1157
Szczegóły |
Tytuł |
1157 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1157 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1157 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1157 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ma�gorzata Musierowicz
Pulpecja
Signum, Krak�w, 1993 r.
2.5 ^RODNIA-IW 002E N/A RODZENI S
l.
Czwarta rano.
W ciszy i mroku nadci�gn�a nad Pozna� �awica ci�kich chmur. Miasto spa�o jeszcze po�r�d choinek migocz�cych na skwerach i placach, kiedy zacz�� sypa� pierwszy �nieg. Suche, drobne p�atki ujawnia�y si� tylko w okolicach �r�de� �wiat�a:
wype�nia�y sto�ki jasno�ci pod ulicznymi latarniami lub wirowa�y w blasku wystaw sklepowych. Powoli, cichcem, �nieg pokrywa� b�oto chodnik�w oraz jezdnie, jeszcze l�ni�ce wilgoci� wczorajszej ulewy.
Cz�owiek obdarzony wra�liwo�ci� meteorologiczn� wyczuwa ciche nadej�cie �niegu nawet przez sen; porusza si� w ciep�ej po�cieli, przewraca si� z boku na bok, uchyla powieki - w pokoju jest ciemno i na dworze jest ciemno, ale zza okien promieniuje tajemnicza obecno�� czego� nowego i jasnego. Cz�owiek przeci�ga si� pod ciep�� ko�dr�, przeszywa go d�ugi, mi�y dreszcz oczekiwania. I zaraz potem sen powraca, g��bszy i smaczniejszy ni� przedtem.
2.
Kiedy Patrycja Borejko obudzi�a si� dwie godziny p�niej, �nieg zd��y� ju� pokry� dok�adnie ca�e miasto, zasypuj�c najmniejsz� nawet szczelink�, zaokr�glaj�c ostre kraw�dzie i k�ty proste, formuj�c ob�e kszta�ty na wszystkim, co cho�by troch� wystawa�o ponad powierzchni� ziemi. Sypa�o wci�� i sypa�o z ciemnego nieba
- ale Patrycja jeszcze nic o tym nie wiedzia�a. Czu�a natomiast, �e og�lnie jest jej jako� zimno.
Co� stukn�o przeci�gle w g��bi kaloryfera.
Patrycja niech�tnie otworzy�a oczy.
Na bocznej �cianie, przesiany przez firank�, dr�a� czworobok �wiat�a z ulicznej latarni. Poza tym w mieszkaniu by�o ciemno, cicho i sennie, tylko z biurka dochodzi�o g�o�ne stukanie budzika. Ale Patrycja nie mog�a dojrze� jego fosforyzuj�cych wskaz�wek
- sta� za daleko. Rozmy�lnie umie�ci�a go wczoraj w takiej odleg�o�ci, �eby na pewno nie trafi� w niego kapciem, gdy zadzwoni.
Z niewyspania bola�y j� wszystkie mi�nie, pod powiekami czu�a piasek, a nos mia�a tak zimny, jakby w�a�nie wr�ci�a ze �lizgawki. Poruszy�a si�, a wykrochmalona ponad miar� po�ciel wyda�a ostry chrz�st. Patrycja zastanowi�a si�, czy wci�� jeszcze jest noc, czy te� nasta� ju� wreszcie �w �arliwie wyczekiwany przez wszystkich dzie�.
Dzie� �lubu Idy.
3.
W tej samej chwili szcz�liwa oblubienica chrapa�a rze�ko, jak starszy sier�ant sztabowy. U�o�ona na wznak w swym staro�wiec
kim ��ku z ozdobnym wezg�owiem, Id� �ni�a o w�dr�wce przez lodowe pola Arktyki. Marek, jej ukochany i wybraniec, by� oczywi�cie z ni�. Dygoc�c, brn�li przez �niegi, a rozgrzewa�y ich jedynie nami�tne poca�unki. Szli, szli i szli pod czarnym niebem, z zorz� polarn� faluj�c� jak firanka, kt�r� z jednej strony podtrzymywa� ojciec Borejko, chwiej�cy si� na wysokiej drabinie. Id� zgrzytn�a przez sen z�bami, po czym podci�gn�a pod nos ko�dr�, tak �e teraz wystawa� spod niej tylko kawa�ek g�owy.
W pokoju Idy by�o zazwyczaj ch�odnawo. A teraz jeszcze na parapecie uchylonego okna �nieg zostawi� sw� przesy�k� w formie sporej kupki. Ros�a ona cicho, rozszerzaj�c si� na blat pobliskiego biurka. W ciemno�ciach za szyb� podobne kszta�ty, piramidki i poduchy wzrasta�y na blaszanym podokienniku i na �amanych stromiznach dachu. Biel rysowa�a obw�dki wypuk�ym ornamentom bramy wiod�cej do starej secesyjnej kamienicy przy Roosevelta 5. Zimne pierzynki pojawia�y si� te� na chodnikach i jezdniach, puszy�y si� na kioskach zapchanych pras� i na ohydnych budkach z hot-dogami oraz zapiekankami czy batonami Milky Way i Snickers. �nieg zasypywa� skwer przy Operze, zwany Teatralk�, osiada� na konarach, ga��ziach i najdrobniejszych nawet ga��zkach olbrzymich kasztan�w przy skwerze. Trawnik przed Oper� �wieci� niepokalan� p�aszczyzn� w blasku jodowych lamp ulicznych, a na szczycie operowego dachu, ponad klasycznym tympanonem, g�rowa� zielonkawy Pegaz z wdzi�cznie uniesionym kopytkiem. �nieg uformowa� Pegazowi dwa sto�ki na rozpostartych skrzyd�ach, a na �bie usypa� komiczn� czapeczk�.
I spokojnie pada� sobie dalej.
4.
Zaraz sz�sta.
Patrycja odstawi�a ci�ki budzik i kul�c si� zapali�a ma�� lampk�, by poszuka� szlafroka. U - uuu, ale� zimno! Lodowaty ch��d przej�� j� ca��, od bosych pulchnych st�p po czubek g�owy spowitej w z�ote loczki. Trzeba si� ubra�. Nie warto ju� nawet wchodzi� pod ko�dr�, i tak nied�ugo zadzwoni kt�ry� z budzik�w. Poniewa� �aden z trzech chronometr�w w domu Borejk�w nie by� godzien pe�negozaufania, zam�wiono jeszcze budzenie telefoniczne. Ale aparat telefoniczny psu� si� u Borejk�w r�wnie cz�sto jak inne mechanizmy, wi�c roztropniej by�o wsta�, skoro ju� cz�owiek sam si� ockn��.
Przeci�g�y, metaliczny stuk doni�s� si� z g��bi kaloryfera i Patrycja zda�a sobie spraw�, �e obudzi� j� ten w�a�nie ha�as. Ciekawe, czy Nutri� te�.
Nie. Natalia spa�a. Jej uduchowione oblicze majaczy�o mgli�cie na tle marchewkowych loczk�w, w centrum sztywnej jak blacha poduszki. (Ta sztywno�� by�a zas�ug� Natalii w�a�nie: poetyczna niedojda wla�a do pralki "Luna" tyle krochmalu, �e po�ciel po wymaglowaniu mo�na by�o ustawi� pionowo na pod�odze lub bez trudu po�ama� w kawa�ki). Obudzi� Nutri�, czy nie? Patrycja poci�gn�a siostr� za cienki piegowaty nos i w odpowiedzi uzyska�a zaspany j�k. Nie, nic z tego. Trudno si� dziwi�. Nutria te� posz�a spa� o drugiej nad ranem. Po powrocie z Pasterki ca�a rodzina, miast uda� si� na zas�u�ony odpoczynek po ci�kim dniu, musia�a uspokaja� rozhisteryzowan� Id�, kt�ra twierdzi�a, �e kto� jej uci��, i to nier�wno, p� metra welonu, a zapaskudzi� reszt�. Patrycja i Natalia, dwie wierne siostry, rzuci�y si� pra� i suszy� zwoje tiulu, a �mudne upinanie go w taki spos�b, by uzyska� poprzedni� konfiguracj� marszcze� wok� wianuszka ze sztucznych konwalii, zaj�o im p�torej godziny. Obie mia�y bowiem tak zwane ma�lane �apy w sferze zaj�� typowo kobiecych, przy wysokim zarazem stopniu rozwoju intelektu i osobowo�ci - cecha charakterystyczna dla wszystkich czterech c�rek Ignacego Borejki, filologa klasycznego i bibliotekoznawcy. Nie darmo ojciec stawia� im zawsze za wz�r cn�t niewie�cich takie postacie, jak Hypatia z Aleksandrii, czy te� Aspazja z Miletu, �ona Peryklesa.
Dobrze, niech sobie biedna Nutria jeszcze po�pi.
Dr��c, Patrycja naci�gn�a gruby sweter z golfem i bure portki od dresu, po czym pomaca�a grzejnik. No, �adnie. No, �licznie po prostu. Kaloryfery nie grza�y. I to musia�o si� wydarzy� w�a�nie dzi�, w dzie� �lubu kochanej siostrzyczki!
