8382
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 8382 |
Rozszerzenie: |
8382 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 8382 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8382 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
8382 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
JERZY OFIERSKI
W IMI� OJCA
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
CZ�SCI OWCZARZ
ROZDZIA� I
- Niech b�dzie pochwalony. Co u was, Jagielina?
- Na wieki wiek�w... Pan B�g mi was zsy�a, Walenty. Wy jedni mo�ecie mnie
poratowa�.
- Spotka�em ko�o ko�cio�a Nierodkow�. Powiedzia�a mi, �e jaka� bieda was
dopad�a.
- M�wi�a wam? Kto� rzuci� uroki na moj� krow�.
- Wspomina�a... A dbali�cie to o stworzenie?
- Jeszcze pytacie? Bo�e jedyny! Od g�by bym sobie odj�a, a gadzinie da�a. To
uroki. W trzy lata druga krowa mi marnieje. Pan B�g by tak nie kara�. Ksi�dz
dobrodziej zio�a po�wi�ci�, obor� wykadzi�am jak nale�y. Dwadzie�cia pi��
kopiejek da�am za �wi�cenie. Nie pomog�o.
- Zobaczymy.
Pi�� lat temu, Jagielina by�a zdatn� dziewuch�. Posz�a za Jag�� i w trzy lata j�
zniszczy�. Pijanica. Ca�ymi dniami siedzi na bar�ogu. Wyba�uszone, czerwone
�lepia mu ropiej�. Tylko jak si� napije, �ywo�� mu wraca. Ale wtedy bije swoj�
kobiet�. Wida� lubi. Czasem go�� na podw�rzec wyp�dza i na oczach wszystkich
�wiczy powrozem. Nikt nie podejdzie, bo siekier� ma na podor�dziu. Jego kobieta.
Robi z ni� co zechce. Byle nie zabi�, to jego sprawa.
- Pom�cie, Walenty. Jak krowa zdechnie, co ja dam dzieciom?
Prawda. Dzieci ma dwoje. Starsze si� nie uchowa. Ma trzy lata i jeszcze nie
chodzi. Widzia�em jesieni�. Wytyt�ane w �ajnie, pe�za�o ko�o p�ota. Brzucho ma
wielkie, wzd�te... Od Jagieliny �mierdzi. Wida� ma sw�j czas. A� g�b� wykr�ca.
- Zrobi� co si� da.
- Zajdziecie na chwil� do cha�upy?
- Innym razem. Spieszy mi si�.
Udusi�bym si� tym smrodem. Zalatuje a� na podw�rzec.
- No to idziemy.
- Wasz w domu?
- A gdzie� by by�? �pi. Wczoraj du�o wypi�.
- Wy te�?
- Przyni�s� mi troch�. Ale ino kapk�. Zgryzoty tym nie u�pisz.
- Lubicie si� napi�?
- Za panny nie, ale teraz lubi�. Zaraz si� w g�owie robi ja�niej.
Wszyscy pij�. Siwucha robi z nich bydl�ta. Nie cierpi� w�dki. Prawie wcale nie
pij�. Ludzie patrz� na mnie jak na odmie�ca.
- Prowad�cie do obory.
B�oto. �nieg zmieszany z �ajnem chlupoce pod nogami. B�dzie odwil�. Jagielina ma
na nogach �ykowe �apcie. Ob�rka ma�a, ale dobrze ogacona. Widzia�em jak jesieni�
Jagielina d�wiga�a z lasu mech i li�cie. Chocia� nie ma mrozu, z ob�rki bucha
para. Nozdrza �echce ostra wo� gnoju.
Nic nie widz�. Teraz lepiej. Oczy przyzwyczajaj� si� do mroku. Przy ��obie stoi
krowa. Odwr�ci�a ku mnie �aciaty pysk. Czarne oczy b�yszcz� jak paciorki.
Wyczu�a, �e id� z pomoc�. Bydl� zawsze wyczuje. St�kn�a z ulg�. O dziwo, nawet
dobrze utrzymana. Boki ma czyste, ale wida� �e choruje. Sier�� bez blasku,
nastroszona...
- �re dobrze?
- Boga� tam! Nawet kiedy makuchem jej sieczk� polej�, to tylko dmuchnie i tyle.
-Pije?
-Pi� pije.
- Doi si� dobrze?
- Nie wspominajcie. Niedawno si� ocieli�a, a wi�cej jak garniec na dzie� nie
wydoisz. Nawet dla cielaka nie wystarczy. Nic tylko uroki. Druga krowa mi
marnieje. Komu ja zawini�am? Bo�e kochany! Komu? Na pewno potraficie uroki
odczyni� Walenty?
- I zam�wi� mog�, i odczyni� potrafi�.
Prze�egna�a si� g�upia. Ze strachu. Oczy ma wyba�uszone. Z g�by �mierdzi jej
wczorajsza w�dka. I cebula. Sk�d u takich dziad�w cebula? Przecie� nie sadzili.
Pewnie jesieni� na dworskim ukradli.
- Odczynienie b�dzie was kosztowa�o �wier� owsa.
- Bo�e jedyny! A� tyle?!
- Ja si� nie napraszam, ale krowa padnie.
- Walenty! To przecie� przedn�wek. Sk�d ja wezm� �wier� owsa? Zlitujcie si�!
Zamilk�a. Nad czym� si� zastanawia. Chce co� powiedzie�.
Tylko nie wie jak. Zupe�nie j� w�dka og�upi�a.
- Walenty... Chocia� wam czterdziestka min�a, ale�cie przecie� ch�op... Jak te
uroki od-czynicie, to ja bym wam... M�j �pi w cha�upie... Jak my�licie? Zawsze
to co� za co�...
- Pi�� lat temu bym si� zgodzi�, teraz nie chc�.
- Musi nie mo�ecie.
- Mog�, tylko nie zawsze mam ch��. Nie macie owsa, dacie dwadzie�cia pi��
kopiejek.
- Boga nie macie w sercu! Tyli grosz!
Te� mi si� okazja trafi�a. Flejtuch. Brud z niej a� kapie. S� tacy, co im to nie
wadzi. B�asz-czyk. Bogaty przecie� gospodarz, a gzi si� z Jagielin�. Musi i
pieni�dze jej daje. -No jak?
- Niech b�dzie. Zap�ac�.
- No to wyjd�cie z obory. Jak b�d� odczynia�, musz� by� sam.
- Patrze� nie mo�na?
- Nie. Ka�dy by si� chcia� nauczy�.
Wysz�a. Wiem �e stoi pod drzwiami. Podgl�da przez szpar�. G�upia. Nic i tak nie
pojmie. Trzeba wybada�, jak pod obor� idzie �y�a wody. Pr�bowa� wierzbow�
r�d�k�, czy osikow�? Wezm� wierzbow�. Czulsza. Mam w kapocie. W obu r�kach
trzymam ko�ce witki. R�d�ka zaczyna drga�. Ko�o ��obu ca�� si�� ci�gnie w d�.
No tak. Studni� mogliby tu kopa�, a nie ���b stawia�. Krowy musia�y zdycha�.
Choro�� idzie od wody, co w ziemi utajona. Ko�o drzwi r�d�ka si� uspokaja. Tak.
Tutaj trzeba ���b przesun��.
- Jagielin�! -Ju�?
- Ju�. Mo�ecie wej��.
- By�y czary?
- Jeszcze jakie! Z�y ma gniazdo w waszej oborze. Jest tylko jedno miejsce,
gdziem czary wyt�pi�. Tam musicie ���b przesun��. Zaraz ko�o drzwi. Z�e boi si�
przeci�gu.
- Ale krow� zawieje!
Jak to jest, �e w rzeczy samej, wiem, co si� pod ziemi� dzieje? Gdzie dobre
miejsce dla stworzenia, a gdzie z�e? W ksi��kach tego nie czyta�em, a jednak
potrafi� podziemn� moc wyszlakowa�. Sk�d si� to bierze? Grzech to przeciw Bogu
taka moc, czy �aska?
- Krow� musowo przestawi�. Na zim� ustawicie �cian� z desek.
- Sk�d deski wezm�?
- Ro�nie osika przy p�ocie? No to j� powalcie. Taka to sztuka zrobi� deski?
Id�cie do Wiktorczyka. On wam pomo�e. Przecie to tracz. Id�cie do cha�upy po
kopiejki. Za dwa dni krowa si� odmieni. Zobaczycie.
- Walenty... A mo�e jednak chcecie? Jak by si� wam wola obudzi�a... Przecie jam
od was dziesi�� lat m�odsza.
- Schowaj te miody dla B�aszczyka.
- On nie krzywduje.
- Jego rzecz. P�acisz, czy mam cofn�� odczynienie?
- Ale z was raptus. Ju� id�. Poczekajcie.
P�jd� dzisiaj do karczmy. Ci�gnie mnie tam. Wiem �e co� si� wydarzy. Czuj� to.
Jak wod� pod ziemi�. Dzisiaj musz� by� w karczmie. Pi� nie b�d�, ale p�jd�.
W karczmie mroczno. Jeszcze Lejzor nie za�wieci� kagank�w. Nie mog� rozpozna�
twarzy. Zesz�o si� dzisiaj du�o ludzi. Sta�o si� co�? Et... Tu zawsze t�oczno.
