5011

Szczegóły
Tytuł 5011
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5011 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5011 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5011 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dariusz S. Jasi�ski Jovita Bar by� piekielnie zat�oczony, zadymiony i strasznie rozkrzyczany. Gdzie nie spojrza�em pe�no by�o twarzy, kt�rych wyraz nie zwiastowa� niczego dobrego. Z napi�ciem wyczekiwa� mo�na by�o zaczepki, kt�ra sko�czy� by si� mog�a w najlepszym przypadku obiciem g�by. A najgorsze jest to, �e przychodz�c tu, w�a�nie czego� takiego oczekiwa�em. Nie pasowa�em do tego miejsca, co by�o widoczne ju� na pierwszy rzut oka. Siedzia�em przy barze w pachn�cym �wie�o�ci�, bia�ym mundurku Floty Europy i prowokowa�em. Jednak�e spocone, cz�sto zakolczykowane i wytatuowane postacie rodem z niskobud�etowego filmu kryminalnego najwyra�niej traktowa�y mnie, jak powietrze. A ja bardzo potrzebowa�em rozrywki i to tej najprymitywniejszej jej odmiany. Po kilkunastu latach samotnej podr�y mia�em w sobie tyle energii, �e nawet najlepszy seks nie by� w stanie roz�adowa� nagromadzonego napi�cia. Tote� uzna�em, �e najpierw mordobicie, a dopiero potem przyjemno�ci. Nie dopuszcza�em do siebie my�li, �e kto� m�g�by mi skopa� ty�ek. Lata trening�w i wzmocnione jakimi� polimerami tkanki dawa�y mi mia�d��c� przewag� nawet nad kilkunastoma naturalnie silnymi przeciwnikami. Widz�c, �e nic nie osi�gn� czekaj�c, wsta�em od baru. W r�ku trzyma�em opr�nion� do po�owy szklank� jakiego� marnego trunku. Niby przypadkowo potkn��em si� i wyla�em ca�� jej zawarto�� na twarz pot�nie zbudowanego gamonia. Z rado�ci� przyj��em widok zapalaj�cych si� w jego oczach iskier. Otoczenie zamilk�o, a ja z g�upawym u�mieszkiem czeka�em na rozw�j wydarze�. Dryblas nerwowo przetar� r�k� twarz i... odwr�ci� si� do mnie plecami. Teraz ju� by�em w�ciek�y! - Ej! - warkn��em - Nic nie powiesz? Osi�ek spojrza� na mnie rozognionym wzrokiem. Czu�em, jak adrenalina przejmuje nad nim kontrol�, widzia�em te�, jak walczy� ze sob�. R�ce mu dr�a�y, zreszt� ca�y si� trz�s�, ale tylko odpar� spokojnie: - Go�ciu, daj ty mi spok�j. Nie szukam guza. - Chyba si� mnie nie boisz? Ja jestem sam, a ty masz tu kup� kolesi�w. - Facet! Jak ci� spr�buj� pstrykn��, to mnie udupi� w pace na d�ugie lata i to, jak b�d� mia� du�y fart. - pokaza� palcem w g�r�, na obserwuj�c� wszystko kamer� - D�ugo ci� tu nie by�o? - Na Ziemi? Ponad pi�tna�cie lat. - No to, kurde, nic nie wiesz. To ju� nie ta Europa, co kiedy�. Poczytaj gazety, to sam si� kapniesz, co jest grane. Flota wszystko kontroluje. Chcesz si� t�uc? To poszukaj se samob�jcy, tu nikogo nie znajdziesz. - Nawet, jak ci sam przy�o��? - He, he. - za�mia� si� - Tego to nie zrobisz, bo sam by� trafi� do pierdla, co nie? Skubany mia� racj�. Za uderzenie cywila inaczej, ni� w obronie w�asnej czeka� mnie areszt do kolejnego lotu. To przekre�li�oby moje szanse na jak�� panienk�. - Dobra. - odrzek�em - Wygra�e�. Chod�, postawi� ci kolejk�. Przyj�� moj� propozycj� bardzo ochoczo i po nast�pnych dw�ch godzinach byli�my ju� wielkimi przyjaci�mi. Niew�tpliwy wp�yw na to mia�y trzy niegdy� pe�ne butelki po tutejszej w�dzie. Ledwo trzymaj�c si� na nogach opu�ci�em spelun� i sinusoidaln� �cie�k� pod��a�em do hotelu. Nawet specjalnie nie zastanawia�em si�, czy obra�em poprawny kierunek. Ni st�d, ni zow�d zosta�em zaatakowany. Kto� z�apa� mnie za ko�nierz i z du�� si�� rzuci� o �cian� pobliskiego budynku. Ju� mia�em zareagowa�, gdy napastnik mocno wbi� si� swoimi ustami w moje. W jakim� pijackim zwidzie postanowi�em przeprowadzi� test p�ci i ma�o wyszukanym ruchem z�apa�em ow� osob� za krocze. Kiedy� ju� si� nadzia�em, to teraz dmucha�em na zimne. Tym razem to jednak nie by� transwestyta, tylko autentyczna, �adnie pachn�ca i najwyra�niej bardzo napalona dziewczyna. Szybko