14339
Szczegóły |
Tytuł |
14339 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14339 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14339 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14339 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Czes�aw Chruszczewski
PARKING
To by� bardzo du�y parking. I pi�knie usytuowany. Mi�dzy sosnami na skraju lasu, przy
autostradzie. M�g� pomie�ci� dwie�cie samochod�w. Ludzie zostawiali tu swoje wspania�e
wozy, prom przewozi� ich na drug� stron� rzeki do karczmy s�yn�cej z pysznej baraniny i
wyst�p�w znakomitych iluzjonist�w. Pi��dziesi�t stolik�w, przy ka�dym cztery miejsca, pod
baldachimem na werandzie drugie tyle.
Mi�dzy drzewami rozwieszono lampiony.
� Okropne � powiedzia�a do mnie doktor Garra i westchn�� ci�ko. � Irytuj�ce.
Sceneria jak ze z�ego snu.
� Kt�re sny s� dobre? � zapyta�em � a kt�re z�e?
� �li ludzie �ni� z�e sny.
� Ja �ni� dobre.
� I jeste� dobry.
� Jestem z�y.
� Raczej w�ciek�y. I dlatego uciek�e� z miasta.
� Spe�niaj�c twoje �yczenie.
� Zalecenie lekarza. Od trzech tygodni m�cz� nas straszliwe upa�y.
� Tak, tutaj ch�odniej. Dzi�kuj�, doktorze.
Zjedli�my kolacj�, potem magik z Wenecji pokazywa� zadziwiaj�ce sztuki. Doktor
drzema�.
� Obud� si� � po�o�y�em d�o� na jego ramieniu � spektakl sko�czony.
� Mia�em sen.
� Z�y czy dobry?
� Dziwny, �ni�em, �e siedz� z tob� w karczmie i oklaskuj� iluzjonist�.
� Wi�c to nie by� sen. P�no. Wracamy.
To by� bardzo du�y parking. Na dwie�cie samochod�w. Sta�y w o�miu rz�dach. Wszystkie
bia�e, identyczne.
� Tw�j samoch�d � powiedzia� doktor Garra � rozmno�y� si�. Nie rozumiem, jakim
cudem. Gdy przyjechali�my, sta�y tu r�ne wozy, bia�e, czerwone, ��te, czarne, ma�e, du�e,
d�ugie, kr�tkie, nie znam si� na markach. A teraz widz� tylko bia�e, takie jak tw�j. Czy�by ten
magik�
� Nie, nie � przerwa�em � magik, co za pomys�! To przekracza jego mo�liwo�ci.
W�drowali�my mi�dzy samochodami, zagl�daj�c do wn�trza woz�w. By�y inne, zupe�nie
inne. Odetchn��em z ulg�. Obawia�em si�, �e zobacz� m�j p�aszcz, moje r�kawiczki, moj�
maskotk� w dwustu kopiach.
� Zabawny zbieg okoliczno�ci � powiedzia�em do doktora. � Tamte auta odjecha�y,
przyjecha�y inne.
� Dwie�cie bia�ych woz�w?
� Teraz bia�e wozy s� bardzo modne.
� Tw�j samoch�d to bodaj�e lancia.
� Tak, bia�e lancie s� modne.
� Nonsens � Garra zdenerwowa� si�.
Wtedy podszed� do nas stra�nik parkingu, wysoki, ciemnosk�ry m�czyzna i zapyta�:
� Panowie nie mog� znale�� swojego wozu?
� Bo wszystkie s� jednakowe! � zawo�a� doktor � kto� bawi si� naszym kosztem.
� Poprosz� o numerek.
Poda�em stra�nikowi okr�g�� blaszk�.
� Siedemdziesi�t osiem. W�z pan�w stoi w trzecim rz�dzie, czwarty licz�c od samotnej
sosny.
Tak, to by� istotnie m�j samoch�d. Zaj��em miejsce za kierownic�, doktor usiad� obok.
� No, c� � wymrucza� � jedziemy!
Po kilku minutach Garra powiedzia�:
� One jad� za nami.
Spojrza�em w lusterko. Po autostradzie sun�� t�um bia�ych samochod�w.
� Zawsze by�em przeciwnikiem motoryzacji � zwierza� si� nieoczekiwanie doktor.
� Nies�usznie � zaprotestowa�em � samoch�d to wspania�y wynalazek.
� Eee! � pow�tpiewa� doktor.
� Niejednemu cz�owiekowi uratowa� �ycie.