Jest jedno miejsce przy stole ko�o �ciany. Nikt tam nie siada. Dziwne. Przecie�
kilku stoi przy szynkwasie. Ju� wiem. Przy stole siedzi Bolesta. Boj� si� usi���
ko�o niego. Tak. To on. Rozwali� si� na �awie jak hrabia. Mam to gdzie�. Ja si�
go nie boj�. Chocia� niby jestem dworski, ale prawie wolny. Dziedzic w czary nie
wierzy, ale na wszelki wypadek, dobrze ze mn� �yje. Nawet studni� kopa� w tym
miejscu, gdzie mu pokaza�em. G��boko kopali, ale woda jest jak kryszta�.
Kryniczna.
- Mo�na ko�o was?
Odwr�ci� si�. Jest pijany. Ale jeszcze nie ca�kiem. G�ba mu b�yszczy. Po
skroniach p�yn� stru�ki potu. W k�cikach ust bia�e sp�achetki �liny.
- Od kiedy to mi dwoisz? Kumoter si� znalaz�. Pami�taj, �e i ja dla ciebie pan.
Pan Bolesta! Rozumiesz?
- Mo�e dla tych tu woko�o to jeste� pan. Ja mam tylko jednego pana. Dziedzica
Rogalew-skiego. Wy Bolesta jeste�cie dla mnie taki sam ha�uj, jak ci tu wszyscy.
- Uwa�aj, bo w ryja zajad�!
Zaperzy� si�. G�ba mu posinia�a. Tylko patrze�, jak krew buchnie mu do g�owy.
Wtedy b�dzie po nim. Zatka si� w�asnym t�uszczem i z�o�ci�. Powinien pi� napar z
jemio�y. Ul�y�oby mu. G�upek. Kogo on chce przestraszy�? Wielki pan. Trzy lata
temu by� parobkiem. Teraz dosta� lask� i ludzi goni.
- Nie krzyczcie tak Bolesta, bo w�asn� krwi� si� ud�awicie. Co� mi si� widzi, �e
kiepsko z wami Bolesta. Mo�e was kto� zauroczy�?
- Tfy! Zgi� przepadnij si�o nieczysta! Siadaj �cierwo! Ty jeste� najgorszy.
Powiadaj�, �e czary rzucasz.
- Mo�ecie my�le� co chcecie.
- Musowo z diab�em trzymasz. Jak by� si� zawzi��, to i rzucisz.
Bolesta przesun�� si� na prawo. Uderzy� �okciem w bok siedz�cego Mazurka. A�
podskoczy� cherlak. Wida� spa� na stole. Popatrzy� na Bolest�, spu�ci� g�ow� i
bez s�owa podni�s� si� z �awy. Uk�oni� si� i odszed� do drugiego sto�u.
Jacy oni s� pokorni. Mo�na ich krzywdzi�, poniewiera� a �aden �ba nie podniesie.
Karbowy rad z wra�enia, wychyli� miark� pe�n� siwuchy. Otar� r�k� usta.
-Napijesz si�?
- Przecie� wiecie, �e nie pij�.
-W �bach si� chamstwu przewraca! Z karbowym bydlak nie wypije. Pewnie ci w�adza
�mierdzi? A mo�e� ty jaki emisariusz? Teraz ka�dy g��b mo�e by� emisariuszem.
Mo�e si� napi�? Jednego wypij�. Mazurek pozostawi� pust� czark�. Nie musz�
chodzi� do szynkwasu.
- Jak trzeba, panie Bolesta, to trzeba. Nalejcie. Nie godzi si� uchybia�.
Raptownie odwr�ci� g�ow�. Na jego p�askiej g�bie wida� podejrzliwo��. Jeszcze
nie wie, czy m�wi� powa�nie, czy kpi�. Uspokoi� si�. Na jego wredn� mord�
wype�za u�miech. Kon-tent i z �pana" i z tego, �e chc� si� z nim napi�.
Niepewnie wzi�� do r�ki stoj�c� przed nim wielk� butl�. Jednak jest pijany.
Coraz mocniej bierze go siwucha. Nalewa okowit� do czarki, ale drugie tyle
rozlewa po stole.
-Do was!
Siwucha pali mi gard�o. Mocna. Dziedzic Rogalewski w�dki nie chrzci. Lezjor te�
wod� nie podprawia. Dlaczego nie ma Ryfki? Pewnie co� robi w izbie.
- S�yszeli�cie, Walenty?
Ocho! Zaczyna mi dwoi�. Uprzejmy si� zrobi�. Posmarowa�em go �panem Bolest�"
niczym miodem.
- Niby o czym?
- Powstanie si� ku nam przesun�o.
- Przecie� upad�o.
- Wida� nie, bo si� przesun�o.
- Potrzebne nam to, jak wrz�d na zadku.
- Niby m�dry, a gada jak cham. Przecie� to panowie robi� powstanie. Wiedz� co
trzeba.
- Du�o nam przyjdzie z pa�skiego powstania.
- Ono nie pa�skie, tylko polskie. Rozumiesz? Polskie. B�dzie tutaj Polska.
Pojmujesz to?
- Tak czy inaczej, pan b�dzie rz�dzi�. Jak nas ch�op�w car ojczulek nie obroni,
to nikt.
- G�upi�. Pewnie �e pan b�dzie rz�dzi�. A kto ma to robi�? Popatrz na ten gn�j
dooko�a. Chcia�by�, �eby Burca tob� przewodzi�?
Burca ju� le�y pod sto�em. Szybko si� upija. Codzie� tu przychodzi. Od �witu na
pa�skim, a potem wio! Do Lej zora. Cztery czarki wypije i le�y pod sto�em.
Ch�opi. Bracia w Chrystusie. G�upie to, przestraszone... Tylko pa�skie i ksi�e
r�ce by ca�owali. Taki rz�dzi� nie b�dzie. Nigdy. Wyr�n�� pan�w jak ongi� w
Galicji to mo�e potrafi. Ale tylko tyle. Do rz�d�w i wo�ami go nie zaci�gniesz.
Ze strachu zer�n��by si� w portki.
- Wasza racja, Bolesta. Ale panowie te� dobrzy. Gdzie im si� na cara porywa�?
- Powiem Warn Walenty, �e ja te� czasami tak my�l�. Car to car. Od Boga dany.
Car by� zawsze, ale wida�...
- Nic nie wida�! Porwa�y si� pany z wid�ami na s�o�ce. No i co? Dostali wsz�dzie
w �ywot i po krzyku. Nawet najmniejszego miasta nie zdobyli. W ca�ym kraju. Tak�
to maj� si��. Ju� by� spok�j, a teraz, jak powiadacie, do nas si� powstanie
przysun�o.
- Tak m�wi�.
- M�wi�, to pewnie i prawda. Stronami lasy du�e. Jest si� gdzie kry�. Tylko
ch�op nie schowa si� nigdzie. Prosty nar�d zawsze cierpi. Dobrze, �e chocia� nie
mam c�rki. Przyjd� Kozaki i b�d� gwa�ci�.
- Prawd� m�wicie.
Rozgl�da si� woko�o. Min� ma tak�, jakby chcia� mi wielk� tajemnic� powierzy�.
Jego g�ba a� si� lepi od potu. W dziurkach nosa wyrastaj� dwa p�dzelki k�aczk�w.
- Ja chocia� i przy dworze wisz�, te� jestem przeciwny powstaniu. Powiadaj�, �e
panowie porwali si� na cara, bo chcia� ch�op�w od pa�szczyzny uwolni�. Na jedno
racja. Kto widzia� g�upiego chama uwalnia� od powinno�ci. Zdziczeje bez zaj�cia.
Ale na drugie, to nie ma takiego pana, co by mia� prawo r�k� na cara podnosi�.
To tak, jakby na samego Boga r�k� podni�s�.
Co b�d� z durniem gada�? Wredny. Wisi u pa�skiej klamki, pa�sk� �askawo�ci� si�
tuczy, a gdzie mo�e, pod swoimi dobrodziejami ryje jak �winia.
- Wy zawsze macie racj�, panie Bolesta. Zaraz wida�, �e�cie cz�owiek bywa�y i
uczony. Pewnie i drukowane czasem czytacie? Powiadaj�, �e gazety z Galicji do
dworu przysy�aj�?
- Nie. Gazet nie czytam.
- I racja. Wszystko to antychrysta kuszenie.
Lejzor zapali� kaganki. �wiate�ko rozpe�z�o si� po nabrzmia�ych z przepicia
g�bach biesiadnik�w. Wstr�tni. W�osy zmierzwione, t�uste. Od roku no�yc nie
widzia�y. Nierodka drapie si� pod pachami. �winia. Wyci�ga wsz� z kaftana i
rozgniata paznokciem na blacie sto�u.
-Napijecie si� jeszcze?
- Nie. Wystarczy. Chcia�em tylko jednego. �eby was uszanowa�. -1 mo�ecie to tak?
- Mog�.
- Wy�cie jednak czarownik.
Popatrzy�em na niego uwa�nie. Zmiesza� si�. Spu�ci� g�ow�.
- Nie gadajcie po pr�nicy.
