5713
Szczegóły |
Tytuł |
5713 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5713 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5713 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5713 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRZEJ WALIG�RSKI
PI�TY PERON
Wczesn� wiosn� 1974 roku jecha�em wraz z nowo po�lubion� ma��onk� imieniem Ada w
podr� po�lubn�, mniejsza o to, dok�d, chocia� wiadomo, po co.
W�a�ciwie dopiero teraz wiedzia�em po co, gdy po pierwszym etapie naszej
pierwszej nocy, na ostatnich nogach zlaz�em ze sleepingowego ��ka, na kt�rym
przez kilka godzin usi�owa�em nieokie�znanemu temperamentowi Ady przeciwstawi�
moje wieloletnie do�wiadczenie, r�nice wieku niwelowa� r�nic� p�ci.
Siad�em ko�o okna i si�gn��em po ekstra-mocne. Wyj��em pomi�t� paczk� z jednym
ju� papierosem, a razem z paczk� wyj��em jaki� do�� gruby, z�o�ony we czworo
dokument. Roz�o�y�em go, zal�ni�a solidnie przysznurowana lakowa piecz��,
zaczernia�y dostojne podpisy... A niech to diabli, przez roztargnienie r�bn��em
z instytutu stare carskie dokumenty... ach, m�j instytut, tak dobrze si� w nim
�y�o! Zapali�em papierosa. W p�drzemce i p�odbiciu wagonowej szyby zobaczy�em
skr�towo wydarzenia ostatnich miesi�cy i dni moje przygotowania do habilitacji,
wystawa z dziej�w I-ej wojny... Oto ja w gronie asystent�w i student�w, czujnych
na ka�de moje skinienie. W�a�nie stawiaj� plansz� y lini� frontu w tysi�c
dziewi��set czterdziestym roku, przypinaj� zdj�cia do tablic, na zdj�ciach
w�saci �o�nierze i oficerowie w austryjackich mundurach. Patrz� na nich z
sympati�. Dzi�ki w�som, a mo�e staro�ci tych zdj��, wydaj� si� by� wszyscy w
moim wieku, bli�ej 50-tki ni� 40-tki. Spogl�dam na krzywych, kud�atych student�w
k��bi�cych si� w sali, potem znowu na tych na zdj�ciu... Wol� tych drugich,
chyba czu� bym si� dobrze w ich towarzystwie! Bo w towarzystwie swoich
podopiecznych nie czuj� si� najlepiej, niczego nie szanuj�! W�a�nie ubrali
jednego z koleg�w w rzadki, drago�ski mundur i kask. Zrywam ten kask z
oburzeniem, pod nim burza w�os�w i nie �aden ch�opak tylko Ada. Jeszcze w�wczas
studentka z podleg�ej mi grupy, ale ju� taka bezczelna! Robi ustami "bu�k�" na
przeproszenie, co tak mnie denerwuje, �e wypuszczam z r�k gipsowy pos��ek
rotmistrza Beliny!
Potem Ada p�ta si� ko�o mnie coraz cz�ciej w wirze przygotowa� do wystawy.
Widz�c nas razem, jej niez�omni koledzy przymru�aj� znacz�co oko, ba, profesor
nie wiadomo, czemu gratuluje mi wychowanki...
Jako� nas wszyscy do siebie popychaj�, w przeno�ni i dos�ownie, bo ot w czasie
otwarcia i przeci�cia studenci robi� sztuczny t�ok, w rezultacie kt�rego
otwieramy wystaw� jakby we dw�jk�, a rektor gratuluje na obojgu, nie zwracaj�c
uwagi na moje paniczne spojrzenia.
W ko�cu poddaj� si� fali wydarze� i urokowi Ady. To ona jest stron� atakuj�c� -
na bankiecie proponuje bruderszaft i przed�u�a poca�unek, co zostaje skwitowane
oklaskami. A potem ju� Urz�d Stanu Cywilnego, okropnie wrzaskliwa studencka
orkiestra i - na dworzec! Po drodze wpadam na swoj� ulubion� wystaw�, patrz� na
ch�opc�w y tamtych lat... Jacy inni i jacy fajni. Ada robi mi pierwsz� awantur�
- sp�nimy si� na poci�g! Zd��yli�my... Gromada odprowadzaj�cych, sleeping, i
moja sp�niona, damsko - m�ska batalia, podczas kt�rej wyra�nie s�ysz� odg�osy
wielkiej bitwy, bitwy z tamtej wojny, z tr�bkami, krzykami "hurra", umiarkowanym
terkotem �wczesnych mitraliez i puszystymi eksplozjami szrapneli... I oto siedz�
pal�c ekstra-mocne, i zastanawiam si� po co mi to by�o?
- Adam... - powiedzia�a Ada.
Zadr�a�em, czego ona j e s z c z e mo�e chcie�?
- Adam... G�owa mnie boli...
- Moje male�stwo - szepn��em z dum�. - Tak ci� wym�czy�em?
- Co� ty, to po w�dce. Masz mo�e proszek?
- Nie mam, ale konduktor powinien mie�.
Wyszed�em w pi�amie na korytarz i powlok�em si� do s�u�bowego przedzia�u.
- Panie konduktorze, prosz� proszki od b�lu g�owy, ekstra-mocne i pepsi.
- Ja nie jestem konduktor tylko steward.
- Tak?
- Tak, od nowego roku. I mam tylko piasty i fruktovit, a proszki mnie wyszli.
Ale dostanie pan w kiosku na peronie, to ju� Kociemby.
I rzeczywi�cie poci�g stuka� na zwrotnicach, a za oknem zal�ni�y neonowy napis
"Kociemby", nazwa du�ej, w�z�owej wida� stacji. Chcia�em wr�ci� do przedzia�u po
p�aszcz, ale uprzejmy steward narzuci� mi na ramiona sw�j w�asny ko�uch.
- Wal pan, szkoda czasu!
Wysiad�em i �lizgaj�c si� troch� po zamarzni�tym peronie podbieg�em do
o�wietlonego kiosku.
- Proszk�w nie ma - powiedzia�a sprzedawczyni. - Dostanie pan w kiosku na dole.
Zd��y pan, zd��y, poci�g stoi tu p� godziny.
Opodal widnia�o o�wietlone zej�cie. Poszed�em schodami na d�, potem do��
d�ugim, wyk�adanym kafelkami tunelem, poprzebijanym gdzie niegdzie wyj�ciami na
inne perony. Wreszcie pchn��em wahad�owe drzwi wszed�em do holu. W kiosku RUCHU
by�y proszki i ekstra-mocne. Kupi�em i poszed�em z powrotem. Korytarz znowu
zal�ni� przede mn� kafelkami i wylotami schod�w. Spyta�em starego kolejarza na
kt�rym peronie stoi ekspres "Transpol", i dowiedzia�em si� �e na ostatnim.
Przyspieszy�em kroku. W mi�dzyczasie rozp�ta�a si� zamie� �nie�na i ostatni
peron wyda� mi si� ciemniejszy ni� poprzednio.
Obliczy�em trzeci wagon od ty�u wagonu, i odsun��em drzwi. �ona zgasi�a
tymczasem �wiat�o i spa�a g��boko, do�� mocno przytem - wida� ze zm�czenia -
pochrapuj�c. Poca�owa�em tkliwie obna�ony fragment jej plec�w, rozebra�em si� i
wlaz�em pod ko�dr� poci�g gwizdn� i ruszy�, a ja zasn��em i od razu przy�ni�a mi
si� sytuacja z przed kilku minut:
Schodzi�em po schodach z ostatniego peronu,
Przede mn� by� d�ugi kafelkowy korytarz, wiod�cy do holu i poprzebijany trzema
wyj�ciami na inne perony.
Wraca�em z holu - przede mn� by�o pi�� takich wyj��... I tak kilka razy - stoj�
z
Jednej strony - trzy, przeskakuj� na drug� - pi��...
Spoci�em si� i krzykn��em. Na szcz�cie kto� w mundurze wyszed� w�a�nie z
przedzia�u, i zmora ust�pi�a.
- Ko�uch jest na wieszaku - powiedzia�em. - Dzi�kuje panu bardzo!
- Obud� si� kolego - powiedzia� ten Kto� - wk�adaj mundur pu�kownik czeka.
Zap�on�o �wiat�o, i Kto� okaza� si� by� bardzo przystojnym lejtnantem armii
Cesarstwa Austryjackiego.
- Ty te� wstawaj! - doda� lejtnant, klepi�c w wypi�ty ty�ek moj� �on�.
- O Jezu, znowu? - j�kn�a basem moja �ona, poczem spu�ci�a z p�ki kosmate nogi
i podkr�ci� w�sa.
W�osy stan�y mi d�ba na g�owie - to, co uwa�a�em za moj� �on� by�o
podtatusia�ym facetem w randze majora.
- Idziemy, idziemy! - denerwowa� si� lejtnant.
