513

Szczegóły
Tytuł 513
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

513 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 513 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

513 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROZPRAWA 59 - �wiadek Shennan Quine! - To ja, panie komandorze. - Jest pan �wiadkiem w post�powaniu, tocz�cym si� przed Trybuna�em Izby Kosmicznej, kt�remu przewodnicz�. Zwra- caj�c si� do mnie, prosz� u�ywa� tytu�u przewodnicz�cego, a cz�onk�w Trybuna�u nazywa� s�dziami. Na pytania Trybuna- �u winien pan odpowiada� niezw�ocznie, natomiast na pyta- nie oskar�enia i obrony tylko po uprzednim zezwoleniu Try- buna�u. W zeznaniach mo�e si� pan opiera� wy��cznie na tym, co pan sam widzia� i wie z w�asnego do�wiadczenia, ale nie na tym, co pan s�ysza� od os�b trzecich. Czy �wiadek zrozu- mia� pouczenie? - Tak, panie przewodnicz�cy. - Nazwisko i imi� �wiadka brzmi Shennan Quine? - Tak. - Jako cz�onek za�ogi "Goliata" u�ywa� panjednak inne- go nazwiska? - Tak, panie przewodnicz�cy: to by�o jednym z warun- k�w umowy, jak� zawarli ze mn� armatorzy. - �wiadek zna� powody;�la kt�rych nadano mu pseudo- nim? - Zna�em je, panie przewodnicz�cy. - �wiadek bra� udzia� w locie okr�nym "Goliata" w okresie od osiemnastego do trzydziestego pa�dziernika bie�� cego roku? 60 S TANIS�AW LEM - Tak, panie przewodnicz�cy. - Jakie funkcje pe�ni� �wiadek na pok�adzie? - By�em drugim pilotem. - Prosz� opowiedzie� Trybuna�owi, co zasz�o na pok�a- dzie "Goliata" w dniu dwudziestym pierwszym pa�dziernika podczas wspomnianego rejsu, poczynaj�c od ustale� dotycz� cych po�o�enia statku i postawionych mu zada�. - O �smej trzydzie�ci czasu pok�adowego przeci�li�my perymetr satelit�w Saturna z szybko�ci� hiperboliczn� i za- cz�li�my hamowanie, kt�re trwa�o do jedenastej. Wytracili- �my w tym czasie hiperboliczn� i przy podw�jnej okr�nej zerowej rozpocz�li�my manewr wchodzenia na orbit� ko�o- w�, aby naprowadza� z niej sztuczne satelity na p�aszczyzn� pier�cienia. - Przez podw�jn� zerow� �wiadek rozumie szybko�� pi��dziesi�ciu dwu kilornetr�w na sekund�? - Tak, panie przewodnicz�cy. O jedenastej sko�czy�em moj� wacht�, ale poniewa� manewrowanie wobec trwa�ych zak��ce� wymaga�o ci�g�ych poprawek kursowych, zamieni- �em si� tylko miejscem z pierwszym pilotem, kt�ry odt�d pro- wadzi�, a ja pracowa�em jako nawigator. - Kto kaza� panu tak post�pi�? - Dow�dca, panie s�dzio. By�a to zreszt� procedura nor- malna w takich okoliczno�ciach. Zadaniem naszym by�o po- dej�� mo�liwie blisko na bezpieczn�jeszcze odleg�o�� do gra- nicy Roche'a w p�aszczy�nie pier�cienia i stamt�d, z orbity praktycznie ko�owej, wyrzuci� kolejno trzy sondy automatycz- ne, kt�re mieli�my naprowadza� zdalnie drog�radiow�w obr�b strefy Roche' a. Jedna sonda mia�a by� umieszczona wewn�trz szczeliny Cassiniego, to znaczy w przestrzeni oddzielaj�cej wewn�trzny pier�cie� Saturna od zewn�trznego, a dwie pozo- sta�e by�y przeznaczone do kontrolowania jej ruch�w. Czy mam to obja�ni� dok�adniej? ROZPRAWA 6 I - Prosz� to zrobi�. - S�ucham, panie przewodnicz�cy. Ka�dy z pier�cieru Saturna sk�ada si� z drobnych cia� meteoropodobnych, a roz- dziela je szczelina o szeroko�ci mniej wi�cej czterech tysi�cy kilometr�w. Sztuczny satelita, umieszczony wewn�trz szcze- liny i obiegaj�cy planet� po ko�owej orbicie, mia� dostarcza� ' informacji o zak��ceniach grawitacyjnych pola oraz o wewn�- trznych ruchach wzajemnych cia�, z kt�rych sk�adaj� si� pier- �cienie. Jednak�e satelita taki zosta�by w kr�tkim czasie wy- pchni�ty perturbacjami z owej pustej przestrzeni albo w obr�b pier�cienia wewn�trznego, albo zewn�trznego, i naturalnie strzaskany jak we m�ynie. Aby do tego nie dopu�ci�, mieli- �my u�y� spec�alnych satelit�w, posiadaj�cych w�asny nap�d w postaci silnik�w jonowych o wzgl�driie ma�ym ci�gu, rz�- du jednej czwartej do jednej pi�tej tony, przy czym dwa sate- lity-"str�e" winny by�y dzi�ki radarowym czujnikom baczy� na to, �eby ten, kt�ry kr��y wewn�trz szczeliny, nie opuszcza� jej. Posiadaj�c na pok�adach kalkulatory, mia�y one oblicza� odpowiednie poprawki dla owego satelity i uruchamia� nale- �ycie jego silnilki, przez co spodziewano si�, �e satelita b�- dzie m�g� pracowa� tak d�ugo, jak d�ugo b�dzie mia� ci�g, wi�c oko�o dwu miesi�cy. - W jakim celu mieli�cie umie�ci� a� dwa satelity kon- , troli? Czy �wiadek nie uwa�a, �e wystarczy�by jeden? - Na pewno wystarczy�by jeden, panie s�dzio. Dnzgi " str�" by� po prostu rezerw� na wypadek, gdyby pierwszy zawi�d� b�d� uleg� zniszczeniu w kolizji meteorytowej. Z Zie- ! mi, obserwowana astronomicznie, przestrze� oko�osaturnowa wydaje si� poza pier�cieniami i ksi�ycami pusta, ale w rze- ,� czywisto�ci jest porz�dnie za�miecona. Wymijanie drobnych cia� jest oczywi�cie w takich warunkach niemo�liwe. W�a�nie dlatego by�o naszym zadaniem utrzymywa� szybko�� ko�ow� orbitaln�, poniewa� praktycznie wszystkie okruchy kr��� w 62 STANIS�AW LEM przyr�wnikowej p�aszczy�nie Saturna z jego pierwsz� ko- smiczn� szybko�ci�. Zmniejsza�o to szanse zderzenia do roz- s�dnego minimum. Mieli�my poza tym na pok�adzie ochron� przeciwmeteorytow� pod postaci� ekran�w do wystrzelania: ekrany mo�na by�o albo wystrzeli� ze stanowiska pilota, albo te� m�g� to samo zrobi� odpowiedni automat sprz�ony z ra- darem w�asnym statku. - Czy �wiadek uwa�a� zadanie za trudne b�d� niebez- pieczne? - Nie by�o ani specjalnie niebezpieczne, ani szczeg�lnie trudne, panie s�dzio, przy za�o�eniu, �e wszystkie manewry zostan�wykonane sprawnie i bez zak��ce�. Saturn, zjego po- bli�em, uchodzi� w�r�d nas za �mietnik gorszy od Jowiszo- wego, ale za to przyspieszenia, kt�re trzeba rozwija� przy manewrach, s� daleko mniejsze ni� w perymetrach Jowisza, i to daje znaczne plusy. - Kogo �wiadek mia� na my�li, m�wi�c "w�r�d nas"? - Pilot�w, panie s�dzio, no i nawigator�w. - Jednym s�owem - kosmonaut�w? - Tak, panie s�dzio. Gdy dochodzi�a dwunasta czasu po- k�adowego, doszli�my praktycznie do zewn�trznej granicy pier�cienia. - W jego p�aszczy�nie? - Tak. Na odleg�o�� oko�o tysi�ca kilometr�w. Czujniki wskazywa�y ju� tam znaczne zapylenie. Mieli�my oko�o czte- rystu mikrozderze� py�owych na minut�. Zgodnie z progra- mem