1152
Szczegóły |
Tytuł |
1152 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1152 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1152 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1152 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ma�gorzata Musierowicz
Hihopter
Wydawnictwo Akapit Press, Pozna� 1993 r.
Kurczak
Musku��w to ja nie mam. Nie.
R�ce mam takie cienkie, cienkie... Ca�y jestem cienki. I chudy.
I jestem najmniejszy w naszej zer�wce.
Dlatego m�wi� na mnie Kurczak.
Nie Bulwa, bo Bulwa m�wi� na grubego Krzy-cha. Nie Tojota, bo tak m�wi� na Wie�ka, co go tata przywozi samochodem japo�skim. Nie Tygrys, bo Tygrys to jest ten Jurek, co ma kurtk� w pasy ��te i czarne.
M�wi� na mnie Kurczak, bo jestem podobny
do kurczaka.
Jest mi przykro.
Pij� du�o mleka. Jem takie mn�stwo klusek i chleba, �e a� mi brzuch p�ka. Bo bardzo chc� by� wi�kszy. Ale jako� nic nie pomaga. Zrobi�em sobie tak� miark� na drzwiach mojego pokoju. I co dzie� si� mierz�. Ale co dzie� jestem taki sam.
6
Wczoraj rano zn�w si� zmierzy�em. I wysz�o mi, �e uros�em!!! Tak si� ucieszy�em, a� tu wchodzi mama i m�wi: - Zapomnia�e� zdj�� drewniaczki przed mierzeniem.
No tak. Zapomnia�em.
By�em a� smutny ze z�o�ci. Taki zez�oszczony poszed�em do szko�y. Bo ja chodz� do szko�y, do zer�wki. Pada� deszcz i chcia�o mi si� p�aka�.
Wszed�em do sali i zobaczy�em, �e pani wyjmuje z szafy gazetki i �e znowu b�dzie nudno. Dzieciaki jeszcze chodzi�y, gada�y i nagle kto� zawo�a�:
- O, Ba�ka idzie, w okularach!
Ba�ka wesz�a, wystraszona taka, okulary mia�a du�e i brzydkie. Dot�d nie nosi�a okular�w. Nikt w naszej grupie nie nosi�. Ale by�y badania u okulis-tki i ona Ba�ce kaza�a. Wi�c dzisiaj Ba�ka przysz�a w okularach. Ona jedna. Na ca�� klas�.
Wszyscy si� z niej zacz�li na�miewa�, �e wygl�da jak sowa. Ba�ka t�umaczy�a: - To nie moja wina przecie�. W sklepie okularowym nie by�o innych oprawek. - Ale nikt jej nie s�ucha�.
Ja te� si� z Ba�ki na�miewa�em. Bo naprawd� wygl�da�a jak sowa. A przy tym by�em ci�gle rozz�oszczony. I ja popchn��em t� Ba�k�, a� si� przewr�ci�a. I zawo�a�em: - Ba�ka ma zeza! Zezol! Zezol!
Ba�ka popatrzy�a na mnie z pod�ogi. By�a taka smutna i zdziwiona. Ale nie p�aka�a. Wsta�a, po-
7
prawi�a okulary, a potem je zdj�a. Chcia�a je wyrzuci� do kosza, ale pani zacz�a na ni� krzycze� i nie pozwoli�a. Kaza�a jej natychmiast za�o�y� okulary. I Ba�ka za�o�y�a. Siedzia�a przez ca�� lekcj� w okularach, odwr�cona od wszystkich. A na mnie ju� wi�cej nie spojrza�a, chocia� chcia�em tego.
Po lekcjach poszed�em do domu i zn�w si� zmierzy�em. Ale nic nie uros�em od rana. Potem zrobi�a si� noc, a ja �le spa�em. Mama przynios�a mi rumianku do popicia. Chyba mia�em gor�czk�, bo mi si� r�ne rzeczy zdawa�y. Zasn��em i obudzi�em si� znowu. Wci�� by�a noc. Z okna �wieci�o prosto na moj� poduszk�. �wiat�o by�o takie niebieskie-niebieskie i bia�e i zdawa�o mi si�, �e poduszka �wieci i �e moje r�ce �wiec�, i �e ca�y pok�j �wieci tym �wiat�em niebieskim. A to �wieci� ksi�yc.
Zdawa�o mi si�, �e pod oknem stoi Ba�ka i p�acze. Wiedzia�em, �e tam nie ma nikogo, tylko wisi sukienka mamy. Wiedzia�em, �e ta Ba�ka to mi si� tylko �ni albo wydaje. Ale co z tego. I tak by�o mi jej okropnie �al. Ba�ki i w og�le wszystkich ludzi. Z tego �alu zacz��em p�aka�. My�la�em, dlaczego musi tak by�, �e jeden cz�owiek dokucza drugiemu. Tyle si� ma zmartwie�. A to grypa, kiedy klasa idzie akurat do kina. Albo si� zgubi� pi�rnik chi�ski z pisakami. Albo mi nie kupili roweru, chocia�
8
obiecali. Na takie zmartwienia nie ma rady. Chyba one musz� by�.
Ale przecie� dokucza� si� nie musi!
Tak sobie smutno my�la�em. A ksi�yc �wieci� i �wieci�, i �wieci�. Pok�j by� �adny jak akwarium. Pod�oga b�yszcza�a i lustro b�yszcza�o, i meble b�yszcza�y, jakby by�y ze srebra, nie ze sklejki. Cicho by�o, bardzo cichutko. Mo�e mia�em gor�czk�. A mo�e mi si� tylko �ni�o, �e my�l�. I wymy�li�em.
�e jeden cz�owiek dokucza drugiemu, bo chce by� od niego lepszy.
Tak!
Powie: jeste� brzydki i g�upi, a sam zaraz si� czuje m�dry i �adny.
Powiedzia�em Zezol na Ba�k� i j� popchn��em, bo na mnie m�wi� Kurczak i ci�gle kto� mnie popycha i przewraca, i ja cho� raz chcia�em by� lepszy od kogo�.
Ale przecie� wcale nie by�em lepszy.
Tak naprawd� to nikt nie jest lepszy.
Bardzo chcia�em to zapami�ta�. Bo wiedzia�em, �e jak si� rano obudz�, to b�dzie jak z ka�dym snem, �e zapomn�. Wi�c szybko z�apa�em kredk� olejn� ze stolika i na �cianie ko�o ��ka nagryzmoli�em:
NIKT NIE JEST LEPSZY OD NIKOGO
9
Potem pomy�la�em: ciekawe, czy naprawd� pisz�, czy mi si� tylko �ni. A potem otworzy�em oczy i ju� by�o rano. Le�a�em z kredk� w r�ce, a ko�o ��ka sta�a mama i gniewa�a si�, �e dlaczego akurat na �cianie, ale na szcz�cie musia�a zaraz lecie� do pracy.
I napis zosta�.
Wsta�em z ��ka i patrzy�em na te literki czerwone. Znaczy, �e napisa�em je naprawd�. �e mi si� nie �ni�o to pisanie. A Ba�ka? �ni�a mi si� czy nie?
Zapl�ta�o mi si� w g�owie z tego my�lenia.
Jak przyszed�em do szko�y, to wszyscy ju� byli. Kleili czapki z kolorowej bibu�ki, na zabaw�.
Ba�ka w okularach siedzia�a smutno pod oknem. Ucieszy�em si�. Jakbym zobaczy� kogo� mi�ego.
I w�a�ciwie to ta Ba�ka jest mi�a. Ma r�owe policzki i czarne warkocze. I oczy br�zowe. Nigdy si� nie k��ci. I nie ma tych samych dolnych z�b�w co ja.
Patrzy�em na ni�, a� tu pani krzyczy: - Siadaj, czego stoisz na �rodku!
Wi�c usiad�em ko�o Ba�ki.
Ona na mnie nawet nie spojrza�a. Tylko si� odsun�a jak najdalej. Ja si� przysun��em, i m�wi�:
- Ty, Ba�ka.
Ona nic.
10
Pomy�la�em, �e ona na pewno mnie nie lubi. Powiedzia�em jednak: - Ba�ka. Gniewasz si�? A ona szybko:
- Tak. Daj mi spok�j.
- Nie gniewaj si�, co? - ja na to.
Ona nic. Poczerwienia�a, zacisn�a usta, brwi zmarszczy�a. I klei czapk� z r�owej bibu�y. Ca�kiem do niczego ta czapka.
Poczeka�em chwil� i m�wi�: - Ja ci� popchn��em wczoraj i przezywa�em. Bo chcia�em by� od ciebie lepszy. Bo na mnie m�wi� Kurczak.
Ba�ka nawet nie spojrzy. Jeszcze bardziej si� zrobi�a czerwona.
Troch� si� rozgniewa�em. Co ja tak gadam, a ona ci�gle obra�ona. Ale potem pomy�la�em, �e spr�buj� jeszcze raz, i m�wi�: - A ja co� wymy�li�em.
Ona wci�� na mnie nie patrzy. Ale nagle ta czapka z bibu�y rozlaz�a si� jej tam, gdzie sklejone. I Ba�ka si� zawstydzi�a, i szybko burkn�a: -No, co tam wymy�li�e�, co?