� Tysi�ce ludzi ginie codziennie pod ko�ami samochod�w.
Ja swoje, Garra swoje. Nikt nikogo nie przekona�. Najsprawniejsze maszyny elektroniczne,
nie zdo�a�y obliczy�, przynajmniej do tej pory, czego wi�cej w karierze samochodowej, strat
czy zysk�w. Gdy przypomnia�em o dobrodziejstwach szybkiego transportu, doktor m�wi� o
spalinach zatruwaj�cych atmosfer� ziemsk�, Nie mogli�my w �aden spos�b dogada� si�. Od
czasu do czasu spogl�da�em na licznik. P�dzili�my z szybko�ci� stu czterdziestu kilometr�w
na godzin�.
� Sto czterdzie�ci pi�� � stwierdzi� Garra � nie mo�emy ich zgubi�, mkn� niczym stado
g�odnych wilk�w.
� Bia�e wilki � zdziwi�em si�, niezbyt zachwycony tym por�wnaniem.
� Bywaj� i bia�e. Widzisz ich �lepia?
� Widz� �wiat�a reflektor�w.
� To widma, upiory � dramatyzowa� doktor � podziwiam tw�j spok�j. Ni st�d, ni
zow�d pojawi�y si� na parkingu, dwie�cie identycznych samochod�w, a teraz p�dz� za nami.
Co robisz! � zawo�a�. � Dlaczego zwalniasz? One nas stratuj�, zniszcz�, unicestwi�.
� One r�wnie� zwalniaj�.
� Istotnie � doktor odetchn�� z ulg� � co zamierzasz?
� Zatrzymam si� na polanie. Znam dobrze ten las. Skr�cimy teraz w prawo i w�sk� drog�
dojedziemy do polany. Co widzisz?
� One sun� za nami g�siego. Niesamowite.
� Niesamowite? Raczej zabawne.
Tak, to niecodzienne wydarzenie bawi�o mnie.
� Pi�kna ksi�ycowa noc � powiedzia�em, lawiruj�c mi�dzy drzewami � wje�d�amy na
polan�. Uchyl drzwi. Zatrzymam w�z w pobli�u tamtego pnia, wtedy wyskoczymy z auta i co
si� w nogach w g�stwin�. Tamt�dy nie przejedzie �aden samoch�d.
� Wybornie � ucieszy� si� doktor. � Po tamtej stronie g�sty las. �wietny pomys�. A co z
naszym wozem?
� Do diab�a z nim!
� Do diab�a! � zgodzi� si� Garra.
� Uwaga, zwalniam, wyskakuj!
Mi�o�� uskrzydla dusze, strach nogi. By� to wspania�y bieg, trzysta metr�w pokonali�my w
olimpijskim czasie. Jeszcze dwa, trzy susy i opar�szy si� plecami o sosn�, wysapa�em:
� No, jeste�my bezpieczni.
� Mam nadziej�. Sp�jrz, one wje�d�aj� na polan�, otaczaj� tw�j samoch�d,
nieruchomiej�.
W �yciu nie widzia�em czego� podobnego. To nie auta, to sfora ogar�w, kt�re osaczy�y
dzika.
� Sk�d u ciebie ta sk�onno�� do przeno�ni? � zapyta�em. � Zapewne w wolnych
chwilach piszesz wiersze. Rozmowy z pacjentami nu��, wyja�awiaj� wyobra�ni�. Panie
doktorze, boli mnie tu, poni�ej stawu biodrowego, i tu�
� Przesta�. Co za cisza. Upiorne widowisko. Bia�e samochody, dwie�cie woz�w bez
kierowc�w.
� A wi�c zauwa�y�e�?
� Tak, to zupe�nie puste wozy.
� W ziemskim tego s�owa znaczeniu.
� Nie rozumiem.
� Znamy r�ne rodzaje kosmicznej materii.
� Na przyk�ad?
� Bywa materia niewidzialna.
� Bajki.
� Kto wi�c prowadzi te wozy?
Doktor milcza�, oddycha� ci�ko, wytrzeszczy� oczy, usi�uj�c dostrzec niewidzialnych
kierowc�w.
� Kosmiczna materia � wymamrota� wreszcie � kiedy� czyta�em rozpraw� naukow� o
zwi�zkach Kosmosu z nasz� planet�, z cz�owiekiem. O innych �wiatach, zamieszka�ych przez
istoty, b�d�ce wiernymi kopiami ludzi.
Podobno we Wszech�wiecie istniej� miliony planet, takich samych jak Ziemia.
