9659
Szczegóły |
Tytuł |
9659 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9659 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9659 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9659 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marek Kota�ski � psycholog rozmi�owany w cz�owieku
Jolanta �azuga-Koczurowska
Psychologia Jako�ci �ycia 2002 tom 1 nr 2 (7-18)
Tytu�em wst�pu
Cho� sam by� psychologiem, co cz�sto podkre�la�, drwi� z psycholog�w zarzucaj�c im sztuczno�� i brak prawdziwych uczu� w
kontaktach z drugim cz�owiekiem. Trudno dzi� stwierdzi� czy w tych niepochlebnych dla swojego zawodu opiniach zawiera�
rzeczywi�cie ocen� zawodowych umiej�tno�ci koleg�w po fachu, czy raczej dawa� wyraz odmiennemu od og�lnie przyj�tego
modelu psychologa - praktyka rozumieniu zawodowego pos�annictwa.
Cho� sam by� psychologiem, zarzuca� psychologom formalizm, bezduszno�� i brak gotowo�ci do zajmowania si� "brudnymi
sprawami", jak nazywa� sprawy ludzi uzale�nionych, zagubionych, niechcianych, �yj�cych na marginesie �ycia, czasem w sensie
dos�ownym brudnych, za�panych, zaniedbanych. Trudno dzi� stwierdzi� czy by� tak surowy w ocenie swoich koleg�w, czy
pokazywa� w ten spos�b inny od og�lnie przyj�tego spos�b bycia z cz�owiekiem w potrzebie.
Mia�, zw�aszcza w pierwszych latach swojej pracy z narkomanami, poczucie osamotnienia i niezrozumienia w�r�d tak zwanych
fachowc�w. Twierdzi�, �e jego dzia�ania i spos�b pracy nie zjednuj� mu zwolennik�w. Rzadko m�wiono o nim jako o
psychologu, pedagogu czy terapeucie. By� po prostu Kota�skim. Zdarza�o si�, �e do Jego imienia dodawano niezbyt �yczliwe
okre�lenia. Prowokowa� tym, co m�wi�. Prowokowa� tym, co robi�. Zachowywa� si� nieprofesjonalnie, ale skutecznie pomaga�.
Profesjonali�ci niewiele mu wybaczali, ludzie potrzebuj�cy, kt�rym pomaga�, wybaczali mu wszystko.
Z biegiem lat coraz ja�niej artyku�owa� swoje pogl�dy, coraz wyra�niej wyznacza� kierunek swojej zawodowej drogi, cho�
obrazi�by si� pewnie, gdyby us�ysza�, �e ta droga to zawodowy kierunek. Wola� m�wi� o pos�annictwie, o misji do spe�nienia, o
zadaniach wytyczanych przez sens ludzkiej egzystencji. Stworzy� jeden z najwi�kszych na �wiecie system�w pomocy osobom
uzale�nionym i unikalny w swojej koncepcji system wychodzenia z bezdomno�ci. Zaj�ty coraz to nowymi pomys�ami, tworz�cy
coraz to nowe o�rodki, centra, domy nie mia� zbyt du�o czasu, aby swoj� koncepcje spisa� w spos�b uporz�dkowany. Napisa�
kilka ksi��ek, artyku��w i broszur, gdzie wyra�a� swoje pogl�dy. Jego prace nie mia�y zazwyczaj naukowego charakteru,
stanowi�y raczej wyznania cz�owieka, kt�ry pozostawa� z lud�mi w potrzebie.
Odszed� nagle i za wcze�nie. T�umy �egnaj�cych go ludzi sta�y si� �wiadectwem jego wyj�tkowo�ci i to w znaczeniu tak ludzkim,
jak i zawodowym. Dla wielu ludzi zajmuj�cych si� pomaganiem dzia�ania Marka Kota�skiego nie dawa�y si� uj�� w �adne ramy,
cz�sto �adne profesjonalne standardy nie pasowa�y do tego co robi�. Jednak skuteczno��, konkretny, mierzalny sukces jego
poczyna� zawodowych staj� si� dzisiaj swoistym wyzwaniem lub, jak kto woli, prowokacj� dla wszystkich zainteresowanych
efektywn� pomoc� psychologiczn�.
Czy dzia�a� �wiadomie w my�l przyj�tych za�o�e� teoretycznych i okre�lonej orientacji filozoficznej? Czy Jego poczynania by�y
zamierzonymi, opartymi na konkretnej wiedzy dzia�aniami terapeutycznymi, czy raczej intuicj� lub wr�cz przypadkiem? Jak�
szko�� terapeutyczn� reprezentowa�, w co w terapii i pomaganiu wierzy�, a w co nie? Czy stawia� sobie terapeutyczne cele? Czy
planowa� proces terapeutyczny? Czy celowo stosowa� okre�lone techniki pracy terapeutycznej, czy raczej rz�dzi� si� prawem
terapeutycznej chwili? No i w ko�cu, co mo�na uzna� za wyznacznik jego zawodowego sukcesu, co tak naprawd� pomaga�o
innym w tym co robi� sam Kota�ski i co robili jego wsp�pracownicy i uczniowie? Mo�na by postawi� jeszcze wiele pyta�
dotycz�cych Jego aktywno�ci jako psychologa i terapeuty, jako cz�owieka i spo�ecznika, jako lidera i tw�rcy systemu
terapeutycznego. Jestem przekonana, �e jeszcze niejeden raz zar�wno osoby profesjonalnie zajmuj�ce si� pomaganiem, jak i
specjali�ci zajmuj�cy si� psychologi� spo�eczn� b�d� szuka� odpowiedzi na te i wiele innych pyta� zwi�zanych z osob� Marka
Kota�skiego i tym wszystkim co po sobie zostawi�.