- �e nikt nie jest lepszy - powiedzia�em. - Od nikogo.
Ona pomy�la�a troch� i m�wi: - No, masz racj�. Kurczak.
Poda�em jej drucik: - Tym zwi��, bo ci si� ta czapka rozleci. I nie m�w na mnie Kurczak.
- A jak? - pyta ona.
11- Maciek.
- Dobra. Mog� m�wi� Maciek.
- A ja ci� ju� nigdy nie popchn� i zawsze b�d� ci� broni�, zawsze. Chcesz?
- Chc� - powiedzia�a Ba�ka i spojrza�a na mnie wreszcie br�zowymi oczami przez te swoje okulary. U�miechn�a si�, a potem m�wi: - Na pewno mnie obronisz, bo jeste� wi�kszy ode mnie.
- Ja? O, nie - zasmuci�em si�. - Ja jestem najmniejszy z ca�ej klasy.
- A wcale nie! - ona na to. - By�e� najmniejszy, Maciek, ale ostatnio uros�e�. Chod�, zmierzymy si�.
Wstali�my i przymierzyli�my si�, i rzeczywi�cie by�em wy�szy!
Nagle zobaczy�em, �e Ba�ka troch� ugi�a kolana, �eby si� zmniejszy�. Ale nie by�o mi tak przykro, jak wtedy, gdy zapomnia�em do mierzenia zdj�� drewniaki.
Sam nie wiem, czemu teraz by�o mi weso�o.
Ju� dawno tak si� nie cieszy�em!
No, naprawd�.
Kredki
Ja jestem naj�adniejsza z ca�ej zer�wki. I imi� te� mam naj�adniejsze: Paulinka.
Mam najd�u�szy warkoczyk. I babcia mi go co dzie� zaplata wst��k�, i wi��e na ko�cu pi�kn� kokard�.
Mam fartuszek granatowy, z falbankami. Te falbanki s� sztywne i namarszczone i tak �licznie szeleszcz�.
W zer�wce jestem najlepsz� uczennic�. Mam czy�ciute�ki zeszyt i pi�knie rysuj�, i umiem wszystkie cyferki i literki du�e i ma�e.
Lubi� chodzi� do zer�wki. Rano, po �niadaniu, babcia kiwa mi z okna, a ja maszeruj� sobie przez podw�rze i ju� zaraz, za sklepem spo�ywczym, jest nasza szko�a. I tylko szkoda, �e zawsze musz� spotka� tego chudego Jarka.
Ten Jarek jest ze mn� w zer�wce, w tej samej grupie. Mieszka te� w naszym bloku. I jak tylko
14
wyjd�, to on te� wychodzi. Jakby specjalnie na mnie czeka�.
Kiedy mnie zobaczy, to robi si� czerwony i m�wi:
- Czeee��.
I nic wi�cej.
To ja si� odwracam i id� sobie. Id� szybko do szko�y i ju� si� nie rozgl�dam, bo mi nieprzyjemnie, �e taki brzydki ch�opiec za mn� idzie.
No bo przecie� ja jestem taka �adna i najlepiej si� ucz�. A on nic nie umie i jest najgorszy. Ma stare buty i zniszczone spodnie. I taki jest ci�gle wystraszony i blady, i chudy, i nie ma nawet worka na kapcie, tylko torebk� foliow�. Ani kredek nie ma, ani zeszytu. M�wi, �e zgubi�. Ma jeszcze brudne r�ce i nie lubi si� uczy�. Jak si� uczymy, to on patrzy w okno. Tylko jak rysujemy, to Jarek jest zadowolony. Sebastian mu po�ycza jedn� kredk�, bo mu wi�cej szkoda, i Jarek rysuje na kartce jakie� wielkie ptaki z okropnymi dziobami.
Wczoraj by�y moje urodziny. Dosta�am prezenty od rodzic�w i babci. Od tatusia - temper�wk� na korbk�. Od mamusi - nowe buciki, a od babci - cudowne woskowe kredki.
Przysz�am do zer�wki i pokaza�am dzieciom moje prezenty. Pokaza�am im, jakie mam nowiutkie buciki i jak ta temper�wka ostrzy o��wek najostrzej na �wiecie, i kredki im pokaza�am. One
15
s� wspania�e, maj� dwadzie�cia cztery kolory i le�� sobie r�wniutko w czerwonym, b�yszcz�cym pude�ku, ka�da w swojej przegr�dce. Wygl�daj� jak t�cza i tak �licznie pachn�.
Dzieciaki mi zazdro�ci�y. Ta gruba Hanka z czarnymi w�osami powiedzia�a nawet:
- Do niczego te kredki! M�j wujek przy�le mi sto razy lepsze!
- Akurat - powiedzia�am. - Nie ma lepszych. Te s� najlepsze na �wiecie.
- Akurat najlepsze! - Hanka na to. - Wszystko chcesz mie� najlepsze, my�lisz pewnie, �e ty sama jeste� najlepsza!
- Pewnie, �e jestem! - krzykn�am i tak sobie rozmawia�y�my, a� tu nagle patrz�, moich kredek nie ma!
- Gdzie kredki?! - krzykn�am. - Kto mi je zabra�?
Nikt si� nie odezwa�.
Zacz�am strasznie p�aka�. A dzieci sta�y ko�o mnie i gada�y wszystkie naraz. I nagle wszyscy pobiegli w drugi koniec klasy. Bo tam chudy Jarek bi� si� z Sebastianem.
Przesta�am p�aka� i te� posz�am.
Sebastian jest du�y, �adny i nosi fajne spodnie sztruksowe. Uczy si� dobrze i �adnie rysuje. Ale lubi wszystkim dokucza�. Wi�c najpierw my�la�am, �e
16
Sebastian dokucza Jarkowi. Ale nie, to Jarek rzuca� si� na Sebastiana.
- Oddawaj! - krzycza�. - Ja widzia�em! - i szarpa� Sebastiana za sweter. Wreszcie chwycili si� za szyje i tak si� przepychali, jak to ch�opaki. Jarek jest s�abszy, ale jako� uda�o mu si� przewr�ci� Sebastiana na pod�og�. Usiad� mu na plecach. Sebastian wierzga� i si� wyrywa�, a Jarek nic, tylko:
- Gdzie kredki?
- Wrzuci�em na szaf�... - st�kn�� Sebastian i wtedy Jarek go pu�ci�. Wlaz� na krzes�o i zajrza� na szaf�.
Kredki tam by�y. Wszystkie rozsypane.
Jarek je pozbiera�, zlaz� z krzes�a i po�o�y� kredki na moim stoliku. Zacz�am uk�ada� je w pude�ku. Nie brakowa�o ani jednej. Tak je uk�ada�am, uk�ada�am, a ten Jarek posta�, posta� i sobie poszed�.
Zaraz potem zacz�y si� zaj�cia. Pani przysz�a i rozda�a nam po kartce bia�ego papieru. Wyj�a te� z szafy kredki, kt�re dzieci tam przechowuj�.
- B�dzie konkurs - powiedzia�a. - Konkurs na rysunek o jesieni. Najlepsze prace zdob�d� nagrody.
Wszyscy zabrali si� do rysowania. Ja te� roz�o�y�am swoje kredki i zacz�am rysowa�. Narysowa�am niebie�ciutkie niebo i wielkie li�cie ��te, pomara�czowe i br�zowe.
17
Przy stoliku obok rysowa� Sebastian. Ten Jarek te� siedzia� na swoim miejscu, ale nie rysowa�.
- Po... po�ycz kredk� - powiedzia� cicho do Sebastiana.
- Teraz to po�ycz kredk�, tak? - powiedzia� Sebastian tak g�o�no, �e a� pani podnios�a g�ow�.
- A kto si� bi�?! Niech ci teraz twoja Paulina po�ycza!
Oho. Jeszcze czego. �eby mi ca�� kredk� wysmarowa�? A zreszt� ja musz� naj�adniej ze wszystkich narysowa� jesie�! Wszystkimi kolorami!
Wcale na niego nie spojrza�am. Niech my�li, �e nie s�ysz�.
Ale on do mnie jednak podszed�. Najpierw d�ugo nic nie m�wi�, a potem tak cicho poprosi�:
- No... tego... po-po�ycz kredk�...
- Nie, nie mog� - odpowiedzia�am szybko.
- Wszystkie s� mi bardzo potrzebne.
- To chocia� br�zow�... - powiedzia� Jarek jeszcze ciszej. Tak cicho, �e w�a�ciwie wcale nie by�o go s�ycha�. Wi�c mu nie odpowiedzia�am. Pochyli�am si� tylko nad kartk� i zacz�am rysowa� du�o, du�o br�zowych kasztan�w.
Jarek posta� jeszcze troch�, a potem sobie poszed�. Sebastian wstr�tnie si� za�mia�, a w klasie by�o ca�kiem cicho. Tylko pani nic nie zauwa�y�a, bo co�
18
tam pisa�a w zeszycie. Wszystkie dzieciaki przesta�y rysowa� i patrzy�y na Jarka, jak stoi przy swoim stoliku i zakrywa sobie oczy.
No, przecie� ja naprawd� br�zowej po�yczy� mu nie mog�am. Co on sobie my�li? Przecie� ja musz� narysowa� kasztany. Sam sobie winien. Dlaczego nie ma w�asnych kredek?