My�l�, �e mam w oczach jak�� moc. Bywa, �e w ko�ciele patrz� komu� na kark, a on
zaraz si� kr�ci i g�ow� odwraca. Jakby go moje oczy parzy�y. Psy te� si� mnie
boj�. A� dziwne. Popatrz� i zaraz chowaj� si� do budy. Nawet najostrzejsze. Jest
w tym jaka� tajemnica.
- Ja tylko tak... Do �miechu.
Wstaje. Zapina ko�uch. P�jdzie do domu. W�dka go zmog�a.
- Id� ju�. Osta�cie z Bogiem.
- Z Bogiem.
�adne miejsce znalaz� dla Boga. Tu si� z diab�em ostaje.
-Tylko uwa�ajcie, Bolesta, przy Francuskim Kurhanie. R�nie tam bywa. Jakby co,
to prze�egnajcie si� lew� r�k�. I uwa�ajcie na l�d. Mo�na nog� z�ama�, jak z�e
cz�owieka zamroczy.
- Tfy! Na psa urok!
Jestem sam. Tylu ludzi dooko�a, a nikt do mnie nie podejdzie. Boj� si�. Z izby
wysz�a Ryfka. Stan�a ko�o szynkwasu. Tak. To dla niej dzisiaj przyszed�em do
karczmy. Od pi�tnastu lat przychodz�. Nie spowiada�em si� ksi�dzu z tego
mi�owania, bo� przecie� tylko si� na ni� patrz�. Nie grzesz�. Ale ta mi�o��
kiedy� mnie zgubi. Jest z diab�a pocz�ta. Ryfka jest �adna. Co mnie op�ta�o? Jej
w�osy na skroniach siwiej�. To nic. Nawet lubi�. Zobaczy�a mnie. W �wietle
kaganka b�ysn�y jej oczy. Kiedy Ryfka na mnie patrzy, czuj� si� niepewny i
s�aby. Nigdy nie wiem, co kryje si� w jej spojrzeniu. Kpina, z�o��, czy
mi�owanie. Czasem mi si� wydaje, �e jej oczy mnie wo�aj�. Ale si� boj�. Jej si�
boj�.
Jednak jestem nawiedzony. Bez jednego s�owa, kocham j� przez pi�tna�cie lat. Ale
kiedy� b�dzie moja. Nie wiem jak, ale b�dzie. Czuj�, �e wnet przyjdzie mi
opu�ci� ten �wiat. Si�y mam du�o, zdrowia nie brakuje, jednak czuj� �mier�. Jak
wod� pod ziemi�. Ale najpierw dotkn� ust Ryfki. Jej piersi. Sk�ry. Ona te� o tym
wie. Rozbieram j� oczami, my�lami k�ad� do ��ka, na s�om�. Ona wie. Musi
wiedzie�.
Nastali do Osinek, kiedy m�j najstarszy �ukasz mia� dwa latka. Poszed�em do
karczmy i zobaczy�em j� po raz pierwszy. Nawet mi si� wtedy nie podoba�a.
�yd�wka jak �yd�wka. Pi�em du�o. Wtedy sobie jeszcze folgowa�em. Nawet nie wiem,
kiedy pijany leg�em na ziemi. Wszyscy si� �miali, a ja czu�em �e umieram. Wtedy
ona wysz�a zza szynkwasu. Kucn�a ko�o mnie i przera�ona wytar�a mi zroszone
zimnym potem czo�o. Zobaczy�em jej twarz z bliska. Jakby w ostatniej godzinie,
anio� pochyli� si� nade mn�. By�o mi dobrze, chocia� my�la�em �e umieram. Ryfka
odwr�ci�a g�ow� do Lejzora i powiedzia�a: �on si� ko�czy, umiera..." Lejzor
oboj�tnie popatrzy� na mnie i odpar�: �niech zdycha ten pijany szwynia. Byle nie
tu w karczmie! Trzeba bydlak wyrzuci� na pole!"
Od tej chwili nienawidz� Lejzora i kocham Ryfk�. Lejzor to czuje. Gdyby m�g�,
zabi�by mnie bez lito�ci. Wiem te�, �e Ryfka mnie kocha, ale boimy si� grzechu.
Ona �yd�wka, ja katolik. Bezece�stwo dla �ydowskiego boga i naszego.
Kogo my si� w�a�ciwie boimy? Ksi�dza? Rabina? Lejzora?
Walerki? Wiem. My si� boimy siebie. Naszego mi�owania. Kiedy ono si� spe�ni, nic
ju� nas nie powstrzyma. Tylko �mier�.
Lejzor wyszed� do izby. Wstaj�. Chc� by� blisko Ryfki. Dzisiaj chc�. Spojrza�a
na mnie jak sp�oszony ptak.
- Co ma by�?
- Ty. Wiesz o tym.
- Oj Walenty.
- Nie mog� ju� d�u�ej.
- Walenty. Czy my musimy siebie zabija�? -Na to wychodzi.
- Id� do sto�u. Napij si� okowity. Ty du�o pij. Mo�e tobie to przejdzie. Mo�e ty
si� opami�tasz.
-Nie.
- Dlaczego ja musia�am na ciebie popatrze�? Na te oczy przekl�te. Dlaczego
Lejzor musia� w Osinkach karczm� arendowa�? Nieszcz�cie. Czyste nieszcz�cie.
- Nie j�cz. Tak by�o w g�rze zapisane. Nadszed� nasz czas. Teraz wszystko si�
sko�czy. Teraz b�dziesz moja.
- B�dziesz... b�dziesz,.. Mo�e tak, a mo�e nie. I co potem si� ze mn� stanie?
- Nie wiem.
- Ty wszystko wiesz, tylko tego nie. Co b�dzie z moje ma��e�stwo? Z m�j Lejzor?
Z moja ma�a Hajka? Ty takie g�upstwo nie wiesz. Ty tylko chcesz mnie mie�.
Reszt� zostawisz dla Ryfki. Niech ona si� martwi. To jej k�opot.
- Co ty gadasz? Tyle lat ci� mi�uj�, a nawet r�ki nie wyci�gn��em, aby nie
krzywdzi� ciebie i twoich. Nosi�em to w sercu i tylko siebie dr�czy�em.
Czeka�em. Teraz musi si� sko�czy� moja m�ka. D�u�ej nie wytrzymam. Nadszed�
czas.
- Co znaczy �musi"? Ty id� do �ony. Ona na ciebie czeka. Ona jest od tego, �eby�
ty wytrzyma�. Ona ci trzech syn�w urodzi�a.
- Gadasz byle gada�. Ty te� masz Lej zora.
- Ja te� ca�y czas o tym pami�tam. Nieszcz�cie na moj� g�upi� g�ow�. To jest
stare �mieszne kochanie. I to w dodatku z gojem. Po co mnie Lejzor do Osinek
przywozi�?
- Nie lamentuj. Jeszcze raz ci m�wi�, �e tak nam by�o pisane.
Ryfka odwr�ci�a g�ow�. Ko�o szynkwasu stan�� Wawrzyniak. Co� mamrocze. Nie
s�ysz� co. Ryfka podaje mu du�� flaszk� okowity. Co� m�wi�... Acha... Wiem...
Wawrzyniak chce, �eby mu zborgowa�a.
Jak to si� sta�o, �e dzisiaj wszystko Ryfce powiedzia�em?
Ona tak to przyj�a, jakby�my codziennie o tym m�wili. Tyle lat nie sta�o mi
odwagi, a dzisiaj powiedzia�em. Ona wszystko wiedzia�a. Te� si� m�czy�a t�
my�l�.
Wawrzyniak wyszed� z karczmy. Ludzie si� nami nie zajmuj�. Nikomu do g�owy nie
przyjdzie, �e tyle lat mi�uj� �yd�wk�. Do tego karczmark�. A ona mnie.
- Ty mnie daj pomy�le�, Walenty. Ty mnie daj czas. Ja nie mog� wszystkiego
rzuci� i i�� za tob� w �wiat. Ty te� nie mo�esz. Ty� przecie� pa�ski. Gdzie
uciekniesz od dziedzica?
- Diab�a tam pa�ski! Ja sw�j! Swoj� ziemi� orz�, a nie dziedzicow�.
- Ty mnie daj czas. Czas najlepszy doradca. On powie.
- Pewnie tak musi by�. Ryfka, wiedzia�a� o moim kochaniu?
- Czyja wiedzia�am? G�upia to kobieta, co kochania w oczach ch�opa nie umie
wyczyta�. Tyle lat mnie ono cieszy�o. To tak, jakby� z�ote ruble do skrzyni
chowa�, aby je wyj�� na staro��.
- Cieszy�am si� i ba�am. Co ty widzisz Walenty w starej �yd�wce? Ty masz bielmo
na oczach.
- Widz� m�od� dziewczyn�. Co rok jawisz mi si� pi�kniejsza i wi�cej ci� pragn�.
- To ju� pi�tna�cie lat... Uwa�aj! Odejd� od szynkwasu. Wraca Lejzor. Id� mi�dzy
ludzi.
10
Lejzor popatrzy� na Ryfk� podejrzliwie. Zerkn�� na mnie. Jego wzrok jest zimny i
niech�tny. Wredne ry�e �ydzisko. Wielki i silny. Wysoki na s��e�, albo i wi�cej.
O g�ow� wy�szy ode mnie. Taki zabije bez lito�ci. Ale nadejdzie pora prawdy. Nie
cofn� si�. Ryfka b�dzie moja. Musi by�.
