5016

Szczegóły
Tytuł 5016
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5016 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5016 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5016 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TEODOR TOMASZ JE� NARZECZONA HARAMBASZY POWIE�� Z DZIEJ�W S�OWIA�SZCZYZNY PO�UDNIOWEJ ROZDZIA� PIERWSZY NOCLEG Pot�ny talent piewcy Zamku Kaniowskiego, cuda by stworzy�, gdyby tym samym pi�rem, kt�rym skre�li� widzenia Nebaby z wierzcho�ka d�bu puszczy �mila�skiej, odmalowa� krajobraz; rozwijaj�cy si� ze szczytu g�ry, wystrzelaj�cej najwy�ej spo�r�d G�r Pekskich. Cudny� bo to rzeczywi�cie krajobraz!... Pod stopami, w prawo, w lewo, jak okiem si�gn��, rozrzuci�y si� zielone garby okrytych lasami wzg�rzy. Od pierwszego oka rzutu wida� nie co innego, tylko wzg�rza. Wpatruj�cemu si� w nie jednak pilnie odkrywaj� si� w niespodziankowy spos�b: tu bezdenna otch�a� w�wozu g��bokiego, czarna, dzika, ponura, tam grzebie� ska� sinych, wygl�daj�cy zalotnie spoza zielonych warkoczy, owdzie osada jaka� od niechcenia na spadku g�ry rzucona, gdzie wdziej jaka� ruina malowniczo w mchy i bluszcze ubrana, a w dali, w dali tuman mg�y sinawej, przewijaj�cy si� w�owym skr�tem, po�yskuj�cy od spodu tu i owdzie odblaskiem zwierciadlanym. Tuman ten mimowolnie zatrzymuje na sobie uwag�, i zmusza niejako zapyta�: � Co to? Zadaj to pytanie Serbowi, a odpowie ci z pewnym w g�osie przyciskiem, zdradzaj�cym co�, niby dum�: � To...Dunaj... Dunaj, mg�� spowity, przewija si� w stronie p�nocnej � i trzeba by� cz�owiekiem miejscowym, trzeba wiedzie�, �e on tam, a�eby domy�le� si� od razu znaczenia tuman�w, co si� oparem z jego podnosz� �ona i ob�oczyst� gaz� dalsz� zas�aniaj� okolic�. Bli�ej za� wida� same tylko garby i lasy... lasy i garby, przedstawiaj�ce poz�r okiem nieobejrzanego pola, pokrytego kopcami i mogi�ami, na kt�rych r�ka Przedwiecznego, r�wnocze�nie ze Stworzeniem �wiata, nieprzebyte zasia�a bory. �r�d kopc�w tych jeden, ten w�a�nie, co najwy�ej w g�r� wyskakiwa�, nie mia� drzewami poros�ego ciemienia. Drzewa okrywa�y jeno boki jego, ust�puj�c na wierzcho�ku miejsca trawie, kt�ra formowa�a rodzaj kobierca strzy�onego, zajmuj�cego przestrze� do�� znaczn�. Jedn� przestrzeni tej stron� przerzyna�a droga, a raczej �cie�ka szeroka, kt�ra si� z lasu wynurza�a i w las si� chowa�a i nad kt�r� ros�o w nier�wnych odst�pach kilka grusz roz�o�ystych, nie maj�cych nic wsp�lnego z drzewami lasu, sk�adaj�cego si� z buk�w, jesion�w, jawor�w i innych drzew, w�a�ciwych strefie i rodzajowi gruntu. Konary grusz tworzy�y sza�asy cieniste i w tym te� snad� celu zu�ytkowane by�y, grunt bowiem pod nimi, udeptany i z trawy ogo�ocony, na obwodzie brzeg�w, r�wnych roz�o�ysto�ci sklepienia ga��zistego, naznaczony by� popio�ami ognisk zgas�ych. Mimo przechodzi�a droga, g�adka i ubita, ale jak rzekli�my, bardziej do �cie�ki ani�eli do go�ci�ca podobna � bardziej do �cie�ki, bo nie szeroka i nie pokazuj�ca �lad�w k�. Wozy nie przeje�d�a�y i przeje�d�a� tamt�dy nie mog�y nigdy, nie mog�yby bowiem �adn� miar� na t� le�n� dosta� si� drog�, kt�r� drog� nazywamy, kt�rej by jednak i �cie�k� nawet nazwa� nie mo�na. Wyobra�my sobie bowiem pr�g za progiem, u�o�one r�wnolegle i utworzone z ziemi ubitej. Taka by�a droga, wij�ca si� zygzakiem pomi�dzy bukami odwiecznymi. Urobi�y j� konie, wygni�t�szy kopytami jamy, kt�re z up�ywem lat, wydepty- wane coraz to g��biej i g��biej, przybra�y kszta�t rowk�w poprzecznych, dziel�cych progi jeden od drugiego. Droga przeto sk�ada�a si� z prog�w do�� wysokich i z rowk�w g��boko�ci dw�ch pi�dzi, po kt�rych w�z �aden nie m�g�by ujecha� krok�w dziesi�ciu, pomijaj�c to, �e na ka�dych dziesi�ciu krokach musia�by par� razy osi� o pnie buk�w i jesion�w zawadzi�. Droga ta istnia�a jedynie dla koni i to objuczonych. Rowki s�u�y�y im za punkty oparcia przy wspinaniu si� na g�r� i spuszczaniu si� z g�ry. Ludzie piesi trzymali si� onej, lecz po niej nie szli. Ludzie udeptali dla siebie po obu drogi stronach �cie�ki, kt�re towarzyszy�y jej w lesie a� na wierzcho�ek g�ry i tam zlewa�y si� z ni� w jedno na kilkudziesi�cio- s��niowej d�ugo�ci, a�eby zn�w si� od niej oddzieli� przy wej�ciu do lasu na przeciwleg�ej pochy�o�ci. Na drodze tej spotykamy ludzi, maj�cych wyst�pi� w niniejszej powie�ci w charakterze os�b dzia�aj�cych. By�o ich sze�ciu. Co za jedni? � Nikt by ich nie wzi�� za co innego, tylko za trgowc�w1, o czym �wiadczy�y konie, w liczbie trzydziestu kilku, osiod�ane w samary2, obarczone sol� kamienn�. S�l w du�ych bry�ach, przytroczona sznurami do samar�w, ci�y�a ma�ym konikom. Ugina�y si� pod ni� i st�ka�y, wyci�ga�y szyje i kroczy�y zwolna pod g�r�, przest�puj�c krzy�owanym chodem pr�g po progu z ostro�no�ci� �wiadcz�c�, i� po raz to nie pierwszy i nie dziesi�ty t� podr� odbywaj�. Sz�y d�ugim, rz�dem, jeden za drugim, ka�dy powrozem od uzdy uwi�zany do ogona swego poprzednika. Uwi�zany nie by� tylko ten, co post�powa� na czele, lecz by� to ko� pewny i tak drogi �wiadomy, �e bezpiecznie samego puszcza� go mo�na by�o. Ka�dy d�wiga� na grzbiecie ci�ar, z wyj�tkiem ostatniego, kt�ry mia� wprawdzie na sobie samar, na samarze jednak nie s�l by�a przytroczona, ale siedzia� cz�owiek. Siedzia� wszak�e nie ci�gle. Snad� nudzi�a mu si� jazda powolna. Zeskakiwa� od czasu do czasu z samara i albo szed� samotnie jak towarzysze jego, kt�rzy w odst�pach post�powali obok koni jeden za drugim, albo te� przy��cza� sio do jednego z nich i zaczepia� go zapytaniem, takim na przyk�ad: � Czy w tej stronie drogi takie tylko ? � A takie... � odpowiada� zapytany. � Innych nie ma? � S� i inne, ale daleko, za g�rami. � To� to droga nie do je�d�enia! � Dla nas ona dobra... Raja na niej bezpieczny. Ten, co z konia zsiad�, u�miechn�� si� na s�owa te gorzkim u�miechem. By� to cz�owiek m�ody, nie t� jednak pierwsz� m�odo�ci�, co z m�odocianym graniczy wiekiem, ale t�, co stanowi przej�cie do lat dojrza�ych. Ubraniem nie r�ni� si� od towarzysz�w podr�y. Mia� na sobie samodzia�ow� kurt� z burego