5819
Szczegóły |
Tytuł |
5819 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5819 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5819 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5819 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Mieszko Zaga�czyk
Freefootball
Chcesz by� DOBROCZY�C� LUDZKO�CI? Chcesz usun�� wrz�d ze
zdrowego cia�a spo�ecze�stwa? Chcesz osobi�cie wykona� wyrok
na okrutnym i zwyrodnia�ym kinderwampirze, zab�jcy 12
niewinnych dzieci? Mo�esz to zrobi� w jeden z pi�ciu
dowolnie wybranych sposob�w. Kup cegie�k� na budow� nowego
wi�zienia miejskiego, a we�miesz udzia� w WIELKIEJ LOTERII
PENITENCJARNEJ!!!
- No jak tam, Modrovy? Zapierdalaj�?
- Zapierdalaj�, szefie. Jak ma�e parowoziki!
Otokar Hieronim Plappermaul, prezes klubu frifutbolowego
FfC Siren, zatrzasn�� drzwi bia�o-pomara�czowego ambulansu i
energicznie pomaszerowa� do sali treningowej. Modrovy
pod��y� za nim.
- To dobrze. To bardzo dobrze.
- Pracuj�, a� mi�o. Robi� wszystko, co im ka��. Jak
zwykle. Boksik, bieganko, meczyk, si�ownia. I tak w k�ko.
Dzi�ki tym nowym od�ywkom mogliby nawet i dwana�cie na
dzie�. A gdyby tak troszk� przykr�ci� �rubk�?
- Nie. Dziesi�� wystarczy. Nie ma co ch�opak�w
przem�cza�. Jeszcze si� zbuntuj�.
Modrovy zarechota�.
- He he. Gdzie tam. Takie g��by?
Zatrzymali si� przed ringiem. Bobby Miczurin VI z pasj�
ok�ada� pi�ciami Bobby'ego Miczurina VIII. Kanciaste,
rozdmuchane sterydami cia�a l�ni�y od potu.
- �adnie - pochwali� Plappermaul. - A reszta?
- Biegaj� po bie�ni. Zaraz ich wszystkich sp�dz� na
boisko. Niech troch� pokopi�. Tylko, szefie, z tym
Dziesi�tym problem.
Prezes �ci�gn�� gniewnie brwi.
- Co? Ci�gle si� obsrywa?
- �eby tylko! Zdzicza� totalnie. Obsrywa si�, moczy a do
tego ostatnio l�kliwy si� zrobi�. Jak zaszczute zwierz�tko.
Chowa si� po k�tach i piszczy jak do niego podej��.
Plappermaul zgni�t� butem niedopa�ek cygara i zaburcza�
pod nosem.
- To na pewno przez t� blokad� - zasugerowa� Modrovy. -
Pewnie �le za�o�ona. Cholera, szkoda ch�opaka. Mo�e by j�
tak zdj��?
Sz�sty wyprowadzi� seri� b�yskawicznych cios�w. �smy
zgi�� si� i zas�oni� r�kawicami. Pot�ny prawy prosty zwali�
go na deski. Zaj�cza� przeci�gle.
Plappermaul zamar� w p� ruchu i wbi� w Modrovego
stanowcze spojrzenie.
- W �adnym wypadku - wycedzi� powoli. Wy�uska� ze
z�oconego puzderka p�kate cygaro i szukaj�c zapalniczki,
zanurzy� r�k� w kieszeni marynarki.
Modrovy us�u�nie poda� mu ogie�.
- W �adnym wypadku. Jak zdejmiemy mu blokad�, to na mur
nawieje. Wtedy dopiero by�by problem! Pismaki raz dwa
zw�cha�yby ca�� spraw�. Tego, �e ch�opak�w zaprogramowa� na
dobrych pi�karzy zesp� korea�skich genetyk�w, mogliby si�
nie domy�li�. Ale nie trzeba zbytniej inteligencji, by
odkry� reszt�. Wystarczy spojrze� na nich wszystkich. Na
kilometr wida�, �e to klony wed�ug jednego wzorca. Wystarczy
skojarzy� pi�� przypadk�w hospitalizacji Bobby'ego
Miczurina, by skapowa�, �e ka�dy zako�czy� si� �mierci� i
podmian�. A� nie chc� my�le�, czym by to grozi�o. Degradacja
do drugiej ligi. Lub nawet trzeciej. Kary finansowe.
Odwo�ania. Utrata presti�u. Dobrego imienia klubu!
Modrovy wytrzeszczy� szeroko oczy.
- Pi��? Wi�c...
Prezes wypu�ci� sk��bion� chmur� tytoniowego dymu i
skierowa� si� ku drzwiom.
- Tak. Pi�ty zmar� dzi� w nocy w klinice Hillary'ego.
- Cholerka. Po miesi�cu. Szybko.
- Nie odzyska� przytomno�ci. To by� krwiak na m�zgu. Po
tym ciosie Bjornsena. Perfekcyjnym ciosie.
Wyszli na niewielkie boisko z ty�u posiad�o�ci, szczelnie
os�oni�te trzymetrowym p�otem. Si�dmy i dziewi�ty truchtali
po bie�ni, m��c�c powietrze markowanymi ciosami. Plappermaul
stan�� w cieniu i poluzowa� czerwono-zielony krawat klubowy.
- Gdyby przynajmniej zemdla� w szatni! Wtedy da�oby
si� wszystko utrzyma� w tajemnicy. A tak... Pismaki w�sz�
dniem i noc�. Nawet sobie nie wyobra�asz, co tam si�
wyprawia. Musia�em podwoi� ochron�..
Przez chwil� przygl�da� si� biegn�cym po �uku klonom. Z
ich �ysych czaszek szczerzy�y k�y przypominaj�ce harpie
syreny. Wytatuowany na g�owie ka�dego egzemplarza znak
rozpoznawczy Bobby'ego Miczurina.
- Gdy by�em tam godzin� temu, jeszcze nie uda�o im si�
odkry� prawdy. Mam nadziej�, �e nic si� przez ten czas nie
zmieni�o. Bo wtedy musieliby�my si� zdrowo napracowa�, by
przerobi� ch�opak�w na nowego zawodnika. Tatua�e mog�yby
zosta�, �e niby ku pami�ci zmar�ego. Ale ile kasy by posz�o
na operacje plastyczne! Do tego straty premii za wysokie
pozycje w rankingach. Czwarty i pi�ty strzelili w tym sezonie
243 gole, w samej lidze.
- I 68 puchar�w - dorzuci� dumnie Modrovy. W du�ej cz�ci
by�a to jego zas�uga.
Plappermaul przytakn��. Rozpi�� szerzej koszul�, �ci�gn��
z szyi krawat i wepchn�� go do kieszeni. Westchn�� ci�ko.
- Dlatego musimy dzia�a�. Zamieni� cia�o Pi�tego z
Sz�stym. Tak, by pismaki przespa�y temat.
Modrovy zamy�li� si�.
- Ja bym, szefie, proponowa� Si�dmego. Ostatnio zrobi�
post�py. Ma najlepsze wyniki test�w. A Sz�sty...
- Dobra, dobra. Wszystko jedno - uci�� prezes. - Bierzemy
Si�dmego. Zwi� go zaraz, daj zastrzyk, co� na sen, �eby nie
rozrabia� i do karetki. Szybciorem. Trzeba odegra� ma�e
przedstawienie. Przebierzemy si� w kitle i pojedziemy do
miasta, do Hillary'ego, by zabra� stamt�d Pi�tego i niby
przewie�� do innej kliniki. Do Winkiewicza. W drodze zamiana
- Si�dmy idzie za Pi�tego i jedzie do kliniki. Cia�o jak
zawsze - do kwasu, rozpu�ci� i po ptokach. U Winkiewicza
Si�dmy le�y pi�� dni, nasz neurochirurg zdejmie mu blokad� i
wpisze do pami�ci co trzeba. W pi�tek nowy Bobby Miczurin
idzie na trening, ju� do klubu. A w sobot� gra. I strzela
gole. Cholernie du�o kurewsko pi�knych goli!
- A prasa b�dzie mia�a swoj� sensacj�. Bobby Miczurin, po
kontuzji doznanej w brutalnym meczu z Galicj� Krak�w i
trzynastu dniach sp�dzonych w szpitalu odzyskuje przytomno��
i czuje si� zdr�w. Zagra w meczu o mistrzostwo.
- W�a�nie o to chodzi. Nawet b�dzie m�g� udziela�
wywiad�w.
- Wszystko pi�knie, szefie, tylko ta intryga to grubymi
ni�mi szyta. Znaczy ta zamiana.
- Nie mamy innej mo�liwo�ci. Nie da si� go tak po prostu
zabra�, zap�aka�, wyprawi� mu pogrzeb i podstawi� Si�dmego.
