7975

Szczegóły
Tytuł 7975
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7975 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7975 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7975 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TAJEMNICA ZIELONEJ PIECZ�CI HANNA O�oGOWSKA TAJEMNI CA zielonej piecz�ci NASZA KSI�GARNIA WARSZAWA 1961 Ilustrowa� GWIDON M1KLASZEWSKI Ok�adk� projektowa� BOHDAN BUTENKO zwrotu ksi��ki: ROZDZIA� I KANAPA, PRZED KT�R� DR�Y CA�A SZKO�A. STEFAN ULEPSZA ORTOGRAFI�. OBIETNICA ZA OBIETNIC�. GUZY �WIADCZ� O TALENCIE O pierwszej w po�udnie, kiedy dzie� przewraca� si� na drugi bok, w klasie V A robi�o si� gor�co. Okna po tej stronie budynku wychodzi�y na zach�d, ale wysokie, letnie s�o�ce do niewy-trzymania rozgrzewa�o biegn�c� pod szko�� ulic�, �elazne sztachety, latarnie, a nawet wysokie, zagl�daj�ce na trzecie pi�tro topole, kt�re przez czerwiec ci�gle jeszcze nie chcia�y si� podda� ulicznym kurzom i cieszy�y oczy �wie�� zieleni�. Ta ziele� ciemna i spokojn� w godzinach rannych, kiedy s�o�ce zagl�da�o do klas po�o�onych po drugiej stronie korytarza, teraz nie pozwala�a skupi� si� nad ksi��k� czy zeszytem. Drobne i g�adkie li�cie topoli nasycone s�onecznym blaskiem drga�y przy niajl�ejszym powiewie wiatru. Przywodzi�y na my�l drobno' pofa�dowan�, �yczliw� bosym nogom powierzchni� strumienia, mi�kk� ��k�, mi�y cie� drzewa na polnej -mi�dzy '-"-wszystko, co ,by�o tak bardzo inne od kredy, atramentu" i pst-pieru, wszystko, czego oczekiwali w tej chwili z niecierpliwo�ci� naci�gni�t� do> ostatnich granic uczniowie klasy V A w jednej ze szk� ma przedmie�ciu �odzi. Odbywa�a si� ostatnia lekcja w tym roku .szkolnym. M�oda nauczycielka, a jednocze�nie wychowawczyni tej klasy, Zofia Ostrowska, nazywana przez uczni�w �Gramatyk�" � ko�czy�a rozdawa� Zeszyty z wypracowaniem. I ona rzuca�a t�skne spojrzenie chyl�cym si� pod wiatrem wierzcho�kom topoli. Nauczyciele te� luibi� wakacjie. Ju� tylkio trzy zeszyty. Ju� tylko! dwa. I ostatni. � ��rawiec! W twoim wypracowaniu jest sporo zdrowego sensu, mog�oby ono otrzyma� nawet niez�y stopie�. C�, kiedy 7 * ortografia � poni�ej klasy pierwszej. Za tak� ilo�� b��d�w nie mo�na 'postawi� wi�cej ni� dw�jk�. Przy (pierwszych s�owach -nauczycielki Stefan, ��rawiec powsta�. Lekfcoi pochylony szed� mi�dzy �awkami. Jasn�, faluj�c� czupryn� odgarn�� r�k� do ty�u, a zielonkawe oczy b�ysn�y hardo. Odebra� z r�k nauczycielki zeszyt, uk�oni� si� niedbale i wraca� na swoje miejsce. Wiele par oczu spojrza�o w jego stron�. Ch�opiec zdawa� sobie iz tego spraw�. Hamowana z�o�� kaza�a mu zagry�� dioln� warg�. Siadaj�c w �awce, rzuci� p�g�osem: � Nie szkodzi. Wszyscy wielcy ludzie pisali okropnie. G�owy uczni�w z niepokojem zwr�ci�y si� w stron� nauczycielki: s�ysza�a? S�ysza�a. Na twarzy jej odbi�a si� przykro��. Ciemne, prawie zrastaj�ce si� brwi drgn�y. Klasa, w oczekiwaniu na �hec�", zapomnia�a o zielonych topolach. Nauczycielka ze spokojem, kt�ry nie przyszed� jej �atwo, rzuci�a w stron� krn�brnego ucznia: � Na przyk�ad? Stefan ��rawiec milcza�. � Na przyk�ad? � (powt�rzy�a wychowawczyni. � Skoro tak twierdzisz, to chyba pmiesz wymieni� tych s�awnych. Stefan wsta� niech�tnie. � No, chocia�by... Napoleon. Widzia�em jego> podpis. Pisa� ^jak fcura pazurem. "� Widzia�e� chyba fotografi� jego podpisu � .poprawi�a nauczycielka. � Pisa� rzeczywi�cie niewyra�nie. Ale b��d�w nie robi�. Ja nie za kaligrafi� postawi�am ci dw�jk�, tylko za b��dy, za mn�stwo b � � d �! Wi � powt�rzy�a z naciskiem pani Ostrowska. � A Karol Wielki? � upiera� si� Stefan. � Ten w og�le nie umia� pisa�. Zaledwie swoje imi�. A do tej pory trzeba si� o jnim uiczy�. � Ha! � roz�o�y�a r�ce nauczycielka, ia w g�osie jej zad�wi�cza�a wyra�na drwina. � Skoro t� drog� chcesz doj�� do wielko�ci, to ci wsp�czuj�. Ten spos�b wydaje mi si� bardzo przestarza�y i... ju� nieskuteczny. W klasie kto� parskn�� �miechem. Stefan zaczerwieni� si�. Nauczycielka zwr�ci�a si� do ca�ej klasy: �� Przypominam jeszcze raz: Jutro o 'dziewi�tej zako�czenie roku i rozdanie cenzur. Rozleg� si� dzwonek. Ledwo umilk�, dorzuci�a: � Oto1 i (ostatni dzwonek w tym roku szkolnym. Zamkn�a dziennik i, schodz�c z katedry, g��boko odetchn�a. � Ale pani ci�ko wzdycha � odezwa� ssie ob�udnie Franek Gawro�ski. Zmierzaj�ca do drzwi wychowawczyni przystan�a. Spojrza�a na Frankia, potem na Stefana. � A czy mnie z wami by�o lekko? � powiedzia�a bez u�miechu i szybko wysz�a z klasy. Ca�a klasa, tak jak wsta�a na po�egnanie wychowawczyni, skamienia�a na chwil�. Ale tylko na chwil�. Ledwo drzwi trzasn�y, nieprzyjemny nastr�j wy�adowa� si� na osobie ��-rawca. , � To wstyd! To wstyd! � krzy�owa�y si� okrzyki z r�nych stron Masy. � Tak si� nauczycielce odpowiada? � Harcerz! -�� Inna toby mu dw�j� na cenzur� wlepi�a! � Ja wam m�wi�, �e Gramatyka jeszcze wcale nie taka najgorsza. � Ale jej Stefan odp�aci�! � Napoleona zgrywa! � Ty, ��rawiec! Napoleon na koniu je�dzi�, nie na bykach. Ostatnie powiedzenie wywo�a�o og�ln� weso�o��. Stefan sta� blady, a� drobne piegi na nosie wyst�pi�y wyra�niej. Twarz, wykrzywi�a mu w�ciek�o��. Smuk�y, wyro�ni�ty ma swoje dwana�cie lat, g�rowa� o p� g�owy nad kolegami. Tote� kiedy iz zaci�ni�tymi pi�ciami z.w"r�ci� si� w stron� autora ostatniego �artu, zrobi�o* si� od razu woko�o niego lu�no. I nie wiadomo, czym zako�czy�aby si� ostatnia lekcja w klasie V A, gdyby w tej w�a�nie chwili nie uchyli�y si� drzwi i nie b�ysn�a w nich �ysa jak kolano g�owa starego wo�nego, zwanego �Ko-chaisiu". � ��rawiec, kochasiu! Do pana kierownika, ju� zaraz, na jednej nodze, kochasiu! Oburzenie i drwiny koleg�w szybko zamieni�y si� w szczere lub udane wsp�czucie. �' Stefan! Masz pecha! � powiedzia� Wiktor. � Poskar�y�a! � krzykn�� Franek Gawro�ski z satysfakcj� w: g�osie.