Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5199 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
�amek Aleksander
Sens �ycia
Wst�p
Ka�dy z nas chcia�by znale�� sens swojego �ycia. Mo�na go szuka� na wiele
sposob�w. W tej ksi��ce poznacie kilka mo�liwo�ci, jak tego dokona�.
Jest to ksi��ka o rozwoju osobistym i duchowym, o poszukiwaniu szcz�cia i
satysfakcji z �ycia, o pieni�dzach i pracy, o Polsce i ca�ym �wiecie, o
religiach i
Bogu, o intuicji i tolerancji, o polityce i sukcesie, o tym wszystkim, co sk�ada
si�
na nasze �ycie.
Niew�tpliwym atutem tej ksi��ki jest jej aktualno��. Opisuje ona zagadnienia,
kt�re dotycz� nas teraz - w 2003 roku. Ksi��ka porusza tematy kiepskiej sytuacji
gospodarczej naszego kraju, nieuczciwych polityk�w, ale r�wnie� wojny z
terroryzmem i kwesti� klonowania ludzi.
Mimo �e ksi��ka porusza bardzo wa�ne tematy, to jest ona napisana z du�ym
poczuciem humoru. Dlatego czytaj�c j� zapewne nieraz si� u�miechniecie.
Aby u�atwi� odbi�r znajduj�cych si� w niej informacji, ksi��ka ta ma posta�
fabularn�. G��wnym bohaterem jest osoba, kt�rej w�a�nie zawali� si� ca�y �wiat.
Straci�a prac�, dach nad g�ow� i �rodki do �ycia. Gdy znajduje si� na samym
dnie, w jej �wiat wkracza kto�, kto wyci�ga do niej pomocn� d�o�. Od tego
momentu ucze� i Mistrz krocz� wsp�ln� drog�, odkrywaj�c stopniowo przed
sob� swoje tajemnice.
Ksi��ka ta r�ni si� od wielu innych ksi��ek, kt�re traktuj� o takich
zagadnieniach jak sukces, szcz�cie, rozw�j osobisty czy duchowy. Ksi��ka
�Sens �ycia" nie stara si� przekaza� jedynych s�usznych pogl�d�w. Przedstawia
ona r�ne koncepcje, z kt�rych ka�dy czytelnik wybierze te, kt�re mu
odpowiadaj�. Dlatego te� ksi��ka ta wymaga my�lenia. Zabieraj�c si� do jej
lektury b�dziesz musia� nieraz g��biej si� zastanowi� nad sob�, swoim �yciem i
otaczaj�cym ci� �wiatem. Je�eli si� tego nie boisz, to ta ksi��ka jest
przeznaczona w�a�nie dla ciebie.
Zapraszam do jej lektury.
Aleksander �amek
Po przeczytaniu ksi��ki napisz par� s��w na jej temat. Co Ci si� w niej
podoba�o, a co nie. Jakie zagadnienia warto by�oby rozwin��, a jakie skr�ci�.
Pisz na adres
[email protected].
Rozdzia� 1
Jest ju� niemal ciemno. Na ma�ej, warszawskiej uliczce czas jakby stan�� w
miejscu. �aden ruch nie wskazuje up�ywu czasu. Nagle z tego letargu uliczk�
budzi nieznajomy, kt�ry postanowi� wtargn�� w jej �wiat. Nieznajomy, o czym
on sam w tym momencie jeszcze nie wie, ma sta� si� nied�ugo bohaterem
pewnej bardzo poczytnej ksi��ki. Ale na razie nie uprzedzajmy fakt�w.
Nieznajomy, jak na nieznajomego, jest ca�kiem dobrze ubrany. Ma na sobie
garnitur, koszul�, krawat, eleganckie buty. W lewej r�ce trzyma butelk�
wysokoprocentowego napoju. Butelka jest ju� prawie pusta. Co si� sta�o z jej
zawarto�ci�? �atwo si� tego domy�le� po chwiejnym kroku nieznajomego. On
sam do ko�ca nie zdaje sobie spraw� z tego, co si� wok� niego dzieje. Ale nie
ma to wi�kszego znaczenia, gdy� nie dzieje si� tam nic ciekawego.
Czy to przez przypadek, czy te� przez ironi� losu, nasz nieznajomy wkracza
w nasz� ma�� uliczk�. Przemieszczaj�c si� od jednego je kraw�nika do
drugiego, systematycznie pnie si� w g��b uliczki. Dok�d go zaprowadzi ta
droga? Uliczka ko�czy si� �lepym murem. Tak wi�c czy nasz bohater b�dzie
musia� zawr�ci�? Nie tym razem. Jego dzisiejsze plany nie uwzgl�dniaj�
dotarcia do ko�ca uliczki. W zupe�no�ci wystarczy mu znajduj�cy si� w jej
po�owie �mietnik. Bohater resztkami si� dochodzi do �mietnika i z
westchnieniem k�adzie si� obok niego. Tak, tu mu b�dzie dobrze. Przynajmniej
tej nocy. Dobranoc.
Rozdzia� 2
Dzisiaj zapowiada si� ciep�y dzie�. Tak przynajmniej mo�na wywnioskowa�
ze s�o�ca, kt�re od samego rana grzeje pe�n� si��. Jednak nie ka�demu to
odpowiada. Nasz bohater w�a�nie zaczyna si� budzi�. Otwiera powoli oczy i
natychmiast je znowu zamyka, nie mog�c wytrzyma� padaj�cych prosto na jego
twarz promieni s�o�ca. Po chwili zas�ania oczy r�k� i ponownie, ostro�nie je
otwiera. Po minucie jego wzrok ju� w pe�ni przyzwyczaja si� do silnego s�o�ca.
Bohater wstaje powoli i zaczyna niepewnie rozgl�da� si� po uliczce.
Zapewne zastanawia si� sk�d si� tu wzi��. Nagle co� sobie przypomina. Nie jest
to co� mi�ego, gdy� jego twarz wykrzywia si� w przykrym grymasie.
Gdy bohater zmaga si� ze swoj� pami�ci�, uliczka wita nowego go�cia. Zza
zakr�tu wchodzi do niej ubrany w �achmany m�czyzna. Pierwsze spojrzenie na
niego od razu nasuwa nam wniosek, �e jego status materialny nie jest zbyt
wysoki. Najprawdopodobniej jest �ebrakiem. �ebrak na pewno nie jest tu po raz
pierwszy, gdy� pewnym krokiem idzie w stron� �mietnika. Tymczasem nasz bohater
nie�wiadomy maj�cego nast�pi� kontaktu, spogl�da
na zegarek na r�ce, a nast�pnie si�ga po portfel do wewn�trznej kieszeni
marynarki i wyjmuje go. Szybko zagl�da do �rodka i z nieweso�� min� zauwa�a,
�e jest w nim tylko banknot 10-cio z�otowy oraz troch� monet.
W tym momencie w ko�cu dociera do niego, �e nie jest sam w uliczce.
Podnosi wzrok na zbli�aj�cego si� �ebraka. �ebrak bez ceregieli zwraca si� do
niego.
- Czy to tw�j �mietnik?
Bohater mamrocze odpowied�.
- Nie.
�ebrak niemal rozkazuj�cym tonem odpowiada mu.
- To odsu� si�.
Bohater mimowolnie wykonuje polecenie �ebraka i odsuwa si� na bok. �ebrak
podchodzi do �mietnika i zaczyna w nim grzeba�. Bohater z niedowierzaniem
kr�ci g�ow� i przygl�da si� �ebrakowi. �ebrak zauwa�a to i odzywa si�.
- No co, ja tu pracuj�.
- Pracujesz?
- Musz� jako� zarabia� na �ycie. No nie?
Bohater przygl�da mu si� niepewnie. �ebrak nie przerywaj�c pracy w �mietniku
pyta si� bohatera.
- A ty gdzie pracujesz?
- Gdzie?
- Przesta� mnie przedrze�nia�. Chyba potrafisz odpowiedzie� na proste pytanie?
- Wcale nie jest takie proste.
- Czyli nie masz pracy?
- Chyba tak.
- A wi�c jeste� bezrobotnym. To obecnie bardzo popularny zaw�d. Nie s�dzisz?
Bohater nie odpowiada. Ten �ebrak chce sobie najwidoczniej z niego pokpi�!
- Ale ten �mietnik jest m�j, wi�c musisz sobie znale�� prac� gdzie indziej.
- Nie ma sprawy - odpowiada s�abym g�osem bohater.
- Ty� si� chyba czego� na�pa�? Masz jaki� towar do zbycia?
Bohater rozgl�da si� dooko�a, szukaj�c wzrokiem butelki. Butelka le�y
niedaleko. Jest pusta. Bohater z �alem w g�osie odpowiada.
- Ju� nie.