przej��em inicjatyw� i poczu�em si� du�o lepiej. K�tem oka tylko zobaczy�em policyjny patrol, kt�ry widz�c m�j mundur szybko przeszed� na drug� stron� ulicy. Chwil� p�niej dziewczyna oderwa�a si� ode mnie i wreszcie mog�em zobaczy� jej twarz. Widzia�em w swoim d�ugim �yciu ju� wiele �adnych i poci�gaj�cych kobiet, ale j� mog�em okre�li� tylko w jeden spos�b. By�a pi�kna. Tak idealnej urody jeszcze nie dane mi by�o ogl�da�. Mo�e wp�yw na to mia�a emanuj�ca z niej taka dziewicza dojrza�o��. Lepiej nie uda�o mi si� tego okre�li�, cho� czu�em, �e szybko trze�wia�em. - Dobrze ca�ujesz, ale musz� lecie�. - powiedzia�a st�umionym g�osem. Z�apa�em j� za r�k�. Spojrza�a na mnie, jakby chcia�a mnie zaraz zabi�. - Hej! Dok�d? Najpierw si� na mnie rzucasz, potem rzucasz na mnie urok, a w ko�cu rzucasz mnie? - Pu��! - zabrzmia�o to gro�nie - Chc� odej��! - No co ty, boisz si� czego�? Chyba nie mnie? - Prosz�!... - szarpn�a wyj�tkowo mocno, jak na kobiet�, ale nie zamierza�em spe�ni� jej ��dania. - Uciekasz przed glinami! - skonstatowa�em - Mam racj�? Nic nie odpar�a, wida� trafi�em w dziesi�tk�. - Je�li chcesz si� gdzie� zadekowa�, to gdzie b�dziesz bezpieczniejsza, ni� pod opiek� oficera Floty? - Co� znajd�... - przesta�a si� szarpa�, najwyra�niej rozwa�a�a moj� propozycj�. - Przesta� gada� bzdury! Chod�! Poci�gn��em j� za r�k�. Jej op�r by� tylko prowizoryczny. Zreszt� po chwili znik� zupe�nie. - Jak masz na imi�? - spyta�em. - Jovita. - �adnie... - przyzna�em szczerze - Co przeskroba�a�? - To skomplikowana sprawa, lepiej, �eby� nie wiedzia�. - Pami�taj, �e b�d� nadstawia� za ciebie karku... - Nie prosi�am o to. - jej g�os zn�w przesta� by� �agodny. - Jak uwa�asz, ale musisz wiedzie�, �e siedz� we Flocie nie ze wzgl�d�w ideologicznych. Po prostu kocham lata�. Bez wzgl�du na to, co zrobi�a� i tak ci� nie wydam. Jednak Jovita milcza�a. Trudno. W ko�cu to rzeczywi�cie nie by�a moja sprawa. Nie wlok�em jej ze sob�, �eby zosta� bohaterem. Ja tylko mia�em na ni� ochot�, a i liczy�em na rewan� z jej strony za okazan� pomoc. W hotelu podbieg� do mnie recepcjonista. - Przepraszam pana najmocniej, majorze, ale musz� wiedzie�, czy ta dama... - tu prze�kn�� �lin� spogl�daj�c na Jovit� - ...b�dzie pana go�ciem tylko dzi�, czy zamieszka z panem do odlotu. Musz� j� wpisa� do rejestru... Dziewczyna sta�a si� niespokojna. Ja za� sapn��em ci�ko i si�gn��em do kieszeni. Wyj��em z niej jaki� banknot o wysokim nominale i wcisn��em go ch�opcu do r�ki. - O kim m�wisz?... - spyta�em. - Przepraszam, co� mi si� przywidzia�o... Nadal za kas� mo�na by�o omin�� wiele przepis�w. Jad�c wind� jednak zacz��em si� zastanawia�, czy aby post�pi�em s�usznie bior�c j� ze sob�. Wytrze�wia�em ca�kiem i nie by�em ju� tego taki pewien. O pieni�dze nie dba�em i tak nie zd��y�bym ich wszystkich wyda�. Bardziej niepokoi�em si�, czy otrzymam od niej to, czego oczekiwa�em. Ju� dawno bowiem wyros�em z mi�o�ci platonicznych. Ze zwyk�ych zreszt� te�. Nied�ugo p�niej wszelkie w�tpliwo�ci zosta�y przez dziewczyn� rozwiane. Nie okaza�a si� by� jedn� z tych delikatnych panienek, kt�re �atwo by�o po�ama� przez nieuwag�. Nie, ona by�a silna i spr�ysta. Do tego mia�em nieodparte wra�enie, �e stara�a si� bardziej dawa�, ni� czerpa�, a dosta�em od niej wi�cej, ni� m�g�bym oczekiwa�. Mimo, i� kondycja by�a moj� mocn� stron�, po kilkudziesi�ciu minutach wsp�lnych igraszek le�a�em ca�kiem wypompowany. Zaniepokoi�em si� tylko tym, �e po niej nie wida� by�o �lad�w zm�czenia. Te� wydawa�a si� by� zadowolona, cho� przyzna�em sobie w duchu, �e wcale si� o to nie stara�em. Zm�czony szybko zasn��em. Gdy si� obudzi�em Jovita bra�a prysznic. Mia�em ogromn� ochot� przy��czy� si� do niej, ale ponowne pukanie do drzwi u�wiadomi�o mi, co te� mnie obudzi�o. �niadanie by�o ogromne, tote� nie boj�c si�, �e go zabraknie dla dziewczyny, ochoczo zabra�em si� za konsumpcj�. Praca