Konstruktorzy kosmiczni uznali, �e zbudowali arcydzie�o godne uwielokrotnienia. Przecie� i
my kopiujemy i reprodukujemy dzie�a mistrz�w.
Nie przerywa�em. Garra wpatrywa� si� w ol�niewaj�co bia�e samochody i monologowa�
natchniony �wiat�em ksi�yca:
� Przed laty na tych terenach przeprowadzono podziemne eksplozje nuklearne. Wywo�a�y
wiele zak��ce� w przyrodzie. S�dz�, �e wybuchy wyzwoli�y si�y, czynne do dnia dzisiejszego.
� Jakie si�y? O czym ty m�wisz?
� �wiaty harmonijne, istniej�ce w wielowymiarowej przestrzeni pocz�y zbli�a� si� do
siebie i przenika�. Tam na parkingu nast�pi�a kosmiczna kraksa i zobaczyli�my obraz twojego
auta jak gdyby odbity w dwustu lustrach.
� A dlaczego nie zobaczyli�my, dlaczego nie widzimy siebie? Tylko samochody? Twoja
hipoteza to czysta fantazja. Dok�d idziesz?
� Na polan�. Chc� przyjrze� si� tym samochodom.
� Uciekali�my przed nimi..
� Niepotrzebnie.
� Zdumiewaj�ca pewno�� siebie i podziwu godna wszechwiedza.
� Ja wiem, �e one nie wyrz�dz� nam krzywdy � co powiedziawszy, doktor wkroczy�
odwa�nie na polan� i nie namy�laj�c si� wiele, otworzy� drzwiczki pierwszego wozu. �
Przytulne wn�trze � oznajmi�. � Usi�d�, a ty uwa�aj. Je�li potrzeba, interweniuj. � Wszed�
do �rodka i natychmiast znikn��. Powinienem interweniowa�, ale w jaki spos�b? Do
najbli�szego motelu pi�� kilometr�w.
� Na co czekasz � us�ysza�em g�os doktora � wsiadaj!
� Gdzie jeste�? Znikn��e� mi z oczu.
� Siedz� w aucie.
C� mia�em pocz��, wsun��em si� do wozu.
� Zamknij drzwi, szybciej � komenderowa� Garra.
Wykona�em polecenie i w tym momencie zobaczy�em doktora i plecy kobiety siedz�cej za
kierownic�.
� Ta pani poprowadzi w�z � wyja�ni� doktor � i b�dzie naszym cicerone. Sp�jrz,
ksi�yc znikn��, pi�kny s�oneczny dzie�, cudowny krajobraz, wiatraki na wzg�rzach, na
zboczach plantacje winoro�li, soczysta ziele� ��k i sady owocowe, po obu stronach drogi
tysi�ce r�.
� Pi�kna kraina � m�wi�em nieco oszo�omiony � lecz jakim cudem znale�li�my si�
tutaj?
W�wczas odezwa�a si� kobieta prowadz�ca samoch�d:
� Niepok�j, l�k, zdumienie, kt�re tak cz�sto odczuwacie, �wiadcz� o niedoskona�o�ci
zmys��w.
� Pani zmys�y s� doskonalsze? � zapyta�em.
� �yj� po prostu w innym �wiecie � odpar�a zatrzymuj�c nagle w�z na skraju szosy. �
Czas przemija tutaj wolniej, a istoty �ywe i rozumne rozwijaj� si� szybciej i pe�niej. Dzi�ki
temu widzimy lepiej i dalej.
� Co widzicie? � tym razem pytanie zada� doktor.
� Widzimy otaczaj�ce nas �wiaty. Miliardy �wiat�w. Ka�dy cz�owiek ma swoj� planet�.
� Do kogo nale�y ta planeta?
� Do pewnej dziewczyny. W�a�nie nadchodzi.
Dostrzeg�em najpierw czerwon� chustk� i b��kitn� sp�dnic�, potem zar�owione policzki i
wielkie oczy. Mo�na powiedzie� � nadnaturalnej wielko�ci. Dziewczyna d�wiga�a kosz
wype�niony winogronami. Odnios�em wra�enie, �e nie odczuwa zupe�nie ci�aru, poprawi�em
wi�c w my�lach �d�wiga�a� na �nios�a�. Tak lekko st�pa�a po trawie. Wkroczy�a wreszcie na
szos�, stan�wszy tu� przy samochodzie pozdrowi�a kobiet� przy kierownicy:
� Pogodny dzie�. Czy zechcesz podwie�� mnie do stacji Sux?
