8114
Szczegóły |
Tytuł |
8114 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8114 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8114 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8114 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Glen Cook
Ponure Mosi�ne Cienie
Tytu� orygina�u: Dread Brass Shadows
Prze�o�y�a Aleksandra Jagie��owicz
I
Fiu! W co ja si� pakuj�!
Przez cztery tygodnie mieli�my �nieg, kt�ry by si�ga� po pas wysokiemu mamutowi,
a potem
nagle zrobi�o si� gor�co i wszystko stopi�o si� szybciej, ni� zdo�asz
wypowiedzie� s�owo
�klaustrofobia". Wychyn��em wiec na zewn�trz, �eby sobie pobiega�. Bieg�em,
roztr�caj�c
ludzi i co chwila wal�c si� w g�ow�, bo dziewczyny zacz�y w�a�nie
rozprostowywa� nogi A
ja od czasu, gdy zacz�� pada� �nieg, nie widzia�em ani jednej przyzwoitej
babskiej podstawy.
Bieganie i Garrett? Ale� tak, sze�� st�p i dwa cale oraz dwie�cie funt�w -
poezja ruchu. W
porz�dku, mo�e kiepska ta poezja, przyci�ka, no ale ju� zaczynam chwyta�. Za
kilka tygodni
b�d� znowu chudy i z�o�liwy, jak wtedy, gdy mia�em dwadzie�cia lat i s�u�y�em w
Marines.
A �winie b�d� mi �miga� ko�o uszu jak soko�y.
Trzydziestkat to niewiele dla kogo�, kto ma pi��dziesi�tk�, ale je�li od kilku
lat twoim g��w-
nym zaj�ciem jest lenistwo, brzuch staje si� nieco mniej twardy ni� deska,
kolana trzeszcz�, a
ty dostajesz zadyszki i palpitacji w po�owie schod�w, zaczynasz si� za-
stanawia�, czy nie pomyli�e� dziesi�tki z dwudziestk�, albo czy nie zacz��e�
liczy� z niew�a-
�ciwej strony. No i nasz�o mnie. Paskudny przypadek gor�czkowej potrzeby
dzia�ania.
A zatem zacz��em biega�. I podziwia� sceneri�. I dysze�, i zipa�, i my�le�
sobie, �e mo�e
jednak powinienem machn�� r�k� i odda� si� do domu starc�w w Bledsoe. Nieweso�o,
oj,
nieweso�o.
Saucerhead mia� lepszy pomys�. Siedzia� na ganku mojej cha�upy, z dzbanem,
kt�rego za-
warto�� Dean pracowicie uzupe�nia�. Za ka�dym razem, kiedy przebiega�em przed
jego no-
sem, za�ywa� ruchu, unosz�c odpowiedni� liczb� palc�w, by mi pokaza�, ile
okr��e� prze-
trwa�em bez zawa�u.
Ludzie obijali si� o mnie i kl�li. Ulica Macunado od pasa w d� i w g�r� roi�a
si� od kar��w i
gnom�w, ogr�w i chochlik�w, elf�w i innych takich tam, nie wspominaj�c o
wszystkich lu-
dziach z s�siedztwa. Go��bie nie mia�y gdzie lata�, bo wr�ki i rusa�ki kr�ci�y
�semki nad
g�owami. Kto �yw w TunFaire wyleg� na ulice, je�li nie liczy� Truposza. A i ten
przebudzi�
si� po raz pierwszy od wielu tygodni, �askawie dziel�c og�ln� euforie.
Ca�e cholerne miasto by�o na pot�nym haju. Wszystkich jakby ogarn�o
szale�stwo. Nawet
ludzie-szczury si� u�miechali.
Min��em r�g Zau�ka Czarownik�w, pompuj�c kolanami i wymachuj�c �okciami.
