8114

Szczegóły
Tytuł 8114
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8114 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8114 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8114 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Glen Cook Ponure Mosi�ne Cienie Tytu� orygina�u: Dread Brass Shadows Prze�o�y�a Aleksandra Jagie��owicz I Fiu! W co ja si� pakuj�! Przez cztery tygodnie mieli�my �nieg, kt�ry by si�ga� po pas wysokiemu mamutowi, a potem nagle zrobi�o si� gor�co i wszystko stopi�o si� szybciej, ni� zdo�asz wypowiedzie� s�owo �klaustrofobia". Wychyn��em wiec na zewn�trz, �eby sobie pobiega�. Bieg�em, roztr�caj�c ludzi i co chwila wal�c si� w g�ow�, bo dziewczyny zacz�y w�a�nie rozprostowywa� nogi A ja od czasu, gdy zacz�� pada� �nieg, nie widzia�em ani jednej przyzwoitej babskiej podstawy. Bieganie i Garrett? Ale� tak, sze�� st�p i dwa cale oraz dwie�cie funt�w - poezja ruchu. W porz�dku, mo�e kiepska ta poezja, przyci�ka, no ale ju� zaczynam chwyta�. Za kilka tygodni b�d� znowu chudy i z�o�liwy, jak wtedy, gdy mia�em dwadzie�cia lat i s�u�y�em w Marines. A �winie b�d� mi �miga� ko�o uszu jak soko�y. Trzydziestkat to niewiele dla kogo�, kto ma pi��dziesi�tk�, ale je�li od kilku lat twoim g��w- nym zaj�ciem jest lenistwo, brzuch staje si� nieco mniej twardy ni� deska, kolana trzeszcz�, a ty dostajesz zadyszki i palpitacji w po�owie schod�w, zaczynasz si� za- stanawia�, czy nie pomyli�e� dziesi�tki z dwudziestk�, albo czy nie zacz��e� liczy� z niew�a- �ciwej strony. No i nasz�o mnie. Paskudny przypadek gor�czkowej potrzeby dzia�ania. A zatem zacz��em biega�. I podziwia� sceneri�. I dysze�, i zipa�, i my�le� sobie, �e mo�e jednak powinienem machn�� r�k� i odda� si� do domu starc�w w Bledsoe. Nieweso�o, oj, nieweso�o. Saucerhead mia� lepszy pomys�. Siedzia� na ganku mojej cha�upy, z dzbanem, kt�rego za- warto�� Dean pracowicie uzupe�nia�. Za ka�dym razem, kiedy przebiega�em przed jego no- sem, za�ywa� ruchu, unosz�c odpowiedni� liczb� palc�w, by mi pokaza�, ile okr��e� prze- trwa�em bez zawa�u. Ludzie obijali si� o mnie i kl�li. Ulica Macunado od pasa w d� i w g�r� roi�a si� od kar��w i gnom�w, ogr�w i chochlik�w, elf�w i innych takich tam, nie wspominaj�c o wszystkich lu- dziach z s�siedztwa. Go��bie nie mia�y gdzie lata�, bo wr�ki i rusa�ki kr�ci�y �semki nad g�owami. Kto �yw w TunFaire wyleg� na ulice, je�li nie liczy� Truposza. A i ten przebudzi� si� po raz pierwszy od wielu tygodni, �askawie dziel�c og�ln� euforie. Ca�e cholerne miasto by�o na pot�nym haju. Wszystkich jakby ogarn�o szale�stwo. Nawet ludzie-szczury si� u�miechali. Min��em r�g Zau�ka Czarownik�w, pompuj�c kolanami i wymachuj�c �okciami. Wytrzesz- cza�em �lepia w nadziei, �e Saucerhead nagle zg�upieje i straci rachub� o kilka okr��e� na moj� korzy��. Nic z tego. No, mo�e cz�ciowo. Pokaza� mi dziewi�� paluch�w i uzna�em, �e chyba nie ��e za bardzo. A potem zamacha� r�k� i wskaza� mi na co�. Chcia� chyba, �ebym spojrza� w tamt� stron�. �ci��em zakr�t, przeprosi�em ca�uj�c� si� par�, kt�ra mnie nawet nie zauwa�y�a, i wbieg�em na schody ze spr�ysto�ci� mokrej szmaty. Obj��em wzrokiem t�um. - No? - Tinnie. - Aha. - C�, faktycznie. Moja dziewczyna, Tinnie Tate, zawodowy rudzielec. By�a wci�� po drugiej stronie ulicy, w kusz�cej letniej gotowo�ci bojowej, a gdziekolwiek przesz�a, faceci zatrzymywali si� i wyba�uszali ga�y. By�a gor�ca jak p�on�cy dom, ale tysi�c razy ode� cie- kawsza. _ Powinni tego zabroni�. _ Pewnie tak jest, ale kto by si� dzi� przejmowa� prawem? Obdarowa�em Saucerheada uniesieniem brwi. To ca�kiem nie w jego stylu. Tinnie w�a�nie sko�czy�a dwadzie�cia lat, male�stwo, ale bioderka mia�a wystarczaj�co wy- starczaj�ce i umieszczone na odpowiedniej podstawie. Na widok jej piersi martwy biskup wyskoczy�by z grobu i zacz�� wy� do ksi�yca. I mia�a ca�e mn�stwo d�ugich, rudych w�o- s�w. Wiatr targa� nimi tak, jak ja mia�em nadziej� to zrobi� za kilka minut, je�li uda�oby mi si� pozby� Saucerheada i Deana, a Truposza nam�wi� na ma�� drzemk�. Ujrza�a, jak si� na ni� gapi� i dysz�, pomacha�a mi r�k� na przywitanie. Wszyscy faceci na ulicy Macunado natychmiast mnie znienawidzili. Podzi�kowa�em im za to promiennym wy- szczerzeni. - Nie mam poj�cia, jak ty to robisz, Garrett. - Saucerhead pokr�ci� g�ow�. - Takie paskudne ry�o, maniery wodnego bizona. Po prostu nie rozumiem. Kochany kumpel. Wsta�. Wra�liwy go��, ten Saucerhead Tharpe. Doskonale wie, kiedy facet chce zosta� z dziewczyn� sam na sam. A mo�e po prostu chcia� j� zatrzyma� i ostrzec, �e marnuje czas na takie paskudne ry�o jak ja. Paskudne? Co za oszczerstwo. Fakt, dosta�o si� nieraz po g�bie w ci�gu paru ostatnich lat, ale wszystkie jej elementy trzyma�y si� w przybli�eniu na w�a�ciwych miejscach. Nie odrzuca mnie. kiedy na ni� patrz� w lustrze, no chyba �e na kacu. Ma charakter. Z�apa�em m�j kubek i poci�gn��em pot�ny haust, �eby uzupe�ni� brakuj�ce p�yny w organi- zmie. W tej samej chwili jaki� ciemnosk�ry, �asicowaty go�� o zlepionych czarnych w�osach i cienkim w�siku z�apa� Tinnie za podbr�dek. Drug� r�k� mia� niewidoczn� za Jej plecami, ale nie mia�em w�tpliwo�ci, co robi. Saucerhead te� nie. Zarycza� jak raniony bizon i ruszy� z ganku. Butami nawet nie dotyka� stopni. Gna�em, depcz�c mu po pi�tach i warcz�c jak szabloz�by, kt�remu podpalili ogon. W oczach mia�em �zy, tak �e nie widzia�em, co tratuj�. A jednak nie zdepta�em nikogo. Saucerhead utorowa� mi drog�. Cia�a fruwa�y mu spod n�g. Niewa�ne, czy mia�y dwie, czy dziesi�� st�p wzrostu. Kiedy Saucerhead dostaje sza�u, nic nie jest w stanie go powstrzyma�. Kamienne mury zaledwie go spowalniaj�. Kiedy dobiegli�my, Tinnie le�a�a na ziemi. Ludzie rozbiegli si� na boki. Nikt nie chcia� zna- le�� si� w pobli�u dziewczyny z no�em w plecach zw�aszcza, kiedy w jej stron� bieg�o dw�ch szale�c�w. Saucerhead nawet nie zwolni� kroku. Ja tak. Opad�em na jedno kolano obok Tinnie. Podnios�a wzrok. Nie wygl�da�a na cierpi�c�, tylko tak jako� smutno. W oczach mia�a �zy. Wyci�gn�a r�k�. Nie odezwa�em si�. O nic nie pyta�em. Nie pozwala�o mi