544

Szczegóły
Tytuł 544
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

544 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 544 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

544 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Janusz Zajdel Wyj�cie z cienia Wst�p Modele Janusza Zajdla Mo�na oszukiwa� wszystkich przez jaki� czas i mo�na oszukiwa� niekt�rych bez ko�ca ale nie mo�na oszukiwa� bez ko�ca wszystkich (Abraham Lincoln podobno) Janusz Zajdel zmar� w roku 1985, pisa� zacz�� na pocz�tku lat sze��dziesi�tych, faktycznie Jego kariera pisarska trwa�a jeszcze kr�cej, bo cho� stopniowo stawa�a si�, jak mo�na si� domy�la�, zaj�ciem najwa�niejszym w jego �yciu, to nigdy nie sta�a si� zaj�ciem jedynym. Nie zrezygnowa� z pracy naukowej w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej, znajdowa� czas i energi� na dzia�alno�� spo�eczn� w �rodowisku pracy, energicznie wyst�powa� jako cz�onek ZAiKS-u przeciwko naruszaniu praw autor�w. Nie by�o to, wbrew pozorom, rozpraszanie energii i gdybym mia� okre�li� najwa�niejsz� cech� osobowo�ci Zajdla ujawniaj�c� si� w r�nych dziedzinach jego zainteresowa�, powiedzia�bym, �e by�a to postawa gospodarza i racjonalizatora. Jej rezultatem by�a niezgoda na �le dzia�aj�ce, niewydolne mechanizmy i natychmiastowa my�l, by je usprawni�. Niech si� to nazywa dzia�aniem dla dobra ca�ej wyprawy. Janusz Zajdel by� cz�owiekiem wyj�tkowo zintegrowanym (zapewne dlatego we wszystkich �rodowiskach, w kt�rych si� udziela�, budzi� szacunek i zaufanie) i te same cechy odnajdujemy w jego ksi��kach. Poczucie odpowiedzialno�ci za �wiat, analiza modelowa, estetyczna odraza do modeli ma�o wydajnych, produkuj�cych brud i szum, niebezpiecznych dla u�ytkownika. dlatego, cho� tw�rczo�� Zajdla zosta�a przedwcze�nie przerwana i nigdy nie b�dziemy wiedzie�, jak daleko mog�a si� rozwin��, jej wektor by� ca�kiem wyra�ny. Zajdel zaczyna� od opowiada� drukowanych w "M�odym Techniku" pod okiem nieocenionego redaktora Zbigniewa Przyrowskiego, o czym zawsze pami�ta�. By�y to opowiadania zgrabne, inteligentne, ale nie zawieraj�ce jeszcze tego, co mia�o sta� si� znakiem firmowym jego pisarstwa. Szukaj�c pocz�tku jego w�asnej, osobistej �cie�ki w literaturze, wracam my�l� do opowiadania Metoda doktora duina. zamieszczonego w "M�odym Techniku" w roku 1969. To bardzo dobre opowiadanie (wykazuj�ce, nawiasem m�wi�c, zadziwiaj�ce podobie�stwo jednego z pomys��w z p�niejszym od niego filmem Alien) jest znacz�ce z dw�ch powod�w: po pierwsze, jest ono w�a�ciwie powie�ci� w pigu�ce - to po nim zacz��em jako wydawca przekonywa� Zajdla do przej�cia na form� powie�ciow�; po drugie, spotykamy tu schemat fabularny, kt�ry mia� sta� si� specjalno�ci� autora. Oto bohater - zazwyczaj wywiadowca, tajny agent, detektyw - staje przed zadaniem ustalenia prawdy. Dochodzimy tu do jednego z podstawowych archetyp�w literatury - bohatera o tysi�cu twarzy, jak go nazwa� J. Campbell. Za jego wcielenie mo�na uzna� na przyk�ad bohatera Paradyz//, kt�ry otrzymuje misj� (ustali� prawd� o Paradyzji), �eby j� wype�ni�, zst�puje do piekie� (zjazd do kopalni Tartaru) 1 wyprowadza lud z mroku na �wiat�o (tj z wn�trza zardzewia�ego satelity na powierzchni� planety) Oczywi�cie wielu autor�w powie�ci science fiction, a zw�aszcza fantasy u�ywa tego schematu, nie zdaj�c sobie sprawy z Jego mitycznych implikacji, po prostu �ci�gaj�c z innych ksi��ek, dla Zajd�a jednak by�o to �wiadome dr��enie spraw najwa�niejszych. Astrolot, gwiazdy, planety i kosmiczna pustka s� tu scen�, na kt�rej dziej� si� sprawy Istot Rozumnych. Obsesyjne poszukiwanie prawdy, przedzieranie si� przez g�szcz fakt�w, ale przede wszystkim przez celowo zastawione zasieki, pu�apki i pola minowe k�amstw to temat dojrza�ej tw�rczo�ci Zajdl�a Po to, �eby tak okre�li� cel �ycia swojego i swoich bohater�w, potrzebne jest przyj�cie filozoficznego za�o�enia, ze prawda obiektywna istnieje, a �wiat jest poznawalny i porz�dek przewa�a w nim nad chaosem. Bez tego za�o�enia niemo�liwa by�aby ca�a literatura science fiction, a tak�e detektywistyczna. Eksperyment w tej sprawie przeprowadzi� Stanis�aw Lem, demonstruj�c w powie�ci �ledztwo, jak wygl�da�aby pr�ba ustalenia prawdy, gdyby "�wiat nie by� rozsypan� przed nami �amig��wk�, tylko zup�, w kt�rej p�ywaj� bez �adu i sk�adu kawa�ki, od czasu do czasu zlepiaj�ce si� przez przypadek w jak�� ca�o��". Lektura powie�ci Zajd�a przywodzi na my�l wspania�� metafor� ameryka�skiej autorki Barbary Ward o Ziemi jako statku kosmicznym Jego ludzka za�oga pozbawiona instrukcji obs�ugi musi pozna� mechanizmy statku - odtworzy� instrukcj� obs�ugi - zanim dojdzie do katastrofy. Takie systemowe i gospodarskie spojrzenie by�o dla Zajd�a czym� naturalnym A przecie� dla prawid�owego funkcjonowania statku wa�ne s� nie tylko uk�ady nap�du i sterowania czy podtrzymywania �ycia (tym zajmowa� si� w pracy zawodowej), lecz tak�e sfera stosunk�w w�r�d za�ogi, kt�rej rozregulowanie r�wnie� mo�e by� zgubne. Polska rzeczywisto�� lat siedemdziesi�tych sygnalizowa�a zbli�aj�c� si� awari� w tej w�a�nie sferze, nic wi�c dziwnego, �e proza Zajd�a rozwa�a�a kwestie polityczne. - Zdaje si�, �e wiem, jaki to czwarty rodzaj r�wnowagi naruszy�y nasze sondy: to by�a r�wnowaga polityczna... Nikt si� jako� nie roze�mia�. Dzieje si� wi�c tak, �e bohaterowie Zajd�ow-skich powie�ci, chc�c doj�� prawdy, musz� zdemaskowa� k�amstwo systemu politycznego. W Wyj�ciu z cienia kluczem jest co�, co cz�owiek sk�onny do eufemizm�w m�g�by nazwa� bia�� plam� w historii najnowszej; w Paradyzji - tu Zajdel zademonstrowa� dowcip fizyka - dyktatorzy fa�szuj� ju� nie histori�, ale fizyk�; a w Limes interior tajemnica spo�ecze�stwa kryje si� w skomplikowanym systemie finansowym, w kt�rym p�aci si� i wed�ug pracy, i wed�ug zdolno�ci, i wed�ug stanowiska - za wszystko w innej walucie. Warto zauwa�y�, �e bohater tej powie�ci nie jest - jak w innych -agentem, kim� z zewn�trz, kto stara si� rozgry�� obcy dla siebie system. Tym razem, i to mo�e decyduje o szczeg�lnej warto�ci tego utworu, jest to kto� z wewn�trz, mieszkaniec tego �wiata, dobrze do niego przystosowany i wzorowany oczywi�cie na rodzimym cink-ciarzu. Mo�na powiedzie�, �e jest to cz�owiek dobrze przystosowany do z�ego systemu. Dochodzimy tu do dialektyki dobra i