dla Floty dla wielu mia�a mas� minus�w. G��wnym powodem, dla kt�rego paru zdolniejszych ode mnie pilot�w nie wst�powa�o w jej szeregi by�y d�ugie loty. Kto�, kto chcia� za�o�y� rodzin� musia� zdawa� sobie spraw�, �e trzeba si� ni� opiekowa�, a nie wybywa� na kilka, czy nawet kilkadziesi�t lat. Ja nie mia�em nikogo, tote� nie musia�em si� martwi�, �e, gdy wr�c� z kolejnej podr�y moje dziecko b�dzie biologicznie starsze ode mnie. Plus�w jednak by�o wi�cej. Podczas tych kr�tkich zazwyczaj przerw w lotach mia�em zapewniony maksymalny luksus. Najlepszy hotel, praktycznie nieograniczone finanse i status krezusa. Lubi�em to i z rado�ci� korzysta�em z tych dobrodziejstw. Wzi��em do r�ki gazet� i w��czy�em opcj� "aktualno�ci z miasta". Moj� uwag� zwr�ci�a niewielka notka o zabawnym tytule "Z�o wyplenione". "Wczoraj, p�nym wieczorem zjednoczone si�y Policji i Piechoty Floty zdoby�y budynek okupowany przez grup� anarchist�w. W wymianie ognia rannych zosta�o trzech Policjant�w. Wszyscy przest�pcy zgin�li ponosz�c s�uszn� kar�. W�adze miasta przepraszaj� mieszka�c�w zbiegu ulic pi�tnastej i sto siedemdziesi�tej czwartej, za zak��cenie ciszy nocnej" Od�wie�y�em sobie w my�lach plan miasta i wcale nie zaskoczony stwierdzi�em, �e by�o to nieopodal miejsca w kt�rym natkn��em si� na Jovit�. Chyba pakowa�em si� w jakie� polityczne g�wno. A co tam... Drzwi �azienki otworzy�y si� i moim oczom ukaza� si� i�cie imponuj�cy widok wyk�panej bogini, w r�czniku zbyt kr�tkim, by okry� wszystkie intymne cz�ci cia�a. "Zobaczy� Jovit� i umrze�" przelecia�o mi przez g�ow� jakie� stare powiedzonko. - �niadanie podane - poinformowa�em - Jak ci si� spa�o? - Dobrze - odpar�a zdawkowo - Dzisiejsza? - wskaza�a na gazet�. - Tak. Jovita wzi�a j� do r�ki i po�piesznie wertowa�a tytu�y. W ko�cu znalaz�a to, czego szuka�a. - Wiesz? Nic si� nie zmieni�o. Gazety wci�� k�ami�... - rzuci�em zaczepnie. - O czym ty m�wisz? - Nie wszyscy zgin�li, a ty jeste� na to najlepszym dowodem. - Prosi�am ci�, by�my nie rozmawiali na ten temat. - Pos�uchaj! Ju� si� i tak w to wpakowa�em, ale na Ziemi zostaj� jeszcze tylko dwa dni, potem st�d spadam. A ty? Zostaniesz tu sama - �cigana, a twoi kumple nie �yj�. Co ty w og�le zamierzasz? - Opu�ci� Ziemi�. - Jak? Kupisz bilet i wsi�dziesz na statek? Maj� tw�j rysopis? - Nie wiem. Co� wymy�l�. - Mo�e znajdziemy ci jakiego� chirurga plastycznego? Za odpowiedni� kas�... - Nie! To wykluczone. - Masz racj�. Nie wolno niszczy� takiej doskona�ej bu�ki. A teraz i tak sprawdzaj� kod genetyczny na odprawie. Signum temporum... - zako�czy�em sentencjonalnie. - Refugire ad astra... - szepn�a. Uciec do gwiazd... Nie s�dzi�em, �e jeszcze kto� pr�cz mnie zna� �acin�, j�zyk martwy od tysi�cy lat i nie u�ywany od kilkuset. Teraz mi zaimponowa�a i kolejny raz zaskoczy�a. - Daj temu spok�j, lepiej mnie poca�uj. - zaproponowa�a. Nie trzeba mi by�o tego dwa razy powtarza�. Jej pachn�ce �wie�o�ci� cia�o szybko znalaz�o si� w moich obj�ciach i oboje wyl�dowali�my awaryjnie na pod�odze. Nied�ugo p�niej by�em zn�w w si�dmym niebie, a to rozanielenie przywiod�o ze sob� dziwne i zupe�nie pozbawione logiki my�li. - Gdyby to by�o bezpieczne, zabra�bym ci� ze sob�... - westchn��em. - A dlaczego mog�oby by�? - podchwyci�a. - M�j statek to transportowiec - jedynka. Jedna kabina anabiotyczna, prowiant dla jednej tylko osoby... - Daleko lecisz? - Na Argento, To dwadzie�cia siedem lat podr�y. - Nie musz� spa�. - A je�li moja kabina si� popsuje? Oboje umrzemy z braku wody, bo zak�adam, �e tlenu jako� by wystarczy�o. - Masz racj�. Za du�o ryzykujesz - westchn�a. Popatrzy�em na charakterystyczn� dla m�czyzn cz�� cia�a. Sugerowa�a ona co� zupe�nie pozbawionego sensu. Jeszcze chwil� si� waha�em, ale decyzja ju� zapad�a. - A do cholery z tym wszystkim - szepn��em jej do ucha - Wywioz� ci� st�d. - Dzi�kuj�... - odpar�a r�wnie� szeptem. Przez pozosta�e