9631
Szczegóły |
Tytuł |
9631 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9631 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9631 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9631 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Anaruk ch�opiec z
Grenlandii
Czes�aw Centkiewicz
W�r�d gromady dzieci eskimoskich, bawi�cych si� mi�dzy namiotami
na brzegu morza, rej wodzi� Anaruk. S�uchali go nie tylko r�wie�nicy, ale i
starsi ch�opcy. Nawet psy ch�tnie poddawa�y si� jego rozkazom.
Anaruk mia� dwana�cie lat � by� jednak tak silny, zr�czny i odwa�ny,
�e ojciec jego, Tugto, cz�sto zabiera� syna ze sob� na polowanie.
Anaruk by� z tego niezmiernie dumny.
Zaprzyja�ni�em si� z nim bardzo pr�dko. Pozwoli�em mu obejrze� moj�
bro� i podarowa�em n� stalowy, kt�ry wzbudzi� w nim zachwyt. Nast�pnego
dnia Anaruk przyprowadzi� ze sob� swego brata, pi�cioletniego Nukuna, �eby
i on obejrza� te cuda. Musia�em wszystko pokazywa� jeszcze raz i obja�nia�,
co do czego s�u�y.
Ze zdumieniem dotykali mi�ciutkiego, we�nianego swetra.
� Jak wygl�da zwierz�, kt�re ma takie futro? � zapyta� Anaruk
Z trudem wyt�umaczy�em mu, jak si� robi materia�. Nie przypuszcza�,
�e mo�na nosi� ubranie z czego� innego ni� sk�ra. Kaza� obraca� si�
Nukunowi na wszystkie strony i pokazywa� mi, jak uszyte s� jego spodnie z
futra bia�ego nied�wiedzia, bluza ze sk�ry foki i buty z mi�kkiej sk�ry
m�odego rena.
Tak ubiera si� Eskimos w lecie. Ale lato trwa tutaj tylko trzy miesi�ce i
jest zaledwie tak ciep�e, jak nasza wczesna wiosna. Jesieni nie ma w�a�ciwie
wcale � od razu zjawiaj� si� zimne wiatry, �nie�yce i wielkie mrozy,
dochodz�ce do pi��dziesi�ciu stopni. I tak bez przerwy przez d�ugie miesi�ce.
Wtedy mieszka�cy Grenlandii, a jest ich kilkadziesi�t tysi�cy na
wybrze�ach tej najwi�kszej wyspy �wiata, chodz� otuleni w futra. Ledwie
nosy wida�. Nawet niemowl�ta zawija si� w sk�ry. Matki nie nosz� dzieci na
r�kach, lecz w du�ej Kieszeni, naszytej w ubraniu na plecach. W ten spos�b
maj� swobodne obie r�ce do pracy. A pracy nie brak kobiecie eskimoskiej.
Grenlandia liczy ponad dwa miliony kilometr�w kwadratowych, a wi�c
jest prawie siedem razy wi�ksza od ca�ej Polski. Gdyby p�nocny skraj wyspy
umie�ci� w Szczecinie, po�udniowy kraniec si�gn��by daleko w g��b pustyni
Sahary w Afryce. Prawie ca�a Grenlandia skuta jest lodem. W samym �rodku
wyspy grubo�� lodowej pokrywy dochodzi do trzech kilometr�w i naturalnie
nigdy nie taje.
�niegi topniej� tylko na po�udniowo-zachodnich brzegach i tam na
poletkach ziemi wyrastaj� trawy i mchy, a w�r�d nich ma�e, ale barwne
kwiatki.
Lato jest tak kr�tkie, �e niekt�re ro�liny nie zd��� w ci�gu jego trwania
przekwitn�� i owocowa�. Zaczynaj� kwitn�� jednego lata, zimuj� pod
�niegiem i owoce maj� dopiero na nast�pn� wiosn�.
Podczas lata rodzina Anaruka mieszka na brzegu morza w namiotach
zrobionych ze sk�r fok i ren�w. Obok stoj� namioty ich krewnych i przyjaci�.
Najtrudniej jest zdoby� drewno na pale do namiot�w. Las�w na
Grenlandii nie ma � czasami zdarzaj� si� tylko niskie krzaki. Wi�ksze
kawa�ki drewna mo�na wy�owi� jedynie... z morza. Fale morskie rokrocznie
wyrzucaj� tu na brzeg szcz�tki rozbitych statk�w lub k�ody drzew,
przyniesione przez pr�dy morskie z dalekich brzeg�w Syberii.
Drzewo to skarb prawdziwy: mo�na ze� zrobi� pal do namiotu, cz�ci
do sa� lub szkielet kajaka, ale ludzie Dalekiej P�nocy umiej� sobie jako�
poradzi� i bez drzewa: sk�ry namiotu rozpinaj� na �ebrach wieloryb�w.
Namiot taki wcale nie jest szczelny � deszcz przedostaje si�; do �rod-
ka. Anaruk nie martwi� si� jednak, �e woda kapie mu na g�ow�, dziwi� si�
nawet bardzo, �e my w Europie nawet w lecie mieszkamy w kamiennych
domach. Gdy pokaza�em mu fotografi� ulic Warszawy, �mia� si� pocz�tkowo,
p�niej zapyta� z niedowierzaniem:
� Chyba �artujesz! Ci wszyscy ludzie nie mog� przecie� mieszka�
razem � sk�d wzi�liby tyle mi�sa do jedzenia?
T�umaczy�em mu, jak mog�em, ale nie wiem, czy uda�o mi si� go
przekona�.
Zdobycie po�ywienia to sprawa �ycia i �mierci dla mieszka�c�w
Grenlandii. Polowanie na zwierz�ta morskie, tak jak to robi� Eskimosi w
dalekich zak�tkach Grenlandii, nie jest rzecz� �atw� ani bezpieczn�. Latem
wyp�ywaj� na morze w kajakach. Nic a nic niepodobnych do naszych.
Szkielet buduje si� przewa�nie z �eber zwierz�cych powi�zanych
rzemieniami; obci�ga si� go sk�rami, pozszywanymi jak mo�na najszczelniej.
Otw�r, w kt�rym siedzi my�liwy, jest bardzo �ci�le dopasowany do jego
wymiar�w. Je�li ��dka przedziurawi si� w czasie polowania, my�liwy nie
mo�e wydosta� si� z niej i tonie.
Na wypraw� Eskimos ubiera si�-w specjalny sk�rzany kaftan, zwi�zany
wok� kostek na r�kach, pod brod� i dooko�a otworu kajaka. W ten spos�b
tworzy on z my�liwym jedn� wodoszczeln� ca�o��. Ka�dy uczy si� tu polowa�
z kajaka ju� od ma�ego dziecka. Gdy tylko umie dobrze chodzi�, dostaje sw�j
pierwszy kajak; potem, w miar� jak podrasta, coraz to wi�kszy, a� wreszcie
ch�opak sam musi sobie zrobi� ��dk� na swoj� miar�.
Przerazi�em si� ogromnie, gdy zobaczy�em kiedy� z brzegu, �e kajak
Anaruka przewr�ci� si� do g�ry dnem. Ju� chcia�em pospieszy� mu na
pomoc, gdy raptem roze�miana twarz ch�opca ukaza�a si� nad wod� i po
chwili ��dka p�yn�a normalnie.
Przypomnia�em sobie wtedy, �e my�liwi lubi� popisywa� si� swoj�
zr�czno�ci�, kt�ra nierzadko ratuje im �ycie. Nieraz burza spotka ich na
morzu, a fala wywr�ci kajak, wtedy jednym silnym ruchem wios�a lub
ramienia umiej� przywr�ci� go do zwyk�ej pozycji. Zdarza si� jednak, �e po
d�u�szej walce z falami, gdy si�y my�liwego wyczerpi� si�, ginie w lodowatej
wodzie.
Tugto umia� przekozio�kowa� z kajakiem kilkana�cie razy i nic mu si�
nigdy z�ego nie sta�o.
Razu pewnego, wczesnym rankiem, gdy morze by�o zupe�nie spokojne,
wybrali�my si� sze�cioma kajakami na polowanie. Ka�dy z nas zabra�
harpun, dzidy i strza�y. Musia�em wios�owa� z ca�ych si�, �eby nad��y� za
moimi towarzyszami.
Zatrzymali�my si� mi�dzy skalistymi wysepkami, cz�sto podobno
odwiedzanymi przez foki. Na razie nie mog�em dostrzec ani jednej, jednak
Tugto kaza� nam siedzie� w kajakach zupe�nie bez ruchu, �eby nie sp�oszy�
zwierzyny. D�ugo tak czekali�my i my�la�em, �e ju� nic nie b�dzie z
polowania, a� tu nagle, w odleg�o�ci kilkudziesi�ciu metr�w, na powierzchni
morza ukaza�a si� ma�a, okr�g�a g�owa z d�ugimi w�sami.
