5181
Szczegóły |
Tytuł |
5181 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5181 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5181 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5181 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Magdalena Lewa�ska-Kuypers
W du�skim porcie
Magdalena Lewa�ska - Kuypers to pisarka mieszkaj�ca od 30 w lat w Niemczech. Wyda�a w Polsce powie��
"Wszystkie moje kaczuszki" (Pr�szy�ski i S-ka 1999), a my go�cili�my j� na naszych �amach z zabawn� bajk�
"Dziewanna". Tym razem przedstawiamy powa�niejsze, nastrojowe opowiadanie, maj�c nadziej�, �e si� Wam
spodoba.
Morze by�o spokojne, s�o�ce sta�o w najwy�szym punkcie, zalewa�o z�ocistym blaskiem ma�y port, rozgrzewa�o
nieliczne cumuj�ce w nim jachty. Wyrzucone w nocy przy wi�kszej fali na brzeg wodorosty, sch�y wydzielaj�c s�on�
wo� lata i wakacji.
Siedzia�am na niskiej �aweczce przed jakim� barakiem, upa� i cisza uspokaja�y mnie, zm�czone troch� przyd�ug� jazd�
na rowerze mi�nie rozlu�nia�y si�, powieki mru�y�y, dra�nione blaskiem odbijanych przez drobne fale promieni.
Opar�am si� wygodnie o ciep��, drewnian� �cian� za sob� i, os�aniaj�c oczy d�oni�, spojrza�am na Ba�tyk. Bia�e �agle
rozsiane by�y g�sto, �odzie jednak zdawa�y si� wcale nie przesuwa�, wiatr te� dzisiaj odpoczywa�. Cudownie leniwa
atmosfera, chwila, w kt�rej dawniej si�gn�abym po papierosa... Lecz cho� nie pali�am ju� od lat, nie musia�am
rezygnowa� z przyjemno�ci oddawania si� na�ogowi. M�j narkotyk by� we mnie. Hans. Zamkn�am oczy.
Czy Hans jest teraz gdzie� tam na morzu? Lato, dobra pora na wakacje, od wsp�lnych przyjaci� wiedzia�am, �e ma w
Danii jacht. Ale Dania, cho� ma�a, posiada bardzo du�o wybrze�a. Hans m�g�by by� wsz�dzie, przy kt�rej� z wysp, w
jakim� innym porcie, a mo�e nawet na Morzu P�nocnym. Szansa spotkania go przypadkiem teraz w�a�nie jest pewnie
mniejsza ni� szansa wygrania w totolotka. Zreszt� Przypadek nie lubi by� wyczekiwany. Wiedzia�am, �e je�li
kiedykolwiek spotkam Hansa, to stanie si� to nagle i bez ostrze�enia, nie tak jak dzi�. Dzi� mia�am czas, by�am sama,
po dw�ch tygodniach wakacji wygl�da�am i czu�am si� dobrze. Nie, tego Przypadek nie lubi. Nie m�g� mnie
zaskoczy�, dop�ki, marz�c o spotkaniu, rozgl�da�am si� za Hansem po porcie. Dra�ni�am go tylko i traci�am widoki na
jego u�miech. A jednak nie potrafi�am si� powstrzyma�. No bo czy� nie lepszy wr�bel w r�ce? Czy� nie lepsze pi�kne
marzenia od znikomego prawdopodobie�stwa? Natura wyposa�y�a mnie w dar, kt�ry pozwala� mi ca�kowicie zatopi�
si� w marzeniach, przenie�� si� w wyimaginowany �wiat, niemal namacalnie prze�ywa� to, co ukazywa�a mi
wyobra�nia. T�skni�am za zrealizowaniem si� tych obraz�w, ale kto wie, czy rzeczywisto�� by�aby r�wnie urzekaj�ca?
W kt�re miejsce mojego zwyczajnego, prozaicznego istnienia mia�abym upchn�� romantyczne przygody i nami�tn�
mi�o��? Szczerze m�wi�c, tak naprawd� nie bawi�oby mnie prowadzenie podw�jnego �ycia.