- �� ,'A co? Nie m�wi�em? Wszyscy tak za ni� �dobra", �dobra", a jjai zawsze powtarzam: �Jaka ona tam dobra?" Jakby by�a dobra... � ...Toby ci� na drugi rok nie- zostawi�a, chocia� masz pi�� dw�jek � 'zadrwi� Bartek Nied�wiedzki. �� E, tam! Z wami rozmawia�, to szkoda j�zyka strz�pi� � rozgniewa� si� Franek i zwr�ci� si�1 do Stefania: � Chod�, Stefan, odprowadz� ci�. �� Obejdzie si�, sam, trafi�. Wiktor, zaczekaj na mnie! � burkn�� Stefan i szybko wybieg� na korytarz. Ch�opcy wysypali! si� za nim. Kancelaria kierownika by�a na pierwszym pi�trze, wi�c po schodach towarzyszyli jeszcze koledze. � �eby tylko nie na kanapie � szepn�� do Wiktora Stefan. � E, chyba dzi� nie b�dzie czalsu � pociesza� Wiktor. � Nie b�j 'si�. � Z kierownikiem, rozm�wisz si� pp m�sku � dodawa� otuchy Bartek Nied�wiedzki. � Pewnie � rzuci� Stefan udaj�c, �e go ta ca�a sprawa niewiele wzrusza. Ale by�o inaczej. �Pewnie � my�la� sobie � m�czyzna z m�czyzn� zawsze si� dogada. Ale po co ja tej Gramatyce tak odszczekn��em?" Zapuka� do drzwi kancelarii i zapyta� siedz�c� pod oknem sekretark�, czy mo�na wej�� do' pana kierownika. � A po co? �' Pan 'kierownik mnie wzywa� � b�kn�� Stefan. � Aha! � .powiedzia�a sekretarka tonem, kt�ry znaczy�: �taki !z ciebie ananas" i machn�a r�k� w stron� drzwi gabinetu � wejd�! Stefan znowu zapuka�, na g�o�ne �prosz�" wszed� i szurn�wszy nogami zatrzyma� si� przy drzwiach. Kierowjnik rozmawia� przez telefon. Na uk�on Stefana odpowiedzia� kiwni�ciem g�owy i iruchetm r�ki wskaza� mu miejsce ko�o biurka, za kt�rym siedzia�, ale Stefan nie skorzysta� z za- r proszenia. A nu� wezwany jest tylko po to, aby odda� komu� w blokach list, jak to ju� nieraz bywa�o? Po co zasiada� na krze�le, po co zbli�a� si� do postrachu ca�ej szko�y, nieszcz�snej kanapy, kt�ra tak oto powa�nie i godnie rozpiera si� na najszerszej �cianie wprost okien i ibiurka. Stefan zerka w jej stron�, ale czym pr�dzej odwraca g�ow�. Ju� lepiej patrze� na bibliotek� pe�n� ksi��ek. Kt� to wszystko zd��y przeczyta�? Na bibliotece stoi puchar. Nagroda zdobyta przez szko�� jeszcze w tych czasach, kiedy boisko szkolne by�o prawdziwym boiskiem, a nie jak teraz placykiem uszczuplonym przez ogr�dki z jednej stromy, a szopy na w�giel z drugiej. Stefan wzdycha i s�yszy w tej chwili d�wi�k s�uchawki, k�adzionej na wide�ki. Ch�opiec zwraca oczy na pana kierownika, kt�ry najpierw �ciera jak�� natr�tn� my�l z czo�a, potem podsuwa na nie okulary, patrzy lekko zaczerwienionymi oczami na Stefana i m�wi: � Powiedz no mi, Stefan, czy ci nie wstyd? Stefanowi jest wstyd. Czerwieni si� i j�ka: � Tak... ju� tu Gra... ju� tu pani od polskiego obsmarowa�a mnie... ~ Nie zgad�e� � m�wi pan kierownik. � Nie rozmawia�em z pani� Ostrowsk�. Po prostu podpisywa�em dzi� wasze cenzury i widzia�em twoje stopnie. Tr�jka iz polskiego. Wi�c pytam ci�: Czy ci nie wstyd? Jeste� zdolny ch�opiec. Masz dobre warunki do nauki, a na �wiadectwie kilka tr�jek. I jedna z nich � z j�zyka ojczystego;. � Tak � m�wi ju� troch� �mielej Stefan � zdolny jestem, ale przez t� ortografi� to ja �ycie b�d� mia� zmarnowane. Ja ju� z tym wszystkim wytrzyma� nie mog�. � O � zdziwi� si� kierownik. � Taki� nieszcz�liwy? A dlaczego to inni twoi koledzy, nawet mniej zdolni od ciebie, daj� sobie rad�? Na og� wasza klasa dobrze z polskiego stoi. � To (prawda, ale iile si� Ch�opaki nam�cz�, to nikt nie wie. � Stefan przytakuje i gor�czkowo my�li, czym by tu pana kierownika zagada�? Aha, ju� wie. Pr�buje. � W referatach na r�nych uroczysto�ciach m�wi si�, �e teraz 'nie ma ucisku cz�owieka (przez cz�owieka. A niechby tak kto do naszej klasy na polski przyszed�, to dopiero by si� przekona�. Ucisk � jak nie wiem co! � Jak to? � zdziwi� si� kierownik. � Go wy przez to rozumiecie? Bo ja nic nie zauwa�y�em. Usi�d�my tu sobie na kanapie i opowiedz mi o tym strasznym ucisku. A wi�c sta�o si� to najgorsze: rozmowa na kanapie. Zapraszani n(a ni� uczniowie woleliby siada� na desce nabitej gwo�dziami. Rozmowa na kanapie by�a z regu�y d�uga. By�a dokumentna: sianem, nikt si� nie m�g� wykr�ci�. Nawet Wiktor Kijanka, znamy w ca�ej szkole z tego, �e k�ama� bez drgnienia okiem i wy�giwa� si� z najtrudniejszych sytuacji, nawet on na tej kanapie traci� ca�y siw�j rezon, twierdz�c, �e �na siedz�cy �ganie nie idzie". C� mia� robi� nieszcz�sny Stefan. Usiad� z min� tak ponur�, �e to jedno powinno pana kierownika wzruszy�. Niestety, pan Marczy�ski, je�eli si� nawet i wzruszy�, to zupe�nie tego nie okaza�. � Na historii i tak w og�le � wyja�nia Stefan staraj�c si� o ljak najpowa�niejszy wyraz twarzy � to is�yszymy, jak to na przyk�ad za pa�szczyzny, w fabrykach jedni uciskali drugich. Bogacze, znaczy si�, uciskali biednych. I na przyk�ad Ko�ciuszko czy Staszyc wyst�powali w obronie uciskanych, A jak pani Ostrowska imnie uciska za t� ortografi�, to nie tylko nikt w obron� mnie nie we�mie, ale jeszcze na, mnie jak nie wiem, co... Stefan k�tem oka sprawdzi�, czy �ryba chwyci�a haczyk". Niestety, pan kierownik musia� mie� kamienne serce, bo odezwa� isi� z ledwo hamowan� kpin�: �' M�j�e� ty uci�niony biedaku! � Tak � nie ust�powa� Stefan � pan kierownik si� �mieje. A przecie� to ucisk kubek w kubek: pani Ostrowska posiada nauk�, a ja nie. Wi�c to zupe�nie jak ten bogacz, kt�ry posiada� i ciemi�y� tego, kt�ry nic nie mia�. � Hola! To ju� bzdura � Zaprotestowa� kierownik. � Pani Ostrowska oddaje wam ze swego bogactwa, ile tylko mo�e. Wszystkim, co posiada, chce si� z wiami podzieli�. � No dobrze �� zgodzi� si� teraz Stefan � je�eli pani Ostrowska niezupe�nie jest taka jaik ten bogacz, to> my jednak 10 czujemy si� jak uciskani. Po co tyle cierpie�? Panie kierowniku, ja tobyni zupe�nie inaczej urz�dzi�! � Ciekawe jak? � zainteresowa� si� kierownik. � Najgorsze w tej ortografii jest to, �e mn�stwo trzeba na pami�� wyku�. Dlatego tak imi trudno, bo ja to lubi� na rozum wzi��. Jak co� zrozumiem, to od razu zapami�tam. Wi�c w ortografii te� wymy�li�bym wszystkie takie prawid�a, �eby ka�dy rozumia�, dlaczego si� pisze tak, a nie inaczej. Na przyk�ad � herbata; je�eli z cukrem, to pisa�bym przez �ch", a jak bez cukru to1 satmio �h", 'Rozumie si� samo przez si�. } � Hm, a jak by� napisa� na przyk�ad �herbaciane r�e"? � Przez samo ,,h" � przecie� nikt r� cukrem nie posypuje. � A takie zdanie: �ciotka pocz�stowa�a