� Ch�tnie. Kosz z winogronami w�� do baga�nika.
P�dzili�my znowu po s�onecznej drodze, przys�uchuj�c si� rozmowie prowadzonej przez
kobiety.
� Wybierasz si� w dalsz� drog� � odgad�a kobieta.
� Tak. Raz w tygodniu odwiedzam mojego ch�opca. Przepada za winogronami.
� Gardzi owocami w skrzyniach, woli zerwane przez ciebie.
� Powiada, �e s� zdrowsze.
� Przy okazji spotka si� z tob�, tw�j u�miech rozprasza smutek, dodaje si�. Twoje
winogrona s� na pewno zdrowsze.
� Ju� wida� wie�e stacji Sux.
Dziewczyna zabra�a koszyk. Zapyta�em nasz� przewodniczk�:
� Dok�d zawiezie winogrona?
� Na s�siedni� planet�, kt�ra nale�y do jej ch�opca � us�ysza�em zdumiewaj�c�
odpowied�. � Znam go. M�ody, zdolny in�ynier.
Na swojej planecie buduje przy pomocy maszyn radioteleskopy, kt�re wy�awiaj� z
Kosmosu melodie galaktyk. Usi�ujemy zrozumie� te kosmiczne sygna�y p�yn�ce do nas z
ca�ego Wszech�wiata. Na planecie m�odego, zdolnego in�yniera nie ma owoc�w. Dlatego
dziewczyna zawozi mu winogrona.
� Chcia�em zamieni� z ni� kilka s��w. Nawet na mnie nie spojrza�a � po�ali� si� Garra.
� Cz�owiek zaj�ty w�asnymi my�lami zapomina o ca�ym �wiecie � stara�em si�
usprawiedliwi� oblubienic�. � Patrzcie. Wystartowa� statek mi�dzyplanetarny.
Przez kilkana�cie sekund podziwiali�my lot pojazdu kosmicznego. Szybko znikn�� z
naszych oczu w ciemniej�cym b��kicie.
� Kiedy in�ynier powita dziewczyn� z winogronami? � zapyta� doktor.
� Za godzin� czasu ziemskiego.
� A tutaj jaki czas obowi�zuje?
� Czas nigdy nie przemijaj�cy. Czas tera�niejszy przysz�o�ci. Wkr�tce zmienimy
samoch�d � poinformowa�a przewodniczka. � W dawnych czasach, by pokona� dalek�
drog�, pocztylion dyli�ansu zmienia� konie w przydro�nych zajazdach.
� Jak cz�sto b�dziemy si� przesiada�?
� Co sto lat.
� Czeka nas d�uga podr�, mamy przecie� do dyspozycji jeszcze sto dziewi��dziesi�t
dziewi�� woz�w.
Min�o nast�pne sto lat i dotarli�my do drugiej planety. By�a w�asno�ci� m�drca. Oddano
mu do dyspozycji miliony ksi��ek oraz elektroniczne maszyny, wyspecjalizowane w
streszczaniu dzie� filozoficznych i wydobywaniu z nich kwintesencji.
� On rozmy�la � m�wi�a kobieta � a jego rozmy�lania utrwalaj� sztuczne m�zgi i
przekazuj� wszech�wiatowym o�rodkom filozoficznym, kt�re wsp�pracuj� z Centrum
Teoretycznym tej sfery Kosmosu.
� Nad czym rozmy�la m�drzec? � pytanie zada� doktor Garra.
� Nad sensem �ycia w Kosmosie.
� Problem ci�gle jeszcze nie rozwi�zany?
� Wiemy wiele, lecz nie wiemy wszystkiego. Stworzyli�my w naszej galaktyce
optymalne warunki dla rozwoju istoty ludzkiej. Ka�dy otrzyma� maksimum, dostosowane do
jego zainteresowa� i talentu.
� Nie m�wi�c o mo�liwo�ciach � wtr�ci�em.
� Och, mo�liwo�ci cz�owieka s� olbrzymie � odrzek�a kobieta. � Niekt�rzy uwa�aj�, �e
nieograniczone. Trzeba jedynie stworzy� odpowiedni klimat. W s�onecznym �wietle
rozkwitaj� kwiaty, zapalamy wi�c �yciodajne �r�d�a.
Jak najwi�cej s�o�c. Ka�dy dysponuje w�asn� planet�, gdzie mo�e pracowa�,
eksperymentowa�, uczy� si�, dzia�a� wedle w�asnych upodoba�, ale zawsze dla wzbogacenia
kosmicznej rodziny.