- Wasyl, Maciek! - rykn�� major w kierunku korytarza. - Mundury wyczyszczone?
Zaraz te� dwaj ordynansi przygalopowali nios�c stert� tak dobrze znanego mi
znanego umundurowania i uzbrojenia.
- Ja wiem, �e to jest sen - powiedzia�em ze smutkiem do majora - ale ze snem nie
ma co walczy�, wi�c si� ubior�.
- Tak, tak - uspokoi� mnie major. - Spi�e� si� wczoraj, wi�c jeszcze bredzisz,
ale jak nasz stary ryknie, to zaraz ci przejdzie.
Z dziwn� przyjemno�ci� wk�ada�em na siebie ten niemodny mundur, pas z
koalicyjk�, polow� czapk�. Ci�ki steyer w kaburze dobrze przylega� do boku.
- A c� ty tak si� dzi� sztafirujesz?
- Wiesz, zawsz� mia�em na to ochot�, ale si� ba�em, �e mnie kto� na tym
przy�apie...
- Zjedz troch� surowej kapusty! - podsumowa� major.
Przed opuszczeniem przedzia�u spojrza�em w lustro. Z jego tafli spogl�da� na
mnie ca�kiem przystojny austryjacki kapitan artylerii. Poczu�em si� ra�niej,
wyprostowa�em zgarbione zazwyczaj plecy, wypi��em pier� i zasalutowa�em swojemu
w�asnemu odbiciu.
Wyszli�my dziarsko na korytarz. Wsz�dzie trzaska�y odsuwane gwa�townie drzwi, ze
wszystkich przedzia��w wysypywali si� oficerowie, przypinaj�c w po�piechu
szable. Strzela�y zestawiane w pozdrowieniu, d�onie przeskakiwa�y ku daszkom z
ow� nonszalanck� s�u�bisto�ci�, w�a�ciw� zawodowcom. Krzy�owa�y si� strz�py
rozm�w w j�zyku niemieckim, czeskim, w�gierskim i - wcale nie najrzadziej -
polskim .
Ci�gn�c szable, brz�cz�c ostrogami i skrzypi�c rzemieniami szli�my przez kilka
wagon�w, w tym przez sanitarny, bez rannych jeszcze, ale kompletnie wyposa�ony i
obsadzony przez bardzo urodziw� damsk� za�og� w ma�ych karnecikach, zgrabnych
mundurkach i sznurowanych wysokich butelkach. Zacz�y si� w przej�ciu �miechy,
podszczypywania i klepanki. Oczy oficer�w zab�ys�y ra�niej, lewe d�onie unios�y
si� ku w�som, prawe - opad�y ku damskim wdzi�kom. I ja te�, id�c przyk�adem
innych i daj�c folg� rozpieraj�cemu mnie wigorowi, strzeli�em otwart� d�oni� w
twardy jak stal ty�eczek siostrzyczki, wychylonej aktualnie przez okno.
A� zadzwoni�o, i to podw�jnie, bo zaraz oberwa�em po pysku i ujrza�em najpierw
wszystkie gwiazdy, a potem tylko dwie - roziskrzone gniewem oczy prze�licznej
dziewczyny.
- Ty porco - powiedzia�a dziewczyna. - �winia! - przet�umaczy�a na wszelki
wypadek.
- Przepraszam... - zasalutowa�em, a ona wlepi�a wzrok nie tyle we mnie, co w
moj� d�o� przy daszku czapki.
Na �rodkowym palcu mia�em tam sygnet. Z lewej r�ki ci�gle mi spada�, a na prawej
siedzia� jak przyro�ni�ty. Sygnet by� skromny, ale oryginalny, odziedziczony po
pradziadku, a przedstawiaj�cy r�ni�tego w krwawniku jaszczura z otwart� paszcz�.
- Scusa... - westchn�a. - To ja przepraszam, nie wiedzia�am, �e to w�a�nie
pan...
- A ja nie wiedzia�em, �e to w�a�nie pani... - bredzi�em by przed�u�y� rozmow�.
Koledzy przepychali si� ko�o nas �artuj�c:
- Wpad�e� w oko siostrze Jolancie!
- Znalaz�a w ko�cu swojego Napoleona!
- Nic dziwnego, taki przystojniak!
Ja przystojniak! M�j bo�e, tego mi jeszcze nikt nigdy nie powiedzia�, nawet w
najlepszych latach! Mimo obola�ego policzka z sekundy na sekund� wpada�em w
coraz lepszy nastr�j.
- Molto bene! To by� dobry pomys� z t� zaczepk�! Niech my�l�, �e flirtujemy...
Musimy by� w sta�ym kontakcie!
- W ci�g�ym! - zawo�a�em entuzjastycznie.
- A o TO niech si� pan nie martwi, jest w porz�dku.
- Jakie TO jest w porz�dku? - wyj�kn��em mile podniecony, ale i zaszokowany je
bezpo�rednio�ci�.
Przesun�a przed siebie chlebak, zawieszony na rzemieniu, zas�oni�a go sob� i
odpi�a sprz�czki. We wn�trzu siedzia�y grzecznie trzy pluszowe nied�wiadki.
- Cordiali saluti da Corsica - szepn�a.
Widz�c moj� g�upi� min� doda�a:
- Nie przypuszcza� pan, �e TO tak w�a�nie wygl�da, prawda? - i za�mia�a si�
prze�licznie, ukazuj�c wspania�e uz�bienie, poczem nagle j�kn�a: - Amore mio! -
i poda�a mi usta, z czego natychmiast skorzysta�em, nie przypuszczaj�c w moim
zarozumialstwie, �e zrobi�a to dla zmylenia majora, kt�ry wr�ci� i sta� ko�o
nas, pochrz�kuj�c znacz�co.
- Gratuluj�... - powiedzia� wreszcie, a Jolanta odskoczy�a ode mnie z dobrze
udanym okrzykiem wstydu i przestrachu.
- Gratuluj�, ale to jednak jest wojsko, nasz stary czeka!
Zapewni�em majora, �e ju� lec� i zwr�ci�em si� raz jeszcze ku siostrze Jolancie,
aby z ni� om�wi� kolejne etap naszego szcz�cia. Ona jednak wchodzi�a ju� do
przedzia�u. W drzwiach zatrzyma�a si� na moment, i wskazuj�c sw�j chlebaczek
powiedzia�a zagadkowo:
Tu mrugn�a i zatrzasn�a drzwi!
- Pr�dzej! - nagli� major. - Stary szaleje.
- Sk�d tutaj Korsykanka? - pyta�em, dotrzymuj�c mu kroku.
- Ochotniczka, oni tam maj� swoje ruchy niepodleg�o�ciowe. Zaprzysi�g�a zgub�
Francji i piel�gnuje naszych rannych.
Szli�my wzd�u� korytarzy spr�y�cie i s�u�bi�cie. Przed drzwiami wagonu
sztabowego obci�gn�li�my mundury, poprawili�my sobie nawzajem epolety i ustawili
bojowo w�sy, a potem weszli�my z werw�, aby strzeli� obcasami przed Dow�dc�.
By�o ju� to kilku oficer�w oraz stary pu�kownik, kt�ry wsta� zza biurka i
uczesa� sobie bujne bokobrody. Nast�pnie wyj�� z kieszeni futera�, a z futera�u
�wikier, kt�ry umie�ci� na nosie. Dopiero wtedy ojcowski u�miech rozja�ni� mu
twarz:
- A, witam, witam! - powiedzia�. - Ciesz� si� �e pan�w ogl�dam w dobrym zdrowiu!
Co jest w tym dziwniejsze - ci�gn� - �e wczoraj to pan�w zdrowie wydawa�o mi si�
troch� zagro�one, szczeg�lnie - kontynuowa� jadowiciej�c w oczach - gdy
feld�andarmeria poprzynosi�a pan�w kompletnie or�ni�tych z burdelu madame Baczek
w Tarnowie! Osiem kurew kontuzjowanych - zawy� - wachmistrz �andarm�w ma wyrwane
w�sy, a bajzel jeszcze o trzeciej rano si� pali�! Wstyd panowie! Pu�kownik
rozpi�� ko�nierzyk i napi� si� wody.
- I to wszystko w czasie - podj�� temat - gdy nasza bohaterska twierdza Przemy�l
broni si� ostatkiem si�! Panie lejtenancie, poprosz� sztab�wk�!
Adiutant rozwin�� map� i powiesi� na ko�ku.
- Mo�e wi�c - pu�kownik zwr�ci� si� do majora z mojego przedzia�u. - Mo�e wi�c
pan major zechce nam powiedzie�, co wida� na tej mapie?
- Melduj� pos�usznie - spr�y� si� major - �e na tej mapie wida� rejon Linzu.
- Ot� to - zgodzi� si� pu�kownik - rejon Linzu.
- Kombinuj� pokornie - szepn�� dr��cy adiutant - �e takie sztab�wki przys�ali
nam z czwartego oddzia�u.