Och, �eby� ju� wreszcie zapad�a ta wyt�skniona przez wszystkich klamka! Ca�a rodzina Borejk�w �y�a od trzech miesi�cy w obawie, �e nast�pi jaka� katastrofa, kt�ra uniemo�liwi Idusi jej zam��p�j�cie. By�o to nadal wielce prawdopodobne. Jeszcze wczoraj romantyczna narzeczona przypomnia�a sobie, �e nie kupi�a
�lubnych pantofli. Na gor�czkowym przeczesywaniu zamykanych w�a�nie sklep�w, a p�niej - na dodawaniu ducha ojcu, kt�ry by� uprzejmy zlecie� z trzymetrowej drabiny w trakcie zdejmowania firanek, zesz�y dalsze bezcenne chwile wigilijnego popo�udnia. W efekcie, zd��y�y przygotowa� wsp�lnymi si�ami tylko tradycyjn� wieczerz�. Najwi�ksz� robot� - pieczenie mi�siw i drobiu, lepienie ko�dun�w litewskich oraz ubijanie wykwintnych deser�w na uczt� weseln� - musia�y prze�o�y� na dzisiejszy poranek.
Patrycja by�a najm�odsza z panien Borejko i dlatego zapewne - wyra�nie leniwa. Wszyscy w rodzinie traktowali j� zawsze jak dziecko, tote� wyrobi�a sobie przekonanie, �e jest s�odka. Ponadto natura obdarzy�a j� niezm�con� pewno�ci� siebie, si�� ducha i spokojem wewn�trznym - niczym, jak dot�d, nie zachwianym. Jednak�e w chwilach dziejowych Patrycja potrafi�a wykaza� wybitn� przytomno�� umys�u oraz bohatersk� inicjatyw�.
Rozejrza�a si� teraz, szukaj�c ciep�ych skarpet. Niczego tu nie mo�na by�o znale��, doprawdy, po porz�dkach, do jakich zap�dzi�a m�odsze siostry rozgor�czkowana narzeczona. Musia�y tu� przed �wi�tami doprowadzi� sw�j pok�j do stanu nieludzkiego zaiste �adu. Id� kaza�a im nawet wymieni� przepalony nieznacznie aba�urek oraz wycerowa� dywanik przed ��kiem! (Kompletny idiotyzm). Patrycja, oburzona do �ywego, musia�a te� odkurzy� swoj� kolekcj� hobbystyczn�, sk�adaj�c� si� z dziewi��dziesi�ciu siedmiu r�norodnych popielniczek, w�r�d kt�rych by�o nawet kilka zabytkowych. Teraz ksi��ki sta�y na p�kach w nienaturalnym szyku, ciuchy zosta�y wt�oczone do szafy, a stosy "Dialog�w", "NaG�os�w" i ,,Zeszyt�w Literackich" - znik�y, wyniesione na �mietnik lub do piwnicy. Patrycja nie widzia�a w ca�ej akcji zbyt wielkiego sensu. I tak za dwa dni wszystko samoczynnie wr�ci do normalnego stanu, niezale�nie od tego, �e przy Roosevelta 5 �arnie' szka pan m�ody, Marek Pa�ys.
Skarpet nigdzie nie by�o. Patrycja wdzia�a na grzbiet pikowan� kamizel�, po czym, przez zimny przedpok�j pe�en ksi��ek, uda�a si� do �azienki.
Lodowy powiew tchn�� stamt�d, jak z mogi�y, gdy tylko otwar�a drzwi. Jaskrawe �wiat�o rozb�ys�o w�r�d bia�ych i niebieskich kafelk�w, a lustro naprzeciwko wej�cia odbi�o kr�g�� twarz o policzkach jak r�e i ustach jak maliny. Patrycja z upodobaniem
zajrza�a z bliska w szklan� tafl�. Lubi�a sw�j typ urody. Nie przeszkadza�o jej przezwisko Pulpecja, nadane przez rodzin�. Nie bra�a te� sobie do serca z�o�liwo�ci Idy, kt�ra nieustannie namawia�a sw� najm�odsz� siostr� do odchudzania si�. Co tam, niech sobie gadaj�. Patrycja mia�a wszak oczy i sama widzia�a, jak jest. Uroda. Du�a uroda, �wie�o�� i czar oraz zdrowie fizyczne i moralne. Do�eczki w policzkach, cera jak aksamit, z�by jak per�y po prostu. Ca�kiem z bliska ujrza�a w zwierciadle, �e jej oczy lazurowe s� dzi� wyra�nie zapuchni�te. Trzeba by je chyba umy� lodowat� wod�, �eby jako� wygl�da� - ale przecie� nie w tych warunkach! Patrycja, kt�ra nie lubi�a utartych schemat�w, odkr�ci�a kran z gor�c� wod�, po czym za�y�a rozgrzewaj�cej k�pieli. Zimny prysznic co rano - to by�a specjalno�� Gabrieli, najstarszej siostry, charakterystyczny dla niej przejaw tendencji do samoudr�-czenia. Nic dziwnego, �e znalaz�a sobie na m�a akurat kogo� takiego jak Janusz Pyziak, kt�ry spokojnie porzuci� j� z dwojgiem dzieci. Don�uani w tym typie nieomylnie wybieraj� w�a�nie takie bohaterki jak Gaba. Je�li chodzi o Patrycj�, by�a �wiadom� sybarytk�.
Wypluska�a si� w gor�cych odm�tach, jak r�owy, kr�glutki wieloryb, po czym - wytarta i rozgrzana - odzia�a si� ciep�o i posz�a do kuchni, gdzie nastawi�a wod� na herbat� w czerwonym czajniku z obt�uczon� emali�.
W�a�nie rozkoszowa�a si� makowcem, gdy w korytarzu co� zacz�apa�o i na progu, jak wykrzyknik, pojawi�a si� bohaterka dzisiejszego dnia - Id�, pi�kna oraz blada. Odziana by�a w turkusowy szlafrok z ciuch�w, miedziane loki wi�y si� jej po ramionach, a w zielonych, sko�nych oczach mia�a dwa znaki zapytania.
- Dlaczego jest tak potwornie zimno?! - spyta�a g�osem pe�nym urazy.
Patrycja spokojnie prze�kn�a s�odki mak.
- Kaloryfery siad�y - wyja�ni�a.
- Ale dlaczego one siad�y w dzie� mego �lubu? - chcia�a wiedzie� Id�.
- Pewnie si� palacz ur�n��, jak to m�czyzna. Nie ma dla nich nic �wi�tego. - Patrycja pogodnie ugryz�a solidny kawa� ciasta. - A mo�e - doda�a z pe�nymi ustami - mo�e na przyk�ad chwyci� mr�z i rury pop�ka�y? To si� zdarza, zw�aszcza zim�.
10._ Tak, zw�aszcza - z przek�sem rzek�a Id�. - Co ty tam
znowu jesz?
_ Makowczyk. Cium, cium. Pyszulka.
_ powinna� bardziej dba� o lini� - zwr�ci�a jej uwag� Id�, po czym z uznaniem obejrza�a w�asn� nog�, wytwornie szczup��. _ Bo�e, jak ja si� czuj�, nie zmru�y�am oka, jestem jak obita, boli mnie serce, boli mnie g�owa, boli mnie kr�gos�up i...
- A jest co�, co ci� nie boli? - zadowcipkowa�a Patrycja. - Wymie�, b�dzie szybciej. Wiesz, ja nie rozumiem twego stanu. Wygl�dasz, jakby kto� ci umar�.
- Pulpecjo! - rzek�a Id� dramatycznie. - Mam lat dwadzie�cia osiem. Naprawd� chc� ju� wyj�� za m��...
- A wiesz, �e ja ci si� dziwi� - wtr�ci�a Patrycja z rozbrajaj�c� szczero�ci� i zebra�a sobie okruszki z biustu,
- Bo masz osiemna�cie! - odpar�a Id�, a widz�c u�mieszek siostry, popad�a w rozjuszenie. - Tak, wiem, co mi zaraz zaczniesz wywleka�! - to m�wi�c otuli�a si� cia�niej szlafrokiem i pad�a na taboret. - Przypomnisz mi, jak �ama�am facetom serca i kr�gos�upy i jak si� zarzeka�am, �e szkoda �ycia na ma��e�stwo.
- Tak, siostrzyczko - zgodzi�a si� potulnie Patrycja. - To w�a�nie pragn�abym ci obecnie przypomnie�, hihi.
- Im bli�ej �lubu, tym cz�ciej mi to wszyscy przypominacie...
- Co by�o, to by�o - mrukn�a Patrycja, zalewaj�c dwie torebki herbaty Eari Grey w dwu b��kitnych kubkach. - �ama�a� kr�gos�upy i si� zarzeka�a�.
- Tak, ale teraz nie mog� si� doczeka�, kiedy klamka wreszcie zapadnie...
