9192
Szczegóły |
Tytuł |
9192 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9192 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9192 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9192 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
roald dahl
WUJ OSWALD
Prze�o�y� ANDRZEJ GRABOWSKI
Krajowa Agencja Wydawnicza Warszawa 1989
Tytu� orygina�u My Uncle Oswald
Redaktor Anna Brzezi�ska
Projekt ok�adki i ilustracje Krzysztof Tyszkiewicz
Redaktor techniczny Teresa Kowalicka
Korekta
Ma�gorzata Lewandowska
Jadwiga W�jcik
� Copyright by Icarus S A, 1979
� Copyright for the Polish edition by Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1989
� Copyright for the Polish translation by Andrzej Grabowski, Warszawa 1989
RSW �PRASA-KSI��KA-RUCH� KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA WARSZAWA 1989
Wydanie II. Nak�ad 100 000+260 egz.
Obj�to��, ark. wyd. 11.60, ark druk. 10.125
Sk�ad: RSW �Prasa-Ksia�ka-Ruch� Zak�ady Graficzne Pi�a
Druk i oprawa Opolskie Zak�ady Graficzne Opole.
ul Niedzia�kowskiego 8 12 Zam. 105 10 1 89 l�-68
Nr prod. X-I3 335 88
ISBN 83-03-02657-7
Ach, jak ja lubi� si� migdali�!
�Pami�tniki Oswalda�, tom XIV
1.
Ponownie wzbiera we mnie ch�tka, by jeszcze raz uczci� pami�� mojego wuja Oswalda. Mam naturalnie na my�li nieboszczyka Oswalda Hendryksa Corneliusa, znanego jako koneser, bon vivant, kolekcjoner paj�k�w, skorpion�w i lasek, mi�o�nik opery, znawca chi�skiej porcelany, uwodziciel i najwi�kszy rozpustnik wszechczas�w. Wszyscy bez wyj�tku s�ynni pretendenci do tego tytu�u wydaj� si� �miesznie mali i niepozorni, gdy zestawi si� ich osi�gni�cia z wyczynami mojego wuja. Zw�aszcza za� Casanova niebo��. Przy moim wuju wygl�da on na takiego, kt�remu powa�nie szwankuje instrument.
Mija pi�tna�cie lat od chwili, kiedy w 1964 roku po raz pierwszy opublikowa�em kr�tki fragment pami�tnik�w wuja Oswalda. Zada�em sobie pod�wczas trud wybrania czego�, co nie obrazi�oby nikogo, a epizod �w dotyczy�, jak Pa�stwo mo�e pami�taj�, niewinnego, acz frywolnego opisu ob�apianki mojego wuja z pewn� tr�dowat� na pustyni synajskiej.
Oby�o si� bez k�opot�w. Odczeka�em jednak bite dziesi�� lat (do roku 1974), nim podj��em ryzyko opublikowania drugiego fragmentu. I tym razem dobra�em starannie taki ust�p, kt�ry - przynajmniej w oczach mojego wuja - nadawa�by si� niemal do odczytania przez pastora w wiejskiej szk�ce niedzielnej. Fragment ten dotyczy� odkrycia perfum o tak silnym dzia�aniu, �e m�czyzna, kt�ry Je poczu� od kobiety, nie by� w stanie oprze� si� ��dzy i natychmiast j� zaspokaja�.
Opublikowanie tej b�ahostki nie wywo�a�o reperkusji s�dowych. Owszem, odbi�o si� ono wielokrotnym echem, ale gdzie indziej. Zosta�em nagle zasypany setkami list�w, kt�re nie mie�ci�y si� w mojej skrzynce, a w kt�rych czytelniczki domaga�y si� cho� kropli cudownych perfum wuja Oswalda. Z t� sam� pro�b� zwr�cili si� do mnie listownie niezliczeni m�czy�ni, w tym wyj�tkowo niesympatyczny afryka�ski dyktator, angielski lewicuj�cy minister oraz pewien kardyna�. Ksi��� z Arabii Saudyjskiej zaproponowa� mi ogromn� sum� w walucie szwajcarskiej, a kt�rego� popo�udnia zjawi� si� u mnie facet z CIA, w ciemnym garniturze i z walizk� pe�n� studolar�wek. O�wiadczy�, �e perfumy wuja Oswalda z powodzeniem b�d� si� nadawa� do skompromitowania co znaczniejszych rosyjskich dyplomat�w i m��w stanu oraz �e jego prze�o�eni chc� wykupi� przepis na ich wytwarzanie.
Poniewa� niestety nie mia�em ani kropli cudownego p�ynu wuja, kt�r� m�g�bym sprzeda�, sprawa na tym si� sko�czy�a.
Obecnie, w pi�� lat po opublikowaniu opowie�ci o perfumach, postanowi�em uchyli� przed czytelnikami kolejny r�bek tajemnic bujnego �ycia mojego krewniaka. Wybrany przeze mnie fragment pochodzi z tomu XX, spisanego w roku 1938, kiedy wuj Oswald mia� czterdzie�ci trzy lata i by� w kwiecie wieku. Zosta�o w nim wymienionych z nazwiska wiele znanych osobisto�ci, przez co niew�tpliwie bardzo si� nara�am ich rodzinom i przyjacio�om, kt�rzy mogliby poczu� si� dotkni�ci niekt�rymi stwierdzeniami mojego wuja. Pozostaje mi tylko modli� si� o to, �eby zainteresowani okazali dla mnie pob�a�anie i zrozumieli, �e kieruj� mn� wy��cznie czyste pobudki. Jest to bowiem dokument o znacznej warto�ci naukowej i historycznej. By�oby zatem niepowetowan� strat�, gdyby nie ujrza� �wiat�a dziennego.
Oto wi�c zapowiedziany fragment z XX tomu pami�tnik�w Oswalda Hendryksa Corneliusa, przytoczony s�owo w s�owo za jego autorem:
Londyn, lipiec 1938
W�a�nie powr�ci�em z owocnej wizyty w fabryce Lagonda w Staines. W.O. Bentley przyj�� mnie lunchem (�oso� z Usk i butelka Montracheta), podczas kt�rego om�wili�my specjalne wyposa�enie mojego nowego samochodu Lagonda V 12. Obieca� mi komplet tr�bek, kt�re wygrywaj� idealnie czysto mozartowsk� ari� �Son gia mille e Tre�. Niekt�rzy z czytelnik�w mog� to uzna� za nader dziecinny kaprys, dla mnie jednak, ilekro� nacisn� klakson, jest to mi�e i buduj�ce przypomnienie, �e poczciwy Don Juan pozbawi� wianka raptem tysi�c trzy ho�e hiszpa�skie dzieweczki. Poleci�em Bentleyowi, �eby fotele w samochodzie obito delikatn�, drobnoziarnist� krokodyl� sk�r�, a jego wn�trze wy�o�ono cisem. Dlaczego cisem? Ot� dlatego, �e po prostu lubi� kolor i uk�ad s�oj�w angielskiego cisu ponad wszelkie inne drewno.
Nadzwyczajny cz�owiek ten Bentley. W jego osobie wytw�rnia Lagonda zyska�a prawdziwy skarb. Z drugiej strony to smutne, �e tego, kto zaprojektowa� i u�yczy� swojego nazwiska jednemu z najpi�kniejszych samochod�w �wiata, zmuszono do ust�pienia z w�asnej firmy i rzucono w ramiona konkurenta. Oznacza to jednak, �e nowe Lagondy nie maj� sobie r�wnych w �wiecie i na przyk�ad ja nigdy bym sobie nie sprawi� innego auta. Ale m�j nowy w�z nie b�dzie tani. Nigdy bym nie przypuszcza�, �e samoch�d mo�e tyle kosztowa�.
Kto by tam jednak dba� o pieni�dze? Na pewno nie ja, bo zawsze mia�em ich w br�d, swoje pierwsze sto tysi�cy zarobi�em jako siedemnastolatek, a potem jeszcze wi�cej. Po napisaniu tych s��w przypomnia�o mi si�, �e przecie� nie wspomnia�em jeszcze w pami�tnikach, w jaki spos�b sta�em si� bogaty.
Pora chyba, �ebym tym si� zaj��. My�l�, �e w�a�ciwa. Bo chocia� te pami�tniki maj� by� dziejami sztuki uwodzenia i rozkoszy kopulacji, nie by�yby pe�ne, gdybym nie wspomnia� o sztuce robienia pieni�dzy i p�yn�cych st�d przyjemno�ciach.
A wi�c dobrze. Przekona�em si� do tego. Dlatego od razu opowiem, jak zabra�em si� do robienia pieni�dzy. Gdyby jednak niekt�rych z Pa�stwa kusi�o, �eby pomin�� ten fragment pami�tnik�w i od razu przej�� do pikantniejszych opis�w, to zapewniam, �e nast�pne strony b�d� obficie doprawione pieprzem. Inaczej pisa� nie potrafi�.