Id� do sto�u ko�o �ciany. Wygl�da na to, �e zawi�za�o si� tam jakie�
zgromadzenie. Siedzi jaki� obcy. O tej porze? Noc� w drodze? W��czy si� teraz
r�na swo�ocz po �wiecie. Mo�e to szpicel? Powstanie si� do nas przesun�o, b�d�
tacy w�szy� po �wiecie. Stary Be�dak pochyli� g�ow� do przybysza. Okowita go
zagrza�a, ale jeszcze nie zmog�a. W dobr� por� napi� si� na gadanie. Wrzeszczy,
pryska �lin�, r�kami macha niczym wiatrak Biruta skrzyd�ami.
- Najja�niejszy pan jest prawdziwym opiekunem ch�opa. On jedyny. My�li o nas i o
ch�opa zabiega. Tylko on.
- Pleciecie byle co. Nic car batiuszka dla ch�opa nie zrobi�.
- Nie? A kto dwadzie�cia par� lat temu wszystkie powinno�ci ch�opskie zni�s�?
Kto ch�opa z pa�skiej w�adzy wyzwoli�? Tylko �e panowie carski ukaz
zafa�szowali. Oszukali ch�opa jako i zawsze!
- Ale o was car zabiega! W biedzie i upodleniu �yjecie!
�adnie si� podr�ny wys�awia. Z pa�ska. A i g�b� ma jak�� szlachetniejsz�. To
nie wsiowy cz�owiek. Niby szmaty ma na grzbiecie, ale to poz�r. Przebieraniec i
tyle.
- Panowie nas gn�bi� nie car. Car prawa daje, a panowie zabieraj�.
- B�dzie Polska, to i prawo dla ch�op�w b�dzie.
Acha... To jest ten... emisariusz. Na szpicla nie wygl�da, ale biedy mo�e
napyta�. Dobrze, �e so�tys zasn�� ko�o pieca. Polecia�by z j�zorem do w�jta.
Chocia� nie... W�jt, cz�owiek pa�ski. Oni za Polsk� trzymaj�. Dziedzic
Rogalewski dwie krowy kaza� zaszlachtowa� i do powstania pos�a�. Tyle, �e ko�o
Li�nika �andarmi mi�so zabrali. Przy sposobno�ci wo�nic� postrzelili.
Dziedzicowego syna, co do powstania przysta�, zaraz na pocz�tku w plen wzi�li i
na Sybir zes�ali.
- Co Polska? Jaka znowu Polska?
To Stanie� si� obudzi�. Za kawalera by� w Powstaniu Listopadowym. Z poboru go
wzi�li. Zamiast wojowania, dosta� dwadzie�cia pi�� wycior�w w �ywot. Oficerowi
si� sprzeciwi�. Sta�cowi tylko m�wi� o Polsce. Oczy mu krwi� nabiegaj�.
- Nasza wsp�lna matka. Dla wszystkich. Po r�wni.
- Wy�cie powinni kazania g�osi�, Polska by�a, jest i b�dzie dla pan�w. Dziedzic
Rogalewski mo�e o Polsk� wojowa�. Ona dla niego matka.
- Dla wszystkich. Polska jest dla wszystkich! Wolna, z r�wnymi prawy dla
ka�dego. Stanie� opar� si� o �cian�. Patrzy ze z�o�ci� na przybysza.
- Musi Kozaki dobrze wam kota pop�dzili. Zawsze wtedy z g�b� pe�n� Polski
przychodzi�a. Jak dobrze, to za mord� ch�opa, ale jak bieda, to�wa ju� bracia.
Tylko by krwi� za was przelewa�. Bi� si� za was, dranie.
- Co wy za brednie gadacie? Powiem wam. Narodowy Rz�d o prawach ch�opskich
pami�ta i rozmy�la.
- Z Panem Bogiem. Jak by im car popu�ci�, zaraz by przestali rozmy�la�. Wida� i
teraz ch�op potrzebny.
- Ciemni z was ludzie. Prawda nie dociera do waszych zakutych �b�w. Sta�ca a�
poderwa�o. Ma�o nie zrzuci� zawieszonego na ko�ku kaganka.
- Uwa�aj co gadasz! Dla kogo ciemny to ciemny, ale nie dla ciebie, �achu!
Widzicie go! Dziedzic zasrany! Fora z karczmy!
Lejzor wyprostowa� si� przy szynkwacie. Patrzy uwa�nie. Czuje zwad�. Pewno te�
miarkuje, czy przybysz jest szpiclem. Ale panom te� nie chce si� nara�a�. Nie
mo�e im uchybi�. Wiadomo, �e od nich zale�y.
u
To musi by� kto� z powstania. Tak czy owak �le. Do tej pory by�o u nas cicho,
teraz wida� si� zacznie. W oczach Lejzora tli si� pogarda. Wychodzi na to, �e w
karczmie tylko my jeste�my trze�wi. Miarkujemy co si� dzieje. Potrafimy to w
g�owie zwa�y�.
Przybysz te� jest trze�wy. Wstaje od sto�u. Co� m�wi. W zgie�ku nie s�ysz�.
Sta�ca op�ta�o. W r�ku trzyma n�. Sk�d on go wzi��? Macha �elazem. Obcy cofn��
si� o krok. W�o�y� r�k� za pazuch�. Teraz ju� jasne, �e jest z powstania. Ludzie
trzymaj� Sta�ca za ramiona.
-Zabij�!!!
Rwie si� do obcego. Chyba si� w�ciek�. Przypomnia�o mu si� dwadzie�cia wycior�w,
z listopadowego powitania. Nie. Okowita go og�upi�a. Wyrwa� si� z r�k
trzymaj�cych. Obcy jest ko�o mnie. Stanie� z rozmachem bije no�em. Nie wiem jak
to si� sta�o, ale trzymam go za przegub r�ki. �ciskam. Mocniej. Stanie� patrzy
jak og�upia�y. Krzywi g�b� z b�lu.
-Pu��...
- Ty pu�� n�.
Obaj ci�ko dyszymy. S�ycha� stuk upadaj�cego �elaza. Co to? W r�ku przybysza
b�yszczy d�uga lufa pistolca. Ze szcz�kiem odci�ga kurek. Wi�c to tak? Puszczam
r�k� Sta�ca. Krzywi si�. Rozciera obola�� ko��. Dlaczego to robi�? Co mnie to
obchodzi? Odwracam si� do obcego. Patrzy mi w oczy. Patrz� i ja. Trwa to chwil�.
Ju� na mnie nie spogl�da. Obr�ci� g�ow� w stron� Lejzora. Nie wytrzyma�. Zgubi�
si�.
- Wynocha, panku!
- Ludzie! Czy wy nic nie pojmujecie?
- Wynocha!
Na jego twarzy wida� nienawi��. Czego tu szuka� w tej karczmie na ko�cu �wiata?
Ludzi chcia� podburza�? Niszczy� ten biedny ch�opski spok�j? G�b� ma pe�n�
k�amstwa. Tamtych nie, ale mnie si� boi. To wida�. Cofa si� ku drzwiom. Straci�
pewno��. Ju� si� opanowa�. Schowa� pistolet za pazuch�. Sterczy tylko kawa�ek
drewnianej kolby. Nie widz� jego twarzy. Ukryta w cieniu.
- Co wy wiecie o Polsce? Czy to warto za was �ycie stawia�?
Skrzypi� zawiasy. Znikn�� w ciemno�ciach. Cisza. Jakby z oci�ganiem siadamy do
sto�u. Jest nam g�upio. A mo�e to strach d�awi za gard�o?
- To by� przebrany pan.
Tak to G��biak powiedzia�, jakby si� chcia� usprawiedliwi�. -Pewno tak...
- Musi si� nie obrazi�?
Wszyscy pospuszczali g�owy. Sta�cowi pot stru�k� leje si� z czo�a.
- Widzieli�cie jak� mia� gwint�wk�?
Biedne przestraszone bydl�ta. Min�o podniecenie. Sko�czy�a si� odwaga.
Skwapliwie nalewaj� okowity do czarek. Strach trzeba zapi�. -Macie si��. G��b.
Stanie� jest spokojny. Prawie wytrze�wia�. Nie ma do mnie urazy.
- Pan B�g pob�ogos�awi�. -Napijecie si�?
-Nie pij�.
- Wasza wola.
Pochylili si� nad sto�ami. Cichymi g�osami zacz�li rozmow� o tej Polsce, co
razem z emisariuszem wysz�a z karczmy zostawiaj�c niejasno�� i nadziej�. Lejzor
co� m�wi do Ryfki. Ju� nie zamieni� z ni� s�owa.
12
Ciemno. Noc bezksi�ycowa. W rozmok�ym �niegu ci�ko si� idzie. Francuski
Kurhan. Pono� tu straszy. Chocia� on francuski, ale starzy ludzie m�wi�, �e i
naszych tu du�o le�y. Szli z Napoleonem. Tu ich dopadli Kozacy i wysiekli do
nogi. Spod Moskwy uciekali. Gdzie ich a� tam zagna�o? Nawet si� nie bronili.
Starzy widzieli. To by�o na ranem. O brzasku. Wtedy cz�owiek nie ma ju� si�y.