Wn�trze karetki jest jedynym miejscem, gdzie cho� przez
chwil� nie b�dzie reporter�w. - Plappermaul wydoby� z
kieszeni plastykowy pojemnik. Wytrz�sn�� na d�o� bia��
pigu�k� i prze�kn��. - Kurna, prawie nie spa�em tej nocy.
�eb mi p�ka.
- Szefie, a co z tym Dziesi�tym? - Modrovy podrapa� si�
za uchem. - Mo�e by tak...
- Mniejsza o Dziesi�tego! P�niej si� nim zajmiemy. Od
obsrywania si� jeszcze nikt nie umar�. Dawaj tu teraz
Si�dmego.
- Jasne, szefie. Sie robi.
Modrovy wepchn�� do ust dwa palce i gwizdn�� przeci�gle.
- Eee! T�pa Dupa! Chono tu! - wydar� si�. - W podskokach!
Pojedziesz do miasta.
Oba klony zatrzyma�y si� na chwil�, po czym pobieg�y z
radosnym pohukiwaniem przez boisko.
- No niech pan patrzy, szefie. Lec� na wy�cigi, jak
dzieciaki po paczk� �akoci. Skaranie boskie z nimi. -
Modrovy uformowa� z d�oni tub� i rykn��: - A ty, Chujog�owy,
gdzie?! M�wi�em, T�pa Dupa! A ty truchtaj dalej!
Dziewi�ty zwolni� i zwiesi� g�ow�. Zawr�ci�. Si�dmy
podbieg� spr�ystymi susami i przystan�� przed trenerem.
Trzasn�� pi�tami i zasalutowa�.
- Starszy kiblowy T�pa Dupa melduje si� na rozkaz, got�w
do czyszczenia sraczy!
Modrovy zarechota�.
- Nie�le ich wytrenowa�em, co? No to spocznij!
Klon odstawi� w bok nog� i wyszczerzy� z�by w u�miechu.
Zagulgota� z uciechy. Skomponowan� genetycznie twarz
hollywoodzkiego przystojniaka wykrzywi� t�py grymas.
Plappermaul odwr�ci� z obrzydzeniem wzrok i wszed� do
budynku.
- Czekam w karetce. Po�pieszcie si�! - hukn�� ze �rodka.
LINDA CANELLO; top model: - Kiedy� by�am �wi�sk�
blondynk� o piegowatej twarzy. Ale zawsze czu�am w sobie
ogie� afryka�skiej krwi. �ni�am o sawannie i o tym, by moja
sk�ra by�a br�zowa. - Linda Canello uzyska�a pomoc w salonie
urody Wenus & Apollo. - To cudowne! Niewiarygodne! Dzi�
jestem smuk�� mulatk�. Czuj� si� jak afryka�ska ksi�niczka!
WENUS & APOLLO: Daj nam swoje geny, nasi arty�ci zrobi� z
nich dzie�o sztuki.
Spiridon Czerniecki pchn�� skrzypi�ce drzwi "�elaznego
Pirata". Do spotkania z Jovan� mia� pi�tna�cie minut, wi�c
wskoczy� na sto�ek przy czerwonym kontuarze. Wcisn�� do
czytnika niklowan� p�ytk� z ciek�okrystalicznym okiem,
zamawiaj�c szklank� Red Sharka. Ostatni krzyk knajpianej
mody - drink na bazie metahirsoiny z p�ywaj�c� w szklance
�yw� miniaturk� rekina.
Po barze snu� si� zapach sma�onej cebuli zmieszany z
obecnym tu na sta�e aromatem dymu fajkowego. Wczesnym
popo�udniem do "Pirata" wpada�o niewielu go�ci. Poza
Spiridonem by� tu stary marynarz przysypiaj�cy nad kuflem
piwa. Studenciak gryzmol�cy co� w kajecie. Sapi�cy grubas w
spodniach na szelkach, �apczywie wcinaj�cy jajecznic�.
- No i wreszcie go z�apali! - zagai� barman, tr�c szmatk�
blat.
- Kogo? Kinderwampira?
- Tego, tego! �obuza jednego! Na gor�cym uczynku go
przydybali. S�ysza�e� pan?
Spiridon zaprzeczy�.
- Ca�y weekend fazowa�em w "Hitlerze", a potem dwie doby
odsypia�em non stop.
- Panie! Si� okaza�o, �e on ju� kodowany! By�y
nauczyciel. Wywalili go z roboty za molestowanie uczni�w.
Mieli wszystkie dane: odciski, t�cz�wk�, DNA i tak dalej -
barman przerwa� pucowanie i opar� si� �okciami o kontuar. -
No i czego si� by�o spodziewa�? Jak taki zacznie, to nie
ko�czy!
Rz꿹ce g�o�niki trz�s�y si� od swojskich g�ralskich
przy�piewek w rytmie �le wyregulowanego diesla. G�liki
rz�poli�y nier�wnymi, j�kliwymi nutami. Spiridon poci�gn��
d�ugi �yk.
- Sprytny �obuz. Po tym jak trafi� w rejestr, zrobi�
sobie now� twarz, wstawi� "fa�szerzy" odcisk�w palc�w,
zmieni� genotyp spermy i wyci�� kod.
- W cip� Lindy. Niez�y go��! Troszk� si� wykosztowa�.
- Tylko t�cz�wka mu zosta�a, ale to najmniejszy problem.
- Starczy�oby nie szwenda� si� po dworcach i u�ywa�
kryszta��w got�wkowych.
- Taa... �eby mie� sto procent pewno�ci, �apa� dzieciaki
poza Strefami Ochrony Nieletnich. Zawsze gdzie� mi�dzy nimi
- podje�d�a� autem, niby zagadywa� o drog�, a potem cak!
dowala� z shockera, �e maluch nawet nie zd��a� w��czy�
osobistego alarmu. P�niej, wiadomo! Gwa�ci�, mordowa� i
wrzuca� do kana�u - barman hukn�� ku�akiem w blat, a�
zabrz�cza�a szklanka z Red Sharkiem. Grubas w szelkach
drgn��, k�s jajecznicy spad� na talerz. - I co? I nic!
M�g�by si� bawi� w niesko�czono��! Kto wie, ile by jeszcze
dzieciak�w zaszlachtowa�! A policja tylko mandaty potrafi
wlepia� - przetar� czo�o wierzchem d�oni.
- I co? Drog�wka go zhaltowa�a za szybk� jazd�? Tak
przyp�ka�, �e wszystko wy�piewa�?
- Gdzie tam. On nie taki. Porwa� nast�pnego dzieciaka.
Ale si� naci��. Bo odk�d wysz�o, �e te osobiste alarmy na
nic si� zdaj�, poniekt�rzy zacz�li znakowa� dzieciaki kodami
kreskowymi. Jak samochody i przest�pc�w. Ale si� porobi�o.
Zreszt� to lepiej, bo �obuz naci�� si� na kodowanego.
Dzieciak mia� wyznaczon� tras�: dom-market-dom. Kontrolowan�
przez komputer. A kiedy drab go porwa�... nagle alarm!
Policja dorwa�a drania na gor�cym uczynku. Ju� si� zabiera�
do dzie�a!
- Beknie go�ciu niew�sko... We� udzia� w Wielkiej Loterii
Penitencjarnej!!! - Spiridon przesun�� d�oni� po g�owie.
Dziwnie si� czu� bez pokrywaj�cego czaszk� obrazu
natryskiwanej z automatu "Cybernetycznej lubie�no�ci"
Tavriollego. Albo azteckiego motywu "Taniec �mierci" lub
"P�on�cej �yrafy" Dalego. No, ale pos�ucha� Jovany. �adnego
malowania.
- Zawsze m�wi�em, �e samo namierzanie nie wystarczy.
Powinni rejestrowa� ka�dy krok kodowanych! I wszczep�w
pods�uchowych nie �a�owa�! Z tym facet w og�le nie zrobi�by
sobie tych operacji. I ba�by si� porywa�! Od razu by go
przyskrzynili. Ale zasra�ce z Ligi Liberalnej wci�� blokuj�
ustaw�. Prawa jednostki! Diabli by ich wzi�li!
- I powinni wszczepia� neuroczujniki. Klient pomy�la�by
tylko o ch�opi�cych j�derkach, a tu jebut!, bomba rozwala mu
m�zg - Spiridon wy�uska� jednego newyorkera i wetkn�� do
ust.
- Nawet przest�pca ma prawo do godno�ci - rzuci� nagle
student. - Jak wszyscy. Tylko to daje mu szans�.
- Kole�, a ty co si� wyrywasz niepytany? - przypali�
papierosa. - Jaka godno��? Gdyby mia� czujnik z bomb�,
dzieciaki by �y�y.
Z ulicy dobieg� podw�jny d�wi�k klaksonu. Spiridon pos�a�
tam kr�tkie spojrzenie. Poobijany, fioletowy hyundai.
Zerkn�� na zegar. Tym razem Jovana zjawi�a si� punktualnie.
Niepodobne.