-M�wi�a� to tysi�c razy...
- ... i kiedy Mareczek b�dzie m�j, tylko m�j, na zawsze. A jednocze�nie - nie wiem, czy mnie rozumiesz - jestem do g��bi przera�ona tym, �e i ja b�d� nale�e� tylko do niego, ju� na zawsze... Czuj� si� tak, jakbym sta�a nad czarn� otch�ani�.
- U, to ci musi by� beznadziejnie g�upie uczucie - zgodzi�a si� Patrycja, po czym koniuszkiem r�owego j�zyka zliza�a lukier z pulchnych usteczek. - No, ale wiesz. Mo�esz si� jeszcze cofn��.
- Wypluj to!!! - rykn�a Id�. - Matko kochana, co za rodzina, oni mi co� naprawd� wykracz�!!! - to m�wi�c. Id� odpuka�a w sto�ek. - Ja w og�le nie wiem, jak ma wygl�da� to ca�e
II
wesele, notabene jeszcze zupe�nie nie przygotowane, w pomieszczeniach o temperaturze ujemnej?!
- Huhu - chacha - hihi, a wiesz, �e masz racj�! - ubawi�a si� Patrycja. - No, nic, posiedzimy sobie w p�aszczach! - i wybu-chn�a rubasznym rechotem, co Id� doprowadzi�o niemal do drgawek.
- Mo�e chcesz w czerep?! - zasugerowa�a dynamicznie. - D�ugo nie wytrzymam, komu� wreszcie przywal�.
Patrycja u�miechn�a si�, produkuj�c rozkoszne do�eczki w swych �mietankowor�owych policzkach oraz nawet w okr�g�ej br�dce. Bardzo lubi�a si� u�miecha�, wiedz�c o tych do�eczkach, poza tym by�o to te� zgodne z jej natur�. No, a w og�le - u�miech bardzo j� zdobi�, widzia�a to w oczach ch�opak�w.
- Masz - poda�a siostrze b��kitny kubek i przyjrza�a si� jej krytycznie. - Marnie wygl�dasz - powiedzia�a z trosk�. - Mar-niutko.
- No, dzi�ki!!! - wrzasn�a Id�, wymachuj�c r�kami.
-- Ja tam za m�� nie wychodz� - postanowi�a Pulpecja. - To �le wp�ywa na cer�.
- Patrycja!!!
- Na wszystko inne zreszt� tak�e. Zauwa�, �e nawet najpi�kniejsze i najm�drzejsze kobiety po za�o�eniu sobie na szyj� w�z��w ma��e�skich brzydn� i g�upiej� w oczach. Ma��e�stwo szkodzi na urod� i inteligencj�, oto prosty wniosek ex promptu*.
- Ex necessitate** - poprawi�a Id� z�o�liwie.
- Ex adyerso*** - odbi�a pi�eczk� Patrycja. - Nie wychodz� za m��. Nie. Nigdy i przenigdy.
- Zobaczymy, co b�dzie, gdy ci� kto� poprosi - powiedzia�a Id� z wy�yn swego do�wiadczenia. - Gadanie. Zreszt�, najpierw zdaj matur�.
Patrycja a� sykn�a. To w�a�nie zdanie s�ysza�a nieodmiennie przez ostatnich kilka miesi�cy,o czymkolwiek zaczyna�a m�wi�. "A ty najpierw zdaj matur�!..."
O, doprawdy, chcia�aby wreszcie j� zda�!
* (tac.) Bez przygotowania. * * Z konieczno�ci. * * * Z przeciwnej strony.
125.
O sz�stej trzydzie�ci ockn�� si� budzik w pokoju rodzic�w (nastawiony by� na sz�st�, ale postarza�y mu si� baterie). Pisn�� tylko par� razy, a ju� mama Borejko zd�awi�a go d�oni�. Wyrwana z czujnego snu, podnios�a si� w szeleszcz�cej po�cieli i w tej samej chwili poczu�a, �e dokucza jej serce.
Od paru dni mia�a straszliw� trem�. �eby zasn��, musia�a wczoraj wzi�� tabletk�, a teraz, na sam� my�l o tym, �e dzi� w�a�nie kolejna c�rka w�o�y g�ow� w jarzmo ma��e�skie, po czym uda si� z nieznajomym w gruncie rzeczy cz�owiekiem w niewiadom� przysz�o�� - odczu�a zn�w to samo l�kowe szarpni�cie w piersi. Zdenerwowanie jej powi�ksza� fakt, �e mia� to by� pierwszy prawdziwy, ko�cielny �lub c�rki, jaki prze�ywa�a. (Ku jej utrapieniu, Gaba mia�a za sob� tylko �lub cywilny, na kt�rym poprzesta� Janusz Pyziak, twierdz�c, �e ko�cielny na�o�y�by mu wi�zy zbyt ju� niezno�ne. I rzeczywi�cie. Cywilne rozwi�za� bez trudu). Idusia, jako pierwsza z czterech c�rek, p�jdzie do o�tarza, i to w d�ugiej skukni z trenem oraz welonem (oby tylko te konwalijki si� trzyma�y!). Ta ostatnia my�l sprawi�a, �e mama Borejko przypomnia�a sobie, czego dotyczy� koszmar senny, n�kaj�cy j� przez p� nocy. �ni�a o bia�ej pannie m�odej, kt�ra k�apie zbyt lu�nym pantoflem, tu� przed o�tarzem przydeptuje sobie tren, przewraca si�, wali g�ow� o kl�cznik, po czym doznaje wstrz��nienia m�zgu i �lub trzeba od�o�y�.
Chyba zemdlej� z ulgi, kiedy to wszystko szcz�liwie si� zako�czy - pomy�la�a.
Igna� pochrapywa� subtelnie na s�siednim tapczanie, wtulonym pomi�dzy rega�y pe�ne ksi��ek. Mama Borejko zapali�a ma�� szklan� lampk� i z trosk� przyjrza�a si� m�owskiemu obliczu. By�o ono nieco blade. Orli nos stercza� z niego dumnie, siwiej�ce rudawe k�dziorki otacza�y alabastrowe sklepienie �ysiny, uk�adaj�c si� nad uszami jak wieniec laurowy. Na uchylonych ustach go�ci� �agodny p�u�miech. Nie, no w porz�dku. Wczorajszy upadek nie przyni�s� chyba wi�kszych szk�d. Igna� spa� spokojnie, g��boko, a wykroch-malona po�ciel otacza�a go przytulnym, acz nieco kanciastym gniazdkiem.
Niech sobie jeszcze po�pi. Szczerze m�wi�c, lepiej, �eby w kryty-
13
cznych momentach nie snu� si� z ksi��k� pod pach�, ni� filozofowa� i nie cytowa� Owidiusza.
Mama - szczuplutka i drobna jak ptaszek - zadygota�a z zimna i kiedy zda�a sobie z tego spraw�, naturalnie zdenerwowa�a si� natychmiast jeszcze bardziej. Awaria! Zn�w to samo! Odk�d administracja zafundowa�a ca�ej kamienicy centralne ogrzewanie, nieraz ju� Borejkowie musieli �a�owa� swych dawnych piec�w kaflowych, w kt�rych pali�o si�, kiedy si� chcia�o. Ale �eby dzi�!... No, nie, to ju� po prostu prawdziwa katastrofa.
Z trudem powstrzyma�a si� od obudzenia m�a. I tak by nic nie poradzi�. Trzeba b�dzie wys�a� na zwiady Gabrysi�.
Dzwoni�c z�bami, mama ubra�a si� ciep�o, zgasi�a �wiat�o i spiesznie wymkn�a si� na korytarz, gdzie w�a�nie zaterkota� telefon.
6.
W zielonym pokoju budzik nie odezwa� si� wcale. Za to doskonale s�ycha� by�o sygna� telefonu. Gabriela obudzi�a si� natychmiast po pierwszym dzwonku i zaraz te� us�ysza�a przez drzwi spokojny, przyciszony g�os mamy:
- Tak. Dzi�kuj� pani.
Zerwa�a si� na r�wne nogi jednym rzutem d�ugiego, wysportowanego cia�a. Nie ka�dy by tak umia�. Legowisko Gabrieli (materac piankowy i �piw�r) znajdowa�o si� na pod�odze; w ci�gu dnia zwija�o si� je i chowa�o do tapczana Pyzuni. Gabrysia zapali�a ma�� lampk� na stole. Kr�g �wiat�a wydoby� z mroku jej mi��, piegowat� twarz o br�zowych oczach i ciemnych, stanowczych brwiach. Przeci�gn�a si�, a� chrupn�y jej ko�ci, a grzywka koloru s�omy spad�a na nos. Z tapczanik�w ustawionych wzd�u� �ciany dobiega�o zgodne posapywanie. Pyza i Tygrysek (czyli R�a i Laura), c�reczki Gabrysi, spa�y twardo i zdrowo, zarumienione i ciep�e mimo panuj�cego w pokoju zimna. Pyza le�a�a na wznak w swej trykotowej pi�amce, wykopana spod ko�dry, mocna i du�a jak na swoje dziesi�� lat. Gabrysia- z bezwiednym, kochaj�cym u�miechem - przykry�a c�rk�. Pyzunia zawsze rozkopywa�a si� przez sen, w przeciwie�stwie do swej m�odszej siostry, kt�ra spa�a
14iak kot, zwini�ta w k��bek i nieruchoma przez ca�� noc. Niech sobie ieszcze po�pi�. Przynajmniej nie b�d� przeszkadza� i kr�ci� si� pod nogami, psoc�c i zadaj�c miliony pyta�.