Wszystko mu jedno.
Jeszcze troch� i b�d� w cha�upie. Walerka pewno nie �pi. Ona zawsze czeka.
Koguty jeszcze nie pia�y. Drzwi. Trzeba omie�� buty. Miot�a jest ko�o futryny.
S�aby ogie� b�yska z paleniska. Mia�em racj�. Walerka siedzi z k�dziel� ko�o
pieca.
- We� z p�ki chleba i mleka.
- Nie b�d� jad�. Post. Trzeba suszy�.
- Gdzie�e� tak d�ugo siedzia�?
- D�ugo? Jeszcze i p�nocy nie ma.
Zbudzi� si� �ukasz. Rozespany poprawia ko�uch. Znowu le�y spokojnie. M�wi�
szeptem.
- Nie gadaj tak g�o�no. Pobudzisz dzieciaki.
Walerka wzdycha. Odstawia k�dziel pod �cian�. Rozbiera si�. Przez chwil�
spogl�da ku mnie pytaj�co. Odwracam g�ow�. Nic nie m�wi�. Rzucam na �aw� ko�uch.
Tam b�d� spa�. Walerka k�adzie si� na ��ku. W blasku ognik�w z paleniska widz�
j� wyra�nie. Jest chuda i zniszczona. No tak. Urodzi�a mi trzech syn�w. Do tego
ta zabijaj�ca robota. Na pa�skim i ko�o domu. We dworze lubi� Wal erk�. Jest
grzeczna i sprawna. Chcieli j� wzi�� na sta�e. Do kuchni. Potem si� co�
pokr�ci�o. To by�o dawno. Nawet �ukasza j eszcze nie by�o na �wiecie. Mo�e
podoba�a si� staremu dziedzicowi. Tak m�wili. Mo�e. Wtedy Walerka mog�a si�
podoba�.
Stary Rogalewski umar� na brzuch. Co� mu si� w �ywocie popsu�o i umar�.
Rozbieram si�. S�ycha� oddechy �pi�cych ch�opak�w. Walerka kl�ka ko�o ��ka. Ona
nigdy nie przepu�ci pacierza. Dobrze, �e chocia� jedno w rodzinie pami�ta. Nie.
Walerka pilnuje ch�opak�w. Musz� si� modli� wieczorem. Nie pofolguje im. P�ki
nie dorosn�, niech pilnuje.
W imi� Ojca i Syna i Ducha �wi�tego. Ojcze nasz, kt�ry� jest w niebie, �wi�� si�
imi� Twoje. B�d� wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi... Zaraz... Mia�o by�
�przyjd� kr�lestwo twoje...". Odmawianie pacierza na le��co, to na nic. Jakby�
si� nie modli�. Tylko Boga obra�asz. Nic mi pacierz nie pomo�e. Ca�y si� w
grzechu nurzam. Wyzna�em swoje grzeszne mi�owanie. �yd�wce. Taki grzech jest
najwi�kszy. Przecie� �ydzi zabili Pana Jezusa. Ale �yd�wki go op�akiwa�y... Mo�e
przez to grzech b�dzie mniejszy?
Walerka ju� si� po�o�y�a. Nie lubi� spa� w ��ku. Jako� si� nie godzi. Za du�o w
tym pychy. Wol� spa� ko�o pieca. Na piecu �pi� ch�opcy. Ale ��ko w izbie jest.
Jak kto� godniejszy przyjedzie, to ma gdzie spa�. Walerka nawet pierzyn� w
wianie dosta�a. Dobrych mia�a ojc�w. ��ko zawsze utrzymuje w czysto�ci. Wszy
rzadko si� w cha�upie jawi�. Czasami ch�opcy przywlok�. Walerka zaraz t�pi. W
polewanicy, �ugiem. Dobra z niej kobieta, chocia� nigdym jej prawdziwie nie
mi�owa�.
Nie mo�e narzeka�. Prawie dwadzie�cia lat ze sob� �yjemy, a nie uderzy�em jej i
nie skrzywdzi�em. Pola obrabiamy trzy morgi. Ziemi dobrej i rodnej. Nie �a�ujemy
jej trudu, to i ona nam p�aci. Nikt si� w domu nie oszcz�dza. Ja u dziedzica
tylko owiec dogl�dam. Ale pa�� nie musz�. Parobek jest od tego. Dziedzic wymaga,
�ebym mia� og�lny dogl�d. I sery musz� robi�. Darz� mi si� owce. Dziedzic
kontent. Jak si� przyr�wna� do innych ludzi, to Pan B�g nam szcz�ci.
Szybko Walerka zasn�a. Ja nie mog�. Za du�o si� dzisiaj wydarzy�o. Wszystko
trzeba przemy�le�. I Ryfka, i ten panek z g�b� pe�n� Polski. Za du�o tego.
Nie mog� poj�� jak to jest, �e Lejzor arenduje karczm�. Car wyda� ukaz, �e �ydom
nie wolno karczem dzier�awi�. Pami�tam jak to og�osili. By�em w wieku �ukasza. W
naszej
13
okolicy tylko jeden �yd karczmarzuje. Lejzor. �andarmi go nie ruszaj�. Prawda,
�e jedz� i pij� u Lej zora darmo.
Chroni go dziedzic Rogal ewski. Od Lej zora nikt lepiej karczmy nie poprowadzi.
Jak tylko nasta�, ludzie w dw�jnas�b okowity wypijaj�. Na ko�cu wsi jest druga
karcza. U Garsa. Gars z Lejzorem nie wygra. Chocia� kwaterk� za p�torej
kopiejki sprzedaje i jeszcze kawa�ek chleba darmo dodaje. Ludzie mu nie wierz�.
Okowit� wod� podprawia. I jaki� ponury.
Lej zora wszyscy lubi�. Pogada. Doradzi. Dobrego s�owa nie sk�pi. R�ne towary
trzyma. Nawet jak czego� nie ma, wystarczy powiedzie� i na drugi dzie� wszystko
dostaniesz. Szanuj� go ludzie za obrotno�� i rzetelno��. A jak pijane ch�opki z
niego pokpi�, to si� nie obra�a. Nie ma w sobie gniewu. Chocia� w barach szeroki
jak stodo�a. Tylko na Ryfk� nie pozwala gada�. Raz Walczak jej ubli�y�, to
zgnoi� go na krwaw� miag�. Ma si��. Ale jak si� Walczak wyliza�, Lejzor p�
garnca okowity na zgod� postawi�. Umie �y� z lud�mi.
Dziedzic potrafi wykr�ci� kota ogonem. Karczm� na niby arenduje jego pociotek.
Pilitow-ski. Wed�ug prawa Lejzor mu tylko pomaga. Kiedy� przyjecha� z miasta
naczelnik, to Pili-towskiego za szynkwasem postawili. Ch�opi musieli i�� do
Garsa. Pilitowski by im w�dki nie sprzeda�. Raz �e g�upi, bo mu si� na staro�� w
g�owie popsu�o, a dwa �e to jednak pan i ch�opu nie b�dzie us�ugiwa�.
Tak wi�c w karczmie rz�dzi Lejzor. Od dw�ch lat nawet pole orze, bo mu dziedzic
przymiarek ko�o topoli w dzier�aw� pu�ci�. Lejzor si� carskimi ukazami nie
turbuje. Kto by s�ucha� carskich ukaz�w? Napisane, �e pijanemu okowity dawa� nie
wolno, a gdzie jest taka karczma, co nie sprzedaje? Na borg, ani na dworskie
kwity te� sprzedawa� nie wolno, a p� wsi w Lejzorowej kieszeni siedzi. Bo�e
jedyny! Dwadzie�cia lat jest ten ukaz, a nie ma dnia, �eby go nie �amali.
Gada� obcy panek w karczmie o Polsce. Gdzie ona? W tych g�siorach siwuchy, co j�
panowie na wszystkie sposoby ch�opom do gard�a wlewaj�? �eby� si� panku
przeszed� po cha�upach, to by� widzia� t� Polsk�. Tych biednych g�uptak�w, co im
okowita wol� i rozum wy�ar�a. Jakby� w po�udnie zobaczy� takiego na bar�ogu, w
brudzie i smrodzie, kiedy si� zesra� nieczuj�cy pod siebie, widzia�by� t� trosk�
pa�sk�.
Car wydaje ukazy, ale ich przestrzegania nie patrzy. Ksi�dz czasami z ambony
przeciw w�dce co� powie, ale na tych co j� robi�, kl�twy nie rzuci. Ch�op musi
si� sam d�wign�� z tego �ajna, bo scze�nie ze wszystkim.
Trzeba spa�. Wstan� jutro wcze�niej. Zaczn� m��ci� tatark�. Jeszcze kopa
zosta�a. Zrobi� kasz�. Sam. Z tak� kapk� nie warto pcha� si� na wiatrak do
Biruta.
Ciekawo�� co Ryfka wymy�li, �eby si� ze mn� spotka�. Na to musi by� spos�b. Za
starzy jeste�my, �eby to robi� na zastodolu, jak pies z suk�. Nie chc�. Czeka�em
tyle, to jeszcze poczekam. Ryfk� musz� kocha� tak, jak m�� �on�. Nie. Jak pan
pani�. Chocia� raz w �yciu. Ale tak b�dzie. Musi by�.
