7063
Szczegóły |
Tytuł |
7063 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7063 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7063 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7063 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Susan Howatch -
- "Ciemny brzeg"
PROLOG
Jon by� sam.
Za oknem miasto t�tni�o wieczornym gwarem, na ulicach roi�o si� od przechodni�w, ale w �agodnie o�wietlonym, wy�o�onym grubym dywanem apartamencie hotelowym panowa�a niezm�cona cisza.
Podszed� do okna.
Sze�� pi�ter ni�ej, z lewej strony, autobus wl�k� si� przez Berkeley.
Street czerwona bezg�o�na plamka na tle czarnej jezdni a tu� pod oknem, w dole, dziesi�tki taks�wek przeje�d�a�y w poszukiwaniu pasa�er�w obok wej�cia do hotelu, po czym skr�ca�y na po�udnie w kierunku Piccadilly.
Idealny porz�dek, jaki panowa� w pokoju, stwarza� atmosfer� obco�ci.
Wypolerowane meble b�yszcza�y; bia�e poszewki bez najmniejszej zmarszczki le�a�y na ��ku; walizki sta�y w r�wnym rz�dzie pod �cian�.
By� sam w ogromnym mie�cie, obcy cz�owiek powracaj�cy do ziemi zapomnianej; patrz�c przez okno na o�ywione ulice pomy�la�, �e �udzenie si�, i� wskrzesi przesz�o��, przyje�d�aj�c do miasta, w kt�rym si� urodzi�, by�o g�upot�.
Po dziesi�ciu minutach rozpakowywania najniezb�dniejszych rzeczy zrobi� przerw� na papierosa.
Przed nim, na ��ku, le�a�a poczytna popo�udni�wka jego twarz wci�� u�miecha�a si� z fotografii zamieszczonej w rubryce towarzyskiej.
Kiedy podni�s� z lekcewa�eniem gazet�, mia� przykre uczucie, �e to nieprawda, �e zdj�cie pokazuje kogo� innego, a notka pod nim opowiada o cz�owieku, kt�rego nie zna.
Uznano go oczywi�cie za Kanadyjczyka i podano, i� jest milionerem.
W tek�cie znalaz�a si� tak�e wzmianka o jego matce i jej zwi�zkach z przedwojennym londy�skim towarzystwem.
W ostatnim zdaniu dodano, �e wkr�tce ponownie si� o�eni i �e jego narzeczona jest Angielk�.
A potem felietonista przeszed� do innych temat�w, pewien, �e wystarczaj�co du�o miejsca po�wi�ci� arystokratycznym powi�zaniom tego nie codziennego go�cia, kt�ry w�a�nie pojawi� si� w Londynie.
Jon podar� gazet� na strz�py i pomy�la� o swojej matce.
Przeczyta�a to godzin�, mo�e dwie wcze�niej, gdy wieczorn� pras� dostarczono do olbrzymiego domu przy Halkin Street.
A zatem ju� wie, �e przyjecha�.
Zastanawia� si�, czy cho� troszk� pragnie zobaczy� si� z nim, czy jest cho� odrobin� ciekawa spotkania z synem po dziesi�ciu latach niewidzenia.
Nigdy do niej nie napisa�.
Kiedy powiedzia� Sarze, �e nie utrzymuje z matk� �adnych kontakt�w, by�a tak zaskoczona, i� poczu� si� zak�opotany, jednak �atwo znalaz� usprawiedliwienie i nie zastanawia� si� nad tym d�u�ej.
Sara po prostu tego nie rozumia�a.
Wyros�a w szcz�liwym domu, daj�cym poczucie bezpiecze�stwa, i jakiekolwiek zmiany w stylu �ycia, do kt�rego by�a przyzwyczajona, budzi�y jej niepok�j; nie bardzo potrafi�a si� odnale�� poza oaz� spokoju i mi�o�ci, stworzon� przez jej rodzic�w.
Jednym z po wod�w, dla kt�rych pragn�� po�lubi� Sar�, by�o to, �e nie zosta�a ska�ona i zepsuta przez �wiat, w kt�rym �y� i pracowa�.
Wiedzia�, �e po �lubie ca�ymi dniami b�dzie przesiadywa� na konferencjach lub �l�cza� nad nu��cymi zestawieniami bilansowymi, ale wieczorem wr�ci do domu, w kt�rym b�dzie na niego czeka�a Sara...
Widzia� to wyra�nie oczami wyobra�ni.
B�dzie rozmawia� z Sar� o sprawach, kt�re go interesuj�, po kolacji zagra na fortepianie, a wraz z nadej�ciem nocy zapanuje g��boki, niezm�cony spok�j.
A p�niej, kiedy b�d� w ��ku, da jej odczu�, jak wdzi�czny jest za ten cudowny spok�j, i Sara b�dzie go kocha�a,
poniewa� ochroni j� przed trudami �ycia; ona potrzebowa�a go bardziej ni� on jej.
Wszystko b�dzie inaczej ni� w przesz�o�ci.
Wtedy pomy�la� o Sofii, wspomnienie od�y�o w pami�ci na u�amek sekundy, i szybko skupi� uwag� na czym� innym.
Nie wolno mu my�le� o Sofii.
Nie b�dzie, nie mo�e my�le� o Sofii...
Ale my�la�.
Podczas pobytu w Londynie spotka si� z Justinem i gdy tylko go zobaczy, pomy�li o Sofii...
Bzdura.
Justin jest dziewi�tnastoletnim Anglikiem, typowym wychowankiem ekskluzywnej prywatnej szko�y, kt�ry pewnie podj�� pierwsz� w �yciu prac�.
B�dzie m�wi� o sportowych samochodach, przyj�ciach, pi�knych dziewczynach i o grze w krykieta.
Sofia jest tak odleg�ym wspomnieniem dla Justina, jak Londyn oddalony jest od Toronto, i spotkanie z ch�opcem nie obudzi przykrych wspomnie�, nie zada strasznego, przejmuj�cego b�lu.
Rozleg� si� dzwonek telefonu.
Okropne, dono�ne dzwonienie przerwa�o panuj�c� w po koju cisz� i przestraszy�o Jona.
Padaj�c gwa�townie na ��ko, podni�s� s�uchawk� i opar� si� plecami o poduszki.
Tak?
Telefon do pana, panie Towers.
Dzi�kuj�.
Nast�pi� trzask, a potem zaleg�a cisza, przerywana tylko buczeniem.
Halo?
Nagle poczu�, �e ma nerwy napi�te jak struny.
Znowu cisza.
Us�ysza� w s�uchawce, jak kto� s�abo za czerpn�� oddechu.
Halo?
powt�rzy� Jon.
Kto m�wi?
Zrobi�o mu si� zimno, czu� lodowate krople potu na czole oraz ciarki przechodz�ce po plecach, chocia� nie wiedzia�, czego si� boi.
I wtedy nieznany g�os wyszepta� bardzo cicho:
Witamy w domu, panie Towers.
Czy pa�ska narzeczona wie, �e dziesi�� lat temu zabi� pan swoj� pierwsz� �on�?
CZʌ� 1
ROZDZIA� 1
Ma�o brakowa�o, a Justin Towers nie kupi�by wieczornej gazety.
Kiedy wyszed� z biura o pi�tej trzydzie�ci, bola�y go oczy od wielogodzinnego �l�czenia nad cyframi, a perspektywa podr�y metrem wywo�ywa�a w nim md�o�ci.
Nienawidzi� podziemnych kolejek w godzinach szczytu, nienawidzi� t�oczenia si� w cuchn�cych potem wagonach, nienawidzi� nie ko�cz�cego si� strumienia anonimowych ludzi, kt�rzy przepychali si� przez podziemny koszmar.
Przywo�a� bolesne przez d�ugie lata wspomnienia z dzieci�stwa, po my�la� o dniach sp�dzonych pod bezchmurnym niebem nad rozko�ysanym morzem, o domu z ��tymi �cianami i bia�ymi okiennicami, o Buryan; w ko�cu obraz znik�, a Justin sta� niezdecydowany przed jednym z niezliczonych wej�� do stacji metra przy Bank, dusi� si� spalinami samochodowymi, a uliczny ha�as rozrywa� mu uszy.
Po drugiej stronie jezdni autobus oznaczony dziewi�tk� jecha� powoli sw� zwyk�� tras� w kierunku Ludgate Circus.
Justin szybko powzi�� decyzj�: gdy �wiat�a si� zmieni�y, przeszed� przez Poultry i Queen Victoria Street i wsiad� do autobusu, kt�ry wcisn�� si� mi�dzy stoj�ce samochody.
Kiedy autobus dojecha� do Green Parku, Justin mia� ju� tak dosy� ci�g�ych postoj�w i ulicznych kork�w, �e wysiad� .
i bez wahania skierowa� si� w stron� stacji metra.
Czu� si� straszliwie zm�czony.