z�a, wa�nej dla zrozumienia Zaj-dla-moralisty ,,Dobro ma sens tylko wtedy, gdy ukazuje si� na tle z�a - i dlatego zlikwidowanie z�a by�oby ciosem zadanym dobru" - powiedzia� w jednym z wywiad�w System narzucony przez naje�d�c�w, kt�ry mo�na rozpatrywa� jako nieudan� utopi�, mo�na tez widzie� jako tor przeszk�d Przechodz� przez mego tylko ludzie o okre�lonych cechach, potrzebnych organizatorom eksperymentu. By�by to w�wczas model stosunku Stw�rca-cz�owiek, wyja�niaj�cy miejsce z�a w �wiecie Je�eli kto� s�dzi, ze jest to interpretacja zbyt daleko id�ca, powinien przeczyta� opowiadanie Relacja z pierwszej r�ki, w kt�rym Akt Stworzenia rozpatrywany jest jako eksperyment Wielkiego Uczonego, modyfikowany przez jego syna z jednej strony, a z drugiej podwa�any przez niejakiego doktora Lutza. Chodzi�o o odpowied� na pytanie czy mo�e funkcjonowa� Zbiorowo�� Idealna, z�o�ona z element�w podporz�dkowanych pewnym ograniczeniom -a wi�c sko�czonych i uwarunkowanych - a r�wnocze�nie wyposa�onych w pewn� ilo�� stopni swobody. Zajdel, podobnie jak Wielki Eksperymentator z Relacji, budowa� swoje modele, �eby lepiej zrozumie�, jak dzia�aj� zbiorowo�ci i poszczeg�lne ich elementy. Niez�e wyobra�enie o dalszych kierunkach poszukiwa� pisarza mog� da� konspekty trzech planowanych powie�ci zamieszczone w 2 numerze miesi�cznika "Fantastyka" w roku 1986. Mamy w nich obraz ludzko�ci manipulowanej za pomoc� wymy�lnych technik, przenikni�tej spiskami i kontrspiskami, zagro�onej "niejaw- nymi, lecz wyczuwalnymi infiltracjami Obcych" lub przeciwnie, utrzymywanej w pos�uchu WIZJ� rzekomej interwencji. Tak by�o w poprzednich powie�ciach Zaj-dla i tak jest w ca�ej science fiction, kt�ra karmi si� spiskow� teori� historii, a jej czytelnicy wiedz�, ze ten, kto twierdzi, ze �adnego spisku nie ma, dzia�a na rzecz spiskowc�w. Jednak uwa�na lektura konspekt�w wskazuje, ze ich autor zmierza� w kierunku zaj�cia si� w wi�kszym stopniu postawami jednostek wobec tych r�norodnych zagro�e� ,,Jedni s� zdania, ze nale�y wesprze� Obcych, kt�rzy s� moralnie �lepsi� Inni m�wi�, ze nale�y popiera� silniejszych Obcych, bo zwyci�y, jak zwykle, me lepszy, lecz silniejszy - i zawczasu nale�y sobie zyska� przychylno�� przysz�ego zwyci�zcy. Jeszcze inni wreszcie twierdz�, ze w og�le nie nale�y kierowa� si� takimi kryteriami, lecz bra� od tych, co lepiej p�ac�, bo Ziemianie nie przetrwaj� konfliktu dw�ch pot�g walcz�cych nad ich g�owami. Tylko nieliczna grupa naiwnych idealist�w jest zdania, ze trzeba przeciwdzia�a� jednym i drugim Obcym ". Szcz�liwie opublikowane konspekty wskazuj�, ze Janusz Zajdel kipia� pomys�ami i ze mo�na by�o oczekiwa� dalszego, niezwykle interesuj�cego rozwoju jego tw�rczo�ci. Tymczasem jednak musimy ocenia� go na podstawie tego, co zd��y� napisa� i wyda�. Nie ulega w�tpliwo�ci, ze swoimi powie�ciami i opowiadaniami zaj�� trwa�e miejsce w polskiej literaturze science fiction jako pionier nurtu socjologicz-no-politycznego, autor ksi��ek daj�cych �wiadectwo swojemu czasowi, lecz tak�e przedstawiaj�cych odwieczne zmagania cz�owieka z problemem dobra i z�a w �wiecie. Szkoda, �e nie ma zwyczaju ani metody, �eby umieszcza� tw�rczo�� autor�w science fiction w kontek�cie og�lniejszym, bo ciekawie by�oby zobaczy� tego zaanga�owanego fantast� na tle wsp�czesnej mu eskapistycznej literatury realistycznej. W ka�dym razie jestem pewien, �e Janusz Zajd�! zmie�ci si� ze swoimi ksi��kami w "dopuszczalnym przedziale doskona�o�ci". - Rozumiem - powiedzia�em. - Zamierzasz p�niej przeprowadzi� selekcj� zapisanych struktur psychicznych, i te, kt�re b�d� odpowiada�y warunkom, zmieszcz� si� w dopuszczalnym przedziale doskona�o�ci - odtworzysz fizycznie w postaciach niezniszczalnych i umie�cisz w swoim wymarzonym Modelu? {Relacja z pierwszej r�ki} Lech J�czmyk 1. Kaes Wszystkie mr�wki wypo�yczone z wyobra�ni Julii Nideckiej z podzi�kowaniem zwraca autor G�uchy �oskot wstrz�sn�� �cianami bunkra. Kto� st�kn�� przez sen, po k�tach s�ycha� by�o chrapliwe oddechy �pi�cych. Z zewn�trz dobiega� narastaj�cy, wysoki �wist, przenikaj�cy poprzez grub� warstw� betonu. Edel naci�gn�� na g�ow� r�g starego, roz�a��cego si� koca, lecz niewiele to pomog�o; ch��d owia� stopy, owini�te dziurawymi szmatami, a �wist wierci� nadal b�benki uszu. Edel wiedzia�, ze to dopiero pocz�tek. Kolejny wstrz�s i odg�os detonacji, drugie �r�d�o �wistu do��czy�o do pierwszego, potem Jeszcze trzeci, czwarty �oskot... Na wprost szczeliny obserwacyjnej, na �cianie po�yskuj�cej od wilgotnych zaciek�w, zata�czy�y po-mara�czowoz�ote odblaski. W migotliwym �wietle Edel widzia�, jak poruszaj� si� ciemne k��by szmat, kocy, watowanych kufajek, rozlokowane pod �cianami, na podwy�szeniach pulpit�w, na zestawionych razem u�omkach starych foteli. Budzili si� wszyscy, bo chyba tylko g�uchy m�g�by spa� przy akompaniamencie dokuczliwie powtarzaj�cego si� �omotu i wibruj�cych �wist�w. ,,Moz- 12 na by zapcha� workami z piaskiem - pomy�la� Edel, patrz�c w stron� szczeliny w p�metrowej betonowej �cianie - By�oby ciszej l cieplej Tylko " Poci�gn�� nosem i wyobrazi� sobie ten sam przykry zaduch, zwielokrotniony brakiem wentylacji Ponad pi��dziesi�t os�b, st�oczonych we wn�trzu bunkra, wytwarza�o do�� szczeg�ln� atmosfer� Odrzuci� przetarty, brudny koc, postawi� ko�nierz waciaka i opu�ci� nogi na pod�og� Odruchowo strzepn�� �d�b�a siana, kt�re czepia�y si� odzie�y, wy�a��c wszystkimi dziurami z siennika, sporz�dzonego ze starych work�w Jazgot osi�gn�� szczyt nat�enia, detonacje usta�y Nikt JU� chyba nie spa�, lecz prawie wszyscy, wci�gn�wszy g�owy pod przykrycia, pr�bowali przeczeka� ha�as, nie trac�c resztek ciep�a ze swych legowisk Wyd�u�ony poziomy prostok�t szczeliny �wieci� teraz prawie r�wnomierym, ��tawym blaskiem Edel wiedzia�, ze wygrzewanie silnik�w b�dzie trwa�o jeszcze z pi�� minut, a potem kolejno zagrzmi� dysze startowe Popatrzy� dooko�a, siedz�c na legowisku, plecami wsparty o zszarza��, niegdy� barwn� tablic� rozdzielcz�, z pot�uczonymi szybkami wska�nik�w i �wiate� kontrolnych, u�omkami d�wigni i prze��cznik�w Zeskoczy� na beton pod�ogi i lawiruj�c pomi�dzy lez�cymi towarzyszami podszed� do stoj�cej w k�cie beczki Zaczerpn�� z niej blaszanym kubkiem, prze�kn�� par� �yk�w Strumyczek wody z dziurawego dna pociek� mu po piersiach, niemile ch�odz�c