Kajaki Eskimos�w bez plusku ruszy�y w tym kierunku. Zosta�em na
miejscu, bo wiedzia�em z g�ry, �e nie b�d� umia� wios�owa� tak cicho, jak
oni.
Podejrzliwa foka schowa�a si� pod wod�, zanim moi towarzysze zdo�ali
do niej podp�yn��, i zn�w musieli�my d�ugo czeka� w ciszy, wstrzymuj�c
oddech.
Dopiero za trzecim razem my�liwym uda�o si� podp�yn�� do foki na
odleg�o�� rzutu harpunem. Foka trafiona znik�a w morzu, ale w tym miejscu
na powierzchni wody utrzymywa� si� p�cherz sk�rzany nape�niony
powietrzem i przywi�zany rzemieniem do harpuna.
Jest to bardzo dowcipne urz�dzenie: w ten spos�b Eskimos widzi, gdzie
zaton�� jego �up, a je�li nawet chybi celu � mo�e zawsze wy�owi� sw� bro�.
Ostrze harpuna zrobione jest z twardej ko�ci i osadzone na drewnianej
r�koje�ci. Bywaj� tak�e harpuny innego rodzaju: po wbiciu ostrza w cia�o
zwierz�cia drzewce od��cza si� i pozostaje w r�ku my�liwego.
Pod koniec dnia upolowali�my pi�� wielkich, t�ustych fok. Z zainte-
resowaniem ogl�da�em te zwierz�ta, kt�re dostarczaj� Eskimosom mi�sa,
t�uszczu i sk�r. Dwumetrowe prawie, walcowate ich cia�a zako�czone by�y
dwiema przednimi p�etwami i jedn� tyln�. L�ni�ca, ciemnoszara sier�� o
kr�tkim, do�� sztywnym w�osie w niczym nie przypomina�a puszystego,
czarnego futra, jakie ch�tnie nosz� kobiety u nas.
Ca�a osada wybieg�a na brzeg na nasze spotkanie. Ludzie krzyczeli, psy
szczeka�y � wszyscy cieszyli si� na my�l o uczcie.
Wyci�gn�li�my na brzeg upolowane foki. Za pomoc� d�ugich no�y �
�aden my�liwy nigdzie nie rusza si� bez takiego no�a � zabrali�my si� do
�ci�gania sk�r i �wiartowania mi�sa Eskimosi kilkoma zr�cznymi ruchami
odcinali sk�r�, kt�r� oddawali kobietom, i szybko dzielili zdobycz. Gromadka
dzieci otoczy�a ich ze wszystkich stron, wiedzia�y one doskonale, �e dostan�
ulubiony przysmak � delikatny, o s�odkawym smaku t�uszcz znajduj�cy si�
tu� pod sk�r�.
Zrobi�o si� straszne zamieszanie i ha�as. Ka�dy chcia� schwyta� jak
najwi�cej. Wszystko jednak odbywa�o si� na weso�o, ze �miechem i �artami,
bo dzieci eskimoskie, tak samo zreszt� jak i ich rodzice, nie k��c� si� nigdy
ani nie bij�.
W razie sprzeczki Eskimosi staj� naprzeciwko siebie przed ca�� lud-
no�ci� osady i jeden na drugiego uk�adaj� z�o�liwe piosenki. Wszyscy si�
�miej� i ciesz� z udanych �art�w, a zwyci�zc� zostaje ten, kt�rego piosenki
s� dowcipniejsze. O�mieszony przeciwnik nie zacznie na pewno tak pr�dko
nowej k��tni.
Opowiadano mi zabawn� historyjk� o dw�ch podr�nikach, kt�rzy
zamieszkali w�r�d Eskimos�w. Pewnego razu naradzaj�c si� nad dalsz�
podr� wpadli w taki zapa�, �e przekrzykiwali jeden drugiego. Eskimosi,
us�yszawszy podniesione g�osy, zbiegli si� ca�� gromad�, prosz�c, �eby si�
podr�nicy pr�dzej pogodzili. Uspokoili si� dopiero, gdy im wyt�umaczono, �e
to by�a tylko przyjacielska pogaw�dka.
Z�odziejstwo jest tu r�wnie� nie znane. Tugto nie m�g� w �aden spos�b
zrozumie�, gdy pyta�em, czemu nie zamyka swych rzeczy. �Mog� ci je
przecie� ukra��" � chcia�em powiedzie�, ale w j�zyku eskimoskim nie ma
s�owa �kra��". Nikt nie chowa sk�r, jedzenia, nikt nie zamyka namiotu, bo i
po co? Ka�demu wolno po�yczy� sobie ten przedmiot, jakiego mu potrzeba,
nawet w czasie nieobecno�ci w�a�ciciela. Nigdy si� jednak nie zdarza, aby
wypo�yczona rzecz nie zosta�a oddana w jak najlepszym porz�dku.
Ta ufno�� i go�cinno�� s�, niestety, wielokrotnie nadu�ywane przez
kupc�w i handlarzy, kt�rzy przyp�ywaj� tu na statkach niegodziwie
wykorzystuj�c naiwnych i �atwowiernych Eskimos�w.
Wiele innych zalet odkry�em w tych ludziach w czasie mego pobytu na
Dalekiej P�nocy: s� bardzo skromni, nie przechwalaj� si�, nie k�ami� i nie
obmawiaj� wzajemnie. Gdy my�liwy upoluje zwierz� � cz�sto nawet z
nara�eniem �ycia, nie opowiada wszystkim naoko�o, jaki to z niego zuch, ale
m�wi skromnie, �e mu si� uda�o, i zaprasza wszystkich do podzia�u
zdobyczy.
Zmarzni�ty i g�odny w�drowiec, kt�ry zawita do osady, b�dzie przyj�ty
jak najlepszy przyjaciel, dostanie zawsze najsmaczniejsze k�sy jedzenia i
najlepsze miejsce do spania.
Czasami zdarzy� si� jednak mo�e, �e my�liwy pope�ni jaki� czyn
krzywdz�cy innych. Wtedy zbiera si� na s�d ca�a osada i winowajca musi
przyzna� si� do wszystkiego. To samo jest ju� dostateczn� kar�. W
przysz�o�ci b�dzie si� z pewno�ci� wystrzega� podobnego post�powania.
Bywaj� jednak takie wypadki, co prawda bardzo rzadko, �e kto� po-
st�powaniem swoim oburzy ca�� osad�. Wtedy zbieraj� si� wszyscy i ka��
winowajcy odjecha�. Siada on do kajaka, zabiera bro�, troch� �ywno�ci i
p�ynie �dok�d go oczy ponios�". Je�eli dotrze do innej osady, przyjmuj� go
tam go�cinnie. Mo�e zamieszka� w niej na sta�e, pod warunkiem, oczywi�cie,
�e nie pope�ni zn�w jakiej� niegodziwo�ci. Przewa�nie jednak kara ta jest
zupe�nie wystarczaj�ca.
W lecie Eskimosi poluj� tak�e na dzikie reny. Po raz pierwszy zoba-
czy�em, jak olbrzymim stadem przep�ywa�y jeziorko. Ponad wod� wida� by�o
tylko �by i las ogromnych, krzaczastych rog�w.
Na brzegu przystan�y na chwil�, otrz�saj�c si� z wody. S� one bardzo
podobne do naszych jeleni, znacznie jednak wi�ksze, o grubszych nogach i
du�ej g�owie. Rogi maj� mocniejsze, lecz mniej rozga��zione. Sier��
jasnokawow� lub czasami br�zow�.
Na zim� sier�� rena staje si� prawie bia�a i niezwykle puszysta. Samce
zmieniaj� co roku rogi. Na pocz�tku zimy trac� stare, a ju� w marcu
zaczynaj� wyrasta� im na g�owach nowe.
Reny �ywi� si� traw�, porostami i p�dami kar�owatej wierzby. W zimie
umiej� wygrzeba� pokarm mocnymi kopytami nawet spod metrowej warstwy
�niegu. Z braku po�ywienia mog� d�ugo g�odowa�, je�li maj� dostateczny
zapas t�uszczu. Ze sk�r ich Eskimosi, mieszkaj�cy z dala od wybrze�y
morskich, robi� namioty i ubrania, z ko�ci � bro�, ze �ci�gien � nici, a
mi�so jest smacznym i zdrowym po�ywieniem, chocia� nie tak t�ustym, jak
mi�so foki.
Eskimosi poluj� na reny za pomoc� �uk�w i dzid. Nie mo�e to by�
jednak ta sama bro�, jakiej .u�ywa si� do polowa� na zwierz�ta morskie.
My�liwijny�l�, �e reny obrazi�yby si� i uciek�y daleko w g��b l�du, gdyby
zabijano je t� sam� broni�, co zwierz�ta �yj�ce w wodzie.
Pewnego dnia przybiegli do nas my�liwi z wiadomo�ci�, �e o par� ki-
lometr�w napotkali stado ren�w.