Znowu na niego spojrza�am.
Ale Jarek nie sta� ju� tam, gdzie przedtem. Podesz�a do niego Wioletka, ta ma�a, co te� �le si� uczy i jest taka blada, i ma zniszczone sukienki. Nic nie powiedzia�a, tylko wzi�a Jarka za r�k� i poci�gn�a do swojego stolika. I da�a mu po�ow� swoich kredek, to znaczy dwie. Pomara�czow� i br�zow�.
- Ale ty nie zd��ysz narysowa� wszystkiego - powiedzia� Jarek.
- To co? Ale chocia� sobie porysujemy - u�miechn�a si� Wioletka.
- A mo�e b�dziemy si� wymienia� - wymy�li� Jarek. - Jak ty b�dziesz rysowa�a li�cie, to ja pie�. A jak ty pie� - to ja li�cie. Dobra?
- Dobra.
Usiedli obok siebie i zacz�li rysowa�. A wtedy pani podnios�a g�ow� i spojrza�a na nich, a potem na mnie. I mia�a tak� powa�n� min�.
Wioletka narysowa�a sw�j rysunek, a Jarek to nawet nie zd��y� narysowa� wszystkich li�ci. To
19
jego drzewo by�o takie gole i bardzo mi si� nie podoba�o.
I naprawd� nie wiem, dlaczego pani i innym dzieciom akurat ich rysunki spodoba�y si� najbardziej. I Jarek, i Wioletka dostali nagrody - po ma�ym pude�ku chi�skich kredek.
A dzisiaj rano Jarek ju� nie czeka� na mnie, chocia� w�a�nie dzi� by�o mi jako� smutno i mog�abym sobie nawet z nim pogada�. A on dzi� poszed� wcze�niej do szko�y, widzia�am go z daleka, nawet si� nie obejrza�.
Obrazi� si� chyba.
Ale o co?
Co mam
Co mam.
Mam sze�� lat. Mam rodzic�w i rower. I mam siostr� w w�zku.
Czego nie mam.
Z�b�w na dole. Podw�rka. I przyjaciela.
Dlatego jest mi smutno. Mo�e na to nie wygl�dam, ale jest mi smutno, bo nie mam przyjaciela. R�wnie� jest mi smutno, �e nie mam podw�rka. Ale zamiast podw�rka mam �mietnik, trzepak do dywan�w i bram�. W bramie zawsze stoj� starsi ch�opcy i �miej� si� ze mnie, jak upadn�, albo zabieraj� mi rower, jak wyjd� z rowerem. Na trzepaku mo�na wisie� i fika� koz�y. Wi�c to mam zamiast podw�rka. A zamiast przyjaciela? Nic.
Raz rudy Bartkowiak, co chodzi ju� do trzeciej klasy i cz�sto stoi w bramie, chcia� si� ze mn� zaprzyja�ni�.
- Jak leci, Andrzej - pyta - nie masz czasem gumy do �ucia?
22
_ Nie mam - m�wi�.
- A fors� masz?
- Mog� mie� - m�wi�.
Polecia�em do domu i poprosi�em mam�, �eby mi da�a na gum� Donald, i zaraz pobieg�em do kiosku.
Odda�em Bartkowiakowi wszystkie cztery paczki, on po�u�, po�u� i m�wi: przyjd� jutro, pobawimy si� w wojn�. Ale w wojn� si� nie bawi�, tylko zn�w chcia� gum�. Pobieg�em do domu, a mama pyta, na co mi tyle pieni�dzy.
- Na gum� dla Bartkowiaka - m�wi�. No i tak si� sko�czy�a przyja�� z Bartkowia-
kiem, bo bez gumy bawi� si� ju� nie chcia�. W nic. Powiedzia�em mamie, �e przez ni� straci�em
przyjaciela.
- Ale mi przyjaciel - mama na to - on lubi nie ciebie, ale to, co od ciebie dostaje.
Dziewczyny to mnie lubi�. Nie wiem dlaczego. Raz pytam jedn�, a ona mi na to - bo masz takie loczki jak anio�ek. No! Ja dzi�kuj� za takie lubienie. Chc� mie� przyjaciela ch�opaka, i ju�!
Zacz��em chodzi� do zer�wki. Ch�opak�w du�o, ale wszyscy ju� si� znaj� z przedszkola. W parze pani mnie ustawi�a z Grzesiem. Grzesio jest chudy, ma�y i tak zabawnie m�wi. Nie: szafa, a: fafa, nie: sok, a: fok. Dzieci si� z niego �miej�. To on cicho siedzi, nie odzywa si�, a jak pani go
23
pyta, to patrzy w drug� stron� i udaje, �e nic nie s�yszy. Dogada� si� z nim nie mo�na, taki wystraszony.
T�usty Krzysiek jest du�y i mocny. Jego tata jest policjantem i daje czasem Krzy�kowi gwizdek do ponoszenia. Bardzo bym si� chcia� z Krzy�kiem zaprzyja�ni�. Ale on na mnie nie patrzy. On si� przyja�ni z drugim mocnym i du�ym, z Mariuszem. Razem s� jeszcze mocniejsi i wszyscy ich si� boj�. To po co Krzy�kowi przyjaciel taki jak ja?
Moja mama na to: przyjaciel powinien pomaga� przyjacielowi, ale nie oczekiwa� zap�aty.
Ta gruba Hanka z czarnymi w�osami przyja�ni si� z Jol�. Chodz� sobie na przerwach pod r�k� i gadaj� ca�y czas. A co Hanka zobaczy Grzesia, to m�wi: kulfon, kulfon! - i w �miech.
Najpierw my�la�em, �e to jaka� zabawa, i te� si� roze�mia�em. Grzesio my�la�, �e ja �mia�em si� z niego. A Hanka jeszcze bardziej: kulfon, kulfon! A Jola te� w �miech i wo�a: kulfon!
Dopiero zrozumia�em, �e Hanka naprawd� chce zrobi� Grzesiowi przykro��, a Jola j� na�laduje, bo jest jej przyjaci�k�. No, wiecie!
Ju� nawet nie musia�em pyta� mamy. Sam zrozumia�em, �e przyjaciel musi na przyjaciela nakrzycze�, kiedy ten robi co� z�ego.
A Grzesio stan�� pod murkiem i pop�akuje.
24
- Nie rycz, ch�opie - m�wi� i klepi� go po
plecach.
- Id� fobie - on na to i zakrywa twarz. Nic ju� nie m�wi�em. W kieszeni mia�em czerwony modelik volkswagena, a w drugiej kieszeni - przyczepk� do niego. Kemping�wk� z czerwonymi firankami. Wyj��em j�, zaczepi�em, zacz��em je�dzi� volkswagenem po �wirze obok Grze�ka nogi i patrz� ukradkiem, czy Grzesiek beczy. Ju� nie beczy. Patrzy na kemping�wk�, a oczy mu si� �wiec�.
- Chcesz poje�dzi�? - pytam go.
- Jafne - on mi na to. Ca�kiem si� pocieszy�. Pani zawo�a�a nas do sali.
- B�dziemy si� uczy� piosenki - m�wi.
- Dobrze, dobrze - wo�aj� dzieciaki, a Hanka najg�o�niej, �eby pani s�ysza�a. A jak si� pani odwr�ci�a, to ona zn�w do Grzesia: kulfon, kulfon. I w �miech. A co pani spojrzy, to ta zn�w ma s�odk� min�.
"To� ty taka" - my�l� sobie. A Grzesio zn�w
si� robi smutny.
Wi�c jak si� uczyli�my tej piosenki, w�o�y�em Hance za ko�nierz k�osek od trawy, zielony taki, r�s� na boisku.
Ona si� obejrza�a, a ja m�wi�:
25
- To za kulfona, to jest robal, wstr�tny, z nogami, jak ci� ugryzie, to b�dziesz mia�a b�ble na plecach.
Wrzasn�a, jak nie wiem co, a my z Grze�kiem w �miech.
- Prosz� pani, oj, prosz� pani -wo�a Hanka. - Oj, Andrzej z Grze�kiem wpu�cili mi robala na plecy.
Pani wystraszona p�dzi do niej i pakuje jej r�k� za ko�nierz. Jak wyj�a k�osek, to nakrzycza�a na nas, �e kole�ank� straszymy. A my z Grze�kiem nic. Troch� nam si� zrobi�o g�upio, ale Hanka mia�a za swoje!
Grzesiek odprowadzi� mnie do domu, bo blisko mieszkam.
Patrzymy, a tu Bartkowiak wraca ze szko�y. Gum� ciamka, zadowolony taki, a ja si� zagapi�em i ryms! -przewr�ci�em si� Bartkowiak owi pod nogi. Bartkowiak rykn�� �miechem, a Grzesio na to:
- Cicho, �obuzie! Taki stary, a taki g�upi! -poda� mi r�k� i pom�g� wsta�.
A Bartkowiak tak si� zdziwi�, �e stan�� bez ruchu z otwartymi ustami.
Patrzymy, a tu idzie moja mama z zakupami.
- Cze�� - m�wi�.
- Cze�� - m�wi mama. - Kto to taki, ten\ sympatyczny ch�opiec? - pyta i patrzy na Grzesia.