na to �ci�ni�te gard�o. Nagle pojawi� si� Dean. Nie wiem, sk�d wiedzia�. Mo�e przez to nasze wycie. Przykucn�� obok. - Wezm� j� do �rodka, panie Garrett Mo�e Jego Ko�cisto�� raczy pom�c. Pan musi zrobi� to co nale�y. Wymamrota�em co�, co brzmia�o bardziej jak j�k ni� cokolwiek innego i z�o�y�em Tinnie w jego chudych, starczych ramionach. Nie by� atlet�, ale wytrzyma�. Wystartowa�em w �lad za Saucerheadem. II Tharpe mia� ca�� szeroko�� ulicy przewagi, ale szybko go dogania�em. Nie my�la�em. On my�la�. Bieg� r�wno, dopasowuj�c sw�j krok do tempa mordercy, mo�e �ledz�c, dok�d go zaprowadzi. Mnie to nie obchodzi�o. Nic mnie nie obchodzi�o. Nie rozgl�da�em si�, �eby sprawdzi�, co si� dzieje na ulicy. Chcia�em dorwa� tego no�ownika tak bardzo, �e prawie czu�em w ustach smak jego krwi. Wreszcie dogna�em Saucerheada. Z�apa� mnie za rami�, przytrzyma� i �ciska� tak d�ugo, a� b�l troch� mnie otrze�wi�. Kiedy wreszcie spojrza�em na niego przytomniej, pokaza� mi co�, wymachuj�c ramionami. Za�apa�em. I to ju� za pierwszym razem. Chyba staj� si� z wiekiem coraz inteligentniejszy. Chudzielec nie zna� drogi. Pr�bowa� tylko uciec. W starym TunFaire nie ma zbyt wielu pro- stych ulic. Wij� si�, jakby uk�ada�o je stado pijanych goblin�w o�lepionych s�o�cem. A facet trzyma� si� Macunado nawet wtedy, kiedy min�li�my punkt, gdzie zmienia nazw� na Arlekin, a potem zw�a si� i znowu zmienia nazw� na Alej� Dadville. - Spadam. - �ci��em na prawo, w alejk�, przebieg�em j�, wpad�em w zau�ek, wcisn��em si� w w�ski przesmyk miedzy domami, wdepta�em w zielsko kilku ludzi-szczur�w, paru zalanych w trupa ludzi, po czym zn�w wyprysn��em w Aleje Dadville, w miejscu gdzie zamyka ona �agodn�, szerok� p�tle wok� Dzielnicy Pami�ci. Ruszy�em na drug� stron� ulicy i zawis�em na balustradzie. Czeka�em, zdyszany, zziajany, ale szcz�liwy, bo, do cholery, wystarczy�o mi kondycji. By�em got�w. W�a�nie nadbiegali. W�saty chudziak gna� na o�lep, �miertelnie przera�ony, stara� si� tak mocno, �e by� �lepy na wszystko. S�ysza� tylko, �e dudnienie st�p za jego plecami zbli�a si�. Podpu�ci�em go, wyszed�em na ulic�, podstawi�em mu nog�. Polecia� szczupakiem, przeto- czy� si� tak, jakby kiedy� uczy� si� pad�w, wsta� z ca�ym impetem i �up! Wpad� wprost na koryto pe�ne wody, z rozp�dem przelecia� przez kraw�d� i plasn�� a� mi�o. Saucerhead zaj�� stanowisko z jednej strony koryta. Ja z drugiej. Tharpe da� mi po �apie. Mo- �e i lepiej - by�em zbyt zdenerwowany. Z�apa� typa za t�uste czarne kud�y i wsadzi� pod wod�, wyci�gn�� i stwierdzi�: - Taki jeste� zadyszany, �e d�ugo nie wytrzymasz pod wod�. - Zn�w podtopil w�sacza, zn�w go wyci�gn��. - Ta woda b�dzie coraz zmniejsza. B�dziesz to czu� i wiedzia�, �e, kurde, nic nie mo�esz na to poradzi�. Zaledwie dysza�, wszarz cholerny. Go�� w korycie rz�zi� i prycha� jeszcze gorzej ode mnie. Saucerhead zn�w wepchn�� mu �eb pod wod� i wyci�gn�� na u�amek sekundy przedtem, nim tamten wypi� po�ow�. - Opowiadaj, cz�owieczku. Co ci si� sta�o, �e dziabn��e� t� dziewczynk�? Pewnie by odpowiedzia�, gdyby m�g�. Nawet pr�bowa�, ale by� zbyt zaj�ty �apaniem tchu. Saucerhead podtopi� go raz jeszcze. Wynurzy� si�, chapn�� haust powietrza. - Ksi�ga... - zaszlochal. Zn�w si� zach�ysn��... i by� to jego ostatni oddech. - Jaka ksi�ga?! - rykn��em. Strza�ka z kuszy utkwi�a w gardle chudego. Druga stukn�a o koryto, trzecia przebi�a r�kaw Saucerheada. Tharpe przeskoczy� koryto i przygni�t� mnie do ziemi. Dwie, mo�e trzy kolejne strza�ki ze �wistem przelecia�y nad naszymi g�owami. Tharpe wcale nie dba�, �eby mi by�o wygodnie. Wystawi� na chwil� g�ow�. - Kiedy z ciebie zejd�, gnaj do tych drzwi. - Byli�my o jakie� osiem st�p od wej�cia do knaj- py. Wtedy wydawa�o si�, �e to ca�a mila. J�kn��em, bo nic innego nie mog�em z siebie wydo- by�, przygnieciony tak� kup� miecha. Saucerhead odtoczy� si� na bok. Pozbiera�em si�, ale w�a�ciwie nie uda�o mi si� wsta�. Pod- win��em tylko nogi i r�ce pod siebie i d�ugim nurem rzuci�em si� w stron� drzwi, wios�uj�c ko�czynami jak pies. Saucerhead depta� mi po pi�tach. - Ch�opie, ale si� wpakowali - szepn��em. Kusze w �rodku miasta by�y zabronione. - Co jest? - j�kn��em, zatrzaskuj�c za sob� drzwi. - Co, do jasnej... - Rzuci�em si� do okna i wyjrza�em przez szpar� we wci�� zamkni�tej okiennicy. Ulica by�a pusta, jakby bogowie pozamiatali j� wielk� miot��, je�li nie liczy� mieszanego to- warzystwa sze�ciu typ�w z kuszami. Rozproszyli si�, celuj�c w nas. Dw�ch wysun�o si� na- prz�d. Saucerhead zajrza� mi przez rami�. Barman za naszymi plecami wykrzykiwa� rutynowe: - Hej, wy tam! �adnych rozr�b w moim lokalu! Wyno�cie si� st�d! - Trzech kar��w, wilko�ak, cz�owiek-szczur i cz�owiek. Ciekawa zbieranina. - Faktycznie, dziwna. - Obejrza�em si�. - Ju� masz rozr�b�, stary. Chcesz j� sko�czy�, to po- m�. Co ze �rodk�w uspokajaj�cych masz w barze? By�em bez broni. Komu potrzebny arsena�, �eby pobiega� dooko�a domu? Tharpe te� nic nie mia�, jak zwykle. Oczywi�cie, liczy na swoj� si�� i rozum. Co sprawia, �e jest podw�jnie bez- bronny. � Je�li si� nie wyniesiecie, to si� przekonacie. - Stary, ja naprawd� nie mam zamiaru rozrabia�. Wcale mi to niepotrzebne. Ale powiedz to tym go�ciom na zewn�trz. Ju� kogo� zabili w twoim korycie. Wyjrza�em znowu. Dw�ch zbir�w wyci�gn�o z wody w�sacza. Obejrzeli go dok�adnie. Wreszcie chyba znale�li to, czego szukali; wrzucili go z powrotem, obejrzeli si� na knajp�, jakby rozwa�ali, czy do niej nie wej��. Saucerhead po�yczy� sobie st� od kilku staruszk�w, spokojnie pykaj�cych fajeczki i tul�cych do piersi kufle, kt�rych zawarto�� wystarczy im pewnie do zmroku. Poprosi� tylko grzecznie, �eby podnie�li kufle, chwyci� za st�, oderwa� jedn� nog� i rzuci� w moj� stron�, a drug� urwa� dla siebie. To, co pozosta�o, zamieni� w tarcze. Kiedy nasza dw�jka stan�a w drzwiach, waln�� kar�a w �eb, a wilko�aka rozsmarowa� na �cianie blatem. Poprawi�em strza�em z flanki. Jedna z kusz nie by�a uszkodzona. Chwyci�em j�, na�o�y�em be�t, wystawi�em g�ow� i odda- �em strza� z jednej r�ki w najbli�szy cel. Chybi�em, ale za to zahaczy�em kar�a