7339
Szczegóły |
Tytuł |
7339 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7339 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7339 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7339 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
AGATHA CHRISTIE
TAJEMNICZY PAN QUIN
T�UMACZY�A AGNIESZKA BIHL
TYTU� ORYGINA�U: THE MYSTERIOUS MR QUIN
ROZDZIA� PIERWSZY
NADCHODZI PAN QUIN
Wigilia Nowego Roku.
Starsi uczestnicy przyj�cia w Royston zebrali si� w przestronnym holu.
Pan Satterthwaite by� zadowolony, �e m�odzie� posz�a ju� spa�. Nie przepada� za m�odymi lud�mi w stadzie. Uwa�a� ich za nieciekawych i pozbawionych ogl�dy. Brakowa�o im subtelno�ci, a on wraz z up�ywem lat coraz wy�ej j� sobie ceni�.
Pan Satterthwaite mia� sze��dziesi�t dwa lata; by� lekko pochylonym, zasuszonym cz�owieczkiem o badawczym, dziwnie figlarnym spojrzeniu, �ywo, je�li nie nadmiernie zainteresowanym losami bli�nich. Mo�na by rzec, �e przez ca�e �ycie siedzia� w pierwszym rz�dzie widowni, obserwuj�c rozgrywaj�ce si� wok� ludzkie dramaty. Tyle �e teraz, gdy staro�� trzyma�a go w swoim u�cisku, odkry�, �e jest coraz bardziej krytyczny wobec analizowanych wydarze�. Pragn�� czego� cho� troch� niezwyk�ego.
Bez w�tpienia mia� nosa do tych spraw. Instynktownie wiedzia�, gdzie szuka� tragedii. Wyczuwa� ich zapach jak bojowy rumak. Od chwili przybycia do Royston tego popo�udnia jego niezwyk�y zmys� postawi� go w stan gotowo�ci. Dzia�o si� � lub mia�o si� sta� � co� interesuj�cego.
Przyj�cie nie by�o zbyt liczne: Tom Evesham, towarzyski, weso�y gospodarz i jego powa�na �ona o politycznym zaci�ciu, z domu lady Laura Keene; sir Richard Conway, �o�nierz, podr�nik i sportowiec; sze�cioro czy siedmioro m�odych ludzi, kt�rych nazwisk pan Satterthwaite nie zapami�ta�, no i Portalowie.
Oni w�a�nie zaciekawili pana Satterthwaite�a.
Nigdy wcze�niej nie spotka� pana Portala, lecz wiedzia� o nim wszystko. Zna� jego ojca i dziadka. Alex Portal by� typowym przedstawicielem swojej klasy: tu� przed czterdziestk�, jasnow�osy i bi�kitnooki jak wszyscy Portalowie; lubi� sport i by� dobrym graczem, a poza tym by� zupe�nie pozbawiony wyobra�ni. W Aleksie Portalu nie kry�o si� nic niezwyk�ego. Przeci�tny, typowy Anglik.
Jego �ona by�a inna. Pan Satterthwaite wiedzia�, �e pochodzi�a z Australii. Portal wyjecha� tam dwa lata temu, spotka� j�, po�lubi� i przywi�z� do domu. Przed �lubem nigdy nie by�a w Anglii. A jednak nie przypomina�a �adnej ze znanych panu Satterthwaite�owi Australijek.
Teraz obserwowa� j� ukradkiem. Interesuj�ca kobieta, i to bardzo. Milcz�ca, a jednak pe�na �ycia. Pe�na �ycia! O to w�a�nie chodzi�o! Nie pi�kna, nie, nie mo�na by�o jej nazwa� pi�kn�, jednak mia�a w sobie jaki� fatalny czar, kt�rego nie spos�b nie zauwa�y� � �aden m�czyzna nie m�g� go nie dostrzec. Przemawia�a tu m�ska natura pana Satterthwaite�a, lecz kobiec� jej cz�� (gdy� pan Satterthwaite mia� sporo kobiecych cech) intrygowa�o pytanie: Dlaczego pani Portal farbowa�a w�osy?
Prawdopodobnie inny m�czyzna nie domy�li�by si�, �e je farbuje, lecz pan Satterthwaite wiedzia�. Zna� si� na takich sprawach. By� zdziwiony. Wiele brunetek farbuje w�osy na blond, ale nigdy jeszcze nie spotka� blondynki, kt�ra farbuje sobie w�osy na czarno.
Wszystko w niej go intrygowa�o. Intuicyjnie czu�, �e by�a albo bardzo szcz�liwa, albo bardzo nieszcz�liwa � nie wiedzia�, kt�re �bardzo� jest prawd� i ta niewiedza go irytowa�a. Poza tym chodzi�o jeszcze o dziwny wp�yw, jaki wywiera�a na m�a.
Uwielbia j� � powiedzia� sobie pan Satterthwaite � lecz czasem� tak, czasem si� jej boi! To bardzo interesuj�ce. Niezwykle interesuj�ce.
Portal pi� za du�o, to pewne. Mia� te� dziwaczny zwyczaj obserwowania swojej �ony, kiedy na niego nie patrzy�a.
Nerwy � oceni� pan Satterthwaite. � Jest potwornie nerwowy. Ona to wie, ale nie mo�e nic na to poradzi�.
Ta para ogromnie go intrygowa�a. Dzia�o si� co�, czego nie potrafi� zrozumie�.
Z rozwa�a� wyrwa�o go uroczyste bicie zegara w rogu.
��Dwunasta � powiedzia� Evesham. � Nowy Rok. Szcz�liwego Nowego Roku wszystkim. M�wi�c prawd�, ten zegar spieszy si� o pi�� minut. Nie mam poj�cia, czemu dzieci nie zaczeka�y, a� zacznie si� Nowy Rok?
��Nawet przez minut� nie przypuszcza�am, �e naprawd� posz�y spa� � powiedzia�a spokojnie jego �ona.
��Prawdopodobnie wk�adaj� nam do ��ek szczotki do w�os�w. Takie �arty bardzo je bawi�, nie wiem, dlaczego. Za moich czas�w nigdy nie pozwolono by nam na co� podobnego.
��Autre temps, autres moeurs1 � zauwa�y� z u�miechem Conway.
By� to wysoki m�czyzna o wygl�dzie wojskowego. Obaj z Eveshamem nale�eli do tego samego typu � uczciwi, pro�ci, �yczliwi ludzie bez wi�kszych pretensji intelektualnych.
��Za moich czas�w podawali�my sobie r�ce, staj�c w ko�o i �piewali�my Auld Lang Syne � ci�gn�a lady Laura. � �Czy� starzy znajomi maj� odej�� w zapomnienie�� Zawsze wzrusza�y mnie te s�owa. Evesham poruszy� si� z irytacj�.
��Przesta�, Lauro � mrukn��. � Nie tutaj. Przeszed� przez szeroki hol, w kt�rym siedzieli, i w��czy� dodatkowe �wiat�o.
��G�upio z mojej strony � orzek�a lady Laura sotto voce2. � To mu oczywi�cie przypomina biednego pana Capela. Moja droga, czy ogie� nie jest zbyt du�y?
Eleanor Portal wzdrygn�a si� gwa�townie.
��Dzi�kuje pani. Odsun� troch� krzes�o.
Ale� �liczny glos � jeden z tych niskich, g��bokich g�os�w na granicy szeptu, kt�re zapadaj� w pami�� � pomy�la� pan Satterthwaite. Teraz jej twarz znalaz�a si� w cieniu. Jaka szkoda.
Odezwa�a si� ponownie ze swojego pogr��onego w mroku miejsca.
��Pan� Capel?
��Tak. Pierwszy w�a�ciciel tego domu. Wie pani, zastrzeli� si� Och, dobrze. Tom, m�j kochany. Nie b�d� o tym m�wi�, je�li nie chcesz. Dla Toma by� to oczywi�cie ogromny szok. By� tutaj, kiedy si� to sta�o. Tak jak pan, sir Richardzie, prawda?
��Tak, lady Lauro.
Stary zegar w drugim rogu j�kn��, siekn��, sapn�� astmatycznie i wybi� p�noc.
��Szcz�liwego Nowego Roku, Tom � mrukn�� apatycznie Evesham.
Lady Laura zwin�a niespiesznie swoj� rob�tk�.
��A wi�c powitali�my Nowy Rok � stwierdzi�a, a patrz�c na pani� Portal doda�a: � O czym pani my�li, kochanie?
Eleanor Portal podnios�a si� szybko na nogi.
��O ��ku, bezwzgl�dnie � rzuci�a lekko.
Jest bardzo blada � pomy�la� pan Satterthwaite. � R�wnie� wsta� i zaj�� si� �wiecznikami. � Zwykle nie jest a� tak blada.