- Ten ch�opiec? -ja na to. - To m�j przyjaciel, mamo.
26
Boj� si�
Ja wszystkiego si� boj�.
Psa na przyk�ad si� boj�, bo tak okropnie szczeka i ma rozgniewane oczy.
Albo wr�belka, kt�ry wypad� z gniazda i tak piszczy, i piszczy, a ja nie wiem, co robi� - i p�acz�.
Boj� si�, jak policjant wchodzi do naszej bramy.
Pani w zer�wce si� boj�. Ona krzyczy, �e zaraz oszaleje. Nie wiem, co trzeba robi�, jak kto� oszaleje. Dzwoni� po pogotowie, czy co?
Boj� si� czo�g�w i odrzutowc�w.
I bardzo si� boj� tego wielkiego Darka z pi�tego pi�tra. On jest strasznie silny, chodzi i si� nudzi, i lubi dokucza� ma�ym dzieciom, a nawet bi�. Najbardziej dokucza temu malutkiemu Pawe�kowi, co mieszka na parterze. Ja te� jestem ma�a. I mam warkocze. To on zawsze mnie dogoni i ci�gnie za w�osy albo szturcha pi�ci�. Ja nie tego si� boj�, �e to boli, tylko tego, �e on jest taki z�y. Ten Darek.
28
Dzi� niedziela. Na obiad by�o mi�so. Mama nie chcia�a je��, bo ona mi�sa zupe�nie, ale to zupe�nie nie lubi. To ja te� powiedzia�am, �e nie lubi�. Bo by�o twarde i nie mog�am pogry��. Tatu� bardzo si� rozgniewa�, krzykn��: - Nie doprowadzaj mnie do rozpaczy! - I uderzy� pi�ci� w st�. Ja si� pop�aka�am. Ju� nic ca�kiem nie mog�am je�� i za kar�, a� do sz�stej, musia�am siedzie� w domu. Na dworze �wieci�o s�o�ce i dzieci si� �adnie bawi�y. A ja siedzia�am w moim pokoju i rysowa�am smutne rysunki. My�la�am sobie, �e to wszystko jedno. Gdybym wysz�a, to i tak przecie� nikt si� ze mn� nie b�dzie bawi�. Dlatego, �e ja si� wszystkiego boj�, a dzieci tego nie lubi�. M�wi�, �e jestem tch�rz.
Ale o sz�stej, kiedy mama powiedzia�a, �ebym bieg�a na podw�rko, pobieg�am. Dzieci ju� nie by�o. Usiad�am sobie taka smutna w piaskownicy. Z tego smutku zacz�am przesypywa� piasek. Najpierw usypa�am ma�� g�rk�, potem wi�ksz�. I pomy�la�am, �e dobrze by by�o zbudowa� wielki, wielki zamek, najwi�kszy ze wszystkich.
Nie chcia�am i�� do domu po �opatk�, wi�c wyszuka�am w �mietniku star� dach�wk�, puszk� blaszan� i patyk. T� puszk� usypa�am wielk� g�r�, a dach�wk� przyklepa�am boki. A potem patykiem zrobi�am drzwi i okna, i przej�cie podziemne. Zbudowa�am trzy wielkie wie�e i ob�o�y�am �ciany
29
kamykami. I ustawi�am p�ot z patyczk�w, i zrobi�am ogr�d z trawek i ga��zek.
Popatrzy�am na m�j zamek. Wcale mi si� nie wydawa� sko�czony. Dobudowa�am mu jeszcze d�ugi mur i domek dla ogrodnika i zacz�am kopa� fos�. Kopa�am i budowa�am, i sypa�am ten piach, a� nagle w telewizji sko�czy�a si� pszcz�ka Maja i dzieci wysz�y na podw�rko.
Przyszed� ten ma�y Pawe�ek z parteru i przysz�a Basia w czerwonym skafandrze. Przyszed� Andrzej w okularach, co zawsze chodzi z rowerem, i jeszcze przybieg� Kuba z pi�k� i rakietk�. I powiedzia�:
- Ojeju, patrzcie, ale fajny zamek zrobi�a Ania!
Ania to ja.
By�o mi przyjemnie i weso�o. Wszystkie dzieci ogl�da�y m�j zamek i m�wi�y, �e pi�kny i wspania�y. Potem Basia pobieg�a do domu po wiaderko z wod� i spryskali�my �ciany zamku, bo ju� troch� zaczyna�y wysycha�. Nawet Andrzej odstawi� sw�j rower i powiedzia�, �e trzeba nala� wody do fosy, to zamek nie wyschnie tak szybko. Mo�e nawet wytrzyma kilka dni. Tylko trzeba by wy�o�y� fos� kamykami, �eby woda nie wsi�ka�a.
Zabrali�my si� do roboty. Nazbierali�my kamyk�w i wy�o�yli�my fos�. Pawe�ek przyni�s� w wiaderku wody, a Andrzej przekopa� kana�y i woda sp�ywa�a do jeziorka.
30
By�o �licznie! Wszyscy tak �adnie si� bawili�my i nikt nie k��ci� si� z nikim. S�o�ce jeszcze �wieci�o, piasek by� czysty i z�oty, a woda b�yszcza�a.
Jak ju� wszystko zrobili�my, to usiedli�my sobie na brzegu piaskownicy. Patrzyli�my na nasz pi�kny zamek i jedli�my dropsy mi�towe. By�y dobre, takie dobre, �e a� si� dziwi�am, bo ja mi�towych
nie lubi�.
A� tu nagle przychodzi Darek, ten wielki, z pi�tego pi�tra. Od razu wiedzieli�my, �e on wszystko popsuje. Ba�am si�, �e na pewno zaraz zburzy nasz zamek. Ale nie. Stan�� ko�o piaskownicy i nic nie m�wi�, tylko jad� chleb ze smalcem. Jego cie� zas�oni� nasz zamek i woda ju� nie b�yszcza�a.
Wszyscy siedzieli�my cicho i nic nie m�wili�my, bo Darka lepiej nie zaczepia�. Mo�e si� znudzi i p�jdzie. Ale nie. Sta� i jad�, a� Kuba pierwszy nie wytrzyma� i m�wi: - Cze��, Darek!
Darek na niego popatrzy� i nic nie powiedzia�. To Kuba, wystraszony, m�wi znowu: - Ale �adny zamek, co?
A Darek po�kn�� sw�j chleb ze smalcem i m�wi:
- Do kitu. Bawi� si� kup� b�ota, smarkacze.
Odwr�ci� si� i kiedy tak odchodzi�, to jeszcze kopn�� wie��. Od razu zawali� si� ca�y �rodek zamku. Wszystkie dzieci a� krzykn�y, a on si� za�mia� i poszed�.
31
Ja p�aka�am najbardziej, bo Basia jest dzielniejsza, a ch�opcy nie p�akali wcale, z wyj�tkiem Pawe�ka. Andrzej powiedzia�, �e ten dra� jeszcze popami�ta. Chwyci� kawa�ek dach�wki i zacz�� naprawia� zamek.
Zaraz te� wszyscy zabrali si� do pracy i klepali piasek, kopali i sypali, i bardzo szybko naprawili�my wszystko, co Darek popsu�.
Ledwie naprawili�my, on ju� by� z powrotem. W r�ce mia� nowy kawa� chleba ze smalcem.
- No, co - m�wi - wy, krety, zn�w si� w piasku grzebiecie, zostawcie to lepiej, bo i tak wam zepsuj�. Wynocha st�d - m�wi - id�cie do domu, ja tu sobie posiedz� i wypal� papieroska.
Na to Andrzej waln�� dach�wk�, a� p�k�a na p�, i krzyczy:
- A my nie p�jdziemy! My tu jeszcze chcemy si� bawi�! Piaskownica jest dla dzieci! To ty sobie id�!
Darek popatrzy� na Andrzeja tak dziwnie, a potem powoli od�o�y� sw�j chleb na �awk�. Zacz�am si� nagle trz��� ze strachu. Bardzo si� boj�, jak kto� ma takie z�e oczy. Zawsze uciekam. Ale teraz nie uciek�am. Ba�am si� o Andrzeja. Przysun�am si� bli�ej i wzi�am go za r�k�. Darek jest wielki, mocny i chodzi do technikum. A Andrzej do drugiej klasy. Bardzo si� ba�am o Andrzeja, wi�c si� jeszcze przysun�am i jeszcze mocniej �cisn�am go za r�k�.
32
Darek popatrzy� nagle na mnie tymi oczami i si�
zez�o�ci�.
- A ty co, ma�a? Zje�d�aj no, bo i ty dostaniesz!
- I zamachn�� si� r�k�, ale nie uderzy�, tylko powiedzia�: -Wynocha. Ale ju�. Ostatni raz m�wi�.
No i nie wiem, jak to by�o, ale nagle wszystkie dzieci stan�y obok nas i wzi�y si� za r�ce. Stali�my tak obok siebie i trzymali�my si� za r�ce, i nikt nic nie m�wi�. Tylko patrzyli�my na tego Darka i zas�aniali�my przed nim nasz zamek.
Darek zdziwiony patrzy na nas i nic nie m�wi, a my stoimy.