Gabriela w przelocie klepn�a kaloryfer i nagle cicho zakl�a. O,
niedobrze. Biedny Idu�.
Zmartwiona, wykona�a jednak swoj� codzienn� porcj� �wicze� _ seri� energicznych sk�on�w i przysiad�w. Zaraz poczu�a si� �wie�o i rze�ko. Zadowolona, wyprostowa�a si� i wzrok jej pad� na wysok�, nieco ko�law� choink�, przyozdobion� k�aczkami waty i pami�tkowymi cackami produkcji domowej. Na widok pustego pud�a po czekoladkach francuskich, porzuconego pod drzewkiem, roze�mia�a si� nagle i dopiero teraz otrze�wia�a na dobre.
Jaki pi�kny i wzruszaj�cy by� ca�y ten wczorajszy wiecz�r! Jak to wspaniale, �e Grzegorz odwa�y� si� wreszcie przyj�� (z czekoladkami! - biedaczysko...) i pozna� jej rodzin�.
Mo�e to wszystko jako� si� u�o�y. Mo�e i dla niej - trzydziestoletniej, porzuconej i rozczarowanej - Los znalaz� wreszcie jaki� ma�y okruch szcz�cia.
Mo�e.
A mo�e i nie.
Trudno uwierzy� Losowi, gdy ju� raz zawi�d�.
Pyza zn�w dziarsko wierzgn�a i niewyra�nie powiedzia�a co� przez sen, pe�nym g�osem. Gabriela zn�w j� przykry�a i przez chwil� zatrzyma�a d�o� na kr�g�ym, ciep�ym policzku c�rki. Cz�sto tak robi�a, kiedy jej by�o �le. Z Pyzy bi�a jaka� dobra moc.
Z Tygryska natomiast promieniowa�a tajemnica.
Gabrysia, wci�� z nie u�wiadomionym wyrazem czu�o�ci na twarzy, pochyli�a si� nad m�odsz� c�reczk� i delikatnie odsun�a ciemne pasmo w�os�w z jej tr�jk�tnej buzi. O czym �ni ten ma�y kocurek? Ciemne rz�sy tak spokojnie le�� na policzkach, powieki, jak g�adkie �upinki, chroni� jakie� tajemnicze obrazy. �pij, malutka.
�pij.
Mo�e, po prostu, nie da si� mie� w �yciu wszystkiego? Mo�e takie w�a�nie chwile jak ta - dobre chwile wype�nione czu�o�ci� i poczuciem bezpiecze�stwa - powinny jej wystarczy� za wszystko?
Och, mog�aby tak sta� i patrze� na �pi�ce dzieci ca�ymi
godzinami.
15
Ale dzi� naprawd� nie ma na to czasu. Trzeba na gwa�t bra� si� do roboty, szykowa� ca�e to jad�o. Prawd� m�wi�c, to na niej w�a�nie, jak zawsze, spoczywa� ci�ar odpowiedzialno�ci. Mama ju� szybko si� m�czy. Id� jest postrzelona jak zwykle, no i nieprzytomna z wra�enia. Patrycja, owszem, pomo�e, ale trzeba b�dzie wci�� j� nagania�. Natalii pogania� nie trzeba, ale z gorliwo�ci zbije kolejne trzy szklanki i przypali jaki� sos.
No, tak. I trzeba te� lecie� do kot�owni, sprawdzi�, co z tymi kaloryferami.
Huk roboty, huk. I dobrze!
Gabriela zatar�a r�ce i ruszy�a do �azienki. Pod zimny prysznic.
7.
O sz�stej czterdzie�ci pi�� w obszernej kuchni Borejk�w zgromadzi�y si� trzy najbardziej praktyczne i odpowiedzialne osoby tego rodu, plus Id�. Ale bynajmniej nie od razu zabra�y si� do roboty (chocia� Gabriela i mama zdradza�y, owszem, ch�� natychmiastowego pieczenia jagni�cego ud�ca). Kiedy tylko w kuchni Borejk�w znalaz�o si� wi�cej os�b ni� jedna, natychmiast pito herbatk�. Du�y, stary st� o pot�nych nogach i grubym blacie, otoczony przez �awy i sto�ki, by� tak wygodny i przytulny, �e zaraz jako� chcia�o si� na nim rozk�ada� talerze, kraja� chleb i otwiera� s�oik z powid�ami �liwkowymi.
Trzy praktyczne kobiety plus Id� pi�y wi�c gor�c�, pachn�c� herbat� z b��kitnych kubk�w, bez po�piechu jad�y �niadanie, a �nieg za oknem sypa� i sypa�, systematycznie i bezg�o�nie okrywaj�c ciemne miasto, podczas gdy pierwsze �wi�teczne tramwaje zgrzyta�y zaj�kliwie na dalekich przedmiejskich zwrotnicach. :
ip
Id� siedzia�a na kolanach mamy. Mia�a �a�osne uczucie, �e robi to po raz ostatni w �yciu. Kiedy uczuciu temu da�a wyraz, Patrycja omal nie przewr�ci�a si� ze �miechu. Mama te� usi�owa�a si� �mia�, ale - obejmuj�c Idusi� - chowa�a jednak twarz za jej rud� czupryn�, �eby ukry� mokre oczy. Gabrysia, rze�ka i r�owa po wyj�ciu spod prysznica, opiera�a jedn� d�ug� nog� na krze�le, pi�a herbat� na stoj�co i gryz�a razowiec z mas�em i sol�.
16_ C����, 朜�... - uspokaja�y jedna drug� co chwila, po czym chichota�y, prycha�y albo parska�y �miechem.
_ No, jazda, babsztyle, zorganizujcie si� jako� - nagania�a Gabrysia. Ale to nic nie pomaga�o. Pulpecja poci�gn�a j� na swoje kolana, po czym, chuchaj�c jej w ucho ciep�ymi chichotami, opowiedzia�a o koledze z klasy, Marcelku, kt�ry czyni� jej nieprzy-stojne propozycje.
- O? - zdziwi�a si� Gabriela. - Ciekawostka. Co on ci takiego proponowa�?
- No, co si� tak g�upio pytasz - chuchn�a zn�w Patrycja, a� Gabrysi �cierp�o ucho, a po plecach przelecia� dreszcz. - Powiedzia�, �e chce ze mn� chodzi�.
- A co tu jest nieprzystojne? - zdziwi�a si� mama.
- Sam Marcelek, chu-chu-chu! - wybuchn�a Patrycja rabe-laisowskim rechotem. - Ja w og�le nie spotka�am jeszcze przystojnego ch�opaka - ani takiego, kt�ry by�by przynajmniej apetyczny.
- Pulpa, co� ci powiem, tw�j antymaskulinizm jest w najwy�szym stopniu podejrzany - sykn�a Id� z kolan matki. - Verba et voces praetereaque nihii*, kochanie.
- Co to ma niby znaczy�? - spyta�a podejrzliwie Patrycja. - Co masz na my�li, cytuj�c mi tu Horacego?
- To nie jest Horacy - odpar�a Id� wynio�le. - A tak naprawd� to my�l�, �e pod twoj� czysto werbaln� niech�ci� do pici przeciwnej skrywa si� ca�y ocean tajonych po��da�.
- Ty ma�po! - wrzasn�a Patrycja, wyprowadzona nareszcie z r�wnowagi.
- Spok�j, dziewcz�ta - odezwa� si� od progu ojciec Borejko. Ju� umyty, sta� w pi�amie, dr��c z zimna, okryty jeno wilgotnym r�cznikiem. Gabrysia bez s�owa podesz�a, zdj�a z niego ten r�cznik, okry�a mu ramiona swetrem. - Wasz gwa�towny szczebiot wyrwa� mnie ze snu - powiedzia� ojciec. - Czy wy musicie si� k��ci� o tak wczesnej porze? - w�o�y� sweter przez g�ow�, g�adko przeciskaj�c j� przez rozwleczony golf. - Dzi�kuj�, Gabrysiu. Zr�bcie mi te� herbaty. - Zasiad� na swoim miejscu za sto�em. - Co do Patrycji i jej problem�w z ch�opcami...
- Ja nie mam problem�w z ch�opcami! - z du�ym naciskiem powiedzia�a Patrycja, po czym pogrozi�a Idzie pi�ci�.
* S�owa i s�owa, nic ponadto.