rozgrzane snem cia�o Otar� usta, strzepn�� krople z brody i odwiesi� kubek na haczyk Wr�ci� do legowiska, wci�gn�� d�ugie, gumowe buty i poszed� w stron� wyj�cia W kr�tym labiryntowym korytarzyku, na pryczy ze starych drewnianych skrzynek le�a� jeden z grupowych. - Dok�d7 - burkn�� nie unosz�c g�owy - Na powietrze. Trudno tu wysiedzie�, a spa� si� i tak nie da - powiedzia� Edel - Nie teraz �eb ci urwie, jak zaczn� startowa�. - Tylko do wylotu korytarza i zaraz wracam -powiedzia� Edel, mijaj�c prycz� Grupowy nie odezwa� si�, odwr�ci� twarz do �ciany i nakry� si� z g�ow� Tutaj, w labiryncie wej�cia, by�o znacznie ciszej ni� tam, w bunkrze, przy ods�oni�tej szczelinie Je�li Edel zazdro�ci� kiedykolwiek grupowym, to tylko tego w�a�nie prawa spania w labiryncie W miar� jak zbli�a� si� do ko�ca tunelu, jazgot narasta� do granic wytrzyma�o�ci Edel uskuba� waty wyzieraj�cej z dziur w jego kufajce i skr�ciwszy z niej kulki zatka� uszy Pomog�o, cho� nieznacznie, bo �wist s�ysza�o si� ca�� g�ow�, ca�ym cia�em jakby Korytarzyk wznosi� si� kilkunastoma schodkami do zamkni�tego, niskiego w�azu Edel odryglowa� i uchyli� grube stalowe drzwiczki Ha�as uderzy� go prawie fizycznie odczuwaln� fal�, wdar� si� przez szczelin� w�azu, zadudni� po zakamarkach labiryntu Edel przeszed� na czworakach przez otw�r i zamkn�� w�az od zewn�trz, a potem przebieg� wzd�u� �ciany bunkra, schylony wp�, by g�owa nie wystawa�a powy�ej niskiej, betonowej jego cz�ci, wznosz�cej si� nad poziom ziemi Dopad� naro�nika Tuz za nim, w �cianie, by�a nisza, do�� g��boka, by si� w niej pomie�ci� Wewn�trz by�o nieco ciszej Edel o-s�oni� d�o�mi uszy i czeka� W prostok�cie wylotu niszy wida� by�o kawa�ek p�askiego krajobrazu, poro�ni�tego k�pami ost�w i such� traw� ��ka ko�czy�a si� ciemn� �cian� zagajnika, nad kt�rym rozci�ga�o si� pokryte ob�okami niebo W �wietle, id�cym gdzie� z ty�u, zza bunkra, ob�oki p�on�y z�otem i czerwieni� �wiat�o by�o JU� prawie nieruchome, r�wnomierne - ustali�o si�, 14 jak ten �widruj�cy, sycz�cy gwizd Czarny cie� bunkra obejmowa� pas o szeroko�ci kilku metr�w przed wylotem niszy Nag�y ryk uderzy� poprzez d�onie os�aniaj�ce uszy, wstrz�sn�� plecami wspartymi o beton, wr�ci� echem od zagajnika Ob�oki jakby drgn�y na granatowym tle nieba, ich koloryt przeszed� od czerwonoz�ote-go poprzez purpur� a� do g��bokiego fioletu, potem zb��kitnia�y i zja�nia�y do o�lepiaj�cej bieli Pas cienia, rzucanego przez nadziemn� cz�� bunkra, zw�a� si� znikaj�c prawie �r�d�o grzmotu przemie�ci�o si� ku g�rze, �oskot s�ab� coraz bardziej, ob�oki przygas�y Dziesi�� sekund spokoju - bo po tym wszystkim dla zbola�ych uszu dawny, nie ustaj�cy ani na chwil� �wist by� jak koj�ca cisza l znowu ryk - dotykalny, ch�o-szcz�cy huragan d�wi�ku, powy�ej granic wytrzyma�o�ci Edel �ciska� d�o�mi uszy, wtulaj�c g�ow� w postawiony ko�nierz waciaka Czu�, ze lada chwila nie wytrzyma, zerwie si�, zacznie t�uc g�ow� o beton - byle przesta� s�ysze� ten d�wi�k-b�l, cho�by za cen� �ycia Zn�w oddalaj�cy si� grzmot, �ciemnienie ob�ok�w nad horyzontem Po�piesznie �ci�gn�� watowan� kurtk�, okr�ci� g�ow�, wcisn�� j� w najdalszy k�t niszy Tak by�o lepiej Liczy� kolejne starty Jeszcze dwa Jeszcze jeden Ten ostatni Ju� Powoli, z obaw� jakby, odmota� podarty waciak Cisza Tak zupe�na, ze a� przera�aj�ca Po chwili dopiero przypomnia� sobie o wacie w uszach, wydoby� j� i us�ysza� lekki poszum wiatru Odetchn�� z ulg� Wype�zn�� z niszy, rozprostowa� kark Wzrokiem oceni� odleg�o�� do zagajnika "Trzy, cztery minuty czasu - pomy�la� -Zbyt kr�tko, by dopa�� tam, nim zaczn� startowa� Na 15 otwartej przestrzeni nie da si� znie�� tego ryku Mo�na oszale�, og�uchn��, skona� jak mysz pod szklanym kloszem w eksperymencie z dzwonkiem W g��bi lasu jest pewnie ciszej, trzeba zd��y� Nie ma innego wyj�cia, albo tak, albo Wiedzia�, ze chwila startu jest jedynym momentem, w kt�rym mo�na liczy� na op�nienie po�cigu W zwyk�� noc, gdy nie startuj� rakiety �aden grupowy nie wypu�ci�by go samego tak jak dzi� Podszed� do drzwiczek w�azu, otworzy� je Raz jeszcze popatrzy� na rozleg�� przestrze�, o�wietlon� teraz tylko kwadr� ksi�yca Gdy mija� prycz� grupowego, us�ysza� gniewny pomruk i g�os spo�r�d sterty �ach�w - Gdzie �azisz, do cholery7 Mia�e� zaraz wr�ci�' - By�em tutaj, w labiryncie Tu najciszej Nie znosz� tych ha�as�w, g�owa mi p�ka - powiedzia� z nut� znu�enia w g�osie - Czy�by� my�la�, ze uciek�em7 Odpowiedzia� mu chichot z pryczy - Durniu' - powiedzia� grupowy - Nie my�l, ze st�d si� ucieka Dok�d by� poszed�7 Nie ma takich miejsc - Wiem Oni s� wsz�dzie - Oni' - prychn�� grupowy ods�aniaj�c twarz Jego oczy, zmru�one i podpuchni�te, mierzy�y Edela ironicznym spojrzeniem W s�abym �wietle brudnej �ar�wki, pal�cej si� pod stropem, wygl�da� odra�aj�co ze sw� dawno nie golon� i nie domyt�, czerwon� g�b� Edel mia� ochot� trzasn�� go pi�ci� mi�dzy te zmru�one, chytre �lepia - Oni - powt�rzy� grupowy - Co maj� do tego om? Czy to za ich przyczyn� jeste� tutaj? Sam do 16 siebie mo�esz mie� �al, nie do nich Jeste� tu i nigdy nie uciekniesz - Ty tez - powiedzia� Edel gryz�c wargi - Ja tez - zgodzi� si� grupowy - Tam, dok�d mogliby�my uciec, nie chc� nas Burzyliby�my ich spok�j, ich z�udzenia Ludzie nie chc� zna� koszt�w swojego spokoju Dlatego jeste� tutaj Edel opu�ci� wzrok Patrzy� na ko�ce swych dziurawych gumowc�w - Zn�w posz�o dwana�cie Prawie dziesi�� tysi�cy ton netto - powiedzia� - Id� spa� Dwa poci�gi czekaj� na roz�adunek, lepiej odpocznij - doradzi� grupowy - B�d� pra� po grzbiecie ka�dego, kto op�nia robot� Nie chc� dosta� za was drugiej takiej pami�tki' Wysun�� spod koca lew� r�k� Jego d�o� by�a pokryta r�owymi bliznami, brakowa�o dw�ch palc�w - Wiesz, jak to robi�7 - Wiem - powiedzia� Edel - l wiem, za co - To dobrze - Nienawidzisz ich? - Po co7 - grupowy wzruszy� ramionami - A je�li nawet nienawidz�, to nie bardziej ni� was Przecie� za was to mam' Podsun�� okaleczon� d�o� pod nos Edela, a ten odwr�ci� twarz i powoli ruszy� w stron� wn�trza bunkra U�o�y� si� na pos�aniu Przez szczelin� obserwacyjn� wpada�a smuga b��kitnego �wiat�a Edel patrzy� bezmy�lnie na pokryt� osadem kurzu powierzchni� tablicy kontrolnej, odczytywa� wzrokiem wyryte na niej napisy, oznaczenia Sto lat temu, w tym bunkrze, tacy sami ludzie tez os�aniali uszy przed hukiem