14339

Szczegóły
Tytuł 14339
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14339 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14339 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14339 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Czes�aw Chruszczewski PARKING To by� bardzo du�y parking. I pi�knie usytuowany. Mi�dzy sosnami na skraju lasu, przy autostradzie. M�g� pomie�ci� dwie�cie samochod�w. Ludzie zostawiali tu swoje wspania�e wozy, prom przewozi� ich na drug� stron� rzeki do karczmy s�yn�cej z pysznej baraniny i wyst�p�w znakomitych iluzjonist�w. Pi��dziesi�t stolik�w, przy ka�dym cztery miejsca, pod baldachimem na werandzie drugie tyle. Mi�dzy drzewami rozwieszono lampiony. � Okropne � powiedzia�a do mnie doktor Garra i westchn�� ci�ko. � Irytuj�ce. Sceneria jak ze z�ego snu. � Kt�re sny s� dobre? � zapyta�em � a kt�re z�e? � �li ludzie �ni� z�e sny. � Ja �ni� dobre. � I jeste� dobry. � Jestem z�y. � Raczej w�ciek�y. I dlatego uciek�e� z miasta. � Spe�niaj�c twoje �yczenie. � Zalecenie lekarza. Od trzech tygodni m�cz� nas straszliwe upa�y. � Tak, tutaj ch�odniej. Dzi�kuj�, doktorze. Zjedli�my kolacj�, potem magik z Wenecji pokazywa� zadziwiaj�ce sztuki. Doktor drzema�. � Obud� si� � po�o�y�em d�o� na jego ramieniu � spektakl sko�czony. � Mia�em sen. � Z�y czy dobry? � Dziwny, �ni�em, �e siedz� z tob� w karczmie i oklaskuj� iluzjonist�. � Wi�c to nie by� sen. P�no. Wracamy. To by� bardzo du�y parking. Na dwie�cie samochod�w. Sta�y w o�miu rz�dach. Wszystkie bia�e, identyczne. � Tw�j samoch�d � powiedzia� doktor Garra � rozmno�y� si�. Nie rozumiem, jakim cudem. Gdy przyjechali�my, sta�y tu r�ne wozy, bia�e, czerwone, ��te, czarne, ma�e, du�e, d�ugie, kr�tkie, nie znam si� na markach. A teraz widz� tylko bia�e, takie jak tw�j. Czy�by ten magik� � Nie, nie � przerwa�em � magik, co za pomys�! To przekracza jego mo�liwo�ci. W�drowali�my mi�dzy samochodami, zagl�daj�c do wn�trza woz�w. By�y inne, zupe�nie inne. Odetchn��em z ulg�. Obawia�em si�, �e zobacz� m�j p�aszcz, moje r�kawiczki, moj� maskotk� w dwustu kopiach. � Zabawny zbieg okoliczno�ci � powiedzia�em do doktora. � Tamte auta odjecha�y, przyjecha�y inne. � Dwie�cie bia�ych woz�w? � Teraz bia�e wozy s� bardzo modne. � Tw�j samoch�d to bodaj�e lancia. � Tak, bia�e lancie s� modne. � Nonsens � Garra zdenerwowa� si�. Wtedy podszed� do nas stra�nik parkingu, wysoki, ciemnosk�ry m�czyzna i zapyta�: � Panowie nie mog� znale�� swojego wozu? � Bo wszystkie s� jednakowe! � zawo�a� doktor � kto� bawi si� naszym kosztem. � Poprosz� o numerek. Poda�em stra�nikowi okr�g�� blaszk�. � Siedemdziesi�t osiem. W�z pan�w stoi w trzecim rz�dzie, czwarty licz�c od samotnej sosny. Tak, to by� istotnie m�j samoch�d. Zaj��em miejsce za kierownic�, doktor usiad� obok. � No, c� � wymrucza� � jedziemy! Po kilku minutach Garra powiedzia�: � One jad� za nami. Spojrza�em w lusterko. Po autostradzie sun�� t�um bia�ych samochod�w. � Zawsze by�em przeciwnikiem motoryzacji � zwierza� si� nieoczekiwanie doktor. � Nies�usznie � zaprotestowa�em � samoch�d to wspania�y wynalazek. � Eee! � pow�tpiewa� doktor. � Niejednemu cz�owiekowi uratowa� �ycie. � Tysi�ce ludzi ginie codziennie pod ko�ami samochod�w. Ja swoje, Garra swoje. Nikt nikogo nie przekona�. Najsprawniejsze maszyny elektroniczne, nie zdo�a�y obliczy�, przynajmniej do tej pory, czego wi�cej w karierze samochodowej, strat czy zysk�w. Gdy przypomnia�em o dobrodziejstwach szybkiego transportu, doktor m�wi� o spalinach zatruwaj�cych atmosfer� ziemsk�, Nie mogli�my w �aden spos�b dogada� si�. Od czasu do czasu spogl�da�em na licznik. P�dzili�my z szybko�ci� stu czterdziestu kilometr�w na godzin�. � Sto czterdzie�ci pi�� � stwierdzi� Garra � nie mo�emy ich zgubi�, mkn� niczym stado g�odnych wilk�w. � Bia�e wilki � zdziwi�em si�, niezbyt zachwycony tym por�wnaniem. � Bywaj� i bia�e. Widzisz ich �lepia? � Widz� �wiat�a reflektor�w. � To widma, upiory � dramatyzowa� doktor � podziwiam tw�j spok�j. Ni st�d, ni zow�d pojawi�y si� na parkingu, dwie�cie identycznych samochod�w, a teraz p�dz� za nami. Co robisz! � zawo�a�. � Dlaczego zwalniasz? One nas stratuj�, zniszcz�, unicestwi�. � One r�wnie� zwalniaj�. � Istotnie � doktor odetchn�� z ulg� � co zamierzasz? � Zatrzymam si� na polanie. Znam dobrze ten las. Skr�cimy teraz w prawo i w�sk� drog� dojedziemy do polany. Co widzisz? � One sun� za nami g�siego. Niesamowite. � Niesamowite? Raczej zabawne. Tak, to niecodzienne wydarzenie bawi�o mnie. � Pi�kna ksi�ycowa noc � powiedzia�em, lawiruj�c mi�dzy drzewami � wje�d�amy na polan�. Uchyl drzwi. Zatrzymam w�z w pobli�u tamtego pnia, wtedy wyskoczymy z auta i co si� w nogach w g�stwin�. Tamt�dy nie przejedzie �aden samoch�d. � Wybornie � ucieszy� si� doktor. � Po tamtej stronie g�sty las. �wietny pomys�. A co z naszym wozem? � Do diab�a z nim! � Do diab�a! � zgodzi� si� Garra. � Uwaga, zwalniam, wyskakuj! Mi�o�� uskrzydla dusze, strach nogi. By� to wspania�y bieg, trzysta metr�w pokonali�my w olimpijskim czasie. Jeszcze dwa, trzy susy i opar�szy si� plecami o sosn�, wysapa�em: � No, jeste�my bezpieczni. � Mam nadziej�. Sp�jrz, one wje�d�aj� na polan�, otaczaj� tw�j samoch�d, nieruchomiej�. W �yciu nie widzia�em czego� podobnego. To nie auta, to sfora ogar�w, kt�re osaczy�y dzika. � Sk�d u ciebie ta sk�onno�� do przeno�ni? � zapyta�em. � Zapewne w wolnych chwilach piszesz wiersze. Rozmowy z pacjentami nu��, wyja�awiaj� wyobra�ni�. Panie doktorze, boli mnie tu, poni�ej stawu biodrowego, i tu� � Przesta�. Co za cisza. Upiorne widowisko. Bia�e samochody, dwie�cie woz�w bez kierowc�w. � A wi�c zauwa�y�e�? � Tak, to zupe�nie puste wozy. � W ziemskim tego s�owa znaczeniu. � Nie rozumiem. � Znamy r�ne rodzaje kosmicznej materii. � Na przyk�ad? � Bywa materia niewidzialna. � Bajki. � Kto wi�c prowadzi te wozy? Doktor milcza�, oddycha� ci�ko, wytrzeszczy� oczy, usi�uj�c dostrzec niewidzialnych kierowc�w. � Kosmiczna materia � wymamrota� wreszcie � kiedy� czyta�em rozpraw� naukow� o zwi�zkach Kosmosu z nasz� planet�, z cz�owiekiem. O innych �wiatach, zamieszka�ych przez