- Je�li - wtr�ci�em - pan pu�kownik pozwoli, to ja swego czasu pisa�em prac�
magistersk� z obron� Przemy�la ...
- Panie - j�kn�� pu�kownik - co mi pan tu za pierdo�y opowiada?
- ...bo w�a�nie ja pisa�em t� prac, wi�c mog� z pami�ci narysowa� na tablicy
map� twierdzy.
- Zbawco! - pu�kownik przygarn�� mnie do bokobrod�w.
- Rysuj, a �ywo, bo sytuacja krytyczna. Nie dalej jak wczoraj genera� Kusmanek
znowu b�aga� o odsiecz!
Narysowa�em z pami�ci zarys twierdzy, stanowiska artylerii, pozycje wysuni�tych
oddzia��w austryjackich i nacieraj�cych rosyjskich. Pu�kownik z�apa� trzcin� i
wskazuj�c poszczeg�lne fragmenty rysunku, powiedzia�:
- Przewa�aj�ce si�y nie przyjaciela pod dow�dztwem genera�a Seliwanowa, po
chwilowym odst�pieniu na wschodni brzeg Sanu, teraz ponownie usi�uj� zablokowa�
twierdz� Przemy�l. Dla jej odci��eni rozpocz�li�my bitw� w Karpatach...
- A wi�c - wyrwa�o mi si� - mamy rok tysi�c dziewi��set pi�tnasty?
- Oczywi�cie - pu�kownik z zrozumieniem pokiwa� g�ow�. - Pan kapitan jeszcze nie
wytrze�wia� po wczorajszym, ale co tam, m�odo�� musi si� wyszumie�- tu d�wign�
mnie przyjacielsko pod �ebro i wr�ci� do tematu:
Rozpocz�li�my bitw� w Karpatach, kt�r� rozstrzygniemy na swoj� korzy��...
A g�wno - wyprowadzi�em go z b��du. - Zar�wno ofensywa austryjacka, jak i
p�niejsza rosyjska, zako�czy�y si�... to jest pardon, zako�cz� si�
niepowodzeniem.
Na dow�d machn��em, wbijaj�c staremu kepi na oczy.
Pod s�d!- zapia� pu�kownik, a oficerowie chwycili mnie za r�ce i wyprowadzili
mnie za r�ce i wyprowadzili z wagonu, ale zaraz za progiem obst�pili mnie wok�
i zacz�li mnie poklepywa�, gratuluj� odwagi, dzi�kuj�c za pi�kne widowisko i
wyra�aj�c nadziej�, �e wkr�tce szlag trafi monarchi�, przede wszystkim naszego
pu�kownika.
Nadeszli dwaj bawarscy �andarmi, i pod ich stra�� pomaszerowa�em z powrotem
przez ca�y poci�g.
- Dok�d go prowadzicie! - siostra Jolanta wyskoczy�a na korytarz, blokuj�c go
swoim wspania�ym biustem.
-Do karceru w ostatnim wagonie! - szcz�kn�� Bawarczyk. - Prosz� si� rozej��.
Jolanta os�upia�a na chwil�, ale zaraz co� jakby u�miech przelecia�o jej przez
twarz.
- Sprytne! - mrukn�a mi do ucha, gdy si� ko�o niej przecisn��em. - Za��daj
pomocy sanitarnej!
- ��dam pomocy sanitarnej! - o�wiadczy�em �andarmowi. - Zdenerwowa�em si�, a
jestem chory na serce!
Spojrza� na mnie ponuro i zatrzasn�� drzwi karceru.
- No dobrze - powiedzia�em do siebie, siadaj�c na �awce. - Teraz mog� si�
obudzi�! Ja chc� si� obudzi�! - powt�rzy�em zamykaj�c oczy, a kiedy je otwar�em
- w drzwiach sta�a siostra Jolanta. - Ju� si� nie chc� obudzi�! - zmieni�em
zdanie na jej widok zdanie.
- Bohaterze! - zaszemra�a. - Jest pan natchnieniem uci�nionych lud�w Europy!
Jestem dumna, �e mog� z panem wsp�pracowa�. Da� pan po nosie pu�kownikowi, i
znalaz� si� pan w miejscu, gdzie nareszcie bez przeszk�d mo�emy ustali� plan! To
by�o wspania�e!
W tej chwili co� hukn�o i zerwa�o cz�� dachu, Jolanta przypad�a do mnie z
okrzykiem trwogi.
- Niski tunel? - spyta�em.
- Nie, wysoki szrapnel. Przebijamy si� do Przemy�la na pomoc Kusmankowi. Wiesz
chyba kto mia� z nimi, dla dodania ducha obl�onej za�odze?
Zrobi�em dobr� min�, co zosta�o przyj�te za dobr� monet�.
- No w�a�nie - przytakn�a Jolanta. - Sam Franc Jozef. Niestety, przeszkodzi� mu
fatalny atak pogardy. Wszystko na nic, m�j Francesko... - Wyj�a z chlebaka
jednego misia i poca�owa�a go w �eb.
- Chcia�bym by� na jego miejscu - westchn��em, bawi�c si� nied�wiadkiem.
Spojrza�a na mnie z podziwem: - Lubi� takich zimnych fachowc�w.
A wi�c zosta�em nawet na dodatek zimnym fachowcem! - pe�en podziwu dla siebie
podrzuci�em Franusia do g�ry.
- Mamma mia! - zachwyci�a si� Jola. - Jakby� nie z�apa�, to by dopiero by�o!
S�ysza�e� jak w tym chlupie? Potrz�sn��em zabawk� ko�o ucha. Rzeczywi�cie
misiowi chlupa�o w brzuszku.
- Nitrogliceryna! - wyja�ni�a Jolanta.
Zesztywnia�em, wsadzi�em bydlaka ostro�nie do torby i otar�em spocone ze strachu
czo�o.
- Gor�co ci?
Rozpi��em mundur. Nie uleg�o w�tpliwo�ci, �e mia�em do czynienia z pi�kn�, ale
niebezpieczn� wariatk�. W�a�nie przemawia�a do swoich piekielnych misi�w?
- Francesko za�atwi starego Franca. Niko przedziurawi cara, a Wilu� wybebeszy
Wilhelma!- tu zamkn�a chlebak i zako�czy�a monolog s�owami: - Ada� pomo�e Joli!
- Prawda, �e pomorze? Zarzuci�a mi r�ce na szyje i spojrza�a w oczy.
- Pomo�e... - obieca� zahipnotyzowany dobry Ada�.
Przypomnia� sobie w�a�nie, �e w zasadzie nic mu nie grozi, wi�c pomorze weso�ej
Joli, o ile Jola da buzi...
- My�la�em - trudno mi by�o z�apa� oddech. - My�la�em, �e nienawidzisz Francji,
Jolu, a ty chcesz u�mierci� cesarzy Austrii, Rosji i Niemiec? Dlaczego w�a�nie
ich?
- Francja to pretekst. A Austria, Rosja i Niemcy wyrz�dzi�y najwi�ksz� krzywd�
narodowi korsyka�skiemu. Pami�taj, �e urodzi�am si� w Ajaccio!
Napoleoniska! Ostatnia �ywa napoleoniska, w dodatku zwariowana anarchistka!
- Vive l'ampereur! - krzykn��em odruchowo.
- Ot� to! - powiedzia�a powa�nie. - A poniewa� te same mocarstwa maj� r�ne
grzeszki w stosunku do Polski, wi�c tu w�a�nie szuka�am sojusznik�w. I dlatego
te� jeste�my cz�onkami tej samej organizacji!
Aha, wi�c by�em cz�onkiem jakiej� organizacji.
- W jaki spos�b mamy ze sob� wsp�pracowa�?
- Nie wiesz? - Jolanta si�gn�a do torby, wyj�a misia i zsun�a mu �mieszne
majteczki. By�o tam �mieszne zag��bienie. Jola wzi�a moj� r�k� i wetkn�a
wypuk�� powierzchni� pradziadkowego sygnetu w otw�r.
- Teraz wystarczy przekr�ci�...
Wyrwa�em d�o� i odskoczy�em jak oparzony.
- Wiem, �e jeszcze nie teraz! - skin�a g�ow�. - �eby ci� tylko nie skazali na
rozstrzelanie, kochany...
- Tego mi trzeba! - ucieszy�em si�. - Przy rozstrzelaniu nie ma si�y, �ebym si�
nie obudzi�!
- Magnifico valoroso...! - znowu przyleg�a do mnie, a us�yszawszy zgrzyt
odsuwanych drzwi, szybko zacz�a udawa�, �e robi mi sztuczne oddychanie.
- W porz�dku sier�ancie! - powiedzia�a do Bawarczyka. - Doprowadzi�am kapitana
do przytomno�ci!
- Sehr gut! - kiwn�� Bawarczyk g�ow�. - Krygsgerycht w�a�nie czeka.