Zapali� �wiec� i poda� jej ze �miesznym, staro�wieckim uk�onem. Odebra�a j�, dzi�kuj�c, i wolno posz�a na g�r�.
Nagle pan Satterthwaite odczu� osobliwy impuls: chcia� p�j�� za ni�, uspokoi� j�. Mia� dziwne wra�enie, �e znalaz�a si� w niebezpiecze�stwie. Po chwili zawstydzi� si�. On r�wnie� robi si� nerwowy.
Pani Portal nie obejrza�a si� na m�a, podchodz�c do schod�w, lecz teraz odwr�ci�a g�ow� i rzuci�a mu d�ugie, badawcze, niezwykle intensywne spojrzenie. Wywar�o ono dziwne wra�enie na panu Satterthwaicie.
�yczy� gospodyni dobrej nocy, z trudem skrywaj�c wzburzenie.
��Oby to by� szcz�liwy rok � powiedzia�a lady Laura. � Cho� wed�ug mnie sytuacja polityczna obfituje w wielkie niewiadome.
��Na pewno � odpar� �ywo pan Satterthwaite. � Na pewno.
��Mam tylko nadziej� � ci�gn�a lady Laura, nie zmieniaj�c ani na jot� tonu � �e jako pierwszy przekroczy nasz pr�g jaki� brunet. Zapewne zna pan ten przes�d, panie Satterthwaite? Nie? Zaskakuje mnie pan. Ot�, �eby szcz�cie przysz�o do domu, pierwszy w dzie� Nowego Roku musi przej�� przez pr�g ciemnow�osy m�czyzna. M�j Bo�e, obym tylko nie znalaz�a w swoim ��ku czego� bardzo nieprzyjemnego. Nie ufam dzieciom. S� a� za bardzo pe�ne wigoru.
Potrz�saj�c g�ow� w smutnym przeczuciu lady Laura wspi�a si� majestatycznie po schodach.
Kiedy panie odesz�y, krzes�a przysuni�to bli�ej wok� k��d p�on�cych w otwartym kominku.
��M�wcie, kiedy � powiedzia� Evesham, zach�caj�co podnosz�c karafk� z whisky.
Gdy ka�dy mia� ju� nape�nion� szklank�, rozmowa wr�ci�a do tematu zakazanego wcze�niej.
��Zna� pan Dereka Capela, Satterthwaite? � spyta� Conway.
��Tak, cho� s�abo.
��A pan, Portal?
��Nie, nigdy go nie spotka�em.
Powiedzia� to gwa�townie, jakby si� broni�, a� pan Satterthwaite podni�s� na niego zdumiony wzrok.
��Nie cierpi�, kiedy Laura wraca do tego tematu � stwierdzi� powoli Evesham. � Musicie wiedzie�, �e po tragedii dom sprzedano jakiemu� wielkiemu fabrykantowi. Wyni�s� si� po roku. Nie odpowiada� mu czy co? Oczywi�cie opowiadano sporo bzdur o tym, �e w tym domu straszy i posiad�o�� zyska�a z�� s�aw�. Potem Laura kaza�a mi kandydowa� z okr�gu West Kidleby, co oczywi�cie oznacza�o zamieszkanie w tej cz�ci kraju, a nie�atwo by�o znale�� odpowiedni� siedzib�. Royston sprzedawano tanio, wi�c c�, w ko�cu je kupi�em. Duchy to bzdura, ale mimo to nikt nie chce, �eby przypominano mu, i� mieszka w domu, w kt�rym zastrzeli� si� jeden z jego przyjaci�. Biedny stary Derek. Nigdy nie dowiemy si�, dlaczego to zrobi�.
��Nie jest pierwszym ani ostatnim cz�owiekiem, kt�ry zastrzeli� si� nie podaj�c przyczyny � powiedzia� ci�ko Alex Portal.
Wsta� i zrobi� sobie kolejnego drinka, szczodr� r�k� lej�c whisky.
Dzieje si� z nim co� z�ego � orzek� w duchu pan Satterthwaite. � Bardzo z�ego. Chcia�bym wiedzie�, w czym rzecz.
��No, no! � odezwa� si� Conway. � Pos�uchajcie wiatru. Dzika noc.
��Idealna dla duch�w � rzuci� Portal z zuchwa�ym �miechem. � W tak� noc wszystkie diab�y wychodz� z piek�a.
��Wed�ug lady Laury, nawet najczarniejszy z nich przyni�s�by nam szcz�cie � zauwa�y� Conway, �miej�c si�. � Pos�uchajcie tego!
Wiatr zn�w zawy� przera�liwie, a kiedy ucich�, rozleg�y si� trzy g�o�ne uderzenia w okute drzwi wej�ciowe. Wszyscy a� podskoczyli.
��Kto to, na Boga, mo�e by�, o tej porze? � zawo�a� Evesham.
Popatrzyli na siebie.
��Otworz� � powiedzia� Evesham. � S�u�ba posz�a ju� spa�.
Podszed� do drzwi, grzeba� si� troch� z ci�kimi zasuwami i wreszcie otworzy� je na o�cie�. Do holu wpad� lodowaty podmuch wiatru.
Na progu sta� jaki� m�czyzna, wysoki i smuk�y. Witra� nad drzwiami sprawi�, �e panu Satterthwaite�owi wyda�o si�, i� ubrany jest we wszystkie kolory t�czy. Kiedy post�pi� naprz�d, okaza� si� szczup�ym brunetem w sportowej marynarce.
��Musz� gor�co przeprosi� za ten najazd � przem�wi� mi�ym, stonowanym g�osem. � M�j samoch�d si� zepsu�. Nic powa�nego. Szofer naprawia go, lecz potrwa to jakie� p� godziny, a na dworze jest tak potwornie zimno�
Urwa�, a Evesham szybko podchwyci� w�tek.
��Na pewno. Prosz� wej�� i napi� si� z nami. Nie potrzebuje pan pomocy przy samochodzie?
��Nie, dzi�kuj�. M�j cz�owiek wie, co robi�. A w og�le to nazywam si� Quin. Harley Quin.
��Niech�e pan siada, panie Quin � powiedzia� Evesham. � To sir Richard Conway, to pan Satterthwaite. Ja nazywam si� Evesham.
Pan Quin przywita� si� i opad� na krzes�o go�cinnie podsuni�te przez Eveshama. Kiedy siada�, p�omienie w kominku przygas�y, na chwil� pogr��aj�c jego twarz w mroku, co wygl�da�o niemal tak, jakby za�o�y� mask�.
Evesham dorzuci� drew do ognia.
��Drinka?
��Z ch�ci�.
Evesham przyni�s� mu szklank� i podaj�c j� zapyta�:
��Zna pan dobrze t� cz�� kraju, panie Quin?
��Przeje�d�a�em t�dy kilka lat temu.
��Naprawd�?
��Tak. Ten dom nale�a� wtedy do cz�owieka nazwiskiem Capel.
��A tak. Biedny Derek Capel. Zna� go pan?
��Tak, zna�em.
Zachowanie Eveshama uleg�o delikatnej zmianie, prawie niezauwa�alnej dla kogo�, kto nie zg��bi� charakteru Anglika. Poprzednio by�a w nim lekka rezerwa, kt�ra teraz znikn�a. Pan Quin zna� Dereka Capela. By� przyjacielem przyjaciela, co stanowi�o wystarczaj�ce por�czenie i pozwala�o obdarzy� go zaufaniem.
��To zdumiewaj�ca sprawa � zwierzy� si� Evesham. � W�a�nie o niej rozmawiali�my. M�wi� panu, kupi�em ten dom wbrew sobie. Gdybym znalaz� cokolwiek innego, r�wnie dogodnego� ale nic nie by�o. Nocowa�em tu, kiedy si� zastrzeli�, tak samo jak Conway i daj� s�owo, zawsze spodziewa�em si�, �e duch Capela b�dzie tu kr��y�.
��Trudno to wyja�ni�, powiedzia� wolno i z rozwag� pan Quin i urwa� jak aktor, kt�ry w�a�nie poda� widzom wa�n� wskaz�wk�.
��Mo�e pan sobie m�wi�, �e trudno � rzuci� gwa�townie Conway. � Ca�a rzecz jest absolutn� tajemnic� i tak ju� pozostanie.
��Doprawdy? � rzuci� wymijaj�co pan Quin. � Tak, sir Richardzie, co pan m�wi�?
��Zdumiewaj�ce, takie w�a�nie to by�o. Oto m�czyzna w kwiecie wieku, weso�y, beztroski, bez �adnych zmartwie�. Nocuje u niego pi�ciu czy sze�ciu starych kumpli. Przy kolacji ma wy�mienity humor, jest pe�en plan�w na przysz�o��. I prosto od sto�u idzie na g�r� do swojego pokoju, wyci�ga rewolwer z szuflady i strzela. Dlaczego? Nie wiedzieli�my wtedy i nigdy si� tego nie dowiemy.
