14411
Szczegóły |
Tytuł |
14411 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14411 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14411 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14411 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
'sandra BrownPojedynek serc.
Tytu� orygina�uTHESILKENWEBCopyright 1982 bySandra BrownAli Rights ReservedFirst publishedin the United States by Richard Gallen Books,New York/Reissued in 1992 by Warner Books, New YorkProjekt ok�adkiAgnieszkaSpyrkaIlustracja na ok�adceImage Bank/Flesh Press MediaRedaktor prowadz�cy seri�Ewa WitanRedakcjaEwa WitanRedakcja technicznaEl�bieta Urba�skaKorektaGra�yna NawrockaMariolaB�dkowska�amanieMa�gorzata Wnuk^\.
ru6/xg^Wypo1- -/K�^Gi�wn8^/^59101ISBN 83-7337-760.
3Biblioteczkapod R�WydawcaPr�szy�ski iS-kaSA02-651Warszawa,ul.
Gara�owa 7Druk ioprawaDrukarnia Wydawnicza im.
W.L.Anczyca SA30-011 Krak�w, ul.
Wroc�awska 534-Akc.
g,0(^Rozdzia� pierwszyLatawieczatrzepota� na wietrze, obr�ci� si�par� razy,a potemnagle zacz��opada�, wiruj�c gwa�townie.
Dzieci, piskliwymiz podniecenia g�osami, wykrzykiwa�ych�remfachowe wskaz�wki:- Uwa�aj, Kathy!
-Poderwijgo!
- �ci�gnij sznurek!
-Nie, Kathy, nie tak!
Kathleen przygryz�a warg� z przej�cia i nie spuszczaj�c oczuz wariuj�cego latawca, ostro�nie skr�ci�alink�.
Potem cofn�a si�kilka krok�w, unosz�csznurek nad g�ow�i zr�cznie unikaj�c zderzenia z podekscytowanymi dzie�mi.
- Popu�� troch�, z�otko- zupe�nie nieoczekiwanie rozleg�si� m�skig��boki g�os.
Kathleennie zd��y�a nawet w pe�nizda� sobie sprawy, �e go s�yszy,a ju� wpad�a na nieznajomego m�czyzn�, kt�ry pojawi� si� niewiadomo sk�d.
Zaskoczona,opu�ci�ar�k�,alatawieczacz��ostro pikowa� wd�, poczymuderzy�w d�bi spocz�� tam z ogonem zapl�tanymw�r�dli�ci, fatalnie pokiereszowany.
Dzieci wdrapywa�y si�na drzewo, zr�cznie omijaj�c ga��zie i wymieniaj�c si� instrukcjami co do r�nych mo�liwo�ci post�powania,czemu towarzyszy�y g�o�nychichot idrwiny.
Przybysz spojrza�w kierunku drzewa, a nast�pnie odwr�ci� g�ow� i jego niebieskie oczy spocz�yna Kathleen.
- Przepraszam - odezwa� si�pokornie, przyk�adaj�c d�o� do serca,ale b�ysk w jegooczach sprawi�, �e Kathleen pow�tpiewa�a niecow szczero�� tych s��w.
-My�la�em, �ezdo�am jako� pom�c.
Sandra Brown- Da�abym sobie rad�.
-Na pewno, ale wzi��em pani� za jedno z dzieci i wygl�da�o totak, jakby pani potrzebowa�a pomocy.
- My�la� pan, �e jestem dzieckiem?
Zrozumia�a, sk�dmog�a wynikn�� ta pomy�ka.
Z w�osami splecionymiw warkocz,pozbawion� makija�u twarz� w kszta�cieserca,wboj�wkach do kolan i bia�ej koszulce z logo letniego obozu nie wygl�da�a zbyt doro�le.
-Jestem Kathleen Haleyz zarz�du obozu.
Zmierzy�j� od st�p do g��w w spos�b, kt�ry jasno sugerowa�,�euwa�a jej str�j za niezbyt odpowiedni do stanowiska.
- Jestem r�wnie� opiekunk�- doda�a, wyci�gaj�c r�k�.
Pot�ny blondyn z bujnymi w�sami u�cisn�� jej d�o�.
- Nazywam si� Erik Gudjonsen, pisze si� g-u-d-j-o-n-s-e-n - przeliterowa� - alewymawia si� Good-johnson.
-Czy pananazwisko powinno by�mi znane, panie Gudjonsen?
- Jestem reporterem, b�d�kr�ci�dokument dla UBC.
Czy�byHarrisonowie nie poinformowali pani,�e przyjad�?
Je�eli nawet tak by�o,ten fakt umkn�� jej pami�ci.
- Nie m�wili, �eto dzisiaj.
Letniob�z dlasierot Mountain View mia�by�pokazany w "People",magazynie telewizyjnym oog�lnokrajowym zasi�gu.
Chc�c, byob�zzosta�dostrze�onyprzez spo�ecze�stwo, a co za tym idzier�wnie�przez sponsor�w, Kathleen dotar�a ze swoim pomys�em na programdo producenta telewizyjnego.
Po kilku listach oraz d�ugich rozmowach przez telefon zNowym Jorkiem uda�o si� jej sprzeda�pomys�.
Powiedziano jej,�e przy�l� fotoreportera, by sfilmowa� dzieciw czasieletniego wypoczynku.
Nie zastanawia�asi�w og�le,jaki b�dzie tenfilmowiec.
Wydawa�o si� jej, �eka�dy fotoreporterjest troch� kr�tkowzroczny, nosi toporne buty, a �wiat�omierzei inne akcesoria ma zawieszone na szyi.
Wszystko,co dotychczas kojarzy�o si� jejz tymzawodem, by�o jaknajdalsze od tego, co prezentowa� Erik Gudjonsen.
Jego wygl�dby� r�wnie nordycki jak imi�.
Niew�tpliwie odziedziczy� sylwetk�po walecznych przodkach.
W tym wysokim, muskularnym m�czy�nie, od kt�rego promieniowa�y up�r iwitalno��,napewno p�yn�akrew wiking�w.
Nawetkiedy sta� teraz spokojnie,wydawa�o si�, �e bije od niego ogromna si�a.
G�ste w�osyErikaGudjonsena l�ni�y w blasku s�o�cajak z�otyhe�m,otaczaj�c g�ow� w swobodnym nie�adzie.
NiecociemniejszePojedynek sercw�sy dodawa�y zmys�owo�ci szerokim ustom.
Mocne, bia�ez�bykontrastowa�y z opalon�, ogorza�� twarz�.
Mia� nasobie mocno wytarte, idealnie dopasowane d�insy, przylegaj�ce do po�ladk�w ciasno jak r�kawiczka.
Rozpi�ta niemal dopo�owy koszula le�a�a r�wnie dobrze.
Lekko podwini�te r�kawy ukazywa�ymuskularne r�ce.
D�onie o d�ugich, szczup�ych palcach sprawia�ywra�enie silnych, a jednocze�nie delikatnych -cechy tak potrzebneprzy pos�ugiwaniu si� precyzyjn� kamer�filmow�.
Z jakich�niezrozumia�ych powod�w Kathleen poczu�a uciskw piersi,kiedy jej oczyb��dzi�y po jego twarzy,poczynaj�c odmocnejszyi i dumnego, nieco upartego podbr�dka, poprzezzmys�oweustai zgrabny nos, na niebieskich t�cz�wkach ko�cz�c.
Akiedy jej oczy spotka�ysi� z jego uwa�nym wzrokiem, poczu�agdzie� g��boko dziwne mrowienie, bardzo przyjemne, ale zarazemniepokoj�ce.
- Wygl�dasz raczej na kogo�, kto si� zajmuje sensacyjnymi wiadomo�ciami.
Wzruszy� oboj�tnieramionami.
- Je�d��tam, gdzie mi ka��.
-Je�eli my�lisz, �e znajdziesz tutajco� sensacyjnego, to mo�eszsi� rozczarowa�.
�yjemyspokojnie,bezwzlot�w i upadk�w.
- Nie twierdz�, �e jest inaczej.
Sk�dte podejrzenia?
Nie ufasz filmowcom?
- Pochyli� si� nad ni�,a jego w�sy tylko po�owicznie ukry�y u�miech, gdy Erik doda�: - A mo�e chodzi o wszystkich m�czyzn?
G�osem takch�odnym, jakwyraz jej twarzy,powiedzia�a:- Jak wjedziesz na ten pag�rek, skr�� w lewo i jed� a� do g��wnejbramy.
Pierwszy budynek naprawo to biuro.
Znajdziesz tam alboEdn�,albo B.
J.- Dzi�kuj�.
Wci�� si� u�miechaj�c, ruszy� w stron� zaparkowanego nieopodalblazera.
Kathleen w �aden logiczny spos�b nie umia�a wyt�umaczy� sobierozdra�nienia, kt�re towarzyszy�o jejprzezreszt�popo�udnia.
Mimo todawa�a sobie rad�ztryskaj�cymi energi� dzie�mi.
Zewszystkichopiekun�w dzieci najbardziej lubi�y Kathy- tak na ni� tu wo�ano: Kathy - a uczucia by�y odwzajemniane.
Dzisiaj jednak by�a z jakiego�powodu podenerwowana i gotowawka�dej chwili wybuchn��.
Chcia�a, by s�o�cejaknajszybciej prze.