dwa dni nie rozmawiali�my ani o powodach jej ucieczki, ani o niej samej. Prze�y�em dwa najlepsze dni w moim grubo ponad dwustuletnim �yciu. Mimo, �e zna�em j� tak kr�tko i w zasadzie nic o niej nie wiedzia�em by�o mi z ni� dobrze. Dla kogo� takiego warto by�o rzuci� Flot�, ale te� zdawa�em sobie spraw�, �e nie byli�my sobie przeznaczeni. Gdy dowioz� j� na miejsce b�dzie mia�a pi��dziesi�t lat, a lotu sp�dzi� z ni� nie mog�em z oczywistych przyczyn. Niestety to by�a jej jedyna szansa na wyrwanie si� z Ziemi. Wysadzenie jej gdzie� po drodze te� nie wchodzi�o w rachub�. Paskudna sprawa... - Powiedz mi, dlaczego mi pomagasz? - spyta�a zanim opu�cili�my pok�j hotelowy. - Sam nie wiem. Pocz�tkowo my�la�em, �e chodzi o seks. Ale zdaje sobie spraw�, �e nie. A mo�e po prostu mam raz w �yciu okazj� komu� pom�c? Wiem, �e Ziemia przesta�a by� mi�ym miejscem. A ci, jak to na nich m�wi�, anarchi�ci, to ludzie, kt�rzy chc� normalnie �y�. Zawsze tak by�o. Wolno��, to jedyna rzecz, dla kt�rej warto po�wi�ci� �ycie. Ja si� nigdy w nic nie anga�owa�em i nadal uwa�am, �e nie powinienem, ale dla ciebie raz w �yciu zrobi� wyj�tek. - Czy ty mnie kochasz? - tym pytaniem �ci�a mnie z n�g. - No co ty? Ja? Nie. Chyba nie. Nie wiem... - dziwnie gada�em - Cholera. A mo�e tak si� to objawia?... - I tak nie zrozumiesz, co chc� przez to powiedzie�, ale zmieni�e� moje priorytety... - Dobrze. - przerwa�em t� sielank� - Do�� tych wyzna�. Jest robota do wykonania. Wyszli�my z budynku. Odda�em klucz, rachunek pokrywa�a oczywi�cie Flota. Wsiedli�my do wypo�yczonego samochodu. Rzuci�em: "Kosmoport" i pojechali�my. Przed bram� dla personelu sta�o dw�ch stra�nik�w. Tu te� nic si� nie zmieni�o. Na szcz�cie nadal byli to zwykli ochroniarze, marnie op�acani przez zarz�d portu. Pokaza�em identyfikator i odda�em pr�bk� krwi. - Zgadza si�. Mi�ego lotu, majorze. Ale zaraz... - zerkn�� do auta. - Panowie... - wzi��em obu na bok - Lot mam za cztery godziny, a chcia�em jeszcze zaszpanowa� przed lask�. No wiecie, prawie trzydzie�ci lat w kosmosie... A tu mam szans� na ostatni numerek. Widzia�e� jej nogi? - To wykluczone! Regulamin zabrania... - Tysi�c dla ciebie, tysi�c dla kolegi i jeszcze tysi�c dla waszych kobiet, �eby�cie je zabrali na ekstra wakacje. Nie warto czasem zapomnie� o g�upim punkcie regulaminu? - Je�li j� wpu�cimy to z�amiemy ich z dziesi��... - Pi��. - Osiem - Sze��! - Dobra. Musia�em si� potargowa�, �eby nie my�leli, �e a� tak mi zale�y. Dop�aci�em trzy kawa�ki i przejechali�my. W zasadzie to najgorsze mieli�my ju� za sob�. Nikt raczej nie mia� prawa o ni� spyta�. Skoro tu by�a i to w towarzystwie oficera Floty, to znaczy�o, �e mia�a do tego prawo. Z daleka dostrzeg�em m�j mi�dzygalaktyk. Wyposa�ono go w najnowsze osi�gni�cia techniki i ju� z�era�a mnie ciekawo��, co tym razem w nim ulepszono. Ten statek wiele dla mnie znaczy�. By� przecie� moim domem, na jego pok�adzie sp�dzi�em wi�kszo�� �ycia, a Ziemi�, jak zwykle opuszcza�em bez �alu. Powoli zbli�ali�my si� do wej�cia, gdy nagle zawy�y syreny alarmowe. - Kurwa! - krzykn��em, gdy odwr�ci�em g�ow�. Za nami, w odleg�o�ci kilkuset metr�w, sta� szpaler z�o�ony z Piechoty Floty. Oddzia� mia� wycelowan� bro� w nasz� stron�. - Poddajcie si�! Nie macie szans! Jeste�cie otoczeni! Spojrza�em przera�ony na Jovit�. Wpatrywa�a si� we mnie z�owrogo. - To nie ja... - j�kn��em. - Wiem... - Z�agodnia�a. To, co nast�pi�o po chwili zaskoczy�o mnie ca�kowicie. Nieprawdopodobnie szybkim ruchem wyrwa�a mi bro� z kabury i m�wi�c "Wiem, �e to nie ty" strzeli�a mi w g�ow�! Ogarn�a mnie ciemno��. Ostatnim, co czu�em by�o twarde zderzenie z nawierzchni� l�dowiska. Ockn��em si� w szpitalu. Nade mn� sta�a piel�gniarka. - Pami�ta pan, kim pan jest? - Major Robert Markow, Flota Europy. Co si� sta�o? - Niech pan odpoczywa. Nied�ugo kto� si� u pana zjawi. Zasn��em. - Majorze! - obudzi� mnie ostry