5679

Szczegóły
Tytuł 5679
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5679 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5679 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5679 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

John Varley Gor�ca linia z w�ownika Rozdzia� pierwszy "Codzienny Biuletyn Prawny" Intersystemowego Biura do Spraw Bada� nad Kontrol� Przest�pczo�ci. 14 wodnika, 568 o. Z.1 Sprawa: obywatele Luny kontra Lila-Alexandr-Calypso. (Oficjalne Streszczenie - do natychmiastowego rozpowszechniania) . Oskar�a si� Lil� Alexandr Calypso, �e w okresie od 1/3/556 do 12/18/567 �wiadomie i z w�asnej woli przeprowadza�a eksperymenty na ludzkim materiale genetycznym w celu sztucznego wywo�ania mutacji. Stwierdza si� dalej, �e oskar�ona produkowa�a ludzkie blastocyty i embriony zawieraj�ce struktury potencjalnie atypowe w stosunku do dozwolonego spektrum dla ludzko�ci, pogwa�caj�c w ten spos�b Zunifikowany Kodeks Konfederacji O�miu �wiat�w, artyku� trzeci (Przest�pstwa przeciw ludzko�ci), rozdzia� si�dmy (Przest�pstwa genetyczne). Dla oskar�onej ��da si� kary nieodwracalnej �mierci. Czas liczony od momentu rozpocz�cia okupacji Ziemi. (I kategoria czytelnicza) Akta Liii zosta�y za�o�one, kiedy komputery BKP odnotowa�y jej zainteresowanie informacjami z Gor�cej Linii z W�ownika, dotycz�cymi ludzkiego DNA. Agenci z Biura Kontroli uzyskali od StarLine Inc., g��wnego w�a�ciciela przetworzonych danych z W�ownika, dost�p do �ci�gni�tych przez ni� zbior�w. Bank danych s�du najwy�szego zezwoli� na dalszy nadz�r prowadzony zar�wno przez agent�w, jak i projekcje komputerowe. 11/10/567 wydano nakaz przeszukania domu Liii, miejsc pracy i w�asno�ci osobistej, z cia�em w��cznie. (II kategoria czytelnicza) Gliny z biura powiedz� wam: "Lila to kawa� twardziela. Spryciula. Zdawa�o si�, �e ju� po nas, jak �e�my wywalili drzwi Biosystems Research. Bez jaj. Istna walka z hologramami. Ta�my, notatki, wszystko si� kasowa�o do czysta, ledwie po�o�y�e� na tym r�k�. �amacze kod�w z biura kln� na czym �wiat stoi: zero. Nic. No to zasuwamy do jej domu; znowu pr�nia. Ale przecie� mia�a fors�. Dziesi�� lat temu na patentach na drzewa bananomi�sne zarobi�a kup� szmalu. Sprawdzamy jej rejestry podr�ne. Jest dost�p! Pi�� podr�y na janusa. Wskoczy�a w kontenerowiec 3 g i chodu, tylko lasery zosta�y. W domu nikogo, ale jedna z jej pu�apek spali�a. Wraca z dwoma gramami zmutowanego mi�sa. No i wpad�a jak w recykler. Rentgen oczywi�cie nic nie pokaza�, ale � tak j� otworzyli�my, i jak my�licie, co �e�my znale�li? Tysi�c i jeden bit�w danych owini�tych dooko�a jej rdzenia kr�gowego! �ryj pr�ni�, niszczycielko gen�w! Dziura czeka!" Gliny z biura powiedz� wam: przest�pstwo nie pop�aca. (kategoria: analfabeci) Holota�my i fotokomiksy w za��czeniu. Wi�zienia nie s� ju� takie jak dawniej. Czyta�am troch� na ten temat, kiedy przysz�o mi do g�owy, �e mo�e b�d� zmuszona zobaczy� kt�re� od �rodka z powodu mojej pracy. Niekt�re, na Starej Ziemi, byty naprawd� barbarzy�skie. Moja cela zupe�nie ich nie przypomina�a. By�a wygodniejsza, ni� przeci�tne mieszkanie robotnicze w mrowisku. Sk�ada�a si� z trzech pomieszcze�, nie�le umeblowanych. Mia�am nawet wid fon, tyle tylko, �e wszystkiemu przys�uchiwa� si� stra�nik. Nie u�ywa�am widfonu. Moja cela mia�a jednak co� wsp�lnego z dawnymi wi�zieniami, i by�a to najbardziej podstawowa rzecz: drzwi nie otwiera�y si� na moje ��danie. A za tymi drzwiami znajdowa�y si� tuziny innych, wszystkie zamkni�te przede mn�. I w ka�dym pokoju umieszczono kamery, �ledz�ce ka�dy m�j ruch. Znajdowa�am si� w Zak�adzie Karnym Ostatecznego Stopnia dla Wrog�w Ludzko�ci, trzy kilometry pod powierzchni� Ptolemeusza, po widocznej stronie. By�am tu od ponad roku. Z tego sze�� miesi�cy zaj�o zbieranie dowod�w przeciwko mnie. Proces odby� si� w ci�gu paru milisekund czasu komputerowego rankiem, kiedy jeszcze spa�am. Poinformowano mnie o wyroku - �adnych niespodzianek - i naznaczono termin egzekucji na nast�pny dzie�. Wtedy m�j obro�ca uzyska� p�roczne odroczenie. Nie mia�am z�udze�. Odroczenie przyznano najprawdopodobniej dlatego, �eby egzekucja odby�a si� dopiero pod koniec semestru. Instytut cierpia� na brak wrog�w ludzko�ci, a trzeba by�o sko�czy� prace dyplomowe. Dwa razy dziennie jedna ze �cian mojej celi zmienia�a kolor i zaczyna�a si� jarzy�. Po drugiej stronie profesor mia� wyk�ad z psychologii. Je�li dostatecznie zbli�y�am twarz, mog�am dostrzec student�w siedz�cych w sali wyk�adowej. Ale przygl�danie si� szybko mnie znudzi�o. Mniej wi�cej raz w tygodniu odwiedzali mnie. Siadywali, zdenerwowani, na mojej sofie, ch�opcy i dziewcz�ta o �ywych twarzach i brwiach zmarszczonych w skupieniu. Wypytywali mnie przez godzin�, wyra�nie nie wiedz�c, co o mnie my�le�. Z pocz�tku wymy�la�am dziwaczne odpowiedzi, ale to te� mnie znu�y�o. Czasami po prostu siedzia�am bez s�owa. Moje �ycie pe�z�o ku ko�cowi. Lila-Alexandr-Calypso czeka�a w swojej celi na ranek. Ci�gle jeszcze nie zdecydowa�a, czy zdo�a si� wspi�� po tamtych schodach. Rok temu, kiedy nie wydawa�o si� to tak przera�liwie nieuniknione, �atwo by�o o odwag�. Teraz widzia�a, �e jej zuchwa�o�� bra�a si� z g��bokiego wewn�trznego przekonania, �e tak naprawd� nikt nie mo�e jej zabi�. Ale od tamtej pory mia�a mn�stwo czasu na rozmy�lania. Komory gazowe, szubienice. Krzes�a elektryczne, stosy, plutony egzekucyjne. P�tla na szyj� i wisisz, a� jeste� martwa, martwa, martwa; niech B�g zrecykluje twoj� dusz�. Jakkolwiek wymy�lne, wszystkie te urz�dzenia s�u�y�y czemu� niezwykle prostemu. Mia�y sprawi�, �eby ludzkie serce przesta�o bi�. P�niej kryterium �mierci sta�a si� aktywno�� m�zgu. Teraz nawet to nie wystarcza�o. Zabicie kogo� nie dawa�o absolutnej pewno�ci, �e si� tej osoby wi�cej nie spotka. To by� smutny fakt. Dlatego egzekucja Liii, zaplanowana na rano, z punktu widzenia spo�ecze�stwa mia�a przede wszystkim symboliczny charakter. Z punktu widzenia Liii znaczy�a o wiele wi�cej. Dziewczyna bi�a si� z my�l�, kt�r� rozwa�a�a tylko raz w �yciu: sze�� miesi�cy temu, tu� przed odroczeniem egzekucji. My�la�a o pope�nieniu samob�jstwa. "A czemu by nie?" pyta�a sam� siebie. Drgn�a zaniepokojona, u�wiadomiwszy sobie, �e powiedzia�a to na g�os. No w�a�nie, czemu