Niniejszy artyku� jest pr�b� przedstawienia Jego pogl�d�w oraz koncepcji terapeutycznej. Nie mam ambicji wyczerpania tematu
ani przedstawienia jedynie s�usznej interpretacji jego podej�cia do cz�owieka, do pomagania i terapii. Jako wieloletni praktyk
terapeuta nie wiem te�, czy uda mi si� znale�� dostatecznie �cis�y i profesjonalny spos�b wyra�enia tego wszystkiego, co
chcia�abym o Marku Kota�skim powiedzie�. Zreszt� sam Marek zwyk� mawia�, �e to co robi nigdy nie b�dzie ani �atwe do
zrozumienia, ani �atwe do opisania. Osobi�cie bardzo cz�sto spotyka�am si� z pytaniem, czy to co robi Marek Kota�ski w
obszarze pomocy ludziom uzale�nionym, bezdomnym, pokrzywdzonym przez los wynika z jakiego� �wiadomego zamys�u,
okre�lonej teorii, czy jest czystym przypadkiem, zgrabn� improwizacj� opart� przede wszystkim na intuicji. Po przeczytaniu
wszystkiego co zd��y� napisa� na temat swojej pracy, po analizie wspomnie� i refleksji nad konkretnymi dokonaniami w
pewnym stopniu wy�ania si� Jego koncepcja cz�owieka, podej�cie do pomagania i terapii. Nadanie tym pogl�dom formy zwartej
teorii czy przejrzystej koncepcji terapeutycznej wymaga jednak czasu i dok�adniejszych studi�w. Dla cel�w niniejszego artyku�u
podzieli�am prezentowan� tematyk� na trzy cz�ci: "O cz�owieku", "O uzale�nieniach", "O pomaganiu, wychowaniu i terapii".
O cz�owieku...
Trudno wyobrazi� sobie dobrego psychologa, pedagoga czy terapeut� nieposiadaj�cego jasno zdefiniowanej i okre�lonej
koncepcji moralnej czy filozoficznej cz�owieka, wyznaczaj�cej spos�b spostrzegania i rozumienia natury ludzkiej, ale tak�e
stosunek do niej oraz granice w�asnych mo�liwo�ci ustanawiania relacji i zwi�zk�w z drug� osob�.
Marek Kota�ski wyra�a swoje pogl�dy na cz�owieka w spos�b niezwykle prosty i wyrazisty, w�a�nie w filozofii i postawach
moralnych terapeuty upatruj�c przede wszystkim istoty kontaktu z drugim cz�owiekiem. Zreszt� swoje pogl�dy na cz�owieka
wypowiada� znacznie cz�ciej ni� pogl�dy na temat metod i sposob�w prowadzenia terapii. "Ta fantastyczna wiara w pok�ady
dobra i wielkich mo�liwo�ci tkwi�cych w ka�dym cz�owieku, bez wzgl�du na to kim jest w obecnej chwili, pozwala mi zawsze
g��boko i szczerze wierzy�, �e tym razem na pewno si� uda" (Kota�ski, s. 17). W tym lapidarnym sformu�owaniu wyra�a Marek
Kota�ski sedno swoich pogl�d�w na cz�owieka. W kre�lonym przez niego wizerunku cz�owiek jest z natury dobry i silny, ale
tak�e s�aby, omylny i b��dz�cy. Nawet gdy jest na dnie, upad� bardzo nisko, stoi na kraw�dzi, ma zawsze szans� si� podnie��,
odrodzi�, zacz�� od nowa. Naszym za� obowi�zkiem, jako ludzi, jest nie pozostawa� oboj�tnym na b�l i cierpienie drugiego
cz�owieka, na jego nieszcz�cie i krzywd�. To co warto podkre�li�, a co wydaje si� by� istotne z punktu widzenia terapeuty, to
przekonanie, �e ka�dy cz�owiek nie tylko ma szans� si� zmieni�, naprawi� samego siebie i swoje �ycie, ale tak�e to, �e na t�
szans� zas�uguje. W�a�nie przekonanie, �e nie ma ludzi, kt�rych mo�na uzna� za ca�kowicie przegranych, pozbawionych
perspektyw i nadziei, umi�owanie cz�owieka takim jakim jest, uznanie jego wyj�tkowo�ci i szacunek dla tajemnicy, jak� w sobie
nosi, wydaje si� wyznacza� profesjonaln� drog� Marka Kota�skiego.
Pogl�dy Kota�skiego dotycz�ce cz�owieka maj� mocny grunt w etyce i filozofii chrze�cija�skiej. Jedn� z miar postawy
chrze�cija�skiej wobec drugiego cz�owieka jest stosunek do ludzi cierpi�cych, chorych, nieszcz�liwych, b�d�cych na marginesie
�ycia spo�ecznego. Sens mi�osierdzia tkwi w akcie czynienia dobra - dobra rozumianego nie tylko jako dzia�anie maj�ce za cel
popraw� czyjego� po�o�enia, pochylenie si� nad ludzkim nieszcz�ciem, nieoboj�tno�� na b�l czy cierpienie innych, ale przede
wszystkim jako stosunek do drugiego cz�owieka pozbawiony oceny moralnej, stosunek wyra�aj�cy si� w umi�owaniu cz�owieka
u�omnego, w pok�adach ufno�ci i nadziei, w tolerancji i zrozumieniu ludzkich s�abo�ci.