stoj�cego o sto st�p dalej. Wrzasn��, a jego kumple pogalopowali w �wiat - Nie trafi�by� byka w stodole dziesieciostopowym dr�giem -marudzi� Saucerhead. Nim zdo- �a�em sobie to przemy�le�, z�apa� wilko�aka, kt�ry by� mniej wi�cej jego wzrostu, i potrz�sa- niem pr�bowa� przywr�ci� go do przytomno�ci. Nie uda�o si�. Nieszczeg�lny czarodziej z tego mojego kumpla Saucerheada. Nie pr�bowa�em si� zajmowa� kar�em. Facet dosta� w �eb tak, �e skr�ci� si� o stop�. Dlatego Tharpe sta� tylko, kr�ci� g�ow� i wygl�da� na zdziwionego. Uzna�em to za tak dobry pomys�, �e i ja zrobi�em to samo. Przez ca�y ten czas barman dar� si�, krzycza� co� o odszkodowaniu, klientela za� usi�owa�a wykopa� w pod�odze dziury, �eby si� schowa�. -I co teraz? - zapyta� Saucerhead. - Nie wiem. - Wyjrza�em na zewn�trz. - Poszli sobie? - Na to wygl�da. Ludzie zaczynaj� wychodzi� na ulic�. Faktycznie, najwi�ksza awantura ju� si� sko�czy�a. Teraz b�d� wychodzi�, liczy� cia�a i gada� jeden przez drugiego, jak to wszystko widzieli od pocz�tku do ko�ca, tak �e kiedy wreszcie pojawi si� w�adza, z ca�ej hi- storii prawdziwy pozostanie jedynie trup. - Chod�, zapytamy Tinnie. Dla mnie by� to przeb�ysk geniuszu. III Tinnie Tate nie by�a myszowat� domatork�, dla kt�rej szczytem wyzwania i przygody staje si� wyprawa na jarmark. Ale nie nale�a�a te� do dziewczyn, kt�re zadaj� si� z facetami wbi- jaj�cymi w ludzi no�e, ani z takimi, kt�rzy w��cz� si� w bandach, strzelaj�c z kusz do oby- wateli. Mieszka�a ze swoim wujkiem Willardem. Willard Tate by� szewcem. Szewcy nie na- le�eli do ludzi, kt�rzy robi� sobie takich �mierciono�nych wrog�w. Je�li but nie pasuje, klien- ci kln�, pomstuj� i ��daj� zwrotu forsy, ale nie wzywaj� zbir�w. My�la�em o tym, drepcz�c w stron� domu. To nie mia�o sensu. Truposz powiada, �e kiedy co� nie ma sensu, brakuje ci element�w uk�adanki albo uk�adasz je w niew�a�ciwy spos�b. Powta- rza�em sobie, �e musz� poczeka� i us�ysze�, co ma do powiedzenia Tinnie. Nie dopuszcza�em do siebie my�li, �e Tinnie mo�e nie by� w stanie udzieli� mi odpowiedzi. Nasz zwi�zek by� dziwny i wyboisty. Co� w stylu: razem �le, osobno jeszcze gorzej. Du�o si� k��cili�my. I cho� wydawa�o si�, �e uk�ad ten zmierza donik�d, by� dla mnie wa�ny. Mam wra�enie, �e trzyma� si� g��wnie na przeprosinach. W�a�nie przeprosiny by�y odporne na wszystko i gor�tsze od wrz�cej stali. Nim dotar�em do domu, wiedzia�em ju�, �e nie b�dzie wa�ne, co Tinnie zrobi�a, w co si� wpakowa�a, bo ten, kto j� skrzywdzi�, zap�aci za to z takim procentem, �e rekin lichwiarzy sp�onie ze wstydu. Stary Dean zmieni� nasz dom w fortec�. Gdyby Truposz spa�, nie otworzy�by mi. Ale na pew- no nie spa�, czu�em dotyk jego umys�u, gdy wali�em w drzwi i wrzeszcza�em jak charyzma- tyczny duchowny na �wi�tym zgromadzeniu. Wreszcie Dean otworzy�. Wydawa� si� o dziesi�� lat starszy i bardzo zm�czony. Nim zasun�� zasuw�, by�em ju� w korytarzu i otwiera�em drzwi do pokoju Truposza. Garrett! Dotyk umys�u Truposza by� niczym cios. Jak prysznic z lodowatej wody. Mia�em ochot� wrzasn��. To mog�o oznacza� jedynie... Le�a�a na pod�odze. Nie spojrza�em. Nie mog�em. Patrzy�em na Truposza, na ca�e jego czte- rysta pi��dziesi�t funt�w wype�niaj�ce fotel, w kt�rym siedzia� od czasu, kiedy czterysta lat temu kto� wsadzi� w niego n�. Gdyby nie dziesi�ciocalowa, s�oniowata tr�ba, mo�na by go wzi�� za najgrubszego cz�owieka �wiata. Truposz jednak by� Loghyrem, przedstawicielem rasy tak rzadkiej, �e w ci�gu ca�ego mojego �ycia nie s�ysza�em o kim�, kto widzia�by �ywego Loghyra. Mnie to nawet pasowa�o. Martwi i nieruchomi s� wystarczaj�co wkurzaj�cy. No bo tak: je�li si� zabije Loghyra, to on nie umiera tak po prostu. Nie masz go z g�owy ot tak, po prostu. Loghyr tylko przestaje oddycha� i ta�cowa�. Jego duch pozostaje jednak w ciele i robi si� coraz bardziej zmierz�y. Nie rozk�ada si�. A przynajmniej m�j ani troch� si� nie roz�o�y� przez te kilka lat, przez kt�re go znam. Jest co nieco uszkodzony tu i �wdzie, tam gdzie myszy, mole i to ca�e ta�atajstwo pod�era go, kiedy �pi i kiedy nikt nie patrzy. Nie zachowuj si� jak idiota, Garrett. Cho� raz od czasu naszej znajomo�ci zaskocz mnie i po- my�l, zanim skoczysz na �eb. I taki on ju� jest, Z regu�y nawet jeszcze gorszy. M�j lokator, czasem partner, nieraz nauczy- ciel. Pomimo jego kontroli zdo�a�em wyskrzecze�: - M�w do mnie, Chichotku. Powiedz, o co w tym wszystkim chodzi. Uspok�j si�. Nami�tno�� wi�zi rozs�dek. M�dry cz�owiek... Jasne. On tak zawsze, filozof z bo�ej �aski. Ale nie teraz, w tej ponurej sytuacji... Zacz��em co� podejrzewa�. Kiedy si� ju� przyzwyczaisz do jednego, konkretnego Loghyra, z tego, co wlewa do twojej g�owy, mo�esz wyczyta� wi�cej s��w, ni� ich tam jest w istocie. By� faktycznie w�ciek�y z powodu tego, co si� zdarzy�o, ale nie tak oburzony i ��dny zemsty, jak powinien by�. Zacz�- �em si� uspokaja�. - Znowu to zrobi�em, co? Masz ogromn� wpraw� w wyci�ganiu mylnych wniosk�w. - Nic jej nie b�dzie? Wydaje si�, �e rokowania s� dobre. B�dzie jednak potrzebowa�a opieki fachowego chirurga. Pogr��y�em j� w g��bokim �nie do czasu, a� si� kto� taki pojawi. - Dzi�ki. Powiedz mi zatem, co z niej wyci�gn��e�. Nie ma poj�cia, o co chodzi. Nigdy nie by�a w nic zamieszana. Nie zna�a cz�owieka, kt�ry wbi� jej n�. Wyj�tkowo nie skorzysta� ze swych zasob�w sarkastycznych komentarzy, gdy doda�: Przysz�a, �eby si� z tob� zobaczy�. Zasn�a zupe�nie zdezorientowana. Zluzowa� nieco kontrol� nad moj� osob� i pozwoli�, bym usadowi� si� w wielkim fotelu, przeznaczonym specjalnie dla mnie, gdy go odwiedzam. Dop�ki nie wpakowa�e� si� tu ze swymi wspomnieniami, by�em pewien, �e chodzi o przypad- kow� zbrodni�. To znaczy, �e ju� sobie pogrzeba� w moich wspomnieniach z po�cigu. Do��czy� do nas Saucerhead. Opar� si� o por�cz fotela i spojrza� na Tinnie. Natychmiast wy- ci�gn�� ten sam wniosek, co ja. Podziwia�em jego opanowanie. Lubi� Tinnie, a w sercu ho�u- bi� specjalne miejsce dla facet�w, kt�rzy marnuj� dziewczyny. Sam straci� kiedy� kobiet�, kt�r� mia� chroni�. Nie ze swojej winy. Rozwali� p� plutonu morderc�w i