01 - Meg Cabot - Top modelka 1 - Top modelka
Szczegóły |
Tytuł |
01 - Meg Cabot - Top modelka 1 - Top modelka |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
01 - Meg Cabot - Top modelka 1 - Top modelka PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 01 - Meg Cabot - Top modelka 1 - Top modelka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
01 - Meg Cabot - Top modelka 1 - Top modelka - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
MEG CABOT
TOP MODELKA
Przekład Edyta Jaczewska
Tytuł oryginału Airhead
Strona 2
1
Emerson Watts! - Pan Greer wyrwał mnie z drzemki, w którą zaczynałam właśnie
zapadać.
No i co? Oni naprawdę oczekują, że będziemy przytomni o ósmej rano? Wolne żarty.
- Jestem! - zawołałam, podnosząc głowę z blatu, i ukradkiem otarłam kąciki ust. Tak
na wszelki wypadek, gdybym się zaśliniła.
Ale najwyraźniej nie zrobiłam tego wystarczająco dyskretnie, bo Whitney Robertson,
która siedziała przy stoliku metr ode mnie, założyła pod nim jedną na drugą te swoje długie
opalone nogi, roześmiała się szyderczo i syknęła:
- Sierota boża.
Rzuciłam jej paskudne spojrzenie i powiedziałam bezgłośnie:
- Odwal się.
A ona na to zmrużyła jasnoniebieskie, mocno podmalowane oczy i szepnęła bardzo z
siebie zadowolona:
- Chciałabyś.
- Em - powiedział pan Greer i zdusił ziewnięcie. Widocznie on też wczoraj zasiedział
się do późna. Chyba jednak nie dlatego, że gorączkowo usiłował przygotować się do tej
lekcji, w przeciwieństwie do mnie. - Ja nie sprawdzałem listy. Masz wygłosić przed klasą
dwuminutową wypowiedź perswazyjną. Jedziemy w porządku odwrotnym do alfabetycznego,
zapomniałaś?
Super. Po prostu super.
Zawstydzona, wstałam od stolika i przeszłam na środek sali, a cała klasa zaczęła
nerwowo chichotać. To znaczy wszyscy poza Whitney. Bo ona wyciągnęła z torby lusterko i
przyglądała się własnemu odbiciu. Lindsey Jacobs, która siedzi w rzędzie koło niej, zerknęła
na Whitney z uwielbieniem i szepnęła:
- Ten odcień błyszczyka jest jak stworzony dla ciebie.
- Wiem - mruknęła Whitney do lusterka.
Stanęłam twarzą do klasy, walcząc z mdłościami (dostałam ich, bo miałam za moment
przemawiać publicznie, nie przez tę ich rozmówkę... Chociaż to też mógł być jeden z
powodów). Dwadzieścia cztery zaspane twarze patrzyły na mnie, z trudem otwierając oczy.
A do mnie dotarło, że z mowy, którą pisałam przez pół nocy, kompletnie nic nie
pamiętam.
- Dobrze, Emerson - powiedział pan Greer. - Masz dwie minuty. - Zerknął na zegarek.
Strona 3
- Uwaga...
Niesamowite. Powiedział to, a ja w tej samej sekundzie poczułam w głowie jeszcze
większą pustkę. Brzęczała mi w niej tylko jedna myśl... Skąd ona wiedziała, to znaczy
Lindsey, że jakiś odcień błyszczyka jest stworzony dla Whitney? Żyję na tym świecie już
prawie siedemnaście lat i nadal nie mam pojęcia, jaki odcień błyszczyka został stworzony dla
mnie... Ani dla kogokolwiek innego, prawdę mówiąc.
Obwiniam za to tatę. Wszystko zaczęło się od tego, że dał mi męskie imię, bo był
absolutnie pewien, że będę chłopcem (chociaż USG wykazało coś innego), a to dlatego, że tak
okropnie kopałam mamę, kiedy mnie nosiła w brzuchu. Uparł się nazwać mnie po swoim
ulubionym poecie. Takie są skutki, kiedy twój ojciec wykłada literaturę angielską na
uniwersytecie. Mama chyba była jeszcze na haju po znieczuleniu zewnątrzoponowym, bo
wcale nie protestowała, nawet kiedy okazało się, że USG miało rację. W rezultacie w moim
akcie urodzenia stoi jak byk: Emerson Watts.
Niezłe, co? Jeszcze jako płód padłam ofiarą stereotypizacji płciowej. Ile dziewczyn
może się czymś takim pochwalić?
- .. .start! - dokończył pan Greer, nastawiając minutnik.
I jakby nigdy nic, wszystkie informacje na zadany temat, wygrzebane wczoraj w nocy,
zalały mnie istną falą. Uff!
- Kobiety - zaczęłam - stanowią trzydzieści dziewięć procent osób, które grają w gry
komputerowe, a jednak tylko niewielki odsetek gier stworzonych przez wart około trzydziestu
pięciu miliardów dolarów światowy przemysł gier komputerowych jest adresowany do
grających kobiet.
Tu zrobiłam pauzę... ale to nie wywołało żadnego efektu.
Trudno mieć do nich pretensję. Było przecież bardzo wcześnie rano.
Nawet Christopher, który mieszka w moim bloku i podobno jest moim najlepszym
przyjacielem, nie słuchał. Siedział na swoim miejscu w tylnym rzędzie, nawet prosto, ale oczy
miał zamknięte.
- Badania, przeprowadzone przez Instytut Badań nad Wyższą Edukacją przy
Uniwersytecie Kalifornijskim wykazały - ciągnęłam że odsetek wydziałów w zakresie
informatyki spadł do najniższej w historii wartości poniżej trzydziestu procent. Informatyka
jest jedyną dziedziną, w której udział kobiet znacząco spada.
O Boże! Na pierwszej lekcji spali wszyscy poza mną. Nawet pan Greer powoli
przymknął oczy.
Jak to miło, panie profesorze, że zamiast rozwiązywać problemy, staje się pan jednym
Strona 4
z nich.
- Wielu naukowców uważa, że to rezultat zaniedbań ze strony naszego systemu
szkolnictwa, któremu nie udaje się zainteresować dziewcząt przedmiotami ścisłymi, a
zwłaszcza informatyką, w latach gimnazjalnych - brnęłam dalej, patrząc prosto na pana
Greera. Nie, żeby to zauważył. Zaczął właśnie leciutko pochrapywać.
Rewelka. Po prostu rewelka. To znaczy naprawdę trochę się przejęłam, kiedy dostałam
ten temat, bo, szczerze mówiąc, lubię gry komputerowe. A przynajmniej jedną.
- Co więc można zrobić, żeby zainteresować dziewczyny grami komputerowymi -
ciągnęłam rozpaczliwie - które według badań rozwijają umiejętności strategiczne oraz uczą
rozwiązywać problemy, a ponadto pomagają kształtować zdolność do wchodzenia w
interakcje społeczne i umiejętności działania zespołowego?