��Czy to nie przesadne stwierdzenie, sir Richardzie? � zapyta� z u�miechem pan Quin.
Conway zagapi� si� na niego.
��Co ma pan na my�li? Nie rozumiem.
��Problem niekoniecznie jest nie do rozwi�zania, poniewa� dot�d go nie rozwi�zano.
��Och! Ej�e, cz�owieku, przecie� je�li nic nie wyja�ni�o si� wtedy, ma�o prawdopodobne, by uda�o si� to teraz, dziesi�� lat p�niej?
Pan Quin �agodnie pokr�ci� g�ow�.
��Nie zgadzam si� z panem. Przemawia przeciwko panu historia. Wsp�czesny kronikarz nigdy nie opisze historii r�wnie dok�adnie jak historyk z p�niejszego pokolenia. Chodzi o lepsz� perspektyw�, mo�liwo�� zobaczenia wydarze� we w�a�ciwych proporcjach. Je�li pan woli, jest to kwestia wzgl�dno�ci, jak zreszt� wszystko.
Alex Portal pochyli� si� do przodu z bole�nie wykrzywion� twarz�.
��Ma pan racj�, Quin � wykrzykn��. � Ma pan racj�. Czas nie likwiduje pyta�, przedstawia je tylko na nowo, w innym uj�ciu.
Evesham u�miecha� si� tolerancyjnie.
��Chce pan powiedzie�, Quin, �e gdyby�my urz�dzili tu dzi� wiecz�r� nazwijmy to przewodem s�dowym w sprawie okoliczno�ci �mierci Dereka Capela, mamy r�wne szans� dotarcia do prawdy, jak w�wczas?
��Wi�ksze, panie Evesham. Niemal zupe�nie znikn�� ju� wasz osobisty stosunek do wydarze�, pami�tacie wi�c fakty jako fakty, nie szukacie sposobu, by zniekszta�ci� je w�asn� interpretacj�.
Evesham zmarszczy� czo�o, pe�en w�tpliwo�ci.
��Oczywi�cie, od czego� trzeba zacz�� � ci�gn�� pan Quin spokojnym tonem. � Zazwyczaj zaczyna si� od teorii. Jestem pewien, �e kt�ry� z pan�w ma w�asn�. Mo�e pan, sir Richardzie?
Conway �ci�gn�� brwi z zastanowieniem.
��C�, oczywi�cie � zacz�� si� t�umaczy� � my�leli�my� to by�o ca�kiem naturalne� �e za tym musi kry� si� jaka� kobieta. Zwykle chodzi o kobiet� lub o pieni�dze, prawda? A tu na pewno nie wchodzi�y w gr� pieni�dze. �adnych problem�w w tej materii. Tak wi�c� o co innego mog�o chodzi�?
Pan Satterthwaite a� podskoczy�. Pochyli� si�, by podzieli� si� w�asnym zdaniem, i w tej samej chwili dostrzeg� kobiec� posta�, przykucni�t� przy balustradzie biegn�cej wok� galerii na pi�trze. Skuli�a si�, widoczna jedynie z miejsca, gdzie siedzia� i z napi�ciem przys�uchiwa�a si� temu, co m�wiono poni�ej. By�a tak nieruchoma, �e z trudem uwierzy� �wiadectwu w�asnych oczu.
Jednak z �atwo�ci� rozpozna� dese� sukni � staromodny brokat. To by�a Eleanor Portal.
I nagle wszystkie wydarzenia tego wieczoru u�o�y�y si� w sp�jn� ca�o��: przybycie pana Quina nie by�o czystym przypadkiem � na scenie pojawi� si� aktor, kt�ry ma poda� najwa�niejsz� wskaz�wk�. W holu Royston wystawiano w�a�nie tragedi�, wcale nie mniejsz� przez to, �e jeden z aktor�w nie �yje. Och, Derek Capel r�wnie� bra� udzia� w przedstawieniu. Tego pan Satterthwaite by� pewien.
I r�wnie nagle spad�o na niego kolejne ol�nienie. Sytuacja by�a zas�ug� pana Quina. To on wystawia� t� sztuk�, to on rozdawa� aktorom role. Sta� u �r�d�a tajemnicy, poci�gaj�c za sznurki, wprawiaj�c kukie�ki w ruch. Wiedzia� o wszystkim, nawet o kobiecie skulonej za drewnian� balustrad� na pi�trze. Tak, on wiedzia�.
Opar�szy si� wygodnie na krze�le, bezpieczny w roli jednoosobowej widowni, pan Satterthwaite obserwowa� rozgrywaj�cy si� przed jego oczyma dramat. Pan Quin poci�ga� za sznurki spokojnie, ze swobod� poruszaj�c swoimi marionetkami.
��Kobieta� tak � mrukn�� z namys�em. � Czy podczas owej kolacji nie wspominano o jakiej� kobiecie?
��Ale� tak � wykrzykn�� Evesham. � Capel og�osi� swoje zar�czyny. To dlatego wszystko, co wydarzy�o si� potem, wydawa�o si� kompletnym szale�stwem. Dlatego by� taki o�ywiony. Wyzna�, �e nie powinien tego jeszcze og�asza� oficjalnie, zrobi� tylko aluzj�, �e wkr�tce porzuci kawalerski stan.
��Z miejsca odgadli�my, o jak� dam� chodzi � do��czy� si� Evesham. � Marjorie Dilke. Mi�a dziewczyna.
Wydawa�o si�, �e kolej na uwag� pana Quina, lecz on nie odezwa� si�; jego milczenie by�o dziwnie prowokuj�ce, zupe�nie jakby poda� w w�tpliwo�� ostatnie twierdzenie. W efekcie Conway zaj�� obronn� pozycj�:
��Bo o kogo innego mog�o chodzi�? Jak my�lisz, Evesham?
��Nie wiem � odpar� wolno Tom Evesham. � Zaraz, co on dok�adnie powiedzia�? Ze porzuca stan kawalerski i �e nie mo�e poda� nam nazwiska swojej wybranki, zanim nie uzyska jej pozwolenia� �e jeszcze nie wolno mu nic oficjalnie og�asza�. Pami�tam, powiedzia�, �e jest cholernym szcz�ciarzem. �e chce, by jego dwaj starzy przyjaciele wiedzieli, i� za rok o tej porze b�dzie szcz�liwym ma��onkiem. Przyj�li�my oczywi�cie, �e m�wi o Marjorie. Przyja�nili si� i cz�sto si� spotykali.
��Jedynie� � zacz�� Conway i zaraz urwa�.
��Co chcia�e� powiedzie�, Dick?
��C�, rzecz w tym, �e je�li rzeczywi�cie m�wi� o Marjorie, troch� dziwne, �e nie m�g� od razu og�osi� zar�czyn. Po co ta tajemnica? Wygl�da�o to tak, jakby chodzi�o o jak�� m�atk� wiecie, kobiet�, kt�rej m�� zmar� w�a�nie albo kt�rej sprawa rozwodowa by�a w toku.
��To prawda � zgodzi� si� Evesham. � W takiej sytuacji jasne, �e nie m�g� og�osi� zar�czyn. I wiecie, je�li si� g��biej zastanowi�, wcale nie spotyka� si� z Marjorie tak cz�sto. Wszystko urwa�o si� rok wcze�niej. Pami�tam, �e pomy�la�em, i� stosunki mi�dzy nimi znacznie si� och�odzi�y.
��Dziwne � rzuci� pan Quin.
��Tak� zupe�nie jakby pomi�dzy nich wszed� kto� trzeci.
��Inna kobieta � powiedzia� z zastanowieniem Conway.
��Na Jowisza! � zawo�a� Evesham. � Wiecie, tamtej nocy Derek by� niemal nieprzyzwoicie weso�y, prawie pijany ze szcz�cia. A jednak� nie potrafi� tego dok�adnie nazwa�, ale zachowywa� si� jakby� prowokacyjnie:
��Jak cz�owiek wyzywaj�cy los � dorzuci� ci�ko Alex Portal.
Czy aby na pewno m�wi� o Dereku Capelu, a nie o sobie? Patrz�c na niego pan Satterthwaite sk�ania� si� raczej ku drugiemu przypuszczeniu. Tak, tak w�a�nie zachowywa� si� Alex Portal � jak cz�owiek wyzywaj�cy los.
Jego wyobra�ni�, rozleniwion� alkoholem, rozbudzi� raptownie ten w�a�nie aspekt ca�ej historii, przypominaj�c mu jego w�asn� tajemn� trosk�.
Podni�s� wzrok w g�r�. Nadal tam by�a. Obserwowa�a, s�ucha�a. Wci�� bez ruchu, zastyg�a� jak martwa.