14
ROZDZIA� 2
Usta�em. Tatarka jest wilgotna. Ci�ko si� m��ci. Sk�rom zacz��, trzeba
sko�czy�. Po �niadaniu zawo�am do m�ocki �ukasza. Pora mu do gospodarki si�
nak�ada�.
Z tatarki dobra s�oma dla krowy. Smolicha lubi. Zawsze� par� listk�w na �odydze
zostanie. Musz� tylko naprawi� kos� do r�ni�cia sieczki.
Co to ludzie wymy�l�? Gdzie tam nasze ojce wiedzia�y, �e mo�na tak r�n��
sieczk�? A przecie� to proste. Drewniane korytko na n�kach, kosa kr�tko uci�ta,
po��czona z dr��kiem i desk� na dole. Jedn� r�k� trzymasz s�om�, drug� r�niesz
kos�, a nog� przyduszasz desk�. �eby by�a wi�ksza si�a. Zaraz l�ej i szybciej.
Tak. �wiat idzie do przodu. Zrobi�em sobie tak� sieczkarni�, ale musz� podmieni�
rzemie� przy desce. Ju� si� przetar�.
�ukasz b�dzie dobrze gospodarzy�. M�dry ch�opak. Drukowane czyta i pisa�
potrafi. Gada ma�o. Mruk. Jak powie jedno s�owo, to �wi�to. Ale zdatny. Wysoki.
Uda� si�. Mo�e Walerka na kogo� we dworze si� zapatrzy�a? By�a na s�u�bie. Na
mnie ma�o podany.
- Wa�ek! To Walerka.
- Wa�ek! Barszcz gotowy. Chod� na �niadanie!
- Ju� id�, tylko posad doko�cz�.
Koniec. Wym��cone. Trzeba plewy podgarn��. �adnie sypie tatarka. B�dzie co je��.
Nak�adam p�ko�uszek. Id� przez podw�rzec. Suka skowyczy z rado�ci. A mo�e z
g�odu? Z g�odu te�, ale ogonem macha z rado�ci. Cieszy si�. Pies ma gorzej od
cz�owieka, a potrafi si� �yciem radowa�.
Biedna jest nasza chata, a przecie� �yjemy lepiej ni� inni. Przedn�wki nie takie
g�odne. Nikomu w chacie robota nie straszna. Ka�dy si� przyk�ada. Walerka od
�witu zapracowana. Nawet kiedy ciemno od k�dzieli jej nie oderwiesz. Teraz
prz�dzie we�n�. B�dzie na kort. Zrobi si� ciep�� odziew� na przysz�� zim�. Mo�e
�ukaszowi co� uszy�? Przecie� to kawaler. Ciekawe, ile we�mie Chaim za szycie?
Wsz�dzie wydatki. Trudno si� wyrobi�.
- Czego si� grzebiesz? Barszcz stygnie.
- Musia�em sko�czy�. Ju� id�.
- B�dziesz jad� przy stole?
- Nie. Daj misk� na �aw�. Zjem z Julkiem.
W Zatoku u bogatych gospodarzy wszyscy siadaj� razem do sto�u. Parobki rzecz
jasna nie. Ludziom z dobroci w g�owach si� przewraca. Chleb ich w boki bodzie.
Wszyscy jedz� z jednej du�ej miski. �e niby uroczy�cie. Jak barszcz dobrze
omaszczony, to mo�na si� obej�� bez uroczysto�ci. Ojcowie jedli na �awce i
chwali� Boga �yli. Nam te� si� tak godzi.
- Julek! We� �y�k�. B�dziemy jedli razem.
Izba pachnie barszczem. Julek to dziwny ch�opak. Same z nim k�opoty. Wychodzi na
to, �e g�upi. Tylko r�ne faksy wyprawia. Raz z�y, a raz si� �mieje. Ale jak si�
�mieje, to postronnemu trudno si� od �miechu powstrzyma�. Takie zara�liwe ma to
�mianie. I czyta� si� szybko nauczy�. Mo�e ze wszystkim g�upi nie jest, ale �e
nieudany to prawda. Do roboty si� nie garnie. Musz� go postronkiem nagania�. A
co we�mie do r�ki, to psuje. Dziwny.
- Chod� tu Julek. B�dziemy jedli. Masz tu chleb.
15
Walerka patrzy na mnie kosym okiem. Da�a mi najwi�kszy kawa� chleba. No pewnie.
Przy robocie trzeba mie� si��. Ale teraz nie robota. W�a�ciwie obijaczka. Niech
sobie dzieciak podje. Przecie� ro�nie. Potrzebuje.
Julek jest rudy. Sk�d si� u nas wzi�� taki odmieniec? M�wi�, �e cnotliwa baba
rodzi rude dzieci. Gadanie. Pierwsze to rozumiem, ale trzecie? G�upota. Walerka
si� z ch�opami nie gzi. Szanuje si�.
A mo�e tylko teraz, kiedy stara? Kto wie jak dawniej bywa�o? We dworze to g�owy
bym za nianie postawi�. Starego dziedzica, �wie� Panie nad jego dusz�, do Wal
erki ci�gn�o. Ale co on, stary knur, m�g� babie zrobi�. A zreszt� dziedzic, to
jakby nie ch�op.
- Masz Julek �y�k�? -Mam.
Walerka stawia misk� na �awce. Barszcz okraszony mlekiem. Nie mamy ju� okrasy.
Taki barszcz cz�owieka nie nasyci. Jesz i jeste� g�odny. Musowo przybra� du�o
chleba. A z chlebem trzeba ostro�nie. Walerka to rozumie. Dlatego wydziela.
- Walerka! Nie zapomnij o suce.
- C�e� taki starowny? Na wypas j� trzymam? Potokn� sagan po barszczu i
wystarczy. -Wypas nie wypas, a jak si� gada trzyma, to trzeba mu da�. Masz
mojego chleba. Rzu� jej
do barszczu. Niech sobie troch� podje.
- Ty sam jedz! Widzicie go! Nos mu do brody przyrasta, a on chlebem szasta. Dla
suki mam �arcie. Nie b�j si�. Z g�odu nie zdechnie.
Anim si� obejrza�, a Julek si� z barszczem uwin��. Jak taka dziaczyna mog�a tyle
wla� w siebie? Prawd� powiedzie� to nie podjad�em sobie. Zwyk�a rzecz. Na
ostatek to przecie� post. Trzeba suszy�. Na chwa�� Bo��. Pan B�g nie cierpi
ob�arstwa przed dniami m�ki swojego Syna.
- A czemu ty nie jesz, Walerka?
- Jem. Przecie� widzisz, �e nalewam.
Patrzy na ch�opc�w i na mnie. Zawsze gotowa odla� ze swego, �eby si� dzieciaki
skrzepi�y. Albo nawet i ja. J�zek z �ukaszem jedz� statecznie. Raz jeden �y�k�,
raz drugi. Sprawiedliwie. Te� si� pewnie nie najedli, ale nie pokazuj� tego po
sobie. Z tych ch�opak�w mog� by� rad. B�d� z nich gospodarze. �eby ich tylko w
so�daty nie wzi�li.
Wezm�. Przed tym si� nie skryjesz. Mo�e �ukasz zostanie, bo najstarszy, ale
J�zka i Julka zabior�. Bo�e jedyny! Dwana�cie lat poniewierki. Kiedy� s�u�yli
dwa razy tyle. Poszed� w so�daty m�ody, a wr�ci� stary dziad. So�dat �wiata si�
napatrzy, ale i �ycia sobaczego zazna.
- Masz tu Julek. Zjedz jeszcze t� sk�rk�.
- Musi was tato z�by bol�?
- A bol�.
- Szkoda, �e was w�sy nie bola�y, by�cie mi wszystek barszcz ostawili. �mieje
si�. Walerka spogl�da na niego kosym okiem.
- Daj mu przez �eb. Niech nie gada g�upot.
Ale to sobie wykombinowa�. Co to si� czasem w takiej g�upiej g��wce ulegnie.
Mo�e przez t� g�upot� nie wezm� go do wojska? Ale jak sobie w �yciu poradzi?
Przecie� to jeszcze dzieciak. U�o�� mu si� klepki. Poradzi sobie.
- �ukasz. P�jdziesz ze mn� m��ci�?
- Jak ka�ecie, to p�jd�. Chcia�em strzeszaki na kalenicy poprawi�. Wiatr
pozrywa�. Starowny ch�opak. Zauwa�y�. Nie trzeba go do roboty nagania�. Sam jej
szuka. Taki cz�owiek nie zginie.
- A to r�b swoje. Poradz� sobie.
J�zek si� kr�ci. Wida� my�li, �e mu jak� robot� wynajd�. Niech sobie siedzi.
Jeszcze si� w �yciu narobi. Ci�gnie go na strych. Do go��bi. B�dzie tam z nimi
gada�. Kiedy� trzeba go z
16
tymi darmozjadami przegoni�. Ziarno wynosi, a pociechy z nich �adnej. A co
tam... To ca�a J�zkowa rado��. Walerka leje reszt� barszczu z sagana do swojej
miski.
- Czemu nie we�miesz chleba?
- Co� si� mnie dzisiaj uczepi�? Widzia�e�, �em jad�a.
- Taki kawa�ek?
