5820

Szczegóły
Tytuł 5820
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5820 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5820 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5820 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

W�ADYS�AW ZAHORSKI PODANIA I LEGENDY WILE�SKIE Bazyliszek W�r�d odwiecznych bor�w nad brzegami pi�knej Neris (Wilii) i wartkiej Wilny (Wilenki) kry�a si� niewielka osada. Ubodzy jej mieszka�cy mieli bardzo skromne wymagania, poniewa � nigdy daleko od swej siedziby nie oddalali si� i czasem tylko od kap�ana, albo od zb��- kanego podr�nego zas�yszeli, i� s� kraje, w kt�rych i przyroda jest inna i ludzie �yj� inaczej i dostatniej. Niema�o dziw�w opowiadali przechodnie prostodusznym osadnikom, kt�rzy takowe opowiadania za bajki poczytywali. Nie n�ci�y ich tedy obce kraje. Kochali swoj� cudn� Neris, jej czyste, b��kitne wody, ��ki zielone, pag�rki i g�ste lasy, kt�re rozbrzmiewa�y �piewem niezliczonego ptactwa. Powa�ny nied�wied� mia� tu legowisko, pot�ny tur szuka� w cieniu wiekowych d�b�w schronienia, a lekkie sarny przebiega�y puszcz� w rozmaitych kierunkach. Lasy dostarcza�y osadnikom grzyb�w, jag�d, zwierza i sk�r, pszczo�y miodu, a rzeka ryb pod dostatkiem. Z krzemienia, ob�upawszy i wyg�adziwszy go, robili bro� i narz�dzia, chocia� nie misterne, niemniej jednak po�yteczne. Maj�c niewielkie potrzeby, z �atwo�ci � na miejscu zaspokajane, czuli si� osadnicy szcz�liwymi w swych chatkach ubogich, dzi�kowali bogom za dobrodziejstwa, jakimi ich obdarzali i przez wdzi�czno�� wznosili o�- tarze, palili ognie i sk�adali ofiary. Wszystko tu by�o proste, i �ycie, i mi�o��, i �mier� sama. Zdarza�o si�, i� silny i barczysty osadnik, wyszed�szy na �owy, ju� do swej zagrody nie wraca�, znajdowa� bowiem �mier� w u�cisku nied�wiedzia lub na rogach tura. Niejeden spocz�� na piaszczystym dnie rzeki, lub zosta� przygnieciony olbrzymim drzewem. By�y to wypadki powszednie i nieuniknione. Ale snad� prostoduszni osadnicy znad Neris obrazili bog�w i ich zemst� na siebie �ci�- gn�li. Mo�e nie dopilnowali ognia �wi�tego i ten zagas�, albo za ma�o s�oniny i innych ofiar na o�tarzach z�o�yli, a mo�e dziewica nie dochowa�a �lubowanej czysto�ci, do��, �e rozgniewani bogowie okropn� zes�ali kar�. Oto na wzg�rzu w pieczarze zamieszka� od niedawna straszny potw�r bazyliszek, o kt�rym nikt powiedzie� nie m�g�, jak wygl�da�, poniewa� ka�dego, co si� do pieczary zbli�y� pr�bowa�, zabija� wejrzeniem i po�era�. W�r�d ciemnej nocy z dala migota�y u wej�cia do jaskini dwa zielonkawe �wiate�ka. To bazyliszek z legowiska wype�za� i ofiary wygl�da�. Biada nieostro�nemu my�liwemu, kt�ry, goni�c zwierzyn�, zap�dzi� si� ku wzg�rzu, biada dziewicy i dziecku, szukaj�cym tu kra�nych jag�d i kwiecia... Spotkawszy si� ze wzrokiem potwora cz�owiek dr�twia� i pada�, jakby ra�ony piorunem. Wtedy bazyliszek po�era� ofiar�. Nie gardzi� zgrzybia�ym starcem, ani niemowl�ciem, ale przede wszystkim czyha� na dziewice. Ju� wiele rodzin op�akiwa�o ojc�w, wielu m�odzie�c�w utraci�o swe ukochane, wiele matek zawodzi�o po stracie dziatek, a potw�r wci�� nowe porywa� ofiary. B�agano bog�w, palono liczne ofiary, zakopano �ywcem do ziemi jedn� z dziewic. Nic nie skutkowa�o. Tote� smutek zawis� nad szcz�liw� dot�d osad�. Na polance pod roz�o�ystym d�bem zebrali si� na rad� s�dziwi kap�ani i starszyzna. Przemy�liwano nad sposobami zg�adzenia strasznego wroga. Jedni doradzali zbudowa� z k��d olbrzymich wysok� �cian�, kt�ra by osad� od wzg�rza oddzieli �a, inni byli za wznieceniem po�aru w zaro�lach ko�o jaskini... S�owem ka�dy wyst�powa � z projektem, ale wszystkich najpi�kniejszych plan�w trzeba by�o si� wyrzec wobec niemo �ebno�ci zbli�enia si� do bazyliszka. Naradom przys�uchiwa� si� m�ody osadnik. Silnie zbudowany, o d�ugich, jasnych w�osach, spadaj�cych na ramiona, o z�ocistym puszku, kt�ry zdobi� mu warg� i �niade, �ywym rumie�cem okraszone policzki, o oczach dziwnie g��bokich, by� on uosobieniem m�skiej si�y i pi�kno�ci. Dziewcz�ta czu�ym spojrzeniem goni�y za nim, gdy zwinny i lekki ugania� si� za zwierzem, albo silnym ramieniem sie� ryb pe�n� z wody ci�gn��. Niejedna kocha�a go skrycie i pragn�aby z nim losy podzieli�. By�y i takie, co si� udawa�y po kryjomu do czarownicy mi�osnej, prosz�c, aby natchn�a pi�knego m�odziana mi�o�ci�, ale ten pozostawa� oboj�tny na wdzi�ki i u�miechy wdzi�cznych dziewic, od kilku bowiem miesi�cy ukocha� Jagn�, urocz� i �wie�� jak nimfa rzeczna. Jagna p�aci�a mu wzajemno�ci � i nieraz, siedz�c nad brzegiem rzeki, sk�pani w �wietle ksi�yca i zas�uchani w trelach s�owika, marzyli o radosnej przysz�o�ci. M�odzieniec rozpocz�� budow� nowej chaty, kt�ra mia�a by� znacznie od innych okazalsz� i nawet posiada�a okno z naci�gni�tym na ramie p�cherzem, tak �e w izbie by�o jasno. Nie �a�owa� pracy, by nagromadzi� jak najwi�cej sk�r nied�wiedzich, wilczych i rysich. Wraz po wyko�czeniu budowy mieli si� pobra�. W tym w�a�nie czasie zamieszka� w jaskini na wzg�rzu bazyliszek i gdy zrozpaczona ludno�� ju� znik�d nie spodziewa�a si� pomocy, m�ody osadnik powzi�� zuchwa�� my�l zg�adzenia potwora. Rozumia� dobrze na jak straszne niebezpiecze�stwo si� nara�a, ale dodawa�o mu odwagi przekonanie, �e zabijaj�c bazyliszka, ratuje sw� Jagn�, kt�r� czeka� los innych dziewic przez niego po�artych. Rozwa�ny i w walkach ze zwierzem do ostro�no�ci nawyk�y, d�ugo przemy�liwa�, w jaki spos�b podej�� wroga, nie b�d�c przez niego widzianym. Z�o�y� bogom bogat� ofiar�, d�ugo i gorliwie si� modli�, a� w ko�cu u�o�y� plan post�powania. S�ysza� nieraz od przechodni�w, i� w s�siednich krajach ludzie posiadaj� p�yty metalowe tak wyszlifowane, �e odbijaj� w sobie wszelki przedmiot, ku kt�remu zostan� zwr�cone. Cz�owiek widzi w takiej tafli odbicie swej twarzy wyra�niej, ni� w stoj�cej wodzie. Postanowi � za wszelk� cen� naby� podobn� blach�, kt�r� podr�ni zwali zwierciad�em. Po�egna� p�acz �c� Jagn� i niebawem uda� si� w drog�. Uci��liwa i pe�na niebezpiecze�stw by�a jego podr� � przez puszcze i moczary. Doznawa� g�odu