Chc�c unikn�� nudy podczas dalszej podr�y, zatrzyma� si� przy kiosku z pras� i kupi� wieczorn� gazet�.
Otworzy� j� na peronie, przejrza� ceny akcji i zwin�� z powrotem, kiedy nadjecha� poci�g.
Znalaz�szy troch� miejsca w k�cie przedzia�u, zerkn�� na pierwsz� stronic�, ale znowu ogarn�a go nienawi�� do zat�oczonego poci�gu i zapominaj�c o trzymanej w r�ce gazecie, zacz�� my�le� o s�onecznych letnich popo�udniach, sp�dzonych dawno temu w Buryan.
Scena dobrze wry�a mu si� w pami��.
Flip le�a� na grzbiecie, machaj�c z wdzi�kiem d�ugim ogonem, a trawa by�a mi�kka, zielona i r�wno przystrzy�ona.
Z otwartych okien domu dochodzi�y d�wi�ki fortepianu, z kt�rego wydobywano delikatne i lekkie tony; po drugiej stronie trawnika, na bia�ej hu�tawce z kutego �elaza, odpoczywa�a kobieta, a obok niej, na stoliku z kutego �elaza sta�a misa z czere�niami.
Gdy tylko o�mieli� si� podej�� do kobiety i poprosi� o czere�nie, ziewn�a szeroko, u�miechn�a si� ciep�o i zmys�owo i powiedzia�a pob�a�liwie ze swoim dziwnym obcym akcentem: "Justinie, ale� z ciebie zrobi si� grubas!" A potem przyci�gn�a go do siebie, tak by m�g� j� poca�owa�, i da�a mu tyle czere�ni, ile chcia�.
Z tamtych dni najlepiej zapami�ta� uczucie g�odu.
Ci�gle chcia�o mu si� je�� i ca�ymi dniami opycha� si� kremem i ciastkami, a� pewnego wieczoru m�czyzna, kt�ry sp�dza� wi�kszo�� czasu w domu, graj�c na fortepianie, powiedzia� mu, �e najwy�sza pora, by wzi�li si� za siebie, zanim Justin tak utyje, �e nie b�dzie m�g� si� rusza�.
Przyzwyczaili si� wi�c codziennie po herbacie chodzi� razem do zatoczki.
Wzd�u� �cie�ki biegn�cej z zatoczki przez skaliste zbocze le�a�y nad brzegiem morza p�askie g�azy Flat Rocks;
chodzili tam razem, m�czyzna pomaga� ch�opcu wdrapywa� si� na strome ska�y.
By�a to trudna wspinaczka.
Wybrze�e pokrywa�y ogromne g�azy narzutowe i gigantyczne p�yty granitowe, dotar�szy wi�c na brzeg morza, odpoczywali chwil�, le��c na s�o�cu i patrz�c na morskie fale, omywaj�ce bez ko�ca skalne wyst�py.
Czasami m�czyzna co� opowiada�.
Justin uwielbia� go s�ucha�.
M�czyzna malowa� s�owami obrazy i nagle �wiat stawa� si� wspania�y, urzekaj�cy i bardzo kolorowy.
Nieraz si� nie odzywa�, co by�o przykre, lecz nie oznacza�o nudy, gdy� m�czyzna w og�le by� fascynuj�cy i gdy tylko Justin przebywa� z nim, wydawa�o mu si�, �e nawet spacer do zatoki i na Flat Rocks zamieni si� w niezwyk�� przygod�, szybki, niebezpieczny i pe�en rado�ci wy�cig.
M�czyzna chyba tak�e lubi� te spacery.
Nawet kiedy w Buryan przebywali go�cie, zdarza�y si� chwile, �e pragn�� uciec od nich i wtedy Justin by� jego jedynym kompanem, powiernikiem, wybra�cem, z kt�rym sp�dza� d�ugie godziny w jakim� odludnym ustroniu.
Justin, bezgranicznie dumny z tego wyr�nienia, pow�drowa�by za nim na koniec �wiata.
A potem nadszed� tamten weekend, przekre�laj�cy ukradkiem pogodn� przysz�o��; nagle �wiat sta� si� szary, na znaczony b�lem, zdziwieniem i �alem...
Z p�niejszych dni zapami�ta� ju� tylko swoj� babk�, wygl�daj�c� bardzo szykownie w jasnoniebieskim kostiumie.
"Zamieszkasz ze mn�, kochanie; czy� to nie cudowne?
Zobaczysz, �e o wiele przyjemniej jest mieszka� w Londynie ni� w jakiej� ma�ej, ponurej mie�cinie na ko�cu �wiata...
Co? Ale czy ojciec ci tego nie wyt�umaczy�?
Nie, oczywi�cie, �e nie mo�esz wyjecha� z nim za granic�!
On pragnie, �eby� wychowywa� si� w Anglii i otrzyma� odpowiednie wykszta� cenie, tak czy owak, nie chce bra� ze sob� dziewi�cioletniego dziecka, bez wzgl�du na to dok�d jedzie.
Na pewno rozumiesz, �e...
Dlaczego nie napisa�?
C�, kochanie, po prostu dlatego, �e nigdy nie pisze list�w na Boga, kt� mo�e wiedzie� o tym lepiej ode mnie!
Ale pewnie przy�le ci co� na Gwiazdk� i na urodziny.
Chyba �e zapomni.
To, rzecz jasna, jest bardzo prawdopodobne.
Zawsze zapomina� o moich urodzinach, kiedy mieszka� w internacie..."
I zapomnia�.
To by�o straszne.
Zapomnia� i Justin ju� nigdy nie dosta� od niego �adnej wiadomo�ci.
Poci�g przejecha� z hukiem przez ciemny tunel i nagle Justin wr�ci� do rzeczywisto�ci; ko�nierzyk koszuli mia� mokry od potu, a w rozpalonych d�oniach �ciska� pomi�t� gazet�.
My�lenie o przesz�o�ci nie ma sensu.
Ten okres min��, zosta� zamkni�ty i zapomniany, a ch�opak ju� dawno temu nauczy� si� nie traci� czasu na zadawanie sobie cierpienia.
Nigdy ju� nie zobaczy si� z ojcem, teraz nawet nie mia�by na to ochoty.
Wi�, kt�ra ich kiedy� ��czy�a, dawno temu zosta�a zerwana.
Poci�g zatrzyma� si� na stacji Hyde Park i kiedy kilku pasa�er�w wysiad�o, Justin roz�o�y� gazet� i mechanicznie zacz�� j� przegl�da�.
Nie min�o pi�� sekund, gdy jego wzrok przyci�gn�o zamieszczone na jednej ze stron zdj�cie.
"Jon Towers, kanadyjski milioner..."
Wstrz�s by� tak silny, jak gdyby nagle o�lepi�o go jaskrawe �wiat�o.
Kiedy wysiad� z poci�gu na Knightsbridge, czu� si� tak, jakby przed chwil� zwymiotowa�, musia� wi�c posiedzie� troch� na �awce na peronie, zanim zacz�� torowa� sobie drog� do wyj�cia.
Kto� si� zatrzyma� i spyta� go, czy dobrze si� czuje.
Znalaz�szy si� na �wie�ym powietrzu, przystan�� na chodniku w�r�d przewalaj�cych si� t�um�w i bardzo wolnym ruchem wyrzuci� gazet� do kosza, a potem ruszy� do domu babki na Consett Mews.
W domu, przy Consett Mews, CanuUa otworzy�a g�rn� szuflad� toaletki, wyj�a ma�� buteleczk� i wysypa�a na d�o� dwie bia�e pastylki.
Oczywi�cie nie nale�y za�ywa� dw�ch naraz, ale je�li robi si� to tylko od czasu do czasu, nie ma to znaczenia.
Lekarze s� zawsze zbyt ostro�ni.
Po �kn�wszy proszki, odwr�ci�a si� do lustra i starannie po prawi�a makija�, zwracaj�c szczeg�ln� uwag� na oczy i lini� ust; przyjrzawszy si� jednak dok�adnie swojemu odbiciu, odnios�a wra�enie, �e mimo usilnych stara� jej twarz wci�� zdradza prze�yty szok.
Zn�w zacz�a my�le� o Jonie.
Gdyby tylko mo�na by�o utrzyma� to w tajemnicy przed Justinem...
Na pewno Jon przyjecha� do Anglii wy��cznie z powodu swojej narzeczonej lub interes�w i nie zamierza spotka� si� z nikim z rodziny.
To tylko zrani�oby Justina, gdyby dowiedzia� si�, �e jego ojciec jest w Londynie i nie pr�buje si� z nim skontaktowa�.
Nagle zacz�a d�awi� j� z�o��, poczu�a silny b�l g�owy.
To wstr�tne ze strony Jona, pomy�la�a, tak si� wyprze� swojej rodziny, �eby nawet matki nie powiadomi� o przyje�dzie do Anglii po dziesi�cioletniej nieobecno�ci.
Nie o to chodzi, �e chc� go zobaczy� powiedzia�a g�o�no.
