A ja? ja by�am dumn�, �e mog�am jawnie i otwarcie da� dow�d niepodleg�o�ci mojej i stan�� wobec �wiata jako przedstawicielka uswobodnienia kobiety spod jarzma zwyczaj�w i przes�d�w... Szcz�cie nasze trwa�o dwa lata... � A potem? � gor�czkowo zapyta� Jan. � A potem � splataj�c r�ce na sukni odpowiedzia�a spokojnie � przestali�my podoba� si� sobie i rozeszli�my si�. Jan ze spuszczonymi oczami milcza� i my�la�. Zrazu jako� mu si� to nie zdawa�o... O wolnej mi�o�ci, o ma��e�stwach tak zwanych na wiar� s�ysza�, czytywa�, ale z daleka to wygl�da inaczej, z bliska inaczej, i by�a to mo�e pozosta�o�� dawnych, m�odzie�czych jego marze� lub skutek wielkiej zakorzenia�o�ci niekt�rych cech natury ludzkiej, ale wola�by, aby ta kobieta, kt�ra podoba�a mu si� bardzo, w inny jako� spos�b na te rzeczy patrza�a. Z zamy�lenia wyrwa� go mi�kki, rzewny szept Pauli: � Z ca�ej przesz�o�ci tej �a�uj� tylko mojej biednej Reginy-Wiktorii... � Jakiej Wiktorii? � C�reczki mojej! Mirewicz poskoczy� znowu na fotelu i po d�ugiej dopiero chwili zd�awionym g�osem zapyta�: � A c� si� z ni� sta�o? � Umar�a! na r�kach moich umar�a! � cichutko szepn�a Paula i przy�o�ywszy chustk� do oczu szczerze, rzewnie zap�aka�a. Mirewicz wsta� i szybkim, niespokojnym krokiem kilka razy przebieg� pok�j, potem przed rozrzewnion� jeszcze, ale ju� wypogadzaj�c� si� kuzynk� sw� stan��. � Dzi�ki ci, Paulo, za zaufanie, kt�re mi okaza�a�. Prawo�� i otwarto�� twoj� ceni� wysoko. Tak, cz�owiek powinien jawnie i �mia�o nie�� odpowiedzialno�� za czyny i post�pki swoje. Ty post�pujesz wedle przekona� swych, odwa�n� jeste� i szczer�. Jeste�, Paulo, kobiet� niepospolit�. Gor�czkowo zarumieniony Mirewicz pochyli� si� i z g��bok� czci� r�k� jej uca�owa�. Ona uroczy�cie tak�e przycisn�a do czo�a jego swe usta. Poca�unek ten, jakkolwiek uroczysty, do czci Mirewicza przymiesza� kropl� uczucia innej natury. Obie r�ce jej b�agalnie ku sobie przyci�gaj�c szepn��: � Nie odje�d�aj tak pr�dko! � Zobacz� � odszepn�a � zobacz�, mo�e... I wnet �ywo ogl�daj�c si� doko�a zawo�a�a: � Czuj�, �e mam strasznie podra�nione nerwy... chcia�abym zagra�... Ale� tu fortepianu nie ma... � Zagra�! ja tak t�skni� do dobrej muzyki, a ty musisz gra� prze�licznie! Jutro b�dziesz mia�a fortepian! co za szcz�cie! Wielkim by� k�opot Anny z umieszczeniem w szczup�ym mieszkaniu wykwintnej kuzynki. Z pomoc� jednak ustawionych w jadalni parawan�w zrobi�o si� to jako�, a gdy nazajutrz herbat� rann� w bawialnym pokoju nalewa�a, to Paula, wskutek zapewne m�cz�cej podr�y, spa�a bardzo d�ugo. Mirewicz w pracowni swej od wczesnego ranka przyjmowa� klient�w, kt�rzy do niego, jako do obro�cy prawnego, przybywali. Przez drzwi wp�otwarte