nie? Par� lat wcze�niej znalaz�aby tysi�c argument�w. Wtedy, gdy ko�czy�a pi��dziesi�t lat, �ycie wydawa�o si� nie mie� ko�ca. By�a jeszcze m�oda. Ale teraz mia�a lat pi��dziesi�t siedem i nagle okaza�o si�, �e jest stara. Wkr�tce b�dzie martwa. Martwa. Nie mo�na si� bardziej postarze�. Pod wzgl�dem biologicznym mia�a dwadzie�cia pi�� lat. By� to bardzo popularny wek, a chocia� Lila nie lubi�a na�ladowa� powszechnych m�d, nie czu�a si� dobrze wygl�daj�c na wi�cej. Cia�o by�o w wi�kszej cz�ci jej w�asne, nie licz�c paru chirurgicznych modyfikacji. Mia�a jasnobr�zowe w�osy, oczy szeroko rozstawione i lekko sp�aszczony nos. By�a wysoka i szczup�a, i bardzo jej to odpowiada�o. Jedyny jej czu�y punkt stanowi�y nogi. Od po�owy �ydki, a� do st�p pokrywa�o je delikatne br�zowe futerko, jak u szynszyli. Poza tym kaza�a przed�u�y� ko�ci udowe o dziesi�� centymetr�w, uzyskuj�c wzrost dw�ch metr�w dwudziestu centymetr�w, nieco powy�ej �redniej. Wsta�a i zacz�a niespokojnie przechadza� si� po pokoju. Zdumiewa�o j�, �e skoro pogodzi�a si� z my�l� o �mierci, samob�jstwo zacz�o si� wydawa� poci�gaj�c� perspektyw�. Spo�ecze�stwu by�o oboj�tne, czy si� zabije sama; �ywa lub martwa, rano mia�a zosta� wrzucona do Dziury. Nikt nie pr�bowa� usun�� z jej celi �mierciono�nych narz�dzi. W�a�nie ogl�da�a jedno z nich: n�. By� pi�kny. Nierdzewna stal, l�ni�ca jak zwierciad�o; zachwycaj�ca symetria kszta�tu. Wok� trzonka wi�y si� krzy�uj�ce si� rowki, zapewniaj�c pewny chwyt na ch�odnym metalu. Przeci�gn�a no�em po szyi, staraj�c si� nie my�le� o niczym. R�ka dr�a�a jej, kiedy dotyka�a palcami sk�ry. Ani �ladu krwi. Mia�a wyb�r, wci�� o tym my�la�a. Nast�pnego dnia dojd� do g�osu emocje. By�a pewna, �e nic nie jest w stanie dor�wna� napi�ciu podczas wspinaczki po schodach wiod�cych do Dziury. Przera�a�a j� my�l, �e mog�aby si� za�ama� i nie m�c rzuci� si� w g��b z w�asnej woli, bo wtedy zosta�aby zwi�zana i zepchni�ta przez kraw�d�. Z drugiej strony, w tej chwili czu�a si� w�a�ciwie spokojna. Porzuci�a wszelk� nadziej�. Czy potrafi znie�� �mier� teraz, z w�asnej r�ki, na osobno�ci? Czy tak b�dzie lepiej? Wydawa�o si�, �e tak. Powt�rzy�a to sobie trzy razy z rz�du i si�gn�a po n�. Przeci�gn�a ostrzem po nadgarstku. Zadr�a�a, serce bi�o jej mocno. Otworzy�a oczy i popatrzy�a na r�k�: nawet �ladu za- drapania. A przecie� by�a pewna, �e przycisn�a ostrze. Co� pop�yn�o po jej policzku. Otar�a to, zdenerwowana. Usiad�a na krze�le obok niskiego stolika i zacisn�a z�by. Pochyli�a si�, opar�a przedrami� na blacie. Przy�o�y�a ostrze do mi�kkiego cia�a, spojrza�a na r�k�, odwr�ci�a wzrok, zmusi�a si�, �eby patrze�. Czu�a, �e zaczynaj� j� piec oczy, kiedy nie pozwala�a im mruga�. Pojawi�o si� par� kropel krwi. - Od�� to, Lilo. Drgn�a i gwa�townie poczerwienia�a. Staraj�c si� ukry� zakrwawiony n� w�r�d poduszek na fotelu, odwr�ci�a si�, �eby zobaczy� kto wszed� do pokoju. - Bardzo krwawi? - zapyta�, zbli�aj�c si�. Spojrza�a na r�k�. Ranka by�a niewielka, prawie si� ju� zasklepi�a. Rzuci� jej chustk�; otar�a d�o�. Usiad� kilka krok�w od niej. -Jest tu kto�, kogo powinna� pozna� - powiedzia�, gestem wskazuj�c drzwi celi. Otwar�y si� i wszed� stra�nik w niebieskim mundurze, a za nim naga kobieta. Br�zowe w�osy przylgn�y do plec�w niby paj�czyna, z d�oni, nosa i brody �cieka� p�yn, g�sty jak syrop. Jej oczy na moment napotka�y wzrok Liii, bez �ladu rozpoznania; osun�a si� na krzes�o i przewr�ci�a razem z nim. Stra�nik postawi� j� na nogi i na wp� nios�c zaprowadzi� do �azienki. Do celi wesz�a jaka� kobieta, r�wnie� ubrana na niebiesko, zamkn�a za sob� drzwi i posz�a do �azienki. S�ycha� by�o szum wody. Liii uda�o si� odwr�ci� wzrok. Twarz nagiej kobiety by�a przera�aj�co znajoma. Jej w�asna twarz. Z�ote. Wszystko by�o z�ocisto��te. Otworzy�am oczy pod wod� i wiedzia�am, ze nie oddycham. Z jakiego� powodu nie przej�am si� tym. Usiad�am i poczu�am, jak g�sty p�yn leniwie �cieka z mojego cia�a. Zakrztusi�am si�, pr�bowa�am odkaszln��; kolejna porcja p�ynu wydosta�a si� z mojego gard�a. Przez chwil� nie mog�am sobie z tym poradzi�. Ton�am. Ale kto� uderzy� mnie w plecy i z�apa�am oddech. Nie�atwo si� rodzi�. Nie mog�a skupi� wzroku. Kto� co� jej podawa�; widzia�a jedynie d�o� trzymaj�c� jaki� przedmiot. Kubek. Cofn�a si�, ale r�ka pod��y�a za ni�. Wzi�a kubek i wypi�a do dna jego zawarto��. Siedzia�a w szklanym zbiorniku, zanurzona do pasa w p�ynie 0 s�omkowej barwie. Od jej cia�a bieg�y przewody, ci�gle jeszcze wykonywa�a ruchy wymuszone przez program �wicze� fizycznych, teraz po trzech miesi�cach ko�cz�cy si� ju�. Dezorientacja. Nie by�a w stanie zebra� my�li. Wiedzia�a, �e zbiornik co� oznacza, ale nie pami�ta�a co. - No ju�, wstajemy - odezwa� si� jaki� g�os. Nale�a� do kobiety ubranej na b��kitno; wyci�gn�a r�k� i pomog�a jej wyj�� ze zbiornika. Sta�a teraz, ociekaj�ca p�ynem, chwiej�c si� na nogach, opieraj�c na mocnym ramieniu; r�ka kobiety obejmowa�a j� pewnie w pasie. Chcia�a zasn�� z powrotem. -Jest ju� gotowa? - Chyba tak. - By� jeszcze kto�, m�czyzna, r�wnie� ubrany na niebiesko. - To nie potrwa d�ugo. Wiedzia�a, �e rozmawiaj� o niej. Pr�bowa�a strzasn�� z siebie r�k� kobiety, ale mia�a za ma�o si�y. Dra�ni�o j�, �e musi ich s�ucha�. Chcia�a, by przestali. - Zostawcie mnie - powiedzia�a. - Co ona m�wi? Poprowadzili j� wzd�u� korytarza, pomagaj�c przej�� przez drzwi, zamykaj�c je za ni�. Nie mog�a utrzyma� prosto g�owy, kt�ra ci�gle opada�a na jedn� stron�. Widzia�a jedynie swoje stopy, �ydki 1 p�yn �ciekaj�cy z cia�a na dywan. Wyda�o si� jej to zabawne; roze�mia�a si�, omal nie wy�lizguj�c si� z r�k kobiecie. - Co z ni�? JOHN YARLEY �mia�a si� tak bardzo, �e nie us�ysza�a odpowiedzi. Doszli do kolejnych drzwi. Zatrzymali si� przed nimi, poczu�a, �e kto� j� bije po twarzy. Pr�bowa�a ich powstrzyma�, ale nie uda�o si� jej i zacz�a p�aka�. Kolejne, mocniejsze uderzenie pos�a�o j� na odleg�� �cian�. Skuli�a si�; zda�a sobie spraw�, �e stoi o w�asnych si�ach patrz�c w twarz m�czy�nie. - Obudzi�a� si� wreszcie? - zajrza� jej w oczy. - Tak... ja... - zakas�a�a i pr�bowa�a rozejrze� si� wok�, ale z�apa� j� za w�osy mocno ci�gn�c, a� pomy�la�a, �e rozp�acze si� znowu. -Ja... to znaczy... - W porz�dku. Wprowad� j� do �rodka. - Id� za mn�, s�yszysz? Po