SandraBrownsuwa�osi� w stron� horyzontu.
Oko�o pi�tej wszyscy szli do swoichdomk�w na godzinn� przerw� przed kolacj�, kt�r� podawano w du�ej, g�o�nej jadalni.
Teraz,kiedy dzieci szala�yw wydzielonym linami k�pielisku, Kathleenmog�a przez chwil� si� zrelaksowa�.
Opala�a si�, siedz�c nabrzegu rzeki, ale ci�gle uwa�nie obserwowa�a wychowank�w, kt�rzy p�ywali i chlapali si� w przejrzystej wodzie.
Westchn�a g��boko iopu�ci�a na moment powieki,kryj�c oczyprzed blaskiem s�o�ca.
Uwielbia�ato miejsce.
Ka�dego lataopiekowanie si�dzie�mi naobozie w g�rachOzark w p�nocno-zachodnimArkansasdawa�o jejwiele szcz�cia,a zarazem stanowi�o istotn� pomoc dla jej przyjaci� Harrison�w.
Przez sze��dziesi�t dniKathleen Haley, szefowadzia�u zakup�ww domu mody Masona w Atlancie, przestawa�aistnie�.
Zapomina�ao szalonym tempie, w jakim �y�a przez pozosta�e dziesi��miesi�cyw roku, i regenerowa�a si�y dzi�ki g�rskiemu powietrzu, regularnymposi�kom,wczesnym pobudkom oraz wyczerpuj�cym �wiczeniomfizycznym.
Mimo rygorystycznegorozk�aduzaj�� pobyt na obozie by�dla niej odpoczynkiem,tak dla cia�a, jak i umys�u.
Niewiele dziewcz�t, kt�re realizowa�y si� zawodowo, po�wi�ci�oby sw�j wolny czas naprac� opiekunki na obozie,ale Kathleen robi�a to z potrzeby serca.
Zna�a zw�asnego do�wiadczenia dramattychdzieci, ichci�g�� potrzeb� mi�o�ci i opieki.
I je�li mog�a chocia� cz�ciowo odwdzi�czy� si�za uczucia,kt�re sama znalaz�atutaj przedlaty, czasitrud wk�adanew to zaj�cie warteby�y swojej ceny.
-Hej, Kathy, Robby wychodzi za lin�!
Otworzy�a oczy i zobaczy�a przed sob� ch�opca, kt�ry oskar�ycielsko wskazywa� palcem na koleg�ami�cegosurowy zakaz.
- Robby!
-zawo�a�aKathleen.
Kiedy twarzwinowajcy wy�oni�a si� spod wody, zmierzy�a go surowym spojrzeniem.
To wystarczy�o, by zanurkowa�z powrotem podlin� i stan�� w wodziesi�gaj�cej do ramion.
�eby pokaza�, �e nie �artuje,ostrzeg�a:- Jeszcze raz znajdziesz si� za lin�i koniec z p�ywaniem.
Jasne?
- Tak, Kathy - wymamrota� i zwiesi� g�ow�.
U�miechn�a si� skrycie, wiedz�c, �e jej dezaprobataby�a zwyklewystarczaj�c�kar�, by utrzyma� w ryzach nawetnajbardziejkrn�brne dzieci.
- Mo�e po�wiczysz stawanie na r�kach, jak to robi�e�przedwczoraj.
Sprawd�, jak d�ugo wytrzymaszpod wod�.
PojedyneksercOczy Robby'ego natychmiast rozb�ys�y.
Wiedzia�, �e zosta� przywr�cony do �ask.
- Dobra.
Popatrz!
- B�d� patrze�.
-Pomacha�a do ch�opca, a on przygotowa� si�,by pokaza� swoj� sztuczk�.
- Jaimie, dzi�kuj�, �ezwr�ci�e� mi uwag�na zachowanie Robby'ego, ale nie�adnie jest skar�y�.
Okay?
Chudy ch�opiec z ciemnymi w�osami ioczami wygl�da� nastropionego, ale u�miechn�� si� lekko i odpowiedzia�:- Tak, prosz� pani.
4Ka�dego lata by�o jedno dziecko,kt�re chwyta�o j�za serce bardziej ni� inni wychowankowie- dziwne, introwertyczne.
Ten ch�opiec nieodnajdywa� si� w sportach i zwykle wybierano go dodru�yny jako ostatniego.
Cichy, powa�ny i nie�mia�y, by� jednocze�nienajgorliwszym czytelnikiem i najbardziej uzdolnionym artyst� z ca�ej grupy.
Jego czarne oczypodbi�y serce Kathleen ju� pierwszegodniapobytu i chocia� stara�a si� nikogo niewyr�nia�,mia�a niezaprzeczaln�s�abo�� do Jaimiego.
Wsta�a i podesz�a do linii brzegu.
Usiad�ana wilgotnympiasku,zdj�a tenis�wkii skarpetki i zanurzy�astopy w ch�odnejwodzie.
W jej my�lach pojawi� si� nieproszony obrazErika Gudjonsena.
Dwudziestopi�cioletnia Kathleen spotka�a ju� wielu m�czyzn,w kilku nawetsi� kocha�a, ale ostatni� rzecz�, jakiej teraz pragn�a, by� bli�szy kontakt z m�czyzn�.
Czy� nie od tego uciek�a?
Piskliwy�miech sprowadzi� j� zpowrotem na ziemi�.
Spojrza�ana zegarek: za dziesi�� pi�ta.
Dmuchn�a wsrebrny gwizdek zawieszony na szyi na niebieskiejgumce.
Dzieci, piszcz�c na znak protestu, wysz�y powolina brzegi zacz�y wk�ada� tenis�wki.
Wraca�ydo domk�ww k�piel�wkach,susz�c je na s�o�cupodczasmarszu.
Pozbiera�y swoje rzeczy i stan�y gotowedo drogi.
Podczas gdy podopieczniz wolna wykonywali jejpolecenia, Kathleen te� w�o�y�a buty i ustawi�a grup�w mniej wi�cej r�wny rz�dek.
Zacz�lii�� pod g�r�, aKathleen zaintonowa�a piosenk� zniesko�czon�liczb� zwrotek.
Ponownie u�wiadomi�asobie z zachwytem, jak bardzo kocha tutejsze widoki.
Czerwona, �wirowa drogaprowadz�ca do obozuMountain Viewby�a rozgrzana i zakurzona,a naturalne pod�o�e nigdy nie mia�o by� zepsute�adn� sztuczn� nawierzchni�.
Organizatorzy m�drze wybrali na ob�znajdziksz� okolic�, oczywi�cie w granicach rozs�dku.
Dla dzieci, kt�re mieszka�y.
10Sandra Brownwdomach dzieckaw du�ych miastach, by� to jedyny kontakt z krajobrazem pozbawionym budynk�w i betonu.
G�ry Ozarkbudzi�yzachwytw ka�dejporzeroku, ale tego lata,po wyj�tkowodeszczowej wio�nie, d�by, klony, wi�zy i brzozy nazboczach by�y zielone bardziej ni� zwykle.
Z drzew sp�ywa�y p�dydzikiego wina, a ziemi� pokrywa�a bujnaro�linno��.
Kings River p�yn�a wartkim nurtem.
Na p�yciznach wodaby�atak przejrzysta, �e da�oby si� bez trudu policzy� kamieniespoczywaj�ce nadnie.
Kathleen kocha�a to wszystko.
Kocha�ag�ry, drzewai ludzi, kt�rzy zamieszkiwalitewiejskie okolice, zajmuj�c si� hodowl� alboupraw�.
Jak bardzo ich spokojne zaj�cia r�ni�y si� od �ycia w Atlancie.
Tamstres inapi�cie nie opuszcza�y Kathleen.
Jako szefowa dzia�uzakup�w, odpowiedzialna zamodne stroje, musia�a ci�gle podejmowa� wa�nedecyzje.
Zamawia�a ubrania do r�nych dzia��w: sportowe, m�odzie�owe, eleganckie suknie i bielizn� dla kobiet,p�aszcze,ubranka dla dzieci i stroje wizytowe.
Mimo �e czasem p�aci�a za tob�lem g�owy, kocha�a swoj� prac�.
Dlategote� wszyscy znajomi ikoledzy bylizaskoczeni, kiedy na pocz�tku tego lata z�o�y�a rezygnacj�.
- Kathy, powiedz Allison, �eby przesta�amnie podcina�.
Ona torobi specjalnie - poskar�y�a si� Gracie, poprawiaj�c du�e okularyKathleenoprzytomnia�aw mgnieniu oka i zareagowa�a automatycznie.
- Allison,jak by� si�czu�a, gdybymjaci� podci�a?
Przesta�.
- Ona pierwszazacz�a - spiera�a si� Allison.
-Wi�cdlaczego nie b�dziesz moj� wzorow� wychowank� i niepoka�esz innym, jaknadstawi� drugi policzek?
- No dobra.
S�o�ce nadal mocno grza�o,a kiedy w zasi�gu wzrokupojawi�asi� ci�ka cedrowa brama Mountain View, Kathleenwytar�a podkoszulkiem pot, kt�rysp�ywa� jejmi�dzy piersiami.
Dzieciby�y do�� marudne i spragnione odpoczynku.