- No to spadam - dopi� reszt� ze szklanki i zagryz�
rekinka. Na ulicy odwi�za� od por�czy popiskuj�cego kundelka
i wpakowa� si� do samochodu.
- Pies? Niedobrze, Spir. Poleci za suk� i wlezie w
stref�.
- Spoko. Jest tak sflacza�y, �e ju� nie mo�e. Tak jak
jego pan - za�mia� si� kr�tko. - Znaczy si� m�j s�siad.
Stetrycza�y dziadu. Mam nadziej�, �e nie kopnie z �alu w
kalendarz, zanim mu go oddam.
- Jak chcesz.
- Chodzi z nim tylko do marketu. Zawsze t� sam� tras�. Z
dala od stref - wpakowa� psa na tylne siedzenie.
- Jest k�opot, Spir - po ciele Jovany pod przezroczystym
kombinezonem wi�y si� wymalowane szmaragdow� i b��kitn�
farb� celtyckie wzory. Seledynowa czuprynka nadawa�a jej
wygl�d niesfornego elfi�tka, ale lekko zniszczona twarz
zdradza�a sk�onno�� do niezdrowego trybu �ycia.
Fosforyzuj�ca modliszka wytatuowana na policzku: znak gangu
Sadystyczne Landrynki.
Samoch�d z cichym szemraniem opon i ze zgrzytem, gdy
skr�cili w �wirow� alejk�, wtoczy� si� na ty�y cmentarza.
Stan�li.
- Ile masz keszu?
- Tyle, co m�wili�my. Pi��dziesi�t kawa�k�w. Plus pi�tka
dla ciebie. Na krysztale got�wkowym.
- Za ma�o.
- Jak za ma�o? Chyba by�a mowa.
- Niebiescy dokazuj� na maksa. By� nalot. Rozbili a� pi��
punkt�w. Kto� musia� sypn��. Jednego dnia uziemili i kobiety
w potrzebie i kodowanych. Kilku zapuszkowali, reszta chce
zawiesi� biznes, a� sprawa przycichnie. Teraz total nikt si�
nie przyznaje, �e ci�� jakie� kody. Nic nie wiedz�.
- W cip� Lindy. Ale szit.
- Ale poluka�am tu i �wdzie, pom�czy�am paru gostk�w - w
g�osie Jovany zad�wi�cza�a duma. - Jeden ciachnie ci to w
drodze wyj�tku. Ale za st�w�. I tak ma�o. W tej sytuacji
m�g� cen� potroi�. Ja swojej nie zmieniam.
- St�w�? Nie mam tyle. G�ra sze�� dych. Z twoj� dzia�k�!
- na masce hyundaia zata�czy� seledynowo-turkusowy smok.
Plun�� pomara�czowym ogniem i znikn��. Metahirsoina. - A na
ten mecz musz� i��!
- Masz godzin� - Jovana u�miechn�a si� s�odko. Jak
landryneczka. - Przesun�am termin, �eby� to sobie na spoko
za�atwi�.
- Okeej. A mo�e ty co� zrzucisz? Odda�bym na dniach.
- Misie�ku! Baszka si� zagrza�a? Co ja jestem, Danziger
Kreditanstalt? - przekr�ci�a kluczyk w stacyjce i uruchomi�a
silnik. - Gdzie ci� podwie��?
Szit! Sk�d wyrwa� pi��dziesi�t kawa�k�w? W godzin�.
- Gdzie? Aaa... Po prostu jed�. Od razu tam na miejsce.
Pomkn�li ku kra�com miasta ebonitow� alej� Dmowskiego
przez ciasno zabudowane okr�glakami osiedla. Odblaskowe
znaki miga�y po granatowej nawierzchni jak grzbiety ryb.
Przetoczyli si� przez most nad Mot�aw� i w po�owie
Pomordowanych W Katyniu musieli zboczy� z kursu, by omin��
Stref� Stadionu wok� trzecioligowego FfC Squall. Za Oruni�
min�li znaki ko�cowe Strefy Zaostrzonej Kontroli i zag��bili
si� mi�dzy pstrokate budynki �wi�tego Wojciecha. Tam
Spiridon kaza� Jovanie przystan��.
- Sekunda i wracam. Tylko d�ampn� do sponsora po kesz -
wepchn�� r�ce do kieszeni spejsera i dziarskim marszem
przeci�� zdezelowany plac zabaw. Pokr�ci� si� mi�dzy
okr�g�ymi budynkami w stylu industrialnego neofowizmu.
Wsz�dzie tryskaj�cy nadmiarem adrenaliny ochroniarze, z
shockerami jak armaty. Kamery. Alarmy.
Wreszcie wypatrzy� zapomnian� stacyjk� benzynow�
wci�ni�t� na pobocze pustawej ulicy. Da� nura mi�dzy
rachityczne drzewka w cieniu muru otaczaj�cego sk�ad
materia��w budowlanych. Zacz�� si� skrada�. Po kilkunastu
krokach doszed� do drucianej siatki okalaj�cej stacj�.
Przeskoczy� na drug� stron�, skry� si� za blaszanym gara�em.
Kierowca ci�ar�wki odwiesi� koniec w�a na zaczep
dystrybutora i stan�� przed zakratowanym okienkiem. Kupi�
puszk� amfa coli, odebra� p�ytk� z kryszta�em i odjecha�.
Spiridon wychyli� si� o p� g�owy. Zajrza� do wn�trza
kantorka. Dziarski starowina nie mog�c znie�� bezczynno�ci,
przestawia� puszki na p�kach i �ciera� wyimaginowane kurze.
Zmursza�y, pomarszczony troll.
Gliniarski emeryt, pomy�la� Spiridon, gdy przyuwa�y� u
jego pasa policyjnego shockera i elektryczn� pa�k�. Z ty�u w
wielgachnej kaburze stercza�o stare, poczciwe magnum. Nie
by�o nigdzie zewn�trznych kamer, wewn�trzne, rejestruj�ce
obraz, nie stanowi�y problemu: kolczyki w uszach Spiridona
emitowa�y promienie nie zak��caj�ce odbioru, za to
skutecznie uniemo�liwiaj�ce zapis wideo. Ale i tak uzbrojony
troll i kraty nie u�atwia�y sprawy.
Podturla�a si� nast�pna ci�ar�wka. Kierowca zatankowa�,
przetar� lusterka i zdematerializowa� si�, pozostawiaj�c
k��by spalin.
Mija�y minuty. Nic si� nie dzia�o. Cisza i bezruch.
Spiridon chcia� ju� odej��, gdy nagle go zobaczy�. Od razu
wiedzia�, co robi�.
Zwyk�y czarny dachowiec. Nie, to nie metahirsoina. Kot.
Przeskoczy� przez p�ot i wpakowa� nos w przepe�niony
�mietnik. Zrazu zachowywa� si� nieufnie, jednak wkr�tce
pozwoli� si� pog�aska�, uj�� pod brzuch i nawet podnie��.
Spiridon ustawi� przed sob� puszk� po smarze. Si�gn�� pod
kurtk� i wyszarpn�� wys�u�onego tregarta. Odbezpieczy�.
Kopn�� puszk�. Przewr�ci�a si� i z brz�kiem poturla�a
mi�dzy dystrybutory. Tu� za ni� polecia� miaucz�cy z
przera�enia kocur.
- Cholera jasna! Sraluchy! - zakl�� dziadek. Odryglowa�
drzwi i wycz�apa� na zewn�trz.
Pedancik. Spiridon wbi� mu luf� w kark.
- �apy do g�ry, nawet nie drgnij! Do �rodka!
- Bandyta! - zakwicza� troll.
- Morda, dziadu! Bo rozwal�! Do �rodka! I nie tykaj
gan�w!
Starowina dygocz�c wdrepn�� do kantorka. Spiridon za nim.
- Zero alarm�w, dziadu! Ja glin nie potrzebuj�. A ty
chcesz �y�. To klarowny uk�ad! - i lufa do czo�a.
B�yskawice spojrze�. To na alarm, to na kolb� shockera. I
na tregarta nad nosem.
- Lepiej nie kombinuj! Jestem takim Arsenem Lupinem.
D�entelmenem. Nie zabijam bez potrzeby. I nie wyczyszcz�
wszystkiego. Chc� tylko pi��dziesi�t kawa�k�w.
Poda� p�ytk�. Troll z kwa�n� min� wetkn�� j� do czytnika.
Oci�gaj�c si� wystuka� na klawiaturze rz�dek cyfr i zbli�y�
oko do skanera. Kiedy kasa odczyta�a i zweryfikowa�a wz�r
t�cz�wki, z konta w banku Posejdon SA przep�yn�� do
kryszta�u �agodny strumie� plik�w. Okr�g�e pi��dziesi�t
tysi�cy z�otych. Spiridon za�mia� si� i wyszarpn�� p�ytk�.
- Dobra... A teraz w�a� tam - wyci�gn�� dziadka na
zewn�trz i wepchn�� do toalety dla kierowc�w. Drzwi
zatarasowa� pojemnikiem na �mieci. Biegiem mi�dzy domami, po
kilku minutach dotar� do hyundaia Jovany.