pozwoli� si� zabi� w dziewi��dziesi�ciu procentach, �eby j� ocali�. Od tamtej pory ju� nigdy nie wr�ci� do sie- bie. - Ten tu �mieszek u�pi� j�. Uwa�a, �e nic jej nie b�dzie. - Sukinkoty i tak za to zap�ac� - warkn��, udaj�c twardziela, ale ca�y a� promieniowa� ulg�. Udawa�em, �e nie widz� tego pokazu �s�abo�ci". Ksi�ga? zapyta� Truposz. Tylko tyle z niego wyci�gn��e�, nim zacz�li strzela�? Tak jakby to by�a moja wina. Zaraz tu te� poleje si� krew. Cholernie dobrze wiedzia�, �e nie mamy nic wi�cej. Dobrze sobie przejrza� nasze g�owy. - To wszystko. - Po prostu. Taka by�a moja nowa taktyka. Dostaje sza�u, kiedy si� nie broni�. W jej my�lach nie by�o ani s�owa o ksi�dze. - Nie mamy wiele na pocz�tek - mrukn�� Saucerhead. Straci� ju� rozp�d. Tinnie wyzdrowieje, wiec nie b�dzie musia� rusza� w b�j i mordowa�, kogo popadnie. A przynajmniej nie od razu. Za to wsp�lnie b�dziemy musieli wy�ledzi� osoby odpowiedzialne. Nie. Proponuj�, �eby�cie si� obaj uspokoili, a potem dok�adnie przypomnieli sobie tamtych zbir�w. Ka�dy, nawet niewielki szczeg� mo�e mie� ogromne znaczenie. Garrett, je�li uwa- �asz, �e to takie wa�ne, mo�esz pomy�le� o upomnieniu si� o d�ug, kt�ry podobno masz u Chodo Contague'a. Jakby siedzia� w mojej g�owie. - Zrobi� to, je�li b�dzie trzeba. Za wcze�nie o tym my�le�. Musz� teraz za�atwi� Tinnie opie- k� i troch� si� pozbiera�, zanim wyrusz� na jak�� krucjat�. - By� to dok�adny cytat jego s��w, kt�rych u�ywa� przy takich okazjach, ale tym razem uda�, �e nie s�yszy. -Co� si� stanie i ju� po niej. Zaraz skontaktuj� si� z Chodo, o tak. - Pstrykn��em palcami. Jestem �r�d�em wszel- kich talent�w. Chodo Contague, cz�sto zwany kacykiem, to wielki mistrz zorganizowanego �wiata przest�p- czego TunFaire. W pewnych sprawach jest pot�niejszy od kr�la. I nie jest moim przyjacie- lem. W�a�ciwie stanowi niemal wcielenie wszystkiego, czego nienawidz�. Na sam� my�l, �e musia�bym si� z nim zobaczy�, ciarki chodz� mi po plecach. Jednak, wykonuj�c sw�j zaw�d, przypadkiem wy�wiadczy�em mu kilka przys�ug. Chodo ma obsesyjne, cho� wypaczone, po- czucie honoru. Ta kupa szlamu my�li, �e jest mi co� winna. Niech mnie! - on zrobi dos�ownie wszystko, �eby sp�aci� sw�j d�ug. Wystarczy, �e powiem s�owo, a on wystawi do mojej dys- pozycji dwa tysi�ce zbir�w, byle tylko wyr�wna� d�ug. Stara�em si� do tej pory unika� tej niepo��danej wdzi�czno�ci, bo nie chcia�em, by moje na- zwisko wi�zano z nim. W �aden spos�b. Zaszkodzi�oby to moim interesom, gdyby ludzie doszli do wniosku, �e siedz� w jego kieszeni. Do licha. Przecie� nie powiedzia�em, co zrobi�. Jestem kim�, kogo ludzie, kt�rzy mnie nie lubi�, nazywaj� �apsem. Detektyw i poufny agent. Trzeba mi tylko zap�aci� - i to z g�ry - a ja ju� znajd� wszystko co trzeba. Do�� cz�sto s� to rzeczy, o kt�rych wola�by� nie wiedzie�. Nie zdarza mi si� raczej dokopywa� do dobrych nowin. Taka ju� jest natura mojego zawodu. Jako zaufany agent zajmuj� si� zast�powaniem klienta, na przyk�ad p�ac�c w jego imieniu porywaczowi lub szanta�y�cie i pilnuj�c, �eby nie odstawi� komedii w ostatniej chwili. Ci�- ko pracowa�em, �eby stworzy� sobie reputacj� nieskalanego rycerza, go�cia, kt�ry gra czysto i spada na ciebie jak przys�owiowy grom z nieba, je�li kombinujesz co� z moim klientem. I dlatego w�a�nie nie chcia�bym, �eby kto� mnie pos�dza� o konszachty z Chodo. Je�li Tinnie umrze, zmieni� zasady. Dla Tinnie rzuc� si� na o�lep pe�nym rozp�dem, a kto- kolwiek stanie mi na drodze, niech lepiej rozliczy si� ze swymi bogami, bo nie spoczn�, do- p�ki nie po�r� czyjej� w�troby. Je�li Tinnie umrze. Truposz twierdzi, �e powinna si� wyliza�. Wierzy�em, �e si� nie myli. Cho� ten jeden raz. Zazwyczaj �ywi� nadziej�, �e nie b�dzie mia� racji, bo jest cholernie nieomylny i ci�ko pra- cuje, �ebym o tym nie zapomnia�. Dean przyni�s� tac�, a na niej piwo i co� mocniejszego, na wypadek gdyby�my tego potrze- bowali. Saucerhead wzi�� piwo. Ja te�. - Dobre. W�a�nie tego mi by�o potrzeba po tym biegu. Proponuj�, �eby� poszed� do jej wuja, podsun�� Truposz. Powiedz mu o tym, co si� sta�o, i dowiedz si�, co masz dalej robi�. Mo�e on ci co� podpowie. Jasne. Musia� to powiedzie�. Sam by�em ciekaw, kto w ko�cu p�jdzie poinformowa� rodzin�. Przecie� musi by� kto�, kogo b�d� m�g� ubra� w to wdzi�czne zadanie. Kandydaci nadchodz� t�umnie w liczbie jednego, Garrett. I sam to wymy�li�. Prosz�, co za geniusz. Certyfikowany - i certyfikowalny - geniusz. Tylko zadaj pytanie, a on b�dzie ci na nie odpowiada� ca�ymi godzinami. W ka�dym innym przypadku odpowiedzia�bym mu tak� wi�zank�, a� mi�o, ale tym razem widmo Willarda Tate'a zast�pi�o mi drog�. - Nie ma sprawy. Ju� lec�. - Ja te� - doda� Saucerhead. - Musz� sprawdzi� par� rzeczy. Doskonale. Doskonale. Teraz, kiedy wszystko jest pod kontrol�, mog� sobie uci�� ma�� drzemk�. Uci�� sobie drzemk�. Jasne. Na przestrzeni tych wszystkich lat czas, przez jaki nie �pi, w ku- pie m�g�by nie przekroczy� sze�ciu miesi�cy. Wypu�ci�em Saucerheada przez frontowe drzwi. Potem poszed�em do kuchni, zmuszaj�c De- ana, �eby naci�gn�� mi jeszcze jedno cudowne piwo. - Musz� uzupe�ni� to, co wypoci�em. Skrzywi� si�. Ma swoje zdanie na temat mojego trybu �ycia. Wprawdzie jest tylko pracowni- kiem, ale pozwalam, �eby powiedzia�, co mu le�y na sercu. Mamy tak� umow�. On m�wi, a ja nie s�ucham. I wszyscy s� szcz�liwi. Bez wielkiego entuzjazmu wyszed�em na ulic�. Staruszek Tate i ja nie jeste�my kumplami od serca. Kiedy� robi�em co� dla niego i potem przez jaki� czas my�la� o mnie nieco lepiej. Po- tem jednak rok zabawy w kotka i myszk� z Tinnie znacznie zmieni� jego opini� na m�j temat IV Dom Tate'�w wyprowadzi ci� w pole. I tak ma by�. Z zewn�trz wygl�da jak rz�d starych ma- gazyn�w, o kt�re nikt nie dba. A dlaczego? �atwo si� zorientowa�, patrz�c na ulic� przed nimi. Po pierwsze, G�ra. Nasi w�adcy to czujne bestie, kt�re tylko czyhaj� na fortuny, �eby je przepuszcza� przez sito prawa i podatk�w. Po drugie, slumsy na dole. Produkuj� one wyj�t- kowo nieprzyjemnych i chciwych facet�w, kt�rzy wywr�c� ci� na lew� stron� za jednego miedziaka. Dlatego