weszli�my w stref� Roche' a ponad pier�cieriiem i z orbi- ty ko�owej, kt�ra by�a praktycznie r�wnoleg�a do szczeliny Cassiniego, zacz�li�my wyrzuca� sondy. Pierwsz� wystrzeli- li�my o pi�tnastej czasu pok�adowego i naprowadzili�my j� pulsem radarowym w obr�b samej szczeliny. To w�a�nie by�o moim zadaniem. Pilot pomaga� mi, utrzymuj�c minimalny ci�g. Dzi�ki temu kr��yli�my praktycznie z tak� sam� szybko�ci� ROZPRAWA 63 jak pier�cienie. Calder manewrowa� bardzo zr�cznie. Ci�g dawa� tylko taki, kt�ry pozwala prawid�owo zorientowa� sta- tek - dziobem do przodu, bo bez ci�gu wchodzi si� od razu w kozio�kowanie. - Kto znajdowa� si� w sterowni opr�cz �wiadka i pierw- szego pilota? - Wszyscy. Ca�a za�oga, panie s�dzio. Dow�dca siedzia� mi�dzy mn� i Calderem, bardziej po jego stronie, bo tak usta- wi� sobie fotel. Za mn� by� in�ynier z elektronikiem. Doktor Burns siedzia�, zdaje si�, za dow�dc�. - �wiadek nie jest tego pewny? - Nie zwr�ci�em na to uwagi. By�em przez ca�y czas za- j�ty, a zreszt� w fotelu trudno patrze� w ty�. Oparcie jest zbyt wysokie. - Sonda zosta�a wprowadzona w szczelin� wizualnie? , - Nie tylko wizualnie, panie s�dzio. Mia�em z ni� trwa�� ��czno�� telewizyjn�. Pomaga�em te� sobie radarowym alti- metrem. Obliczywszy dane jej orbity stwierdzi�em, �e siedzi dobrze - mniej wi�cej po�rodku pustej przestrzeni mi�dzy- pier�cieniowej - i powiedzia�em Calderowi, �e jestem go- t�w. - �e �wiadek jest got�w? - Tak, do naprowadzania nast�pnej sondy. Calder uru- chomi� �ap�, klapa otwar�a si�, ale sonda nie wysz�a. ; - Co pan nazywa "�ap� '? - T�ok poruszany hydraulicznie, kt�ry wypycha sond� z zewn�trznej wyrzutni po otwarciu klapy. Mieli�my na rufie trzy takie wyrzutnie i nale�a�o trzykrotnie powt�rzy� ten sam �. manewr. - Wi�c drugi z kolei satelita nie opu�ci� statku? - Nie, utkwi� w wyrzutni. - Prosz� dok�adnie przedstawi�, jak do tego dosz�o. - Kolejno�� operacji by�a nast�puj�ca: najpierw otwiera si� klap� zewn�trzn�, potem uruchamia hydraulik�, a gdy wska- 64 STANIS�AW LEM �nik daje zna�, �e satelita wychodzi, w��cza si� jego automat startowy. Automat daje zap�on po stu sekundach op�nienia, wi�c zawsze jest dosy� czasu, �eby go wy��czy�, gdyby do- sz�o do awarii. Automat uruchamia ma�y booster na paliwo sta�e i satelita odchodzi w�asnym ci�giem od statku, pi�tna- stosekundowym ci�giem rz�du tony. Chodzi o to, �eby odda- li� si� od macierzystego statku mo�liwie szybko. Kiedy boo- ster si� wypala, automatycznie w��czeniu ulega silnik jono- wy, znajduj�cy si� pod zdaln� kontrol� nawigatora. W tym wypadku Calder w��czy� ju� automat rozruchu, bo satelita zacz�� si� wysuwa�, a kiedy nagle stan��, pr�bowa� automat wy��cz��, ale mu si� to nie uda�o. - Swiadek jest pewien tego, �e pierwszy pilot usi�owa� wy��czy� startowy automat sondy? - Tak, mocowa� si� z r�koje�ci�, kt�ra zeskoczy�a wstecz, ale nie wiem, czemu �adunek mimo to odpali�. Calder krzyk- n��: "Blok!" - to s�ysza�em. - Krzykn��: "Blok!"? - Tak, co� si� tam zablokowa�o. By�o jeszcze oko�o p� minuty do odpalenia boostera, wi�c stara� si� ponownie wy- pchn�� sond�, zwi�kszaj�c ci�nienie, manometry wskaza�y ma- ksimum, ale siedzia�a jak wklinowana. Wtedy cofn�� t�ok i uruchomi� go ponownie, wszyscy czuli�my, jak uderzy� w son- d�, bo to by�o prawie jak uderzenie m�otem. - Usi�owa� w ten spos�b wypchn�� sond�? - Tak, panie s�dzio; nale�a�o si� liczy� z jej ewentual- nym zniszczeniem, bo nie zwi�ksza� nacisku stopniowo, ale da� od razu pe�ne ci�nienie w przewody, co zreszt� by�o zu- pe�nie rozs�dne, bior�c pod uwag� to, �e mieli�my zapasow� sond�, ale nie mieli�my zapasowego statku. - Czy to mia� by� dowcip? �wiadek zechce si� powstrzy- ma� od takiego okraszania zezna�. ROZPRAWA �S - Tak wi�c t�ok uderzy�, ale sonda nie wysz�a, a �e czas mija�, krzykn��em: "Pasy!" - i zapi��em si� na ca�� moc. Opr�cz mnie krzykn�o to co najmniej dwu ludzi, jednym z nich by� dow�dca, pozna�em go po g�osie. - Prosz� wyja�ni� Trybuna�owi, czemu �wiadek post�pi� w ten spos�b. - Byli�my na orbicie ko�owej, nad pier�cieniem A, wi�c szli�my praktycznie bez ci�gu. Wiedzia�em, �e kiedy booster odpali, a odpali� musia�, bo starter ju� dzia�a�, dostaniemy boczny odrzut i statek zacznie kozio�kowa�. Zaklinowa�a si� sonda sterburty, zwr�conej ku Saturnowi. Musia�a wi�c dzia- �a� jako boczny deflektor. Oczekiwa�em kozio�k�w i si�y od- �rodkowej, kt�r� pilot b�dzie zmuszony gasi� w�asnym ci� giem przeciwnym statku. W takim po�o�eniu nie da�oby si� z g�ry przewidzie� wszystkich ewolucji, do jakich mog�o doj��. Trzeba by�o w ka�dym razie by� porz�dnie zapi�tym. - Wi�c �wiadek podczas wachty, pe�ni�c u ster�w funk- cje nawigatora, mia� rozpi�te pasy? -Nie, panie s�dzio, nie by�y rozpi�te, mia�y tylko luz. Mo�na go w pewnych granicach regulowa�. Przy ca�kowitym zaci�gni�ciu klamry - nazywamy to "na ca�� moc" - ma si� zmniejszon� swobod� ruch�w. - Czy �wiadkowi wiadomo o tym, �e regulamin nie prze- widuje �adnych luz�w ani ustopniowania w zaci�ganiu pa- s�w? - Tak jest, Wysoki Trybunale, wiedzia�em, �e instrukcja m�wi co innego, ale tak si� zawsze robi. - Jak �wiadek to rozumie? - W praktyce na wszystkich statkach, na jakich lata�em, regulowa�o si� luzy w pasach, bo to u�atwia prac�. - Nagminno�� wykroczenia nie mo�e go usprawiedliwi�. Prosz� m�wi� dalej. ? Opowie�� o pilocie Pirxie t. II 66 S TANIS�AW LEM - Tak jak tego oczekiwa�em, booster sondy odpali�. Sta- tek zacz�� si� obraca� w osi poprzecznej i r�wnocze�nie zno- si�o nas z dotychczasowej orbity, zreszt�bardzo powoli. Pilot zr�wnowa�y� ten ruch podw�jnym w�asnym ci�giem bocznym, ale nie do ko�ca, to znaczy - nie z zerowym skutkiem. - Dlaczego? - Nie by�em sam przy sterach, ale przypuszczam, �e to by�o nie do zrobienia. Sonda siedzia�a zaklinowana w wyrzut- ni z otwart� klap�, przez ten otw�r wydobywa�a si� cz�� ga- z�w jej silnika, przy czym strumie� gaz�w musia� mie� zawi- rowania i przez to nie bi� r�wnomiernie. Efekt by� taki, �e boczne impulsy raz s�ab�y, raz si� wzmaga�y, wskutek czego korekcja ci�giem w�asnym powodowa�a wahad�owe ruchy boczne ca�ego korpusu, a kiedy booster wypali� si�, przeszli- �my w kozio�kowanie daleko silniejsze, z odwrotnym znakiem, kt�re pilot zgasi� dopiero