Zdałam sobie sprawę, że to na nic. Naprawdę.
- No cóż - powiedziałam - mogłabym teraz ściągnąć ciuchy i pokazać wam, że pod
dżinsami i bluzą noszę koszulkę bez rękawów i szorty, zupełnie jak Lara Croft z Tomb
Ridera... Tyle że moje są uszyte z niepalnego materiału i ponaklejałam na nie fluorescencyjne
nalepki z dinozaurami.
Nikt nie drgnął. Nawet Christopher, który trochę się podkochuje w Larze Croft.
- Wiem, co sobie pomyślicie - ciągnęłam. - Fluorescencyjne nalepki z dinozaurami
były modne w zeszłym roku. Ale moim zdaniem dodają pewnego je ne sais quoi całości
stroju. Fakt, superkrótkie szorty są niewygodne i ciężko je ściągnąć w łazience dla dziewczyn,
ale dzięki nim tak łatwo sięgnąć do tych dwóch kabur, które mam na udach i w których
trzymam rewolwery dużego kalibru... Kuchenny minutnik zabrzęczał.
- Dziękujemy, Em - odezwał się pan Greer i ziewnął. - Bardzo przekonujące
wystąpienie.
- Ależ nie ma za co, panie profesorze - odparłam z szerokim uśmiechem. - Cała
przyjemność po mojej stronie.
To dobrze, że rodzice nie muszą płacić czesnego za Liceum Autorskie Tribeca -
dostałam pełne stypendium naukowe.
Bo naprawdę mam spore wątpliwości co do jakości wykształcenia, jakie tutaj
otrzymuję.
Wróciłam na miejsce, a pan Greer odezwał się, właściwie sam do siebie:
- Kogo my tu mamy dalej ? A, tak. Whitney Robertson. - I uśmiechnął się, bo każdy
się uśmiecha, kiedy wymawia imię Whitney. Poza mną. - Twoja kolej.
Whitney - która po dzwonku minutnika szybciutko przypudrowała sobie nos - z
Strona 5
trzaskiem zamknęła puderniczkę i zdjęła nogę z nogi. Nie tylko ja przy okazji zerknęłam na
jej stringi we wzór lamparcich cętek. Nagle wszyscy jakoś się ożywili.
- I tak nic z tego nie będzie - powiedziała ze śmiechem Whitney, podniosła swoje
wysokie, szczupłe ciało zza stolika i swobodnym krokiem (swobodnym, chociaż miała buty
na dziesięciocentymetrowych platformach. Jak one to robią? Gdybym ja spróbowała
przechadzać się swobodnym krokiem w butach na dziesięciocentymetrowych platformach, od
razu wywinęłabym orła) ruszyła na środek sali, a krótka marszczona spódniczka kołysała się
w rytm jej kroków, Kiedy odwróciła się do nas, w klasie nie było ani jednej pary oczu, która
by się w nią nie wlepiała.
Pomijając Christophera, jak zauważyłam, gdy obejrzałam się, żeby sprawdzić. Nadal
spał.
- Uwaga... start - powiedział pan Greer, nastawiając kuchenny minutnik.
- W swoim wystąpieniu chcę wyjaśnić - zaczęła Whitney słodkim głosikiem, zupełnie
niepodobnym do tego, którym zwykle każe mi się wypchać - dlaczego nie wierzę w mit
twierdzący, że zachodnia cywilizacja stawia kobietom zbyt wysokie wymagania co do urody.
Mnóstwo kobiet narzeka, że moda i film atakują w tym samym stopniu poczucie
własnej wartości młodych dziewczyn i starszych kobiet. Chcą one, żeby te dziedziny
przemysłu rozrywkowego dostosowały się do, cytuję, bardziej typowej kobiecej figury,
koniec cytatu. A ja twierdzę, że to śmieszne!
Odrzuciła na ramiona kilka pasm długich jasnych włosów (podobno farbowanych. A
przynajmniej tak twierdzi moja młodsza siostra Frida, która zna się na takich rzeczach) i
zapytała, a jej błękitne oczy ciskały gromy:
- Jakim cudem promowanie zdrowej wagi, którą naukowcy określili na indeks masy
ciała poniżej dwudziestu czterech koma dziewięć, jako ideału urody miałoby zagrozić
poczuciu własnej wartości jakiejś kobiety? Jeśli niektóre kobiety są zbyt leniwe, żeby chodzić
na siłownię, bo wolą przez cały dzień siedzieć i grać w gry komputerowe, no cóż, to ich
problem. Ale nie powinny potem zrzucać winy na te z nas, które dbają o swoje ciała jak
należy, i twierdzić, że mamy seksistowskie poglądy albo że im wyznaczamy niemożliwe do
osiągnięcia standardy urody... Zwłaszcza że wiele z nas to żywe dowody, że te standardy
niemożliwe do osiągnięcia wcale nie są.
Kopara mi opadła. Rozejrzałam się, żeby zobaczyć, czy kogoś poza mną też zatkało.
To tak Whitney zinterpretowała temat, jaki wyznaczył jej pan Greer na dwuminutową
wypowiedź perswazyjną? Że kobiety o normalnej figurze powinny przestać obwiniać media
za to, że jako ideał urody prezentują chude jak patyki modelki i aktorki?
Strona 6
Najwyraźniej jednak byłam jedyną osobą w klasie, która uznała, że coś jej się
pokręciło. Przynajmniej to sugerowały spojrzenia, jakimi wszyscy (a szczególnie męska
połowa klasy) wpatrywali się w niezwykle, trzeba przyznać, kształtny biust Whitney.
- Gdyby to było coś naprawdę złego chcieć wyglądać jak na przykład Nikki Howard -
ciągnęła, wymieniając nazwisko popularnej supermodelki - to czy kobiety wydawałyby, jak
się ocenia, trzydzieści trzy miliardy dolarów rocznie na programy utraty wagi, kolejnych
siedem miliardów na kosmetyki i mniej więcej trzysta milionów na operacje plastyczne?
Oczywiście, że nie! Kobiety mają swój rozum! Wiedzą, że przy odrobinie wysiłku i, no, nieco
więcej niż odrobinie pieniędzy, mogą stać się tak atrakcyjne, jak... dajmy na to ja.
Przerzuciła długie włosy na jedno ramię i mówiła dalej:
- Niektórym - spojrzenie, jakie rzuciła w moją stronę sugerowało: „Tu proszę wstawić
nazwisko Emerson Watts” - może się wydaje, że to zarozumialstwo z mojej strony twierdzić,
że jestem atrakcyjna. Ale prawda wygląda tak, że uroda to nie tylko metr siedemdziesiąt pięć
wzrostu przy rozmiarze XS. Najważniejszym dodatkiem, jaki może sobie sprawić
dziewczyna, jest wiara w siebie... A mnie tego akurat nie brakuje!