i strachu, gdy duchy le�ne otacza�y go nocami, a nimfy jeziorne i b�otne wabi�y go ku sobie. Niejedn� noc sp�dzi� bez snu na drzewie, by nie sta� si� �upem dzikiego zwierza. Nieraz pada� ze znu�enia, zw�aszcza, �e d�wiga� na sobie sporo sk�r bobrowych, lisich i innych, by za nie naby� zwierciad�o. Zwyci�y� jednak wszystkie przeszkody i wr�ci� do osady ze zdobytym skarbem. Nikomu nie zwierzy� si� ze swym zamiarem, nikomu zwierciad�a nie pokaza�. Tylko Jagna by�a we wszystko wtajemniczona i chocia� trwo�y�a si� o ukochanego, nie pr�bowa�a go jednak powstrzyma�. Przysi�g�a tylko, �e je�li jej luby zginie, ona r�wnie� uda si� do jaskini i odda si� bazyliszkowi na po�arcie. Nadszed� wreszcie dzie�, przeznaczony na spe�nienie zamiaru. Ledwie jutrzenka zar�owi �a brzeg nieba, m�ny m�odzieniec uda� si� ze zwierciad�em ku wzg�rzu. Droga od rzeczki Wilny wiod�a wci�� ku g�rze, poro�ni�ta krzewami i usypana g�azami. Niebawem poczu� sw�d siarki i zgnilizny, a� oto potkn�� si� o jaki� przedmiot okr�g�y, kt�ry mu spod st�p si� potoczy�. By�a to zbiela�a od s�o�ca i deszcz�w czaszka ludzka. Zrozumia�, i� jest bliskim celu, zdwoi� tedy uwag� i raz jeszcze rozwa�ywszy plan post�powania, �mia�o post�pi� naprz�d, staraj�c si� nie sprawia� ha�asu i ukrywaj�c si� za krzewami i g�azami. W ten spos�b, cho� wolno, ale stale, zbli�a� si� ku jaskini. Sw�d siarki i cia� gnij�cych stawa� si� coraz bardziej niezno�nym, za� w zaro�lach i pomi�dzy kamieniami coraz wi�cej wala�o si� ko�ci nawet z kawa�ami mi�sa. Wtem m�odzian pos�ysza� dziwny d�wi�k, podobny do szumu wody kot�uj�cej. Stan�� i wyjrza� zza g�azu, a to, co ujrza�, by�o tak okropne, �e omal nie krzykn�� i zwierciad�a nie upu�ci�. U ciemnego wej�cia do pieczary le�a� olbrzymi potw�r z g�ow� jak u ropuchy, z paszcz� szerok�, z kt�rej k�y zakrzywione wystawa�y. Brudnozielonawym cielskiem przypomina � potwornej wielko�ci jaszczurk�. Tylna cz�� cia�a le��cego na brzuchu bazyliszka gin�a w mroku jaskini, za� pod wyci�gni�tymi naprz�d potwornymi �apami le�a�o okrwawione i straszliwie poszarpane cia�o m�odej dziewczyny. Tylko g�owa pozosta�a nieuszkodzon�, a twarz z szeroko rozwartymi �renicami zachowa�a wyraz �miertelnej trwogi i przera�enia. Potw�r spa�, grube nabrzmia�e powieki przykrywa�y jego wy�upiaste oczy. Nozdrza rozdyma �y si� i z g�o�nym chrapaniem wyrzuca�y k��by pary i smrodliwego dymu, kt�re zara�a- �y powietrze. Bazyliszek widocznie poczu� obecno�� �ywej istoty, drgn�� bowiem, przeci�gn�� si� i podni�s � powieki, spod kt�rych b�ysn�y straszliwe �lepia. Odwa�ny m�odzieniec czeka� na t� chwil� i nios�c przed sob� zwierciad�o, szybko zza g�azu wyst�pi�. Potw�r przez chwil� pozosta� nieruchomy ze zdumienia, wnet jednak szybkim ruchem wysun�� si� z pieczary i wspar�szy si� na �apach utkwi� wzrok w zwierciadle. W tej�e chwili wyda� ryk straszliwy, wypr�y� si� i uczyniwszy skok w powietrze, ca�ym cielskiem olbrzymim run�� na ziemi�. Z szeroko rozwartej paszczy strumieniem buchn�a czarna, cuchn�ca posoka. Po chwili ju� nie �y�. Zabi� si� w�asnym wzrokiem, kt�ry si� od zwierciad �a odbi�. W tej w�a�nie chwili s�o�ce jasne, jakby ros� porann� obmyte, wyjrza�o zza lasu i rzuci�o miliony blask�w i snopy promieni na niebo i ziemi�. M�odzieniec pochwyci� r�g, zwieszaj�cy si� mu przez rami� na rzemieniu i w czystym powietrzu rannym zabrzmia�a pie�� radosna, pie�� triumfu. Gra� coraz nami�tniej, coraz g�o�niej, a metaliczne d�wi�ki bi�y w niebo i p�yn�y w przestrze�, a� dosi�g�y osady, budz�c u�pionych mieszka�c�w. Wybiegli z chat i zagr�d, rozumiej�c, i� sta�o si� co� niezwyk�ego. Ujrzeli Jagn�, p�dz�c� lotem ptaka ku wzg�rzu, gdzie bazyliszek na swe ofiary czyha�. Rzuci �a s��w kilka i ca�y t�um w �lad za ni� pomkn��. Up�yn�o chwil kilka i ten�e t�um wraca� ku osadzie, nios�c na barkach dzielnego zbawc� w�r�d radosnych okrzyk�w i s�awi�c jego po�wi�cenie, m�stwo i roztropno��. Na wzg�rzu w pobli�u jaskini wzniesiono z kamienia baszt� czworok�tn�, od kt�rej samo wzg�rze nazw� Bakszty otrzyma�o. Narbutt w Pomniejszych pismach historycznych podaje inn� odmian� podania o bazyliszku, wyj�t� ze starego r�kopisu pt. Descriptio historica brevis civitatis vilnensis: �Dziwne, a trudne do uwierzenia opowiadaj� rzeczy o podziemiach pod g�r� Bakszty Subockiej. W jakowem podziemiu jakoby czarownicy, czarownice i djabli subotki swoje zwykli wyprawowa�, od czego i Bakszta Subock� si� nazywa. S� nawet wiadomo�ci, �e w podziemiu takowem Bazyliszki si� by�y zagnie�dzi�y, kt�re zst�puj�cych tam ludzi sp�jrzeniem zabija�y na miejscu. Po odkryciu owej �mierciono�nej otch�ani i nieszcz�liwych do�wiadczeniach, pos�ano razu jednego cz�owieka odwa�nego, a by� to zb�jca, wskazany s�downie na kar� �mierci. Temu na plecach zawieszono zwierciad�o i dano w obie r�ce pochodnie gorej�ce. Id�cy zawsze ty�em zbli�y� si� w ko�cu do miejsca, gdzie by� Bazyliszek, kt�ry sam siebie w zwierciadle oko w oko ujrzawszy, zawy� okropnie i zdech�.� O �WI�TYNI PERKUNASA Gdy Krzy�acy, korzystaj�c z zamieszania, jakie na Litwie po �mierci Mendoga zapanowa �o, po dwakro� zniszczyli �wi�te Romowe1 nad Dubis� i Niewia��, wtedy wielki ksi��� �wintorog przeni�s� Romowe do puszczy nad uj�ciem Wilenki do Wilii. Miejsce to ksi�ciu by�o znane jeszcze z czas�w m�odo�ci, gdy si� bawi� �owami. Jako� stan�a tu skromna i uboga gontyna bez dachu, a w niej przed pos�giem gro�nego Perkunasa, kt�ry z Po��gi przywieziony zosta�, rozniecono wiecznie gorej�cy ogie� �wi�ty, strze�ony od zaga�ni�cia przez ofiarnik�w � wajdelot�w i dziewice �wi�te, wajdelotki. Za �wi�tyni� ksi��� wyznaczy� zgliszcze, czyli miejsce na ca�opalenie zw�ok ksi���cych i sam tu po �mierci by� przez syna Germonda spalony. Przed wej�ciem do �wi�tyni �wintorog wybudowa� niewysok� baszt� okr�g��, z kt�rej kap �ani Kriwe og�aszali ludowi wol� bog�w oraz �ledzili bieg s�o�ca i gwiazd. Litwini poga�scy byli przes�dni, wierzyli we wr�by i nie rozpoczynali �adnego dzie�a bez naradzenia si� z wr�bitami, wr�kami, czarnoksi�nikami i wyroczniami, kt�rych mnogo�� by�a na