przyjemnie brzmi�cy g�os i p�ynna mowa jego dochodzi�a uszu Anny, kt�ra te� oko�o samowara krz�taj�c si� s�ucha�a ich od chwili do chwili z dum� i rozkosz�. Zdawa�o si� jej niepodobie�stwem, aby istnia� na �wiecie cz�owiek rozumniejszy i ucze�szy od Jasia. W gruncie rzeczy Mirewicz posiada� istotny dar wymowy. M�wi� jasno, p�ynnie i ozdobnie, ozdobniej nawet mo�e, ni�by tego wymagali grubi i pro�ci ludzie w siermi�gach i kapotach pracowni� jego nape�niaj�cy. T�umacz�c im ustawy prawne, wyja�niaj�c stosunki, dla kt�rych tak a nie inaczej doradza� im musi, wpada� niekiedy w oratorski zapa�, u�ywa� wyraz�w oderwanych, a spostrzegaj�c, �e od przedmiotu rozmowy odst�pi�, wraca� do� wnet, lecz nie bez przykro�ci. Widocznym by�o, �e my�l jego zrywa�a si� do szerszego lotu, ni� dozwala� na to zakres jego zaj��, �e wiadomo�ci, kt�re posiada�, przewy�sza�y potrzeby jego zawodu, �e w g�owie jego zebra�o si� du�o materia�u umys�owego, z kt�rym nie mia� co zrobi�. Dlatego praca, kt�r� spe�nia� gorliwie, lecz w�r�d kt�rej ci�gle zni�a� si� i pow�ci�ga� musia�, nu�y�a go i niecierpliwi�a; dlatego po kilku godzinach jej wszed� do bawialni z wyrazem z�ego humoru w przygas�ych oczach i na zmarszczonym czole. Nagle przecie� jakby czarodziejska r�d�ka g�owy jego dotkn�a! Rozpogodzi� si� i nawet rozpromieni�. Przy stole okrytym zastaw� do herbaty naprzeciw Anny, kt�ra w ciemnej sukni os�oni�tej p��ciennym fartuchem �nie�n� serwetk� wyciera�a szklanki, siedzia�a Paula. W�osy mia�a uczesane jak wczoraj, to jest z�ocistymi wisiorami opadaj�ce na czo�o i oczy, a kibi� jej op�ywa� fa�dzisty, bia�y, w hafty zdobny peniuar, spod kt�rego wysuwa�a si� n�ka sporych rozmiar�w, lecz w a�urow� po�czoszk� i �liczny pantofelek ubrana. Kiedy Mirewicz schylony przed ni� d�ugi poca�unek na r�ku jej sk�ada�, uczu� ulatuj�c� z peniuaru wo� fio�kowej czy jakiej� innej perfumy. Obok kuzynki usiad�szy d�ugim spojrzeniem ogarn�� ca�� jej posta�, a z wyrazu oczu jego pozna� mo�na by�o, �e pi�kna kobieta w bia�ym peniuarze i �adnych pantofelkach na rann� herbat� przychodz�ca spe�nia�a jedno z marze� jego �ycia. Z marzeniem tym przecie� ��czy�y si� inne, kt�re Paula spe�nia�a tak�e. Po kilku zamienionych s�owach odezwa�a si�: � Wiesz, Jasiu? Postanowi�am zabawi� u was d�u�ej, jak my�la�am... tydzie� mo�e jaki lub dni dziesi��. Nie znam prawie Ongrodu, i musz� zapozna� si� ze sposobem �ycia i my�lenia tutejszych ludzi. Cz�owiek my�l�cy nie powinien opuszcza� �adnej sposobno�ci studiowania przejaw�w spo�ecznych. � Zjawisk, kuzyneczko; b��d j�zykowy przez kuzynk� pope�niony � �artobliwie poprawi� Mirewicz, kt�ry sam m�wi� czysto i poprawnie. Niemniej, uczu� si� podw�jnie