- Wymi�kamy st�d! - rzuci� zdyszany.
- Co tak marudzi�e�? Piesek za tob� p�aka�.
- Bo sponson prosi� na bankiet. By�a cziornaja ikra i
Moet & Chandon.
Kopn�a gaz. Samoch�d skoczy�. Szybko zostawili za sob�
budynki �wi�tego Wojciecha i zag��bili si� w przedmie�cia.
Po pi�tnastu minutach kluczenia byli na miejscu.
Gabinet czarnej chirurgii znajdowa� si� w piwnicy
arabskiej willi, na granicy obejmuj�cej Spiridona Strefy
Sta�ego Dozoru. By� jednym z dziesi�tek tych punkt�w, gdzie
zaspokajano potrzeby, kt�rych nie da�o si� zaspokoi�
legalnie. Czyli wszczepiano "fa�szerzy" linii papilarnych,
korygowano genotypy, wykrajano nowe twarze i nieco na
marginesie - dokonywano aborcji. Przede wszystkim - usuwano
kody kreskowe. Zabieg trwa� kilka godzin, poza zwyk�ym
sprz�tem mikrochirurgicznym wymaga� po��czonego z komputerem
skanera fotorentgenowskiego oraz wsp�pracy dw�ch
przynajmniej neurochirurg�w.
Niestety, Spiridona przywita� tylko jeden. zwa� si�
Siergiej i by� niskim, ciemnow�osym czterdziestolatkiem.
- Mendziarze robi� czystki. Zapuszkowali mojego wsp�lnika
- wyja�ni� i wprowadzi� go do wy�o�onej zielonymi kafelkami
sali. �ci�gn�� bia�y fartuch z oparcia fotela
ginekologicznego i za�o�y� go. Dopiero w�wczas zwr�ci� uwag�
na psa. Przykucn��, pog�aska� go po �bie. - No ma�y, jak
masz na imi�?
- Piku�. Albo Reksio - powiedzia� Spiridon. - Albo Azor.
W cip� Lindy! Czy to wa�ne? Mo�e zaczniemy?
- Wyluzuj, ch�opie! Musz� si� przygotowa�. To potrwa.
Gdzie masz ten wszczep?
- Z ty�u g�owy. Na potylicy.
Siergiej wydoby� dwie jednoraz�wki ze szklanej szafeczki.
- To rozbierz si� do pasa i po�� na stole.
W sali unosi�a si� wo� lizolu zmieszana z trudnym do
rozpoznania s�odkawym zapachem. Dwie lampy na wysokich
statywach k�u�y w oczy jaskrawobia�ym �wiat�em. Le��c z
przymkni�tymi oczami Spiridon przys�uchiwa� si� brzd�kaniu
narz�dzi, ciurkaniu cieczy, szumowi odka�arki.
- Najpierw wyskanuj� siatk� zabezpiecze� - odezwa� si�
Siergiej. - I odtworz� na ekranie jej po��czenia z nerwami.
Drobna paj�czyna nitek zabezpieczaj�cych mia�a podw�jn�
funkcj�. Ich ko�c�wki wszczepiano do w��kien nerwowych tak,
by pr�ba od��czenia ko�czy�a si� parali�em, niedow�adem lub
zaburzeniami czucia. To si� zdarza�o, szczeg�lnie na
pocz�tku dzia�alno�ci punkt�w. P�niej lekarze, cz�sto
wcze�niej sami wszczepiaj�cy kody w klinikach policyjnych,
rozwin�li techniki i zgromadzili lepszy sprz�t. Tylko
naprawd� wielcy pechowcy mieli teraz powik�ania.
Podobnie z drugim zabezpieczeniem. Wszczep kodu odbiera�
z w��kien nerwowych dwufazowy pr�d czynno�ciowy. Nie
os�abia�o to dzia�ania nerwu, a jednocze�nie zasila�o zapis
samego kodu. W przypadku od��czenia dop�ywu pr�du kod ulega�
wykasowaniu, co policyjne satelity GPS natychmiast
wy�apywa�y. B�yskawiczny patrol dokonywa� nalotu na miejsce,
z kt�rego odebrano ostatni sygna�. Tak wpad�o kilka
gabinet�w - w trakcie operacji. Czarny rynek sprz�tu i
oprogramowania szybko na to zareagowa�.
Siergiej wygoli� ty� g�owy Spiridona i zabra� si� do
skanowania. Po godzinie na ekranie pojawi�a si� mapa ca�ego
mikrosystemu kodu. Mo�na by�o przej�� do najtrudniejszej
cz�ci operacji.
Siergiej poda� starannie odmierzone dawki suritalu -
napierw Spiridonowi, a zaraz potem psu.
Za pomoc� sprz�onych z komputerem narz�dzi
mikrochirurgicznych dotar� do zaznaczonych na mapie miejsc.
Do wszystkich nitek pod��cza� kolejne elektrody,
przesy�aj�ce napi�cie r�wne pr�dom czynno�ciowym w��kna
nerwowego. Natychmiast po tym, zachowuj�c ostro�no��,
odcina� ko�c�wki nitek - tu� przed punktem styku z nerwami.
Tak od��czy� ca�� paj�czynk� od w��kiem nerwowych, a razem z
ni� sygnalizator kodu.
Teraz mia�o nast�pi� to, co nie stanowi�o jedynej
mo�liwo�ci, ale by�o najprostsze i najta�sze: wszczepienie
kodu do uk�adu nerwowego zwierz�cia. W tym przypadku psa.
Ta cz�� operacji posz�a �atwiej, gdy� Siergiej nie musia�
si� ju� k�opota� o pu�apki zastawione przez policyjnych
neurochirurg�w. Wszczepianie systemu by�o czynno�ci� du�o
prostsz�, cho� r�wnie czasoch�onn�. Problemem pozostawa�o
umieszczenie kodu pod sk�r� zwierz�cia z jak najmniejsz�
blizn� i nie nara�aj�ce wszczepu na uszkodzenia. Z��czone
klejem tkankowym brzegi rany pod ogonem wygl�da�y jak
kilkudniowa szrama po g��bszym zadrapaniu.
Operacja trwa�a sze�� godzin, znacznie d�u�ej ni�
potrzebowaliby na ni� dwaj lekarze.
Kiedy Spiridon obudzi� si� z narkozy, zn�w by� wolnym
cz�owiekiem. Odt�d jako kibica-chuligana, pozbawionego prawa
wst�pu do wszystkich Stref Stadionu oraz prawa opuszczania
bez zezwolenia przynale�nej Strefy Sta�ego Dozoru, policyjne
satelity �ledzi�y ma�ego, siwego kundelka. Pikusia. Albo
Reksia. Albo Azora.
SMA�ONY MARSJANIN! Co ma zielon� sk�r�, antenki i chce
ci� po�re�? MARSJANIE! Chcesz przysma�y� im ty�ki? Chcesz
pos�ucha�, jak j�cz�, p�acz�, rz꿹? Chcesz zobaczy�, jaki
kolor ma ich krew? M�zgi? Wn�trzno�ci? Przyjd� do LUNAPARKU
"BALTIC" - postrzelasz sobie z lasera. Dzi� do wyhodowanych
w VilLab klonowanych mutant�w, jutro do najprawdziwszych
naje�d�c�w z Marsa.
Pad�a komenda "Do boju"! B�yski fleszy. Lufy mikrofon�w
wycelowane w jego usta. Na niewielki hol kliniki Winkiewicza
spad� desant dziennikarzy.
- Panie Bobby, czy zagra pan w jutrzejszym meczu?
- Je�eli tylko trener znajdzie dla mnie miejsce - Bobby
Miczurin VII, czyli teraz po prostu Bobby Miczurin z trudem
przepycha� si� do wyj�cia.
- Czy FfC Siren zdob�dzie tytu�? Ile goli pan strzeli?
Czy przerwa w treningach nie odbije si� na pa�skiej formie?
Jak FfC Siren odpowie na ofert� transferow� Juventusu?
- Prosz� pa�stwa, prosz� zrobi� przej�cie - Otokar
Hieronim Plappermaul koln�� �okciem w �ebra natarczywego
reportera i poprowadzi� Bobby'ego do samochodu. - Przykro
mi, ale pan Miczurin nie b�dzie teraz odpowiada� na �adne
pytania. Zapraszamy na dzi�, na osiemnast� do klubu na
konferencj�. Prosz� zrobi� miejsce!
Otworzy� drzwiczki srebrnego cadillaca z przyciemnianymi
szybami i popychaj�c Bobby'ego wgramoli� si� do �rodka.
Samoch�d ruszy�.
- Cholerne pismaki! Spokoju nie daj�. Ale nic si� nie
martw. Przygotowa�em dla ciebie tekst o�wiadczenia i
odpowiedzi na ich ewentualne pytania. A teraz do roboty.