Wytrzesz-
cza�em �lepia w nadziei, �e Saucerhead nagle zg�upieje i straci rachub� o kilka
okr��e� na
moj� korzy��. Nic z tego. No, mo�e cz�ciowo. Pokaza� mi dziewi�� paluch�w i
uzna�em, �e
chyba nie ��e za bardzo. A potem zamacha� r�k� i wskaza� mi na co�. Chcia�
chyba, �ebym
spojrza� w tamt� stron�. �ci��em zakr�t, przeprosi�em ca�uj�c� si� par�, kt�ra
mnie nawet nie
zauwa�y�a, i wbieg�em na schody ze spr�ysto�ci� mokrej szmaty. Obj��em wzrokiem
t�um. -
No?
- Tinnie.
- Aha. - C�, faktycznie. Moja dziewczyna, Tinnie Tate, zawodowy rudzielec. By�a
wci�� po
drugiej stronie ulicy, w kusz�cej letniej gotowo�ci bojowej, a gdziekolwiek
przesz�a, faceci
zatrzymywali si� i wyba�uszali ga�y. By�a gor�ca jak p�on�cy dom, ale tysi�c
razy ode� cie-
kawsza.
_ Powinni tego zabroni�.
_ Pewnie tak jest, ale kto by si� dzi� przejmowa� prawem?
Obdarowa�em Saucerheada uniesieniem brwi. To ca�kiem nie w jego stylu.
Tinnie w�a�nie sko�czy�a dwadzie�cia lat, male�stwo, ale bioderka mia�a
wystarczaj�co wy-
starczaj�ce i umieszczone na odpowiedniej podstawie. Na widok jej piersi martwy
biskup
wyskoczy�by z grobu i zacz�� wy� do ksi�yca. I mia�a ca�e mn�stwo d�ugich,
rudych w�o-
s�w. Wiatr targa� nimi tak, jak ja mia�em nadziej� to zrobi� za kilka minut,
je�li uda�oby mi
si� pozby� Saucerheada i Deana, a Truposza nam�wi� na ma�� drzemk�.
Ujrza�a, jak si� na ni� gapi� i dysz�, pomacha�a mi r�k� na przywitanie. Wszyscy
faceci na
ulicy Macunado natychmiast mnie znienawidzili. Podzi�kowa�em im za to promiennym
wy-
szczerzeni.
- Nie mam poj�cia, jak ty to robisz, Garrett. - Saucerhead pokr�ci� g�ow�. -
Takie paskudne
ry�o, maniery wodnego bizona. Po prostu nie rozumiem.
Kochany kumpel. Wsta�. Wra�liwy go��, ten Saucerhead Tharpe. Doskonale wie,
kiedy facet
chce zosta� z dziewczyn� sam na sam. A mo�e po prostu chcia� j� zatrzyma� i
ostrzec, �e
marnuje czas na takie paskudne ry�o jak ja.
Paskudne? Co za oszczerstwo. Fakt, dosta�o si� nieraz po g�bie w ci�gu paru
ostatnich lat, ale
wszystkie jej elementy trzyma�y si� w przybli�eniu na w�a�ciwych miejscach. Nie
odrzuca
mnie. kiedy na ni� patrz� w lustrze, no chyba �e na kacu. Ma charakter.
Z�apa�em m�j kubek i poci�gn��em pot�ny haust, �eby uzupe�ni� brakuj�ce p�yny w
organi-
zmie. W tej samej chwili jaki� ciemnosk�ry, �asicowaty go�� o zlepionych
czarnych w�osach i
cienkim w�siku z�apa� Tinnie za podbr�dek. Drug� r�k� mia� niewidoczn� za Jej
plecami, ale
nie mia�em w�tpliwo�ci, co robi.
Saucerhead te� nie. Zarycza� jak raniony bizon i ruszy� z ganku. Butami nawet
nie dotyka�
stopni. Gna�em, depcz�c mu po pi�tach i warcz�c jak szabloz�by, kt�remu
podpalili ogon. W
oczach mia�em �zy, tak �e nie widzia�em, co tratuj�.