zachwyconym. Umie� ubiera� si� i zarazem my�le�, nosi� bia�e peniuary i studiowa� zjawiska spo�eczne � by� to dla niego idea� kobiety, z kt�rym w skromnej i ciasnej sferze swych stosunk�w nie spotka� si� dot�d nigdy. Bardzo serdecznie dzi�kowa� kuzynce, �e przed�u�y�a czas pobytu swego w jego domu, Anna za�, kt�ra zmiesza�a si� by�a i nawet jakby zblad�a troch�, ozwa�a si� nagle: � Wczoraj by� taki upa�, a dzi� deszcz pada! Uwaga ta by�a zupe�nie s�uszna, ale tak bezpo�rednio i niespodzianie po studiowaniu zjawisk spo�ecznych nast�pi�a, �e po ustach Pauli przebieg� ironiczny u�mieszek, a Jan z niezadowoleniem brwi �ci�gn��. Oczom Anny, �agodnym i dobrodusznym, ca�kiem bystro�ci nie brakowa�o. I u�miech, i �ci�gni�cie brwi spostrzeg�a, a do reszty zmieszana, zaj�kliwie i pl�cz�c wyrazy m�wi� zacz�a o mie�cie, ulicach jego, mieszka�cach, domach. Sko�czy�a na tym, �e mieszkania z ka�dym rokiem dro�ej�, a potem, �mielej ju� i ja�niej, bo z g��bokim przej�ciem si�, powiedzia�a, �e ubogich i nieszcz�liwych ludzi jest tu wiele... tak wiele! Da�o to asumpt Pauli do m�wienia o ekonomii politycznej, o kwestii pracy i kapita�u, o stosunku robotnik�w do fabrykant�w na Zachodzie i Wschodzie itd. M�wi�a p�ynnie i z o�ywieniem, wykazywa�a bardzo znaczny zas�b posiadanych wiadomo�ci i niepospolite w dodatku wykszta�cenie filologiczne, bo do mowy swej wplata�a do�� g�sto wyrazy i frazesy z trzech czy nawet czterech j�zyk�w czerpane. Mirewicz nie wszystkie j�zyki te zna�, par� z nich jednak i jemu te� zupe�nie obcymi nie by�y, a o przedmiotach rozmowy czytywa� wiele, zna� si� na nich wcale dobrze i zajmowa�y go one �ywo. M�wi� wi�c sam z zaj�ciem i przyjemno�ci� widoczn�, a z widoczniejszym jeszcze upodobaniem s�ucha�, gdy Paula m�wi�a. W spos�b ten godzina przesz�o zlecia�a jak mgnienie oka, i Mirewicz wypadkiem dotkn�wszy zegarka swego zerwa� si� z krzes�a. Pora mu ju� by�a wielka i�� do s�du, gdzie jeden z klient�w obecno�ci jego niezb�dnie potrzebowa�. � Ale� to niewola, m�j Jasiu! � zawo�a�a Paula. � Nie m�c rozporz�dzi� si� swobodnie ka�d� godzin� swego �ycia jest to okropne! Tym razem uczu� si� nieco zdziwionym. � Ale jak�e! � rzek� � czy� mo�na w jakimkolwiek kierunku pracowa� inaczej? I ty pewno, kuzynko, aby nauczy� si� tyle, ile umiesz, musia�a� wiele i systematycznie pracowa�... � O! ja epartank�. jestem! Ile� to nocy bezsennych i dni samotnych... Zreszt�, wszystko przychodzi mi z �atwo�ci� i uczenie si� jest najwy�sz� moj� rozkosz�! Szafirowe oczy jej pali�y si� za mg�� z�ocistych wisiork�w, gdy Mirewicz na dobre ju� odchodz�c i r�k� ca�uj�c m�wi�: � Co za szcz�cie, Paulo, wraca� po pracy do domu z my�l�, �e si� tam znajdzie tak�, jak ty, kobiet�. Wieczorem, w