Wielki ruch zapanowa� w osadzie � wszyscy, poczynaj�c od dzieci, a
ko�cz�c na starcach, rzucili si� do przygotowa�. Na szlaku zacz�to z wielkim
po�piechem budowa� ogrodzenie z kamieni, wytyczaj�c nimi z obu stron co�
w rodzaju drogi szerokiej na pocz�tku, a nast�pnie coraz bardziej si�
zw�aj�cej. Na ogrodzeniu tym poustawiano w niewielkiej od siebie odleg�o�ci
okr�g�e kamienie wielko�ci g�owy ludzkiej.
Zatrzyma�em Anaruka, kt�ry na wy�cigi z innymi ch�opcami znosi�
kamienie.
� Co to wszystko znaczy? � zapyta�em.
� Widzisz, renom b�dzie si� zdawa�, �e to g�owy ludzi zaczajonych za
ogrodzeniem, nie b�d� wi�c pr�bowa�y uskoczy� w bok � odpowiedzia�,
troch� zdziwiony moim pytaniem.
Gdy wszystko by�o ju� gotowe, kobiety i dzieci wyruszy�y na spotkanie
stada. Sz�y w milczeniu, �eby nie sp�oszy� zwierz�t, kt�re s� tak czujne, �e
trzeba je okr��y� z daleka, zachowuj�c si� przy tym bardzo ostro�nie.
Na skraju pas�cego si� stada stoj� zwykle wartownicy � reny, kt�re
zwracaj� baczn� uwag� na ca�� okolic�. Je�eli tylko dostrzeg� lub us�ysz�
co� podejrzanego, alarmuj� natychmiast reszt� stada, kt�re rzuca si� do
ucieczki. Dogoni� ich wtedy nie spos�b, bo biegaj� bardzo szybko.
Anaruk k�ad� si� co kilkana�cie metr�w i przy�o�ywszy ucho do ziemi,
nads�uchiwa� t�tentu racic. Wreszcie z rozradowanej jego miny i znak�w,
jakie dawa�, zrozumieli�my, �e zwierz�ta s� ju� blisko.
Po chwili do naszych uszu dobieg� dziwny, suchy trzask, jakby stukot
kawa�k�w drewna. To zwierz�ta, biegn�c w ciasnej gromadzie, zderza�y si�
rogami.
Co pr�dzej rozdzielili�my si� na dwie grupy � musieli�my okr��y�
stado z dw�ch stron i wp�dzi� je mi�dzy kamienne ogrodzenie. Szcz�liwie
wiatr nam sprzyja�, a pag�rki i wielkie kamienie rozrzucone tu i �wdzie
zas�ania�y nas troch�. Wolniutko, w wielkiej ciszy, podpe�zali�my do stada,
kt�re nie podejrzewaj�c zasadzki zatrzyma�o si�, �eby po-skuba� troch�
mch�w.
Naraz, na dany znak, podni�s� si� taki straszliwy wrzask, jakby sfora
wilk�w ruszy�a do ataku. Ch�opcy pod wodz� Anaruka u�ywali, co si� zowie:
szczekali jak psy, wyli jak wilki.
Stado rzuci�o si� do ucieczki. P�dzone otaczaj�cym je doko�a wrza-
skiem, wpad�o mi�dzy kamienne p�oty prosto na my�liwych, zaczajonych w
najwy�szej cz�ci zagrody.
W kilkana�cie minut polowanie by�o sko�czone. W ca�ej osadzie za-
wrza�a praca. My�liwi �ci�gali sk�ry z zabitych zwierz�t i �wiartowali mi�so.
Kobiety przygotowywa�y zapasy na zim�, kraj�c wielkie po�cie mi�sa na
cienkie, d�ugie pasy, i zawiesza�y je na �erdziach, �eby wysch�o dobrze na
s�o�cu i wietrze. Niezad�ugo my�liwi ukryj� je pod ci�kimi kamieniami, �eby
nie pad�o pastw� lis�w i wilk�w. Gorzej, je�li .nied�wied� natrafi na kryj�wk�
� odrzuci� najci�sze g�azy to dla niego fraszka.
Po uko�czeniu pracy zabrali�my si� do uczty. Najwi�kszy przysmak �
to zupa.
W wielkim kotle gotuje si� przez trzy dni i trzy noce kopyta, ko�ci i
czaszki ren�w. Ko�ci s� przedtem dok�adnie pot�uczone. Nie radzi�bym
nikomu pr�bowa� takiej zupy. Kopyta s� nie myte, a niekt�re ko�ci �
poobgryzane ju� przez psy. Ale Eskimosom to bardzo smakuje.
Gdy zupa by�a gotowa, ch�opcy rozbiegli si� po namiotach, zwo�uj�c
wszystkich na uczt�. Niedaleko ogniska, na trawie, usadowiono si� ko�em.
Po�rodku, na drewnianej tacy, po�o�ono dymi�ce jeszcze kawa�ki mi�sa.
Najdzielniejszy z my�liwych pierwszy dosta� wielk� porcj�. Schwyci� j� z�bami
i tu� przy samych wargach odci�� k�s no�em, reszt� podaj�c s�siadowi. To
samo powtarza�o si� wiele, wiele razy, dop�ki wszyscy nie najedli si� do syta.
Nic dziwnego, �e wielu Eskimos�w ma poci�te wargi; no�e ich s� za-
wsze bardzo ostre. Ulubionym urozmaiceniem monotonnego zazwyczaj
jedzenia jest mi�so i wn�trzno�ci zwierz�t w stanie lekko nadpsu-tym, o
smaku starego sera. Mi�so takie przechowuje si� w ci�gu d�ugich miesi�cy w
ciemnych, zimnych skrytkach, tak �eby nie dochodzi�y do niego promienie
s�o�ca.
Nie bardzo smakowa�y mi te eskimoskie specja�y, ale musia�em ich
nieraz pr�bowa�, �eby nie urazi� gospodarzy. Wybierali przecie� dla mnie
najt�ustsze, najwi�ksze k�ski. Na szcz�cie nie rozchorowa�em si� po tym
pocz�stunku tak, jak jeden ze znanych podr�nik�w, kt�ry �yciem przyp�aci�
tak� uczt�. Pewnego razu nie chcia�em zje�� du�ego kawa�ka ciep�ego jeszcze
szpiku �wie�o upolowanej foki, t�umacz�c, �e u nas w Polsce nie bierzemy do
ust surowego t�uszczu, ale nikt nie chcia� mi wierzy�.
Mieszka�cy Grenlandii z wielkim apetytem zjadaj� surowe mi�so, bo i
na czym maj� je gotowa�?
W lecie dzieci zbieraj� i susz� trawy, mchy i naw�z ptak�w czy ren�w.
W zimie wytapiaj� l�d na wod� do picia i czasem, bardzo rzadko,
podgotowuj� troch� mi�sa nad p�omieniem lampy. Lamp� nazywaj�
wydr��ony kamie�, w kt�ry my�liwi nalewaj� t�uszczu foki, morsa lub
wieloryba i zanurzaj� w nim knot zrobiony z wysuszonej trawy. Lampa daje
troch� �wiat�a, troch� ciep�a i bardzo, bardzo du�o sadzy. Ale tym si� nikt nie
przejmuje.
Po uczcie rozpocz�y si� zabawy. Nim si� spostrzeg�em, porwano mnie i
zacz�to podrzuca� do g�ry na zeszytych sk�rach. Po chwili uwolniono mnie i
z�apano jednego z my�liwych. Wtedy dopiero mog�em si� przypatrzy�, jak
�miesznie wygl�da cz�owiek wylatuj�cy w powietrze i wymachuj�cy bezradnie
r�kami i nogami. U nas taka zabawa nazywa si� ��abk�". Na obozach
harcerskich bawili�my si� cz�sto w ten spos�b, u�ywaj�c do tego koc�w, a
nie sk�r. Nigdy nie spodziewa�em si�, �e podobn� zabaw� spotkam pod
biegunem p�nocnym.
Inna grupa Eskimos�w zaprosi�a mnie do zawod�w � kto dalej rzuci
du�ym, ci�kim kamieniem, a jeszcze inna � do zabawy w pi�k� no�n�.
Trudno by�oby odgadn��, z czego zrobili sobie pi�k�! Po prostu... z czaszki
morsa, a trzeba j� by�o tak zr�cznie kopn��, �eby k�ami upad�a na ziemi�.
Gdy pobieg�em na brzeg morza, by op�uka� r�ce po tej zabawie,
Anaruk nie m�g� mi si� nadziwi�.
� Po co ty to robisz? � pyta�. Wzi�� do r�k moje myd�o, obejrza�,
pow�cha� i... zacz�� zajada�. Roz�mieszy�o mnie to w pierwszej chwili.
� Z czego si� �miejesz?! � zawo�a�. � Przecie� to bardzo smaczne, tyle
w nim t�uszczu!
Zjad� wszystko i nawet nie zachorowa�, ale gdy da�em mu kawa�ek
czekolady, my�l�c, �e zrobi� ch�opcu tym wielk� przyjemno��, pow�cha� j�
tylko i czym pr�dzej wyrzuci�.