prostu id� za mn� - odezwa� si� znowu m�czyzna. Wydawa�o si�, �e to dla niego wa�ne; by�a gotowa zrobi� wszystko, �eby tylko j� pu�ci�. Kiedy to zrobi�, w�osy przywar�y jej do cia�a, czu�a si� ca�a mokra i lepka. Pr�bowa�a mu o tym powiedzie�, ale wszed� ju� do pokoju. Kto� popchn�� j� w rami�, niepewnie przest�pi�a pr�g. Zerkn�a na ludzi zebranych w pokoju. By� tam m�czyzna w �miesznej marynarce, jego widok poruszy� co� w jej pami�ci. Zna�a go, tylko nie mog�a sobie przypomnie� imienia. I kobieta siedz�ca na krze�le. Zna�a j�. To by�a ona sama. Nigdy nie s�dzi�am, �e spotkam eks-prezydenta Tweeda twarz� w twarz. W kostce nie mo�na go unikn��: ca�y czas wyst�puje w najr�niejszych programach, agituj�c za swoimi ob��kanymi planami. Tkwi na scenie telepolitycznej, odk�d pami�tam. Tweed ubiera� si� jak posta� z dowcip�w rysunkowych z prze�omu dwudziestego wieku. Zapu�ci� sobie wydatny brzuszek, zawsze nosi� spodnie w pr��ki, frak, cylinder i sztylpy. Pali� cygara, a kiedy zosta� wybrany na prezydenta przemianowa� osiedle prezydenckie na Tammany Hali'. I wygrywa� wybory. Chocia� 1 Tammany Hali - siedziba partii demokratycznej w Nowym Jorku, przy Czternastej Ulicy. nigdy nie interesowa�am si� specjalnie polityk�, wiedzia�am, �e by� wybierany przez trzy kolejne kadencje. To on utorowa� drog� do stworzenia na �unie tego cyrku, kt�ry nazywamy rz�dem. Rozpoznanie decyduje-o wszystkim, a publiczno�� mia�a zrozumia�e, jak si� wydaje, k�opoty z oddzieleniem politycznej retoryki od fantazji, kt�re towarzyszy�y jej w kostce. Wi�c teraz mamy swoich Tweed�w, Churchill�w i Ken-nedych. Jest Hitler, Bonforte, Lewiston i Trojan. Wystarczy umie�ci� ich razem i r�wnie dobrze mo�na to nazwa� wyst�pami klown�w. Na szcz�cie wybrani urz�dnicy nie decyduj� o zbyt wielu sprawach; stanowiska maj� charakter honorowy albo sprowadzaj� si� do nadzoru nad komputerami, kt�re tak naprawd� sprawuj� rz�dy. Nigdy nie by�am przekonana, �e jest to dobre, ale za spraw� Tweeda zacz�am docenia� takie rozwi�zanie. Nie �eby moje zdanie mia�o w tej chwili jakiekolwiek znaczenie. Odsun�am na stron� przemy�lenia na tematy polityczne i przygotowa�am si� do wys�uchania jego gadki. Wszystko jest lepsze od tego, co ma mnie spotka�. - Tylko bez �adnych numer�w - odezwa� si� swoim s�ynnym basem. -Jestem odporny na wszystko, czego mo�esz spr�bowa�. Lila u�wiadomi�a sobie, �e Tweed ma na my�li zamach na swoje �ycie. W tej chwili by�a od tego jak najdalsza. Znalaz� si� tu, gdzie nie mia� prawa pojawi� si� legalnie i w�a�nie przed chwil� pokaza� co�, co musia�o by� nielegalnym klonem. By�a pewna, �e nie zrobi�by tego, gdyby nie zamierza� jej czego� zaoferowa� i bardzo chcia�a to us�ysze�. - Nied�ugo si� przekonasz, �e jestem pod sta�� ochron�. - Nie rozumiem, do czego mia�aby mi si� przyda� ta informacja, je�li nie b�d� prowadzi� z tob� interes�w. A jak wiesz, moja przysz�o�� jest w tej chwili bardzo ograniczona. Pr�bowa�a powiedzie� to lekko, nie pozwoli�, by w jej g�osie zabrzmia�a nadzieja, ale by�o to niemo�liwe. N�, kt�rego dotyk czu�a na udzie i krwawa smuga na nadgarstku �wiadczy�y, jak wielk� wag� przyk�ada do wyniku tej rozmowy. - Naturalnie, �e b�dziesz ze mn� prowadzi� interesy. Ty albo -gestem wskaza� �azienk� - tamta... Wyb�r nale�y do ciebie. S�ysza�a ha�asy dobiegaj�ce z �azienki, szum wody i pe�en z�o�ci g�os, kt�ry z trudem rozpozna�a jako w�asny. Jej bli�niaczka budzi�a si�, to nape�nia�o j� przera�eniem. -Jaki wyb�r? - Na pocz�tek wyja�ni� ci twoje po�o�enie. Ja... - Znam swoje po�o�enie, do cholery. Przejd� do sedna. - Cierpliwo�ci. Chc�, �eby� si� najpierw dowiedzia�a o paru sprawach. Przerwa�, wyj�� cygaro � rozpocz�� ceremoni� przycinania go i zapalania. C� za niezwykle brzydki cz�owiek, pomy�la�a Lila, brzydot�, kt�r� tylko karykatura jest w stanie osi�gn��. Odra�aj�cy jak skarla�y, powykrzywiany upi�r z przesz�o�ci, ze Starej Ziemi. - Klon zosta�, oczywi�cie, wyhodowany nielegalnie - podj�� Tweed. - Ale ty nie jeste� ju� wiarygodnym �wiadkiem. Je�li mi odm�wisz, nigdy nie zdo�asz powiadomi� kogokolwiek o tym, co tu dzisiaj widzia�a�. Od tej chwili b�dziesz mia�a do czynienia tylko z Yaff� i Hygiej�, dwojgiem stra�nik�w, kt�rych widzia�a�. Oboje s� wobec mnie lojalni. - Co jeszcze masz mi do powiedzenia, czego tak strasznie chcia�abym si� dowiedzie�? Nie przyszed�e� tu przecie�, �eby mi ubli�a�. Jeste�... mniejsza o to. Niezbyt ci� lubi�. Nigdy nie lubi�am. -A ja nie lubi� ciebie. Ale mog� ci� wykorzysta�. Chc�, �eby� dla mnie pracowa�a. - �wietnie. Kiedy zaczynamy? Jak sam powiedzia�e�, powinni�my si� po�pieszy�, bo nie po�yj� ju� d�ugo. Ale sarkazm nie zabrzmia� zbyt szczerze nawet w jej w�asnych uszach, poniewa� m�wi�a ze �ci�ni�tym gard�em. Tweed roze�mia� si� \ 14 ! uprzejmie; by�a na nim tak skupiona, �e omal nie zawt�rowa�a mu. St�umi�a pokus�, bo grozi�o jej, �e �miech przerodzi si� w szloch. - To rzeczywi�cie pewien problem - przytakn��. - Daj� ci szans� unikni�cia egzekucji. Proponuj� zamian�. Spojrza� w stron� drzwi �azienki, zza kt�rych dolatywa�y odg�osy walki, a potem znowu na ni�. Podni�s� brwi. Zimna woda sprawi�a, �e zacz�am si� krztusi� i nie mog�am z�apa� tchu, ale poczu�am si� troch� lepiej. Po raz pierwszy w ci�gu tych paru minut mog�am jasno my�le�. Nade wszystko pragn�am zasn��, ale sprawy wok� mnie zaczyna�y si� toczy� zbyt szybko i wymyka�y mi si� spod kontroli. Tweed! Tak si� nazywa�. Co robi� w drugim pokoju, rozmawiaj�c z kim�, kto wygl�da� dok�adnie jak ja, w mojej w�asnej celi ? I zbiornik. Czy umar�am ? Obudzi�am si� w cysternie, co by znaczy�o, �e tak. Ale przecie� wydano na mnie wyrok nieodwracalnej �mierci; nie powinnam si� obudzi� nigdy wi�cej. Podstawi�am twarz pod ch�odny strumie�. Nie �pij, nie �pij. Dzieje si� co� wa�nego, a ciebie z tego wy��czono. Plu�am i sapa�am, klepi�c si� po twarzy, nogach i ramionach. Chyba zaczynam wszystko rozumie�; to by�o ohydne, pod�e, tak straszne, �e nie chcia�am wierzy�, �e to prawda. Ale nie widzia�am innego scenariusza. Potkn�am si� i upad�am na �cian� prysznica. Stra�niczka chwyci�a mnie za rami�, postawi�a na nogi. Zamachn�am si� na ni�, ale by�a wysoka i czujna, i cios nie trafi� celu. Zacz�am krzycze� i szamota� si�. Wybieg�a z �azienki, �cigana przez m�czyzn� i