Litwie i �mudzi. Jedni, zwani Puttones wr�yli z piany wodnej; inni z dymu, z soli, z wosku, z lotu ptak�w, ze zjawisk powietrznych. �wintorog, starzec dziewi��dziesi�ciosze�cioletni, nabo�ny i wierz�cy w gus�a i wieszczby, pragn�� przed rozpocz�ciem budowy �wi�tyni zasi�gn�� rady wieszczki. Wiedzia� ksi��� o Burinime, znakomitej wyroczni, mieszkaj�cej na �mudzi nad dolnym Niemnem. Do tej to Sybilli �mudzkiej �wintorog wys�a� sze�ciu powa�nych starc�w z darami bogatymi, prosz�c, by zechcia�a odkry�, jakie b�d� losy przysz�ej �wi�tyni. M�dra wieszczka, po wykonaniu rozmaitych guse�, obieca�a �wi�tyni trwanie tak d�ugie, jak d�ugo poga�stwo samo trwa� b�dzie. Wyrocznia kaza�a sporz�dzi� i odwie�� ksi�ciu �wintorogowi 122 sztuki ceg�y okr�g�ej, z wyrytymi na nich znakami hieroglificznymi, kt�re mia�y oznacza� dobre i nieszcz�liwe lata. Na ostatniej cegle by� znak krzy�a podw�jnego # . Mia�o to by� przepowiedni�, �e gdy nadejdzie kolej tego znaku, chrze�cijanie obrz�dk�w zachodniego i wschodniego zburz� poga�stwo i �wi�tyni�. Ksi��� kaza� wmurowa� te ceg�y w �cian� baszty od strony po�udnia. Proroctwo wieszczki spe�ni�o si�, albowiem po 122 latach Jagie��o ochrzci� Litw�, zburzy � �wi�tyni� Perkunasa, a na jej fundamentach wzni�s� ko�ci� katedralny. Znak podw�jnego krzy�a wyryty na ostatniej cegle kr�l kaza� umie�ci� na tarczy je�d�ca Pogoni, jako �wiadectwo zwyci�stwa, odniesionego przez chrze�cija�stwo nad poga�stwem. 1 Romowe lub Romnowa to tradycyjne miejsce kultu staro�ytnych Ba�t�w, gdzie przebywa� kap�an kap�an�w (Kriwe-Kriwejte). Lelewel, na kt�rym opiera� si� Zahorski, uwa�a� istnienie Romnowy, r�wnowa�nej Rzymowi (Romahora), za pewnik historyczny. We wsp�czesnej nauce historycznej uznane za legend�, w kr�rej tkwi jednak �d�b�o prawdy (przypis wydawcy). LIZDEJKO Kriwe-Kriwejte, arcykap�an przy �wi�tyni Perkunasa w dolinie �wintoroga utraci� m�od� �on�. Nie pomog�y liczne ofiary, spalone na o�tarzach bog�w, nie uratowa�y chorej zaklinania kap�an�w, ani podawany w napoju popi� z o�tarza wiecznego ognia. W kwiecie wieku zgas�a ma��onka arcykap�ana. Kriwe-Kriwejte popad� w zadum�, stroni� od ludzi, z kt�rymi obcowanie by�o mu przykre i szuka� samotno�ci. W tym celu po nabo�e�stwie w �wi�tyni sam bez towarzysz�w odbywa� dalekie wycieczki, siada� do cz�na i p�yn�� z biegiem Wilii, albo pieszo zapuszcza� si� w lasy okoliczne i nieraz zadumany mil� i wi�cej uszed�. Przyroda koi �a b�l i zabli�nia�a �wie�� ran�. Nie dziw, �e troska osiad�a chmur� na wynios�ym czole wielkiego kap�ana, nie dziw, �e na skroniach i w czarnej wypieszczonej brodzie zjawi�y si� srebrne nitki. Wed�ug prawa arcykap�an nie m�g� poj�� drugiej �ony, a Kriwe-Kriwejte by� jeszcze w sile wieku, serce mia� gor�ce i pragn�� mi�o�ci kobiety i pieszczot dziecka. Musia� si� tych rozkoszy na zawsze wyrzec. Podczas jednej z wycieczek w stron� dzisiejszych Werek, gdy szed� zadumany, us�ysza� w blisko�ci �piew. Nieznacznie zbli�y� si� ku miejscu, sk�d go d�wi�ki dochodzi�y. Na niewielkiej polance w cieniu bujnego krzewu siedzia�o nad strumykiem urocze dziewcz�. M�oda Litwinka opu�ci�a do wody bose drobne stopy, za� bia�e jej r�ce z r�owymi paluszkami zaj�te by�y pleceniem wianka z r� polnych, konwalii i b�awatk�w, kt�re pokrywa�y jej kolana i rozsypane na murawie tworzy�y u st�p dziewczyny barwny kobierzec. Oddana robocie, urozmaica�a j� sobie �piewem. G�os jej niski, piersiowy, by� bardzo d�wi�czny. Od czasu do czasu przerywa�a �piew i si�ga�a do stoj�cej obok kobia�ki, po brzegi malin pe�nej. Arcykap�an d�ugo wpatrywa� si� w to cudne zjawisko, a� wreszcie nie m�g� si� d�u�ej opiera� pokusie, kt�ra go ku dziewcz�ciu poci�ga�a i opu�ciwszy kryj�wk�, zbli�y� si� do nieznajomej. Dziewczyna zrazu strwo�y�a si� nag�ym zjawieniem si� obcego m�czyzny, ale wnet si� uspokoi�a, poznawszy w przyby�ym wielkiego kap�ana, kt�rego wesp� z ca�ym ludem czci�a, a poczytuj�c prawie za p�boga, nieco si� obawia�a, ale i serdecznie �a�owa�a, gdy� wiedzia�a o bolesnej stracie, jak� poni�s�. Tote� powstawszy z miejsca, z�o�y�a mu g��boki, pe�en czci uk�on. Arcykap�an pog�aska� jasne w�osy dziewcz�cia, rozkaza� jej usi��� i sam usiad�szy obok na murawie, j�� rozpytywa�, kim jest, sk�d pochodzi i gdzie s� jej rodzice? Dziewczyna odpowiada�a zrazu nieco strwo�ona, lecz o�mielona dobroci� oraz mi�ym i �agodnym obej�ciem towarzysza, nabra�a odwagi i z dzieci�c� szczero�ci�, nic nie taj�c, opowiedzia �a mu dzieje nied�ugiego swego �ycia. Liczy�a 18 wiosen, by�a sierot�, matki nie pami�ta�a, a ojciec przed kilku laty, bior�c udzia� w �owach ksi���cych, trafi� na rogi tura i przyniesiono go konaj�cego z poszarpan� piersi� i po�amanymi �ebrami. Po pogrzebie ojca zamieszka�a przy starej ciotce, ubogiej wdowie, kt�ra nie opodal mia�a chatk�. W zimie prz�d �y i tka�y, latem zbiera�y mi�d, suszy�y grzyby, hodowa�y kr�wk�, a w ogrodzie mia�y du�o �adnych owoc�w, wisien i jag�d. Ludzie kupowali p��tno i sukno. W dostatki nie op�ywa�y, ale biedy nie zna�y. By�y ze sob� szcz�liwe, bo ciotka, chocia� stara i troch� zdziecinnia�a, kocha�a j� i nie krzywdzi�a. Arcykap�an obdarzy� dziewczyn� drobnym datkiem i kaza� jej przyj�� nazajutrz na to samo miejsce. Odt�d widywali si� cz�sto. Kriwe-Kriwejte przynosi� dziewcz�ciu upominki: wst��- ki barwne, sznury bursztyn�w lub �akocie, ona mu za to �piewa�a rzewne piosnki, albo opowiada �a bajki i podania. Zupe�nie przesta�a si� obawia� i z dzieci�c� pustot� pozwala�a sobie na swawole; g�adzi�a r�ow� d�oni� jedwabist� brod� kap�ana, stroi�a mu g�ow� w kwiaty lub karmi�a go malinami, k�ad�c mu je do ust. Szukali swego towarzystwa i t�sknili do siebie. Sami nie wiedzieli, jak i kiedy wyrzekli s�owa mi�o�ci, a usta ich w poca�unku si� z��czy�y. Arcykap�an odwiedzi� dziewczyn� w dworku ciotki, przez kt�r� z czci� najwy�sz� przyj�ty zosta�. Do chatki zawita� dobrobyt i stara ciotka ju� nie potrzebowa�a ci�ko pracowa� i troszczy� si� o jutro. Kriwe-Kriwejte zwierzy� si� ze sw� tajemnic� jednemu kap�anowi, kt�ry go kocha� jak ojca i got�w by� �ycie