- Co jest? - pyta wreszcie. A my nic. Ani s�owa. Tylko wszyscy na niego patrzymy.
- No, co si� tak patrzycie! - wrzasn�� Darek, a na to ja si� odezwa�am, sama nie wiem dlaczego:
- Nie rycz tak, bo ci majtki zlec�!
Jak to powiedzia�am, to si� przestraszy�am. Darek stan�� nade mn� i patrzy� zdziwiony, a min� mia� tak�, jak nie wiem co. My�la�am, �e mnie uderzy, i zamkn�am oczy, ale nagle Kuba wrzasn��:
- O, patrzcie, ju� mu spadaj�!
I wszystkie dzieci zacz�y si� �mia�, i ja z nimi, bo ten g�upi Darek my�la�, �e mu naprawd� spadaj� majtki, i zacz�� sobie ogl�da� nogi. Przewracali�my si� ze �miechu i nagle on splun��, i sobie poszed�,
33
a my �miali�my si� jeszcze g�o�niej, bo pokonali�my g�upiego Darka.
Potem z okien bloku rozleg�a si� prognoza pogody i mamy zacz�y wo�a�, �eby wraca� do domu.
- To idziemy - powiedzia� Andrzej.
A na to Basia: - A zamek? Jak go zostawimy, to Darek go zburzy.
A ja na to: - E, tam, niech sobie zburzy.
No bo rzeczywi�cie. To tylko kupka piachu. To wcale nie jest wa�ne.
Wa�ne jest, �e byli�my odwa�ni.
I wa�ne, �e jeste�my razem.
Teraz jest ju� wiecz�r. Ca�kiem ciemno. Le�� w ��ku i s�ucham, jak budzik tyka. Jeszcze troch� si� boj� r�nych rzeczy, na przyk�ad ciemno�ci.
Ale ju� o wiele, o wiele, o wiele mniej.
Bijacz
Przyszed� i od razu zacz��.
Tak. Od pierwszego dnia.
St�uk� Wioletk�, bo pani ustawi�a go z Wioletk� w parze. Ona zawsze chodzi bez pary, bo ma brudne ubranie, bo jej tata pije. Bijaczowi nie podoba�o si�, �e musi z ni� i��. A jak mu si� co� nie podoba, to on bije.
Wtedy Wioletk� powiedzia�a: "Bijacz" -i wszystkie dzieciaki zacz�y go tak nazywa�.
Bijacz bije zawsze niespodziewanie albo kopie, z ca�ej si�y. Najcz�ciej od ty�u. A my jeste�my s�absi i mniejsi od niego.
Wielki facet z tego Bijacza. Ma sze�� lat, jak my wszyscy, ale wygl�da na starszego. Jest najwi�kszy z ca�ej zer�wki. Gruby. Mocny. R�ce wielkie ma. Oczy ma�e. Nos ma�y. Tylko usta du�e. I ci�gle si� ruszaj� - albo Bijacz �uje gum�, albo co� je.
36
No, a ja si� garbi�. Tak. Jestem chudy. I nosz� okulary. I �atwo p�acz�. I jeszcze nie dosta�em �adnej pi�tki, bo jak pani na mnie krzykr ", to ja si� zaraz denerwuj� i zapominam, co mia�em powiedzie�.
Dlatego tak si� chowam przed tym Bijaczem. Jak on kogo� bije, to udaj�, �e nie widz� i szybciutko odchodz�. A jak zobacz� Bijacza samego, to uciekam.
Mo�e dlatego tak mi si� udawa�o. A� do wczoraj. Wczoraj s�o�ce �licznie �wieci�o od rana, na drzewach r�owe kwiaty, trawa zielona. Szed�em taki weso�y przez podw�rko i wymachiwa�em workiem od kapci - a� doszed�em do zer�wki i otworzy�em drzwi.
I co?... Wpad�em prosto na Bijacza.
- Co jest? - spyta� Bijacz gro�nie i pchn�� mnie r�k� w czo�o. - Co si� tak pchasz, ko�ciotrupku? Nie mo�esz uwa�a�?
Tak si� przestraszy�em, �e sta�em ca�kiem bez ruchu. Ba�em si� nawet mrugn��.
- No - powiedzia� wreszcie Bijacz. - Zje�d�aj do klasy.
Zrobi�em dwa kroki, a wtedy on uderzy� mnie w g�ow� - od ty�u. Tak mocno, �e a� mi zadzwoni�o w uchu. Po�lizn��em si� i upad�em. Uderzy�em g�ow� o �cian�. Bijacz sta� i �mia� si� g�o�no.
37
- Ale mazgaj - powiedzia� i wyplu� gum�. Bo ja siedzia�em pod �cian� i p�aka�em.
Bijacz poszed� sobie, a ja wci�� siedzia�em na posadzce.
Wszystkie dzieciaki by�y ju� w sali, tylko Wioletka sta�a niedaleko i patrzy�a na mnie okr�g�ymi oczami. Widzia�a, �e p�aka�em.
- Id� sobie! - krzykn��em na ni�. - Czego si� gapisz, no?!
Patrz�, a ona te� p�acze...
Posta�a tak chwil�, poci�gn�a nosem i wesz�a do sali.
Poszuka�em chusteczki w worku z kapciami, wytar�em nos i podnios�em z posadzki okulary. Spad�y, jak mnie Bijacz uderzy�.
Wszed�em do klasy. Pani sta�a przy tablicy i rysowa�a liter� "Z". Przeszed�em przez ca�� klas� i powiedzia�em:
- Prosz� pani!
- No, co tam znowu? - spyta�a pani. - Ach, to ty. Znowu si� sp�ni�e�. Czego chcesz? Jak ty wygl�dasz?
Chcia�em jej powiedzie�, chcia�em naskar�y� na Bijacza, �eby go pani ukara�a i �eby ju� nikogo nie bi�. Powiedzia�em:
- Bo, prosz� pani, on... - i popatrzy�em na Bijacza.
38
A on w�a�nie grozi� mi pi�ci�. To mia�o chyba znaczy�, �e jak powiem, to
zn�w dostan�.
- No, co? - denerwowa�a si� pani. - Jaki on?
O co chodzi?
- Nie, nic - powiedzia�em. - Nic - i poszed�em
na swoje miejsce.
Na przerwie zn�w chowa�em si� w szatni. A po zaj�ciach szybko uciek�em. Nie zjad�em nawet obiadu w sto��wce, tylko pobieg�em do domu i czeka�em na klatce, a� mama wr�ci z pracy - albo tata.
Czeka�em, a� zobaczy�em, jak tata idzie po
schodach. W prawej r�ce trzyma� gazet�, w lewej teczk�,
wi�c obie mia� zaj�te, i jak si� do niego przytuli�em, to nie m�g� mnie obj��.
- Tato - powiedzia�em.
- Hm? - spyta� tata.
- Jeden ch�opak mnie uderzy�. W g�ow�.
- Trzeba by�o mu odda� - powiedzia� tata i wsadzi� gazet� pod pach�. Wyj�� klucze i otworzy� drzwi.
- Czemu nie odda�e�? On pomy�li, �e z ciebie mazgaj. A przecie� ty jeste� dzielnym ch�opcem.
- Ale on... - zacz��em.
Chcia�em powiedzie�, �e Bijacz jest wielki i silny i �e ja si� go boj�. Ale by�o mi wstyd. Przecie� tata my�li, �e ja jestem dzielny.
39
Wieczorem nie mog�em zasn��, tylko martwi�em si�, co mam robi� - i nic nie wymy�li�em.
Rano ba�em si� p�j�� do zer�wki. Nawet udawa�em, �e jestem chory i �e boli mnie brzuch i gard�o - ale mama od razu pozna�a, �e udaj�, i kaza�a mi si� ubiera�.
Zn�w s�o�ce �wieci�o, tak by�o �adnie na naszym podw�rzu i na ulicy te�, ale ja ju� nie by�em weso�y. Szed�em powolutku, �eby si� sp�ni� i �eby Bijacz ju� by� w sali, nie na korytarzu. I jak doszed�em do drzwi, zajrza�em najpierw przez szpar�. Bijacza nie by�o wida�. Wi�c wszed�em. I zobaczy�em go pod oknem z paprotkami. Zobaczy�em te� Wioletk� - bieg�a szybko z szatni do klasy i �lizga�a si� w kapciach po posadzce.
Tak, wszystko widzia�em. Widzia�em, jak Bijacz pod�o�y� Wioletce nog� i jak ona okropnie si� przewr�ci�a, i d�ugo nie mog�a wsta�. Wi�c szybko j� podnios�em, bo pami�ta�em, jak to boli.
Potem, nie wiem nawet, jak to si� sta�o, podszed�em do Bijacza i powiedzia�em:
- Jeste� wstr�tny!
Pomy�la�em, �e dobrze by by�o, �eby si� odwr�ci� i odszed�. Ja bym go wtedy trzasn��. Albo bym go kopn��, tak jak on to robi - od ty�u. Tylko �e nie chcia�bym by� taki sam jak on.
- Chc� si� z tob� bi� - powiedzia�em.
40
Reszta dzieciak�w sz�a do klasy i jak to powiedzia�em - wszyscy zacz�li przystawa� ko�o nas
i s�ucha�, co si� dzieje.