startuj�cych rakiet Nawet rakiety by�y podobne Teraz stare stano- wisko kontrolne kosmodromu s�u�y�o jako barak mieszkalny. Barak o p�torametrowych �cianach z betonu. Pewnie jeszcze dawniej bunkier s�u�y� jako stanowisko obserwacyjne wybuch�w w czasach, gdy teren by� poligonem termonuklearnym... ,,Historia w skr�cie - pomy�la� Edel z gorycz�. - Wzlot do gwiazd i upadek, wszystko przetrwa�y te �ciany... Czego jeszcze b�d� �wiadkami?..." Blisko�� miejsca codziennej pracy okupiona by�a powtarzaj�c� si� co par� dni udr�k� nocnych ha�as�w. Ale to by�o lepsze ni� codzienne wielokilometrowe, piesze marsze w dziurawych butach... Przynajmniej dla wi�kszo�ci pracuj�cych tu ludzi. Dla Edela przeniesienie do bunkra mog�o oznacza� fiasko zamierzonej ucieczki. Tam, blisko granicy, mo�na by�o liczy� na sprzyjaj�ce okoliczno�ci. Wprawdzie grupowi pilnowali tam znacznie surowiej, lecz i tak udawa�o si� nieraz wy�lizgn�� noc� pod sam� granic�. St�d by�o znacznie dalej, lecz Edel nie traci� nadziei. Byle sko�czy� podkop i przej�� granic�. To by� pierwszy etap, pierwszy cel, jaki sobie wyznaczy�. Co dalej? Nad tym nie zastanawia� si� jeszcze. Cztery lata sp�dzone tutaj oduczy�y go patrze� zbyt daleko w przysz�o��. Realne by�o "dzi�" i ewentualnie - ,,jutro". Pojutrze by�o ju� mgNstym poj�ciem - horyzontem czasu, poza kt�ry my�l nie si�ga. Edel patrzy� na swoje d�onie z po�amanymi paznokciami o czarnych obw�dkach. Zacisn�� je w pi�ci, rozprostowa�. Stawy trzeszcza�y, �ci�gna przeszywa�y igie�ki b�lu. ,,Ta cholerna wilgo�" - pomy�la�. Otuli� si� szczelnie kocem i zamkn�� oczy. 2. Poprawka z historii Dzie� by� od samego rana s�oneczny i ciep�y, po nocnym deszczu powietrze pachnia�o �wie�o�ci� p�nej wiosny, kwitnieniem krzew�w na skwerach i w og�le - blisko�ci� wakacji. Tim wyszed� z domu wcze�niej ni� zwykle. Okropnie nie chcia�o mu si� i�� do szko�y. Poprzedniego dnia do p�na ogl�da� w telewizji transmisj� sportow� i nie przygotowa� si� na dzisiejsze lekcje. W�a�ciwie mia� ju� ko�cowe oceny ze wszystkiego z wyj�tkiem historii. Tim mia� pecha do tego przedmiotu albo mo�e po prostu profesor Bruss niezbyt go lubi�, do�� �e przez ca�y rok by�o. kiepsko z t� histori�. W ubieg�ych latach, gdy przerabiali staro�ytno��, wieki �rednie i czasy nowo�ytne a� do ostatniej Wojny �wiatowej, nie by�o �adnych k�opot�w. Dopiero najnowsza historia, obejmuj�ca okres ostatniego stulecia, okaza�a si� dla Tima tak niewdzi�czna... Uczy� si�, czyta� du�o, zna� wszystkie fakty i wydarzenia - ale wci�� jego odpowiedzi nie zadowala�y Brussa, kt�ry zawsze si� do czego� przyczepia�... Dzi� historia mia�a by� na pierwszej lekcji i trudno liczy� nawet na poduczenie si� pod �awk�. Je�li 19 Bruss wyrwie Tima - dw�ja murowana i poprawka po wakacjach pewna. Nie, na to Tim nie m�g� pozwoli�. Ju� lepiej zrobi� unik i przygotowa� si� na nast�pny dzie�. Tim zboczy� w alejk� parku, znalaz� �awk� ukryt� za krzakiem ja�minu i usiad�. Otworzy� podr�cznik. "No tak... �adnie bym wygl�da�! - pomy�la�, kartkuj�c ksi��k�. - Dwana�cie stron. Temat te� jak ocean: �Nie-zaprzeczalna bezalternatywno�� naszej jedynie s�usznej polityki mi�dzyplanetarnej)). Ju� sobie wyobra�am te podchwytliwe pytanka: Czy s�uszna by�a b��dna kos-mopolityka by�ej organizacji tak zwanych Narod�w jakoby rzekomo Zjednoczonych i dlaczego- nie by�a s�uszna, uzasadni� na przyk�adach... Albo co� w tym rodzaju." Profesor Bruss by� do niedawna zast�pc� naczelnego redaktora lokalnej gazety, specjalist� od zagadnie� wsp�czesnego �wiata, i historia najnowsza stanowi�a jego ulubion� dziedzin�. Tim zamkn�� podr�cznik, przez chwil� jeszcze walczy� z w�asnym sumieniem, wreszcie wsta� z �awki, torb� przerzuci� przez plecy i pogwizduj�c ostatni przeb�j, zaczynaj�cy si� od s��w: Popatrz, �wiat�o amby w g�rze l�ni, Czujnie strze�e nas Kosmiczny Brat! Kocham ci�, dziewczyno, uwierz mi, Szcz�cie nasze potrwa tysi�c lat... ruszy� w stron� dworca autobusowego. Nie wiedzia� jeszcze, dok�d pojecha�, lecz by�o mu to w�a�ciwie oboj�tne, byle jako� sp�dzi� ten dzie� z dala od szkolnych k�opot�w i profesora Brussa. W zasadzie nigdy tego nie iobi�, lecz tym razem sytuacja by�a szczeg�lna i Tim og�osi� sobie ..stan wyj�tkowy". 20 �a�owa� tylko, �e nie um�wi� si� z Mart�, we dwoje by�oby przyjemniej... Ale teraz ju� by�o za p�no o tym my�le�, a poza tym Marta pewnie i tak nie da�aby si� wyci�gn�� na wagary. "A gdybym... tam... - pomy�la�, stoj�c przed tablic� z rozk�adem jazdy i planem linii autobusowych. - Dlaczego by nie zobaczy� wreszcie samemu, jak tam jest..." Wszyscy koledzy ju� byli, a on, Tim, czasem po prostu wstydzi� si�, �e nie ma tego za sob�. Niby drobiazg, a jednak... Autobus pustosza�. Na przedostatnim przystanku wysiad�y dwie osoby i Tim spostrzeg�, �e jest ostatnim pasa�erem. - Jedziesz dalej? - M�ody ch�opak, kierowca, odwr�ci� g�ow� i patrzy�, jakby troch� zdziwiony. Tim przytakn�� ruchem g�owy, kierowca u-�miechn�� si� nieznacznie, zamkn�� drzwi autobusu i ruszy� wolno po zniszczonej, pe�nej dziur nawierzchni betonowej drogi. Trz�s�c si� i podskakuj�c, autobus min�� kilka ostatnich dom�w osiedla i wjecha� pomi�dzy rozleg�e pola. Okolica by�a pusta, po obu stronach szosy pola si�ga�y a� po horyzont. Monotoni� krajobrazu przerywa�y tylko ma�e domki, rozrzucone pomi�dzy prostok�tami o zr�nicowanej zieleni, dwie d�ugie szklarnie, o-�lepiaj�co b�yszcz�ce w s�o�cu, i ledwie st�d widoczny ci�gnik z przyczep�, pe�zn�cy poln� drog�. Autobus zwolni�. Przez przedni� szyb� wida� by�o przekrzywiony s�upek przystanku i ma�y placyk z kolist� p�tl� wyje�d�on� ko�ami zawracaj�cych tu autobus�w. Dalej wida� by�o niewyra�ne pasmo dalszego odcinka drogi, zmierzaj�cej w kierunku odleg�ej, ciemnej smugi lasu. Tim poczu� ucisk w okolicy �o��dka i przyspieszone t�tno w skroniach. D�onie lekko dr�a�y, 21 wi�c zarzuci� pasek torby na rami� i schowa� r�ce do kieszeni. Kierowca zawr�ci� z fantazj�, wzniecaj�c ob�ok kurzu, i zahamowa� ostro, ustawiaj�c autobus w kierunku powrotnym. - Koniec trasy - og�osi� patrz�c spod oka na Tima, kt�ry wsta� powoli z fotela, mrukn�� "dzi�kuj�" i zeskoczy� na zachwaszczone pobocze* drogi. Kierowca wysiad� po drugiej stronie i gdy Tim obchodzi� ty� autobusu, spotkali si� oko w oko. - Wycieczka... czy wagary? - spyta� domy�lnie