A jednak nie zdepta�em nikogo. Saucerhead utorowa� mi drog�. Cia�a fruwa�y mu
spod n�g.
Niewa�ne, czy mia�y dwie, czy dziesi�� st�p wzrostu. Kiedy Saucerhead dostaje
sza�u, nic nie
jest w stanie go powstrzyma�. Kamienne mury zaledwie go spowalniaj�.
Kiedy dobiegli�my, Tinnie le�a�a na ziemi. Ludzie rozbiegli si� na boki. Nikt
nie chcia� zna-
le�� si� w pobli�u dziewczyny z no�em w plecach zw�aszcza, kiedy w jej stron�
bieg�o dw�ch
szale�c�w.
Saucerhead nawet nie zwolni� kroku. Ja tak. Opad�em na jedno kolano obok Tinnie.
Podnios�a
wzrok. Nie wygl�da�a na cierpi�c�, tylko tak jako� smutno. W oczach mia�a �zy.
Wyci�gn�a
r�k�. Nie odezwa�em si�. O nic nie pyta�em. Nie pozwala�o mi na to �ci�ni�te
gard�o.
Nagle pojawi� si� Dean. Nie wiem, sk�d wiedzia�. Mo�e przez to nasze wycie.
Przykucn��
obok.
- Wezm� j� do �rodka, panie Garrett Mo�e Jego Ko�cisto�� raczy pom�c. Pan musi
zrobi� to
co nale�y.
Wymamrota�em co�, co brzmia�o bardziej jak j�k ni� cokolwiek innego i z�o�y�em
Tinnie w
jego chudych, starczych ramionach. Nie by� atlet�, ale wytrzyma�.
Wystartowa�em w �lad za Saucerheadem.
II
Tharpe mia� ca�� szeroko�� ulicy przewagi, ale szybko go dogania�em. Nie
my�la�em. On
my�la�. Bieg� r�wno, dopasowuj�c sw�j krok do tempa mordercy, mo�e �ledz�c,
dok�d go
zaprowadzi. Mnie to nie obchodzi�o. Nic mnie nie obchodzi�o. Nie rozgl�da�em
si�, �eby
sprawdzi�, co si� dzieje na ulicy. Chcia�em dorwa� tego no�ownika tak bardzo, �e
prawie
czu�em w ustach smak jego krwi.
Wreszcie dogna�em Saucerheada. Z�apa� mnie za rami�, przytrzyma� i �ciska� tak
d�ugo, a�
b�l troch� mnie otrze�wi�. Kiedy wreszcie spojrza�em na niego przytomniej,
pokaza� mi co�,
wymachuj�c ramionami.
Za�apa�em. I to ju� za pierwszym razem. Chyba staj� si� z wiekiem coraz
inteligentniejszy.
Chudzielec nie zna� drogi. Pr�bowa� tylko uciec. W starym TunFaire nie ma zbyt
wielu pro-
stych ulic. Wij� si�, jakby uk�ada�o je stado pijanych goblin�w o�lepionych
s�o�cem. A facet
trzyma� si� Macunado nawet wtedy, kiedy min�li�my punkt, gdzie zmienia nazw� na
Arlekin,
a potem zw�a si� i znowu zmienia nazw� na Alej� Dadville.
- Spadam. - �ci��em na prawo, w alejk�, przebieg�em j�, wpad�em w zau�ek,
wcisn��em si� w
w�ski przesmyk miedzy domami, wdepta�em w zielsko kilku ludzi-szczur�w, paru
zalanych
w trupa ludzi, po czym zn�w wyprysn��em w Aleje Dadville, w miejscu gdzie zamyka
ona
�agodn�, szerok� p�tle wok� Dzielnicy Pami�ci. Ruszy�em na drug� stron� ulicy i
zawis�em
na balustradzie. Czeka�em, zdyszany, zziajany, ale szcz�liwy, bo, do cholery,
wystarczy�o mi
kondycji.
By�em got�w.