sukna z szerokimi r�kawami, takie� szarawary szerokie, u spodu zw�one i na haftki zapinane, spod kurty wygl�da�a koszula na piersiach otwarta, biodra otacza� szeroki, we�niany, czerwony pas, g�ow� przykrywa� fez czerwony bez kutasa, na nogach mia� p�ytkie trzewiki, krojem i szyciem �wiadcz�ce o niskim stanie szewskiej sztuki. Towarzysze jego ubrani byli tak samo. Nic go wi�c od nich nie r�ni�o. Je�eli oni byli trgowcy, to i jego nale�a�o do tej klasy spo�ecze�stwa serbskiego zalicza�; je�eli za� byli to sielacy3, to i on nie m�g� by� czym innym. A przecie� widzie� si� w nim dawa�o co�, co r�nic� stanowi�o. Naprz�d latami m�odszy by� od nich � od ka�dego z pi�ciu, pomi�dzy kt�rymi trzech siwizna ju� okrywa�a, a dwom niewiele do s�dziwych brakowa�o lat. Po wt�re: dlaczego, kiedy m�odszy, jecha� konno, podczas gdy starsi podr� pieszo odbywali?... Nie dzia�o si� to bez przyczyny jak niemniej i to, �e go towarzysze otaczali osobliwego rodzaju wzgl�dno�ci�, dochodz�c� niemal rozmiar�w uszanowania. 1 Trgowiec � handlarz 2 Samar � siod�o juczne 3 Sielak � wie�niak Oni szli, on jecha�. Lecz si� mu nudzi�o; a przy tym siedzenie na samarze nie nale�y do najwygodniejszych, na takiej zw�aszcza drodze jak ta, kt�r��my opisali. Wi�c podr�ny nasz zsiad� u st�p g�ry i ju� wi�cej nie wsiada�. Ko� jego szed� sobie luzem, on za�, przy�pieszaj�c nieco kroku, wymija� przewodnik�w jednego po drugim i po chwili znalaz� si� obok tego. co si� znajdowa� na przedzie. � A!... � rzek� ten ostatni tonem p�artobliwym � nie podoba�o ci si� na samarze. � Jazda zanadto powolna... � odrzek� zagabni�ty. � Tobie snad� chcia�oby si� lotem soko�a oblecie� Serbi� wzd�u� i wszerz... Tobie potrzeba szaraca, na kt�rym je�dzi� kr�lewicz Marko... O! min�y te czasy... Min�y i B�g wie, czy powr�c� kiedy!... � doda� z westchnieniem. � Powr�c� mo�e... � odpar� m�ody podr�ny. Stary � by� to bowiem z dru�yny najstarszy, w�sacz siwy, nieco przygarbiony, ale krzepki � powt�rnie westchn�� i machn�wszy kijem, tak dalej ci�gn��: � Du�o w moim �yciu widzia�em, du�o pami�tam i du�o od ojc�w naszych, co si� ju� od dawna w grobach po�o�yli, s�ysza�em... By�o �le i jest �le... ot!... Ale oni si� pocieszali i my si� pocieszamy. �e b�dzie lepiej... Czy� b�dzie? � Gdyby by� nie mia�o, to by�my si� nie pocieszali... � odrzek� m�ody tonem pewnym i wyrokuj�cym. Starego ton ten zdziwi� snad� i mo�e nawet rozgniewa� nieco. Spojrza� na towarzysza z ukosa, rzuci� ku niemu wzrokiem surowym spod brwi siwych, co mu niby dwa ostrzeszki nad oczami wisia�y. Ten jednak spokojnie w rodzaju komentarza do s��w poprzednich doda�: � Spodziewamy si�, bo mamy prawo... prawo od Boga, kt�re nam Turczyn przemoc� wydar�... Prawo nam pozostaje wci�� jednakie, a przemoc si� zu�ywa... Wi�c przyj�� musi kiedy� czas, w kt�rym pierwsze we�mie nad drug� g�r�... chyba i�by�my si� sami prawa naszego zrzekli. � A... � krzykn�� starzec, d�o� do g�ry podnosz�c jakby na wezwanie �wiadectwa nieba, widnego przez li�ciaste odwiecznych buk�w sklepienia. � To by ziemia wyrzuci�a ko�ci nasze! Po wykrzykniku tym d�ugo ze sob� nic nie m�wili. Wreszcie m�ody zapyta� starego: � Dok�d droga ta prowadzi? � W dolin� M�awy... � odrzek� zapytany. � Jedna? � O, nie... za g�r� dzieli si�. � Ale na g�r� jedna? � podchwyci� m�ody. � Jedna... � odpar� stary, odwracaj�c si� od towarzysza swego ku koniom, z kt�rych jeden w chwili tej utkn�� na progu. � O he!... � krzykn�� gromkim, w rodzaju napomnienia, g�osem. Odwr�ci� si� w stron� towarzysza m�odego. Lecz ju� go obok niego nie by�o. Dojrza� tylko na przedzie posta� jego, migaj�c� si� pomi�dzy drzewami. To go ani zdziwi�o, ani zastanowi�o. M�ody podr�ny kroku przy�pieszy�. Nie znaczy�o to, a�eby �pieszy� si� mia�. Bynajmniej. Koniki serbskie, sol� obarczone, sz�y tak powolnie, �e zwyczajny ludzki ch�d by� dwa razy przynajmniej szybszym w por�wnaniu z ich chodem. Podr�ny wi�c nasz pu�ci� si� krokiem zwyczajnym i wkr�tce znalaz� si� daleko na przedzie. Karawana solna niebawem z oczu mu znik�a. S�ysza� j� jednak za sob�. Ko� przodowy uwi�zane mia� na szyi brz�kad�o, kt�rego odg�os rozlega� si� po lesie ca�ym. Lecz i to, g�uch�o, g�uch�o i znik�o, i podr�ny po niejakim� czasie otoczony zosta� powa�n� cisz� le�n�, pe�n� tajemniczych szmer�w i szept�w, nabrzmia�ych uroczyst� jak�� zagadkowo�ci�. Szed� trzymaj�c si� drogi, kt�ra prowadzi�a pod g�r� uko�nie, za�amywa�a si�, zn�w sz�a uko�nie, a� nagle las si� sko�czy� i pokaza�a si� ��ka, panuj�ca na wy�ynie. Podr�ny stan��, pot z czo�a otar� i doko�a si� obejrza�. Patrzy�, ogl�da� si�. W miar� rozpatrywania si�, twarz jego ja�nia�a, a oczy nape�nia�y si� wyrazem zachwytu niemego. B��dzi� wzrokiem po zielonej, bezmiernej przestrzeni, o�wieconej uko�nymi promieniami chyl�cego si� ku zachodowi s�o�ca i zatrzymywa� je d�u�ej na pewnych punktach, kt�re uwag� jego bardziej na siebie �ci�ga�y. W jednym miejscu, po�rodku bukietu drzew, wysuwa� si� do g�ry bia�awy dym i tworzy� niby wspania�y pi�ropusz; w innym orze� kr��y� nad zr�bem ska�; na widnokr�gu daleko rysowa�y si� kszta�ty g�r w postaci ob�ok�w zni�onych. A niebo by�o bez chmurki; a s�o�ce toczy�o si� wspaniale; a w powietrzu szumia� jaki� hymn cichy i uroczysty, zgodnym z �ona bezmiaru bij�cy ch�rem, wznosz�cy si� powoli i rozp�ywaj�cy si� w g�rze. � Bo�e! � westchn�� podr�ny. Westchnienie to wydar�o mu si� z g��bi duszy, przepe�nionej zachwytem. Po chwili rzek� g�o�no: � Jak�eby tu mieszka� nie mia�a Wila!... O! nie jest ona wymys�em... jak utrzymuj� niekt�rzy... I rozpatrywa� si�, i do�� napatrze� si� nie m�g�. Przechodzi� z ko�ca w koniec ��ki; stawa� i w�drowa� wzrokiem po rozwijaj�cej si� szeroko pod nogami jego panoramie. Niekiedy w zadum� wpada�. Odg�os brz�kad�a przerwa� jego rozpatrywanie si� w okolicy. Niebawem z lasu wysun�� si� ko� przedni, parskn�� g�o�no i uszed�szy krok�w kilkadziesi�t zwr�ci� z drogi pod grusz�, pod kt�r� si� zatrzyma� prowadz�c za sob� szereg ca�y koni objuczonych. Serbowie ze zwyk�� sobie flegm� przyst�pili do odwi�zywania soli