istoty, b�d�ce wiernymi kopiami ludzi. Podobno we Wszech�wiecie istniej� miliony planet, takich samych jak Ziemia. Konstruktorzy kosmiczni uznali, �e zbudowali arcydzie�o godne uwielokrotnienia. Przecie� i my kopiujemy i reprodukujemy dzie�a mistrz�w. Nie przerywa�em. Garra wpatrywa� si� w ol�niewaj�co bia�e samochody i monologowa� natchniony �wiat�em ksi�yca: � Przed laty na tych terenach przeprowadzono podziemne eksplozje nuklearne. Wywo�a�y wiele zak��ce� w przyrodzie. S�dz�, �e wybuchy wyzwoli�y si�y, czynne do dnia dzisiejszego. � Jakie si�y? O czym ty m�wisz? � �wiaty harmonijne, istniej�ce w wielowymiarowej przestrzeni pocz�y zbli�a� si� do siebie i przenika�. Tam na parkingu nast�pi�a kosmiczna kraksa i zobaczyli�my obraz twojego auta jak gdyby odbity w dwustu lustrach. � A dlaczego nie zobaczyli�my, dlaczego nie widzimy siebie? Tylko samochody? Twoja hipoteza to czysta fantazja. Dok�d idziesz? � Na polan�. Chc� przyjrze� si� tym samochodom. � Uciekali�my przed nimi.. � Niepotrzebnie. � Zdumiewaj�ca pewno�� siebie i podziwu godna wszechwiedza. � Ja wiem, �e one nie wyrz�dz� nam krzywdy � co powiedziawszy, doktor wkroczy� odwa�nie na polan� i nie namy�laj�c si� wiele, otworzy� drzwiczki pierwszego wozu. � Przytulne wn�trze � oznajmi�. � Usi�d�, a ty uwa�aj. Je�li potrzeba, interweniuj. � Wszed� do �rodka i natychmiast znikn��. Powinienem interweniowa�, ale w jaki spos�b? Do najbli�szego motelu pi�� kilometr�w. � Na co czekasz � us�ysza�em g�os doktora � wsiadaj! � Gdzie jeste�? Znikn��e� mi z oczu. � Siedz� w aucie. C� mia�em pocz��, wsun��em si� do wozu. � Zamknij drzwi, szybciej � komenderowa� Garra. Wykona�em polecenie i w tym momencie zobaczy�em doktora i plecy kobiety siedz�cej za kierownic�. � Ta pani poprowadzi w�z � wyja�ni� doktor � i b�dzie naszym cicerone. Sp�jrz, ksi�yc znikn��, pi�kny s�oneczny dzie�, cudowny krajobraz, wiatraki na wzg�rzach, na zboczach plantacje winoro�li, soczysta ziele� ��k i sady owocowe, po obu stronach drogi tysi�ce r�. � Pi�kna kraina � m�wi�em nieco oszo�omiony � lecz jakim cudem znale�li�my si� tutaj? W�wczas odezwa�a si� kobieta prowadz�ca samoch�d: � Niepok�j, l�k, zdumienie, kt�re tak cz�sto odczuwacie, �wiadcz� o niedoskona�o�ci zmys��w. � Pani zmys�y s� doskonalsze? � zapyta�em. � �yj� po prostu w innym �wiecie � odpar�a zatrzymuj�c nagle w�z na skraju szosy. � Czas przemija tutaj wolniej, a istoty �ywe i rozumne rozwijaj� si� szybciej i pe�niej. Dzi�ki temu widzimy lepiej i dalej. � Co widzicie? � tym razem pytanie zada� doktor. � Widzimy otaczaj�ce nas �wiaty. Miliardy �wiat�w. Ka�dy cz�owiek ma swoj� planet�. � Do kogo nale�y ta planeta? � Do pewnej dziewczyny. W�a�nie nadchodzi. Dostrzeg�em najpierw czerwon� chustk� i b��kitn� sp�dnic�, potem zar�owione policzki i wielkie oczy. Mo�na powiedzie� � nadnaturalnej wielko�ci. Dziewczyna d�wiga�a kosz wype�niony winogronami. Odnios�em wra�enie, �e nie odczuwa zupe�nie ci�aru, poprawi�em wi�c w my�lach �d�wiga�a� na �nios�a�. Tak lekko st�pa�a po trawie. Wkroczy�a wreszcie na