g�os. Otworzy�em oczy. Obok mojego ��ka sta�a czw�rka m�czyzn. Lekarz, dw�ch wysokich oficer�w Wywiadu Floty, pu�kownik i major oraz jaki� starszy, schorowany jegomo��. Mia�em prawo oczekiwa� informacji i przede wszystkim nieprzyjemno�ci. - Doktorze?! - da� prawo g�osu lekarzowi pu�kownik. - Pana stan zdrowia okre�li�bym, jako dobry. Zwa�ywszy, �e zosta� pan postrzelony w g�ow�, nawet jako znakomity. Kula otar�a si� o pa�sk� wzmocnion� czaszk� i poza drobnym jej p�kni�ciem nie wyrz�dzi�a �adnych powa�niejszych szk�d. Gdyby nie medyczne udoskonalenia, jakim zosta� pan poddany, pana m�zg le�a�by gdzie� w porcie. To by by�o na tyle, zostawiam pan�w samych. Lekarz wyszed�. - No, majorze, warto by�o zdradza� Flot� dla jakiej� dupy? - Teraz ju� wiem, �e nie... Niestety zacz��em my�le�... - Wiem, czym pan my�la�. Te� mi si� czasem zdarza�o. Na pana szcz�cie nie nale�a� pan do grupy przest�pczej, a ten g�upi, jednorazowy wybryk gotowi jeste�my panu zapomnie� i wymaza� z akt. - Niczego wi�cej nie m�g�bym oczekiwa�. - przyzna�em szczerze - Nie wyobra�am sobie �ycia bez moich lot�w. To naprawd� dla mnie wa�ne, a nie s�dzi�em, �e z ni� to taka powa�na sprawa. - sk�ama�em - No i t� sytuacj� dobrze sobie zapami�tam. - Tak� mamy nadziej�. - skwitowa� major - Przebieg pana s�u�by by� dotychczas bez zarzutu. Kilkana�cie bezawaryjnych lot�w, wszystkie pozauk�adowe. Pewnie nawet nie zdaje pan sobie sprawy, �e jest pan naszym najstarszym pilotem, ci, kt�rzy z panem zaczynali ju� dawno zrezygnowali ze s�u�by i w wi�kszo�ci poumierali. Ma pan ogromne do�wiadczenie, wi�c nie chcieliby�my straci� kogo� takiego. - A co z ... ni�? - spyta�em. - Z pana niedosz�ym zab�jc�? - na twarzy pu�kownika zago�ci� dziwny u�miech - My�l�, �e najlepiej opowie o tym profesor Braun. W zasadzie by� jej ojcem. - Ojcem? - Nie tak, jak pan my�li, majorze Markow. - odpar� Braun - Jestem biorobotykiem. A ta, jak si� panu przedstawi�a, Jovita, jest biotem o kodowej nazwie HW-SI3 typ EF, co oznacza humanoidalny �o�nierz, sztuczna inteligencja trzeciej generacji wersja ekskluzywnej kobiety... - Co?!!! Co pan bredzi?! - krzykn��em. - To prawda, Markow - odpar� pu�kownik z denerwuj�cym u�miechem na twarzy. - Ja przecie�... Nie!... Nie spa�em z robotem?... - W rzeczy samej. Z lepsz� wersj� sokowir�wki... - No, nie do ko�ca... - sprostowa� Braun - ...pow�ok� i wi�kszo�� organ�w mia�a prawdziwie ludzkich, cho� by�y one zmodyfikowane nawet w wi�kszym stopniu, ni� u oficer�w Floty. Tyle, �e jej uk�ad nerwowy to najnowocze�niejsza technologia. Spotka� pan najdoskonalszy komputer w ludzkim ciele. - I pewnie ciekawi pana, jaki program mai� wbudowany �w komputer? Ot� jego celem by�o opuszczenie Ziemi. Mia�a zdoby� statek i polecie� nim na Auror�, by przekaza� tamtejszej rebelii pewne strategiczne informacje. Mia� pan szcz�cie, gdyby nie nasza czujno��, to tam, w przestrzeni nie mia�by pan szans prze�y�. Zabi�aby, tak, jak pr�bowa�a to uczyni� tu. - Bo�e... - j�kn��em. - Tak, tak. A na drugi raz prosz� lepiej dobiera� sobie partnerki - doda� na odchodne major. Wyszli, a ja le�a�em ca�kiem zdezorientowany. I ja chcia�em temu czemu� pom�c... Dwa dni p�niej opu�ci�em szpital. Nast�pnego mia�em wreszcie odpali� statek i wynie�� si� z Ziemi na kilkadziesi�t lat. Gdy siedzia�em sam, w pustym apartamencie, odwiedzi� mnie nieoczekiwanie profesor Braun. - Przepraszam, �e pana niepokoj�, wiem, �e jutro pan leci i pewnie ma lepsze zaj�cia, ni� rozmowa ze starcem... - Nie, nie przeszkadza mi pan, tylko przywo�uje wstydliwe wspomnienia. Jak mog�em si� tak pomyli�? - Och, ka�dy by tak zrobi� na pana miejscu. Specjalnie zaprojektowa�em j� tak� wspania��. - Uda�o si� panu, jak cholera. - Ale nie o tym chcia�em z panem m�wi�. Zastanawia mnie jeden szczeg�, pozwoli pan? W�o�y� do odtwarzacza jaki� nie znany mi no�nik (pewnie kolejna nowinka) i zobaczy�em film z