po dobrej chwili, gdy si� zoriento- wa�, �e booster wprawdzie zdech�, ale pracuje za to silnik jo- nowy. - " Booster zdech�"? - Chcia�em powiedzie�, �e pilot nie by� zupe�nie pewien, czy silnik jonowy sondy odpali, w ko�cu uderzy� j� bardzo silnie t�okiem i m�g� go uszkodzi�: zreszt� w�a�nie to by�o chyba jego zamiarem, ja te� bym tak post�pi�. Kiedy booster wygas�, okaza�o si� jednak, �e nap�d jonowy dzia�a i znowu mieli�my defleksj�boczn�rz�dujednej czwartej tony. Nieby�o tego wiele, a jednak dosy� dla kozio�kowania na takiej orbi- cie. Mieli�my przecie� okr�n� szybko�� orbitaln�, a wtedy najmniejsze r�nice przyspieszenia wywieraj� ogromny efekt na trajektori� lotu i na stateczno�� w�asn�. - Jak zachowali si� cz�onkowie za�ogi? - Zupe�nie spokojnie, panie s�dzio. Oczywi�cie wszyscy musieli sobie zdawa� spraw� z niebezpiecze�stwa w momen- cie, gdy booster odpali�, bo to jest �adunek prochowy wagi stu ROZPRAWA 6% kilogram�w, kt�ry m�g� w tej na po�y zamkni�tej przestrzeni, jak� stanowi�a wyrzutnia z zaklinowan� sond�, po prostu zde- tonowa� jak bomba. Otwar�oby to nam sterburt� jak puszk� konserw. Na szcz�cie do eksplozji nie dosz�o. Silnik jonowy ju� takiego niebezpiecze�stwa nie przedstawia�. Co prawda mieli�my dodatkow� komplikacj�, spowodowan� przez to, �e automat uruchomi� alarm po�arowy i zacz�� zatapia� wyrzut- ni� numer dwa pian�. Nie mog�o to nam da� nic dobrego, bo silnika z jonowym ci�giem piana nie ugasi, tote� wyrzuca�o tylko pian� przez otwart� klap�, przy czym j ej cz�� by�a chy- ba wsysana do wylotowego leja sondy i powodowa�a zd�awie- nia ci�gu. Dop�ki pilot nie wy��czy� ci�gu ga�nic, mieli�my przez dobrych-kilka minut boczne szarpania, niezbyt mocne, ale w ka�dym razie utrudniaj�ce stabilizacj� lotu. - Kto uruchomi� sie� ga�nic? - Automat, panie s�dzio, kiedy czujniki pokaza�y wzrost temperatury w poszyciu sterburty ponad siedemset stopni- to booster tak nas podgrza�. - Jakie polecenia lub rozkazy dawa� do tego czasu do- w�dca? - Nie dawa� �adnych polece� ani rozkaz�w. Wygl�da�o na to, �e chce si� przekona�, co zrobi pilot. Mieli�my zasadni- czo dwie mo�liwo�ci: albo po prostu odej�� od planety rosn� cym ci�giem i rozpocz�� powr�t do hiperboli, rezygnuj�c z wykonania zada�, albo te� pr�bowa� wprowadzenia na kon- troln� orbit� ostatniej, trzeciej sondy. Odej�cie oznacza�o rui- n� programu, poniewa� sonda, kt�ra ju� kr��y�a w szczelinie, na pewno roztrzaska�aby si�, dryfuj�c, po paru godzinach naj- wy�ej. Zewn�trzna korekcja jej tonz, dawana sond� "str�- �em", by�a konieczna. - T� alternatyw� powinien by� naturalnie rozstrzygn�� dow�dca statku? 68 STANIS�AW LEM - Panie przewodnicz�cy, czy mam odpowiedzie� na to pytanie? - �wiadek odpowie na pytanie oskar�enia. - A wi�c, dow�dca m�g� naturalnie wydawa� rozkazy, ale robi� tego nie musia�. Zasadniczo pilot w okre�lonych oko- liczno�ciach uprawniony jest do pe�nienia funkcji r�wnowa�- nych funkcjom dow�dcy statku, jak o tym m�wi szesnasty paragrafinstrukcji pok�adowej, poniewa� cz�sto bywa tak, �e nie ma czasu na porozumiewanie si� pomi�dzy dow�dc� a lud�mi przy sterach. - AIe w powsta�ych okoliczno�ciach dow�dca rozkazy wydawa� m�g�, poniewa� statek ani nie znajdowa� si� pod akceleracj�, uniemo�liwiaj�c� wydawanie rozkaz�w g�osem, aru te� nie by� w bezpo�rednim niebezpiecze�stwie zniszcze- nia. - O pi�tnastej z minutami czasu pok�adowego pilot da� umiarkowany ci�g wyr�wnawczy. . . - Dlaczego �wiadek zignorowa� to, co powiedzia�em? Prosz� Wysoki Trybuna� o udzielenie �wiadkowi upomnienia i nakazanie mu, aby odpowiedzia� na moje s�owa. - Wysoki Trybunale, mia�em odpowiada� na pytania, ale oskar�enie nie zada�o mi �adnego pytania. Oskar�enie wypo- wiedzia�o tylko w�asny komentarz interpretuj�cy powsta�� na statku sytuacj�. Czy mam ze swej strony ten komentarz sko- mentowa�? - Oskar�enie zechce sformu�owa� pytanie adresowane do �wiadka, a �wiadek winien wykaza� maksimum dobrej woli przy zeznawaniu. - Czy �wiadek nie uwa�a, �e dow�dca powinien w po- wsta�ej sytuacji powzi�� konkretn� decyzj� i zako�nunikowa� j� pilotowi w postaci rozkazu? - Instrukcja, panie prokuratorze, nie przewiduje. . . - �wiadek ma zwraca� si� tylko do Trybuna�u. ROZPRAWA 69 - S�ucham. Instrukcja, Wysoki Trybunale, nie przewi- duje szczeg�owo wszystkich okoliczno�ci, jakie mog� po- wsta� na pok�adzie. Tojest zreszt�niemo�liwe. Gdyby to by�o mo�liwe, wystarczy�oby, aby ka�dy cz�onek za�ogi na pami�� si� jej nauczy� i wtedy dowodzenie nie by�oby w og�le po- trzebne. - Panie przewodnicz�cy, oskar�enie protestuje przeciw- ko tego rodzaju ironicznym uwagom �wiadka! - �wiadek zechce odpowiedzie� zwi�le i prosto na py- tanie oskar�yciela. - S�ucham. A wi�c nie uwa�am, �eby dow�dca musia� wydawa� w owej sytuacji specjalne rozkazy. By� obecny, wi- dzia� i rozumia�, co si� dzieje; je�li milcza�, znaczy�o to, �e, wedle dwudziestego drugiego paragrafu instrukcji pok�ado- wej, zezwala pilotowi na dzia�anie zgodne zjego rozeznaniem w�asnym. - Wysoki Trybunale, �wiadek fa�szywie interpretuje brzmienie dwudziestego drugiego paragrafu instrukcji pok�a- dowej �eglugi kosmicznej, poniewa� odpowiedni jest tu para- graf dwudziesty sz�sty, kt�ry m�wi o sytuacjach niebezpiecz- nych. - Wysoki Trybunale, sytuacja, kt�ra powsta�a na "Go- liacie", nie by�a niebezpieczna ani dla statku, ani dla zdrowia i �ycia za�ogi. - �wiadek, Wysoki Trybunale, wykazuje najwyra�niej z�� wol�, gdy� zamiast d��y� do ustalenia prawdy obiektyw- nej, w swoich zeznaniach usi�uje perfas et nefas usprawiedli- wia� post�pki oskar�onego Pirxa, kt�ry by� dow�dc� statku! Sytuacja, w jakiej statek si� znalaz�, niew�tpliwie nale�a�a do takich, kt�re obejmuje brzmienie paragrafu dwudziestego sz�stego! - Wysoki Trybunale, oskar�yciel nie mo�e jednocze�nie pe�ni� funkcji rzeczoznawcy-bieg�ego, kt�ry ustala stany rze- czowe ! 