Niewinnie wzruszyła ramionami i niemal wszyscy chłopcy - i połowa dziewczyn też -
aż westchnęli, patrząc na nią tęsknie. Obróciłam się na krześle i z ulgą zauważyłam, że
drzemiącemu Christopherowi głowa opadła na pierś. Chociaż jeden facet na czternastu nie był
zagrożony.
Odwróciłam się z powrotem, w samą porę, by usłyszeć, jak Whitney dodaje:
- I chociaż różni krytycy wmawiają nam, że tego ideału osiągnąć się nie da, a kobiety
umierają, chcąc się przesadnie odchudzić, jedynym czynnikiem, który zabija w tym kraju
kobiety, jest przybierająca rozmiary epidemii otyłość.
Wszyscy pokiwali zgodnie głowami, jakby to wszystko logicznie się ze sobą łączyło.
A przecież wygadywała bzdury. Przynajmniej moim zdaniem.
- No cóż, to by było na tyle. Wystarczyło na dwie minuty?
W tej samej chwili kuchenny minutnik zadzwonił, a pan Greer rozpromienił się i
stwierdził:
- Dokładnie dwie minuty. Świetna robota, Whitney. Whitney znów uśmiechnęła się
kokieteryjnie i ruszyła w stronę swojego miejsca. Ponieważ widziałam, że nikt inny się nie
odezwie (jak zwykle), podniosłam rękę w górę.
- Panie profesorze? Rzucił mi znużone spojrzenie.
- Tak, panno Watts?
- Wydawało mi się - powiedziałam - że w wypowiedzi perswazyjnej należy
Strona 7
przekonywać słuchaczy za pomocą faktów i statystyk.
- I właśnie ten efekt osiągnęłam - oznajmiła Whitney, siadając.
- Osiągnęłaś tylko tyle - odpaliłam - że wszystkie dziewczyny w tej klasie, które nie są
tak chude jak Nikki Howard, fatalnie poczuły się we własnej skórze. Wspomniałaś przecież,
że większość z nas nigdy nie będzie wyglądała jak ona, niezależnie od tego jak bardzo
będziemy się starać ani ile na to wydamy kasy.
Odezwał się dzwonek, głośny i natarczywy.
Kiedy wszyscy poderwali się z miejsc, żeby iść na następną lekcję, Lindsey odezwała
się do mnie:
- Jesteś zwyczajnie zazdrosna.
- Totalnie - poparła ją Whitney, gładząc się dłońmi po szczupłych udach. - I co do
jednego masz rację. Jakbyś się nie starała, nigdy nie będziesz wyglądała tak dobrze jak Nikki.
Śmiejąc się z własnego dowcipu, wyszła z klasy, a za nią, chichocząc, podreptała
Lindsey. Zostałam sam na sam z panem Greerem. z Christopherem.
- Możesz poruszyć te kwestie w przyszłym tygodniu, Em - zasugerował pan Greer -
kiedy będziemy zajmować się replikami obalającymi jakiś punkt widzenia.
- Bardzo dziękuję, panie profesorze - odparłam, patrząc na niego z wyrzutem.
Wzruszył ramionami z zażenowaniem. Spojrzałam na Christophera, który powoli się
budził.
- Tobie też wielkie dzięki. Za całe wsparcie. Zamrugał zaspanymi oczami i potarł
powieki.
- Kobieto, słyszałem każde twoje słowo - powiedział.
- Doprawdy? - Uniosłam brew. - To na jaki temat mówiłam?
- Hm... Nie jestem pewien. - Uśmiech Christophera był nieco asymetryczny. - Ale
wiem, że to miało coś wspólnego z szortami. I fosforyzującymi nalepkami z dinozaurami.
Pokręciłam głową. Czasami wydaje mi się, że szkoła średnia została wymyślona po to,
by wystawiać nastolatki na coś w rodzaju testu sprawdzającego, czy mają dość odporności,
żeby przetrwać w prawdziwym świecie.
I jestem całkiem pewna, że ja ten test oblewam.
Strona 8
2
Pewnie myślicie, że w weekend mogę odetchnąć od wszystkich Whitney Robertson
tego świata.
Problem w tym, że moja siostra się w nią zamienia. To znaczy w taką Whitney.
Na razie nie jest tak okropna jak Królowa Wredoty. Ale powoli do niej równa. Zdałam
sobie z tego sprawę w sobotę rano, kiedy mama powiedziała, że muszę iść z Fridą na wielkie
otwarcie Stark Megastore, bo w wieku czternastu lat moja siostra jest jeszcze „za młoda”,
żeby na takie imprezy chodzić sama.
Wstawcie w powyższym zdaniu słowo „głupia” zamiast „młoda”, a zrozumiecie, o co
z grubsza chodziło mamie.
Nie, żeby Frida była upośledzona umysłowo. Tak jak ja dostała się do Liceum
Autorskiego Tribeca z pełnym stypendium naukowym.
Ale ona po prostu zamienia się w następną Whitney Robertson... Czy, wyrażając się
bardziej precyzyjnie, w Żywego Trupa. Tak właśnie określamy z Christopherem większość
ludzi z naszej klasy.
Oboje uważamy, że to właśnie popularni ludzie z LAT bardzo przypominają zombie,
chociaż, technicznie rzecz biorąc, zaliczają się do żywych istot.
Ponieważ jednak nie mają żadnych własnych prawdziwych zainteresowań (a jeśli
nawet, to duszą je w sobie, żeby się dopasować do reszty) i robią to, co ich zdaniem będzie
najlepiej wyglądało na podaniu na studia, są zwykłymi zombie.
Tak więc większość uczniowskiej populacji Liceum Autorskiego Tribeca to Żywe
Trupy.
To trochę przerażające obserwować, jak własna siostra zamienia się w zombie.
Niestety, nie da się tego nijak powstrzymać. No, ewentualnie można maksymalnie często
robić jej publiczny obciach.
Może właśnie dlatego moja młodsza siostra (kiedy się urodziła, kolej wybierania
imienia przypadła na mamę, więc została Fridą, po Fridzie Kahlo, meksykańskiej
feminizującej malarce, znanej z autoportretów, na których widać jej zrośnięte brwi i wąsik)
tak bardzo się ucieszyła, że mam iść razem z nią na wielkie otwarcie Stark Megastore.
- Mamooo! - jęknęła. - Dlaczego Em? .Ona mi wszystko zepsuje.
- Niczego ci nie zepsuje - odparła mama, nie zwracając uwagi na fochy Fridy. - Po
prostu dopilnuje, żebyś bezpiecznie wróciła do domu.
- Przecież to dwie przecznice stąd! - marudziła Frida.
Strona 9
Ale mama nie ustąpiła. Ludzie protestowali, jeszcze zanim ruszyła budowa Stark
Megastore, bo dowiedzieli się, że market zastąpi warzywniak stojący na opuszczonej parceli
na rogu Broadway i Houston. W tym warzywniaku kupowaliśmy zawsze sałatę i banany, bo
na jakości produktów w miejscowym Gristedes nie można polegać, a z kolei delikatesy
spożywcze na Broadwayu, Dean & Deluca, są o wiele za drogie.