Jeszcze gorzej mia�a si� sprawa z bohaterami ewentualnego romansu. Czy Hans by� jeszcze tym samym m�czyzn�,
kt�rego przed prawie �wier�wieczem kocha�am? W tym roku sko�czy pi��dziesi�t lat. Jak si� postarza�? Jest mo�e
�ysym, doros�ym (!) panem, ze zwiotcza�� sk�r� i z brzuchem piwosza? A jego charakter? Mia� ju� przecie� za m�odu
wady, czy nie rozros�y si� one i nie utrwali�y tak, �e trudno z nim teraz wytrzyma�?
Ja te� troch� si� zmieni�am. Nie oszukujmy si�. Wygl�dam ca�kiem nie�le, ale tylko gdy nie por�wnuje si� mnie z
tamt� m�od� dziewczyn� sprzed lat. Czy warto�ci mojego charakteru i intelektu by�yby w stanie odwr�ci� uwag� Hansa
od moich zmarszczek, albo czy wiadomo�� o tym, �e wreszcie wydoro�la�am, zrobi�aby na nim wra�enie? Raczej nie.
Nic w tym nadzwyczajnego.
Nie starzeli�my si� razem...
Czy on mnie w og�le jeszcze pami�ta? Ja, owszem, pami�tam go doskonale. Jego sylwetk�, jego ch�d, spos�b
trzymania g�owy, wyraz twarzy, gdy nad czym� si� zastanawia. W duszy widz�, niemal czuj� jego d�onie, sk�r�, w�osy.
To wszystko mo�e by� teraz inne, obce. Czy� nie lepsze s� wi�c wspomnienia, marzenia? W marzeniach Hans m�wi
tylko s�owa, kt�re ja sama wk�adam mu w usta, zachowuje si� tylko tak, jak ja tego chc�. Dzi�ki marzeniom nadal jest
mi bliski i drogi, m�j.
A w rzeczywisto�ci...
Ach tak, pami�tam, to by�o w Getyndze, prawda? Poznali�my si�, gdy J�rgen, z kt�rym wtedy mieszka�em
przyprowadzi� ci� do domu. Pami�tasz, usiad�a� na moim ��ku, obudzi�a� mnie... Ach nie?... Nie ty?... Kto?... To by�a
Uschi? Masz racj�, rzeczywi�cie... Nie, nie! Pami�tam ci�, naprawd�! Tylko tak mi si� poprzestawia�o. To przecie� ju�
tak dawno...
Czy naprawd� chcia�am to us�ysze�? To, albo co� r�wnie rani�cego, �wiadcz�cego o tym, �e stanowi�am w jego �yciu
jedynie epizod? Wiedzia�am, �e nie by�am najwi�ksza mi�o�ci� jego �ycia, u�wiadomi�am to sobie kiedy� i odwa�y�am
si� nawet przyzna� do tej wiedzy przed sob� sam�. Ale gdzie� na dnie duszy drzema�a nadzieja, �e on, gdyby tylko
m�g�, zaprzeczy�by temu. Gdyby mia� po temu okazj�, gdyby�my si� jeszcze kiedy� spotkali zapewni�by mnie, �e na
zawsze pozostan� w jego sercu, �e �a�uje... �e szkoda...
Rozs�dek i nadzieja. Rzeczywisto�� i marzenia. Dop�ki Hans by� daleko, nieosiagalny, nie mia�o znaczenia, �e uparcie
stara�am si� zatrze� granic� pomi�dzy tymi poj�ciami.
Za��my jednak, �e spotkaliby�my si� w rzeczywisto�ci. Wtedy musia�abym spojrze� prawdzie w oczy. Przecie�
oszukuj� siebie i innych twierdz�c, �e pragn� go zobaczy� po to tylko, aby uaktualni� wyobra�enia jakie o nim mam,
gdy� potrzebne mi to do tworzenia nowych opowiada�, kt�re tak mi�o si� potem czyta? Zada�am sobie kiedy� trud
przeanalizowania tego mojego pragnienia i wysz�o na jaw to, co nawet przed sob� ukrywa�am. Nic a nic nie obchodzi
mnie, kim Hans jest obecnie, jakie jest jego �ycie, jak� drog� przeszed�, nie zale�y mi na przyjacielskich z nim
kontaktach. Jedyne, na czym mi zale�y to wyznanie, �e nigdy nie przesta� �a�owa� porzucenia mnie, wyznanie, kt�re
wyszepta�by w moich ramionach, usta przy ustach. Wszystko r�ni�ce si� cho� na jot� od tego scenariusza zrani�oby
mnie tylko, rozdrapa�o star� ran�.