Musisz nadrobi� zaleg�o�ci - Plappermaul strz�sn�� jedwabn�
chusteczk� i otar� czo�o.
- Ch�tnie. Ju� bym sobie pokopa�. I poboksowa�. Od tego
le�enia w�cieklicy dostawa�em.
- Bobby, bracie... - prezes poklepa� go po plecach i
u�miechn�� si�. - Naprawd� si� o ciebie martwi�em. Jak ci
ten Bjornsen przy�o�y�, to my�la�em, �e ju� koniec...
- Nie by�o tak �le - Bobby zupe�nie nie czu� wyczerpania.
Jakby �adnej kontuzji! �adnego Bjornsena z pi�ci� jak
bochen.
- Posz�o ju� 27 tysi�cy bilet�w! Pi�tna�cie trzymamy dla
kibic�w Hansy - Plappermaul spl�t� palce na brzuchu i wbi�
si� g��biej w mi�kkie oparcie. - My�l�, �e do pi�ciu dych
doci�gniemy. To b�dzie mecz sezonu! A mo�e i dekady!
Samoch�d przemkn�� przez most i skr�ci� na Wis�ostrad�. O
tej porze by�o tam pusto jak na polu, wi�c dziesi�� minut
p�niej cadillac podskakuj�c na nier�wnym asfalcie min��
bram� i zaparkowa� u st�p masywnego Stadionu Olimpijskiego,
reprezentacyjnego obiektu w kompleksie klubowym FfC Siren.
Po kr�tkim, ale tre�ciwym �niadaniu, z�o�onym z p�ynnych
i p�p�ynnych od�ywek witaminowo-bia�kowych, Bobby Miczurin
wskoczy� w dres i zrobi� godzinn� rozgrzewk�. Po niej
przywita� si� z trenerem i kolegami z dru�yny. Ju� pierwsze
minuty semikontaktowego sparringu rozwia�y w�tpliwo�ci co do
jego kondycji - jak zwykle g�rowa� pr�dko�ci�, si�� cios�w i
precyzj� strza��w. Gorzej posz�o z taktyk�, ale ta nigdy nie
by�a mocn� stron� Bobby'ego ani pozosta�ych pi�karzy FfC
Siren.
- Nie ma si� co �ama�. U nas w lidze nikt nie gra
ofensywnie - pociesza� ich trener.
Po czterech godzinach, obiad. Gdy spa�aszowali swoje
porcje od�ywek, przyszed� czas na drug� cz�� treningu -
si�owni�. W niej sp�dzili kolejn� godzin� i po uzupe�nieniu
zapas�w protein i witamin Bobby Miczurin z kolegami przez
dwie nast�pne godziny �omota� w gruszki i manekiny,
skupiaj�c si� g��wnie na doprowadzeniu do idea�u prawych
prostych i lewych sierpowych.
Po ko�cz�cym trening sparringu Bobby wymoczy� si� pod
prysznicem, przebra� w �wie�e ciuchy i pogwizduj�c poszed�
na konferencj�.
LINDA CANELLO, top model: - Praca modelki potrafi by�
naprawd� m�cz�ca. Tyle godzin na nogach! Nie raz mdla�am z
wysi�ku! Zastanawia�am si� czy nie zmieni� zawodu. K�opoty
sko�czy�y si�, gdy kolega uraczy� mnie szklaneczk� zimnej
amfa coli. Wspania�e! Niewiarygodne! Orze�wiaj�cy nap�j z
dodatkiem amfetaminy potrafi czyni� cuda. Nie pami�tam, co
to zm�czenie! AMFA COLA - to jest to!
�mia�y im si� twarze. Warstwa bia�ej i zielonej farby
podkre�la�y wygi�te do g�ry linie ust i b�yszcz�ce t�cz�wki.
Czasem oczy przymyka�y si�, rozchylone wargi oblepia�y otw�r
w puszce z amfa col�. Zawarta w niej energia delikatnie
szczypa�a w mi�nie. Jakby krasnoludkowi policjanci
ostrzeliwali je pr�dem z miniaturowych shocker�w.
Bia�e i zielone. Klubowe barwy Hansy Danzig. I zabawa na
maksa. Wed�ug zasady: dzie� meczu to dzie� �wi�ty. A dzie�
�wi�ty trzeba �wi�ci�.
Cop Killer g�ucho mrucz�c lawirowa� mi�dzy zalewaj�cymi
ulice pojazdami. Nabuchodonozor kln�c wpycha� go gwa�townymi
ruchami w ka�d� dostrze�on� luk�.
- Bez nerw, Nabuch - uspokaja� Spiridon. - Mecz jest
dopiero o si�dmej. Mamy czas. Ej, ch�opaki, dajcie jeszcze
coli - rzuci� w ty�.
- We� od razu ca�y karton - zniecierpliwi� si� Stojan i
cisn�� puszkami. - ��opiesz tyle co ja i Milo razem.
- Bo to te� dla naszego s�odkiego Nabuszka.
- Nie m�w do mnie Nabuszek! Bo wywal� z wozu! B�dziesz
dyma� na stopa - obi�o si� z hukiem o metalowe �ciany Cop
Killera.
Cop Killer to by�a dopiero bryka! Prezentowa�a si�
naprawd� niekiepsko. Lekki samoch�d pancerny typu Stahllowe
2-N z demobilu Bundeshwehry. Nabuchodonozor pokry� go czarnym
matowym lakierem, wprowadzaj�c tylko dwa bia�e elementy:
wymalowane na bokach trupie czaszki ze skrzy�owanymi
piszczelami i gotyckie litery "Cop Killer". Ty� pojazdu
zdobi�a wielka srebrna koga z bia�o-zielonymi �aglami i
nazw� ukochanego klubu na kad�ubie: Hansa Danzig. Na
stercz�cej na dachu antenie dumnie �opota� niemal metrowej
d�ugo�ci jolly roger.
Tak si� jedzie na mecz! Z fasonem i wdzi�kiem.
Rycz�c i ziej�c spalinami jak w�ciek�y smok Cop Killer
min�� granice Strefy Zaostrzonej Kontroli, wypad� poza lini�
kra�cow� Strefy Sta�ego Dozoru i z impetem wbi� si� w nurt
autostrady. Nabuch wepchn�� pojazd na trzeci pas, rozp�dzi�
do 150 km/h. I tak trzyma�.
- W cip� Lindy! Ale fajne cioty! - zapiszcza� z rado�ci
Spiridon po jakiej� godzinie jazdy, zerkaj�c na mijaj�c� ich
rozklekotan� furgonetk�.
�rodkowym pasem pru� pomalowany w kolorowe kwiaty i
pacyfki mercedes starego typu. Trz�s� si� i strzela�
ga�nikiem. Zza szyb u�miecha�y si� rozanielone twarze pi�tki
neohipis�w.
- Co si� tak kud�acze rozpychaj�!! We� im jak�� sztuczk�
poka�.
Nakr�cany amfa col� i rechotem kole�k�w Nabuch zdecydowa�
si� na sztuczk� wzbudzaj�c� najwi�kszy aplauz. Opanowan� do
perfekcji. Podprowadzi� Cap Killera pod ty� furgonetki i
pancernymi zderzakami przy�o�y� jej delikatnego klapsa.
�upu.
- Wal jeszcze!
Neohipisi przyspieszyli. Zarzynany bez lito�ci silnik
mercedesa zaj�cza� wysok� nut� wpadaj�c w zgrabne unisono z
basowym mruczeniem Cop Killera.
- Nie odpuszczaj kud�aczkom! Jeszcze!
Nabuch nie odpuszcza�. Silnik rykn�� z furi� i pchn�� w�z
do przodu. Jeszcze dwa ma�e, ale silne klapsy. �upu. I �upu.
Furgonetk� zarzuci�o.
- Ale czad! - Milorad opar� si� na ramieniu Spiridona i
wepchn�� obok g�ow�. Ub�stwia� tak� zabaw�. Gdy �ycie
zaczyna�o robi� si� naprawd� szybkie. Gdy rozsadzaj�ca �y�y krew
�piewa przy akompaniamencie silnika hymn wolno�ci. - Przykop
im jeszcze!
Neohipisi przemkn�li na pierwszy pas i zwolnili,
os�aniaj�c ty�y d�ugim cielskiem wlok�cego si� za nimi tira.
- To kwiatuchy niemyte! - Spiridon klepn�� d�oni� w
kolano. - Wymi�kaj�, kurczaki!
- Luzik, stary! Znam wi�cej fajnych sztuczek. Teraz im
wyci�gn� kr�liczka z cylindra - Nabuch wtoczy� w�z na drugi
pas i zr�wna� go z mercedesem. Przera�one twarze neohipis�w
wykrzywione p�aczliwymi grymasami. Rozdygotane ramiona.
Furgonetk� kierowa� rozebrany do pasa, d�ugow�osy ch�opak.