Podzieli�ysi�wed�ug p�ci i sz�y, pow��cz�c nogami, w kierunkuswoich domk�w.
- Jak us�yszycie dzwoneknakolacj�, wszyscymacie by� ju� poprysznicu.
Widzimy si� na miejscu.
Les, zostawTodda w spokoju.
Kathleen odprowadzi�a wychowank�w bezpiecznie do chatek, a potem zawr�ci�a wstron�pawilon�wprzeznaczonych dla opiekun�w.
Pojedynek serc 11Dzi�ki swej pozycji w�r�d pracownik�w mia�a domek wy��cznie dla siebie.
Zamkn�a za sob� drzwi iw��czy�a wiatrak na suficie.
Ca�kowicie pozbawiona energii, pad�a na ��ko jak szmacianalalka.
Zmusi�a si� do miarowego oddechu i ju�wkr�tcepoczu�a, jak fala gor�ca i stres powoli opuszczaj� jej cia�o.
Le�a�a z zamkni�tymioczami, a jej my�li powr�ci�y do momentu, gdy w po�piechuopuszcza�a Atlant�.
Pan Mason, zawiedziony i zdenerwowany jej nag�� rezygnacj�,pyta� opowody Kathleen jednak nie da�a mu szczerejodpowiedzi.
Niepowiedzia�a, �e niemo�e ju� d�u�ejpracowa� zDavidem Rossem.
David, ksi�gowyu Masona, zajmowa� si� wszystkimi sprawami finansowymi, pocz�wszy od zakupu �ar�wek, a ko�cz�cna wyp�atach.
By� wymagaj�cy wobec swoich podw�adnych, ale poza biurem wydawa� si� mi�y i przyjazny.
Kathleen mi�owspomina�a wsp�lne przerwyna kaw� ikilka razem zjedzonych lunch�w, kiedy uda�o im si�unikn�� towarzystwa innych szef�w dzia��w.
Wkr�tce te posi�ki sta�ysi� bardziej prywatne,"przypadkowespotkania" nie by�y ju� takprzypadkowe, a sporadyczne dotkni�ciatrwa�y zaka�dym razem troch� d�u�ej.
Na pocz�tku Kathleen s�dzi�a, �e rosn�ce zainteresowanie Davida to wytw�r jejwyobra�ni, alez czasemzrobi�o si� jasne, �e to co� powa�nego, i nie mog�aju� niezauwa�a� nami�tnych spojrze�m�czyzny, kt�rymi j� obrzuca� zaka�dym razem, kiedy si� spotykali.
Alepewnego wieczoru jej wszystkiecieplejsze uczucia do tego cz�owieka znikn�y nagle i od tejpory usilnie stara�a si�o nim zapomnie�.
David Rossby� bardzo inteligentny, bardzoprzystojnyi �onaty.
Mia� atrakcyjn��on�,tr�jk� dzieci oraz angielskiego psa pasterskiego,kt�ry mieszka� z ca�� rodzin� w bia�ym domu naprzedmie�ciachAtlanty.
Kathleen przewr�ci�asi� nabrzuch na w�skim ��ku i ukry�atwarz w poduszkach, gdy wr�ci�y wspomnieniajej ostatniego spotkania z Davidem.
Ko�czy� si� w�a�nie d�ugi,m�cz�cydzie� pracy i by�aju� bardzozm�czona.
Ca�e popo�udnie otwiera�a pud�a z towarem,kt�re w�a�nie nadesz�y, i sprawdza�a,czy wszystko zgadza si�z zam�wieniem.
Magazyn by� zamkni�ty od godzinyiwi�kszo��pracownik�w posz�aju� dodomu.
David wszed� do biurai zamkn�� zasob� drzwi.
Czaruj�cou�miechni�ty,podszed�do biurka, opar� si� o nie d�o�mii nachyli�g�ow� wjejkierunku.
12Sandra Brown- Co powiesz na kolacj�?
- spyta�, ajego g�osby� precyzyjny i wywa�ony jak ksi�girachunkowe.
-Nie dzisiaj.
- Toby� jeden ztych trudnych dni iczu�a si� bardzo zm�czona.
-Marz�,�eby p�j�� do domu, wzi��prysznic, apotemprosto do ��ka.
- Musisz czasami co�je�� -namawia�.
-Mam jak�� kie�bask�bolo�sk� w zamra�alniku.
- Tonie brzmi zbyt zach�caj�co- powiedzia�, a na jego twarzypojawi� si� komiczny grymas.
Kathleen za�mia�a si�, chyba a�nazbyt g�o�no.
- W ka�dym razie to b�dzie moja dzisiejsza kolacja.
Wyj�a torebk� zszuflady biurka, wsta�a i si�gn�a posweter wisz�cyna stojaku obok drzwi.
Zanimgo zdj�a, David z�apa� j�za r�k�iobr�ci� tak, �e sta�a zwr�conado niegotwarz�, a potem odebra�jejtorebk� i odstawi� nabiurko.
Po�o�y�d�onie na ramionachKathleen.
- Zm�czenie nie jest prawdziwym powodem,dla kt�regoniechceszi�� ze mn� na kolacj�, prawda?
-Nie.
- Spokojniespojrza�amu w oczy.
"- Tak my�la�em.
- Westchn�� ci�ko.
^Jego palceg�aska�y j�czule, ale sta�a niewzruszonai sztywna.
- Kathleen, to �adna tajemnica, �e mnie do ciebie ci�gnie.
Nawetbardziejni� ci�gnie.
Dlaczego nie p�jdziesz ze mn� na kolacj�?
- Wiesz dlaczego, Davidzie.
To nietajemnica.
Jeste� �onaty.
- Niezbyt szcz�liwie.
-Przykro mi, ale to nie moja sprawa.
- Kathleen.
-Westchn��i przyci�gn��j�bli�ej.
Odsun�a si�,jednak nie mog�a uwolni� si� z u�cisku jego mocnychd�oni.
Decyduj�csi� na inn�taktyk�, spyta�:-A gdybym nie by� �onaty, czy chcia�aby� si� ze mn�spotyka�?
-Tobezcelowepytanie.
Jeste�.
- Wiem, wiem.
Ale gdybym nie by�, czy wtedyby�aby� zainteresowana?
Jegooczy wymusza�y odpowied�, wi�c Kathleen jak zwykle postanowi�a by� szczera.
- Jeste�atrakcyjnym facetem, Davidzie.
Gdyby� nie by� �onaty,wtedy,owszem, um�wi�abym si� ztob�.
Zanim zd��y�a doko�czy� zdanie, szybko przyci�gn��j� do siebiei zamkn�� w �elaznym u�cisku.
Pochyli� g�ow�, by dosi�gn�� wargdziewczyny.
Pojedynekserc13Wiedzia�, jakca�owa�.
Przez jedn�,kr�tk� chwil� uleg�a i przesta�a si� opiera� �arliwym poca�unkom, kt�re nak�ania�y jej wargi, abysi�otwar�y.
Nie podda�a si� �wiadomie, ale nagle jego j�zyk znalaz� si�w jej ustach, zach�anny i niepo��dany.
R�ka Davidaze�lizgn�a si�w d� i spocz�a na jej biodrze, przyci�gaj�c j� bli�ej.
Kathleen zacz�a gor�czkowoodpycha� go od siebie,wyprostowa�a r�ce, opar�ad�onie o jego ramiona, jednocze�nie kopi�c Davida,a�j� pu�ci�.
Jego oczy by�y prawie nieprzytomne zpo��dania, a oddech ci�kiz wysi�ku.
David zbli�y�si� o krok, ale stanowczy wyraz jejtwarzy oraz zimne spojrzenie zielonychoczu go powstrzyma�y.
Zrozumia�, �e si� zagalopowa�.
- Trzymaj si�ode mnie z daleka - wykrztusi�ast�umionymg�osem.
-Je�elijeszcze kiedykolwiek mniedotkniesz, z�o�� oficjaln�skarg�omolestowanie seksualne.
- Chrzanienie.
Nawet gdyby� mia�a do�� odwagi, �eby si� do tegoposun��, nikt ci nie uwierzy.
Wieluludzi widywa�o nasrazem.
Typo prostu wysy�a�a� sygna�y, a ja na nie odpowiedzia�em.
Nic prostszego.
- Sam jeste� prostak,je�li niepotrafisz odr�ni� przyja�ni odochoty!
-odpowiedzia�a ze z�o�ci�.
-Jeste�my kolegamiz pracy.
Towszystko.
- Na razie.
-Na zawsze, panie Ross.
- Zobaczymy.
-Wyda� z siebieszydercze prychni�cie, poprawiaj�c ubranie.
Wyszed�,ale Kathleen wiedzia�a, �e zniech�ci�a gonajwy�ejchwilowo.
Prawdopodobnie planowa� ju� kolejny atak.
Usiad�a przybiurku i ukry�atwarz w d�oniach.
Co teraz?
Niech go szlag trafi,mia� racj� -nie zdecydowa�aby si� go oskar�y�.
Prawdopodobniemia�by k�opoty,ale niezamierza�a marnowa�czasu i energii, �eby doprowadzi� spraw� do ko�ca.
Zreszt� nawetgdyby wygra�a, musia�abynadal widywa� Davida codziennie.
Pozatymczu�a, �e praca u Masona przesta�a by� dla niej wyzwaniem.
