5820
Szczegóły |
Tytuł |
5820 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5820 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5820 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5820 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
W�ADYS�AW ZAHORSKI
PODANIA I LEGENDY WILE�SKIE
Bazyliszek
W�r�d odwiecznych bor�w nad brzegami pi�knej Neris (Wilii) i wartkiej Wilny
(Wilenki)
kry�a si� niewielka osada. Ubodzy jej mieszka�cy mieli bardzo skromne wymagania,
poniewa
� nigdy daleko od swej siedziby nie oddalali si� i czasem tylko od kap�ana, albo
od zb��-
kanego podr�nego zas�yszeli, i� s� kraje, w kt�rych i przyroda jest inna i
ludzie �yj� inaczej
i dostatniej. Niema�o dziw�w opowiadali przechodnie prostodusznym osadnikom,
kt�rzy takowe
opowiadania za bajki poczytywali. Nie n�ci�y ich tedy obce kraje. Kochali swoj�
cudn�
Neris, jej czyste, b��kitne wody, ��ki zielone, pag�rki i g�ste lasy, kt�re
rozbrzmiewa�y �piewem
niezliczonego ptactwa. Powa�ny nied�wied� mia� tu legowisko, pot�ny tur szuka�
w cieniu wiekowych d�b�w schronienia, a lekkie sarny przebiega�y puszcz� w
rozmaitych
kierunkach. Lasy dostarcza�y osadnikom grzyb�w, jag�d, zwierza i sk�r, pszczo�y
miodu,
a rzeka ryb pod dostatkiem. Z krzemienia, ob�upawszy i wyg�adziwszy go, robili
bro� i narz�dzia,
chocia� nie misterne, niemniej jednak po�yteczne. Maj�c niewielkie potrzeby, z
�atwo�ci
� na miejscu zaspokajane, czuli si� osadnicy szcz�liwymi w swych chatkach
ubogich,
dzi�kowali bogom za dobrodziejstwa, jakimi ich obdarzali i przez wdzi�czno��
wznosili o�-
tarze, palili ognie i sk�adali ofiary.
Wszystko tu by�o proste, i �ycie, i mi�o��, i �mier� sama. Zdarza�o si�, i�
silny i barczysty
osadnik, wyszed�szy na �owy, ju� do swej zagrody nie wraca�, znajdowa� bowiem
�mier�
w u�cisku nied�wiedzia lub na rogach tura. Niejeden spocz�� na piaszczystym dnie
rzeki, lub
zosta� przygnieciony olbrzymim drzewem. By�y to wypadki powszednie i
nieuniknione.
Ale snad� prostoduszni osadnicy znad Neris obrazili bog�w i ich zemst� na siebie
�ci�-
gn�li. Mo�e nie dopilnowali ognia �wi�tego i ten zagas�, albo za ma�o s�oniny i
innych ofiar
na o�tarzach z�o�yli, a mo�e dziewica nie dochowa�a �lubowanej czysto�ci, do��,
�e rozgniewani
bogowie okropn� zes�ali kar�.
Oto na wzg�rzu w pieczarze zamieszka� od niedawna straszny potw�r bazyliszek, o
kt�rym
nikt powiedzie� nie m�g�, jak wygl�da�, poniewa� ka�dego, co si� do pieczary
zbli�y�
pr�bowa�, zabija� wejrzeniem i po�era�. W�r�d ciemnej nocy z dala migota�y u
wej�cia do
jaskini dwa zielonkawe �wiate�ka. To bazyliszek z legowiska wype�za� i ofiary
wygl�da�. Biada
nieostro�nemu my�liwemu, kt�ry, goni�c zwierzyn�, zap�dzi� si� ku wzg�rzu, biada
dziewicy
i dziecku, szukaj�cym tu kra�nych jag�d i kwiecia... Spotkawszy si� ze wzrokiem
potwora
cz�owiek dr�twia� i pada�, jakby ra�ony piorunem. Wtedy bazyliszek po�era�
ofiar�. Nie
gardzi� zgrzybia�ym starcem, ani niemowl�ciem, ale przede wszystkim czyha� na
dziewice.
Ju� wiele rodzin op�akiwa�o ojc�w, wielu m�odzie�c�w utraci�o swe ukochane,
wiele matek
zawodzi�o po stracie dziatek, a potw�r wci�� nowe porywa� ofiary. B�agano bog�w,
palono
liczne ofiary, zakopano �ywcem do ziemi jedn� z dziewic. Nic nie skutkowa�o.
Tote� smutek
zawis� nad szcz�liw� dot�d osad�. Na polance pod roz�o�ystym d�bem zebrali si�
na rad�
s�dziwi kap�ani i starszyzna. Przemy�liwano nad sposobami zg�adzenia strasznego
wroga.
Jedni doradzali zbudowa� z k��d olbrzymich wysok� �cian�, kt�ra by osad� od
wzg�rza oddzieli
�a, inni byli za wznieceniem po�aru w zaro�lach ko�o jaskini... S�owem ka�dy
wyst�powa
� z projektem, ale wszystkich najpi�kniejszych plan�w trzeba by�o si� wyrzec
wobec niemo
�ebno�ci zbli�enia si� do bazyliszka. Naradom przys�uchiwa� si� m�ody osadnik.
Silnie
zbudowany, o d�ugich, jasnych w�osach, spadaj�cych na ramiona, o z�ocistym
puszku, kt�ry
zdobi� mu warg� i �niade, �ywym rumie�cem okraszone policzki, o oczach dziwnie
g��bokich,
by� on uosobieniem m�skiej si�y i pi�kno�ci. Dziewcz�ta czu�ym spojrzeniem
goni�y za
nim, gdy zwinny i lekki ugania� si� za zwierzem, albo silnym ramieniem sie� ryb
pe�n� z wody
ci�gn��. Niejedna kocha�a go skrycie i pragn�aby z nim losy podzieli�. By�y i
takie, co si�
udawa�y po kryjomu do czarownicy mi�osnej, prosz�c, aby natchn�a pi�knego
m�odziana
mi�o�ci�, ale ten pozostawa� oboj�tny na wdzi�ki i u�miechy wdzi�cznych dziewic,
od kilku
bowiem miesi�cy ukocha� Jagn�, urocz� i �wie�� jak nimfa rzeczna. Jagna p�aci�a
mu wzajemno�ci
� i nieraz, siedz�c nad brzegiem rzeki, sk�pani w �wietle ksi�yca i zas�uchani
w trelach
s�owika, marzyli o radosnej przysz�o�ci. M�odzieniec rozpocz�� budow� nowej
chaty,
kt�ra mia�a by� znacznie od innych okazalsz� i nawet posiada�a okno z
naci�gni�tym na ramie
p�cherzem, tak �e w izbie by�o jasno. Nie �a�owa� pracy, by nagromadzi� jak
najwi�cej
sk�r nied�wiedzich, wilczych i rysich. Wraz po wyko�czeniu budowy mieli si�
pobra�.
W tym w�a�nie czasie zamieszka� w jaskini na wzg�rzu bazyliszek i gdy
zrozpaczona ludno��
ju� znik�d nie spodziewa�a si� pomocy, m�ody osadnik powzi�� zuchwa�� my�l
zg�adzenia
potwora. Rozumia� dobrze na jak straszne niebezpiecze�stwo si� nara�a, ale
dodawa�o
mu odwagi przekonanie, �e zabijaj�c bazyliszka, ratuje sw� Jagn�, kt�r� czeka�
los innych
dziewic przez niego po�artych. Rozwa�ny i w walkach ze zwierzem do ostro�no�ci
nawyk�y,
d�ugo przemy�liwa�, w jaki spos�b podej�� wroga, nie b�d�c przez niego
widzianym. Z�o�y�
bogom bogat� ofiar�, d�ugo i gorliwie si� modli�, a� w ko�cu u�o�y� plan
post�powania.
S�ysza� nieraz od przechodni�w, i� w s�siednich krajach ludzie posiadaj� p�yty
metalowe
tak wyszlifowane, �e odbijaj� w sobie wszelki przedmiot, ku kt�remu zostan�
zwr�cone.
Cz�owiek widzi w takiej tafli odbicie swej twarzy wyra�niej, ni� w stoj�cej
wodzie. Postanowi
� za wszelk� cen� naby� podobn� blach�, kt�r� podr�ni zwali zwierciad�em.
Po�egna� p�acz
�c� Jagn� i niebawem uda� si� w drog�. Uci��liwa i pe�na niebezpiecze�stw by�a
jego podr�
� przez puszcze i moczary. Doznawa� g�odu i strachu, gdy duchy le�ne otacza�y go
nocami,
a nimfy jeziorne i b�otne wabi�y go ku sobie. Niejedn� noc sp�dzi� bez snu na
drzewie, by nie
sta� si� �upem dzikiego zwierza. Nieraz pada� ze znu�enia, zw�aszcza, �e d�wiga�
na sobie
sporo sk�r bobrowych, lisich i innych, by za nie naby� zwierciad�o. Zwyci�y�
jednak wszystkie
przeszkody i wr�ci� do osady ze zdobytym skarbem.