nais herbat�"? � Naturalnie przez �ch" � przecie� si� nie cz�stuje go�ci herbat� bez cukru. Lepiej si� pod ziemi� zapa��, ni� przed go��mi zawstydzi�. � Ale przecie� ta ciotka mog�a by� na przyk�ad sk�pa. � O, panie kierowniku, sk�py to w og�fe nic nie da, ani cukru, ani herbaty. Ja wiem, ja sam mann tak� ciotk�. Pan kierownik �mia� si� na dobre. Podniesiony na duchu Stefan wywodzi� swojej teorii ci�g dalszy: � Albo na przyk�ad kluska. Klusk� powinno si� pisa� przez ��", bo jest okr�g�a. No nie? � Nie � zaprotestowa� kategorycznie pan kierownik. � Nie zgadzam si� |z tob�. Znasz kluski k�adzione? � Znam. � Okr�g�e s�? �' Nie. K�adzione to s� przewa�nie pod�ugowate. � A krajane? � Krajane do pomidorowej zupy to s� kwadratowe albo takie spiczaste. � No, wi�c gdzie te okr�g�e? �� A kartoflane? Moja mama robi pyzy z kartofli, takie okr�g�e z do�kiem w �rodku. Pyszne s�. � I Stefan prze�kn�� �lin�. � Dobrze. Ale to pyzy. Nie ma w nich w og�le ��". Prosz� ci� wi�c, pisz zawsze kluski przez, �u" zwyczajne, bo wcale nie s� okr�g�e. A po do herbaty, to wiesz przecie�: przygotowuje 11 si� j� zawsze bez cukru. Cukier podaje si� oddzielnie. Ka�dy sobie s�odzi, ile chce. Pisz wi�c herbat� przez samo �h". Stefan zamilk� na chwil�. Rzeczywi�cie, teraz ju� ani herbata, ani kluska nie pomyl� mu si� nigdy. �eby to Gramatyka chcia�a tak ka�dy wyraz wyt�umaczy�. Ale ona widocznie takiego wykszta�cenia jak pan kierownik nie ma. W tej chwili zadzwoni� telefon na szafce pod oknem. Pan Marczy�ski podszed� do aparatu, a Stefan, chc�c skorzysta� z okazji, sun�� ju� w stron� drzwi. Nic z >tego. Kierownik powstrzyma� go ruchem r�ki i tylko powiedzia� do s�uchawki: � Dobrze. Za p� godziny b�d�. Stefan struchla�. Bo�e! Przez p� godziny to mo�na flaki z cz�owieka wypra�. Na szcz�cie nie zaproszono go ju� na kanap�. Kierownik powiedzia� po prostu: � Dzisiaj, niestety, musimy t� rozmow� zako�czy�. Co do twoich pomys��w, to, owszem, pos�uguj si� tym, co ci pomaga, ale nie przesadzaj. Nie wszystko w ortografii da si� wzi�� na rozum. S� wyrazy, kt�rych pisania trzeba si� nauczy� na pami��. � Tu kierownik roze�mia� si�. � Himalaje piszse si� przez �h", chocia� le�� ko�o Chin. � No, W�a�nie � westchn�� Stefan. � A gdyby le�a�y w Holandii... � Nic na to nie poradzimy, Stefanie. � ...albo gdyby Holandia le�a�a ko�o Himalaj�w? � Albo �eby i Holandi�, i Himalaje przenie�� do Hondurasu? Oo? Wiesz przynajmniej, gdzie' Honduras le�y? Stefan chcia� si� obrazi�. Z geografii 'mia� pi�tk�. Tego to pan kierownik nie zauwa�y�. A przecie� ze Stefana i filatelista by� nie byle jaki. Niejeden ucze� z si�dmej zazdro�ci� mu albumu. Pan Marczy�ski milczenie Stefana wyt�umaczy� sobie inaczej, to sam na swoje pytanie odpowiedzia�: , � Honduras le�y w Ameryce �rodkowej. I widz�, m�j drogi, �e ty nie tylko ortografi� przerobi�by� po swojemu, ale i w geografii narobi� bigosu. Oj, Stefanie, Stefanie. Stefan my�la�, �e k> ju� koniec, i znowu posun�� si� w stron� drzwi, ale kierownik zatrzyma� go raz jeszcze. � Chwileczk�, matm do ciebie pro�b�. Powiedz, �e si� na ni� zgodzisz. 12 Kiedy indziej Stefan targowa�by si�. Chcia�by wiedzie�, o co chodzi, nie tak: kota w worku kupowa�. Ale zdawa�o mu si�, �e najmniejszy jego op�r spowoduje znowu zaproszenie na kanap�, i odpowiedzia� czym pr�dzej: � Tak jest, panie kierowniku, zgodz� si�. � A wi�c prosz� ci�: zacznij pisa� palmi�tnik. . � Ja? Pami�tnik? � sp�oszy� si� Stefan. � Jak dziewczyna? � Dlaczego jak dziewczyna? Wielu s�awnych ludzi pisa�o pami�tniki, Teraz dzi�ki tym pami�tnikom korzystamy z ich �yciowego do�wiadczenia, dowiadujemy si� wielu ciekawych rzeczy o �przesz�o�ci. � A je�eli ja nie zostan� s�awnym? � To nie jest konieczne, zapewniam ci�. Najwa�niejsze, �eby� pisa� o swoich pomys�ach, o swoim �yciu, o kolegach. Chyba tematu ci nie zabraknie? � O! Mo�e pan kierownik by� spokojny... �ebym tylko o naszej klasie pisa�, to wysz�aby ca�a ksi��ka. U nas w klasie to prawie co dzie� jaka� heca. � Zauwa�y�em to � westchn�� pan kierownik i popatrzy� na Stefana z wyrzutem. � Powiem ci nawet, �e mi waszej wychowawczyni serdecznie �al. Ma ona z wami trzy �wiaty, ma... � Nam te� czasami by�o �al � przytakn�� Stefan. � Ale co by�o robi�? To ju� nie nasza wina. � Nie wasza? � kierownik ze zdumienia uni�s� brwi w g�r�. � A czyja? � To pan kierownik nie pami�ta, jak nalsza klasa, zaraz we wrze�niu, delegacj� tu przys�a�a? �' Przypomnij mo mi, nie pami�tam. � No, w�a�nie. A teraz to wszystko na nas. A przecie� ju� wtedy prosili�my, �eby pan kierownik zmieni� wychowawc�, bo pani Ostrowska rady sobie z nasz� klas� nie da. Ca�a szko�a wie, �e V A to, mo�na powiedzie�, �lepsza klasa", �e u nas jest sporo ch�opak�w ch�tnych do r�nych... takich pomys��w... �aktywist�w", znaczy si�, nie w ciemi� bitych... � Niestety! Wiem co� o tym � pokiwa� g�ow� kierownik. � I prosili�my wtedy pana kierownika, �eby pani Ostrowska wzi�a pi�t� baira... � Stefan ugryz� si� w j�zyk i poprawi� � 13 V B. Tam s� prawie same takie spokojne mumie. Pani Ostrowskiej by�oby o wiele lepiej. A u mas �eby by� pan wychowawca ten, co w zesz�ym roku. Ale pan kierownik wcale tego nie chcia� wzi�� pod uwag�. A teraz nazywa si�, �e my jeste�my winni. To gdzie jest (sprawiedliwo�� .na tym �wiecie? Pan Marczy�ski nie przestawa� kiwa� g�ow�. Chcia� co� powiedzie�, strzepn�� r�k�, wreszcie spyta�: � Tylu �aktywist�w", m�wisz? No c�, trzeba b�dzie t� spraw� jeszcze raz rozwa�y�. Stefan ucieszy� si�. � Panie kieirofwniku � zawo�a� sk�adaj�c r�ce � ja ju� wszystko1 obiecam i wszystkiego dotrzymam! Tylko niech pan kierownik co� zrobi, �eby pani Ostrowska nie by�a ju� nasz� wychowawczyni�. Bo pani Ostrowska i w sz�stej klasie nie da sobie z nami rady. � A tnie spowa�niejecie w sz�stej klasie? � Na pewno nie � Stefan a� w piersi si� grzmotn��. � Jak amen w pacierzu. To ju� od razu jako� tak �le si� u�o�y�o. Dla naszej klasy m�ska r�ka pasowa�aby najlepiej. � Tak my�lisz? No dobrze, zastanowi� si� nad tym. Obiecuj� ci to w zamian za twoj� obietnic�. Wi�c pisz pami�tnik czy