70 STANIS�AW LEM - Odbieram �wiadkowi g�os. Trybuna� zawiesza kwesti� odpowiednio�ci dwudziestego drugiego lub dwudziestego sz�stego para�rafu instrukcji pok�adowej do osobnego roz- strzygni�cia. Swiadek przedstawi obecnie, co zasz�o na statku w dalszym ci�gu. - Calder nie zwraca� si� wprawdzie do dow�dcy z �ad- nymi pytaniami, ale widzia�em, �e kilkakrotnie spojrza� wjego stron�. Tymczasem ci�g zaklinowanej sondy wyr�wna� si� i ustatecznienie statku nie nastr�cza�o trudno�ci. Calder, maj�c dobr� stabilizacj�, poszed� na oddalenie od pier�cienia, ale nie ��da� ode mnie obliczenia kurs�w powrotnych, wi�c domy�li- �em si�, �e b�dzie jednak pr�bowa� doko�czenia naszych za- da�. Kiedy�my wyszli poza granic� Roche'a, o szesnastej mniej wi�cej, zasygnalizowa� szczyt i natychmiast spr�bowa� wy- trz�sn�� sond�. - To znaczy? - No c�, w��czy� sygna�y szczytu przeci��eniowego i zaraz potem da� najpierw ca�� wstecz, a potem ca�� naprz�d; sonda wa�y trzy tony, pod pe�n� akceleracj� musia�a wa�y� prawie dwadzie�cia razy tyle. Powinna by�a wylecie� z tej wyrzutni jak groszek. Maj�c z dziesi�� tysi�cy mil luzu, Cal- der da� te uderzenia ci�giem dwa razy po kolei, ale bez rezul- tatu. Sprawi� tyle, �e defleksjajeszcze wzros�a. Przypuszczal- nie pod wp�ywem gwa�townych przyspiesze� sonda, kt�ra je- szcze mocniej zaklinowa�a si� w wyrzutni, zmieni�a po�o�e- nie tak, �e teraz ca�y strumie� jej gaz�w bi� w uchylon� klap� zewn�trzn�, odbija� si� od niej i ucieka� w przestrze�. Ude- rzenia ci�giem by�y zar�wno nieprzyjemne dla nas, jak i tro- ch� ryzykowne, poniewa� ju� by�o jasne, �e je�eli sonda w og�le p�jdzie, to chyba zabierze ze sob� kawa�ek zewn zne- go pancerza. Wygl�da�o na to, �e albo b�dziemy musi I wy- s�a� ludzi w skafandrach z narz�dziami na pancerz, albo te� wraca� ci�gn�c z sob� t� choler. . . przepraszam, t� zaklinowa- n� sond�. ROZPRAWA % I - Czy Calder nie pr�bowa� wy��czy� silnika sondy? - Nie m�g� tego zrobi�, panie s�dzio, bo kabel sterowni- czy, ��cz�cy sond� ze statkiem, by� ju� przerwany, a wi�c po- zostawa�o tylko sterowanie drog� radiow�, ale sonda tkwi�a w samym wylocie wyrzutni i by�a ekranowanajej metalow� os�o- n�. Lecieli�my mo�e minut�, oddalaj�c si� od planety, i by�em ju� przekonany, �e jednak zdecydowa� si� na odwr�t; wyko- na� kilka manewr�w, robi�c tak zwany najazd na gwiazd�- polega to na tym, �e dziobem statku celuje si� na obran� gwia- , zd� i daje przy tym zmienne ci�gi. Je�li sterowno�� jest w normie, gwiazda powinna tkwi� w ekranach zupe�nie nieru- chomo. Oczywi�cie tak nie by�o, mieli�my zmienion� charak- terystyk� lotu i Calder stara� si� zbada� jej liczbowe warto�ci. Po kilku pr�bach uda�o mu si� jednak dobra� ci�gi, wyr�wnu- j�ce defleksj�, i wtedy zawr�ci�. - Czy �wiadek zorientowa� si� w�wczas we w�a�ciwym zamierzeniu Caldera? - Tak, to znaczy przypuszcza�em, �e b�dzie chcia� jed- nak wyorbitowa� pozosta�� na pok�adzie trzeci� sond�. Ze- szli�my nad p�aszczyzn� ekliptyki z powrotem, od strony s�o�- ca, przy czym Calder pracowa� po prostu znakomicie; gdy- bym o tym nie wiedzia�, nigdy bym nie przypu�ci�, �e z tak� swobod� steruje statkiem, kt�ry ma niejako wbudowany osob- , ny boczny silnik, nie uwzgl�dniony konstrukcyjnie. Kaza� mi obliczy� kursowe poprawki i ca�� trajektori�, wraz z impulsa- mi sterowania dla naszej trzeciej sondy. Wtedy nie mog�em ju� mie� �adnych w�tpliwo�ci. - �wiadek te polecenia wykona�? - Nie, panie s�dzio. To znaczy, powiedzia�em mu, �e nie mog� oblicza� kurs�w zgodnie z programem, skoro mamy post�powa� inaczej - a przecie� nie mogli�my si� ju� �ci�le trzyma� programu. Za��da�em od niego dodatkowych danych, bo nie wiedzia�em, zjakiej wysoko�ci chce wyorbitowa� ostat- 72 S TANIS�AW LEM ni� sond�, ale nic mi nie odpowiedzia�. By� mo�e, zwr�ci� si� do mnie tylko po to, aby powiadomi� dow�dc� o swym za- miarze. - Tak �wiadek s�dzi? M�g� przecie� zwr�ci� si� do do- w�dcy bezpo�rednio. - Mo�e nie chcia� tego zrobi�. Mo�e zale�a�o mu na tym w�a�nie, �eby nikt nie pomy�la�, �e on sam nie wie, jak nale�y post�powa� i potrzebuje pomocy. Ale r�wnie dobrze mog�o by� tak, �e chcia� pokaza�, jak doskona�ym jest pilotem, je�li bierze si� do wykonywania zada�, w kt�rych nawigator, to znaczy ja, nie potrafi mu pom�c. Dow�dca jednak nie zarea- gowa�, a Calderju� szed� na zbli�enie z pier�cieniami. Wtedy przesta�o mi si� to podoba�. - �wiadek zechce zeznawa� w spos�b bardziej rzeczo- - Tak, panie s�dzio. Pomy�la�em, �e zanosi si� na ryzy- kown� operacj�. - Wysoki Trybuna� zechce zauwa�y�, �e �wiadek mimo woli potwierdzi� obecnie to, czego nie chcia� stwierdzi� po- przednio : obowi�zkiem dow�dcy by�o aktywnie wmiesza� si� w powsta�� sytuacj� i dow�dca �wiadomie, z rozmys�em, tego zaniecha�, nara�aj�c przez to statek wraz z za�og� na nieobli- czalne nast�pstwa. - Wysoki Trybunale, nie by�o tak, jak twierdzi oskar�e- nie. - Prosz� nie polemizowa� z oskar�eniem, lecz sk�ada� zeznania, odnosz�ce si� wy��cznie do przebiegu zdarze�. Dla- czego w chwili, kiedy Calder pocz�� wraca� na perymetr pier- �cieni, uzna� pan - dopiero wtedy - operacj� za ryzykow- � n�? - Mo�e �le si� wyrazi�em. By�o tak: pilot powinien si� w podobnych okoliczno�ciach zwr�ci� do dow�dcy. Ja bym to na jego miejscu zrobi� na pewno. Pierwotnego programu nie mogli�my ju� zrealizowa� z ca�� dok�adno�ci�. My�la�em, ROZPRAWA %3 �e Calder, skoro dow�dca zostawia mu inicjatyw�, b�dzie si� stara� umie�ci� satelit� ze znacznej odleg�o�ci, to znaczy nie zbli�aj�c si� zbytnio do pier�cienia. Zmniejsza�o to co prawda szans� sukcesu, ale by�o mo�liwe, a zarazem bezpieczne. I rzeczywi�cie, przy ma�ej szybko�ci kaza� mi ponownie obli- czy� kursy dla satelity, naprowadzanego impulsami z odle- g�o�ci rz�du tysi�ca dwustu kilometr�w. Poniewa� chcia�em mu pom�c, zacz��em oblicza� te kursy, przy czym okaza�o si�, �e rozmiary b��du s� mniej wi�cej takie, jak rozmiary sze- roko�ci szczeliny Cassiniego. By�o wi�c oko�o pi��dziesi�ciu szans na sto, �e sonda, zamiast wej�� na w�a�ciw� orbit� kon- troli, p�jdzie albo ku planecie, albo na zewn�trz, i roztrzaska si� o pier�cie�.