za niego odda�. Ten, cho� przera�ony strasznymi nast�pstwami, jakie ten zwi�zek musia� za sob� poci�gn��, gdyby byk odkryty, uleg� pro�bom przyjaciela i zgodzi� si� dopom�c w zawarciu tajnych �lub�w z pi�kn� dziewczyn�. Owocem tego ma��e�stwa by� syn. Dzieci� to uszcz�liwia�o rodzic�w, ale zarazem przyj�cie jego na �wiat czyni�o nader trudnym, prawie niemo�liwym ukrywanie tajemnicy ich zwi�zku. Wykrycie za� tego� grozi�o obojgu straszn� kar�. Arcykap�an zosta�by spalony na stosie, a j� czeka�o zakopanie �ywcem do ziemi. Pr�no �amali g�owy nad wynalezieniem sposobu zachowania dziecka przy matce bez wydania tajemnicy. Wreszcie mi�o�� ojcowska podszepn�a Kriwe-Kriwejcie spos�b wyj�cia z k�opotu. Dowiedzia� si� mianowicie, �e za par� dni wielki ksi��� z orszakiem dworzan zje�d�a na �owy, kt�re maj� si� odby� w miejscowo�ci przez jego �on� zamieszkanej. W dniu wyznaczonym uk�ada dziecin� w bogato przystrojon� w kwiaty, wst�gi, z�ote chwasty i �wiecide�ka kolebk� i t� umieszcza w orlim gnie�dzie na d�bie, w miejscu, kt�rego wielki ksi��� nie m�g� omin��, poniewa� by�o tu siedlisko tur�w i �ubr�w. Te Kriwe-Kriwejte daleko w puszcz� sp�oszy�. Nied�ugo potem zagrzmia�y w borze rogi i tr�by, rozleg�y si� nawo�ywania my�liwych oraz szczekanie ps�w i dzielny kunigas z jedn� r�k� pe�n� grot�w i pot�nym oszczepem w drugiej po�piesza na czele orszaku, gwa�townie rozchylaj�c ga��zie. Ale nagle staje zdumiony. Zamiast bowiem ryku tur�w s�yszy nad sob� kwilenie dziecka. Rozgl�daj�c si� spostrzega po�r�d ga��zi na d�bie co� b�yszcz�cego. Na rozkaz ksi�cia �owcy w�a�� na drzewo i ostro�- nie sk�adaj� u st�p ksi���cych kolebk� z dzieci�ciem, kt�re, gdy si� ku niemu ksi��� sk�oni�, przesta�o p�aka� i u�miech ku niemu jego drobn� i pi�kn� twarzyczk� rozja�ni�. Kunigas i dw�r jego stali zdumieni, rozumiej�c, �e to cudowne zjawisko jest przez bog�w zes�ane. Pos�ano po arcykap�ana, kt�ry, jakby o niczym nie wiedz�c, po�pieszy� na wezwanie i zapytany przez ksi�cia, jak by to cudowne znalezienie dziecka wyt�umaczy�, nie od razu da� odpowied�. Chc�c ukry� wzruszenie, jakie go opanowa�o na my�l, i� ta chwila stanowi o jego w�asnym i drogich mu istot �yciu, rozpocz�� d�ug� z bogami rozmow�. Wr�y� z wiatru, ze szmeru drzew, oraz z popio�u, kt�ry ze sob� z o�tarza �wi�tyni przyni�s �. Ksi��� wraz z dworem w skupieniu i z uszanowaniem przygl�da� si� tajemniczym gu- s�om wielkiego kap�ana. Wreszcie Kriwe-Kriwejte z uroczyst� powag� na twarzy wyj�� dziecin� z kolebki i podaj�c j� wielkiemu ksi�ciu rzek�: � Ksi���! Bogowie now� ci� �ask� obdarzaj�. Przez ciebie Litwa uszcz�liwion� zostanie. To dzieci� zsy�aj� ci wcze�nie bogowie na mego nast�pc�, gdy ten �wiat opuszcz�. Wychowaj je troskliwie, a stanie si� twoim i Litwy u bog�w po�rednikiem! Uradowany ksi��� uprasza� arcykap�ana, by wzi�� niemowl� do siebie i jego wychowaniem si� zaj��, ten jednak znowu d�ug� mia� rozmow� z bogami, kt�rzy zamiar ksi�cia pochwalili. Wtedy dopiero Kriwe-Kriwejte zabra� znalezione dzieci� do swego pa�acu, dok�d wezwa� r�wnie� sw� �on�, jako piastunk� dziecka. Ksi��� na pami�tk� cudownego znalezienia dziecka w gnie�dzie, kt�re po litewsku zowie si� lizda, nada� mu imi� Lizdejko, za� sam� miejscowo�� nazwa� Werki, od s�owa werkt�, co znaczy �p�aka�. Bogowie spe�nili obietnic�, albowiem Lizdejko po �mierci ojca zosta� arcykap�anem, po�lubi � siostr� wielkiego ksi�cia Witenesa i szeroko po �wiecie imi� Litwy i w�asne rozs�awi�. On to w�a�nie wyt�umaczy� Giedyminowi znaczenie snu o �elaznym wilku, co da�o pow�d do za�o�enia Wilna. PODANIE O �ELAZNYM WILKU Na miejscu dzisiejszego Wilna, u st�p wzg�rz, gdzie Wilenka wlewa swe wody do Wilii, w XIII wieku znajdowa�y si� nieprzebyte lasy. W�r�d tej puszczy d�bowej wielki ksi��� �wintorog wzni�s� �wi�tyni� Perkunasa, roznieci� ogie� �wi�ty, ustanowi� tu arcykap�ana Kriwe- Kriwejte, kap�an�w Kriwe i wajdelot�w, czyli ofiarnik�w ni�szego rz�du. Odt�d miejscowo�� ta otrzyma�a nazw� doliny �wintoroga. Doko�a szumia� b�r odwieczny, pe�ny r�nego rodzaju zwierza. Pot�ny tur � kr�l puszczy litewskiej, budzi� rykiem stuletnie olbrzymy, nocami szczeka�y i wy�y wilki, drapie�ny ry� ukryty w g�stwinie drzew czatowa� na zdobycz, a liczne r�norodne ptactwo nape�nia�o powietrze pieniem i �wiegotem. Nie dziw, �e puszcza ta cz�sto �ci�ga�a my�liwych, a echo roznosi�o d�wi�ki rog�w. Do zapalonych �owc�w nale�a� wielki ksi��� Giedymin, przebywaj�cy w swej nowej stolicy Trokach, gdzie na wyspie po�rodku jeziora Ga�we wzni�s� zamek warowny. Giedymin z orszakiem towarzysz�w swych wypraw wojennych i dworzan cz�sto oddawa� si� ulubionej rozrywce. Pewnego razu, a by�o to oko�o roku 1322, ksi��� goni�c olbrzymiego tura, zapu�ci� si� a� na wzg�rza, otaczaj�ce uj�cie Wilenki do Wilii i tu na jednej z g�r dopad� zwierza i zabi� go z kuszy. Ogromny tur, ugodzony w serce, pad� nie�ywy, a ksi���, opar�szy stop� na jego pot�nej g�owie, zad�� w r�g w z�oto oprawny. S�o�ce ju� dawno zasz�o i ksi�yc srebrnolicy wyp�yn�� na niebo, srebrz�c wierzcho�ki lip i d�b�w i migoc�c w nurtach Wilii. Tylko ze �wi�tyni, znajduj �cej si� u st�p wzg�rza bi� blask czerwony ognia �wi�tego, a sm�tny �piew wajdelot�w rozlega� si� w ciszy nocnej. Znu�eni ca�odziennym uganianiem si� za zwierzem uczestnicy �ow�w, pokrzepiwszy si�y skromn� wieczerz� i miodem, uk�adali si� na spoczynek, wybrawszy na nocleg zgliszcze �wintoroga, pomi�dzy �wi�tyni� a Wili�. Giedymin d�ugo nie m�g� zasn��, wreszcie znu�enie przemog�o i sen sklei� mu powieki. I oto przy�niko mu si�, i� na szczycie g�ry, na kt�rej zabi� tura, ukaza� si� wilk ogromny, ca�y �elazn� zbroj� okryty. Wilk podni�s�szy g�ow� na ksi�yc, zawy�, a wycie jego by�o tak dono�ne, i� zdawa�o si�, �e to nie on wyje, lecz sto innych wilk�w w nim zawartych. Gdy wschodz�ce s�o�ce jasnymi promieniami zala�o g�ry, rzek� i przedar�o si� przez listowie drzew, obudzi� si� Giedymin i przypomniawszy sobie dziwny sen, opowiedzia� go swym towarzyszom. Jak wszyscy poganie, ksi��� by� zabobonny i przypisywa� snom znaczenie wieszcze, wierz�c, �e