dom Tate'�w wygl�da jak rodowa siedziba biedy z n�dz�. Tate'owie to r�d szewc�w, produkuj�cych zar�wno obuwie dla armii, jak i delikatne pantofel- ki dla dam z G�ry. Wszyscy s� mistrzami. Maj� wi�cej bogactw, ni� im potrzeba, i nie wie- dz�, co z nimi robi�. Porz�dnie potrz�sn��em bram�, a� zabrz�cza�a. Pojawi� si� m�ody Tate. By� uzbrojony. Tinnie by�a jedynym przedstawicielem tego rodu, kt�ry wychodzi� poza bram� bez broni. - Garrett? Dawno ci� tu nie by�o. - Znowu pok��ci�em si� z Tinnie. Zmarszczy� brwi. - Wysz�a kilka godzin temu. My�la�em, �e wybiera si� do ciebie. - Bo tak by�o. Musz� si� widzie� z wujkiem Willardem. To wa�ne. Oczy ch�opaka przybra�y rozmiar spodk�w. Wyszczerzy� z�by. Pewnie uzna�, �e wreszcie wykrztusz� w�a�ciwe pytanie. Otworzy� bram�. - Nie gwarantuj�, �e ci� przyjmie. Wiesz, jaki on jest - Powiedz, �e to nie mo�e czeka� na lepsz� okazj�. - Chyba ci� solidnie zasypa�o tej zimy - mrukn��. - R�a b�dzie zdruzgotana. - Prze�yje. - R�a by�a c�rk� Willarda i jego jedynym �yj�cym potomkiem, bardziej gor�ca ni� trzy po�ary i pokr�cona jak lina ze splecionych w�y. - Zawsze dochodzi do siebie. Ch�opak poci�gn�� nosem. �aden z Tate'�w nie przepada� za R�. By�a uosobieniem k�opo- t�w i nigdy nie przyjmowa�a do wiadomo�ci nauczek. - Powiem wujkowi, �e jeste�. Wszed�em do centralnego ogrodu, �eby poczeka�. Wydawa� si� smutny i opuszczony. Latem przypomina dzie�o sztuki. Tate'owie mieszkaj� w otaczaj�cych go budynkach. Mieszkaj� tam, pracuj�, rodz� si� i umieraj�. Niekt�rzy jeszcze nigdy nie byli na zewn�trz. Ch�opak wr�ci� z b�lem na twarzy. Widocznie Willard da� mu po uszach, �e mnie wpu�ci�, ale nie kaza� ryzykowa� uszkodze� cia�a podczas wyrzucania mnie na ulic�. U�miechn��em si� do tej my�li. Ch�opak by� wielki, jak tylko Tate'owie potrafi�, to znaczy pi�� st�p i dwa cale. Willard kiedy� mi m�wi�, �e w �y�ach rodziny p�ynie troch� elfiej krwi. Sprawia ona, �e dziewczyny s� egzotyczne i pi�kne, a ch�opcy przystojni, jednak tak mali, �e bez problemu mog� przej�� pod ko�skim brzuchem i nawet nie uderz� si� w g�ow�. Willard Tate nie by� wy�szy ni� ca�a reszta klanu. Prawie gnom. Wok� �ysiny na szczycie g�owy wyrasta�y d�ugie w�osy, zwisaj�ce z ty�u i po bokach a� na ramiona. Siedzia� schylony nad warsztatem, zaj�ty wbijaniem mosi�nych gwo�dzi w obcas buta. Mia� na nosie par� okular�w z TenHagen o kwadratowych szk�ach. Nie s� tanie. Mrok roz�wietla�a jedna s�aba lampa. Tate pracowa� w�a�ciwie po omacku. - Zrujnujesz sobie wzrok, je�li nie zapalisz wi�cej �wiate�. -Tate to jeden z najbogatszych lu- dzi w TunFaire i przy okazji najwi�kszy dusigrosz. - Masz minut�, Garrett - To przemawia�o jego lumbago. Albo co innego.- No to bez ogr�dek. Tinnie dosta�a no�em. Spojrza� na mnie i gapi� si� tak przez po�ow� czasu, jaki mi wyznaczy�. Potem od�o�y� narz�- dzia. - Masz r�ne wady, ale nie powiedzia�by� tego, gdyby to nie by�a prawda. Opowiadaj. Opowiedzia�em. Przez chwil� milcza�. Patrzy�, ale nie na mnie, tylko na duchy czaj�ce si� za moimi plecami. Jego �ycie pe�ne by�o takich rozsta�. Najpierw �ona, potem dzieci, brat, wszyscy przedwcze- �nie zeszli z tego �wiata. By�em zaskoczony, �e nie obwinia� mnie o to od razu. - Z�apa�e� faceta, kt�ry to zrobi�? - Nie �yje. - Opowiedzia�em wszystko jeszcze raz. - Szkoda, chcia�bym mie� cho� kawa�ek. - Zadzwoni� ma�ym dzwonkiem. Natychmiast poja- wi� si� jeden z jego bratank�w. - Po�lij po doktora Meddina - poleci� mu Tate. - Szybko. I wy�lij p� tuzina ch�opc�w do do- mu pana Garretta. Teraz by�em dla niego �panem". - Tak jest, sir. - Ch�opak ruszy� zwo�ywa� ochotnik�w. - Co� jeszcze, panie Garrett? - Chcia�bym si� dowiedzie�, czy kto� mia� jakie� powody, aby zabija� Tinnie. - Chyba �eby tobie si� dobra� do sk�ry. Bo jest zwi�zana z tob�. - Wielu ludzi mnie nie lubi. - W��czaj�c w to obecnych. - Ale �aden z nich nie dzia�a w taki spos�b. Gdyby chcieli mojej sk�ry, spaliliby mi dom. Ze mn� w �rodku. - Wi�c to co� bez sensu. Przypadkowa ofiara maniaka lub pomy�ka co do osoby. - Jest pan pewien, �e nie by�a w nic wplatana? - Jedyna ciemna sprawka, w jak� wpl�tana by�a Tinnie, to ty. - Nie powiedzia� tego, ale pra- wie s�ysza�em jego my�li: �Mo�e to da jej nauczk�". - Nigdy nie opuszcza�a domu, chyba �e sz�a na randk� z tob�. Skin��em g�ow�. Na pewno dobrze jej pilnowa�. Sam chcia�em wierzy�, �e to przypadek. TunFaire jest przeludnione i skorodowane n�dz�. Prawie co dzie� kto� kogo� gania z siekier� lub urz�dza mu operacj� plastyczn� m�otem ko- walskim. Ch�tnie bym to kupi�, gdyby nie obecno�� junak�w, kt�rzy odstawili balet ze mn� i Saucerheadem. - Kiedy go z�apa�em, facet wykrztusi� s�owo �ksi�ga" - powiedzia�em. - Potem koledzy go uciszyli. Je�li to byli jego koledzy. - M�wi to panu co�? Tate potrz�sn�� g�ow�. Podobne do paku� w�osy zata�czy�y. - Tak w�a�nie mi si� zdawa�o. Cholera. Je�li panu co� przyjdzie do g�owy, prosz� da� zna�. A ja te� b�d� informowa� o wszystkim. - Lepiej, �eby tak by�o. Moja minuta trwa�a ju� za d�ugo. Chcia� dalej pracowa�. Bratanek wr�ci� i oznajmi�, �e zebra� sw�j oddzia�. - Przykro mi, sir - wyszepta�em. - Wola�bym, �ebym to ja by� na jej miejscu. - Ja te� bym wola�. - Jasne. Zgadza� si� ze mn� w stu procentach. I b�d� tu, ch�opie, mi�y dla kogo�.. V Zapad�em si� w sw�j fotel i zda�em relacje Truposzowi, podczas gdy ch�opcy Tate'a zabierali Tinnie. Mieli nawet w�z, �eby zawie�� j� do domu. A najlepszy z mo�liwych lekarz ju� b�- dzie czeka�. Mia�em to z g�owy. Nic nie zyska�e�, podsumowa� Truposz, kiedy sko�czy�em. - My�l�, �e Tate ma racj�. Napadli niew�a�ciw� osob�. Kr�cisz si� po tym �wiecie od jakiego� czasu, to znaczy od po�owy wieczno�ci. Jeste� pewien, �e s�owo �ksi�ga" nic ci nie m�wi? Nic a nic. S� ksi�gi i ksi�gi, Garrett. Istniej� takie, za kt�re mo�na pope�ni� zbrodnie, bo s� tak rzadkie albo tak wa�ne. Nie podejm� si� zgadywanek na �lepo. Nie mo�emy nawet mie� pewno�ci, �e ten go�� m�wi� o jakiej� konkretnej ksi�dze. Mo�e my�la� o ksi�dze wygranych w grach hazardowych. Albo o prywatnej ksi�dze wspomnie�, gdzie znalaz�by� jakie� nazwiska. Nie