17
- ... czuj� potrzeb� przytoczenia pouczaj�cej historii Atalanty
-- ci�gn�� ojciec Borejko. - Jak zapewne pami�tacie... ;- Pami�tamy! - odrzek�y ch�rem panny Borejko.
- ...Atalanta by�a dziewczyn� pi�kn� i dumn�, c�rk� kr�la beockiego (cho� dodam, �e istnieje i arkadyjska wersja tego mitu, podaj�ca zgo�a inne dane personalne Atalanty). Ot�, by�a ona mistrzyni� �ow�w, niedo�cigle strzela�a z �uku, znakomicie w�ada�a w��czni�, a biega�a najszybciej w kraju. Przysi�g�a sobie, �e nigdy w �yciu nie wyjdzie za m�� i �e zostanie pann�, jak Artemida.
- Star� pann� - skorygowa�a Id�.
- Nie, pann�, po prostu pann�, istot� wolnego stanu
- sprostowa�a dobitnie Patrycja, kt�rej ju� wr�ci� zwyk�y spok�j.
- Jednak�e jej ojciec - ci�gn�� ojciec - t�skni�cy ju� za piastowaniem wnuk�w, a tak�e (jak mniemam, rozumiej�c jego punkt widzenia) pragn�cy ujrze� swe dziecko w bezpiecznym zwi�zku ma��e�skim, pocz�� j� namawia�, by wysz�a za m��. Atalanta zgodzi�a si�, stawiaj�c wszelako warunek: tylko ten dostanie j� za �on�, kto prze�cignie j� w biegu. Kogo za� ona prze�cignie, tego zabije bez lito�ci. W��czni�.
- Uj, psychopatka - oceni�a ze zgorszeniem Id�, jak zwykle w tym momencie opowie�ci.
- Jeden po drugim przybywali zalotnicy i stawali do biegu.
- O, jak dobrze to pami�tam! - o�wiadczy�a Patrycja.
- Ju� kilkunastu przegra�o i ko�ci ich biela�y w polu - opowiada� smacznie ojciec Borejko - gdy nagle pojawi� si� nowy konkurent, nikomu dot�d nie znany.
- Nazywa� si� Hippomenes - wtr�ci�a Gabriela, kt�ra r�wnie� by�a filologiem klasycznym. Ojciec �achn�� si�, gdy� nie lubi�, gdy mu podbierano puent�.
- Tak - burkn��. - Hippomenes. Ale prosz�, doprawdy, nie przerywajcie mi, dziewcz�ta. Ot� Hippomenes stan�� do wy�cig�w. Pobieg� - a za nim nasza Atalanta. P�dz�c, upu�ci� z�ote jab�ko
- a c� dziewczyna? Naturalnie, schyli�a si�, by je podnie��. Kobiety, jak wiemy, lubi� �adne, z�ote przedmioty. Mama Borejko wybuchn�a nagle �miechem.
- O c� chodzi, Milu? - spyta� ojciec z niezadowoleniem, obracaj�c si� ku �onie.
- Nie, nic... - odpar�a, kryj�c �miech w plecach Idy.
18- Biegn�, biegn�... -ci�gn�� uroczy�cie ojciec Borejko - ... biegn�... a� tu Hippomenes upu�ci� drugie z�ote jab�ko. Atalanta zn�w przystan�a, by je podnie��...
- A Hippomenes chodu! - nie wytrzyma�a Id�.
- Tak jest, lecz nie przerywaj, drogie dziecko. Pobieg� dalej. Upuszczaj�c kolejne z�ote jab�ko.
- Cwaniak - niech�tnie podsumowa�a Hippomenesa Pulpe-cja. - Minimalista cholerny.
- Sam by na to nie wpad� - krytycznie wtr�ci�a Gabrysia, prze�uwaj�c ze smakiem sw�j razowiec. - Pomys�, m�wi�c mi�dzy nami, podsun�a mu Afrodyta.
- Ach, ona?! - zdenerwowa�a si� Patrycja.
- Ona - przytwierdzi� ojciec, nieco zniecierpliwiony faktem, �e Gabriela nieustannie odbiera mu przyjemno�� puentowania opowie�ci. - By�y to, jak si� zapewne domy�lacie, z�ote jab�ka Hery, strze�one przez Hesperydy.
-Jezu! - zakrzykn�a nagle mama Borejko.
- C� tam zn�w takiego, Milu? - cierpliwie ^wr�ci� si� do niej ma��onek.
- To jest bardzo dobry pomys�. �wietny, doprawdy, deser.
- O czym ty m�wisz, go��bko?! - zirytowa� si� ojciec.
- Ja? O naszym menu. Nie pami�tasz? Sam nazwa�e� ten deser "Z�ote jab�ka Hesperyd". Tanie to i szybkie, a jakie efektowne! Idusia zawsze wycina takie �liczne listki z ciasta.
- Z z�bkami i ogonkiem - doda�a Id�, rada z pochwa�y.
- Z czym?... - zdetonowa�o ojca.
- Dobry pomys� - zgodzi�a si� Gabriela. - Jab�ka nadziejemy konfitur� z pigwy albo z je�yn. I do ka�dego - po migdale. I po cz�steczce mandarynki.
- No, to do roboty. Zaczniemy od ud�ca.
- Jak to: od ud�ca? - zdumia� si� ojciec.-Nie interesuje was moja konkluzja?
Ale one odpowiedzia�y, �e znaj� ju� jego konkluzj�. W jednej chwili wszystkie porwa�y si� do roboty i ju� za chwil� kuchni� wype�ni�a apetyczna wo� ud�ca jagni�cego z czosnkiem i'zio�ami prowansalskimi, kt�ry obsma�ano na ostrym ogniu przed pieczeniem.
19
8.
W�r�d �nie�ycy, w�r�d zamieci, po�r�d metrowych zasp, jakimi zawia�o jezdni�, pe�z� ostro�nie du�y bia�y mercedes z napisem TAXI na dachu i reklam� salonu odnowy biologicznej dla pan�w na szybie tylnego okna. Uwa�ny przechodzie� m�g�by dostrzec za reklam� rud� g��wk� Idy Borejko, spowit� w �lubny welon z wianuszkiem, a tu� obok - ciemn� g�ow� jej oblubie�ca, kt�ry trosze�k� zatacza� oczami i rzuca� spojrzenia na boki.
Na parkingu przed ko�cio�em Dominikan�w, mimo nie sprzyjaj�cych warunk�w atmosferycznych, sta�a ju� gromadka samochod�w, a ich w�a�ciciele albo gnali kurcgalopkiem do wn�trza �wi�tyni, albo kulili si� wyczekuj�co pod arkadami, u wej�cia na dziedziniec. W�r�d tych najwierniejszych by�a i rodzina Borejk�w, stoj�ca w pe�nym sk�adzie klanowym tu� przy schodkach.
By�a za dziesi�� czwarta, kiedy bia�y mercedes zatrzyma� si� przed tymi schodkami, a jego drzwiczki otwar�y si� na o�cie�, po stronie zasypanego pot�nie chodnika. W drzwiczkach ukaza�a si� g�owa Marka, przystojnego w�sacza o energicznym podbr�dku. Prezentuj�c widzom sw�j m�ski profil, oblubieniec j�� si� rozgl�da� po chodniku, oceniaj�c sytuacj�.
Sytuacja nie by�a dobra. Opady �nie�ne w pierwsze �wi�to niekoniecznie musz� by� natychmiast likwidowane przez odpowiednie s�u�by porz�dkowe. R�wnie� wi�kszo�� kleryk�w, osiad�ych zazwyczaj w klasztorze Dominikan�w, uda�a si� do dom�w rodzinnych na Gwiazdk�, tote� naprawd� nie by�o komu uprz�tn�� �niegu. Kt�ry, nawiasem m�wi�c, i tak wali� z nieba w wielkich ilo�ciach.
- Hm - rzek� Marek, z wahaniem oceniaj�c rozmiary zaspy dziel�cej mercedesa od nieco ju� udeptanego chodnika.
Z wn�trza wozu dolecia� troch� nerwowy g�os Idusi. *"
- No i popatrz - rzek�a Patrycja do swej przyjaci�ki Romy Kowalik, kt�ra sta�a wiernie obok niej, obserwuj�c zaj�cie z tak� sam�, jak Patrycja, ironi�. - Popatrz. Male�ki test psychologiczny. Jak my�lisz, co w takiej sytuacji zrobi�by Hippomenes?
- Wzi��by miecz i utorowa� sobie drog� - o�wiadczy�a Natalia s�uchaj�ca tego z boku. - Ale ja wierz� w Marka, to prawdziwy m�czyzna.
20
_ W�a�nie - prychn�a szyderczo Patrycja. - Popatrzmy
sobie.
Ca�a rodzina zogniskowa�a spojrzenia na otwartych drzwiach
ks�wki. S�ycha� by�o, jak oblubieniec nak�ania do czego� kierowc�, a ten ostro si� broni.
' Marek zn�w wystawi� g�ow� i bada� sytuacj�, kt�ra jednak�e nrzez te dwie minuty raczej nie uleg�a zmianie.