� To tak wstr�tnie pachnie � powiedzia�, skrzywiony, na swoje
usprawiedliwienie...
Czasami, do�� rzadko, Eskimosi k�pi� si� w rzekach lub w morzu,
naturalnie tylko w lecie, chocia� i wtedy woda jest bardzo zimna. Maj�c tak
ma�o sposobno�ci do k�pieli, �aden z nich nie umie p�ywa�. Zim� z trudem
udaje si� im wytopi� tyle wody, ile potrzeba do picia. Nie myj� si� wi�c cz�sto
ani nie pior�, bo jak�e pra� futro? Bielizny nie nosz� wcale. Na go�e cia�o
ch�tnie nak�adaj� koszulki z mi�kkich sk�rek ptak�w, obr�conych puchem
do wewn�trz.
Do polowa� w kajakach Eskimosi u�ywaj� ubra� ze sk�ry foki g�adko
wyprawionej. Zazwyczaj nosz� kaftan oraz spodnie z foki lub rena, si�gaj�ce
do kolan, i buty z cholewami, sk�adaj�ce si� z dw�ch warstw sk�r:
zewn�trznej � foczej, i wewn�trznej � z futra psa lub kr�lika. Grub�
podeszw� robi� ze sk�ry morsa, cz�sto wk�adaj�c jeszcze do buta warstw�
suchej trawy, kt�ra dobrze wch�ania wilgo� i chroni przed mrozem.
Podczas siarczystych mroz�w do �ow�w na lodzie my�liwi wk�adaj�
sk�r� bia�ego nied�wiedzia, kt�ra mimo licznych zalet ma jednak wielk�
wad�: jest bardzo ci�ka. Tote� ch�tnie u�ywaj� tak�e ubra� z ciep�ych,
lekkich sk�r rena, ale te zu�ywaj� si� bardzo szybko, a �ami�c� si� �atwo
sier�� mo�na znale�� wsz�dzie: w jedzeniu, w oczach, w ustach, w nosie.
Poza tym br�zowy kolor futra zbyt jaskrawo odbija od bieli �niegu i straszy
zwierz�ta.
Ubra� takich musi mie� Eskimos co najmniej dwa, je�eli pop�ynie
kajakiem, a przewr�ci go fala, ubranie nasi�ka wod� i trzeba je d�ugo suszy�.
Przepocone albo przemokni�te ubranie wiesza si� na specjalnych
rusztowaniach nad ogniskiem lub na mrozie, bo wtedy ca�a wilgo� zamarza w
wielkie kryszta�y lodu, a te �atwo wykruszaj� si� z futra.
Najwi�cej k�opotu jest zawsze z butami; ostre kamienie i l�d niszcz� je
bardzo szybko. Matka Anaruka nieraz skar�y�a mi si�, �e nie mo�e nad��y� z
szyciem obuwia dla swych syn�w.
W miar� jak dni stawa�y si� kr�tsze, w osadzie coraz bardziej spieszono
si� z robot�. M�czy�ni zaj�ci byli polowaniem i rybo��wstwem, a kobiety
naprawia�y i szy�y odzie� zimow� z grubych, ciep�ych sk�r. Od ilo�ci
zgromadzonego mi�sa i ryby zale�y, czy osada nie b�dzie cierpia�a g�odu-w
zimie i na wiosn�.
Noce by�y ju� bardzo ch�odne, coraz wi�cej futer musia�em wci�ga� na
swe pos�anie, �eby nie zamarzn�� na ko�� w nieszczelnym namiocie, do
kt�rego mro�ny wiatr przedostawa� si� ze wszystkich stron.
Dni te� nie by�y ciep�e i dreszcz mnie przejmowa�, gdy patrzy�em, jak
Eskimosi �owi� �ososie, stoj�c godzinami po kolana w lodowatej wodzie.
Na rzece zrobili zagrod� z kamieni, d�ugimi ko��mi morsa uderzali
mocno powierzchni� wody, p�osz�c w ten spos�b i naganiaj�c ryby do
zagrody, tam zabijali je dzidami i wyrzucali na brzeg.
Pewnego dnia m�czy�ni zebrali psie zaprz�gi i wyruszyli na polowanie.
Kobiety oprawia�y z�owione w przer�bli �ososie. Inne ostrymi no�ykami z
ko�ci zeskrobywa�y resztki t�uszczu ze sk�r upolowanych jeszcze w jesieni
fok.
� �eby tylko naszym my�liwym uda�o si� zdoby� du�o mi�sa �
westchn�a jedna. � Nied�ugo st�d odjedziemy, nie b�dzie ju� ani fok, ani
mors�w.
� S�yszysz? � Anaruk tr�ci� w bok swego przyjaciela Omialika. � Co
by� powiedzia�, �eby�my sami spr�bowali zapolowa�? Omialika nie trzeba
by�o d�ugo namawia�.
� Zabierz tylko harpun! � przypomnia� Anaruk, przej�ty sw� rol�
przewodnika.
Dwaj ch�opcy wymkn�li si� chy�kiem z osady. Z pocz�tku czuli si�
bardzo szcz�liwi. Wszystko bawi�o ich i �mieszy�o. Nie czuli mro�nych
podmuch�w wiatru zwiastuj�cego zbli�anie si� burzy, nie s�yszeli trzask�w
p�kaj�cej na morzu kry. Opowiadali sobie, jaka to b�dzie rado��, gdy
przywioz� ze sob� fok�, a mo�e nawet, kto wie, przyci�gn� bia�ego
nied�wiedzia, tak ci�kiego, �e wszystkie psie zaprz�gi z osady nie b�d�
mog�y go ud�wign��.
Szli i szli rozprawiaj�c. Raz po raz zapadali si� po kolana w rozpadliny,
bo m�ody l�d, kt�rym �ci�ty by� ocean, p�ka� tu i �wdzie pod ich krokami. Ale
na pr�nt) wypatrywali zwierzyny. Ani jednej foki na krze, ani �ladu bia�ego
nied�wiedzia. Zm�czeni, postanowili zawr�ci�. Omialik pierwszy spostrzeg�
ma�e stadko wtulonych w �nieg pardw i co si� pobieg� w ich stron�. Anaruk
pozosta� sam.
Nagle us�ysza� jaki� bulgot � chlup, chlup. Taki w�a�nie d�wi�k wy-
dawa�a foka podp�ywaj�ca do otworu oddechowego, �eby zaczerpn��
powietrza. Ch�opak �cisn�� mocno harpun w d�oni, podpe�zn�� do otworu i
zajrza� ostro�nie do �rodka. Nic, ciemna, l�ni�ca g��bia. Chlup, chlup �
us�ysza� znowu po chwili. Wbi� harpun na o�lep w wod� i sam sobie nie
wierzy�.
Foka! Trafiona celnym rzutem, znieruchomia�a pod lodem. Gdyby nie
rzemie�, przywi�zany do harpuna, posz�aby na dno. Anaruk niema�o si�
natrudzi�, nim j� wydoby� na powierzchni�. Zapomnia� o Omialiku, o silnych
podmuchach wiatru, o trzasku kry dooko�a. Nigdy jeszcze dot�d nie upolowa�
sam foki, zawsze dopomaga� tylko ojcu.
� Zaraz przyjd�, poczekaj � odpowiedzia� s�ysz�c g�os przyjaciela.
Ale Omtalik wo�a� coraz g�o�niej, coraz rozpaczliwiej. �Mo�e mu si� co�
sta�o?" � Anaruk zerwa� si� na r�wne nogi i krzykn�� z przera�enia.
Niewielka kra, na kt�rej sta�, oderwa�a si� od pola lodowego i gnana wiatrem
wyp�ywa�a na pe�ne morze. Daleko na brzegu sta� Omialik
i wrzeszcza� wniebog�osy. Nagle zawr�ci� i co tchu pobieg� w kierunku
osady.
�Stch�rzy�" � pomy�la� z gorycz� Anaruk. Niespokojnie rozejrza� si�
dooko�a. Kra by�a niewielka � szerokie pasma wody pokrytej drobnymi
od�amkami lodu dzieli�y go od brzegu. Poszerza�y si� szybko, nie by�o mowy,
by je przeskoczy�. Co pocz��? Nie warto by�o krzycze�. I tak nikt nie us�yszy.
Pozosta�o jedno � czeka�.
Anaruk przypomnia� sobie my�liwych, kt�rzy wywiezieni z kr� na pe�ne
morze, gin�li z g�odu i pragnienia.
� Z g�odu to chyba nie umr� � pociesza� si� patrz�c na upolowan�
fok�. Przez chwil� wydawa�o mu si�, �e w dali co� si� porusza. Mo�e pomoc
nadchodzi? A je�li to nied�wiedzie? Na sam� my�l zrobi�o mu si� gor�co.