Czeka� w pe�nym sk�adzie. Jego przewodnicz�cy nie kto inny tylko nasz pu�kownik
- oznajmi�, �e b�d� s�dzony jako szpieg rosyjski, siej�cy w�r�d wojsk jego
carskiej mo�ci defetyzm, maj�cy doprowadzi� do upadku niezwyci�on� twierdz�
Przemy�l.
- Jak� tam niezwyci�on� - sprzeciwi�em si�. - Kt�rego tak nawiasem mamy?
- Dwudziestego marca.
- Panowie!- zawo�a�em. - Mo�ecie mnie rozstrzela�, powiesi� albo nasadzi� na
pal, ale nie zmieni to faktu, �e tak czy owak pojutrze twierdza przemy�l
skapituluje!
- Nigdy! - krzykn�� kt�ry� z lojalist�w. - Tam jest sto tysi�cy ludzi!
- Sto dwadzie�cia jeden - uzupe�ni�em - w tym dwa i p� tysi�ca oficer�w.
Wszystko to p�jdzie do rosyjskiej niewoli, przekazuj�c zwyci�zcom ponad
dziewi��set dzia�, ogromne zapasy konserw, amonicji i umundurowania.
- Rozstrzela� - zdecydowa� pu�kownik. - Ta wypowied� potwierdza nasze
podejrzenia. Nie b�dzie pan tu obra�a� wojak jego cesarskiej mo�ci Franka
J�zefa, oby �y� sto lat! - Hoch! - krzykn�� lojalista.
- Rok m�j stary, rok! - pozbawi�em staruch z�udze� starucha z�udze�.- Ww tysi�c
dziewi��set szesnastym Franciszek J�zef wywinie or�a! I to dwug�owego - doda�em,
jak mi si� wydawa�o do�� dowcipnie.
- Pozbawiam pana g�osu! Czy pa�ski obro�ca ma co� do powiedzenia?
- Wysoki s�s�s�s�s�s�dzie... - wyj�ka� obro�ca z urz�du - ten
cz�ocz�ocz�ocz�o...
- Cz�owiek - powiedzia� pu�kownik.
- Dzi�dzi�dzi�...
- Nie dzi�kuj pan! M�w pan dalej, ten cz�owiek co? Jest niewinny?
- Nienienienie! On jest ... - tu nieszcz�sny j�ka�a zdj�� czapk� i popuka� si� w
czo�o.
- Panie kolego - podskoczy� pu�kownik. - Nie upraszczajmy sprawy! Ten cz�owiek
ma po prostu ma w dupie najja�niejszego pana...
- Hoch! - odezwa� si� lojalista.
- ...razem z ca�� monarchi� ... - ci�gn�� pu�kownik.
- Oraz z panem pu�kownikiem - doda�em grzecznie. - Panowie - kontynuowa�em,
korzystaj�c z og�lnego oburzenia - wasz los prawd� m�wi�c ca�kowicie mi wisi,
chocia� widz� tu sporo os�b polskiego pochodzenia, kt�re mog�y by s�u�y�
po�yteczniejszym celom, pod wodz� chocia�by tak kontrowersyjnej postaci jak
brygadier Pi�sudski...
Jeden z oficer�w obdarzony krzaczastymi brwiami, zaszokowa� si� nagle i wycofa�
w kierunku drzwi, zas�aniaj�c twarz chustk�.
- Do�� tego! - przerwa� pu�kownik. - S�d udaj� si� na narad�! Znaczy si�, tak
si� to tylko m�wi, s�d tutaj odb�dzie narad�, a pods�dnego prosz� odprowadzi� do
karceru.
Z�apa�em si� za serce? - ��dam pomocy medycznej!
- Dobra! - zgodzi� si� przewodnicz�cy. - Ju� nied�ugo, ha, ha, nie b�dzie ona
panu potrzebna!
I oto znowu znalaz�em si� w zakratowanym przedziale, za mn� wesz�a posta�
owini�ta w czer�.
- Jolanto... - obj��em j�.
- Pax vobiscum - odrzek�a posta�, oddaj�c mi u�cisk. - Jestem ojciec Chudzielak,
kapelan brygady. Przybywam, aby ci udzieli� ostatniej pociechy.
- Jeszcze nie zosta�em skazany!
- Ale b�dziesz synu, b�dziesz! - pocieszy� mnie zacny kap�an. - Wyznaj mi przeto
grzechy swoje, nie dopu�ci�e� si� czyn�w lubie�nych? Nie mia�e� spro�nych sn�w?
- Dopuszcza�em i miewa�em.
- No to opowiedz, opowiedz! - poprosi� Chudzielak, siadaj�c wygodnie i zrzucaj�c
przyciasne buty.
W tej chwili wesz�a jednak Jolanta nios�c du�� strzykawk�.
- O, padre Chudzielak! - ucieszy�a si�.
- A panna Jola jak zwykle urocza! - rozpromieni� si� kapelan. - Wst�pi pani
dzisiaj na winko?
- Winko si� razem pija... - zgrzytn��em, odczuwaj�c - co si� rzadko zdarza�o -
nag�y przyp�yw zazdro�ci.
- A ty o �mierci my�l synu, memento mori! - zwr�ci� mi uwag� duszpasterz, i
kontynuowa� , zwracaj�c si� zn�w do Jolanty:
- Ja zaraz b�d� wolny, tylko zadysponuj� na �mier� tego tu poczciwca... Ego te
absolvo! - rzuci� od niechcenia w moj� stron�, aby mnie mie� z g�owy. Zawrza�em
oburzeniem na takie skr�towe odwalania powa�nych b�d� co b�d� czynno�ci.
- No, padre! - stan�a w mojej obronie. - Kapitan nie mo�e zgin��!
- Nie mo�e? - zmartwi� si� kapelan.
- Nie mo�e, bo kapitan jest filarem naszej organizacji! Padre te� - wyja�ni�a. -
Prawda, padre? - pyta�a, g�aszcz�c go bezczelnie po podbr�dku.
- Prawda duszeczko, prawda, ale my�la�em, �e Jestem Jedynym filarem... - tu
spojrza� na mnie koso. Zacz��em si� domy�la�, na czym polega�a organizacja.
Pi�kna Korsykanka podrywa�a ch�opc�w i pos�usznych jak ciel�ta sk�ania�a do
udzia�u w swoich ob��ka�czych akcjach.
- Nie chc� mie� z tym nic wsp�lnego!
- Nie chcesz? - opar�a si� o mnie ramieniem.
- Chc� - mrukn��em - ale bez tego Chudzielaka!
- Chudzielak to marionetka... - szepn�a. - Tylko na tobie mog� naprawd�
polega�...
- Aufstehem! - rykn�� bawarski �andarm, otwieraj�c drzwi. - S�d idzie!
Jolanta z�apa�a mnie za puls , a kapelan w zdenerwowaniu zacz�� wykonywa� ruchy
b�ogos�awi�co - pocieszaj�ce.
Wesz�a tr�jka s�dzi�w.
- Wyrokiem s�du polowego numer - co� tam pomamrota� - �amane przez trzy, liczba
dziennika - mamru - mamru. Na podstawie - mamru - mamru - Skazuj� si� pana na
kar� �mierci!
- Prosz� mi nie wi�za� oczu! - powiedzia�em patetycznie.
- Dobrze - zgodzi� si� pu�kownik.
- Ani nie zatyka� uszu! - za��da�em.
- Zwariowa� ze strachu - orzek�. - Wykonanie wyroku jutro o �wicie. Ostatnie
�yczenie skazanego?
- Prosi�bym pana pu�kownika o jak�� �adn� piosenk�...
- Pro�ba skaza�ca jest dla nas �wi�ta! - zasalutowa� i wyszed� wraz z asyst�.
- Ty wariacie - powiedzia�a czule Jolanta. - Nie mo�esz zgin��! W nocy
odczepiamy wagon, na szcz�cie ostatni, prawda, Chudzielaczku?
- Terra est rotunda, kotek! - zgodzi� si� Chudzielak.
Na korytarzu zabrzmia�y liczne kroki. Trzeci pluton szed� spe�ni� moj� ostatni�
pro�b�. Piosenka - o dziwo - by�a polska!
Rozdzieli� nas, m�j bracie
Z�y los, i trzyma stra� -
W dw�ch wrogich sobie sza�cach
Stoimy twarz� w twarz.
Las p�acze, ziemia p�acze
�wiat ca�y w ogniu dr�y.
W dw�ch wrogich sobie sza�cach
Stoimy ja i ty...
- To Polacy w s�u�bie austryjackiej - wyja�ni�em Joli. - Jest ich pe�no we
wszystkich zaborczych armiach.
- Nie mogli by si� zjednoczy�?
- Ba! - prychn�� enigmatycznie ojciec Chudzielak, a Trzeci pluton �piewa�:
Refren:
Rozdziobi� nas kruki i wrony
Na obcych pobojowiskach,
Strach, �lepy go�� nieproszony
Si�dzie przy naszych ogniskach.