kosmoportu. Stali�my oboje z Jovit�, nagle ta wystrzeli�a do mnie, upad�em. Potem zacz�a biec w stron� oddzia�u Floty strzelaj�c w ich stron�. Kto� z nich wystrzeli� i dziewczyna - robot eksplodowa�a, rozpadaj�c si� na drobne kawa�ki. Ogl�da�em jej �mier� z przygn�bieniem. - Dziwne, prawda? - spyta� Braun. - Co mianowicie? - zdziwi�em si� - Strzeli�a do mnie, a potem rzuci�a si� na wojsko. - Po pierwsze, nie mia�a prawa chybi� z tak niewielkiej odleg�o�ci, a po drugie jej g��wnym programem by�o zachowanie si� przy �yciu, za wszelk� cen�. Wi�ksze szanse, cho� i tak niewielkie, mia�a uciekaj�c, bo to, co zrobi�a nazwa�bym raczej samob�jstwem. - Co pan sugeruje? Mo�e po prostu si� popsu�a? - C�, to oczywi�cie mo�liwe, ale mam dziwne wra�enie, �e ta ca�a jej akcja mia�a na celu uratowanie panu �ycia, majorze... - I dlatego chcia�a mnie zabi�? Niech pan nie b�dzie �mieszny. - I dlatego strzeli�a tak, by og�uszy�. Doskona�y strza�, kt�ry nie zrobi� panu krzywdy. A co by by�o, gdyby trafiono j� granatem w pobli�u pana? Dlatego pobieg�a w ich kierunku, by oddali� niebezpiecze�stwo. - Czy to troch� nie za bardzo naci�gane? - By� mo�e, by� mo�e... Ale sam pan wie, �e par� milimetr�w dalej i rozmawia�bym z panem przez medium. - Wiem, ale nadal nie rozumiem, po co strzela�a? Mog�a od razu uciec. - A nie pobieg�by pan za ni�? Zamilk�em. Ju� teraz zg�upia�em zupe�nie. - No c�, na mnie ju� czas. �ycz� panu mi�ego lotu i mam nadziej�, �e Jovita dokona�a s�usznego wyboru. I ja te�, ale raczej o tym si� ju� nie dowiem. Nie po�yj� dostatecznie d�ugo. �egnam wi�c, majorze. Braun opu�ci� pok�j, a ja jeszcze raz przejrza�em nagranie. D�ugo je analizowa�em i ju� nie wiedzia�em, co mam o tym my�le�. Do tego dr�czy�y mnie enigmatyczne s�owa profesora o s�uszno�ci wyboru. Cieszy�em si� tylko, �e za par� godzin b�d� ju� daleko od tych wszystkich spraw. Wystartowa�em o czasie. Jak zwykle na pocz�tku podr�y zapozna�em si� z wszystkimi nowo�ciami zainstalowanymi na pok�adzie. Nie by�o tego wiele. Przez pi�tna�cie ostatnich lat post�p nie by� a� tak znaczny, cho� sama Jovita by�a tego niew�tpliwym zaprzeczeniem. Ta istota wci�� siedzia�a w mych wspomnieniach. Nast�pne dni sp�dzi�em na �mudnym i przera�liwie nudnym testowaniu systemu. W czasach pierwszych podr�y cz�sto co� nawala�o wi�c niejednokrotnie taka procedura ratowa�a mi �ycie. Jednak teraz czynno�ci, kt�re wype�nia�em by�y jedynie czysto rutynowe. Po upewnieniu si�, �e wszystko gra uda�em si� na spoczynek. Spa�em miesi�c, p�niej zn�w kilka dni test�w, zn�w kabina anabiotyczna i tak sp�dzi�em prawie dwa lata. Tym razem obudzi� mnie komputer pok�adowy, przera�liwie przy tym wyj�c. Co� by�o nie tak. P�dem pobieg�em do kabiny pilota i wy��czy�em alarm. Zapyta�em o �r�d�o awarii. - Wszystkie systemy sprawne. - us�ysza�em w odpowiedzi - Za dwadzie�cia sekund rozpocznie si� prezentacja nagrania. "Jakiego nagrania?" pomy�la�em, ale czeka�em cierpliwie. Po up�ywie zapowiedzianego czasu, moim oczom ukaza� si� profesor Braun. - Witam, majorze Markow. Mam nadziej�, �e nie wystraszy� pana alarm i siedzi pan przed ekranem, oczekuj�c, co te� mam do powiedzenia. Opowiem panu o planecie Aurora. Zosta�a ona zasiedlona ponad trzysta lat temu przez poszukiwaczy z�ota. Okaza�a si� posiada� tak�e z�o�a platyny i uranu, tote� Ziemia bardzo szybko po�o�y�a na niej sw� ci�k� i chciw� �ap�, czyni�c z wolnych osadnik�w zwyk�ych niewolnik�w. Sam si� tam urodzi�em, ale z grup� odwa�nych ludzi uda�o nam si� stamt�d uciec. Tak trafi�em na Ziemi�. Przez ca�e �ycie stara�em si� w jaki� spos�b pom�c tym, kt�rzy zostali. By�em obdarzony wielkim darem - zdolnym umys�em. Wszystkie moje umiej�tno�ci, ca�� wiedz� i marzenia w�o�y�em w stworzenie wspania�ego wojownika - Jovit�. Ona mia�a przedosta� si� na Auror� i przekaza� mieszka�com tej planety dokumentacj� swojej budowy, jedyn� jaka pozosta�a, reszt� zniszczy�em. Z