Co pozosta�o mi na pami�tk� mi�o�ci mojego �ycia? Prawie nic. Ma�a paczuszka list�w, kt�re Hans napisa� po naszym
rozstaniu. Przedziwne listy mi�osne. Wylicza w nich bezlito�nie przyczyny, dla kt�rych mnie porzuci�, ale jednocze�nie
zapewnia mnie o swoim g��bokim uczuciu. Nami�tne, czu�e listy...
Gdy pragn� przywo�a� wspomnienia o Hansie, odczytuj� te kartki. Pogr��am si� wtedy w emocjonalnej burzy. Ogarnia
mnie zar�wno niebotyczne szcz�cie, takie jak w tym dniu przed laty, gdy zdecydowa� si� mnie pokocha�, jak i
bezdenna rozpacz z ostatniego aktu naszego zwi�zku. Byli�my sobie tak bliscy i on docenia� plusy tej blisko�ci. Kocha�
we mnie to, co i ja w sobie ceni�am, ale kilka moich wad ci��y�o mu ponad miar�. Straci�am go wtedy i nigdy ju� do
mnie nie wr�ci�, bo nasze drogi zwyczajnie si� rozesz�y. Kiedy� min�� b�l i gdy by�am ju� w stanie pokocha� kogo�
innego, wierzy�am, �e spotkam w �yciu m�czyzn�, kt�ry wynagrodzi mi tamt� strat�. Nie spotka�am. Nast�pne
zwi�zki przychodzi�y, trwa�y, rozpada�y si�, ale �aden nie pozostawi� po sobie tak g��bokiego �ladu. Przesz�am przez
�ycie bez Hansa. I on przeszed� �ycie beze mnie.
*
Otworzy�am oczy. Jaka� ��d� motorowa z kabin� wp�ywa�a do portu. Przy sterze sta� szczup�y m�czyzna w bia�ej
czapce i s�onecznych okularach. Kobieta w szortach i lu�nej koszulce przechodzi�a w�a�nie na dzi�b, aby zarzuci�
cum� na jaki� s�upek, a mo�e od czego� si� odepchn��, co� przyci�gn��. Nie wiem. Nie znam si� na tym. To nie ze
mn� Hans p�ywa po morzach...
To nie by� Hans, to oczywi�cie nie m�g� by� on. Przypadek na pewno dawno ju� mnie odkry�, jak siedz� tu i czekam -
wypocz�ta, z wolnym popo�udniem...
A mo�e Hans ju� tu jest? Mo�e �pi na kt�rym� z jacht�w? Dlaczego nie? Jest ju� wprawdzie po�udnie, ale on ma
przecie� wakacje. Dawniej rzadko wstawali�my wcze�niej. Do p�nej nocy gadali�my, kochali�my si�, bawili�my, a
potem odsypiali�my to w niesko�czono��.
Rozejrza�am si� po porcie. Na trzech tylko �odziach powiewa�a niemiecka flaga. Pierwszy, zbyt du�y i luksusowy jacht,
nie m�g� nale�e� do Hansa. Drugi sta� za daleko ode mnie, wybra�am wi�c trzeci. Ani za du�y ani za ma�y, nie
wygl�da� ani za biednie, ani za bogato. Nazwy na burcie nie mog�am odczyta�, zas�ania�a j� ��d� obok. Widzia�am
tylko pierwsz� liter�, a poniewa� by�o to M, serce zabi�o mi rado�nie. M jak Magda, moje imi�. Nazwa� tak sw�j jacht,
�eby symbolicznie wynagrodzi� mi krzywd�, �eby cho� w ten spos�b zn�w si� ze mn� po��czy�. Nie musz� si� ju�
obawia�, �e zapomnia� kim jestem i �e zrani mnie, szukaj�c zbyt d�ugo w pami�ci.