- Wystarczy. Nie b�d� bochenka napoczyna�.
Jej sprawa. B�dzie g�odna, to napocznie. Suka ujada na podw�rku. Kogo to licho
niesie? Dziad Bazyli. Tylko jego brakowa�o.
- Niech b�dzie pochwalony.
- Na wieki wiek�w. Sp�nili�cie si� Bazyli. Ju� po �niadaniu.
- Ale�cie przecie� ostatniej kopiejki nie zjedli. Dajcie ubogiemu. Pan B�g w
niebiesiech dobry uczynek do ksi�gi zapisze. Przez tydzie� b�d� pacierze
odmawia�. Za was i za ojc�w.
- Co was tak spar�o, Bazyli? Wida� pilnie wam moja kopiejka potrzebna?
- �eby�cie wiedzieli. Choro�� mnie spar�a. W g�owie pusto, a w �rodku ssie jak
nieszcz�cie. Przyjdzie trupem pa�� na drodze.
Wszy �a�� po nim jak �uki. Opatulony szmatami. Na nogach �apcie z �yka. W r�ku
kostur. Koniec obi� sk�rk� zdart� z je�a. Sprytnie to umy�li�. Ma si� czym przed
psami ogania�. Tote� si� go boj�. Spr�buje sobaka raz, skoczy, dostanie kolcami
po pysku i popami�ta. Drugi raz nie podejdzie. Ka�dy si� broni jak mo�e. Nawet
taki zawszony dziad.
- Wiecie co, Bazyli? Wol� swoj� kopiejk� ni� wasze pacierze. Jak�e to b�dziesz
si� modli�, skoro wpierw kwaterk� wypijesz? Przecie� ci gorza�ka we �bie za�mi.
Mo�e do Lej zora b�dziesz si� modli�?
- Do Lej zora nie chodz�.
- U Garsa si� go�cisz?
- U Garsa. Lejzor p�dzi mnie z karczmy. M�wi, �e wszy rozpuszczam. Parszywy �yd.
-Ma racj�.
- Mnie to nie przeszkadza.
- Musisz si� o�eni�, Bazyli. Bez baby wszy ci� zjedz�. Z bab� wygoda. �e� si�,
Bazyli. Zagulicha jest wolna. No Bazyli? Dajcie na zapowiedzi.
Rozz�o�ci� si�. Jak tylko go �eni�, �lepia mu z�o�ci� �yskaj�.
- Zasrany dziedzic si� znalaz�! Go�odupiec. Z pa�skimi owcami si� gzi.
Zasraniec! Zasraniec! -klnie.
Widzisz go, �cierwo. Teraz b�dzie si� piekli� na ca�� wie�.
- Wychodzi na to, �e nie chcesz mojej kopiejki?
Od razu si� uspokoi�. Patrzy na mnie jak na butelk� gorza�ki.
- Ja tylko tak... Nie chcecie pacierzy, to powiem wam nowin�. Szkoda kopiejki,
ale inaczej nie wyjdzie z obej�cia. Diabli go przynie�li.
- Co to za nowina? Dziedzicowi Rogalewskiemu kura zdech�a?
Si�gam do kieszeni p�ko�uszka. Mam zawini�te w szmatce pi�tna�cie kopiejek.
Teraz pozostanie czterna�cie. Uzbiera�em od wypadku. Nie o ka�dym groszu Walerka
musi wiedzie�. Chocia� i dzisiaj. Przyda�y si�.
- Masz.
Ze szczerbatej g�by wyp�yn�� gulgot ukontentowania. Chucha na pieni��ek w
brudnej �apie. Jakby ju� �yka� okowit�.
- B�g zap�a�! Id� do Garsa.
- A nowina?
Niecierpliwie czochra si� za pazuch�.
- Do Rzeczycy zjechali Kozacy. P� sotni. To nieszcz�cie. Nie b�dzie stronami
spokoju.
- Co ich przygna�o?
17
- Powsta�cza partia po lasach chodzi.
- I co? Kozacy ich goni�?
- P�ki co, to bab� krawca Srula w dziesi�ciu dogonili, ale pono� jeszcze �yje.
- Pewne to?
- Pewne. Zagai cha mi m�wi�a. Wczoraj by�a w Rzeczy cy. Tylko patrze� jak do
Osinek Kozacy przyjad�. Pilnujta swojej baby.
-Tfy! Na psa urok!
- Id�. Warn pewnie pilno do m�ocki.
- Pilno nie pilno. Tobie do kwaterki pilniej.
- To prawda. A baby pilnujcie!
On wie. Bazyli wszystko wyw�cha. Powiadaj� ludzie, �e czasem �andarmi go na
przeszpiegi posy�aj�. Nikt tego nie sprawdzi�, ale mo�e tak by�. Dobrze, �e nie
mam c�rki. Na Waleri� Kozak nie poleci. Dobra kobieta, ale krwi nie rozpali.
Ma�o to m�odych dziewuch we wsi? Poniekt�rych to i przymusza� nie trzeba. Diabli
wiedz� co w so�dacie siedzi. Specjalnie jak pijany. Wtedy nie wybiera. Jeszcze
mi bab� popsuj�.
Ale jak wejd� do Lejzora, to Ryfk� skrzywdz�. Ani chybi. Na �yd�wki Kozacy s�
ci�ci. Wiadomo�� warta by�a kopiejki. Lejzor i Ryfka musz� Kozakom zej�� z oczu.
Przynajmniej Ryfka i H�jka. Lejzora niech szlag trafi. Najwy�ej mu troch�
do�o��. Nie b�dzie taki hardy.
Co b�dzie jak zgwa�c� Ryfk�? To by mnie zabi�o. Trzeba powiadomi� Lejzora. Niech
j� schowa. Przecie� Kozacy nie b�d� tu wiekowa�. Pob�d�i pojad�. P�jd�. Mo�e
zobacz� Ryfk�? Id� z tak� wiadomo�ci�, �e nie b�d� Lejzorowi wadzi�.
- Wal erka! -Co?
- Nie b�d� dzisiaj m��ci�.
- Sta�o si� co�?
- Musz� i�� do wsi.
- Krowa komu� zachorza�a?
- Nie. Kozacy zjechali do Rzeczy cy. Ino ich u nas patrze�. Trzeba powiedzie�
so�tysowi.
- Jezusie Nazare�ski! Musisz to ty?
- Jeszcze nie przyjechali, a ludzi trzeba uwiadomi�.
- Widzid� go! Pose� si� znalaz�. M��ci� ci si� nie chce. Kto ci to wszystko
nabaja�?
- Bazyli. Id� ju� Walerka. Nie wy�a� z cha�upy.
�k it it
Chocia� dopiero ranek, a w karczmie ju� pe�no. Za dnia jest tu ca�kiem mi�o.
Pod�oga zamieciona, sto�y wyszorowane. Wszystko weselsze i ja�niejsze. W dzie�
dopiero wida�, o ile tu czy�ciej ni� u Garsa. Nie dziwota, �e ludzie ch�tniej do
Lejzora przychodz�. Brudu ka�dy ma dosy� w domu. Tylko jaki� smrodek unosi si� w
powietrzu. Kwa�no-s�odki. Jak by kto� nasika� na pod�og�. Nie wiedzie� czemu,
ale jestem weso�y. Zaraz zobacz� Ryfk�. Jest, stoi za szynkwasem. Jest moje
kochanie. Zobaczy�a mnie. Ale si� zdziwi�a! Pewnie. O tej porze nigdy do karczmy
nie chodz�. Dzie� jest do roboty. Podchodz� do szynkwasu.
- Dzie� dobry Ryfka.
- Dzie� dobry. Co si� sta�o? Ty te� od okowity dzie� zaczynasz? Chcesz si�
napi�?
- Co� ty?
Jeszcze nie ma po�udnia, a siedz�cym przy sto�ach kurzy si� ze �b�w. Ryfka
chocia� z karczmy �yje, nie lubi pijak�w.
- Wiesz przecie� Ryfka, �e prawie wcale nie pij�, a ju� nigdy rano.
- To te� ja si� dziwi�, dlaczego ty przyszed�e�.
- Lejzor w domu?
18
- Uj! Co jest co? Ty si� w Lejzorze zakocha�e�? Co ty mo�esz mie� za spraw� do
Lejzora?
- Przytrafi�o si�, �e mam interes.
- Ja si� nadziwi� nie mog�. Jaki ty mo�esz mie� do Lejzora interes? Krow�
sprzedajesz? Tyle czasu bez Lejzora sobie radzi�e�, a teraz ci� napad�o?
- Nie zgad�a�.
Popatrzy�a na mnie uwa�nie. Jest przestraszona.
- Mo�e wzgl�dem tego, co mi wczoraj m�wi�e�?
- Nie b�j si�. To m�wi� tylko do ciebie. Odetchn�a z ulg�.
- To ja ju� nie wiem, co ty mo�esz chcie� od Lejzora. On teraz w kuchni je
�niadanie.
- To go zawo�aj. Dla g�upstwa rano do karczmy nie przychodz�. Jestem szcz�liwy.
Mog� na ni� patrze�. Mog� z ni� rozmawia�. Mam spraw�, kt�ra pozwoli�a mi tu
przyj��. Sta� ko�o niej. Blisko. Dlaczego tak si� ciesz�? Przecie� jak popatrze�
w �wietle dnia na Ryfk�, to znowu tak dobrze nie wygl�da. Te� jest zniszczona.