W�a�nie nadbiegali. W�saty chudziak gna� na o�lep, �miertelnie przera�ony,
stara� si� tak
mocno, �e by� �lepy na wszystko. S�ysza� tylko, �e dudnienie st�p za jego
plecami zbli�a si�.
Podpu�ci�em go, wyszed�em na ulic�, podstawi�em mu nog�. Polecia� szczupakiem,
przeto-
czy� si� tak, jakby kiedy� uczy� si� pad�w, wsta� z ca�ym impetem i �up! Wpad�
wprost na
koryto pe�ne wody, z rozp�dem przelecia� przez kraw�d� i plasn�� a� mi�o.
Saucerhead zaj�� stanowisko z jednej strony koryta. Ja z drugiej. Tharpe da� mi
po �apie. Mo-
�e i lepiej - by�em zbyt zdenerwowany.
Z�apa� typa za t�uste czarne kud�y i wsadzi� pod wod�, wyci�gn�� i stwierdzi�:
- Taki jeste� zadyszany, �e d�ugo nie wytrzymasz pod wod�. - Zn�w podtopil
w�sacza, zn�w
go wyci�gn��. - Ta woda b�dzie coraz zmniejsza. B�dziesz to czu� i wiedzia�, �e,
kurde, nic
nie mo�esz na to poradzi�.
Zaledwie dysza�, wszarz cholerny. Go�� w korycie rz�zi� i prycha� jeszcze gorzej
ode mnie.
Saucerhead zn�w wepchn�� mu �eb pod wod� i wyci�gn�� na u�amek sekundy przedtem,
nim
tamten wypi� po�ow�.
- Opowiadaj, cz�owieczku. Co ci si� sta�o, �e dziabn��e� t� dziewczynk�?
Pewnie by odpowiedzia�, gdyby m�g�. Nawet pr�bowa�, ale by� zbyt zaj�ty �apaniem
tchu.
Saucerhead podtopi� go raz jeszcze. Wynurzy� si�, chapn�� haust powietrza.
- Ksi�ga... - zaszlochal. Zn�w si� zach�ysn��... i by� to jego ostatni oddech.
- Jaka ksi�ga?! - rykn��em.
Strza�ka z kuszy utkwi�a w gardle chudego. Druga stukn�a o koryto, trzecia
przebi�a r�kaw
Saucerheada. Tharpe przeskoczy� koryto i przygni�t� mnie do ziemi. Dwie, mo�e
trzy kolejne
strza�ki ze �wistem przelecia�y nad naszymi g�owami.
Tharpe wcale nie dba�, �eby mi by�o wygodnie. Wystawi� na chwil� g�ow�.
- Kiedy z ciebie zejd�, gnaj do tych drzwi. - Byli�my o jakie� osiem st�p od
wej�cia do knaj-
py. Wtedy wydawa�o si�, �e to ca�a mila. J�kn��em, bo nic innego nie mog�em z
siebie wydo-
by�, przygnieciony tak� kup� miecha.
Saucerhead odtoczy� si� na bok. Pozbiera�em si�, ale w�a�ciwie nie uda�o mi si�
wsta�. Pod-
win��em tylko nogi i r�ce pod siebie i d�ugim nurem rzuci�em si� w stron� drzwi,
wios�uj�c
ko�czynami jak pies. Saucerhead depta� mi po pi�tach.
- Ch�opie, ale si� wpakowali - szepn��em. Kusze w �rodku miasta by�y zabronione.
- Co jest? - j�kn��em, zatrzaskuj�c za sob� drzwi. - Co, do jasnej... - Rzuci�em
si� do okna i
wyjrza�em przez szpar� we wci�� zamkni�tej okiennicy.
Ulica by�a pusta, jakby bogowie pozamiatali j� wielk� miot��, je�li nie liczy�
mieszanego to-
warzystwa sze�ciu typ�w z kuszami. Rozproszyli si�, celuj�c w nas. Dw�ch
wysun�o si� na-
prz�d.