A wi�c klamkazapad�a.
Kathleen postanowi�a znale�� sobie miejsce, gdziepodej�cie do mody b�dziemniejkonserwatywne i bardziejzgodne z duchem czasu.
David Ross sta� si� katalizatorem trudnej decyzji, kt�r� wtedypodj�a - zamiany przyjaznegoi swojskiego miejsca na co� zupe�nienieznanego.
14SandraBrownPrzynajmniej tak to sobie t�umaczy�a.
Ucieczka by�a jej zwyk��strategi� dzia�ania od czasu �mierci rodzic�w.
Je�li nie mog�a sobiez czym� poradzi� inaczej,ucieka�a.
W niewyt�umaczalny spos�b posta� ErikaGudjonsena pojawi�asi�w jej my�lach.
Pewny siebie wyrazjego twarzy zabardzo przypomina� jej DavidaRossa.
Co jest z tymi onie�mielaj�coprzystojnymifacetami?
Czy poci�gaj�cy wygl�d daje im jakie� wyj�tkowe przywileje?
Czy�by my�leli,�e wszystkiekobiety s�gotowe wskakiwa� imdo ��ek na pierwsze skinienie?
Poczu�a,�e t�tno przyspiesza jej nagle, i przez chwil�zastanawia�a si�, jak to jest by� ca�owan� przez m�czyzn� ztakimi w�sami.
Do choleryz tym wszystkim!
Zeskoczy�az��ka i pobieg�a do�azienki.
Wzi�a ch�odny prysznic, a potem wmasowa�a w cia�o balsami zacz�aenergicznie szczotkowa� w�osy.
Przez chwil� mia�a zamiar zostawi� je rozpuszczone, ale zmieni�a zdanie.
Wieczory bywa�y tuciep�e,nawet gdys�o�ce ju� dawnoznikn�o zag�rskimi szczytami.
Zebra�a w�osy wkucyk i zwi�za�aniebiesk�gumk�.
Kr�tszepasma,kt�re otacza�y jej twarz, by�y jeszcze wilgotnei tworzy�y czaruj�ce loczki.
Podczas pobytu w g�rach prawie nie u�ywa�a podk�adu.
Nieliczne piegipo obu stronachnosai na policzkach tylko podkre�la�y opalenizn�morelowej sk�ryi zwraca�y uwag�narudawe ko�ce kasztanowych w�os�w.
Kathleen musn�a r�em policzki, a nast�pniedelikatnie umalowa�a ustabrzoskwiniowym b�yszczykiem.
Na zako�czenie poci�gn�a tuszemd�ugie czarne rz�sy.
Wskoczy�a w koronkowe majteczki, kt�reby�y jedynym kobiecym luksusem, na jaki pozwala�a sobie na obozie, i wci�gn�a boj�wki.
Na kolacj�,jak zwykle, zamiastpodkoszulkaw�o�y�a bluzk�.
Cobym da�a za wiecz�r,na kt�ry warto by starannie si� ubra�, pomy�la�a t�sknie, wk�adaj�c bia�eskarpetkii tenis�wki.
Gdy zabrzmia�dzwonek, sz�a ju�w kierunku jadalni.
Pojedzeniedzieci wyj�tkowoustawia�y si� zprzyjemno�ci�w kolejce; Kathleendo��czy�a do nichw drzwiach.
- Hej, Kathy!
-zawo�a� jeden zopiekun�w.
Mik� Simpson, pot�nie zbudowany ch�opak, niedawno uko�czy�college i zrobi� specjalizacj� zwychowania fizycznego na Uniwersytecie Arkansas.
Jegoogromnasylwetka kontrastowa�a z pe�nym cierpliwo�ci i serdeczno�ci podej�ciem do wychowank�w.
Uczy� ich sport�w opartych na rywalizacji:gry w pi�k� no�n�, softball i siatk�wk�.
Pojedynekserc 15-Cze��, Mik�!
- odpowiedzia�a Kathleen, pr�buj�c przekrzycze�ha�as robionyprzez dzieci, kt�re szykowa�y si� ju� doinwazji na stot�wk�.
-Harrisonowie prosili, aby� zajrza�a do nich do biura przed kolacj�.
Czekaj� na ciebie.
- Dobra,dzi�ki - rzuci�a przez rami�,schodz�cposchodkach.
Us�ysza�a jeszcze, jak Mik� m�wi:- Bardzo �mieszne.
Kt�re zwas mnie uszczypn�o?
Odpowiedzi�by�ysalwy �miechu.
Wci�� u�miechni�ta, otworzy�a drzwi do klimatyzowanego budyneczku, w kt�rymmie�ci�o si� biuroobozuMountain View.
- Kathleen, czy to ty?
-zawo�a�aEdnaHarrison.
- Tak.
-Kathleen min�a biuro i posz�a wkierunku prywatnychpokoi Harrison�w.
- Wejd�, moja droga.
Czekali�my naciebie.
Wesz�a do pokoju i stan�atwarz� w twarz z Erikiem Gudjonsenem, kt�ry podni�s� si� z sofy.
By� odwr�cony plecami do Harrison�w.
- Kathleen, poznaj ErikaGudjonsena - powiedzia�a Edna.
-Jestfotoreporterem z UBC.
Eriku, Kathleen Haleyjest jedn� zcz�onki�zarz�du.
Nie mogliby�my prowadzi� tego obozu bez niej.
- Och, pozna�emju� pani�Haley.
Wpadli�my na siebie dzi� popo�udniu.
Rozdzia� drugi/Cathleen �a�owa�a, �e nie mo�e mu przy�o�y� w t� zadowolon� g�b�.
Nie chc�c jednak psu�dobrego nastroju dw�jce przyjaci�, odezwa�asi� grzecznie:- Witam ponownie,panie Gudjonsen.
-Chod�,Kathleen,usi�d� tutaj- powiedzia� B.
J. - Pan Gudjonsen w�a�nie pyta� o Mountain View i wyja�ni�em mu, �ety najlepiejmu wyja�nisz, jak dzia�a ob�z, bo niejeden ju� masz za sob�.
Zarazp�jdziemy na kolacj�.
Poniewa� B.
J. i Edna siedzieli na jedynych wygodnych krzes�achw pokoju, Kathleen nie mia�a wyboru, musia�a usi��� obok Erikanawczesnoameryka�skiej sofie.
Siadaj�c,obci�gn�anogawki boj�wek,�eby si� nie gniot�y.
- Jak min�� wam dzie�?
-zapyta�a.
Traktowa�a ich niemal jak rodzic�w.
Mimo �e obojeprzekroczyliju� sze��dziesi�tk�, byli krzepcy izdrowi.
Mi�o�� i troska, jak� okazywali sierotom, przebywaj�cym ka�dego lata na ich obozie, stanowi�a przyk�addlainnych.
Kathleenzawsze my�la�a o Harrisonach jak o jednej osobie i, cociekawe, rzeczywi�ciebyli do siebie bardzo podobni.
Oboje niscyi korpulentni, r�nili si� jedynie kolorem oczu - Edna mia�a ciep�ebr�zowe t�cz�wki, jej m�� za� szare - ale twarze ma��onk�w emanowa�y �yczliwo�ci� i serdeczno�ci�,a ich gesty by�y prawie identyczne.
Obojete� z jednakow� pasj� realizowali ten sam �yciowy cel.
Kathleenw�tpi�a, czykt�remu� z nich kiedykolwiek zdarzy�ysi�jakie� nawet najbardziej niewinne podejrzane my�li.
Wsz�dziei w ka�dym widzieli dobro.
Teraz, kiedy si� nad tym zastanawia�a,Pojedynek serc17uzmys�owi�a sobie,�ew ich podobie�stwienie ma nic dziwnego -przecie� byli ma��e�stwem od prawie czterdziestu lat.
- Rurazacz�a przecieka�w jednej z chatek i zmaga�em si� ztymdzisiaj- opowiada�w�a�nie B.
J. - Chyba zaoszcz�dzi�emnahydrauliku.
Dowiemy si� tego w ci�gu dw�ch dni - doda�zu�miechem.
- Dzi�kuj� ci, kochany.
-Edna poklepa�a go po kolanie.
-Jutromo�esz popracowa� nad t� paskudn� klimatyzacj�.
- Widzisz, Eriku?
-B.J.
roz�o�y�bezradnie r�ce.
- Kobiety nigdynies� usatysfakcjonowane.
-Ach ty!
- wykrzykn�a czule Edna, g�adz�c m�a z mi�o�ci� po ramieniu.
Nast�pnie zwr�ci�a si� ponownie do Erika, kt�ry zprzyjemno�ci� obserwowa� przejawy uczucia, jakie okazywali sobie nawzajemHarrisonowie.
- Kathleen po raz pierwszy przyjecha�a naob�z, kiedymia�a czterna�cie lat.
Nie chc� ci� stawia� w niezr�cznej sytuacji, Kathleen, ale jestem pewna, �e nasz go�� ch�tnie us�ysza�by twoj� histori�.
W oczachEdnywida� by�ozak�opotanie, ale rozwia� je u�miech,kt�ry pojawi�si�na twarzy m�odej kobiety.
-Wszystko w porz�dku, bardzo ch�tnieporozmawiamo Mountain View.
- Kathleenzmusi�a si�, by spojrze� w stron� reportera.