dziennik, jak wolisz. Mo�e rozwiniesz w sobie jakie zdolno�ci literackie? Kto wie. Podobno masz �atwo�� wyra�ania si� w pi�mie. A teraz zmiataj. Zaraz, jeszcze na pami�tk� tej rozmowy dostaniesz ode mnie ksi��k�. Z podpisem? ucieszy� si� Stefan, � Mo�e by� z podpisem. I prosz� ci�, nie rozstawaj si� z t� , ksi��k� przy pisaniu. Dobrze? i � Dobrze � zapewni� urado- I wany Stefan. Ale rnina jego zrzed-'� la, kiedy, zobaczy�, �e pan Mar-j czy�ski wyci�gn�� z szuflady zielon�, niegrub� ksi��k� z wyra�nym, czarnym tytu�em � Zasady pisowni polski ej''. By� to istny kube� zimnej wody na g�ow�, przysz�ego s�awnego cz�owieka. Pan kierownik izdawa� si� nie dostrzega� rozczarowanego wyrazu twarzy ch�opca. Trzepn�� go po ramieniu i po chwili Stefan bieg� do szatni. Nikogo ju� tam nie by�o. Widocznie koledzy nie mogli si� doczeka� i poszli do jdomu. Stefan spokojnie jak nigdy, z teczk� niesion� po ludzku pod pach�, ze sm�tnie zwieszon� g�ow� brn�� przez szkolne podw�rko. Wiktor i Bartek Nied�wiedzki czekali przed bram�. � Stefan, co tak d�ugo? � zawo�a� Wiktor, a grubas Bartek zapyta� przygl�daj�c si� koledze uwa�nie: � Siedzia�e� na kanapie, co? � Owszem, siedzia�em i mo�e siedzia�bym jeszcze. Telefon mnie wybawi�. Pan kierownik musia� gdzie� i��. � Mia�e� szcz�cie � stwierdzi� spokojnie Bartek. � No i o co chodzi�o? Gramatyka naskar�y�a. Tak? � Chudy, zwinny Wiktor okr�ci� si� wok� Stefana, podskakuj�c jak wr�bel przy ka�dym pytaniu. � Nie, nie naskar�y�a. I wiecie co, ch�opaki? � Stefan nagle o�ywi� si�. � Zobaczycie, �e w sz�stej klasie Gramatyki z nami nie b�dzie. � Ee... sk�d wiesz? � pow�tpiewa� Bartek. � Sk�d wiem,, to wiem, ale .mo�esz mi wierzy� � powiedzia� nadymaj�c si� Stefan. � Chcesz si� za�o�y�? �� Nie. Za d�ugo czeka� � odm�wi� Bartek. Wiktor zniecierpliwi� si� na dobre1. � Powiesz po ludzku, czego od ciebie chcia� kierownik, czy nie? Bo zabieram si� i id�. Wy�wiczonym ruchem umie�ci� swoj� teczk� p�asko na ciemnej, niesfornej czuprynie i wyra�nie zamierza� opu�ci� koleg�w. Stefan zrozumia�, �e d�u�ej przeci�ga� struny nie mo�e. Spu�ci� wi�c skromnie oczy i o�wiadczy�: �� Mam pisa� pami�tnik. � Pami�tnik? � zdziwili si� obaj ch�opcy jednocze�nie. � Po co? � No... bo ja mam takie r�ne pomys�y. � A przecie� niedawno za te w�a�nie pomys�y dosta�e� mycie g�owy? � I J __To od Gramatyki... A pan kierownik uwa�a, �e z tych pomys��w... mo�e skorzysta� ta... potomno�� i w og�le nie wiadomo, czy nie zostan� .s�awnym cz�owiekiem. Tu Stefan spojrza� na koleg�w i przekona� si�, �e jego s�owa zrobi�y du�e wra�enie. Szli jaki� czas w milczeniu. Wreszcie Wiktor odezwa� si� pierwszy: � A pyta� ci� o co? � Owszem, pyta�. �O co? i �: O to, gdzie le�y Honduras. � Jak to? Nie wiedzia� tego? � Bartek nie posiada� si� ze zdumienia. � Wiedzia�. Ale chcia� jeszcze wiedzie�, czy ja wiem. � I co? � Powiedzia�em. � I CO? � i ', . , i '. '� ',:''� � I nic. Dosta�em ksi��k�. � Ksi��k�? Na co? . ' ; � Na pami�tk�. __Nic nie rozumiem � zdenerwowa� si� ostatecznie Wiktor. � Takie nadzwyczajne sprawy omawia� z tob� pan, kierownik, ksi��k� ci podarowa�, a ty idziesz' kwa�ny, jakby� si� octu napi�- Co to znaczy? _A to- wybuchn�� Stefan � �e i ty gdyby� si� podj�� przez ca�e wakiacje codziennie w pami�tniku-pisa�, i do tego bez b��d�w, to te� nie skaka�by� na pewno z rado�ci! � Fiuu! � gwizdn�� Wiktor i dopiero teraz w jego oczach b�ysn�o wsp�czucie. � Najgorsze to �bez b��d�w", bo przecie� w og�le pisanie idzie ci piorunem. � Piorunem � mrukn�� Stefan � w�a�nie przez to b��dy robi�. � Zaraz � zatrzyma� si� Bartek. � Dlaczego m�wisz �co-dziennie'"? Najpierw by�a mowa tylko o pami�tniku. � Bo i kierownik m�wi� raz �dziennik", a drugi raz �pami�tnik". __ Aha. Wobec tego mo�esz pisa� albo codziennie, albo raz na kilka dni. Chyba �e wyra�nie obieca�e� pisa� codziennie? 1.6 � Nie. O czym� takim mowy nie by�o. Obieca�em tylko, �e b�d� pisa�. � W porz�dku �� powiedzia� Wiktor. � Reszta zale�y od organizacji. Ja na twoim miejscu posia�bym tylko w te dni, kiedy b�dzie pada�. Na przyk�ad: dzi� jest �adnie � idziemy gra� w pi�k�. Mo�esz nie napisa� ani s�owa. � Dzi� i tak si� nie liczy, nawet �eby la�o jak z cebra � prostowa� dok�adny zawsze Bartek � i jutro te� nie. Wakacje zaczynaj� si� dopiero pojutrze. � Wiktor! � twarz Stefka 'rozchmurzy�a si� u�miechem. � Kamie� z serca mi zdj��e�. Rzeczywi�cie, organizacja to grunt. Pisa� b�d�, bo s�owo si� rzek�o. W dni deszczowe mog� posiedzie�, niei szkodzi. Ale w pogodnie, hulaj dusza! � A je�eli przez ca�e wakacje b�dzie la�o? � spyta� Bartek. � Tfu! Tfu! � splun�� przez lewe rami� Wiktor. � �eby� nie powiedzia� w z�� godzin�. Ty, Bartek, zanadto czarno wszystko widzisz. Jeszcze wakacje nam zapeszysz. Tfu! � Wcale nie czarno widz�, tylko tak sobie my�l� o k�opocie Stefana. Bo je�eli na przyk�ad przez ca�e wakacje nie b�dzie ani dnia deszczu, to co? To on nic nie napisze? �' Oj, Bartek � zawo�a� Stefan � nudny jeste� jak przerobiona czytanka. To! jest w�a�nie moje ryzyko. Dzi� nie pada � dzi� nie pisz�, a jutro zobaczy si�, i koniec. Przystan�li na Rzgowskiej, pod du�� kamienic�, w kt�rej mieszka� Bartek Nied�wiedzki. Wiktor i Stefan szli razem do blok�w na Bednarskiej. Stefan mieszka� w tych bli�szych, Wiktor dopiero za parkiem. Um�wili si� na pi�k� po po�udniu i obaj pobiegli na obiad. Stefan by� g�odny jak wilk. Ptakiem frun�� na swoje trzecie pi�tro. Dzwoni� do drzwi jak na po�ar, a wpad�szy do mieszkania, krzykn��: � Mamo, dobra wie��, strasznie chce mi si� je��! Matka [rozgniewana dzwonieniem 'niepr�dko da�a si� udobrucha�. Powtarza�a co chwil�: � Poczekaj, niech tylko ojciec przyjdzie. Ja ju� mu powiem wszystko. Stefan wola� dzisiaj unikn�� wszelkich zasadniczych rozm�w z ojcem, kt�ry w takich wypadkach, nie wiadomo dlaczego, 1 2 Tajemnica zielonej piecz�ci 17 robi� przegl�d zeszyt�w syna i wypomina� mu dawne, okupione ju� grzechy. Niechby si� dopatrzy� ostatniej dzisiejszej dw�jki! Rany boskie! Lepiej obej�� si� bez tego. Tote� z w�asnej nieprzymuszonej ch�ci Stefan z�apa� wiadro ze �mieciami i klucze