kierowca. U�miechn�� si� przy tym pob�a�liwie. -Wiem, wiem - ci�gn��, rozprostowuj�c ramiona i przeci�gaj�c si�. Szed� za Timem, kt�ry niepewnie ruszy� naprz�d. - Te� tutaj by�em, kiedy mia�em twoje lata. Zabrzmia�o to �miesznie, bo m�g� mie� o sze�� czy siedem lat wi�cej ni� Tim, a m�wi� jak staruszek, wspominaj�cy dawne dzieje. Tim spojrza� na niego, u�miechaj�c si� nijako. Wola�by ju� by� sam, i�� sobie z w�asnymi my�lami t� zapuszczon�, nie u�ywan� od dawna drog�. - Chcesz sam to zobaczy�, rozumiem... Ka�dy kiedy� ma tak� ch��. Ale wystarcza ten jeden raz, potem ju� si� nie chce. Nic ciekawego - gada� dalej kierowca. - Ale uwa�aj, nie id� za daleko! Nareszcie zatrzyma� si�, a potem zawr�ci�. Tim nie obejrza� si�. S�ysza� tylko oddalaj�ce si� kroki. Szed� dalej, powoli, pokonuj�c dziwny op�r w�asnych n�g. W szczelinach sp�kanego betonu bezkarnie pieni�y si� dorodne k�py rdestu i kostrzewy. Pobocze porasta�y wysokie chwasty, chwilami przes�aniaj�ce widok p�l. Gdy uszed� ze dwie�cie krok�w, us�ysza� z dala warkot motoru. Autobus odjecha�, Tim poczu� si� nagle bardzo osamotniony, lecz nie zwolni� kroku. Na prawym skraju drogi, ponad chwasty, jak s�onecznik wykwita� znak drogowy - ,,zakaz ruchu 22 wszelkich pojazd�w" - z tabliczk�, na kt�rej widnia� troch� zatarty napis ,,Uwaga' Strefa ochronna" - odczyta� Tim podchodz�c bli�ej Min�� tablic� i szed� dalej, rozgl�daj�c si� na boki Wyt�aj�c wzrok, odszuka� wreszcie to, czego wypatrywa� nikn�cy na tle nieba a�ur wie�yczki, d�wigaj�cej na swym szczycie niewielk� kulist� naro�l Przypomina�a s�up wysokiego napi�cia, na kt�rym usiad�o jakie� skulone stworzenie Po przeciwnej stronie drogi, o kilkaset metr�w od niej, by�a druga, taka sama Przeszed� jeszcze kilkadziesi�t metr�w i zatrzyma� si� przy nast�pnej tablicy z napisem "Granica Przekroczenie grozi �mierci�" O dziesi�� krok�w dalej drog� przecina�a ledwo widoczna cienka linka z pouwieszanymi na niej w niewielkich odst�pach kawa�kami czerwonej tkaniny, powiewaj�cymi na lekkim wietrze Linia czerwonych strz�pk�w ci�gn�a si� w lewo i w prawo na wysoko�ci p� metra nad ziemi� Linka wspiera�a si� na niskich s�upkach jak elektryczne ogrodzenie na pastwisku Przed ni� rozci�ga� si� kilkumetrowej szeroko�ci pas nie uprawianej ziemi Dalej wida� by�o ��k�, kilka k�p krzew�w i drog�, tak samo zniszczon� jak po tej stronie, wiod�c� w kierunku odleg�ej �ciany wysokiego lasu Tim raz jeszcze odszuka� wzrokiem wie�yczki Zgrubienia u ich szczyt�w mia�y kszta�t elipsoidy Na szarej powierzchni ka�dej z nich wida� by�o l�ni�cy punkt, z tej odleg�o�ci wygl�daj�cy jak szkliste oko Te "oczy" nie by�y nieruchome Patrz�c przez chwil�, Tim zauwa�y� ich powolne ruchy w pionie i poziomie Cyklopowe spojrzenie wie�yczek kontrolnych omiata�o stref� wok� linii czerwonych chor�giewek Tim by� po raz pierwszy w takim miejscu Czu� si�, jakby doszed� do ko�ca - jak �w w�drowiec ze �redniowiecznego sztychu, kt�ry osi�gn�� koniec �wiata, wyobra�ony jako kryszta�owy klosz sfery niebieskiej, 23 co przykrywa p�aski kr�g Ziemi Tylko ze tutaj nie by�o tej kryszta�owej �ciany, kt�r� mo�na by przenikn��, cho�by g�ow� - jak �w �redniowieczny podr�nik z obrazka Nie by�o jej, lecz jednak Tim post�pi� dwa kroki w stron� granicy, lecz w tej samej chwili ma�y medalion zawieszony na jego szyi rozbrz�cza� si� przeci�gle Cofn�� si� pospiesznie, a potem podni�s� z szosy drobny kamyk, zamachn�� si� i rzuci� przed siebie �ledzi� lot kamyka, a� do rozb�ysku bia�ej iskry, kt�rej pojawieniu si� nad lini� chor�giewek towarzyszy� suchy trzask Kamyk nigdy nie dotkn�� ziemi po drugiej stronie niewidzialnej �ciany, kt�ra zamieni�a go w ob�oczek rozwiewaj�cego si� dymu Tim patrzy� jeszcze przez chwil� wzd�u� pasa starej drogi, przeci�tej lini� powiewaj�cych p�achetek, w stron� lasu i krzew�w tamtego, nieosi�galnego �wiata po drugiej stronie Potem powoli odwr�ci� si� i ruszy� w stron� przystanku autobusowego Wszystko to wygl�da�o tak w�a�nie, jak si� spodziewa� Wszystko, czego uczono go od dawna, by�o prawd� Wiedzia�, ze by�o Wiedza o �wiecie, jak� mu przekazywano od lat, by�a sprawdzalna i me mia� podstaw, by podawa� w w�tpliwo�� kt�rykolwiek z jej fragment�w Wszystko by�o takie jasne, sp�jne, uporz�dkowane, trwa�e i powtarzalne Dawa�o poczucie sta�o�ci, a wi�c bezpiecze�stwa By�o - jedynie mo�liwe i jedynie s�uszne, bez alternatywy Oczywiste jak to, ze on sam by�, istnia�, czu� - w�r�d innych ludzi, w�r�d ulic i dom�w, w mie�cie z amb� po�rodku, z pulwami bezszelestnie p�yn�cymi nad ziemi�, z ko�ysz�cymi si� tu i �wdzie owalami kaps�w l sk�d nagle ten niepok�j, to dziwne pytanie owszem, wszystko w porz�dku, ale dlaczego w�a�nie tak? Dlaczego w takim porz�dku7" - zastanawia� si�, przeskakuj�c wyrwy w betonie drogi 24 Wida� ju� by�o autobus, stoj�cy na przystanku. Kierowca sta� na poboczu i pali� papierosa patrz�c przed siebie na szachownic� p�l. Tim spojrza� za jego wzrokiem. Na prze�aj przez zagony szed� jaki� przygarbiony stary cz�owiek. Zbli�a� si� do drogi i stoj�cego na niej autobusu, lecz szed� jakby coraz wolniej, z oci�ganiem. Ubrany by� w podarty kombinezon roboczy, ubrudzony ziemi�. Twarz mia� zaro�ni�t� i brudn� o szarobrunatnej, niezdrowej cerze. Tim zauwa�y�, ze nie jest taki stary, jak wydawa�o si� z daleka. Obdartus podszed� z wolna do autobusu i nie patrz�c na kierowc�, kt�ry bacznie go obserwowa�, wdrapa� si� na stopie�, a potem ci�ko opad� na pierwszy z brzegu fotel. Tim tez wsiad�, wrzuci� monet� do automatu i schowa� do kieszeni bilet. Kierowca zaj�� swoje miejsce, uruchomi� silnik i ruszy�. Mijali w�a�nie zabudowania przedmie�cia, gdy nagle autobus zatrzyma� si� przed jakim� niewysokim budynkiem. Nie otwieraj�c drzwi, kierowca zatr�bi� raz i drugi. Z wn�trza budynku wyszed� umundurowany policjant. - O co chodzi? - rzuci� w stron� kierowcy, wychylonego przez okno. Kierowca pokaza� g�ow� za siebie. - Jaki� w��cz�ga. Nie zap�aci� za przejazd -powiedzia� otwieraj�c przednie drzwi. Oberwaniec teraz dopiero spostrzeg�, co si� dzieje. Skoczy� do wyj�cia, policjant zast�pi� mu drog�, lecz on odepchn�� go obiema r�kami, wypad� na chodnik i rzuci� si� do ucieczki. Ulica, z obu stron zamkni�ta ciasn� zabudow�, nie dawa�a szans. Policjant zagwizda� i pomkn�� za nim. Dw�ch innych wybieg�o z drzwi posterunku i do��czy�o