Ciemne punkciki na horyzoncie ros�y z ka�d� chwil�. Podmuch wiatru
przyni�s� naszczekiwania ps�w, Anaruk odetchn�� z ulg�. A chocia� pr�dy
znosi�y szybko kr� na pe�ne morze, wiedzia�, �e jest uratowany.
W chwil� p�niej zaprz�g zatrzyma� si� na brzegu. Tugto przywi�za�
mocno do bry�y lodu psy, kt�re rwa�y si� do ch�opca, i zdj�� z sa� kajak.
Anaruk przerazi� si� nie na �arty. Wiedzia�, �e p�ywanie w�r�d kry i
od�amk�w lodu w cienkim, sk�rzanym kajaku jest bardzo niebezpieczne.
P�dzone pr�dem morskim i wiatrem, mog� podziurawi� ��dk� lub zgnie�� j�
jak �upink� orzecha.
� Rzucam ci harpun. Z�ap lin� i trzymaj mocno. B�d� ci� ci�gn�� do
brzegu! � krzycza� z daleka Tugto.
Anaruk schwyci� rzucony pewn� d�oni� harpun. Lina napr�y�a si�.
Ch�opiec o ma�o nie wpad� do wody. Wpar� si� mocno nogami w kr� i z ca�ych
si� trzyma� lin�. Byle jej tylko nie pu�ci�!
Wolno, roztr�caj�c mniejsze bry�y lodu, omijaj�c wi�ksze, kr���c i
ko�uj�c pop�yn�li do brzegu. Droga by�a bardzo niebezpieczna � nie mo�na
by�o spieszy�, chocia� na niebie coraz wi�cej gromadzi�o si� ci�kich,
ciemnych chmur.
Wios�a coraz szybciej uderza�y w wod�. Mi�dzy ch�opcem a brzegiem
pozosta� tylko niewielki kana� wodny zapchany mas� drobnej kry. Tugto
wyskoczy� na l�d.
� Owi�� si� lin� w pasie!
� Co mam zrobi� z fok�? Sam upolowa�em! � krzycza� Anaruk.
� Rzu� mi j� tutaj. Ot, tak! A teraz uwaga, skacz!
Tugto szarpn�� za lin� i w jednej chwili, zataczaj�c wielki �uk w po-
wietrzu, ch�opiec znalaz� si� przy ojcu.
Fok� bez s�owa rzuci� Tugto na sanie i podci�� batem psy. Ch�opiec
bieg� obok zaprz�gu, �eby si� rozgrza�. Nadci�ga�a szybko burza. Przed ni�
w�a�nie my�liwi uciekali, nie chc�c pozosta� daleko od osady podczas
zadymki, kt�ra mog�a trwa� wiele dni. Zaprz�g dopad� osady w chwili, gdy
spad�y pierwsze p�aty �niegu. Ucieszyli�my si� wszyscy na widok szcz�liwie
powracaj�cych do osady. Chwalili�my Omialika, �e nie stch�rzy�, a szybko
zawezwa� pomoc, i podziwiali�my wszyscy zdobycz Anaruka.
� Zapraszam wszystkich na uczt�. M�j syn przywi�z� dzi� fok� �
cieszy�a si� matka. Obj�a syna, przyciskaj�c na znak czu�o�ci sw�j nos do
jego noska. � B�dzie z niego pociecha! � powtarza�a uradowana.
� Pod warunkiem, �e zm�drzeje � powiedzia� surowo Tugto. �
Dobrze, �e chcia�e� przynie�� matce �wie�ego mi�sa. Obowi�zkiem
m�czyzny jest dba� o dom, ale na drugi raz nie wymykaj si� sam na
polowanie. M�dry ch�opak tak nie post�pi�by. Niewiele brakowa�o, a
mogliby�my zgin�� obaj.
Pewnego poranka, wychodz�c z namiotu, nie pozna�em osady �
wszystko by�o bia�e! �nieg!
Eskimosi zacz�li pospiesznie zbiera� si� do wymarszu do swej osady
zimowej. Zwin�li namioty, powi�zali sk�ry w du�e t�umoki. Cz�� mi�sa i ryb
zostawili na miejscu, pod kamieniami, jak w dobrze wietrzonej spi�arni. Ca�y
dobytek podzielili tak, �e ka�dy z mieszka�c�w mia� co� do niesienia, nawet
starsze dzieci ob�adowano baga�ami.
Psy musia�y te� pracowa�. Nie ci�gn�y one w�zk�w, bo tych Eskimosi
nie znaj�, a na sanki by�o jeszcze za ma�o �niegu. Po prostu przywi�zano im
do grzbiet�w du�e t�umoczki. Nie bardzo to zwierz�ta lubi�, ale musia�y
pogodzi� si� ze swym losem i niebawem, weso�o machaj�c ogonami i
szczekaj�c, a� uszy puch�y od tego ha�asu, wyruszy�y za lud�mi. Przed
odjazdem Anaruk na�o�y� im butki uszyte przez matk� z mi�kkiej sk�rki foki,
�eby nie porani�y sobie �ap o ostre kamienie i od�amki lodu.
Po dw�ch dniach podr�y po falistej, ubielonej �niegiem r�wninie
doszli�my wreszcie do miejsca, gdzie mieli�my sp�dzi� ca�� d�ug�, mro�n�
zim�.
Zima jest tutaj tym przykrzejsza, �e przez ca�e cztery miesi�ce bez
przerwy trwa ciemno��. S�o�ce nie ukazuje si� wcale. Dopiero w marcu
pojawia si� co dzie� na chwil� tu� nad horyzontem. Wtedy we wszystkich
ludzkich osiedlach na Dalekiej P�nocy panuje rado��. Mr�z, bu-' rze
�nie�ne, m�cz�ce wichry � wszystko idzie w zapomnienie. Wraz ze s�o�cem
nadchodzi czas letnich �ow�w. W maju rozpoczyna si� dzie� polarny i trwa
bez przerwy przez pi�� miesi�cy. S�o�ce wtedy wcale nie zachodzi.
Obecnie musieli�my przygotowa� dobre schronienie przed mrozem,
�nie�yc� i wiatrami.
Eskimosi szerokimi no�ami z ko�ci wieloryba lub rena wycinali wielkie
bloki stwardnia�ego �niegu i ustawiali z nich domek podobny z kszta�tu do
kopca z jednym ma�ym wej�ciem tu� przy ziemi. Wszystkie szpary zalepiali
�niegiem i dobrze ubijali. Robota sz�a im szybko i sprawnie; przy mnie takie
igloo na pi�� os�b wybudowali w nieca�� godzin�. Do �rodka wpe�za�o si� na
czworakach, a otw�r zasuwali�my du�ym blokiem �niegu. W igloo jest
zupe�nie ciemno, bo nie ma okna. Pierwsz� rzecz� jest wi�c zapalenie lampy,
kt�r� wiesza si� na harpunie wbitym w �cian� ze �niegu.
Samo rozpalenie ognia nie jest wcale �atw� spraw�. My u�ywamy za-
pa�ek, nasi przodkowie rozpalali ogie� cierpliwie tr�c o siebie dwa kawa�ki
dobrze suchego drzewa.
Na Grenlandii trzeba tak d�ugo krzesa� krzemie� o krzemie�, a� wy-
skoczy iskra i zajmie si� przepojony t�uszczem knot z mchu. A jak to trudno
zrobi�, wie tylko ten, co sam pr�bowa�.
Mo�e si� to komu� wydawa� dziwne, �e w �nie�nym domku jest gor�co.
Igloo jest niskie, cokolwiek tylko wy�sze od cz�owieka, a �cianki ma bardzo
szczelne, bez otwor�w i bez szpar, kt�rymi mog�oby ucieka� powietrze
nagrzane przez p�omie� lampki i cia�a ludzkie. Czasem upa� staje si� nie do
wytrzymania. Podczas wielkich mroz�w ognisko-lampa pali si� bez przerwy
dzie� i noc, a otw�r wej�ciowy jest przez kilka dni z rz�du zatarasowany, tak
�e nie ma dop�ywu �wie�ego powietrza � wtedy �nie�ne mury topniej� od
wewn�trz, powlekaj� si� szklist� pokryw� i na g�owy zaczyna zewsz�d kapa�
woda. Bardzo to jest nieprzyjemne. Za przyk�adem Eskimos�w rozwiesza�em
sobie nad g�ow� sk�ry, ale to niewiele pomaga�o. Pod koniec zimy w ciep�ym
domku robi si� coraz ch�odniej i ch�odniej, bo topniej�ce mury s� coraz to
cie�sze, zlodowacia�e i ju� nie chroni� przed mrozem. Wreszcie wykrzywiaj�
si� gro��c zawaleniem. Przezorni Eskimosi zalepiaj� wytopione miejsca
�wie�ym �niegiem, a gdy to nie pomaga, buduj� sobie nowe igloo. Budulca
nie brak przecie�, dostarczaj� go setki i tysi�ce kilometr�w p�l lodowych
woko�o. Chocia� nie ka�dy �nieg nadaje si�, jak uczy� mnie Anaruk, na
budow� domku.