Nikomu nie zwierzy� si� ze swym zamiarem, nikomu zwierciad�a nie pokaza�. Tylko
Jagna
by�a we wszystko wtajemniczona i chocia� trwo�y�a si� o ukochanego, nie
pr�bowa�a go
jednak powstrzyma�. Przysi�g�a tylko, �e je�li jej luby zginie, ona r�wnie� uda
si� do jaskini
i odda si� bazyliszkowi na po�arcie.
Nadszed� wreszcie dzie�, przeznaczony na spe�nienie zamiaru. Ledwie jutrzenka
zar�owi
�a brzeg nieba, m�ny m�odzieniec uda� si� ze zwierciad�em ku wzg�rzu. Droga od
rzeczki
Wilny wiod�a wci�� ku g�rze, poro�ni�ta krzewami i usypana g�azami. Niebawem
poczu�
sw�d siarki i zgnilizny, a� oto potkn�� si� o jaki� przedmiot okr�g�y, kt�ry mu
spod st�p si�
potoczy�. By�a to zbiela�a od s�o�ca i deszcz�w czaszka ludzka. Zrozumia�, i�
jest bliskim
celu, zdwoi� tedy uwag� i raz jeszcze rozwa�ywszy plan post�powania, �mia�o
post�pi� naprz�d,
staraj�c si� nie sprawia� ha�asu i ukrywaj�c si� za krzewami i g�azami. W ten
spos�b,
cho� wolno, ale stale, zbli�a� si� ku jaskini. Sw�d siarki i cia� gnij�cych
stawa� si� coraz bardziej
niezno�nym, za� w zaro�lach i pomi�dzy kamieniami coraz wi�cej wala�o si� ko�ci
nawet
z kawa�ami mi�sa.
Wtem m�odzian pos�ysza� dziwny d�wi�k, podobny do szumu wody kot�uj�cej. Stan��
i wyjrza� zza g�azu, a to, co ujrza�, by�o tak okropne, �e omal nie krzykn�� i
zwierciad�a nie
upu�ci�. U ciemnego wej�cia do pieczary le�a� olbrzymi potw�r z g�ow� jak u
ropuchy,
z paszcz� szerok�, z kt�rej k�y zakrzywione wystawa�y. Brudnozielonawym
cielskiem przypomina
� potwornej wielko�ci jaszczurk�. Tylna cz�� cia�a le��cego na brzuchu
bazyliszka
gin�a w mroku jaskini, za� pod wyci�gni�tymi naprz�d potwornymi �apami le�a�o
okrwawione
i straszliwie poszarpane cia�o m�odej dziewczyny. Tylko g�owa pozosta�a
nieuszkodzon�,
a twarz z szeroko rozwartymi �renicami zachowa�a wyraz �miertelnej trwogi i
przera�enia.
Potw�r spa�, grube nabrzmia�e powieki przykrywa�y jego wy�upiaste oczy. Nozdrza
rozdyma
�y si� i z g�o�nym chrapaniem wyrzuca�y k��by pary i smrodliwego dymu, kt�re
zara�a-
�y powietrze.
Bazyliszek widocznie poczu� obecno�� �ywej istoty, drgn�� bowiem, przeci�gn��
si� i podni�s
� powieki, spod kt�rych b�ysn�y straszliwe �lepia.
Odwa�ny m�odzieniec czeka� na t� chwil� i nios�c przed sob� zwierciad�o, szybko
zza
g�azu wyst�pi�. Potw�r przez chwil� pozosta� nieruchomy ze zdumienia, wnet
jednak szybkim
ruchem wysun�� si� z pieczary i wspar�szy si� na �apach utkwi� wzrok w
zwierciadle.
W tej�e chwili wyda� ryk straszliwy, wypr�y� si� i uczyniwszy skok w powietrze,
ca�ym cielskiem
olbrzymim run�� na ziemi�. Z szeroko rozwartej paszczy strumieniem buchn�a
czarna,
cuchn�ca posoka. Po chwili ju� nie �y�. Zabi� si� w�asnym wzrokiem, kt�ry si� od
zwierciad
�a odbi�.
W tej w�a�nie chwili s�o�ce jasne, jakby ros� porann� obmyte, wyjrza�o zza lasu
i rzuci�o
miliony blask�w i snopy promieni na niebo i ziemi�.
M�odzieniec pochwyci� r�g, zwieszaj�cy si� mu przez rami� na rzemieniu i w
czystym powietrzu
rannym zabrzmia�a pie�� radosna, pie�� triumfu. Gra� coraz nami�tniej, coraz
g�o�niej,
a metaliczne d�wi�ki bi�y w niebo i p�yn�y w przestrze�, a� dosi�g�y osady,
budz�c
u�pionych mieszka�c�w. Wybiegli z chat i zagr�d, rozumiej�c, i� sta�o si� co�
niezwyk�ego.
Ujrzeli Jagn�, p�dz�c� lotem ptaka ku wzg�rzu, gdzie bazyliszek na swe ofiary
czyha�. Rzuci
�a s��w kilka i ca�y t�um w �lad za ni� pomkn��.
Up�yn�o chwil kilka i ten�e t�um wraca� ku osadzie, nios�c na barkach dzielnego
zbawc�
w�r�d radosnych okrzyk�w i s�awi�c jego po�wi�cenie, m�stwo i roztropno��.
Na wzg�rzu w pobli�u jaskini wzniesiono z kamienia baszt� czworok�tn�, od kt�rej
samo
wzg�rze nazw� Bakszty otrzyma�o.
Narbutt w Pomniejszych pismach historycznych podaje inn� odmian� podania o
bazyliszku,
wyj�t� ze starego r�kopisu pt. Descriptio historica brevis civitatis vilnensis:
�Dziwne,
a trudne do uwierzenia opowiadaj� rzeczy o podziemiach pod g�r� Bakszty
Subockiej. W jakowem
podziemiu jakoby czarownicy, czarownice i djabli subotki swoje zwykli
wyprawowa�,
od czego i Bakszta Subock� si� nazywa. S� nawet wiadomo�ci, �e w podziemiu
takowem Bazyliszki
si� by�y zagnie�dzi�y, kt�re zst�puj�cych tam ludzi sp�jrzeniem zabija�y na
miejscu.
Po odkryciu owej �mierciono�nej otch�ani i nieszcz�liwych do�wiadczeniach,
pos�ano razu
jednego cz�owieka odwa�nego, a by� to zb�jca, wskazany s�downie na kar� �mierci.
Temu na
plecach zawieszono zwierciad�o i dano w obie r�ce pochodnie gorej�ce. Id�cy
zawsze ty�em
zbli�y� si� w ko�cu do miejsca, gdzie by� Bazyliszek, kt�ry sam siebie w
zwierciadle oko
w oko ujrzawszy, zawy� okropnie i zdech�.�
O �WI�TYNI PERKUNASA
Gdy Krzy�acy, korzystaj�c z zamieszania, jakie na Litwie po �mierci Mendoga
zapanowa
�o, po dwakro� zniszczyli �wi�te Romowe1 nad Dubis� i Niewia��, wtedy wielki
ksi���
�wintorog przeni�s� Romowe do puszczy nad uj�ciem Wilenki do Wilii. Miejsce to
ksi�ciu
by�o znane jeszcze z czas�w m�odo�ci, gdy si� bawi� �owami. Jako� stan�a tu
skromna i uboga
gontyna bez dachu, a w niej przed pos�giem gro�nego Perkunasa, kt�ry z Po��gi
przywieziony
zosta�, rozniecono wiecznie gorej�cy ogie� �wi�ty, strze�ony od zaga�ni�cia
przez ofiarnik�w
� wajdelot�w i dziewice �wi�te, wajdelotki. Za �wi�tyni� ksi��� wyznaczy�
zgliszcze,
czyli miejsce na ca�opalenie zw�ok ksi���cych i sam tu po �mierci by� przez syna
Germonda
spalony.
Przed wej�ciem do �wi�tyni �wintorog wybudowa� niewysok� baszt� okr�g��, z
kt�rej kap
�ani Kriwe og�aszali ludowi wol� bog�w oraz �ledzili bieg s�o�ca i gwiazd.
Litwini poga�scy byli przes�dni, wierzyli we wr�by i nie rozpoczynali �adnego
dzie�a
bez naradzenia si� z wr�bitami, wr�kami, czarnoksi�nikami i wyroczniami,
kt�rych mnogo��
by�a na Litwie i �mudzi. Jedni, zwani Puttones wr�yli z piany wodnej; inni z
dymu,
z soli, z wosku, z lotu ptak�w, ze zjawisk powietrznych.
�wintorog, starzec dziewi��dziesi�ciosze�cioletni, nabo�ny i wierz�cy w gus�a i
wieszczby,
pragn�� przed rozpocz�ciem budowy �wi�tyni zasi�gn�� rady wieszczki.