zsy�aj� je bogowie, jako rad� lub ostrze�enie. Nikt jednak z dworzan nie m�g� odgadn��, co by takowy sen oznacza�. Wtedy kto� poradzi�, by wezwa� arcykap �ana, s�yn�cego z m�dro�ci Lizdejk�. Kriwe-Kriwejte stan�wszy przed wielkim ksi�ciem i wys�uchawszy jego opowiadania, zamy�li� si�. Otaczaj�cy go ko�em rycerze, wpatrzeni w oblicze kap�ana, z niecierpliwo�ci� oczekiwali wyt�umaczenia snu. Wreszcie Lizdejko wspar�szy jedn� r�k� na lasce, kt�ra by�a oznak� jego godno�ci, a drug� podni�s�szy do g�ry rzek�: � Mi�o�ciwy ksi���! Bogowie to zes�ali ci ten sen i przez niego wyra�aj� sw� wol�, kt�rej gdy b�dziesz pos�uszny, czeka ci� pot�ga i s�awa. Wilk �elazny znaczy, �e na miejscu tym stanie zamek mocny i miasto � stolica pa�stwa, a stu wilk�w w nim wyj�cych oznacza mieszka�c�w, kt�rzy s�aw� twoj� i tego grodu szeroko po �wiecie rozg�osz�. Masz wi�c by� pos �usznym woli bog�w, wznie�� tu zamek warowny i za�o�y� miasto. Giedymin przyj�� z rado�ci� to t�umaczenie i niezw�ocznie na g�rze, kt�r� nazwa� �turz��, zacz�� budowa� zamek, opasany murem z dwiema wie�ami sze�ciobocznymi. U st�p za� g�ry, pomi�dzy ni� a �wi�tyni� stan�� drugi zamek drewniany, czyli krzywy, z basztami, palisadami i blankami. Doko�a zacz�to wznosi� domostwa. W ten spos�b powsta� gr�d, kt�ry od rzeki Wilii nazw� Wilna otrzyma�, a do kt�rego Giedymin przeni�s� swoj� stolic� z Trok. Lizdejce za wyt�umaczenie snu wieszczego wielki ksi��� rozkaza� zwa� si� Radziwi��em. WAJDELOTKA Pi�kna Usparime, licz�ca szesnast� wiosn� �ycia, straci�a matk� i ojca, kt�ry zosta� rozszarpany przez wilki, a �e nie mia�a krewnych, kt�rzy by si� ni� zaopiekowali, postanowi�a zosta� wajdelotk�, to jest �wi�t� dziewic� i w �wi�tyni strzec ogie� wieczny od zaga�ni�cia. Jako� kap�ani dokonali obrz�du po�wi�cenia. Usparime ubrana w bia�e szaty, z wie�cem kwiat�w na g�owie, �lubowa�a czysto��. Up�yn�o par� lat. M�oda wajdelotka wyr�nia�a si� spomi�dzy towarzyszek cnotliwo�ci�, skromno�ci� i gorliwym pe�nieniem obowi�zk�w, tote� kap�ani nie szcz�dzili jej pochwa�, a nawet sam Kriwe�Kriwejte stawia� j� za wz�r innym ofiarnicom. A jednak jaki� niewyt�umaczony smutek, jaka� t�sknota za czym� nieznanym m�ci�y spok�j jej duszy. Nieraz, siedz�c przed o�tarzem, wpatrzona w p�omie� ognia �wi�tego, dawa�a si� unosi� marzeniom w inny nieznany �wiat. Czasem, gdy zza mur�w �wi�tyni dolatywa�y j� weso�e pie�ni m�odzie�c�w i dziewic, ostry b�l �ciska� jej serce, a �zy do oczu nap�ywa�y. Raz w wiosenn� i jasn� noc ksi�ycow� Usparime, uko�czywszy s�u�b� przy o�tarzu, odpoczywa �a na kamieniu w gaju �wi�tym, otaczaj�cym �wi�tyni�. Dooko�a panowa�a niczym nie zam�cona cisza, nie drgn�� �aden listek na drzewach, nawet Wilia zdawa�a si� u�piona i, jakby drzemi�c, leniwie wody toczy�a; ksi�yc w pe�ni, wyp�yn�wszy wysoko na niebo, zalewa� wszystko doko�a �agodnym, sm�tnym �wiat�em. Gdzie� niedaleko rozlega�y si� trele s�owika, �piewaj�cego swej lubej pie�� mi�o�n�. Usparime siedzia�a obejmuj�c kolana splecionymi d�o�mi i wpatrzona w ksi�yc � marzy�a. Czu�a, �e �ycie, jakie dot�d p�dzi�a, ju� jej nie wystarcza, wiedzia�a, �e istnieje �ycie inne, �ycie pe�ne szcz�cia i kochania... I zapragn�a kocha� i by� kochan�. I oto, gdy tak siedzia�a nieruchoma, pogr��ona w marzeniach s�odkich, nagle pos�ysza �a �piew. Silny i pi�kny g�os m�ski �piewa� pie�� nami�tn� o szcz�ciu, jakie daje mi�o��. Powsta�a z siedzenia wajdelotka i pragn�c cho� z daleka spojrze� na �piewaka, zacz�a z bij�cym sercem skrada� si� mi�dzy drzewami gaju �wi�tego, a� nagle znieruchomia�a dr��- ca i przera�ona. O par� krok�w przed ni�, oparty plecami o pie� pot�nego d�bu, w �wietle ksi�yca, sta� m�ody rycerz w �wiec�cej zbroi. By� to urodziwy m�odzieniec, o dziwnie pi�knej twarzy i wyrazistych oczach. D�ugie jasne w�osy sp�ywa�y mu na ramiona. Ujrzawszy przed sob� tak niespodziewanie urocz� wajdelotk�, rycerz w pierwszej chwili wzi�� j� za b�stwo, ale ca�a jej postawa, dr�enie, rumieniec wykwit�y na policzkach, niebawem przekona�y go, �e widzi istot� ludzk�. Oczarowany jej pi�kno�ci�, uj�� d�o� dziewczyny i w gor�cych s�owach wyra�a� sw�j zachwyt. Usparime by�a bliska omdlenia ze wzruszenia, ale opami�ta�a si� i, wyrwawszy d�o� z r�ki m�odziana, uciek�a. Przera�ona tym, co si� sta�o, reszt� nocy sp�dzi�a na modlitwie, b�agaj�c bog�w o przebaczenie za grzech pope�niony. A jednak, gdy nadesz�a noc, gdy ksi�yc rzuci� na ziemi� swe promienie i gdy znowu da�y si� s�ysze� s�owa pie�ni, wajdelotka, parta jak�� nieprzezwyci�on� si��, znowu znalaz�a si� pod d�bem. Tam ju� czeka� na ni� rycerz. Tym razem by� on �mielszy i ujrzawszy dziewczyn�, porwa� j� w obj�cia i usta ich spotka�y si� w d�ugim, nami�tnym poca�unku. Odt�d widywali si� co noc, a� sta�o si� to, co si� sta� musia�o... wajdelotka z�ama�a �lub czysto�ci. Mi�o�� ow�adn�a ni� ca�kowicie, tak, �e zapomnia�a o ca�ym �wiecie i zacz�a zaniedbywa� swe obowi�zki. Omal nie sta�o si� straszne nieszcz�cie... ogie� �le strze�ony ju� zagasa�, szcz�ciem nast�pi�a zmiana i inna wajdelotka, dorzuciwszy drew, roznieci�a go na nowo. Zmiana usposobienia Usparime i jej dziwne zachowanie zwr�ci�y uwag� towarzyszek i kap �an�w. Pocz�to j� �ledzi� i wkr�tce jej schadzki z rycerzem przesta�y by� tajemnic�. Zbrodnia by�a straszn� i dla przeb�agania bog�w winowajczyni powinna by�a ponie�� surow � kar�. S�d, z�o�ony z kap�an�w, skaza� Usparime na okrutn� �mier�. W oznaczony dzie� na brzegu Wilii zgromadzili si� kap�ani, ofiarnicy i przera�one dziewice �wi�te. Wywleczono z lochu, gdzie by�a zamkni�ta, nieszcz�liw� dziewczyn� i na wozie, zaprz�onym w dwie czarne krowy, przywieziono na miejsce ka�ni. Na dany znak zdarto z niej oznaki �wi�tej dziewicy � bia�e szaty i wianek, po czym skr�powano jej r�ce. Kap�ani i ofiarnicy �piewali grobowymi g�osami pie�ni, b�agaj�c rozgniewanych bog�w, aby za win� jednej nie karali wiernych. Niekt�re wajdelotki zakrywszy twarze d�o�mi rzewnie p�aka�y, gdy� lubi�y cich� i dobr� towarzyszk�, a mo�e niejedna w g��bi serca rozumia�a j� i wsp�czu�a. Miano ju� przyst�pi� do