i rozsiod�ywania koni z samar�w. � C� to? czy tu nocowa� mamy?... � zapyta� m�ody podr�ny nie bior�c w pracy towarzyszy udzia�u. � A tak... � odrzek� jeden. � Do zachodu s�o�ca godzina przynajmniej jeszcze. Ten, do kt�rego si� wyrazy te odnosi�y, na s�o�ce spojrza� i odpowiedzia�: � Tak... ale do przybycia tam trzech godzin potrzeba najmniej... A i koniom, co takie pod g�r� d�wiga�y ci�ary, nale�y si� odpoczynek wcze�niejszy... Racja by�a dobra. Wi�c te� m�ody podr�ny nic nie odpowiedzia�, tylko si� z boku przypatrywa�, z jak� wpraw� ludzie ci�ary na ziemi� sk�adali i z jak� rado�ci� uwolnione od nich konie naprz�d na drodze si� tarza�y, a nast�pnie na trawnik odchodzi�y. � No... � odezwa� si� po robocie tej sko�czonej najstarszy z dru�yny � teraz i nam spocz�� pora. Rozsiod�ywanie zabra�o czasu tyle, �e s�o�ce za widnokr�g nie zapad�o jeszcze wprawdzie, lecz si� ju� za g�ry spu�ci�o. Grusze d�ugie rzuca�y cienie. Pochy�o�ci wschodnie ton�y w mroku wieczornym, kt�ry co chwila coraz to szerzy� si� dalej. Serbowie do odpoczywania zebrali si� nie od razu. Opatrzyli pierwej juki i od�o�yli osobno kilka bary�ek niewielkich, kt�rych na koniach wida� nie by�o. Bary�ki te musia�y snad� co� w sobie zawiera� drogiego, s�dz�c po staranno�ci, z jak� je okryli. Stary miejsce dla nich wybra�, a wybieraj�c i mia� na uwadze, sk�d wiatr ci�gnie. � Z zachodu... � rzek� rzuciwszy do g�ry pi�rko, kt�re si� ku wschodowi unios�o. Obszed� grusz� doko�a, odst�pi� od niej krok�w kilkana�cie i zadecydowa�: � Tu... Dym i skry p�jd� tam. By�a to strona zachodnia. Na wskazany punkt zaniesiono bary�ki i okryto je opo�czami starannie. Po dope�nieniu czynno�ci tej stary przeszed� na stron� przeciwn� i na roz�o�enie ogniska punkt wybra� i wyznaczy�. Szarze� ju� poczyna�o. Zmrok g�stnia�. Jedni znosili suche drewna, drudzy rozk�adali na ziemi kilimki, inni uk�adali sakwy i cutry. Stary wykrzesa� ogie�, kt�ry, rozdmuchany w p�ku suchych badyli, buchn�� p�omieniem i pos�u�y� do podpalenia drewienek. Zaj�y si� suche s�omy. P�omie� strzeli� do g�ry. Serbowie obsiedli ognisko doko�a, a pomi�dzy nimi, obok starca, zaj�� miejsce m�ody podr�ny, kt�ry by� biernym wszystkiego, co si� robi�o, widzem. � No... � rzek� uprzejmie stary do m�odego � teraz chyba nie pozostaje nam ju�, jak posili� si�, czym B�g da� i... � Spa�... � doko�czy� m�ody. Stary cmokn��, na znak przeczenia. � Spa�, to by mo�na, gdyby nie hajducy... M�ody zdziwionym w oczy mu popatrza� wzrokiem. � Czy� l�kasz si�, a�eby nie napadli? Stary ramionami �cisn��. � Kto by si� tam l�ka� tego!... Hajducy nie napadaj� nas. Na wyrazie �nas� zabrzmia� nacisk znacz�cy. � Czemu wi�c z powodu ich spa� nie mo�na?... � podchwyci� m�ody. � Hm... � mrukn�� starzec � mamy dla nich go�ciniec, po kt�ry oni si� zg�osz�: w czutrach wino krai�skie, w bary�ce czarny mak... Oni bo � doda� �artobliwie � taki nar�d, �e bez maku wy�y� nie mog�... Podr�ny z kolei ramionami �cisn�� robi�c gest oznaczaj�cy, i� domy�la si� zagadki jakiej�, lecz si� takowej dochodzenia zrzeka. Podczas rozmowy tej inni, udzia�u w niej nie bior�c, krz�tali si� oko�o przyrz�dzenia wieczerzy. Przed ogniskiem pojawi� si� obrus na trawie roz�cielony, a na obrusie puszki drewniane, zawieraj�ce w sobie owczy ser, przetopione mas�o, mi�d, czerwon� papryk� i s�l. Nakrywy do puszek zast�powa�y miejsce talerzy. Na jednej z takowych jeden z m�odych nakraja� w talarki obranych ze zwierzchniej �upiny g��wek kilka cebuli; na drugiej inny uk�ada� pieczone na w�glach zielone str�ki papryki, kt�re papryk� czerwon� posypywa�, inny zn�w �ama� placki. Przyrz�dzenia te, �wiadcz�ce, jako Serbowie lubi� swego rodzaju komfort, czasu nie zabra�y du�o. Wieczerza, sk�adaj�ca si� z sera, miodu, surowej. cebuli i pieczonej papryki, pr�dko gotowa by�a. Starzec przysun�� si� do zastawy, skin�� na m�odego towarzysza g�ow� i odezwa� si� weso�o: � Da pijemo, da jediemo, da se weselimo (pijmy, jedzmy, weselmy si�)... Sp�biesiadnicy ani troch� prosi� si� nie dali. Niewyszukane wprawdzie, niewykwintne by�y potrawy, brak ten atoli wynagradza� sowicie apetyt pot�ny. �amali placki i nabieraj�c na takowe raz sera, zn�w miodu lub te� zagryzaj�c na przemian to cebul�, to papryk�, zmiatali z puszek i z pokryw wszystko, co do zmiatania by�o. Papryka, od kt�rej cz�owiekowi nieprzyzwyczajonemu �wieczki w oczach staj�, dzielnie do pobudzenia apetytu s�u�y�a. Jedli, a� za uszami trzeszcza�o i odwil�ali od czasu do czasu gard�o z podawanej z r�k do r�k czutry, kt�ra, do ust nachylana, be�kot wydawa�a. Wino wywiera�o wp�yw silny na apetyt, zdrowie i humor. �arty przeplata�y akcj� spo�ywania dar�w Bo�ych i tryska�y �ywiej pod koniec wieczerzy, kiedy przechylona do ust czutra be�kota� przesta�a. � Ot tobie i koniec... � rzek� stary poprawiaj�c si� na siedzeniu. � Z pr�nego nie nalejesz, to darmo... a krai�skiego tyka� nie mo�na, a� przyjd� tamci. Przedmuchn�� cybuch, wyj�� zza pasa kapciuch, fajk� na�o�y� i zapali�. To samo uczynili i inni. Na chwil� zapanowa�o milczenie powa�ne, zape�nione wci�ganiem w piersi i wypuszczaniem przez nosy i usta k��b�w wonnego dymu, kt�ry szed� ku ognisku, ��czy� si� z p�omieniem i unosi� wraz z dymem w g�rne sfery. Nie masz nic powa�niejszego nad cz�owieka pal�cego fajk� z d�ugiego cybucha. Nic tak nie nadaje cz�owiekowi tego, co si� nazywa �kontenansem�. Cygara i papierosy oznaczaj� upadek powagi. Podr�ni nasi wygl�dali wielce powa�nie z cybuchami przy ognisku. Rzek�by�, �e to m�owie dumaj�cy nad losami �wiata, zakopconego niesprawiedliwo�ci� i nieprawo�ci�. Czy, w samej rzeczy, dumali i o czym? � nie wiemy. Wiemy tylko, �e dymili wszyscy bez wyj�tku, �e mieli oczy wlepione w ognisko i �e odsapywali g��boko. M�odemu podr�nemu oczy si� klei�y. By�by mo�e zasn��, gdyby go nie wstrzymywa�a ciekawo��, kt�ra te� wkr�tce zaspokojona zosta�a. Przy ognisku, niby duch, pojawi� si� nagle cz�owiek, zupe�nie inaczej ani�eli podr�ni nasi wygl�daj�cy. Za nim z cieni�w nocy wynurzy� si� drugi i trzeci. Oznajmi� si� pozdrowieniem: � Dobro wiecze (dobry wiecz�r)... � pozdrowieniem, na kt�re starzec, nie ruszaj�c si� z miejsca, odpowiedzia�: � Dobro doszli...4 Na nich odzie� paradna, z�otem i srebrem wyszywana. Zza pas�w stercza�y im g�ownie kind�a��w i pistolet�w per�ami nabijanych. Na ramionach nie�li d�ugie rusznice, o kr�tkich a mocno wygi�tych �o�ach, suto inkrustowanych. Przyszli, rusznice z ramion zrzucili, przed sob� je postawili i na nich si� poopierali. Wygl�dali jak trzy pos�gi rycerzy wschodnich. � Dobro doszli... � powt�rzy� starzec po chwili. � Fa�a Bogu...5 � odrzek� jeden z przyby�ych powolnie. � Je�li wola, zasi�d�cie obok nas... Mamy tam dla was �adne winco6 � w czutrze i czarny mak w bary�ce... � Fa�a... Podr�ni si� rozsun�li. Nowoprzybyli zaj�li �r�d nich miejsca. Jeden z przyby�ych, jak si� zdaje starszy pomi�dzy swoimi, usiad�szy zrobi� przegl�d podr�nych naszych, patrz�c ka�demu w oblicze. � To stary Had�i-Petar... � m�wi� �a to Gica, a to Dymitr, a to Michaj, a to �oka... A to� kto? � zapyta� zatrzymuj�c na m�odym podr�nym wzrok. � Ciekawy�... � odrzek� stary. � To� to prawo moje ciekawym by�... Na tym hajducka sztuka ca�a, a�eby wszystkich zna� i o wszystkim wiedzie�. � Niech ci on powie sam, kto on taki... � Nazywam si� Marko... � rzek� m�ody. � Nasz czy nie nasz? � Popa D�ura za niego r�czy � wtr�ci� Had�i-Petar niby od niechcenia. � A... � by�a ca�a hajduka odpowied�, oznaczaj�ca, �e wiadomo�� ta wystarcza dla niego jak najzupe�niej. � Wieziecie zza Dunaju s�l... C� tam za Dunajem s�ycha�? � Ot ludzie baj�, �e b�dzie kauga7. Ale ludzie, zwyczajnie jak ludzie... Czy to im wierzy�?... No, a u was co nowego? � U nas?... stare dzieje... jak zwykle w hajduckim rzemio�le... raz na g�rze, drugi raz na dole... Ot, Mita w starych szalwarach chodzi; chcia�by zdoby� nowe, ta nie mo�e... Ju� Turk�w zabi� czterech. � Dla szalwar�w?... � wtr�ci� Marko tonem nieco zdziwionym. � A no!.. Ostatniego szkoda!... Takie mia� liepe8, czerwone, z�otem szyte i nowiutkie... � C�, chyba go odbili mu? czasu nie mia� zdj��? � Gdzie tam!... zdj��, ale Turczyn, majka niegowa9 w szalwary... � Tfu... � splun�� stary i zakl�� oburzaj�c si� z powodu krzywdy, jaka si� Micie sta�a. � Takie to rzemios�o nasze!... � rzek� hajduk z westchnieniem. � Trud�w du�o, niebezpiecze�stwa wi�cej jeszcze, a gdy cz�owiek po nagrod� r�k� wyci�ga... patrz!... na drodze j� rzuci� musisz! � Zdrawie!... � odezwa� si� Had�i-Petar przyk�adaj�c czutr� z krai�skim winem do ust. 4 Dobro doszli � dobrze, �e�cie przyszli 5 Fa�a Bogu � Dzi�ki Bogu 6 �adne winco � ch�odne wino 7 Kauga � wojna 8 Liepy � pi�kny 9 Kl�twa serbska � Zdrawie!.. � odpar� hajduk. Czutra posz�a wko�o z r�k do r�k podawana. Przerwana rozmowa zn�w si� zawi�za�a, wywo�ana przez Marka, kt�ry z wyrazem mocno nat�onej ciekawo�ci przypatrywa� si� i przys�uchiwa� hajdukom. � Czy was du�o? � zapyta�. � Kogo... was? � odpar� hajduk... � Zapytuj� o hajduk�w. � Kto by ich tam policzy�!... raz jak li�ci na drzewie; zn�w zejd� wszystkie serbskie p�aniny10 i szumy11, nie znajdziesz ani jednego... My schodzimy jak gwiazdy na niebie i jak gwiazdy znikamy. � Hm... � mrukn�� Marko. � Odpowiadasz mi, bracie, jakby� si� mnie l�ka�, a ja po to przybywam tu w�a�nie, a�eby si� dowiedzie�, czego chrze�cijanom nie dostaje, a�eby Turczyna t�uc mogli, jak nale�y. Hajduk spojrza� na Had�i-Petara. Starzec g�ow� na znak potwierdzenia kiwn��: � To� ty, bracie, W dobrym przybywasz celu!... Kiedy tak, pytaj... b�d� ci po ludzku odpowiada�, cz�owiecze. � Pytam: czy du�o was hajduk�w?... � Jak kiedy... Zim� ma�o, na wiosn� du�o, a latem i w jesieni... ot... tyle, ile potrzeba. Ka�da g�ra ma harambasz� swego, kt�rego zna okolica ca�a... Spytaj no o hajduka Milenka w Po�arewcu � rzek� z akcentem dumy � albo w Jagodynie... � Dziwo, �e go w Jagodynie znaj� � wtr�ci� stary � gdzie stoi kutia12, w kt�rej si� urodzi�... � I gdzie ro�nie diewojka, do kt�rej serce jego lgnie... � doda� hajduk weso�o. � Oj... wam w p�aninach diewojki tylko w g�owie... � Takie zw�aszcza jak wnuczka twoja, babo13 Petarze... Aby jej ino Turczyn nie zoczy�... Stary r�k� machn��. � Nie k�opocz si� o to... Pilnujemy jej jak oka w g�owie... Hajduk, si� zamy�li�, jakby co� sobie przypomnia�. � To� ju� lat sze��, jak jej nie widzia�em... Musia�a si� z niej zrobi� liepotica14... a!... � Przyjd� kiedy i zobacz... � odpar� Had�i-Petar p�artem. � Boga mi, pos�ucham, babo, twojej rady. I jakby na dodanie sobie ochoty poci�gn�� z czutry haust du�y i podaj�c naczynie z winem swemu pobocznikowi, rzek� z przyciskiem: � Prawdziwe negoty�skie!... ch�odne, a w krew ogie� wlewa... � i doda�: � Ale to ju� p�no... Czas pospa� troch�... B�d�cie zdrowi, zobaczymy si� w Jagodynie. Wsta�. Wsta� i Marko, poszed� za hajdukiem i d�ugo co� ze sob� we dw�ch na stronie rozmawiali. 10 P�aniny � g�ry 11 Szum � las 12 Kutia � chata 13 Baba � dziadek 14 Liepotica � pi�kno�� ROZDZIA� DRUGI tycz�cy si� wy��cznie Marka. 15 Dobar put� � dobrej drogi SERBSKA RODZINA W pe�nym malowniczo�ci nie�adzie sp�dzili podr�ni nasi noc przy ognisku. Ka�dy na miejscu, na kt�rym siedzia�, tylko si� przechyli�, zwierzchni� odzie� na g�ow� naci�gn��, nogi na ogie� wystawi� i zasn��. Pogoda by�a cicha. Ognisko pali�o si� r�wnym p�omieniem posy�aj�c pod wyiskrzone gwiazdami niebo kit� czarnego dymu. Lasy pogr��one by�y w g�uchej ciszy, �r�d kt�rej zabrzmia�o niekiedy ozwanie si� puchacza lub sykn�� pisk sarny. Serbowie spali jak zabici. Lecz zaledwie natura ze snu si� budzi� zacz�a, zaledwie s�ysze� si� da� ten szmer, co to w lasach oznacza ruszanie si� ptak�w na ga��ziach, ali�ci Serbowie ju� na nogach byli. Szybko, chocia� bez zewn�trznych po�piechu oznak, odbywa�o si� siod�anie i j uczenie koni. Miejsce po�piechu zast�powa�a wprawa. Koniki, acz z niech�ci�, poddawa�y si� swemu losowi i jeden po drugim, obarczone ci�arem, stawa�y w szeregu. Zauwa�ymy szczeg� jeden pod wzgl�dem juczenia, ten, mianowicie, �e bary�ki, o kt�rych wspominali�my, a z kt�rych par� hajducy ze sob� zabrali, tak by�y zr�cznie ukryte, �e