�. Wzbogacenia? � zdziwi� si� Garra.
� Rozumu, intelektu. Nigdy za wiele m�dro�ci, uczu�.
� Ci ludzie na swoich planetach czuj� si� na pewno osamotnieni � powiedzia�em. �
Sarni z maszynami, sami w�r�d laboratori�w, ksi��ek.
� To wy na Ziemi, �yj�c w�r�d miliard�w, ludzi, odczuwacie samotno��, Oni nigdy nie s�
osamotnieni. Planety to ich domy, do kt�rych wprowadzaj� przyjaci�. Istoty rozumne
utrzymuj� ze sob� sta�y kontakt, zak�adaj� rodziny, wsp�yj� ze sob�, wsp�dzia�aj�. Z
wynik�w ich tw�rczo�ci, pracy, wszelkich dzia�a� korzystaj� wszyscy. Pot�nieje
Kolektywny Rozum, a� kt�rego� dnia osi�gnie apogeum m�dro�ci kosmicznej.
� Co w�wczas si� stanie? � zapyta� doktor.
� Podobni do bog�w, z bogami zasi�dziemy, do jednego sto�u.
� Nigdy nie marzy�em o spotkaniu z kosmicznymi b�stwami � o�wiadczy�em � ka�dy,
marzy o niebie po swojemu. Jednemu wystarczy ciep�y k�t w niebiosach, innemu hurysy,
innemu koegzystencja z drapie�nikami, innemu, kontemplacja pi�kna, innemu cisza i p�mrok
i bezbolesne trwanie, jeden t�skni za harfami anielskimi, drugi za dudnieniem tam�tam�w.
� M�wi�c o bogach, my�la�am o istotach, kt�re osi�gn�y wzgl�dn� doskona�o�� �
kobieta roze�mia�a si�. � Niekt�rych przera�a1 ogrom Wszech�wiata. A przecie�
Wszech�wiat jest przytulny. Cz�owiek �le czuje si� w olbrzymim pa�acu, ra�� go
dysproporcje mi�dzy w�asnymi rozmiarami a wielko�ci� piramidy.
Gdy jednak wdrapie si� na jej wierzcho�ek, z�e samopoczucie mija.
� Wy na wierzcho�ku � powiedzia� doktor � my pod piramid�. Oto dlaczego nie
mo�emy oswoi� si� z Kosmosem.
Kobieta zatrzyma�a samoch�d na samym �rodku autostrady. Wysiedli�my.
� M�dry cz�owiek pragnie was zobaczy� � oznajmi�a. � Chod�cie za mn�.
Weszli�my do pi�knego gmachu w stylu trudnym do okre�lenia.
� Jedna z wielu bibliotek � poinformowa�a przewodniczka, wprowadzaj�c nas do
ogromnej sali. Na �cianie rozb�ysn�� ekran.
� Zajmijcie miejsca � zaprasza�a. � Zobaczycie Jego na ekranie. Bezpo�redni kontakt
jest niemo�liwy ze wzgl�d�w higienicznych.
Doktor Garra pokas�uje i kicha.
Ekran zamigota� ��tym �wiat�em. Pojawi�y si� dwie olbrzymie �renice. Us�yszeli�my
szept:
� Wi�c tak wygl�daj� mieszka�cy Ziemi, interesuj�ce, tacy byli�my jeszcze przed
wiekami. Oczy rozumne, chocia� niespokojne. Pojmuj�. Ci�gle jeszcze doskwiera wam
niepok�j, tyle dooko�a zamkni�tych furtek, barier. Jak zrozumie� sw�j rozum. Ju�
rozpocz�li�cie poszukiwania. Wspaniali, wspaniali odkrywcy.
Staramy si� wam dopom�c. Od czasu do czasu wymieniamy my�li.
�renice znikn�y. Zobaczyli�my zamglon� twarz. Bardzo m�ody cz�owiek, pogodnie
u�miechni�ty, porusza� bezg�o�nie ustami.
� �egna si� z wami � t�umaczy�a kobieta. � Wywarli�cie na nim jak najlepsze
wra�enie.
� To prawie dziecko � odezwa� si� doktor � siedemnastoletni ch�opiec. Gdyby nie te
oczy�
� M�dre dzieci �yj� r�wnie� na Ziemi.
� Prawda � zgodzi�em si�. � Nies�ychanie m�drej Trzeci, czwarty, dziesi�ty wehiku�.