_ On po prostu w og�le nie wyjdzie, �eby nie powala� bucik�w -- szydzi�a Patrycja. - Wiecie ju�, co b�dzie?
- Wiemy, czego nie b�dzie - mrukn�a Gabrysia. - �lubu nie b�dzie. Na Jowisza, ja chyba skocz� po jak�� �opat�.
- Spok�j, dziewcz�ta - upomnia� odruchowo ojciec Borejko i ziewn��. By� strasznie niewyspany.
Mama Borejko szepta�a co� do siebie, zamykaj�c oczy i splataj�c r�ce.
W otwartych drzwiczkach pojawi�a si� zn�w twarz oblubie�ca. Tym razem jednak malowa�a si� na niej jaka� decyzja.
- Uwaga! - sykn�a Roma Kowalik.
Marek po prostu wyszed� z samochodu. Prosto w �nieg. I natychmiast zapad� si� prawie po biodra. Lecz w jednej chwili wyszarpn�� si� z zaspy z wpraw� frontowca, po czym stan�� na chodniku, gdzie �niegu by�o zaledwie po kolana. Tu j�� tupa� i otrzepywa� garnitur.
- Brawo! - krzykn�a spontanicznie Natalia. Gabrysia ju�-ju� rwa�a si� do pomocy, lecz Patrycja j� powstrzyma�a, chwytaj�c za �okie�.
- No, co ty? - upomnia�a siostr�. - Czy ty zawsze musisz by� taka nadopieku�cza? W ko�cu to jego �lub, nie?
I mia�a racj�. Nie wszyscy m�czy�ni potrzebowali wsparcia Gabrysi. Marek poradzi� sobie sam. Na jego znak taks�wkarz dokona� zdalnego otwarcia baga�nika, z kt�rego narzeczony wyj�� kr�tk� saperk�. Zaraz te� za pomoc� tego narz�dzia j�� poszerza� przesmyk mi�dzy chodnikiem a samochodem. Ju� po chwili w tunel wsun�a si� arystokratycznie w�ska stopa Idy w p�ytkim bia�ym pantofelku otoczonym pian� tiul�w i koronek.
- Och, Mareczku! - powiedzia�a tylko Id�, gdy ju� szcz�liwie znalaz�a si� obok ukochanego. - Och. Ty m�j! - i zawis�a mu na szyi.
21
Marek potoczy� zwyci�skim spojrzeniem po grupce przyjaci� i rodziny, po czym bez uprzedzenia porwa� Id� na r�ce i ruszy� przez zaspy do ko�cio�a.
- No i co? - powiedzia�a Natalia do Pulpecji, kiedy ca�y orszak poszed� za m�od� par� przez dziedziniec. - Jak ci wypad�y badania psychologiczne?
- C� - orzek�a Patrycja. - Nale�y przyzna�, �e si�, owszem, spisa�. Ale zobaczymy, co b�dzie dalej. Nasze czasy s� ubogie w Hippomenes�w.
9.
�lubu udziela� naturalnie ojciec Krzysztof. Nie mog�o by� inaczej. Zaprzyja�niony z Borejkami, pami�ta� Id� jeszcze z czas�w, gdy razem chodzili do przedszkola muzycznego w Pa�acu Kultury. Dzieci�cy, mi�y u�miech rozja�nia� jego okr�g�e i rumiane oblicze, a wzruszenie pokrywa�o mgie�k� grube soczewki okular�w.
Id� trz�s�a si� z przej�cia, a Marek - przez ca�y czas ceremonii - by� po m�sku opanowany i nie trz�s� si� wcale, cho� naprawd� mia� bardzo du�o �niegu w nogawkach i wod� w butach i nie mog�o mu by� ciep�o w �adnym razie, nawet gdyby ko�ci� by� porz�dnie ogrzewany. A nie by�.
- Ach, ten Marek, jaki on imponuj�cy - tchn�a Natalia w ucho Patrycji.
Gabrysia by�a �wiadkiem Idy, �wiadkowa� tak�e kolega Marka, aPyza i Tygrysek, odziane w biel, wyst�powa�y jako druhny od niesienia welonu. Wszystko to razem by�o imponuj�ce. Ale Marek najbardziej.
- Ja si� chyba zakocham we w�asnym szwagrze - doda�a Natalia, i .
V
- Wolnego - cynicznie odszepn�a Patrycja. - Jeszcze i on si� skompromituje.
- I �e ci� nie opuszcz� a� do �mierci - powt�rzy�a Id� s�owa przysi�gi, a g�os jej wyra�nie si� trz�s�, by� mo�e z zimna. G�os Marka, m�wi�cego dok�adnie to samo, by� jak spi�. Mama Borejko pop�akiwa�a ze wzruszenia i ulgi. Natomiast ojciec walczy� z senno�ci�. Owszem, by� wzruszony
22
tvm donios�ym wydarzeniem, ale powieki ci��y�y mu jak o��w. \v ko�ciele by�o mroczno, pustawo, g�osy sprzed oddalonego o�tarza rozlega�y si� st�umionym echem a� pod sklepieniem. Ciep�y n�aszcz otula� ojca jak kokon, a puszysty szalik zapewnia� rozkoszna przytulno�� wok� podbr�dka. Zaszy� w t� przytulno�� po�ow� twarzy i nagle znalaz� si� - po�r�d szumi�cych traw - w ogrodzie hesperyjskim, gdzie w blasku s�o�ca biega�y liczne Atalanty, powiewaj�c rudymi w�osami.
_ Ignacy!!! - sykn�a jedna z nich i wymierzy�a mu kuksa�ca w bok, tak bolesnego, �e musia� otworzy� oczy.
- O c� ci znowu chodzi, Milu? - spyta�, zaskoczony.
- Ty chrapiesz! I to na �lubie w�asnej c�rki!
- Jestem bardzo �pi�cy - t�umaczy� si� skruszony ojciec Borejko.
- C���! - sykn�a Patrycja, wychylaj�c si� z �awki i gromi�c rodzic�w spojrzeniem. Umilkli na chwil�.
- B�d� co b�d�, poszed�em spa� o drugiej. I d�ugo nie mog�em zmru�y� oka, Milu - dorzuci� nagle ojciec Borejko �wiszcz�cym szeptem.
- Cicho! - �ona �cisn�a jego d�o�.
Zn�w umilkli, trzymaj�c si� za r�ce. Ojciec ju� nie by� senny, jako� nagle go odesz�o. Patrza� na smuk�� sylwetk� swojej c�rki, wymieniaj�cej w�a�nie obr�czki z tym... jak�e mu tam... Aureliuszem? Nie, Markiem... i niespodziewanie odczu� pewien niepok�j na my�l, �e i ten m�ody cz�owiek, jak Pyziak, m�g�by nie sprosta� roli ma��onka i ojca. Ci wszyscy m�odzi ludzie... tylu ich kr�ci�o si� wok� jego c�rek, ale �aden, niestety, nie zyska� jego sympatii w takim stopniu, jak ten godny ubolewania wybraniec Gabrysi. Mo�e dlatego, �e Gabrysia, c�rka pierworodna, zajmowa�a w ojcowskim sercu miejsce szczeg�lne, ze wzgl�du na sw�j m�ski, zdyscyplinowany umys�, wybitn� inteligencj� i poci�g do antyku. Jakie� dyskusje mo�na by�o prowadzi� z Januszem Pyziakiem! Ten Marek te� jest wielce przekonywaj�cy w swym kulcie poezji �aci�skiej. Po tylu latach od uko�czenia liceum jeszcze potrafi zadeklamowa� poemat Arion\
�ona spojrza�a na niego szybko, z czu�o�ci�: Ignacy w�a�nie mamrota� pod nosem Owidiusza. Od jego szczup�ej d�oni bi�o
23
znajome ciep�o. Mama Borejko przypomnia�a sobie, jak w tym samym ko�ciele, przed laty, sta�a przed o�tarzem w skromnym bia�ym kostiumiku i patrz�c na swego oblubie�ca zastanawia�a si�, dlaczego w tak wa�nej chwili �yciowej nie ma on krawata. Od tego czasu min�o ca�kiem sporo lat i przez te lata ani razu nie �a�owa�a wyboru. Ignacy by� cz�owiekiem dobrym, cichym i m�drym, pozbawionym si�y przebicia, pozbawionym nawet ch�ci posiadania takiej si�y. �y� jakby nieco obok rzeczywisto�ci, skromnie, w zamy�leniu, poch�oni�ty ksi��kami i zawsze - zdawa�oby si� - nieobecny. By� prawdziwym uciele�nieniem swoich nierealistycznych zasad. Mama Borejko miewa�a chwile, kiedy niecierpliwi� j� idealizm m�a i jego zupe�ny brak zmys�u praktycznego. Ale kiedy w roku 1982 Ignasia aresztowano za redagowanie gazetek opozycyjnych, po�wi�conych kulturze i sztuce, jego nieobecno�� spowodowa�a niewiarygodnie wielk� wyrw� w �yciu rodziny. To wtedy w�a�nie zacz�y Borejk�w prze�ladowa� najr�niejsze nieszcz�cia. To wtedy, podczas uwi�zienia ojca, Gabrysia tak fatalnie zamota�a sobie �ycie, wychodz�c za tego pozbawionego poczucia odpowiedzialno�ci Janusza Pyziaka. Mama Borejko zdawa�a sobie spraw�, �e nigdy by do tego nie dosz�o, gdyby Ignacy by� na miejscu. Z pewno�ci� przejrza�by Pyziaka na wylot, gdyby tak lepiej go pozna� i zrozumia�, �e ten podst�pny uwodziciel udawa� tylko zainteresowanie Herodotem. No, ale Ignacego nie by�o. I Gabrysia strzeli�a najwi�ksze g�upstwo swego �ycia. Nikogo nie s�ucha�a, lecia�a jak �ma w ogie�. Mama Borejko nigdy nie czu�a si� tak bezradna i samotna jak wtedy. Na samo wspomnienie tej samotno�ci mocniej �cisn�a r�k� m�a.