Z koncepcji psychologicznych najbli�szy Kota�skiemu wydaje si� by� nurt humanistyczno - egzystencjalny. Cz�owiek dobry to, w
rozumieniu Kota�skiego, cz�owiek zdolny do mi�o�ci. Mi�o�� za� jest ostoj� bezpiecze�stwa i podstaw� indywidualnego i
spo�ecznego rozwoju cz�owieka. Tylko cz�owiek kochany mo�e wykszta�ci� w sobie poczucie w�asnej autonomii,
odpowiedzialno�ci za w�asne �ycie, wykszta�ci� poczucie w�asnej warto�ci i w�asnej si�y pozwalaj�ce ochroni� siebie samego
przed l�kiem i autodestrukcj�. Podobnie jak F. Perls czy C. Rogers Kota�ski wydaje si� traktowa� cz�owieka w potrzebie jako
r�wnorz�dnego partnera. I cho� nie nazywa swoich podopiecznych "klientami", tworzone przez niego relacje z innymi wyra�nie
oparte s� na blisko�ci, pe�nej akceptacji, �yczliwo�ci i g��bokim rozumieniu drugiego cz�owieka, szacunku dla jego odr�bno�ci i
indywidualno�ci oraz pokorze wobec jego wyj�tkowo�ci i niepowtarzalno�ci.
Dawa� zreszt� Kota�ski niejednokrotnie wyraz swojej postawie wobec cz�owieka w potrzebie uznaj�c za swoj� powinno��
kreowanie rzeczywisto�ci wed�ug zasad wyznawanej filozofii. Pewnie dlatego nigdy nie m�wi� o pracy z drugim cz�owiekiem, lecz
o byciu z drugim cz�owiekiem. Pewnie dlatego w ludziach zepchni�tych na margines widzia� istoty godne najwy�szego szacunku;
nie mia� dylemat�w komu nale�y pomaga�, a komu nie. Pewnie dlatego w ludziach pozbawionych nadziei wyzwala� z �atwo�ci�
ukryte pok�ady dobra, mo�liwo�ci i energii. By� pomocnym cz�owiekiem, bo warto�ci, kt�re uznawa�, stanowi�y nie o jego
profesjonalizmie, ale o jego najg��biej rozumianym cz�owiecze�stwie. Natomiast jego cz�owiecze�stwo sta�o si� niepodwa�alnym
filarem jego profesjonalizmu.
O uzale�nieniach...
Swoj� zawodow� drog� rozpoczyna� Marek Kota�ski od pracy z osobami cierpi�cymi na psychozy i nerwice, a zaraz p�niej z
alkoholikami. Z narkomani� zetkn�� si� po raz pierwszy w szpitalu psychiatrycznym w 1974 roku. I chocia� to w�a�nie
narkomania sta�a si� g��wnym zainteresowaniem zawodowym Kota�skiego, nigdy nie pokusi� si� o jednoznaczne okre�lenie
uzale�nienia od narkotyk�w. W swojej ksi��ce "Sprzeda�em si� ludziom" pisze: "Narkomania jest naprawd� okre�leniem
okrutnego w swej wymowie stanu duszy i cia�a cz�owieka, kt�ry nie potrafi �y� we wsp�czesnym �wiecie, wymagaj�cym
bezwzgl�dnego przystosowania si� do napi��, konflikt�w, szczurzego wy�cigu, kt�rego upragnionym ko�cem ma by� za wszelk�
cen� sukces" (Kota�ski s. 15).
Takie rozumienie narkomanii, cho� emocjonalne i osobiste, bliskie jest definicjom podawanym przez �wiatow� Organizacj�
Zdrowia czy podr�czniki dotycz�ce klasyfikacji zaburze� psychicznych i zaburze� zachowania (ICD-10). Jednak w definicji WHO i
podr�cznikach diagnostycznych zamiast okre�lenia narkomania u�ywa si� termin�w uzale�nienie, uzale�nienie l�kowe czy zesp�
uzale�nieniowy oraz generalnie mniejszy ni� u Kota�skiego k�adzie si� nacisk na znaczenie czynnik�w zewn�trznych w
powstawaniu uzale�nienia. Wed�ug przyj�tej przez WHO definicji, uzale�nienie l�kowe jest to "stan psychiczny, a czasem te�
fizyczny wywo�any interakcj� mi�dzy �ywym organizmem a lekiem, charakteryzuj�cy si� zmianami zachowania i innymi
zmianami, kt�re zawsze zwi�zane s� z przymusem okresowego b�d� ci�g�ego przyjmowania leku w oczekiwaniu na jego efekty
natury psychicznej, a czasami w celu unikni�cia z�ego samopoczucia wywo�anego jego brakiem" (WHO, 1968). Uzale�nienie jest
tu wyra�nie traktowane jako choroba, kt�ra wywo�uje okre�lony stan zale�no�ci fizycznej cz�owieka powstaj�cy g��wnie wskutek
w��czenia �rodka odurzaj�cego w metabolizm kom�rkowy oraz stan zale�no�ci psychicznej objawiaj�cy si� siln� wewn�trzn�
potrzeb� za�ywania �rodka odurzaj�cego.