od piwnicy, aby z powrotem przynie�� w�gla do kuchni. Zapyta� jeszcze, czy nie trzeba czego ze sp�dzielni, a� zdziwiona t� gorliwo�ci� Lucynka zapyta�a go podejrzliwie: � Stefan, co ci si� sta�o? � Ciel� na nog� mi nadepta�o, wiiesz? � odburkn�� Stefan i ju� (wychodz�c pokaza�; jej w ca�ej okaza�o�ci j�zyk. Z zaplanowanej pi�ki niestety trzeba by�o zrezygnowa�. �liczne czerwcowe niebo zakry�y cieinne chmury. Z okien by�o wida� dalekie zygzaki b�yskawic, po kt�rych w coraz kr�tszym odst�pie czasu przewala� si� grom. Burza zbli�a�a si� wielkimi krokami. Matka w�asnor�cznie pozamyka�a okna. Zabroni�a wyj�� na balkon, chocia� jeszcze nie pada�o. Przy ka�dej b�yskawicy �egna�a si� pobo�nie. Na�ladowa�a j� Lucynka z pogard� patrz�ca na brata, kt�ry trzyma� si� po m�sku: ojciec tego nie robi�. � Stefan zbli�y� si� do okna, w kt�re bi�y ju� mocne bicze deszczu. Zza g�stej zas�ony ledwo by�o wida� sylwetki drzew w pairku, na kt�ry wychodzi�y okna mieszkania. Rynsztokami szorowa�a wartko woda. Na chodnikach by�o ju� pe�no ka�u�. Stefan wyobrazi� sobie, jak wygl�da w tej chwili ich dzikie boisko, wydeptane w�asnymi nogami, w parku Leonarda. Po takiej ulewie nie wiadomo, czy nawet jutro b�dzie mo�na kopa� pi�k�. Odszed� od okna i k�ad� na stole wszystkie podr�czniki i zeszyty, jakie znajdowa�y si� na jego p�ce i w teczce. U�o�y� je r�wno w dwie paczki, zwi�za� porz�dnie szpagatem i wsun�� 18 z powrotem na eta�erk�. Na wierzchu zostawi� �Zasady" i gruby zeszyt, kt�ry r�wnie� dosta� od pana kierownika. Postanowi� jeszcze uporz�dkowa� sw�j album ze znaczkami, kt�ry w gor�cych dniach czerwcowych porz�dnie zaniedba�. Przy ulubionym zaj�ciu czas bieg� szybko. Min�a burza. Niebo rozpogodzi�o' si� znowu. I tylko s�o�ce ukaza�o si� O1 ca�y kawa� bli�ej zachodu. Ju� przed sam� kolacj�, kiedy Stefan 'schowawszy album przegl�da� jaki� stary numer �P�omyka" � us�ysza� dzwonek, a potem w przedpokoju g�os Alinki Brodzkiej, s�siadki z drugiego pi�tra. Pomy�la�, �e pewnie jak zwykle wpad�a po�yczy� m�ynek do pieprzu czy maszynk� do mi�sa, ale w�a�nie mama odpowiedzia�a jej: � Jest w pokoju. Id�cie tam. Stefan nie zd��y� zastanowi� si�, dlaczego mania m�wi do Ailinki �id�cie" � kiedy drzwi do pokoju otworzy�y si� i wesz�a Alina, a za ni� jaka� dziewczynka, kt�r� on widzia� pierwszy raz na oczy, a jednak wydawa�a <mu si� jak gdyby znajoma. Alina zacz�a od razu po swojemu jak katarynka: � Stefku, dobry wiecz�r. Przysz�am do ciebie, bo moja kole�anka bardzo chce ci� pozna�, bo podobno piszesz ksi��k� i chcia�yby�my bardzo, �eby� nam powiedzia�, jak to si� robi, i, El�bietko, to jest w�a�nie Stefan ��rawiec, kolega twego brata. � Brata? � powiedzia� zbarania�y Stefan. � Oj, Stefan, ale� ty niedomy�lny! � roze�mia�a si� Alin-ka. � Pirzecie� ona do Bartfea podobna jak dwie krople wody. Stefan zmiesza� si� jeszcze wi�cej. Rzeczywi�cie podobie�stwo by�o uderzaj�ce: czarne oczy, okr�g�a twarz, troch� zadarty nos i czarne w�osy. Bartek by� tylko du�o ni�szy i grubszy od siostry. Obserwuj�c to wszystko Stefan milcza�. Rozumia�, �e powinien co� .powiedzie�, ale co? El�ibietka nie kwapi�a si� wybawi� go z k�opotu. I ona, by�a troch� zmieszana, kiedy wyci�gn�wszy r�k� m�wi�a: 19 !�<�� � Jestem El�bieta Nied�wiedzka i... i dlaczego kolega nigdy nie przychodzi do Misia? � Do Misia? � nie zrozumia� Stefan. � No, do Bartka, my go tak w domu nazywamy. Stefan u�cisn�� jej r�k�, podsun�� dziewczynkom krzes�a, ale co m�wi�, nie wiedzia� w. dalszym ci�gu. Jak�e mia� chodzi� do Bartka, kiedy nie przyja�ni� si� z nim tak jak z Wiktorem? Tyle �e ze szko�y wracali cz�sto razem. Nie wydawa�o mu si� stosowne wysuni�cie tego argumentu. Wola� wi�c powiedzie�: � Tak... w og�le. W naszej szkole strasznie du�o zadaj�. � To zupe�nie jak u nas � westchn�a Alina. . Stefan spojrza� na ni� z nie ukrywan� pogard�. �� U was? To, co u was ��daj�, to w og�le mo�na powiedzie� zero przy naszym. Ka�dy wie, �e nasz� szko�� najtrudniej sko�czy�. A ju� jak kto sko�czy, to oho! Nie byle czym b�dzie! Mo�e nie wiesz, �e nasz� szko�� sko�czy�o dw�ch poet�w, jeden genera�, jeden minister i... � Wiem oi tym, tak samo dobrze jak ty � przerwa�a mu Alina. � Ci poeci i ten .genera� chodzili do szko�y na Podmiejskiej, ale do kt�rej, czy do waszej, czy do naszej � nie wiadomo, a ten genera�, to w og�le podobno tylko do jednej klasy tu chodzi�. Stefan zaperzy� si� na dobre. Zaniepokojona El�bieta wtr�ci�a si� czym pr�dzej do rozmowy: � A czy 'kolega, ksi��kl� zaraz zacznie pisa�? Stefan, kt�ry mia� ju� jak�� ostr� replik� dla Aliny, zwr�ci� si� do El�bietki. Grzeczne zapytanie wymaga�o grzecznej odpowiedzi, wi�c opanowa� si�: � Tak, owszem... To jest... Niezupe�nie zaraz. Najpierw b�d� si� w pisaniu wprawia�! Ale jak si� ju� wprawi�, to dopiero b�d� pisa� jedn� ksi��k� za drug�. Bo bez wprawy to nie mo�na pisa�, nawet tej pierwszej ksi��ki. To trudna rzecz. Ale sk�d (kole�anka o tym wie? � Mi�, jak tylko do domu wr�ci�, zaraz o tym opowiedzia�. I jeszcze m�wi�, �e kolega dosta� ksi��k� od kierownika szko�y i �e kolega b�dzie, s�awny. A czy kolega ma guzy na g�owie? 20 Stefan spojrza� zdziwiony. �Jakie te dziewczyny s� �- pomy�la� � tu o s�awie, tu o guzach, groch z kapust�" �� ale na g�os powiedzia�: � Wczoraj, owszem, mia�em. Kole�anki brat mi nabi�. Ale ja mu nabi�em dwa. Dzi� ju� nawet �ladu nie ma, bo zaraz przy�o�y�em zimny n�. To najlepszy spos�b na guzy. Niech kole�anka stosuje na moj� odpowiedzialno��. � Ach, nie � El�bieta zaprzeczy�a �ywym ruchem g�owy, a� oba warkocze znalaz�y si� za plecami. � Ja nie o takie guzy pytam. Nasza nauczycielka opowiada�a nam, �e s�awni ludzie mieli na czaszce wypuk�o�ci, takie guzy... Stefan zastanowi� si� nad s�owami El�bietki. To dopiero! A on wcale O' tym nie wiedzia�! Najch�tniej obejrza�by zaraz swoj� g�ow�. Ale nie wypada�o teraz tego zrobi�. Alinka i tak patrzy�a na niego troch� drwi�co. Ca�� rozmow� widocznie by�o dobrze s�ycha� w kuchni, bo w progu stan�a nagle matka m�wi�c: � A dlaczego wcale nie pochwali�e� si� ksi��k� od pana kierownika? Poka� no j�. � Poka�! Poka�! � zawo�a�a Alinka. El�bieta milcza�a, ale po minie wida� by�o, �e i ona ch�tnie zobaczy�aby ten prezent. Dziewcz�tom Stefan pr�bowa�by si� wykr�ci� i mo�e by mu si� to udiai�o, z mam� nie by�o �art�w. Si�gn�� wi�c na p�k� po ten w�tpliwego zaszczytu egzemplarz i czym pr�dzej roz�o�y� >go. otwarty na stronie, gdzie widnia� podpis kierownika ukosem przez tytu�: � �Stefanowi ��rawcowi na pami�tk� rozmowy w ostatnim dniu lekcji..." � przeczyta�a g�o�no Alina. �� To musia�a by� powa�na rozmowa �� zauwa�y�a El�bieta. � Pewnie, �e powa�na �� przyzna� skwapliwie Stefan. � Nic tam do �miechu nie by�o. Taka rozmowa to mo�e mie� dla minie i w og�le dla mojej przysz�o�ci du�e znaczenie. 