- Co� ty taki ponury. U�miechnij si�, przecie� mamy pi�kny dzie�. - �atwo ci
m�wi�. Ty w�a�nie nie straci�e� pracy i nie zosta�e� wyrzucony na
bruk.
�ebrak przygl�da mu si� uwa�nie.
- A wi�c my�lisz, �e ja mam prac� i mieszkanie? Masz kole� niez�e poczucie
humoru.
- Chodzi�o mi o to, �e ...
�ebrak mu przerywa.
- Wiem o co ci chodzi�o mazgaju. Po prostu chcesz zrzuci� win� za swoje
ponure samopoczucie na innych i z�y los. O nie m�j drogi, tym sposobem daleko
nie zajdziesz. Tak si� sk�ada, �e wiem co� o tym. Kiedy� te� tak robi�em. Ale to
si� zmieni�o. Teraz polegam tylko na sobie. I widzisz jak daleko zaszed�em.
Bohater lustruje krytycznym wzrokiem �ebraka i odpowiada.
- W�a�nie widz�.
�ebrak nie kryj�c z�o�liwo�ci odpowiada.
- Nie wiesz idioto, �e to nie szata zdobi cz�owieka? Z twojego ubioru wynika
jednak, �e dla ciebie faktycznie najwa�niejszy jest wygl�d. C�. Mo�na i tak.
Ale wracaj�c do mnie. Jestem cz�owiekiem, kt�ry sam stanowi o swoim �yciu.
To ja decyduj� gdzie �yj� i co robi�. Jestem wolny. I co najwa�niejsze, jestem
szcz�liwy.
Bohater z niedowierzaniem i obrzydzeniem pokazuje na �mietnik.
- Jak mo�na by� szcz�liwym �yj�c w taki spos�b?
- Klucz do szcz�cia tkwi tu - m�wi�c to �ebrak stuka si� palcem w czo�o i
doka�cza. - Powiniene� to zapami�ta�, gdy� chyba od dzisiaj zaczynasz �ycie na
moim poziomie.
Bohater nie odpowiada tylko spogl�da przed siebie ponuro. �ebrak chowa do
worka znalezione w �mietniku rzeczy i zbiera si� do odej�cia. Co� go jednak
powstrzymuje. Spogl�da jeszcze raz uwa�nie na bohatera.
- Czy masz chocia� blade poj�cie, jak sobie b�dziesz radzi� w tej nowej
sytuacji?
- Nie za bardzo.
�ebrak chwil� si� namy�la, po czym odzywa si�.
- Wiesz co. Kiedy� by�em w takiej samej sytuacji jak ty. Aby tutaj prze�y�
musia�em uczy� si� na swoich b��dach. Ty nie musia�by� tego robi�, je�eli by�
mi przez jaki� czas towarzyszy�. M�g�bym ci pokaza�, jak u�o�y� sobie �ycie w
tak nieciekawej dla ciebie sytuacji.
Nasz bohater jest realist�. Wie, �e nie ma nic za darmo. - A co chcia�by� w
zamian?
- Tylko jedn� drobn� rzecz - �ebrak u�miecha si� niewinnie.
- Co takiego?
- Musia�by� nazywa� mnie Mistrzem.
Bohater krzywo u�miecha si�.
- Nie ma mowy. Ale dzi�ki za propozycj�.
- Widz�, �e rozpiera ci� jeszcze duma. Ale nie przejmuj si�. Gdy b�dziesz
musia� zacz�� �ebra� na ulicy i spa� pod go�ym niebem, to wyleczysz si� z niej.
�ebrak podnosi worek i powoli odchodzi. Bohater niepewnie rozgl�da si�. Zerka
na �mietnik, a nast�pnie na �ebraka. W ko�cu wo�a.
- Hej, zaczekaj!
�ebrakowi najwidoczniej wysiad� aparat s�uchowy, bo nie zwraca uwagi na
wo�anie bohatera. Bohater wo�a g�o�niej.
- Zaczekaj, musz� si� zastanowi�.
Aparat nadal nie dzia�a. W ko�cu bohater zdesperowany wypowiada magiczne
s�owa.
- Zaczekaj, Mistrzu!
S�owa te najwidoczniej powoduj� w��czenie si� aparatu, gdy� �ebrak, a
w�a�ciwie Mistrz zatrzymuje si� w p� kroku. Zastyga na chwil�, a nast�pnie
powoli odwraca si� do bohatera.
- S�ucham ci� m�j uczniu.
Bohater, a w�a�ciwie ju� ucze� podchodzi do Mistrza.
- Mog� ci� nazywa� Mistrzem, ale musisz mi udowodni�, �e naprawd�
zas�ugujesz na to, aby ci� tak nazywa�.
Mistrz bez zmru�enia oka odpowiada.
- Masz to jak w banku. Idziemy?
Ucze� kiwa przytakuj�co g�ow�. Mistrz i ucze� kieruj� si� ku wyj�ciu z uliczki.
Gdzie ich zaprowadzi wsp�lna podr�? To wie chyba tylko autor tej ksi��ki.
Rozdzia� 3
Po wyj�ciu z uliczki Mistrz i ucze� wchodz� na jedn� z ruchliwych ulic
Warszawy. Przechodnie niepewnie zerkaj� na ubranego w �achmany Mistrza.
Ten widz�c to, zwraca si� do ucznia. - Wiesz co, chyba zwracam zbyt du�o uwagi.
Powinienem przebra� si� w co�
bardziej pasuj�cego do twojego wygl�du.
Ucze� przytakuje na to g�ow�.
- Przyda�oby si�.
Mistrz rozgl�da si� dooko�a.
- Ok. Wejd�my tutaj.
Mistrz g�ow� wskazuje na poblisk� bram�. Mistrz i ucze� wchodz� do bramy i
przechodz� na podw�rze. Mistrz podaje uczniowi sw�j worek.
- Potrzymaj to.
Gdy ucze� chwyta worek, Mistrz si�ga do �rodka i wyjmuje sporych wielko�ci
zawini�tko. Rozwija je. W �rodku znajduj� si� porz�dne spodnie d�insowe,
koszula oraz marynarka. Mistrz szybko przebiera si�. Stare rzeczy zawija w
zawini�tko i chowa do worka. Nast�pnie wyjmuje z worka jak�� szmat�, pluje
na ni� i wyciera ni� buty. Okazuje si�, �e to s� ca�kiem eleganckie budy marki
....... (to miejsce czeka na twoj� reklam� producencie but�w - przyp. Autor),
tylko by�y wcze�niej bardzo brudne.
Mistrz ponownie si�ga to worka i wyci�ga z niego �adnie wygl�daj�c� torb�.
Wk�ada do niej ca�y worek i zwraca si� do ucznia.
- I jak wygl�dam?
Ucze� lustruje go wzrokiem. Wida�, �e przemiana Mistrza zrobi�a na nim du�e
wra�enie.
- Jestem pod wra�eniem. Tw�j worek kryje sporo niespodzianek.
- Wszystko co mam, nosz� z sob�. To najlepsze rozwi�zanie.
- Dlaczego wcze�niej nie nosi�e� tego ubrania?
Mistrz udaje lekkie zdziwienie.
- A po co? To ubranie jest na specjalne okazje.
- A jaka to okazja?
- Ty. Jeste� moim pierwszym uczniem od ponad roku.
- Chcesz powiedzie�, �e mia�e� przede mn� innych uczni�w?
- Oczywi�cie. My�lisz, �e ty jeden zas�u�y�e� na to, by by� moim uczniem?
- No nie. A w og�le to ilu uczni�w mia�e�?
- Razem z tob�?
- Tak
- Niech no policz�.
Mistrz zaczyna liczy� na placach r�k. Trwa to d�u�sz� chwil�. Wida�, �e
matematyka nie jest jego mocn� stron�. W ko�cu Mistrz odzywa si�.
- Ty jeste� moim 8 uczniem.
- A jacy byli ci poprzedni uczniowie?
- Szczerze? Byli mniej wi�cej na twoim poziomie.
- Potraktuj� to jako komplement.
- Widz�, �e jeste� niepoprawnym optymist�. Ale mniejsza o to. Czas na
wyci�gni�cie wniosku z pierwszej lekcji.
- Z jakiej lekcji?
- Jak to jakiej? Przed chwil� by�e� �wiatkiem przemiany brzydkiego kacz�tka w
pi�knego �ab�dzia.
Ucze� ledwo powstrzymuje si� od �miechu.
- Powiedzmy.
- A wi�c jaki mora� mo�emy wyci�gn�� z tej lekcji?
- �e �ebracy s� zamo�niejsi, ni� na to wygl�daj�?
Mistrz kr�c�c przecz�co g�owo.