Wiedzia� ksi��� o Burinime, znakomitej wyroczni, mieszkaj�cej na �mudzi nad
dolnym
Niemnem. Do tej to Sybilli �mudzkiej �wintorog wys�a� sze�ciu powa�nych starc�w
z darami
bogatymi, prosz�c, by zechcia�a odkry�, jakie b�d� losy przysz�ej �wi�tyni.
M�dra wieszczka, po wykonaniu rozmaitych guse�, obieca�a �wi�tyni trwanie tak
d�ugie,
jak d�ugo poga�stwo samo trwa� b�dzie. Wyrocznia kaza�a sporz�dzi� i odwie��
ksi�ciu
�wintorogowi 122 sztuki ceg�y okr�g�ej, z wyrytymi na nich znakami
hieroglificznymi, kt�re
mia�y oznacza� dobre i nieszcz�liwe lata. Na ostatniej cegle by� znak krzy�a
podw�jnego #
. Mia�o to by� przepowiedni�, �e gdy nadejdzie kolej tego znaku, chrze�cijanie
obrz�dk�w
zachodniego i wschodniego zburz� poga�stwo i �wi�tyni�. Ksi��� kaza� wmurowa� te
ceg�y
w �cian� baszty od strony po�udnia.
Proroctwo wieszczki spe�ni�o si�, albowiem po 122 latach Jagie��o ochrzci�
Litw�, zburzy
� �wi�tyni� Perkunasa, a na jej fundamentach wzni�s� ko�ci� katedralny. Znak
podw�jnego
krzy�a wyryty na ostatniej cegle kr�l kaza� umie�ci� na tarczy je�d�ca Pogoni,
jako �wiadectwo
zwyci�stwa, odniesionego przez chrze�cija�stwo nad poga�stwem.
1 Romowe lub Romnowa to tradycyjne miejsce kultu staro�ytnych Ba�t�w, gdzie
przebywa� kap�an kap�an�w (Kriwe-Kriwejte).
Lelewel, na kt�rym opiera� si� Zahorski, uwa�a� istnienie Romnowy, r�wnowa�nej
Rzymowi (Romahora), za pewnik
historyczny. We wsp�czesnej nauce historycznej uznane za legend�, w kr�rej tkwi
jednak �d�b�o prawdy (przypis wydawcy).
LIZDEJKO
Kriwe-Kriwejte, arcykap�an przy �wi�tyni Perkunasa w dolinie �wintoroga utraci�
m�od�
�on�. Nie pomog�y liczne ofiary, spalone na o�tarzach bog�w, nie uratowa�y
chorej zaklinania
kap�an�w, ani podawany w napoju popi� z o�tarza wiecznego ognia. W kwiecie
wieku
zgas�a ma��onka arcykap�ana. Kriwe-Kriwejte popad� w zadum�, stroni� od ludzi, z
kt�rymi
obcowanie by�o mu przykre i szuka� samotno�ci. W tym celu po nabo�e�stwie w
�wi�tyni sam
bez towarzysz�w odbywa� dalekie wycieczki, siada� do cz�na i p�yn�� z biegiem
Wilii, albo
pieszo zapuszcza� si� w lasy okoliczne i nieraz zadumany mil� i wi�cej uszed�.
Przyroda koi
�a b�l i zabli�nia�a �wie�� ran�. Nie dziw, �e troska osiad�a chmur� na
wynios�ym czole wielkiego
kap�ana, nie dziw, �e na skroniach i w czarnej wypieszczonej brodzie zjawi�y si�
srebrne
nitki. Wed�ug prawa arcykap�an nie m�g� poj�� drugiej �ony, a Kriwe-Kriwejte by�
jeszcze
w sile wieku, serce mia� gor�ce i pragn�� mi�o�ci kobiety i pieszczot dziecka.
Musia� si�
tych rozkoszy na zawsze wyrzec.
Podczas jednej z wycieczek w stron� dzisiejszych Werek, gdy szed� zadumany,
us�ysza�
w blisko�ci �piew. Nieznacznie zbli�y� si� ku miejscu, sk�d go d�wi�ki
dochodzi�y. Na niewielkiej
polance w cieniu bujnego krzewu siedzia�o nad strumykiem urocze dziewcz�. M�oda
Litwinka opu�ci�a do wody bose drobne stopy, za� bia�e jej r�ce z r�owymi
paluszkami
zaj�te by�y pleceniem wianka z r� polnych, konwalii i b�awatk�w, kt�re
pokrywa�y jej kolana
i rozsypane na murawie tworzy�y u st�p dziewczyny barwny kobierzec. Oddana
robocie,
urozmaica�a j� sobie �piewem. G�os jej niski, piersiowy, by� bardzo d�wi�czny.
Od czasu do
czasu przerywa�a �piew i si�ga�a do stoj�cej obok kobia�ki, po brzegi malin
pe�nej.
Arcykap�an d�ugo wpatrywa� si� w to cudne zjawisko, a� wreszcie nie m�g� si�
d�u�ej
opiera� pokusie, kt�ra go ku dziewcz�ciu poci�ga�a i opu�ciwszy kryj�wk�,
zbli�y� si� do nieznajomej.
Dziewczyna zrazu strwo�y�a si� nag�ym zjawieniem si� obcego m�czyzny, ale
wnet si� uspokoi�a, poznawszy w przyby�ym wielkiego kap�ana, kt�rego wesp� z
ca�ym ludem
czci�a, a poczytuj�c prawie za p�boga, nieco si� obawia�a, ale i serdecznie
�a�owa�a,
gdy� wiedzia�a o bolesnej stracie, jak� poni�s�. Tote� powstawszy z miejsca,
z�o�y�a mu g��boki,
pe�en czci uk�on. Arcykap�an pog�aska� jasne w�osy dziewcz�cia, rozkaza� jej
usi���
i sam usiad�szy obok na murawie, j�� rozpytywa�, kim jest, sk�d pochodzi i gdzie
s� jej rodzice?
Dziewczyna odpowiada�a zrazu nieco strwo�ona, lecz o�mielona dobroci� oraz mi�ym
i �agodnym obej�ciem towarzysza, nabra�a odwagi i z dzieci�c� szczero�ci�, nic
nie taj�c, opowiedzia
�a mu dzieje nied�ugiego swego �ycia. Liczy�a 18 wiosen, by�a sierot�, matki nie
pami�ta�a, a ojciec przed kilku laty, bior�c udzia� w �owach ksi���cych, trafi�
na rogi tura
i przyniesiono go konaj�cego z poszarpan� piersi� i po�amanymi �ebrami. Po
pogrzebie ojca
zamieszka�a przy starej ciotce, ubogiej wdowie, kt�ra nie opodal mia�a chatk�. W
zimie prz�d
�y i tka�y, latem zbiera�y mi�d, suszy�y grzyby, hodowa�y kr�wk�, a w ogrodzie
mia�y du�o
�adnych owoc�w, wisien i jag�d. Ludzie kupowali p��tno i sukno. W dostatki nie
op�ywa�y,
ale biedy nie zna�y. By�y ze sob� szcz�liwe, bo ciotka, chocia� stara i troch�
zdziecinnia�a,
kocha�a j� i nie krzywdzi�a.
Arcykap�an obdarzy� dziewczyn� drobnym datkiem i kaza� jej przyj�� nazajutrz na
to samo
miejsce. Odt�d widywali si� cz�sto. Kriwe-Kriwejte przynosi� dziewcz�ciu
upominki: wst��-
ki barwne, sznury bursztyn�w lub �akocie, ona mu za to �piewa�a rzewne piosnki,
albo opowiada
�a bajki i podania. Zupe�nie przesta�a si� obawia� i z dzieci�c� pustot�
pozwala�a sobie
na swawole; g�adzi�a r�ow� d�oni� jedwabist� brod� kap�ana, stroi�a mu g�ow� w
kwiaty lub
karmi�a go malinami, k�ad�c mu je do ust. Szukali swego towarzystwa i t�sknili
do siebie.
Sami nie wiedzieli, jak i kiedy wyrzekli s�owa mi�o�ci, a usta ich w poca�unku
si� z��czy�y.
Arcykap�an odwiedzi� dziewczyn� w dworku ciotki, przez kt�r� z czci� najwy�sz�
przyj�ty
zosta�. Do chatki zawita� dobrobyt i stara ciotka ju� nie potrzebowa�a ci�ko
pracowa� i troszczy�
si� o jutro.
Kriwe-Kriwejte zwierzy� si� ze sw� tajemnic� jednemu kap�anowi, kt�ry go kocha�
jak ojca
i got�w by� �ycie za niego odda�. Ten, cho� przera�ony strasznymi nast�pstwami,
jakie ten
zwi�zek musia� za sob� poci�gn��, gdyby byk odkryty, uleg� pro�bom przyjaciela i
zgodzi� si�
dopom�c w zawarciu tajnych �lub�w z pi�kn� dziewczyn�. Owocem tego ma��e�stwa
by� syn.