ich wcale wida� nie by�o. Niby to wszystko znajdowa�o si� na wierzchu. Bry�y soli wisia�y przytroczone sznurami. A przecie� tymi bry�ami zamaskowano bary�ki, kt�re, od pierwszego zw�aszcza rzutu oka, dostrzec si� nie dawa�y. Had�i-Petar cmokn��. Karawana ruszy�a. � Z Bogiem... w dobar put�15 � rzek� starzec g�o�no. Pierwszy brzask dzienny powita� ich, kiedy si� zanurzali w las i wkr�tce brz�kad�o konika przewodniego budzi�o echa, drzemi�ce w pasmach i ost�pach. Nie b�dziemy krok w krok �ledzili podr�nych w ich powolnej w�dr�wce, odbywaj�cej si� w spos�b bardzo zwyczajny. Nie b�dziemy zatrzymywali si� z nimi na popasach i noclegach ani te� opisywali pobytu ich we wsiach, przez kt�re przeci�gali. Musimy jednak szczeg��w par� podnie��, a raczej zanotowa�, a�eby nie powiedziano, �e�my lekcewa�yli ciekawo�� ludzi, co niniejsz� powie�� czyta� b�d�. Jednym ze szczeg��w, na uwag� zas�uguj�cych, by�o to, w. tak Had�i-Petar jako te� towarzysze jego byli znani doskonale przez wszystkich sielak�w, z kt�rymi si� spotykali. Wsz�dzie witano ich po imieniu i z t� uprzejmo�ci�, kt�ra jest za�y�o�ci wynikiem. Wsz�dzie rozpytywano ich z osobliwym zaj�ciem: co tam na tamtej stronie s�ycha�? Jeden tylko Marko by� dla wszystkich obcy i okazywano wzgl�dem osoby jego pewien rodzaj niedowierzania, kt�re rozprasza� Had�i-Petar za pomoc� wym�wienia nazwiska �Popa D�uro�. � Popa D�uro? a!... � powtarza� ka�dy. I niedowierzanie... niby r�k� odj��. Drugim szczeg�em by�o, �e w ka�dej wsi Had�i-Petar zostawia� po jednej albo po dwie z owych bary�ek, kt�re w spos�b tajemniczy brano i chowano jakby skarb jaki. A poniewa� dotkn�li�my materii szczeg��w ciekawych, wi�c wymie�my jeszcze jeden, Marko posiada� w zanadrzu map� geograficzn�, kt�ra niezmierny w towarzyszach jego wzbudza�a podziw. By�a ona podklejona p��tnem i w kilkoro z�o�ona, a obejmowa�a t� cz�� porzecza Dunaju, w kt�r� wpadaj� Timok, Mlawa, Morawa i Sawa, posuni�t� do �r�de� trzech pierwszych z wymienionych rzek. Stanowi�a ona widocznie cz�� mapy og�lnej, zrobionej na wielk� skal�. Marko wydobywa� j� od czasu do czasu i robi� na niej o��wkiem znaki, poprzedzaj�c zazwyczaj to zaj�cie pytaniami, zadawanymi szczeg�lnie Had�i- Petarowi a odnosz�cymi si� do rodzaju i kierunku dr�g i �cie�ek, pokrywaj�cych sieci� swoj� t� cz�� kraju, przez kt�r� przeci�ga�a karawana dostarczycieli soli. Had�i-Petar powiada�, �e w �yciu swoim widzia� wiele rzeczy, ale podobnego dziwu nie widzia� jeszcze. � Ta i co to to?... � spyta� spogl�daj�c na dziwo to z ukosa. � Obraz kraju... � odpowiedzia� Marko chc�c za pomoc� zdefiniowania rzeczy wyt�umaczy� znaczenie jej. � Obraz kraju?... Hm... Gdyby to by� obraz, to ja bym go pozna� powinien. Marko obja�nia� musia� znaki konwencjonalne, u�ywane do oznaczenia g�r, rzek, las�w, granic, miast i dr�g. � Bre... bre... � m�wi� Had�i-Petar i g�ow� kr�ci�. � Wszystko to wymys�y szwabskie. No... to niby tam droga naznaczona, a kt�r�dy� by� poszed�, �eby do Jagodyny zaj��? Marko spojrza� na map� i wymieni� wsi kilka. Had�i-Petar cmokn�� razy par� na znak zdziwienia. � A do Zajczaru? - Odpowied� na pytanie to zdziwi�a go bardziej jeszcze. � Otca mu! 16 � zawo�a�. � No, ale obraz przecie ten nie powie ci jednej rzeczy jak daleko z Jagodyny na przyk�ad do Zajczaru?... Marko roz�o�y� map�, wydoby� cyrkiel i zacz��: � Z Jagodyny do Cziuprii sahat�w17 dwa i p�... Had�i-Petar szeroko oczy otworzy�. � Z Cziuprii do Paratina sahat�w dwa. Dwa i p� a dwa, to cztery i p�... Dalej... Tu przerwa� sobie zapytuj�c: � Kt�r�� mierzy� mam drog�: czy t�, co idzie brdami18 na Jablawic�, czy t�, co si� Wielkiego Timoka trzyma?... czy t�, co przechodzi przez Bani� i przez Gurgusowac?... � Dosy�... � dosy�... � odpowiedzia� Had�i-Petar r�k� machaj�c. � Dosy�... � Chcia�e�, babo, wiedzie�... � Chcia�em tylko wiedzie�, czy to prawda, co na obrazie tym napisano stoi... No!... � zamy�li� si� na chwil�. � Ale to wypada�oby jeszcze sprawdzi� � rzek� powoli, akcentuj�c mocno wyrazy � czy ty, synku, w stronach tych po raz pierwszy?... � Boga mi... � odpar� Marko z u�miechem � w �yciu noga moja nie posta�a tu nigdy... Starzec g�ow� z niedowierzaniem kiwa�. � Chyba� Popa D�uro opowiada� ci wszystko. � Nigdym nie m�wi� z nim o tym... � To jak�e? to niby to z tych dw�ch igie� rozkraczonych � rzek�, palcem na cyrkiel ukazuj�c �- kt�re stawiasz raz tak... drugi raz tak... dowiadujesz si�, ile sahat�w st�d dot�d?... Ej... synku... za m�ody� na to, aby oszukiwa� starego... �e snad� Markowi nie bardzo chodzi�o o to, a�eby wiar� pod wzl�dem tym zdoby�, wi�c tylko ramionami �cisn��. Z wypadk�w podr�y nie mamy ani jednego, kt�ry by zas�ugiwa� na wzmiank� szczeg�ln�. Nic nie przytrafi�o si� osobliwszego. Szli � przechodzili przez g�ry i lasy; mijali wsie i mimochodem zatrzymali si� w monasterze Manassja, w kt�rym si� pok�onili pi�knym obrazom, zostawili ka�ugierom upominek na utrzymanie klasztoru i wys�uchali legendy o budowaniu cerkwi manassyjskiej, opowiedzianej przez g�larza �lepego: 16 Kl�twa w ojca 17 Sahat � godzina 18 Brda � godzina Crkwu gradi serbski car Stepane, Crkwu gradi D�uro neimare. Legend� t� naszymi opowiemy s�owami. Car Stefan nakaza� budowniczemu D�urowi, a�eby nie �a�uj�c z�ota ni marmuru, pobudowa� cerkiew najwi�ksz� i najpi�kniejsz�. D�uro buduje przez lat dziesi��. Kiedy sko�czy� i pi�knie si� z carem obrachowa� car rzecze do niego: � O, na Boga, D�uro, kiedy ty po bia�ym p�jdziesz �wiecie, bia�e monastery budowa� b�dziesz, powiedz, czy pobudujesz cerkiew pi�kniejsz�? D�uro si� namy�li� i tak carowi odpowiada: � Boga mi, serbski carze Stefanie, pi�kniejszych cerkwi nie widzia�em, ale m�g�bym zbudowa�, gdybym mia� wi�cej z�ota i marmuru. Za odpowied� t� wy�upi� car budowniczemu oczy i tak do niego przem�wi�: � Id�-�e teraz, D�uro budowniczy, bez ocz�w po bia�ym �wiecie, kiedy� mnie pos�ucha� nie chcia�. Gniewliwie D�uro klnie cerkwi manassyjskiej: � Manassjo, bodajby� ty ogniem zgorza�a! bodaj Turczyn bo�nic� swoj� na miejscu o�tarza przeze mnie postawionego