P�jdziemy g�odni i ch�odni
Bez domu i dachu wsz�dzie,
A wschodni wiatr, i zachodni,
Ka�dy nam w oczy wia� b�dzie...
Podczas tego refrenu sta�em ju� w sinym blasku poranka na stacji �urawca,
plecami do tor�w kolejowych.
O kilkadziesi�t metr�w widnia� ostatni wagon naszego poci�gu, reszta sk�adu
rozp�ywa�a si� we mgle.
Przede mn� rozwija� si� Pluton Egzekucyjny, z�o�ony z Bawarczyk�w. Ojciec
Chudzielak usi�owa� mi udzieli� mi ostatniej pociechy.
- Po co mi pociecha - z�yma�em si� - kiedy si� wcale nie martwi�!
Jolanta podesz�a z manierk�: - Wypij �yk... G�os mia�a zd�awiony, �zy w oczach:
- Wszystko przepad�o!
Z bardzo daleka nadchodzi� oficer. Jolanta nagle krzykn�a:
- Daj pier�cie�!
Wyci�gn��em r�k�, Jolanta chwyci�a pier�cie�, szarpn�a- nie schodzi�...
- Nie zdejmowa�em go przez pi�� lat!
- Chudzielak pom�! - szarpali�my si� we tr�jk� ze z�o�liwym jaszczurem.
- Ojcze kapelanie, siostro! - zawo�a� oficer z daleka. - Prosz� odej�� od
skaza�ca, przyst�pujemy do egzekucji!
- Ju�, ju�! - Jola wpad�a nagle na pomys�, wyci�gn�a z chlebaka Franusia. -
Odbezpieczaj!
- Oszala�a�, zbiorowe samob�jstwo?
- Mi�dzy w��czeniem zapalnika, a eksplozj� up�ywa dwadzie�cia sekund!
Chudzielak, zd��ysz dolecie� do poci�gu i wsadzi� mi�dzy wagony?
- Zd��� duszyczko, dla ciebie zd���!
- Odbezpieczaj! - powt�rzy�a Jola obna�aj�c misia.
Wetkn��em w otw�r pier�cie� i przekr�ci�em. Jolanta wpi�a si� nagle w usta
kapelanowi, potem popchn�a w stron� poci�gu. - Chudzielak, tempo!
- Czemu� go poca�owa�a? - spyta�em zazdro�nie.
- Bo on ju� nie wr�ci... - Jola otar�a �z�.
- Co si� tam dzieje? - krzykn�� oficer. - Pluton cel!
P�ot karabin�w pochyli� si� w moj� stron�. Oficer podni�s� szabl�.
- Babach!!! - Hukn�o w stron� poci�gu. W powietrze polecia�y kawa�ki ��czy
wagonowych i strz�py sutanny.
Ostatni wagon oderwa� si� od sk�adu i dymi�c pomkn�� z szybko�ci� rakiety w
naszym kierunku.
- Skacz! - krzykn�a Jolanta.
- Razem z tob�! - odkrzykn��em, i pognali�my r�wnolegle do tor�w.
To by� straszny skok! Stan��em na stopniu i wci�gn��em Jol�.
- Pal! - dar� si� oficer.
Kule Bawarczyk�w dziurawi�y nasz pojazd. Nabierali�my tempa.
- Byli�my na g�rce rozrz�dowej - cieszy�em si� - teraz mamy z g�rki!
Mieli�my dobrze z g�rki! Wagon stacza� si� coraz szybciej, podskoczy� na
zwrotnicy, wzi�� zakr�t i zmieniwszy kierunek p�dzi� w stron� Przemy�la.
- Was ist den los? - zapomnieli�my o dw�ch bawarskich stra�nikach, kt�rzy spali
sobie smacznie, a teraz powystawiali �by z siana.
- Nichs, schlafen sie ruhig weiter! - odrzek�em swoj� nienagann� niemczyzn�, i
stan��em na �awce, aby przez dziur� w dachu zorientowa� si� w sytuacji. Znowu
zwrotnica! Grzmotn��em g�ow� i wpad�em wprost w obj�cia mojej �ony Ady, �pi�cej
smacznie w sleepingu ekspresu "Transpol".
- Ach, Adam... - j�kn�a. - Nie m�g�by� delikatniej? Ty lubie�niku malutki... -
doda�a z budz�c� si� czu�o�ci�, a nast�pnie ochoczo wskoczy�a na mnie, co
spowodowa�o nasz wsp�lny upadek z g�rnego ��ka na pod�og�.
- Ach, Ada - westchn��em. - Nie czas na to...
- Nie jestem Ada! - oburzy�a si� Jolanta. - I prosz� w tej chwili odzyska�
przytomno��, bo zaraz b�dzie gor�co!
I rzeczywi�cie by�o, gdy� wagon nabiera� tempa i rzuca�o nim coraz mocniej.
Jolanta co moment wpada�a mi w obj�cia.
- Nie u�ywasz biustonosza? - zdziwi�em si�. - My�la�em, �e wy�cie wszystkie
chodzi�y w gorsetach.
- Gorset to symbol ucisku - powiedzia�a z pasj�, ca�a czerwona, usi�uj�c
wysi�kiem woli i obiema r�kami powstrzyma� spr�aj�ce wspaniale piersi. - Nie
s�ysza�e� nigdy o ruchach wyzwole�czych?
- S�ysza�em, ale nie przypuszcza�em, �e to takie ruchy...
Wagon rozp�du rozbi� jakie� stoj�ce na torze koz�y, potem przerwa� pasmo drut�w
kolczastych, kt�re j�kn�y jak p�kaj�ce struny gitary. W szalonym p�dzie
mijali�my lini� okop�w. Mign�y nam w oczach twarze �o�nierzy, zwracaj�cych w
nasz� stron� lufy kulomiot�w. Potem by� jaki� mostek, i pole zas�ane trupami, a
nast�pnie inne okopy, i inni w nich �o�nierze, rozpryskuj�cych si� na wszystkie
strony przed oszala�ym wagonem. Nagle wylot bocznej drogi, wie�niak �ci�gaj�cy
lejcami konie, poprzeczna do naszej linia kolejowa... Kolejarz z chor�gwi� da�
nam pierwsze�stwo, zatrzymuj�c na tamtym torze d�ugi poci�g towarowy, za�adowany
Fiatami 126p. Ach nie, to chyba by�a halucynacja, bo oto z jakiej� kotlinki
wywin�a si� kupa je�d�c�w w kud�atych papachach. Z gwizdem i wyciem zrywali z
ramion strzelby-berdanki. Ich oficer na szarym dzikim koniu o przekrwionych
oczach gna� tu� ko�o wagonu, przymierzaj�c si� do nas z nagana.
- Szybko-zawo�a� - Bia�a flaga, bo oni nas wyt�uk�! Zakrz�tn�li�my si�, ale w
zakurzonym wagonie trudno by�o o co� bia�ego.
- Odwr�� si�! - j�kn�a Jola, i zanim to uczyni�em �ci�gn�a mundur, a nast�pnie
koszul�. D�ygit spojrza� i zlecia� z kulbaki.
W�� mundur �wintuchu! - rozz�o�ci�em si� na Jol� i przywi�zawszy koszul� do
lufy karabinu, pomacha�em pojednawczo przez okno.
Oficer widocznie nie ca�kiem zlecia�, tylko sobie d�ygitowa� pod ko�skim
brzuchem, bo oto by� znowu w siodle, tu�-tu�! Nagle chwyci� szabl� w z�by,
stan�� na strzemionach i wspania�ym skokiem przeni�s� si� z konia na stopie�
wagonu. Drzwi p�k�y z trzaskiem i modelowy setnik Dzikiej Dywizji wkroczy� do
wagonu czarny i kosmaty, naje�ony kind�a�ami, zatkany nabojami, z pistoletem w
d�oniach.
Bawarczycy pochylili karabiny.
- Hande hoch! - krzykn�a Jolanta, wyszarpuj�c rewolwer zza sp�dnicy.
- Madame - rzek� Kozak przez z�by, potem warkn�� w moj� stron�: - A ty chto? -
patrz�c na m�j mundur podejrzliwie.
- Docent doktor habilitowany... - zacz��em si� przedstawia�, ale uprzedzi�a mnie
Jola:
- Pan kapitan jest Polakiem i skazanym na �mier� bohaterem walki przeciwko
uciskowi narod�w s�owia�skich przez monarchi� austro - w�giersk�.
- Nu i bardzo dobrze! - klepn�� mnie po ramieniu. - Wszyscy�my S�owianie! Z
wyj�tkiem mnie... - dorzuci� smutno, macaj�c sw�j d�ugi kaukaski nos.
- Ale nie tra�my my czasu - zreflektowa� si� - bo wagon jedzie jak jaki durny, i
jeszcze got�w w co� przyr�n��!