wykonania wyroku, kt�ry skazywa� Usparime na utopienie w rzece w worku razem z psem, kotem i �mij� jadowit�, gdy nagle, nie wiadomo sk�d, ukaza� si� m�ody rycerz z twarz� gro�n� i z pa�aj�cymi oczyma. Mia� na sobie zbroj� l�ni�c�, a w r�ku trzyma� miecz wzniesiony. W ca�ej jego postaci by�o co� tak nadprzyrodzonego, taka bi�a od niego groza, �e przera�enie ogarn�o zebranych. Jedni, widz�c w nim jakiego� boga, padli na twarz, inni ratowali si� ucieczk�. Rycerz przeci�� wi�zy, kr�puj�ce wajdelotk� i gro��c mieczem rozkaza� kap�anowi, by mu niezw�ocznie da� �lub z ukochan�, po czym tul�c w obj�ciach tylko co po�lubion� �on�, rzuci � si� z brzegu do Wilii i znik� w jej nurtach. Na wodzie w tym miejscu powsta� dot�d istniej�cy wir. Odt�d niekiedy, gdy ksi�yc w pe�ni wznosi si� wysoko na niebo, z rzeki wyp�ywa pi�kna Usparime, siada na brzegu i, karmi�c niemowl�, cichym g�osem nuci piosenk� o swej przygodzie. Czasem w towarzystwie rycerza ukazuje si� rybakom i wtedy s�ycha� przy nich warczenie psa, miauczenie kota i syk �mii. S�OWIK I RӯA Gdy wielki ksi��� Giedymin mia� w dolinie �wintoroga sen wieszczy o �elaznym wilku, za�o�y� wtedy miasto Wilno, a na g�rze wynios�ej zamek warowny zbudowa�. Opodal na Antokolu nad Wili� wyznaczy� miejsce na ogrody wielkoksi���ce, nad kt�rymi doz�r powierzy� staremu s�udze i towarzyszowi wypraw wojennych. Ten, do wojaczki z powodu odniesionych ran ju� niezdolny Litwin, ponury i nietowarzyski, dwie tylko na �wiecie mi�owa� istoty, mianowicie: kunigasa Giedymina i c�rk� jedynaczk�, imieniem Skajstoy, kt�ra mu po zmar�ej przed laty �onie pozosta�a, a kt�r� sam grubymi r�kami wypiastowa�. Tote� kocha� j� jak umia� i strzeg� swego skarbu � jedynego, jaki posiada�. Czas up�ywa�, ma�a ros�a i z dzikiej, �niadej dzieweczki nieznacznie przekszta�ci�a si� w urodziw� wysmuk�� dziewic�, o ciemnych bujnych w�osach, o rzucaj�cych snopy b�ysk�w oczach, o bia�ym, g�adkim czole i policzkach okraszonych delikatnym, jak listek r�y, rumie�cem. Gdy drobne usteczka rozchyli�y si� w u�miechu i b�ysn�� z nich rz�d bia�ych r�wnych pere�, zdawa�o si�, �e s�o�ce wyjrza�o zza chmury i wszystko woko�o �wiat�o�ci� obla�o. Kwiat tak pi�kny nied�ugo pozostawa� w ukryciu. Nieraz, gdy Skajstoy w czwartki2 wieczorem d��y�a do �wi�tyni wszystkich bog�w na Antokolu, by si� pomodli� i zapali� �wiec� woskow�, przechodnie, wymin�wszy dziewczyn�, odwracali g�owy, aby jeszcze raz na ni� okiem rzuci�. A gdy w czwartek przed �wi�tyni� Perkunasa s�ucha�a z na wp� rozwartymi ustami s�dziwego Kriwe-Kriwejte, og�aszaj�cego ludowi wol� bog�w, ch�opcy t�umnie otaczali urodziwe dziewcz�, pas�c oczy niezwyk�� jej pi�kno�ci�, i niejeden m�ody ofiarnikwajdelota opuszcza� powieki przed blaskiem z jej �renic bij�cym, �ywy rumieniec zabarwia� mu czo�o i policzki, a westchnienie pier� podnosi�o. Sam kunigas dziwi� si� tak niepospolitej pi�kno�ci i, klepi�c starego s�ug� po ramieniu, mawia� �artobliwie: � Gdybym to ja by� o 30 lat m�odszym! Stary dozorca ogrod�w rozumia�, i� zbli�a si� czas, kiedy mu c�rk� zabior� i wypatrywa� sobie zi�cia po my�li. Na dworze Giedymina by� m�ody Litwin Dajnas, kt�ry soko�y i jastrz�bie ksi���ce mia� w swojej opiece. Niepodobny z usposobienia do swych rubasznych towarzysz�w, nie lubi� ich rozwi�z�ych hulanek i zabaw, lecz szuka� samotno�ci. Udawa� si� zwykle nad brzegi Wilii i tu usiad�szy pod roz�o�ystym drzewem i wodz�c zadumanymi oczami po malowniczych widokach, jakie si� przed nim roztacza�y, �piewa�. A g�os mia� przedziwny, jakby nieziemski i bez wzruszenia nie mo�na go by�o s�ucha�, tak do duszy przenika�. Nieraz, gdy tak �piewa�, zbiera �a si� za nim gromadka ludzi, kt�rzy s�uchali w milczeniu, obawiaj�c si� poruszeniem przerwa� pie��. Pie�� p�yn�a i tony jej przenika�y do serc, a tyle w niej by�o t�sknoty, tyle b�lu 2 Czwartek by� u litewskich pogan dniem �woi�tecznym, jak u chrze�cijan niedziela (przypis autora). serdecznego i �alu, �e dziewcz�ta na g�os szlocha� poczyna�y, ch�opcy ci�kie wydawali westchnienia, a starcy g�owy na piersi spuszczali i spracowan� d�oni� �z� z powiek ocierali... Lubiono powszechnie Dajnasa, poniewa� by� �agodny, nikomu nie ubli�y�, nikogo nie skrzywdzi �, a ka�demu ch�tnie pos�u�y�. Zdarzy�o si�, �e �piew Dajnasa pos�ysza� stary ogrodnik i �piew ten dziwne w duszy jego uczucia rozbudzi�. Jeden za drugim, pod wp�ywem czaruj�cych ton�w, wy�ania�y si� z pami�ci obrazy minionych lat: pieszczoty matki, gdy by� niemowl�ciem, lament p�aczek i �a�obne pienia kap�an�w, gdy zw�oki ojca jego, poleg�ego w boju, na stosie palono i mi�osne, dr��ce s�owa �ony, gdy przed skonaniem szyj� jego stygn�cym ramieniem obj�a i dziecin� opiece jego oddawa�a... Stary nie czu�, jak �zy, niczym krople deszczu sp�ywa�y mu po policzkach, a pier� �kanie rozsadza�o, a� rykn�� p�aczem, tak, i� �piewak pie�� przerwa� i z miejsca strwo�ony si� porwa�... Stary polubi� Dajnasa, zaprasza� do swego dworku, a gdy bli�ej jego pi�kn� i czyst� dusz� pozna�, przeznaczy� go sobie na zi�cia. Uroda i wdzi�k Skajstoy ol�ni�y m�odzie�ca. Mi- �o�� gor�ca, mi�o��, o jakiej dot�d poj�cia nie mia�, ow�adn�a ca�� jego istot� i zapali�a w sercu p�omie�, kt�ry go trawi� i po�era�. Ale dziewczyna pozostawa�a oboj�tna. Nie obudzi�o si� jeszcze w niej serce. Ch�tnie piosnek Dajnasa s�ucha�a, ale nigdy �ywszy rumieniec nie okrasi� jej jag�d, gdy go po d�u�szym niewidzeniu spotka�a, nie dostrzega�a p�omienia w jego oczach, nie odczuwa�a w jego pie�ni mi�o�ci, nie s�ysza�a dr�enia jego g�osu i nie widzia�a coraz wi�kszego smutku i blado�ci na twarzy �piewaka. Nie czu�a jeszcze potrzeby kochania; by�a dzieckiem. Czasem nudzi� j� i wtedy ucieka�a do lasu. Stary martwi� si� i pr�bowa� zwr�ci� uwag� jedynaczki na mi�o��, jak� do niej m�ody �piewak pa�a�, ale mu to jako� nie sz�o. Wreszcie Dajnas straci� wszelk� nadziej�, zapad� w smutek bezdenny i zacz�� opuszcza� si� w s�u�bie, za co si� nieraz z pi�ci� ksi�cia zapozna�. Jednego wieczora, gdy Skajstoy by�a dla� bardziej ni� zawsze oboj�tna, Dajnas, pomodliwszy