- Za tak� odpowied� powiniene� dosta� pa�� do dzienniczka. Zapami�taj sobie
zasad� numer jeden. Wszystko co nas otacza jest iluzj�. Powt�rz.
- Wszystko co nas otacza jest iluzj�.
- Dobrze, a teraz to wyt�umacz.
Ucze� chwil� my�li, albo tyko udaje, �e my�li. W ko�cu odpowiada.
- To wol� ju� dosta� pa�� do dzienniczka.
- Mia�em w�r�d swoich uczni�w takich, co byli r�wnie uparci i leniwi jak ty.
- I jak sobie z nimi poradzi�e�?
- Nie poradzi�em sobie. Sko�czyli dosy� podle - zostali politykami. �aden
normalny cz�owiek, w tym i ty, nie chcia�by sko�czy� tak jak oni. Ale decyzja
nale�y do ciebie. Albo we�miesz si� do pracy, albo b�dziesz mia� �a�osn�
egzystencj�.
Ucze� marszczy brwi.
- Dobrze, postaram si�.
- To ju� co�. Aczkolwiek aby wygra� nie wystarczy stara� si�. Czyli jeszcze raz,
co to oznacza, �e wszystko co nas otacza jest iluzj�?
Ucze� odpowiada powoli, zastanawiaj�c si�.
- �e otaczaj�ce nas rzeczy nie s� takie, jakie nam si� wydaj� na pierwszy rzut
oka.
- Dobrze i co dalej.
- Wi�c nie powinni�my np. ocenia� innych na podstawie ich wygl�du, kt�ry
mo�e si� przecie� zmieni�. Wyra�nie zadowolony ze swojej odpowiedzi ucze�
spogl�da z tryumfem na
Mistrza.
- Chyba zas�u�y�em na sz�stk�?
- Je�eli chcesz sz�stk� to musisz odpowiedzie� na dodatkowe pytanie.
- Jakie?
- Dlaczego tak si� dzieje, �e otaczaj� nas iluzje?
- No dobrze, wystarczy mi pi�tka.
- Pomy�l troch�.
- Wydaje mi si�, �e rzecz tkwi w tym, �e wi�kszo�� naszych pogl�d�w ma
charakter subiektywny.
- Mo�esz to rozwin��?
- Jeszcze?
- Niech ci b�dzie. Powiedzia�e�, �e nasze pogl�dy s� subiektywne. I to jest
prawd�. Tak naprawd�, to wszystko, co nas otacza, co obserwujemy, w co
wierzymy, jest w jakim� stopniu zaka�one brakiem obiektywizmu. We�my jako
przyk�ad nasze zmys�y. Rozejrzyj si� dooko�a.
Ucze� zaczyna rozgl�da� si�.
- Co widzisz?
- No otoczenie. Bram�, chodnik, ulic�, ciebie.
- Ale chyba zdajesz sobie spraw� z tego, �e to co widzisz, wcale tak naprawd�
nie wygl�da?
- To znaczy?
- Tw�j zmys� wzroku ma �ci�le okre�lon� percepcj�, tzn. potrafi rejestrowa�
otoczenie tylko w pewien okre�lony spos�b. Np. nie potrafi widzie�
podczerwieni. Poniewa� masz dwoje oczu, wi�c potrafisz widzie� otoczenie
tr�jwymiarowo. Ale we�my np. stworzenie z jednym okiem, kt�re widzi tylko
podczerwie�. Ono b�dzie widzie� otaczaj�cy nasz �wiat w zupe�nie inny spos�b.
Tak wi�c to co widzimy jest pewn� iluzj�.
- A wi�c w takim razie jak �wiat wygl�da naprawd�?
Mistrz chwil� si� zastanawia zanim udziela odpowiedzi.
- My�l�, �e tylko B�g jest w stanie ogarn�� wszystkie aspekty �wiata i spojrze�
na niego w pe�ni obiektywnie. Ale nie przejmuj si� tym. Nie musisz wcale stara�
si� za wszelk� cen� postrzega� �wiata w spos�b obiektywny. Musisz za to
pami�ta�, �e spos�b w jaki postrzegasz �wiat, to tylko jedna z wielu mo�liwo�ci
jego widzenia.
- Ok.
- To samo dotyczy naszych przekona� i opinii, szczeg�lnie w odniesieniu do
innych ludzi. Dobrym tego przyk�adem jest zamach w USA 11 wrze�nia 2001
roku. Dla nas, Europejczyk�w, by�o to bardzo przykre wydarzenie. Ale dla
wielu ludzi ze �wiata arabskiego by�o to wydarzenie pozytywne. Oczywi�cie
t�umaczymy to sobie tym, �e my jeste�my dobrzy, a oni �li. Ale dok�adnie to
samo my�li druga strona. Tak naprawd�, to ka�da ze stron patrzy na t� spraw� ze
swojego punktu widzenia. Dop�ki ka�da ze stron b�dzie przekonana, �e to ona
ma racj� i tylko ona widzi �wiat taki, jakim jest on naprawd�, tak d�ugo o
pokoju
na tym �wiecie b�dziemy mogli tylko marzy�. I nie chodzi tu tylko o terroryzm.
Praktycznie ka�dy z nas uwa�a si� za najm�drzejszego, �e to jego zdanie czy
punkt widzenia jest s�uszny. Ludziom trudno zaakceptowa� to, �e na dan�
kwest� mo�na spojrze� z r�nych punkt�w widzenia i �e ka�dy z nich jest
w�a�ciwy, mimo �e wzajemnie si� wykluczaj�. Nad��asz?
- Nie do ko�ca.
- We�my taki oto banalny przyk�ad. M�� i �ona jedz� zup�. M�� stwierdza, �e
zupa jest za s�ona. Z kolei �ona twierdzi, �e zupa jest w sam raz. I dochodzi do
k��tni. Ka�de z nich broni swojego stanowiska, uwa�aj�c, �e druga strona maj�c
inne zdanie na ten temat, pr�buje ich obrazi�, czy te� wykaza� swoj� wy�szo��.
- Jak mo�na temu zaradzi�?
- Bardzo prosto. M�� i �ona musz� zrozumie�, �e ka�de z nich ma racj�, ale ze
swojego subiektywnego punktu widzenia. Dla m�a ta zupa faktycznie mog�a
by� za s�ona. Z kolei �onie mog�a smakowa� doskonale. Kwesta smaku. I je�eli
m�� powiedzia�by, �e dla niego ta zupa jest za s�ona, a �ona, �e dla niej jest w
sam raz, to w tym momencie ka�de z nich sygnalizuje, �e maj� odmienne gusta,
a nie �e ka�de m�wi jak�� obiektywn� prawd�. Radz� ci stosowa� t� technik� na
co dzie�. Gdy wymieniasz si� z kim� pogl�dami czy opiniami, to podkre�laj, �e
to jest tw�j punkt widzenia i �e ta druga strona ma prawo do w�asnego zdania.
No podaj jaki� przyk�ad.
- Czy ja wiem? No na przyk�ad zamiast powiedzie�, �e telewizor gra za g�o�no i
nale�y go przyciszy�, mog� powiedzie�, �e mam wra�liwy s�uch i dla mnie gra
on za g�o�no, wi�c prosi�bym o jego �ciszenie.
- No widzisz. Nie jest to wcale takie trudne.
- To mam w takim razie pytanie. Skoro nie jest to takie trudne, to dlaczego
ludziom tak trudno zaakceptowa� to, �e inni te� mog� mie� racj� ze swojego
punktu widzenia?
- To wynika m.in. z przyj�tego przez nasz� cywilizacj� sposobu nauczania. Ju�
od najm�odszych lat przekazuje si� dzieciom informacje, kt�re jak s�dzimy s�
prawdziwe i obiektywne. Nie pozwalamy dzieciom samym wyrabia� sobie opinii na
dany temat, ale zmuszamy je do przyj�cia naszych pogl�d�w. W
doros�ym �yciu to samo. Spor� rol� odgrywaj� tu te� media.
- W jakim sensie?
- Cho�by nie wiem jak dziennikarze starali si� by� obiektywni, to nigdy nie uda
im si� przekaza� pe�nej prawdy o �wiecie.
- Sugerujesz, �e dziennikarze nie potrafi� by� w pe�ni obiektywni?
- Taka jest ju� natura dziennikarstwa. We�my na przyk�ad telewizj�. Zapewne
zauwa�y�e�, �e w serwisach informacyjnych, takich jak Wiadomo�ci czy Fakty,
czas przekazywania pojedynczych informacji nie przekracza z regu�y jednej lub
dw�ch minut. W takim czasie mo�na przekaza� tylko najwa�niejsze informacje,
ale nie da si� zg��bi� danego tematu.
- Ale mo�e to zrobi� prasa.
- Faktycznie, prasa mo�e publikowa� szczeg�owe informacje na dany temat.