Jeszcze nie sko�czy�, gdy wpadli�my na zapor� z pni, a� rzuci�o nas na pod�og�,
gdzie utworzyli�my bez �adne k��bowisko.
Mia�em przed oczyma nies�ychanie d�ugie i niezwyk�e kszta�tne nogi siostry
Jolanty, le��ce jak dwa poziome promienie s�o�ca mi�dzy mn� a setnikiem, kt�remu
oczy na ten widok z g�owy, a k�dzierzawe w�sy unios�y si� ku g�rze, ukazuj�c
godne wilko�aka uz�bienie.
Przez szczero�� - a raczej smuk�o�� - tych dziewcz�cych n�g, mrugn�li�my ku
sobie w porozumiewawczym, m�skim zachwycie.
- Ach, Mensch! - roztkliwili si� nawet Bawarczycy, tkwi�cy pod �cian� z r�kami
do g�ry.
- Ech, fintifluszka! - przewr�ci� bia�kami Czeczeniec.
- No, do�� tego! - przykry�em wdzi�ki Joli zadart� pod czas awarii sp�dnic�. -
Ciekawe gdzie te� ma jeste�my?
- U swoich! - uspokoi� mnie Kozak. - Mo�na powiedzie�, �e w domu!
Kto� z zewn�trz otworzy� drzwi. Byli�my na wysuni�tej pozycji dow�dczej, w
sztabie jakiej� brygady lub dywizji. Na s�siednim torze sta� rosyjski poci�g
sanitarny, a pulchne siostrzyczki wygl�da�y przez okna, na przemian z
obanda�owanymi pacjentami.
- Ach - zawo�a�a starsza, mocno wymalowana dama - Knia� Tatamawrydze powr�ci�! I
kogo� nam pan przywi�z�?
- S�awnych go�ci! - odrzek� k�aniaj�c si� setnik - Przyjaci� kochanych, kt�rzy
od Austryjaka do nas uciekli, wagon mu ukradli powi�kszaj�c tabor Jego Carskiej
Mo�ci, i w dodatku zabi� mnie nie pozwolili tym Germa�com - wskaza� na bladych
ze strachu Bawarczyk�w - Za co na t� oto szabl� �lubuj� im wdzi�czno�� i
braterstwo!
Nast�pnie przedstawi� nam podstarza�� kokietk�:
- Oto madame Jewdokia, �ona naszego genera�a, kt�ra ochotniczo piel�gnuje
naszych �o�nierzyk�w!
Uca�owa�em d�o� pani Jewdokii.
- Sercem radzi! - zawo�a�a. - Czujcie si� jak u siebie w domu i opowiadajcie,
opowiadajcie kochani jak tam na zachodzie? Tiurniury jeszcze w modzie?
- To mo�e potem - rzek�, podchodz�c wysoki pu�kownik capi� br�dk� w towarzystwie
kilku �o�nierzy.
- A na razie z najwy�szego rozkazu mam zrewidowa� ten wagon, a tak�e - tu
spojrza� cynicznie na Jol� - a tak�e jego za�og�.
- Mai! - krzykn�a Jolanta. - Nigdy!
- Nikagda! - przet�umaczy�em.
- Uszanuj, pu�kowniku, jej wstyd dziewczyny! - wtr�ci�a si� pani Jewdokia.
- Wstyd! - warkn�a do mnie Jola. - W torbie mam bomby!
- Pu�kowniku - Czerkies po�o�y� d�o� na r�koje�ci kind�a�u - Ja taj pani
�lubowa�em wierno�� i ochron�!
- Ty ochron�, a ja Ochran�! - za�mia� si� Capia Br�dka, odginaj�c klap� szynela,
pod kt�r� widnia�a du�a, emaliowana odznaka. Knia� zblad� i zrobi� krok do ty�u.
- No, chyba �e tak... - roz�o�y�a r�ce pani Jewdokia. Pu�kownik wyci�gn�� r�k� w
kierunku Jolanty.
- Has�o, rzu� has�o! - nagli�a mnie, rejteruj�c w kierunku drzwi.
Zastanawia�em si� przez mgnienie oka, nagle co� b�ysn�o mi w m�zgu:
- Do mnie dzieci wdowy! - rozdar�em si� z ca�ej mocy ni w pi�� ni w dziewi��.
Dwaj �o�nierze id�cy za pu�kownikiem zatrzymali si� i pochylili bagnety. Jaki�
ranny ku�tyka� w naszym kierunku machaj�c gro�nie kul�, a maszynista poci�gu
sanitarnego zlaz� z lokomotywy.
Capia Br�dka zawaha� si�: - Nu dobrze, mrukn�� - zobaczymy co powie genera�!
- Powie - odzyska�a kontenans genera�owa - to, co ja mu powiem! A ja mu powiem,
�e mieli racj�! Sami oni tu do nas przyjechali, bez przymusu, a ten od razu do
nich z rewizj�, nacha� jaki�! - Co rzek�szy pobieg�a naprzeciw nadchodz�cemu
m�owi.
- Z genera�em b�d�cie ostro�ni! - ostrzega� na setnik. - Sroga to sztuka, i
bezlitosna! W Port Arturze osobi�cie na�o�y� po mordzie Japo�czykowi, kt�ren go
nie chcia� go wzi�� do niewoli!
Spr�yli�my si� na baczno��.
Genera� nadchodzi�, fukaj�c gniewnie, a przy nim sz�a - t�umacz�c mu co� - pani
Jewdokia:
- Dobrze, dobrze! - odp�dza� si� od niej. - Mo�e uczciwi, ale mo�e i nieuczciwi.
Jakby nie by�o, z tamtej strony przybywaj� wi�c bez rewizji si� nie ob�dzie!
- To samo m�wi�em - ucieszy� si� Capia Br�dka. - Kto wie co oni maj� przy sobie?
Anarchist�w teraz wsz�dzie jak ps�w! A wszak jutro ma tu by� na inspekcji sam
najja�niejszy... - Tu przypomniawszy sobie s�u�bow� tajemnic�, uda� atak kaszlu.
Oczy Joli rozszerzy�y si� jak dwie bomby, a wargi rozchyli�y si� w drapie�nym
u�miechu. Znowu by�a w transie. I znowu szuka�a sojusznik�w do przeprowadzenia
zamachu. Zgodnie z moimi przewidywaniami kolejnym �ywym zapalnikiem mia� zosta�
zacny, porywczy i dzielny knia� Tatamawrydze.
- Comte... - szarpn�a udaj�c omdlenie i opieraj�c si� na nim ca�ym ci�arem. -
Nie pozw�l mnie zbezcze�ci�...
- I nie pozwol�! - wyszczerzy� k�y kaukazczyk, zas�aniaj�c ja w�asnym cia�em.
- No dobrze - zgodzi� si� genera� - Knia� jak zawsze kochliwy i zapalczywy. Nie
rewidowa� panny, bo jej niewinno�� z oczu patrzy ...Mam c�rk� w twoim wieku -
rozrzewni� si�.
- Padre mio... - pozbawiona skrupu��w Korsykanka cynicznie ale z wdzi�kiem
cmokn�a go nagl� w r�k�.
- Nie trzeba, nie trzeba! - broni� si� z rozczuleniem g�aszcz�c j� po g�owie -
Ale pan, kapitanie, b�dzie musia� opr�ni� kieszenie.
Zrobi�em to z ochot�. Ostatecznie mia�em tam tylko troch� papieros�w, zapa�ki,
o��wek, jaki� papier... A no w�a�nie! Capia Br�dka rzuci� si� na ten papier
�ar�oczno�ci� wilka. Jezus Maria, to by� dokument r�bni�ty niechc�co z mojej
wystawy... B�ysn�a lakowa piecz��, zaczernia�y podpisy.
- Ano tak - powiedzia� pu�kownik ze �miertelnie powa�n� twarz� - Zechce pan to
zobaczy�, generale?
Genera� spojrza� i stan�� na baczno��. Pani Jewdokia zagl�dn�a mu przez rami� i
z�apa�a si� za g�ow�:
- Ot i historia jaka! - pisn�a.
- Sk�d pan to ma? - spyta� genera�, gro�nie ju� teraz, i podejrzliwie.
- Ano widzi pan genera� - t�umaczy�em, - Bo to by�a taka wystawa, i w�a�nie to
tam wisia�o...
- Kiedy wisia�o? - wtr�ci� si� Capia Br�dka.
- Jeszcze wczoraj wisia�o...
- A to bardzo ciekawe - rozsierdzi� si� genera�, �e przedwczoraj wisia�o, je�eli
to jest datowane dopiero na jutro!!!
- Falsyfikat! - zawo�a� pu�kownik.
- Orygina�! - upar�em si�.
- Jak pan udowodni?
- prosz� bardzo! Autor podpisu potwierdzi jego autentyczno��!
- Autor podpisu! - pu�kownik si� posiada� si� z oburzenia. - Ty my�lisz, �e jego
Autorska Mo�� Najja�niejszy Pan..., co ja gadam?