Dzieci� to uszcz�liwia�o rodzic�w, ale zarazem przyj�cie jego na �wiat czyni�o
nader
trudnym, prawie niemo�liwym ukrywanie tajemnicy ich zwi�zku. Wykrycie za� tego�
grozi�o
obojgu straszn� kar�. Arcykap�an zosta�by spalony na stosie, a j� czeka�o
zakopanie �ywcem
do ziemi.
Pr�no �amali g�owy nad wynalezieniem sposobu zachowania dziecka przy matce bez
wydania
tajemnicy. Wreszcie mi�o�� ojcowska podszepn�a Kriwe-Kriwejcie spos�b wyj�cia
z k�opotu.
Dowiedzia� si� mianowicie, �e za par� dni wielki ksi��� z orszakiem dworzan
zje�d�a na
�owy, kt�re maj� si� odby� w miejscowo�ci przez jego �on� zamieszkanej. W dniu
wyznaczonym
uk�ada dziecin� w bogato przystrojon� w kwiaty, wst�gi, z�ote chwasty i
�wiecide�ka
kolebk� i t� umieszcza w orlim gnie�dzie na d�bie, w miejscu, kt�rego wielki
ksi��� nie m�g�
omin��, poniewa� by�o tu siedlisko tur�w i �ubr�w. Te Kriwe-Kriwejte daleko w
puszcz�
sp�oszy�.
Nied�ugo potem zagrzmia�y w borze rogi i tr�by, rozleg�y si� nawo�ywania
my�liwych oraz
szczekanie ps�w i dzielny kunigas z jedn� r�k� pe�n� grot�w i pot�nym oszczepem
w drugiej
po�piesza na czele orszaku, gwa�townie rozchylaj�c ga��zie. Ale nagle staje
zdumiony.
Zamiast bowiem ryku tur�w s�yszy nad sob� kwilenie dziecka. Rozgl�daj�c si�
spostrzega
po�r�d ga��zi na d�bie co� b�yszcz�cego. Na rozkaz ksi�cia �owcy w�a�� na drzewo
i ostro�-
nie sk�adaj� u st�p ksi���cych kolebk� z dzieci�ciem, kt�re, gdy si� ku niemu
ksi��� sk�oni�,
przesta�o p�aka� i u�miech ku niemu jego drobn� i pi�kn� twarzyczk� rozja�ni�.
Kunigas
i dw�r jego stali zdumieni, rozumiej�c, �e to cudowne zjawisko jest przez bog�w
zes�ane.
Pos�ano po arcykap�ana, kt�ry, jakby o niczym nie wiedz�c, po�pieszy� na
wezwanie i zapytany
przez ksi�cia, jak by to cudowne znalezienie dziecka wyt�umaczy�, nie od razu
da� odpowied�.
Chc�c ukry� wzruszenie, jakie go opanowa�o na my�l, i� ta chwila stanowi o jego
w�asnym i drogich mu istot �yciu, rozpocz�� d�ug� z bogami rozmow�.
Wr�y� z wiatru, ze szmeru drzew, oraz z popio�u, kt�ry ze sob� z o�tarza
�wi�tyni przyni�s
�. Ksi��� wraz z dworem w skupieniu i z uszanowaniem przygl�da� si� tajemniczym
gu-
s�om wielkiego kap�ana. Wreszcie Kriwe-Kriwejte z uroczyst� powag� na twarzy
wyj�� dziecin�
z kolebki i podaj�c j� wielkiemu ksi�ciu rzek�:
� Ksi���! Bogowie now� ci� �ask� obdarzaj�. Przez ciebie Litwa uszcz�liwion�
zostanie.
To dzieci� zsy�aj� ci wcze�nie bogowie na mego nast�pc�, gdy ten �wiat opuszcz�.
Wychowaj
je troskliwie, a stanie si� twoim i Litwy u bog�w po�rednikiem!
Uradowany ksi��� uprasza� arcykap�ana, by wzi�� niemowl� do siebie i jego
wychowaniem
si� zaj��, ten jednak znowu d�ug� mia� rozmow� z bogami, kt�rzy zamiar ksi�cia
pochwalili.
Wtedy dopiero Kriwe-Kriwejte zabra� znalezione dzieci� do swego pa�acu, dok�d
wezwa� r�wnie� sw� �on�, jako piastunk� dziecka.
Ksi��� na pami�tk� cudownego znalezienia dziecka w gnie�dzie, kt�re po litewsku
zowie
si� lizda, nada� mu imi� Lizdejko, za� sam� miejscowo�� nazwa� Werki, od s�owa
werkt�, co
znaczy �p�aka�.
Bogowie spe�nili obietnic�, albowiem Lizdejko po �mierci ojca zosta�
arcykap�anem, po�lubi
� siostr� wielkiego ksi�cia Witenesa i szeroko po �wiecie imi� Litwy i w�asne
rozs�awi�.
On to w�a�nie wyt�umaczy� Giedyminowi znaczenie snu o �elaznym wilku, co da�o
pow�d
do za�o�enia Wilna.
PODANIE O �ELAZNYM WILKU
Na miejscu dzisiejszego Wilna, u st�p wzg�rz, gdzie Wilenka wlewa swe wody do
Wilii,
w XIII wieku znajdowa�y si� nieprzebyte lasy. W�r�d tej puszczy d�bowej wielki
ksi��� �wintorog
wzni�s� �wi�tyni� Perkunasa, roznieci� ogie� �wi�ty, ustanowi� tu arcykap�ana
Kriwe-
Kriwejte, kap�an�w Kriwe i wajdelot�w, czyli ofiarnik�w ni�szego rz�du. Odt�d
miejscowo��
ta otrzyma�a nazw� doliny �wintoroga.
Doko�a szumia� b�r odwieczny, pe�ny r�nego rodzaju zwierza. Pot�ny tur � kr�l
puszczy
litewskiej, budzi� rykiem stuletnie olbrzymy, nocami szczeka�y i wy�y wilki,
drapie�ny
ry� ukryty w g�stwinie drzew czatowa� na zdobycz, a liczne r�norodne ptactwo
nape�nia�o
powietrze pieniem i �wiegotem.
Nie dziw, �e puszcza ta cz�sto �ci�ga�a my�liwych, a echo roznosi�o d�wi�ki
rog�w.
Do zapalonych �owc�w nale�a� wielki ksi��� Giedymin, przebywaj�cy w swej nowej
stolicy
Trokach, gdzie na wyspie po�rodku jeziora Ga�we wzni�s� zamek warowny. Giedymin
z orszakiem towarzysz�w swych wypraw wojennych i dworzan cz�sto oddawa� si�
ulubionej
rozrywce.
Pewnego razu, a by�o to oko�o roku 1322, ksi��� goni�c olbrzymiego tura,
zapu�ci� si� a�
na wzg�rza, otaczaj�ce uj�cie Wilenki do Wilii i tu na jednej z g�r dopad�
zwierza i zabi� go
z kuszy.
Ogromny tur, ugodzony w serce, pad� nie�ywy, a ksi���, opar�szy stop� na jego
pot�nej
g�owie, zad�� w r�g w z�oto oprawny. S�o�ce ju� dawno zasz�o i ksi�yc
srebrnolicy wyp�yn��
na niebo, srebrz�c wierzcho�ki lip i d�b�w i migoc�c w nurtach Wilii. Tylko ze
�wi�tyni, znajduj
�cej si� u st�p wzg�rza bi� blask czerwony ognia �wi�tego, a sm�tny �piew
wajdelot�w
rozlega� si� w ciszy nocnej.
Znu�eni ca�odziennym uganianiem si� za zwierzem uczestnicy �ow�w, pokrzepiwszy
si�y
skromn� wieczerz� i miodem, uk�adali si� na spoczynek, wybrawszy na nocleg
zgliszcze
�wintoroga, pomi�dzy �wi�tyni� a Wili�.
Giedymin d�ugo nie m�g� zasn��, wreszcie znu�enie przemog�o i sen sklei� mu
powieki.
I oto przy�niko mu si�, i� na szczycie g�ry, na kt�rej zabi� tura, ukaza� si�
wilk ogromny, ca�y
�elazn� zbroj� okryty. Wilk podni�s�szy g�ow� na ksi�yc, zawy�, a wycie jego
by�o tak dono�ne,
i� zdawa�o si�, �e to nie on wyje, lecz sto innych wilk�w w nim zawartych.
Gdy wschodz�ce s�o�ce jasnymi promieniami zala�o g�ry, rzek� i przedar�o si�
przez listowie
drzew, obudzi� si� Giedymin i przypomniawszy sobie dziwny sen, opowiedzia� go
swym towarzyszom. Jak wszyscy poganie, ksi��� by� zabobonny i przypisywa� snom
znaczenie
wieszcze, wierz�c, �e zsy�aj� je bogowie, jako rad� lub ostrze�enie. Nikt jednak
z dworzan
nie m�g� odgadn��, co by takowy sen oznacza�. Wtedy kto� poradzi�, by wezwa�
arcykap
�ana, s�yn�cego z m�dro�ci Lizdejk�. Kriwe-Kriwejte stan�wszy przed wielkim
ksi�ciem
i wys�uchawszy jego opowiadania, zamy�li� si�. Otaczaj�cy go ko�em rycerze,
wpatrzeni
w oblicze kap�ana, z niecierpliwo�ci� oczekiwali wyt�umaczenia snu.