Wszystko mi jedno, czy mnie odwiedzi, czy nie.
Chodzi jedynie o zasad�.
�zy znowu zacz�y pali� jej twarz, niszcz�c �wie�o po�o�ony makija�.
Bezwiednie wsta�a i podesz�a do okna.
A je�li Justin si� dowie, �e jego ojciec jest w Londynie...
A je�li odwiedzi Jona, b�dzie zafascynowany ojcem, a� w ko�cu ca�kowicie ulegnie jego wp�ywowi...
Mo�na m�wi�, �e Justin jest dojrza�ym, zr�wnowa�onym, rozs�dnym m�odym cz�owiekiem, nie poddaj�cym si� �atwo wp�ywowi ludzi, a c� dopiero ojca, kt�ry tak haniebnie go potraktowa�, lecz Jon potrafi� wp�yn�� na ka�dego ze swego otoczenia...
A je�li b�dzie chcia� zabra� jej Justina ale, oczywi�cie, nie b�dzie chcia�.
Co Jon zrobi� w �yciu dla Justina?
To ona wychowa�a Justina.
Jon nie m�g� okaza� mniejszego zainteresowania synem.
Justin nale�a� do niej, nie do Jona, i Jon �wietnie o tym wiedzia�.
Zn�w d�u�sz� chwil� my�la�a o Jonie, w pami�ci o�y�y bolesne wspomnienia.
Zawsze by� taki sam, pomy�la�a.
Zawsze.
Od samego pocz�tku.
Tyle by�o nianiek i �adna nie mog�a sobie z nim poradzi�.
Nigdy nie chcia� mnie s�ucha�.
Zawsze walczy� o to, �eby narzuci� innym swoj� wol�, �eby ka�dy robi� dok�adnie to, co on chcia�, kiedy chcia� i jak chcia�.
Przypomnia�a sobie, jak pos�a�a go do internatu rok wcze�niej, bo czu�a, �e ju� nie da sobie z nim rady.
Nie t�skni� za ni�, pomy�la�a z ironi�, raczej korzysta� ze swobody; mia� nowe pole do dzia�ania, r�wie�nik�w, kt�rymi m�g� rz�dzi� lub kt�rych m�g� tyranizowa�; nauczycieli, kt�rych m�g� czarowa� lub z kt�rych m�g� si� wy�miewa�, w zale�no�ci od nastroju.
A potem pojawi� si� fortepian.
M�j Bo�e!
odezwa�a si� g�o�no w ciszy panuj�cej w pokoju.
Ten okropny fortepian!
Zobaczy� jaki�, gdy mia� pi�� lat, spr�bowa� zagra� na nim i mu si� nie uda�o.
To wystarczy�o.
Od tego czasu �wiczy� bez wytchnienia, dop�ki nie opanowa� gry do perfekcji, i nawet teraz Camilla dobrze pami�ta jego ci�g�e wprawki i ha�as, kt�ry bezustannie wyprowadza� j� z r�wnowagi.
A potem, po fortepianie, przysz�a w jego �yciu pora na dziewczyny.
Ka�da by�a dla niego wyzwaniem; nagle sta� si� wystarczaj�co doros�y, by dostrzec, �e otwiera si� przed nim �wiat mi�o�ci, �e mo�e dokonywa� zupe�nie innych podboj�w.
Pami�ta, jak si� martwi�a, �e wpadnie w tarapaty i b�dzie musia� prosi� ojca o pomoc, pami�ta, jak bardzo j� to bola�o, kiedy si� na�miewa� z jej gniewu.
Jeszcze teraz ma w uszach jego �miech.
Nic go to nie obchodzi�o!
A potem, kiedy mia� zaledwie dziewi�tna�cie lat, pozna� t� greck� kurewk� z podrz�dnej restauracji w Soho i lekkomy�lnie si� o�eni�, nie dbaj�c o to, �e wyrzeka si� mo�liwo�ci zrobienia kariery w Londynie...
Patrz�c wstecz, zastanawia�a si� z gorycz�, kto by� bardziej w�ciek�y, jej pierwszy m�� czy ona.
Jon oczywi�cie nic sobie z tego nie robi�.
Widz�c ich gniew, tylko si� roze�mia� i odwr�ci� na pi�cie, jakby rodzice byli dla niego jeszcze mniej wa�ni ni� kariera, z kt�rej tak �atwo zrezygnowa�; a potem ju� go nie widzia�a.
Ci�gle przypomina�o si� jej co� nowego: jak nie zgodzi�a si� przyj�� jego �ony do rodziny, jak Jon w odwecie przeprowadzi� si� na drugi koniec Anglii: po �lubie kontaktowa� si� z matk� tylko wtedy, kiedy by�o mu wygodnie.
Na przyk�ad, gdy umar�a Sofia.
W�wczas skontaktowa� si� z ni� wyj�tkowo szybko.
"Wyje�d�am za granic� o�wiadczy�.
Zaopiekujesz si� Justinem, dobrze?"
Tylko tyle.
Zaopiekujesz si� Justinem, dobrze?
Jakby by�a jak�� s�u��c�, kt�rej wydaje si� banalne polecenie.
Cz�sto zastanawia�a si�, dlaczego wyrazi�a zgod�.
Nie zamierza�a tego robi�.
Pragn�a powiedzie�: "Znajd� sobie kogo� innego do odwalania za ciebie czarnej roboty!" A jednak zamiast tego, po prostu si� zgodzi�a i naraz Justin by� z ni�, a Jon w Kanadzie...
I nigdy do niej nie napisa�.
Nie przypuszcza�a, �e Jon tak ca�kowicie j� zignoruje.
Nie oczekiwa�a, �e b�dzie regularnie do niej pisywa�, ale skoro opiekowa�a si� jego synem, to spodziewa�a si�, �e pozostanie z ni� w kontakcie.
A on nie napisa� do niej ani jednego listu.
Z pocz�tku nie chcia�a w to uwierzy�.
S�dzi�a, �e list otrzyma z nast�pn� poczt�; na pewno napisze w przysz�ym tygodniu.
Ale nigdy nie napisa�.
�zy pali�y jej twarz, wr�ci�a wi�c szybko do toaletki, by ze z�o�ci� poprawi� makija�.
To dlatego, �e jestem taka w�ciek�a, pomy�la�a, chc�c jakby usprawiedliwi� w�asn� s�abo��.
To dlatego, �e ta sprawa tak mnie z�o�ci.
Nie dlatego, �e by�a zdenerwowana, zraniona czy mia�a jaki� inny, g�upi pow�d.
Po prostu by�a w�ciek�a, kiedy pomy�la�a, �e po tym wszystkim, co dla niego zrobi�a, �eby mu pom�c, on nigdy nie zada� sobie trudu napisania do niej listu z podzi�kowaniem.
Zerkn�a na zegarek.
Justin zaraz wr�ci do domu.
Nie pewnym, nerwowym ruchem star�a chusteczk� �lady �ez i si�gn�a po puder.
Musi si� po�pieszy�.
Justin nie mo�e zobaczy� jej w takim stanie...
Poprawiaj�c po raz drugi makija�, zacz�a si� zastanawia�, czy Jon odezwa� si� do kogokolwiek z Kanady.
Pewnie napisa� do Marijohn.
Camilla nie mia�a o niej �adnych wie�ci od czasu rozwodu z Michaelem.
Nawet Michaela nie widzia�a od zesz�orocznych �wi�t Bo�ego Narodzenia, kiedy to spotkali si� niespodziewanie podczas jakiego� okropnego przyj�cia...
Zawsze tak lubi�a Michaela.
Jon nigdy nie zwraca� na niego uwagi, zawsze wola� tego strasznego cz�owieka jak on si� nazywa�?
Zmarszczy�a brwi, zirytowana tym, �e pami�� j� zawodzi.
Dobrze pami�ta, �e widzia�a jego nazwisko w rubryce towarzyskiej jakiego� podrz�dnego dziennika...
Alexander, przypomnia�a sobie nagle.
Tak, to on.
Max Alexander.
Gdzie� w g��bi domu szcz�kn�� zamek i kto� wszed� do hallu.
Justin wr�ci�.
Przypudrowa�a jeszcze twarz, wsta�a i wysz�a na podest.
Justinie?
Dobry wiecz�r odezwa� si� z salonu.
Jego g�os nie zdradza� podenerwowania.
Gdzie jeste�?
Ju� schodz�.
On nie wie, pomy�la�a.
Nie widzia� gazety.
Wszystko b�dzie dobrze.
Zesz�a do hallu, a stamt�d do salonu.
Panowa� w nim przeci�g i zawieszone w ogromnych oknach zas�ony powiewa�y lekko w �agodnym �wietle.
Ach, tu jeste� powiedzia� Justin.
Jak si� masz, kochanie?
Mia�e� dobry dzie�?
Hm, hm.
Poca�owa�a go i przez chwil� sta�a, patrz�c na niego.