Cała okolica się skrzyknęła, żeby uratować warzywniak, i zażądała, żeby Stark się
wyniósł.
Ale mimo całego naszego pikietowania, listów do gazet, sabotowania placu budowy
przez Front Wyzwolenia Środowiska Naturalnego - przysięgam, że z tym akurat nie miałam
nic wspólnego, wbrew temu, co się chyba wydaje mamie i tacie - oraz obietnic bojkotu na
skalę dzielnicy warzywniak zniknął, a na jego miejscu stanął Stark Megastore, czyli trzy
piętra kompaktów, filmów na DVD, gier komputerowych, elektroniki i książek
(najmniejszego i najtrudniej dostępnego działu w sklepie). Gwarancja bankructwa dla
wszystkich miejscowych sklepów, które sprzedawały te towary - dzięki obniżkom cen i
ciągłości zaopatrzenia...
...I takim publicznym imprezom jak dzisiejsza: wypasione wielkie otwarcie, z
darmowym jedzeniem i piciem (StarkCola oraz Ciastka Stark i Precle Stark), z występami na
żywo paru najmodniejszych ostatnio gwiazd popu na wszystkich trzech piętrach i
możliwością uzyskania potem od tychże gwiazd autografów na kompaktach.
Właśnie dlatego Frida uparła się pójść.
Bo w przeciwieństwie do reszty naszej rodziny - i ludzi mieszkających po sąsiedzku -
była zachwycona, że otwierają nowy Stark Megastore o rzut beretem od okna jej pokoju (nie,
żeby pozwalała sobie kiedykolwiek na coś tak déclassé jak rzucanie beretem). Było jej
najzupełniej obojętne, że warzywniak przenosi się na zapuszczony, wystawiony na silne
wiatry róg ulic gdzieś w Alphabet City, gdzie nie da się dojść na piechotę z naszego domu,
więc będziemy zmuszeni do jedzenia przywiędłej sałaty i przejrzałych bananów z Gristedes.
- Przecież nic mi się nie stanie - uparcie tłumaczyła mamie. - Będę uważała na
pikietujących z FWŚN. Jeśli będzie trzeba, założę kask rowerowy.
Mama tylko przewróciła oczami.
- Mnie wcale nie chodzi o FWŚN, tylko o Gabriela Lunę - powiedziała.
Pucołowata twarz Fridy (no cóż, jest pucołowata, pucołowate policzki, proste jak drut
ciemne włosy, średni wzrost, przeciętna tusza i stopy rozmiar czterdzieści to nasze genetyczne
dziedzictwo, tak samo jak genetycznym dziedzictwem Whitney są wydatne kości policzkowe
i idealne wszystko inne) oblała się czerwienią.
Strona 10
- Mamooo! - zawołała. - No co ty! Przecież on ma jakieś dwadzieścia lat. Nie
zainteresuje się kimś w moim wieku.
Tak powiedziała, ale po błysku w jej oczach mogłam się zorientować, że wcale w to
nie wierzy. W głębi duszy miała nadzieje, że Gabriel Luna zakocha się w niej do szaleństwa,
kiedy będzie podpisywał jej kompakt. Cóż, ja też kiedyś miałam czternaście łat. Zaledwie
krótkie dwa i pół roku temu.
- Więc nie powinnaś mieć nic przeciwko temu, żeby siostra poszła z tobą. Tak w razie
czego.
- Czego niby? - zapytała Frida.
- W razie, gdyby Gabriel Luna zaprosił cię na imprezę do swojego luksusowego
apartamentu - odparła mama.
Widać było, że Frida właśnie na coś takiego liczyła. Ale przecież nie miała zamiaru się
do tego przyznać.
- Gabriel nie ma żadnego luksusowego apartamentu. Nie dba o atrybuty sławy.
Kiedy wybuchnęłam śmiechem, słysząc o „atrybutach sławy”, spiorunowała mnie
wzrokiem i dodała:
- Naprawdę nie dba. Mieszka w kawalerce gdzieś w NoHo. On nie jest jednym z tych
ślicznych chłopców z boys bandów, których Em tak nie cierpi. Sam pisze teksty i komponuje
muzykę. Chociaż w swoim rodzinnym Londynie już stał się sensacją, mało kto poza
granicami Anglii wie, kim jest.
- Pomijając wszystkie czytelniczki „CosmoGIRL!” - odparłam. - Bo właśnie
zacytowałaś słowo w słowo ich artykuł z zeszłego miesiąca. Łącznie z „atrybutami sławy”.
- A ty skąd o tym wiesz? - burknęła. - Myślałam, że nie czytasz pism dla nastolatek,
tylko ten swój miesięcznik „Gry Elektroniczne” czy jak to się tam nazywa.
- Owszem - przyznałam - ale kiedy już skończę, a twoje „CosmoGIRL!” to jedyne, co
wala się po domu, jaki mam wybór?
- Mamooo! - zawołała Frida. Naprawdę się denerwowała, że Stark bezmyślnie
zaplanował swoje wielkie otwarcie na ostatni letni weekend, kiedy wszystkie inne
zaprzyjaźnione z nią Żywe Trupy „musiały” wyjechać do rodzinnych letnich domów w
Hamptons. Oczywiście zapraszali ją, ale moja siostra prędzej najadłaby się tłuczonego szkła,
niż zrezygnowała z okazji spotkania prawdziwej gwiazdy choćby takiej, która nie mieszka w
luksusowym apartamencie. - Em wszystko popsuje. Nie rozumiesz tego? Wiesz, że ona jest
dziwadłem. I to nie maniakiem komputerowym, co byłoby jeszcze w miarę, ale zwykłym
dziwadłem. Wiecznie tylko gra w te swoje głupie gry komputerowe z Christopherem, uczy się
Strona 11
albo ogląda obrzydliwe seriale medyczne na Discovery. Na pewno powie do Gabriela coś
wrednego i narobi mi obciachu.
- Nieprawda! - zaprotestowałam z ustami zapchanymi podgrzanym w mikrofalówce
gofrem.
- Właśnie że tak - upierała się Frida. - Zawsze jesteś wredna dla facetów.
- Bzdura - stwierdziłam. - Udowodnij mi, że chociaż raz byłam wredna dla
Christophera.
- Christopher Maloney to twój chłopak - odparła Frida, przewracając oczami. - A ja
miałam na myśli fajnych facetów.
Słysząc tak bezczelne oszczerstwo - bo Christopher to wcale nie mój chłopak - o mały
włos nie zakrztusiłam się gofrem. Nie, żebym czasami nie żałowała, że Christopher jest tylko
moim najlepszym kumplem, przyjacielem, ściśle mówiąc.