Wreszcie Lizdejko wspar�szy jedn� r�k� na lasce, kt�ra by�a oznak� jego
godno�ci, a drug�
podni�s�szy do g�ry rzek�:
� Mi�o�ciwy ksi���! Bogowie to zes�ali ci ten sen i przez niego wyra�aj� sw�
wol�, kt�rej
gdy b�dziesz pos�uszny, czeka ci� pot�ga i s�awa. Wilk �elazny znaczy, �e na
miejscu tym
stanie zamek mocny i miasto � stolica pa�stwa, a stu wilk�w w nim wyj�cych
oznacza mieszka�c�w,
kt�rzy s�aw� twoj� i tego grodu szeroko po �wiecie rozg�osz�. Masz wi�c by� pos
�usznym woli bog�w, wznie�� tu zamek warowny i za�o�y� miasto.
Giedymin przyj�� z rado�ci� to t�umaczenie i niezw�ocznie na g�rze, kt�r� nazwa�
�turz��,
zacz�� budowa� zamek, opasany murem z dwiema wie�ami sze�ciobocznymi. U st�p za�
g�ry,
pomi�dzy ni� a �wi�tyni� stan�� drugi zamek drewniany, czyli krzywy, z basztami,
palisadami
i blankami. Doko�a zacz�to wznosi� domostwa.
W ten spos�b powsta� gr�d, kt�ry od rzeki Wilii nazw� Wilna otrzyma�, a do
kt�rego Giedymin
przeni�s� swoj� stolic� z Trok.
Lizdejce za wyt�umaczenie snu wieszczego wielki ksi��� rozkaza� zwa� si�
Radziwi��em.
WAJDELOTKA
Pi�kna Usparime, licz�ca szesnast� wiosn� �ycia, straci�a matk� i ojca, kt�ry
zosta� rozszarpany
przez wilki, a �e nie mia�a krewnych, kt�rzy by si� ni� zaopiekowali,
postanowi�a
zosta� wajdelotk�, to jest �wi�t� dziewic� i w �wi�tyni strzec ogie� wieczny od
zaga�ni�cia.
Jako� kap�ani dokonali obrz�du po�wi�cenia. Usparime ubrana w bia�e szaty, z
wie�cem
kwiat�w na g�owie, �lubowa�a czysto��.
Up�yn�o par� lat. M�oda wajdelotka wyr�nia�a si� spomi�dzy towarzyszek
cnotliwo�ci�,
skromno�ci� i gorliwym pe�nieniem obowi�zk�w, tote� kap�ani nie szcz�dzili jej
pochwa�,
a nawet sam Kriwe�Kriwejte stawia� j� za wz�r innym ofiarnicom.
A jednak jaki� niewyt�umaczony smutek, jaka� t�sknota za czym� nieznanym m�ci�y
spok�j
jej duszy. Nieraz, siedz�c przed o�tarzem, wpatrzona w p�omie� ognia �wi�tego,
dawa�a
si� unosi� marzeniom w inny nieznany �wiat. Czasem, gdy zza mur�w �wi�tyni
dolatywa�y
j� weso�e pie�ni m�odzie�c�w i dziewic, ostry b�l �ciska� jej serce, a �zy do
oczu nap�ywa�y.
Raz w wiosenn� i jasn� noc ksi�ycow� Usparime, uko�czywszy s�u�b� przy o�tarzu,
odpoczywa
�a na kamieniu w gaju �wi�tym, otaczaj�cym �wi�tyni�. Dooko�a panowa�a niczym
nie
zam�cona cisza, nie drgn�� �aden listek na drzewach, nawet Wilia zdawa�a si�
u�piona i, jakby
drzemi�c, leniwie wody toczy�a; ksi�yc w pe�ni, wyp�yn�wszy wysoko na niebo,
zalewa�
wszystko doko�a �agodnym, sm�tnym �wiat�em. Gdzie� niedaleko rozlega�y si� trele
s�owika,
�piewaj�cego swej lubej pie�� mi�o�n�. Usparime siedzia�a obejmuj�c kolana
splecionymi d�o�mi
i wpatrzona w ksi�yc � marzy�a. Czu�a, �e �ycie, jakie dot�d p�dzi�a, ju� jej
nie wystarcza,
wiedzia�a, �e istnieje �ycie inne, �ycie pe�ne szcz�cia i kochania... I
zapragn�a kocha� i by�
kochan�. I oto, gdy tak siedzia�a nieruchoma, pogr��ona w marzeniach s�odkich,
nagle pos�ysza
�a �piew. Silny i pi�kny g�os m�ski �piewa� pie�� nami�tn� o szcz�ciu, jakie
daje mi�o��.
Powsta�a z siedzenia wajdelotka i pragn�c cho� z daleka spojrze� na �piewaka,
zacz�a
z bij�cym sercem skrada� si� mi�dzy drzewami gaju �wi�tego, a� nagle
znieruchomia�a dr��-
ca i przera�ona. O par� krok�w przed ni�, oparty plecami o pie� pot�nego d�bu,
w �wietle
ksi�yca, sta� m�ody rycerz w �wiec�cej zbroi. By� to urodziwy m�odzieniec, o
dziwnie pi�knej
twarzy i wyrazistych oczach. D�ugie jasne w�osy sp�ywa�y mu na ramiona.
Ujrzawszy przed sob� tak niespodziewanie urocz� wajdelotk�, rycerz w pierwszej
chwili
wzi�� j� za b�stwo, ale ca�a jej postawa, dr�enie, rumieniec wykwit�y na
policzkach, niebawem
przekona�y go, �e widzi istot� ludzk�. Oczarowany jej pi�kno�ci�, uj�� d�o�
dziewczyny
i w gor�cych s�owach wyra�a� sw�j zachwyt. Usparime by�a bliska omdlenia ze
wzruszenia,
ale opami�ta�a si� i, wyrwawszy d�o� z r�ki m�odziana, uciek�a. Przera�ona tym,
co si� sta�o,
reszt� nocy sp�dzi�a na modlitwie, b�agaj�c bog�w o przebaczenie za grzech
pope�niony.
A jednak, gdy nadesz�a noc, gdy ksi�yc rzuci� na ziemi� swe promienie i gdy
znowu da�y
si� s�ysze� s�owa pie�ni, wajdelotka, parta jak�� nieprzezwyci�on� si��, znowu
znalaz�a si�
pod d�bem. Tam ju� czeka� na ni� rycerz. Tym razem by� on �mielszy i ujrzawszy
dziewczyn�,
porwa� j� w obj�cia i usta ich spotka�y si� w d�ugim, nami�tnym poca�unku.
Odt�d widywali si� co noc, a� sta�o si� to, co si� sta� musia�o... wajdelotka
z�ama�a �lub
czysto�ci. Mi�o�� ow�adn�a ni� ca�kowicie, tak, �e zapomnia�a o ca�ym �wiecie i
zacz�a zaniedbywa�
swe obowi�zki. Omal nie sta�o si� straszne nieszcz�cie... ogie� �le strze�ony
ju�
zagasa�, szcz�ciem nast�pi�a zmiana i inna wajdelotka, dorzuciwszy drew,
roznieci�a go na
nowo.
Zmiana usposobienia Usparime i jej dziwne zachowanie zwr�ci�y uwag� towarzyszek
i kap
�an�w. Pocz�to j� �ledzi� i wkr�tce jej schadzki z rycerzem przesta�y by�
tajemnic�.
Zbrodnia by�a straszn� i dla przeb�agania bog�w winowajczyni powinna by�a
ponie�� surow
� kar�.
S�d, z�o�ony z kap�an�w, skaza� Usparime na okrutn� �mier�.
W oznaczony dzie� na brzegu Wilii zgromadzili si� kap�ani, ofiarnicy i
przera�one dziewice
�wi�te. Wywleczono z lochu, gdzie by�a zamkni�ta, nieszcz�liw� dziewczyn� i na
wozie,
zaprz�onym w dwie czarne krowy, przywieziono na miejsce ka�ni. Na dany znak
zdarto
z niej oznaki �wi�tej dziewicy � bia�e szaty i wianek, po czym skr�powano jej
r�ce.
Kap�ani i ofiarnicy �piewali grobowymi g�osami pie�ni, b�agaj�c rozgniewanych
bog�w,
aby za win� jednej nie karali wiernych. Niekt�re wajdelotki zakrywszy twarze
d�o�mi rzewnie
p�aka�y, gdy� lubi�y cich� i dobr� towarzyszk�, a mo�e niejedna w g��bi serca
rozumia�a
j� i wsp�czu�a.