do po�cigu. Uciekinier potyka� si�, jego zbyt du�e, gumowe buty nie pozwala�y na szybki bieg. Po 25 chwili policjanci JU� siedzieli mu na karku Gdy wprowadzali go do budynku, nie szarpa� si� JU�, szed� potulnie, k�api�c dziurawymi gumowcami Tim zauwa�y�, ze na drelichu podartej bluzy, na plecach, prze�wieca�y mu niezbyt starannie zatarte, ja�niejsze od brudnego t�a litery - Cwaniaczek' - powiedzia� kierowca g�o�no - My�la�, ze si� uda' Nie potrzeba nam takich go�ci' - Kto to by�7 - spyta� Tim, przesiadaj�c si� na miejsce za kierowc�, kt�ry uruchomi� silnik i ruszy� - Nie widzia�e�7 Urwa� si� z kwadratu Tim nie pyta� o nic wi�cej, bo nie chcia� si� zdradzi�, ze nie wie, co to znaczy Ekran celowniczy pokry� si� ko�ami bia�ych rozb�ysk�w, zlewaj�cych si� na chwil� w �wietlist� p�aszczyzn�, by po kilku sekundach rozpa�� si� na r�j osobnych, kurcz�cych si� w miar� oddalania niebieskawych kr��k�w Pomi�dzy nimi zn�w mo�na by�o zauwa�y� tamte, rosn�ce wci�� z�owrogo, plamy �wietlne, znacz�ce po�o�enie nacieraj�cej eskadry Antyrakiety, biegn�ce na spotkanie wrogiej formacji, rozpierzch�y si� nagle, naprowadzone na poszczeg�lne cele Jeszcze sekundy tylko Seria b�ysk�w zala�a ekran o�lepiaj�c� biel� Przes�oni� oczy Gdy spojrza� znowu, kula �wiat�a p�k�a w�a�nie na mn�stwo drobnych iskier, jak na pokazie sztucznych ogni, spalaj�cych si� w locie, nikn�cych powoli Z ca�ego morza jasno�ci pozosta�y tylko owe nieub�agane, nacieraj�ce �wiate�ka Tim przeliczy� je wzrokiem i poczu� parali�uj�cy strach By�o ich wi�cej ni� przedtem ,, a w miejsce ka�dej odci�tej g�owy smoka - trzy nowe wyrasta�y" - przemkn�� mu przez 26 my�l urywek dziecinnej bajki. Wpar� d�onie w d�wignie i odpali� now� seri� antyrakiet... ... Teraz ju� ca�y ekran roi� si� od napastnik�w, coraz bli�szych, wdzieraj�cych si� nieub�aganie, nieuchronnie w stref� obrony. Chcia� zerwa� si� z fotela, lecz ci�ar cia�a nie poddawa� si� mi�niom. Tylko d�onie niesko�czenie powolnym ruchem unios�y si� do ekranu, jakby chc�c zetrze� z niego przera�aj�cy obraz kl�ski... Nag�e uczucie lekko�ci, unoszenia si�... Jak korek wypierany z dna naczynia, z g�stej zrazu, lecz stopniowo rzedn�cej cieczy, wyprysn�� w g�r�, w niewa�ko��, w pr�ni�... Otworzy� oczy. Ko�dra le�a�a na pod�odze, on sam siedzia� sztywno na pos�aniu, zaciskaj�c d�onie na fa�dach prze�cierad�a. Na wprost jego oczu czworok�t okna ja�nia� b��kitnawym przed�witem. Odetchn�� g��boko kilka razy, wci�� jeszcze pod wra�eniem sennego koszmaru, z poczuciem nieuchronno�ci zag�ady reduty, kt�rej przed chwil� broni� do ostatka... Na przek�r l�kowi, teraz ju� z dystansu, utwierdzony w realno�ci jawy, przymkn�� oczy, by przywo�a� raz jeszcze obraz walki - obraz utkany w�tkiem wyobra�ni na osnowie skleconej z urywk�w ogl�danych film�w, z mglistej wiedzy o przebiegu tych dawnych, lecz do dzi� wstrz�saj�cych wydarze�... To by� jednak pi�kny sen... Maj�c �wiadomo��, �e si� �ni, mog�c w ka�dej chwili wr�ci� do rzeczywisto�ci - mo�na by �ni� dalej: odpiera� huraganowe natarcia wrogiej flotylli, heroicznie broni� swej pozycji, a� do ostatniej rakiety na wyrzutni... A potem... Niewa�ne, co potem. Na jawie i tak nie ma ju� wrog�w, a gdyby nawet... to i tak ch�opcy - tacy jak on - nigdy nie b�d� zmuszeni gin�� w nier�wnej, beznadziejne! walce. 27 Spojrza� w okno Na tle ja�niej�cego, porannego nieba, ponad dachami dom�w, wida� by�o smuk�y, zw�aj�cy si� nieco ku g�rze zarys wysokiej budowli U jej szczytu p�on�a kula pomara�czowego �wiat�a Tim wiedzia�, ze nie zdarzy si� nic z�ego, dop�ki p�onie ten �wietlny sygna� nad miastem, ten znak bezpiecze�stwa, znany mu od dziecka Naci�gn�� ko�dr� z powrotem na tapczan, po�o�y� g�ow� na poduszce i sprawdzi� czas Budzik wskazywa� wp� do czwartej, m�g� wi�c spa� jeszcze dobre trzy godziny Teraz, lez�c, widzia� w oknie tylko niebo B�yszcza�a na nim jeszcze jedna gwiazda - a mo�e planeta - kt�rej blasku nie zdo�a� st�umi� nastaj�cy �wit Tim zamkn�� oczy We wtorki dwie pierwsze lekcje odbywa�y si� w pracowni biologicznej Tim przyjecha� do szko�y nieco wcze�niej ni� zwykle Autobus tym razem nie sp�ni� si�, nic go nie zatrzymywa�o w drodze i gdy Tim wszed� do pracowni, by�o w niej dopiero dw�ch uczni�w Pod nieobecno�� nauczyciela myszkowali po k�tach, wywlekaj�c z zakamark�w starych szaf jakie� dziwaczne eksponaty rozsypuj�ce si� szkielety drobnych ssak�w, s�oje z �abami w spirytusie, wypchane zwierz�ta, jakie� zakonserwowane glisty, tasiemce i inne paskudztwa Tim nie lubi� bra� udzia�u w takich hecach Nie by�o sensu nara�a� si� biologowi Wystarczy�o, ze historyk mia� JU� na niego oko Tim czu�, ze lada dzie� b�dzie musia� odpowiada� z historii i �wiadomo�� ta przyprawia�a go o lekki rozstr�j nerwowy Ot, cho�by te senne koszmary Przecie� to skutek przeuczenia, ale ku� dalej, bo sytuacja by�a fatalna Teraz tez, korzystaj�c z paru minut, jakie zosta�y do dzwonka, wydoby� podr�cznik i zacz�� powtarza� 28 ostatni� lekcj�. Tymczasem Alf i Marek dobrali si� do pliku zakurzonych plansz pogl�dowych, wsuni�tych g��boko za szaf�. Wywlekli je stamt�d i przegl�dali po kolei, szukaj�c zapewne jakich� pikantniejszych przekroj�w anatomicznych. Co� tam znale�li, bo prychali i chichotali, odczytuj�c p�g�osem napisy. - O, zobacz! Rozmna�anie si� ryb... Ee, to nieciekawe... A tutaj... Narz�dy p�ciowe skorupiaka... - Ty, Alf! - powiedzia� nagle Marek. - Zobacz, co to? Widzia�e� co� takiego? Co to za potw�r? Tim uni�s� g�ow� znad ksi��ki. Ch�opcy przygl�dali si� wizerunkowi dziwnego stwora o sze�ciu nogach, z okr�g�� g��wk� zaopatrzon� w pot�ne szczypce i dwie d�ugie witki czu�k�w. - Formica rubra. Mr�wka czerwona - odczyta� Alf. - To jaki� owad... Przecie� to jest skala pi��dziesi�t do jednego. W rzeczywisto�ci ma kilka milimetr�w. - Nigdy nie widzia�em... A tutaj jest napisane, ze "... liczne odmiany, pospolite na wszystkich kontynentach..." - powiedzia� Marek. - Zaraz, zaraz... Co� s�ysza�em... Chyba to by�y jakie� szkodniki czy co� takiego. Wydaje mi si�, �e je wyt�piono... Pr�bowali wsun�� plansz� z powrotem, lecz opar�a si� o co� i ani rusz nie chcia�a si� schowa�. �eb owada z nastroszonymi czu�kami wystawa� uparcie zza szafy, demaskuj�c poczynania ciekawskich uczni�w. W�a�nie w tym momencie do pracowni wszed� profesor Unger i oczywi�cie zaraz