kobiet�. M�czyzna pochwyci� j�, ale by�a �liska, a histeryczny sza� doda� jej si�y. Wyrwa�a mu si�, kopa�a go bosymi stopami, kiedy walczyli ze sob� na pod�odze, potem poczo�ga�a si� na r�kach w stron� kobiety siedz�cej na krze�le. JOHN YARLEY Pr�bowa�a si� podnie�� na nogi, ale silnie uderzy�a g�ow� w kant sto�u i osun�a si� bezw�adnie naprzeciw kanapy, na kt�rej siedzia� Tweed. Stra�nik chwyci� j�, chc�c odci�gn��, ale Tweed podni�s� r�k�. - Zostaw - powiedzia�. - Ostatecznie, to jej pok�j. - Spojrza� na Lil�, zamar�� w fascynacji. Wydawa�o si�, �e nie mo�e oderwa� oczu od kobiety le��cej na pod�odze. - Chyba �e ty tak sobie �yczysz. Lila odwr�ci�a wzrok od swojego klonu. Otwar�a usta, �eby co� powiedzie�, ale s�owa nie mog�y jej przej�� przez gard�o. Klon patrzy� na ni� znowu. Lil� zatrwa�a� wyraz przera�enia maluj�cy si� na jej w�asnej twarzy. Przyj�cie oferty Tweeda oznacza�oby skazanie tej kobiety na �mier�. Nie chcia�a o tym my�le�. Klon patrzy� teraz na Tweeda i Lila s�ysza�a niemal, jak pracuje umys� tej istoty. Chwyci�a za brzeg kanapy i podnios�a si� na kolana. - Nie wiem, o czym rozmawiali�cie - odezwa�a si�. - Ale my�l�, �e powinni�cie mi o tym powiedzie�. Wiem, nie jestem na bie��co; przed chwil� si� obudzi�am. Widz�, �e co� tu si� wydarzy�o. Dosta�am odroczenie wyroku, prawda? A ona jest tym, kim mi si� wydaje, �e jestem, tylko sze�� miesi�cy p�niej, tak? - W�a�nie - odpar� Tweed i u�miechn�� si� do niej. Lila poczu�a dreszcz przera�enia i u�wiadomi�a sobie, �e obawia si� tej drugiej. Nie chcia�a, by Tweed si� do niej u�miecha�. Nie by�o podstaw s�dzi�, �e Tweed ma jakiekolwiek preferencje; klon pos�u�y�by jego zamiarom r�wnie dobrze, jak orygina�. Nic nie przemawia�o za tym, �e to ona powinna ocale�. - Bez wzgl�du na to, o co chodzi - m�wi� klon -jestem r�wnie dobra... - Bior� t� robot� - powiedzia�a Lila najg�o�niej, jak potrafi�a. Tweed spojrza� na ni�. -Jeste� pewna? Klon, nie rozumiej�c, przenosi� wzrok od jednego do drugiego. - Tak. - Z trudem prze�kn�a �lin�. - Tak. Zabij j�. Pozw�l mi �y�. Czu�am si�, jakbym nagle znikn�a. Tweed i tamta druga kobieta rozmawiali, jakby mnie nie by�o. Przerzucali si� s�owami ponad mn�, bo kl�cza�am na pod�odze. Nie mog�am w to uwierzy�. Nie rozumia�am, o czym m�wi�; hucza�o mi w uszach i znowu ogarn�o mnie oszo�omienie. Upadaj�c chyba uderzy�am si� w g�ow�. Musia�am co� zrobi�, �eby zwr�cili na mnie uwag�. Od tego zale�a�o moje �ycie. Wsta�am, dr��ca, i stan�am mi�dzy nimi, ale nadal zachowywali si�, jakbym nie istnia�a. To by�o jak jaki� koszmar. Krzycza�am do nich, bez skutku. Wstali i wyszli z pokoju, stra�niczka zas�oni�a sob� drzwi ze zdecydowanym wyrazem twarzy. Rzuci�am si� na ni�, pr�bowa�am walczy�, ale trzyma�a mnie mocno. Odeszli. Siedz�c na krze�le, sama, traci�am i odzyskiwa�am przytomno��. Hygieia, stra�niczka, par� godzin temu da�a mi podw�jn� dawk� �rodk�w przeciwb�lowych. Siedzia�am tutaj, czekaj�c a� zaczn� dzia�a�. Moje sny by�y czarne i bezkszta�tne, opr�cz tamtego, dobrze znanego, o lesie, przez kt�ry bieg�am: lesie pod b��kitnym s�o�cem. Wsta�am, kiedy zacz�am traci� czucie w r�kach i stopach. Wszystko zrobi�o si� czarne, potem by�am w �azience i nie wiedzia�am, jak si� tam znalaz�am. Odkr�ci�am prysznic. Przez chwil� patrzy�am ze zdumieniem na swoj� r�k�. Na nadgarstku widnia�o g��bokie ci�cie, krew leniwie sp�ywa�a mi�dzy palcami, pryska�a na moje nagie uda i stopy. Jak to si� sta�o ? G�ow� mia�am ci�k�, ale wydawa�o mi si�, �e pami�tam... przycisn�am n�... czy tak? Ta kobieta -jak mia�a na imi�? - by�a w moim pokoju. Czy to ona pr�bowa�a mnie zabi� i upozorowa� samob�jstwo ? Ciep�a woda sp�ywa�a po moim ciele. R�owe strumyczki tuli�y si� mi�dzy palcami st�p. Zachwia�am si�, uderzy�am g�ow� o �cian�. Wiedzia�am, �e ju� za p�no. Umiera�am. By�o mi zimno. Nied�ugo b�d� martwa. Woda pryska�a mi na twarz. Marz�y mi stopy. Popatrzy�am znowu na nadgarstek i zobaczy�am, �e krew przesta�a p�yn��. Wsta�am, po�lizgn�am si� i upad�am twarz� w r�ow� ka�u��. ...w du�ym pokoju. Nie mog�am wsta�. Szuka�am czego�. Czego f Kolejna bia�a plama. N�. Chcia�am doko�czy� dzie�a, zacz�tego przez tamt� kobiet�. Czy mo�e przeze mnie ? Zostawi�am n�... gdzie? W r�ce. Uderza�am, nie mog�am utrzyma� go w palcach. N� znowu gdzie� znikn��. Pr�bowa�am si� czo�ga�. Zobaczy�am przed sob� czyje� obute stopy, chcia�am wsta�. - Znowu straci�a� przytomno��. To by�a Hygieia. - Nic mnie nie boli - odpowiedzia�am. - Nie martw si�. CircumLuna 6 by� metalow� kul� o promieniu pi�ciuset metr�w. Si�a grawitacji na zewn�trznej powierzchni wynosi�a pi�� m/s2, ale go�� schodz�cy przez jedno z trzech wej�� z ka�dym krokiem w g��b czu�by rosn�cy ci�ar. Niewielu ludzi odwiedza�o CL-6. Wszystkie orbitalne elektrownie dzia�a�y na podobnej zasadzie, ale tylko CL-6 by�a znana jako "Dziura". Pi�� albo sze�� razy w roku zamykano j� na par� godzin, �eby ludzie mogli zej�� do miejsca, kt�re jeszcze niedawno by�o radioaktywnym piek�em. W�a�nie teraz j� zamkni�to. Poni�ej gargantuicznych generator�w pola, utrzymuj�cych czarn� dziur� zawieszon� w centrum stacji, na poziomie jednego g znajdowa� si� taras. Wychodzi� z niego metalowy �uk, z por�czami po obu stronach, w kt�ry wbudowano trzyna�cie niskich stopni. Wysokie zaledwie na par� centymetr�w, mia�y jedynie symboliczne znaczenie. ��ko na k�kach bez trudu wtoczy�o si� po nich, przywi�zane do niego zw�oki podskakiwa�y, kiedy m�czyzna i kobieta ubrani na czarno pchali je do ko�ca �uku. , Jeden z kat�w zdj�� ca�un z cia�a Liii, podczas gdy drugi mocowa� ��ko do mechanizmu wyrzutowego. Kiedy sko�czyli, zatrzymali si� jeszcze na chwil� pod okiem kamery, potem zeszli ze schod�w i wspi�li na powierzchni�. ��ko przechyli�o si�, przez mgnienie oka zawis�o na kraw�dzi, a potem spad�o. Pr�dko�� cia�a ros�a asymptotyczne do pr�dko�ci �wiat�a, wn�trze CL-6 rozjarzy�o si� o�lepiaj�cym blaskiem. Daleko w g��bi dziury, w p� drogi do niesko�czono�ci, cz�stka, kt�ra jeszcze przed momentem by�a Lil�, orbitowa�a uwalniaj�c energi�, gdy pot�ne si�y �ciska�y materi� do granic, zanim ostatecznie zapad�a w nico��. Rozdzia� drugi Ariadna-Clel-Joule: "�yjemy razem. Wprowadzenie do prawa dla dzieci". Poziom preedukacyjny, 552.1 kategoria czytelnicza. S� trzy