Saucerhead zajrza� mi przez rami�. Barman za naszymi plecami wykrzykiwa�
rutynowe:
- Hej, wy tam! �adnych rozr�b w moim lokalu! Wyno�cie si� st�d!
- Trzech kar��w, wilko�ak, cz�owiek-szczur i cz�owiek. Ciekawa zbieranina.
- Faktycznie, dziwna. - Obejrza�em si�. - Ju� masz rozr�b�, stary. Chcesz j�
sko�czy�, to po-
m�. Co ze �rodk�w uspokajaj�cych masz w barze?
By�em bez broni. Komu potrzebny arsena�, �eby pobiega� dooko�a domu? Tharpe te�
nic nie
mia�, jak zwykle. Oczywi�cie, liczy na swoj� si�� i rozum. Co sprawia, �e jest
podw�jnie bez-
bronny.
� Je�li si� nie wyniesiecie, to si� przekonacie.
- Stary, ja naprawd� nie mam zamiaru rozrabia�. Wcale mi to niepotrzebne. Ale
powiedz to
tym go�ciom na zewn�trz. Ju� kogo� zabili w twoim korycie.
Wyjrza�em znowu. Dw�ch zbir�w wyci�gn�o z wody w�sacza. Obejrzeli go dok�adnie.
Wreszcie chyba znale�li to, czego szukali; wrzucili go z powrotem, obejrzeli si�
na knajp�,
jakby rozwa�ali, czy do niej nie wej��.
Saucerhead po�yczy� sobie st� od kilku staruszk�w, spokojnie pykaj�cych
fajeczki i tul�cych
do piersi kufle, kt�rych zawarto�� wystarczy im pewnie do zmroku. Poprosi� tylko
grzecznie,
�eby podnie�li kufle, chwyci� za st�, oderwa� jedn� nog� i rzuci� w moj�
stron�, a drug�
urwa� dla siebie. To, co pozosta�o, zamieni� w tarcze.
Kiedy nasza dw�jka stan�a w drzwiach, waln�� kar�a w �eb, a wilko�aka
rozsmarowa� na
�cianie blatem. Poprawi�em strza�em z flanki.
Jedna z kusz nie by�a uszkodzona. Chwyci�em j�, na�o�y�em be�t, wystawi�em g�ow�
i odda-
�em strza� z jednej r�ki w najbli�szy cel. Chybi�em, ale za to zahaczy�em kar�a
stoj�cego o sto
st�p dalej. Wrzasn��, a jego kumple pogalopowali w �wiat
- Nie trafi�by� byka w stodole dziesieciostopowym dr�giem -marudzi� Saucerhead.
Nim zdo-
�a�em sobie to przemy�le�, z�apa� wilko�aka, kt�ry by� mniej wi�cej jego
wzrostu, i potrz�sa-
niem pr�bowa� przywr�ci� go do przytomno�ci. Nie uda�o si�. Nieszczeg�lny
czarodziej z
tego mojego kumpla Saucerheada.
Nie pr�bowa�em si� zajmowa� kar�em. Facet dosta� w �eb tak, �e skr�ci� si� o
stop�. Dlatego
Tharpe sta� tylko, kr�ci� g�ow� i wygl�da� na zdziwionego. Uzna�em to za tak
dobry pomys�,
�e i ja zrobi�em to samo. Przez ca�y ten czas barman dar� si�, krzycza� co� o
odszkodowaniu,
klientela za� usi�owa�a wykopa� w pod�odze dziury, �eby si� schowa�.
-I co teraz? - zapyta� Saucerhead.
- Nie wiem. - Wyjrza�em na zewn�trz.
- Poszli sobie?
- Na to wygl�da. Ludzie zaczynaj� wychodzi� na ulic�. Faktycznie, najwi�ksza
awantura ju�
si� sko�czy�a. Teraz b�d� wychodzi�, liczy� cia�a i gada� jeden przez drugiego,
jak to
wszystko widzieli od pocz�tku do ko�ca, tak �e kiedy wreszcie pojawi si� w�adza,
z ca�ej hi-
storii prawdziwy pozostanie jedynie trup.