- Poda�em mu ten wynik, bo nie mia�em nic lepszego. - Czy dow�dca zaznajomi� si� z wynikiem oblicze� �wiadka? - Musia� go widzie�, bo cyfry wyskakiwa�y na indykato- rze, umieszczonym centralnie nad naszymi pulpitami. Szli- �my ma�ym ci�giem i wydawa�o mi si�, �e Calder nie umie zadecydowa�, co pocz��. By� rzeczywi�cie w kropce. Gdyby teraz wycofa� si�, oznacza�oby to, �e poprzednio omyli� si� w rachubach, �e zawiod�a go intuicja. Dop�ki nie zawr�ci� ku planecie, m�g�by jeszcze utrzymywa�, �e uzna� ryzyko za zbyt wielkie i nieop�acalne - natychmiast. Ale on ju� pokazal, �e ma statek w r�ku, mimo zmienionej charakterystyki ci� g�w, a cho� tego nie powiedzia�, z nast�pnych manewr�w wynika�o jasno, �e postanawia przecie� kontynuowa� pr�b� orbitowania sondy. Szli�my na zbli�enie i my�la�em, �e chce po prostu polepszy� nieco szanse; zwi�ksza�y si� przecie� ze spadkiem odleg�o�ci, ale gdyby o to mu chodzi�o, powinien by� ju� zacz�� hamowanie, tymczasem zwi�kszy� ci�g. Do- piero gdy to zrobi�, w owym momencie pomy�la�em, �e chce 74 S TANIS�AW LEM zrobi� co� zupe�nie innego, wcze�niej nawet mi to do g�owy nie przysz�o. Zreszt� wszyscy to poj�li - momentalnie. - Swiadek twierdzi, �e wszyscy cz�onkowie za�ogi zdali sobie spraw� z powagi po�o�erua? - Tak, panie przewodnicz�cy. Kto� za mn�, siedz�cy od bakburty, powiedzia� w chwili przy�pieszenia: "�ycie by�o pi�kne". - Kto to powiedzia�? - Tego nie wiem. Mo�e in�ynier, a mo�e elektronik. Nie zwraca�em na to uwagi. Wszystko dzia�o si� w u�amkach se- kund. Calder w��czy� sygna� szczytu i da� du�y ci�g, maj�c kurs kolizyjny z pier�cieniem. Jasne by�o, �e chce przej�� "Goliatem" przez sam �rodek szczeliny Cassiniego i po dro- dze "zgubi�" t� trzeci� sond� metod� "przestraszonego pta- szka". - C� to za metoda? - Tak si� to czasem nazywa, panie s�dzio: statek "gubi" sond� tak, jak ptak "gubi" w locie jajko... Ale dow�dca mu tego zabroni�. - Dow�dca tego zabroni�? Wyda� taki rozkaz? - Tak jest, panie s�dzio. - Sprzeciw oskar�enia. �wiadek przeinacza fakty. Do- w�dca takiego rozkazu nie wyda�. - Owszem - dow�dca usi�owa� wyda� taki rozkaz, aIe nie zd��y� go wypowiedzie� pe�nym zdaniem. Calder da� wprawdzie ostrze�enie szczytu przyspieszeniowego, ale zale- dwie na u�amek sekundy przed w�a�ciwym manewrem. Kied� b�ysn�o czerwieni�, dow�dca krzykn�� do niego, a on r�wno- cze�nie poszed� ca�� moc�. Pod tak� pras�, powy�ej czterna- stu g, nie mo�na z siebie ju� g�osu wydoby�. Wygl�da�o na to, �e Calder chcia� mu zgnie�� s�owa na ustach. Nie powiadam, �e on naprawd� do tego zmierza�, ale tak wygl�da�o. Wgnio- t�o nas od razu tak, �e straci�em kompletnie wzrok, tote� do- w�dca zd��y� ledwie krzykn��. . . ROZPRAWA %S - Panie przewodnicz�cy, oskar�enie wnosi sprzeciw prze- � ciwko sformu�owaniom u�ytym przez �wiadka. Wbrew w�a- snemu zastrze�eniu �wiadek sugeruje jednak, jakoby pilot Calder z premedytacj� i z�� wol� usi�owa� udaremni� dow�d- cy wydanie rozkazu. - Niczego podobnego nie m�wi�em. - Odbieram �wiadkowi g�os. Trybuna� przychyla si� do wniosku oskar�enia. Prosz� wykre�li� z protoko�u s�owa �wiad- ka, poczynaj�c od zdania: "Wy�l�da�o na to, �e Calder chcia� mu zgnie�� s�owa na ustach". Swiadek zechce si� powstrzy- ma� od komentarzy i powt�rzy� dok�adnie to, co powiedzia� rzeczywi�cie dow�dca. - A wi�c, jakem ju� m�wi�, dow�dca nie zd��y� wpraw- dzie sformu�owa� rozkazu ca�ym zdaniem, ale jego sens by� jasny. Zabroni� Calderowi wchodzi� w szczelin� Cassiniego. - Sprzeciw oskar�enia. Nie jest istotne dla materialnej prawdy przewodu to, co oskar�ony Pirx c h c i a � powie- dzie�, lecz to tylko, co rzeczywi�cie powiedzia�. - Trybuna� uznaje sprzeciw. Niech �wiadek ograniczy si� do tego, co zosta�o powiedziane w sterowni. - Zosta�o powiedziane dosy�, �eby ka�dy cz�owiek, kt�ry jest z zawodu kosmonaut�, zrozumia�, �e dow�dca zabrania pilotowi wej�� w Cassiniego. - �wiadek zechce przytoczy� owe s�owa, a Trybuna� sam powe�mie opini� w kwestii ich w�a�ciwego sensu. - Nie pami�tam tych s��w, panie przewodnicz�cy, tylko w�a�nie ich sens. Dow�dca zacz�� wo�a� co� w rodzaju: "Nie ' przechod� przez pier�cie�!", a mo�e: "Nie na wylot!" i dalej ju� m�wi� nie m�g�. - Jednakowo� poprzednio �wiadek powiedzia�, �e do- w�dca nie wyg�osi� ca�ego zdania, a zacytowane teraz przez �wiadka: "Nie przechod� przez pier�cie�" stanowi ca�e zda- � nie. 76 STANIS�AW LEM - Gdyby na tej sali wybuch� po�ar i gdybym zawo�a�: "Pali si�!" - nie by�oby to ca�e zdanie, boby nie m�wi�o o tym, co si� pali, ani gdzie si� pali, lecz by�oby zrozumia�ym ostrze�eniem. - Sprzeciw oskar�enia! Prosz� Trybuna� o przywo�anie �wiadka do porz�dku! - Trybuna� udziela �wiadkowi upomnienia. Nie jest za- daniem �wiadka pouczanie Trybuna�u przypowie�ciami i aneg- dotami. Prosz� ograniczy� si� do rzeczowej relacji o tym, co zasz�o na pok�adzie. - S�ucham. Na pok�adzie zasz�o to, �e dow�dca okrzy- kiem zakaza� pilotowi wprowadzi� statek w szczelin�. . . - Sprzeciw! Zeznania �wiadka tendencyjnie zmierzaj� do sfa�szowania fakt�w ! - Trybuna� pragnie by� wyrozumia�y. �wiadek zechce poj��, �e zadaniem przewodu jest ustalenie fakt�w material- nych. Czy �wiadek potrafi przytoczy� urywek zdania, wypo- wiedzianego przez dow�dc�? - Byli�my ju� pod wielkim przyspieszeniem. Mia�em black out, nic nie widzia�em, aIe s�ysza�em okrzyk dow�dcy. S�owa nie by�y wyra�ne, ajednak zrozumia�em, o co sz�o. Tym bardziej musia� s�ysze� to ostrze�enie pilot, skoro znajdowa� si� bli�ej dow�dcy ani�eli ja. - Obrona prosi o ponowne przes�uchanie ta�m rejestra- cyjnych ze sterowni, w ich fragmencie dotycz�cym okrzyku dow�dcy. - Trybuna� oddala wniosek obrony. Ta�my zosta�y ju� przes�uchane i ustalono, �e stopie� zniekszta�cenia g�osu po- zwala jedynie na zidentyfikowanie osoby, ale nie wyjawienie tre�ci okrzyku. Trybuna� powe�mie w tej spornej kwestii odr�b- n� decyzj�. Niech �wiadek powie, co sta�o si� po okrzyku do- w�dcy. - Kiedy przejrza�em, szli�my na kolizj� z pier�cieniem. Akcelerometr pokazywa� dwa g. Szybko�� by�a hiperbolicz- ROZPRAWA %% na. Dow�dca zawo�a�: "Calder! Nie wykona�e� rozkazu! Za- broni�em ci wchodzi� w pier�cie� Cassiniego!" - a Calder natychmiast odpowiedzia�: "Nie s�ysza�em tego komandorze!" - Dow�dca nie rozkaza� mu jednak w owej chwili ha- mowa� b�d� zawr�ci�? - To ju� by�o niemo�liwe, panie przewodnicz�cy. Mie- li�my hiperboliczn� rz�du osiemdziesi�ciu kilometr�w na se- kund�. Nie by�o mowy o tym, �eby wygasi� taki p�d bez prze- kroczenia bariery grawitacyjnej. - Co �wiadek rozumie przez barier� grawitacyjn�? - Trwa�e przy�pieszenie dodatnie lub ujemne powy�ej dwudziestu - dwudziestu dwu jednostek grawitacyjnych. Z ka�d� sekund� lotu kolizyjnego trzeba by�o wi�kszej