Wydaje mi si�, �e nie jeste� tego ca�kiem pewien!
Odwr�ci� wzrok, podszed� do kominka i wzi�� do r�ki
paczk� papieros�w; po chwili od�o�y� j� na miejsce i zbli�y�
si� do okna.
Twoje ro�linki �adnie rosn�, prawda?
zauwa�y� z roztargnieniem, patrz�c na patio, potem odwr�ci� si� gwa�townie, zaskakuj�c j� znienacka; nie by�a na to przy gotowana, ka�dy mi�sie� jej twarzy i cia�a zdradza� napi�cie.
Justinie?
Tak powiedzia� spokojnie.
Widzia�em gazet�.
Podszed� do sofy i siadaj�c wzi�� do r�ki "Timesa".
Nie bardzo jest do siebie podobny na tym zdj�ciu, nieprawda�?
Zastanawiam si�, po co przyjecha� do Londynu.
Kiedy nie us�ysza� �adnej odpowiedzi, zacz�� czyta� rubryk� towarzysk�, lecz wkr�tce przerzuci� si� na �rodkowe stronice.
W pokoju rozbrzmiewa� szelest przegl�danej gazety, a potem Justin spyta�: Co jest na kolacj�.
B.? Stek?
Justinie, kochanie napi�tym i zd�awionym g�osem odezwa�a si� Camilla, szybko podchodz�c do sofy i poruszaj�c gwa�townie r�kami.
Wiem, jak musisz si� czu�...
Chyba nie, B., bo szczerze m�wi�c, nic nie czuj�.
To wszystko nie ma dla mnie �adnego znaczenia.
Wpatrywa�a si� w niego.
Spokojnie wytrzyma� jej spojrzenie, a potem powr�ci� do czytania "Timesa".
Rozumiem odpar�a Camilla, odwracaj�c si� gwa�townie.
Oczywi�cie, nie b�dziesz kontaktowa� si� z nim.
Oczywi�cie, �e nie.
A ty?
Ostro�nie z�o�y� gazet� i wsta�.
Wychodz� po kolacji, B.
doda�, kieruj�c si� do drzwi.
Powinienem wr�ci� ko�o jedenastej.
Postaram si� nie narobi� ha�asu.
Rozumiem odrzek�a wolno.
Tak.
Tak, w po rz�dku, Justinie.
Drzwi zamkn�y si� cicho i Camilla pozosta�a sama w po koju.
Poczu�a ulg� na my�l, �e Justin tak rozs�dnie podszed� do tej sytuacji, ale nie potrafi�a opanowa� niepokoju.
Mimo tylu zmartwie� przy�apa�a si� na por�wnywaniu ca�kowitej samodzielno�ci swego wnuka z ci�g�ym potwierdzaniem w�asnej niezale�no�ci przez Jona.
Eva nigdy nie kupowa�a wieczornej gazety, bo nigdy nie mia�a czasu jej przeczyta�.
Podr� z biura, mieszcz�cego si� na Piccadilly, do domu przy Davies Street trwa�a zbyt kr�tko, by mo�na by�o co� przeczyta�, a gdy tylko wpada�a do mieszkania, prawie zawsze w po�piechu bra�a k�piel, przebiera�a si� i wychodzi�a.
A je�li nie wychodzi�a, musia�a si� jeszcze bardziej �pieszy�, �eby zd��y� si� wyk�pa�, przebra� i rozpocz�� przygotowania do kolacji.
Gazety odgrywa�y nieistotn� rol� w jej �yciu, tym bardziej �e przegl�da�a wy��cznie popo�udni�wki.
Tego wieczoru sko�czy�a si� przebiera� i zaczyna�a robi� skomplikowany makija�, kiedy odwiedzi� j� niespodziewany go��, przeszkadzaj�c w rozplanowanych co do minuty za j�ciach.
Pomy�la�em, �e wpadn� na chwil�, by si� z tob� zobaczy�...
Mam nadziej�, �e nie masz nic przeciwko temu.
Chyba nie przeszkadzam, co?
Trwa�o co najmniej dziesi�� minut, zanim zdo�a�a si� go pozby�, a mimo to wyszed� niech�tnie, zostawi� w mieszkaniu zmi�ty, nikomu niepotrzebny strz�p wieczornej gazety, jakby celowo zamierza� wycisn�� swe pi�tno na po koju, w kt�rym zabra� jej tak wiele cennego czasu.
Eva wepchn�a gazet� pod le��c� najbli�ej poduszk�, pr�dko wynios�a puste szklanki do kuchni i b�yskawicznie doko�czy�a makija�.
I po tym wszystkim m�czyzna, na kt�rego czeka�a, musia� si� sp�ni�.
Ca�y ten pop�och i po�piech na nic.
W rezultacie mia�a wolny czas; wyj�a wieczorn� gazet� spod poduszki i odruchowo posz�a do kuchni, by j� wyrzuci� do kosza, ale naraz si� zawaha�a.
Gazet� mo�na by wykorzysta� do zapakowania psuj�cego si� od soboty bekonu.
Lepiej zrobi to teraz, kiedy ma woln� chwil�, bo w przeciwnym razie w sobot�...
Rozwin�a niedbale gazet� na stole i odwr�ci�a si� w stron� lod�wki.
Po sekundzie, zapomniawszy o bekonie, ponownie spojrza�a na st�.
"Jon Towers, kanadyjski milioner..."
Towers.
Podobnie jak...
Nie, to nie on.
To niemo�liwe.
Wydar�szy jedn� kartk�, przybli�y�a j� do oczu, nie dbaj�c o �wie�o pomalowane paznokcie.
Reszta gazety spad�a na pod�og�.
Jon, bez H.
Jon Towers.
To ten sam cz�owiek.
Kanadyjski milioner.
Nie, to nie mo�e by� ten sam.
A przecie� Jon wyjecha� za granic� po tym, co si� sta�o podczas tamtego weekendu w Buryan...
Buryan!
Zabawne, �e wci�� pami�ta t� nazw�.
I wszystko widzi tak wyra�nie:
��ty dom z bia�ymi okiennicami, z widokiem na morze;
zielon� traw� w ogrodzie; skalne urwiska po obu stronach budynku, opadaj�ce stokiem do zatoczki.
Kraniec �wiata, pomy�la�a, zobaczywszy to miejsce po raz pierwszy cztery mile do najbli�szego miasta, dwie mile do g��wnej trasy, gdzie� na ko�cu drogi prowadz�cej donik�d.
Ale przynajmniej nigdy nie musia�a tam wraca�.
By�a w Buryan tylko raz i ta jedna wizyta wystarczy�a, �eby zapami�ta�a j� do ko�ca �ycia.
"...przebywa w Londynie...
narzeczona jest Angielk�..." Przebywa w Londynie.
Pewnie mieszka w jednym z najlepszych hoteli.
Bardzo �atwo by�oby si� dowiedzie�, w kt�rym...
Gdyby chcia�a si� dowiedzie�.
Tego oczywi�cie nie chcia�a zrobi�.
A mo�e chcia�a?
Jon Towers, my�la�a, stoj�c bez ruchu, patrz�c na za mazane, niewyra�ne zdj�cie.
Jon Towers.
Te oczy.
Gdy si� patrzy w te oczy, zapomina si� o b�lu w plecach, o tym, �e wieje od okna i o tysi�cu innych nudnych rzeczy, kt�re mog� nam przeszkadza� w danym momencie.
Mo�na nienawidzi� gry na fortepianie i uwa�a�, �e muzyka jest nudna, ale gdy on dotknie klawiszy, nie mo�na go nie s�ucha�.
Poruszy si�, za�mieje lub zrobi jaki� ma�o znacz�cy gest r�k� i nie mo�na na niego nie patrze�.
Dziwkarz, pomy�la�a, zobaczywszy go po raz pierwszy, ale wieczorem w ich pokoju Max rozbawiony tym pomys�em powiedzia� ze �miechem: "Jon?
Dobry Bo�e, nie zauwa�y�a�?
Skarbie, on kocha swoj� �on�.
Ciekawe, co?"
Swoj� �on�.
Eva od�o�y�a gazet� i schyli�a si�, by pozbiera� rozrzucone po pod�odze kartki.
Zesztywnia�a, wszystko j� bola�o, jak po intensywnym treningu, a w dodatku by�o jej zimno, nie wiedzie� czemu.
Wrzuciwszy machinalnie gazet� do kosza, Eva wysz�a z kuchni i wr�ci�a do wype�nionego cisz� salonu.
Tak wi�c Jon Towers znowu jest w Londynie.
Musi mie� nerwy jak postronki.
Mo�e, pomy�la�a, leniwie obracaj�c w palcach r�bek zas�ony i wygl�daj�c przez okno, mo�e by�oby zabawnie spotka� si� znowu z Jonem.
Pewnie zupe�nie o niej zapomnia� i teraz �eni si� z jak�� dziewczyn�, kt�rej nigdy nie widzia�a.