Kiedy siedzia� takblisko,jego surowam�ska uroda budzi�a wniejniepok�j.
- Moirodzicezgin�li w wypadkuna ��dce, gdy sko�czy�amtrzyna�cie lat.
Nie mieli �adnych krewnych aniinnych dzieci,wi�czosta�am sama.
Znajomi zko�cio�aumie�cilimnie w domu dzieckaw Atlancie.
Dobrze go prowadzono i cieszy�si� opini� najlepszegow kraju.
Ale przyzwyczai�am si�, �e jestemjedynaczk�, i trudnomiby�o si�przystosowa�.
Moja �rednia ocen drastycznie spad�a.
Buntowa�am si�.
Kr�tko m�wi�c, sta�am si� okropnym bachorem.
B.J. si� roze�mia�, ale Edna rzuci�a mu jedno ze swoich znacz�cych spojrze� i�miech ucich�.
- Nast�pnego lata dom dziecka wys�a�mnie tutaj.
By�am wr�czfatalnie nastawiona do tego pomys�u,tak jakzreszt� do wszystkiegow tamtym czasie.
Wydawa�o mi si�, �ezosta�am niesprawiedliwiepotraktowana przez wszystkich, przez Boga, los.
Ale tegolata moje�ycie si� odmieni�o.
- Wjej g�osie zabrzmia�o wzruszenie, u�miechn�a si� do Harrison�w dr��cymi ustami.
-B.J.
i Ednanie pozwolili, �ebym zniszczy�a sobie �ycie nienawi�ci� i zgorzknieniem.
Po�yli mnie kocha�, ofiarowuj�c mi mi�o�� wtedy, kiedy^ie niedba�.
Zacz�am znowu zachowywa� si� jak cz�o^zranione zwierz�.
Mam wobec nichd�ug wdzi�czno�� mib�dzie kiedykolwiek sp�aci�.
18Sandra Brown- Ju� postokro� nam odp�aci�a�, Kathleen.
- Edna zwr�ci�a wilgotne od �ezoczyw kierunku Erika.
-Widzipan, panie Gudjonsen,Kathleen przyje�d�a�a na nasze obozy ka�dego lata, a� doros�a.
Kiedy uczy�a si�w college'u, zaproponowali�my jej prac� opiekunki.
Jako �e bliskie jej s� smutne do�wiadczenia naszych wychowank�w,potrafinawi�za� z nimi kontakt lepiej ni� ktokolwiek inny.
Widzieli�my, jak dokonywa�a cud�w nawet z dzie�mi wyj�tkowo ci�koskrzywdzonymiprzez los.
Gdy wi�c pojawi�o si� wolnemiejsce w zarz�dzie, zaproponowali�my je Kathleen.
Niechcia�a si� zgodzi�, alenalegali�my.
Nikt si� nie rozczarowa�.
W zesz�ym roku sama zebra�a wystarczaj�co du�o pieni�dzy, aby�mymogli zainstalowa� klimatyzacj� w jadalnii postawi� dwa kosze do koszyk�wki.
Kathleen zarumieni�asi� z powodu tylu niezas�u�onych, jaks�dzi�a, pochwa�.
Poczu�asi� jeszcze gorzej, gdy podnios�a wzrok i zobaczy�a, �e Erik si� w ni� wpatruje.
�wiadom jejzak�opotania, zwr�ci� si� z powrotemdoHarrison�w:- Chcia�bymus�ysze� wi�cej o tych sukcesach, ale teraz umieramz g�odu.
Czy mogliby�my kontynuowa�t�rozmow� w jadalni?
- Wyj��e� mi toz ust!
-zawo�a� rado�nie B.
J., wstaj�c i uderzaj�cd�o�mi w uda.
- Nie licz nato, �e b�dzie mo�na spokojnie pogwarzy� przy stole,Eriku - uprzedzi�a go Edna.
-Nasza jadalnia niesprzyjapowa�nym dysputom.
Za�mia� si�, chwyci� za r�k� Kathleen i poprowadzi� j� przez biuro dodrzwi.
- To nie ma znaczenia.
Chc�pozna� atmosfer� obozu.
- C�, chyba�e tak.
Je�liszukasz atmosfery, to dobrze trafi�e� -za�mia�si�B.
J.- Czy by�oby to wbrewzasadom, gdybym wzi��ze sob� kamer�?
-zapyta� Erik.
- Nam tonie przeszkadza - odpowiedzia�a Edna.
-Sam ustalaszzasady podczas swojego pobytu.
- Dzi�kuj�, pani Harrison.
-Edna - poprawi�a go.
U�miech, kt�rym j� obdarzy�, zrobi�byfuror� naok�adce jednegoz kolorowych czasopism.
- Pobiegn� tylko na chwil� do samochodu i zaraz do wasprzyjd�.
Zarezerwujmi miejsce w kolejce, B.
J.- Jasne.
Kathleen, mo�e p�jdziesz z Erikiem, �ebysi� niezgubi�.
Pojedynekserc 19Chcia�a si� sprzeciwi�, aleco mog�aby powiedzie�, �eby nie zabrzmia�oto niegrzecznie?
Z niejasnych nawet dlaniej przyczyn niechcia�a zosta�z nim sam nasam.
Mo�e dlatego, �e jego uroktak niepokoj�co przypomina� Davida Rossa?
A mo�e, jak zasugerowa� sam Erik,by�a nieufna w stosunku do reporter�w?
ProgramMountain View niekry� wprawdzie �adnych tajemnic,aleto miejsce by�ojej tak bliskie, �emo�e to naturalne, i�czu�a niech��do ludzi, kt�rzy w�szyli w poszukiwaniu sensacji iskandali tam, gdzie napr�no by ich szuka�.
- Pospieszcie si�, boca�e jedzenie zniknie.
Nie damy nikomup�j�� po dok�adk�,p�ki nie wr�cicie - zapewni�a ich Edna i starsipa�stwo rami� w rami�udali si� wkierunkujadalni.
- Gdzie stoi tw�j samoch�d?
-zapyta�a Kathleen.
- Zaparkowa�em go pod moim domkiem.
Odwr�ci�a si� i ruszy�a dr�k�, kt�raprowadzi�a dochatek przeznaczonychdla go�ci.
To nie by�o daleko, aleKathleenzasapa�a si�, zanim dotar�a doblazera.
Prawdopodobnie dlatego, �e przeby�a �wdystans w rekordowymczasie.
Mia�a wra�enie, �e Erikzdaje sobie spraw� z tego, �eczuje si� przy nim niezr�cznie.
Kiedyotwiera� baga�nik, wydawa�osi� jej, �edostrzeg�a na jegoustach lekki u�miech.
Otworzy� czarne plastikowe pude�ko,wyj��ma�� kaset� wideoi umie�ci�j� w kamerze.
Kathleennigdywcze�niej niewidzia�a z bliskatak skomplikowanego aparatu i, wbrew sobie, by�azaintrygowana.
- Czy mog�aby� to wzi��?
-Wskaza� ruchemg�owy d�ugifutera�przypominaj�cytub�.
- Jasne - odpowiedzia�a, si�gaj�c po �w przedmiot.
Kiedy usi�owa�a go podnie��, r�kaniemalwyskoczy�a jej ze stawu.
Kathleen nies�dzi�a, �e to taki ci�ar.
- Co jestw �rodku?
-Stojak.
- Wa�y chyba ton� - odrzek�a.
-Wiem.
Dlatego poprosi�em,�eby� to przenios�a.
- U�miechn�� si�.
-A m�wi�c serio, nikt opr�czmnie nie dotyka mojejkamery.
Zr�cznie zamkn��baga�nik jedn� r�k� i ruszyli z powrotemw stron� g��wnegobudynku.
Nie rozmawiali.
Kathleen zreszt� w�tpi�a, czy da�aby rad�.
Ci�ar stojaka spowodowa�, �ezanim dotarlido jadalni, dosta�a zadyszki.
Erikszarmanckoprzytrzyma�drzwi, aKathy rzuci�a mu zm�czone spojrzenie i wsun�a si� do �rodka.
Powita� ich gwar dwustudzieci�cych g�os�w.
20Sandra Brown- Gdzie mog� to postawi�?
- zapyta�,obrzucaj�c wzrokiem pomieszczenie.
-To ci�kie pytanie,panie Gudjonsen - wykrztusi�a ztrudem.
-Cii, pani Haley.
- A, jeste�cie - odezwa�asi� Edna.
-Eriku, postawsprz�t napodium, tam nikt nie b�dzie si� ko�o niego kr�ci�.
Pospieszcie si� zjedzeniem i chod�cie donas.
Siedzimy troch�dalej.
Tam jestw miar� cicho.
Erikwzi��stojaki po�o�y� go razem z kamer� w miejscu wskazanym przez Edn�.
- Idziemy?
-spyta�, zacieraj�c r�ceiwskazuj�c g�ow�w stron�bufetu.
- Ale� jaknajbardziej- odpowiedzia�a Kathleen ch�odno.
-My�l�, �e jedzenie ci� zaskoczy Jest lepsze ni� w niejednej domowejkuchni.
- W tejchwili wszystko brzmi zach�caj�co.
Nicdzisiaj nie jad�em.
- Dbamy o lini�?