wiemy. Odpr� si� troch�. Zjedz co�. Przyjmij sytuacj� tak�, jaka jest i sta� ponad ni�. -Nikt nie przychodzi�, �eby pyta� o zabitych? - Stra� TunFaire nie jest policj� w pe�nym zna- czeniu tego s�owa. Zadaniem jej cz�onk�w jest pilnowanie, czy si� nie pali, albo czy nie s� zagro�eni nasi w�adcy. Lapanie przest�pc�w znajduje si� daleko na ko�cu listy, ale czasami pokr�c� si� tu i �wdzie i przyskrzyni� jakiego� �otrzyka. TunFaire zosta�a pob�ogos�awiona pewn� liczb� bardzo g�upich przestepc�w. Nikogo tu nie by�o. Id� co� zje��, Garrett. Zajmij si� potrzebami cia�a. Niech duch odpocznie, od�wie�y si�. Zaponij o tym. Wszystko dobre, co si� dobrze ko�czy. Dobra rada, nawet je�li pochodzi od niego. Ale on zawsze jest tak cholernie m�dry i rozs�d- ny... chyba �e pr�buje igra� z moim umys�em. Dopiek� mi tym ch�odem i rozs�dkiem. Wynio- s�em si� do kuchni. Dean wci�� by� w szoku, rozkojarzony, poniewa� nie�askawy los dopad� go tak blisko domu. Mysl� by� o tysi�ce mil st�d, mieszaj�c jaki� sos. Nawet na mnie nie spojrza�, podaj�c mi ta- lerz, kt�ry do tej pory trzyma� w cieple. Ja te� nie popatrzy�em, co jem, a to samo w sobie ju� jest zbrodni�, bior�c pod uwag�, jakim kucharzem jest Dean. Sam zreszt� unosi�em si� o kilka jard�w nad w�asn� g�ow�. Nie przerwa�em staruszkowi jego zadumy. Rad by�em, �e tak si� o nas troszczy: Wsta�em, �eby wyj��. Dean obejrza� si� na mnie. - Ludzie nie powinni robi� takich rzeczy, panie Garrett - Masz racj�, nie powinni Jeste� pobo�nym facetem. Podzi�kuj bogom, �e nie sta�o si� nic gorszego. Kiwn�� g�ow�. Og�lnie to dobry cz�owiek, ci�ko pracuj�cy na utrzymanie niewdzi�cznej bandy bratanic - panien, ale niesko�czenie szpetnych, do tego sprawiaj�cych mu mn�stwo problem�w. Og�lnie. Teraz jednak wyczuwa�em w nim ��dz� krwi wi�ksz� ni� u wampira, kt�ry od roku nie mia� nic w pysku. Nie mog�em si� odpr�y�. By�o niby po wszystkim, ale moje nerwy po prostu nie przyjmo- wa�y tego do wiadomo�ci. Pocz�apa�em korytarzem do frontowych drzwi, wyjrza�em na ze- wn�trz. Potem sprawdzi�em ma�y pokoik od frontu, jakbym spodziewa� si� znale�� tam ukryt� zapomnian� blondynk�. W�a�nie si� sko�czy�y. Podrepta�em z powrotem do luksusowej trumny, kt�r� nazywam biurem, pomacha�em r�k� Eleanor na �cianie, przeszed�em przez ko- rytarz i wlaz�em do pokoju Truposza, kt�ry zajmuje wi�ksz� cz�� lewego skrzyd�a pokoju. Pomieszczenie mie�ci nie tylko jego cielsko, lecz r�wnie� bibliotek�, skarbiec, i wszystko, co ma dla nas jak�� warto��. Nic nie znalaz�em. T�sknie spojrza�em na schody, ak nie poszed�em na g�r�. Przemierzy�em jeszcze raz ca�� tras�, zatrzymuj�c si� na chwile przy drzwiach, by sprawdzi�, czy przypadkiem m�j dom nie sta� si� nagle atrakcj� turystyczn� dla kar��w. Nie zauwa�y�em �adnych podgl�daczy. Czas wl�k� si� niemi�osiernie. Wszystkim nagle zacz��em dzia�a� na nerwy. To zreszt� zwykle wychodzi mi najlepiej, ale w tej chwili zacz��em dzia�a� na nerwy r�wnie� sobie. Mia�em do�� nawet moich w�asnych mamrotanych pod nosem dowcip�w. Kiedy jednak Dean warkn�� i zacz�� pr�bowa�, jak pa- suje mu do r�ki uchwyt jego ulubionej patelni, stwierdzi�em, �e czas ju� i�� na g�r�. Przez chwile wygl�da�em przez okno, w poszukiwaniu Saucerheada, albo kogo� w czarnym kapeluszu, kto by mnie te� obserwowa�. Ale w pilnowanym garnku woda gotuje si� znacznie wolniej. Kiedy i tym si� zm�czy�em, zwiedzi�em szaf�, w kt�rej trzymam najbardziej �mierciono�ne narz�dzia mojej profesji. Jest to bardzo zgrabny, podr�czny arsena�, zawieraj�cy odpowiednie przyrz�dy na ka�d� okazj� i pasuj�ce do ka�dego stroju. Nigdy nikt jeszcze nie przy�apa� mnie z broni�, kt�ra nie pasuje mi do kapelusza. Wszystko by�o w jak najlepszym porz�dku. Nie mia�em okazji, by da� upust zdenerwowaniu, ostrz�c i poleruj�c. Obejrza�em tylko ca�y zestaw. Nic z tego, co mia�em, nie nadawa�o si� do zabawy z kusznikami. Pozosta�o mi jeszcze kilka buteleczek z czas�w, kiedy wykonywa�em tajne zlecenie dla Wiel- kiego Inkwizytora. Wyj��em skrzynk� i zajrza�em do �rodka. Trzy buteleczki, szmaragdowa, szafirowa i rubinowa. Zawiera�y po oko�o dwie uncje p�ynu i po st�uczeniu ka�da z nich jako� odbiera�a ch�opakom-zawadiakom ch�� do walki. Zawarto�� czerwonej sprawia�a, �e cia�o sp�ywa�o im z ko�ci. Oszcz�dza�em j� na kogo�, kto naprawd� b�dzie dzia�a� mi na nerwy. Je�li kiedykolwiek jej u�yj�, b�d� musia� wia� co si� w nogach. Odstawi�em pude�ko, pod ubraniem obwiesi�em si� no�ami, gdzie si� da�o, jeden umie�ci�em na widocznym miejscu przy pasie, po czym zdj��em ze �ciany najpo�yteczniejszy ze wszyst- kich instrument�w, ukochan� d�bow� pa�� d�ugo�ci osiemnastu cali Jej roboczy koniec za- wiera� funt o�owiu i potrafi�a zdzia�a� cuda, je�li chodzi o moj� zdolno�� przekonywania pod- czas sprzeczki. No i co ja teraz mam ze sob� zrobi�? Wybra� si� na poszukiwanie jakich� zbir�w, korzystaj�c z og�lnych zasad? Jasne, czemu nie. Przy moim szcz�ciu pr�dzej zwali si� na mnie jaki� bu- dynek, ni� znajd� odpowiedni materia� do rozwa�ki Uda�o mi si� jako� zabi� czas do kolacji. G��wnie dzi�ki temu, �e zacz��em si� zastanawia�, dlaczego w�a�ciwie jestem taki niespokojny i niesw�j. Tinnie by�a ranna, ale si� wyli�e, a ja - w jakim� sensie - zdo�a�em przekona� jej napastnik�w, �eby nie pr�bowali powtarza� napa�ci. Wszystko zatem dobrze si� sko�czy�o. Wszystko b�dzie dobrze. Jasne VI Tej nocy niewiele spa�em. Dla TunFaire by� to czas dziw�w - mo�e z powodu pogody? Ca�y �wiat nagle dosta� kr��ka, nie tylko ja z moim bieganiem i wczesnym k�adzeniem si� spa�, �eby wsta� o takiej godzinie, o jakiej ka�da normalna istota znajduje si� w pozycji horyzontalnej. Z mur�w miasta mo�na by�o ogl�da� mamuty. Tygrysy szabloz�be spacerowa�y sobie o dzie� drogi od centrum. Kr�- �y�y plotki o wilko�akach. Kr��y�y plotki o gromojaszczurach dostrze�onych w pobli�u Kir- chHeis, o sze��dziesi�t mil na p�noc od TunFaire, dwie�cie mil na po�udnie od ich normal- nych �erowisk. Na po�udniu centaury i jednoro�ce, uciekaj�ce przed zaci�tymi walkami w Kantardzie, przedosta�y si� na terytorium Karenty. A co noc niebo nad miastem wype�nia�o si� skrzecz�cymi