Jolanta przyst�pi�a do dzia�ania.
- Generale - powiedzia�a - Wobec pa�skiej przenikliwo�ci nie mama �adnych szans.
Demaskujemy si� i prosimy o absolutn� dyskrecj�!
Patrzy�am na ni� ze zdumieniem. Mrugn�a do mnie, a tymczasem pu�kownik
us�yszawszy �e ma by� dyskrecja, przegoni� wszystkich z zasi�gu s�yszalno�ci.
- S�ucham? - rzek� zdziwiony genera�.
-S�ucham? - powt�rzy� pu�kownik wyjmuj�c notes.
- Jeste�cie szpiegami! - blefowa�a Jolanta. - Mamy do spe�nienia poufn� misj�.
- No? - uszy pu�kownika wyra�nie si� powi�kszy�y.
- Mamy niezwykle wa�n� wiadomo�� dla Najja�niejszego Pana! - i Jola niechc�cy
po�o�y�a d�o� na chlebaku. - Prosz� nam j� przekaza� - pu�kownik zacz�� znowu
nabiera� dla nas szacunku.
- Wykluczone! - w��czy�em si� do gry - Jeste�my zaprzysi�eni. W razie trudno�ci
zabierzemy tajemnic� do grobu.
I obydwoje podnie�li�my palce w g�r�.
Wojskowi zostali wytr�ceni z r�wnowagi.
- Jak� mamy gwarancj�, �e jeste�cie tymi, za kt�rych si� podajecie?
Wpad�em ma wspania�y pomys�: - Mo�emy udowodni�! Co rzek�szy napisa�em kilka
cyfr na kawa�ku papieru.
- Co to jest? - zainteresowa� si� genera�.
- Dok�adna data i godzina kapitulacji Przemy�la.
Genera� pukn�� si� w g�ow�: - Data i godzina! Przecie� to wypada dzi� -
spojrza�em na zegarek - za dziesi�� minut.
- No w�a�nie.
- Zaczekamy - podj�� decyzj� genera� - Je�li si� sprawdzi, to staniecie przed
obliczem Najja�niejszego.
- A je�li nie - uzupe�ni� pu�kownik - to wtedy...- i poci�gn�� d�oni� po gardle.
Genera� zasalutowa� i obydwaj odeszli, a po chwili zaci�gni�to wok� na warty.
- Nie przesadzi�e�, eroe mio? - martwi�a si� Jola - Co zrobimy je�li si� nie
poddadz�?
- Poddadz� si�, poddadz�, chyba �e panowie historycy nabujali co� w
podr�cznikach.
Podszed� do nas setnik Tatamawrydze: - Nie b�jcie si� - rzek� p�g�osem - Jakby
nawet nie wysz�o, ja nie dam was skrzywdzi�. Moi ludzie czuwaj�!
I rzeczywi�cie, z ty�u, za plecami wartownik�w kr�cili si� Czerkiesi, dla
niepoznaki, a to poprawiaj�c co� przy siod�ach, to karmi�c z r�ki swoje dzikie,
kosmate konie.
- Jeste� wielki! - ucieszy�a si� Jolanta.
- Metr czterdzie�ci sze�� bez but�w! - potwierdzi�.
- Tyle co Napoleon... - szepn�a - To o czym� �wiadczy... Kobiety chyba szalej�
za tob�?
- Mo�e i szalej� - szczerze orzek� Kozak - aczkolwiek nigdy nie zauwa�a�em.
Ci�gle cz�owiek w siodle i w siodle.
- Jeste� pi�kny i romantyczny - o�wiadczy�a. - Ti amo!
- Znaczy si� co?
- Ona m�wi, �e ci� kocha - wyja�ni�em - W zwi�zku z tym pewnie nied�ugo zostanie
z ciebie mokra plama.
- Jolanta - zachrypia� Tatamawrydze. - Ja dla ciebie got�w... got�w...
- Dziesi�� minut min�o! - rozleg� si� g�os pu�kownika - a nawet dwana�cie! Nu i
co?
Wartownicy zacz�li okr��a� nas ciasnym pier�cieniem. Kozacy za ich plecami
powskakiwali z ma�pi� zr�czno�ci� na siod�a. Pu�kownik wyj�� nagan, stoj�cy za
nim setnik zamachn�� si� kind�a�em... Jeszcze chwila, a g�owa asa ochrany
potoczy�a by si� na tory, gdy nagle Jola zawo�a�a:
- Guarda! Guarda! Cosa a accaduta????
- Jaka koza? - zdziwi� si� pu�kownik patrz�c we wskazanym przez ni� kierunku.
Odwr�cili�my si� na komend�: z mroku wynurza�y si� przy wt�rze b�bn�w g�ste
szeregi austryjackiej piechoty. Obro�cy CK monarchii szli, trzymaj�c r�ce
splecione na karkach. Tylko oficerowie sztywni i przy bia�ej broni trzymali
fason. Twierdza Przemy�l kapitulowa�a!
Id�cy na czele zasalutowali pu�kownikowi, a ten wysun�� przed siebie jedn� nog�,
wyd�� wargi i przybra� poz� zwyci�zcy. Nie da d�ugo jednak, bo zaraz znikn��
odepchni�ty przez r�wnie �asego s�awy genera�a.
- Paszo� won - odprawi� go genera�. - Nie twojo die�o!
I dopi�wszy guziki wci�gni�tego w po�piechu p�aszcza odsalutowa� kapituluj�cym.
Stali�my z Jolant� na uboczu, patrz�c jak ro�nie stos broni, rzucanej przez
Austriak�w.
- Tyle karabin�w - szepn�a. - Przyda�yby si� w walce z tyrani�!
We mgle jacy� ludzie �adowali bro� na ci�ar�wk�.
- Gotowe, panie docencie - powiedzia� jeden z nich podchodz�c. - Zasuwamy z tym
do muzeum!
Jezus Maria! To by� przecie� m�j student, kud�aty hippis z trzeciego roku! Kilku
innych pomacha�o mi z burty samochodu, kt�ry warkn�l zadymi� i rozp�yn�� si� w
mroku.
- Kto to by�? - spyta�a Jola. - Twoi ludzie?
- W pewnym sensie moi... - odrzek�em niepewnie.
- Wspaniale to urz�dzi�e�, straordinario, caro mio...
Odsuni�ty od zaszczyt�w pu�kownik zjawi� si� teraz ko�o nas.
- Nu, dobrze - powiedzia�. - Wygrali�cie, dwie minuty sp�nienia nie problem.
Mam rozkaz odes�a� was przed oblicze Najja�niejszego Cara Wszechrosji!
Podjecha�a r�czna drezyna kolejowa z nap�dem na dw�ch Kozak�w. Inni otaczali j�
prowadz�c konie za cugle.
- Tatamawrydze! - zwr�ci� si� Capia Br�dka do setnika - jeste�cie dow�dc�
eskorty. Odpowiadacie gard�em za tych dwoje.
- Toczno, sroczno! - odrzek� mrugaj�c na nas Kozak.
Podszed� genera� w doskona�ym humorze:
- Dzi�kuj� ci, kochany! - zwr�ci� si� do mnie. - Dzi�ki tobie zna�em termin
poddania si� Przemy�la wcze�niej ni� genera� Seliwanow i mog�em przyj��
kapitulacj� na swoje konto! Trzeba to opi�! Wania!
Podbieg� ordynans, nios�c du�� rosyjsk� lalk�. Po odkr�ceniu jej g�owy ukaza�a
si� szyjka sporego g�siorka. Wania chlusn�� okowit� do g�owy lalki, a genera� z
uk�onem poda� t� czark� Jolancie.
Ku memu zdumieniu wydoi�a jednym tchem t� - b�d� co b�d� - �wiartk� samogonu.
Jej po�udniowe oczy nabra�y w rezultacie jeszcze wspanialszego blasku, j�zyk
zesztywnia�, a krew zabarwi�y policzki:
- Prima vino! Wi�cej! Piu?! Piu?!
- Przesta� piuka� - odebra�em jej kielich - wi�cej nie dostaniesz, to nie �adne
wino, tylko bimber!
- Bimber is my hobby... - Strzeli�a tym razem po angielsku, b�d�c najwidoczniej
kszta�con� w j�zykach obcych.
Wypili�my po kolei strzemiennego.
- Zata�czyliby�cie, d�ygici! - rozochoci� si� genera�.
Nie trzeba im by�o tego dwa razy powtarza�. Zaraz odezwa�a si� harmonia, a knia�
Tatamawrydze zainaugurowa� ta�ce, usi�uj�c wykona� "Suit� Kaukask�" Ippolita-
Iwanowa, co mu jednak nie za bardzo wychodzi�o.
- Bo muzyka wredna... - t�umaczy� si� Kozak. - Ech, �eby tak wreszcie kto�
skomponowa� jak�� godziw�, kaukask� melodi�!