- Co? Ty? Ze mn�? - za�mia� si� Bijacz. - Ale
g�upi. Ja ci� przewr�c� jednym palcem.
- To przewr��!!! - krzykn��em i wysun��em pi�ci.
- Ja ci�, mazgaju, rozgniot� jak klusk�!
- To rozgnie�!!! -wrzasn��em. Zdj��em okulary i poda�em je Wioletce. - No, dalej, Bijacz, na co czekasz? - i zamacha�em mu pi�ciami przed samym nosem.
Zrobi�o si� cicho.
Wszystkie dzieciaki wok� nas przesta�y rozmawia� i �mia� si�. Wszyscy tylko patrzyli.
I czekali.
Bijacz rozejrza� si� wok�, ale nikt do niego nie powiedzia� ani s�owa. Nikt nawet nie u�miechn�� si�. Ani nie spojrza�. Wszyscy patrzyli na mnie.
Bijacz zakaszla� i w�o�y� r�ce do kieszeni.
- Co si� wyg�upiasz, mazgaju? - powiedzia�. - Czy ja chc� si� bi�? Ja wcale nie chc� si�
bi�. No, co ty.
- Wcale nie jestem mazgajem! - wrzasn��em. Bijacz cofn�� si� troch� i powiedzia� szybciutko:
- Nie, nie jeste�.
Zrobi�em dwa kroki i zn�w by�em przy nim.
Blisko.
41
- Za to ty jeste� tch�rzem - powiedzia�em. - Bijesz s�abszych. Albo dziewczynki. Powiedz uderzy�e� kiedy� silniejszego od siebie?
Bij acz rozejrza� si� i ca�y poczerwienia�.
- Nie - sapn��.
- Nigdy by� me uderzy�. Bo si� boisz. To przepro� teraz Wioletk�.
- Za co? Za co? - zdenerwowa� si� Bij acz i nos mu si� spoci�. - Za to, �e nie umie chodzi�?
- Umie - powiedzia�em. - Ty jej podstawi�e� nog�.
- Ja? Ja nie podstawi�em! - k�ama� Bijacz.
- Sam widzia�em!
- I ja te� widzia�em! I ja! I ja! - zacz�y nagle wykrzykiwa� dzieciaki.
- Wi�c j� przepro� - powiedzia�em i stan��em przed Bijaczem, nos w nos.
Wcale si� nie ba�em. Tylko trz�s�y mi si� r�ce. I nogi. Bijacz spoci� si� na twarzy.
- Przepraszam - mrukn��, ca�y czerwony. I patrzymy - a on beczy. Jak prawdziwy mazgaj.
Tak to by�o z Bijaczem. Teraz b�dziemy m�wi4 na niego Jurek, bo on ju� nikogo nie bije. Wszystko jest w porz�dku.
Tylko ja mam k�opot, bo ta Wioletka chodzi ze mn� w parze i wci�� trzyma mnie za r�k�.
Ale w�a�ciwie to ona jest ca�kiem fajna.
Lubi� j�.
42
Hihopter
Przyprowadzi�em do zer�wki brata.
- Co to? - pyta�y dzieciaki. - Dlaczego on tu siedzi?
Powiedzia�em, dlaczego:
- Bo mama posz�a do sklepu. On by musia� siedzie� sam w domu albo sta� z mam�. A dzi� mr�z. Wi�c go wzi��em. On ma trzy lata i p�, a na imi� ma Micho.
- Micho?
- Micho. Sam tak na siebie m�wi. A naprawd� to Micha�.
M�j brat w szarym p�aszczyku i czerwonej czapce siedzia� tam, gdzie go posadzi�em. Wygl�da�, jakby go kto� obrazi�. Ale on zawsze tak wygl�da. Taki jest powa�ny. I m�wi ma�o. Nie dlatego, �e nie umie. Umie, umie. On m�wi ma�o, bo nie ma na razie nic wa�nego do powiedzenia.
Zdj��em mu p�aszcz i czapk�.
44
Zaj�cia si� jeszcze nie zacz�y. Do klasy wchodzi�y dzieciaki. Na samym ko�cu wpad�a ta gruba Hanka, ta gadu�a. Ja od niej zawsze uciekam, bo tyle m�wi i si� �mieje, �e a� mi w g�owie huczy.
Jak Hanka zobaczy�a Micha, to zaraz do niego:
- Uch, ty s�odki, ty dzidziulku, uch, zjem ciebie, ile masz latek, malutki, daj mi r�czki, daj mi buzi!
Micho spojrza� na ni� niech�tnie, ale jeszcze by� spokojny. Zdenerwowa� si� dopiero, kiedy dobieg�y Ba�ka i Jola i zacz�y si� nim zachwyca�. Wsta�,
omin�� je i m�wi:
- Id� do domu.
Ju� by� ko�o drzwi, kiedy go zatrzyma�em.
- St�j - m�wi�. - Gdzie idziesz? A Micho na to:
- Nie podoba mi si� tutaj. Podszed� do nas Sebastian.
- A co ci si� nie podoba? - pyta.
Sebastian to m�j najlepszy kolega. Siedzimy razem. Zawsze chodzimy w parze. I nieraz zamieniamy si� �niadaniami. On ma cz�sto bu�k� z mas�em i szynk� i tej szynki nie mo�e je��, bo wylecia�y mu z�by. A ja mam chleb ze smalcem albo z pasztetow�. On to bardzo lubi, bo mu w domu nigdy smalcu nie daj�. Sebastian nosi sztruksowe spodnie i dobrze si� uczy. Zna ju� wszystkie litery i od
dawna umie czyta�.
45
A ja nie umiem. I nie ucz� si� dobrze. Mania m�wi, �e jestem le�.
Ale Sebastian mnie lubi. Mo�e to przez ten smalec. Albo dlatego, �e jestem wi�kszy od niego
i zawsze go broni�, jak ch�opaki m�wi� na niego "lala".
Ja si� ciesz�, �e on mnie lubi. Bo on jest taki... lepszy.
Wi�c teraz Sebastian chyba chcia� mi pom�c. Odci�gn�� Micha za r�k� od tych drzwi.
- Chod� - m�wi. - Chod�, Michu, dam ci bu�k� z szynk�.
A Micho na to:
- Nie potrzebuj�. Te� mam w domu pe�no szynki.
- To poka�� ci zabawki - namawia go Sebastian. - My tu mamy du�o �adnych zabawek, wiesz?
A Micho si� zapiera:
- Id� do domu!
- No, popatrz-m�wi Sebastian. -Zobacz, jakie �adne. A wiesz, co to jest? - i pokazuje mu najlepsze zabawki z g�rnej p�ki.
M�j brat zrobi� dwa ma�e kroczki i stan�� bokiem ko�o szafy z zabawkami. Potem dotkn�� palcem czerwonej, b�yszcz�cej koparki.
- Kupara - powiedzia� cichutko.
46
go on tak sobie wszystko po swojemu nazywa. Sebastian go nie dos�ysza�.
- No, co? Chcesz si� pobawi�? - pyta. Micho by chcia�. Ale tak zaraz nie m�g� si� do tego przyzna�.
- No, to pobaw si�, pobaw - Sebastian poklepa� go po g�owie. - Pewnie jeszcze nigdy nie widzia�e� takiej �adnej koparki, co?
Micho a� poczerwienia�.
- Mam pe�no takich w domu - mrukn��.
- A to? - pyta Sebastian i si�ga na p�k� z samolotami. - Co to jest, wiesz?
Micho ju� si� troch� rozkr�ci�, oczy mu si� za�wieci�y i wyci�gn�� r�k�.
- Hihopter!!! - zawo�a�.
Tak g�o�no, �e wszyscy us�yszeli.
- Hihopter! - wrzasn�� Sebastian i z�apa� si� za brzuch ze �miechu. - Oj, nie mog�! Hihopter!
I naraz dzieciaki zacz�y si� �mia�, i tak si� wszystkie �mia�y z tego ma�ego Micha. A on sta� wci�� w tym samym miejscu i g�ow� mia� spuszczon�.
- Przecie� to nie hihopter, tylko helikopter - powiedzia� Sebastian takim g�osem, jakby by� nasz� pani�.
- Bo co? - spyta� m�j brat ponuro.
- Bo co? No, jak to?... No bo tak si� m�wi. I ju�.
47
- Nie! - powiedzia� Micho mocnym g�osem
- M�wi si� hihopter. I ju�.
A wszystkie dzieciaki znowu w �miech. �miei'a si�, �miej�, palcami wytykaj�. Ha�as, �e nie wiem.
- Marek! - krzykn�� m�j brat do mnie. - Marek! No, powiedz im!
Podszed�em do niego. Ca�y si� trz�s�. Z�apa�em
go za r�k�, a on mnie �cisn�� tak mocno, tak mocno.
- Cicho! - zawo�a�em. - No, cicho b�d�cie! Dlaczego si� z niego �miejecie?
- Nie denerwuj si�, Marek - Sebastian na to.
- Przecie� trzeba go nauczy�, jak si� m�wi. Przecie� m�wi si� helikopter. No, Michu, powt�rz: he-li-kopter.