Ale sk�d te szczeg�owe informacje pochodz�? Cz�sto s� to informacje z
drugiej r�ki. Pami�taj, �e dziennikarz z regu�y nie jest ekspertem w temacie,
kt�rym si� zajmuje. Musi on polega� na opiniach np. ekspert�w. Ale jak mo�e
on sprawdzi�, czy ekspert m�wi prawd�? Inny problem dotyczy czasu.
Dziennikarze maj� okre�lony czas, jaki mog� po�wi�ci� na dan� spraw�. To nie
prokuratorzy, kt�rzy id� do s�du dopiero wtedy gdy zbior� wystarczaj�ce
dowody. Dziennikarzy obowi�zuj� konkretne terminy. To powoduje, �e s� w
stanie zg��bi� dany temat tylko w ograniczonym zakresie.
- Coraz mniej mi si� to podoba.
- I pozostaje jeszcze kwestia finansowa. Przedsi�wzi�cia medialne s� bardzo
kosztowne. I ich w�a�ciciele nie zaryzykuj� podawania informacji, kt�re mog�
ich narazi� na powa�ne straty.
- A co z Internetem? Przecie� aby zacz�� publikowa� w sieci, nie trzeba mie�
praktycznie �adnych pieni�dzy.
- Masz racj�. Internet to obecnie jedyny kana� komunikacji, w kt�rym mo�e
swoje opinie prezentowa� ka�dy, bez cenzury. Ale to powoduje, �e informacje
przekazywane poprzez sie� s� cz�sto traktowane przez odbiorc�w jako mniej
warto�ciowe.
- Czyli nie ma �adnego rodzaju medi�w, na kt�rym mo�na by w pe�ni polega�?
- Niestety, tak w�a�nie jest.
- Czyli co? Powinienem od dzisiaj przesta� ogl�da� telewizj�, s�ucha� radia,
czyta� gazety i przegl�da� Internet?
- Je�eli chcesz? Ale tak naprawd� to chodzi o to, aby nie ufa� bezgranicznie
informacjom przekazywanym przez media. Nie traktuj ich jako jedynego i
stuprocentowo pewnego �r�d�a informacji.
- Ale jakie mam do wyboru inne �r�d�a?
- Masz siebie. Mo�esz sam stara� si� dotrze� do informacji �r�d�owych.
- No tak, ale to przecie� zajmowa�oby bardzo du�o czasu.
- Dlatego tego typu dzia�ania mo�esz podejmowa� w najwa�niejszych dla siebie
sprawach.
- To znaczy jakich?
- To zale�y od ciebie. Sam przecie� ustalasz, co jest dla ciebie wa�ne.
Mistrz postanawia zmieni� temat.
- Zaczyna mi burcze� w brzuchu. Mo�e by�my poszli co� zje��?
- Dobry pomys�.
- Ale ty stawiasz.
- Chyba �artujesz. Mam tylko par� z�otych.
Mistrz spogl�da na ucznia.
- To i tak o par� z�otych wi�cej ni� mam ja.
- No tak - odpowiada lekko speszony ucze�.
- Znam tu w pobli�u sympatyczn� kawiarni�.
Mistrz i ucze� wychodz� z podw�rza i wracaj� na ulic�.
Rozdzia� 4
Mistrz i ucze� wchodz� do kawiarni. Nasi w�drowcy rozgl�daj� si� po jej
wn�trzu. W kawiarni jest sporo os�b, ale dwa stoliki s� wolne.
- Ja zajm� stolik, a ty kup mi herbat� i kawa�ek sernika - wypowiedziawszy te
s�owa Mistrz podchodzi do najbli�szego wolnego stolika i siada na jednym z
krzese�. Ucze� powoli, jak ��w oci�ale, podchodzi do lady i spogl�da na
cennik. Podchodzi do niego sprzedawczyni.
- Co poda�?
- Poprosz� dwie herbaty, kawa�ek sernika i dwie dro�d��wki.
Sprzedawczyni szykuje zam�wione produkty i ustawia je na ladzie.
- To razem b�dzie 11 z�otych.
Ucze� wyjmuje powoli portfel i z oci�ganiem go otwiera. Wyjmuje z niego
banknot 10-cio z�otowy oraz jedn� z�ot�wk� i z nieszcz�liw� min� podaje je
sprzedawczyni.
- Prosz�.
Ta udaj�c, �e nie widzi jego skwaszonej miny, z u�miechem odpowiada.
- Dzi�kuj� i �ycz� smacznego.
Ucze� bierze herbaty do r�k i zanosi do stolika, przy kt�rym siedzi Mistrz i
stawia herbaty przy stole.
- A gdzie m�j sernik?
Ucze� mamrocze pod nosem.
- Zaraz przynios�.
Nast�pnie wraca do lady i zabiera z niej talerzyki z sernikiem i dro�d��wkami.
Wraca z nimi do stolika, k�adzie je na nim i siada na krze�le.
- Dzi�kuj�. Co� taki ponury? - w g�osie Mistrza s�ycha� nutk� zaniepokojenia.
- W�a�nie wyda�em ostatnie pieni�dze, jakie mia�em.
- Czy to takie straszne?
- A niby za co kupi� co� na kolacj�?
- Za bardzo skupiasz si� na przysz�o�ci, a za ma�o na tera�niejszo�ci.
- A co mi da skupianie si� na tera�niejszo�ci? Tera�niejszo�ci� si� nie
nakarmi�!
Na te s�owa Mistrz robi jedn� ze swoich najm�drzejszych min.
- I tu si� mylisz. Przecie� istnieje tylko tera�niejszo��. Przesz�o�� ju� by�a,
a
przysz�o�� dopiero nast�pi. Istnieje tylko chwila obecna. I to tylko dzia�aj�c w
niej mo�emy mie� wp�yw na nasz� przysz�o��.
Ucze� najch�tniej w og�le nie podejmowa�by tematu, ale nie chce by�
niegrzeczny, wi�c odpowiada.
- I co z tego?
- To, �e od tego co zrobimy teraz, zale�e� b�dzie nasza przysz�o��.
- Masz racj� Mistrzu. Wyda�em teraz wszystkie moje pieni�dze i nie b�d� mia�
ich p�niej.
- No w�a�nie. To jest typowy przyk�ad dzia�ania zasady przyczyny i skutku. Aby
co� mog�o nast�pi�, np. brak pieni�dzy, musi najpierw wyst�pi� co�, co do tego
doprowadzi. A wi�c teraz zastan�w si�, dlaczego straci�e� prac�.
- To nie by�a moja wina!
- Zacznij od pocz�tku. Czym si� zajmowa�e�.
- Od pocz�tku? Dobrze. Do Warszawy przyjecha�em dwa lata temu. Poniewa�
zawsze by�em osob� bardzo kreatywn�, wi�c mam wiele pomys��w na
zarabianie pieni�dzy.
- Na przyk�ad?
- Wybacz Mistrzu, ale tak dobrze to si� jeszcze nie znamy.
- No wiesz - z udawanym oburzeniem odpowiada Mistrz.
- Kontynuuj�c. Gdy ju� przeprowadzi�em si� do stolicy, uda�o mi si� swoimi
pomys�ami zainteresowa� pewn� firm�. Z pocz�tku w�a�ciwie nie mia�em z tego
�adnych pieni�dzy, ale po jakim� czasie zacz�o to procentowa� i w ko�cu
mog�em zacz�� z tego �y�. I trwa�o to w�a�ciwie do poprzedniego miesi�ca.
- Co si� sta�o?
- Niestety firma, dla kt�rej pracowa�em zbankrutowa�a. Nie by�a w stanie
wytrzyma� pogarszaj�cej si� sytuacji gospodarczej.
- No dobrze. Ale przecie� mo�esz ze swoimi pomys�ami uderza� do innych firm.
- To wcale nie jest takie proste. Zgodnie z podpisan� umow�, to tamta firma ma
prawo do moich pomys��w. I ja nie mam tu ju� nic do powiedzenia.
- Ale na pewno masz inne ciekawe pomys�y.
- Tak mam. Ale co z tego. Zanim mog�yby one zacz�� przynosi� jakie� dochody
min�� musi sporo czasu. A ja potrzebuj� pieni�dze teraz. W�a�nie z ich braku
straci�em te� mieszkanie. Nie p�aci�em czynszu, wi�c w�a�ciciel powiedzia� mi
do widzenia. No w�a�nie Mistrzu. Mo�e wykorzystasz swoj� wiedz� i doradzisz
mi co mam robi�.
- Dobrze. Czas na przedstawienie Ci kolejnej wa�nej prawdy. Nasze my�li
decyduj� o naszym losie i to w najdrobniejszych szczeg�ach.
- Chyba �artujesz.
- Wygl�dam na �artownisia?