Ale cóż, on nigdy nie wyraził najmniejszej ochoty na to, żebyśmy wyszli z naszą
przyjaźnią nieco dalej poza etap platoniczny. W sumie, nawet nie jestem pewna, czy
kiedykolwiek do niego dotarło, że nie jestem facetem. Fakt, nie należę do najbardziej
kobiecych dziewczyn na świecie i naprawdę chętnie coś bym w tej sprawie zrobiła, ale ilekroć
próbowałam poeksperymentować z eyelinerem czy czymś takim, Frida wybuchała
histerycznym śmiechem i mówiła mi: ,,Zmyj to, ale już!”, zanim zdążyłam wyjść za próg
mieszkania.
No i zmywałam.
To trochę niezwykłe, że moim najlepszym przyjacielem jest faceta ale, prawdę
mówiąc, od piątej klasy nie miałam żadnej przyjaciółki. Tych kilka okazji, kiedy dziewczyny
mnie do siebie zapraszały, jeszcze w gimnazjum, wypadło tak... no cóż niezręcznie. Bo
zawsze kończyło się na tym, że nie miałyśmy sobie nic do powiedzenia.
Ja chciałam grać w gry wideo, a one wolały się bawić w prawdę albo kłamstwo (z
naciskiem na prawdę, na przykład: „Czy to prawda, że kochasz się w tym całym
Christopherze i tylko wmawiasz ludziom, że jesteście wyłącznie przyjaciółmi? Chcesz,
żebyśmy mu powiedziały, co naprawdę do niego czujesz?)
Nijak się w tym nie widziałam, więc mówiłam mamie, że wolę zostać w domu i
poczytać.
To jedna z zalet posiadania rodziców, którzy wykładają na uczelni. Rozumieją takie
odczucia, bo oni też zawsze woleli zostawać w domu i czytać.
Christopher był inny. Od tego dnia, kiedy prawie osiem lat temu kręcił się przy
ciężarówce, która przywiozła wszystkie jego rzeczy, wiedziałam, że się dogadamy.
Strona 12
Wiedziałam głównie dlatego, że zerknęłam do pudła z napisem „gry wideo Chrisa” i
zobaczyłam, że lubimy te same gry RPG.
No i spędzamy ze sobą tyle czasu, że ludzie uważają, że ze sobą chodzimy, choć nic
nie mogłoby być dalsze od prawdy (niestety).
Tak więc nie chodzimy ze sobą - i nieważne, jak bardzo bym chciała, żeby było
inaczej - ale nie spodobała mi się uwaga Fridy, z której wynikało, że Christopher jest
nieatrakcyjny. Fakt, w standardowej definicji fajnego faceta Żywych Trupów się nie mieści.
Ma wprawdzie wymagane ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, jasne włosy i niebieskie oczy,
tylko że usiłuje sprawdzić, jak bardzo może zapuścić włosy, zanim doprowadzi do totalnego
szału swojego ojca (który wykłada nauki polityczne).
Sięgają mu już prawie do ramion.
I nie spędza czterech godzin dziennie na podnoszeniu ciężarów, więc nie jest
mięśniakiem z obsesją siłowni, jak chłopak Whitney, Jason Klein.
Ale to, że Ż. T. nie mogłyby go uznać za atrakcyjnego, nie znaczy jeszcze, że nie jest
fajny.
- Dzięki - warknęłam do Fridy. - Teraz sobie poczekasz, zanim Christopher znów
przyjdzie, żeby ci przeformatować dysk.
- On ma dłuższe włosy niż ja - odparła. - A wczoraj w stołówce ty wrzasnęłaś na
Jasona Kleina, żeby się zamknął, kiedy staliście w kolejce po ketchup przy stole z dodatkami.
- No cóż - powiedziałam, wzruszając ramionami - wczoraj miałam zły dzień.
Christopher, jak będzie chciał, obetnie włosy. A Jason sam się o to prosił.
- Przecież tylko powiedział, że woli kostiumy czirliderek, z amerykańskim dekoltem
od zimowych sweterków! - zawołała Frida.
- No cóż, to była seksistowska uwaga, Frido - wtrąciła mama. Rzuciłam Fridzie
triumfujące spojrzenie znad swojego gofra. Ale ona i tak nie zamierzała odpuścić.
- Czirliderki też uprawiają sport, mamo - upierała się. - Kostiumy z amerykańskim
dekoltem dają im większą swobodę ruchów niż sweterki, mniej je ograniczają.
- O mój Boże - jęknęłam. - Chcesz spróbować dostać się do czirliderek, tak?
Frida wzięła głęboki oddech.
- Nieważne. Po prostu nieważne. Poproszę tatę. On mi pozwoli iść samej.
- Nie, nie pozwoli - powiedziała mama. - I nie waż się go budzić. Wiesz, że wczoraj
późno wrócił.
Tata w tygodniu mieszka w New Haven, bo tam wykłada na Yale, i wraca do domu
tylko na weekendy (małżeństwom wykładowców nie jest lekko, jeśli nie znajdą pracy w tej
Strona 13
samej uczelni). Ponieważ w związku z tym doskwiera mu poczucie winy, zwykle pozwala
nam na wszystko. Gdyby Frida zapytała go, czy może jechać na weekend do Atlantic City z
męską drużyną pływacką, żeby przepuścić w kasynie pieniądze na swoje przyszłe studia,
pewnie powiedziałby coś w rodzaju: ,,Jasne, czemu nie? Masz tu moją kartę kredytową, nie
żałuj sobie”.
Właśnie dlatego mama nie spuszcza nas z oka, kiedy tata jest w domu. Doskonale
zdaje sobie sprawę, że okręciłybyśmy go sobie wokół małego palca.
- O co chodzi z tym startowaniem do czirliderek? - spytała teraz. - Frida, musimy
porozmawiać...
Kiedy zaczęła opowiadać, że do dziewiętnastego wieku kobietom nie wolno było
uprawiać męskich sportów w szkołach i dlatego zostały zdegradowane do stania z boku i
zagrzewania uprawiających sport mężczyzn, co zaowocowało narodzinami czirlidingu, Frida
rzuciła mi spojrzenie, które mówiło: „Jeszcze mi za to zapłacisz!”
Zrozumiałam, że chce zemścić się na mnie później, na otwarciu Stark Megastore.
Nie myliłam się.
Tylko stało się to trochę inaczej, niż sobie wyobrażałam.
Strona 14
3
Co do jednego moja siostra miała rację: Gabriel Luna komponuje świetne piosenki.
I rzeczywiście, nie jest jednym z tych ślicznych chłopców z boys bandów, do których
wzdychają Frida i jej przyjaciółki.
Nie obnosił się z żadnymi tatuażami ani nie poddał się najnowszemu trendowi wśród
piosenkarzy, czyli modzie na eyeliner. O ile mogłam to stwierdzić (co nie było łatwe, bo od
sceny, na której występował, dzielił nas spory tłum), makijażem i tatuażami się nie splamił.