- S�uchaj - powiedzia�em troch� za cicho, ale jako� si� ba�em obrazi� Sebastiana. - S�uchaj, no przecie� on jest jeszcze ma�y, on nie rozumie...
M�j brat nagle wyrwa� mi r�k� i odskoczy� ode mnie. Odwr�ci� si� twarz� do �ciany.
- Tak, ma�y, ma�y - �mia� si� Sebastian. - Ma�y i nic nie wie...
Micho wcisn�� si� w k�t, zakry� g�ow� r�kami i tak sta�. Nie wiedzia�em, co mam robi�. By�o mi go �al. Tylko �e przecie� on naprawd� nie mia� racji. I w�a�ciwie to mnie te� z�o�ci, �e on tak przekr�ca s�owa.
48
Ale przecie� nie mog�em go tak zostawi� w tym kacie. Na pewno czu� si� okropnie. On tak nie lubi
by� �mieszny. Podszed�em blisko.
- Michu - powiedzia�em. - Chod�, idziemy do domu. Ja si� zwolni� u pani. Chod�, zobaczymy,
mo�e mama ju� przysz�a. M�j brat nic. Stoi w tym k�cie i nie rusza
si� wcale.
- Michu, no, nie r�b cud�w - szepc� mu do
ucha. - Chod�, idziemy sobie st�d.
Micho nic. Upar� si�. Tak stali�my sobie z moim bratem pod �cian�,
a dzieciaki wok� nas wci�� si� �mia�y. Najbli�ej by� Sebastian i wygl�da� tak z�o�liwie, �e o ma�o nie
da�em mu w nos.
Nagle obok nas stan�a ta gruba Hanka.
- Misiu - powiedzia�a. - Oni nie maj� racji! M�j brat odwr�ci� si� i spojrza� na ni�. Oczy mia�
mokre i usta w podk�wk�.
- Przecie� ka�dy mo�e m�wi� tak, jak lubi
- powiedzia�a znowu Hanka.
- No pewnie! - odpowiedzia� jej Micho. - Powiedz im. Powiedz im, co to jest! - i pokaza� palcem
ten srebrny helikopter.
- To jest, Misiu - powiedzia�a Hanka g�o�no
- to jest w�a�nie, Misiu, hihopter. Nikt si� nie za�mia�.
49
- Przecie� m�wi�em - mrukn�� Micho zadowolony i u�miechn�� si� pod nosem.
A Hanka spojrza�a na mnie i mrugn�a. Potem Micho przez ca�� lekcj� podawa� jej
kredki, bo rysowali�my Kr�low� �niegu.
A ja nie usiad�em z Sebastianem, tylko te� z Hank�.
Teraz stoj� na przerwie pod oknem i my�l�. Czy ja by�em tch�rzem?...
Rybka
Opowiem wam o ch�opcu, kt�ry nie lubi� by� grzeczny.
Ch�opiec ten mia� sze�� lat, a nazywano go
Rybk�, bo by� pieszczoszkiem swoich rodzic�w i babuni.
- Moja Rybe�ko - m�wi�a na przyk�ad babunia i wi�za�a mu na szyi ciep�y szalik. - Moja Rybe�ko,
id� sobie teraz na dw�r, ale uwa�aj, �eby� si� nie spoci�.
- No to po co mi dajesz szalik? - pyta� ch�odno Rybka.
Na to babcia, �e za nic w �wiecie nie pu�ci Rybki bez szalika, bo jest wczesna wiosna.
Na to Rybka bez s�owa zdejmowa� szalik i wrzuca� go za szafk� z butami.
Babuni natychmiast szkodzi�o to na serce. Wi�c �apa�a si� za lewy bok i m�wi�a podniesionym g�osem, �e skoro tak, to Rybka wcale nie p�jdzie
52
na dw�r. Na to Rybka, �e owszem, p�jdzie, i wychodzi�.
- Tylko �eby� mi si� nie spoci�, bo si� przezi�bisz! I nie biegaj, bo pochlapiesz spodenki! - wo�a�a z okna babunia i zaraz siada�a w fotelu trzymaj�c si� za serce, bo Rybka biega� po ogrodzie, jak op�tany, depta� �wie�o skopane grz�dki i obiema nogami wskakiwa� we wszystkie co g��bsze ka�u�e.
Rybka by� w og�le przekorny i niepos�uszny. Nie chcia� pi� mleka, bo wci�� s�ysza�, �e mleko jest po�ywne. Nie jada� mas�a z tych samych powod�w. Obgryza� paznokcie, poniewa� mu tego zabraniano. Smarowa� kopiowym o��wkiem na �cianach klatki schodowej s�owo "g�upi" i �a�owa� jedynie, �e nie potrafi jeszcze napisa� nic innego.
Kt�rego� dnia Rybka nie chcia� i�� z babuni� po zakupy. Wola� zosta� w domu. I zosta�. Ale kiedy babunia wr�ci�a z piekarni, mieszkanie by�o puste, a Rybki ani �ladu. Po prostu poszed� sobie. Wr�ci� dopiero p�nym wieczorem, kiedy to rodzice i babunia zd��yli ju� wypyta� o niego we wszystkich szpitalach w mie�cie.
- Rybko! Gdzie by�e�? - krzykn�a zap�akana mama, a tato prze�o�y� Rybk� przez kolano i wlepi� mu kilka solidnych klaps�w.
53
Co� takiego zdarzy�o si� Rybce po raz pierwszy
w �yciu. Nigdy, nigdy dot�d nie dosta� takiego lania!
- Och!!! - krzykn�� zrywaj�c si� na r�wne nogi i ani troch� nie �a�uj�c swego post�pku. - Och!!! I tak zawsze b�d� robi� tylko to, na co mam ochot�! Jeszcze zobaczycie! - Rybka tupn�� nog� i pobieg� do swego pokoju trzaskaj�c drzwiami.
*
Nast�pnego dnia obudzi�y go �miechy i tupanie. Otworzy� oczy. By� szary, wczesny poranek. Rybce bardzo chcia�o si� spa�, ale spa� nie m�g�, bo przeszkadza�y mu ha�asy za drzwiami. Wsta� wi�c i wyjrza� z pokoju. Zobaczy� co� takiego, �e musia� przetrze� oczy, by si� upewni�, �e nie �pi.
Babunia je�dzi�a w przedpokoju na wrotkach!!! Tak, je�dzi�a na wrotkach, znacz�c brzydkie �lady na l�ni�cym linoleum. W r�ce trzyma�a s�oik konfitur i wyjada�a je ze smakiem du�� �y�k�.
- Babciu! Co robisz?! - krzykn�� Rybka przera�ony.
- Co, nie widzisz?! - zdziwi�a si� babunia i przejecha�a tu� obok Rybki, owiewaj�c go s�odkim zapachem sma�onych truskawek.
- Przecie� sama zawsze m�wi�a�, �e nie wolno wyjada� konfitur!
54
- No to co? - powiedzia�a babunia. - Nic mnie nie obchodzi, �e nie wolno. Ja tam lubi� konfitury. I zjem sobie wszystkie, bo tak� mam ochot�.
Zanim Rybka zdo�a� odpowiedzie�, na korytarz wypadli rodzice, tupi�c, krzycz�c weso�o i rzucaj�c pi�k� futbolow�.
- Hej, co robicie! - wrzasn�� Rybka, kt�rego pchn�li na �cian�. ~ Nie wolno bawi� si� pi�k�
w mieszkaniu!
- A bo co? - burkn�� tatu� i oboje z mam� pobiegli do pokoju. Tam tato zg��wkowa� pi�k�, kt�ra odbi�a si� od szafy i trzasn�a w zielon� doniczk� z kaktusem.
- Zbi�e� doniczk�! - powiedzia� z wyrzutem
Rybka.
- Wielkie rzeczy! - za�mia� si� tatu� i wyplu� na pod�og� gum� do �ucia. Potem kopn�� pi�k� w kierunku bramki. Bramk� by� k�t pod sto�em, o czym Rybka wiedzia� najlepiej, bo sam cz�sto strzela� tam gole. - Brzd�k! - rykn�� tatu� zachwycony, kiedy ze sto�u spad�y dwie szklanki i st�uk�y si�. - To mi si� podoba! Rybka ma racj�. Nie trzeba si� niczym przejmowa�. Od dzi� tak w�a�nie b�dziemy �y�.
Rybka spojrza� na mam� i z�apa� si� za g�ow�. Mama siedzia�a na pod�odze, opiera�a buty o fotel i... obgryza�a paznokcie!
- Mamo! Co robisz?! - j�kn�� Rybka.
55
- Obgryzam paznokcie - powiedzia�a mama opryskliwie. - Postanowi�am �y� tak, jak mi si�
podoba. Zrozumia�am, �e to ty masz racj�, synku. Aha, nie id� dzi� do pracy.
- Ja te� - rzek� tatu�.
- Przecie� wyrzuc� was z pracy! - przestraszy� si� Rybka.
- E, co tam -rzek� tata beztrosko. -Wyrzuc�, to wyrzuc�. Wol� si� bawi�. Nie lubi� by� pos�uszny.
- Tralala-la, hop-siup! - zawo�a�a babunia wje�d�aj�c do pokoju na wrotkach. - �niadania dzi� nie b�dzie. Obiadu te�! Kto jest g�odny, niech sobie co� zje. Tylko nie konfitury. Konfitury to ja ju� zjad�am.