mor-Cartha, dziwacznymi stworzeniami, kt�re tradycyjnie ogranicza�y swe wyprawy do dr�ek w deszczowych lasach na bagnach kraju gromojaszczur�w. Gdzie morCartha podziewa�y si� za dnia, nikt nie wiedzia� - i tak naprawd� nikogo to nie ob- chodzi�o. Co noc jednak �miga�y one nad dachami, za�atwiaj�c stare porachunki plemienne, lub zni�a�y lot, �eby naignwa� si� z porz�dnych obywateli i kra�� wszystko, co le�y luzem. Wi�kszo�� ludzi akceptowa�a ich obecno�� jako dow�d migracji gromojaszczur�w. W ich kraju morCartha �y�y na czubkach drzew i przesypia�y ca�e dnie. To sprawia�o, �e stawa�y si� �atw� przek�sk� dla wi�kszych gromojaszczur�w, kt�re cz�sto maj� ponad trzydzie�ci st�p wzrostu. Mimo porannego podniecenia pr�bowa�em po�o�y� si� do ��ka o godzinie, kt�r� Truposz i Dean perwersyjnie nazywaj� �rozs�dn�". Wed�ug mojej teorii, je�li wstan� wystarczaj�co wcze�nie, moi s�siedzi nie zd��� wyj��, by naigrawa� si� z mojego biegania i wytyka� pal- cami biednego Garretta. Tej nocy jednak morCartha przenios�y si� ze swoim powietrznym karnawa�em w s�siedztwo mojej sypialni Brzmia�o to prawie jak napowietrzna bitwa stulecia. Krew i martwe cia�a spada�y niczym deszcz po�r�d og�uszaj�cych wrzask�w. Za ka�dym ra- zem, gdy zaczyna�em ju� odp�ywa� w nico��, natychmiast rozpoczyna�y jak�� absurdaln�, kakofoniczn� konfrontacje tu� pod moimi oknami. Uzna�em, �e najwy�szy czas, aby kto� na G�rze dozna� objawienia i zaci�gn�� je wszystkie jako najemnik�w, �eby po Kantardzie szu- ka�y Glory'ego Mooncalteda. Niech to on s�ucha ca�ymi nocami ich skrzeczenia. Staruszek Glory prawdopodobnie i tak niewiele sypia�. Karenta sta�a za wszystkim, co aktual- nie wrza�o w jego kotle. Podgryzali jego taniutk� republik� delikatnie, ale nieuchronnie i bez lito�ci, nie daj�c mu spokoju i szansy na z�apanie tchu i zwr�cenie swego geniuszu przeciwko ich rozpaczy. Wojna pomi�dzy Karenta i Venageta toczy�a si� od czas�w mojego dziadka Sta�a si� mniej wi�cej tak� sam� cz�ci� naszego �ycia jak pogoda. Glory Mooncalled rozpocz�� karier� jako kapitan-najemnik wojsk Venagetich, wda� si� w powa�n� dyskusje z ich wojennymi lordami, po czym przeszed� na nasz� stron�, dysz�c gniewem i zemst�. A kiedy ju� rozwali� wszyst- kich i wszystko, co mu przeszkadza�o, nagle og�osi� Kantard - kt�rego w�adanie by�o g��w- nym powodem ca�ej wojny - niezale�n� republik�. Wszystkie tubylcze, nie-ludzkie rasy Kan- tardu popar�y go natychmiast i tym sposobem i Karenta, i Venageta mia�y cho� raz w historii jeden wsp�lny cel � obalenie Glory'ego Mooncalleda. A kiedy to nast�pi, wojna rozp�ta si� na nowo, jak zwykle. Wszystko to bardziej interesuje Truposza ni� mnie. Odb�bni�em moje pi�� lat w Marines i prze�y�em. Nie chce o tym pami�ta�. Truposz chce. Glory Mooncalled to jego konik. W ka�dym razie spa�em bardzo �le i kiedy wreszcie wsta�em, mia�em znacznie gorszy humor ni� zwykle. W najlepsze poranki jestem cz�owiekiem jedynie z lito�ci. Ranek to najbardziej wszawa pora dnia, a im ni�ej s�o�ce jest na wschodzie, tym bardziej wszawa si� staje. Ha�as na ulicy zacz�� si� mniej wi�cej w tej samej chwili, w kt�rej postawi�em stopy na pod- �odze. Jaka� kobieta krzycza�a. By�a przera�ona. Nic tak szybko nie pobudza mnie do czynu. Znala- z�em si� na dole z niewielkim arsena�em, nim jeszcze pomy�la�em, co robi�. Kto� wali� w drzwi, wrzeszcz�c moje nazwisko i b�agaj�c, �eby go wpu�ci�. Wyjrza�em przez wizjer. Jedna uncja mojego m�zgu zacz�a ju� prac�. Ujrza�em twarz kobiety. Przera�onej kobiety. Dygo- cz�cymi r�kami odsun��em zasuwy i otwar�em szeroko drzwi. Do sieni wpad�a naga kobieta. Gapi�em si� na ni� przez p� minuty, nim m�j m�zg wreszcie zaskoczy�. Dopiero wtedy wyjrza�em na ulic�. Nie zobaczy�em nikogo, z wyj�tkiem czego� wielko�ci paj�czej ma�pki i podobnie zbudowanego, ale bez sier�ci i czerwonego, ze skrzy- d�ami nietoperza zamiast �ap i �opatkowatym szpicem na ko�cu ogona. Stworzenie miota�o si� i piszcza�o przera�liwie. Skrajem ulicy przemaszerowa� miejski cz�owiek-szczur. Gdy tylko stw�r przesta� si� rusza�, natychmiast zgarn�� go szufl� i wrzuci� na taczki. Krewni stworze- nia nie zaprotestowali ani nie za��dali zwrotu trupa. MorCartha s� niewra�liwe na los swoich drogich zmar�ych. A wi�c teraz robi� to ju� w dzie�. No, je�li mo�na to nazwa� dniem tylko dlatego, �e jest ja- sno. Osobi�cie uwa�am, �e dzie� zaczyna si� mniej wi�cej w chwili, gdy s�o�ce zaczyna �wieci� nad g�ow�. Zatrzasn��em drzwi, okr�ci�em si� na pi�cie. Kobieta zemdla�a. A to, co zobaczy�em, nawet w tym s�abym �wietle, sprawi�o, �e w�osy stan�y mi na g�owie i rozszczepi�y si� na ko�cach. Nie mia�a na sobie nawet nitki, ale by�a odpowiednio zbudowana do tego, by chodzi� bez odzienia. W lewej d�oni �ciska�a niedbale zwini�ty pakunek. Nie by�em w stanie rozgi�� jej palc�w. S�owo �oszo�omiony" cz�sto jest nadu�ywane w tej erze przesady, ale niecz�sto cz�owiekowi zdarza si� znale�� w sytuacji, w kt�rej jego u�ycie jest jak najbardziej uzasadnione. Tym ra- zem tak by�o. Nie wiedzia�em, co mam robi�. Nie zrozumcie mnie �le, nie mam nic przeciwko nagim kobietom. Zw�aszcza je�li s� pi�kne i biegaj� po moim domu. A szczeg�lnie, gdy nie musz� ich goni�, a one nie maj� zamiaru ucie- ka�. Jednak nigdy dot�d �adna nie zawita�a do moich drzwi w wy�cigowym stroju i �adna nie pad�a mi do n�g tak, �e nie by�em w stanie jej przebudzi�. Wci�� zastanawia�em si�, co mam robi�, gdy Dean stawi� si� do pracy. Dean jest moim gospodarzem i kucharzem, je�li jeszcze na to nie wpadli�cie. To kwa�ny na g�bie, ale sentymentalny staruszek, kt�ry ma pewnie z tysi�c lat i powinien urodzi� si� ko- biet�, bo by�by dla kogo� znakomit� �on�. Umie gotowa� i sprz�ta�, a ci�to�ci� j�zora dor�w- nuje najz�o�liwszym megierom. - W�a�nie upra�em ten dywan, panie Garrett. Czy nie m�g�by pan ograniczy� swoich harc�w do pi�tra? - W�a�nie j� wpu�ci�em, Dean. Wpad�a tu wprost z ulicy. Otworzy�em drzwi, a ona wlecia�a do sieni i zemdla�a. Mo�e uderzy�a j� morCartha? Chyba straci�a przytomno��, bo nie mog� jej docuci�. - Musi si� pan tak bezwstydnie gapi�? - Nie zauwa�y�em, �eby� ty