Kota�ski uznaje fakt, �e narkomania jest chorob� duszy i cia�a, ale wyprowadza z tego faktu zasadniczo inne przes�anki dla
sposob�w traktowania ludzi uzale�nionych i stosowanych form terapii. Po pierwsze, przyjmuje on, i� osoba przyjmuj�ca
narkotyki nie jest winna swojej choroby, �e cz�owiek uzale�niony jest cz�owiekiem cierpi�cym i potrzebuj�cym pomocy. Po
drugie, uznaj�c wieloaspektowo�� uzale�nienia, odwo�uje si� do wielorakich �r�de� pomocy i stoi na stanowisku konieczno�ci
interdyscyplinarnego podej�cia do zagadnie� choroby uzale�nieniowej, a tak�e wsp�lnej spo�ecznej odpowiedzialno�ci za los
osoby uzale�nionej. W tym do�� ma�o oryginalnym i dzisiaj do�� powszechnie przyj�tym sposobie rozumienia narkomanii
pozornie tylko nie ma nic odkrywczego. Ot� Kota�ski dodaje do suchych medycznych i psychologicznych fakt�w, okre�laj�cych
i wyja�niaj�cych narkomani�, element g��boko filozoficzny - nie os�dza, g��boko wsp�czuje, w jakim� sensie usprawiedliwia i
rozumie t� s�abo�� cz�owieka. Co wi�cej, �r�de� "zapadania" na narkomani� upatruje w du�ej mierze w warunkach
psychospo�ecznych cz�owieka, w jego najbli�szym otoczeniu i w spo�ecze�stwie jako takim. Mo�e w�a�nie dlatego z tak�
�arliwo�ci� ma odwag� prowokowa� spo�ecze�stwo, ��da� pewnego rodzaju spo�ecznego zado��uczynienia. Jego s�ynny tytu�
"Ty zarazi�e� ich narkomani�" jest wyrazem zdecydowanego odwo�ywania si� do sumienia i refleksji zbiorowej bardziej ni� do
medycznych czy psychologicznych paradygmat�w.
"Narkoman jest w gruncie rzeczy bezbronnym cz�owiekiem, pe�nym sprzeczno�ci i l�k�w, pozbawionym naturalnej odporno�ci
na stres codziennej egzystencji, pogardzanym przez bliskich i spo�ecze�stwo, zagubionym i bezwolnym. Narkotyk jest dla niego
jedyn�, znana mu i dost�pn� form� obrony przed b�lem istnienia, paradoksalnym schronem, w kt�rym przyjdzie mu kiedy�
zgin��" (Kota�ski, s.15). Z okre�lenia tego w mniej lub bardziej ewidentny spos�b wynika, �e w skrajnej postaci uzale�niony
cz�owiek musi by� zdany na innych ludzi, gdy� sam nie jest w stanie odnale�� w sobie si�y pozwalaj�cej mu na powr�t do
zdrowia. Stopie� degradacji psychicznej i zaburze� w funkcjonowaniu spo�ecznym wskutek przyjmowania narkotyk�w wydaje
si� by� na tyle wysoki, �e prowadzi do wytworzenia postawy ca�kowitej rezygnacji z walki o w�asny los. Degradacja ta za�
wydaje si� by� tym wy�sza, im s�absz� konstrukcj� psychiczn� odznacza� si� cz�owiek maj�cy kontakt z narkotykami.
Co zatem warunkuje s�ab� lub siln� konstrukcj� psychiczn� cz�owieka? Kota�ski z ca�ym przekonaniem g�osi pogl�d o niezwyk�ej
wadze do�wiadcze� wczesnodzieci�cych w kszta�towaniu si� struktury osobowo�ci cz�owieka, zw�aszcza do�wiadcze� w
tworzeniu wi�zi emocjonalnych mi�dzy dzieckiem a rodzicami. Przekonanie o znaczeniu bliskiego kontaktu emocjonalnego dla
prawid�owego rozwoju cz�owieka, cho� jest fundamentalnym kanonem w naukach o cz�owieku, nie zawsze, jego zdaniem,
przek�ada si� na konsekwentn� praktyk� wychowawcz� czy terapeutyczn�. Okazywana mi�o��, szacunek rodzica dla
wyj�tkowo�ci i odr�bno�ci dziecka, rozwijanie jego zdolno�ci i mo�liwo�ci, wzbudzanie poczucia w�asnej warto�ci i niezale�no�ci,
a tak�e kszta�towanie odwagi decydowania o w�asnym �yciu stwarzaj� podstawy solidnego systemu ochronnego przed
szkodliwymi wp�ywami �rodowiska, "impregnuj�", zdaniem Kota�skiego, skutecznie przed z�em zewn�trznym, uodparniaj� tym
samym na narkotyki. Powy�sze warunki psychiczne rozwoju cz�owieka musz� spe�nia� standard powtarzalno�ci okre�lonych
do�wiadcze� wczesnego dzieci�stwa, aby budowa� psychiczn� struktur� cz�owieka. Zgodnie z teori� regulacyjnej funkcji
osobowo�ci J. Reykowskiego tylko w rezultacie powtarzania si� okre�lonej konfiguracji bod�c�w i zwi�zk�w mi�dzy w�asnym
dzia�aniem cz�owieka a nast�pstwami tego dzia�ania powstaj� silne struktury osobowo�ciowe odpowiedzialne nie tylko za
antycypacj� nowych zdarze�, ale tak�e za ich ocen� i wa�no�� dla dalszego rozwoju jednostki (Reykowski, 1975). Kszta�tuj�ce
si� intensywnie, zw�aszcza w okresie dorastania, mechanizmy regulacyjne osobowo�ci cz�owieka, a przede wszystkim obraz
w�asnej osoby, samoocena, samoakceptacja, poczucie w�asnej warto�ci wymagaj� okre�lonych warunk�w emocjonalnych, kt�re
mo�e zapewni� jedynie najbli�sze otoczenie cz�owieka. Tak jak prawid�owy klimat emocjonalny rodziny sprzyja umacnianiu
integracyjnych funkcji osobowo�ci, tak brak stabilno�ci emocjonalnej, trwa�ych wi�zi, poczucie zagro�enia, niemo�no�� realizacji
wa�nych potrzeb psychicznych powoduje dezintegracj� osobowo�ci, generuj�c wiele zaburze� w obszarze funkcjonowania
emocjonalnego i spo�ecznego. Jednym ze sposob�w radzenia sobie z przykrymi stanami niepokoju lub l�ku jest mechanizm
ucieczki w �wiat fikcyjnych dozna� za pomoc� narkotyku, ucieczki, jak pisze Kota�ski, do "...paradoksalnego schronu, w kt�rym
przyjdzie mu zgin��".