��Dok�adnie � m�wi� Conway. � Capel by� podniecony, i to dziwnie. Opisa�bym go jako cz�owieka, kt�ry obstawia� wysoko i wygra� wbrew wszelkim szansom.
��Mo�e zbiera� si� na odwag�, niezb�dn�, by zrobi� to, na co si� zdecydowa�? � podsun�� Portal.
I jakby pod wp�ywem nasuwaj�cego si� skojarzenia wsta� i nala� sobie kolejnego drinka.
��W �adnym razie � rzuci� ostro Evesham. � M�g�bym niemal przysi�c, �e nic takiego nie chodzi�o mu po g�owie. Conway ma racj�. Szcz�liwy gracz, kt�ry sporo zaryzykowa� i ledwo mo�e uwierzy� w wygran�. Tak w�a�nie si� zachowywa�.
Conway machn�� r�k� ze zniech�ceniem.
��A jednak � powiedzia� � w dziesi�� minut p�niej�
Siedzieli w milczeniu. Evesham z hukiem uderzy� pi�ci� w st�.
��Co� musia�o si� wydarzy� w ci�gu tych dziesi�ciu minut � krzykn��. � Musia�a! Ale co? Prze�led�my to. Rozmawiali�my. W �rodku rozmowy Capel nagle wsta� i wyszed� z pokoju�
��Dlaczego � spyta� pan Quin.
Ta uwaga wytr�ci�a Eveshama z toku my�lenia, � S�ucham?
��Spyta�em jedynie: dlaczego? � powt�rzy� pan Quin. Evesham zmarszczy� brwi, z wysi�kiem skupiaj�c pami��.
��W�wczas to nie wydawa�o si� istotne� Ach, tak, oczywi�cie: poczta. Nie pami�tacie, w jakie podniecenie wprawi� nas dzwonek do drzwi? Od trzech dni siedzieli�my zasypani �niegiem. To by�a najwi�ksza �nie�yca od lat. Wszystkie drogi sta�y si� nieprzejezdne. Nie dostarczano gazet ani list�w. Capel wyszed� zobaczy�, czy co� wreszcie przysz�o i wr�ci� z ca�ym stosem gazet i list�w. Najpierw otworzy� gazet�, �eby sprawdzi� nowinki, a potem poszed� na g�r� z listami. Trzy minuty p�niej us�yszeli�my strza�� Niepoj�te. To absolutnie niepoj�te.
��To wcale nie jest niepoj�te � powiedzia� Portal. � Musia� dowiedzie� si� z listu czego�, czego si� zupe�nie nie spodziewa�. Wed�ug mnie to ca�kiem jasne.
��Och! Nie, s�dz�, �e przegapili�my co� r�wnie oczywistego. To by�o pierwsze pytanie koronera. Ale Capel nie otworzy� �adnego listu. Ca�y stos le�a� nietkni�ty na toaletce.
Portal wygl�da� na zbitego z tropu.
��Jeste� pewien, �e nie otworzy� nawet jednego listu? M�g� zniszczy� go po przeczytaniu.
��Nie, jestem absolutnie pewien. Takie rozwi�zanie by�oby najprostsze. Ale nie � �aden list nie zosta� otwarty. Niczego nie spalono, niczego nie podarto. Nawet nie rozpalono ognia w kominku.
Portal pokr�ci� g�ow�.
��Niezwyk�e.
��W sumie to upiorna sprawa � zauwa�y� cicho Evesham. � Conway i ja poszli�my na g�r�, kiedy us�yszeli�my strza� i znale�li�my go� M�wi� wam, co to by� za szok.
��Mo�na by�o tylko wezwa� policj�, jak s�dz�? � zapyta� pan Quin.
��W Royston nie by�o telefonu. Za�o�y�em go, kiedy kupi�em dom. Na szcz�cie, akurat wtedy siedzia� w kuchni miejscowy posterunkowy. Jeden z ps�w� pami�tasz biednego starego Rovera, Conway? Przepad� dzie� wcze�niej. Przeje�d�aj�cy wozem cz�owiek znalaz� go na p� zamarzni�tego w zaspie i zabra� na posterunek. Rozpoznali, �e to pies Capela, w dodatku jego ulubiony, wi�c posterunkowy sam go przyni�s�. Dotar� tu minut� przed strza�em. To oszcz�dzi�o nam problem�w.
��Rany, ale� to by�a �nie�yca � wspomina� Conway.
��Mniej wi�cej o tej porze roku, prawda? Na pocz�tku stycznia.
��Chyba lutego. Niech pomy�l�, zaraz potem wyjechali�my za granic�.
��Jestem przekonany, �e to by�o w styczniu. M�j ko�, Ned� pami�tasz Neda? Okula� pod koniec stycznia. To sta�o si� wkr�tce potem.
��W takim razie to musia� by� sam koniec stycznia. �mieszne, jak trudno przypomnie� sobie daty po up�ywie lat.
��To jedna z najtrudniejszych rzeczy na �wiecie � rzuci� lekko pan Quin. � Chyba �e jakie� g�o�ne wydarzenie mo�e stanowi� punkt odniesienia� Na przyk�ad zamach na koronowan� g�ow� albo sprawa o morderstwo.
��Hej, rzeczywi�cie! � wykrzykn�� Conway. � To by�o tu� przed spraw� Appletona.
��Raczej zaraz po niej?
��Nie, nie, nie. Pami�tasz? Capel zna� Appleton�w, zatrzyma� si� u staruszka poprzedniej wiosny, zaledwie na tydzie� przed jego �mierci�. M�wi� o nim kt�rego� wieczoru. Jaki stary zrz�da by� z niego i jakie okropne musia�o by� takie �ycie dla m�odej i pi�knej kobiety, takiej jak pani Appleton. Wtedy nie podejrzewano jeszcze, �e go zabi�a.
��Na Jowisza, masz racj�. Czyta�em w gazecie o udzieleniu zgody na ekshumacj�; mia�a si� odby� tego samego dnia. Pami�tam, �e przeczyta�em to na p� �wiadomie, bo ca�y czas my�la�em o biednym Dereku, kt�ry le�a� martwy na g�rze.
��To zjawisko bardzo powszechne, cho� osobliwe � zauwa�y� pan Quin. � W chwilach wielkiego napi�cia umys� koncentruje si� na zupe�nie nieistotnej sprawie, kt�r� zapami�tujemy bardzo dok�adnie, zupe�nie jakby utrwali� j� prze�ywany stres. Mo�e to by� zupe�nie nieistotny szczeg�, jak wz�r tapety, lecz nigdy nie zostanie zapomniany.
��To dziwne, co pan m�wi, panie Quin � odezwa� si� Conway. � Gdy pan to powiedzia�, nagle odnios�em wra�enie, �e zn�w jestem w pokoju Dereka. On le�y na pod�odze, martwy. Zobaczy�em wtedy niesamowicie wyra�nie du�e drzewo za oknem i cie�, jaki rzuca�o na le��cy wok� �nieg. Tak, blask ksi�yca, �nieg i cie� drzewa, widz� to wszystko w tej chwili. Na Boga, m�g�bym to namalowa�, a nigdy nie u�wiadomi�em sobie nawet, �e na to wtedy patrzy�em.
��Jego pok�j to by� ten du�y nad gankiem, prawda? � zapyta� pan Quin.
��Tak, a drzewo to by� ten wielki buk na �uku podjazdu.
Pan Quin skin�� g�ow�, jakby ta informacja go usatysfakcjonowa�a. Pana Satterthwaite�a ogarn�o dziwne podniecenie. By� przekonany, �e ka�de s�owo, ka�da zmiana tonu w g�osie pana Quina mia�a sw�j cel. Zmierza� do czego� konkretnego � pan Satterthwaite nie wiedzia� dok�adnie, do czego, ale nie w�tpi�, kto nimi wszystkimi steruje.
Na chwil� zaleg�a cisza, a potem Evesham wr�ci� do wcze�niejszego tematu.
��Ta sprawa Appleton�w, teraz przypominam sobie dok�adnie. Wywo�a�a sporo sensacji. Zosta�a uniewinniona, prawda? �adna kobieta� bardzo szlachetna� wyj�tkowo szlachetna.
Niemal wbrew woli wzrok pana Satterthwaite�a odszuka� posta� kl�cz�c� na pi�trze. Czy wydawa�o mu si�, czy naprawd� zadr�a�a lekko, jakby kto� j� uderzy�? Czy widzia� d�o� w�druj�c� do obrusa i zatrzymuj�c� si� w p� ruchu?
Kieliszek upad� z hukiem. To Alex Portal, kt�ry nalewa� sobie whisky, upu�ci� karafk�.
��Bardzo� bardzo mi przykro. Nie wiem, co mi si� sta�o.
Evesham uci�� jego przeprosiny.
��Wszystko w porz�dku. Wszystko w porz�dku, m�j drogi. To dziwne, ale co� mi to przypomina. To w�a�nie zrobi�a, prawda? Pani Appleton. St�uk�a karafk� z porto.