szos�, stan�wszy tu� przy samochodzie pozdrowi�a kobiet� przy kierownicy: � Pogodny dzie�. Czy zechcesz podwie�� mnie do stacji Sux? � Ch�tnie. Kosz z winogronami w�� do baga�nika. P�dzili�my znowu po s�onecznej drodze, przys�uchuj�c si� rozmowie prowadzonej przez kobiety. � Wybierasz si� w dalsz� drog� � odgad�a kobieta. � Tak. Raz w tygodniu odwiedzam mojego ch�opca. Przepada za winogronami. � Gardzi owocami w skrzyniach, woli zerwane przez ciebie. � Powiada, �e s� zdrowsze. � Przy okazji spotka si� z tob�, tw�j u�miech rozprasza smutek, dodaje si�. Twoje winogrona s� na pewno zdrowsze. � Ju� wida� wie�e stacji Sux. Dziewczyna zabra�a koszyk. Zapyta�em nasz� przewodniczk�: � Dok�d zawiezie winogrona? � Na s�siedni� planet�, kt�ra nale�y do jej ch�opca � us�ysza�em zdumiewaj�c� odpowied�. � Znam go. M�ody, zdolny in�ynier. Na swojej planecie buduje przy pomocy maszyn radioteleskopy, kt�re wy�awiaj� z Kosmosu melodie galaktyk. Usi�ujemy zrozumie� te kosmiczne sygna�y p�yn�ce do nas z ca�ego Wszech�wiata. Na planecie m�odego, zdolnego in�yniera nie ma owoc�w. Dlatego dziewczyna zawozi mu winogrona. � Chcia�em zamieni� z ni� kilka s��w. Nawet na mnie nie spojrza�a � po�ali� si� Garra. � Cz�owiek zaj�ty w�asnymi my�lami zapomina o ca�ym �wiecie � stara�em si� usprawiedliwi� oblubienic�. � Patrzcie. Wystartowa� statek mi�dzyplanetarny. Przez kilkana�cie sekund podziwiali�my lot pojazdu kosmicznego. Szybko znikn�� z naszych oczu w ciemniej�cym b��kicie. � Kiedy in�ynier powita dziewczyn� z winogronami? � zapyta� doktor. � Za godzin� czasu ziemskiego. � A tutaj jaki czas obowi�zuje? � Czas nigdy nie przemijaj�cy. Czas tera�niejszy przysz�o�ci. Wkr�tce zmienimy samoch�d � poinformowa�a przewodniczka. � W dawnych czasach, by pokona� dalek� drog�, pocztylion dyli�ansu zmienia� konie w przydro�nych zajazdach. � Jak cz�sto b�dziemy si� przesiada�? � Co sto lat. � Czeka nas d�uga podr�, mamy przecie� do dyspozycji jeszcze sto dziewi��dziesi�t dziewi�� woz�w. Min�o nast�pne sto lat i dotarli�my do drugiej planety. By�a w�asno�ci� m�drca. Oddano mu do dyspozycji miliony ksi��ek oraz elektroniczne maszyny, wyspecjalizowane w streszczaniu dzie� filozoficznych i wydobywaniu z nich kwintesencji. � On rozmy�la � m�wi�a kobieta � a jego rozmy�lania utrwalaj� sztuczne m�zgi i przekazuj� wszech�wiatowym o�rodkom filozoficznym, kt�re wsp�pracuj� z Centrum Teoretycznym tej sfery Kosmosu. � Nad czym rozmy�la m�drzec? � pytanie zada� doktor Garra. � Nad sensem �ycia w Kosmosie. � Problem ci�gle jeszcze nie rozwi�zany? � Wiemy wiele, lecz nie wiemy wszystkiego. Stworzyli�my w naszej galaktyce optymalne warunki dla rozwoju istoty ludzkiej. Ka�dy otrzyma� maksimum, dostosowane do jego zainteresowa� i talentu. � Nie m�wi�c o mo�liwo�ciach � wtr�ci�em. � Och, mo�liwo�ci cz�owieka s� olbrzymie � odrzek�a kobieta. � Niekt�rzy uwa�aj�, �e nieograniczone. Trzeba jedynie stworzy� odpowiedni klimat. W s�onecznym �wietle rozkwitaj� kwiaty, zapalamy wi�c �yciodajne �r�d�a. Jak najwi�cej s�o�c. Ka�dy dysponuje