Podsumowuj�c pogl�dy Marka Kota�skiego na temat genezy i mechanizm�w uzale�nienia, mo�na je zawrze� w paru punktach
1. Nie ka�dy cz�owiek, kt�ry mia� kontakt z narkotykiem, staje si� osob� uzale�nion�. Aby powsta�o uzale�nienie, narkotyk musi
trafi� na "podatny grunt". W rozumieniu Kota�skiego tym podatnym gruntem najcz�ciej jest kszta�tuj�ca si� w okresie
adolescencji struktura osobowo�ci. Charakterystyczny dla tego etapu rozwoju brak stabilno�ci uczu�, samooceny, poczucia
w�asnej warto�ci, obrazu w�asnej osoby i innych, hierarchii warto�ci czy sensu w�asnej egzystencji zagra�a powstawaniem
napi�� i niepokoj�w. Pojawienie si� negatywnych emocji zwi�zanych z potrzeb� oderwania si� od domu rodzinnego, z
zachwianiem wiary w autorytety, konfrontacj� w�asnych idea��w z brutaln� rzeczywisto�ci� uruchamia konieczno��
roz�adowania i wyra�enia pojawiaj�cej si� frustracji i l�ku. Jednym ze sposob�w os�abiania stresu jest wzi�cie �rodka
odurzaj�cego. Narkomania najcz�ciej dotyka ludzi o obni�onej odporno�ci psychicznej - identyfikacja czynnik�w obni�aj�cych i
podwy�szaj�cych odporno�� psychiczn� jest niezb�dnym warunkiem skutecznej pomocy osobom z problemem uzale�nieniowym.
2. Odporno�� psychiczna nie jest zespo�em cech psychicznych przynoszonych na �wiat w momencie urodzin, lecz kszta�towanym
w trakcie �ycia osobnicznego - nikt zdaniem Kota�skiego narkomanem si� nie rodzi, a g��wnymi czynnikami zwi�kszaj�cym
ryzyko uzale�nie� s� czynniki �rodowiskowe: brak wi�zi w rodzinie, konflikty, niekonsekwentne wymagania, brak jasnych
warto�ci moralnych, zapracowanie rodzic�w, bieda, brak perspektyw, presja r�wie�nicza.
3. Uzale�nienie od substancji odurzaj�cych jest objawem zaburze� psychicznych, manifestacj� nieradzenia sobie z napi�ciem
emocjonalnym, z niepokojem i l�kiem, mechanizmem obronnym cz�owieka s�abego i bezbronnego wobec wyzwa� stawianych
mu przez �ycie.
4. Narkomania jest chorob� uleczaln�. Proces leczenia jest jednak �mudny i opr�cz zaplecza medycznego i terapeutycznego
wymaga zaplecza ludzkiego, czyli wiary i nadziei kogo� kto b�dzie towarzyszy� chorym na narkomani�.
O pomaganiu, wychowaniu i terapii...
Na temat pomagania ludziom uzale�nionym, bezdomnym, pokrzywdzonym przez los, chorym i samotnym Marek Kota�ski
powiedzia� i napisa� chyba najwi�cej. Najbardziej precyzyjnie opisa� te� metody oddzia�ywa� terapeutycznych w stosunku do
os�b uzale�nionych. Jak sugeruj� tytu�y jego prac: "Daj siebie innym" czy "Sprzeda�em si� ludziom" pomaganie jest swoistego
rodzaju relacj� mi�dzy potrzebuj�cym i pomagaj�cym. Jest to relacja bliska, oparta na pokorze wobec losu drugiego cz�owieka i
szczerej gotowo�ci towarzyszenia drugiemu cz�owiekowi w potrzebie. Pomoc drugiemu cz�owiekowi to dla Kota�skiego
najprostszy paradygmat dobrego samarytanina. Wierny zasadom moralnym zawartym w filozofii chrze�cija�skiej pomoc
drugiemu cz�owiekowi traktuje w kategoriach normatywnych. Cz�owiek ma prawo do pomocy, a my, jako ludzie, mamy
obowi�zek niesienia pomocy tym, kt�rzy tej pomocy potrzebuj�. Pod koniec �ycia Marek Kota�ski coraz cz�ciej nawo�ywa� do
czynienia dobra poprzez fakt dawania siebie innym. "Dawanie siebie" traktowa� jako przejaw wra�liwo�ci moralnej, cnot�
przyzwoitego cz�owieka, warto�� sam� w sobie, kt�rej nie mo�na si� sprzeniewierzy�. Wzorem takiej pomocy by�yby dzia�ania
Janusza Korczaka, ojca Kolbe czy Sokratesa.
Pomoc drugiemu cz�owiekowi nie polega, zdaniem Kota�skiego, na wrzucaniu grosza do czapki �ebraka, ale na okazaniu mu
zainteresowania i szacunku, na odkrywaniu mo�liwo�ci i szans poprawy jego sytuacji. Rozmawia� z lud�mi bezdomnymi, w
spos�b nie budz�cy w�tpliwo�ci okazywa� im sympati� i �yczliwo��. Taka postawa przywraca ludziom potrzebuj�cym pomocy
godno��, tym samym zwi�kszaj�c ich motywacj� do zmiany w�asnego losu.