Lata robi� swoje. Mo�e jest lepiej zadbana ni� Wal erka, ale czas na niej wida�.
W�osy siwiej� na skroniach. Twarz te� obstarnia. Wal erka wygl�da gorzej. Nie
dziwota. Ryfka jednak w wi�kszej dobro�ci �yje. Karczmarz nie wie co to
przedn�wek. Chleb maj� na chleb. Mi�sa te� nie upragn�. Przed ka�d� sobot�
Lejzor do Rychowa je�dzi, gdzie �ydowski rzezak dr�b bije.
- Chcesz, �eby wo�a� Lejzora, to ja go wo�am. Tylko pami�taj, wczoraj plot�e�
bodaj co. Lejzor nie mo�e o tym wiedzie�.
- Wczoraj nie plot�em. Wiesz o tym.
- Wieczorem przychodz� do g�owy g�upie my�li. Nigdy do nocy nie biegaj po rad�.
-Wiem swoje.
- Ju� dobrze.
Mo�e ma racj�? Wieczorem inaczej si� patrzy na �ycie. M�wi� �e ksi�yc m�ci w
g�owie. Nie. To nie noc winna. To diabelska inno�� z�apa�a mnie w swoje pazury.
Nawet w moim kochaniu tkwi jaka� si�a nieczysta. Widzia� kto mi�owa� �yd�wk�?
Ju� mnie kiedy� na spowiedzi ksi�dz przestrzega�, �e pych� grzesz�. Nie potrafi�
przed losem �ba pokornie pochyli�. To mo�liwe. Prosty i g�upi jestem, a my�l� o
sobie B�g wie co...
- Wi�c jak? Przyjdzie wreszcie ten Lejzor?
- Co ty si� tak spieszysz? Jak ju� wczoraj tyle g�upstw nagada�e�, to daj, niech
ja sobie na ciebie popatrz�. Na tego myszygene goja, co si� w starej �yd�wce
rozmi�owa�.
- No i co?
- Ja nie wiem, czy ten goj wart jest tego patrzenia. Lejzor jednym paznokciem go
zgniecie jak gnid�.
- Nie m�w tak Ryfka. Z�a nie trzeba przywo�ywa�. Przyjdzie czas i wtedy z
Lejzorem staniemy przeciw sobie. Lepiej daj Bo�e, �eby to si� nigdy nie sta�o.
Znowu si� boi. Wie, �e w moim wieku nie puszcza si� s��w na wiatr. Tylko m�ode
�piki na pi�rniach, czy pota�c�wkach, za �by si� �api� i nosy rozbijaj�. W moim
wieku na to nie ma czasu. Stary ch�op jak stanie do zwady, to zabija.
- Ty Walenty, wybij sobie z g�owy wszystko, co� wczoraj powiedzia�. To na nic.
My z tego same k�opoty b�dziemy mieli. Walenty, ty pomy�l! Ty popatrz na s�o�ce,
ty popatrz dooko�a na �wiat, jaki �adny. Ty popatrz na swoich syn�w. Masz ich
czterech?
- Trzech.
- No widzisz. Masz szcz�cie. Mnie i Lejzora Adonaj nie pob�ogos�awi�. Mamy
tylko c�rk�. Tylko Hajk� da�am Lejzorowi. Ale i tak mamy dla kogo �y�. Ile nam
jeszcze tego �ycia zosta�o? Oj g�upi ty Walenty, g�upi. Ty zaraz robisz z
wszystkiego gewa�t. Ty chcesz wszystko zmienia�.
- Wczoraj tak nie m�wi�a�.
Posmutnia�a. Sta�a si� jakby mniejsza. Spu�ci�a g�ow�.
19
-I dzisiaj si� nie zmieni�am. Przed nieszcz�ciem nie uciekniesz. Jak ono na
ciebie czeka, to ono si� doczeka. Ono ma czas.
W korytarzy s�ycha� kroki. Lejzor wyszed� z kuchni. Tak, to on. Rud� brod�
wyciera r�k� zjad�a. Ko�uch z mleka pozosta� mu na w�sach. Zaszwargota� co� do
Ryfki. Po �ydowsku. Nawet do g�owy mi nie przysz�o, �e oni po innemu gadaj�. Po
obcemu. Nie. Po swojemu. To ze mn� ona gada po obcemu. Jak to si� czuje
cz�owiek, kiedy musi obc� mow� gada�? Przecie� ja czasem te� po rusku m�wi�. Ale
po rusku, to prawie tak jak po swojemu. Nawet s�owa podobne. Ryfka co�
szwargoce. Lejzor spogl�da na mnie. W jego oczach jest pytanie, ale i niech��.
On mnie nie lubi. Ryfka szybko wychodzi na korytarz.
- Co jest co, Walenty? Ty masz do mnie interes?
- Wychodzi na to, �e tak.
- No to ty m�w. Widzisz, �e pe�no ludzi w karczmie.
- Ano widz�, �e pe�no.
- No... Ty gadaj co jest co? Ja nie b�d� tu sta� przez ca�y ranek. Ja musz�
ludzi obs�ugiwa�.
- Do Rzeczycy przyjechali Kozacy. Szarpn�o nim. Takiej nowiny si� nie
spodziewa�.
- Du�o? -P� sotni.
- Sk�d ty to wiesz, Walenty?
- Wiem. Powiem ci wi�cej. Ani chybi do Osinek przyjad�. Jest zdenerwowany. Nala�
sobie czark� okowity.
- Mo�e i ty si� napijesz? -Nie.
- Napij si�. Ja stawiam.
- Nie. Rano nie pij�. Nigdy.
- Ju�. Nie by�o sprawy. Ty si� nie z�o��. Poczekaj chwilk�. Czy� wo�a od sto�u.
Zanios� mu kwaterk�.
Ale si� spieszy. Wida� ruszy�a go nowina.
- Ny... Ju� jestem. Przepyta�em Czy�a i Oskrob�. Nikt nie wie nic o Kozakach.
- Nie musisz mnie s�ucha�. S�uchaj Oskroby i Czy�a.
- Bez urazy, Walenty. Ja ci wierz�. Ja wiem, �e ty jeste� cz�owiek �wiatowy. Ty
znasz �ycie. Jeste� blisko dworu. Ty mnie powiedz, dlaczego oni, te Kozaki, maj�
zaraz do Osinek galopowa�? Jaka zaraza ich tutaj goni?
- Ej Lejzor, Lejzor... Niby m�dry ty cz�owiek, a g�upio gadasz.
- M�dry nie m�dry... Ja nie rozumiem, dlaczego oni si� tak pow�ciekali. Czego
oni mog� tu szuka�. Po co im na takie zadupie galopowa�?
Albo g�upi, albo udaje. Pewno tu drugie.
- Szuka� to oni zawsze maj� co. Ty my�lisz Lejzor, �e jak my na uboczu �yjemy,
to ju� nic si� u nas nie dzieje?
- A co si� ma dzia�? Niech oni nam dadz� �wi�ty spok�j.
- Tylko tak wygl�da. Na wierzchu spok�j, a w �rodku polityka. Mia�e� wczoraj
wieczorem go�cia? S�ucha�e� co gada�?
- Ja nie s�ucham, co ka�dy gada. On pije, on p�aci, to niech sobie gada co chce.
- To ja ci powiem. O Polsce gada�. Widzia�e� jak pistolec wyci�gn��, �eby Sta�ca
pob�ogos�awi�? Wszyscy widzieli. A ty wiesz kto do ciebie przychodzi?
- Co ja mam nie wiedzie�? Ja tu wszystkich znam.
- Czy dobrze, nie wiadomo. A mo�e kto� o tym panku z pistolcem na �andarmeri�
doni�s�? A �andarmi na wsiaki s�uczaj Kozak�w przysy�aj�?
- Co ty Walenty z tym donoszeniem? Kto ma u nas donosi�? Mo�e ty masz takie
zapotrzebowanie?
20
- Mo�e ja, a mo�e ty?
- Tu przychodz� sami swoi.
- A ten z pistolcem to by� sw�j?
-No jeden... By� poszed�... Sza... Kamie� w wod�.
- A jak to by� prowok?
- Uj! Ty ci�gle straszysz. Przecie� ja si� z �andarmami nie spotykam.
- Kto ci� tam wie... Po rusku gadasz... Mo�e nawet ruskie gazety kupujesz.
Splun�� za siebie.
- Nie gadaj po pr�nicy. Ja mam sw�j Talmud do czytania a nie ruskie gazety.
- Ty� zacz��.
Ucich�. Wida� nie chce zwady.
- My�lisz Walenty, �e oni mog� si� dowiedzie� o tym rabu�niku z ten du�y
postolec?
- Tego nie m�wi�. Wiem tylko, �e powstanie si� do nas przysun�o. Gdzie indziej
ucich�o, a u nas zaczyna. M�wi�, �e w lasach du�a partia chodzi.
- Mo�e oni przyszli z kieleckiej guberni?
- Dlaczego stamt�d?
- Uj... Ty zaraz � dlaczego"... Tam by�y du�e partie. Teraz wszystkie rozbite.
Tam by�a wielka wojna. W�a�ciwie