Nawet ubrał się jakoś w miarę normalnie, w zapinaną na guziki koszulę i dżinsy.
Włosy miał trochę postrzępione, nieco za długie (chociaż to jeszcze nic w porównaniu z
Christopherem) i bardzo ciemne w kontraście z tymi dość przenikliwymi błękitnymi oczami
(nie, żebym się jakoś gapiła), ale w sumie wyglądały całkiem nieźle. To znaczy, jego włosy.
Ale dopiero jego głos (o Boże, ten brytyjski akcent!) zrobił na mnie wrażenie.
Głęboki, mocny i pełen wyrazu - ale i humoru, kiedy utwór tego wymagał - wypełniał Dział
Muzyczny Stark Megastore. Ludzie, którzy chodzili alejkami, wypatrując zniżek na
kompakty, odruchowo przystawali i zaczynali słuchać, bo głos Gabriela przykuwał uwagę, a
jego obecności nie dawało się zignorować.
Zaczął od jakiegoś szybkiego tanecznego kawałka; pierwszego singla ze swojej nowej
płyty. Muszę przyznać, że wpadał w ucho. Złapałam się na tym, że zaczynam przytupywać do
taktu.
Ale tak, żeby Christopher nie zauważył, bo wiedziałam, że wtedy rzuci jakąś cyniczną
uwagę.
Potem Gabriel zamienił elektryczną gitarę na zwykłą i wykonał kolejny numer, tym
razem akustyczny, siedząc na stołku.
No cóż, Frida nie była jedyną dziewczyną, której mogło się zakręcić w głowie. Ja też
parę razy musiałam sobie przypominać, że już nie jestem małolatą... chociaż właśnie brałam
udział w imprezie dla małolat.
Dopiero kiedy stanęłyśmy w kolejce po autograf, rzeczywistość walnęła mnie między
oczy, bo znalazłyśmy się w otoczeniu tłumu trzynasto - i czternastolatek, ubranych w takie
same, nisko wycięte dżinsy, jakie nosiła Frida, i ściskających w dłoniach karteczki z
imionami, którymi Gabriel miał podpisać płyty... I z numerami komórek, w razie gdyby
poprosił je o numer telefonu.
- Wcale na ciebie nie patrzy - zapewniłam siostrę, gdy stałyśmy w długiej
(wspomniałam już, że była długa?) kolejce.
Strona 15
- Owszem, patrzy - upierała się. - Patrzy prosto na mnie!
- Nie - wtrącił Christopher. Jak przystało na dobrego przyjaciela, Christopher poszedł
z nami, żeby mi służyć moralnym wsparciem... no i zajrzeć do działu elektroniki, gdzie
sprzedawano nowo wypuszczone na rynek, ręczne urządzenie do gier z wyświetlaczem na
tyle dużym, że da się na nim grać w gry strategiczne i przy okazji nie oślepnąć. Co jeszcze
lepsze, sprzedawali je w cenie poniżej stu dolców.
Christopher i ja nie popieramy sieci Stark Megastore z powodów etycznych ... ale
przecież trudno kręcić nosem na promocyjne ceny.
- On patrzy na nią. - Christopher wskazał plazmowy ekran telewizyjny nad naszymi
głowami. Widać na nim było Nikki Howard, która wyglądała czadowo w zwiewnej
wieczorowej sukience i szpilkach na śmiesznie wysokich obcasach.
W całym sklepie były dziesiątki - jeśli nie setki - podobnych plazmowych ekranów.
Zwisały na grubych kablach spod stelażu pod sufitem, a na każdym widać było mniej lub
bardziej rozebraną Nikki Howard zachęcającą klientów do obejrzenia nowej linii ubrań i
kosmetyków, która będzie dostępna wyłącznie w ogólnoświatowej sieci Stark Megastore od
przyszłego roku.
- Pewnie próbuje zgadnąć, czy ma coś pod spodem - zażartował Christopher.
- Gabriel nie traktuje kobiet jak obiektów seksualnych - odparła Frida, nawet nie
patrząc w stronę, w którą wskazywał. - Wiem, bo powiedział o tym w wywiadzie dla
„CosmoGIRL!” On szanuje myślące kobiety.
O mało nie zakrztusiłam się darmową StarkColą na sugestię, jakoby Nikki Howard
miała mózg.
Frida z miejsca przeszła na pozycje obronne.
- Właśnie że tak! - upierała się. - Znasz inną siedemnastolatkę, która podpisałaby tyle
kontraktów na pokazy i reklamę różnych produktów, co Nikki? A zaczynała od zera. Od zera!
No nie, jak możesz nie wiedzieć nawet tego? Ludzie, czy wy w ogóle robicie coś innego poza
graniem w te wasze głupie gry wideo?
Na szczęście wywody Fridy o tym, że Christopher i ja kompletnie nie orientujemy się
w zainteresowaniach naszego pokolenia, zagłuszała rockowa muzyka, która leciała na cały
regulator (chociaż muzyka była w porządku, bo puszczali kawałki Gabriela)... Nie
wspominając już o hordach ludzi przewalających się przez sklep.
Nie wszyscy przyszli posłuchać Gabriela Luny. Wiele osób pojawiło się, żeby narobić
zamieszania. Co kilka minut jakiś ochroniarz wyciągał ze sklepu kolejnego protestującego.
Podżegaczy łatwo można było odróżnić od normalnych klientów po bojówkach moro i
Strona 16
pistoletach do paintballa, które mieli pod płaszczami. Celowali z nich w ekrany plazmowe;
kilka (w różnych strategicznych miejscach) już oberwało wielkimi plamami żółtej farby.
Innymi słowy, cały ten sklep przypominał teraz istny cyrk. Frida była w swoim
żywiole. Wysyłała esemesy do wszystkich swoich przyjaciółek, informując je, co tracą, i
robiła mnóstwo fotek.
- Poza tym - oznajmiła, wymierzając komórkę w stronę Gabriela, chociaż był tak
daleko, że ktoś, komu zamierzała to zdjęcie wysłać, zobaczyłby tylko białą plamę koszuli - on
jest bardzo uduchowiony. .. I jest intelektualistą, tak samo jak ja.
Zakrztusiłam się kolejnym łykiem darmowej StarkColi.
- Bo jestem intelektualistką! - stwierdziła Frida. - Chociaż nie mam świra na punkcie
matematyki i fizyki, jak co poniektórzy... A Gabriel uważa, że u kobiety liczy się rozmiar
mózgu, nie rozmiar stanika.
- Jasne - prychnęłam. - Jestem pewna, że wolałby być z totalnym kaszalotem niż z
Nikki Howard.
Christopher nieźle się obśmiał (chociaż mówiąc to, w gruncie rzeczy miałam nadzieję,
że to prawda, ale Fridy wcale nie rozśmieszyłam.
- Nie jestem żadnym kaszalotem - powiedziała, rzucając mi gniewne spojrzenie.