Jaka szkoda!
Ale ch�tnie by si� przekona�a, czy jeszcze teraz, po dziesi�ciu latach, te oczy i to muskularne cia�o wywo�uj� w niej dziwne, onie�mielaj�ce podniecenie, czy te� mo�e patrze� na niego oboj�tnie.
Gdyby fascynacja nim mia�a wy��cznie erotyczne pod�o�e, to mo�e po raz drugi nie wywar�by na niej tak silnego wra�enia...
ale tu chodzi�o o co� wi�cej.
Pami�ta, jak usi�owa�a wyja�ni� to Maxowi, nie wiedz�c jednak do ko�ca, co pr�buje mu wyt�umaczy�.
"Nie chodzi wy��cznie o seks, Max.
Chodzi o co� wi�cej.
Nie chodzi wy��cznie o seks".
A Max obdarzy� j� swym ulubionym u�miechem znudzonego cynika i powiedzia�: "Nie?
Jeste� pewna?"
Max Alexander.
Odwr�ciwszy si� od okna, podesz�a do telefonu i po chwili wahania ukl�k�a, by wyj�� ksi��k� telefoniczn� Londynu.
4
Max Alexander le�a� w ��ku.
Tylko w jednym miejscu czu� si� lepiej ni� w ��ku za kierownic� swego wy�cigowego samochodu, lecz lekarze odradzili mu branie udzia�u w wy�cigach w tym sezonie, a zatem m�g� teraz sp�dza� wi�cej czasu w ��ku.
Tego wieczoru w�a�nie przebudzi� si� z kr�tkiej drzemki i si�ga� po papierosa, kiedy daleko, po drugiej stronie pos�ania, zadzwoni� telefon.
Z pustej ciekawo�ci podni�s� s�uchawk�.
Max Alexander przy aparacie.
Cze��, Max us�ysza� w s�uchawce nie znany mu g�os kobiecy.
Jak leci?
Zawaha� si�, �wiadom, �e kto� chce go zirytowa�.
Do diab�a z tymi babami, stwarzaj�cymi komiczn� atmosfer� tajemniczo�ci i m�wi�cymi oboj�tnymi g�osami rzekomych prostytutek, na ich sztuczki nie nabra�oby si� nawet dwu letnie dziecko.
Tu Flaxman dziewi��-osiem-jeden-jeden stwierdzi� oschle.
Chyba zatelefonowa�a pani pod z�y numer.
Masz kr�tk� pami��, Max stwierdzi� kobiecy g�os.
Nie min�o przecie� tak wiele czasu od wypadu do Buryan, nieprawda�?
Po d�ugiej przerwie uda�o mu si� powiedzie� uprzejmie do s�uchawki z ko�ci s�oniowej:
Od czego?
Wypadu do Buryan, Max, do Buryan.
Na pewno nie zapomnia�e� swojego przyjaciela Jona Towersa, no nie?
Naj�mieszniejsze by�o to, �e nie m�g� sobie przypomnie� jej imienia.
Mia� wra�enie, �e wywodzi si� z Biblii.
Mo�e Ruta?
Albo Estera?
Do diab�a, musi by� wi�cej imion w Pi� mie �wi�tym, ale �adnego nie m�g� sobie przypomnie�.
Min�o prawie �wier� wieku, odk�d mia� Bibli� w r�ku.
Och, to ty powiedzia�, nie mog�c wymy�li� nic lepszego.
Jak ci si� �yje?
Po co telefonuje, do diab�a?
Po prze�ytym w Buryan romansie nigdy jej wi�cej nie widzia�, ka�de z nich posz�o swoj� drog�.
Tak czy owak, to wydarzy�o si� dziesi�� lat temu.
Dziesi�� lat to szmat czasu.
...Od dw�ch lat mam mieszkanie na Davies Street opowiada�a.
Pracuj� na Piccadilly.
W firmie handluj�cej brylantami.
Jestem asystentk� dyrektora.
Jakby go to obchodzi�o.
Rzecz jasna, czyta�e� wiadomo�� o Jonie powiedzia�a niedbale, zanim zd��y� si� odezwa�.
W dzisiejszej popo�udni�wce.
O Jonie?
Nie czyta�e� gazety?
On jest znowu w Londynie.
Zapad�a cisza.
Ca�y �wiat skurczy� si� nagle do s�uchawki z ko�ci s�oniowej i b�lu w klatce piersiowej, rozrywaj�cego
mu p�uca.
Zatrzyma� si� tu na kilka dni, pewnie podr�uje w interesach.
Po prostu by�am ciekawa, czy wiesz o tym.
Uprzedzi� ci� listownie o swoim przyje�dzie?
Stracili�my ze sob� kontakt, kiedy wyjecha� za granic� rzuci� raptownie Alexander i od�o�y� s�uchawk�, nie czekaj�c na dalsze komentarze.
Zauwa�y� ze zdziwieniem, �e jest zlany potem, a serce wci�� pompuje krew do p�uc w spos�b, kt�ry wzbudzi�by niepok�j jego lekarzy.
Po�o�ywszy si� z powrotem na po duszkach, usi�owa� wyregulowa� oddech i skoncentrowa� uwag� na suficie.
Naprawd�, kobiety s� niezwyk�e, na g�owach staj�, �eby jako pierwsze przekaza� niespodziewane nowiny.
To chyba przyprawia je o jaki� szczeg�lny dreszczyk emocji, daje poczucie zadowolenia.
Ta baba z pewno�ci� dobrze si� bawi�a, odgrywaj�c rol� dziennikarki podaj�cej naj�wie�sze
wiadomo�ci.
Jon Towers powiedzia� g�o�no.
Jon Towers.
S�dzi�, �e to pomo�e mu odtworzy� stopniowo przesz�o��.
To uspokaja�o i koi�o, i pomaga�o spojrze� obiektywnie i beznami�tnie na spraw�.
D�ugo nie my�la� o Jonie.
Jak mu si� wiod�o w Kanadzie?
I dlaczego wr�ci� po tylu latach?
Zawsze uwa�ano to za rzecz oczywist�, �e po �mierci �ony Jon nigdy nie wr�ci do kraju, bez wzgl�du na okoliczno�ci...
Alexander zesztywnia� na my�l o �mierci Sofii.
To by�o straszne; nawet teraz pami�ta �ledztwo, lekarzy, rozmowy z policj�, tak jakby wydarzy�o si� to wczoraj.
Przysi�gli orzekli w ko�cu, �e by� to wypadek, cho� zastanawiano si� tak�e nad mo�liwo�ci� pope�nienia samob�jstwa; po tym wszystkim Jon opu�ci� dom, sprzeda� sw�j interes w Penzance i po dw�ch miesi�cach wyjecha� do Kanady.
Alexander wyszarpn�� papierosa z le��cej obok ��ka paczki i zapali� go wolno, patrz�c, jak p�onie i tli si� sam koniuszek, obj�ty pomara�czowym p�omieniem.
Ale by� zaprz�tni�ty my�lami, kt�re przelatywa�y coraz szybciej i stawa�y si� coraz ja�niejsze, gdy powraca�y wspomnienia.
Chodzili z Jonem do tej samej szko�y.
Z pocz�tku niewiele ich ze sob� ��czy�o, ale p�niej Jon zainteresowa� si� rajdami motorowymi i zacz�li si� spotyka� w czasie wakacji i bywa� w swoich domach.
Jon mia� dziwn� rodzin�.
Jego matka by�a typem eks-debiutantki o snobistycznych upodobaniach, prawie przez ca�y czas k��ci� si� z ni�.
Jego rodzice si� rozwiedli, kiedy mia� siedem lat.
Ojciec, kt�ry z pewno�ci� by� bardzo bogaty i wyj�tkowo ekscentryczny, mieszka� za granic� i wi�kszo�� �ycia po�wi�ca� na wyprawy na odleg�e wyspy w poszukiwaniu niezwyk�ych okaz�w przyrodniczych, tak �e Jon prawie nigdy go nie widywa�.
Mia� r�nych krewnych ze strony matki, lecz jedyna krewna, kt�r� pozna� Alexander, pochodzi�a z rodziny Towers�w.
By�a o rok m�odsza od Jona i Alexandra i mia�a na imi� Marijohn.
My�lami by� daleko poza pokojem.
Przebywa� w innym �wiecie, gdzie niebieska woda skrzy�a si� od s�o�ca, �wiec�cego na bezchmurnym niebie.
Marijohn, pomy�la� i przypomnia� sobie, �e tak w�a�nie zawsze j� nazywali.
Nigdy nie skracali jej imienia do Mary.
Zawsze trzeba by�o m�wi� Marijohn, akcentuj�c pierwsz� i ostatni� sylab� tak samo mocno.
Marijohn Towers.
Kiedy dor�s�, pr�bowa� um�wi� si� z ni�, bo by�a do�� �adna, ale niepotrzebnie si� trudzi�, bo nigdy nie posz�a z nim na randk�.