Wsta�am z �aweczki i skierowa�am si� w stron� tej �odzi, by szuka� wzrokiem na pok�adzie dowod�w na to, �e nale�y
ona do Hansa. Nie wiedzia�am jeszcze, co spodziewa�am si� znale��, nie mog�am przecie� przypuszcza�, �e posiada
wci�� te same rzeczy co przed dwudziestoma laty. Ale zna�am go przecie� tak dobrze, �e bez wahania potrafi�abym
stwierdzi�, czy jaki� przedmiot mo�e by� jego w�asno�ci�, czy nie.
Nie usz�am daleko. Zmiana perspektywy pozwoli�a mi przeczyta� ca�� nazw� �odzi. Marlies, uk�u�o mnie w oczy, a
jeszcze bardziej w serce. Jak mog�am si� �udzi�! Imi� jego �ony, matki jego syna, kobiety, z kt�r� sp�dzi� �ycie.
Dlaczego to tak boli? Odwr�ci�am si�, �eby odej��, odjecha�. Zrozumia�am nagle, �e bawi�am si� z ogniem. Chwila
mi�ych marze� kosztowa�a jednak zbyt wiele. Szkoda mojego dobrego nastroju, szkoda letniego, wakacyjnego dnia.
- Magda, to ty? - us�ysza�am za plecami. Drzwi kajuty uchyli�y si� i wyjrza�a z niej g�owa Hansa. By� �ysy. Resztki
siwawych k�aczk�w wisia�y przy skroniach. Si�gn�� za siebie i ju� w nast�pnej sekundzie zaprezentowa� mi si� w
kapeluszu. Tak, to by� ten sam, albo taki sam kapelusz jak ten, kt�rego zawsze uchyla�, gdy wje�d�a� na autostrad�, by
rondo nie zas�ania�o mu widoku na nadje�d�aj�ce samochody. - Co za przypadek! - powiedzia�.
Wyszed� na pok�ad. To musia� by� pocz�tek jego wakacji, a mo�e tylko przesypia� s�oneczne godziny pod pok�adem.
Jego sk�ra mia�a kolor kaszki manny. Dawniej dobrze mi znajome, nieliczne br�zowe w�oski na piersi rozros�y si� w
bujny las, po�yskiwa�y rudawo na barkach. Brzuch i sze�� fa�dek, po trzy na ka�dym boku, deformowa�y figur�. Gdy
m�wi�, sepleni� jeszcze bardziej ni� dawniej. Jak mog�am nie pami�ta�, �e sepleni�? Zrobi�o mi si� nagle �al, bo
zrozumia�am, �e od dzi� nie b�d� ju� mog�a snu� marze� na jego temat, jednocze�nie jednak zacz�o mi �wita�, �e
w�a�nie zaczynam uwalnia� si� od ci�kiego balastu, kt�ry od dziesi�cioleci ogranicza� moj� wolno��. Ta posta�, kt�r�
widzia�am w�a�nie przed sob� nie mog�a ju� by� idea�em, do kt�rego przyzwyczajona by�am por�wnywa� wszystko i
wszystkich. Ale zwyczajnie wzruszy� ramionami, odfajkowa� t� histori� i wr�ci� do porz�dku dziennego nie by�am
jeszcze w stanie. Przesz�o�� nie zmieni�a si� poprzez to spotkanie. Przesz�o�� tkwi�a we mnie nadal jak zatruty kolec.
Tylko, o ile dawniej nie mog�am i nie chcia�am tego kolca usun�� o tyle teraz nie widzia�am ju� przeszk�d. Tak,
chcia�am, �eby wyzna� mi, �e �a�uje, �e zawsze... �e nigdy... Ale ju� nie w moich ramionach. Poprzez las na jego piersi
wi�y si� strumyczki potu. I ju� nie usta przy ustach. Sepleni i pluje...
- Masz dzi� wolny dzie�? Rodzina da�a ci urlop? Ja te� mam dzi� wolne. Marlies odwozi Sebastiana na ob�z. Wr�ci
dopiero jutro rano i zaraz ruszamy w rejs. Widz�, �e masz rower. Ja si� dzi� nastawi�em na leniuchowanie. Widzisz ten
cypel? - wskaza� na morze. - Tam jest pi�kna zatoczka z pla�� pod kredow� ska��. Od l�du nie mo�na si� tam dosta�,
tylko �odzi�. - Wzi�� do r�ki lornetk�, przy�o�y� j� do oczu i d�ugo wpatrywa� si� we wskazan� poprzednio okolic�.