��Tak. Stary Appleton co wiecz�r wypija� kieliszek porto, tylko jeden. Dzie� po jego �mierci jeden ze s�u��cych widzia�, jak pani Appleton podnosi karafk� i celowo j� rozbija. To wywo�a�o sporo plotek, oczywi�cie. S�u�ba wiedzia�a, jak by�a z nim nieszcz�liwa. Plotkowano coraz bardziej i w ko�cu, wiele miesi�cy p�niej, jeden z krewnych zmar�ego za��da� ekshumacji zw�oki I okaza�o si�, �e starzec zosta� otruty. To by� arszenik, prawda?
��Nie, chyba strychnina. Zreszt� to nie ma wielkiego znaczenia. No i wszystko by�o jasne: tylko jedna osoba mog�a go zabi�. Pani Appleton stan�a przed s�dem. Uwolniono j� raczej na skutek braku obci��aj�cych dowod�w, a nie jakiego� zdecydowanego dowodu niewinno�ci. Innymi s�owy, mia�a szcz�cie. Tak, nie przypuszczam, by ktokolwiek w�tpi� w jej win�. Co si� z ni� sta�o p�niej?
��Wydaje mi si�, �e wyjecha�a do Kanady. A mo�e do Australii? Mia�a tam wuja czy krewniaka, kt�ry zaofiarowa� jej sw�j dom. To najlepsze, co mog�a zrobi� w takich okoliczno�ciach.
Pana Satterthwaite�a fascynowa�o to, co dzia�o si� z r�k� Aleksa Portala. Z ca�ych si� zaciska� j� na kieliszku.
Rozbije go za chwil�, je�li nie b�dzie uwa�a� � pomy�la� sobie. � M�j Bo�e, ale� to intryguj�ce.
Evesham wsta� i nala� sobie drinka.
��C�, nie jeste�my du�o bli�ej odkrycia, dlaczego nieszcz�sny Derek Capel si� zastrzeli� � powiedzia�. � Nasz s�d nie okaza� si� zbyt skuteczny, prawda, panie Quin?
A pan Quin roze�mia� si�
By� to dziwny �miech, ironiczny i jednocze�nie� smutny. Sprawi�, �e wszyscy a� podskoczyli.
��Przepraszam � powiedzia�. � Nadal �yje pan przesz�o�ci�, panie Evesnam. Wci�� nie wychodzi pan poza wniosek przyj�ty wcze�niej. Lecz ja, cz�owiek z zewn�trz, obcy, kt�ry zjawi� si� przypadkiem, widz� wy��cznie� fakty!
��Fakty?
��Tak jest: fakty.
��Co ma pan na my�li? � spyta� Evesham.
��Widz� wyra�ne nast�pstwo wydarze�, kt�re sami mi przedstawili�cie, a kt�rego znaczenia nie dostrzegacie. Cofnijmy si� o dziesi�� lat i przyjrzyjmy si� temu, co widzimy � nie zak��caj�c obrazu przypuszczeniami i sentymentami.
Pan Quin powsta�. Wydawa� si� bardzo wysoki. Ogie� za nim podskoczy� kapry�nie. Przem�wi� niskim, zmuszaj�cym do uwagi g�osem.
��Jecie obiad. Derek Capel og�asza swoje zar�czyny. My�leli�cie wtedy, �e z Marjorie Dilke. Teraz nie jeste�cie ju� tego tacy pewni. Jest niezwykle podniecony, jak cz�owiek, kt�remu uda�o si� zwyci�y� los, cz�owiek, kt�ry wed�ug waszych w�asnych s��w wykona� mistrzowskie posuni�cie na przek�r przeciwno�ciom. Potem rozlega si� dzwonek do drzwi. Wychodzi, by odebra� op�nion� poczt�. Nie otwiera list�w, ale wspomnieli�cie, �e przejrza� gazet�, by zerkn�� na wiadomo�ci. To by�o dziesi�� lat temu, wi�c nie wiemy, o czym w�wczas pisano: mo�e o trz�sieniu ziemi na drugim ko�cu �wiata, mo�e o zbli�aj�cym si� kryzysie politycznym? Wiemy jedynie, �e w gazecie znalaz� si� ma�y artyku� � stwierdzaj�cy, �e trzy dni wcze�niej Ministerstwo Spraw Wewn�trznych udzieli�o zgody na ekshumacj� cia�a pana Appletona.
��Co?
Pan Quin m�wi� dalej.
��Derek Capel idzie na g�r� do swojego pokoju i stamt�d widzi co� za oknem. Sir Richard Conway powiedzia� nam, �e zas�ony nie by�y zaci�gni�te i �e wida� by�o stamt�d podjazd. Co takiego zobaczy�? Co m�g� zobaczy�, �e zmusi�o go to do odebrania sobie �ycia?
��O czym pan m�wi? Co ujrza�?
��My�l� � powiedzia� pan Quin � �e zobaczy� posterunkowego. Tego, kt�ry przyszed� w sprawie psa. Ale o tym Derek Capel nie wiedzia�. Po prostu zobaczy�� policjanta.
Na d�ugo zapad�a cisza, jakby musia�o troch� potrwa�, zanim wniosek stanie si� oczywisty.
��M�j Bo�e! � wyszepta� wreszcie Evesham. � Nie mo�e pan tego w�a�nie mie� na my�li? Appleton? Ale jego nie by�o tam w czasie �mierci Appletona. Starzec by� sam z �on��
��Ale m�g� by� u nich tydzie� wcze�niej. Strychnina nie rozpuszcza si� �atwo, chyba �e jest w postaci chlorowodorku. Najwi�ksza dawka, wsypana do porto, znalaz�aby si� w ostatnim kieliszku, i zosta�aby wypita w jaki� tydzie� po jego wyje�dzie.
Portal poderwa� si� z krzes�a. Mia� przekrwione oczy, a jego g�os by� ochryp�y.
��Dlaczego st�uk�a karafk�? � zawo�a�. � Dlaczego st�uk�a karafk�? Powiedzcie mi!
Po raz pierwszy tego wieczoru pan Quin zwr�ci� si� do pana Satterthwaite�a.
��Ma pan olbrzymie do�wiadczenie �yciowe, panie Satterthwaite. Mo�e pan potrafi nam to wyja�ni�.
G�os pana Satterthwaite�a dr�a� lekko. Wreszcie otrzyma� swoj� wskaz�wk�. Mia� wypowiedzie� jedn� z najwa�niejszych kwestii w tej sztuce. Teraz by� aktorem � a nie widzem.
��Jak ja to rozumiem � zacz�� cicho i skromnie � jej� zale�a�o na Dereku Capelu. By�a, jak s�dz�, dobr� kobiet�, i odprawi�a go z niczym. Kiedy zmar� jej m��, podejrzewa�a prawd�. Tak wi�c, by uratowa� cz�owieka, kt�rego kocha�a, pr�bowa�a zniszczy� dow�d jego winy. P�niej zapewne przekona� j�, �e jej podejrzenia by�y bezpodstawne i zgodzi�a si� wyj�� za niego za m��. Lecz nawet wtedy mia�a opory. Wed�ug mnie kobiety maj� dobr� intuicj�.
Pan Satterthwaite odegra� swoj� rol�. Nagle powietrze wype�ni�o przeci�g�e, dr��ce westchnienie.
��M�j Bo�e! � krzykn�� Evesham. � Co to by�o?
Pan Satterthwaite m�g� mu powiedzie�, �e to Eleanor Portal w galerii na pi�trze, lecz mia� zbyt artystyczn� dusz� na to, by zepsu� efekt.
Pan Quin u�miecha� si�.
��M�j samoch�d zapewne jest ju� naprawiony. Dzi�kuj� za go�cin�, panie Evesham. Mam nadziej�, �e uczyni�em co� dla mojego przyjaciela.
Spojrzeli na niego w bezrozumnym zdumieniu.
��Nie uderzy� pan�w ten aspekt sprawy? Widzicie, on kocha� t� kobiet�. Do�� mocno, by dla jej dobra pope�ni� morderstwo. Gdy do�cign�a go kara, jak mylnie uzna�, odebra� sobie �ycie. I nierozs�dnie zostawi� j�, by sama stawi�a czo�o konsekwencjom.
��Zosta�a uniewinniona � mrukn�� Evesham.
��Poniewa� nie mo�na by�o dowie�� jej winy. Zgaduj� � cho� to tylko przypuszczenie � �e nadal p�aci za tamten uczynek.
Portal opad� na krzes�o i ukry� twarz w d�oniach. Pan Quin odwr�ci� si� do pana Satterthwaite�a.
��Do widzenia, panie Satterthwaite. Interesuje si� pan teatrem, prawda?