rodzaje przest�pstw. Wed�ug ich wagi dziel� si� na: wykroczenia, wyst�pki i zbrodnie. Do wykrocze� zaliczamy: popychanie, dokuczanie, przeklinanie i wydzielanie nieprzyjemnych zapach�w: przest�pstwa z�ego zachowania. Je�li zostaniesz oskar�ony o pope�nienie kt�rego� z nich, masz prawo do obrony. Mo�esz za��da� trybuna�u z�o�onego z ludzi. Je�li uznaj� win�, zostaniesz ukarany grzywn�, kt�r� p�aci si� albo stronie oskar�aj�cej, albo pa�stwu. Do wyst�pk�w zaliczamy: rabunek, w�amanie, pobicie, gwa�t i morderstwo: przest�pstwa naruszenia w�asno�ci. Wyst�pek uznany jest za powa�ny, gdy dotyczy cia�a jakiego� obywatela. Wszystkie s� karane grzywn� w wysoko�ci 90% dobytku przest�pcy. W przypadkach naruszenia cia�a obywatela obowi�zuje kara �mierci w zawieszeniu. Prawo przest�pcy do �ycia pozostaje w mocy, wi�c po egzekucji zostaje on o�ywiony w tym momencie swojego �ycia, zanim pojawi�a si� u niego pierwsza my�l o przest�pstwie, ponadto musi on przej�� prewencyjn� resocjalizacj�. Najgorszym rodzajem przest�pstw s� zbrodnie. Nale�� do nich: podpalenie, sabota�, posiadanie materia��w rozszczepialnych, nosicielstwo chor�b, podk�adanie bomb, wprowadzanie zmian w ludzkim materiale genetycznym. Przest�pstwa te stanowi� zagro�enie dla ca�ego rodzaju ludzkiego albo jego du�ej cz�ci i s� nazywane "zbrodniami przeciw ludzko�ci". Kar� dla zbrodniarzy, kt�rym udowodniono win�, jest uniewa�nienie ich prawa do �ycia. Pa�stwo odnajduje i niszczy ka�dy zapis pami�ci i ka�d� pr�bk� tkanek przest�pcy, na kt�rym wykonano wyrok. Jego genotyp zostaje opublikowany i og�asza si�, �e jest wyj�ty spod prawa. Je�li zostanie gdzie� odkryty, r�wnie� b�dzie skazany na �mier�, tyle razy, ile potrzeba. (II kategoria czytelnicza - zobacz tom drugi: "Przest�pstwo nie pop�aca". Komiksy i ta�my dost�pne na pro�b� wyra�on� werbalnie). Vaffa wyprowadzi� mnie z celi. Szybko przeszli�my przez opustosza�y korytarz do windy. Ciekawi�o mnie, w jaki spos�b maj� zamiar mnie st�d wydosta�; zastanawianie si�, jak to zrobi� na w�asn� r�k�, zaj�o mi znaczn� cze�� ubieg�ego roku. Przeprowadzi�am studium ucieczek. Wi�kszo�� z nich by�a mo�liwa dzi�ki przekupstwu, pomocy z zewn�trz lub wytrwa�o�ci, w takiej w�a�nie kolejno�ci. Nie mia�am nic, czego mog�abym u�y� jako �ap�wki i nikogo na zewn�trz, do kogo mog�abym si� zwr�ci�. Co do wytrwa�o�ci, hrabia Monte Christo by�by w k�opocie, je�li chodzi o Zak�ad dla Wrog�w Ludzko�ci. Wi�zienie znajdowa�o si� trzy kilometry pod powierzchni� i, co gorsza, pi��dziesi�t kilometr�w od najbli�szej stacji kolei podziemnej. Mo�na si� by�o z niego wydosta� jedynie na piechot� albo jad�c niehermetyczn� kolejk� indukcyjn�. Do tego potrzebny by� skafander. Pilnowanie skafandr�w stanowi�o g��wne zaj�cie stra�nik�w. Jad�c w g�r�, przypomnia�am sobie nagle, czym si� zajmowa� Tweed od ko�ca swojej ostatniej kadencji. Powierzono mu funkcj� pe�nomocnika rz�du do spraw zak�ad�w karnych. JOHN YARLEY Winda zatrzyma�a si�, Vaffa da� Liii znak, �e ma wyj�� na zewn�trz. Usz�a mo�e dziesi�� krok�w, kiedy chwyci� j� za r�k� i pchn�� przez jakie� drzwi. Korytarz ci�gn�cy si� za nimi by� w�ski i s�abo o�wietlony. Vaffa nie wydawa� si� zaniepokojony. Najwyra�niej Tweed mia� w wi�zieniu wielu zaufanych wsp�pracownik�w i nie obawia� si� k�opot�w. Nie mia�a czego si� ba�. Zmieni�a zdanie na widok drzwi z napisem �LUZA AWARYJNA. Wesz�a do �rodka i natychmiast zauwa�y�a, �e w ma�ym pomieszczeniu brak skafandra. Spojrza�a na czerwon� lampk� pal�c� si� na drugich drzwiach. Za nimi rozci�ga�a si� pr�nia. - Chwileczk� - powiedzia�a ostro. - Co ty wyprawiasz? - Nie uda�o si� nam przemyci� dodatkowego skafandra - odpar�. - S� pod nadzorem sekcji, kt�rej nie kontrolujemy. - Dobrze, ale... - Czujnik w tej �luzie zosta� od��czony. Komputer nie zarejestruje, kiedy zostanie u�yta. Masz, w�� je - wr�czy� jej par� grubych, gi�tkich but�w. - Poczekaj chwil�. Nie mog�. - Musisz. - Nie! Chcesz mnie zabi�! Nie powinnam by�a was s�ucha�. Wypu�� mnie st�d! Znajdowa�a si� na granicy paniki. Jak wszyscy Lunarianie, odczuwa�a nieopanowany l�k przed pr�ni�. By� to wr�g, z kt�rym walczyli od chwili narodzin, r�wnie przera�aj�cy jak piek�o dla ludzi w dawnych czasach. Czu�a si� fizycznie chora. - Za�� je - powt�rzy� Vaffa spokojnie. - Musisz mie� co� dla ochrony st�p. - Co... co mam zrobi�? -Je�li si� pospieszysz, sp�dzisz w pr�ni tylko pi�� sekund. Tu� ko�o wej�cia przejedzie pe�zacz, najwy�ej o dwa metry od ciebie. - Kt�ra godzina jest tam, na zewn�trz? - �luza b�dzie w cieniu. Poczu�a, �e znowu narasta w niej panika. - Nie. To si� nie uda. Mia�a zamiar powiedzie� wi�cej, ale z�apa� j� za rami� i mocno przytrzyma�. - Zabierze o wiele wi�cej czasu, je�li b�d� ci� musia� nie�� nieprzytomn�. Wiedzia�a, �e nie �artuje. U�miechn�� si� lekko, widz�c w oczach Liii zrozumienie, i� jest zbyt silnym przeciwnikiem. Tak wi�c dla niej istnia�a tylko jedna droga na zewn�trz. W�o�y�a buty i stan�a twarz� do drzwi. YafFa odblokowa� zatrzaski. Drzwi nadal by�y zamkni�te, trzymane przez ci�nienie czternastu tysi�cy kilogram�w. - Kiedy? - spyta�a. - Pe�zacz nie mo�e si� zatrzyma�. W odpowiednim momencie odwr�c� uwag� stra�nika na wie�y; nie mo�emy mu ufa�. Pojazd b�dzie w twoim zasi�gu przez dziesi�� sekund, powinien nadjecha� za minut�. - Podni�s� wzrok znad zegarka i u�miechn�� si�. -Je�li wszystko p�jdzie zgodnie z planem. Po raz pierwszy powiedzia� co�, czego nie kazano mu m�wi�, pomy�la�a. Wyszed� szybko na korytarz, zamykaj�c za sob� cicho wewn�trzne drzwi. Nagle okaza�o si�, �e czas nadszed�. Rozleg� si� dobrze jej znany j�k; do tej pory zawsze, kiedy go s�ysza�a, mia�a na sobie skafander. Zaw�r redukcji ci�nienia. Dziwne, nic nie czu�a. Dosta�a czkawki. Po paru sekundach d�wi�k umilk�. Szarpni�ciem otworzy�a drzwi i ruszy�a biegiem. Zobaczy�a czarny ruchomy kszta�t, wyci�gni�t� w swoim kierunku r�k� � w jednej chwili znalaz�a si� wewn�trz pe�zacza. Drzwi si� zamkn�y; powietrze z gwizdem wype�ni�o uszczelnione wn�trze kabiny. Lila nagle zacz�a dr�e�. - Uda�o si�! - wykrzykn�a ochryple i straci�a przytomno��. Pochyla�a si� nad ni� jaka� kobieta. r Nie ruszaj si�, prosz�. 