21 L � Podoba mi si�, �e kolega tak powa�nie patrzy na �ycie. Nasz Bartu� to o niczym takim nie luibi nawet m�wi�. No, ale on musi ci�gle si� troszczy� o swoje zdrowie. � Co te� kole�anka m�wi! � zaiwo�a� Stefan. � Przecie� on jest najzdrowszy z ca�ej naszej klasy. � Ale jak by� mia�y, to bardzo ci�ko chorowa�. Dlatego mamusia ci�gle dr�y o niego, bo. widzi kolega... � Oj, dajcie spok�j z tym �kolego" i �kole�anko", bo ju� s�ucha� nie mog�. M�wcie sobie po imieniu, i ju�. � Alimko � stropi�a sd� El�bieta. � Jaka ty jeste�! Mo�e kolega sotbie tego wcale nie �yczy? � Owszem � b�ka� Stefan � chyba �e kole�anka tego nie chce? � No to... Stefku � zacz�a El�bieta, ale wida� by�o, �e jej to nie�atwo przysz�o, bo a� si� zarumieni�a � powiedz, o czym b�dziesz pisa� w swoich ksi��kach? � O wszystkim. O szkole, o domu, o kolegach, i w og�le. � To napisz o mnie � wyrwa�o si� Alinee � i o Eli. Ale ta zaprotestowa�a gor�co: � Nie, nie, za nic nla �wiecie! Ksi��ki trzeba pisa� o czym� wa�nym i pi�knym, a c� mo�na o mnie? � No, no, nie b�d� taka skromna � 'powiedzia�a Alina. � Przecie� o ka�dym mo�na co� napisa�. Jeden ma urod� � po minie mo�na by�o pozna�, �e Alina do takich zalicza siebie � drugi pi�knie gra, tak jak ty. � ;I zwracaj�c si� do Stefka, doda�a: � Stefek, m�wi� ci, �eby� ty s�ysza�, jak ona gra! Kto wie, mo�e te� b�dzie s�awn� pianistk� jak ta... no, wiesz?... Stefek nie mia� poj�cia, o kim mowa, ale nie zdradza�, si� z tym. Jeszcze mog�yby o nim powiedzie�, �e jest �ciemn� mas�". My�la�, �e El�bietka powie nazwisko, o kt�re chodzi�o Alinie. Ale El�bietka zerwa�a si� nagle z krzes�a i o�wiadczy�a, �e musi ju� i��, bo przecie� tylko na chwilk� wpad�a do Aliny, a tymczasem z tej chwilki zrobi�a si� ca�a godzina. Stefek pomy�la�, �e to jest gruba przesada. Zdawa�o mu si�, �e dziewcz�ta dopiero co wesz�y. Kiedy Alina zaproponowa�a, �eby razem z ni� odprowadzi� El�bietk� do rogu, zgodzi� si� ch�tnie i wyszli z mieszkania we tr�jk�. 22 Rozmowa jako� nie klei�a si�. Stefan ju� za bram� powiedzia� El�bietcei, �e jest podobna do Barrka, tylko troch� wy�sza. P�niej przy rogu Szarej o�wiadczy�, �e Bartek jest do niej podobny, tyilko troch� ni�szy. Potem nie zd��y� ju� nic do swoich wypowiedzi doda�, bo stan�li na rogu Rzgowskiej przed domem, w kt�rym mieszka�a El�bietka. �egnaj�c si� powiedzia�a: � Stefku, przyjd� kiedy� do nas, 'mamusia na pewno si� ucieszy. Wracaj�c Stefan prawie nie s�ysza�, co do niego m�wi�a Alina. Nie m�g� zupe�nie zrozumie�, dlaczego mama El�bietki ma si� ucieszy�, kiedy on przyjdzie. Zapyta� o to wreszcie Aliny. Ta wy�mia�a go: � Jaki ty jeste� niewychowiany. To si� tylko tak m�wi. Z grzeczno�ci. Nie rozumiesz? � Nie rozumiem, wcale nie rozumiem, dlaczego m�wi si� co� takiego �tylko tak". Przecie� mog�a o swojej mamie nic nie wsipomina�, je�eli to nieprawda. A jaisne, �e nieprawda, bo z czego mia�aby si� ucieszy�? Przecie� mnie nawet nie zna. A co do wychowania, to wypraszam sobie. Ojciec mnie chowa, matka mnie chowa, a od babci nieraz porz�dnie ofoerw�. W tramwaju ust�puj� miejsca, w sklepie si� nie pcham. Ale moja mama nie lubi k�amstwa. I jak powiedzia�bym komu� �przyjd�, mama si� ucieszy", tobym takie bicie dosta�, �e ojej! Po robocie to nieraz miamie a� g�owa p�ka, wi�c w domu spok�j musi by�. Alina s�ucha�a tego potoku wymowy z pob�a�liw� wy�szo�ci�. Kiedy Stefan sko�czy�, a wchodzili ju� na podw�rko, powiedzia�a: ��� Ale� ty jeszcze dziecinny! Stefek skamienia� z obrazy. On �dziecinny"! 1 to kto mu zarzuca, Adama? Zdaje si� jej, �e jest doros�a, bo przesz�a do si�dmej klasy! � A ty nie jeste� dziecinna, co? Bo z bikiniarzem chodzisz. Z mandolin�! �� Nieprawda! � krzykn�a Alina. � K�amiesz! � Nie k�ami�. Widzia�em ci� wczoraj w parku. �� Ciemno by�o. Nie widzia�e�. ' 23 � A jak�e! Dla mnie �wiat�a wystarczy�o. Pod pach� z nim sz�a�. Poczekaj, powiem twojej mamie, to ci� zleje a� mi�o. � Stefku, Stefanku � glos Aliny p�yn�� miodem. � Na �artach si� nie znasz. Tak mi si� tylko powiedzia�o. Wcale nie jeste� dziecinny. Ksi��k� masz pisa�. I mo�esz naprawd� zosta� s�awnym. El�bietka od razu si� na tobie pozna�a. Powiedzia�a mi, �e ci� podziwia. �� Uhm, � burkn�� Stefek, ale wida� by�o, �e go ostatnie s�owa uj�y. � Za co mia�aby mi� podziwia�? Znowu pewnie jakie �garstwo. . . . � Nie, nie. Ona jest przecie� artystk�. Ma takie wyczucie, m�wi� ci. Zreszt� mo�e mi jeszcze co� o tym powie. To ja ci wtedy te� powiem, tylko, an�fj drogi, nie wspominaj nic mojej mamie o tym parku... Stefku, dobrze? Prosz� ci�. Pozwoli� si� ub�aga�. W domu musia� zaraz nakry� st� do kolacji, bo to nale�a�o' do niego1. Ojciec naradza� si� z matk�, kiedy wzi�� urlop � w sierpniu czy w lipcu. Mia� pojecha� wtedy z Lu-.cynk� do brata na wie�. Lucynka chwali�a si�, �e ma same pi�tki na cenzurze. Zapytany o stopnie Stefan wola� powiedzie�, �e dopiero jutro b�dzie pewny w tym wzgl�dzie. Zaraz te� zacz�� opowiada� o swoim udziale w uroczysto�ci zako�czenia roku. B�dzie �piewa� w1 ch�rze i recytowa� wiersz. Mama pierwsza jak zwykle wsta�a od sto�u. � Stefek, Lucynka � zabierajcie si� do mycia. I �ebym wam dwia razy nie przypomina�a. Nie chc� si� jutro spali� ze wstydu za wasze brudne uszy. Na pr�no Stefek, kt�ry nie lubi� my� uszu, przekonywa� matk�, �e po pierwsze, my� je przedwczoraj, a po drugie, b�dzie przecie� wyst�powa� na