-zapyta�az�o�liwie, gdy� ktojak kto, ale ErikGudjonsen naprawd� nie musia� si� martwi� osylwetk�.
Spojrza� nani� z g�ry,a oczy muzab�ys�y-Nie.
Zdecydowanie wol� przygl�da�si� twojej.
Ugryz�a si� wj�zyk, powstrzymuj�csi� od o�wiadczenia, co my�li na tematjego seksistowskiego komentarza.
Czu�a si� zobowi�zana, by przedstawi� go�cia kobietom, kt�re prowadzi�y kuchni�w Mountain View i �wietnie radzi�y sobie z przygotowywaniemtrzech pysznychposi�k�w dziennie.
Wprawdzieka�da z nich by�aw takim wieku, �e mog�aby by� matk� Erika, ale wszystkie wdzi�czy�y si� i u�miecha�y, s�uchaj�cprzesadnych komplement�w, kt�rych im nieszcz�dzi�.
Posuwali si� wzd�u� bufetu,a na ich talerzenak�adano piecze�iwarzywa.
Kathleensi�ga�a w�a�nie po mro�on�herbat� mi�tow�,kiedy Erik z�apa� j� za r�k� i wci�gn�� powietrzenosem.
- Czy to ty takpachnieszbrzoskwiniami?
Brzoskwiniami?
Czy chodzi�o mu ojej brzoskwiniowy b�yszczyk doust?
Powstrzyma�aodruch, by obliza� wargi.
Patrzy� na ni� badawczo,jakby chcia� odkry� na jej twarzy co�, co muumyka�o.
- Brzoskwiniami?
-zapyta�a niewinnie.
-Ach, tams� twoje brzoskwinie.
Ciasto z brzoskwiniami na deser - powiedzia�a z ulg�.
Odwr�ci�asi� triumfalnie wjego stron� i z zaskoczeniem dostrzeg�a,�e nie do ko�ca uwierzy� jej wyja�nieniom.
Ciep�e spojrzenie Erika,kt�re czu�anasobie, wzbudzi�o w niej zak�opotanie.
Musia�a kilka razy potrz�sn��d�oni�, nim j�pu�ci�.
Pojedynek serc21- To dobrze.
Lubi� brzoskwinie- odrzek�.
Kathleen poczu�a si�jeszcze bardziejnieswojo, s�ysz�cton jego g�osu; mia�a wra�enie, �eErik w jaki� spos�b jejzagra�a.
Podeszlido Harrison�w i pozosta�ych opiekun�w,kt�rzy siedzieliprzy stole nieco oddalonym oddzieci.
Wszyscyprzedstawiali si�sobie, a Erik z g�ry przeprasza�, �e mo�e nie zapami�ta� wszystkichimion w ci�gu najbli�szych kilku dni.
Zaj�� si� jedzeniem,co nie przeszkadza�o mu uprzejmie odpowiada� na pytania, kt�re mu zadawano.
Kathleenzaobserwowa�a,�e damska cz�� gronaopiekun�w przys�uchiwa�amu si� a�nazbytuwa�nie, ale Erik zachowywa� si� wobec wszystkich kobiet,niezale�nie od tego, jak by�y �adne lub serdeczne, tak samo przyjacielsko.
Prawdziwy d�entelmen, pomy�la�az�o�liwie.
- Opowiedz nam o sobie, Eriku -poprosi� B.
J. z ustami pe�nymiziemniak�w.
Ten wzruszy� skromnie ramionami.
- Niewiele jest do opowiadania.
-Oj, przecie� dobrze wiemy, jak jeste� znany w swojejprofesji.
Nie by�e� przypadkiem w Azji?
- spyta�aEdna.
-Owszem -odpowiedzia�.
- Mia�em kilka dobrych zlece�.
Robi�em reporta� w Arabii Saudyjskiejpodczasoperacji Pustynna Burza.
- Czy by�e� kiedy�w niebezpiecze�stwie?
-zapyta�az przej�ciemjedna z m�odszych opiekunek.
U�miechn��si� lekko.
- Zdarzy�osi�kilka razy Naog� jednak kr�c� zwyk�e Filmy.
Pomimo usilnych stara� �adne znich niemog�osobie przypomnie� materia�u zdj�ciowego z niebezpiecznych akcji autorstwa Erika, ale wszyscy byli przekonani,�e takireporta� musia�powsta�.
Zanim przys�anoGudjonsena naob�z, Edna zosta�a poinformowanaprzez jednego z szef�wtelewizji, �e Erikjest jednym z bardziej utalentowanych reporter�w filmowych,a ponadtopotrafinada� ludzkiwymiarwszystkim historiom, zar�wno tym przyziemnym, jak i najbardziej niezwyk�ym.
Po sko�czonym posi�ku go�� wsta� i przeprosi� obecnych.
- Powinienem zabra�si� doroboty,zanim tubylcy b�d� nie doopanowania - powiedzia�, wskazuj�cnadzieci.
-Dobry pomys� - przytakn�� B.
J. - Czy mo�emyci w czym� pom�c?
- Nie, po prostu zachowujcie si� naturalnie.
Mam nadziej�, �enie zwr�c� zbytdu�ej uwagi dzieci.
Chcia�bym, �eby si�zachowywa.
Sandra Brown�y dok�adnie tak, jak teraz.
Cho� w�a�ciwie przyda�aby mi si� pomocmojego g��wnego tragarza.
Kathleen nie przypuszcza�a, �e tozdanie odnosi si� doniej;u�wiadomi�ajej to dopierocisza, kt�ranagle zapad�a.
- Moja?
-spyta�aze zdziwieniem.
- Je�li nie masz nic przeciwkotemu.
Skoro zapozna�a�si� ju� zesprz�tem.
-Ale ja tylko.
- Prosz�, Kathleen.
Czas ucieka - przerwa� jej protestySpojrza�a woko�o na twarze pe�ne oczekiwania i zda�a sobie spraw�, �e nie mawyboru, mo�e tylko wsta� ip�j�� za nim.
- Coty mi tu chcesz wykr�ci�?
-spyta�ap�g�osem,gdy przechodzili przez sal�.
-Przecie� ja wcale si�nie znam na tym sprz�cie.
- To prawda,ale i tak ci�potrzebuj�.
-Do czego?
Dotarli do niewielkiego podium, kt�rego u�ywa� B.
J., gdymusia�wyg�osi� jakie� wa�ne przem�wienie.
Erik w��czy� kamer�,po�o�y�j� sobie na prawym ramieniui przy�o�y� oko do wizjera.
Kathleenzauwa�y�a, �e drugie mia� otwarte.
To musi by� trudne, pomy�la�a.
Jakm�g�skoncentrowa� wzrok?
- St�j przez chwilk�nieruchomo - powiedzia�, odwracaj�csi�wjej stron�.
By�aza�enowana, gdy umie�ci� obiektyw w niewielkiej odleg�o�ciod jej piersi i w��czy� kamer�.
- Co robisz?
-Podskoczy�a zszokowana.
- Po prostu nie ruszaj si� przez chwil�.
-Ponownieprzyci�gn��j�bli�ej do siebie.
- Czy mo�esz zabra� to ode mnie?
Wydaje ci si�, �e jeste� bardzozabawny, ale wcale tak nie jest.
Odsun��okood wizjera i zmierzy� j� wzrokiem.
- U�ywa�em tylko twojej bia�ej bluzki do regulacjinasycenia bieli.
-A co to w�a�ciwie znaczy?
-zapyta�a ju� spokojniej, alewci��podejrzliwie.
- To znaczy -zacz�� t�umaczy� spokojnym, wywa�onym tonem,kt�rego u�ywa si�zazwyczaj wrozmowach z laikami- �emamwbudowany w kamer�wska�nik.
Za ka�dym razem, kiedy kr�c�jak�� scen�,musz� sprawdzi� nat�enie �wiat�a i ustawi�koloryna czym�zupe�niebia�ym.
Przysi�gam, �e u�y�em twojej bluzkiw uczciwymcelu.
- Dlaczego wi�cnie u�y�e� obrusu?
Pojedynek serc23K�cik jego ust uni�s� si�w sardonicznymu�miechu.
- Przysi�ga�em, �e jestem cz�owiekiemuczciwym, a nie g�upim.
Kathleen wymin�a go i wr�ci�a do sto�u.
Kiedy opad�a na krzes�o, B.
J. odwr�ci� si�w jej stron� izapyta�:- Czy wszystko w porz�dku?
Erikjest got�w do pracy?
- Tak misi� wydaje - wymamrota�a, nie dodaj�c ju�, �emagdzie� to,co robi pan Gudjonsen.
Przeznast�pne p� godziny gaw�dzi�a zpozosta�ymi cz�onkamiekipy obozowejistara�a si� trzyma� wzrok z dala od Erika, kt�remu mimo okaza�ego wzrostuudawa�o si� sta� prawie niewidzialnym, gdy chodzi� mi�dzy sto�ami, filmuj�cdzieci zaj�te grami irozmowami.
Kiedy sko�czy�, zagwizda�g�o�no, byzwr�ci� uwag�obecnych.
Jego dono�ny g�os przetoczy� si�przez sal�.
- Mam na imi� Erik.
Czy chcecie by� w telewizji?
Reakcja by�aog�uszaj�ca.