Wkr�tce rozszala�y si� takie �nie�yce, �e nie spos�b by�o nosa wytkn��
na dw�r. Dni by�y coraz kr�tsze i coraz ciemniejsze. S�o�ce ukazywa�o si� na
niebie tylko w samo po�udnie i szybko zapada�o za horyzontem.
By�em bardzo ciekaw, jak Eskimosi sp�dzaj� d�ugie, zimowe miesi�ce,
zamkni�ci w ma�ych, ciasnych igloo, czy im si� nie sprzykrzy. Przekona�em
si�, �e roboty i tu im nie brak. W domu rodzic�w Anaruka, gdzie cz�sto
przesiadywa�em, pracowano gorliwie. M�czy�ni naprawiali i przygotowywali
now� bro�. Z ko�ci morsa strugali ostrza do harpun�w i strza�, a mimo �e
narz�dzia ich to kamienie, ko�ci i zwyczajne no�e � ostrza wychodzi�y
g�adkie i zgrabne. Z ogromn� cierpliwo�ci�, ca�ymi godzinami, polerowali
ko��, tr�c j� najpierw o kamie�, a p�niej jeszcze � o drug� ko��.
Tugto chc�c odwzajemni� si� za stalowy n�, kt�ry mu da�em, ofia-
rowa� mi pi�kny n� z ko�ci morsa.
Wybra� gruby, najwi�kszy kie�, od�ama� odpowiedni kawa�ek, wyg�adzi�
dok�adnie i chocia� si� nigdy nie uczy� rysunk�w, wyrze�bi� na jego
powierzchni ca�� histori� polowania na morsy. By� tam my�liwy p�yn�cy w
kajaku po wzburzonych falach i rzut harpunem, i �wiarto-wanie mi�sa, a
nawet powitanie my�liwego w osadzie.
By�em pewnego razu naprawd� zdumiony, gdy na moje pytanie, jak si�
dosta� do odleg�ej osady, Tugto narysowa� mi na kawa�ku ko�ci dok�adn�
mapk� okolicy. Mo�na by pomy�le�, �e geografii uczy� si� w szkole i za
rysowanie plan�w dostawa� same pi�tki.
P�niej przekona�em si�, �e Eskimosi s� bardzo zdolni do rysunk�w, a
szczeg�lnie �atwo zapami�tuj� i umiej� dok�adnie narysowa� przebyt� drog�.
Nigdy si� przy tym nie rnyl� w oznaczeniu stron �wiata.
W poszukiwaniu zwierzyny musz� odbywa� d�ugie bardzo w�dr�wki.
Odchodz� czasami na setki kilometr�w od swych osad, w zupe�nie nieznane
okolice, gdzie miesi�cami nie spotykaj� nikogo, kto by m�g� im wskaza�
drog�, a jednak umiej� zawsze powr�ci� do domu.
Gorzej by�o z rachunkami. Kiedy� Anaruk przybieg� do mego namiotu
uradowany:
� Chod�, na brzegu s� foki. Du�o, wi�cej ni� dwie r�ce, wi�cej ni�
trzeci palec u jednej nogi. Spiesz si�t
� Co ty bredzisz? � spyta�em nie wierz�c w�asnym uszom, ale
ch�opak by� ju� daleko. Wybiegaj�c na brzeg przypomnia�em sobie dopiero,
jak trudny i niezrozumia�y jest dla nas spos�b liczenia u�ywany przez
Eskimos�w. Im wydaje si� prosty, ale ja d�ugo nie mog�em si� przyzwyczai�.
Istniej� w nim nazwy tylko dla pi�ciu pierwszych cyfr. Jeden � to �pierwszy
palec jednej r�ki", dwa � �drugi palec", a pi��
� to �jedna r�ka", sze�� � �pierwszy palec drugiej r�ki", dziesi�� � to
�dwie r�ce", trzyna�cie � �trzeci palec jednej nogi", a dwadzie�cia
� to �ca�y cz�owiek" i tak dalej.
Tylko bardzo niewielu Eskimos�w, specjalnie zdolnych do rachunk�w,
umie liczy� ponad dwadzie�cia. Bior� wtedy do pomocy r�ce i nogi innego
cz�owieka. I tak na przyk�ad: trzydzie�ci dziewi�� � to �czwarty palec drugiej
nogi u drugiego cz�owieka".
Jeszcze wi�cej ni� my�liwi pracowa�y zim� w igloo eskimoskie kobiety.
One to musia�y przygotowa� sk�ry na ubrania, a zanim zabra�y si� do
skrojenia ich i szycia, wiele mia�y z nimi k�opotu.
Gdy po powrocie z �ow�w my�liwi �ci�gali sk�ry z zabitych zwierz�t,
zaraz zabiera�y si� do nich kobiety. Rozpina�y ka�d� na ziemi i za pomoc�
ostrych kawa�k�w krzemienia zdrapywa�y resztki t�uszczu i mi�sa, a p�niej
pozostawia�y sk�ry rozpi�te na �erdziach, �eby wiatr podsuszy� je jak
najszybciej.
Dalszemu ci�gowi wyprawiania przygl�da�em si� podczas d�ugiej zimy i
nocy polarnej.
Wysuszone, twarde jak drewno sk�ry foki i rena matka Anaruka
roz�o�y�a na pod�odze i jeszcze raz bardzo starannie oczy�ci�a ostrymi
kamykami ze �lad�w mi�sa, a potem d�ugo ugniata�a w palcach, �eby je
zmi�kczy�. Delikatn� sk�rk� m�odej foki, kt�r� mia� dosta� Anaruk na letni
kaftan, matka zmi�kczy�a jeszcze z�bami. Sama nie da�a jednak rady. Wtedy
wszyscy zasiedli wok� sk�ry i zacz�li pracowicie �u� jej brzegi. Proponowali,
�ebym si� do nich przy��czy�, ale na sam ich widok szcz�ki mnie rozbola�y.
Trzeba by�, wida�, przyzwyczajonym od dzieci�stwa do tej ci�kiej pracy.
Gdy wreszcie sk�ra by�a dostatecznie mi�kk�, matka wielkim, ostrym
no�em skroi�a kurtk� i zacz�a j� zszywa� du�� ig�� z ko�ci foki. Zamiast nici
u�ywa�a suszonych jelit zwierz�cych, nie bardzo cienkich, ale za to bardzo
mocnych. Ubranie musi by� lekkie, trwa�e, szczelne, wszystkie szwy
dok�adnie zszyte. Gdyby podmuch wiatru przedosta� si� przez jak��
szczelin�, my�liwy zamarz�by na �mier� poluj�c ca�ymi dniami daleko od
osady.
Eskimosi urozmaicaj� sobie prac� �piewem. G�osy maj� przyjemne i
�atwo podchwytuj� ka�d� now� melodi�. Lubi� te� opowiada� r�ne bajki.
� W ma�ym igloo na brzegu morza �y�a sobie stara kobieta � m�wi�
pewnego wieczora Tugto. � Ludzie z osady przynosili jej mi�so i ryby, �eby
nie umar�a z g�odu, bo ju� nie mia�a nikogo bliskiego. M�� jej i synowie
uton�li wszyscy podczas polowania na morsy.
W okolicy by�o du�o nied�wiedzi, tote� cz�sto my�liwi znosili jej mi�so,
staraj�c si� wybra� co najwi�ksze kawa�ki.
Pewnego dnia przyniesiono jej ca�ego male�kiego nied�wiadka, zna-
lezionego przy zabitej nied�wiedzicy. Zwierz�tko zmarzni�te by�o na ko�� i
staruszka my�la�a, �e ju� nie �yje. Po�o�y�a je wi�c obok lampy, �eby odtaja�o
i �eby je �atwiej by�o pokraja�.
Wtem, o dziwo... bia�a, puszysta kulka drgn�a, wyjrza�o z niej jedno
czarne oczko, drugie i nied�wiadek zaczai si� rusza�. Staruszka za-krz�tn�a
si� zaraz, stopi�a troch� tranu, roztar�a zmarzni�te �apki, napoi�a misia i
u�o�y�a go obok siebie na pos�aniu.
Rano nied�wiadek zbudzi� si� zdrowiutki i weso�y. Od tego czasu
staruszka nie czu�a si� osamotniona w swym domku, rozmawia�a z nim, a on
szybko nauczy� si� j� rozumie� i odpowiada� mruczeniem. Cz�sto dzieci
przychodzi�y do igloo i wo�a�y: �Chod� pobawi� si� z nami!"
Wtedy staruszka upomina�a swego wychowanka: ,,A nie zapomnij
schowa� pazurk�w, nie podrap dzieci!"
Pos�uszne zwierz�tko uwa�a�o, �eby nigdy przy zabawie nie zrobi�
nikomu krzywdy, ale c�... ros�o pr�dko i stawa�o si� coraz silniejsze. Po
pewnym czasie dzieci ba�y si� bawi� z nim, bo cz�sto niechc�cy tak je
uderza�o �ap�, �e przewraca�y si� na ostre kamienie.