Ucze� ju� chcia� przytakn��, ale w ostatniej chwili ugryz� si� w j�zyk (to
musia�o bole� - przyp. Autor). Mistrz kontynuuje.
- Nigdy nie marzy�e� o tym, aby wszystko co sobie pomy�lisz, od razu si�
spe�nia�o?
- Jasne, jako dziecko. Ale ju� z tego wyros�em.
- Wielka szkoda.
- Ok. Mo�e troch� wi�cej szczeg��w?
- Lubi� dociekliwych ludzi. Na t� kwesti� mo�na spojrze� z dw�ch punkt�w
widzenia - fizycznego i duchowego. Od kt�rego mam zacz��?
- Zacznijmy od fizycznego.
- Czy s�ysza�e� o czym� takim jak pod�wiadomo��?
- Obi�o mi si� co� o uszy.
- To dlatego masz takie odstaj�ce uszy - Mistrz wybucha �miechem.
Ucze� spogl�da na niego z�owrogo. Mistrz udaj�c, �e tego nie widzi,
kontynuuje.
- Nasz umys� sk�ada si� z dw�ch podstawowych cz�ci - �wiadomo�ci i
pod�wiadomo�ci. �wiadomo�ci� jest ta cz�� umys�u, kt�r� my�limy, z kt�rej
istnienia w ka�dej chwili zdajemy sobie spraw�. Tak wi�c to co my�lisz, co
robisz w spos�b �wiadomy, np. myjesz r�ce, to jest w�a�nie umys� �wiadomy. Z
kolei umys� pod�wiadomy steruje tym wszystkim, czego nie obejmuje umys�
�wiadomy. A wi�c np. prac� naszego organizmu. To on kontroluje prac�
naszego serca, uk�adu kr��enia, systemu nerwowego. Aczkolwiek s� pewne elementy
kt�rymi mo�e sterowa� zar�wno umys� �wiadomy jak i nie�wiadomy.
Podaj jaki� przyk�ad.
- Nie wiem.
- Wstrzymaj na chwil� oddech.
Ucze� wykonuje polecenie Mistrza.
- No i...
- No i co?
- Czy znasz ju� odpowied�?
- Chodzi ci o uk�ad oddechowy.
- Bo....
- Bo mog� nim sterowa� �wiadomie np. poprzez wstrzymanie oddechu, ale
normalnie nim si� nie zajmuj� i steruje nim pod�wiadomo��.
- Dok�adnie. Ale pod�wiadomo�� opr�cz tego, �e potrafi doskonale zarz�dza�
czym� tak skomplikowanym jak nasze cia�o, pe�ni jeszcze kilka dodatkowych
funkcji. Przede wszystkim zapami�tuje wszystko, co dociera poprzez zmys�y do
naszego umys�u. Chyba zdajesz sobie spraw�, �e nasz umys� �wiadomy
zapami�tuje tylko niewielk� ilo�� informacji. To w�a�nie w pod�wiadomo�ci
siedzi ca�a reszta. I co jeszcze wa�niejsze, mimo, �e nasz �wiadomy umys� nie
wie o istnieniu tamtych informacji, to informacje te oddzia�uj� na nasz�
egzystencj�.
- W jaki spos�b?
- We�my taki oto przyk�ad. Masz wyst�pi� publicznie. Ju� na wiele dni przed
tym wyst�pem zaczynasz martwi� si�, �e co� ci nie wyjdzie. Twoje my�li
stopniowo przenikaj� do pod�wiadomo�ci. Pod�wiadomo�� nie ocenia twoich
my�li tylko stara si� je wykona�. Tak wi�c po jakim� czasie w twojej
pod�wiadomo�ci tworzy si� program, kt�ry ma zrealizowa� my�li o
niepowodzeniu podczas wyst�pu. W rezultacie gdy przyjdzie pora wyst�pu,
pod�wiadomo�� b�dzie pr�bowa�a wykona� ten program. Mo�e to si� objawia�
np. du�� trem�, k�opotami z zapami�taniem tre�ci przem�wienia, itd. Tak wi�c
nasze my�li mog� sta� si� z czasem samo spe�niaj�c� si� przepowiedni�,
realizowan� przez pod�wiadomo��
- Jak mo�na temu zapobiega�?
- Oczywi�cie my�l�c pozytywnie. Ponadto mo�na zastosowa� np. afirmacje. S�
to pozytywne sformu�owania, np. �Jestem osob� pewn� siebie�, koniecznie
wypowiadane w czasie tera�niejszym.
- Dlaczego?
- Bo pod�wiadomo�� b�dzie stara�a si� je realizowa� teraz. Je�eli b�dziemy
m�wi� je w czasie przysz�ym, to pod�wiadomo�� b�dzie je odk�ada� na
przysz�o�� i nigdy nie zostan� zrealizowane. - No dobrze, a jak cz�sto nale�y
powtarza� takie afirmacje?
- S� osoby, kt�re powtarzaj� t� sam� afirmacj� kilkadziesi�t razy dziennie.
- To musi by� dosy� nudne.
- To zale�y. Istniej� r�ne metody stosowania afirmacji. Ale je�eli one komu�
nie odpowiadaj�, to mo�e te� wykorzysta� wizualizacj�.
- A co takiego?
- Wizualizacja polega na wyobra�aniu sobie jakie� pozytywnej sytuacji. A wi�c
np. wyobra�amy sobie przebieg naszego publicznego wyst�pienia. Wyobra�amy
sobie, �e wszystko idzie doskonale. W tym przypadku, zamiast s�owami jak w
afirmacji, pos�ugujemy si� obrazami.
- To mi si� bardziej podoba.
- Kwestia gustu.
- A jak w takim razie wygl�da podej�cie duchowe?
- Zgodnie z tym podej�ciem, cokolwiek sobie pomy�limy, to si� musi spe�ni�,
gdy� tak funkcjonuje wola Bo�a.
- Ale skoro tak jest, to dlaczego jak sobie pomy�l�, �e chc� aby pojawi� si�
przede mn� np. czerwony kabriolet, to si� nie pojawia?
- To jest kwestia odpowiednio du�ej wiary. Dobrze to jest opisane w Biblii.
Niestety niewielu ludzi ma jej wystarczaj�co du�o.
- To podej�cie duchowe jest chyba zbyt trudne dla mnie.
- Skoro tak twierdzisz. Mo�esz wszak�e zacz�� od zastosowania pewnej zasady.
- Jakie?
- Takiej, �e to o czym my�limy, to przyci�gamy. Podobno ten wszech�wiat jest
tak zbudowany, �e nasze my�li s� w stanie oddzia�ywa� wzajemnie z my�lami
innych ludzi. W rezultacie wydarzenia, kt�re maj� miejsce w naszym �yciu, np.
kogo w nim spotykamy, s� wypadkow� naszych my�li.
- Czyli wynika z tego, �e je�eli b�d� my�la� ci�gle negatywnie, to b�d� mnie
spotyka� negatywne rzeczy.
- Zgadza si�.
- Ale trudno jest ci�gle my�le� pozytywnie. Szczeg�lnie gdy zewsz�d dociera do
nas tak wiele negatywnych informacji.
- Je�eli przyt�aczaj� ci� negatywne wiadomo�ci, to po prostu przesta� je czyta�.
Je�eli przeczytasz w jakie� gazecie, �e np. na �l�sku bandyci napadli na kantor
i
zabili jego pracownika, to jak� korzy�� odniesiesz z przeczytania tego tekstu?
Owszem, b�dziesz wiedzia�, �e takie wydarzenie mia�o miejsce, ale ty przecie�
nie odniesiesz z tej wiedzy �adnej korzy�ci. Wprost przeciwnie, mo�esz na tym
straci�.
- W jaki spos�b? - Taka wiadomo�� mo�e ci� wytr�ci� z r�wnowagi. Zaczniesz
rozmy�la� nad
tym, jak niebezpiecznie i �le jest w naszym kraju.
- Czyli sugerujesz, abym unika� takich wiadomo�ci.
- Je�eli maj� one na ciebie negatywny wp�yw, to tak.
- No ale przecie� musz� jako� zdobywa� pewne informacje o otaczaj�cym mnie
�wiecie.
- Masz racj�. Do tego celu najlepiej wybiera� te media, kt�re pozwalaj� ci na
samodzielny wyb�r tego, co chcesz si� dowiedzie�. Takie mo�liwo�ci daje prasa
oraz Internet. W nich sam decydujesz jaki tekst przeczytasz. Oczywi�cie jest te�
wy�sza szko�a jazdy, polegaj�ca na tym, �e potrafimy tak kontrolowa� swoje
my�li, �e negatywne wiadomo�ci nie robi� na nas �adnego wra�enia.
- To chyba na razie nie dla mnie.