Je�eli kto� nie dziedziczy wielkich bogactw po przodkach, to mo�e do nich doj�� wy��cznie w czworaki spos�b: dzi�ki matactwom, talentowi, genialnym pomys�om i szcz�ciu. Ja doszed�em do swojej fortuny dzi�ki po��czeniu wszystkich tych czterech element�w. Czytajcie uwa�nie, a pojmiecie, w czym rzecz.
W roku 1912, maj�c zaledwie siedemna�cie lat, uzyska�em stypendium na wydziale nauk przyrodniczych w Trinity College w Cambridge. By�em m�odzie�cem nad wiek rozwini�tym i egzamin na studia zda�em na rok przed terminem. Poniewa� do Cambridge mogli mnie przyj�� dopiero wtedy, gdy uko�cz� osiemna�cie lat, mia�em zatem przed sob� dwana�cie wolnych miesi�cy. Dlatego ojciec m�j postanowi�, �e powinienem wype�ni� ten czas odwiedzeniem Francji dla poznania j�zyka. Liczy�em, �e w tym wspania�ym kraju poznam znacznie wi�cej ni� tylko sam j�zyk. Rozsmakowa�em si� ju�, jak Pa�stwo wiecie, w rui i porubstwie z londy�skimi pannami wchodz�cymi do towarzystwa. Ponadto m�ode Angielki ju� mi si� przejad�y. Uzna�em, �e s� zbyt bezp�ciowe, i pilno mi by�o wyszumie� si� �e ha na obcej niwie. Zw�aszcza francuskiej. Wiedzia�em z dobrze poinformowanych �r�de�, �e pary�anki wiedz� o mi�owaniu par� takich rzeczy, o kt�rych ich angielskim kuzynkom nawet si� nie �ni�o. Figo-fago, jak g�osi�a plotka, by�o w Anglii jeszcze w powijakach.
Wieczorem w przeddzie� planowanego wyjazdu do Francji wyda�em w swoim rodzinnym domu w Cheyney Walk ma�e przyj�cie. Matka z ojcem umy�lnie wyszli o si�dmej na kolacj�, �ebym mia� dom wy��cznie do swojej dyspozycji. Zaprosi�em z tuzin znajomych p�ci obojga, na og� moich r�wie�nik�w, i o dziewi�tej zasiedli�my do sto�u, weso�o gaw�dz�c, popijaj�c wino i jedz�c wyborn� gotowan� baranin� z kluskami. Wtem rozleg� si� dzwonek do drzwi. Poszed�em je otworzy� i na progu zasta�em m�czyzn� w �rednim wieku, z wielkimi w�sami, rumian� cer� i walizk� ze �wi�skiej sk�ry w r�ce. Przedstawi� mi si� jako major Grout i spyta�, czy zasta� ojca. Odpar�em, �e wyszed� na kolacj�.
- Tam, do kata - rzek� na to major. - Zaprosi� mnie, �ebym si� u niego zatrzyma�. Jestem jego starym przyjacielem.
- Ojciec na pewno zapomnia� - powiedzia�em. - Ogromnie mi przykro. Prosz� wej��.
Poniewa� nie wypada�o mi zostawi� majora samego w gabinecie na lekturze �Puncha�, kiedy my bawili�my si� w pokoju obok, spyta�em go, czy ma ochot� dotrzyma� nam towarzystwa. Mia� jak najbardziej. Z wielk� przyjemno�ci�. Tak wi�c znalaz� si� po�r�d nas, z w�sami i czym tam jeszcze, jowialny, rozpromieniony i wprawdzie trzykro� starszy od ka�dego z naszego grona, to jednak �wietnie czuj�cy si� w naszym towarzystwie. W kwadrans zmi�t� porcj� baraniny i opr�ni� butelk� czerwonego wina.
- Wyborne jad�o - pochwali�. - Czy jest jeszcze wino? Otworzy�em mu drug� butelk� i z niejakim podziwem obserwowali�my, jak
zabiera si� do jej osuszenia. Jego policzki z karmazynowych bardzo pr�dko sta�y si� fioletowe, a nos jakby si� rozp�omieni�. Kiedy za�atwia� si� z trzeci� flaszk�, rozwi�za� mu si� j�zyk. Powiedzia�, �e pracuje w angielsko-egipskim Sudanie i przyjecha� do kraju na urlop. Zatrudniony by� w Suda�skiej S�u�bie Irygacyjnej; praca �mudna, w upale. Niemniej fascynuj�ca. Dobry ubaw, rozumiemy si�. Z miejscowym ta�atajstwem nie by�o k�opot�w, je�li tylko mia�o si� pod r�k� ca�y czas bykowiec.
Skupili�my si� wok� niego s�uchaj�c, zaciekawieni tym osobnikiem o purpurowym obliczu, kt�ry przyby� do nas z dalekich kraj�w.
- Sudan to wspania�y kraj - oznajmi�. - Olbrzymi. Odleg�y. Zagadkowy i tajemniczy. Chcecie, �ebym opowiedzia� wam o jednej z najwi�kszych tajemnic Sudanu?
- Bardzo chcemy, panie majorze - odparli�my. - Niech pan opowie.
- Jedn� z jego najwi�kszych tajemnic - rzek�, wlewaj�c sobie do gard�a nast�pny kieliszek wina - tajemnic� znan� tylko garstce takich jak ja weteran�w i tubylcom, jest chrz�szczyk zwany majk� suda�sk� albo - by pos�u�y� si� naukow� nazw� - Cantharis vesicatoria sudanii.
- To znaczy, skarabeusz? - spyta�em.
- Sk�d�e znowu. Majka suda�sk� to skrzydlaty owad, skrzy�owanie muchy z chrz�szczem, maj�cy dwa centymetry d�ugo�ci. �licznie wygl�da, ma b�yszcz�cy, mieni�cy si� z�otozielony pancerz.
- Dlaczego to taka tajemnica? - spytali�my.
- Te ma�e chrz�szcze mo�na znale�� tylko w jednej cz�ci Sudanu - ci�gn�� major. - Jest to obszar o powierzchni oko�o dwudziestu mil kwadratowych, na p�noc od Chartumu, gdzie rosn� drzewa haszabowe. �uki te �ywi� si� w�a�nie li��mi haszabu. Niekt�rzy sp�dzaj� ca�e �ycie na poszukiwaniu tych owad�w. Zw� ich �owcami �uk�w. To bystroocy tubylcy, kt�rzy wiedz� wszystko co nale�y o zwyczajach i miejscach, w kt�rych wyst�puj� te malutkie stwory. Po z�apaniu zabijaj� je, susz� na s�o�cu i rozkruszaj� na drobniutki proszek. Miejscowi bardzo go sobie ceni� i przechowuj� zwykle w ma�ych, kunsztownie rze�bionych szkatu�kach. Szkatu�ka naczelnika plemienia jest ze srebra.
- Ale co oni robi� z tym proszkiem? - spytali�my.
- Mniejsza o to, co z nim robi� oni, rzecz w tym, co on robi z cz�owiekiem. Male�ka szczypta tego proszku to najsilniejszy na �wiecie �rodek podniecaj�cy.
- Mucha hiszpa�ska! - wykrzykn�� kto�. - To mucha hiszpa�ska.
- No, nie ca�kiem, ale jest pan na w�a�ciwym tropie - przyzna� major.
- Zwyk�a mucha hiszpa�ska wyst�puje w Hiszpanii i po�udniowych W�oszech. Ta, o kt�rej m�wi�, to mucha suda�sk� i cho� nale�y do tej samej rodziny, r�ni si� od tamtej jak dzie� od nocy. Reakcja po za�yciu tego male�kiego suda�skiego �uczka jest wyj�tkowo drastyczna, tak �e nawet ma�e jego dawki s� niebezpieczne.
- Ale oni je za�ywaj�?
- M�j Bo�e, tak. Wszyscy tubylcy w Chartumie i na p�noc od tego miasta za�ywaj� �uczka. Biali, ci, kt�rzy o nim wiedz�, wol� trzyma� si� od niego z daleka, bo taki jest niebezpieczny.
- A pan go za�ywa�? - spytano.
Major podni�s� wzrok na pytaj�cego i u�miechn�� si� lekko pod ogromnymi w�sami.
- Za par� chwil dojdziemy do tego - odpar�.
- A jak on dzia�a na cz�owieka? - spyta�a jedna z dziewcz�t.
- M�j Bo�e, czeg� on nie robi! - rzek� major. - Rozp�omienia genitalia. Nie tylko gwa�townie rozpala ��dze, ale i pot�nie podra�nia. Nie tylko wywo�uje nieposkromion� chutliwo��, ale zapewnia te� kolosaln�, d�ugotrwa�� erekcj�. Zechce mi pan ofiarowa� jeszcze jeden kieliszek wina, drogi ch�opcze?