Pan Satterthwaite przytakn��, zaskoczony.
��Musz� poleci� pana uwadze Arlekinad�. W dzisiejszych czasach traci popularno��, ale warta jest obejrzenia, zapewniam. Trudno odczyta� jej symbolik�, jednak musi pan pami�ta�, �e nie�miertelni pozostaj� nie�miertelnymi. �ycz� wszystkim dobrej nocy.
Patrzyli, jak wkracza w mrok. Jak przedtem, witra� zdawa� si� rozb�yskiwa� pstrokatymi barwami�
Pan Satterthwaite poszed� na g�r�. Chcia� zamkn�� okno w swoim pokoju, gdy� na dworze by�o zimno. Pan Quin oddala� si� wzd�u� podjazdu. Z bocznych drzwi wybieg�a jaka� kobieta. Chwil� rozmawiali, potem ona wr�ci�a do domu. Przechodzi�a tu� pod oknem i pana Satterthwaite�a uderzy�o widoczne na jej twarzy o�ywienie. Porusza�a si� jak kobieta �ni�ca szcz�liwy sen.
��Eleanor!
Przy��czy� si� do niej Alex Portal.
��Eleanor, wybacz mi� wybacz mi� powiedzia�a� mi prawd�, lecz niech B�g mi przebaczy, nie do ko�ca ci uwierzy�em�
Pana Satterthwaite�a ogromnie ciekawi�y sprawy innych ludzi, ale by� tak�e d�entelmenem. Zrozumia�, �e powinien zamkn�� okno i tak uczyni�.
Lecz zamyka� je bardzo powoli.
Dos�ysza� jej g�os, �ywy i trudny do opisania.
��Wiem� wiem. Prze�y�e� piek�o. Jak ja niegdy�. Kocha�am� na zmian� wierzy�am i podejrzewa�am� odsuwa�am ha bok w�tpliwo�ci, a one pojawia�y si�, �ypi�c na mnie z�o�liwym okiem� Wiem, Alex, wiem� Lecz istnieje piek�o jeszcze gorsze � piek�o, w kt�rym �y�am wraz z tob�. Widzia�am twoje w�tpliwo�ci, tw�j strach przede mn�� zatruwaj�cy nasz� mi�o��. Ten cz�owiek, ten przypadkowy go��, uratowa� mnie. Nie znios�abym tego d�u�ej, sam rozumiesz. Dzi� w nocy� dzi� w nocy zamierza�am si� zabi�. Alex� Alex�
ROZDZIA� DRUGI
CIE� NA SZYBIE
��Niech pan tylko pos�ucha � powiedzia�a lady Cynthia Drage.
Odczyta�a na g�os informacj� z trzymanej w r�ku gazety.
���Pa�stwo Unkerton wydaj� w tym tygodniu przyj�cie w Greenways House. W�r�d zaproszonych znale�li si� lady Cynthia Drage, pa�stwo Scott, major Porter, pani Staverton, kapitan Allenson i pan Satterthwaite.� Dobrze wiedzie�, co nas czeka � stwierdzi�a, odrzucaj�c dziennik na bok. � �adnie namieszali!
Jej towarzysz, pan Satterthwaite, kt�rego nazwisko figurowa�o na ko�cu listy go�ci, spojrza� na ni� pytaj�co. Powiadano, �e je�li pana Satterthwaite�a spotka�o si� w domach nowobogackich, by�o to znakiem, �e albo podawano tam wyj�tkowo dobre jedzenie, albo �e mia� si� tam rozegra� jaki� dramat. Pan Satterthwaite niezmiernie interesowa� si� komediami i tragediami spotykaj�cymi jego bli�nich.
Lady Cynthia, dama w �rednim wieku, o surowej twarzy i obfitym makija�u, stukn�a go bole�nie najmodniejsz� parasolk�, kt�ra spoczywa�a niedbale na jej kolanach.
��Prosz� nie udawa�, �e pan nie rozumie, bo rozumie pan doskonale. Co wi�cej, jestem przekonana, �e znalaz� si� pan tutaj w�a�nie w tym celu: by zobaczy�, jak wi�ry lec�!
Pan Satterthwaite zaprotestowa� energicznie. Nie mia� poj�cia, o czym m�wi lady Cynthia.
��M�wi� o Richardzie Scotcie. Udaje pan, �e nigdy o nim nie s�ysza�?
��Ale� oczywi�cie, s�ysza�em. To s�ynny my�liwy, prawda?
��No w�a�nie: �wielgachne nied�wiedzie i tygrysy� � jak w piosence. Sam jest prawdziwym lwem salonowym. Unkertonowie szaleli, by go zaprosi�. A do tego m�oda �ona! Czaruj�ce z niej dziecko. Och, absolutnie czaruj�ce, cho� tak naiwne. Wie pan, ona ma zaledwie dwadzie�cia lat, a on co najmniej czterdzie�ci pi��.
��Pani Scott wydaje si� urocza � powiedzia� spokojnie pan Satterthwaite.
��Tak, biedactwo.
��Dlaczego �biedactwo�?
Lady Cynthia rzuci�a mu pe�ne nagany spojrzenie i kontynuowa�a temat na sw�j w�asny spos�b.
��Porter jest w porz�dku, chocia� to nudziarz. Jeszcze jeden afryka�ski my�liwy, spalony s�o�cem milczek. Gra drugie skrzypce przy Richardzie Scotcie, i to od zawsze. S� przyjaci�mi od urodzenia. Kiedy tak si� zastanawiam, wydaje mi si�, �e na tej wyprawie byli razem�
��Jakiej wyprawie?
��No na tej. Na wyprawie pani Staverton. Zaraz pan powie, �e nigdy nie s�ysza� o pani Staverton.
��S�ysza�em o niej � powiedzia� niemal niech�tnie pan Satterthwaite.
Wymienili spojrzenia.
��To takie podobne do Unkerton�w � poskar�y�a si� lady Cynthia. � S� kompletnie beznadziejni towarzysko. Pomys�, �eby zaprosi� tych dwoje razem! S�yszeli oczywi�cie, �e pani Staverton by�a sportsmenk� i podr�niczka, i �e napisa�a ksi��k�. Ludzie tacy jak Unkertonowie ani na jot� nie u�wiadamiaj� sobie, jakie czyhaj� na nich pu�apki. Opiekowa�am si� nimi przez ca�y ubieg�y rok. Nikt nie wie, przez co przesz�am. Trzeba bez przerwy sta� u ich boku. �Nie r�bcie tego! Nie mo�ecie tego zrobi�!� Dzi�ki Bogu, ju� z tym sko�czy�am. Nie pok��cili�my si�, nie, ja nigdy si� nie k��c�, ale teraz kto� inny mo�e przej�� moje obowi�zki. Jak zawsze powtarzam, mog� wytrzyma� wulgarno��, ale nie znios� sk�pstwa!
Po tej do�� tajemniczej wypowiedzi lady Cynthia umilk�a na chwil�, wspominaj�c sk�pstwo Unkerton�w, kt�rego sama do�wiadczy�a.
��Gdybym nadal zajmowa�a si� ich sprawami � podj�a po chwili � winnam powiedzie� jasno i zdecydowanie: Nie powinni�cie zaprasza� pani Staverton razem z Richardem Scottem. Oni byli niegdy��
Urwa�a wymownie.
��Gdzie? � spyta� pan Satterthwaite.
��Ale�, m�j dobry cz�owieku! To znana historia. Ta wyprawa do interioru! Dziwi� si�, �e ta kobieta mia�a odwag� przyj�� zaproszenie.
��Mo�e nie wiedzia�a, �e Scottowie te� b�d�? � podsun�� pan Satterthwaite.
��Mo�e w�a�nie wiedzia�a. To du�o bardziej prawdopodobne.
��S�dzi pani�?
��Takie jak ona nazywam niebezpiecznymi kobietami. Nie cofnie si� przed niczym. W ten weekend nie chcia�abym znale�� si� na miejscu Richarda Scotta.
��My�li pani, �e jego �ona nic nie wie?
��Jestem pewna. Tyle �e przypuszczam, i� jaka� �yczliwa przyjaci�ka o�wieci j� pr�dzej czy p�niej. A oto Jimmy Allenson. Taki mi�y ch�opiec. Uratowa� mi �ycie rok temu w Egipcie. Tak si� nudzi�am. Witaj, Jimmy, chod��e tu natychmiast.
Kapitan Allenson pos�ucha�, opadaj�c na traw� obok lady Cynthii. By� przystojnym, trzydziestoletnim m�czyzn� o bia�ych z�bach i zara�liwym u�miechu.
��Ciesz� si�, �e komu� jestem potrzebny � powiedzia�. � Scottowie zachowuj� si� jak papu�ki nieroz��czki: dwoje to towarzystwo, troje � niedogodno��. Porter po�era swoj� gazet�, a mnie grozi�o �miertelne niebezpiecze�stwo, �e zacznie mnie zabawia� nasza gospodyni.