Osobom, kt�re chc� nie�� pomoc innym, stawia� Kota�ski niezwykle wysokie wymagania. Uznawa�, �e cz�owiek, kt�ry pomaga,
pracuje g��wnie sob�. Dlatego, je�li chce dawa� siebie innym, musi najpierw wiedzie�, co mo�e innym ofiarowa�, czyli
rozpozna� w�asny potencja� jako warunek skutecznego pomagania. W my�l takiej koncepcji g��wnym narz�dziem, jakim
pos�uguje si� terapeuta, jest on sam. Ka�dy cz�owiek ma co�, co mo�e da� innym - zadaniem terapeuty jest wydobycie z siebie
tego "czego�". Stanowisko takie bliskie jest pogl�dom C. Rogersa. Dobry terapeuta to cz�owiek autentyczny, otwarty na siebie i
innych, �yczliwy ludziom, empatyczny i rozumiej�cy, bezwarunkowo akceptuj�cy ludzi. Kota�ski dodaje jeszcze, �e pokorny,
czyli taki, kt�ry stawia sobie pytania o prawo do ingerencji w ludzk� osobowo��, o s�uszno�� wybor�w, o prawo decydowania o
losach innych ludzi. Wydaje si� jednak, �e inaczej ni� Rogers pojmuje Kota�ski sens bezwarunkowej akceptacji. Jego postawa w
stosunku do podopiecznych czy pacjent�w jest dowodem silnego, prawdziwego uczucia mi�o�ci bli�niego. W imi� tej mi�o�ci
(koniecznie, zdaniem Kota�skiego, jasno i wyra�nie komunikowanej pacjentowi) ustanawia on specyficzny rodzaj relacji z
pacjentem. Po pierwsze, czuje si� upowa�niony do niezgody na narkomani�, daje sobie prawo do ostrej, bezkompromisowej
walki o �ycie cz�owieka, do dokonywania za cz�owieka s�abego wybor�w, do dyrektywnego sposobu bycia z cz�owiekiem
potrzebuj�cym. Po drugie, relacja z pacjentem oparta na mi�o�ci jest wzorem relacji ojca z dzieckiem - "stawiam ci wymagania,
zakre�lam granice mo�liwego, bo ci� kocham, nie mog� zgodzi� si� na wiele rzeczy, gdy� walcz� z tob� o ciebie samego, o
twoje �ycie" - tak wydaje si� uzasadnia� Marek Kota�ski swoj� bezwzgl�dn� walk� o cz�owieka. Rogers przy ca�ej swojej
koncentracji na kliencie przyjmuje postaw� bezstronn�, pozostawia pacjentowi wyb�r, nie zakre�la standard�w tego co trzeba i
granic tego co mo�na. Rogers nie walczy o �ycie swojego klienta w sensie tak dos�ownym jak Kota�ski.
Wydaje si�, �e Kota�ski reprezentuje szko�� terapeutyczn� b�d�c� niezwyk�ym maria�em niedyrektywnej terapii rogersowskiej z
dyrektywnym podej�ciem do terapii reprezentowanym przez systemy Synanonu czy Daytopu. Postawa wobec drugiego
cz�owieka w potrzebie, zw�aszcza uzale�nionego, jest wa�niejsza ni�
stosowanie okre�lonych metod czy technik terapeutycznych. Innymi s�owy - mi�o�� upowa�nia do m�wienia, �e wie si� lepiej, do
pokazywania swojej si�y (co zupe�nie nie przystoi terapeutom reprezentuj�cym inne szko�y terapeutyczne), do ostrych
bezkompromisowych zachowa� wobec pacjenta. Dlatego tak wiele emocji wzbudza�y stosowane przez Kota�skiego metody
oddzia�ywa� terapeutycznych, zw�aszcza te niezwykle surowe i bezwzgl�dne. Zarzucano nawet Kota�skiemu nie tylko brak
profesjonalizmu, ale tak�e brak poszanowania podstawowych praw cz�owieka. Z perspektywy czasu okaza�o si�, �e Jego
drapie�no�� w kontakcie terapeutycznym jest skuteczna, a technika, kt�r� z takim artyzmem pos�uguje si�, to technika
konfrontacji -jedna z najbardziej skutecznych technik stosowanych w spo�eczno�ciach terapeutycznych.