Szczup�e cia�o zgi�te w pa��k, zbiela�e d�onie nerwowo
�ciskaj�ce obr�cz kierownicy. Dobrze prowadzi, pomy�la�
Spiridon. To przecie� maksymalny gruchot. Tylko kopn�� i si�
rozsypie.
Tu� za kierowc� przycupn�a z za�o�onymi na oparciu
r�kami m�oda dziewczyna. Czerwone w�osy fruwa�y raz w jedn�,
raz w drug� stron�. Niew�sko przyp�ka�a, za�mia� si�
Spiridon. Ale jest ca�kiem niekiepska. �adna. Gdyby zrzuci�a
te szmaty i zdj�a paciorki... - Co jest, Nabuch!! Dowal
im!!
Nabuch dowali�. Wgni�t� peda� gazu i zakr�ci� gwa�townie
kierownic�. Cop Killer r�bn�� w bok furgonetki. Centymetr po
centymetrze zacz�� spycha� j� na pobocze. Zgrzytn�� metal.
Zabucza� d�ugi sygna�. Tir nie zd��y� zredukowa�
pr�dko�ci. Pukn�� w tylny zderzak neohipis�w. St�kn��
hamulcami i zwolni�. Nabuch z ha�a�liwym rechotem wepchn��
Cop Killera w powsta�� luk�.
- �aa�! Jeee! Widzieli�cie? Ale im przy�o�y�! A teraz
gw�d� programu!
Kopn�� gaz i nag�ym zrywem przyr�n�� w ty� mercedesa. O
wiele silniej ni� poprzednio. Drzwi wgi�y si� do �rodka.
B�ysn�a d�uga rysa go�ego metalu.
- I jeszcze raz! Ca�a naprz�d! - zdeformowany zamek
prysn�� i oba skrzyd�a, jedno po drugim, trzasn�y o boki.
Furgonetk� miotn�o. Gwa�towny atak epilepsji. Drasn�a
barierk�.
- �ojeja! Nie za szybko! Jeszcze zako�czenie - ze �miechu
Nabuch ledwo trzyma� kierownic�. Spanikowani neohipisi
miotali si� po wn�trzu, �api�c wysypuj�ce si� graty.
- I finito! - zderzak Cop Killera wyszarpn�� z zawias�w
lewe skrzyd�o drzwi i cisn�� je pod ko�a. Zagruchota�o.
Teraz troszk� wycofa� i kierownic� ostro w prawo! Na pobocze
i do przodu. �ubudu. Drugie skrzyd�o zgrzytn�o po betonie i
sypn�o iskrami. Troszk� wycofa�, w lewo i ca�a naprz�d!
�ubudu. Kwiecista furgonetka podskoczy�a i d�ugim �lizgiem
wbi�a si� w barierk� na poboczu. Tam ju� zosta�a.
- A teraz brawa dla mistrzunia! - rozrechotany mors
pu�ci� kierownic� i zacz�� plaska� p�etwami.
- Trzeba by�o ich na total w r�w wpasowa� - j�kn��
rozczarowany Milorad i siorbn�� �yczek amfa coli.
- Nie peniaj. Jeszcze se dzisiaj pomordujemy. B�dzie
jazda!
Daj si� porwa� na wycieczk� 20 WIEK�W WSTECZ!! Poczuj si�
jak RZYMSKI PATRYCJUSZ!! W wybudowanym specjalnie dla ciebie
najprawdziwszym KOLOSEUM mo�esz za�y� wyrafinowanej rozrywki
staro�ytnych! WALKI GLADIATOR�W! Walki z lwami! CORRIDA!
Ma�o EMOCJI!??? Wytypuj w LottoColosseo zwyci�zc�w, mo�e
trafisz MILION!! KOLOSEUM, al. Wa��sy 188, SOBOTY 20.00.
Korek ci�gn�� si� od znak�w granicznych Strefy Sta�ego
Dozoru. Jak wielka w�ochata g�sienica pokry� zjazd z
autostrady i ca�� Wis�ostrad� a� do Stadionu Olimpijskiego.
Samochody z mozo�em zdobywa�y ka�dy metr trasy. Dzi�ki
setkom kamer i czujnik�w koordynowanych przez policyjne
satelity GPS helikopterom drog�wki udawa�o si� co jaki� czas
kroi� g�sienic� na kawa�ki i upycha� je w bocznych
uliczkach. Wtedy jezdnie o�ywa�y, i na pi�� minut mo�na by�o
przyspieszy� do 30 km/h. Jednak z�o�liwe duchy architekt�w i
planist�w drogowych zaraz powraca�y do diabelskiego ta�ca
rado�ci nad udan� zemst�: po kr�tkim przesileniu ruch
ustawa�, zmro�ony przez korek.
Nabuchodonozor nie nawyk� do takiej sytuacji. Owszem,
miewa� problemy z dojechaniem na mecz. Ale w takie bagno
mo�na by�o wpa�� tylko tu i teraz: przed ostatni� kolejk�
rozgrywek. A konkretnie przed tym jednym spotkaniem, kt�re
FfC Siren dawa�o szans� na pierwszy w dziejach klubu tytu�
mistrzowski, a zarazem grozi�o zepchni�ciem do II ligi Hansy
Danzig - dru�yny, kt�ra si�ga�a po ten laur przez trzy
ostatnie sezony. Kibice walili autokarami i samochodami.
Trzeszcz�cy w szwach Dworzec Centralny co godzin� kipia�
bia�o-zielon� ci�b�, zalewaj�c� wszystkie linie metra i
autobusowe biegn�ce na Stadion Olimpijski.
Za mostem Poniatowskiego mr�wy tak szczelnie oblepi�y
ka�dy skrawek asfaltu, �e Nabuch zdecydowa� si� zmieni�
tras�.
- Przeskoczymy Poniatoszczakiem na Prag�, damy czadu
wzd�u� Wis�y, a potem z g�rki na pazurki mostem
Siekierkowskim pro�cie�ko na meczyk - staranowa� s�upki z
czujnikami nat�enia ruchu, zmia�d�y� ko�ami trawnik mi�dzy
jezdniami i wtoczy� si� na most. Zrazu wygl�da�o na to, �e
pomys� jest nie najgorszy. Ujechali kawa� drogi bez
zatrzymywania si�. Wkr�tce okaza�o si�, �e po prawej stronie
Wis�y jest r�wnie wielu kibic�w FfC Siren jak po lewej.
Jakie� p� kilometra przed mostem Siekierkowskim Cop Killer
zn�w si� zaklinowa�. Na amen.
- Karamba jebana! - Nabuch splun��, zakr�ci� ostro
kierownic� i p�osz�c z chodnika przechodni�w przemkn�� ku
najbli�szej przecznicy. Skr�ci� i dusz�c peda� gazu zacz��
kluczy� po w�skich uliczkach.
- Ej, patrzcie! Jakie fajoskie trumniszcze! - za�mia� si�
naraz Spiridon. - Sk�d takiego gruchota wyrwali? Ma z
dwie�cie lat.
Zza odleg�ego o sto metr�w zakr�tu wytoczy� si� stary
skot. Boki czarnego, topornego cielska zdobi�y monstrualne
z�ote syrenki z zielono-czerwonymi tarczami. Prz�d na
wysoko�ci zderzak�w samochodu osobowego wzmacnia� taran
zespawany z szyn kolejowych. Transporter dostojnie
wymanewrowa� i zatrzyma� si� na �rodku jezdni zalanej
r�owawym blaskiem zachodz�cego s�o�ca. Poniek�d tarasowa�
im drog�.
- Jak to sk�d? - zahucza� Nabuch. - A o Skoku Tysi�clecia
s�ysza�e�? Nierozwik�ana tajemnica napadu na Muzeum Wojska
Polskiego? Razem z gratem ukradli pijanego str�a...
�miech z cichym chrz�kni�ciem uwi�z� mu w gardle, gdy z
otwartego w�azu skota wysun�a si� d�uga rura, a za ni�
trzymaj�ce j� r�ce i g��wka w czapce baseballowej.
- To syreny! - wrzasn�� i z impetem napar� na hamulec.
Samoch�d z piskiem i seri� urywanych st�kni�� �lizgn�� si�
par� metr�w w prz�d i stan��. - Wal� z granatnika!
Lufa kiwn�a si� w r�kach baseball�wki i plun�a. Pocisk
sycz�c poci�gn�� ogon siwego dymu. Sekunda. Za�oskota�o.
Zatrz�s�o. Metr od nich wyros�a ciemna chmura py�u i
przes�oni�a widok. O pancerz sypn�� grad od�amk�w.
- Os�ony! - zacharcza� Nabuchodonozor, ale Spiridon nie
s�ysza� go. Brz�cza�o mu w uszach. Piszcza�o. G�ow�
wstrz�sa� od �rodka powolny, monotonny �omot. Zamruga�
powiekami. Usta Nabucha porusza�y si� bezd�wi�cznie, r�ce
gi�y w niejasnych gestach. Co� pokazywa�y. Wreszcie
Spiridon zrozumia�. Wgni�t� kciukiem okr�g�y przycisk w
desce rozdzielczej.