- Skoro tak uwa�asz. Poniewa� nasze my�li oddzia�uj� na nasze �ycie, to wiesz
jaki mo�na z tego wysun�� jeszcze wniosek?
- Nie za bardzo.
- Taki, �e w naszym �yciu nie ma przypadk�w. W rzeczywisto�ci wszystko co
si� w nas i wok� nas dzieje, ma swoj� przyczyn�.
Ucze� zamy�la si� na chwil�. Wida�, �e jego kom�rki m�zgowe intensywnie
pracuj�. Po chwili jednak ich praca dobieg�a najwidoczniej ko�ca, gdy� ucze�
odzywa si� (ludzkim g�osem - przyp. Autor).
- Ale je�eli nic w naszym �yciu nie jest przypadkiem, to oznacza to, �e
przypadkiem nie jest te� to, jakich ludzi spotykamy podczas �ycia.
Mistrz z trudem ukrywa satysfakcj�, jak� da�a mu odpowied� ucznia.
- W�a�nie o tym m�wi�. I dotyczy to nie tylko ludzi, z kt�rymi rozmawiamy czy
tworzymy jakie� zwi�zki, ale ka�dego cz�owieka, kt�rego spotykamy na ulicy
czy w kawiarni.
Ucze� odruchowo zaczyna rozgl�da� si� po kawiarni.
- To znaczy, �e ...
Mistrz wchodzi mu w s�owo.
- To znaczy, �e ka�da z os�b siedz�cych w tej kawiarni ma jaki� zwi�zek z tob�.
Ucze� z pewnym niedowierzaniem zerka na osoby siedz�ce przy najbli�szym
stoliku.
- Czyli co? Mam zaprzyja�ni� si� z ka�d� osob�, kt�ra tu siedzi?
- To by�oby troch� trudne. Musisz nauczy� si� wyszukiwa� w t�umie
otaczaj�cych ci� ludzi tych, kt�rzy mog� mie� wp�yw na twoje �ycie.
- Ale jak mam to zrobi�? - Zaufaj intuicji.
Ucze� powtarza.
- Zaufaj intuicji.
- Spr�buj si� przez chwil� poprzygl�da� osobom w kawiarni.
Ucze� zaczyna im si� przygl�da�. Trwa to d�u�sz� chwil�. W ko�cu zwraca si�
do Mistrza.
- Nie wiem. Albo jestem zbyt t�py, albo twoja teoria jest b��dna.
- Zdecydowanie to pierwsze. A tak na powa�nie. Aby uda�o si� zrobi� to, o co
ci� prosi�em, potrzebna jest naprawd� du�a praktyka. Powiedzia�bym nawet
zdolno�ci jasnowidzenia.
- C�. Ja takowych nie posiadam.
- Mylisz si�. Ka�dy cz�owiek posiada j� w jakim� stopniu. Mo�e ona
przyjmowa� r�n� posta�. Chocia�by intuicji. Nigdy nie zdarzy�o ci si�, �e
mia�e� jakie� przeczucie, kt�re si� sprawdzi�o?
- Z raz czy dwa.
- No w�a�nie. Je�eli zaczniesz bardziej polega� na swojej intuicji, to
zobaczysz,
�e po jakim� czasie ona si� rozwinie.
- A w takim razie czy ty Mistrzu posiadacz rozwini�t� tak� umiej�tno��?
Mistrz z przymru�eniem oka odpowiada.
- Jak si� domy�li�e�? Jeste� jasnowidzem czy co?
Ucze� ironicznie odpowiada.
- Umieram ze �miechu.
- To mo�e wezwa� karetk�?
- Obejdzie si� bez. Skoro masz takie zdolno�ci, to mo�e poka�esz mi, na jakie
osoby w kawiarni powinienem zwr�ci� uwag�?
- Jak najbardziej. Sp�jrz ostro�nie w stron� drzwi wyj�ciowych. Widzisz t�
dziewczyn� przygotowuj�c� si� do wyj�cia?
Ucze� zerka we wskazanym przez Mistrza kierunku.
- Widz�.
- Wyobra� sobie, �e ona kiedy� zostanie twoj� �on�.
Ucze� momentalnie odwraca g�ow� w stron� Mistrza.
- �artujesz sobie ze mnie?
Na twarzy Mistrza pojawia si� niemal autentyczne zdziwienie.
- Co, nie podoba ci si�?
Ucze� ponownie przygl�da si� dziewczynie.
- Jest ok. Ale czy jeste� tego pewny?
- Niczego nie mo�na by� pewnym na 100 procent.
W tym momencie przysz�a, potencjalna �ona ucznia, nie�wiadoma tocz�cej si�
konwersacji, podchodzi do drzwi wyj�ciowych z kawiarni i je otwiera. Ucze�
widz�c to chce wsta� z krzes�a.
- To chyba powinienem j� zagadn�� zanim ucieknie.
Mistrz chwyta go jednak za rami�.
- Spokojnie. B�dziesz jeszcze mia� okazj� pozna� j� bli�ej.
- Kiedy?
- W noc po�lubn�.
Mistrz nie mo�e powstrzyma� si� i wybucha gromkim �miechem. Ucze� po
chwili do��cza si� do �miechu Mistrza. Gdy cichn� chichoty, ucze� zwraca si�
do Mistrza.
- No dobrze. Ale w jaki spos�b mog� rozwija� swoj� intuicj�?
- Gdy np. stoisz na przystanku i podje�d�a autobus, mo�esz pr�bowa� odgadn��,
gdzie dok�adnie zatrzymaj� si� jego drzwi. To mo�e by� ca�kiem zabawne.
- Ju� wiem. Mam lepszy pomys�. B�d� pr�bowa� odgadn�� liczby w TotoLotka.
- Jak chcesz. Aczkolwiek radz� ci, aby� robi� to bez obstawiania gry.
- Dlaczego?
- Je�eli b�dziesz si� nastawia� na wygran�, to b�dziesz w rzeczywisto�ci t�amsi�
swoj� intuicj�. Najlepiej sprawdza si� ona wtedy, gdy jest niczym nie
skr�powana, a wi�c np. twoimi oczekiwaniami i pragnieniami.
- Dobrze.
- Proponuj� te�, aby� za ka�dym razem, gdy spotkasz w swoim �yciu jak��
now� osob�, zastanowi� si�, dlaczego ta osoba wkroczy�a w twoje �ycie. Mo�e
ma ci co� wa�nego do przekazania, mo�e ci� czego� nauczy�, a mo�e to ty
mo�esz co� zrobi� dla tej osoby. A mo�e po prostu ta osoba pojawia si� w
twoim �yciu tylko po to, aby ci� wkurzy�. Tak te� mo�e si� zdarzy�.
- Tylko po co?
- Je�eli w naszym otoczeniu s� osoby, kt�re nas wkurzaj�, to mo�emy dzi�ki
temu bardzo wiele si� nauczy�.
- Np. czego?
- Na przyk�ad jak sobie radzi� z takimi osobami i jak nie dawa� si�
wyprowadza� z r�wnowagi. Przyznasz, �e to ca�kiem przydatna umiej�tno��.
- Przydatna, ale trudna do opanowania.
- Wcale nie. Mo�esz skorzysta� z r�nych metod, kt�re mog� ci w tym pom�c.
Poda� ci konkretny przyk�ad? - Jasne.
- Gdy ci� kto� wkurzy, wyobra� sobie, �e ta osoba siedzi na kibelku. To od razu
spowoduje, �e taka osoba wyda ci si� mniej straszna, ni� ci si� wydawa�o.
Mo�esz te� sobie wyobrazi�, �e ma zatwardzenie.
Ucze� co� sobie wyobra�a w my�lach i wybucha �miechem.
- To faktycznie dzia�a. W�a�nie wyobrazi�em sobie, �e na takim kibelku siedzi
.............. ............... (w to miejsce wpisz imi� i nazwisko polityka,
kt�rego
najbardziej nie lubisz - przyp. Autor) i od razu l�ej mi si� zrobi�o na duszy.
- A widzisz?
- Widz�, tylko ten zapach.
Mistrz i ucze� wybuchaj� �miechem. Po chwili Mistrz odzywa si�.
- Skoro si� najedli�my, to czas na rozrywk�.
- Jakiego rodzaju?
- Lubisz si� �mia�?
- Jasne.
- To powinno ci si� spodoba�.
Mistrz i ucze� wstaj� i wychodz� z kawiarenki. Kto wie, mo�e tu jeszcze kiedy�
wr�c�.
Rozdzia� 5
Mistrz i ucze� ogl�daj� zdj�cia zwierz�t umieszczone na ogrodzeniu Parku
�azienkowskiego. Gdy dochodz� do ostatniego zdj�cia, ucze� odzywa si�.