w�asn� planet�, gdzie mo�e pracowa�, eksperymentowa�, uczy� si�, dzia�a� wedle w�asnych upodoba�, ale zawsze dla wzbogacenia kosmicznej rodziny. �. Wzbogacenia? � zdziwi� si� Garra. � Rozumu, intelektu. Nigdy za wiele m�dro�ci, uczu�. � Ci ludzie na swoich planetach czuj� si� na pewno osamotnieni � powiedzia�em. � Sarni z maszynami, sami w�r�d laboratori�w, ksi��ek. � To wy na Ziemi, �yj�c w�r�d miliard�w, ludzi, odczuwacie samotno��, Oni nigdy nie s� osamotnieni. Planety to ich domy, do kt�rych wprowadzaj� przyjaci�. Istoty rozumne utrzymuj� ze sob� sta�y kontakt, zak�adaj� rodziny, wsp�yj� ze sob�, wsp�dzia�aj�. Z wynik�w ich tw�rczo�ci, pracy, wszelkich dzia�a� korzystaj� wszyscy. Pot�nieje Kolektywny Rozum, a� kt�rego� dnia osi�gnie apogeum m�dro�ci kosmicznej. � Co w�wczas si� stanie? � zapyta� doktor. � Podobni do bog�w, z bogami zasi�dziemy, do jednego sto�u. � Nigdy nie marzy�em o spotkaniu z kosmicznymi b�stwami � o�wiadczy�em � ka�dy, marzy o niebie po swojemu. Jednemu wystarczy ciep�y k�t w niebiosach, innemu hurysy, innemu koegzystencja z drapie�nikami, innemu, kontemplacja pi�kna, innemu cisza i p�mrok i bezbolesne trwanie, jeden t�skni za harfami anielskimi, drugi za dudnieniem tam�tam�w. � M�wi�c o bogach, my�la�am o istotach, kt�re osi�gn�y wzgl�dn� doskona�o�� � kobieta roze�mia�a si�. � Niekt�rych przera�a1 ogrom Wszech�wiata. A przecie� Wszech�wiat jest przytulny. Cz�owiek �le czuje si� w olbrzymim pa�acu, ra�� go dysproporcje mi�dzy w�asnymi rozmiarami a wielko�ci� piramidy. Gdy jednak wdrapie si� na jej wierzcho�ek, z�e samopoczucie mija. � Wy na wierzcho�ku � powiedzia� doktor � my pod piramid�. Oto dlaczego nie mo�emy oswoi� si� z Kosmosem. Kobieta zatrzyma�a samoch�d na samym �rodku autostrady. Wysiedli�my. � M�dry cz�owiek pragnie was zobaczy� � oznajmi�a. � Chod�cie za mn�. Weszli�my do pi�knego gmachu w stylu trudnym do okre�lenia. � Jedna z wielu bibliotek � poinformowa�a przewodniczka, wprowadzaj�c nas do ogromnej sali. Na �cianie rozb�ysn�� ekran. � Zajmijcie miejsca � zaprasza�a. � Zobaczycie Jego na ekranie. Bezpo�redni kontakt jest niemo�liwy ze wzgl�d�w higienicznych. Doktor Garra pokas�uje i kicha. Ekran zamigota� ��tym �wiat�em. Pojawi�y si� dwie olbrzymie �renice. Us�yszeli�my szept: � Wi�c tak wygl�daj� mieszka�cy Ziemi, interesuj�ce, tacy byli�my jeszcze przed wiekami. Oczy rozumne, chocia� niespokojne. Pojmuj�. Ci�gle jeszcze doskwiera wam niepok�j, tyle dooko�a zamkni�tych furtek, barier. Jak zrozumie� sw�j rozum. Ju� rozpocz�li�cie poszukiwania. Wspaniali, wspaniali odkrywcy. Staramy si� wam dopom�c. Od czasu do czasu wymieniamy my�li. �renice znikn�y. Zobaczyli�my zamglon� twarz. Bardzo m�ody cz�owiek, pogodnie u�miechni�ty, porusza� bezg�o�nie ustami. � �egna si� z wami � t�umaczy�a kobieta. � Wywarli�cie na nim jak najlepsze wra�enie. � To prawie dziecko � odezwa� si� doktor � siedemnastoletni ch�opiec. Gdyby nie te oczy� � M�dre dzieci �yj� r�wnie� na Ziemi. � Prawda � zgodzi�em si�. � Nies�ychanie m�drej Trzeci, czwarty, dziesi�ty