si� do bogini mi�o�ci Mildy, usiad� na stromym, brzegu Wilii i zacz�� �piewa�. Z piersi jego p�yn�y d�wi�ki tak niezwyk�e, �e wiatr zatrzyma� si� w locie, drzewa przesta�y szepta�, fale rzeki stan�y nieruchome, a ptaki w lesie i koniki polne w trawie zamilk�y zas�uchane. P�yn�y w przestrze� tony mi�o�ci beznadziejnej, tony �alu i krzywdy, a� nagle urwa�y si� i �piewak z okrzykiem rozpaczy rzuci� si� w nurty Wilii i ju� si� wi�cej nie pokaza�. Tej samej nocy na ga��zce lipy przed oknem Skajstoy usiad� ma�y szary ptaszek � s�owik i zacz�� �piewa�. To bogini Milda zamieni�a Dajnasa w ptaszka, kt�rego trele zbudzi�y ze snu dziewczyn�. Podnios�a si� z po�cieli, otworzy�a okno i ca�a fala d�wi�k�w cudownych wtargn� �a do izby. Dziwne, nieznane dot�d uczucie nape�ni�o pier� dziewicz�. Ca�a dr��ca, tul�c r�bek bielizny do �ona, sta�a w �agodnym blasku ksi�yca, zas�uchana w �piewie i w ma�ego ptaszka wpatrzona. A� pie�� jego przenik�a do jej serca. Zrozumia�a co to mi�o��, zrozumia- �a, �e kocha Dajnasa. Zbudzi�a ojca i, tul�c si� do jego piersi szerokiej, wyzna�a, co si� w jej sercu dzieje. Ucieszony stary niebawem pos�a� do zamku pacho�ka, by m�odego �piewaka przywo�a�. Pr�no go jednak szukano w zamku, w �wi�tyni, w innych miejscach. Nigdzie Dajnasa nie znaleziono. Tylko stary rybak nad ranem opowiedzia�, i� s�ysz�c �piew nad Wili�, podp�yn�� na �odzi, ale �piewak umilk� i rzuci� si� w g��bin� rzeki. Odt�d Skajstoy przesta�a si� u�miecha�, usta jej poblad�y, z policzk�w znik� rumieniec, a zamglone �zami oczy ju� snop�w blask�w nie rzuca�y. Smutna s�ania�a si� jak cie� i �y�a oczekiwaniem nocy. Z jej nadej�ciem otwiera�a okienko swej izdebki. Na ga��zce ju� siedzia� szary ptaszek, kt�ry wnet rozpoczyna� sw� pie�� i do rana �piewa� dla swej ukochanej pie�� mi�osn�. Skajstoy s�ucha�a sk�pana w �wietle ksi�yca, zalana �zami i wyci�ga�a ku �piewakowi bia�e ramiona.. Pewnego ranka stary ogrodnik nie znalaz� c�rki w jej izbie. Okno by�o otwarte, a przed nim pod lip� wyr�s� w nocy krzak stulistnej r�y, ale kwiatu na nim nie by�o. To bogini Milda ulitowa�a si� nad biedn� dziewczyn� i zamieni�a j� w krzak r�y, ale za kar� kaza�a mu zakwita� wtedy dopiero, gdy s�owik �piewa� przestaje. Ogrodnik opowiedzia� ksi�ciu o ty m co zasz�o i wkr�tce umar�. Giedymin na miejscu domku ogrodnika zbudowa� �wi�tyni� bogini mi�o�ci Mildy i gaj jej po�wi�ci�. Dzi� tu stoi ko�ci� ��. Piotra i Paw�a. POGRZEB KIEJSTUTA Bohaterski Kiejstut z synem Witoldem zdradziecko przez Jagie��� uwi�ziony, w lochu zamku krewskiego osadzony zosta�. Wie�� o tym lotem b�yskawicy przelecia�a po ca�ej Litwie i �mudzi budz�c w sercach bolesne uczucia. Kt� bowiem nie czci� i nie kocha� pana na Trokach, rycerskiego i szlachetnego starca? Ale przera�enie, gniew i oburzenie dosi�g�y szczytu, gdy w pi�� dni potem, jak piorun z nieba, spad�a straszna wiadomo��, �e Kiejstut z rozkazu Jagie��y przez pacho�k�w jego i knechta krzy�ackiego w podziemiu krewskim zosta� uduszony. Przel�k� si� Jagie��o swego czynu sromotnego, zadr�a� na tronie wielkoksi���cym przed gniewem ludu i postanowi� oczy�ci� si� z zarzutu morderstwa stryja przez urz�dzenie mu wspania�ego pogrzebu. Zw�oki Kiejstuta na wspania�ych noszach nie�li z Krewa do Wilna kolejno si� zmieniaj�- cy niewolnicy, poprzedzani przez sto p�aczek � raudietojas, kt�re g�o�no zawodz�c, �piewa�y raudy i obficie la�y �zy do szklanych �zawnic. Przed nimi szli muzykanci i tr�bacze, og�aszaj �cy lasy brz�kiem mosi�nych talerzy, oraz rykiem tr�b i rog�w. Stu zbrojnych w dzidy, topory i �uki �o�nierzy otacza�o nosze ze zw�okami, a za nimi kroczy� wierny s�uga kunigasa, kt�ry postanowi� umrze� na stosie przy swoim panu; prowadzono konia Kiejstutowego, jego psy, niesiono soko�y i jastrz�bie, a w skrzyniach: mitr�, odzie�, or�, pasy z�ociste i klejnoty. Na czele orszaku na r�czych koniach jecha�o dwudziestu m�odzian�w. Ci wywijali mieczami i wyrzucali je w powietrze, odganiaj�c z�e duchy i gro�nie krzycz�c: �Uciekajcie od cia�a tego wy diabli!� (Ginkiet, bikiet Pikole!). Po drodze g�o�ny lament p�aczek, d�wi�k tr�b i okrzyki m�czyzn wywabia�y z chat ludno��, kt�ra t�umnie z �a�obnym pochodem si� ��czy�a, tote� gdy orszak ku Wilnu si� zbli�a�, ju� liczy� tysi�ce g��w. Przed miastem w otoczeniu bojar�w i rycerzy, przybrany w szaty �a�obne, czeka� wielki ksi��� Jagie��o. Ujrzawszy orszak, zsiad� z konia i z udan� na obliczu bole�ci� ku noszom si� zbli�y�, a gdy je na ziemi postawiono, z nieszczerym, bo zbyt g�o�nym p�aczem przypad� do zimnych zw�ok stryja. Znowu wzi�to nosze na barki i do zamku niesiono. Tam ju� czeka�a ogrzana �a�nia, w kt�rej niebawem cia�o nieboszczyka obmyto, namaszczono i ubrano w bia�� koszul�, l�ni�c� zbroj�, pas z�ocisty, kamieniami wysadzany, p�aszcz szkar�atny, bogato z�otem szyty, oraz czapk� ksi���c�. Przy boku zawieszono miecz, kt�ry w bezw�adnej dzi� d�oni Kiejstuta, niedawno jeszcze dla wrog�w Litwy by� straszny. Szyj� zmar�ego owini�to p��ciennym r�cznikiem, z zaszytymi w nim monetami, aby ksi��� mia� czym wej�cie na tamten �wiat okupi�. Tak ubranego wniesiono do najwi�kszej w zamku dolnym izby i usadzono w krze�le. Pomimo gwa�townej �mierci twarz rycerskiego starca zachowa�a zwyk�y wyraz szlachetnej dumy i powagi, kt�r� podnosi�a sp�ywaj�ca na piersi bia�a broda i siwe, �ci�gni�te nad zamkni�tymi powiekami brwi. Obok postawiono beczki z miodem i piwem i szeroko podwoje zamko- we otwarto, aby ka�dy, bez r�nicy stanu i p�ci m�g� kunigasa po�egna�. Przez pi�� dni p�yn� �y do zamku ksi���cego fale ludu i trwa�o po�egnanie. Pierwszy �egna� stryja Jagie��o, przepijaj �c do zmar�ego i z p�aczem go pytaj�c: � Pij� do ciebie, drogi stryju, dlaczego� umar�? Na to wszyscy obecni powtarzali: � Dlaczego� umar�? � Nie mia��e� co je�� i pi�? � Nie mia��e� pa�stwa, zamk�w i s�ug? � Nie mia��e� bogactw, odzienia i klejnot�w? � Nie mia��e� �ony ukochanej, nie mia��e� dzieci? O, ksi���, dlaczego� umar�? Przyprowadzono z wi�zienia syna zmar�ego, Witolda. Ten nie zawodzi�, twarz mia� skamienia ��, usta zaci�ni�te