za�o�y�! kiedym przez ciebie oczy postrada�... Poszed� D�uro w �wiat bez ocz�w, trzy jeszcze cerkwie pi�kniejsze pobudowa�, a czwartej fundamenta za�o�y�, bez ocz�w. Jakby z oczami by�. A wci�� kl�� cerkiew Manassj� i co rzek�, to si� jej sta�o. S�ucha� tej pie�ni uwa�nie Had�i-Petar i Marko, i wszyscy znajomi nasi, i wielu jeszcze Innych ludzi, co si� do monasteru zeszli na pok�on. Kiedy podr�ni nasi Spuszczali si� z g�r w dolin� Ressawy, Had�i-Petar w nast�pui�ce do Marka odezwa� si� s�owa: � Czy� zapami�ta� ty, co g�larz w pie�ni opowiedzia�?... � Zapami�ta�em... � odpar� Marko. � Ot� widzisz... ten D�uro neimare, to� on podobny do serbskiego narodu, a ten car Stefan do Turczyna. I budowaniu cerkwi mo�na by podobie�stwo znale��... Turczyn wy�upi� naszemu narodowi oczy. Marko pe�nym zdziwienia wzrokiem zmierzy� starca od st�p do g�owy. � Czy� nie tak?.... � rzek� Had�i-Petar spokojnie. � Wy�upi� nam oczy... My ciemni. � I po ciemku widzicie...� podchwyci� Marko. � E! � I cmokn�� starzec na znak zapytania. � Tak, babo, widzicie... Oto dopatrzyli�cie w pie�ni tego, czegom w niej ani si� domy�la�. � Boga mi!... Widz�, co jest... Wy�upi� nam Turczyn oczy jak car Stefan D�urowi, a�eby�my pi�kniejszych i lepszych od tej, co on nakaza�, cerkwi nie budowali, a my... z wy�upionymi oczami... � Pobudujecie!... pobudujecie! � zawo�a� Marko w uniesieniu, kt�rego pow�ci�gn�� nie umia�. Uniesienie to zdziwi�o troch� starego Serba. �cisn�� ramionami i w�sy palcami pog�adzi�. Marko tymczasem zimn� krew odzyska�. Szli dalej. Z doliny Ressawy, posuwaj�c si� powoli; dostali si� w dolin� Morawy, przeszli przez �yzne, zaod�ogowane ��ki, przeprawili si� przez rzek� i na drugi dzie� po wyj�ciu z monasteru, na godzin� przed s�o�ca zachodem, u kresu podr�y swojej stan�li. W Jagodynie dostawiciele soli rozdzielili si�. Gica konia jednego odwi�za�, za uzd� go wzi�� i poprowadzi� w swoj� stron�; to samo uczynili Dymitr i Micha�, i �oka. Przy starcu pozosta� ko� przewodni z pi�ciu tymi, co sz�y za nim i z dodatkiem tego ostatniego, co dla Marka przeznaczony by�. Ten w sakwach ni�s� jakie� osobliwego kszta�tu instrumenta, kt�rymi si� Marko w czasie podr�y pos�ugiwa� niekiedy, wzbudzaj�c za ka�dym razem podziw w towarzyszach swoich. Had�i-Petar kiwn�� na niego g�ow�. �winek nie lubi i za nie chrze�cijanom dokucza, ale gdzie o nowce19 idzie, tam si� przez palce patrzy... Przy tym ty si� b�dziesz rozpytywa� tylko... Rozumiesz? � Ty� m�j go��... Popa D�uro poleci� mi, a�ebym ci� pilnowa� jak oka w g�owie... Ty si� nazywasz Marko i przybywasz z tamtej strony, dowiaduj�c si�, czy nie ma w tych stronach na sprzeda� wo��w i owiec i po jakiej cenie... Rozumiesz? Ostatni wyraz wym�wiony by� z gestem znacz�cym. Marko skinieniem g�owy odpowiedzia� potwierdzaj�co. � B�dziesz si� rozpytywa� o wo�y i owce, a jak zechcesz, to i o �winie: bo cho� to Turczyn � Ale b�d� ja potrzebowa� pos�a�ca pewnego do wysy�ania list�w na tamt� stron�... � O to si� nie k�opotaj... Napisz tylko list drobnym pismem, a ja znajd� ju� pos�a�ca, co ci go odniesie, cho�by do Becza20 samego. Ostatnie wyrazy wym�wi� we wrotach mieszkania swego, do kt�rych na spotkanie i powitanie starca wybieg�a kupa ludzi Powiadam �ludzi� w znaczeniu og�lnikowym, obejmuj�c tym wyrazem dzieci i kobiety. Te ostatnie jednak, ujrzawszy cz�owieka obcego, pierzch�y niby sp�oszone stado ptactwa i ukry�y si� w g��bi domu. Pozosta�y tylko dzieci, kt�re weso�ym k�kiem starca otoczy�y, i paru dojrza�ych m�czyzn, kt�rzy si� zaj�li ko�mi. Dom Had�i-Petara le�a� na przedmie�ciu, na kt�rym Jagodyna nie wygl�da�a bynajmniej na miasto. By�a to ju� wie�, tym jedynie od wsi prawdziwych r�na, �e chaty mia�y poz�r nieco poka�niejszy, lecz nie na zewn�trz. Dom na przyk�ad Had�i-Petara. bokiem do ulicy postawiony, wygl�da� na szop�. �ciana zewn�trzna zbudowana z drzewa i szar� oblepiona glin�, nie mia�a okien ani drzwi i stanowi�a jeden ci�g z p�otem wysokim, tak�e glin� oblepionym, kt�ry otacza� podw�rze i ogr�d, ��cz�c si� z podobnymi p�otami s�siednich podw�rzy i ogrod�w. Nad �cian� wznosi�a si� strzecha, nad p�otem stercza� ostrzeszek � oto co pierwsz� od drugiego r�ni�o. Wielkie wrota otwiera�y si� na ma�e podw�rze, zape�nione budynkami r�nego rodzaju. Jedn� stron� zajmowa�a chata, niska i ubogo wygl�daj�ca, naprzeciw chaty szopa pod�u�na, od ulicy druga szopa, w g��bi, piec z kominem i z wmurowanym kot�em do p�dzenia gorza�ki, obok pieca lamus, obok lamusa chlew � a wszystko to skupione, �cie�nione; jedno na drugie niemal wsadzone. Zdawa�oby si�, �e w�a�ciciel, maj�c zbyt ma�o miejsca, stara� si� zu�ytkowa� ka�d� pi�d� gruntu. By�o to jednak z�udzenie, albowiem zabudowania podw�rzowe maskowa�y sob� drugie podw�rze, na kt�re si� wchodzi�o ciasnym przej�ciem pomi�dzy lamusem a piecem. Przej�cie to zamyka�a furtka, zawieszona nad schodkami. Drugie podw�rze, obszerniejsze od pierwszego, mia�o poz�r jaki� ja�niejszy, co zapewne st�d pochodzi�o, i� chata niska i uboga zmienia�a si� tu w domek, ozdobiony z frontu w kru�ganek, zwany czerdakiem, i �e w g��bi rozlega� si� obszerny ogr�d, odgrodzony niskim p�otem, kt�ry nie zas�ania� widoku rosochatych jab�oni i czere�ni, wyci�gaj�cych konary ponad podw�rze. Domek znajdowa� si� pod jednym z chat� dachem i mia� z ni� nawet wewn�trzn�, tajemn� komunikacj�, by� jednak od niej nieco wy�szy i nier�wnie poka�niejszy. Czerdak na s�upkach rze�bionych, z balustrad� drewnian� i dywanami, okna najwi�ksze p�cherzami zaklejone i dach staranniej poszyty czyni�y go prawie pi�knym pod wzgl�dem architektonicznym. Pierwotno�� sztuki przedstawia�a si� tu z pewnym wdzi�kiem, zdolnym zadowoli� gust niezbyt wybredny. Co do wewn�trznego rozk�adu, chata tym si� od domku r�ni�a, �e w pierwszej znajdowa�a si� sie� obszerna i dwie izby po dw�ch stronach, w drugim za� sie� ciasna i kilka izdebek, pomi�dzy kt�rymi jedna najobszerniejsza wychodzi�a oknami na czerdak i s�u�y�a za miejsce zgromadze� dla licznej rodziny. Z opisu tego zmiarkowa� �atwo, i� pomieszczenie Had�i-Petara