Jego usta wykrzywia�y si� przy tym brzydkim grymasem jak zawsze, gdy nad czym� si� zastanawia�. Przypomnia�o mi
si�, jak kiedy� rozp�aka�am si� z �alu i t�sknoty zobaczywszy ten sam grymas u kogo� innego. By�o to oczywi�cie ju�
po tym, jak mnie porzuci�. Zn�w to bolesne uk�ucie... D�o� trzymaj�ca lornetk� by�a jeszcze d�oni�, kt�r� zna�am. Ale
reszta? Odtworzy�am w pami�ci dawny obraz Hansa i spr�bowa�am umie�ci� go obok m�czyzny, kt�rego dzi�
spotka�am, by je por�wna�. Lecz nagle, zamiast wynajdywa� coraz to nowe r�nice, zacz�am widzie� podobie�stwa.
Obraz z przesz�o�ci nasun�� si� na dzisiejsz� posta� Hansa, zmiany sta�y si� nieistotne, to by� on!
- Mam szcz�cie, jeszcze nikogo tam nie ma.
Westchn�am zadowolona. Kilka godzin z Hansem na samotnej pla�y. Gor�cy piasek, ciep�e morze. Wystarczaj�co
du�o czasu, �eby opowiedzie� sobie wszystko, �eby sobie wszystko wyzna�, �eby przebaczy� i zacz�� na nowo...
- No to �ycz� ci mi�ego dnia! Mo�e si� jeszcze spotkamy przypadkiem. Obiecuj�, �e w ka�dym porcie b�d� si� za tob�
rozgl�da�.
Dopiero teraz zauwa�y�am, �e podczas gdy ja, przygl�daj�c mu si�, marzy�am, on odcumowa� jacht i stan�� za ko�em
sterowym. Zapu�ci� motor. Gdy ��d� min�a w�skie gard�o wej�cia do portu i zako�ysa�a si� na wi�kszej fali, odwr�ci�
si� ostatni raz i pomacha� mi r�k� na po�egnanie.
Ukry�am twarz w d�oniach. Zn�w mnie porzuci�. Zn�w ode mnie odszed�. Zn�w mnie nie chcia�.
*
Nie! Dzi� mia�am wakacje! Czy warto nara�a� si� na taki b�l? Podnios�am si� z �aweczki, podesz�am do roweru i czule
poklepa�am siode�ko. Uj�am kierownic� i popchn�am rower w stron� ulicy. Mimo woli rzuci�am jednak ostatnie
spojrzenie na cichy, przycumowany jacht, ko�o kt�rego, chc�c nie chc�c musia�am przej��. Odczyta�am widoczn� teraz
ca�� jego nazw� - nie Magda, nie Marlies, tylko zwyczajnie, Mare...
Wzruszy�am ramionami i posz�am dalej. Dlaczego, pyta�am si�, nie wykorzystuj� swojego daru na bardziej radosne
marzenia? To tak, jakby kto� z praw� kieszeni� wypchan� banknotami cierpia� bied� i przymiera� g�odem, bo w
poszukiwaniu pieni�dzy si�ga zawsze tylko do lewej, pustej kieszeni.