Zbyt wielu m�czyzn mia�o na ni� chrapk�, a poza tym chyba wola�a facet�w du�o starszych od siebie.
Nie, Alexander si� tym nie przej��; nigdy nie rozumia� jej sposobu my�lenia i cho� tolerowa� kobiety, kt�re by�y nieco tajemnicze, to atmosfera nieprzeniknionej zagadkowo�ci zawsze go irytowa�a...
W ko�cu wysz�a za m�� za adwokata.
Nikt nie wiedzia� dlaczego.
By� zwyk�ym facetem, raczej nudnym i straszliwie konwencjonalnym.
Nazywa� si� Michael.
Michael jaki� tam.
W ka�dym razie rozwiedli si�, a Alexander nie wiedzia�, co si� z nimi p�niej sta�o.
Zanim jednak Marijohn wysz�a za Michaela, Jon po�lubi� Sofi�...
Dym z papierosa dra�ni� mu p�uca; nagle straci� ochot� na rozpami�tywanie przesz�o�ci.
Sofia, co do�� dziwne, by�a greck� kelnerk� w kawiarni w Soho.
Jon mia� dziewi�tna�cie lat, kiedy j� pozna�, i wkr�tce si� pobrali ku ogromnemu oburzeniu jego matki i w�ciek�o�ci ojca, kt�ry natychmiast zrezygnowa� ze swej wyprawy i przylecia� do Anglii.
Wywi�za�y si� straszliwe k��tnie mi�dzy wszystkimi stronami konfliktu i w rezultacie starszy pan wykluczy� Jona z testamentu i wyjecha�, do��czaj�c z powrotem do ekspedycji.
Alexander u�miechn�� si� kwa�no.
Jon wcale si� tym nie przej��.
Po�yczy� kilka tysi�cy funt�w od matki, pojecha� na drugi koniec kraju i zacz�� pracowa� jako po�rednik handlu nieruchomo�ciami w Penzance w Kornwalii.
Zwr�ci� jej d�ug oczywi�cie.
Wyspecjalizowa� si� w kupowaniu domk�w w najpi�kniejszych zak�tkach Kornwalii, przebudowywaniu ich i sprzedawaniu z zyskiem.
Wtedy Konwalia by�a ogromnie popularna i cz�owiekowi takiemu jak Jon, maj�cemu pieni�dze i g�ow� do interes�w, �atwo by�o zarobi� na utrzymanie.
Tak czy owak, w tamtym okresie nie interesowa�o go zbijanie fortuny, pragn�� jedynie mie� �on�, pi�kny dom w spokojnej okolicy i fortepian.
I mia� to wszystko oczywi�cie.
Jon zawsze dostawa� to, co chcia�.
Nagle wspomnienia zatar�y si�, wiruj�c i przesuwaj�c si� w jego pami�ci jak obrotowe no�e.
Tak, pomy�la�.
Jon zawsze mia� to, co chcia�.
Chcia� mie� dziewczyn�, wystarczy�o, �e kiwn�� palcem; chcia� mie� pieni�dze wp�ywa�y na jego konto w banku; chcia�, z jakiego� powodu, by zosta�o si� jego przyjacielem i zostawa�o si� nim...
Czy na pewno?
Kiedy wyjecha�, mia�o si� wra�enie, �e czar prysn�� i cz�owiek si� zastanawia�, czy kiedykolwiek by� zaprzyja�niony z Jonem...
Zn�w pomy�la� o ma��e�stwie Jona.
Mieli tylko jedno dziecko, syna grubego, raczej brzydkiego, niepodobnego do �adnego z rodzic�w.
Alexander poczu�, �e wspomnienia go napastuj�; przypomnia� sobie przyj�cia organizowane latem w Buryan w ka�dy weekend.
Przyjaciele Towers�w przybywali w pi�tek, a czasami sp�dzali pi�tkow� noc en route i przyje�d�ali w sobot� na lunch.
Podr� trwa�a d�ugo, ale Sofia i Jon byli bardzo go�cinni, a ich dom wydawa� si� idealnym azylem na weekend...
W pewnym sensie by�o tam a� za spokojnie, szczeg�lnie dla Sofii, kt�ra ca�e �ycie sp�dzi�a w du�ych miastach.
Sta�o si� jasne, �e szybko znudzi� j� pi�kny, odludny dom nad brzegiem morza, tak ukochany przez Jona, i pod koniec �ycia ci�gle by�a rozdra�niona.
Przypomnia� sobie Sofi�, jej zmys�ow� opiesza�o��, t�skne ruchy, t�umion� nud�, kt�r� stara�a si� zabi� alkoholem.
Biedna Sofia.
By�oby dla niej o wiele lepiej, gdyby zosta�a w swej kosmopolitycznej restauracji, zamiast zamienia� gwarne �ycie w Soho na spokojn� egzystencj� w odludnym domu nad morzem.
Obserwuj�c pal�cego si� papierosa, wyobrazi� sobie ska�y w zatoce, na kt�re spad�a.
�atwo by�o spa�� z g�ry, pomy�la�.
Zbiega�a stamt�d �cie�ka schodki wyr�ni�te w �cianie skalnej ale by�a piaszczysta i �liska po deszczu.
I cho� urwisko nie by�o ani bardzo strome, ani bardzo wysokie, g�azy na dole przypomina�y mn�stwo wyszczerbionych z�b�w, kt�re przechodzi�y w p�askie tarasy dopiero nad samym brzegiem morza.
Zgasi� papierosa, rozcieraj�c niedopa�ek na popi�.
Miejsce pod tymi ska�ami okaza�o si� rzeczywi�cie pi�kne.
Jon cz�sto chodzi� tam z synem.
Teraz mia� to wszystko przed oczami, tamten weekend, kiedy zosta� zaproszony do Buryan na jedno z przyj��, wydawanych tak ch�tnie przez Sofi�.
Przyjecha� z Ev�, a Michael z Marijohn.
Mieli by� sami, tylko oni czworo, oraz Jon, Sofia i ch�opak.
Jon zaprosi� jeszcze jedn� par�, ale odwo�ali przyjazd w ostatniej chwili, tak wi�c podczas tego weekendu w Buryan by�a tylko czw�rka go�ci.
Doskonale pami�ta� Buryan stary wiejski dom, przebudowany przez Jona, po�o�ony w odleg�o�ci kilkuset jard�w od morza.
Mia� ��te �ciany i bia�e okiennice.
By�o to niezwyk�e, frapuj�ce miejsce.
Alexander s�dzi�, �e po tym, co si� tam wydarzy�o, Jon sprzeda dom, ale nie zrobi� tego.
Sprzeda� sw�j interes w Penzance, ale nigdy nie sprzeda� Buryan.
Podarowa� posiad�o�� Marijohn.
5
Tego wieczoru Michael Rivers, gdy tylko dotar� do domu, wyprowadzi� samoch�d z gara�u i wyruszy� w d�ug� drog� na po�udnie do oddalonej o czterdzie�ci mil od jego mieszkania w Westminsterze posiad�o�ci w Surrey.
W Guilfordzie zatrzyma� si�, �eby przegry�� co� w jednym z pub�w, a potem pojecha� dalej w kierunku Hindhead i Devil's Punchbowl.
Kiedy dotar� do Anselm's Cross, by�o par� minut po si�dmej i lipcowe s�o�ce prze�wieca�o spoza sosen poras taj�cych okoliczne wzg�rza.
Powitano go ze zdziwieniem, niedowierzaniem i pewn� niech�ci�.
Zgodnie z obowi�zuj�c� tu zasad� go�cie nie mieli prawa wst�pu we wtorki; matce prze�o�onej bardzo na tym zale�a�o.
A jednak dla os�b przychodz�cych w nag�ych sprawach zawsze mo�na by�o zrobi� wyj�tek.
Oczekuje pana oczywi�cie?
Nie odpar� Rivers ale my�l�, �e zobaczy si� ze mn�.
Prosz� chwil� poczeka� powiedzia�a szorstko kobieta i zakr�ciwszy czarnymi sp�dnicami i czarnym welonem, opu�ci�a pok�j.
Czeka� mniej wi�cej kwadrans w ma�ej, pustej salce, trac�c powoli cierpliwo��, a� w ko�cu kobieta wr�ci�a; grymas na jej twarzy wyra�a� dezaprobat�.
T�dy, prosz�.
Poszed� za ni� d�ugim korytarzem; panuj�ca tu cisza d�awi�a go w gardle.
Przez chwil� usi�owa� sobie wyobrazi�, jak �yje si� w takim miejscu, kiedy jest si� odci�tym od �wiata, uwi�zionym w potrzasku w�asnych my�li przez wiele godzin z rz�du, ale tylko przestraszy� si� tej wizji i zlany zimnym potem poczu�, �e mrowie przechodzi mu po sk�rze.