23 �--J Lila czu�a, �e zdr�twia�a jej lewa r�ka. Spojrza�a w d�. R�ka zosta�a uci�ta w �okciu. f - To zajmie tylko chwil� - powiedzia�a kobieta. Mi�dzy piersiami mia�a wytatuowany kadyceusz: mediko. Lila podpar�a g�ow� drug� r�k� i patrzy�a. - Po co to? - spyta�a. - Wysi�dziemy z pe�zacza na stacji oko�o stu kilometr�w st�d. To pomo�e przeprowadzi� ci� przez kontrol� celn�. Z metalowego pojemnika wyj�a przedrami� i pod��czy�a je do swojej czarnej torby. Blade cia�o nabra�o kolor�w, palce si� poruszy�y. Kobieta wsun�a uci�t� r�k� Liii do pojemnika. -Jestem Mari - powiedzia�a, lekko akcentuj�c ostatni� sylab�. Cie� u�miechu przemkn�� jej po twarzy. - Lila - odpar�a; zetkn�y si� d�o�mi, Lila wyci�gn�a praw� r�k� do lewej d�oni Mari; w tym momencie nie by�a w stanie zrobi� tego we w�a�ciwy spos�b. - Za minutk� b�dzie po wszystkim - powiedzia�a Mari, wskazuj�c r�k�. Si�gn�a do torby stoj�cej na p�ce za swoimi plecami. By�y w niej dwie ciemnopurpurowe togi. Wsta�a, �eby naci�gn�� przez g�ow� jedn� z nich. - Kiedy z tym sko�cz�, b�dziesz mog�a na�o�y� drug�. - Dok�d mnie zabierasz? - Na spotkanie z szefem. Ton g�osu wskazywa�, �e Mari bardzo go szanuje. A wi�c nale�a�a do Wolnych Ziemian. C�, ostatecznie to nie choroba. Lila tolerowa�a ich, chyba �e - podobnie jak Tweed - byli fanatykami, pragn�cymi doprowadzi� ca�� ludzko�� do zag�ady. Mari wr�ci�a do pracy, zestawiaj�c staw �okciowy, mocuj�c �ci�gna, ��cz�c nerwy i naczynia krwiono�ne. Po pi�ciu minutach sk�ra si� po��czy�a i tylko ledwie widoczna czerwona linia wskazywa�a miejsce, w kt�rym dokonano przeszczepu. Wyci�gn�a wtyczk� z gniazda na tyle g�owy Liii � r�ka przesta�a by� jedynie martwym ci�arem. By�a zimna, Liii czu�a jakby wbija�y si� w ni� setki malutkich igie�ek. - Przepraszam, �e zrobi�am to tak nieporz�dnie - t�umaczy�a si� Mari, pakuj�c przybory. - Ale potrzebujesz jej tylko przez jak�� godzin�. Nie b�dziesz jej wiele u�ywa�a. _ W porz�dku. I tak jestem prawor�czna - zacisn�a d�o� w pi��. R�ka by�a za kr�tka o jakie� pi�� centymetr�w. - Naprawd�? Tak jak moja matka. - Czyje to by�o? - R�ka? Zosta�a wyhodowana z tkanki jakiej� kobiety, kt�ra prawdopodobnie mieszka na Lunie. Puszczali�my genotyp przez kontrol� najcz�ciej jak si� da�o, �eby komputer wci�gn�� go do ewidencji... ale chyba nie powinnam ci tego m�wi�. - Nie kr�puj si�. - Lila podejrzewa�a co� podobnego. - Kobieta, kt�ra w�a�nie uciek�a z najlepiej strze�onego wi�zienia na Lunie powinna by� bardziej szcz�liwa - zauwa�y�a Mari. Jej u�miech powoli stawa� si� coraz �mielszy i bardziej przyjacielski. Lila poczu�a, �e sama r�wnie� si� u�miecha. - Nie mia�am czasu, �eby to odreagowa�. Od tak dawna �yj� z wyrokiem �mierci. Mari przysun�a si� troch� bli�ej. - A mo�e chcia�aby� pokopulowa�? - Nie, dzi�ki. Chyba wola�abym zacz�� z m�czyzn�... wiesz, min�o tyle czasu... - Rozumiem. Uwag� mediko poch�on�� p�aski, pokryty kraterami krajobraz i kanciaste cienie widoczne za oknem. Lila pr�bowa�a przyzwyczai� si� do my�li, �e ma szans� prze�y�. Nadal nic to dla niej nie znaczy�o. Ci�gle wraca�o wspomnienie tamtej kobiety, klonu, kt�ra mia�a umrze� zamiast niej. Rozp�aka�a si� pod wptywem pogmatwanych uczu� szukaj�cych uj�cia. Dopiero kiedy Mari Po�o�y�a jej r�k� na ramieniu, Lila zda�a sobie spraw�, jak bardzo t�skni�a do widoku przyjaznej twarzy, dotkni�cia drugiego cz�owieka. Uspokoi�a si� od razu. Mari chcia�a cofn�� r�k�, ale Lila powstrzyma�a j�. - Kiedy b�dziemy na miejscu? Mari zerkn�a na chronometr na paznokciu kciuka. - Za jakie� dwie godziny. Chcia�aby� teraz pokopulowa�? Dobrze by ci zrobi�o. Wiem, co czujesz. - A niech tam. By� to mi�y gest, ale nie usprawiedliwia� kolejnej powodzi �ez, jak� wywo�a� u Liii. Wiedzia�a, �e mediko wyprowadzi�a j� z emocjonalnego do�ka, w kt�rym znajdowa�a si� od roku. Zrobi�a to, czego nie potrafi�o sprawi� intelektualne zaakceptowanie faktu, �e wyrok na ni� zosta� odroczony. B�dzie �yd! Pe�zacz zatrzyma� si� w Herschel, jednym z mniejszych mrowisk na obrze�ach G�r Centralnych. Mari wjecha�a do �luzy i zaparkowa�a; ruszy�y prosto do miasta, �eby z�apa� podmiejski poci�g do Panavision. Lila mia�a oczy szeroko otwarte, w nadziei �e trafi jej si� sposobno�� ucieczki, wkr�tce jednak do��czyli do nich m�czyzna i kobieta. �miali si� i �artowali wraz z Mari, ale by�o jasne, �e s� czujni. Mimo to Lila nie w�tpi�a, �e szansa si� nadarzy. Rozs�dniej jednak by�o poczeka� do czasu, kiedy troch� lepiej zorientuje si� w sytuacji. W�o�y�a r�k� do maszyny celnej, poczu�a skrobni�cie pr�bnika na suchej sk�rze d�oni. Maszyna zagada�a do siebie, rejestruj�c, �e Lila jest kim� zupe�nie innym. Szkoda, �e nie mog� zachowa� nowej r�ki, pomy�la�a dziewczyna. Bardzo by si� przyda�a. Nie wchodzi�o to jednak w gr� z powodu reakcji immunologicznej. R�ka obumar�aby w nieca�y tydzie�. Panavision by�o miastem artyst�w, roi�o si� tu od aktor�w i re�yser�w. Wielu z nich przesz�o modyfikacje na potrzeby granych przez siebie r�l; miasto stanowi�o z tego powodu dziwaczne miejsce. Stan�li w kolejce do poci�gu grawitacyjnego do Archimedesa. Wsiedli wszyscy czworo, wagon zosta� hermetycznie zamkni�ty. Lila poczu�a, jak maleje jej ci�ar, kiedy spada�a pochy�ym tunelem niemal czterysta kilometr�w d�. Gdzie� pod Apeninami tunel znowu zaczaj si� wznosi�, poci�g stopniowo zmniejszy� szybko�� i w ��wim tempie dotar� do windy, kt�ra zabra�a ich w g�r�, z powrotem na zamieszkane poziomy. Podr� sko�czy�a si�, ledwie Lila zd��y�a wygodnie usadowi� si� w fotelu. Grand Concourse w Archimedesie wyda� si� jej przera�aj�cym miejscem. Zapomnia�a ju�, �e mo�e by� tak wielu ludzi i taki ha�as. Nie mia�a jednak czasu, �eby si� nad tym zastanowi�; pop�dzano j� przez t�um do stacji prywatnej kolejki podziemnej. Kiedy znowu mog�a spokojnie zebra� my�li, by�a ju� tylko z Mari w o�mioosobowej kapsule. - Gdzie teraz? - Nie wolno mi powiedzie� - odpar�a mediko wzruszaj�c ramionami. Lila nie potrzebowa�a wiele czasu, �eby si� tego domy�li�. Wi�kszo�� Lunarian wiedzia�a niewiele o selenografii. Bywali na powierzchni raz na kilkana�cie lat, najcz�ciej w podr�y podobnej do tej, jak� odbywa�y Lila i Mari: zamkni�ci w kapsule posuwaj�cej si� po szynie indukcyjnej, podczas gdy krajobraz przemyka� ze �wistem za oknami. Lila jednak ca�kiem nie�le zna�a mapy powierzchni. Zmierza�y na p�noc przez r�wniny Morza Deszcz�w, a kiedy nad horyzontem