- Chod�, zapytamy Tinnie.
Dla mnie by� to przeb�ysk geniuszu.
III
Tinnie Tate nie by�a myszowat� domatork�, dla kt�rej szczytem wyzwania i
przygody staje
si� wyprawa na jarmark. Ale nie nale�a�a te� do dziewczyn, kt�re zadaj� si� z
facetami wbi-
jaj�cymi w ludzi no�e, ani z takimi, kt�rzy w��cz� si� w bandach, strzelaj�c z
kusz do oby-
wateli. Mieszka�a ze swoim wujkiem Willardem. Willard Tate by� szewcem. Szewcy
nie na-
le�eli do ludzi, kt�rzy robi� sobie takich �mierciono�nych wrog�w. Je�li but nie
pasuje, klien-
ci kln�, pomstuj� i ��daj� zwrotu forsy, ale nie wzywaj� zbir�w.
My�la�em o tym, drepcz�c w stron� domu. To nie mia�o sensu. Truposz powiada, �e
kiedy co�
nie ma sensu, brakuje ci element�w uk�adanki albo uk�adasz je w niew�a�ciwy
spos�b. Powta-
rza�em sobie, �e musz� poczeka� i us�ysze�, co ma do powiedzenia Tinnie. Nie
dopuszcza�em
do siebie my�li, �e Tinnie mo�e nie by� w stanie udzieli� mi odpowiedzi.
Nasz zwi�zek by� dziwny i wyboisty. Co� w stylu: razem �le, osobno jeszcze
gorzej. Du�o si�
k��cili�my. I cho� wydawa�o si�, �e uk�ad ten zmierza donik�d, by� dla mnie
wa�ny. Mam
wra�enie, �e trzyma� si� g��wnie na przeprosinach. W�a�nie przeprosiny by�y
odporne na
wszystko i gor�tsze od wrz�cej stali.
Nim dotar�em do domu, wiedzia�em ju�, �e nie b�dzie wa�ne, co Tinnie zrobi�a, w
co si�
wpakowa�a, bo ten, kto j� skrzywdzi�, zap�aci za to z takim procentem, �e rekin
lichwiarzy
sp�onie ze wstydu.
Stary Dean zmieni� nasz dom w fortec�. Gdyby Truposz spa�, nie otworzy�by mi.
Ale na pew-
no nie spa�, czu�em dotyk jego umys�u, gdy wali�em w drzwi i wrzeszcza�em jak
charyzma-
tyczny duchowny na �wi�tym zgromadzeniu.
Wreszcie Dean otworzy�. Wydawa� si� o dziesi�� lat starszy i bardzo zm�czony.
Nim zasun��
zasuw�, by�em ju� w korytarzu i otwiera�em drzwi do pokoju Truposza.
Garrett!
Dotyk umys�u Truposza by� niczym cios. Jak prysznic z lodowatej wody. Mia�em
ochot�
wrzasn��. To mog�o oznacza� jedynie...
Le�a�a na pod�odze. Nie spojrza�em. Nie mog�em. Patrzy�em na Truposza, na ca�e
jego czte-
rysta pi��dziesi�t funt�w wype�niaj�ce fotel, w kt�rym siedzia� od czasu, kiedy
czterysta lat
temu kto� wsadzi� w niego n�. Gdyby nie dziesi�ciocalowa, s�oniowata tr�ba,
mo�na by go
wzi�� za najgrubszego cz�owieka �wiata. Truposz jednak by� Loghyrem,
przedstawicielem
rasy tak rzadkiej, �e w ci�gu ca�ego mojego �ycia nie s�ysza�em o kim�, kto
widzia�by �ywego
Loghyra. Mnie to nawet pasowa�o. Martwi i nieruchomi s� wystarczaj�co
wkurzaj�cy.