Po raz pierwszy "rozpoznano" konfrontacj� jako interwencj� terapeutyczn� w spo�eczno�ci terapeutycznej Synanonu. Nazywano
j� terapi� poprzez atak, "gor�cym krzes�em" czy emocjonalnym "zmyciem g�owy" (Yablonsky, 1989). Cho� techniki te budzi�y
wiele kontrowersji, zw�aszcza w�r�d psycholog�w, okazywa�o si�, �e s� one w pewnym stopniu skuteczne. Podobne, chocia� nie
tak agresywne, techniki konfrontacyjne stosowano r�wnie� w programach dla alkoholik�w i narkoman�w opartych na filozofii
ruchu Anonimowych Alkoholik�w i Anonimowych Narkoman�w. W my�l tej filozofii zdrowienie osoby uzale�nionej zaczyna si� od
momentu, kiedy osoba uzale�niona otwarcie przyzna przed innymi, �e jest uzale�niona, s�aba i potrzebuje pomocy, kiedy
pozwoli grupie na udzielenie nie tylko wsparcia, ale i informacji zwrotnych o swojej sytuacji. (Alcoholic Anonymous, 1976). We
wczesnych badaniach nad uzasadnieniem stosowania agresywnej konfrontacji w stosunku do os�b uzale�nionych (Fox, 1967)
przyjmowano, i� osoby uzale�nione charakteryzuj� si� silnym systemem obron, zw�aszcza takich mechanizm�w, jak
zaprzeczania, racjonalizacji i projekcji, traktuj�c wyst�powanie tych mechanizm�w obronnych jako symptom�w zaburzonego
zachowania. Sposobem "rozkruszania" obrony istniej�cej u uzale�nionych staje si� w�a�nie konfrontacja, czyli -jak pisze Kota�ski
- "zerwanie narkoma�skiej maski" - bezpardonowo, bezkompromisowo i bezwzgl�dnie. Chocia� p�niejsze badania nie
potwierdzi�y jednoznacznie skuteczno�ci tej metody, niew�tpliwie sta�a si� ona elementem oddzia�ywa� terapeutycznych
stosowanych zw�aszcza w spo�eczno�ciach os�b uzale�nionych. Wiele nieporozumie�, kt�re wi�za�y si� ze stosowaniem
konfrontacji w pracy z osobami uzale�nionymi, wynika�o z samego u�ywania terminu "konfrontacja". Z jednej strony poj�cia
konfrontacja u�ywano na okre�lenie bezwzgl�dnej i zniewalaj�cej taktyki Synanonu i Daytopu. Oznacza ona sytuacj� nier�wnej
si�y - autorytarnej osoby reprezentuj�cej racje, kt�ra obna�a ma�o�� i s�abo�� osoby zniewolonej na�ogiem. W innym znaczeniu
konfrontacja jest w�a�ciwie celem ka�dej terapii -jest wst�pnym warunkiem zamierzonej zmiany. Oznacza to, �e celem
konfrontacji jest spowodowanie, aby pacjent dostrzeg� i uzna� swoje po�o�enie takim jakim jest (u�wiadomi� sobie sw�j
stosunek do narkotyk�w czy alkoholu, swoj� ambiwalencj�, sw�j op�r przed zmian�, koszty i zyski w zwi�zku z u�ywaniem
�rodk�w odurzaj�cych itd.) i chcia� zmieni� swoj� sytuacj�. W takim rozumieniu konfrontacja jest cz�ci� procesu zmiany i tym
samym niezb�dn� cz�ci� procesu pomagania (Prochaska i DiClemente, 1984). Taka konfrontacja, kt�ra zwi�ksza �wiadomo��
pacjenta, nie stoi w sprzeczno�ci z koncepcj� C. Rogersa. Aby cz�owiek uzale�niony m�gl odwa�y� si� na ujawnienie samego
siebie i przyznanie si� przed samym sob� do w�asnej bezradno�ci wobec na�ogu, musi znale�� si� w sytuacji pe�nej akceptacji i
bezpiecze�stwa. Tak wi�c warunkiem dobrej konfrontacji jest jej konstruktywno��, co oznacza, �e jest ona swoistego rodzaju
zaproszeniem pacjenta do obejrzenia swego w�asnego narkoma�skiego czy alkoholicznego zachowania, rozpoznania
mechanizm�w rz�dz�cych takim zachowaniem oraz dostrze�enia konieczno�ci zmiany.
Kota�ski swoim jasnym, pe�nym mi�o�ci i wiary stosunkiem do cz�owieka uzale�nionego stwarza atmosfer� o wiele silniejszego
ni� u Rogersa zabezpieczenia uczuciowego i mo�na przypuszcza�, �e w�a�nie dlatego jego konfrontacyjne techniki mia�y
uzdrawiaj�c� moc. Nast�pcy Kota�skiego okazywali si� miernymi na�ladowcami stosuj�c te same sposoby oddzia�ywania bez
niezb�dnego uczuciowego zaplecza. Na surowo�� wymaga�, czy bolesn� konfrontacj� mog� pozwoli� sobie bowiem tylko ci
terapeuci, kt�rzy g��boko i prawdziwie potrafi� okazywa� uczucia i budowa� opart� na prawdziwych wi�ziach relacj�
terapeutyczn�. Postawa terapeuty Kota�skiego jest r�wnocze�nie postaw� rodzica. Rodzica kochaj�cego i w imi� tej mi�o�ci
stawiaj�cego granice swobody i wolno�ci dziecka. Ale tak�e rodzica wychowuj�cego w duchu jasnych warto�ci moralnych,
rodzica rozumiej�cego i sprawiedliwego.
W procesie wychowania najwa�niejszy jest autentyczny kontakt z m�odym cz�owiekiem. "Wychowanie to nie manipulowanie
przez system nakaz�w i zakaz�w. Nic ponad danie siebie m�odzie�y nie da si� zrobi�. Im bardziej autentyczni b�dziemy w
wychowaniu, im wi�cej damy z siebie samych, tym wi�ksze osi�gniemy efekty w postaci zmian w jej zachowaniu, pogl�dach,
sta�ych nastawieniach" (Kota�ski, s.19). Idea traktowania m�odych ludzi jako odpowiedzialnych za swoje �ycie partner�w, wiara
w mo�liwo�ci tw�rcze cz�owieka i jego nieograniczone mo�liwo�ci sta�y si� fundamentem profilaktyki uzale�nie� oraz systemu
terapeutycznego Monaru. Sam Kota�ski cz�sto u�ywa� okre�lenia pedagogika Monaru, k�ad�c nacisk na fakt, i� proces
"wychodzenia" z narkomanii jest nie tylko przewarto�ciowywaniem dotychczasowego �ycia narkomana, procesem �wiadomej
zmiany, ale tak�e procesem wychowawczym, w kt�rym lansowane s� okre�lone wzorce moralne, panuj� okre�lone jasno zasady
i normy. Jest to zamierzone kszta�towanie okre�lonych warto�ci i postaw. W lansowanej koncepcji wychowawczej mo�na
dopatrzy� si� my�li i pogl�d�w takich pedagog�w, jak Pestalozzi, Makarenko czy Korczak.