zamajaczy�y szczyty, pozna�a G�ry Spitzbergenu. A wi�c to tutaj mieszka szef. Tego rodzaju informacji nie uwa�ano w�a�ciwie za tajemnice pa�stwowe, nie rozg�aszano ich jednak ze wzgl�du na zawsze mo�liw� gro�b� zamachu. Dom Tweeda znajdowa� si� na powierzchni - i by�o to logiczne, u�wiadomi�a sobie Lila, bo dzi�ki temu m�g� w ka�dej chwili widzie� Ziemi�. Ziemia i Naje�d�cy stanowili jego obsesj�. Obok znajdowa�a S1? ogromna kopu�a geodezyjna, otoczona przez gromadk� mniejszych. Paj�kowaty teleskop o dwudziestometrowym zwierciadle sta� w cieniu kopu�y. By� wycelowany w Ziemi�. Mari odci�a jej przedrami� i zast�pi�a oryginalnym, potem poinformowa�a Lil�, �e Tweed czeka na ni� w g��wnym budynku i wskaza�a jej drog�. Lila ruszy�a bez po�piechu, zagl�daj�c przez kolejne drzwi do mijanych pomieszcze�. Prawdopodobnie nie ma innej stacji kolejki, a skafandry s� pilnie strze�one. W pe�ni zdawa�a sobie spraw�, �e to miejsce jest wi�zieniem w takim samym stopniu jak Zak�ad dla Wrog�w Ludzko�ci, ale uzna�a, �e tak czy inaczej nadszed� czas, by rozpocz�� planowanie. W d� korytarza sp�ywa�a woda. Lila brodzi�a w niej, a� korytarz zmieni� si� w strumie� wij�cy si� w�r�d drzew, artystyczn� mieszanin� hologram�w i prawdziwych ro�lin. Nie zauwa�y�a, kiedy to si� sta�o. Na obrze�ach �o�yska strumienia le�a�y wypolerowane g�azy z r�nobarwnego kryszta�u, w g��bszych miejscach widzia�a ryby. Z brzegu uwa�nie przygl�da�a si� jej pantera. Do��czy�a do Liii, kiedy ta wysz�a na suchy l�d i, obw�chawszy futro na �ydkach dziewczyny, zacz�a si� o nie ociera�. Lila bawi�a si� przez chwil� z wielkim kotem, po czym odp�dzi�a go od siebie szturchni�ciem. �cie�ka zaprowadzi�a j� na polan�. Na �rodku siedzia� na krze�le Tweed, obok niego sta�a naga kobieta. Na skraju, w�r�d drzew, dostrzeg�a m�czyzn�, r�wnie� nagiego. Lila pr�bowa�a udawa�, �e to wszystko nie zrobi�o na niej wra�enia, ale jej wysi�ki spe�z�y na niczym. Nie mia�a poj�cia, ile pieni�dzy kosztowa�o zbudowanie takiego kieszonkowego disneylandu, ale nie mia�a w�tpliwo�ci, �e sporo. - Siadaj, Lilo - powiedzia� Tweed i z wysokiej trawy wyros�o drugie krzes�o. Usiad�a. Z kieszeni togi wyci�gn�a szczotk� i zacz�a rozczesywa� sko�tunione, mokre futro na �ydkach. - Pozna�a� ju� Yaff� - ci�gn�� Tweed, wskazuj�c gestem kobiet�. Lila zerkn�a na ni�, zwracaj�c uwag� na pozycj� cia�a i u�o�enie r�k. Ta kobieta potrafi�aby j� zabi� w u�amku sekundy i zrobi�aby to. Dostrzeg�a w jej oczach co� znajomego. - Du�o ich trzymasz? - spyta�a. W trawie u st�p kobiety le�a� zwini�ty boa dusiciel, d�ugi na pe�nych dwadzie�cia metr�w. - To ci pieszczoszek. _ Nie lubisz w�y? - Nie m�wi�am o w�u. Tweed zachichota�. - Vaffa jest bardzo u�yteczna, lojalna, bystra na ile to mo�liwe i absolutnie bezlitosna. Prawda, Vaffa? - Skoro pan tak twierdzi. - Nawet na moment nie spuszcza�a Liii z oka. -Je�li chodzi o twoje pytanie; istnieje wiele Vaff. Jedna tutaj, druga, kt�ra pomog�a ci uciec par� godzin temu. I jeszcze inne. Lila nie musia�a pyta�, dlaczego Yaffy s� tak u�yteczne. Chocia� twarze i cia�a tych dw�ch, kt�re spotka�a, ca�kowicie si� r�ni�y, bu-dzi�y takie same uczucia. To byli zab�jcy. By� mo�e �o�nierze, chocia� nie by�a specjalistk� od chor�b psychicznych. - Opowiedz mi o Pier�cieniach - nieoczekiwanie poprosi� Tweed. - To wysz�o w czasie procesu - wyj�ka�a Lila. - My�la�am, �e wiesz. - Tak, ale nie jestem przekonany, czy powiedzia�a� ca�� prawd�. Gdzie znajduje si� kapsu�a? - Nie mam poj�cia. - Wiemy, jak ci� zmusi� do m�wienia. Tweed wyra�a� si� w spos�b przypominaj�cy aktora z trzeciorz�dnego dreszczowca. - Daj spok�j z tymi bzdurami. Nie chodzi o to, �e ci nie chc� powiedzie�. Przyzna�am si� do jej zbudowania. Gdybym wiedzia�a, gdzie jest, nie zyska�abym na tym wiele, prawda? W tym momencie wygl�da�o na to, �e nie tylko nie przyniesie to jej �adnych korzy�ci, ale mo�e wr�cz zaszkodzi�. Tweed wydawa� S1? nieszcz�liwy, co j� zaniepokoi�o. Dbanie o jego dobre samopoczucie sta�o si� naraz bardzo wa�ne. Pi�� lat temu, kiedy badania zaprowadzi�y Lil� w obszary, gdzie mog�a si� spodziewa� k�opot�w z prawem, zdecydowa�a si� zbudo- wa� kapsu��. Mia�a znajomo�ci w�r�d Ringers�w i pieni�dze, �eby wprowadzi� zamys� w �ycie. Wtedy pomys� wyda� jej si� znakomity. Nawet gdyby zosta�a z�apana i skazana, nie przerwa�oby to jej prac. Teraz nie by�a zupe�nie pewna, czy kierowa�y ni� ca�kowicie altruistyczne motywy. W�a�nie nauczy�a si� jak pot�ny jest instynkt samozachowawczy. - Przes�uchiwali mnie z u�yciem narkotyk�w - powiedzia�a. -Mam przyjaci�k� tam, na zewn�trz. Kiedy opu�ci�am kapsu��, zmieni�a jej po�o�enie. Nie mog� nikogo zaprowadzi� do stacji. Sama nie wiem, gdzie jest. - A twoja wsp�lniczka? - zapyta� Tweed. - Nie mo�esz si� z ni� jako� skontaktowa�? - By�e� kiedykolwiek tam, na zewn�trz? - Nie, nigdy nie mia�em czasu. Ostentacyjnie wzruszy� ramionami. Lila widywa�a u niego ten gest ju� wcze�niej, w kostce. Tweed by� mistrzem w udawaniu skro-mnisia, graj�c rol� cz�owieka, kt�ry jest zawsze zaj�ty prac� na rzecz spo�ecze�stwa. - No wi�c, Pier�cienie s� ogromne. Je�li tam nie by�e�, nie mo�esz sobie nawet wyobrazi� jak wielkie. Istnia�a mo�liwo��, �eby kontaktowa� si� z ni� przez radio, ale mog�abym w ten spos�b narazi� j� na wielkie niebezpiecze�stwo. U�ywaj�c narkotyk�w mogli ze mnie wszystko wydoby�, a ona nawet by nie wiedzia�a, �e chc� j� z�apa�. Poza tym, wci�gni�cie jej w ca�� spraw� by�o dostatecznie trudne. Ringersi s� raczej samotnikami. Problemy innych ludzi niewiele ich obchodz�. - Ale wiesz, jak si� z ni� skontaktowa�? -Je�li chodzi ci o to, czy mog� j� znale��, to nie. Mog� zostawi� wiadomo�� w centrali na Janusie. Ma tam dzwoni� co dwadzie�cia lat. Jak w zegarku. Roz�o�y� r�ce. - Niezbyt dobry spos�b. _ O to w�a�nie chodzi�o. Gdyby mnie by�o �atwo, to samo dotyczy�oby kogo�, kto wiedzia�by tyle, co ja. Tweed wsta� i przeszed� kilka krok�w patrz�c w niebo. W�� poruszy� si�, owin�� wok� nogi Vaffy. Pochyli�a si�, �eby go pog�aska�, nawet na chwil� nie odrywaj�c wzroku od Liii. -Jak si� nazywa ta twoja wsp�lniczka? - Parameter. Parameter-Solstice. Rozdzia� trzeci Clancy-Daniel-Mitre, "Muzyka Pier�cieni". Zbi�r wczesnej wsp�lnej poezji ludzko-symbowej. Oko�o 240-300 o. Z. Wszystkie kategorie