Miano ju� przyst�pi� do wykonania wyroku, kt�ry skazywa� Usparime na utopienie w
rzece
w worku razem z psem, kotem i �mij� jadowit�, gdy nagle, nie wiadomo sk�d,
ukaza� si�
m�ody rycerz z twarz� gro�n� i z pa�aj�cymi oczyma. Mia� na sobie zbroj�
l�ni�c�, a w r�ku
trzyma� miecz wzniesiony. W ca�ej jego postaci by�o co� tak nadprzyrodzonego,
taka bi�a od
niego groza, �e przera�enie ogarn�o zebranych. Jedni, widz�c w nim jakiego�
boga, padli na
twarz, inni ratowali si� ucieczk�.
Rycerz przeci�� wi�zy, kr�puj�ce wajdelotk� i gro��c mieczem rozkaza� kap�anowi,
by mu
niezw�ocznie da� �lub z ukochan�, po czym tul�c w obj�ciach tylko co po�lubion�
�on�, rzuci
� si� z brzegu do Wilii i znik� w jej nurtach.
Na wodzie w tym miejscu powsta� dot�d istniej�cy wir.
Odt�d niekiedy, gdy ksi�yc w pe�ni wznosi si� wysoko na niebo, z rzeki wyp�ywa
pi�kna
Usparime, siada na brzegu i, karmi�c niemowl�, cichym g�osem nuci piosenk� o
swej przygodzie.
Czasem w towarzystwie rycerza ukazuje si� rybakom i wtedy s�ycha� przy nich
warczenie
psa, miauczenie kota i syk �mii.
S�OWIK I RӯA
Gdy wielki ksi��� Giedymin mia� w dolinie �wintoroga sen wieszczy o �elaznym
wilku,
za�o�y� wtedy miasto Wilno, a na g�rze wynios�ej zamek warowny zbudowa�. Opodal
na Antokolu
nad Wili� wyznaczy� miejsce na ogrody wielkoksi���ce, nad kt�rymi doz�r
powierzy�
staremu s�udze i towarzyszowi wypraw wojennych. Ten, do wojaczki z powodu
odniesionych
ran ju� niezdolny Litwin, ponury i nietowarzyski, dwie tylko na �wiecie mi�owa�
istoty, mianowicie:
kunigasa Giedymina i c�rk� jedynaczk�, imieniem Skajstoy, kt�ra mu po zmar�ej
przed laty �onie pozosta�a, a kt�r� sam grubymi r�kami wypiastowa�. Tote� kocha�
j� jak
umia� i strzeg� swego skarbu � jedynego, jaki posiada�.
Czas up�ywa�, ma�a ros�a i z dzikiej, �niadej dzieweczki nieznacznie
przekszta�ci�a si�
w urodziw� wysmuk�� dziewic�, o ciemnych bujnych w�osach, o rzucaj�cych snopy
b�ysk�w
oczach, o bia�ym, g�adkim czole i policzkach okraszonych delikatnym, jak listek
r�y, rumie�cem.
Gdy drobne usteczka rozchyli�y si� w u�miechu i b�ysn�� z nich rz�d bia�ych
r�wnych
pere�, zdawa�o si�, �e s�o�ce wyjrza�o zza chmury i wszystko woko�o �wiat�o�ci�
obla�o.
Kwiat tak pi�kny nied�ugo pozostawa� w ukryciu. Nieraz, gdy Skajstoy w czwartki2
wieczorem
d��y�a do �wi�tyni wszystkich bog�w na Antokolu, by si� pomodli� i zapali�
�wiec�
woskow�, przechodnie, wymin�wszy dziewczyn�, odwracali g�owy, aby jeszcze raz na
ni�
okiem rzuci�. A gdy w czwartek przed �wi�tyni� Perkunasa s�ucha�a z na wp�
rozwartymi
ustami s�dziwego Kriwe-Kriwejte, og�aszaj�cego ludowi wol� bog�w, ch�opcy
t�umnie otaczali
urodziwe dziewcz�, pas�c oczy niezwyk�� jej pi�kno�ci�, i niejeden m�ody
ofiarnikwajdelota
opuszcza� powieki przed blaskiem z jej �renic bij�cym, �ywy rumieniec zabarwia�
mu czo�o i policzki, a westchnienie pier� podnosi�o. Sam kunigas dziwi� si� tak
niepospolitej
pi�kno�ci i, klepi�c starego s�ug� po ramieniu, mawia� �artobliwie:
� Gdybym to ja by� o 30 lat m�odszym!
Stary dozorca ogrod�w rozumia�, i� zbli�a si� czas, kiedy mu c�rk� zabior� i
wypatrywa�
sobie zi�cia po my�li.
Na dworze Giedymina by� m�ody Litwin Dajnas, kt�ry soko�y i jastrz�bie ksi���ce
mia�
w swojej opiece. Niepodobny z usposobienia do swych rubasznych towarzysz�w, nie
lubi� ich
rozwi�z�ych hulanek i zabaw, lecz szuka� samotno�ci. Udawa� si� zwykle nad
brzegi Wilii i tu
usiad�szy pod roz�o�ystym drzewem i wodz�c zadumanymi oczami po malowniczych
widokach,
jakie si� przed nim roztacza�y, �piewa�. A g�os mia� przedziwny, jakby
nieziemski i bez
wzruszenia nie mo�na go by�o s�ucha�, tak do duszy przenika�. Nieraz, gdy tak
�piewa�, zbiera
�a si� za nim gromadka ludzi, kt�rzy s�uchali w milczeniu, obawiaj�c si�
poruszeniem przerwa�
pie��. Pie�� p�yn�a i tony jej przenika�y do serc, a tyle w niej by�o t�sknoty,
tyle b�lu
2 Czwartek by� u litewskich pogan dniem �woi�tecznym, jak u chrze�cijan
niedziela (przypis autora).
serdecznego i �alu, �e dziewcz�ta na g�os szlocha� poczyna�y, ch�opcy ci�kie
wydawali westchnienia,
a starcy g�owy na piersi spuszczali i spracowan� d�oni� �z� z powiek ocierali...
Lubiono powszechnie Dajnasa, poniewa� by� �agodny, nikomu nie ubli�y�, nikogo
nie skrzywdzi
�, a ka�demu ch�tnie pos�u�y�.
Zdarzy�o si�, �e �piew Dajnasa pos�ysza� stary ogrodnik i �piew ten dziwne w
duszy jego uczucia
rozbudzi�. Jeden za drugim, pod wp�ywem czaruj�cych ton�w, wy�ania�y si� z
pami�ci obrazy
minionych lat: pieszczoty matki, gdy by� niemowl�ciem, lament p�aczek i �a�obne
pienia kap�an�w,
gdy zw�oki ojca jego, poleg�ego w boju, na stosie palono i mi�osne, dr��ce s�owa
�ony, gdy
przed skonaniem szyj� jego stygn�cym ramieniem obj�a i dziecin� opiece jego
oddawa�a... Stary
nie czu�, jak �zy, niczym krople deszczu sp�ywa�y mu po policzkach, a pier�
�kanie rozsadza�o, a�
rykn�� p�aczem, tak, i� �piewak pie�� przerwa� i z miejsca strwo�ony si�
porwa�...
Stary polubi� Dajnasa, zaprasza� do swego dworku, a gdy bli�ej jego pi�kn� i
czyst� dusz�
pozna�, przeznaczy� go sobie na zi�cia. Uroda i wdzi�k Skajstoy ol�ni�y
m�odzie�ca. Mi-
�o�� gor�ca, mi�o��, o jakiej dot�d poj�cia nie mia�, ow�adn�a ca�� jego istot�
i zapali�a w sercu
p�omie�, kt�ry go trawi� i po�era�.
Ale dziewczyna pozostawa�a oboj�tna. Nie obudzi�o si� jeszcze w niej serce.
Ch�tnie piosnek
Dajnasa s�ucha�a, ale nigdy �ywszy rumieniec nie okrasi� jej jag�d, gdy go po
d�u�szym
niewidzeniu spotka�a, nie dostrzega�a p�omienia w jego oczach, nie odczuwa�a w
jego pie�ni
mi�o�ci, nie s�ysza�a dr�enia jego g�osu i nie widzia�a coraz wi�kszego smutku i
blado�ci na
twarzy �piewaka. Nie czu�a jeszcze potrzeby kochania; by�a dzieckiem.
Czasem nudzi� j� i wtedy ucieka�a do lasu. Stary martwi� si� i pr�bowa� zwr�ci�
uwag�
jedynaczki na mi�o��, jak� do niej m�ody �piewak pa�a�, ale mu to jako� nie
sz�o.
Wreszcie Dajnas straci� wszelk� nadziej�, zapad� w smutek bezdenny i zacz��
opuszcza�
si� w s�u�bie, za co si� nieraz z pi�ci� ksi�cia zapozna�.