pomoc� armi z�o�onej z podobnych niej moi rodacy mieli odzyska� wolno�� najpierw dla siebie, a potem dla innych ciemi�onych zak�tk�w wszech�wiata. Niestety Jo zgin�a ratuj�c panu �ycie. Wiem o tym, gdy� widzia�em zapis jej pami�ci i oprogramowania, kt�re sama sobie zmodyfikowa�a... Wszystko to znajduje si� w czarnej skrzynce, o kt�rej na szcz�cie Flota nie wiedzia�a. I tylko ten zapis pozosta� mi po moich marzeniach. Gdybym mia� mo�e troszk� wi�cej czasu, zaplanowa�bym tak� akcj� raz jeszcze, ale niestety z�era mnie choroba, pozosta�o�� po Aurorze i, gdy pan to ogl�da mnie ju� raczej nie ma. Tak wi�c my�la�em, �e to ju� koniec, �e tam, na mojej rodzinnej planecie ludzie nadal b�d� umiera� dla chciwo�ci Floty, ale Jovita po�wi�caj�c si� dla pana wskaza�a mi now� drog�. Ca�� swoj� nadziej� pok�adam wi�c teraz w panu, majorze. Jutro o siedemnastej czasu uniwersalnego b�dzie ostatnia mo�liwo��, by zmieni� kurs nie nadk�adaj�c drogi I nie zu�ywaj�c energii. Kurs na Auror�... W skrzyni numer 2035 w cz�ci baga�owej znajduje si� pojemnik z zapisem pami�ci Jovity. Je�li pan j� dostarczy tam, gdzie mia�a to zrobi� ona, uratuje pan �ycie milionom... ba, miliardom ludzi w ca�ym wszech�wiecie. Dzi�ki temu b�dzie pan m�g� zrobi� co� dobrego w swoim �yciu, sprawi, �e moje nie b�dzie zmarnowane i... odzyska pan Jovit�, je�eli co� dla pana znaczy�a... Bo po tym, co uczyni�a wiem, �e jest bardziej ludzka od wielu, kt�rzy szczyc� si� mianem cz�owieka. B�agam, niech pan nie zniweczy wysi�k�w i ofiar tylu ludzi. Tylko od pana zale�y, czy Ziemia i dziesi�tki innych zamieszka�ych planet stan� si� domem, czy nadal b�d� wi�zieniem dla homo sapiens. Decyzja nale�y do pana, mam nadziej�, �e b�dzie s�uszna. I niech pan pami�ta: kluczem do wszystkiego jest wolno��... Obraz zgas�. Po kilkunastu minutach bezczynnego siedzenia zerwa�em si� z miejsca i ruszy�em do �adowni. Z niema�ym trudem odszuka�em pakunek i zajrza�em do �rodka. Zawiera� ma�e pude�eczko troch� porysowane z zewn�trz. Jak przypuszcza�em by� to efekt wybuchu, kt�ry zn�w zobaczy�em oczami wyobra�ni. Poczu�em dziwny �al. Pojemnik mia� wyj�cie, do po��czenia go z komputerem. Wr�ci�em wi�c do sterowni i podci�gn��em kabelek. Okaza�o si�, �e aby zobaczy� zawarto��, musia�em zna� kod. Siedmioznakowe alfanumeryczne zabezpieczenie, kt�rego oczywi�cie nie zna�em. Komputer poinformowa� mnie, �e po trzecim b��dnym wpisie pojemnik zostanie zablokowany na dziesi�� lat. Mocno mnie to speszy�o. Zacz��em my�le�. M�j m�zg pracowa� na najwy�szych obrotach, po czym zasn��em do niczego konstruktywnego nie dochodz�c. Obudzi�em si� z potwornym b�lem karku. Fotel pilota zupe�nie nie by� dostosowany do ucinania w nim sobie drzemki. Ale za to sen od�wie�y� troch� moje niema�e, jak uwa�a�em, zdolno�ci intelektualne i przyni�s� kilka nowych pomys��w, kt�re od razu wcieli�em w �ycie. Poprosi�em komputer o podanie mi informacji na temat Aurory. Us�ysza�em pi�kn�, wr�cz cukierkow� histori� kolonizacji planety przez hiszpa�sk� ekspedycj� (Hiszpanie byli narodem zamieszkuj�cym kiedy� P�wysep Pirenejski). Dowiedzia�em si� jak cudownie �yje si� jej mieszka�com i w jakie luksusy op�ywaj�. Teksty i�cie z kolorowego �urnala biura turystycznego, kt�re nijak si� mia�y do mrocznej opowie�ci Brauna. I to w�a�nie mnie przekona�o do jego wersji. - My�l, my�l! - krzykn��em do siebie. Komputer poprosi� o powt�rzenie polecenia. Zastanowi�em si� sk�d mogli zna� has�o rebelianci? Braun powinien da� mi jak�� wskaz�wk�! Zaraz! M�wi� co� o jakim� kluczu. Wolno��! Wpisa�em to s�owo �ywi�c nadziej�, �e rozwik�a�em problem. - Has�o odrzucone, do blokady pozosta�y dwie pr�by. - otrzyma�em informacj�. Zdziwi�em si� mocno. M�j zapa� zgas�. Spojrza�em na zegar, by�a 15.34. Na podj�cie decyzji mia�em ju� coraz mniej czasu, ale jednocze�nie zda�em sobie spraw�, �e w og�le rozwa�a�em mo�liwo�� zmiany