Roze�mia� si�. Lady Cynthia zawt�rowa�a mu. Pan Satterthwaite, pod pewnymi wzgl�dami staromodny i rzadko �artuj�cy ze swoich gospodarzy, p�ki nie opu�ci� ich domu, zachowa� powag�.
��Biedny Jimmy � rzuci�a lady Cynthia.
��Nie pytaj, dlaczego, lecz zwiewaj, kolego. Ledwie uda�o mi si� unikn�� wys�uchania rodzinnej historii o duchach.
��Duch Unkerton�w � powiedzia�a lady Cynthia.
��Przera�aj�ce.
��Nie Unkerton�w � sprostowa� pan Satterthwaite.
��Duch Greenways House. Kupili go razem z domem.
��Oczywi�cie � poprawi�a si� lady Cynthia. � Teraz sobie przypominam. Ale on nie stuka �a�cuchami, prawda? Ma jedynie co� wsp�lnego z oknem?
Jimmy Allenson b�yskawicznie podni�s� wzrok.
��Z oknem?
Jednak pan Satterthwaite nie odpowiedzia� od razu. Patrzy� ponad g�ow� Jimmy�ego na trzy postacie nadchodz�ce od strony domu � szczup�� dziewczyn� mi�dzy dwoma m�czyznami. Obu ��czy�o zewn�trzne podobie�stwo: byli wysocy, ciemnow�osi, o opalonych twarzach i bystrych oczach, lecz na drugi rzut oka to podobie�stwo znika�o. Richard Scott, my�liwy i podr�nik, obdarzony by� wyj�tkowo energicznym charakterem. Mia� wr�cz magnetyczny urok. John Porter, jego przyjaciel i towarzysz wypraw, by� bardziej kr�py, mia� nieruchom�, beznami�tn� twarz i zamy�lone, szare oczy. By� to cz�owiek spokojny i zadowolony, �e przy swoim koledze zawsze gra drugie skrzypce.
Mi�dzy t� dw�jk� sz�a Moira Scott, jeszcze trzy miesi�ce temu Moira O�Connell. Mia�a smuk�� figur�, rozmarzone br�zowe oczy i rudawoz�ote w�osy okalaj�ce drobn� buzi� jak aureola.
Nie wolno skrzywdzi� tego dziecka � powiedzia� sobie pan Satterthwaite. � Krzywda wyrz�dzona komu� tak niewinnemu by�aby czym� ohydnym.
Lady Cynthia powita�a nowo przyby�ych machni�ciem parasolki.
��Siadajcie i nie przerywajcie � poleci�a. � Pan Satterthwaite opowiada nam histori� o duchach.
��Uwielbiam opowie�ci o duchach � powiedzia�a Moira Scott. Usiad�a lekko na trawie.
��O duchu z Greenways House? � zapyta� Richard Scott.
��Tak. Zna j� pan? Scott przytakn��.
��Przyje�d�a�em tu w dawnych czasach � wyja�ni�. � Zanim Elliotowie musieli sprzeda� posiad�o��. To duch Wszystkowidz�cego Kawalera, prawda?
��Wszystkowidz�cy Kawaler � powt�rzy�a cicho jego �ona. � To mi si� podoba. Brzmi interesuj�co. Prosz� opowiada�.
Ale pan Satterthwaite nie mia� na to zbyt wielkiej ochoty. Zapewni� j�, �e ca�a historia wcale nie jest ciekawa.
��Teraz dopiero pan narobi�, panie Satterthwaite � stwierdzi� z ironi� Richard Scott. � Pa�ska niech�� pobudza zaciekawienie.
I poniewa� wszyscy si� tego domagali, pan Satterthwaite musia� zacz�� m�wi�.
��To naprawd� ma�o ciekawe � usprawiedliwi� si�. � Wszystko zaczyna si� od przodka Elliot�w, kt�ry nale�a� do prostuartowskiego stronnictwa Kawaler�w. Jego �ona mia�a kochanka, kt�ry popiera� Cromwella. Kochanek zabi� m�a w pokoju na pi�trze i oboje musieli ucieka�, ale odje�d�aj�c obejrzeli si� na dom i zobaczyli w oknie twarz spogl�daj�cego za nimi zmar�ego. Tyle legenda, natomiast opowie�� o duchu dotyczy jedynie szyby w oknie w tym w�a�nie pokoju, na kt�rej wida� nieregularn� plam�, niemal niewidoczn� z bliska, natomiast z daleka rzeczywi�cie przypominaj�c� twarz m�czyzny.
��Kt�re to okno? � zapyta�a pani Scott, kieruj�c spojrzenie na dom.
��St�d go nie wida� � wyja�ni� pan Satterthwaite. � Jest po drugiej stronie, ale wiele lat temu zabito je deskami od wewn�trz. To by�o czterdzie�ci lat temu, je�li mam by� dok�adny.
��Dlaczego? Przecie� m�wi� pan chyba, �e ten duch nigdzie nie w�druje?
��I tak jest � zapewni� j� pan Satterthwaite. � S�dz� wydaje mi si�, �e wok� tej historii zacz�o kr��y� za du�o przes�d�w, i tyle.
Po czym ca�kiem zr�cznie uda�o mu si� zmieni� temat rozmowy. Jimmy Allenson z ochot� zaj�� si� problemem egipskich wr�biarzy.
��Wi�kszo�� z nich to oszu�ci. Gotowi poda� niejasne informacje dotycz�ce przesz�o�ci, ale nie odwa�� si� ju� si�gn�� w przysz�o��.
��Zawsze s�dzi�em, �e jest dok�adnie odwrotnie � zauwa�y� John Porter.
��W tym kraju przewidywanie przysz�o�ci jest nielegalne, prawda? � rzuci� Richard Scott. � Moira namawia�a jedn� Cygank�, by jej powr�y�a, ale ta zwr�ci�a szylinga i powiedzia�a, �e nie warto lub co� w tym sensie.
��Mo�e zobaczy�a co� tak przera�aj�cego, �e nie chcia�a mi o tym powiedzie� � odezwa�a si� Moira.
��Niech pani nie przesadza, pani Scott � rzuci� lekko Allenson. � Ja nigdy nie uwierz�, �e wisi nad pani� jakiekolwiek fatum.
Kto wie � pomy�la� pan Satterthwaite. � Kto wie.
Podni�s� gwa�townie wzrok. Od strony domu nadchodzi�y dwie kobiety: niska, kr�pa, czarnow�osa, w wyszarza�ej, niegustownej zielonej sukni i wysoka, smuk�a, w kremowej bieli. Pierwsz� by�a gospodyni, pani Unkerton, a drug� kobieta, o kt�rej cz�sto s�ysza�, ale kt�rej nigdy jeszcze nie spotka�.
��Oto pani Staverton � obwie�ci�a pani Unkerton pe�nym satysfakcji tonem. � Pewnie wszyscy si� znacie.
��Ci ludzie maj� niesamowity dar m�wienia w�a�nie tego, czego nie powinni � mrukn�a lady Cynthia, ale pan Satterthwaite jej nie s�ucha�. Przygl�da� si� pani Staverton.
Bardzo swobodna, bardzo naturalna. Rzuci�a beztrosko:
��Witaj, Richardzie, wieki ca�e, odk�d si� widzieli�my. Przykro mi, �e nie mog�am przyj�� na �lub. To twoja �ona? Musi by� pani zm�czona poznawaniem wszystkich nadgryzionych z�bem czasu starych przyjaci� m�a?
Odpowied� Moiry by�a stosowna, cho� raczej nie�mia�a. I szybkie, oceniaj�ce spojrzenie starszej z kobiet, natychmiast przeniesione na drugiego z dawnych znajomych.
��Witaj, John! � tym samym swobodnym tonem, cho� z delikatn� zmian� brzmienia: z ciep�em nieobecnym wcze�niej.
A potem ten nag�y u�miech. Zupe�nie j� odmieni�. Lady Cynthia mia�a absolutn� racj�. Niebezpieczna kobieta! Bardzo pi�kna: g��bokie, niebieskie oczy � kolor nietypowy dla kusicielek; twarz, niemal wymizerowana, rozja�nia�a si� w nieoczekiwanym, ol�niewaj�cym u�miechu. M�wi�a wolno, przeci�gle.
Iris Staverton usiad�a. W naturalny, nieuchronny spos�b sta�a si� centrum ca�ej grupki. Mia�o si� wra�enie, �e tak by si� sta�o w ka�dej sytuacji.
Od rozwa�a� oderwa� pana Satterthwaite�a major Porter, proponuj�c przechadzk�. Pan Satterthwaite, kt�ry z regu�y nie przepada� za spacerami, wyrazi� zgod�. Obaj odeszli niespiesznym krokiem przez trawnik.