Jednego wieczora, gdy Skajstoy by�a dla� bardziej ni� zawsze oboj�tna, Dajnas,
pomodliwszy
si� do bogini mi�o�ci Mildy, usiad� na stromym, brzegu Wilii i zacz�� �piewa�. Z
piersi jego
p�yn�y d�wi�ki tak niezwyk�e, �e wiatr zatrzyma� si� w locie, drzewa przesta�y
szepta�, fale
rzeki stan�y nieruchome, a ptaki w lesie i koniki polne w trawie zamilk�y
zas�uchane.
P�yn�y w przestrze� tony mi�o�ci beznadziejnej, tony �alu i krzywdy, a� nagle
urwa�y si�
i �piewak z okrzykiem rozpaczy rzuci� si� w nurty Wilii i ju� si� wi�cej nie
pokaza�.
Tej samej nocy na ga��zce lipy przed oknem Skajstoy usiad� ma�y szary ptaszek �
s�owik
i zacz�� �piewa�. To bogini Milda zamieni�a Dajnasa w ptaszka, kt�rego trele
zbudzi�y ze snu
dziewczyn�. Podnios�a si� z po�cieli, otworzy�a okno i ca�a fala d�wi�k�w
cudownych wtargn�
�a do izby. Dziwne, nieznane dot�d uczucie nape�ni�o pier� dziewicz�. Ca�a
dr��ca, tul�c
r�bek bielizny do �ona, sta�a w �agodnym blasku ksi�yca, zas�uchana w �piewie i
w ma�ego
ptaszka wpatrzona. A� pie�� jego przenik�a do jej serca. Zrozumia�a co to
mi�o��, zrozumia-
�a, �e kocha Dajnasa.
Zbudzi�a ojca i, tul�c si� do jego piersi szerokiej, wyzna�a, co si� w jej sercu
dzieje. Ucieszony
stary niebawem pos�a� do zamku pacho�ka, by m�odego �piewaka przywo�a�. Pr�no
go jednak szukano w zamku, w �wi�tyni, w innych miejscach. Nigdzie Dajnasa nie
znaleziono.
Tylko stary rybak nad ranem opowiedzia�, i� s�ysz�c �piew nad Wili�, podp�yn��
na �odzi,
ale �piewak umilk� i rzuci� si� w g��bin� rzeki.
Odt�d Skajstoy przesta�a si� u�miecha�, usta jej poblad�y, z policzk�w znik�
rumieniec,
a zamglone �zami oczy ju� snop�w blask�w nie rzuca�y. Smutna s�ania�a si� jak
cie� i �y�a
oczekiwaniem nocy. Z jej nadej�ciem otwiera�a okienko swej izdebki. Na ga��zce
ju� siedzia�
szary ptaszek, kt�ry wnet rozpoczyna� sw� pie�� i do rana �piewa� dla swej
ukochanej pie��
mi�osn�. Skajstoy s�ucha�a sk�pana w �wietle ksi�yca, zalana �zami i wyci�ga�a
ku �piewakowi
bia�e ramiona..
Pewnego ranka stary ogrodnik nie znalaz� c�rki w jej izbie. Okno by�o otwarte, a
przed
nim pod lip� wyr�s� w nocy krzak stulistnej r�y, ale kwiatu na nim nie by�o. To
bogini Milda
ulitowa�a si� nad biedn� dziewczyn� i zamieni�a j� w krzak r�y, ale za kar�
kaza�a mu
zakwita� wtedy dopiero, gdy s�owik �piewa� przestaje.
Ogrodnik opowiedzia� ksi�ciu o ty m co zasz�o i wkr�tce umar�. Giedymin na
miejscu
domku ogrodnika zbudowa� �wi�tyni� bogini mi�o�ci Mildy i gaj jej po�wi�ci�.
Dzi� tu stoi
ko�ci� ��. Piotra i Paw�a.
POGRZEB KIEJSTUTA
Bohaterski Kiejstut z synem Witoldem zdradziecko przez Jagie��� uwi�ziony, w
lochu
zamku krewskiego osadzony zosta�.
Wie�� o tym lotem b�yskawicy przelecia�a po ca�ej Litwie i �mudzi budz�c w
sercach bolesne
uczucia. Kt� bowiem nie czci� i nie kocha� pana na Trokach, rycerskiego i
szlachetnego
starca? Ale przera�enie, gniew i oburzenie dosi�g�y szczytu, gdy w pi�� dni
potem, jak piorun
z nieba, spad�a straszna wiadomo��, �e Kiejstut z rozkazu Jagie��y przez
pacho�k�w jego
i knechta krzy�ackiego w podziemiu krewskim zosta� uduszony. Przel�k� si�
Jagie��o swego
czynu sromotnego, zadr�a� na tronie wielkoksi���cym przed gniewem ludu i
postanowi� oczy�ci�
si� z zarzutu morderstwa stryja przez urz�dzenie mu wspania�ego pogrzebu.
Zw�oki Kiejstuta na wspania�ych noszach nie�li z Krewa do Wilna kolejno si�
zmieniaj�-
cy niewolnicy, poprzedzani przez sto p�aczek � raudietojas, kt�re g�o�no
zawodz�c, �piewa�y
raudy i obficie la�y �zy do szklanych �zawnic. Przed nimi szli muzykanci i
tr�bacze, og�aszaj
�cy lasy brz�kiem mosi�nych talerzy, oraz rykiem tr�b i rog�w. Stu zbrojnych w
dzidy, topory
i �uki �o�nierzy otacza�o nosze ze zw�okami, a za nimi kroczy� wierny s�uga
kunigasa,
kt�ry postanowi� umrze� na stosie przy swoim panu; prowadzono konia
Kiejstutowego, jego
psy, niesiono soko�y i jastrz�bie, a w skrzyniach: mitr�, odzie�, or�, pasy
z�ociste i klejnoty.
Na czele orszaku na r�czych koniach jecha�o dwudziestu m�odzian�w. Ci wywijali
mieczami
i wyrzucali je w powietrze, odganiaj�c z�e duchy i gro�nie krzycz�c: �Uciekajcie
od cia�a tego
wy diabli!� (Ginkiet, bikiet Pikole!).
Po drodze g�o�ny lament p�aczek, d�wi�k tr�b i okrzyki m�czyzn wywabia�y z chat
ludno��,
kt�ra t�umnie z �a�obnym pochodem si� ��czy�a, tote� gdy orszak ku Wilnu si�
zbli�a�,
ju� liczy� tysi�ce g��w. Przed miastem w otoczeniu bojar�w i rycerzy, przybrany
w szaty
�a�obne, czeka� wielki ksi��� Jagie��o. Ujrzawszy orszak, zsiad� z konia i z
udan� na obliczu
bole�ci� ku noszom si� zbli�y�, a gdy je na ziemi postawiono, z nieszczerym, bo
zbyt g�o�nym
p�aczem przypad� do zimnych zw�ok stryja.
Znowu wzi�to nosze na barki i do zamku niesiono. Tam ju� czeka�a ogrzana �a�nia,
w kt�rej
niebawem cia�o nieboszczyka obmyto, namaszczono i ubrano w bia�� koszul�,
l�ni�c�
zbroj�, pas z�ocisty, kamieniami wysadzany, p�aszcz szkar�atny, bogato z�otem
szyty, oraz
czapk� ksi���c�. Przy boku zawieszono miecz, kt�ry w bezw�adnej dzi� d�oni
Kiejstuta, niedawno
jeszcze dla wrog�w Litwy by� straszny. Szyj� zmar�ego owini�to p��ciennym
r�cznikiem,
z zaszytymi w nim monetami, aby ksi��� mia� czym wej�cie na tamten �wiat okupi�.
Tak ubranego wniesiono do najwi�kszej w zamku dolnym izby i usadzono w krze�le.
Pomimo
gwa�townej �mierci twarz rycerskiego starca zachowa�a zwyk�y wyraz szlachetnej
dumy
i powagi, kt�r� podnosi�a sp�ywaj�ca na piersi bia�a broda i siwe, �ci�gni�te
nad zamkni�tymi
powiekami brwi. Obok postawiono beczki z miodem i piwem i szeroko podwoje zamko-
we otwarto, aby ka�dy, bez r�nicy stanu i p�ci m�g� kunigasa po�egna�. Przez
pi�� dni p�yn�
�y do zamku ksi���cego fale ludu i trwa�o po�egnanie. Pierwszy �egna� stryja
Jagie��o, przepijaj
�c do zmar�ego i z p�aczem go pytaj�c:
� Pij� do ciebie, drogi stryju, dlaczego� umar�?
Na to wszyscy obecni powtarzali: � Dlaczego� umar�?
� Nie mia��e� co je�� i pi�?
� Nie mia��e� pa�stwa, zamk�w i s�ug?
� Nie mia��e� bogactw, odzienia i klejnot�w?
� Nie mia��e� �ony ukochanej, nie mia��e� dzieci? O, ksi���, dlaczego� umar�?