A� wreszcie, gdy sta�o si� doros�ym nied�wiedziem, przyszli my�liwi i
powiedzieli: �Czas ju�, �eby� sam zapracowa� na swoje po�ywienie!
Chod� polowa� z nami, ryb na�owisz, fok� z�apiesz, a dostaniesz sw�
cz�� zdobyczy, tak jak ka�dy my�liwy".
Nied�wiadek � bo pami�tacie, �e rozumia� on doskonale mow� ludzk�
� po�egna� si� ze sw� opiekunk� i poszed� za my�liwymi. A spisywa� si�
doskonale, tropi� �wietnie zwierzyn�, chwyta� w potoku �ososie zr�czniej ni�
wszyscy i nigdy jeszcze w osadzie nie by�o takiej obfito�ci mi�sa, co teraz.
Ale raz na polowaniu spotka� Eskimos�w z innej osady. Nic nie wie-
dz�c, �e nied�wiadek poluje z lud�mi, zacz�li oni strzela� do niego z �uk�w i
omal go nie zabili.
Staruszka dowiedzia�a si� o tym i przerazi�a si� bardzo. Uplot�a z
rzemyk�w szeroki ko�nierz, pi�knie go ufarbowa�a na r�ne kolory, �eby z
daleka by� widoczny, i za�o�y�a na szyj� swemu ulubie�cowi. Teraz wszyscy
ju� wiedzieli, �e mi� w ko�nierzu poluje wraz z lud�mi i nigdy im nic z�ego nie
czyni.
Nikt ju� do niego nie strzela�. Jeden tylko my�liwy z P�nocy odgra�a�
si�, �e musi go zabi�, bo nigdy jeszcze nie widzia� pi�kniejszego futra.
Rzeczywi�cie w ca�ej okolicy nie by�o jeszcze nied�wiedzia tak wielkiego i tak
�nie�nobia�ego.
Staruszka kocha�a swego wychowanka, czeka�a zawsze na niego, a gdy
wraca� z polowania, przyrz�dza�a mu smaczne skwarki i grza�a tran.
Powtarza�a mu przy tym cz�sto: �Pami�taj, nie napadaj nigdy na ludzi, je�li
nie zrobi� ci nic z�ego".
Nied�wiadek s�ucha� we wszystkim swej opiekunki i cichym mrucze-
niem dzi�kowa� jej za dobre rady.
Razu pewnego nie wraca� d�ugo z polowania. Zaniepokojona staruszka
wysz�a na jego spotkanie i z przera�eniem zobaczy�a z dala swego
wychowanka wlok�cego zabitego cz�owieka. Zawo�a�a wi�c wszystkich z
osady i ci poznali w zabitym my�liwego z P�nocy. Prawdopodobnie chcia� on
spe�ni� sw� gro�b� i usi�owa� zabi� nied�wiedzia.
Staruszka gorzko wtedy zap�aka�a. �Jeste� zgubiony! Przyjd� teraz
towarzysze zmar�ego i ciebie zabij� � powiedzia�a � nied�wiadku mi�y,
musisz mnie opu�ci� i schroni� si� gdzie� daleko od ludzi".
A nied�wiadek po�o�y� si� u jej st�p i r�wnie� po swojemu zap�aka�.
Bardzo kocha� sw� opiekunk� i nie mia� zamiaru si� z ni� rozsta�.
Dobra staruszka nie chcia�a wypu�ci� swego wychowanka na �nieg i
niepogod�. Co dzie� wychodzi�a przed chat� i je�li tylko zobaczy�a
zachmurzone niebo, wraca�a i zatrzymywa�a nied�wiadka. A� wreszcie
nasta�y dni jasne i niebo by�o bez chmur.
�Teraz musisz ju� i��, m�j drogi � powiedzia�a walcz�c ze �zami �
lepiej dla ciebie, je�eli odejdziesz st�d daleko".
Zdj�a mu ko�nierz, a kiedy �egna�a si� z nim, dotkn�a niechc�cy
�nie�nobia�ego futra r�k� uwalan� w sadzy.
I przez wiele lat potem opowiadali sobie my�liwi o olbrzymim bia�ym
nied�wiedziu z czarn� plam� na boku, kt�ry nigdy nie napada� na ludzi.
D�ugo, d�ugo p�aka�a staruszka z t�sknoty za swym wychowankiem.
�a�owali nied�wiadka wszyscy mieszka�cy osady, ale nie zobaczyli go ju�
nigdy.
Innego znowu razu opowiedzia� Tugto tak� weso�� historyjk�:
� Czy wiecie, dlaczego kruk jest taki czarny, jednolicie i ca�kowicie
czarny? Sam sobie zawini�, bo to straszny z�o�nik.
Dawno, bardzo dawno temu, gdy wszystkie ptaki by�y jeszcze jedna-
kowego koloru, spotka�y si� kiedy� kruk i g�. Uradzi�y, �e sprzykrzy�o im si�
to jednostajne upierzenie.
�Dobrze by�oby jako� pi�knie nawzajem si� pomalowa�" � uradzi�y
zgodnie.
Najpierw zabra� si� do tej roboty kruk i pomalowa� g� w prosty, czarny
dese� na bia�ym tle. G� by�a zachwycona i �eby si� odwdzi�czy�,
pomalowa�a kruka tak samiute�ko!
My�licie mo�e, �e kruk si� ucieszy�? Nic podobnego! Rozz�o�ci� si�
okropnie, na ca�e gard�o zacz�� krzycze�, �e kolor jest smutny, a dese�
paskudny � dobry, by� mo�e, dla g�si, ale nie dla niego. G�ska si� obrazi�a i
wyla�a na kruka reszt� farby.
Od tego czasu kruk jest ca�y czarny.
Opowiadania ci�gn�y si� cz�sto do p�nego wieczora. Anarukowi oczy
zamyka�y si� same na d�ugo przed ich ko�cem, potem powoli zasypiali inni,
a� wreszcie Tugto opowiada� ju� dla mnie. Wiedz�c, �e nikt opr�cz mnie go
nie s�yszy, opowiada� inne historie, nie tak ju� zabawne, bo zaczerpni�te ze
swego codziennego, ci�kiego �ycia.
� Gdy by�em m�odszy, chcia�em bardzo mie� bro�, jak� biali ludzie
poluj� na zwierz�ta. My�la�em, �e wtedy w naszej osadzie nigdy nie za-
brak�oby mi�sa. Wiedzia�em, �e za jedn� strzelb� trzeba da� du�o sk�rek
bia�ych i niebieskich lis�w. Przez d�ugie dwie zimy, na mrozie, podczas
�nie�ycy, cz�sto o g�odzie, polowa�em na lisy. Inni my�liwi pomagali mi tak�e,
bo wszyscy chcieli�my, �eby w naszej osadzie by�a chocia� jedna strzelba.
Wiosn�, gdy min�a ju� wreszcie trzecia zima, do naszych brzeg�w podp�yn��
wielki statek wielorybniczy. Wybrali�my co najpi�kniejsze sk�rki,
za�adowali�my na sanie i pojechali�my do marynarzy. Kapitanowi oczy
zab�ys�y, bo naprawd� trudno by�o o �adniejsze. Ale ogl�daj�c je skrzywi� si� i
powiedzia�, �e s� brzydkie i niewiele warte. Wiedzia�em, �e to nieprawda, ale
c� mia�em zrobi�? Zmartwieni, zacz�li�my szykowa� si� do powrotu. A
wtedy kapitan pokaza� mi du�� strzelb�. �Nie wiem, czy wystarczy tych
n�dznych sk�rek, kt�re przywie�li�cie, �eby mi za ni� zap�aci� � powiedzia�.
� Ale nie chc� wam sprawia� zawodu".
D�ugo jeszcze rozk�ada� i zwija� sk�ry, ogl�da� jedn� po drugiej, a�
wreszcie zabra� wszystkie, a mnie da� strzelb�, woreczek z nabojami i
pokaza�, jak mam obchodzi� si� z broni�.
Uradowani, wyruszyli�my z powrotem do osady. Po drodze spo-
strzegli�my wielkiego morsa, kt�ry drzema� spokojnie na krze lodowej.
Podpe�z�em ostro�nie. Gdy by�em ju� blisko, wycelowa�em, nacisn��em
cyngiel � rozleg� si� tylko suchy trzask, tak jakby kra p�k�a, ale nie by�o
�adnego huku. Wzi��em drugi i trzeci nab�j � wszystko na nic. �aden z nich
nie wystrzeli�. Sprawdzi�em wszystkie po kolei.
Mors le�a� sobie spokojnie na krze, a ja nie mog�em go upolowa�.
Dlaczego? Moi towarzysze, my�l�c, �e nie umiem obchodzi� si� z t� broni�,
wszyscy po kolei pr�bowali strzela�. Nic z tego. Zawr�cili�my czym pr�dzej,
ale biali ludzie nie wpu�cili nas wcale na statek i jeszcze wy�miali. Wreszcie
zacz�li nam grozi�.