- Daj spokój... - Próbowałam ratować sytuację. - Nie chodziło mi o ciebie.
- Może ty myślisz tak o sobie - odparła lodowatym tonem. - Ale mnie nie ściągaj do
własnego poziomu. Ja przynajmniej się staram.
- A to co niby ma znaczyć? - żachnęłam się.
- No cóż, spójrz na siebie - burknęła. Spojrzałam.
No dobra, nie wyglądam jak Nikki Howard, nie noszę szpilek, bikini i sztucznej
opalenizny, nie przypominam też Whitney Robertson z jej kusymi spódniczkami i
seksownymi bluzkami.
Ale czego brak dżinsom, bluzie z kapturem i trampkom Converse?
Frida aż się rwała, żeby mnie oświecić.
- Wyglądasz jak facet - oznajmiła. - Może i masz niezłą figurę, ale nikt tego nie widzi,
bo zawsze nosisz te workowate ciuchy. I czy kiedyś spróbowałaś zrobić coś z włosami?
Wiążesz je z tyłu frotką, co jest kompletnie niemodne. Ja przynajmniej staram się wyglądać
ładnie.
Poczułam, że w niezbyt korzystnym oświetleniu Stark Megastore suma dostaję
wypieków. To okropne, kiedy cię zdisuje własna siostra.
Ale jeszcze gorsze, kiedy cię zdisuje przy facecie, w którym się potajemnie kochasz
Strona 17
od siódmej klasy.
- O rany, tak mi przykro - burknąłam ze złością. Naprawdę, po to mi to wszystko było?
Wcale nie chciałam przychodzić do tego głupiego sklepu, stać w tej głupiej kolejce i spotykać
tego faceta, który, no dobra, był fajny, ale do dzisiaj praktycznie nie miałam pojęcia o jego
istnieniu. Równie dobrze mogłam spędzić ranek w domu, próbując z Christopherem przejść
na sześćdziesiąty poziom Journeyquest. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebowałam w jeden z
niewielu dni wolnych od piekła znanego jako Liceum Autorskie Tribeca, było właśnie to.
Nie wiedziałam, że mam się dostosowywać do standardu urody wyznaczonego przez
jakąś królującą wśród modelek nastoletnią niunię. Christopher parsknął śmiechem.
- Nastoletnia niunia. Niezłe - powiedział.
Poczułam, że wypieki zamieniają mi się w rumieniec. Przyjemny. Bo Christopherowi
spodobało się coś, co powiedziałam. Taa. Aż tak nisko upadłam. To żałosne, naprawdę.
- W każdym razie - ciągnął Christopher - moim zdaniem Em wygląda fajnie...
Fajnie! Christopher uważa, że wyglądam fajnie! Serce zabiło mi szybciej. Co prawda,
„fajnie” to niekoniecznie największy komplement na świecie, ale w ustach Christophera
zabrzmiało to jak „absolutnie wspaniale”. Byłam prawie pewna, że umarłam i poszłam do
nieba.
- ...a przynajmniej nie jest taką plastikową lalką jak ona - do dał, wskazując ekran nad
naszymi głowami.
- Taa - powiedziałam, rzucając Fridzie triumfalne spojrzenie Fajnie! Christopher
powiedział, że wyglądam fajnie!
Ale Frida zupełnie nas nie słuchała.
- Dla twojej informacji - rzuciła - Nikki Howard zdobyła szturmem świat mody i
urody. Jest jedną z najmłodszych modelek, które kiedykolwiek odniosły taki sukces. Nikki i
jej przyjaciółki...
- Oho, zaczyna się. - Przewróciłam oczami. - Wykład o PeeNach.
- Co to jest PeeN? - zaciekawił się Christopher.
- Przyjaciółka Nikki - wyjaśniłam. - Według „CosmoGIRL!” z zeszłego miesiąca snuje
się za nią cały orszak SZTŻSS.
- SZTŻSS? - Christopher zrobił jeszcze bardziej zdezorientowaną minę. Jeśli coś nie
dotyczy komputerów albo gier komputerowych, Christopher natychmiast się gubi. Dlatego w
tak uroczy sposób odstaje od wszystkich innych facetów z LAT.
- No wiesz. Ludzie, którzy cały czas pojawiają się w mediach, ale są tylko Sławni z
Tego, że Są Sławni - wyjaśniłam mu. - Nigdy nie zrobili niczego, żeby na sławę zasłużyć - nie
Strona 18
mają w sumie żadnych osiągnięć. Zwykle to bogate z domu dzieciaki, jak ten chłopak, z
którym Nikki raz jest, a raz zrywa, Brandon Stark... - Byłam w tak dobrym nastroju po tej
uwadze o mojej „fajności”, że zniżyłam głos, naśladując prezenterkę telewizyjnych
wiadomości: - Dziewiętnastoletni syn miliardera i właściciela Stark Megastore Roberta
Starka. Albo celebrytki takie jak siedemnastoletnia córka Tima Collinsa, Lulu. Tego Tima
Collinsa - ciągnęłam - który wyreżyserował film Journeyquest.
Christopherowi szczęka opadła.
- I kompletnie go przy tym spaprał?
- Właśnie o niego chodzi - powiedziałam. - Lulu to PeeN.
- Dlaczego jesteście tacy wredni? - pisnęła Frida. - Jak coś jest przyjemne, to zaraz się
na to krzywicie.
- Nieprawda - zaprotestował Christopher, mnąc pustą torebkę po ciasteczkach Stark,
której zawartość zdążył już pochłonąć, i wsuwając ją do kieszeni swoich obszernych dżinsów.
Namierzył torebki ciasteczek, które w Stark rozdawali za darmo, i wcisnął do kieszeni tyle, ile
się tylko dało, żebyśmy mieli co pogryzać później.
Komendant nie pozwala trzymać w domu żadnego śmieciowego jedzenia. - Wcale się
nie krzywimy na Journeyquest. Znaczy na grę. Tylko film był beznadziejny.
- A właśnie że gra jest głupia - burknęła Frida, nachmurzona.
- Muzyka - powiedziałam. Głos Gabriela nadal rozlegał się z zawieszonych głośników
nad naszymi głowami. - Lubię muzę. No cóż... tę muzę, mówiąc ściśle.
- Akurat - odparła Frida. - To wymień chociaż jednego znanego artystę, którego
słuchasz. Ale nie żadne okropne metalowe badziewie, które lubi Christopher.
- Jeden znany artysta? - Uniosłam brew. - Świetnie. No to może... Czajkowski?
- Dobre - roześmiał się Christopher i pokiwał głową z uznaniem. - Mahler też ujdzie.
- Za ponury - powiedziałam. - Beethoven.
- Ten gość ma stajl - przyznał Christopher, unosząc pięści z wystawionymi kciukami i
małymi palcami, robiąc salut rockersa dla Beethovena. - Beethoven wymiata!