- Zjem sobie galaretk� morelow� na sucho!
- ucieszy� si� tata. - I oran�ad� w proszku bez wody!
- Przecie� to niezdrowo... - szepn�� Rybka i poczu�, �e kr�ci mu si� w g�owie. To, co si� dzia�o
dzi� w domu, by�o straszne. Czy�by wszyscy nagle zwariowali?
Nie posprz�tali mieszkania. Nie dali Rybce je��. Wyszli z domu gryzmol�c po �cianach. Kiedy znale�li si� w ogrodzie, tatu�, wci�� ubrany w pi�am�, wyda� bojowy okrzyk i r�bn�� pi�k� w pojemnik ze �mieciami. Mama i babcia, �piewaj�c wniebog�osy, biega�y po grz�dkach, bawi�c si� w berka kucanego.
56
A Rybka sta� pod drzewem i si� wstydzi�. Wstydzi� si�, bo nagle zobaczy�, jak okropnie wygl�da niegrzeczne zachowanie, je�li patrzy si� na i s z boku.
- Mamo! Tato! - b�aga� prawie z p�aczem.
- Przecie� tak nie mo�na...
- Dlaczego? - zdziwi� si� tatu�. Ka�dy mo�e robi� to, na co ma ochot�.
- Nie! Nie mo�e! - krzykn�� Rybka i rozp�aka� si� na dobre. -Bo... bo... trzeba si� liczy � z innymi... No, przesta�cie ju�!
Ale nikt go nie s�ucha�.
Przez calu�ki dzie�, do p�nego wieczora, rodzice i babunia zachowywali si� tak samo okropnie. Rybka chodzi� za nimi, b�aga�, prosi�, upomina�
- na nic. Nikt nie zwraca� na niego uwagi. Nikt go nie nakarmi�, nie wyk�pa�, nie po�o�y� spa�. Zasn�� wreszcie, sp�akany, w ubraniu na fotelu...
A kiedy si� obudzi�, by� zn�w poranek. Rybka le�a� w swoim ��ku, ubrany w czyst� pi�amk�. Z kuchni dobiega� brz�k �y�eczek i zapach kawy. Wszystko to by�o takie zwyczajne i mi�e. Rybka pomy�la�, �e wczorajsze straszne wydarzenia przy�ni�y mu si� tylko.
Wyszed� z pokoju i zobaczy� rodzic�w. Siedzieli przy kuchennym stole, jak co dzie� przed wyj�ciem do pracy, pili kaw� i rozmawiali ze sob� powa�nie -jak zwykle. Babunia sta�a przy kuchence i gotowa�a
57
kakao dla Rybki. A kiedy spyta�, dlaczego wczoraj zachowywali si� tak niegrzecznie, zdziwili si�. - My? - spytali. - Mo�e ci si� to �ni�o? Rybka nie odpowiedzia�. W�a�nie w tej chwili postanowi�, �e zawsze ju�, zawsze b�dzie grzeczny
i nawet w to wierzy�. Bo dobrze wiedzia�, �e to wczorajsze - to nie by� sen.
Mia� na to dowody.
Po pierwsze - kaktus tkwi� w nowej, czerwonej doniczce.
A po drugie - w ca�ym domu nie by�o ani odrobiny truskawkowych konfitur.
T�cza
Po po�udniu d�ugo si� bawi�am na podw�rku. Najpierw w chowanego, jak jeszcze by�y wszystkie dzieciaki. Biegali�my sobie z wrzaskiem po bramach i krzakach. Ja krzycza�am na ca�y g�os, Sylwia, kt�ra jest moj� przyjaci�k� z zer�wki, a mieszka te� na parterze, bez przerwy si� �mia�a. Oj, ale nam by�o weso�o! Potem ch�opaki poszli kopa� pi�k�, a nasze dwie kole�anki musia�y wraca� na dobranock�, bo ju� si� zrobi�a si�dma. Nasze mamy te� nas wo�a�y, bo czas by� na kolacj�, ale my�my zacz�y b�aga�, �eby nam pozwoli�y jeszcze zosta�, bo chcemy skaka� przez gum�. Mama Sylwii spojrza�a na moj� mam� (mieszkamy po obu stronach bramy), u�miechn�y si� do siebie i m�wi�:
- No, dobrze, niech wam b�dzie. Taki �adny wiecz�r! - A mama Sylwii poda�a nam przez okno po �wie�utkim rogaliku z rodzynkami.
Usiad�y�my na murku i jad�y�my te pachn�ce rogaliki. Wcale nam si� nie chcia�o wraca� do
60
dom�w. By�o tak cicho, ciep�o i mi�o. Niebo by�o koloru chabr�w, mocno �wieci�o czerwone s�o�ce. powietrze �licznie pachnia�o, bo wszystkie krzewy bzu na podw�rku w�a�nie rozkwit�y bia�o i liliowo. A jak podesz�y�my do p�otu ogr�dk�w dzia�kowych, to zobaczy�y�my, �e tam kwitn� wi�nie i jab�onie. Trawa pod nimi i �cie�ki, i grz�dki
- wszystko by�o zasypane bia�ymi p�ateczkami. W trawie ros�y mlecze i stokrotki, a na grz�dkach
-jasnozielona sa�ata i k�py pierwiosnk�w ��tych, czerwonych i r�owych. Ziemia mia�a kolor czekolady, w cieniu to nawet by�a fioletowa.
- Ile mo�e by� kolor�w na �wiecie? - zapyta�am.
- Trzy! - zawo�a�a Sylwia, podskakuj�c przy
p�ocie.
- Co� ty! - m�wi�. - Sto i sto, i sto, albo
nawet jeszcze wi�cej. Samych bia�ych kolor�w
jest mn�stwo.
- Oj, Ka�ka, mn�stwo to jest odcieni bia�ego.
A bia�y kolor jest tylko jeden!
- No, dobrze, jak jeste� taka m�dra, to powiedz:
kolor cytrynowy i pomara�czowy, bananowy i kanarkowy - to przecie� cztery kolory?
- Nie - upiera si� Sylwia. - To cztery odcienie
��tego.
- A br�zowy i be�owy? Czarny, szary i popielaty?
61
- Odcienie! - Sylwia na to. - Tata mi m�wi�,
�e kolory s� tylko trzy. A reszta to odcienie i mieszanki.
- To tw�j tata chyba nie widzia� czarnego! Z tego wszystkiego zacz�y�my Uczy�, i�e kolor�w mo�na znale�� w ogr�dku. Doliczy�y�my do dziesi�ciu; ale by�o na pewno wi�cej, tylko my nie umiemy liczy� powy�ej dziesi�tki. Bo jeste�my dopiero w zer�wce. Zreszt� i tak nagle zacz�� pada� deszcz. Krople by�y du�e, ci�kie i cieplutkie. Zaraz na ziemi porobi�y si� ka�u�e, b�yszcz�ce jak lusterka. Deszcz przelecia� dalej i w tych lusterkach odbija�o si� niebo i s�o�ce, kt�re ju� zachodzi�o. Zacz�y�my skaka� przez ka�u�e i pochlapa�y�my sobie podkolan�wki. Powietrze pachnia�o teraz inaczej, o wiele mocniej. Wszystko
wygl�da�o jeszcze bardziej kolorowo ni� przedtem. �wiat by� taki pi�kny!
Wr�ci�y�my na podw�rko, �eby wreszcie poskaka� przez gum�, patrzymy, a tu m�j tata stoi
w oknie i spogl�da w niebo. Jak nas zobaczy�, zacz�� wymachiwa� r�kami.
- Patrzcie! T�cza! - wo�a�.
Obejrza�y�my si� - i naprawd� - zobaczy�y�my j�! Ja widzia�am t�cz� po raz pierwszy w �yciu. Wygl�da�a jak ogromny, ogromny �uk z kolorowego blasku, daleko za ogr�dkami, nad dachami
62
�r�dmie�cia. By�a w paski! Zaczyna�a si� od paska czerwonego, a ko�czy�a na fioletowym.
- Siedem! - policzy�a Sylwia wszystkie paski koloru.
- No co� ty, co� ty, no przecie� o wiele wi�cej! -Zdenerwowa�am si�. - Pomi�dzy tymi paskami kolory s� mieszane!
- No bo to s� w�a�nie odcienie! - wrzasn�a Sylwia.
Znowu zacz�y�my si� sprzecza�. W�a�ciwie to nawet ociupink� si� pok��ci�y�my. Wi�c nawet nie zauwa�y�am, jak podszed� do nas ch�opiec ze swoj� mam�.
Stan�� ko�o nas i s�ucha. A jego mama m�wi:
- Przepraszam, dziewczynki, gdzie tu mieszka pani Filipiak, ta, co chce sprzeda� w�zek?
- Aaaa! -zawo�a�y�my obie. -Pani Filipiak! Ona mieszka tu, w naszej bramie. Na pierwszym pi�trze.
- O, dzi�kuj� - m�wi ta mama. - No, Jasiu, to poczekaj sobie tu, na dworze, a ja zaraz wracam.
Dopiero teraz zobaczy�y�my, po co tej pani w�zek: brz