porze zapalania �wiate�, Mirewicz i Paula wr�cili z parogodzinnej przechadzki w celu studiowania miasta przedsi�wzi�tej. Miasto wcale od wczoraj nie wypi�knia�o, a jednak w powierzchowno�ci Mirewicza wczorajszego niesmaku i znudzenia nie by�o ani �ladu. Owszem, weso�o i z �ywo�ci� ruch�w, kt�re go o lat dziesi�� odm�adza�y, przenosi� on z przedpokoju do bawialni podr�n� bibliotek� kuzynki, w czym dopomaga�a mu ona �miej�c si�, podskakuj�c, swawol�c. Dziw a� zdejmowa� na widok tej kobiety, kt�ra trzydziestu lat �ycia dobieg�szy, takie ju� koleje przebywszy, tyle nocy bezsennych i dni samotnych nad nauk� straciwszy zachowa� mog�a tak� wdzi�czn�, mi��, m�odziutk� weso�o��. Istotnie, musia�a to by� natura nadzwyczaj energiczna i spr�ysta! Uwag� t� Mirewicz uczyni� g�o�no, gdy ju� wszystkie ksi��ki do bawialni wniesionymi zosta�y, a potem Anna doko�a sto�u w jadalni krz�taj�ca si� s�ysze� przesta�a weso�e ich g�osy. Ucichli jako�... II W �adnym domku z �adnym ogr�dkiem, kt�ry by� przedmiotem marze� Mirewicz�w, w niewielkim i nader skromnie urz�dzonym pokoju panowa� przedwyjazdowy widocznie nie�ad. Dwie osoby zajmowa�y si� tam pakowaniem w t�umoki po�cieli, sukien i ksi��ek. Jedn� z os�b tych by�a J�zefa Skiwska, drug� siostra jej, pi�tnastoletnia Helka, �adne, �ywe dziewcz�, z bardzo poj�tnymi, bystrymi oczami i cer� twarzy, jak u siostry, przyblad�� nieco i zm�czon�. Pracowa�y zawzi�cie, ale nied�ugo, bo wcale niewielkie bogactwa do dw�ch niewielkich t�umok�w zapakowywa� im przysz�o. W jednym pomie�ci�a si� po�ciel i odzie�, drugi nape�nionym zosta� ksi��kami. Tym to ostatnim wy��cznie zajmowa�a si� Helka. Drobne jej r�ce zr�cznie u�o�y�y biblioteczk� t�, z�o�on� w znacznej cz�ci z przer�nych szkolnych podr�cznik�w, po czym przysiad�a obok t�umoka na ziemi i twarz opar�szy na d�oni zamy�li�a si� smutnie. J�zefa �ci�gaj�c ta�my swego t�umoka na siostr� spojrza�a. � A to� co, Helciu? czego p�aczesz? Po twarzy dziewczynki p�yn�y istotnie �zy. Otar�a je szybko i z zawstydzeniem. W g�osie starszej siostry dos�ysza�a niezadowolenie. � Nic to, J�ziu, nic! �al mi si� zrobi�o pokoiku tego, ogr�dka... Wszystkiego! � Ogr�dka! � powt�rzy�a J�zefa � wiesz dobrze, �e nie masz jeszcze prawa my�le� o kwiatkach. Dop�ki by�y, mog�a� bawi� si� nimi, gdy ich nie b�dzie, powinna� umie� nie my�le� o nich. Helka potakuj�co wstrz�sn�a g�ow�, ale usta jej dr�e� zacz�y od t�umionego �alu. � Widzisz, J�ziu � zacz�a � tam w Onwilu wszyscy nieznajomi b�d�, wszystko cudze i... sama m�wi�a�, �e b�dzie nam daleko, daleko gorzej ni� tu... Zamkn�wszy t�umok J�zefa wyprostowa�a si� i odrzek�a: � Mieszkanie nasze b�dzie cia�niejsze i ciemniejsze i jedzenie gorsze