Przyprowadzono z wi�zienia syna zmar�ego, Witolda. Ten nie zawodzi�, twarz mia�
skamienia
��, usta zaci�ni�te z b�lu i ani jednej �zy w oku. Zbli�y� si� do cia�a ojca i
uj�wszy jego
zimn� d�o�, d�ugo si� w kochane oblicze wpatrywa�, �lubuj�c w sercu zemst�.
Potem nie spojrzawszy
nawet na strapionego Jagie���, z dumnie podniesionym czo�em izb� opu�ci� i do
wi�zienia
powr�ci�, by tam czeka� na pogrzeb ojca.
Tymczasem w dolinie �wintoroga pomi�dzy �wi�tyni� Perkuna i Wili� na zgliszczu
czyniono
przygotowania do pogrzebu. Liczni pacho�kowie zwozili z gaju �ukiskiego
olbrzymie
k�ody d�bowe i sosnowe i pod dozorem starszych uk�adali stos wysoki,
przek�adaj�c drzewo
suchym mchem i s�om� oraz stroj�c w wie�ce z li�ci d�bowych. Na czterech rogach
ustawiono
beczki z �ywic� i t�uszczem, za� na osobnym wzniesieniu umieszczono urn�
ozdobn�, do
kt�rej miano z�o�y� popio�y, pozosta�e po spaleniu cia�a.
Na sz�sty dzie�, wobec niezliczonych t�um�w ludu, kt�ry zaj�� ca�� dolin�
�wintoroga,
g�ry, a nawet parkany i wa�y zamkowe � wyniesiono na krze�le zw�oki Kiejstuta i
umieszczono
je na szczycie stosu na wzorzystym kobiercu. Ksi��� jakoby z wysokiego tronu
zdawa
� si� b�ogos�awi� i �egna� lud u st�p jego zgromadzony, kt�ry w�asn� piersi�
nieraz przed
wrogiem zas�ania�, te g�ry, lasy i rzeki, s�owem t� Litw� tak umi�owan�, kt�r�
na wieki
opuszcza� w chwili, gdy by� dla niej tak potrzebny.
Za ksi�ciem wst�pi� na stos i stan�� przy krze�le wierny stary s�uga, kt�ry
przez ca�e �ycie
dzieli� z panem dobre i z�e losy i teraz nawet nie chcia� si� z nim roz��czy�,
pragn�c s�u�y�
mu po �mierci tak, jak za �ycia s�u�y�. Z wielkim trudem wprowadzono rumaka
ksi���cego,
co go w bojach nosi� i w niejednej potrzebie od �mierci ratowa�. Ko�, jakby
rozumiej�c, jak
straszna �mier� go czeka, rwa� si� z r�k stajennych, chrapa� i stawa� d�ba;
wreszcie pogodzi�
si� z losem i da� si� na stos wprowadzi�. Tu go skr�powano powrozami i powalono.
Biedne
zwierz� le�a�o nieruchome, z wyci�gni�t� szyj�, z rozrzucon� bujn� bia�� grzyw�
i tylko z wyrzutem
wodzi�o oczami po zebranych t�umach. Rozmieszczono na stosie powi�zane psy
my�liwskie,
soko�y, i jastrz�bie, kt�re ksi�ciu podczas �ow�w s�u�y�y, a kt�re i w krainie
wiecznej
szcz�liwo�ci mia�y mu rozrywki dostarcza�. U st�p zmar�ego roz�o�ono potrzebne
w przysz�ym �yciu przedmioty. A by�a tego mnogo�� wielka, wi�c: bro�, l�ni�ca w
s�o�cu
bogatymi ozdobami, naczynia kosztowne, szaty i pasy z�ociste, chleb i napoje,
wreszcie sakwa
z pieni�dzmi. Czeka�a ksi�cia d�uga podr� i wszystkie te rzeczy mog�y si�
przyda�.
Na has�o dane przez tr�baczy, na oczyszczone i ubite pole, na kt�rym roz�o�ono w
pewnych
odst�pach upominki od nieboszczyka, wyjecha�o na r�czych koniach dziesi�ciu
m�odych
Litwin�w. Rozpocz�y si� gonitwy, kt�rym t�umy z ciekawo�ci� si� przygl�da�y.
Je�d�cy ustawieni
w szeregu na dany znak zrywali si� z miejsca w cwa� i w szalonym biegu zr�cznie
si�
ku ziemi z koni schylali i chwytali le��c� tu bro�, cz�ci ubrania, naramienniki
i inne dary,
kt�re wysoko nad g�ow� podnosili. T�umy wita�y zwyci�zc�w gromkimi okrzykami,
kt�re
echem w g�rach si� odbija�y.
Trzeba jednak by�o z obrz�dem po�piesza�, poniewa� z zachodu podnosi�a si�
ciemna,
czarna jak ca�un pogrzebowy chmura i szybko na jasne niebo wpe�za�a. Zagrzmia�y
rogi i d�ugie
tr�by, da� si� s�ysze� �piew ch�ralny przeci�g�y i ponury i z �wi�tyni Perkunasa
spomi�dzy
d�b�w odwiecznych wyszli kap�ani. Na czele kroczyli parami m�odzi str�e ognia
wiecznego
� wajdeloci z opuszczonymi powiekami, przybrani w bia�e kaftany, spinane na
piersiach
sznurami i owini�ci oko�o bioder bia�ymi przepaskami. Za nimi szli kap�ani
Kriwe, o twarzach
powa�nych, w wie�cach d�bowych i w bia�ych szatach, naszytych u spodu kosmykami
w�os�w bydl�cych. Ka�dy mia� w r�ku wysok� zakrzywion� u g�ry lask�. Dalej,
mi�dzy dwoma
starszymi kap�anami szed� najwy�szy kap�an Kriwe-Kriwejte, zgarbiony wiekiem
starzec,
w wysokiej czapce i w pow��czystych bia�ych szatach z wyobra�onym znamieniem
Perkuna
na piersiach. Jedn� r�k� wspiera� si� na lasce wysokiej z trzema zagi�ciami u
g�ry, w drugiej
ni�s� zapalon� u ognia �wi�tego pochodni�. Orszak z wolna wst�pi� na zgliszcze i
ku stosowi
si� zbli�y�. Wtedy arcykap�an, z�o�ywszy g��boki uk�on, powt�rzony przez
wszystkich obecnych,
rozpocz�� pochwa�� zmar�ego ksi�cia i wys�awianie jego cn�t i zas�ug. Zamilk� na
chwil�
i wzni�s� oczy ku g�rze, jakby czego� w przestworzach szuka�, po czym zawo�a�
wielkim
g�osem:
� Widz� ci� szlachetny kunigasie, widz� ci� w zbroi ja�niej�cej, jad�cego na
�arkim koniu
po�r�d nieba ptasi� drog�3. W r�ku masz trzy gwiazdy i wst�pujesz do mieszkania
wiecznego
szcz�cia w orszaku licznych duch�w!
I wszystkim si� zda�o, �e r�wnie� widz� ksi�cia d���cego szlakiem niebieskim.
Przes�dny
i zabobonny Jagie��o by� blady i pomieszany.
Po przem�wieniu arcykap�an zapali� z czterech stron suche mchy i drwa, a
pochodni� na
szczyt stosu cisn��. Czerwone i ��te p�omyki zrazu z wolna zacz�y liza� k�ody
d�bowe i sosnowe,
a� w g�r� wielkim p�omieniem strzeli�y, a k��by czarnego dymu skry�y zw�oki
ksi�cia.
Niebawem ca�y stos stan�� w ogniu. Da�o si� s�ysze� bolesne r�enie konia i
skowyt ps�w.
Wajdeloci lali na stos �ywic�, za� kap�ani i bojarowie rzucali w ogie� szpony
orle i nied�wiedzie,
aby przy ich pomocy zmar�y �acniej m�g� si� na g�r� wiecznej szcz�liwo�ci
Anafielas
dosta�.
Tymczasem czarna chmura ca�kowicie niebo pokry�a, tak �e zapanowa� mrok,
o�lepiaj�ca
b�yskawica rozdar�a jej �ono, i z przera�liwym trzaskiem gdzie� w blisko�ci pad�
piorun. Stos
jednak p�on�� niczym jasna pochodnia. Wtem sta�o si� co� niezwyk�ego. Oto w�r�d
b�yskawic
i huku grzmot�w rozst�pi�a si� ziemia i poch�on�wszy stos p�on�cy razem z
szcz�tkami
Kiejstuta, znowu si� nad nim zawar�a, tak, �e nawet �ladu nie pozosta�o.
Przera�ony lud t�umnie
w r�ne strony pierzchn��, a bojarowie uprowadzili do komnat zamkowych na
wp�przytomnego
Jagie���. Tylko kap�ani bez cienia trwogi powa�nie do �wi�tyni wr�cili, by tam
zanie��
mod�y do Perkunasa, gro�nego w�adcy piorun�w i burzy.
3 Litwini zwali Mleczn� Drog� ptasi� (przypis autora).
STUDZIENKA W KO�CIELE �W. KRZY�A
Prom