Na szyby zacz�y sp�ywa� z cichym buczeniem stalowe
p�yty. Wn�trze samochodu powoli ogarnia� mrok, s�abn�ce
�wiat�o umyka�o poza brzegi opuszczaj�cych si� os�on. W�skie
wizjery na czo�owych pokrywach znaczy�y ich twarze
pod�u�nymi, rudymi smugami. Nim Spiridon zd��y� przyzwyczai�
wzrok do ciemno�ci, z trzepotem zab�ys�a mu nad g�ow�
jarzeni�wka, zalewaj�c wn�trze blad� po�wiat�. Po chwili
cichy szum da� zna�, �e w��czy�a si� r�wnie� wentylacja.
Potykaj�c si� o kartony z amfa col� Milorad przeni�s� si�
do wie�yczki strzelniczej. Wdrapa� si� na podwy�szony
fotelik i z pomoc� Stojana odblokowa� dzia�ko 36 mm. Korbk�
odkr�ci� os�on� otworu strzelniczego i pchn�� je w prz�d po
prowadnicy. Koniec lufy wychyli� si� na zewn�trz.
- Dowal gnojom! Zabij wszystkich!
- Rozpi�d� im grata!
Milorad usadowi� si� wygodniej, z�apa� za uchwyt dzia�ka,
zawiesi� palec nad cynglem i wycelowa�.
Zanim zd��y� odda� pierwszy strza�, na zewn�trz zasycza�o
i prz�d Cop Killera zatrz�s� si� od kolejnej eksplozji.
Mocniej ni� od pierwszej. Gdy opad� kurz, �ebka w
baseball�wce nie by�o ju� wida�. Skot z�owr�bnie toczy� si�
w ich stron�. Nabiera� pr�dko�ci.
Milorad szarpn�� za spust i przytrzyma�. Dzia�ko
zagdaka�o basowo, ci�gn�c d�ug�, nieprzerwan� seri�. Pociski
z furi� zry�y asfalt przed rozp�dzaj�cym si� transporterem i
zabrz�cza�y na jego pancerzu.
Milorad przerwa� ostrza�.
- Kurwa! To oni nam dowal�! To ich nie rusza!
- Zawsze m�wi�em, �e ta zabawka to tylko do pukania na
wiwat! Trzeba by�o, Nabuch, zamontowa� wi�kszy kaliber. A
tym g�wnem strzela� tylko na sylwestra!
Spiridon rzuci� si� w ty� wozu. Rozwar� szeroko wieko
skrzynki z amunicj� i wci�gn�� j� mi�dzy kolana. Kln�c i
sapi�c odblokowa� zawory zabezpieczaj�ce g�rny w�az i pchn��
pokryw�. Wysun�� na sekund� g�ow�, po czym wy�uska� trzy
granaty, wyrwa� zawleczk� jednego i wychylaj�c tu��w na
zewn�trz cisn�� go w stron� szar�uj�cego transportera.
Za nim pos�a� drugi. I trzeci. �aden nie dolecia� do
celu. Spad�y o jakie� dziesi�� metr�w za blisko. Trzy
eksplozje zla�y si� w jedn�, wyrzucaj�c w powietrze kawa�y
asfaltu i sk��biony tuman kurzu.
Zn�w zagdaka�o dzia�ko. Skot zatrzyma� si�.
- Pierdolone syreny! Spadamy, bo nas rozwal� - Spiridon
z�apa� jeszcze trzy granaty. - Nabuch! Ja im miotn� par�
jajek, a ty wycofuj w�z!
Nie zd��yli. W dzia�ku sko�czy�y si� naboje. Stojan
nieporadnie wypl�tywa� now� ta�m� spomi�dzy granat�w i
magazynk�w.
W tej samej chwili ze skota wyjrza�a lufa granatnika, a
tu� za ni� g��wka w baseball�wce. Zasycza�o - w ich stron�
pomkn�� nast�pny pocisk.
Tym razem uderzy� celniej. Prosto w wie�yczk�
strzelnicz�. Pot�ny wybuch zatrz�s� Cop Killerem jak
grzechotk� i zmi�t� cz�� dachu z dzia�kiem. Rozdzieraj�cy
huk za�omota� twardymi pi�ciami w pancerz. Wielka gar��
cisn�a do wn�trza k��b kot�uj�cego si� kurzu. Przez wyrw�
wpad� snop �wiat�a rozpraszanego przez wiruj�ce drobinki.
Rosn�ce p�omienie �apa�y hausty klaruj�cego si� powietrza.
Milorad straci� g�ow�. Dos�ownie. Spostrzegli to dopiero,
gdy opad� py� i skr�cony do szyi zew�ok osun�� si� z fotela.
- Milo! Jezuniu! Rozwalili go! - wychrypia� Stojan i
odwr�ci� wykrzywion� twarz. - Rozwalili na maksa!
- W cip� Lindy... - wyszepta� Spiridon. Poczu� kot�uj�ce
si� w brzuchu md�o�ci. Spojrza� na koszulk�. Czerwona od
krwi Milorada. Spostrzeg� to, zgi�� si� i bluzn�� spienion�
tre�ci� �o��dka.
Nabuchodonozor zamar� os�upia�y i tylko otwiera� i
zamyka� oczy, jakby chcia� odp�dzi� makabryczn� halucynacj�.
Na pr�no.
Zasycza�o i grzmotn�o. Nast�pny pocisk rozerwa� przedni�
os�on� szyby. Sypn�y si� okruchy szk�a. Ogie� lizn�� fotel
wielkim j�zorem, potar� �bem oparcie i zasiad� tam niczym
kr�l na tronie.
Wzm�g� si� szum wentylacji. Mimo przedzawa�owego stanu
wci�� wyrzuca�a na zewn�trz buroczarne chmury dymu.
I o�ywia�a ogie�. Nabuchodonozor si� ockn��. Szarpn��
klamk� i rozpaczliwym pchni�ciem otworzy� drzwi.
- Wymi�kamy, bo zaraz jebnie! - wyskoczy� i nie zwa�aj�c
ju� na nic, pu�ci� si� p�dem w stron� najbli�szych
zabudowa�. Nawet si� nie schyli�.
Stojan odci�gn�� sztab� rygluj�c� tylne drzwi i kopn��
je. Krztusz�c si� i charcz�c wypadli na ulic�. Pognali za
Nabuchem.
W sam� por�. Kilkana�cie sekund p�niej d�ugie ramiona
ognia z czu�o�ci� obj�y skrzynk� z amunicj�. Smuk�e palce z
po��daniem wsun�y si� mi�dzy granaty. �ar mi�o�ci rozgrza�
je i zaczerwieni�.
Erupcja wulkanu pchn�a pod niebo jaskrawopomara�czow�
kul� ognia ci�gn�c� ogon kurzu. Detonuj�ce jeden po drugim
granaty przeci�ga�y �oskot wal�cego si� �wiata i wyd�u�a�y
grzyb p�omieni. L�ejsze szcz�tki Cop Killera, dmuchni�te w
g�r�, zatacza�y �agodne �uki i rozsypywa�y si� po okolicy,
bombarduj�c nawet skota syren. Za nimi powlok�y si� g�ste
cumulonimbusy czarnego dymu. Ziemia zatrz�s�a si� lekko.
Gor�cy oddech eksplozji ogo�oci� z li�ci i osmali� kilka
najbli�szych drzew. Okna dom�w z trzaskiem sypn�y okruchami
szyb.
- Ale pierdol�o! - podsumowa� Stojan, wychylaj�c si� zza
kontenera na �mieci.
- Ale bryki szkoda - j�kn�� za�amany Nabuch. - No i Mila!
Dopiero wtedy pojawi�a si� policja. Zza �ci�tej dachami
dom�w linii horyzontu wynurzy�y si� z �opotem dwa czarne
Jerkinsy PV-8. Kryj�c si� za czubkami drzew dolecia�y nad
gorej�ce szcz�tki Cop Killera, zwolni�y i zacz�y zatacza�
nad nimi obszerne ko�a. Pot�ne wirniki nie pozwala�y opa��
k��bom kurzu i dymu.
Jak g�odne s�py, pomy�la� Spiridon, chocia� piloci
lataj�cy na jerkinsach u�ywali pi�kniejszego por�wnania: jak
r�cze jastrz�bie.
Po minucie helikoptery wzmagaj�c huk wiruj�cych �migie�,
rozesz�y si� na boki i przenios�y na ty�y skota. Jeden
zszed� ni�ej i przysiad� z gracj� na ziemi. Z �omotem
odsun�y si� szerokie drzwi i z wn�trza wysypali si� ubrani
na czarno policjanci. Na oko - dziesi�ciu. �ciskaj�c w
r�kach karabiny i shockery z tupotem rozbiegli si� na obie
strony ulicy. Po chwili znikn�li. Tylko lufy b�yska�y z
ukrycia.