Smutni wracali�my do osady. Pomy�l tylko � tak d�ugo zbierali�my
sk�rki...
Nast�pnego lata przyjecha� do naszej osady my�liwy z Po�udnia i od
niego dopiero dowiedzia�em si�, �e nasza strzelba nic nie jest warta, popsuta
i tak stara, �e nie mo�na dosta� do niej naboi. Powiedz, dlaczego kapitan nas
oszuka�? Czy zrobi�em mu co� z�ego?
Przed udaniem si� na spoczynek wype�za�em cz�sto z igloo, �eby cho�
przez chwil� odetchn�� �wie�ym powietrzem; nie mog�em przywykn�� do
gor�ca i zaduchu, jakie panowa�y wewn�trz.
Je�eli nie by�o chmur, podziwia�em ja�niej�c� w g�rze zorz� polarn�.
Na ciemnym niebie, roziskrzonym setkami gwiazd, ukazywa�y si� nagle
barwne, ruchliwe smugi �wiat�a, czasem wij�ce si� jak cudne kolorowe
wst�gi, czasem tworz�ce na niebie wspania�e �uki, a czasem � i wtedy by�o
najpi�kniej � zbiegaj�ce si� w zenicie w pa�aj�c�, olbrzymi� gwiazd�.
Patrzy�em na nie zawsze jak oczarowany, p�ki nie zmarz�em porz�dnie.
Tylko mr�z m�g� mnie zap�dzi� z powrotem do igloo, a mr�z bywa�
siarczysty.
Przed za�ni�ciem wtulony w puszyst� sk�r� bia�ego nied�wiedzia
marzy�em o spotkaniu tego kr�la zwierz�t polarnych, ale nie udawa�o mi si�
jako� dotychczas zawrze� z nim bli�szej znajomo�ci.
Pewnego dnia wyruszy�em z moimi przyjaci�mi na foki. Raptem o
kilkana�cie krok�w od nas wynurzy� si� z morza wielki, bia�y, ociekaj�cy
wod� nied�wied�. On tak�e by� wida� g�odny.
Powoli, bez po�piechu wdrapa� si� na kraw�d� lodu, otrz�sn�� swe
wspania�e futro, a zobaczywszy nas stan�� jak skamienia�y � ludzi widzia�
pewnie po raz pierwszy. Sta� tak jaki� czas bez ruchu, jego ma�e, b�yszcz�ce
�lepia �ledzi�y nas z uwag�. �aden z nas nie drgn��, wiedzieli�my, �e
nied�wied� na og� nie rzuca si� pierwszy na cz�owieka. W razie zaskoczenia
� najlepiej jest sta� zupe�nie spokojnie. Po chwili z szerokiej, bia�ej piersi
wydoby� si� g�uchy pomruk, nied�wied� stan�� gro�nie na dw�ch �apach, jak
gdyby chcia� nam si� pokaza� w ca�ej swej okaza�o�ci, a potem... obr�ciwszy
si� do nas ty�em, rzuci� si� do wody tak szybko, jak to potrafi� bia�e
nied�wiedzie.
Tugto bardzo �a�owa�, �e nie mieli�my ze sob� ci�kich oszczep�w,
jakich u�ywa si� do polowania na te zwierz�ta. Zapas mi�sa na zim�
uradowa�by wszystkich w osadzie. W par� dni p�niej pojecha� z synem do
skrytki nad brzegiem morza, �eby zabra� zmarzni�te mi�so morsa. W chwili
gdy Anaruk poprawia� uprz��, us�ysza� raptem przenikliwy krzyk. Tak
krzyczy cz�owiek w niebezpiecze�stwie. Porwa� z sani ci�ki oszczep i rzuci�
si� w kierunku skrytki. Serce w nim zamar�o, gdy za niewielkim pag�rkiem
dostrzeg� powalonego na l�d ojca. Nad nim sta� olbrzymi, bia�y nied�wied�.
Ch�opcu wydawa�o si�, �e nogi wros�y mu w l�d. Przem�g� si� wreszcie
i wolno, krok za krokiem, zaczai podchodzi� do napastnika. Nied�wied�,
zdziwiony, poruszy� si� niespokojnie, uni�s� pysk w g�r�, zaw�szy�,
przygl�daj�c si� Anarukowi ma�ymi, �widruj�cymi �lepiami. Ch�opcu serce
bi�o jak m�ot. Ju�, ju� chcia� rzuci� oszczepem, ale ba� si�, �e jest jeszcze
zbyt daleko. Nied�wied� zamrucza� gro�nie, zasapa� i podni�s� si� na tylnych
�apach. By� olbrzymi. Anaruk jednym susem skoczy� naprz�d, co si� w
ramieniu wbi� oszczep w kud�at� pier�, a drugi koniec broni wpar� w �nieg,
tak jak go uczy� Tugto. Zamkn�� oczy i bez tchu czeka�, a� pot�na �apa zwali
mu si� na g�ow�. Czeka� d�ugo. Otworzy� jedno oko, drugie. I sam sobie nie
wierzy�. Nied�wied� sta� wci�� naprzeciwko niego, pochylony do przodu
ci�arem pot�nego cielska, wparty w oszczep, kt�ry na wylot przebi� nru
serce. Cichy j�k przywr�ci� Anarukowi przytomno��. Przypad� do ojca. Tugto
le�a� wci�� nieruchomo, ale mocno obydwoma r�kami przyci�gn�� syna.
� My�la�em, �e ci� ju� nie zobacz�. Uratowa�e� mi �ycie. Jeste�
prawdziwym my�liwym � wyszepta�. � Nie, to nic � doda� szybko, widz�c
przera�ony wzrok ch�opca, nie mog�cego oczu oderwa� od w�skiej stru�ki
krwi, kt�ra z nogi ojca sp�ywa�a na l�d.
� We� m�j oszczep i mocno przywi�� mi do nogi. Nie, nie tak! Czas,
synu, �eby� i tego si� ju� nauczy�. Ty, kt�ry potrafisz sam jednym ciosem
zabi� nied�wiedzia.
Anaruk uwija� si�, jak m�g�, bo obaj bali si�, �e lada moment mo�e si�
zjawi� drugi nied�wied�. Tugto wci�gn�� si� z pomoc� syna na sanie. Psy
sta�y spokojnie, jakby czu�y, �e nie pora teraz na szczekanie. Anaruk, jak
umia�, przywali� sw� zdobycz bry�ami lodu i ostro�nie, uwa�aj�c, �eby si�
sanie nie przewr�ci�y, wi�z� ojca do osady.
W igloo zaj�li�my si� wszyscy rannym, u�o�yli�my go wygodnie na
sk�rach, nakarmili i napoili. Tugto opowiada� coraz to innym, wpe�za-j�cym
do igloo znajomym, �e Anaruk jest dzielnym ch�opcem, kt�ry na widok
napastnika nie straci� g�owy. Prosi� ich tak�e, �eby zaprz�gli psy do sa� i z
Anarukiem pojechali po mi�so nied�wiedzia.
Tugto opowiedzia� mi, jak kiedy� znienacka napad� go wielki bia�y mi�.
� Jedno uderzenie pot�nej �apy powali�o mnie, jak teraz, na l�d.
Zacz��em szamota� si� i krzycze�. Na widok nadbiegaj�cych ludzi zwierz�
porwa�o si� do ucieczki. Ale nie chcia�o mnie pu�ci�. Z�apa�o z�bami za
r�kaw i biegn�c w stron� morza, ci�gn�o mnie po lodzie. My�la�em, �e to ju�
koniec. Nied�wied� w morzu p�ywa jak ryba, a ja od razu uton��bym. Na
brzegu zaczepi�em nogami o jak�� bry�� lodu. Prze�ladowca pu�ci� mnie i
jednym susem znalaz� si� w morzu, a ja d�ugo jeszcze leczy�em si� z ci�kich
ran. Teraz przynajmniej wiem, �e je�li sta�oby mi si� co� z�ego, syn zast�pi
mnie i moja rodzina nie zginie z g�odu.
Anaruk nie wiedzia� wprawdzie, co to jest szko�a, ale ka�dego dnia
zdobywa� nowe, po�yteczne wiadomo�ci. Podczas zimy Tugto cierpliwie
pokazywa� mu, jak wyrabia� narz�dzia i bro�; jak atakowa� morsa, a jak
fok�, jakiej broni u�ywa� na wieloryba. Mimo najlepszych ch�ci m�g� nauczy�
syna tylko tego, czego on sam dowiedzia� si� od swego ojca i dziada. Nie
wiedzia�, �e na �wiecie wszystko si� nieustannie zmienia i �e opr�cz
pustynnej, mro�nej Grenlandii istniej� kraje, gdzie ludzie �yj� �atwiej i lepiej.
Nim Tugto zacz�� chodzi� o w�asny