scenie, a ze sceny nawet najbrudniejsze uszy wydaj� si� czyste. Mama by�a nieub�agana. Ju� le��c w ��ku Stefek przypomnia� sobie o guzach, o kt�rych m�wi�a El�bietka. A� usiad� i obiema r�kami obmaca� g�ow�. Guz�w nie by�o. Czy�by znikn�y od przyk�adania zimnego no�a? A mo�e one rosn� razem ze s�aw�?... Co do podziwiania, to go nikt do tej pory nie podziwia� opr�cz mamy, kt�ra zawsze �nie mo�e wyj�� z podziwu", �e on tak szybko drze spodnie! Ale zastanawiaj�c si�, doszed� do wniosku, �e na takim podziwie wcale mu nie zale�y. ROZDZIA�U PAMI�TNIK STEFANA Lato przemin�o tak jako� zupe�nie za pr�dko. Znowu jestem w �odzi. Chcia�em si� zobaczy� z kolegami, ale okaza�o si� to niemo�liwe. Wiktor dopiero jutro wraca ze wsi od babki, a Bartka te� chyba nie ma w domu. Dzwoni�em tak, �e umar�y by si� obudzi�, ale nikt drzwi nie otwiera�. A� wysz�a jaka� pani z przeciwka i skrzycza�a mnie. A dlaczego? Przecie� nie do niej dzwoni�em. W czasie wakacji nie pisa�em ani dziennika, ani pami�tnika. Przez ca�y lipiec s�o�ce tak grza�o, �e po prostu szkoda by�o ka�dej chwili sp�dzonej w domu. Raz po po�udniu chcia�em si� ju� po�wi�ci� i zosta� w domu, ale przyszed� Wiktor i powiedzia�, �e nie szanuj� w�asno�ci spo�ecznej, bo �m�odzie� to skarb narGdu", trzeba, �eby by�a silna i wysportowana, a nie zdech�a i krzywa od siedzenia nad zeszytem. Wi�c pobiegli�my z pi�k� do parku. Ale tego dnia mieli�my pecha, bo Wiktor strzeli� gola prosto w drzwi �wietlicy robotniczej. A te drzwi by�y szklane i bardzo jakie� kiepskie, bo zaraz si� rozbi�y, i to bardzo g�o�no. Zd��yli�my uciec w krzaki, a przez te drzwi kto� wyszed� i tak wymy�la�, �e co� okropnego. Wiktor powiedzia�, �e lo wstyd, jak ludzie nie oceniaj�, maj� �wietlic� iv pa�acu, a krzycz� jak pastuchy za byd�em. Ju� tego dnia nie grali�my. Bali�my si�, chocia� Wiktor powiedzia�, �e trzeba gra�, a jakby kto� krzycza� na ?ias, to w�a�nie powiedzie�, �e o niczym, nie wiemy, �e dopiero przysz�i�my, �e gdyby to by�a nasza sprawka, to nie przyszliby�my tu na pewno. Ja nie chcia�em tak zrobi�, Bartek te� nie i Wiktor poszed� z nami. W domu co� mnie podkusi�o i pochwali�em si� Lucynce, �e tak nam si� uda�o uciec, a ta papla wszystko powiedzia�a ojcu. Mia�em za swoje. Ojciec stwierdzi�, �e jeste�my ga�gany i �e 'mamy zaraz jutro i�� i za szyb� zap�aci�. Mama te� do�o�y�a swoj� porcj�. Opowiedzia�a, �e s�ysza�a sama, jak jedna pani m�wi�a, kiedy park i pa�ac oddawano robotnikom, -�e �ho�ota. 25 7 i L wszystko tu zniszczy", wi�c mama sobie nie. �yczy, �eby jej dzieci by�y za t� �ho�ot�". Na drugi dzie� powiedzia�em ch�opakom, �e musimy si� z�o�y� na szyb�. Widzia�em, �e to si� nikomu nie spodoba�o. A najwi�cej si� rzuca� Wicek Mrozowski, ten, co chodzi� do szko�y na Czerwon�. Wo�a�, �e niech ten za szyb� p�aci, kto rozbi�. Ale Bartek si� nie zgodzi�. Powiedzia�, �e jednemu to za trudno, zreszt� ka�demu mo�e si� taka rzecz zdarzy� i zaraz da� dwa z�ote. Nie wszyscy dali. Jedni nie mieli, a inni nie chcieli. Zebrali�my dziewi�tna�cie z�otych i ja z Wiktorem poszli�my - zanie�� te pieni�dze do �wietlicy. Siedzia�a tam jedna pani za biurkiem. Najpierw, jak dowiedzia�a si�, �e to nasza sprawka, to tak nas zeziua�a, a� strach, a potem jak po�o�yli�my pieni�dze i Wiktor powiedzia�, jak to on potrafi, �e si� �poczuwamy do iviny" i �podchodzimy samo-krytycznie", to troch� przesta�a. Wreszcie burkn�a, �e mo�e jeszcze z nas b�d� ludzie, chocia� to, bardzo w�tpliwe. Ch�opcy czekali na placu i Wiktor musia� wszystko opowiedzie�. Ten umie opowiada�! M�wi, �e b�dzie kiedy� aktorem. Ju� teraz do tego si� wprawia. Lubi czyta� na g�os i czyta naprawd� �adnie. A jak tylko jest okazja, to �odgryioa". On naprawd� do teatru ma du�e zdolno�ci. Zacz�� opowiada�, jak to on ,,w naszym imieniu pieni�dze za rozbit� szyb� z�o�y� na biurku". A ta pani �ze �zami w oczach dzi�kowa�a i powiedzia�a, �e ten pi�kny uczynek przynosi zaszczyt naszym wychowawcom i wart jest, �eby go wpisa� z�otymi literami", tylko �e na razie nie ma gdzie. �A na to ja powiedzia�em � opowiada� dalej Wiktor � �e m�odzie� szkolna zawsze chce post�powa� zgodnie z honorem i w razie czego jest gotowa od ust sobie odj��, byle tylko honoru nie splami�. A na to: �CMopcy! � m�wi ta zza biurka � niech was przygarn� do swego �ona, niech uca�uj� wasze jasne czo�a!� A ja: ^Obywatelko, jeszcze nie zas�u�yli�my na taki zaszczyt, ale b�dziemy si� usilnie stara�!�" Tak opowiada� Wiktor, a umia� to wszystko tak odegra�, �e gdybym z nim razem nie by�, to pomy�la�bym, �e to wszystko prawda. Inni uwierzyli i wida� by�o, �e im si� podoba�o. Tylko Wicek Mrozowski powiedzia�, �e ma w nosie wszystkie 26 honory. A Wiktor mu nawymy�la� od, zgnilizny moralnej i od sk�pej ho�oty, bo Wicek sk�adki nie da�. Wi�c zacz�a si� draka. Sprali�my porz�dnie Wieka i jego przyjaci�, kt�rzy mu si� podlizuj�, bo on ma zawsze pieni�dze i funduje. Ja mia�em tylko dwa guzy. Przyk�ada�em w domu n� i przypomnia�a mi si� El�bieta. My�l�, �e gdyby s�ucha�a opowiadania Wiktora, to musia�aby nas podziwia�. Chocia� to niezupe�nie by�a prawda, ale projekt oddania pieni�dzy za szyb� ja zg�osi�em. Mo�e Bartek w domu o tym opowiedzia�? Ja te� pr�bowa�em w domu opowiedzie� wszystko tak, jak Wiktor, ale �edwo zacz��em, ojciec gazet� od�o�y� i m�wi: � Ze co? Powt�rz no. A mama we drzwiach stan�a i tak mi si� przygl�da�a, �e od razu zacz��em od pocz�tku i powiedzia�em, jak by�o naprawd�. Okaza�o si�, �e tatu� t� pani� zna. To sekretarka klubu racjonalizator�w. Kiedy powt�rzy�em Wiktorowi t� wiadomo��, powiedzia�, �e to jaka� �ma�o wyrobiona" osoba, ale trudno, nie mo�na wymaga�, �eby w ka�dej �wietlicy siedzia�y osoby �na poziomie". Dopiero jak my doro�niemy, to b�dzie inaczej. Nie jestem, pewny, czy ta zmiana b�dzie du�a. Na ca�� nasz� klas� tylko jeden Wiktor taki �wyrobiony" w j�zyku. W lipcu jeszcze wiele dni by�o �adnych i cz�sto grywali�my w pi�k�, ale ju� ostro�niej. Sk�adam sobie na kompas i tamtych dw�ch z�otych bardzo mi �al. W sierpniu wyjechali�my na kolonie. I dopiero pierwszego deszczowego