No bo tak: je�li si� zabije Loghyra, to on nie umiera tak po prostu. Nie masz go
z g�owy ot
tak, po prostu. Loghyr tylko przestaje oddycha� i ta�cowa�. Jego duch pozostaje
jednak w
ciele i robi si� coraz bardziej zmierz�y. Nie rozk�ada si�. A przynajmniej m�j
ani troch� si�
nie roz�o�y� przez te kilka lat, przez kt�re go znam. Jest co nieco uszkodzony
tu i �wdzie, tam
gdzie myszy, mole i to ca�e ta�atajstwo pod�era go, kiedy �pi i kiedy nikt nie
patrzy.
Nie zachowuj si� jak idiota, Garrett. Cho� raz od czasu naszej znajomo�ci
zaskocz mnie i po-
my�l, zanim skoczysz na �eb.
I taki on ju� jest, Z regu�y nawet jeszcze gorszy. M�j lokator, czasem partner,
nieraz nauczy-
ciel. Pomimo jego kontroli zdo�a�em wyskrzecze�:
- M�w do mnie, Chichotku. Powiedz, o co w tym wszystkim chodzi.
Uspok�j si�. Nami�tno�� wi�zi rozs�dek. M�dry cz�owiek...
Jasne. On tak zawsze, filozof z bo�ej �aski. Ale nie teraz, w tej ponurej
sytuacji... Zacz��em
co� podejrzewa�.
Kiedy si� ju� przyzwyczaisz do jednego, konkretnego Loghyra, z tego, co wlewa do
twojej
g�owy, mo�esz wyczyta� wi�cej s��w, ni� ich tam jest w istocie. By� faktycznie
w�ciek�y z
powodu tego, co si� zdarzy�o, ale nie tak oburzony i ��dny zemsty, jak powinien
by�. Zacz�-
�em si� uspokaja�.
- Znowu to zrobi�em, co?
Masz ogromn� wpraw� w wyci�ganiu mylnych wniosk�w.
- Nic jej nie b�dzie?
Wydaje si�, �e rokowania s� dobre. B�dzie jednak potrzebowa�a opieki fachowego
chirurga.
Pogr��y�em j� w g��bokim �nie do czasu, a� si� kto� taki pojawi.
- Dzi�ki. Powiedz mi zatem, co z niej wyci�gn��e�.
Nie ma poj�cia, o co chodzi. Nigdy nie by�a w nic zamieszana. Nie zna�a
cz�owieka, kt�ry wbi�
jej n�. Wyj�tkowo nie skorzysta� ze swych zasob�w sarkastycznych komentarzy,
gdy doda�:
Przysz�a, �eby si� z tob� zobaczy�. Zasn�a zupe�nie zdezorientowana.
Zluzowa� nieco kontrol� nad moj� osob� i pozwoli�, bym usadowi� si� w wielkim
fotelu,
przeznaczonym specjalnie dla mnie, gdy go odwiedzam.
Dop�ki nie wpakowa�e� si� tu ze swymi wspomnieniami, by�em pewien, �e chodzi o
przypad-
kow� zbrodni�. To znaczy, �e ju� sobie pogrzeba� w moich wspomnieniach z
po�cigu.
Do��czy� do nas Saucerhead. Opar� si� o por�cz fotela i spojrza� na Tinnie.
Natychmiast wy-
ci�gn�� ten sam wniosek, co ja. Podziwia�em jego opanowanie. Lubi� Tinnie, a w
sercu ho�u-
bi� specjalne miejsce dla facet�w, kt�rzy marnuj� dziewczyny. Sam straci� kiedy�
kobiet�,
kt�r� mia� chroni�. Nie ze swojej winy. Rozwali� p� plutonu morderc�w i
pozwoli� si� zabi�
w dziewi��dziesi�ciu procentach, �eby j� ocali�. Od tamtej pory ju� nigdy nie
wr�ci� do sie-
bie.