zobaczy� t� nieszcz�sn� mr�wk�. Tego, co dzia�o si� potem, ch�opcy nie potrafili sobie w �aden spos�b wyt�umaczy�. Profesor stan�� nagle na �rodku sali, jakby owa mr�wka by�a bazyliszkiem, pora�aj�cym tego, na kogo patrzy. Sta� tak przez kilkana�cie sekund, z oczami wytrzeszczonymi, z r�k� zawis�� w p� ruchu: nast�pnie 29 skoczy� nagle w stron� planszy, wyszarpn�� j� zza sza fy, a potem, jeszcze szybciej, wsun�� z powrotem l tym razem nie chcia�a si� schowa�, wi�c odwr�ci� j� obraz kism do �ciany Teraz dopiero odpr�y� si� nieco, zwr�ci� si� do uczni�w i patrzy� na nich, jakby nie wiedzia�, co ma powiedzie� - To jakie� nieporozumienie - b�kn�� wreszcie - Poj�cia nie mam, sk�d si� to tutaj wzi�o Ucz� tu dopiero od p�rocza, nie wiedzia�em Wygl�da�o na to, ze si� usprawiedliwia' Ch�op cy stali z opuszczonymi g�owami, gotowi przyj�� nagan� za buszowanie po pracowni - a on po prostu usprawiedliwia si�' Dlaczego7 - My chcieli�my zrobi� troch� porz�dku -powiedzia� Marek, jak zwykle pierwszy odzyskuj�c kontenans - Tyle tu kurzu - Bardzo was prosz�, nigdy mi tu me r�bcie porz�dkowi - Profesor powiedzia� to niepewnym, dr��cym g�osem - Sam tu uprz�tn�, wyrzuc�, co niepotrzebne - Ale - o�mieli� si� Alf - Co to by�o, ta for mica ? - Nic, zupe�nie nic - odpowiedzia� profesor gwa�townie - Prosz�, zapomnijcie o tym, nikomu ani s�owa To nie istniej�cy gatunek, nie ma takich owad�w, w og�le nie ma To pomy�ka Nie ma tego w programie nauczania i w og�le Wiecie, jak to bywa Kiedy� wierzono w w�a morskiego i inne bzdury Po prostu pomy�ka uczonych Wi�c um�wmy si�, nie widzieli�cie tej planszy, dobrze7 Wszyscy trzej skin�li g�owami, profesor u �miechn�� si� i jakby uspokoi� Do pracowni wchodzili JU� nast�pni uczniowie, po chwili zad�wi�cza� dzwo nek 30 Unger wywo�a� do odpowiedzi wszystkich trzech. Zada� im �miesznie �atwe pytania i postawi� oceny bardzo dobre. Na przerwie Tim podszed� do Marka. - Co mu si� sta�o? - spyta�. - Jak my�lisz? - Nie wiem, ale chyba si� czego� �miertelnie przestraszy�. Przekupi� nas zupe�nie wyra�nie. To odpytywanie by�o szyte grub� nici�... - Trzeba to zbada�, zapyta� kogo� o te... - Ty, uwa�aj! Niech si� tylko dowie, to nas urz�dzi na sam koniec roku! Lepiej sied�my cicho, dop�ki nie wystawi ocen na �wiadectwo. - Masz racj�. Zagadn� ostro�nie kogo� zaufanego. - Dobra. Ja te�... Do licha, ale si� zapowietrzy�, jak zobaczy� ten obrazek! Nigdy go nie widzia�em z tak� g�upi� min�... Tim wraca� ze szko�y pieszo. Mama poleci�a mu kupi� par� rzeczy, wi�c wysta� si� w kilku kolejkach, bo akurat by�y to godziny szczytowego ruchu w sklepach. By� ju� i tak sp�niony na obiad, a na domiar z�ego na ulicy sta� imponuj�cy korek: trzy rz�dy samochod�w, autobusy uwi�zione w zatokach przystank�w, potok pieszych na chodnikach. Korek ci�gn�� si� przez kilka kolejnych skrzy�owa�, blokuj�c ruch w przecznicach. Tutaj, w starej dzielnicy miasta, gdzie mieszka� Tim, ka�de zak��cenie w komunikacji by�o kl�sk�, szczeg�lnie w godzinach nasilonego ruchu. Kierowcy przywykli do takich sytuacji, czekali do�� spokojnie, z rezygnacj�, a� strumie� pojazd�w znowu ruszy. Niekt�rzy wysiadali i wsparci o maski swych woz�w, wspinaj�c si� na palce pr�bowali zobaczy�, co dzieje si� z przodu. Tim posuwa� si� skrajem chodnika, lawiruj�c zr�cznie pomi�dzy przechodniami. Ju� z daleka spostrzeg�, co si� dzieje. Na �rodku skrzy- 31 zowania Alei P�nocnej z ulic� Kwiatow� b�yska�o niebieskie �wiat�o wozu policyjnego Ruch by� zatrzymany dla obu przecinaj�cych si� kierunk�w Na skraju chodnik�w stali przechodnie, oczekuj�c na mo�liwo�� przej�cia na drug� stron� Tim wcisn�� si� w szpaler ludzi na kraw�niku i spojrza� w lewo, wzd�u� Kwiatowej Do skrzy�owania zbli�a� si� ogromny toran, poprzedzany przez dwie pulwy Masywna bry�a toranu p�yn�a bezg�o�nie i powoli ponad dachami stoj�cych samochod�w, nad samym �rodkiem ulicy Obie pulwy sun�y po bokach, nieco ni�ej, blisko kraw�nik�w Zbli�a�y si� w�a�nie do skrzy�owania Stoj�cy na chodnikach ludzie patrzyli w milczeniu, jak wyd�u�ony korpus toranu przep�ywa majestatycznie w �lad za ob�ymi cielskami pulw Kilka r�k podnios�o si� w ge�cie pozdrowienia, kto� wzni�s� okrzyk, t�um stoj�cych wzd�u� ulicy zawt�rowa�, zamacha� d�o�mi Tim tak�e podni�s� r�k� i pokiwa� w kierunku toranu Wszyscy cierpliwie czekali, a� kawalkada minie skrzy�owanie, a potem pospieszyli ka�dy w swoj� stron� Sznur samochod�w ruszy�, najpierw Alej� P�nocn�, a potem, gdy toran znikn�� za zakr�tem Kwiatowej, kieruj�c si� w stron� amby, w�z policyjny pod��y� jego �ladem, a za mm pozosta�e samochody, pos�uszne gestom policjant�w reguluj�cych ruch na skrzy�owaniu Tim patrzy� przez chwil� na oddalaj�cy si� toran Gdyby mia� wi�cej czasu, ch�tnie poszed�by za nim, by zobaczy�, jak b�dzie dokowa� Spieszy� si� jednak, a zreszt� - toran jak toran, rzecz normalna Widzia� to JU� nieraz Przerzuci� torb� przez rami� i ruszy� w kierunku domu, zn�w przeciskaj�c si� pomi�dzy spiesz�cymi w r�ne strony przechodniami - Pa��taj� si�, cholera, akurat w godzinach szczytu' - us�ysza� nagle za sob� - Jakby nie mogli 32 zaczeka�... Tylko zamieszanie robi� tymi swoimi defiladami... Tim obejrza� si�. Sz�o za nim dw�ch m�czyzn. Obaj wygl�dali na lekko podchmielonych. - A kto im zabroni? - powiedzia� drugi. - Widocznie musz�... - Tak, musz�... A my musimy si� cieszy�, �e... - Zamknij si�! - sykn�� ten drugi. - �le ci tutaj? Tim przyspieszy� kroku. Domy�li� si�, o czym m�wili dwaj m�czy�ni, lecz nie rozumia�, co tak denerwowa�o jednego z nich. Przecie� to zupe�nie normalna sprawa, �e nad ulic� przechodzi toran. Trzeba zaczeka�, przejdzie i p�jdzie sobie dalej. Po co si� tak niecierpliwi�? To tak, jakby kto� si� z�o�ci�, �e wiatr wieje albo - ze pada deszcz. Niby mo�na, ale... po co? Gabinet prezentowa� si� okazale: pi�kne, stare meble, fotele pokryte puszystym futrem, obrazy w z�oconych ramach... Sam kwadratowy - drobny, niewysoki m�czyzna, mo�e pi��dziesi�cioletni, nikn�� po prostu na tle tego dostojnego otoczenia. Wygl�da� na zagubionego tak�e w�r�d problem�w, kt�re spada�y na jego barki. Warnelowi by�o troch� g�upio na my�l, �e zajmuje swoimi prywatnymi sprawami cenny czas i uwag� tak zapracowanego cz�owieka. Kwadratowy jednak�e sam rozgada� si�, rozlu�ni� - czy to dlatego, �e czu� potrzeb� od czasu do czasu otworzy� przed