Przesiadali�my si� z jednego wozu do drugiego. Co sto lat. Planety pi�kne, coraz wspanialsze.
Istoty ceraz bardziej rozumne, nieziemskie.
� W�drujemy po niebie � powiedzia�em do doktora. � Fantastyczna podr�. B�dzie o
czym opowiada� po powrocie.
� S�dzisz, �e wr�cimy? � Garra poprawi� okulary, przez chwil� masowa� lewe rami�. �
Zawsze dokucza, gdy zanosi si� na zmian� pogody.
� Tu w�r�d tylu s�o�c? � zawo�a�em ubawiony. � P�dzimy po kosmicznych szlakach,
po bezchmurnych jasnych drogach.
� A mnie rwie w ramieniu. Je�li nawet wr�cimy, nikt nie uwierzy. Powiedz�, ot, wypili za
wiele, a teraz fantazjuj�.
� Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? � odezwa�a si� przewodniczka. � Uwierz�, czy
nie uwierz�. Wielu ludzi uczestniczy w podobnych podr�ach, lecz nie m�wi o tym. Bo i po
co?
� Czy mo�na rozpozna� tych podr�nik�w?
� Tak, cz�ciej zamy�laj� si�. Ch�tnie kontempluj� krajobrazy. S� spokojniejsi i weselsi.
Odwiedzili�my jeszcze planet� kompozytora, lekarza�pediatry, konstruktora most�w,
clowna, tancerki, poety, astrofizyka, kosmonauty, artysty�malarza, archeologa, dramaturga,
kaznodziei, akrobaty, modelki i wielu innych. Nieco znu�ony, zaproponowa�em post�j i
chwil� wytchnienia.
� Zas�u�yli�cie na odpoczynek � zgodzi�a si� niezmordowana przewodniczka
zatrzymuj�c w�z. � Za tymi drzewami znajduje si� gospoda. S�ynie z dobrej kuchni.
Nagle niebo pociemnia�o i pocz�� pada� deszcz. Doktor Garra zawo�a�:
� A co, nie m�wi�em? Moje rami� to bezb��dny barometr.
Przy kolacji gaw�dzili�my.
Doktor: Kto� zapewne steruje �yciem tych planet?
Kobieta: koordynuje, harmonizuje.
Ja: A propos harmonii. Czy nikt nie wy�ama� si� z tego systemu planetarnego? Nie oszala�
z nadmiaru szcz�cia i przestrzeni?
Kobieta: Sporadyczne przypadki.
Doktor: Na przyk�ad, je�li wolno by� niedyskretnym, b�agamy o jeden jedyny przyk�ad.
Kobieta: Pewna istota w tr�jgraniastym kapeluszu. Geniusz matematyczny, wyobrazi�
sobie, �e jest geniuszem wojny.
Ja: Zadziwiaj�ce.
Doktor: I jak to si� sko�czy�o?
Kobieta: To si� nie sko�czy�o. Geniusz wojny sam ze sob� toczy bitwy, rozgrywa batalia,
steruj�c maszynami, kt�re zgodnie z jego rozkazami niszcz� si�, nast�pnie regeneruj� i znowu
psuj�.
Ja: I nie my�li o podboju innych planet?
Kobieta: W og�le nie wie o ich istnieniu.
Po kolacji wyszli�my przed gospod�. Znowu �wieci� ksi�yc. Na parkingu odnalaz�em
sw�j bia�y samoch�d. Doktor rozgl�da� si� na wszystkie strony.
� Kogo szukasz, doktorze?
� Tej kobiety.
� Znikn�a.
� Wyj�tkowo inteligentna.
� Tak, to kosmiczny intelekt.
� Wiedzia�a, kiedy odej��.
� No, to pora wraca� do miasta.
� Znikn�y r�wnie� bia�e samochody.
� Moda zmienia si� z godziny na godzin�.
Widocznie znowu modne s� kolorowe.
� Gn�bi mnie jedno pytanie.
� Mianowicie?
� Dlaczego akurat nas spotka�o to szczeg�lne wyr�nienie?
� Ona powiedzia�a, �e wielu ludzi bierze udzia� w podobnych podr�ach.
� Po prostu przysz�a kolej na nas. Dzisiaj my zwiedzili�my Kosmos, jutro inni.
� Ka�dy musi zwiedzi�?
� Prawie ka�dy.
� I wszyscy dyskretnie milcz�?
� Jak dot�d wszyscy.