budowane by�o z uwzgl�dnieniem panowania tureckiego. Chata � by�o to mieszkanie na pokaz; domek by� mieszkaniem prawdziwym albo raczej schronem przed nieprzyjacielem, kt�rego naj�cia oczekiwano nieustannie. Je�eli naj�cie ogranicza�o si� odwiedzinami, przyjmowano niemi�ych go�ci w izbie frontowej � rodzina pozostawa�a spokojna; je�eli za� zdradza�o zamiary napastnicze, cz�� niewie�cia i s�absza 19 Nowce � pieni�dze 20 Becz � Wiede� mia�a mo�no�� i czas znikn�� w zaro�lach ogrodu, wynie�� si� do ogrod�w s�siednich lub szuka� ratunku w polu. Tureckie zwyczaje uczy�y raj� ostro�no�ci i czujno�ci. Umeblowanie, w znaczeniu jakie nawykli�my do wyrazu tego przywi�zywa�, nie istnia�o w pomieszkaniu Had�i-Petara. Nie by�o w nim ani sto��w, ani sto�k�w, ani ��ek. Sprz�ty te, uwa�ane gdzie indziej za niezb�dne, zast�powa�y kilimki domowego wyrobu i pod�u�ne, we�n� wypchane poduszki, kt�re rozk�adano na pod�odze. Na pod�odze siadano i sypiano: w dnie ch�odne oko�o komina, kt�rego du�y okap, naczyniami kuchennymi obwieszony, zajmowa� czwart� cz�� izby; w dnie pogodne i ciep�e gdziekolwiek, najcz�ciej na dworze, na czerdaku Iub w ogrodzie. W ogrodzie by�o najwygodniej. Liczna rodzina miejsca potrzebowa�a du�o. A liczn� by�a rodzina. Had�i-Petar mia� syn�w po�enionych i c�rki za m�� powydawane. C�rki posz�y za m�ami; lecz synowie sprowadzili �ony do chaty ojcowskiej i nape�nili j� gromadk� wnucz�t, wynosz�c� p�tora tuzina m�odzie�y, w kt�rej liczbie cz�� by�a doros�a, cz�� dorastaj�ca, a cz�� przy ziemi si� jeszcze trzymaj�ca. Do pierwszej cz�ci nale�a�a Anka, kt�rej ojcem by� �iwko, najstarszy z syn�w Had�i- Petara, o�eniony przed dwudziestu paru laty ze Stan�, c�rk� najzamo�niejszego w Jagodynie ko�ucharza. Wspominamy o niej w tym miejscu mimochodem, zastrzegaj�c sobie prawo rozpisania si� o wnuczce Had�i-Petara p�niej. Wspominamy za� o niej dlatego tylko, a�eby istnienie jej zaznaczy� wyr�niaj�c je w�r�d tej gromady dzieci, kt�rej obecno�� pod jednym dachem t�umaczy si� przyj�tym i zachowanym przez po�udniowych S�owian zwyczajem trzymania si� ca�ymi rodzinami w kupie � w zadrudze. Zwyczaj to czysto patriarchalny. Zadruga znaczy sp�k� naturaln� pomi�dzy ojcem a dzie�mi, sp�k� w zasadzie nieustann�, id�c� z pokolenia w pokolenie, zostaj�c� pod zarz�dem g�owy rodziny, a po jej �mierci pod zarz�dem przewodnika wybranego. Jest to, jak si� zdaje zabytek pierwotnego kszta�towania si� S�owian w spo�ecze�stwo. Zabytek ten przechowa� si� w Serbii do dzi�, za czas�w panowania tureckiego trwa� w ca�ej swojej sile i bodaj czy nie jemu to g��wnie zawdzi�cza pozbawiony politycznego bytu nar�d zachowanie o bycie tym tradycji. Nie b�dziemy si� jednak nad t� dziejow� zastanawiali kwesti�. Przyjmujemy nagi fakt, wspominaj�c o nim dlatego jedynie, a�eby wyt�umaczy�, dlaczego rodzina Had�i-Petara tak liczna by�a. Rodzina ta ca�a wysypa�a si� na powitanie starca, wracaj�cego z podr�y; lecz ujrzawszy cz�owieka obcego, cofn�a si� w �e�skiej swojej cz�ci i ukry�a w g��bi schronu drugiego podw�rza. Ukry�a si�... w taki atoli spos�b, a�eby m�c widzie� nie b�d�c widzian�. Gdyby Marko posiada� wzrok bystry i przenikliwy, m�g�by by� w szczelinach i szparach dopatrze� tu oko, tam oko, �wdzie oko, wpatruj�ce si� w niego ze szczeg�lnym nat�eniem i ogl�daj�ce go od st�p do g�owy. Kilka par oczu przypatrywa�o si� mu ciekawie, lecz nied�ugo. Had�i-Petar, zdj�wszy z jednego konia biesagi i zarzuciwszy je sobie na rami�, skin�� na go�cia i poprowadzi� go na drugie podw�rze. Kobiety cofn�y si� natychmiast dalej. Marko zachwyci� okiem kilka postaci, znikaj�cych jedne w domku, drugie w�r�d drzew ogrodu. Tylko jedna zatrzyma�a si� we drzwiach. By�a to niewiasta s�dziwa, stara majka, ma��onka Had�i-Petara, a babka m�odego pokolenia. Zatrzyma�a si� we drzwiach, z�o�y�a d�onie na piersiach i g��bokim pok�onem pozdrowi�a m�a i go�cia. Starzec powita� j� w imi� Bo�e; ona mu w imi� Bo�e odpowiedzia�a i w r�k� go poca�owa�a. � C� tu s�ycha�, Milewo?... � Wszystko dobrze, Bogu niech b�d� dzi�ki... � Nowego nic? � Nic, Bogu najwy�szemu i mi�osiernemu chwa�a... � No, to i dobrze... � rzek� starzec weso�o. � Przyprowadzam go�cia, kt�rego uczci� potrzeba. To m�wi�c ukaza� Markowi dywan na czerdaku i zaprosi� go, a�eby miejsce zaj��, sam pierwszy zasiadaj�c i po turecku nogi pod siebie podginaj�c. Marko na drugim usiad� ko�cu. Kru�ganek zape�ni�a dziatwa, z wyrazem ciekawej chciwo�ci spogl�daj�c na biesagi, kt�re starzec obok po�o�y�. � Hm, wy si� tam domy�lacie czego�... � rzek� ten ostatni po chwili. Dzieci wzrok na obcego przenios�y cz�owieka, spogl�daj�c na niego spode �ba, jakby si� go wstydzi�y. Wnet jednak uwag� od niego odwr�ci�y, jak tylko spostrzeg�y, �e starzec r�k� do biesag�w si�gn�� i wydoby� z takowych naprz�d... piernik. � Ot, to tobie... Pogarn�o si� kilkoro. Piernik atoli dosta� si� jednemu ch�opakowi, kt�ry pilniejszego nie mia� nic, jak do ust go podnie��. Pss... � sykn�� starzec. � Poczekaj!... B�dziesz jad�, gdy obdziel� wszystkich... zjad�by� bowiem najpierwszy i potem zazdro�ci� innym. Ch�opak dziadka pos�ucha�, ale uj�� piernik obydwiema r�kami i oczy w takowy wlepi�. Starzec r�k� do biesag�w si�gn�� i wydoby� obarzanek, kt�ry da� jednej z dziewczynek. W spos�b ten obdzieli� wszystk� dziatw�; gdy za� go�ci�ce rozda�, zawo�a�: � Hajda! � i r�k� skin��. Dziatwa hurmem z czerdaka na podw�rze ruszy�a. Dwoje si� na schodach wywr�ci�o. Jedno w p�acz uderzy�o. A ka�de nios�o w r�kach go�ciniec, przez dziadka znad Dunaju przyniesiony. Wydawa�o si� im, �e pierniki te, obarzanki i wykr�ta�ce, kt�rym podobne i Jagodyna produkowa�a, smaczniejsze by�y dlatego, �e pochodzi�y z daleka. Gdy dziatwa znik�a, jeden z Had�i-Petara syn�w przyni�s� du�� miednic� pobielan�, przykryt� nakrywa wyrzynan�, z kawa�kiem bia�ego na nakrywie myd�a i z ni� do go�cia podszed�. Marko zna� snad� zwyczaje miejscowe. Nachyli� si� i r�ce wyci�gn��. Syn gospodarski wod� mu zlewa�. I odby�a si� ablucja, kt�ra si� rozpocz�a od twarzy, a sko�czy�a na nogach. Podobn� ceremoni� i Had�i-Petar odby�. Syna gospodarskiego zast�pi�a wnet z synowych jedna. Ta wnios�a niewielk� tac� mosi�n�, po�yskuj�ca jak zwierciad�o, a na niej dwie buteleczki malutkie, z kszta�tu podobne do tych, w kt�rych w�drowni z W�gier przekupnie ambr� u nas sprzedaj�: Buteleczki te nape�nione by�y p�ynem ��tawym. � Zanim dadz� nam posi�ek jaki, napijmy si� �liwowicy...