z b�lu i ani jednej �zy w oku. Zbli�y� si� do cia�a ojca i uj�wszy jego zimn� d�o�, d�ugo si� w kochane oblicze wpatrywa�, �lubuj�c w sercu zemst�. Potem nie spojrzawszy nawet na strapionego Jagie���, z dumnie podniesionym czo�em izb� opu�ci� i do wi�zienia powr�ci�, by tam czeka� na pogrzeb ojca. Tymczasem w dolinie �wintoroga pomi�dzy �wi�tyni� Perkuna i Wili� na zgliszczu czyniono przygotowania do pogrzebu. Liczni pacho�kowie zwozili z gaju �ukiskiego olbrzymie k�ody d�bowe i sosnowe i pod dozorem starszych uk�adali stos wysoki, przek�adaj�c drzewo suchym mchem i s�om� oraz stroj�c w wie�ce z li�ci d�bowych. Na czterech rogach ustawiono beczki z �ywic� i t�uszczem, za� na osobnym wzniesieniu umieszczono urn� ozdobn�, do kt�rej miano z�o�y� popio�y, pozosta�e po spaleniu cia�a. Na sz�sty dzie�, wobec niezliczonych t�um�w ludu, kt�ry zaj�� ca�� dolin� �wintoroga, g�ry, a nawet parkany i wa�y zamkowe � wyniesiono na krze�le zw�oki Kiejstuta i umieszczono je na szczycie stosu na wzorzystym kobiercu. Ksi��� jakoby z wysokiego tronu zdawa � si� b�ogos�awi� i �egna� lud u st�p jego zgromadzony, kt�ry w�asn� piersi� nieraz przed wrogiem zas�ania�, te g�ry, lasy i rzeki, s�owem t� Litw� tak umi�owan�, kt�r� na wieki opuszcza� w chwili, gdy by� dla niej tak potrzebny. Za ksi�ciem wst�pi� na stos i stan�� przy krze�le wierny stary s�uga, kt�ry przez ca�e �ycie dzieli� z panem dobre i z�e losy i teraz nawet nie chcia� si� z nim roz��czy�, pragn�c s�u�y� mu po �mierci tak, jak za �ycia s�u�y�. Z wielkim trudem wprowadzono rumaka ksi���cego, co go w bojach nosi� i w niejednej potrzebie od �mierci ratowa�. Ko�, jakby rozumiej�c, jak straszna �mier� go czeka, rwa� si� z r�k stajennych, chrapa� i stawa� d�ba; wreszcie pogodzi� si� z losem i da� si� na stos wprowadzi�. Tu go skr�powano powrozami i powalono. Biedne zwierz� le�a�o nieruchome, z wyci�gni�t� szyj�, z rozrzucon� bujn� bia�� grzyw� i tylko z wyrzutem wodzi�o oczami po zebranych t�umach. Rozmieszczono na stosie powi�zane psy my�liwskie, soko�y, i jastrz�bie, kt�re ksi�ciu podczas �ow�w s�u�y�y, a kt�re i w krainie wiecznej szcz�liwo�ci mia�y mu rozrywki dostarcza�. U st�p zmar�ego roz�o�ono potrzebne w przysz�ym �yciu przedmioty. A by�a tego mnogo�� wielka, wi�c: bro�, l�ni�ca w s�o�cu bogatymi ozdobami, naczynia kosztowne, szaty i pasy z�ociste, chleb i napoje, wreszcie sakwa z pieni�dzmi. Czeka�a ksi�cia d�uga podr� i wszystkie te rzeczy mog�y si� przyda�. Na has�o dane przez tr�baczy, na oczyszczone i ubite pole, na kt�rym roz�o�ono w pewnych odst�pach upominki od nieboszczyka, wyjecha�o na r�czych koniach dziesi�ciu m�odych Litwin�w. Rozpocz�y si� gonitwy, kt�rym t�umy z ciekawo�ci� si� przygl�da�y. Je�d�cy ustawieni w szeregu na dany znak zrywali si� z miejsca w cwa� i w szalonym biegu zr�cznie si� ku ziemi z koni schylali i chwytali le��c� tu bro�, cz�ci ubrania, naramienniki i inne dary, kt�re wysoko nad g�ow� podnosili. T�umy wita�y zwyci�zc�w gromkimi okrzykami, kt�re echem w g�rach si� odbija�y. Trzeba jednak by�o z obrz�dem po�piesza�, poniewa� z zachodu podnosi�a si� ciemna, czarna jak ca�un pogrzebowy chmura i szybko na jasne niebo wpe�za�a. Zagrzmia�y rogi i d�ugie tr�by, da� si� s�ysze� �piew ch�ralny przeci�g�y i ponury i z �wi�tyni Perkunasa spomi�dzy d�b�w odwiecznych wyszli kap�ani. Na czele kroczyli parami m�odzi str�e ognia wiecznego � wajdeloci z opuszczonymi powiekami, przybrani w bia�e kaftany, spinane na piersiach sznurami i owini�ci oko�o bioder bia�ymi przepaskami. Za nimi szli kap�ani Kriwe, o twarzach powa�nych, w wie�cach d�bowych i w bia�ych szatach, naszytych u spodu kosmykami w�os�w bydl�cych. Ka�dy mia� w r�ku wysok� zakrzywion� u g�ry lask�. Dalej, mi�dzy dwoma starszymi kap�anami szed� najwy�szy kap�an Kriwe-Kriwejte, zgarbiony wiekiem starzec, w wysokiej czapce i w pow��czystych bia�ych szatach z wyobra�onym znamieniem Perkuna na piersiach. Jedn� r�k� wspiera� si� na lasce wysokiej z trzema zagi�ciami u g�ry, w drugiej ni�s� zapalon� u ognia �wi�tego pochodni�. Orszak z wolna wst�pi� na zgliszcze i ku stosowi si� zbli�y�. Wtedy arcykap�an, z�o�ywszy g��boki uk�on, powt�rzony przez wszystkich obecnych, rozpocz�� pochwa�� zmar�ego ksi�cia i wys�awianie jego cn�t i zas�ug. Zamilk� na chwil� i wzni�s� oczy ku g�rze, jakby czego� w przestworzach szuka�, po czym zawo�a� wielkim g�osem: � Widz� ci� szlachetny kunigasie, widz� ci� w zbroi ja�niej�cej, jad�cego na �arkim koniu po�r�d nieba ptasi� drog�3. W r�ku masz trzy gwiazdy i wst�pujesz do mieszkania wiecznego szcz�cia w orszaku licznych duch�w! I wszystkim si� zda�o, �e r�wnie� widz� ksi�cia d���cego szlakiem niebieskim. Przes�dny i zabobonny Jagie��o by� blady i pomieszany. Po przem�wieniu arcykap�an zapali� z czterech stron suche mchy i drwa, a pochodni� na szczyt stosu cisn��. Czerwone i ��te p�omyki zrazu z wolna zacz�y liza� k�ody d�bowe i sosnowe, a� w g�r� wielkim p�omieniem strzeli�y, a k��by czarnego dymu skry�y zw�oki ksi�cia. Niebawem ca�y stos stan�� w ogniu. Da�o si� s�ysze� bolesne r�enie konia i skowyt ps�w. Wajdeloci lali na stos �ywic�, za� kap�ani i bojarowie rzucali w ogie� szpony orle i nied�wiedzie, aby przy ich pomocy zmar�y �acniej m�g� si� na g�r� wiecznej szcz�liwo�ci Anafielas dosta�. Tymczasem czarna chmura ca�kowicie niebo pokry�a, tak �e zapanowa� mrok, o�lepiaj�ca b�yskawica rozdar�a jej �ono, i z przera�liwym trzaskiem gdzie� w blisko�ci pad� piorun. Stos jednak p�on�� niczym jasna pochodnia. Wtem sta�o si� co� niezwyk�ego. Oto w�r�d b�yskawic i huku grzmot�w rozst�pi�a si� ziemia i poch�on�wszy stos p�on�cy razem z szcz�tkami Kiejstuta, znowu si� nad nim zawar�a, tak, �e nawet �ladu nie pozosta�o. Przera�ony lud t�umnie w r�ne strony pierzchn��, a bojarowie uprowadzili do komnat zamkowych na wp�przytomnego Jagie���. Tylko kap�ani bez cienia trwogi powa�nie do �wi�tyni wr�cili, by tam zanie�� mod�y do Perkunasa, gro�nego w�adcy piorun�w i burzy. 3 Litwini zwali Mleczn� Drog� ptasi� (przypis autora). STUDZIENKA W KO�CIELE �W. KRZY�A Prom