- Skomponuje, skomponuje! - pocieszy�em. - I to jeszcze jak�! Chaczaturian si�
b�dzie nazywa�, a jego utw�r - "Taniec z szablami"!
- Chaczaturian�w znam - wzruszy� si� Tatamawrydze. - Oni z s�siedniego u�usu, i
synka maj�, Aramka mu na imi�, ale on malutki, mo�e ze dwana�cie lat mu
zesz�o... Inna rzecz, �e ucho u niego - ech! - jakie muzyczne! I on skomponuje,
powiadasz? Ach, �eby do�y�, �eby cho� raz us�ysze�!
Wyj��em akordeon z r�k pu�kownikowego muzyka.
- Na twoje szcz�cie, m�j stary, grywa�em to kiedy� w zetempowskim zespole
��czno�ci miasta ze wsi�!
Tu nacisn��em klawisze. "Taniec z szablami" w moim wykonaniu nie realizowa� by�
mo�e w pe�ni za�o�e� kompozytora, ale swoj� werw� poderwa� wszystkich na nogi.
Czerkiesi pospadali wprost z kulbak ju� przy pierwszych jego d�wi�kach.
Po�udniowo-wschodnia krew wprawi�a w ruch ich wykrzywione od konnej jazdy
odn�a.
Pocz�tkowo nie�mia�o, co chwila jakby przepraszaj�co salutuj�c, j�li drobi�
stopami, potem - rzadko na razie puszcza� si� w prysiudy, a� wreszcie poni�s�
ich bez reszty �w szalony taniec.
Odda�em akordeon w r�ce harmonisty, kt�ry podchwyci� melodi� i poprowadzi� j�
dalej w dzikiej, wschodniej interpretacji.
Rozejrza�em si� za Jolant�, chc�c zaprosi� j� do ta�ca, ale uprzedzi� mnie tym
knia� Tatamawrydze.
Zupe�nie ju� wida� pogr��ony, kr��y� wok� niej jak kogut, puszy� si�, furkota�
burk�, macha� szabl� i dokonywa� cud�w choreografii, a ta cholera wi�a si� przy
nim w ta�cu, �liczna i nie�le ubzdryngolona, dotrzymuj�c mu kroku tak, jakby od
dzieci�stwa specjalizowa�a si� w ta�cach kaukaskich.
I znowu ogarn�a mnie zazdro��. Rozepchn��em stoj�cych na drodze, ale wtedy
stan�� przede mn� genera�:
- Pij, bracie - ona ju� wybra�a Czerkiesa, nic na to nie poradzisz.
Wypi�em, �wiat zakr�ci� mi si� przed oczami i straci�em przytomno��...
�eb bola� mnie straszliwie. Zastuka�em r�k� w g�rne ��ko sleepingu.
- Czego? - odezwa�a si� moja �ona Ada.
- Nie masz proszk�w od b�lu g�owy?
- Przecie� to ty mia�e� mi przynie�� proszki...
Oprzytomnia�em! Nareszcie sko�czy�y si� te ob��kane przygody, by�em zn�w w
poci�gu "Transpol", w swojej w�asnej epoce.
Wylaz�em na g�r� i przytuli�em si� do �ony:
- Nie pozw�l mi ju� tam wraca� - prosi�em ca�uj�c j� w r�k�. - Trzymaj mnie,
trzymaj mnie mocno!
- Ja te� i trzymam! - odpowiedzia� setnik, mocuj�c si� zew mn� na kraw�dzi
rozp�dzonej drezyny. - Jak bym nie trzyma�, to ju� by� by� pod ko�ami!
Przesta�em obca�owywa� jago kosmate �apsko i odtr�ci�em je z odraz�. Drezyna
trz�s�a jak diabli, Kozacy przy d�wigni pompowali ile wlezie, mrucz�c do taktu
jak�� swoj� melodi�. Jolanta w bogatym kaukaskim stroju patrzy�a na mnie z
pogard�:
- Ubrico! - powiedzia�a - Testa debola!
- Dobrze - rozz�o�ci�em si�. A ty ubra�a� si� jak pajac! Una pajazza idiotica!
Ta wypowiedz wprowadzi�a ich w doskona�y humor, zacz�li si� po prostu tarza� ze
�miechu.
- Oj, bo ja trzasn�! - j�cza� setnik - ty bracie popatrz najsampierw na siebie!
Popatrzy�em. Na piersiach mia�em z�ote �adownice, na nogach mi�kkie buty, a na
g�owie kosmat� papach�.
- Nie �ycz� sobie ... - zacz��em z w�ciek�o�ci�
- Sza! - uspokoi� mnie setnik - Takie by�y rozkazy! Nie mogli�cie zosta� w
austryjackich mundurach. Wr�g nie �pi!
- Dok�d jedziemy?
- Do nik�d - Tatamawrydze obni�y� g�os do szeptu - kazali mi powozi� was dla
zmylenia.
- Nie ufaj� nam? - oburzy�a si� Jola, tak, jakby to w�a�nie j� nale�a�o obdarzy�
najwi�kszym zaufaniem.
- Nie ufaj�, niestety - kozak za�o�y� r�ce - A na stacj� ma przyby� na inspekcj�
sam Najja�niejszy Pan. Idzie wi�c o to, �eby�cie przed audiencj� nie mogli
uprzedzi� nieprzyjacielskiego wywiadu!
Kozacy zahamowali drezyn�, z mroku dobieg�o cz�apanie koni i wynurzy�a si�
reszta eskorty. Ju� wkr�tce przy torach zap�on�o ognisko, pojazd zdj�to z szyn
i ustawiono obok.
- Esau�! - zarz�dzi� Tatamawrydze - We�miesz dw�ch ludzi i spenetrujesz okolic�!
Trzej je�d�cy zat�tnili i znikli. Knia� roz�cieli� burk� i z uk�onem wskaza� j�
Jolancie.
- Przygotuj� wieczerz�! - rzek�, i odszed�szy w stron� drezyny zacz�� grzeba� w
jukach.
- Boj� si� - powiedzia�a Jola - �e przegapimy cara, tak jak przegapili�my
Franciszka J�zefa.
- Jolu - usi�owa�em jej wyt�umaczy�. - Daj sobie spok�j. Terror indywidualny
jest prze�ytkiem.
- �mier� tyranom!
- I bardzo s�usznie, ale zorganizowana, nie na wariackich papierach. Poczekaj
jeszcze troch�, w tysi�c dziewi��set siedemnastym Lenin wr�ci� z emigracji i da
carowi takiego dubla, �e przy okazji my te� odzyskamy wolno��.
- Non capito - odpar�a. - Chcesz mi pomaga�, czy nie?
- Chc�, ale nie ma sensu...
- Bene, znajd� takiego, dla kt�rego to ma sens!
Tym "kim�" by� oczywi�cie Tatamawrydze, zakochany po same szpiczaste uszy, i
ugniataj�cy w�a�nie co� pod le��c� na kamieniu kulbak�.
- Tatar! - wyja�ni� - Uch, my Czecze�cy nie lubimy Tatar�w!
Tu si�gn�� po rewolwer, ale to tylko patrol wyjecha� w kr�g �wiat�a.
- Kniaziu - meldowa� setnik - O sto metr�w jest most, a za nim stacja!
- To bardzo dobrze! - ucieszy� si� setnik - znaczy wr�cili�my gdzie trzeba!
Poczekamy jeszcze i o pierwszym brzasku, zgodnie z rozkazem b�dziemy na stacji.
Zawin��em si� w burk� i leg�em na trawie. Pija�stwo u genera�a nie chcia�o tak
�atwo wywietrze�. Zamkn��em oczy. Moja �ona Ada opu�ci�a z g�rnego ��ka bardzo
zgrabn� nog� i tr�ci�a mnie w nos:
- �pisz?
- Jako� nie mog�.
- To dobrze... - i Ada cofn�a nog�, ale za to przewiesi�a si� g�rn� po�ow�
cia�a przez kraw�d� ��ka i wpi�a si� ustami w moje usta...
- Kochana... - wymamrota�em. - A pudziesz ty? - odp�dzi�em kozackiego konia,
li��cego mnie po twarzy.
Kozacy spali pokotem wok� dogasaj�cego ogniska.
�wita�o. Miejsca Jolanty i Kniazia Tatamawrydze by�y puste... Skoczy�em na nogi.
Kaukaski str�j spowodowa� widocznie intensyfikacj� mego temperamentu, bo wprost
czu�em jak mnie rozpiera zazdro�� i ch�� mordu. Przesun��em papach� na bakier,
chwyci�em pistolety w d�onie. Ostry wzrok dzieci�ca natury naprowadzi� mnie od
razy na ich trop, znacz�cy si� w porannej rosie. Szybkim elastycznym krokiem
�cigaj�cego ofiar� drapie�nika pobieg�em w kierunku mostu. Byli tam! Szamotali
si� w