G�upia jestem, powiedzia�am do siebie cicho i w tej samej chwili m�j wzrok pad� na pok�ad jachtu, tego drugiego,
dalszego, do kt�rego si� w�a�nie zbli�a�am. Stan�am w miejscu jak wryta, to najbardziej trafne okre�lenie. Na
rozk�adanym, campingowym foteliku, pod pasiastym p��ciennym daszkiem siedzia� Hans i czyta� gazet�. Wygl�da�
wr�cz przera�aj�co dobrze! W�osy mia� wszystkie, figur� nadal szczup�� i wysmuk��, opalony. Oczywi�cie nie by� ju�
dwudziestolatkiem, ale wcale nie musia� tego ukrywa�. Ten szron we w�osach, tych par� zmarszczek dodawa�o mu
tylko urody. Nic nie wisia�o, nic nie wybrzusza�o si�. Obiektywnie musia�am przyzna�, �e prezentowa� si� lepiej ni�
przed dwudziestu laty. Zrozumia�am, �e je�li go teraz zagadn�, jego pozycja wyj�ciowa b�dzie od pocz�tku o kilka
punkt�w lepsza od mojej. To mo�e by� niebezpieczne. Jeszcze mog�am odej�� niezauwa�ona, jeszcze by� czas. Ale tak
jak �ma, kt�ra nie potrafi powstrzyma� instynktu na widok p�on�cej �wiecy, tak ja nie mog�am, nie chcia�am ju�
zahamowa� biegu wydarze�. Odetchn�am g��boko kilka razy, lecz mimo to m�j g�os zabrzmia� niepewnie, gdy
powiedzia�am:
- Hej, Hans, to ja... Magda.
Jedn� male�k� sekund� trwa� jeszcze bez ruchu, a potem odwr�ci� si� i spojrza� na mnie. Nie widzia�am jego oczu,
zas�ania�y je s�oneczne okulary.
- Nie poznajesz mnie? Nie pami�tasz? - spyta�am zmartwiona, ale gotowa brn�� dalej.
Wsta� i zbli�y� si� z u�miechem.
- Od razu pozna�em tw�j g�os. Nie musia�a� si� przedstawia�. Od pierwszego s�owa wiedzia�em, �e to ty.
U�miechn�am si� oszo�omiona i szcz�liwa. M�j wzrok pad� na burt� jachtu. Entchen! Tak mnie nazywa�, gdy
byli�my razem, to by�o wtedy moje imi�, ale gdy odszed�, przesta�am by� Kaczuszk�.
Poda� mi r�k�, pom�g� wej�� na pok�ad. Na chwil� zdj�� okulary i przygl�da� mi si� z przyjaznym u�miechem.
Nast�pnie orzek�, �e czas obszed� si� ze mn� bardzo �agodnie, �e pozna�by mnie zawsze i wsz�dzie. Odpowiedzia�am
mu tym samym. Powiedzia�, �e w�a�nie zamierza� zje�� �niadanie i spyta�, czy napi�abym si� kawy. Przyni�s� termos i
dwa kubki. Bia�e, fajansowe ozdobione du�� cyfr�, dobrze znane mi kubki.
- Czarna pi�tka i czerwona pi�tka - powiedzia� stawiaj�c przede mn� czarn�. - Ty bra�a� zawsze czarn�? Wybacz, �e ju�
nie pami�tam na pewno.
Wymawia� - Fympf. Mia� lekk� wad� wymowy, niekt�re s�owa wydmuchiwa� przez nos, kocha�am to, jak prawie
ka�d� jego cech�.
Popijaj�c kaw� rozmawiali�my na neutralne tematy. Wymieniali�my wiadomo�ci o dawnych wsp�lnych przyjacio�ach,
por�wnywali�my nasze wra�enia z wielokrotnych pobyt�w w Danii. Wysuwali�my ostro�nie macki sprawdzaj�c, czy
wci�� jeszcze mamy do czynienia z osob� przed laty blisk� i znajom�, i nie zawodzili�my si�. Jak zawsze dotychczas,
poczucie za�y�o�ci powraca�o pr�dko, nie zmienione, mimo �e teraz przerwa w kontaktach nie wynosi�a jak dawniej
zaledwie paru miesi�cy.
Potem zacz�� opowiada� o jachcie. Nie, ��d� nie jest jego wy��czn� w�asno�ci�. Dzieli j� z dwoma jeszcze rodzinami.
Oczywi�cie nie p�ywaj� wszyscy na raz, ka�da rodzina dysponuje Entchen w dok�adnie ustalanych co roku terminach.
Bezwiednie powt�rzy�am - Entchen. U�miechn�� si�.
- Entchen klein, schlafe ein... 1 - zanuci�. - Ten jacht ju� si� tak nazywa�, gdy go kupowali�my. Doro�li chcieli mu
zmieni� nazw�, ale dzieci zaprotestowa�y i tak ju� zosta�o.