- O Boże - jęknęła Frida.
- Daj spokój, Free - powiedziałam, szturchając ją przyjacielsko łokciem. - Przecież aż
tak bardzo nie musisz się nas wstydzić.
- Niestety muszę - mruknęła. - Jesteście beznadziejni. Nie zdajecie sobie sprawy, że
wydziwiacie na wszystko, co się podoba normalnym ludziom? Na przykład na Nikki Howard
i jej przyjaciółki...
Trochę zabawne, że właśnie kiedy to powiedziała, pojawiła się przed nami sama Nikki
Strona 19
Howard - w otoczeniu kilku przyjaciółek.
Tyle że Frida nie od razu się połapała, że obok niej przechodzi Nikki Howard. No cóż,
prawie obok.
A to dlatego, że za bardzo była zajęta bronieniem swojej idolki przed moimi atakami.
- Ciągle gadasz o feminizmie, Em - ciągnęła. - I co, naprawdę uważasz, że Nikki
Howard zdobyłaby pozycję Twarzy Starka i jednej z najlepiej w tej chwili zarabiających
modelek, gdyby nie była feministką?
- Hm - mruknęłam, bo nie bardzo mieściło mi się w głowie, że osoba, o której właśnie
rozmawiałyśmy, idzie prosto w naszą stronę.
- Nie rozumiem, jak w ogóle możesz nazywać siebie feministką ciągnęła Frida, nadal
niczego nieświadoma - skoro jesteś tak totalnie wredna wobec kogoś, kto należy do twojej
własnej płci. No bo Nikki to przecież zwyczajna dziewczyna, taka jak my.
Tyle że na własne oczy widziałam, że Nikki bardzo się różni od zwykłych dziewczyn -
a co dopiero takich dziewczyn jak ja. Po pierwsze, była ode mnie ze trzydzieści centymetrów
wyższa (dzięki butom na dziesięciocentymetrowych obcasach, ale nawet bez nich miałaby
chyba z metr siedemdziesiąt pięć) i gdzieś tak o połowę szczuplejsza. Poważnie. Dwie takie
zmieściłyby się w moje dżinsy.
A po drugie, jej lśniące jasne włosy spływały na plecy idealną falą, chociaż prawie
biegła - mimo tych obcasów - przez sklep. Co dziwne, zwiewna sukienka zdołała zakryć
wszystko, co powinna była... Chociaż sukienki z większym dekoltem jeszcze nie widziałam -
pomijając tę, którą miała na sobie w zeszłym roku Whitney Robertson w dniu robienia zdjęć
do szkolnego albumu. Jak Nikki udawało się tymi cienkimi paskami materiału zasłonić sutki?
Taśma dwustronnie klejąca? Słyszałam o takich rzeczach, ale jeszcze nigdy nie widziałam ich
zastosowania w prawdziwym życiu.
No i bardzo dobrze - to znaczy dobrze, że Nikki pomyślała o zastosowaniu taśmy
dwustronnie klejącej, żeby utrzymać biust na swoim miejscu. Wprawdzie ten biust wcale nie
był aż tak wielki, żeby potrzebować własnego kodu pocztowego ani nic, ale - w
przeciwieństwie do mojego - zdecydowanie rzucał się w oczy, kiedy się na niego spojrzało.
Bo niosła mały kłębuszek sierści, który na pierwszy rzut oka wydawał się pomponem
czirliderki, ale na drugi okazał się małym pieskiem, rozpaczliwie usiłującym schować łepek
między jej piersiami i schronić się tam przed tymi wszystkimi zwariowanymi światłami i
dźwiękami sklepu. Gdyby nie taśma, no cóż, psina zanurkowałaby prosto pod sukienkę Nikki.
Frida wciąż rozwodziła się nad tym, jak fatalnym jestem przykładem feministki (na co
mogę powiedzieć tylko: „Halo? Kocioł? Tu garnek. Tak, przyganiasz mi”), kompletnie
Strona 20
nieświadoma, co się dzieje za jej plecami - chociaż wszyscy inni z kolejki gapili się z
rozdziawionym ustami na zbliżającą się supermodelkę i jej orszak złożony z psa, jakiejś
agentki czy sekretarki (rudej kobiety z aktówką, cały czas gadającej coś do zestawu
słuchawek z mikrofonem), fryzjera (facecika w jedwabnej koszuli i skórzanych spodniach,
który trzymał w ręce lakier do włosów) oraz głównej przedstawicielki PeeNów, samej Lulu
Collins, chudej i ładnej siedemnastolatki w portfelowej sukience z imitacji wężowej skóry,
która ciągle zerkała na swojego Sidekicka i przez to nawet nie patrzyła, gdzie idzie.
Zupełnie jak w szkole, kiedy Whitney, Lindsey i cała reszta Żywych Trupów
zaczynają poranny przemarsz od wejścia do swoich szafek. Każdy, kto stoi w pobliżu,
przerywa rozmowę i gapi się jak zaczarowany.
Ale nie dotyczyło to tylko ludzi stojących wkoło nas. Zauważyłam, że Nikki udało się
też zwrócić uwagę Gabriela Luny. Chociaż nadal uśmiechał się do stłoczonych przed nim
dziewczyn, które wciskały mu do ręki kompakty (oraz swoje numery telefonów), raz po raz
zerkał na Nikki.
Podobnie jak, nie sposób zaprzeczyć, Christopher.
W tym momencie Frida wreszcie obejrzała się za siebie, zobaczyła, na co gapi się -
również z lekko rozdziawionymi ustami - Christopher...
... I kompletnie odjechała.
- Omójbożeomójbożeomójboże - zawołała, wymachując przed twarzą wolną dłonią (w
drugiej ściskała komórkę), jakby chciała odpędzić łzy napływające do oczu. - Omójboże, to
ona. To ona, TO ONA!
- Nie wiem, o co ci chodzi, Frida - powiedział Christopher. - len cały Gabriel może i
jest wrażliwym gościem, ale totalnie gapi się na jej biust.
- Hm, nie on jeden - mruknęłam, zauważając z przykrością kierunek spojrzenia
Christophera.
Zrozumiał, o co mi chodzi, i zaczerwienił się. Ale wzroku nie odwrócił.
Ciekawe, że tak szybko zrobiło mi się mniej „fajnie”.
- Omójboże, ludzie - powiedziała Frida, chwytając mnie kurczowo za ramię. - Lulu
Collins z nią jest! Muszę zdobyć ich autografy. Muszę!
Dokładnie w tej chwili kolejka, w której tkwiliśmy od godziny, doszła do stolika,
który zaledwie parę minut wcześniej wydawał się daleki i nieosiągalny. Gabriel Luna we
własnej osobie znalazł się w zasięgu autografu. Powaga, dotknąć go stąd było można!
Nie żebym zamierzała wyciągać łapę i chwytać go za koszulę, czy coś. Ja tylko
mówię, że mogłam. Gdybym chciała.