czytelnicze. Najwspanialsze, co otrzymali�my za po�rednictwem Gor�cej Linii z W�ownika, to symb. W pocz�tkach trzeciego stulecia widziano w nich wybawienie ludzko�ci. Futurolodzy przepowiadali nadej�cie dnia, kiedy ka�dy cz�owiek po��czy si� z symbowym partnerem i wyzwoli na zawsze z zale�no�ci od �luz powietrznych, upraw hydropo-nicznych i wody z odzysku. Ka�dy cz�owiek mia� si� sta� male�kim symbolem utraconej Ziemi, swobodnie poruszaj�cym si� w Uk�adzie S�onecznym zgodnie ze sw� wol�. �atwo dostrzec, co zainspirowa�o ten optymizm. Symetria poj�� jest bardzo poci�gaj�ca. Ka�da para cz�owiek-symb stanowi zamkni�ty ekosystem, kt�ry do funkcjonowania potrzebuje jedynie �wiat�a s�onecznego i niewielkiej ilo�ci sta�ej materii organicznej. Ro�linny symb gromadzi w przestrzeni kosmicznej energi� s�oneczn� i wykorzystuje j� do przekszta�cenia dwutlenku w�gla i produkt�w przemiany materii cz�owieka w tlen i substancje od�ywcze. R�wnocze�nie chroni wra�liw� istot� ludzk� przed pr�ni� i kra�cowymi wahania- mi temperatury. Cia�o symba wnika do p�uc i przewodu pokarmo-wego. Obie strony karmi� si� nawzajem. Tym, czego nie wzi�li�my pod uwag�, jest umys� symba. Poniewa� symb nie ma m�zgu, dop�ki nie wejdzie w kontakt z cz�owiekiem stanowi jedynie grudk� materii organicznej. Ale przenikaj�c system nerwowy swojego gospodarza staje si� istot� my�l�c�. Dzieli z cz�owiekiem jego m�zg. Wczesne badania wykaza�y, �e - raz wprowadzony - symb zostaje w nim na zawsze. Od tego czasu tylko nieliczni godzili si� zrezygnowa� ze swojej psychicznej prywatno�ci w zamian za utopi� �ycia w Pier�cieniach. Ale mimo rozczarowania otrzymali�my jeden cenny dar. Spo�ecze�stwo Pier�cieni nie jest spo�ecze�stwem ludzkim. My �yjemy w pokojach i korytarzach, oni maj� do dyspozycji ca�� przestrze�. My mamy prawo da� �ycie jednemu dziecku przez ca�e nasze �ycie, oni mno�� si� jak bakterie. My jeste�my samotnymi wyspami; oni - podw�jnymi umys�ami. Jest to zwi�zek, kt�ry trudno nam sobie wyobrazi�. Gdzie� na granicy mi�dzy dwoma niepodobnymi do siebie umys�ami rodzi si� napi�cie. Tryskaj� iskry osza�amiaj�cej tw�rczo�ci. Wszyscy Ringersi s� poetami. Poezja to naturalny produkt ich �ycia. Dla nas, kt�rzy nie mieli�my do�� odwagi, �eby si� po��czy�, czekaj�cych na niecz�ste kontakty z nimi, ich pie�ni nie maj� ceny. Parameter p�yn�a nad z�ot� pustyni�, kt�rej nie zamyka� �aden horyzont. Zwr�ci�a si� w stron� S�o�ca, ma�ego, ale bardzo jasnego dysku tu� nad powierzchni� Saturna. Sama planeta by�a mroczn� dziur� w przestrzeni, obrysowan� ostrym p�ksi�ycem blasku, w kt�rym S�o�ce tkwi�o osadzone jak drogocenny kamie�. Parameter nie widzia�a tego wszystkiego. Odbiera�a S�o�ce jako nacisk wiatru, a Saturna jako zimn� studni�, wci�gaj�c� j� w g��b. Wsch�d S�o�ca by� wyborny. Czu�a jeszcze jego aromat w cienkim jak op�atek fragmencie swojego cia�a, otwieraj�cego si� na jego przyj�cie. By�a s�onecznikiem. *3-Gon�cA LINIA... W s�onecznikowym trybie czas up�ywa� leniwie, ro�linnie. Para-meter poprosi�a Solstice, swojego symba, �eby od��czy�a o�rodki wzrokowe w jej m�zgu, dzi�ki czemu mog�a zakosztowa� prostej przyjemno�ci bycia ro�lin�. Szeroko roz�o�y�a r�ce ku �wiat�u, stopy g��boko zapu�ci�a w �yzn� gleb�. To by� dobry czas. Widziana z zewn�trz, Parameter stanowi�a centrum stumetrowego, przezroczystego parasola o lekko parabolicznym kszta�cie. By�a niby paj�k czyhaj�cy w �rodku zamarzni�tej ba�ki mydlanej, po�y�kowanej jak dno oka. W �y�kach kr��y�y p�yny, niekt�re mlecz-nobia�e, inne ciemnoczerwone, jeszcze inne brunatnopurpurowe. Tu� obok jej p�pka wyrasta�a cienka �ody�ka zako�czona zgrubieniem wielko�ci pi�ci. Znajdowa�o si� ono w ognisku paraboli i otrzymywa�o niewielki procent �wiat�a s�onecznego odbijanego przez s�onecznik. By�o to gor�ce, parne centrum, wok� kt�rego obraca�o si� cia�o Parameter. W zgrubieniu i kapilarach s�onecznika bez przerwy zachodzi�y reakcje chemiczne. Aktywno�� jej m�zgu zosta�a zredukowana niemal do zera, letarg przerywa�y od czasu do czasu jedynie reakcje Solstice, kt�ra nigdy nie zasypia�a ca�kowicie. - Parameter. Nawet wtedy, kiedy by�a zupe�nie przytomna, nie s�ysza�a tego jako g�osu. S�owa formowa�y si� wjej m�zgu jak my�li, ale nie jej w�asne my�li. - (Rozpoznanie; lekka wym�wka, gotowo�� przyj�cia) - No, ju�, obud� si�. - Co si� sta�o? Przebudzi�a si� bez wysi�ku. -Jeste� gotowa, �eby widzie�? - Pewnie. Czemu nie? Solstice, dzia�aj�c jak centrala w tylnej cz�ci m�zgu, zamkn�a obwody, kt�re, pozwala�y cz�ci m�zgu Parameter odpowiadaj�cej za widzenie kontaktowa� si� z jej przodom�zgowiem. Widzia�a. -Jaki pi�kny poranek. - Aha. Bardzo �adny. Poczekaj, a� zobaczysz dzisiejsze gazety. Nie b�dziesz taka szcz�liwa. - Nie mog� poczeka�? Po co psu� taki mi�y nastr�j? - Parameter nie widzia�a powodu, �eby si� �pieszy�. Od stu lat nikt jej nie przynagla�. - Nie ma sprawy. Powiedz mi, jak b�dziesz gotowa. Parameter przekaza�a swojemu symbowi ironiczne podzi�kowanie. (Obraz jej samej przypasuj�cej miecz, sztylet, nak�adaj�cej spi�owy he�m i podnosz�cej zdobion� tarcz�.) Solstice odpowiedzia�a. (Obraz Parameter wspinaj�cej si� po schodach, wpatrzonej w gwiazdy; nie�wiadomej, �e pr�buje stan�� na stopniu, kt�rego nie ma.) Parameter przeci�gn�a si�, wprawiaj�c przejrzysty parasol w powolne falowanie. Zacisn�a w pi�ci wszystkie cztery r�ce - nie mia�a st�p; przed po��czeniem kaza�a je chirurgicznie zast�pi� ogromnymi d�o�mi - potem rozprostowa�a dwadzie�cia palc�w. Jedna z r�k przyci�gn�a jej uwag�. By�a blada, ale zar�owi�a si�, kiedy Parameter zacz�a si� jej przygl�da�. Mia�a karnacj� albinosa; sk�ra pod paznokciami by�a bursztynowa, szybko przechodzi�a w pomara�czowy. Solstice pakowa�a si�, przepompowuj�c p�yny, przygotowywa�a si� do ruchu. Nic, z tego, co widzia�a Parameter, nie by�o rzeczywiste. Jej oczy pokrywa�o p�prze�roczyste cia�o Solstice; od siedmiu lat na jej siatk�wk� nie pad� nawet promie� �wiat�a. Gdyby spojrza�a w s�o�ce w�asnymi oczyma, jak wydawa�o si�, �e robi, kom�rki z pewno�ci� zosta�yby uszkodzone. Obraz, kt�ry odbiera�a, powsta� z przetworzenia impuls�w wysy�anych przez kom�rki czuciowe Solstice do r�nych cz�ci jej m�zgu. Jej samej wydawa�o si�, jakby unosi�a si� zupe�nie naga w przestrzeni, czuj�c bezpo�redni