Terapia wed�ug Kota�skiego tym r�ni si� od wychowania, �e pacjent musi wzi�� odpowiedzialno�� za efekty terapii. Podkre�li�
tu nale�y s�owo "musi". Ot� terapia narkoman�w powinna opiera� si� na za�o�eniu, �e specyfika tej choroby nie pozwala na
bierno�� pacjenta i zdanie si� na pomoc lekarza czy terapeuty. Oznacza to postawienie osoby uzale�nionej w sytuacjach
zmuszaj�cych j� do aktywno�ci i uczenia si� nowych wzor�w zachowa� spo�ecznych oraz samego siebie poprzez do�wiadczanie.
Co wi�cej Kota�ski tak� aktywno�� wymusza. Jest to w pewnym sensie dow�d jego oddania i zaanga�owania emocjonalnego w
sprawy cz�owieka potrzebuj�cego.
Funkcjonuj�cy od ponad dwudziestu lat monarowski system pomocy uzale�nionym jest jednym z najwi�kszych system�w tego
typu na �wiecie. Terapia stacjonarna os�b uzale�nionych odbywa si� w o�rodkach, a g��wn� metod� stosowan� w terapii jest
metoda spo�eczno�ci terapeutycznej. Tworz�c o�rodek w G�oskowie Marek Kota�ski rozpocz�� ruch spo�eczno�ci
terapeutycznych. Pocz�tkowo spo�eczno�� o�rodkowa by�a przede wszystkim wsp�lnot� ludzi dotkni�tych narkomani�. Fakt
mieszkania pod wsp�lnym dachem zmusza� ludzi do wsp�dzia�ania i wzajemnej pomocy, ilo�� i jako�� codziennych kontakt�w
interpersonalnych by�a przedmiotem analiz oraz okazj� do wsp�lnego grupowego uczenia si�. To w�a�nie w grupie ludzi
"jad�cych na tym samym w�zku" upatrywa� Kota�ski szans� przezwyci�enia na�ogu.
D�ugoletnie do�wiadczenie wsp�lnot terapeutycznych zaowocowa�o udoskonaleniem metody spo�eczno�ci terapeutycznej, w
kt�rej proces terapeutyczny przebiega etapowo, a opr�cz pracy nad uzale�nieniem sporo miejsca po�wi�ca si� doskonaleniu
samego siebie. Zmiana zachowa� zaburzonych odbywa si� w warunkach zbli�onych do naturalnych. Spo�eczno�� terapeutyczna
jest bowiem swoistym mikrokosmosem spo�ecznym, reprezentacj� rzeczywisto�ci spo�ecznej, w kt�rej obowi�zuj� okre�lone
role, istnieje konieczno�� wykonywania r�nych zada�, gdzie ka�dy cz�owiek ma swoj� now� to�samo��. Noszona przez lata
etykieta "�pun" czy "narkoman" zostaje zast�piona etykiet� "cz�onek spo�eczno�ci terapeutycznej". Zdaniem Kota�skiego,
jedynie grupa ludzi z podobnymi problemami jest w stanie zmobilizowa� si� nawzajem do pracy nad sob�. Chocia� sam Kota�ski
by� silnym liderem, uwa�a�, �e terapeuci powinni sta� na obrze�ach spo�eczno�ci - by� przede wszystkim lud�mi
podtrzymuj�cymi wiar� i nadziej�, �e cz�owiek mo�e si� zmienia�.
Metoda spo�eczno�ci terapeutycznej uznawana jest obecnie za jedn� z najbardziej skutecznych metod leczenia os�b
uzale�nionych. Polska nauka o psychoterapii zawdzi�cza j� Markowi Kota�skiemu. W niniejszym skromnym artykule nie ma
jednak wystarczaj�co du�o miejsca na zaprezentowanie jej w spos�b staranny i pog��biony. Mam nadziej�, �e koncepcja
terapeutyczna Marka Kota�skiego doczeka si� wkr�tce szerszego opracowania. Nale�y si� to i metodzie, i Markowi Kota�skiemu
- psychologowi, kt�ry ukocha� cz�owieka takim, jaki jest.
Bibliografia
Alcoholic Anonymous The story of how thousand of men and women have recovered from alcoholism (3rd ed ) New York. 1976
Kota�ski, M (1984a) Model leczenia narkomanii w G�oskowie. [w:] Problemy narkomanii PZWL
Kota�ski, M (1994) Ty zarazi�e� ich narkomani�. Warszawa. PZWL.
Kota�ski, M Sprzeda�em si� ludziom. Warszawa (bez roku wydania), wydanie broszurowe
Kota�ski, M (2002). Tworzy� wyspy dobra, [w:] O dorastaniu Narkotyki, przemoc, manipulacje. WL
Prochaska, J O, DiClemente, C.C. (1984). The transtheoretlcal approach. Crosmg traditional boundaries of therapy. Homewood,
IL: Dow Jones/Irwin.
Reykowski, J (1975) Osobowo�� jako centralny system regulacji i integracji czynno�ci cz�owieka, [w: ] Tomaszewski T. (red ),
Psychologia Warszawa. PWN
Rogers, C (1957). The necessary and sufficient conditions for therapeutlc personallty change. Journal of Consulting Psychology,
21.
Yablonsky, L (1989) The therapeutlc community. A successful approach for treatmg substance abuser. New York