��Opowiedzia� nam pan bardzo ciekaw� histori� � oceni� major.
��Poka�� panu to okno � zaproponowa� pan Satterthwaite.
Poprowadzi� swego towarzysza wzd�u� zachodniej �ciany domu. Urz�dzono tu niewielki, tradycyjny ogr�dek. Nazywano go Prywatnym Ogrodem i ta nazwa mia�a pewne uzasadnienie, gdy� otacza� go wysoki �ywop�ot z ostrokrzewu i nawet wchodzi�o si� do� kr�t� dr�k� mi�dzy k�uj�cymi krzakami.
A kiedy si� ju� wesz�o, ogr�d okazywa� si� naprawd� czaruj�cy, ze staromodnymi, konwencjonalnymi grz�dkami kwiat�w, �cie�kami wy�o�onymi kamieniem i nisk�, kamienn� �awk�, ozdobnie rze�bion�. Kiedy dotarli do samego �rodka, pan Satterthwaite odwr�ci� si� i wskaza� na dom. D�u�sze �ciany Greenways House bieg�y z p�nocy na po�udnie. W�ska �ciana zachodnia mia�a tylko jedno okno na pierwszym pi�trze, niemal zupe�nie przys�oni�te bluszczem. Szybki oblepia� brud i ledwo by�o wida�, �e od �rodka zabito je deskami.
��Oto ono � powiedzia� pan Satterthwaite.
Porter spojrza� w g�r�, wyci�gaj�c lekko szyj�.
��Hmmm� widz� jakie� zabarwienie na jednej z szyb, nic poza tym.
��Jeste�my za blisko � powiedzia� pan Satterthwaite. � Dalej w lesie jest polanka, z kt�rej wida� to naprawd� wyra�nie.
Wyprowadzi� majora z Prywatnego Ogrodu i skr�caj�c ostro w lewo, wszed� do lasu. Opanowa� go entuzjazm przewodnika i nie zauwa�y�, �e m�czyzna u jego boku jest nieobecny duchem i nieuwa�ny.
��Musieli, oczywi�cie, wybi� drugie okno, kiedy zas�onili to � wyja�nia�. � To nowe wychodzi na po�udniow� stron�, na trawnik, na kt�rym siedzieli�my. Wydaje mi si�, �e w�a�nie tam mieszkaj� Scottowie. Dlatego nie chcia�em porusza� tematu. Pani Scott mog�aby si� zdenerwowa�, gdyby odkry�a, �e �pi w pokoju, kt�ry mo�na by nazwa� nawiedzanym.
��Tak, rozumiem � rzuci� Porter.
Pan Satterthwaite spojrza� na niego ostro i u�wiadomi� sobie, �e jego towarzysz nie s�ysza� ani s�owa z tego, co .m�wi�.
��Bardzo interesuj�ce � ci�gn�� Porter. Uderza� lask� w �odygi naparstnicy. Rzuci� ze zmarszczonym czo�em: � Nie powinna by�a przyje�d�a�. Nie powinna tu by�a nigdy przyje�d�a�.
Ludzie cz�sto zachowywali si� w ten spos�b przy panu Satterthwaicie. Wydawa�o si�, �e ma niewielkie znaczenie, niemal niedostrzegaln� osobowo��. By� jedynie �wietnym s�uchaczem.
��Nie � powt�rzy� Porter � nie powinna by�a tu nigdy przyje�d�a�.
Pan Satterthwaite wiedzia�, �e Porter nie m�wi o pani Scott.
��Tak pan s�dzi? � zapyta�.
Porter potrz�sn�� g�ow�, jakby przeczuwa� jakie� nieszcz�cie.
��By�em na tej wyprawie � rzuci� gwa�townie.
��Byli�my tam w tr�jk�: Scott, ja i Iris. To wspania�a kobieta� i cholernie dobrze strzela. � Urwa� na chwil�.
��Dlaczego j� zaprosili? � zapyta� raptownie.
Pan Satterthwaite wzruszy� ramionami.
��Z czystej ignorancji � powiedzia�.
��Szykuj� si� k�opoty. Musimy ich pilnowa� i zrobi�, co mo�emy.
��Lecz z pewno�ci� pani Staverton�?
��M�wi� o Scotcie. � Urwa�. � Widzi pan� trzeba bra� pod uwag� pani� Scott.
Pan Satterthwaite ca�y czas bra� j� pod uwag�, lecz nie uwa�a�, by by�o konieczne wspomina� o tym, skoro jego towarzysz najwyra�niej zupe�nie o niej zapomnia� � a� do teraz.
��Kiedy Scott pozna� swoj� �on�? � zapyta�.
��Zesz�ej zimy w Kairze. Posz�o b�yskawicznie. Zar�czyli si� po trzech tygodniach, pobrali po sze�ciu.
��Wydaje mi si� bardzo czaruj�ca.
��I taka jest, niew�tpliwie. A on j� ub�stwia� ale to i tak nie ma znaczenia. � I zn�w major Porter powt�rzy� pod nosem, u�ywaj�c zaimka, kt�ry dla niego oznacza� tylko jedn� osob�: � Niech to wszyscy diabli, nie powinna by�a przyje�d�a�
Akurat wyszli na wysokie, poro�ni�te traw� wzg�rze, do�� odleg�e od domu. Odzyskuj�c dum� przewodnika, pan Satterthwaite wyci�gn�� rami�.
��Niech pan spojrzy � powiedzia�.
Szybko zapada� zmierzch. Okno nadal by�o wida� wyra�nie i wydawa�o si�, �e do jednej z szybek przysuni�ta jest twarz m�czyzny. Na g�owie mia� ozdobiony pi�rem kapelusz.
��Nader osobliwe � oceni� Porter. � Naprawd�. Co b�dzie, je�li kiedy� kto� rozbije te szyb�?
Pan Sattertwaite u�miechn�� si�.
��To jeden z bardziej interesuj�cych aspekt�w opowie�ci. O ile wiem, szyb� wymieniano co najmniej jedena�cie razy, a mo�e jeszcze cz�ciej. Po raz ostatni dwana�cie lat temu, kiedy �wczesny w�a�ciciel domu postanowi� rozprawi� si� z przes�dami. Nic to nie da�o. Plama zawsze pojawia si� ponownie � nie od razu, zabarwienie rozszerza si� stopniowo. Z regu�y zajmuje to miesi�c lub dwa.
Po raz pierwszy Porter okaza� oznaki prawdziwego zainteresowania. Wstrz�sn�� nim nag�y dreszcz.
��Cholernie dziwne s� takie historie. Nie ma dla nich wyja�nienia. Jaka jest prawdziwa przyczyna zas�oni�cia okna?
��C�, mieszka�cy doszli do wniosku, �e� sprowadza nieszcz�cie. W tym pokoju nocowali Eveshamowie tu� przed rozwodem. Potem zatrzymali si� w nim Stanley i jego �ona. On uciek� z ch�rzystk�.
Porter uni�s� brwi.
��Rozumiem. Zagro�enie � nie dla �ycia, lecz dla zasad moralnych.
A teraz � pomy�la� pan Satterthwaite � mieszkaj� w nim Scottowie� Zastanawiam si�
W milczeniu skierowali kroki ku domowi. Id�c niemal bezszelestnie po mi�kkiej darni, ka�dy poch�oni�ty swoimi my�lami, mimo woli us�yszeli czyj�� rozmow�.
Zbli�ali si� do rogu �ywop�otu z ostrokrzewu, kiedy z g��bi Prywatnego Ogrodu dobieg�y ich wyra�ne, gwa�towne s�owa Iris Staverton.
��B�dziesz tego �a�owa�!
Odpowied� Scotta pad�a cicha i niepewna, tak wi�c s��w nie mo�na by�o odr�ni�, a potem zn�w us�yszeli g�os kobiety; to, co powiedzia�a, mieli sobie przypomnie� p�niej.
��Zazdro�� mo�e zaprowadzi� w otch�a� piek�a. Ona jest piek�em. Mo�e sk�oni� do morderstwa. Uwa�aj, Richardzie, na mi�o�� Bosk�, uwa�aj!
Zaraz potem wysz�a z ogrodu, przed nimi, i znikn�a za rogiem domu, nie zauwa�ywszy ich obecno�ci. Sz�a szybko, niemal biegn�c, jak kobieta �cigana przez koszmary.
Pan Satterthwaite ponownie zastanowi� si� nad s�owami lady Cynthii. Niebezpieczna kobieta. Po raz pierwszy mia� przeczucie tragedii, zbli�aj�cej si� szybko, nieub�aganie, niezaprzeczalnie.
Jednak tego samego wieczoru zawstydzi� si� swoich obaw. Wszystko wygl�da�o normalnie i przyjemnie. Pani Staverton zachowywa�a s