Helikopter natychmiast poderwa� si� w g�r�. Zatoczy�
szeroki �uk i zawis� w oddali. Drugi ostro�nie naszed� nad
skota i obni�y� si�. Od pancerza transportera dzieli�o go
pi�� metr�w.
- G�ral! Hegentau! Kowalski! Zostali�cie zidentyfikowani
przez satelit�. Ka�dy wasz ruch �ledzony jest przez
termowizory i mikrofony kierunkowe. Czwarty
niezidentyfikowany! Ciebie r�wnie� to dotyczy - zaszczeka�
megafon. - Jeste�cie otoczeni! Nie stawiajcie oporu!
Poddajcie si�!
Skot rykn�� niezadowolony i jakby z niezdecydowaniem
potoczy� si� do przodu, w stron� pogi�tych blach Cop
Killera.
- Jeste�cie pod ostrza�em broni konwencjonalnej,
elektrycznej i mikrofalowej! Nie macie szans! Zatrzyma�
pojazd i wychodzi� z r�kami do g�ry!
Nie pos�uchali. Transporter zacz�� przyspiesza�.
Ze z�owieszczym �oskotem wirnik�w helikopter wysun�� si� na
jakie� dwa metry przed uciekinier�w. Nieznacznie zni�y� lot
i bluzn�� wielk� flegm� smaru po�lizgowego. Prosto pod ko�a.
W promieniu o�miu metr�w asfalt momentalnie pokry�a
oleista ka�u�a. Transporter �lizgn�� si� na niej i zakr�ci�
szerokiego m�ynka. Zaj�cza�y hamulce - w�z obracaj�c si�
wypad� poza mokry odcinek nawierzchni. Silnik zn�w rykn��
triumfalnie...
Ale smar szczelnie oblepi� ju� wszystkie opony, wnikn��
g��boko w bie�niki, minimalizuj�c tarcie. Skot wy� na
najwi�kszych obrotach, ale nie posun�� si� ani na metr.
Kierowca zn�w uderzy� w hamulce. W�z powoli obr�ci� si�
bokiem, pop�yn�� kilka metr�w i zatrzyma� si� przy
kraw�niku. Naziemna brygada policjant�w zaj�a nowe
pozycje.
- Jeste�cie pod ca�kowit� kontrol�! Poddajcie si�!
Wychodzi� kolejno z r�kami do g�ry!
W�az skota rozwar� si� z ci�kim westchnieniem. Powoli
wynurzy�a si� ze� zgi�ta od wzniecanego przez helikopter
wietrzyska sylwetka. �yse g�owy pomalowane w czerwone i
zielone pasy.
- K�a�� si� na asfalcie! Rozstawi� r�ce! Szeroko!
Kowalski - rzu� ten karabin! �apy do g�ry! Nast�pny, wy�a�!
Na odleg�ym o kilometr Stadionie Olimpijskim, pomniku
przedwcze�nie umar�ej i zapomnianej ju� idei Igrzysk nad
Wis��, s�dzia Imre Kapustin da� gwizdkiem sygna� do
rozpocz�cia meczu.
Marzysz o mi�o�ci z Marilyn Monroe? Elvisem Presleyem? J.
F. Kennedym? Cindy Crawford? Arnoldem Schwarzeneggerem?
Arthurem Sniegoffem? Ksi�n� Patrycj�? Sir Martinem K.
Drawnem? Lind� Canello? W AGENCJI TOWARZYSKIEJ "V. I. P."
spotkasz klony gwiazd �wiata sztuki i polityki. Stworzone
specjalnie dla ciebie, by da� ci najwspanialsze rozkosze!
Autentyzm gwarantowany! AGENCJA TOWARZYSKA "V. I. P.", pl.
NSZ-u 46.
,..jakie� problemy na linii, miejmy nadziej�, �e ju� si�
wi�cej nie powt�rz�. Przypominam - na Stadionie Olimpijskim
FfC Siren w dalszym ci�gu prowadzi z Hans� Danzig 4:0 po
dw�ch bramkach Miczurina w 8. i 14. minucie, oraz Magury w
11. i Fabriollego w 18. Czerwono-zieloni jak zwykle w
najwy�szej formie... Fabriolli! Pi�kne zagranie do
Halevitza, id� praw� stron� boiska, nadbiega Rietkow,
podejmuje pr�b� ataku, aj! co za pi�kny cios! Prosz�
pa�stwa, nokaut po klasycznym, idealnie wymierzonym prawym
prostym! Halevitz! Brawa dla tego zawodnika. Rietkow wije
si� na murawie, twarz zalana krwi�, ma chyba z�amany nos.
Kibice szalej� z rado�ci... Halevitz jak burza roztr�ca
nieskutecznych obro�c�w Hansy, rozdaje celne ciosy...
dobiega do pola karnego, tu� za nim, z lewej strony
Fabriolli... ajajajaj! Vaculescu! Pot�ne uderzenie w skro�.
Halevitz s�ania si�, ale nie straci� pi�ki... Wyskok -
Vaculescu kopie go kolanem w sam �rodek twarzy. Pi�kna
obrona! Halevitz traci pi�k�, tarza si� po boisku i pluje
krwi�, zbiera co� z murawy - to chyba z�by. Vaculescu
przejmuje pi�k�, podaje do Derkacza. Derkacz p�dzi w stron�
bramki gospodarzy. Pot�na fanga w nos Radka, jeszcze
�okciem go pod �ebra, kolanem w twarz, raz, dwa, trzy -
Radek wyeliminowany, przynajmniej na jaki� czas, pada
brocz�c na ziemi�. Wspania�y popis Derkacza! Dwudziestoletni
pomocnik, niezwykle utalentowany... Mija po�ow�, obok asysta
trzech zawodnik�w Hansy, b�yskawiczny kontratak... Ach!
Miczurin! Prosz� pa�stwa, to co� nieprawdopodobnego!
Megacios w �o��dek, ale Derkacz wci�� przy pi�ce. Miczurin
uderza raz, dwa, trzy... trzy razy prawy prosty w twarz
Derkacza, Derkacz zgina si� i... Leci trzy metry w ty� po
kopni�ciu kolanem w czo�o. Wali si� na boisko, nie rusza,
chyba jest nieprzytomny. Leje si� krew. Kibice zachwyceni,
skacz� skanduj�c Sajren, Sajren, Sajren... �omot werbla.
W�a�nie na takie chwile, pe�ne emocjonuj�cej sportowej
walki, czekali... Miczurin! Kiedy ten zawodnik dochodzi do
pi�ki, nikt nie potrafi go powstrzyma�. Nadbiega trzech
pi�karzy Hansy, id� razem, kr�tka wymiana cios�w. Miczurin
pilnuje pi�ki, nie pozwala �adnemu z obro�c�w zbli�y� si� do
niej. Pi�knie! Strzaska� nos Dongi. Vaculescu i Rietkow,
dw�ch na jednego, c� za emocje, atakuj� Miczurina... uniki,
parowanie cios�w. Rietkow w koszulce sztywnej od krwi.
Publiczno�� umilk�a... Blok. I teraz! Rzucili si� obaj na
Miczurina, dwa ciosy na raz i... ach! To u�amek sekundy!
Vaculescu wymierzy� kolanem w krocze, Rietkow zaatakowa�
twarz, Miczurin bez utraty pi�ki wykona� unik, uderzenia
przesz�y bokiem. Miczurin praw� i lew� r�k� jednocze�nie
powali� obu zawodnik�w Hansy. Ciosy jak gromy! A� tu do nas
zdawa� si� dochodzi� trzask p�kaj�cych ko�ci. Miczurin na
polu karnym, bramkarz wybiega mu naprzeciw, wyskok i kop w
twarz - celny! Ale Miczurin nie gubi pi�ki, tylko si�
zachwia�, wybija z�by bramkarzowi i... Gooool! W 23. minucie
Miczurin zdobywa 5. bramk� dla FfC Siren, po pi�knej akcji.
Kibice czerwono-zielonych szalej�, utworzony przez nich
gigantyczny napis FfC Siren rozci�gni�ty na ca�y stadion
faluje i pulsuje, naprzeciw nich wielkie litery Hansa
Danzig, te� utworzone przez kibic�w w czapeczkach i
koszulkach w klubowych barwach, ale ci siedz� zdruzgotani.
Stadion ryczy, z zewn�trz dochodzi huk petard, w niebo
tryskaj� race - zielone i czerwone. Nie trzeba by� tu na
trybunach, by zna� na bie��co wyniki meczu, w promieniu
wielu kilometr�w wida� i s�ycha�, co si� dzieje. Tymczasem
na boisku zmiana, sanitariusze wynosz� nieprzytomnego,
zalanego krwi� Derkacza numer 23, wejdzie za niego Sabonay
z numerem 48. Zawodnicy Hansy wznawiaj� gr�.