Zerwa�em si�, �eby przynie�� mu jeszcze wina. Moi go�cie nagle zamilkli. Dziewcz�ta wpatrywa�y si� w skupionego i nieruchomo siedz�cego majora oczami b�yszcz�cymi jak gwiazdy, ch�opcy za� wpatrywali si� w dziewcz�ta, chc�c zobaczy�, jak reaguj� na jego niespodziewane niedyskrecje. Nape�ni�em majorowi kieliszek.
- Pa�ski ojciec zawsze mia� przyzwoicie zaopatrzon� piwnic� - rzek� Grout. - A tak�e dobre cygara - doda� i spojrza� na mnie wyczekuj�co.
- Zapali pan cygaro, majorze? - spyta�em.
- Jest pan bardzo uprzejmy - odrzek�.
Poszed�em do sto�owego i przynios�em pude�ko ojcowskich cygar marki Montechristo. Major schowa� jedno do kieszeni na piersiach, a drugie wetkn�� w usta.
- Je�li chcecie - rzek� - to opowiem wam prawdziw� histori� o sobie i suda�skim �uku.
- Prosz� opowiedzie� - zawo�ali�my. - Niech pan m�wi, majorze.
- Spodoba wam si� - zapewni�, wyjmuj�c cygaro z ust i paznokciem kciuka ucinaj�c jego koniuszek. - Kto ma zapa�ki?
Przypali�em mu cygaro. G�ow� spowi�y mu k��by dymu, przez kt�ry jego twarz widzieli�my niewyra�nie; by�a ona ciemnawa i mi�kka jak wielki przejrza�y fioletowy owoc.
- Pewnego wieczoru - zacz�� - siedzia�em na werandzie mojego bungalowu w g��bi kraju, jakie� pi��dziesi�t mil na p�noc od Chartumu. Skwar by� piekielny, a ja mia�em za sob� ci�ki dzie�. Pi�em w�a�nie whisky z wod� sodow� - by�a to moja pierwsza szklaneczka tego wieczoru. Le�a�em rozci�gni�ty na le�aku, z nogami zarzuconymi na ma�� balustradk�, kt�ra okala�a werand�. Czu�em, jak whisky styka si� ze �ciankami mojego �o��dka, a wierzcie mi, �e pod koniec d�ugiego dnia sp�dzonego w niezno�nym klimacie nie ma nic bardziej rozkosznego ni� pierwszy �yk whisky wpadaj�cej do trzewi i przenikaj�cej do krwiobiegu. Po kilku minutach wszed�em do �rodka i nala�em sobie drug� szklaneczk�, po czym wr�ci�em na werand�. Znowu si� po�o�y�em. Wprawdzie koszul� mia�em mokr� od potu, ale by�em zbyt zm�czony, �eby wzi�� prysznic. I wtedy raptem zesztywnia�em. W�a�nie nios�em szklank� z whisky do ust, kiedy r�ka zastyg�a mi, dos�ownie zastyg�a w powietrzu, i tak zosta�a, a ja �ciska�em w d�oni szklank�. Nie mog�em si� poruszy�. Nie mog�em si� odezwa�. Pr�bowa�em przywo�a� na pomoc s�u��cego, ale nie by�em w stanie. St�enie po�miertne! Parali�! Ca�y skamienia�em!
- Przestraszy� si� pan? - spyta� kto�.
- Jasne, �e si� przestraszy�em. By�em piekielnie przera�ony, zw�aszcza tam, na suda�skiej pustyni, sk�d wsz�dzie daleko. Ale ten parali� nie trwa� d�ugo. Minut�, mo�e dwie. Nie potrafi� powiedzie�. Kiedy przyszed�em do siebie, je�eli tak to mo�na nazwa�, przede wszystkim natychmiast poczu�em pieczenie w okolicy krocza. Oho, powiedzia�em sobie, a tym razem co, u licha?! Ale by�o jasne, co si� ze mn� dzieje. Ruch wewn�trz moich spodni sta� si� zaiste gwa�towny i po kilku sekundach m�j cz�onek zesztywnia� i wyprostowa� jak grotmaszt szkunera sztakslowego.
- Jaki pa�ski cz�onek? - spyta�a panienka imieniem Gwendolina.
- S�dz�, kochanie, �e pojmie to pani w dalszym ci�gu opowie�ci - odrzek� major.
- Niech pan m�wi, majorze - zach�cili�my go. - Co by�o potem?
- Potem zacz�� mi pulsowa�.
- Co zacz�o pulsowa�? - spyta�a zn�w Gwendolina.
- M�j cz�onek - odpar� major. - Od jego nasady do czubka czu�em ka�de uderzenie serca. Pulsowa� i dr�a� przera�liwie i by� nad�ty jak balon. Znacie pa�stwo te d�ugie balony z przyj�� dla dziatwy? W�a�nie z takim balonem go sobie kojarzy�em, a z ka�dym uderzeniem serca mia�em uczucie, jakby dopompowywano mu powietrza i mia� zaraz p�kn��.
Major popi� wina. Przyjrza� si� popio�owi na cygarze. Siedzieli�my bez s�owa, czekaj�c.
- Oczywi�cie stara�em si� rozwik�a� zagadk�, co te� mi si� w�a�ciwie przydarzy�o - m�wi� dalej. - Spojrza�em na szklank�. Sta�a tam, gdzie j� zawsze odstawia�em, na pomalowanej na bia�o, niskiej balustradzie otaczaj�cej werand�. Potem podnios�em wzrok na skraj dachu bungalowu i nagle ciach! Wszystko zrozumia�em! Poj��em, co zasz�o.
- Co? - zapytali�my ch�rem.
- Du�y suda�ski chrz�szcz, kt�ry wyszed� na wieczorny spacer po dachu, zapu�ci� si� zbyt blisko jego skraju i spad�.
- Prosto do pa�skiej szklanki z whisky! - wykrzykn�li�my.
- W�a�nie - potwierdzi� major. - A ja, szale�czo spragniony z powodu upa�u, wypi�em j�, nie patrz�c.
Panienka imieniem Gwendolina wpatrywa�a si� w majora oczyma wielkimi ze zdumienia.
- S�owo daj�. nie rozumiem, o co ten ca�y ha�as-powiedzia�a. - Przecie� jeden male�ki �uczek nie mo�e zaszkodzi�.
- Drogie dziecko - rzeki major - proszek otrzymany po wysuszeniu i rozdrobnieniu majki suda�skiej nazywa si� kantarydyna. To nazwa farmaceutyczna. Jego suda�ska odmiana zwie si� cantharidin sudanii. A cantharidin sudanii jest absolutnie �miertelna. Najwy�sza bezpieczna dawka dla cz�owieka, je�eli w og�le taka istnieje, to minim. Minim za� to jedna sze��dziesi�ta uncji. Przyj�wszy, �e po�kn��em ca�ego, doros�ego �uka, oznacza�o to, �e za�y�em dawk� B�g wie ile razy silniejsz� od maksymalnej.
- Bo�e - wyszeptali�my. - Bo�e �wi�ty.
- Tymczasem pulsowanie tak si� wzmog�o, �e a� si� ca�y trz�s�em.
- To znaczy, �e bola�a pana g�owa? - spyta�a Gwendolina.
- Nie - odpar� major.
- I co dalej? - spytali�my.
- M�j cz�onek zamieni� si� w roz�arzony do bia�o�ci, �elazny pr�t, wypalaj�cy mi dziur� w ciele. Zerwa�em si� z le�aka, pop�dzi�em do samochodu i na �eb na szyj� pojecha�em do najbli�szego szpitala, kt�ry by� w Chartumie. Dotar�em tam dok�adnie w czterdzie�ci minut. Przel�k�em si� nie na �arty.
- Zaraz, chwileczk� - przerwa�o mu stworzenie imieniem Gwendolina.
- Nadal nie ca�kiem pana rozumiem. W�a�ciwie co pana tak przestraszy�o? Okropne dziewczynisko. W og�le nie powinienem by� jej zaprasza�. Major, co mu si� bardzo chwali, tym razem ca�kiem zignorowa� jej pytanie.
- Wpad�em do szpitala - ci�gn�� - i odszuka�em dy�urny gabinet zabiegowy, gdzie angielski lekarz zszywa� komu� ran� od no�a. �Patrz pan!�, zawo�a�em, wyjmuj�c go i wymachuj�c mu nim przed oczami.
- Czym pan wymachiwa�, na mi�o�� bosk�?! - przerwa�a mu straszliwa Gwendolina.
- B�d� cicho, Gwendolino - ostrzeg�em j�.