mocy wstecznej, �eby wyhamowa�. Najpierw zapewne oko�o pi��- dziesi�ciu g, a potem mo�e i sto. Przy takim hamowaniu mu- sieliby�my wszyscy zgin��. To znaczy - musieliby zgin�� wszyscy ludzie na pok�adzie. - Statek m�g� rozwin�� technicznie przyspieszenia tego rz�du? - Tak, panie s�dzio. M�g�, po zerwaniu bezpiecznik�w, ale tylko wtedy. "Goliat" posiada stos, dysponuj�cy w szczy- cie potencjalnym ci�giem rz�du dziesi�ciu tysi�cy ton. - Prosz� kontynuowa� zeznania. - " Chcesz zniszczy� statek" - powiedzia� dow�dca ca�- kiem spokojnie. - "Przejdziemy przez Cassiniego i wyha- muj� po drugiej stronie" - odpowiedzia� Calder z takim sa- mym spokojem. Ta wymiana zda� jeszcze trwa�a, kiedy do- stali�my bocznych obrot�w. Pod wp�ywem gwa�townego wzro- stu przyspieszenia, kt�rym Calder zapocz�tkowa� lot na szczeli- n�, sonda musia�a w nie kontrolowany spos�b zmieni� swoje po�o�enie wewn�trz wyrzutni i dawa�a wprawdzie boczn� de- fleksj� mniejsz�, ale strumie� gaz�w szed� teraz po stycznej wzgl�dem korpusu, tak, �e ca�y statek obraca� si� jak b�k w 78 S TANIS�AW LEM osi pod�u�nej. Ten obr�t by� najpierw do�� powolny, lecz z ka�d� sekund�przyspiesza�. By� to pocz�tek nieszcz�cia. Cal- der spowodowa� je niechc�cy - tym, �e bardzo gwa�townie zwi�kszy� poprzednio akceleracj�. - Niech �wiadek wyja�ni dok�adnie Trybuna�owi, dla- czego, jego zdaniem, Calder zwi�kszy� akceleracj�. - Wysoki Trybunale, oskar�enie wnosi sprzeciw. �wia- dek jest stronniczy i odpowie bez w�tpienia, tak jak ju� m�- wi�, �e Calder usi�owa� zmusi� dow�dc� do milczenia. - Wcale nie to chc� powiedzie�. Calder nie musia� zwi�k- szy� akceleracji skokiem, m�g� to uczyni� wolniej, ale, je�li zamierza� wej�� w Cassiniego, du�y ci�g by� konieczny. Znaj- dowali�my si� w przestrzeni skrajnie trudnej dla manewru, poniewa� jest to strefa typowa dla nierozwi�zywalnych ma- tematycznie problem�w ruchu wielu cia�. Oddzia�ywania sa- mego Saturna, masy jego pier�cieni, najbli�szych satelit�w, wszystko to razem tworzy pole ci��enia, w kt�rym ca�o�� per- turbacji nie daje si� r�wnocze�nie uwzgl�dni�. Ponadto mie- li�my jeszcze boczn� defleksj� ze strony sondy. W tej sytuacji poruszali�my si� po torze, kt�ry by� wypadkow� wielu si�- zar�wno w�asnych ci�g�w statku, jak i przyci�gania rozrzu- conych w przestrzeni mas. Ot�, im wi�kszym szli�my ci� giem, tym mniejszy stawa� si� wp�yw czynnik�w zak��caj� cych, bo ich warto�ci by�y sta�e, natomiast warto�� naszego p�du ros�a. Powi�kszaj�c chy�o��, Calder czyni� nasz tor mniej wra�liwym na zewn�trzne wp�ywy zak��caj�ce. Jestem prze- konany, �e przej�cie uda�oby mu si�, gdyby nie ten boczny obr�t, kt�ry nagle powsta�. - �wiadek uwa�a, �e przej�cie przez szczelin�, przy w pe�ni sprawnym statku, by�o mo�liwe? - Ale� tak, panie s�dzio. Manewr ten jest mo�liwy, jak- kolwiek zakazany przez wszystkie podr�czniki kosmolocji. Szczelina ma praktycznie szeroko�� trzech i p� tysi�ca kilo- ROZPRAWA %9 � metr�w, przy czym pobocza s� pe�ne grubego py�u lodowego I i meteorytowego, niedostrzegalnego wprawdzie wizualnie, ale ' takiego, kt�ry musia�by spali� statek poruszajacy si� hiperbo- liczn�. Jako tako czysta przestrze�, przez kt�r�mo�na przej��, ma jakie� pi��set do sze�ciuset kilometr�w szeroko�ci. Przy ma�ych wysoko�ciach wej�� w taki pasa� jest nietrudno, ale � przy wi�kszych pojawia si� dryfgrawitacyjny; dlatego Calder ; najpierw dobrze wycelowa� dziobem w szczelin�, a potem da� du�y ci�g. Gdyby sonda nie przekr�ci�a si�, wszystko posz�o- i by dobrze. Tak przynajmniej s�dz�. Oczywi�cie, by�o pewne ryzyko, mieli�my mniej wi�cej jedn� szans� na trzydzie�ci, �e trafimy w jaki� samotny okruch. Tymczasem dostali�my jed- nak obrot�w wzd�u�nych. Calder usi�owa� je wygasi�, ale mu si� to nie uda�o. Walczy� bardzo pi�knie. To musz� przyzna�. - Calder nie m�g� zlikwidowa� obrot�w statku? Czy �wiadek wie, dlaczego nie m�g�? - Ju� poprzednio, obserwuj�c go w czasie wacht, zo- rientowa�em si�, �e jest fenomenalnym rachmistrzem. Pok�a- ! da� ogromne zaufanie w umiej�tno�ci przeprowadzania b�y- skawicznych oblicze� na w�asn� r�k�, bez pomocy kalkulato- r�w. Przy hiperbolicznej, w tej naszej sytuacji, mieli�my przej�� jak przez igielne ucho. Zegary ci�gu by�y bezwarto- �ciowe, skoro pokazywa�y tylko dane ci�gu "Goliata", ale nie I mog�y pokazywa� warto�ci ci�gu sondy. Calder patrza� wy- ��cznie na grawimetry i prowadzi� tylko pod�ug nich. By� to ' prawdziwy wy�cig matematyczny mi�dzy nim a warunkami, kt�re zmienia�y si� z rosn�c� szybko�ci�. O tym, do czego j Calder by� zdolny, �wiadczy to, �e kiedy ja zaledwie nad��a- �em za samym o d c z y t y w a n i e m c y f r na indykatorach, on w tym samym czasie musia� przeprowadza� w g�owie obli- � czenia, buduj�c r�wnania r�niczkowe czwartego stopnia. j Musz� podkre�li�, �ejakkolwiek zachowanie Caldera do tego � momentu uwa�a�em za oburzaj�ce, bo by�em pewien, �e us�y- 80 S TANIS�AW LEM sza� rozkaz dow�dcy i zignorowa� go rozmy�lnie, to jednak czu�em dla niego podziw. - �wiadek nie odpowiedzia� na pytanie Trybuna�u. - W�a�nie zmierza�em do odpowiedzi, panie s�dzio. Rozwi�zania, je�li nawet Calder uzyskiwa� je w u�amku se- kund, musia�y by� tylko aproksymacjami. Nie by�y idealnie precyzyjne, bo nie mog�y by�, nawet gdyby si� zmieru� w naj- szybsz� maszyn� cyfrow� �wiata. Margines b��du, kt�rego uwzgl�dni� nie m�g�, narasta� - i kr�cili�my si� dalej. Przez jak�� minut� zdawa�o mi si�, �e mo�e jednak Calder da rad�, ale on wcze�niej ode mnie poj��, �e przegra� i wy��czy� ca�y ci�g. Stracili�my ci��enie do zera. - Dlaczego wy��czy� ci�g? - Chcia� przej�� przez szczelin� po niemal prostej, ale nie m�g� wygasi� obrot�w pod�u�nych statku. "Goliat" kr�ci� si� jak b�k i przez to zachowywa� si� jak b�k: opiera� si� sile nap�dzaj�cej, kt�ra usi�owa�a go ustawi� pod�u�nie. Wpadli- �my w precesj� - im wi�ksz� mieli�my szybko��, tym gwa�- towniej zatacza�a si� rufa. Szli�my w efekcie bardzo rozci� gni�tym korkoci�giem, statek k�ad�o na boki, a ka�dy z tych zwoj�w mia� mo�e z setk� kilometr�w �rednicy. Przy takim ruchu mogli�my jak nic trafi� w brzeg pier�cienia zamiast w �rodek szczeliny. Calder nie m�g� ju� nic na to poradzi�. Sie- dzia� w lejku. - Co to znaczy? - Tak nazywamy