wehiku�. Przesiadali�my si� z jednego wozu do drugiego. Co sto lat. Planety pi�kne, coraz wspanialsze. Istoty ceraz bardziej rozumne, nieziemskie. � W�drujemy po niebie � powiedzia�em do doktora. � Fantastyczna podr�. B�dzie o czym opowiada� po powrocie. � S�dzisz, �e wr�cimy? � Garra poprawi� okulary, przez chwil� masowa� lewe rami�. � Zawsze dokucza, gdy zanosi si� na zmian� pogody. � Tu w�r�d tylu s�o�c? � zawo�a�em ubawiony. � P�dzimy po kosmicznych szlakach, po bezchmurnych jasnych drogach. � A mnie rwie w ramieniu. Je�li nawet wr�cimy, nikt nie uwierzy. Powiedz�, ot, wypili za wiele, a teraz fantazjuj�. � Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? � odezwa�a si� przewodniczka. � Uwierz�, czy nie uwierz�. Wielu ludzi uczestniczy w podobnych podr�ach, lecz nie m�wi o tym. Bo i po co? � Czy mo�na rozpozna� tych podr�nik�w? � Tak, cz�ciej zamy�laj� si�. Ch�tnie kontempluj� krajobrazy. S� spokojniejsi i weselsi. Odwiedzili�my jeszcze planet� kompozytora, lekarza�pediatry, konstruktora most�w, clowna, tancerki, poety, astrofizyka, kosmonauty, artysty�malarza, archeologa, dramaturga, kaznodziei, akrobaty, modelki i wielu innych. Nieco znu�ony, zaproponowa�em post�j i chwil� wytchnienia. � Zas�u�yli�cie na odpoczynek � zgodzi�a si� niezmordowana przewodniczka zatrzymuj�c w�z. � Za tymi drzewami znajduje si� gospoda. S�ynie z dobrej kuchni. Nagle niebo pociemnia�o i pocz�� pada� deszcz. Doktor Garra zawo�a�: � A co, nie m�wi�em? Moje rami� to bezb��dny barometr. Przy kolacji gaw�dzili�my. Doktor: Kto� zapewne steruje �yciem tych planet? Kobieta: koordynuje, harmonizuje. Ja: A propos harmonii. Czy nikt nie wy�ama� si� z tego systemu planetarnego? Nie oszala� z nadmiaru szcz�cia i przestrzeni? Kobieta: Sporadyczne przypadki. Doktor: Na przyk�ad, je�li wolno by� niedyskretnym, b�agamy o jeden jedyny przyk�ad. Kobieta: Pewna istota w tr�jgraniastym kapeluszu. Geniusz matematyczny, wyobrazi� sobie, �e jest geniuszem wojny. Ja: Zadziwiaj�ce. Doktor: I jak to si� sko�czy�o? Kobieta: To si� nie sko�czy�o. Geniusz wojny sam ze sob� toczy bitwy, rozgrywa batalia, steruj�c maszynami, kt�re zgodnie z jego rozkazami niszcz� si�, nast�pnie regeneruj� i znowu psuj�. Ja: I nie my�li o podboju innych planet? Kobieta: W og�le nie wie o ich istnieniu. Po kolacji wyszli�my przed gospod�. Znowu �wieci� ksi�yc. Na parkingu odnalaz�em sw�j bia�y samoch�d. Doktor rozgl�da� si� na wszystkie strony. � Kogo szukasz, doktorze? � Tej kobiety. � Znikn�a. � Wyj�tkowo inteligentna. � Tak, to kosmiczny intelekt. � Wiedzia�a, kiedy odej��. � No, to pora wraca� do miasta. � Znikn�y r�wnie� bia�e samochody. � Moda zmienia si� z godziny na godzin�. Widocznie znowu modne s� kolorowe. � Gn�bi mnie jedno pytanie. � Mianowicie? � Dlaczego akurat nas spotka�o to szczeg�lne wyr�nienie? � Ona powiedzia�a, �e wielu ludzi bierze udzia� w podobnych podr�ach. � Po prostu przysz�a kolej na nas. Dzisiaj my zwiedzili�my Kosmos, jutro inni. � Ka�dy musi zwiedzi�? � Prawie ka�dy. � I wszyscy dyskretnie milcz�? � Jak dot�d wszyscy.