Kathleen poczu�a satysfakcj�, widz�c,jak atakuje go fala dzieci, z kt�rych ka�dedomaga�o si�takiejsamejilo�ci czasuna wyg�upy przed kamer�co pozosta�e.
Ale Erik, spokojny i opanowany, podobniejak ze wszystkiminnym, poradzi� sobietak�e z t� szara�cz�.
Przez nast�pne p�lgodziny pozwala� dzieciomwariowa� przedkamer�.
Wreszcie oznajmi�, �e to ju� koniec, wy��czy� kamer�, odstawi� j� z powrotem na podium i podszed� do pozosta�ych przystole, ocieraj�c pot z czo�a.
- Jeste�albo �wi�tym,albo odczuwasz potrzeb� cierpienia - za�mia�a si� Edna.
-Chcia�e� si� podda� takim torturom?
- Nauczy�emsi�,�e nie ma nicbardziej parali�uj�cego ni�obiektyw.
Nawet najbardziejotwartym i wygadanym ludziom pl�cze si�j�zyk, gdystaj� przedkamer�.
Wi�c pomy�la�em sobie, �edzisiaj pozwol� im na wyg�upy, �eby chocia� troch� si� oswoili.
Jutro wieczorempuszcz�im t� ta�m�.
Mam nadziej�, �e cz�� magii kamery dotego czasu znikniei dzieciaki zaczn� mnieignorowa�.
Tylko w tenspos�b ich zachowanie stanie si� naturalne.
- Min��e� si� z powo�aniem, ch�opcze - powiedzia� B.
J. - Powiniene�zosta� psychologiem dzieci�cym.
Zabrzmia� dzwonek wieczorny, a dzieci zacz�y protestowa�i prosi� opi�tnastominutowe przed�u�eniezabawy.
Tak jak si� zreszt�spodziewa�y, apelezosta�y odrzucone i obozowicze niech�tnie wyruszyli do chatek.
Opiekunowie- opr�cz Kathleen,kt�ra jako najstarsza by�azwolniona ztego obowi�zku - poszlisprawdzi�, czy wszyscy znale�li si�.
24S� n dr�B r�w nbezpiecznie w ��kach.
Ca�y ob�z wype�ni� si� �yczeniami dobrej nocyi wkr�tce w jadalni pozostali tylko Harrisonowie, Kathleen oraz Erik.
- Zaczynamy wcze�nie -uprzedzi�a Edna.
-�niadanie jesto si�dmej trzydzie�ci.
- Przyjd�.
Czy my�licie, �ekt�ra� zpa� z kuchni mog�aby miprzygotowa� na jutro termoskawy?
- Jasne - odpowiedzia�B.
J. - Jak�lubisz?
Jegobia�e z�by b�ysn�y w ciemno�ciach.
- Czarn� jak smo�a i gor�c� jak piek�o.
B.J. klepn��go w rami� i za�mia� si� serdecznie.
- Zaczynam ci�coraz bardziej lubi�, ch�opcze.
Chod�, kochanie,jestem zm�czony.
Edna wsta�a.
- Kathleen, powierzam ci Erika, poniewa� wiesz o obozie wi�cejni� ktokolwiekinny.
Sp�dzi z twoj� grup�kilka nast�pnych dni.
Niemasz nic przeciwko temu?
Nasta�achwila niezr�cznej ciszy i jedynie cykadyby�y do�� odwa�ne, �eby j� przerwa�.
Kathleen nie czu�a zbytniego entuzjazmuani na my�l okamerze, ani ojej operatorze.
- Kathleen?
-G�os Edny przeszy� ciemno��.
- Nie, niemam nic przeciwko temu.
Zastanawia�amsi� tylko nad.
nad jakimi� interesuj�cymi zaj�ciami, kt�remo�na bysfilmowa�.
- My�la�em ju� o tym - powiedzia� Erik.
-Napisa�emtakilu�nyscenariusz.
Mam go w samochodzie.
Przejd� si� ze mn�, to ci godam.
Mogliby�my rano porozmawia� o tym, na ile moje pomys�y s�wykonalne.
- To dobrypomys� - uzna� B.
J. -A teraz nadszed� chyba czas,abystarsiudalisi� do ��ek.
Edno?
- Dobrze.
Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedzieliKathleen i Erikjednym g�osem.
Starsz� par�poch�on�a wszechogarniaj�ca ciemno��.
Tutaj,naszczycie g�ry,nic nie zak��ca�o nocy, nie by�o �adnych miejskich latarni, kt�re mog�yby pozbawi� ciemno�� pot�gi, a niebu odebra�niesko�czono��.
Gwiazdy - o kt�rych cz�owiek tak cz�stozapomina,gdy �wiat�a cywilizacji os�abiaj�ich blask - wype�nia�y ca�y niebosk�on.
Kathleenby�aw�ciek�a, ale wola�atego nie okazywa�, aby nie da�Erikowi satysfakcji, �ewyprowadzi� j� z r�wnowagi.
Sz�a tu� obokniego, pewnie stawiaj�ckroki w ciemno�ci,a gdy uderzy� g�ow� w nisko zwisaj�c� ga��� izakl�� g�o�no, zachichota�a rado�nie.
Pojedynekserc 25Erik ni�s�zar�wno kamer�,jak i tub� ze ^toialde111;a^^S0 ddech pozosta�miarowy.
Najwyra�niej przyz\vyp^j gi� dotego rodzaju �wicze�.
Ale niech tylko Kathleenzdo{^ ^ypj-owadzi� w �yciekilka pomys��w!
Wtedy oka�� si�, kto jest P^awdzi^"1 twardzielem.
- Poczekaj,otworz� samoch�d, �eby�myl^igli trt^h?
�wiat�a -powiedzia�, uchylaj�c drzwi od strony pasa�er ^ydaje mi si�, �eten scenariusz powinien by� gdzie� tu, z ty�u \ dodali^^ d baga�nika.
Otworzy� go i u�o�y�kamer� w torbie s; ^gjy^itno�ci�, z jak�matka traktuje niemowl�.
Wyprostowa�si� i stan�� z Kathleen t^^pyg ^ twarz.
Po�o�y� r�ce na jej ramionach i przyci�gn��j� do siebie, tiekko musn��jej doln� warg� j�zykiem,po czym poca�owa�jo g��boko i szybko.
By�a przera�ona,alenie okaza�a tego.
- Coty, do diab�a, wyprawiasz?
-To chyba oczywiste.
- Nie bawi mnie to, panie Gudjonsen.
G(Uwte0 Teport�nieznaczy�dla nas tyle, ju� bypanst�dwylecia�.
Niestety w tej chwilijestem zmuszona do wsp�pracy z panem.
- Tak jakmy�la�em.
Brzoskwinie.
- Gdzie ten cholerny scenariusz?
-Nie istnieje.
Sk�ama�em, �eby ci�wyci�gn�� do ciemnegolasu.
Kathleen odwr�ci�a si� do niegoplecami i obesz�aErikzawo�a� jeszcze za ni� kpi�cym tone^ g^o� mo�e by�tog�os nios�cy s�odk� obietnic�:- Dozobaczenia rano, Kathleen.
Rozdzia� trzeci/ocz�teknast�pnego dnianie wr�y� niczego dobrego.
Kathleen niespa�azbyt dobrze, a jejz�e samopoczucie nie min�o, gdy rano wjadalni zobaczy�a u�miechni�tego Erika bawi�cego si� z dzie�mi i flirtuj�cego z opiekunkami - najwyra�niej by�wypocz�ty i w �wietnejformie.
Zwykle, je�li w og�lejad�a �niadanie, rozkoszowa�a si� tutejszymi biszkoptami domowej roboty,kt�re by�y l�ejsze odpowietrzairozp�ywa�y si�w ustach.
Tego ranka jednak biszkopty smakowa�yjak trociny �u�a je mechanicznie, popijaj�c kaw�z cienk� warstw�pianki.
Aromat �wie�o sma�onego bekonu i jajecznicy r�wnie� niewydawa� si� zbyt zach�caj�cy - tak jakby w ci�gu nocy ca�y �wiatstraci� sw�j urok i zgorzknia�.
To wszystko by�o win� Erika Gudjonsena i dlatego Kathleen czu�a doniegotak� z�o��.
Zrezygnowa�az pracy, by uciec od m�czyzny z wielkim ego i od tego, co do mejczu�, a czego ona nie chcia�a.
Teraz, w por�wnaniu z tamtym facetem, David Ross wydawa�si� amatorem.
Tylko wnajg��bszychzakamarkach umys�uKathleen przyznawa�a si� przed sob�,jak wielkiewra�enie wywar� na niej wczorajszypoca�unek.
Chocia� tak szybki, �e wydawa�si� nie do ko�ca prawdziwy,jakby to by�a zabawa, gdy poczu�a czubek j�zyka tego m�czyzny na swoich wargach,przeszy�a j� falarozkoszy promieniuj�cawzd�u� piersi i schodz�ca ni�ej i ni�ej do samego jej jestestwa, rani�cj� i pozostawiaj�c pustk�.
Kiedy tak przygl�da�a mu si� ostro�nie, zerkaj�c spod czarnychrz�s, u�wiadomi�asobie, �e wpad�a prosto wjego sid�a.
Wszystko,cor!
Pojedynek serc27robi�a odmomentu, gdysi�spotkali, by�o reakcj� obronn� na jegom�skiurok.