Troch� mnie jednak uk�u�o... Jestem wra�liwa jak mimoza, pomy�la�am z niech�ci�. Powinnam si� raczej cieszy�, �e
pami�ta piosenk�, kt�r� kiedy� dla mnie u�o�y�.
- Jak to dawno temu... - szepn�am.
Zrozumia�.
- Tak - odpowiedzia�. - Okropnie dawno. Jak w innym �yciu.
- Czasem wracam do tych wspomnie� - powiedzia�am cicho.
- Czy to nie jest dla ciebie zbyt bolesne? Dla mnie nasze rozstanie by�o straszne. Czu�em si� jak ostatnia �winia. Ale
przynajmniej za�atwi�em ci jeszcze stypendium.
- Tak ci si� wydawa�o. W rzeczywisto�ci by�a to jednorazowa zapomoga. Ale nie o to chodzi. Ja wspominam nie tylko
rozstanie...
- Masz racj�. By�o nam te� ze sob� dobrze i coraz bardziej si� do ciebie przywi�zywa�em. Moja ucieczka wtedy do
Berlina by�a aktem rozpaczy. Gdybym tego nie zrobi�, nigdy ju� nie znalaz�bym dosy� si�, �eby od ciebie odej��.
Nie odpowiedzia�am. Zna�am te argumenty na pami�� i wiedzia�am, �e dla Hansa maj� one jaki� sens, ale ja nie by�am
w stanie ich zrozumie�. On tymczasem m�wi� dalej.
- Nie by�o mi �atwo ci� porzuci�, cierpia�em nawet bardziej, ni� si� domy�lasz, ale nigdy nie �a�owa�em tego kroku.
Tobie zreszt� te� dobrze to zrobi�o. Nasi przyjaciele opowiadali mi o tym, jak bardzo na korzy�� si� zmieni�a�.
- Na czyj� korzy��...?
- No, nie powiesz mi, �e �a�ujesz, �e sta�a� si� samodzielna. Dawniej zawsze potrzebowa�a� kogo�, kto prowadzi�by ci�
za r�k�, twoje kontakty z lud�mi nie by�y partnerskie. By�a� zawsze ma�� kaczuszk�, ma�� siostrzyczk�...
Nie o tym chcia�am rozmawia�. Nie o tym, ale o naszym szcz�ciu utraconym, o tym, co ��czy�o tylko nas dwoje, co
r�ni�o nasz zwi�zek od wszystkich innych. Chyba czyta� moje my�li.
- Byli�my jak dzieci bawi�ce si� na ��ce. Pami�tasz, tak to nazywali�my. To by�o, przyznaj�, cudowne, ale poza t� ��k�
istnia�o prawdziwe, twarde �ycie i tam nigdy nie chcia�a� by� mi partnerk�. Musia�em walczy� sam...
Teraz powracam czasem na t� ��k� sama, my�la�am. Szukam ci� tam i nie znajduj�. Spu�ci�am oczy, bo czu�am, jak
zaczynaj� nape�nia� si� �zami. Nie mia�o sensu dyskutowa�. Nie przekona�am Hansa dwadzie�cia dwa lata temu, nie
przekonam go i dzi�. Zamilk�. Nie chcia�am ju� podtrzymywa� tej bezsensownie rani�cej rozmowy.
- Mamaaa! - rykn�o mi nagle nad uchem.
Obejrza�am si� zaskoczona. Moja rodzina spocona i zziajana zeskakiwa�a z rower�w.
- Nie wiedzia�em, �e jedziesz w t� stron�. Nie chcieli�my ci� goni� - powiedzia� m�j m��.
- Ach, nie szkodzi - odpowiedzia�am. - Ju� mi wystarczy mojego urlopu od codzienno�ci. Odpocznijcie troch� i
pojedziemy dalej razem.
Usiedli tam gdzie stali, tu� przy mnie na kamiennym nabrze�u. Erpel 2 zako�ysa� si� u naszych st�p na fali
wytworzonej przez wp�ywaj�cy do portu rybacki kuter. Zn�w by� cichy i samotny, zwyczajny i obcy.
1 Za�nij ma�a kaczuszko...
2 kaczor