- Dzi�kuj� panu - rzek� major. - Lekarz przerwa� zszywanie i przyjrza� si� temu, co lekko zatrwo�ony wyci�gn��em w jego stron�. Pr�dko opowiedzia�em mu, co si� sta�o. Spochmurnia�. Oznajmi�, �e na suda�skiego �uka nie ma antidotum. �e jestem w �miertelnym niebezpiecze�stwie. Ale uczyni wszystko, co w jego mocy. Zrobili mi p�ukanie �o��dka, wpakowali do ��ka i ze wszystkich stron ob�o�yli lodem m�j biedny, pulsuj�cy cz�onek.
- Kto ob�o�y�? - spyta� kto�. - Co za jedni?
- Piel�gniarka. M�oda szkocka piel�gniarka z ciemnymi w�osami - wyja�ni� major. - Przynios�a ten l�d w gumowych torebeczkach, ob�o�y�a mi go nimi naoko�o i obwi�za�a banda�em.
- Nie odmrozi� go sobie pan?
- Jak�e mo�na odmrozi� co�, co faktycznie rozgrzane jest do czerwono�ci?
- odpar� major.
- I co dalej?
- Zmieniali mi ten l�d co trzy godziny, dzie� i noc.
- Kto, ta szkocka piel�gniarka?
- Bo�e �wi�ty!
- Ozi�biali go przez dwa tygodnie.
- Dwa tygodnie! - zawo�a�em. - I nic si� panu nie sta�o? Nic panu me jest?
Major u�miechn�� si� i popi� wina.
- G��boko wzrusza mnie pa�ska troska - odpar�. - Jest pan m�odzie�cem, kt�ry dobrze wie, co jest w �yciu najwa�niejsze. Daleko pan zajdzie.
- Dzi�kuj�, panie majorze - powiedzia�em. - Ale jak to si� sko�czy�o?
- Na p� roku wypad�em z obiegu - odrzek� major, lekko si� u�miechaj�c - ale w Sudanie to niewielka bieda. Je�eli pan jednak ciekaw, to w tej chwili nic mi nie jest. Cudownie ozdrowia�em.
Taka oto by�a historia majora Grouta, kt�r� opowiedzia� nam na ma�ym przyj�ciu, jakie wyda�em w przeddzie� wyjazdu do Francji. Da�a mi ona do my�lenia. O tak, da�a mi bardzo wiele do my�lenia. W�a�ciwie tamtej nocy, kiedy le�a�em w ��ku, a ca�y m�j baga� sta� spakowany na pod�odze, w g�owie zacz�� mi raptownie dojrzewa� przera�aj�co �mia�y plan. M�wi� ��mia�y�, poniewa�, dalib�g, by� on diablo �mia�y, je�li zwa�y�, �e mia�em pod�wczas siedemna�cie lat. Patrz�c na to z dzisiejszej perspektywy, chyl� przed sob� czo�o za to, �e w og�le rozwa�a�em takie przedsi�wzi�cie. Tak czy owak, nazajutrz rano ju� wiedzia�em, co zrobi�.
2.
Po�egna�em si� z rodzicami na peronie dworca Victoria i wsiad�em do poci�gu jad�cego, via prom, do Pary�a. Przyjecha�em tam po po�udniu i stawi�em si� w domu, w kt�rym ojciec za�atwi� mi wikt i opierunek. Sta� on przy Avenue Marceau, a mieszkaj�ca w nim rodzina Boisvainow wynajmowa�a pokoje go�ciom. Pan Boisvain, pono� urz�dnik pa�stwowy, by� r�wnie nieciekawy jak reszta familii. Jego ma��onka, blada kobieta z kr�tkimi palcami i obwis�ym zadkiem, by�a ulepiona, nie przymierzaj�c, z tej samej gliny co m��, z czego wywnioskowa�em, �e �adne nie sprawi mi k�opotu. Boisvainowie mieli dwie c�rki: pi�tnastoletni� Jeanette i dziewi�tnastoletni� Nicole. Mademoiselle Nicole by�a do pewnego stopnia wybrykiem natury, bo gdy reszta rodziny by�a po francusku drobna i foremnie zbudowana, ta dziewczyna mia�a proporcje Amazonki. Przywodzi�a mi na my�l �e�skiego gladiatora. Na bosaka mierzy�a chyba metr dziewi��dziesi�t, niemniej by� z niej pi�knie zbudowany m�ody gladiator, z drugimi kszta�tnymi nogami i par� ciemnych oczu, skrywaj�cych,� zda si�, liczne tajemnice. Po raz pierwszy od chwili rozpocz�cia pokwitania trafi�em na kobiet� nie tylko strasznie wysok�, ale i powabn�, a to, co w niej dostrzeg�em, zrobi�o na mnie wra�enie. Od tamtego czasu w ci�gu minionych lat naturalnie wiele razy kosztowa�em wysokich dziewoi i musz� przyzna�, �e w sumie ceni� je sobie wy�ej ni� ich drobniejsze siostry. Przede wszystkim w cia�ach wysokich kobiet jest wi�cej mocy i energii, a poza tym ma si� znacznie wi�cej do ob�apiania.
Innymi s�owy, naprawd� lubi� wysokie kobiety. Bo czemu mia�bym ich nie lubi�? Nic w tym dziwnego. Natomiast za niezwyk�y i zadziwiaj�cy uwa�am fakt, �e na og� kobiety, a dotyczy to wszystkich kobiet �wiata, maj� kompletnego fio�a na punkcie niepozornych m�czyzn. Wyja�ni� od razu, �e �niepozornymi m�czyznami� nie nazywam zwyk�ych niskich osobnik�w, jak d�okeje albo kominiarze. My�l� o prawdziwych kar�ach, tych malutkich, krzywonogich jegomo�ciach, kt�rzy biegaj� w pantalonach po arenach cyrkowych. Wierzcie mi lub nie, ale ka�dy z tych konus�w potrafi, je�li si� postara, rozp�omieni� najozi�blejsz� z kobiet. Protestujcie sobie do woli, Drogie Czytelniczki. Oskar�cie mnie, �em wariat, �e si� myl�, �em �le poinformowany. Ale zanim to zrobicie, radz� wam pogada� z kobiet� faktycznie podbit� przez kt�rego� z tych nizio�k�w. Potwierdzi moje wnioski. Powie wam: tak, tak, tak, to prawda, niestety, to prawda. Przyzna, �e s� odra�aj�cy, ale nie spos�b im si� oprze�. Pewien nadzwyczaj brzydki cyrkowy karze� w �rednim wieku, maj�cy najwy�ej metr pi�� wzrostu, zwierzy� mi si� kiedy�, �e poderwie ka�d� kobiet� w ka�dym miejscu i o ka�dej porze. Bardzo mnie to zadziwia.
Ale powr��my do mademoiselle Nicole, panny o wymiarach Amazonki. Natychmiast wpad�a mi w oko i kiedy podali�my sobie r�ce, nieco silniej u�cisn��em kostki jej d�oni, obserwuj�c jej min�. Rozwar�a usta i ujrza�em, jak spomi�dzy z�b�w wysuwa nagle koniuszek j�zyka. Doskonale, m�oda damo, powiedzia�em sobie. W Pary�u ty b�dziesz moj� pierwsz� zdobycz�.
Je�eli powy�sze s�owa brzmi� zdaniem Pa�stwa zbyt zuchwale w ustach siedemnastoletniego wyrostka, to trzeba Wam wiedzie�, �e cho� by�em tak m�ody, to fortuna obdarzy�a mnie nie sam� tylko urod�. Przegl�daj�c dzi� stare rodzinne fotografie z tamtych czas�w widz�, �e by�em uderzaj�co pi�knym m�odzie�cem. To fakt niezbity i g�upio by�oby udawa�, �e jest inaczej. Niew�tpliwie u�atwia�o mi to �ycie w Londynie i z r�k� na sercu o�wiadczam, �e �adna mi jeszcze nie odm�wi�a. Oczywi�cie na podlotki polowa�em dopiero od niedawna i najwy�ej kilkadziesi�t wzi��em do tej pory na muszk�.
�eby przeprowadzi� plan, kt�ry podsun�� mi poczciwy major Grout, prosto z mostu oznajmi�em madame Boisvain, �e nazajutrz rano od razu wyje�d�am na prowincj� do przyjaci�. Nadal stali�my w przedpokoju i w�a�nie sko�czyli�my wymienia� u�ciski d�oni.
- Ale� monsieur Oswald, dopiero co pan przyjecha�! - wykrzykn�a moja gospodyni.
- O ile wiem, to m�j ojciec zap�aci� pani z g�ry za p� roku - odpar�em. - Je�eli mnie tu nie b�dzie, zaoszcz�dzi pani na jedzeniu.
Podobna arytmetyka zmi�kczy�aby serce ka�dej francuskiej gospodyni, tak wi�c madame Boisvain wi�cej si� nie sprzeciwia�a. O si�dmej wieczorem zasiedli�my do kolacji. By�y to flaczki z cebul�. Uwa�am je za drugie pod wzgl�dem obrzydliwo�ci danie na �wiecie. Najbardziej obrzydliw� potraw� jest co�, czym zajadaj� si� skopiarze na owczych fermach w Australii.