- To nawet fajny pomys� z umieszczaniem zdj�� w publicznych miejscach, gdzie
nie trzeba p�aci� za wst�p.
- Mi to m�wisz?
- No tak. Ty pewnie jeste� ekspertem od wszystkiego, co mo�na mie� za darmo.
- Powiedzmy, �e dobrze zarz�dzam swoimi finansami. A teraz zapraszam ci� na
porz�dn� dawk� �miechu.
Mistrz zerka na zegarek.
- Ale musimy si� po�pieszy�.
Mistrz rusza w kierunku bramy do parku, kt�ry znajduje si� za ogrodzeniem.
Ucze� pod��a za nim. Przechodz� przez bram� i wchodz� do parku. Id� jaki�
czas w milczeniu. Gdy przechodz� wi�kszo�� parku, ucze� dostrzega w
odleg�o�ci oko�o 100 metr�w grup� ludzi. Mistrz i ucze� zbli�aj� si� do grupy.
Stoj�ce w grupie osoby zaczynaj� si� porusza� i ustawiaj� si� w okr�g. W
momencie gdy tworz� okr�g Mistrz i ucze� do nich dochodz�.
Mistrz od razu staje w okr�gu i kiwa g�ow� do osoby, kt�ra najwidoczniej
kieruj� t� grup�. Osoba ta te� mu kiwa z u�miechem, a nast�pnie zwraca si� do
wszystkich zgromadzonych.
- Witam wszystkich bardzo serdecznie. Na imi� mam Olek i b�d� prowadzi� to
spotkanie.
W tym czasie ucze� te� staje w okr�gu obok Mistrza. Olek kontynuuje.
- To co sobie tutaj za chwil� zrobimy nazywa si� grupow� sesj� terapii
�miechem wywodz�c� si� z Indii. Jest to jeden ze sposob�w pobudzania si� do
�miechu. Za chwil� b�dziemy wykonywa� r�ne �wiczenia i zabawy, maj�ce
nas pobudzi� do �miechu. Jeste�cie gotowi?
Uczestnicy przytakuj�, niekt�rzy si� u�miechaj�, kto� wybucha �miechem.
- Pierwsza zabawa ma bardzo sympatyczny charakter. Mianowicie za chwil�
b�dziemy si� z sob� wita� w jak najbardziej radosny spos�b. Mo�na przy tym
robi� sobie jaja. Niech ka�de z was przywita si� przynajmniej z trzema osobami.
Zaczynamy.
Uczestnicy zaczynaj� do siebie podchodzi� i wita� si�. Mistrz podchodzi do
ucznia, podaje mu r�k� i m�wi z rado�ci�.
- O dzie� dobry Panu, my si� chyba jeszcze nie znamy. Jestem Mistrzem i
pokazuj� drog� zab��kanym owieczkom. Pan tu chyba pierwszy raz?
I Mistrz wybucha �miechem. Ucze� troch� zbity z tropu u�miecha si� niemrawo.
Mistrz nie zwracaj�c na to uwagi idzie wita� si� z kolejn� osob�. Do ucznia
podchodzi jaka� dziewczyna i rzuca mu si� na szyj�.
- Cze��, kop� lat si� nie widzieli�my. Co tam s�ycha� u ciebie nowego? Jak tam
dzieciaki? Podobno kupili�cie nowy dom? Musisz mnie tam koniecznie
zaprosi�.
Zanim ucze� zd��y� dziewczynie odpowiedzie�, ta rzuca si� na szyj� kolejnej
osobie. Do ucznia podchodzi Olek. Podaje mu r�k� i z u�miechem m�wi.
- Cze��. Jeste� kolejn� ofiar� Mistrza? Brrrr. Nie zazdroszcz�. Czy pr�bowa� si�
ju� do ciebie przystawia�?
Widz�c speszenie na twarzy ucznia dodaje.
- Rozchmurz si�. To tylko zabawa.
Olek odchodzi na �rodek i zabiera g�os.
- Dobrze, wystarczy tego dobrego. Wracamy na swoje miejsca.
Uczestnicy tworz� znowu okr�g. Olek wyja�nia nast�pn� zabaw�.
- A teraz podzielimy si� na dwie grupy, kt�re stan� w rz�dach naprzeciw siebie.
Uczestnicy wykonuj� polecenie. Mistrz i ucze� staj� w przeciwnych grupach
dok�adnie naprzeciw siebie.
- A teraz moi drodzy proponuj� wyci�gn�� przed siebie r�ce, pokazywa� nimi
na przeciwnik�w i zacz�� si� z nich �mia�.
Uczestnicy wykonuj� polecenie i zaczynaj� si� z siebie nabija�. Mistrz zaczyna
nabija� si� z ucznia. Robi to tak dobrze, �e pozosta�e osoby zwracaj� uwag� na
niego i ucznia. Ucze� z niezbyt szcz�liw� min� stoi bez ruchu.
- Wystarczy. Wracamy do okr�gu - komunikuje Olek.
Uczestnicy wykonuj� polecenie.
- A teraz zrobimy �miech straszny. Kto chce wej�� do �rodka?
Wi�kszo�� os�b podnosi r�ce.
- Proponuj� aby do �rodka wszed� nasz nowy przyjaciel.
I pokazuje na ucznia. Ten niepewnie zerka na Mistrza. Ten z rozbawieniem
kiwa zach�caj�co g�ow�. Ucze� z pewnym oporem wchodzi do �rodka i pyta si�
Olka.
- Co mam robi�?
- Ty nie musisz nic robi�.
Olek zwraca si� do pozosta�ych os�b.
- Wszyscy wiedz� co maj� robi�? Tak? A wi�c na trzy. Raz, dwa trzy.
Osoby stoj�ce w okr�gu unosz� przed siebie r�ce, robi� przera�aj�ce miny i z
okrzykiem �U� rzucaj� si� wszyscy razem w stron� ucznia. Tez z zaskoczenia
przykuca, a nast�pnie si� przewraca. Gdy osoby do niego dobiegaj�, zaczynaj�
go �askota� po ca�ym ciele. Ucze� nie mog�c powstrzyma� si�, zaczyna �mia�
s
i�.
Po chwili Olek stwierdza.
- Wystarczy, bo nam jeszcze umrze ze �miechu.
Uczestnicy cofaj� si� i tworz� okr�g. Olek wyci�ga r�k� do le��cego ucznia.
- Pom�c ci wsta�?
Ucze� z rozbawieniem podaje mu r�k�.
- Przepraszam czy wy jeste�cie normalni?
Olek zwraca si� do wszystkich.
- Czy jeste�my normalni? Wszyscy zgodnie krzycz�.
- Nie.
- No dobrze, to chyba wystarczy na dzisiaj. Zapraszam was za tydzie�. (podczas
prawdziwych sesji terapii �miechem uczestnicy wykonuj� kilkana�cie �wicze� -
przyp. Autor)
Uczestnicy zaczynaj� klaska�, a po chwili zaczynaj� si� rozchodzi�. Mistrz
podchodzi do ucznia.
- I jak si� czujesz?
- Ca�kiem nie�le.
- To dobrze. Chod�.
Mistrz podchodzi do Olka, kt�ry ko�czy rozmow� z jak�� dziewczyn�.
- Widz�, �e ch�tnych na sesje nie brakuje.
- Ujdzie. Widz�, �e masz nowego ucznia.
Spogl�da na ucznia, kt�ry w�a�nie do nich do��czy�.
- Co was sprowadza w moje skromne progi?
- M�j ucze� ma pewien problem.
- Taaaaaaaaak - m�wi�c to Olek przygl�da si� uwa�nie uczniowi.
Mistrz zaczyna t�umaczy�.
- Wyobra� sobie, �e on nie wierzy, �e mo�na przez ca�e �ycie my�le�
pozytywnie i by� u�miechni�tym.
- Nie wierzy? Jeste� ateist�? - zwraca si� do ucznia. Ucze� z u�miechem
odpowiada.
- Nie jestem.
- To w czym tkwi problem?
- To przecie� niemo�liwe aby si� u�miecha� ca�y czas. Przecie� mamy w �yciu
r�ne sytuacje, kt�re nas do�uj�.
- Tak, a jakie sytuacje?
- No nie wiem. Np. �mier� bliskiej osoby.
- Albo jaka� powa�na choroba, np. rak - domy�lnie dodaje Olek
- Dok�adnie tak.
- Tak si� sk�ada, �e znam sporo os�b chorych na raka. I wiesz co? S� w�r�d nich
osoby, kt�re mimo choroby nie trac� pogody ducha.
- No ale sam m�wisz, �e tylko cz�� z nich jest pogodna.
- Tak, ale to w�a�nie te osoby udowadniaj�, �e mo�na nie traci� humoru, mimo
tego, �e choruje si� na tak powa�n� chorob�.