zwykle sytuacje nieodwracalne, w kt�re �atwo wej��, ale z kt�rychju� nie ma wyj�cia, Wysoki Trybu- nale. Nasz dalszy lot by� ju� poza wszelkim przewidywaniem. Kiedy Calder wy��czy� silniki, s�dzi�em, �e po prostu zdaje si� na los szcz�cia. Cyfry a� migota�y w okienkach indykato- r�w, ale ju� nic nie by�o do obliczania. Pier�cienie o�lepia�y, �e trudno by�o patrze� - one s� przecie� z�o�one z bry� lodu. Kr�ci�y si� przed nami karuzel�, razem ze szczelin�, kt�ra ROZPRAWA � I wygl�da�a jak czarne p�kni�cie. W takich momentach czas d�u�y si� niewiarygodnie. Ilekro� zawadzi�em wzrokiem o strza�ki sekundomierzy, zdawa�o mi si�, �e stoj� na miejscu. Calder zacz�� rozpina� pasy bardzo gwa�townie. Zacz��em robi� to samo, bo domy�li�em si�, �e chce zerwa� g��wny bez- piecznik przeci��enia, kt�ry jest na pulpicie, a przepasany nie m�g� go dosi�gn��. Maj�c do dyspozycji pe�n� moc, m�g� je- szcze wyhamowa� i uciec w przestrze�, rozwin�wszy te ja- kie� sto g. P�kliby�my jak baloniki, ale uratowa�by statek, no i siebie. W�a�ciwie powinienem by� pomy�le� ju� poprzednio, �e nie mo�e by� cz�owiekiem, bo �aden cz�owiek nie by�by w stanie dokonywa� oblicze� jak on. . . ale to sobie dopiero w tej chwili u�wiadomi�em. Chcia�em go powstrzyma�, zanim doj- dzie do pulpitu, ale on by� szybszy. Musia� by� szybszy. "Nie odpinaj si�" - krzykn�� do mnie dow�dca. A do Caldera: "Nie ruszaj bezpiecznika!" Calder nie zwr�ci� na to uwagi, ju� sta�. " Ca�a naprz�d ! " - zawo�a� dow�dca - i us�ucha�em go. Mia- �em przecie� drugi ster. Nie uderzy�em ca�� moc� od razu, wszed�em na pi�� g, bo nie chcia�em zabi� Caldera - chcia- �em go tym uderzeniem odrzuci� tylko od bezpiecznik�w, ale on utrzyma� si� na nogach. By� to widok przera�aj�cy, pano- wie, bo �aden cz�owiek nie ustoi przy pi�ciu! Usta�, tyle, �e chwyci� si� pulpitu, zdar�o mu sk�r� z obu d�oni i dalej trzy- ma� si�, bo pod t� sk�r�by�a stal. Wtedy da�em od razu szczyt. Czterna�cie g oderwa�o go, polecia� w ty� sterowni z tak po- twornym �omotem, jakby ca�y by� jedn� bry�� metalu, przele- cia� mi�dzy naszymi fotelami i wyr�n�� w �cian�, a� si� za- trz�s�a, securit poszed� tam w drzazgi, a on wyda� z siebie zupe�nie niepodobny do niczego g�os i s�ysza�em zza plec�w, jak si� tam z ty�u tarza�, druzgota� przepierzenia, jak rozwala� wszystko, czego si� chwyta�, aleju� nie zwraca�em na to uwa- gi, bo szczelina otwiera�a si� przed nami; walili�my w ni� kr��- kiem, z zataczaj�c� si� ruf�, zredukowa�em do czterech g, de- 6 Opowie�� o pilocie Pirxie t. I I 82 S TANIS�AW LEM cydowa� ju� tylko czysty traf Dow�dca krzykn��, �ebym strze- la�; zacz��em wi�c wystrzeliwa�jeden po drugim ekrany prze- ciwmeteorytowe, aby zmie�� sprzed dziobu drobniejsze okru- chy, gdyby przed nami si� pojawi�y, a chocia� nie by�o to wie- le warte, lepszy taki rodzaj os�ony ni� �aden. Cassini by� czar- nyjak olbrzymia g�ba, widzia�em przed dziobem, daleko, ekra- ny os�ony rozwija�y si� i od razu pali�y w zderzeniach z ob�o- kami py�u lodowego, olbrzymie, srebrne chmury powstawa�y i p�ka�y w okamgnieniu, niezwykle pi�kne, statek zatrz�s� si� lekko, czujniki prawej burty wszystkie razem skoczy�y, to by� termiczny udar, otarli�my si� nie wiem o co, i byli�my ju� po drugiej stronie. . . - Komandor Pirx? - Tak, to ja. Pan chcia� mnie widzie�? - Owszem. Dzi�kuj�, �e pan przyszed�. Prosz� usi���... M�czyzna za biurkiem nacisn�� guzik czarnego pude�ka i powiedzia�: - B�d� teraz zaj�ty przez dwadzie�cia minut. Nie ma mme dla nikogo. Wy��czy� aparat i spojrza� uwa�nie na siedz�cego. - Panie komandorze, mam dla pana pewn� oryginaln� propozycj�. Pewien - szuka� przez sekund� s�owa - ekspe- ryment. Na wst�pie jednak musia�bym prosi�, aby pan zacho- wa� to co powiem, w dyskrecji. Tak�e, je�li pan propozycj� odrzuci. Czy pan si� zgadza? Przez kilka sekund panowa�o milczenie. - Nie - rzek� Pirx. I doda�: - Chyba �e powie mi pan co� wi�cej. - Pan nie nale�y do ludzi, podpisuj�cych cokolwiek in blanco? W�a�ciwie mog�em si� tego spodziewa� po tym, co o panu s�ysza�em. Papierosa? ROZPRAWA �3 - Dzi�kuj�, nie. - Chodzi o rejs eksperymentalny. - Nowy rodzaj statku? - Nie. Nowy rodzaj za�ogi. - Za�ogi? A moja rola? - Wszechstronna ocena jej przydatno�ci. To wszystko, co mog� powiedzie�. Teraz kolej na pa�sk� decyzj�. - B�d� milcza�, je�li uznam to za mo�liwe. - Za mo�liwe? - Za wskazane. - Ze wzgl�du na jakie kryteria? - Tak zwane sumienie, prosz� pana� Zn�w up�yn�o kilka sekund. W wielkim pokoju, o jednej �cianie ze szk�a., panowa�a cisza, jakby nie mie�ci� si� w�r�d dwu tysi�cy innych, tworz�cych ogromny wie�owiec z trze- ma lotniskami dla helikopter�w na dachach. Pirx nie widzia� prawie rys�w cz�owieka, kt�ry z nim rozmawia�, bo t�em jego postaci by�a silnie �wiec�ca mg�a, a raczej chmura, w kt�rej zanurza�o si� szesna�cie najwy�szych pigter gmachu. Chwila- mi mleczne k��by materializowa�y si� za przezroczyst� �cian� i wydawa�o si� wtedy, �e ca�y pok�j p�ynie gdzie�, unoszony niewyczuwaln� si��. - Dobrze. Jak pan widzi, zgadzam si� na wszystko. Cho- dzi o rejs Ziemia-Ziemia. - P�tla? - Tak. Z okr��eniem Saturna i wprowadzeniem tam na orbit� stacjonarn� nowych satelit�w automatycznych. - To przecie� projekt JOVIANA? - Owszem, cz�� tego projektu, co si� tyczy tych sateli- t�w. Statek r�wnie� nale�y do COMSEC-u, wi�c imprezie patronuje UNESCO. Jak pan wie, reprezentuj� w�a�nie t� in- stytucj�. Jednak�e mamy w�asnych pilot�w i nawigator�w, a pana wybrali�my, poniewa� w gr� wchodzi dodatkowy czyn- nik. Ta za�oga, o kt�rej ju� wspomnia�ern. 84 S TANIS�AW L EM Dyrektor UNESCO znowu zamilk�. Pirx czeka�, mimo woli nas�uchuj�c, ale naprawd� by�o tak, jakby najs�abszy d�wi�k nie rozlega� si� w promieniu ca�ych mil - a przecie� otacza�o ich milionowe miasto. - Jak panu pewno wiadomo, od szeregu lat istniej� ju� mo�liwo�ci produkowania urz�dze� coraz wszechstronniej zast�puj�cych cz�owieka. Takie, kt�re dor�wnuj�mu w wielu dziedzinach naraz, by�y dot�d stacjonarne, ze wzgl�du na ci�- �ar i rozmiary. Jednak�e prawie jednocze�nie w Stanach Zjed- noczonych i ZSRR fizyka cia�a sta�ego umo�liwi�a nast�pny etap mikrominiaturyzacji -ju� molekularny. Wyprodukowa- no eksperymentalnie prototypy uk�ad�w krystalicznych, r�w- nowa�nych