By si� przeciwstawi� koszmarnym tworom w�asnej wyobra�ni, zmusi� si� do my�lenia o swoim obecnym �yciu, o dniach wype�nionych prac� w biurze, wieczorach sp�dzanych w klubie na grze w bryd�a lub zabawianiu klient�w, o weekendach up�ywaj�cych na trenowaniu golfa i o d�ugich godzinach przebywania na �wie�ym powietrzu.
Nigdy nie mia� czasu, �eby usi��� i my�le�.
To by�o najlepsze wyj�cie.
Kiedy�, dawno temu, szuka� czasami samotno�ci, lecz teraz pragn��, by jego umys� by� zaj�ty sprawami innych ludzi i nie mia� chwili odpoczynku, dzi�ki czemu nie m�g�by pogr��y� si� w samotnych rozmy�laniach.
Zakonnica otworzy�a drzwi.
Kiedy przeszed� przez pr�g, zamkn�a je za nim i us�ysza� cichy odg�os jej oddalaj�cych si� szybko krok�w.
Michaelu!
powiedzia�a z u�miechem Marijohn.
Co za mi�a niespodzianka!
Wsta�a i przesz�a przez pok�j, a gdy zbli�y�a si� do niego, promie� s�o�ca pad� przez okno na jej pi�kne w�osy.
Nagle poczu� sucho�� w gardle, b�l w skroniach i sta� przed ni� bezradnie, nie mog�c wykrztusi� ani s�owa, nie mog�c si� poruszy�, widz�c wszystko jak przez mg��.
Kochany Michaelu us�ysza�, jak zwraca si� do niego cicho.
Usi�d� i opowiedz, co si� sta�o.
Otrzyma�e� jakie� z�e wie�ci?
Gdyby nic si� nie sta�o, nie jecha�by� tak daleko po dniu ci�kiej pracy.
Wyczu�a, �e jest zmartwiony, ale nie wiedzia�a dlaczego.
Uda�o mu si� opanowa� troch� nerwy, kiedy Marijohn si� odwr�ci�a, by poprowadzi� go do sto�u, i po chwili siedzia� naprzeciw niej, grzebi�c w papiero�nicy.
Pozwolisz, �e zapal�?
wymamrota�, nie odrywaj�c oczu od sto�u.
Oczywi�cie.
Mo�esz mnie pocz�stowa�?
Spojrza� na ni� z takim zdziwieniem, �e Marijohn si�
roze�mia�a.
Nie jestem zakonnic� przypomnia�a mu.
Nie odbywam nawet nowicjatu.
Ja tylko "odsun�am si� od ludzi".
Jasne powiedzia� zmieszany.
Zawsze o tym zapominam.
Pocz�stowa� j� papierosem.
Gdy go bra�a, zauwa�y�, �e wci�� nosi obr�czk�, a palce ma d�ugie i w�skie, jak kiedy�.
Siwiejesz, Michaelu zauwa�y�a.
Chyba za ci�ko pracujesz.
A po chwili, zaci�gn�wszy si� papierosem, stwierdzi�a: Dziwnie smakuje!
Bardzo dziwnie.
Jak jaka� rzadko spotykana �miertelna trucizna, wywo�uj�ca senno��...
Kiedy by�e� tu ostatnio?
Sze�� miesi�cy temu?
Siedem.
Przyjecha�em w Bo�e Narodzenie.
Oczywi�cie!
Teraz sobie przypominam.
Mieszkasz tam, gdzie wtedy?
W Westminsterze, prawda?
To �mieszne, ale zupe�nie nie mog� wyobrazi� sobie ciebie w Westmins terze.
Michaelu, powiniene� powt�rnie si� o�eni� i zamieszka� w jakiej� �licznej, podmiejskiej miejscowo�ci na przyk�ad w Richmondzie czy Roehamptonie.
W zadumie wypu�ci�a do g�ry dym z papierosa.
Co s�ycha� u twoich przyjaci�?
Widzia�e� si� ostatnio z Camill�?
Pami�tam, �e spotka�e� si� z ni� na jakim� przyj�ciu wydanym z okazji Bo�ego Narodzenia.
Wreszcie odzyska� panowanie nad sob�.
Poczu� wdzi�czno�� do Marijohn za to, �e ca�y czas m�wi�a, pozwalaj�c mu doj�� do siebie, a tak�e za to, i� poruszy�a odpowiedni temat.
Zupe�nie tak, jakby wiedzia�a...
Ale nie, to by�o niemo�liwe.
Nie mog�a wiedzie�.
Nie odpar�.
Nie widzia�em si� wi�cej z Camill�.
A z Justinem?
Musia�a wiedzie�.
Ciarki przesz�y mu po sk�rze, bo za chowywa�a si� tak tajemniczo.
Nie, nie widzia�e� si� z Justinem sama sobie od powiedzia�a, nie czekaj�c, a� on si� odezwie.
Zauwa�y�, �e m�wi�a wolniej, patrzy�a w okno, wbijaj�c wzrok w jaki� odleg�y punkt, niewidoczny dla Michaela.
Chyba rozumiem rzek�a w ko�cu.
Na pewno przyjecha�e�, �eby porozmawia� ze mn� o Jonie.
Pok�j zaleg�a martwa cisza i oboje zapadli w d�ugie milczenie.
Michael pr�bowa� wyobrazi� sobie, �e znajduje si� w biurze, a Marijohn jest tylko kolejn� klientk�, z kt�r� musi om�wi� wa�n� spraw�, lecz cho� stara� si� co� powiedzie�, nie m�g� wydusi� ani s�owa.
Wr�ci�.
Po raz pierwszy popatrzy�a mu prosto w oczy, a w jej spojrzeniu wyczyta� ogromny spok�j i zach�t� do m�wienia.
Tak?
Ponownie zapad�o d�ugie milczenie.
Marijohn ogl�da�a swoje d�onie, a jej d�ugie rz�sy zdawa�y si� rzuca� cie� na twarz, nadaj�c jej dziwny, tajemniczy wygl�d, kt�ry kiedy� tak go przera�a�.
Gdzie mieszka?
W Londynie.
Z Camill�?
Nie, w hotelu My Fair.
Zwyk�a wymiana pyta� i odpowiedzi przypomnia�a mu niezliczone rozmowy, jakie przeprowadzi� ze swoimi klientami, i nagle m�wienie przesta�o sprawia� mu tak� trudno��.
Pisali o nim w wieczornej gazecie powiedzia�.
Nazwali go kanadyjskim milionerem, co jest raczej nieprawdopodobne, lecz to na pewno Jon, bo zamie�cili jego zdj�cie, a autor notki, kt�ra !
ukaza�a si� w rubryce towarzyskiej, wspomnia� oczywi�cie !
o Camilli.
Nie podano nazwy hotelu, w kt�rym zamieszka�, ale telefonowa�em do wszystkich wi�kszych hoteli i w ko�cu trafi�em na ten w�a�ciwy zaj�o mi to nieca�e dziesi�� minut.
Nie s�dzi�em, �e zatrzyma si� u Camilli, bo kiedy widzia�em si� z ni� po raz ostatni, powiedzia�a mi, �e zupe�nie straci�a z nim kontakt i nawet nie zna jego adresu
w Kanadzie.
Rozumiem.
Chwila milczenia.
Czy pisz� jeszcze
o czym�?
Tak wyzna�.
Pisz�, �e jest zar�czony i wkr�tce
ma si� o�eni�.
Spojrza�a na bezchmurne niebo za oknem, niebieszcz�ce si� w mroku i naraz si� u�miechn�a.
Ciesz� si� powiedzia�a odwracaj�c si� tak, �e teraz u�miecha�a si� wprost do niego.
To cudowne wie�ci.
Mam nadziej�, �e Jon b�dzie szcz�liwy.
Michael pierwszy odwr�ci� wzrok i wpatruj�c si� w jednolit� powierzchni� solidnego, drewnianego sto�u, poczu� nag�e pragnienie, by uciec od tej przera�aj�cej ciszy i jak, najszybciej znale�� si� w gwarnym, jasno o�wietlonym Londynie.
Chcia�aby�, �ebym...
zacz�� mamrota�, ale mu przerwa�a.
Nie powiedzia�a nie ma potrzeby, �eby� spotyka� si� z nim w moim imieniu.
To mi�o z twojej strony, �e przejecha�e� taki szmat drogi, by si� ze mn� zobaczy�, ale nic wi�cej nie mo�esz dla mnie zrobi�.
Gdyby�...
gdyby� czego� potrzebowa�a...
chcia�a, �eby ci pom�c...
Wiem odpar�a.
Jestem ci bardzo wdzi�czna, Michaelu.
Wkr�tce potem uciek� stamt�d.
Wyci�gn�a r�k� na po �egnanie, lecz gdyby j� u�cisn��, rozstanie nabra�oby oficjalnego charakteru, wi�c uda�, �e nie zauwa�y� jej gestu.
Dziesi�� minut p�niej, uruchomiwszy silnik swego samochodu i pu�ciwszy radio na pe�ny regulator, wyruszy� w podr� powrotn� do Londynu.