jako� szczeg�lnie interesowa� si� muszymi c�tkami na suficie. - Nie by� a� tak stary. Nikt nie jest a� tak stary. A dama zas�ugiwa�a na mn�stwo spojrze�. By�a najprzyjemniejsz� przesy�eczk�, jak� zdarzy�o mi si� otrzyma� od d�u�szego czasu. - No jasne. Powiedz, jak cz�sto bogowie zsy�aj� odpowiedzi na nasze modlitwy? O tej porze Dean jest czujniejszy ni� ja. Biedna, zb��kana dusza naprawd� wierzy, �e wstawa- nie przed wschodem s�o�ca jest cnot�. - Odnotowa�em pa�sk� pr�b� dowcipkowania, panie Garrett. Odnotowa�em i stwierdzi�em, �e brak jej polotu. Radz� przenie�� te pani� na kanap� i okry�, a potem spr�buj� wcisn�� w pana jakie� �niadanie. B�dzie pan mniej podatny na m�odzie�cze fantasmagorie, kiedy si� pan do- budzi. - Ostrzejszy od k�a w�a jest je�yk niewdzi�cznego s�ugi. Wiedzia�, �e nie mog� mie� jego na my�li Nie by� s�ug�. By� pracuj�cym w domu partnerem. Z�apa� kobiet� za kostki n�g, a ja za ci�szy koniec. Mo�e by� taki w�ciek�y o to, �e mia�a wi�cej naturalnych przymiot�w ni� jego wszystkie bratanice razem wzi�te. -I do tego ruda - wymamrota�em. - Czy to nie urocze? Wariuje na punkcie rudych. Ale zdarza mi si� od czasu do czasu obejrze� przypadkiem na blondynk�. I na brunetk� te�. Dean powiedzia�by po prostu, �e jestem g�upi. I pewnie mia�by racj�. Po�o�yli�my j� na kanapie w niewielkim saloniku, w prawym skrzydle domu (lewym, je�li patrze� od drzwi frontowych). Dalej �ciska�a w d�oni swoj� paczuszk�. Potem przeszli�my do kuchni. Uczyni�em to niech�tnie, s�dzi�em, �e powinienem by� przy niej, gdy si� obudzi. Tak na wszelki wypadek, �eby mia�a komu rzuci� si� w ramiona i szuka� pociechy. Dean wpakowa� we mnie pot�ne �niadanie. Zaledwie je sko�czy�em, pojawi� si� Saucerhead, �eby nadzorowa� moj� pogo� za doskona�o�ci� formy fizycznej. Przez chwil� poplotkowali- �my nad kubkiem herbaty, ale jako� zapomnia�em mu wspomnie� o mojej golasce. Czy po- wiedzieliby�cie piratowi, gdzie znale�li�cie zakopany skarb? Potem wyszli�my na dw�r i zaj�li�my si� ka�dy swoimi �wiczeniami. Postanowi�em, �e go zam�cz�. Dysz�c, zipi�c i st�kaj�c, zdo�a�em zapomnie� o tajemniczej damie. Dyszenie i zipanie to pra- ca w pe�nym wymiarze. VII Ostatnie okr��enie. W oczach piwo. Ulga tylko o kilka jard�w. Wyskoczy�em � Alei Czaro- dzieja z pe�n� pr�dko�ci�, mniej wi�cej p�torej spacerowej, prychaj�c i charcz�c jak ranny baw�, zataczaj�c si� z boku na bok jak statek pozbawiony steru. Tylko wzrok s�siad�w po- wstrzymywa� mnie przed pokonaniem ostatnich stu st�p na czworakach. Straci�em rachub� okr��e�. Saucerhead zmusi� mnie do wykonania kilku dodatkowych, ale zda�em sobie z tego spraw� dopiero jak�� minut� temu. Je�li do�yj�, porachuj� si� z nim, cho�by to mia�a by� ostatnia rzecz, jak� w �yciu zrobi�. Je�li porachunki obejm� bieganie, to naprawd� b�dzie ostatnia rzecz, jak� w �yciu zrobi�. G�ow� mia�em spuszczon�. Wiem, �e nie powinno si� tego robi�, ale musia�em mie� moje stopy na oku. Inaczej mog�yby zastrajkowa�. Po drodze zastanawia�em si�, ile to okr��e� wy- cisn�� ze mnie Tharpe. Straci�em rachub�, bo nie mia�em punktu odniesienia oddzielaj�cego jedno okr��enie od drugiego. Nie by�o r�wnie� nikogo, kto by mi pom�g� je policzy� ale i tak wiedzia�em, �e mi to zrobi�. Charcz�c i czkaj�c, dotar�em do schod�w, z�apa�em za por�cz i wspi��em si� po niej do dzba- na, kt�ry mia� po�o�y� kres mojemu cierpieniu. - I to jest ten facet, kt�rego szukam? - us�ysza�em nieznany mi g�os. - To on - potwierdzi� Saucerhead. - Nie wygl�da ciekawie. - Nic na to nie poradz�, nie jestem jego mamusi�. M�j kumpel. Unios�em g�ow�. Uff. Puff. Saucerhead nie by� sam. Jako osoba inteligentna zd��y�em ju� to wykombinowa�. Nie wykombinowa�em sobie tylko tego, �e ten drugi to ko- bieta. Prawdopodobnie. Wygl�da�a jak jego starsza siostra. Mo�e w jej �y�ach p�yn�a krew wielkoluda? By�a o cal wy�sza ode mnie. Mia�a proste, jasne w�osy, kt�re by�yby �adne, gdyby je uczesa�a i umy�a. W zasadzie wsz�dzie mia�a to co nale�y i w odpowiednich proporcjach, tylko ca�a by�a co- kolwiek za du�a. I wyj�tkowo zaniedbana. I wydawa�a si� takim cholernym twardzielem. - Nazywam si� Winger, Garrett - oznajmi�a. - �owca. Postaw� wyzywa�a mnie, �ebym po- traktowa� j� jak dam�. Nie by�a ubrana jak dama. Mn�stwo wytartej sk�ry i tym podobne, a wszystko wymaga�o czyszczenia tak samo jak ona. Kupa metalu i blachy zwisaj�ca sk�d si� da�o. Wygl�da�a na �owc�. Wygl�da�a tak, jakby mog�a do�o�y� po pysku gromojaszczurowi jedn� r�k�, z drug� przywi�zan� za plecami. Cholera, mog�aby chyba go obali� jednym tchnieniem. Nazwisko nic mi nie m�wi�o. Musia�a by� spoza miasta. Gdyby by�a tu cz�stym go�ciem, ju� bym o niej us�ysza�. - No. Jestem Garrett. I co z tego? - Trudno mi by�o zachowywa� si� jak d�entelmen, kiedy ci�gle jeszcze �apa�em powietrze jak ryba wyj�ta z wody. - Szukam roboty. Nowa w mie�cie. - Bez �art�w? - Ludzie, z kt�rymi rozmawia�am, m�wili, �e czasem potrzebujesz kogo� w rodzaju wsp�lni- ka. - Spojrza�a na Saucerheada, kiwn�a g�ow� w moj� stron�. - Cherlawy jaki� jak na swoj� reputacj�. Tharpe wyszczerzy� z�by. - Ludzie czasem przesadzaj�. -Uwielbia� to. dra� jeden. Wielki a g�upi. Szczerzy� klawiatur� tak, �e spodziewa�em si�, i� koniec cud�w jeszcze nie nadszed�. - W mie�cie nie ma wiele roboty dla �owc�w - zauwa�y�em.- Mo�emy z�apa� co� na kolacj� u rze�nika na rogu. - Nie jestem takim �owc�, asie. �owca ludzi. �owca nagr�d. - To na wszelki wypadek, gdybym od razu nie za�apa�. -Tropiciel. - Jej spojrzenie by�o twarde i spokojne. Pracowa�a nad tym, �eby by� tward�. - Pr�buj� nawi�za� kontakty. Chc� si� jako� urz�dzi�. Nie mam zamiaru przekracza� pewnych granic, �eby to zrobi�. Mia�a ma�e r�ce jak na sw�j wzrost Paznokcie starannie obci�te, ale d�onie przywyk�e do ci�kiej pracy. Wygl�da�y, jakby mog�a nimi �ama� deski. Albo karki, je�li chodzi o �cis�o��. Chcia�em zachichota�, stwierdzi�em jednak, �e m�drzej b�dzie zachowa� weso�o�� dla siebie. Nie wi�cej ni� tysi�c ludzi naraz mog�oby mnie oskar�y� o brak m�dro�ci. - No i czego chcesz ode mnie? - A mo�e wejdziemy do �rodka, z dala od s�o�ca, usi�d