Skopiarze ci - nie zaszkodzi o tym opowiedzie�, aby�cie mogli Pa�stwo unikn�� tej �frajdy�, je�eli kiedy� tam traficie - a wi�c skopiarze ci, czyli
pastuchy owiec, nieodmiennie kastruj� swoje baranki w taki oto barbarzy�ski spos�b: dw�ch z nich trzyma stworzenie g�ow� w d� za przednie i tylne nogi, trzeci za� rozcina mu moszn� i wyciska z niej na wierzch j�dra, po czym pochyla si�, bierze je do ust, zaciska na nich z�by i szarpni�ciem wyrywa je nieszcz�snemu zwierz�ciu, a nast�pnie wypluwa ten przyprawiaj�cy o md�o�ci k�s do miski. Prosz� mi nie m�wi�, �e to niemo�liwe, bo to fakt. Ogl�da�em te praktyki przez ca�y zesz�y rok na w�asne oczy, przebywaj�c na fermie opodal Cowra w Nowej Po�udniowej Walii. Ci idioci bez ustanku przechwalali si� przede mn�, �e trzech fachowych skopiarzy potrafi wykastrowa� sze��dziesi�t baran�w w sze��dziesi�t minut i robi� to przez ca�y dzie�. Powiedzieli, �e wprawdzie bol� ich po tym troch� szcz�ki, ale �e to si� bardzo op�aca, bowiem nagroda jest wspania�a.
- Jaka nagroda? - spyta�em.
- Oho, tylko pan zaczekaj! - odpowiedzieli.
Wieczorem za� zmusili mnie, �ebym sta� i przygl�da� si�, jak nad ogniskiem sma�� swoje trofea w baranim t�uszczu na patelni. To kulinarne cudo jest, przysi�gam Wam, najbardziej odra�aj�c�, najtwardsz�, mdl�c� i najg�stsz� potraw�, jak� mo�na sobie wyobrazi�. Flaczki stoj� u mnie na drugim miejscu.
Wci�� odbiegam od tematu. Musz� ci�gn�� opowie��. A wi�c nadal znajdujemy si� w pieleszach Boisvainow, a na kolacj� s� flaczki... Pan Boisvain zacz�� rozp�ywa� si� nad tym �wi�stwem, g�o�no siorbi�c, mlaskaj�c i wykrzykuj�c po ka�dej �y�ce: Delicieux! Ravissant! Formidable! Merveilleux! A kiedy sko�czy� - czy� nigdy do�� makabry? - spokojnie wyj�� z ust pe�en garnitur sztucznych z�b�w i zanurzy� je w miseczce do mycia palc�w.
O p�nocy, kiedy pa�stwo Boisvainowie mocno spali, wykrad�em si� na korytarz i wszed�em do sypialni mademoiselle Nicole. Le�a�a otulona w ogromnym ��ku, a na stoliku obok niej p�on�a �wieca. Przyj�a mnie, o dziwo, sztywnym francuskim u�ciskiem d�oni, ale zapewniam Was, �e w tym, co nast�pi�o potem, nie by�o nic sztywnego. Nie mam zamiaru rozwodzi� si� nad tym incydentem. Nie ma on nic wsp�lnego z g��wnym nurtem mojej opowie�ci. Wiedzcie jednak, �e wszystkie plotki, jakie s�ysza�em o paryskich dziewcz�tach, w ci�gu paru godzin sp�dzonych z pann� Nicole znalaz�y pe�ne potwierdzenie. W por�wnaniu z ni� londy�skie panny z towarzystwa by�y nieruchawe jak k�ody. Rzuci�a si� na mnie niczym mangusta na kobr�. Nagle wyros�o jej dziesi�� par r�k i p� tuzina ust. W dodatku przemieni�a si� w kobiet�-gum� i w wirze cz�onk�w nie raz miga�y mi w przelocie kostki jej n�g, kt�rymi oplata�a sobie kark. Ta dziewczyna przepu�ci�a mnie przez wy�ymaczk�. Nadu�ywa�a mnie ponad moj� wytrzyma�o��. B�d�c taki m�ody, doprawdy nie by�em przygotowany na podobnie surowy egzamin i po mniej wi�cej godzinie nieustannego ruchu zacz��em majaczy�. Pami�tam, i� wydawa�o mi si�, �e moje cia�o to d�ugi, dobrze naoliwiony t�ok, �lizgaj�cy si� g�adko tam i z powrotem wewn�trz cylindra o �cianach z najg�adszej stali. B�g jeden wie, jak d�ugo to trwa�o, ale kiedy si� sko�czy�o, nagle ockn��em si� na d�wi�k niskiego, spokojnego g�osu, kt�ry m�wi�:
- Doskonale, monsieur, jak na pierwsz� lekcj�, wystarczy. S�dz� jednak, �e du�o wody up�ynie, nim opu�ci pan przedszkole.
Zmaltretowany i srogo do�wiadczony, powlok�em si� do swojego pokoju i zasn��em.
Nazajutrz, realizuj�c sw�j plan, po�egna�em si� z Boisvainami i wsiad�em do poci�gu do Marsylii. Mia�em przy sobie pieni�dze na p�roczne wydatki, dwie�cie funt�w we francuskich frankach, w kt�re zaopatrzy� mnie ojciec przed moim wyjazdem z Londynu. W roku 1912 by�o to du�o pieni�dzy.
W Marsylii wykupi�em bilet do Aleksandrii na francuski dziewi�ciotonowy parowiec �L�Imperatrice Josephine�, mi�y stateczek pasa�erski kursuj�cy regularnie pomi�dzy Marsyli�, Neapolem, Palermo i Aleksandri�.
Podr� przebieg�a mi bez wydarze�, z tym �e pierwszego dnia spotka�em jeszcze jedn� wysok� kobiet�. Tym razem by�a to smag�osk�ra turecka dama, tak obwieszona rozmait� bi�uteri�, �e przy chodzeniu dzwoni�a. Zrazu pomy�la�em sobie, �e siedz�c na wierzcho�ku czere�ni, cudownie odstrasza�aby ptaki, ale zaraz potem, bardzo szybko po pierwszej, nasz�a mnie my�l, �e ma nadzwyczajn� figur�. Piersi i ich okolice falowa�y jej tak wspaniale, �e patrz�c na ni� przez pok�ad czu�em si� jak podr�nik w Tybecie ogl�daj�cy po raz pierwszy w �yciu szczyty Himalaj�w. Turczynka odwzajemni�a moje spojrzenie, wynio�le zadzieraj�c brod� i tocz�c wzrokiem po mnie ca�ym od st�p do g��w i z powrotem. Po minucie spokojnie przesz�a przez pok�ad i zaprosi�a mnie do swojej kabiny na kieliszek absyntu. Nie s�ysza�em o takim trunku, ale poszed�em z ochot�, z ochot� pozosta�em i opu�ci�em jej kajut� dopiero po trzech dniach, kiedy zawin�li�my do Neapolu.
Mog�em sobie by� w przedszkolu, jak chcia�a Nicole, ona sama za� w jakiej� sz�stej klasie, lecz w takim razie wysoka Turczynka by�a profesork� uniwersytetu.
Schadzk� t� utrudnia� mi dodatkowo fakt, i� przez ca�� drog� z Marsylii do Neapolu nasz parowiec zmaga� si� z okropnym sztormem. Hu�ta� si� i ko�ysa� zatrwa�aj�co, i niejeden raz my�la�em, �e si� wywr�ci. Kiedy wreszcie, szcz�liwi, rzucili�my kotwic� w Zatoce Neapolita�skiej, wyszed�em z jej kabiny ze s�owami:
- O m�j Bo�e, ciesz� si�, �e nam si� uda�o. Prze�yli�my nielichy sztorm.
- Drogi ch�opcze - odrzek�a mi na to Turczynka, wieszaj�c na szyi kolejne grono b�yskotek - morze by�o ca�y czas r�wne jak st�.
- Ale� sk�d, madame - zaprzeczy�em. - By� straszliwy sztorm.
- To nie by� sztorm - odpar�a Turczynka. - To ja.
Szybko si� uczy�em. Nauczy�em si� przede wszystkim, a potwierdzi�o si� to od tamtej pory wiele razy, �e wpa�� w ramiona Turczynki, to jak przebiec pi��dziesi�t mil bez �niadania. Trzeba mie� zdrowie.
Reszt� podr�y sp�dzi�em odzyskuj�c si�y, a kiedy cztery dni p�niej zawin�li�my do Aleksandrii, zn�w by�em pe�en animuszu. W Aleksandrii z�apa�em poci�g do Kairu. Tam przesiad�em si� na inny poci�g i pojecha�em do Chartumu.