� rzek� gospodarz. Marko jedn� z buteleczek do ust przechyli�, p�yn bulgocz�c wla� mu si� w gard�o, a kiedy wypi�, kobieta cmokn�a przeci�gle, jak si� u nas cmoka na dzieci w pieluchach, i rzek�a: � Na zdrowie. Had�i-Petar wychyli� buteleczk� drug�. chrz�kn�� i d�oni� si� po �o��dku pog�adzi�. � Teraz spoczywajmy... Nic lepszego do czynienia nie mamy. Poprawi� si� i �okciem si� o por�cz dywana opar�. Nie by� to spoczynek sybaryty. Dywanem nazywa�a si� deska twarda, kilimkiem pokryta � na niej si� siedzia�o, do oparcia s�u�y�y materace we�niane. Na tym polega� komfort ca�y, kt�ry by niejednemu z ludzi Zachodu, przywyk�emu do puch�w i jedwabi�w, ci�ki b�l ko�ci sprawi�. Nasi znajomi jednak nie byli wymy�lni. Usadowieni na deskach i oparci o materace we�niane, odpoczywali wy�mienicie, przypatruj�c si� krz�taniu rodziny oko�o przygotowa� do wieczerzy � przygotowa�, odbywaj�cych si� zupe�nie tak, jak si� odbywa�y przyj�cia go�ci wedle opis�w biblijnych. Zar�ni�to ko�l� m�ode; rozpalono ognisko na �rodku podw�rza i pieczono je przy p�omieniu na ro�nie drewnianym. Tym si� zajmowali m�czy�ni. Przy drugim za� ognisku, kt�re w izbie na kominie gorza�o, kobiety zawiesza�y kocio�ki i przystawia�y garnuszki, w kt�rych r�ne potrawy i przyprawy gotowa�y. Wszystko to sz�o pr�dko i zgodnie. Ta z kocio�kiem si� pora�a, owa garnk�w dogl�da�a, inna ciasto miesi�a. Niebawem wo� dopiekaj�cego si� ko�l�cia miesza� si� pocz�a na podw�rzu z woni� zi� i kwiat�w ogrodowych. Kobieta, co ciasto miesi�a, przerabia�a z niego placki, kt�re w kominie na oczyszczonej z rozpalonego w�gla p�ycie ka- miennej upiek�a; a w tym�e czasie inne nakry�y i zastawi�y st� � st�, to jest du�y kr��ek drewniany, z przybit� pod spodem, na pi�d� wysok�, podstawk�. St� ten � asta�, w niekt�rych okolicach Serbii zwany z grecka trapez� � przykryty bia�ym obrusem, zastawiany by� potrawami takimi samymi jak te, kt�re czasu onego wedle biblijnego �wiadectwa jadali Abraham, Izaak i Jakub. Nie wiemy tylko, czy znali oni papryk�, nadaj�c� polewce kolor czerwony i smak piek�cy; ale znali i spo�ywali: ser �wie�y, �mietan�, owoce, mi�d w plastrach i pieczyste z ko�l�cia. Do wieczerzy zasiedli m�czy�ni sami: Had�i-Petar, go�� i synowie gospodarza. Kobiety us�ugiwa�y. Dziatwy ani �ladu nie by�o. Jak si� podr�nym, jak si� domownikom jad�o � kwestia ta w takim tylko razie nale�e� by mog�a do powie�ci naszej, gdyby pomi�dzy biesiadnikami znalaz� si� kt�ry pozbawiony apetytu albo te� obdarzony apetytem nadzwyczajnym, z powod�w nale��cych do tego rodzaju budulcowego materia�u, z kt�rego architekci powie�ciowi klec� fantastyczne wyobra�ni w�asnej lepianki. Takiego atoli biesiadnika pomi�dzy tymi, co przy blasku �wieczki �ojowej wieczerzali na czerdaku Had�i-Petara, w rzeczywisto�ci nie by�o. A zatem jedzenie milczeniem pomijam. Natomiast podnios� okoliczno�� jedn�, kt�ra, kto wie, czy nie wywrze jakiego wp�ywu, na dalszy los os�b. wyst�puj�cych w opowiadaniu naszym. Okoliczno�� ta jest nast�puj�ca. Kiedy Marko, siedz�c na czerdaku, odpoczywa�, pogr��ony w dumaniu, nagle jakby si� ze snu ockn��. Dumanie pierzch�o. Wzrok Marka si� wyt�y� i szed� przez chwil�, niby cie� za mkn�c� po niebie chmurk�, za postaci� dziewicz�, co si� przez podw�rze przesun�a, przy ognisku, przy kt�rym si� ko�l� piek�o, troch� posta�a i znik�a. Markowi w piersiach zrobi�o si� jako�... nijako;.westchn�� lekko i... �lin� po�kn��. I duma� dalej. Zn�w posta� ta� sama z dumania go przebudzi�a. Ujrza� j� we drzwiach, wprost naprzeciw siebie. Wyda�o mu si�, �e wzrok jej na nim spoczywa�. Chcia� si� temu zjawisku przypatrze� lepiej. D�oni� oczy przetar� � spojrza�... ju� jej nie by�o. Przy wieczerzy nie pojawi�a si� i dlatego snad� Marko, nie maj�c dystrakcji najmniejszej, jad� z apetytem �miertelnika zwyczajnego, co z dalekiej przybywa podr�y. ROZDZIA� TRZECI TURCY W SERBII Powie�� nasza pocz�tkiem swoim odnosi si� do roku Pa�skiego 1787. Dawne to czasy! Takich, co by je pami�tali, nie ma ju� pono pod s�o�cem; takich za�, co si� w owej epoce rodzili, je�eli znajduj� si� gdzie jeszcze, to na palcach ich policzy�. Jedni wygin�li, drudzy wymarli; nowe pokolenia przysz�y i �wie�ym warstwami pokry�y z wierzchu te, co w owych �y�y czasach. A czasy� to by�y � jak�e od dzisiejszych odmienne!... Nar�d serbski nie rozwija� si�, lecz zaledwie wegetowa�... pod dzwonem pneumatycznym, na kt�ry sk�ada�a si� ca�a, pe�na w swoim rodzaju i w swoim czasie doskona�a maszyneria panowania tureckiego. Panowanie to mia�o w�asno�� tej choroby, kt�ra polipem zowi�. W narodzie, kt�ry by� nim dotkni�ty, puszcza�o ga��zie, trzymaj�ce si� silnie w�z�a �rodkowego. Funkcja tych ga��zi by�o ssanie sok�w �ywotnych. W�ze� polipa, co Serbi� trapi�, przebywa� w Bia�ogrodzie. Stamt�d rozchodzi�y si� ga��zie na ca�y kraj pod postaci� administrator�w, s�dzi�w, poborc�w, spahi�w, janczar�w i wladyk�w. Ka�dy z urz�dnik�w tych, urz�dniczk�w i nieurz�dnik�w posiada� carte blanche na wszelkiego rodzaju nadu�ycia pod warunkiem, a�eby w�adza g��wna nie ponosi�a uszczerbku pod wzgl�dem powagi i dochod�w. To by�a rzecz g��wna i pod ni� podporz�dkowywa�o si� wszystko. Jagodyna, miasteczko ma�e, ale po�o�one na drodze, kt�r� przechodzi� trakt g��wny, prowadz�cy z Bia�ogrodu do Niszu, Adrianopola i Konstantynopola, posiada�a kajmakana, kadego i mezlisz. Kajmakan rz�dzi�, kady s�dzi�, mezlisz radzi�. Ten ostatni rekrutowa� si� z populacji muzu�ma�skiej, zamieszkuj�cej g��wn� cz�� miasteczka, zwan� maha�� tureck�, a z�o�on� z urz�dnik�w, rzemie�lnik�w, handlarzy i spahi�w, jednych przebywaj�cych czasowo, drugich osiedlonych stale. Urz�dnik�w mianowa�a w�adza centralna, rz