kimkolwiek swoje wn�trze, czy wr�cz uzna� Warnela za osob� na odpowiednim poziomie, zdoln� zrozumie� jego trudno�ci. - Bardzo mi�o, docencie, �e przyszed� pan do mnie osobi�cie - m�wi� wylewnie, cz�stuj�c Warnela kaw�. - Za�atwimy, rzecz jasna, pa�sk� spraw�. To po 2 - Wyj�cie z cienia 33 prostu niedopatrzenie Wydzia�u Zagranicznego, dawno powinien by� pan otrzyma� te �etony. Wysoko cenimy wasz instytut. Jeste�cie plac�wk� naukow� bardzo potrzebn� na naszym terenie, znaj� was te� za granic�. Nale�� si� wam pewne przywileje. Nie mamy przecie� z wami �adnych k�opot�w... .Wy, naukowcy, jeste�cie lud�mi odpowiedzialnymi, rozumiecie �wiat lepiej ni� ktokolwiek inny. Gdyby wszyscy tak jak wy... Kwadratowy t�sknie westchn�� i zapad� si� w mi�kki fotel po drugiej stronie niskiego stolika, na wprost Warnela. - Ludzie s� tacy nieodpowiedzialni - podj�� po chwili. - Jakby nie pojmowali pewnych podstawowych prawd. Jestem w stanie zrozumie� naiwnych prostaczk�w, ludzi bez wykszta�cenia, kt�rym mo�e co� si� wydawa�, mog� ulega� nieodpowiedzialnym podszeptom. Ale ostatnio na przyk�ad mam k�opoty ze szkolnictwem. Musia�em odwo�a� kilku nauczycieli za karygodne zaniedbania na polu edukacji m�odzie�y... W jednej ze szk�, niech pan sobie wyobrazi, uczy si� m�odzie� o... mr�wkach! Pan rozumie, co to znaczy?! Kto� rozpowszechnia niedopuszczalne informacje, a ja ponosz� konsekwencje. Mo�e si� wydawa�, ze mam tu mi��, spokojn� prac�, ale to pozory... W ka�dej chwili, pojmuje pan, w ka�dej chwili musz� trzyma� r�k� na pulsie... Zadzwoni� jeden z telefong.w na biurku. Kwadratowy poderwa� si� z fotela, podbieg� i uni�s� s�uchawk�. Notowa� co� pilnie, zgi�ty nad biurkiem. War-nel dostrzeg� lekkie dr�enie d�oni trzymaj�cej pi�ro. Wysoki'urz�dnik wygl�da� na zaniepokojonego. - No prosz�!... - rzek� wracaj�c na fotel. -Zn�w jakie� incydenty. Poj�cia nie mam, sk�d si� to bierze! M�odzie� jest w dzisiejszych czasach wyj�tkowo �le wychowana. 34 - Sta�o si� co�? - Na szcz�cie nic gro�nego. Ale oni o wszystkim wiedz� i zaraz interweniuj�. Kiedy� nareszcie spo�ecze�stwo doro�nie do naszej cywilizacji? Jak mo�na przez osiemdziesi�t lat nie zrozumie� i nie doceni� roli naszych kosmicznych braci... Dobrze, �e wi�kszo�� spo�ecze�stwa przejawia zdrowy rozs�dek... Oni tyle dla nas zrobili, �e po prostu czarn� niewdzi�czno�ci� jest wszelkie pow�tpiewanie w s�uszno�� i celowo�� ich wytycznych... Czy kiedykolwiek w historii Ziemi mieli�my taki d�ugi okres spokoju, tak r�wnomierny podzia� d�br, tak ustabilizowan� gospodark�... Zna pan sytuacj� z ko�ca ubieg�ego wieku: przeludnienie, g��d, niedobory energii, dewastacja �rodowiska... A r�wnocze�nie - ogromne obszary nie wykorzystanych teren�w, astronomiczne sumy przeznaczone na wydatki zbrojeniowe, na badania kosmiczne, na setki cel�w nie maj�cych nic wsp�lnego z polepszeniem bytu cz�owieka na tej planecie. Nie by�o perspektyw wyj�cia z impasu, nikt nie potrafi� da� realistycznej recepty na napraw� sytuacji, na zawr�cenie naszej cywilizacji z tej drogi do samozag�ady... Pomijam ju� kwesti� inwazji, bo to czynnik obiektywny, losowy przypadek... Ale trzeba by�o dopiero kogo�, kto ch�odnym, acz przychylnym okiem spojrza�by z zewn�trz na nasz �wiat, uporz�dkowa�, nada� mu w�a�ciwy kierunek... Kto� stokro� od nas m�drzejszy, bardziej do�wiadczony, a r�wnocze�nie - nie wykorzystuj�cy swej przewagi na nasz� szkod�... Pami�ta pan, docencie, jakie mieli�my trudno�ci z obs�ug� w urz�dach pocztowych? To tylko male�ki, wycinkowy przyk�ad, �wiadcz�cy o tym, �e jeste�my czasem �lepi na najprostsze rozwi�zania, uwik�ani w irracjonalne, tradycjonalistyczne uprzedzenia! Od chwili gdy wprowadzono obowi�zkow�, drobn� op�at� od ka�dego interesanta - ten przys�owiowy 35 grosik do puszki, dla urz�dnika w okienku - sytuacja odmieni�a si� diametralnie' Teraz nikt nie zawraca g�o wy kupnem jednego znaczka pocztowego, bo musi przy tym wnosi� dodatkow� op�at� w tej samej wysoko�ci, co przy kupnie dziesi�ciu A urz�dnicy dwoj� si� i troj�, by szybko obs�ugiwa�, by mie� jak najkr�tsz� kolejk� przy okienku Wprost bij� si� o klient�w, wywieszaj� tabliczki "U mnie najszybciej , nie robi� �aski, s� grzeczni, z�by �ci�ga� do siebie interesanta, prze�cigaj� si� w uprzejmo�ci' Im szybciej pracuj�, tym wi�ksz� otrzymuj� premi� od klient�w, i to bez �adnej progresji podatkowej' Czy pan sobie wyobra�a, co by by�o, gdyby to wymy�li� kto� z zarz�du poczty? Podni�s�by si� krzyk - ze legalne �ap�wki, napiwki A to tylko puste s�owa' Liczy si� efekt uzdrowienie sytuacji w urz�dach' Albo sprawa kar za zak��canie porz�dku publicznego Dawniej by�y r�ne sposoby karania, wszystkie ma�o skuteczne Teraz, odk�d wprowadzono kar� publicznej ch�osty, chuligan�w po prostu nie ma' Chuligan tez ma SW�J honor, to jego najczulsze miejsce Ale my, w naszym zaple�nia�ym humanitaryzmie, nigdy by�my nie wpadli na to proste rozwi�zanie' M�wi�oby si� nawr�t do �redniowiecza, poni�enie ludzkiej godno�ci A ludzka godno�� tych, co dostaj� po �bie od �obuza w ciemnej ulicy7 Naprawd�, docencie, potrzeba by�o obiektywnego spojrzenia na nasz �wiat, skutecznych rad i m�drych zarz�dze� Zreszt� nauczyli�my si� JU� rz�dzi� sami Oni w�a�ciwie nie ingeruj� w nasze sprawy Pomogli nam zorganizowa� �wiat wedle ich recepty, a teraz tylko dyskretnie czuwaj�, gotowi pom�c w razie trudno�ci Kwadratowy otar� pot z czo�a i przymkn�� oczy, zm�czony wida� tym monologiem - Tak, tak, docencie Winni�my im wdzi�czno�� Musimy trzyma� w gar�ci to wszystko, co po- 36 mogli nam tak sprawnie zorganizowa�. A tych, kt�rzy b�d� nam przeszkadzali, przywo�amy do porz�dku. Musz� przyj�� to, co jedynie s�uszne i racjonalne. Nie ma alternatywy dla naszej cywilizacji. Wszystko inne wypr�bowali bez powodzenia nasi przodkowie... Dostanie pan swoje �etony. Prosz� wybaczy�, �e czeka� pan tak d�ugo. Moi urz�dnicy s� ostro�ni, teraz tyle r�nych nieodpowiedzialnych os�b chce wyjecha� za granic�. P�niej s� tylko k�opoty z przemytem... Czego to ludzie nie przewo��... Ale do was, naukowc�w, mamy zaufanie. Wy rozumiecie nasze racje i uwarunkowania. A tak na marginesie, docencie, dlaczego tak niewielu cz�onk�w liczy w waszym instytucie Klub Kontakt�w Kosmicznych? Wie pan przecie�, jak� wag� przywi�zujemy do zdecydowanego demonstrowania przyjaznych uczu