Najwyra�niej prowokowanie jej sprawia�o Erikowiprzyjemno��.
Zacz�a si� zastanawia�, jak zaplanowa�zaj�cia, by nie da� muszansy kontynuowania tej gry By�am�dr�, niezale�n� kobiet�i podkoniec dnia Erik na pewno sam to przyzna.
Mia�a zamiar odnosi� si�do niego jak profesjonalistka,traktowa� go z zimn� uprzejmo�ci�i nie zwraca�uwagi na jego natarczywe zaloty.
Wsta�ape�na determinacji, spojrza�a na zegarek i dmuchn�aw gwizdek.
- Grupa czwarta, spotykamy si� przyschodach.
Szybciutko!
Pomy�la�a z dum�, �e jej g�os brzmi zdecydowaniei pewnie.
Z podniesion� g�ow�podesz�a do okienka przy kuchni, �eby odda� tac�.
Kiedy znalaz�asi� przy drzwiach, zmierzaj�cw stron�dzieci,Erikstan�� przedni� na baczno�� i energicznie zasalutowa�, roz�mieszaj�c wszystkich.
- Melduj� si�, sier�ancie.
Zapominaj�c o stanowczo�ci, z jak� przed chwil� zwraca�a si� dogrupy,Kathleenzapyta�a �askawym tonem:- Czy masz wszystko, czego cipotrzeba?
-Tak,jestemgotowy -zameldowa�uroczy�cie.
Tak ci si� tylko wydaje, pomy�la�a.
- Dobra - powiedzia�a g�o�no.
-Idziemy.
Mia�a obmy�lony ca�y plan wyczerpuj�cych zaj��.
Spodziewa�asi�,�e poka�e Gudjonsenowi jego miejsce w szeregu, by�a wi�c zdziwiona, odkrywaj�c,�e �wietnie sobiezewszystkim radzi�.
�wawopod��a� pod g�r� stromym i spadzistymtraktem,nios�c przytymkamer� na ramieniu, got�w w ka�dym momencie jej u�y�.
Jak on torobi?
- zastanawia�a si� Kathleen ze zdziwieniem, gdy dotarli do celu wyprawyi ona sama pad�a natraw�, �eby odpocz��.
Tymczasem Erikprzekomarza� si�z dzie�mi, gdy tewyjmowa�yswoje rzeczy, pi�y wod� wielkimi haustami lubwybiera�y si� do lasuna poszukiwanie skarb�w.
Kathleen siedzia�a z zamkni�tymioczami, oparta o konar drzewa.
Otworzy�a je, czuj�c, jak mocne cia�o Erika zwala si�ko�o niej.
- Uff!
-wyrzuci�z siebie, wycieraj�cczo�o chusteczk�.
-Jak sobieradzisz z nimi codziennie?
- Jeste� zm�czony?
-spyta�az nutk� niedowierzania.
- Jasne.
Aty nie?
Gdybym torobi� cz�ciej, wyko�czy�bym si�w ci�gutygodnia.
28Sandra BrownU�miechn�� si�, a Kathy odpowiedzia�a mu s�odkim �miechem.
Czy� nie by� toma�y punkt dla niej?
Po powrocie do obozu i szybkim zjedzeniulunchu udali si�w kierunku strzelnicy.
Dzieci nalega�y, byErik spr�bowa� strzeli� z �uku.
Mia� lepsze oko ni� Kathleen, a gdy kolejnestrza�y trafia�y w dziesi�tk�, robi�o si� wok� niego coraz cia�niej.
Wszystkie dzieci zgromadzi�ysi�, podziwiaj�c jegocelne oko.
Nast�pnieu�o�y� na ramieniu kamer� i zacz�� filmowa�, jak obozowicze pr�buj� swoichsi� podopiek�Kathleen.
Wraz ze zbli�aj�cymsi� ko�cem popo�udnia cz�� negatywnychuczu�, jakie Kathleen �ywi�awobec Erika, zamieni�a si� wszacunek.
Z zapa�em wykonywa� swoj� prac�.
Kamera wydawa�a si�przed�u�eniem jego r�ki.
Zaskakiwa� j� te� jego stosunek do dzieci.
Cierpliwiei spokojnie odpowiada� na nieko�cz�ce si� pytania, �artowa�,by� lekkoz�o�liwy, gdy nale�a�o, upomina� i �agodzi� konflikty,a wszystko wodpowiednich proporcjach.
Kathleen zagwizda�a, og�aszaj�c w ten spos�b czas nap�ywanie,a podnieconedzieciz krzykiemrzuci�y si� wkierunku k�pieliska.
Pobieg�aza nimi, akiedy obejrza�asi� przez rami�,zauwa�y�a, �eErikidzie z powrotem w stron� domku.
Przez chwil� poczu�a lekkie rozczarowanie,kt�re szybko znik�o, iKathleen ruszy�a za obozowiczami.
Pod szortamii podkoszulkiemmia�a bikini - prawd�m�wi�c,troch� konserwatywne - wi�c szybko si� rozebra�a i wbieg�a do wody.
Ju�po chwilibawi�a si� razem z dzie�miwtopielca i walczy�a,byutrzyma� g�ow�napowierzchni.
W ko�cu wrzeszcz�ce i roze�mianedzieciakiwys�ucha�y jej pr�biuwolni�y j�.
Wysz�a zwody i odgarn�a w�osy z twarzy.
Wtedy w�a�niezobaczy�a Erika stoj�cego na brzegu w samychk�piel�wkach,ale wci�� z kamer� na ramieniu, kt�rej obiektyw wycelowa� w Kathleen.
Zawaha�a si� przez sekund�,po czym u�miechn�a niepewnie i odwr�ci�a,�ebyupomnie�dzieci,kt�re ju� za bardzo si� rozbryka�y.
Pochyli�asi�i zacz�a wyciska� wod� z w�os�w.
- My�la�am, �edzisiajdasz ju� sobiespok�j - odezwa�a si�lekkodr��cym g�osem, my�l�c tylko o tym, by przesta� bada� oczami jejcia�o, kt�rego nieprzykrywa�o nic pr�cz cynamonowego kostiumu.
Erik po�o�y� kamer� na wysokim, suchym i p�askim kamieniu,gdzie by�abezpieczna.
Kathy patrzy�a z zachwytem na jego muskularn� sylwetk�.
Szeroka klatkapiersiowa m�czyzny harmonijniePojedynek serc 29przechodzi�a wsmuk�y tors.
Jego nogi by�y umi�nione i ciemne odopalenizny, a jasne ow�osieniedodatkowo j� podkre�la�o.
- Musia�emi�� po dodatkow�ta�m� i k�piel�wki.
-Chcesz wej��do wody?
- Tak.
Nie mog� si� oprze�.
O ma�o si� tam nie roztopi�em.
Wskaza�na strome wzg�rze, na kt�rym byli wcze�niej.
Usiad�a na brzegu, a Erikwszed� do wody.
Bawi� si�ostro z ch�opakami i delikatnie z dziewczynkami, ale obdziela� swoj� uwag�sprawiedliwiewszystkie dzieci.
NawetJaimie, kt�ry chodzi� wsz�dzie za Erikiem jak bezgranicznie oddanypiesek, nie zosta� pomini�tyKathleen przeczesywa�aw�osy palcamii by�y ju� prawie suche,gdy Erikzawo�a�: "berek!
" iwyszed� zwody.
-Je�eli zostan� tud�u�ej, b�d� potrzebowa� wi�cej witamin -j�kn��, k�ad�c si� na plecach.
Jego klatka piersiowa unosi�a si�w ci�kimoddechu.
-Niemasztrudno�ci z wytrzymywaniemtempa -za�mia�a si�Kathy i zanimzda�asobie spraw�, dlaczego to m�wi, doda�a: -Chcia�am ci dzisiaj do�o�y�.
Przesun�� si� na bok i spojrza� na ni� przenikliwymi, b��kitnymioczami.
Wola�a nie wpatrywa�si� w niezbyt d�ugo, odwr�ci�a wi�cg�ow� w stron� pluskaj�cych si� dzieci.
- Dlaczego?
-zapyta� bez u�miechu.
Potrz�saj�c wilgotnymi w�osami, odpowiedzia�a:- Nie wiem.
Mo�emam wrodzon� niech�� do ludzi, kt�rzy �a��za innymi, pr�buj�c ichprzy�apa� na czym� kompromituj�cym.
Wydaje mi si�, �e na pocz�tku zaszufladkowa�am ci� jako w�cibskiegocynika, kt�ry b�dzieszuka� tutaj czego� podejrzanego.
MountainView otrzymuje dotacje tylko od prywatnychsponsor�w.
Edna i B.
J.bior�bardzoma�o na w�asne pensje, azawsze jesieni� i wiosn� bardzo si� staraj�,�eby zorganizowa� dla dzieci jak�� mo�liwo�� zarobku.
Pieni�dze, kt�rewtenspos�b zarabiaj�, s�wykorzystywanenapotrzebyobozu.
Postanowili, �e ten ob�zdlasierot b�dzie ich �yciow� misj�, ale przyjmuj� ka�d� krytyk�.
Musz� si� przyzna�,�epodejrzewa�am ci� och��zapolowania na wsp�czesne czarownice.
Ku jejzasko