Chcia�abym umrze� pierwsza - pomy�la�a. Ignacy odpowiedzia� jej lekkim u�ciskiem i dobrym, roztargnionym u�miechem, po czym z nag�ym zainteresowaniem wlepi� wzrok w zwie�czenie
pobliskiej kolumny.
- Teraz powinni si� poca�owa�! - da� si� s�ysze� szept Pyzuni, bo organy w�a�nie umilk�y na chwilk� dla nabrania tchu.
- Sk�d wiesz? - Laura odpowiedzia�a jej takim samym szeptem. Sta�y obie, ubrane w bia�e sukienki i bia�e rajstopki, tu� za plecami m�odej pary. By�y nies�ychanie przej�te, poniewa� po raz pierwszy w �yciu uczestniczy�y w ceremonii �lubnej, a w dodatku by� to od razu �lub ich w�asnej ciotki. Ch�on�y wszystkie szczeg�y
24
zapartym tchem. Welon, skr�cony wczoraj przez Tygryska dobre p� metra, w istocie troch� za ma�o wl�k� si� po ziemi, ale
mo�e to i lepiej, zwa�ywszy pogod�.
Matka pana m�odego siedzia�a po drugiej r�ce mamy Borejko.
T y^a by�a wzruszona i rozrzewniona. Co spojrza�a na Mil�, swoj� dawn� przyjaci�k� z �awy szkolnej - �apa�o j� na nowo. Kto by Domy�la�! Jak to �ycie dziwnie si� plecie! Jeszcze przedwczoraj denerwowa�a si� okropnie na my�l o rodzinie, do kt�rej wejdzie przez o�enek syna. Tak si� ba�a, �e �yj�c z dala od niej, w Polsce, Marek narobi g�upstw. A tu - prosz�! - trafi� najlepiej, jak m�g�:
Borejkowie! - tylko... dlaczego wybra� w�a�nie Idusi�? C�, je�li nawet nie jest ona dziewczyn�, o jakiej ka�da matka mog�aby tylko marzy� dla swego syna (mama Marka uwa�a�a, �e Id� jest niezr�wnowa�ona; no, ale mo�e to przejdzie z wiekiem...) - to przyzna� nale�y, �e figur� ma niez��. Gdyby to ona, matka, mia�a wybiera� Markowi �on�, poszuka�aby kogo� innego w tej samej rodzinie. Dlaczego nie wybra� tej cichej, poetycznej Natalii o inteligentnej buzi? O, albo Patrycji! - �liczna dziewczyna, po prostu krew z mlekiem. Spokojna, zawsze mile u�miechni�ta, zawsze grzeczna i taktowna... ale wola� Id�. Wida� lubi charaktery ostre a niestabilne. C�, chyba sam wie najlepiej. Co prawda, chwilami dra�ni�o j� odrobin� zachowanie synowej, kt�ra traktowa�a Mare-czka z tak� zach�ann� zaborczo�ci�... ale i to zapewne minie z czasem. B�d�my dobrej my�li - pocieszy�a si�. - W ko�cu, zawsze w okolicy b�dzie Mila Borejko ze swoj� surow� bezstronno�ci� i niezawodnym taktem. Jako� to si� u�o�y. Mila na pewno
nie pozwoli zrobi� Markowi krzywdy.
Organy zn�w umilk�y i zaraz s�odki sopran przy akompaniamencie r�wnie s�odkich skrzypiec zacz�� �piewa� Ave Maria Gou-noda. Pie�� by�a tak �liczna i wzruszaj�ca, �e mama pana m�odego wybuchn�a p�aczem, kryj�c twarz w koronkowej chusteczce do
nosa.
- Ca�uj� si�! - stwierdzi�a Laura.
- Zawsze, jak graj� skrzypce, to ludzie si� ca�uj� - zauwa�y�a
Pyza, kt�ra cz�sto ogl�da�a w telewizji pi�kne melodramaty.
- Jacy oni �liczni oboje! - wyszepta�a z zachwytem mama Borejko, na kt�re to s�owa mama Pa�ysowa wybuchn�a ponownie rzewnym p�aczem. Id� wygl�da�a rzeczywi�cie jak z obrazka,
25
w nowej pi�knej sukni z trenem, bufiastymi r�kawami i tali� osy, ca�a spowita w tiulowy welon czteroip�hnetrowy, z bukietem bia�ych r�yczek w tiulowej os�onie. Marek, kt�rego �niade oblicze odcina�o si� pi�knie od �nie�nobia�ego gorsu koszuli, wygl�da� jak model z �urnala.
- Pi�kna para! - szeptano w �awkach.
Teraz zagrzmia�y organy, rzucaj�c w przestrze� marsz weselny ze Snu nocy letniej Mendelssohna. Marek i Id� odwr�cili si� od o�tarza, by p�j�� przed siebie, w �wietlan� i zupe�nie now� oraz szcz�liw� przysz�o��. Id� specjalnie zam�wi�a u organisty ten w�a�nie fina� muzyczny. Od tygodni wyobra�a�a sobie, jak cudnie b�d� z Mareczkiem wygl�da�, krocz�c uroczy�cie w takt tego marsza, nareszcie po�lubieni sobie, promieniej�cy rado�ci� i dostoje�stwem, wlok�c po ziemi tren i pow��czysty ob�ok welonu.
Lecz kiedy, wsparta na ramieniu swego m�odego ma��onka, uczyni�a dwa zamaszyste kroki marszowe - z miejsca wpad�a na Pyz� i Tygryska, kt�re - nie znaj�c wszak dok�adnie procedury dalszego post�powania - wci�� jeszcze twardo tkwi�y na zaszczytnych miejscach druhenek. Id� omal nie run�a, ale podtrzymana m�owsk� d�oni�, zachowa�a jednak r�wnowag�. Dziewczynki, wystraszone kolizj�, prysn�y na boki. Id� rzuci�a im karc�ce spojrzenie, lecz zaraz zrobi�a dobr� min�, przytuli�a si� do Marka i ruszyli oboje przed siebie powolnym, wypracowanym krokiem, na elastycznych kolanach, prawie jak w polonezie. Tren sun�� dostojnie po dywanie, kl�czniku, schodkach, a tiulowa mg�a welonu rozwija�a si� metr po metrze. W�a�nie wtedy, gdy oblubie�cy znajdowali si� na wysoko�ci pierwszych �awek - welon napi�� si�
jak struna, po czym wraz z wianuszkiem zeskoczy� spr�y�cie z g�owy Idy.
- Wiedzia�am! - krzykn�a przera�ona mama Borejko. Na szcz�cie jej okrzyk zaton�� w grzmi�cym tutti organ�w. Lecz nic nie zdo�a�o zatuszowa� dzikiego spojrzenia Idy. Odwr�ci�a si� ona jak na dobrze naoliwionej osi i omal nie rzuci�a bukietem w sprawczyni� zaj�cia, to jest - w biedn� Patrycj�, kt�ra ca�ym swym solidnym ci�arem sta�a wci�� jeszcze obun� na kraw�dzi welonu, tam gdzie poryw serca zani�s� j� z najmilszymi gratulacjami na ustach.
Na widok tego, co wynik�o z jej poryw�w, Patrycja omal si� nie rozp�aka�a. Podobnie zareagowa�a Pyzunia, schodz�ca za Id� po
26
�indkach: zrobi�a podk�wk�, a w jej zacnych oczach zaszkli�y si�
�zy.
po twarzy Tygryska natomiast przelecia� b�ysk dzikiej frajdy,
. otkotrwa�y jak wy�adowanie elektryczne na spokojnym letnim iebosk�onie, zwiastuj�ce nadej�cie zjawisk bardziej spektakularnych.
Je�li chodzi o Natali�, by�a bardzo rada, bo uda�o si� jej zrobi�
zdiecie w�a�nie w kulminacyjnym punkcie wydarzenia.