dnia zobaczy�em, �e ani zeszytu, ani ksi��ki od pana kierownika nie zabra�em z domu. Co by�o robi�? Wychowawcy tyle mieli zaj�cia, �e nie mia�em po prostu sumienia zawraca� im g�owy jeszcze moimi k�opotami. Tak wi�c mo�na powiedzie�, �e ze szlachetnych pobudek pisanie mia�em uniemo�liwione. Drugiego dnia deszczu, kiedy po po�udniu zacz�o vii si� strasznie nudzi�, wpad�em na pomys�, �eby napisa� do domu do tatusia, �eby mi wys�a� zeszyt i ksi��k� poczt�. A trzeciego dnia, kiedy ju� zdecydowa�em si� i siad�em do pisania listu � zacz�o si� przeja�nia�. Wtedy pomy�la�em- sobie, �e szkoda by�oby fatygi mojej i ojca, bo zanim list , dojdzie do �odzi, a paczka do mnie, to deszcz mo�e si� sko�czy�. I rzeczy- 27 r wi�cie, to by�a taka �trzydni�wka", a potem do ko�ca kolonii ani kropla nie spad�a. Teraz po powrocie do domu sumienie mnie troch� gryzie, wi�c usiad�em i pisz�, �eby za tamt� �trzydni�wk�" odrobi�. W tym roku postanawiam sobie wyrabia� charakter. To nie jest taka �atwa rzecz. Od razu ca�ego charakteru wyrobi� nie mo�na. Nie ma mowy. Trzeba po kawa�ku. Wi�c najpierw postanawiam, �e moje s�owo to b�dzie ��elazo-beton", �e je�eli co obiecam, to dotrzymam. M�j tatu� te� uwa�a, �e s�owo to �wi�ta rzecz i w fabryce wszyscy wiedz�, �e �majster ��rawiec s��w na wiatr nie rzuca". Kiedy� kolega ojca opowiada� o tym w domu. Mnie by�o wtedy bardzo przyjemnie, �e m�j ojciec taki s�owny. Chocia� z drugiej strony, to ja t� s�oiono�� ojca bole�nie, mo�na powiedzie�, odczuwam. Ile razy mam obiecane lanie, to mnie nigdy nie minie. Ale i innych obietnic tatu� dotrzymuje. Na przyk�ad przed, wyjazdem otrzyma�em obiecany scyzoryk. I to jaki! Cztery nierdzewne ostrza i prawdziwa rogowa oprawa. Ch�opakom ma�o oczy na wierzch nie wysz�y z zadro-�ci. Taki jest m�j ojciec! 'Jak mam, k�opot jaki, to cz�sto id� z nim do ojca. Teraz te� powiedzia�em, �e o to pisanie spokoju nie (mam, czy jestem w porz�dku. A tatu� na to, �e skoro spokoju nie mam, to najlepszy dow�d, �e nie jestem w porz�dku. �Jak z robot� nawali�e� � poioiedzia� � to nie zawracaj sobie g�owy zgryzotami, tylko r�kawy zawi� i gazuj". Zaraz te� sobie postanowi�em, �e za t� �trzydni�wk�" to napisz� dzie� po dniu trzy razy, a potem solidnie raz na tydzie�, albo jak b�dzie co� ciekawszego, to nawet cz�ciej, ale ten raz na tydzie� to zawsze a zawsze, �eby nawet nie wiem co. I jak sobie postanowi�em, to zaraz przesta�o mnie gry��. Jakby kto r�k� odj��. Z Bartkiem ju� si� widzia�em. Zdziwi� si� na m�j widok, �e jestem taki opalony. By� na koloniach, kt�re urz�dzi�a fabryka jego ojca, w g�rach. Miejsce do k�pania mieli �wietne, ale on obieca� mamie, �e nie b�dzie siedzia� ani w wodzie, ani na s�o�cu, ani na wilgotnej trawie, ani po zachodzie s�o�ca na dworze. Bardzo zaj�ty by� tym uwa�aniem, ale nie chorowa� 28 ani razu. A� si� dziwi�. Bo ja z samego takiego uwa�ania rozchorowa�bym si� ci�ko. W czasie naszej rozmowy wesz�a do pokoju mama Bartka i chocia� ju� j� widzia�em kilka razy, bo w lipcu wpada�em do Bartka dosy� cz�sto, przyjrza�em si� jej na nowo. Wcale nie wygl�da na osob�, kt�ra mog�aby wymy�li� na wakacje takie tortury. Kiedy pili�my kaw�, do pokoju wpad�a El�bieta. Na m�j widok krzykn�a �ach" i wylecia�a za drzwi jak z procy. A� mi si� nieprzyjemnie zrobi�o. Czy�by si� mnie przestraszy�a? My�la�em, �e mo�e zrobi�y mi si� w�sy od powide�, kt�rymi nasmarowany by� chleb. Spojrza�em ukradkiem w szyb� od kredensu. Wszystko by�o w porz�dku. Nawet w�osy le�a�y na g�owie jak ulizane. Zanim wyszed�em do Bartka, dobrze je wy-szczotkowa�em. I paznokcie mia�em obci�te. Niech sobie nikt u Bartka nie my�li, �e jestem brudas. A ta El�bieta tylko �ach", i tyle. Szkoda ca�ego zachodu. A� mi z tego wszystkiego chleb wypad� z r�k na obrus. Ca�e szcz�cie, �e nie t� posmarowan� stron�. Po podwieczorku poszli�my obaj z Bartkiem do Wiktora. Ju� wr�ci� ze wsi od stryja. Czarny jak Cygan i wyci�gn�� si� w g�r�, tylko zdaje mi si�, �e jeszcze chudszy, ni� by�. Powiedzia� nam, �e na wsi �aden z ch�opak�w nie m�g� da� mu rady. Ja nie bardzo w to wierzy�em i Wiktor zaraz chcia� si� ze inn� spr�bowa�, ale Bartu� powiedzia�, �e pr�bowa� b�dziemy si� na boisku, bo w domu przy takiej okazji to mo�e si� co� st�uc, i lepiej, �eby Wiktor opowiedzia�, jak sp�dzi� wakacje. Wi�c Wiktor zacz�� opowiada�, jak dobra� tam sobie paczk� koleg�w i jak prawie co niedziela odgrywali w szkole jakie� sztuki. Wyszli�my od niego wszyscy i zaraz na podw�rku spr�bowa�em si� z nim. Nie dal mi rady, ale czu�em, �e na tym stry-jowym icikcie zmocnia�. Przyby�o mu troch� mi�sa i chyba ju� w tym roku brat nie b�dzie si� na nim jak na szkielecie ko�ci uczy�. Po�egna�em si� z kolegami przed bram�, a na podw�rku ko�o naszej klatki schodowej zobaczy�em Alin� z jakim� ch�opakiem. Alina wygl�da�a zupe�nie jak doros�a panna: uczesana w ko�ski 29 L ogon, w r�ku torebka. A ten ch�opak to by� Wicek Mrozowski. Nie pozna�em go od razu, ho w�osy zapu�ci� i kurtk� mia� now�, jak�� lak� dziwn�, jasnozielon�, i krawat w dese�. Alina po�egna�a si� z nim zaraz i na schody wchodzili�my razem. Pytam si� jej, co robi�a przez wakacje, a ona nic, tylko o Wieku, �e to taki nadzwyczajny ch�opiec. �Nadzwyczajny! � m�wi�. � Mandolin� zapuszcza i w og�le na bikiniarza wygl�da. Dadz� mu jutro w szkole, zobaczysz, zaraz b�dzie inaczej wygl�da�". �Co ty pleciesz? � oburzy�a si� Alina. � On ju� jest uczniem technikum fotograficznego, to jest szko�a d�a doros�ych. Wicek ma ju� prawie szesna�cie lat". �Wiem � m�wi� � przecie� w pi�tej klasie siedzia� dwa lata i w si�dmej tak samo. Ledwo j� sko�czy�. M�j stryjeczny brat z nim chodzi�. Wicek ma bardzo tward� g�ow�. Zobaczymy, jakie cuda poka�e w tym technikum. Ju� ja w to nie wierz�". �A ja wierz� � zaprzeczy�a Alina. � To jest bardzo zdolny ch�opiec. B�dzie robi� artystyczne zdj�cia. Ju� ma aparat. Sfotografuje mnie. Zobaczysz. Powiedzia�, �e jestem foto-geniczna. W og�le on via bardzo artystyczn� dusz�. Czasami tak co� powie, jak prawdziwy poeta". Pokiwa�em z politowaniem g�ow�, ale ona przekonywa�a mni