W Sudanie by�o naprawd� gor�co. Wprawdzie nie by�em ubrany odpowiednio do tropik�w, lecz nie chcia�em marnowa� pieni�dzy na ubranie, kt�re b�d� nosi� dzie� czy dwa. W Chartumie wynaj��em pok�j w du�ym hotelu, w kt�rego foyer roi�o si� od Anglik�w w szortach koloru khaki i he�mach tropikalnych. Wszyscy nosili w�sy, policzki mieli rumiane jak major Grout, a w d�oniach dzier�yli szklanki z trunkami. Przy wej�ciu przechadza� si� Suda�czyk, chyba hotelowy portier. By� okaza�ym, przystojnym m�czyzn� w bia�ej szacie i czerwonym fezie. Podszed�em do niego.
- Ciekaw jestem, dobry cz�owieku, czy mi pomo�esz - powiedzia�em, wyjmuj�c troch� francuskich banknot�w i odliczaj�c je od niechcenia.
Spojrza� na mnie i u�miechn�� si�.
- Chodzi o suda�skie �uki - doda�em. - S�ysza�e� o nich?
Klamka zapad�a. Nadszed� le moment critique. Przyjecha�em do Chartumu a� z Pary�a, �eby zada� to jedno pytanie, dlatego przygl�da�em si� niecierpliwie minie Suda�czyka. Bardzo mo�liwe, �e historia majora Grouta by�a zwyk�ym �artem opowiedzianym gwoli rozrywki.
Suda�ski portier u�miechn�� si� jeszcze szerzej.
- Wszyscy wiedz� o suda�skim �uku, sahib - odpar�. - Czego pan chce?
- Chc� si� dowiedzie�, gdzie mog� pojecha�, �eby z�apa� ich tysi�c. Przesta� si� u�miecha� i wpatrywa� we mnie, jakbym postrada� rozum.
- Chodzi panu o �ywe �uki?! - wykrzykn��. - Chce pan z�apa� sam jeden tysi�c �ywych suda�skich �uk�w?
- W�a�nie.
- A na co panu �ywe �uki, sahib? Z �ywych �uk�w nie b�dzie pan mia� �adnej pociechy.
O m�j Bo�e, pomy�la�em. A wi�c major zakpi� sobie z nas. Portier przysun�� si� do mnie bli�ej i po�o�y� mi na r�ce swoj� prawie kruczoczarn� d�o�.
- Pan chce sobie dziubu-dziub, no nie? Pan chce �rodek, co pomaga na dziubdzianie?
- Z grubsza tak - przyzna�em. - Mniej wi�cej.
- W takim razie nie musi pan si� martwi� o �ywe �uki, sahib. Panu potrzeba �uk�w w proszku!
- My�la�em, �e zabior� je do kraju i b�d� hodowa� - odrzek�em. - �eby mie� sta�e zaopatrzenie.
- W Anglii? - spyta�.
- W Anglii albo Francji. Gdzie� tam.
- Nic z tego - rzek�, potrz�saj�c g�ow�. - Ten �uczek �yje tylko tu, w Sudanie. Wymaga bardzo gor�cego s�o�ca. W pa�skim kraju wszystkie �uki zdechn�. Czemu nie kupi pan proszku?
Zrozumia�em, �e musz� nieco skorygowa� swoje plany.
- Ile kosztuje ten proszek? - zapyta�em.
- A ile pan go chce?
- Du�o.
- Z tym proszkiem trzeba bardzo, bardzo uwa�a�, sahib. Bierze si� go tylko ma�� szczypt�, bo inaczej s� bardzo du�e k�opoty!
- Wiem o tym.
- My, Suda�czycy, odmierzamy porcj� sypi�c ten proszek na g��wk� szpilki, za� to, co na niej zostaje, jest w�a�nie akuratn� pojedyncz� dawk�. Nie jest to wiele. Tak wi�c lepiej niech pan uwa�a, m�ody sahibie.
- O tym wszystkim wiem - odpar�em. - Powiedz mi tylko, jak zdoby� du�o tego proszku.
- Du�o, to znaczy ile?
- No, powiedzmy, dziesi�� funt�w.
- Dziesi�� funt�w! - wykrzykn��. - Taka ilo�� wystarczy�aby wszystkim Afryka�czykom do kupy!
- Wobec tego pi�� funt�w.
- A co, u licha, zrobi pan z pi�cioma funtami proszku z suda�skich �uk�w, sahibie? Kilka uncji wystarczy na ca�e �ycie nawet tak du�emu, silnemu m�czy�nie jak ja!
- Niewa�ne, co z nim zrobi� - odpar�em. - Ile to b�dzie kosztowa�? Przechyli� g�ow� i starannie rozwa�y� moje pytanie.
- Kupujemy go w malutkich porcjach - rzek�. - Po �wier� uncji ka�da. To bardzo drogi �rodek.
- Chc� pi�� funt�w - powt�rzy�em. - Netto.
- Mieszka pan tu, w hotelu? - spyta�.
- Tak.
- A wi�c spotkamy si� jutro i dam panu odpowied�. Musz� obej�� ludzi i si� rozpyta�.
Na tym na razie stan�o.
Nazajutrz czarny portier by� jak zwykle na swoim miejscu, u wej�cia do hotelu.
- Co s�ycha� z proszkiem? - spyta�em.
- Za�atwiam - odrzek�. - Mam miejsce, gdzie zdob�d� dla pana pi�� funt�w proszku.
- Ile b�dzie kosztowa�? - spyta�em.
- Ma pan angielskie pieni�dze?
- Mog� za�atwi�.
- B�dzie to pana kosztowa� tysi�c angielskich funt�w, sahibie. Bardzo tanio.
- Wobec tego nie ma o czym m�wi� - odpar�em, odwracaj�c si�.
- Pi��set - zaproponowa�.
- Pi��dziesi�t - powiedzia�em. - Zap�ac� ci pi��dziesi�t funt�w.
- Sto.
- Nie. Pi��dziesi�t. Na wi�cej mnie nie sta�. Wzruszy� ramionami i uni�s� w g�r� rozwarte d�onie.
- Pan za�atwi te pieni�dze, ja za�atwi� proszek - powiedzia�. - Dzi� wieczorem o sz�stej.
- Sk�d b�d� wiedzia�, �e nie dajesz mi trocin lub czego� takiego?
- Sahibie! - zawo�a� oburzony. - Nigdy nikogo nie oszuka�em.
- Nie jestem taki pewien.
- W takim razie pan sam wypr�buje proszek i przed zap�aceniem za�yje porcyjk�. Co pan na to?
- Dobry pomys� - odpar�em. - Do zobaczenia o sz�stej.
Jeden z londy�skich bank�w mia� w Chartumie zamorsk� fili�. Poszed�em tam i wymieni�em cz�� swoich frank�w na funty. O sz�stej po po�udniu odszuka�em portiera. Sta� teraz w hotelowym foyer.
- Masz go? - spyta�em.
Wskaza� na du��, owini�t� br�zowym papierem paczk�, stoj�c� na pod�odze za filarami.
- Chce pan najprz�d spr�bowa�, sahibie? - spyta�. - B�dzie pan bardzo zadowolony, bo to bezwzgl�dnie najlepszy proszek w Sudanie. Jedna porcyjka wielko�ci g��wki od szpilki wystarczy, �eby dziubdzia� pan ca�� noc i p� nast�pnego dnia.
W�tpi�em, czy zaproponowa�by mi t� pr�b�, gdyby proszek nie by� jak nale�y, tak wi�c zap�aci�em mu i wzi��em paczk�.
W godzin� potem jecha�em nocnym poci�giem do Kairu. Po dziesi�ciu dniach wr�ci�em do Pary�a i zapuka�em do drzwi domu madame Boisvain przy Avenue Marceau. Schodz�c na l�d ze statku nie mia�em najmniejszych k�opot�w z francuskimi celnikami. W owych czasach szukali oni no�y i pistolet�w, ale nic ponadto.
3.
Oznajmi�em madame Boisvain, �e na jaki� czas zatrzymam si� u niej, lecz mam jedno ��danie. Studiuj� nauki przyrodnicze, powiedzia�em. Odpar�a, �e wie o tym. Moim �yczeniem, ci�gn��em, jest nauczy� si� w czasie pobytu we Francji nie tylko francuskiego, ale r�wnie� kontynuowa� moje badania naukowe. Dlatego te� b�d� przeprowadza� w swoim pokoju pewne eksperymenty, wymagaj�ce korzystania z przyrz�d�w i chemikali�w, kt�re dla laik�w mog� by� niebezpieczne b�d� truj�ce. Dlatego te� �ycz� sobie mie� klucz do swojego pokoju, a tak�e tego, �eby nikt tam nie wchodzi�.