kierunku lotu. To by�o co� nowego. Nigdy, pr�cz tego jednego razu z Jovit� nie zrobi�em niczego g�upiego. A na pewno nie tak, bym zwali� na siebie �wiadomie ca�� nienawi�� Floty. I to nie tylko tej europejskiej... Szybko rozwa�y�em wszelkie za i przeciw skierowania si� (ewentualnie) na Auror�. Przeciw - znajd� mnie i zabij�. Za - mo�e kiedy� postawi� mi pomnik. Najpewniej na nagrobku. Mo�e z napisem "Contra vim mortis non est medicamen in hortis"... Cholera! Dozna�em ol�nienia. Hiszpanie! Wpisa�em szybko has�o: "liberta". - Kod przyj�ty - us�ysza�em, a pude�ko z pami�ci� Jovity zosta�o przy��czone do systemu, jako �r�d�o zewn�trzne. Moje g�upie dla wielu hobby uczenia si� j�zyk�w dawnych narod�w wreszcie si� na co� przyda�o, poza imponowaniem dziewczynom. Na Ziemi panowa� praktycznie ju� tylko jeden j�zyk, znany dawniej, jako angielski. Tylko w Strefie Islamskiej, nadal u�ywano arabskiego, ale Strefa by�a w zasadzie poza uk�adem panuj�cym na mojej rodzinnej planecie. Unia Kontynent�w ju� dawno by j� wch�on�a, gdyby nie ogromne r�nice kulturowe i przede wszystkim pot�ga militarna. Szybko otrz�sn��em si� z tych niepotrzebnych dywagacji. Mia�em przecie� dost�p do Jovity. Czas mija�, a ja nadal nie podj��em decyzji. Zerkn��em na struktur� danych. Na no�niku znajdowa�y si� trzy pliki. Pierwszy by� ogromny. Komputer pok�adowy potwornie si� m�czy� z deszyfrowaniem informacji, ale mile mnie zaskoczy� prezentuj�c obraz, jaki swoimi oczami odbiera�a Jovita. Na foni� nie starcza�o ju� mocy obliczeniowej. Mog�em si� domy�la�, �e pozosta�e nie rozszyfrowane dane zawiera�y bod�ce z innych zmys��w dziewczyny. Tak, DZIEWCZYNY, bo, jak zauwa�y�em, nadal tak j� traktowa�em. Troszk� si� rozmarzy�em, przegl�daj�c kilka scen z okresu, kiedy byli�my razem. Spojrza�em na zegar - 16.24. Profesor mia� racj�, jak obliczy�em, dok�adnie siedemnasta osiem by�a ostatni� minut�, kiedy mog�em zmieni� kurs, nie skazuj�c si� na �mier� w kosmosie. Po tym czasie manewr by�by zbyt energoch�onny i mog�oby mi zabrakn�� paliwa na l�dowanie. Zajrza�em do drugiego, znacznie mniejszego pliku. Tym razem moja pok�adowa maszynka do analiz upora�a si� z nim szybko. By� to instrukta�, jak zbudowa� robota trzeciej generacji i jak wyhodowa� mu cia�o. Nie rozumia�em nic z tego naukowego be�kotu, wi�c przeszed�em do najmniejszego, trzeciego pliku. Tu te� oby�o si� bez marnowania cennego czasu. Komputer wy�wietli� mi na monitorze zestaw zada� Jovity. By�a ich masa, ale te najwa�niejsze znajdowa�y si� na samej g�rze listy. Siedzia�em wpatrzony w ekran i czu�em, jak robi mi si� gor�co. G��wnym jej celem by�o zachowanie mnie przy �yciu. Przypomnia�em sobie jej s�owa o zmianie priorytet�w... Ju� nie mia�em w�tpliwo�ci, �e ona na sw�j mechaniczny spos�b kocha�a mnie. A ja? Je�li to nawet zboczenie... te�. Teraz rozumia�em jak bardzo. Musia�em j� odzyska�, a by� na to tylko jeden spos�b. Dochodzi�a siedemnasta. - Zmiana kursu - zarz�dzi�em i wprowadzi�em nowe parametry lotu. "�egnaj Floto, witaj banicjo!" zawo�a�em w duchu. Mia�em teraz przed sob� nie dwadzie�cia pi��, a jedynie szesna�cie lat podr�y, a co potem? Jak mia�em si� wyt�umaczy� na Aurorze, �e trafi�em na ni�, a nie na Argento? Jak mia�em si� dosta� do rebeliant�w? Czy aby na pewno Jovita nie uszkodzi�a mi m�zgu, kiedy do mnie strzeli�a? Pyta� by�a masa, a odpowiedzi �adnych. C� mia�em troch� czasu i wiar� we w�asny spryt. - Za dwadzie�cia sekund prezentacja nagrania - us�ysza�em. - Co znowu? - zdziwi�em si� nie pierwszy raz w ci�gu ostatniego okresu mojego �ycia. To by� zn�w Braun. - Dzi�kuje panu, Markow. Dzi�kuj� w imieniu ca�ej ludzko�ci! - obraz zgas�. - Pieprzy� ludzko��! - krzykn��em. - Robi� to dla robota... Mo�e i lepiej, �e nie zdawa�em sobie w�wczas sprawy, �e zmieniaj�c kurs dezaktywowa�em, za�o�on� przez Brauna przy zbiornikach z paliwem, ma�� bombk�... ��d� 07-13.02.2001