- Raczej mnie nie przekonasz. - To podam ci jeszcze jeden przyk�ad. Podczas
drugiej wojny �wiatowej niekt�re
osoby przebywaj�ce w obozach zag�ady wykorzystywa�y poczucie humoru aby
podtrzymywa� si� na duchu. I dzi�ki temu ci ludzie byli w stanie prze�y�. Co ty
na to?
- To faktycznie robi wra�enie. Pomy�l� nad tym.
- �wietnie.
Olek zerka na zegarek.
- S�uchajcie. Ja musz� ju� lecie�. Ale mam dla ciebie prezent.
Olek pochyla si�, z plecaka le��cego na ziemi wyjmuje ksi��k� i podaje j�
uczniowi.
- To jest moja ksi��ka o terapii �miechem. Poczytaj j� sobie. My�l�, �e ci si�
spodoba. Tym bardziej, �e jest tam sporo humoru.
Ucze� bierze ksi��k� do r�ki i ogl�d ok�adk�.
- Aleksander �amek. Rozumiem, �e to ty?
- Dok�adnie tak Sherlocku Holmesie. �ycz� udanej lektury. Do zobaczenia.
(ksi��ka, kt�r� otrzyma� ucze� nosi tytu� �Terapia �miechem� i mo�na j� kupi�
w internetowej ksi�garni www.ipis.pl - przyp. Autor).
Olek zarzuca plecak na plecy, podaje r�k� Mistrzowi i uczniowi i szybkim
krokiem oddala si�. Ucze� obserwuje go.
- Ca�kiem fajny go�ciu.
- Trafne spostrze�enie - odpowiada Mistrz i dodaje - My te� powinni�my si�
zbiera�. (To, �e Mistrz i ucze� maj� tak pozytywne zdanie o Olku, w �adnym
wypadku nie jest zwi�zane z tym, �e to w�a�nie Aleksander �amek jest autorem
ksi��ki, kt�rej bohaterami s� Mistrz i ucze� - przyp. Autor)
Ucze� ziewa przewlekle i pyta si� Mistrza.
- Mam pytanie. Czy masz jaki� pomys�, gdzie b�dziemy dzisiaj nocowa�?
- Proponuj� dworzec centralny. Co ty na to?
- Wola�bym nieco spokojniejsze miejsce. Wiesz, nie lubi� gdy podczas snu
ludzie po mnie chodz�.
- O patrzcie jaki wygodnicki. W takim razie prze�pimy si� u mojego znajomego.
Rozdzia� 6
Mistrz i ucze� wchodz� w kolejn�, ciemn� uliczk�. Id� chwil� w milczeniu.
Nagle cisz� przerywa ochryp�y, m�ski g�os.
- Ch�opcy, macie mo�e fajki?
G�os dobiega do nich z ty�u, wi�c ucze� b�yskawicznie odwraca si�. Mistrz robi
to znacznie spokojniej. W odleg�o�ci pi�ciu metr�w od nich stoi jaki� barczysty
m�czyzna. Ubrany jest w dres. Jego w�osy s� w kolorze ... . W�a�ciwie to nie
ma on w�os�w na g�owie. Mistrz domy�la, si� �e m�czyzna prawdopodobnie
przeszed� niedawno chemioterapi� i st�d ten brak ow�osienia na g�owie. Ucze�
ma na ten temat nieco inn� teori�, ale postanawia jej nie ujawnia� na g�os.
Tymczasem m�czyzna ponawia pytanie.
- To macie fajki czy nie?
Mistrz odpowiada mu ze spokojem.
- Niestety my niepal�cy.
Na te s�owa m�czyzna odwraca g�ow� w stron� pobliskiej bramy i wo�a.
- S�yszycie. Go�cie nie maj� kamel�w.
Z bramy wychodzi jeszcze dw�ch m�czyzn (te� po chemioterapii) i podchodz�
do pierwszego. Ten odwraca si� zn�w do naszych g��wnych bohater�w.
- To fatalnie. Bo to jest nasza ulica i obcy za poruszanie si� po niej musz� nam
co� odpali�. Skoro nie macie fajek, to dawajcie portfele.
S�ysz�c to ucze� zaczyna oblewa� si� zimnym potem. Tymczasem Mistrz w
og�le nie przejmuj�c si� s�owami m�czyzny, tylko odzywa si� do niego z
u�miechem.
- Nie ma sprawy. Ale czy zanim oddamy wam nasze portfele, mog� wam
opowiedzie� super dowcip?
M�czyzna jest lekko zaskoczony propozycj� Mistrza, ale pr�buje to ukry�
odpowiadaj�c.
- Byle szybko. Ale jak b�dzie nie�mieszny to dostaniesz w ry�o.
- A wi�c dowcip brzmi tak. Idzie sobie facet ulic�. Nagle pojawia si� przed nim
trzech napastnik�w i wo�aj� - Pieni�dze albo �ycie. Facet na to im odpowiada. -
Ostrzegam was panowie. Ja znam karate, kung-fu, judo. Przera�eni napastnicy
zacz�li ucieka�, a ich niedosz�a ofiara ko�czy zdanie - I jeszcze kilka innych
chi�skich i japo�skich s��w.
Wszyscy trzej m�czy�ni wybuchaj� �miechem. Mistrz te� zaczyna si� �mia�.
Tylko ucze� stoi ponury. Najwidoczniej nie zrozumia� tego dowcipu. Gdy
m�czy�ni si� wy�miali, pierwszy z nich odzywa si�.
- To by�o niez�e, a teraz dawa� portfele.
Mistrz na to odpowiada z anielskim spokojem.
- Ostrzegam Panowie, ja znam karate, kung-fu i judo.
- To by�o �mieszne tylko za pierwszym razem. Bra� go. Napastnicy ruszaj� w
kierunku Mistrza, a Mistrz rusza w ich kierunku. Pierwszy
z napastnik wysuwa si� do przodu i bierze zamach praw� r�k� aby wyprowadzi�
cios. Jednak Mistrz nie daje mu na to czasu. Podrywa przed siebie praw� nog� i
z ca�ej si�y uderza butem w krocze napastnika. Ten, jak na prawdziwego
m�czyzn� przysta�o, krzywi si� z b�lu i chwytaj�c si� za krocze pada na
ziemi�. W tym momencie do Mistrza podbiega drugi napastnik. Mistrz cofa si�
o krok, dzi�ki czemu unika ciosu w twarz. Nast�pnie Mistrz robi szybki krok do
przodu i uderza nog� prosto w nerk� napastnika. Si�a ciosu jest tak du�a, �e
m�czyzna przewraca si� do ty�u. Trzeci napastnik widz�c powalonych na
ziemi� swoich towarzyszy, przypomina sobie, �e zostawi� w domu w��czone
�elazko i szybko znika w bramie.
Dwaj pozostali napastnicy wij� si� z b�lu na ziemi. Po chwili jeden z nich
pr�buje wsta�. Mistrz odzywa si� do niego.
- Zabieraj koleg� i �ebym was tu wi�cej nie widzia�.
M�czyzna pomaga wsta� swojemu koledze. Mistrz postanawia da� im na
koniec jeszcze dobr� rad�.
- Jak widzicie i czujecie, palenie papieros�w jest szkodliwe dla zdrowia. Wi�c
radz� wam to rzuci�.
Jeden z m�czyzn mruczy pod nosem.
- Spadaj.
Mistrz s�ysz�c to dochodzi do wniosku, �e ten m�czyzna nie do ko�ca jest
przekonany do jego argument�w, wi�c postanawia na koniec przekona� go,
wykorzystuj�c znan� technik� asertywn� - kopie go w ty�ek. Dzia�a on na
m�czyzn jak lekarstwo, gdy� zaczynaj� w zadziwiaj�co szybkim tempie
oddala� si� od Mistrza. Mistrz widz�c to m�wi sam do siebie.
- O cudowna pot�go kopniaka w ty�ek.
Ucze� nadal nie mo�e wyj�� z szoku. Mistrz zauwa�a to i klepie go
przyjacielsko po plecach.
- No ju� po wszystkim. Mo�esz przesta� zgrywa� twardziela.
Z twarzy ucznia powoli znikaj� objawy przera�enia.
- Bo�e �wi�ty. Sk�d si� bior� na �wiecie tacy ludzie?
- Chcesz us�ysze� szczer� odpowied�?
- Tak
- Mo�e ci si� nie spodoba�. Wyobra� sobie, �e sami takich ludzi sobie
hodujemy.
- Jak to? - Prawda jest taka, �e prawie ka�dy przest�pca w tym kraju urodzi� si�
jako
niewinny brzd�c. Dopiero przy wybitnej pomocy spo�ecze�stwa wyr�s� on na
przest�pc�.
- Ja