- Pan nas wszystkich wysadzi w powietrze! - zawo�a�a, przyciskaj�c d�onie do policzk�w.
- Prosz� si� nie obawia�, madame - uspokoi�em j�.- To s� zwyk�e �rodki ostro�no�ci. Tej zasady nauczyli mnie moi profesorowie.
- A kto b�dzie sprz�ta� pana pok�j i s�a� ��ko?
- Ja sam - odpar�em. - Zaoszcz�dzi to pani fatygi.
Po wcale s�usznej porcji gdera� i wyrzeka� w ko�cu jednak ust�pi�a. Na kolacj� u Boisvainow by�y tego wieczoru �wi�skie n�ki w bia�ym sosie
- jeszcze jedno odra�aj�ce danie. Monsieur Boisvain poch�ania� je przy akompaniamencie tradycyjnego siorbania, cmokania i okrzyk�w zachwytu, a kiedy wreszcie sko�czy�, ca�� twarz usmarowan� mia� lepkim bia�ym sosem. Przeprosi�em i wsta�em od sto�u w chwili, gdy zabiera� si� do przeniesienia sztucznych z�b�w z ust do miseczki do mycia palc�w. Wszed�em na g�r� do mojego pokoju i zamkn��em drzwi.,
Dopiero teraz otworzy�em owini�t� br�zowym papierem paczk�. Proszek zapakowano, dzi�ki Bogu, w dwa du�e blaszane pude�ka po herbatnikach. Otworzy�em jedno z nich. Proszek by� bladoszary i prawie taki mia�ki jak m�ka. Oto le�y przede mn�, powiedzia�em sobie, bodaj najwi�kszy garniec z�ota, jaki mo�e znale�� cz�owiek. Powiedzia�em �bodaj�, bo jeszcze nie mia�em na to dowod�w. Jedynie s�owo majora, �e proszek dzia�a, i s�owo hotelowego portiera, �e towar jest autentyczny.
Po�o�y�em si� na ��ku i do p�nocy czyta�em ksi��k�. Potem rozebra�em si� i w�o�y�em pi�am�. Wzi��em szpilk�, ustawi�em j� sztorcem nad otwartym pude�kiem i posypa�em jej g��wk� szczypt� proszku. Przylgn�o do niej niewiele py�k�w szarej substancji. Bardzo ostro�nie podnios�em j� do ust i zliza�em. Proszek by� bez smaku. Odnotowa�em w pami�ci godzin� na zegarku i usiad�em na brzegu ��ka, czekaj�c na skutek.
Czeka�em nied�ugo. Dok�adnie po dziewi�ciu minutach ca�y zesztywnia�em. Zacz��em ci�ko dysze� i be�kota�. Zamar�em w miejscu, gdzie siedzia�em, tak jak major Grout ze szklank� whisky w r�ku - zamar� na swojej werandzie. Poniewa� jednak za�y�em znacznie s�absz� dawk� ni� on, m�j parali� trwa� tylko kilka sekund. Wtedy za� poczu�em, jak trafnie to wyrazi� major, pieczenie w okolicach krocza. Po niespe�na minucie m�j cz�onek-jak zn�w trafnie, lepiej ni� mog� to zrobi� ja, wyrazi� si� major - zesztywnia� i wyprostowa� si� niczym grotmaszt szkunera sztakslowego.
Przyst�pi�em do ostatecznej pr�by. Wsta�em i podszed�em do drzwi. Otworzy�em je cicho i przekrad�em si� korytarzem. Wszed�em do sypialni mademoiselle Nicole, kt�ra, jak by�o do przewidzenia, le�a�a przykryta w ��ku, zapaliwszy ju� �wiec�, i oczekiwa�a mnie.
- Bonsoir, monsieur - szepn�a, znowu witaj�c mnie sztywnym u�ciskiem d�oni. - Przyszed� pan wzi�� drug� lekcj�?
Nic nie odpowiedzia�em. U�o�y�em si� ju� bowiem przy niej i zacz��em zanurza� w kolejn� ze swoich dziwnych fantazji, kt�re mnie poch�aniaj�, ilekro� zbli�� si� do kobiety. Tym razem cofn��em si� do �redniowiecza, kiedy w Anglii panowa� Ryszard Lwie Serce. By�em krajowym mistrzem rycerskich turniej�w, zacnym ksi�ciem, kt�ry w�a�nie po raz kolejny sposobi� si� do z�o�enia dowod�w swojego m�stwa i si�y przed kr�lem i ca�ym jego dworem w Obozie na Z�otog�owiu.
Moj� przeciwniczk� by�a olbrzymia i przera�aj�ca Francuzka, kt�ra w turniejach rycerskich zar�n�a siedemdziesi�ciu o�miu m�nych Anglik�w Ale rumak pode mn� by� dzielny, a moja pika przera�liwie d�uga, gruba, ostro zako�czona, rozedrgana i z najtwardszej stali.
- Brawo, sir Oswaldzie! - zawo�a� kr�l. - M�u z mocarn� lanc�! Jedynie ty masz do�� si�, by w�ada� tak pot�n� broni�! Przebij j�, m�j ch�opcze! Przebij
Rzuci�em si� wi�c galopem do walki, dzier��c moj� wyprostowan� olbrzymi� pik� wymierzon� prosto i dok�adnie w najczulsze miejsce Francuzki, natar�em na ni� pot�nym pchni�ciem i niezawodnymi, pr�dkimi, celnymi sztychami w mgnieniu oka przedziurawi�em jej zbroj� i zmusi�em do b�agania o zmi�owanie. Ale nie by�em skory do lito�ci. Zach�cony okrzykami kr�la i dworzan, wrazi�em dziesi�� tysi�cy razy swoj� kopi� w wij�ce si� cia�o, potem drugie dziesi�� tysi�cy, a� us�ysza�em wo�ania dworzan:
- Odst�p, sir Oswaldzie! Odst�p i wycofaj si�! A potem g�os kr�la powiedzia�:
- Na mi�y B�g, zda mi si�, �e je�eli ten dzielny zuch zaraz jej nie poniecha, strzaska sobie t� wspania�� pik�!
Ale nie strzaska�em sobie lancy i we wspania�ym finale nadzia�em francusk� olbrzymk� na ostry koniec mojej wiernej broni, po czym galopem objecha�em aren� walki, wymachuj�c cia�em mojej przeciwniczki wysoko nad g�ow� w�r�d okrzyk�w: �Brawo!�, �To ci chwat!�, �Victor ludorum!�.
Wszystko to, jak mo�ecie sobie Pa�stwo wyobrazi�, trwa�o czas jaki�. Jak d�ugo, nie mam poj�cia, w ko�cu jednak wynurzy�em si� z powrotem na powierzchni� �wiadomo�ci, wyskoczy�em z ��ka i stan��em triumfalnie, patrz�c z g�ry na moj� skonan� ofiar�. Dziewczyna ziaja�a niczym osaczony jele� i zacz��em rozwa�a� my�l, czy przypadkiem nie zrobi�em jej krzywdy. Jednak�e niewiele mnie to obchodzi�o.
- No i jak, mademoiselle, nadal jestem w przedszkolu? - zapyta�em.
- Och, nie! - zawo�a�a, a jej d�ugie r�ce i nogi dr�a�y.- Och, nie, monsieur! Nie, nie, nie! Jest pan dziki, cudowny, mam wra�enie, jakby m�j kocio� wylecia� w powietrze!
S�ysz�c to, poczu�em si� wybornie. Nie odpowiedziawszy nic, wyszed�em i przekrad�em si� korytarzem z powrotem do swojego pokoju. Co za triumf! Proszek by� fantastyczny! Major mia� racj�! Portier z Chartumu mnie nie oszuka�! A wi�c wkroczy�em na drog� wiod�c� do mojego garnca z�ota i nic nie mog�o mnie powstrzyma�. Pogr��ony w tych szcz�liwych my�lach, zasn��em.
Nazajutrz rano natychmiast zabra�em si� do dzie�a. Prosz� pami�ta�, �e stypendium uzyska�em z nauk przyrodniczych. Dlatego dobrze orientowa�em si� w chemii, fizyce i paru innych dziedzinach wiedzy, ale chemia by�a zawsze moj� najmocniejsz� stron�.
Dlatego te� wiedzia�em dok�adnie, jak wykona� prost� pigu�k�. W roku 1912, w kt�rym w�a�nie si� znajdujemy, przygotowywanie przez farmaceut�w pigu�ek we w�asnej aptece by�o na porz�dku dziennym, a u�ywali w tym celu przyrz�du zwanego pigulark�. Owego paryskiego ranka wybra�em si� wi�c na zakupy i w ko�cu, w bocznej uliczce na lewym brzegu Sekwany, znalaz�em dostawc� u�ywanych aparatur farmaceutycznych. Kupi�em od niego wspania��, ma�� pigulark�, wytwarzaj�c� na raz dwadzie�cia cztery pigu�ki dobrej profesjonalnej jako�ci. Kupi�em r�wnie� bardzo czu�� wag� chemiczn�.