6
Po jego wyj�ciu Marijohn siedzia�a d�ugo przy drewnianym stole i patrzy�a, jak zapada noc.
Kiedy zrobi�o si� zupe�nie ciemno, ukl�k�a przy ��ku i pomodli�a si�.
O jedenastej po�o�y�a si� do ��ka, lecz po godzinie jeszcze nie spa�a, a �wiat�o ksi�yca zacz�o wpada� do pokoju przez ma�e okienko, rzucaj�c d�ugie, wspania�e cienie na puste �ciany.
Usiad�a nas�uchuj�c.
Zn�w obudzi�a w pami�ci wspomnienia, cho� s�dzi�a, �e ju� dawno zapomnia�a, jak to si� robi.
Po chwili podesz�a do okna i otworzy�a je, by ch�odne, nocne powietrze orze�wi�o j� i pomog�o zrozumie� to, co si� sta�o.
Popatrzy�a na cichy, zamkni�ty dziedziniec, jeszcze cichszy i bardziej niedost�pny ni� jej pok�j, ale ten widok zamiast przynie�� ukojenie, tylko j� rozdra�ni�; czu�a, �e g�owa jej p�ka, �e co� d�awi j� w gardle i ma ochot� krzycze�.
Podbieg�a do drzwi i otworzy�a je na o�cie�; brakowa�o jej powietrza w p�ucach, ca�a by�a zlana potem, lecz na zewn�trz zobaczy�a tylko cichy, zamkni�ty korytarz, kt�rego cisza j� przyt�acza�a.
Zacz�a biec, bez szelestnie st�paj�c bosymi stopami po kamiennej pod�odze i nagle sta�o si� tak, jakby bieg�a przez ska�y nad niebiesk�, migotliw� wod�, bieg�a i bieg�a pod bezchmurnym komwalijskim niebem w stron� domu o ��tych �cianach i bia�ych okiennicach i czu�a si� wolna.
Obraz zatar� si� w jej pami�ci.
Marijohn ockn�a si� w ogrodzie starego domu w Surrey i na pobliskim klombie zobaczy�a r��.
Zerwawszy j�, poszarpa�a p�atki na strz�py, a wtedy nagle wspomnienia powr�ci�y i znowu ogarn�o j� przera�enie.
Nikt, pomy�la�a, nikt, kto nie ma tego dodatkowego zmys�u, nie zrozumie, jak przera�aj�ce jest to uczucie.
Ludzie nigdy nie pojm�, co to znaczy.
Potrafi� sobie wyobrazi�, �e ich cia�a zosta�y pokiereszowane lub okaleczone, bo u�yto wobec nich fizycznej przemocy, ale nie s� w stanie wyobrazi� sobie b�lu rozdzieraj�cego dusz�, wysi�k�w pozwalaj�cych zrozumie� straszliw� prawd�, i� umys� cz�owieka nie nale�y wy��cznie do niego...
Ukl�k�a, aby si� pomodli�, ale nie mog�a si� skupi� na modlitwie, kl�cza�a wi�c tylko i ws�uchiwa�a si� w swoje my�li.
A kiedy ranek za�wita�, Marijohn posz�a do matki prze�o�onej, by powiedzie� jej, �e wyje�d�a jeszcze tego samego dnia i nie wie, kiedy wr�ci.
ROZDZIA� 2
Recepcjonista w hotelu nie potrafi� poda� �adnych szczeg��w dotycz�cych anonimowego telefonu.
Ale pan musi nalega� Jon.
To bardzo wa�ne.
Musi pan.
Recepcjonista wyja�ni� uprzejmie, �e bardzo mu przykro, lecz jest to niemo�liwe.
By�a to rozmowa miejscowa, przeprowadzona z budki telefonicznej, a przy automatycznym systemie po��cze� nie ma szans na uzyskanie jakichkolwiek informacji.
Kto telefonowa�, m�czyzna czy kobieta?
Obawiam si�, �e nie pami�tam, prosz� pana.
Ale� na pewno pan pami�ta!
upiera� si� Jon.
Na pewno.
Ta rozmowa odby�a si� przed chwil�.
Ale�, prosz� pana...
j�ka� si� m�czyzna.
Prosz� zrozumie�...
Co powiedzia�?
Mia� niski g�os?
Czy m�wi� z jakim� akcentem?
Nie, prosz� pana.
To znaczy trudno mi powiedzie�...
Dlaczego?
No c�, s�ysza�em tylko szept.
Bardzo cichy.
Kto� poprosi� o po��czenie z panem.
"Z panem Towersem, prosz�", wyszepta�, a ja spyta�em: "Z panem Jonem Towersem?"
dziesi�� minut, s�dzia by� bardzo �agodny.
Oczywi�cie Marijohn nie pokaza�a si� w s�dzie.
Nie musia�a przychodzi�, skoro wyrazi�a zgod� na rozw�d...
Jon, s�uchasz mnie?
Tak odpar� Jon s�ucham.
Ale w g��bi duszy powtarza� w k�ko: Marijohn, Marijohn, Marijohn...
i nagle smutek zamgli� jego oczy.
Lawrence odbiega� co chwila od tematu, wspominaj�c ostatnie dziesi�� lat z nostalgi� starego cz�owieka.
Wydawa� si� zdziwiony, kiedy Jon chcia� nagle zako�czy� rozmow�, ale opanowa� si� i zaprosi� go na kolacj� do siebie do domu jeszcze w tym tygodniu.
Przykro mi, Lawrence, lecz boj� si�, �e chwilowo nie b�dzie to mo�liwe.
Zadzwoni� p�niej, je�li pozwolisz, i mo�e wtedy uda nam si� spotka�.
Od�o�ywszy s�uchawk�, rzuci� si� na ��ko i ukry� twarz w poduszce.
Bia�a po�ciel wydawa�a si� ch�odna w zetkni�ciu z rozpalonym policzkiem i przypomnia� sobie, �e lubi� dotyk po�cieli wiele lat temu, kiedy po raz pierwszy le�eli na prze�cierad�ach i poduszkach otrzymanych w prezencie �lubnym.
Nagle nawiedzi�o go wspomnienie podw�jnego ��ka, stoj�cego w ich pokoju w Buryan, bia�ych, sk��bionych prze�cierade�, ciemnych w�os�w Sofii, rozrzuconych na poduszkach i jej nagiego cia�a, j�drnego, kszta�tnego i rozpalonego...
Wsta� i zacz�� kr��y� nerwowo po apartamencie: poszed� do �azienki, potem wr�ci� do sypialni i zatrzyma� si� przy oknie.
Znajd� Marijohn, m�wi� mu wewn�trzny g�os.
Musisz znale�� Marijohn.
Nie mo�esz p�j�� do Michaela Riversa, musisz wi�c p�j�� do swojej matki.
Najlepiej wpa�� na Consett Mews, mo�e od razu zobaczysz si� z Justinem i um�wisz si� z nim na spotkanie.
Musisz porozmawia� z Justinem.
Ale ten telefon.
Musz� si� dowiedzie�, kto do mnie telefonowa�.
I najwa�niejsza sprawa, musz� odnale�� Marijohn.
Wyszed� z hotelu, przywo�a� taks�wk� i podawszy adres matki, osun�� si� na tylne siedzenie.
Jazda nie trwa�a .d�ugo.
Jon patrzy� przez okno na ciemne drzewa w parku, b�yszcz�ce w jasnych �wiat�ach Knightsbridge; za Harrodsem taks�wka skr�ci�a w bok i po paru minutach wjecha�a w Consett Mews.
Jon wysiad�, poda� kierowcy banknot dziesi�cioszylingowy i postanowi� nie zawraca� sobie g�owy czekaniem na reszt�.
Uliczka by�a ciemna; o�wietla�a j� jedynie staro�wiecka latarnia ustawiona na rogu, par� jard�w dalej, nad drzwiami domu numer pi�� nie pali�o si� �wiat�o.
Jon wolnym krokiem przeszed� na drug� stron� brukowanej kocimi �bami ulicy i mocno nacisn�� dzwonek, przytrzymuj�c go d�ugo wskazuj�cym palcem prawej r�ki.
Mo�e Justin otworzy, pomy�la�.
Setki razy usi�owa� sobie wyobrazi�, jak on teraz wygl�da, ale przed oczami wci�� mia� ma�ego, pulchnego ch�opca o kr�tkich, t�ustych n�kach; nagle zn�w wr�ci� wspomnieniami do Buryan i poczu�, jak ma�a r�czka mocno i ufnie �ciska jego d�o� podczas spaceru przez urwisko...
Drzwi si� odemkn�y.
Na progu sta�a nie znana mu kobieta w uniformie pokoj�wki.
Dobry wiecz�r powiedzia� Jon.
Czy zasta�em pani� Rivington?
Pokoj�wka zawaha�a si�, nie wiedz�c, co odpowi