m�zgowi. S�wci�� oko�o p�tora raza wi�ksze od naszego m�zgu, ale to nie ma znaczenia. Szereg firm amery- ka�skich opatentowa�o ju� takie konstrukcje i obecnie pragn� przyst�pi� do wytwarzania automat�w cz�ekokszta�tnych, tak zwanych nieliniowc�w sko�czonych, przede wszystkim dla obs�ugi statk�w pozaziemskich. - S�ysza�em o tym. Ale podobno zwi�zki zawodowe si� temu sprzeciwi�y? I wymaga�oby to, zdaje si�, istotnych zmian w istniej�cym prawodawstwie? - Pan o tym s�ysza�? W prasie nie by�o nic, poza plotka- mi... - Tak. Ale toczy�y si�jakie� pozakulisowe rozmowy, per- traktacje, i wiadomo�ci o tym przeciek�y do �rodowiska, w kt�rym si� obracam. To chyba zrozumia�e. - Zapewne. Oczywi�cie. Wi�c - tym lepiej, chocia�. . . Jakie jest pana zdanie? - W tej sprawie? Raczej negatywne. Tak, nawet bardzo negatywne. Obawiam si� jednak, �e niczyje zdanie nie ma tu istotnego wp�ywu. Konsekwencje odkry� s� nieub�agane- mo�na najwy�ej przez pewien czas hamowa� ich realizacj�. - Jednym s�owem, uwa�a pan to za z�o konieczne? ROZPRAWA � S - Tak bym tego nie sformu�owa�. Uwa�am, �e ludzko�� nie jest przygotowana na inwazj� sztucznych istot cz�eko- kszta�tnych. Oczywi�cie najwa�niejsze jest, czy one napraw- d� s� r�wnowa�ne cz�owiekowi. Osobi�cie si� z takimi nigdy nie spotka�em. Nie jestem specjalist�, ale ci, kt�rych znam, uwa�aj�, �e o pe�nowarto�ciowo�ci, o prawdziwej r�wnowa�- no�ci nie mo�e by� mowy. - Czy nie jest pan uprzedzony? Istotnie, takie jest zdanie szeregu fachowc�w, tojest, by�o to ich zdanie. Ale, widzi pan. . . motywacja dzia�ania tych firm jest uwarunkowana czynnika- mi ekonomicznymi. Op�acalno�ci� produkcji. - To znaczy nadziej� zysk�w. - Tak. To znaczy, w tym wypadku, rz�d federalny (mam na my�li Ameryk�), jak r�wnie� rz�dy brytyjski i francuski nie udost�pni�y jeszcze pe�nej dokumentacji prywatnym fir- mom, o ile ta dokumentacja powsta�a w instytucjach finanso- wanych przez pa�stwo. Jednak�e luki owej dokumentacji fir- my mog� uzupe�ni� nawet bez pomocy rz�d�w, we w�asnym zakresie, maj� wszak swoje laboratoria badawcze. - " Cybertronics"? - Nie tylko. "Machintrex", "Inteltron" i inne. Ot� wie- lu ludzi ze sfer rz�dowych tych pa�stw obawia si� dalszych skutk�w podobnej akcji. Prywatnych firm nie interesuje brak fundusz�w pa�stwowych dla masowego przekwalifikowania ludzi, kt�rych usunie z pracy fala nieliniowc�w. - Nieliniowcy? Dziwne. Nie spotka�em si� z tym termi- nem. - To po prostu s�owo z �argonu, kt�rym si� pos�uguje- my. Zawsze lepsze od "homunculusa" czy "sztucznego cz�o- wieka". Bo to zreszt� nie s� ludzie, ani sztuczni, ani naturalni. - Ze wzgl�du na niepe�nowarto�ciowo��? - Wie pan, komandorze, ja tak�e nie jestem specjalist� na tym polu, wi�c cho�bym chcia�, nie udziel� panu odpowie- 86 S TANIS�AW LEM dzi. Moje prywatne przypuszczenia nie s� przecie� wa�ne. Chodzi o to, �e jednym z pierwszych odbiorc�w nowego pro- duktu by�by COSNAV. - Przecie� to prywatne przedsi�biorstwo anglo-amery- ka�skie? - W�a�nie dlatego. "Cosmical navigation" od lat walczy z trudno�ciami finansowymi, poniewa� nie obliczony na do- ra�ne zyski system kosmodromii i kosmolocji pa�stw socjali- stycznych stanowi dla niej siln� konkurencj�, przejmuj�c� znaczn� cz�� ca�ego obrotu towarowego. Zw�aszcza na g��w- nych trasach pozaziemskich. Pan musi o tym wiedzie�. - Owszem. I wcale bym si� nie zmartwi�, gdyby COSNAV zbankrutowa�. Skoro uda�o si� umi�dzynarodowi� eksplora- cj� kosmiczn� w ramach ONZ, to i z �eglug� mo�na zrobi� to samo. Tak mi si� przynajmniej wydaje. - Mnie te�. Zapewniam pana, �e i ja bym tego chcia�, cho�by ze wzgl�du na biurko, za kt�rym siedz�. Ale to pie�� przysz�o�ci. Na razie, prosz� pana, jest tak, �e COSNAV go- t�w jest przyj�� ka�d� liczb� nieliniowc�w dla obs�ugi swych linii - tymczasem tylko frachtowych, bo obawiaj� si� bojko- tu szerszej publiczno�ci w ruchu pasa�erskim. Wst�pne per- traktacje ju� si� tocz�. - I prasa o tym milczy? - Rozmowy s� nieoficjalne. Zreszt� w niekt�rych dzien- nikach by�y o tym wzmianki, ale COSNAV wszystko zdemen- towa�. Formalnie ma niby racj�. Zreszt�, panie komandorze, to jest istna d�ungla. W gruncie rzeczy oni si� poruszaj� w pa�mie nie obj�tym �ci�le ani przez prawodawstwo ich kra- j�w, ani przez mi�dzynarodowe, podlegaj�ce ONZ. A zn�w ze wzgl�du na zbli�aj�cy si� koniec kadencji prezydent nie b�dzie pr�bowa� wprowadzenia do Kongresu ustaw, kt�rych domaga si� wielki kapita� intelektroniczny w obawie gwa�- townej reakcji Zwi�zk�w Zawodowych. Ot� - przechodz� wreszcie do rzeczy - szereg firm, antycypuj�c mo�liwe obiek- ROZPRAWA �% � cje prasy �wiatowej, nzchu robotniczego, zawodowego i tak dalej, zdecydowa�o si� dostarczy� do naszej dyspozycji grup� i p�prototyp�w dla zbadania ich przydatno�ci przy obs�udze � pozaziemskich statk�w. - Przepraszam "nam", to znaczy komu? ONZ? Jako� to dziwnie wygl�da. - Nie, nie wprost ONZ. Nam, to znaczy UNESCO. Jako �e instytucja zajmuj�ca si� sprawami nauki, kultury, o�wia- - Pan wybaczy, ale ja dalej nic nie rozumiem. Co maj� te automaty wsp�lnego z o�wiat� czy nauk�? - Przecie� inwazja, jak pan sam j� nazwa�, tych... tych pseudoludzi, produkowanych systemem ta�mowym, jest chy- ba pod ka�dym wzgl�dem istotna w�a�nie w dziedzinie og�l- noludzkiej kultury. Nie chodzi tylko o konsekwencje czysto i ekonomiczne, o niebezpiecze�stwo bezrobocia i tak dalej, ale o efekty psychologiczne, socjalne, kulturowe - zreszt�, aby wyja�ni� rzecz do ko�ca, dodam, �e przyj�li�my t� ofert� bez entuzjazmu. A nawet dyrekcja zamierza�aj�pierwotnie odrzu- ci�. Te przedsi�biorstwa przedstawi�y wtedy dodatkow� mo- tywacj� tej tre�ci, �e jako obs�uga statk�w nieliniowcy daj� bez por�wnania wi�ksze gwarancje bezpiecze�stwa od obs�u- gi ludzkiej. Poniewa� maj� szybsze reakcje, nie wykazuj� prak- tycznie potrzeby snu ani zm�czenia, nie podlegaj� chorobom, posiadaj� ogromn� nadmiarowo��, kt�ra w wypadku powa�- nego uszkodzenia umo�liwia im jeszcze funkcjonowanie, a nadto, nie wymagaj�c ani tlenu, ani �ywno�ci, mog� wykony- wa� swe zadania na pok�adzie statku zdehermetyzowanego, ' przegrzanego - i tak dalej. Wi�c, rozumie pan, to s� ju� ar- gumenty rzeczowe, poniewa� na pierwszy plan wysuwaj� nie zysk jakich