Organy umilk�y, sapi�c. _ Doprawdy - rzek� ojciec Borejko, wykorzystuj�c t� chwil�
ciszy dla uczynienia ma�ej uwagi a propos. - Mam dziwne uczucie deja vu. Podobna scena by�a chyba w-kt�rej � z burlesek braci
Marx.
Zn�w zagrzmia�y organy, zag�uszaj�c odpowied� mamy Borejko. Tym, co dominowa�o w jej kr�tkiej wypowiedzi, nie by�a
jednak�e czu�a wyrozumia�o��.
Gabriela, kierowana swym odruchowym poczuciem odpowiedzialno�ci, ju� rusza�a na pomoc m�odszej siostrze, gdy uprzedzi� j� pan m�ody. Ju� po raz drugi dzisiaj b�ysn�� klas�. Ze spokojnym u�miechem pob�a�ania podni�s� welon wraz z wianuszkiem, umie�ci� ten ostatni centrycznie na g�owie oblubienicy, po czym uj�� jej twarz w obie d�onie i mocno poca�owa� w usta, tym d�ugotrwa�ym widowiskiem dostarczaj�c nowych wra�e� osobom zgromadzonym.
I ruszyli naprz�d, �rodkow� naw�, w�r�d zachwyconych okrzyk�w cz�onk�w rodziny i przyjaci�.
10.
Wichura i zadymka trwa�y w najlepsze, kiedy o siedemnastej dwadzie�cia pod kamienic� przy Roosevelta 5 podjecha� cicho bia�y mercedes, dyndaj�c wianuszkami uwieszonymi w szybach na bia�ych wst��eczkach. Przed bram� czeka�a ju� grupka go�ci zmotoryzowanych, a kolejna grupa zbli�a�a si� w�a�nie na piechot� od
strony mostu Teatralnego.
Mercedes zatrzyma� si� po�r�d bia�ych zasp, tu� obok bia�ego forda, nale��cego do S�awka Lewandowskiego. Ford mia� szwedzk� rejestracj�, bo te� ze Szwecji w�a�nie przyby� do rodziny na
y
27
�wi�ta by�y narzeczony Idy Borejko. Wal�cy z niewidocznego nieba �nieg tworzy� miliardy kolorystycznych odpowiednik�w dla bieli dwu maszyn oraz dla bia�ej panny m�odej, gramol�cej si� w�a�nie z tylnego siedzenia. Przednie siedzenie reprezentacyjnej limuzyny opuszcza�a w�a�nie mama Borejko, kt�ra na widok t�umku przed bram� przejawi�a pewne zaniepokojenie.
Uzasadnione, jak si� okaza�o. Przez zaspy �nie�ne przedziera�a si� ku niej Gabrysia, jaka� markotna i podenerwowana.
- Mamu�, tylko spokojnie... - powiedzia�a tonem koj�cym, a mama Borejko zdenerwowa�a si� natychmiast. - Hm, jak by to powiedzie�... czy masz mo�e klucze od domu?
Serce mamy Borejko podskoczy�o tak, �e poczu�a je w gardle. Nie. Ale� nie. Nie mia�a kluczy. Tu� przed wyj�ciem do ko�cio�a, w po�piechu i zamieszaniu, zostawi�a je Patrycji, kt�ra widz�c zadymk�, postanowi�a w ostatniej chwili zmieni� pantofle wizytowe na botki - a w�asne klucze, jak to Patrycja, po raz kolejny gdzie� zapodzia�a.
- Czy w og�le kto� ma klucze od domu? - s�abo spyta�a mama Borejko, �ywi�c nadziej�, �e jej pytanie jest zb�dne i absurdalne.
Ale nie by�o. Wlok�c nogi po �niegu, z g�ow� opuszczon� na pier�, podesz�a Patrycja i wyzna�a zaj�kliwie, �e wychodz�c jako ostatnia, zatrzasn�a za sob� drzwi, niepomna faktu, i� klucze s� w kieszeni p�aszcza, kt�ry r�wnie� niestety postanowi�a wymieni� na t� oto kurtk�.
- Moje klucze zosta�y w ��tej pelerynie - doda�a Gabrysia, kt�ra po raz pierwszy tej zimy mia�a na sobie nie peleryn�, a ko�uszek.
Natalia natomiast nigdy nie nosi�a kluczy, je�li nie musia�a, bo zawsze n�ka�y j� l�ki, �e klucze te zgubi i nie b�dzie mog�a wej�� do domu. Nie mia� ich przy sobie r�wnie� ojciec Borejko; on tak�e przywdzia� dzi� inne, wytworniejsze okrycie wierzchnie, dla elegancji nie przenosz�c do niego zawarto�ci kieszeni.
Trudno by�o si� spodziewa�, by panna m�oda nosi�a p�k kluczy w jakim� zakamarku swego powiewnego stroju, w kt�rym, nawiasem m�wi�c, w�a�nie dygota�a na wietrze, okryta li i jedynie narzucon� na ramiona pelerynk�. Pogoda pogarsza�a si� z ka�d� chwil�, go�cie dr�eli i przytupywali, nale�a�o co� postanowi�, ale
28
Borejko, na kt�r� zwraca�o si� tyle par oczu nale��cych do , , -._ niestety - tak�e s�siad�w z niemal wszystkich pi�ter, nic
� ko� wymy�li� nie mog�a. Mia�a ochot� p�aka� i tyle. Wiatr aoierai dech, zimne p�atki zasypywa�y oczy, a mdl�ce uczucie Ifoszmarnej pora�ki, takie samo jak we �nie, nie chcia�o jej opu�ci�. Przeciwnie. Ros�o i ros�o, utrwalaj�c si� na dobre.
_ Jak m�g�bym ci pom�c, Milu? - zapyta� bezradnie Ignacy Borejko, lecz �ona rzuci�a mu tylko bolesne spojrzenie. Nie mia�a
dla niego �adnych wskaz�wek.
_ Wy�ami� drzwi! - zaofiarowa�a si� zrozpaczona Patrycja.
Od �niegu, wiatru i �ez winy twarz jej by�a czerwona i b�yszcz�ca jak
pomidor.
- G�upia jeste�! - powiedzia�a mama Borejko, nagle wyprowadzona z r�wnowagi. Powiedzia�o si� to jej ostrzej, ni� by chcia�a. Szczerze m�wi�c - bardzo nawet ostro. Patrycja rzuci�a matce spojrzenie pe�ne zdumienia i urazy. Marek, kt�ry w�a�nie odprawi� taks�wk� i teraz chowa� portfel, kul�c si� po�r�d zamieci, odwr�ci� w zdumieniu g�ow� i spojrza� na sw� te�ciow�, jakby j�
widzia� po raz pierwszy w �yciu.
- Ale�... co si� sta�o?! - spyta�.
Wyja�niono mu. Marek sta� przez chwil� bez ruchu, z jedn� d�oni� na biodrze,
a drug� - nad oczami. Spod tego daszku bada� wzrokiem parter, gdzie znajdowa�o si� mieszkanie Borejk�w. By� to parter wysoki, umieszczony dobre dwa metry ponad poziomem chodnika, tak �e mie�ci�y si� pod nim w ca�o�ci jeszcze okna suteren. Z dwu pokoj�w nale��cych do mieszkania Borejk�w mo�na by�o wyj�� na ozdobny balkon, wie�cz�cy przypor� z du�ych g�az�w. U podstawy tej przypory widnia� szyld wytw�rni ko�der i - tu� nad chodnikiem
- jej witryna.
Od dr��cej przed bram� gromadki przedar� si� przez �niegi stryj
J�zeczek, brat Ignacego Borejki.
- Jakie� problemy? - spyta�, wiedziony solidarno�ci� klanow�, a tak�e pewn� niech�ci� do przebywania w�r�d zawiei ze sw� ma��onk� Felicj� (kt�ra cierpia�a na korzonki nerwowe).
- Ach, nie, nic takiego - pospieszy�a dziarsko Gabrysia. - Sekund� cierpliwo�ci, stryjaszku. Po prostu, hm, okaza�o si�, �e nikt z nas nie ma przy sobie kluczy od domu.
29
- O - rzek� stryj J�zeczek. - To co mi da sekunda cierpliwo�ci, skoro nikt z was nie ma kluczy od domu?
Teraz dopiero groza zawarta w tej wypowiedzi dotarta do �wiadomo�ci panny m�odej.
- Co - co - co?! - spyta�a, zbli�aj�c si� b�yskawicznie do rodziny. - Co ja s�ysz�?!
Stosuj�c dobitne powt�rzenie, uprzytomniono jej, co s�yszy.
- Hy! Co za �wi�stwo - powiedzia�a Id� i znieruchomia�a. �nieg przysypywa� jej pomalowane rz�sy oraz konwalijki wok� g�owy, wicher szarpa� welonem. - Czy to ma by� zemsta losu, czy co? -j�kn�a nast�pnie. - Je�li tak, to za co?! Patrycja, ja ci chyba dzisiaj co� wyszarp