Potem znalaz�em aptek�, w kt�rej sprzedano mi du�� ilo�� w�glanu wapnia i nieco mniejsz� gumy tragakantowej. Naby�em te� butelk� koszenili. Zanios�em te zakupy do swojego pokoju, uprz�tn��em toaletk� i ustawi�em na niej w ordynku wszystkie moje zapasy i aparatur�.
Robienie pigu�ek to �adna filozofia, je�eli si� wie jak. W�glan wapnia, kt�ry jest substancj� neutraln� i nieszkodliw�, tworzy mas� pigu�ki. Do niego dodaje si� dok�adnie odwa�on� ilo�� sk�adnika aktywnego, w tym przypadku proszku kantarydowego. Za� na koniec, jako rozczynnika, troszk� gumy tragakantowej. Rozczynnik to po prostu spoiwo, kt�re sprawia, �e wszystkie sk�adniki zlepiaj� si� i twardniej�, tworz�c przyjemn� dla oka pigu�k�. Odwa�y�em odpowiedni� ilo�� ka�dej z tych substancji potrzebnej do wytworzenia dwudziestu czterech ca�kiem du�ych, imponuj�cych pigu�ek. Doda�em te� kilka kropel koszenili, kt�ra jest szkar�atnym, pozbawionym smaku �rodkiem barwi�cym. Wszystko to porz�dnie i dok�adnie wymiesza�em w misce, po czym w�o�y�em otrzyman� mikstur� do pigularki. W jednej chwili powsta�y dwadzie�cia cztery czerwone pigu�ki idealnego kszta�tu i twardo�ci. Przyjmuj�c, �e wszystko odwa�y�em i zmiesza�em jak nale�y, ka�da z nich zawiera�a tyle kantarydowego proszku, ile mie�ci si� na g��wce szpilki. Innymi s�owy, ka�da by�a skutecznym i gwa�townym �rodkiem wzmagaj�cym potencj�.
Wszelako nie by�em jeszcze got�w do akcji.
Zn�w wyszed�em na paryski bruk i znalaz�em wytw�rc� pude�ek. Kupi�em od niego tysi�c ma�ych kartonowych pude�eczek calowej �rednicy. Naby�em te� wat�.
Potem uda�em si� do drukarza i zam�wi�em tysi�c malutkich okr�g�ych etykietek. Na ka�dej z nich mia� widnie� nast�puj�cy napis po angielsku:
PROFESORA
JUSUPOFFA
Pigu�ki na potencj�
Pigu�ki te s� nadzwyczaj silne.
Nie szafuj nimi, bo mo�esz doprowadzi� siebie
lub partnerk� do kompletnego wyczerpania.
Zalecana dawka: raz w tygodniu.
Jedyny europejski agent
O. Cornelius, Avenue
Marceau 192
Pary�
Etykietki by�y zaprojektowane tak, �eby dok�adnie zakrywa�y wieczka kartonowych pude�eczek.
Odebra�em je dwa dni p�niej. Kupi�em s�oik kleju, wr�ci�em do swojego pokoju i przyklei�em etykietki do dw�ch tuzin�w pude�ek. Ich wn�trza wymo�ci�em bia�� wat�. Na niej u�o�y�em w ka�dym po jednej szkar�atnej pigu�ce i zamkn��em.
By�em got�w.
Jak ju� si� pa�stwo dawno domy�lili, mia�em w�a�nie wej�� w �wiat handlu. Zamierza�em sprzedawa� swoje pigu�ki na potencj� klienteli, kt�ra ju� wkr�tce mia�a zacz�� dopomina� si� o wci�� nowe i nowe. Postanowi�em sprzedawa� je pojedynczo, po jednej w pude�ku, i liczy� sobie za nie bardzo s�ono.
No, a klientela? Sk�d j� wzi��? Jak siedemnastoletni ch�opak w obcym mie�cie powinien zabra� si� do szukania ch�tnych na swoj� cudown� pigu�k�? C�, ja nie mia�em �adnych w�tpliwo�ci. Wystarczy�o bowiem znale�� tylko jedn� osob� odpowiedniego typu, pocz�stowa� j� pigu�k�, a �w zachwycony szcz�liwiec natychmiast przy galopowa�by po dok�adk�. Szepn��by o tym na ucho swoim znajomym i radosna wie�� rozprzestrzeni�aby si� niczym po�ar w lesie.
Wybra�em ju� swoj� pierwsz� ofiar�.
Nie wspomnia�em Wam jeszcze, �e m�j ojciec, William Cornelius, pracowa� w dyplomacji. W�asnego maj�tku si� nie dorobi�, by� jednak zr�cznym dyplomat�, potrafi�cym �y� ca�kiem dostatnio ze swojej pensji. Ostatnio sprawowa� urz�d ambasadora w Danii, a obecnie utkn�� na jakim� stanowisku w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Londynie przed otrzymaniem nowej, powa�niejszej nominacji. W tamtych dniach ambasadorem Wielkiej Brytanii we Francji by� jegomo�� nazywaj�cy si� sir Charles Makepiece, stary znajomy ojca, kt�ry przed moim wyjazdem do Pary�a wys�a� do sir Charlesa list z pro�b�, �eby mia� na mnie oko.
Wiedzia�em, co musz� zrobi�, i zabra�em si� do tego natychmiast. W�o�y�em najlepszy garnitur i uda�em si� do ambasady angielskiej. Naturalnie nie wszed�em tam przez kancelari�. Zapuka�em do prywatnej rezydencji ambasadora, kt�ra mie�ci�a si� w tym�e okaza�ym budynku, lecz na jego ty�ach. By�a czwarta po po�udniu. Lokaj w bia�ych bryczesach i szkar�atnym surducie otworzy� mi drzwi i zmierzy� mnie wzrokiem. Nie mia�em wizyt�wki, lecz zd��y�em powiedzie� mu, �e moi rodzice to bliscy znajomi sir Charlesa i lady Makepiece, i poprosi�em o �askawe zawiadomienie ja�nie pani, �e szanowny Oswald Cornelius przyszed� z�o�y� wyrazy uszanowania.
Lokaj wprowadzi� mnie do westybulu, gdzie usiad�em i czeka�em. Po pi�ciu minutach wp�yn�a tam majestatycznie w powodzi jedwabi�w i szyfon�w lady Makepiece.
- No, no! - zawo�a�a, ujmuj�c mnie za r�ce. - Wi�c to pan jest synem Williama! Szelma, zawsze mia� dobry gust! Otrzymali�my jego list i czekali�my na pa�skie pojawienie si�.
By�a dorodn� bab�. Jasne, �e niem�od�, ale te� nie ca�kiem jeszcze przekwit��. Dawa�em jej oko�o czterdziestki. Mia�a osza�amiaj�c� twarz, z gatunku tych wiecznie m�odych, kt�rych rysy s� jakby wykute z marmuru, a ni�ej tors zw�aj�cy si� w tali�, kt�ra zmie�ci�aby mi si� w d�oniach. Zmierzy�a mnie jednym szybkim, przenikliwym spojrzeniem i wida� zadowoli�o j� to, co ujrza�a, bo jej nast�pne zdanie brzmia�o:
- Prosz� wej��, synu Williama, zjemy podwieczorek i pogaw�dzimy.
Poprowadzi�a mnie za r�k� przez wiele przestronnych i wspaniale urz�dzonych pokoi, a� dotarli�my do mniejszej, przytulnej komnatki z kanap� i fotelami. Na jednej ze �cian wisia� pastel Bouchera, a na innej akwarela Fragonarda.
- To jest m�j prywatny gabinecik - oznajmi�a. - W�a�nie st�d dowodz� �yciem towarzyskim ambasady.
U�miechn�a si� i usiad�a na kanapie. Fantazyjnie odziany lokaj wni�s� na srebrnej tacy herbat� i kanapki. By�y malutkie, tr�jk�tne i przybrane Przysmakiem D�entelmena. Lady Makepiece usiad�a przy mnie i nala�a herbaty.
- No a teraz prosz� mi opowiedzie� wszystko o sobie - powiedzia�a. Nast�pi�o wiele pyta� i odpowiedzi na temat mojej rodziny i mnie. Wszystkie bardzo banalne, wiedzia�em jednak, �e musz� przez nie przej�� w imi� mojego wspania�ego planu. Tak wi�c rozmawiali�my przez jakie� czterdzie�ci minut, a ja�nie pani cz�sto klepa�a mnie po udzie ozdobion� klejnotami d�oni�, �eby podkre�li� jak�� kwesti�. W ko�cu nie cofn�a r�ki z mojej nogi i poczu�em, �e nac