- Ten tu �mieszek u�pi� j�. Uwa�a, �e nic jej nie b�dzie.
- Sukinkoty i tak za to zap�ac� - warkn��, udaj�c twardziela, ale ca�y a�
promieniowa� ulg�.
Udawa�em, �e nie widz� tego pokazu �s�abo�ci".
Ksi�ga? zapyta� Truposz. Tylko tyle z niego wyci�gn��e�, nim zacz�li strzela�?
Tak jakby to
by�a moja wina. Zaraz tu te� poleje si� krew. Cholernie dobrze wiedzia�, �e nie
mamy nic
wi�cej. Dobrze sobie przejrza� nasze g�owy.
- To wszystko. - Po prostu. Taka by�a moja nowa taktyka. Dostaje sza�u, kiedy
si� nie broni�.
W jej my�lach nie by�o ani s�owa o ksi�dze.
- Nie mamy wiele na pocz�tek - mrukn�� Saucerhead. Straci� ju� rozp�d. Tinnie
wyzdrowieje,
wiec nie b�dzie musia� rusza� w b�j i mordowa�, kogo popadnie. A przynajmniej
nie od razu.
Za to wsp�lnie b�dziemy musieli wy�ledzi� osoby odpowiedzialne.
Nie. Proponuj�, �eby�cie si� obaj uspokoili, a potem dok�adnie przypomnieli
sobie tamtych
zbir�w. Ka�dy, nawet niewielki szczeg� mo�e mie� ogromne znaczenie. Garrett,
je�li uwa-
�asz, �e to takie wa�ne, mo�esz pomy�le� o upomnieniu si� o d�ug, kt�ry podobno
masz u
Chodo Contague'a.
Jakby siedzia� w mojej g�owie.
- Zrobi� to, je�li b�dzie trzeba. Za wcze�nie o tym my�le�. Musz� teraz za�atwi�
Tinnie opie-
k� i troch� si� pozbiera�, zanim wyrusz� na jak�� krucjat�. - By� to dok�adny
cytat jego s��w,
kt�rych u�ywa� przy takich okazjach, ale tym razem uda�, �e nie s�yszy. -Co� si�
stanie i ju�
po niej. Zaraz skontaktuj� si� z Chodo, o tak. - Pstrykn��em palcami. Jestem
�r�d�em wszel-
kich talent�w.
Chodo Contague, cz�sto zwany kacykiem, to wielki mistrz zorganizowanego �wiata
przest�p-
czego TunFaire. W pewnych sprawach jest pot�niejszy od kr�la. I nie jest moim
przyjacie-
lem. W�a�ciwie stanowi niemal wcielenie wszystkiego, czego nienawidz�. Na sam�
my�l, �e
musia�bym si� z nim zobaczy�, ciarki chodz� mi po plecach. Jednak, wykonuj�c
sw�j zaw�d,
przypadkiem wy�wiadczy�em mu kilka przys�ug. Chodo ma obsesyjne, cho� wypaczone,
po-
czucie honoru. Ta kupa szlamu my�li, �e jest mi co� winna. Niech mnie! - on
zrobi dos�ownie
wszystko, �eby sp�aci� sw�j d�ug. Wystarczy, �e powiem s�owo, a on wystawi do
mojej dys-
pozycji dwa tysi�ce zbir�w, byle tylko wyr�wna� d�ug.
Stara�em si� do tej pory unika� tej niepo��danej wdzi�czno�ci, bo nie chcia�em,
by moje na-
zwisko wi�zano z nim. W �aden spos�b. Zaszkodzi�oby to moim interesom, gdyby
ludzie
doszli do wniosku, �e siedz� w jego kieszeni.
Do licha. Przecie� nie powiedzia�em, co zrobi�. Jestem kim�, kogo ludzie, kt�rzy
mnie nie
lubi�, nazywaj� �apsem. Detektyw i poufny agent. Trzeba mi tylko zap�aci� - i to
z g�ry - a ja
ju� znajd� wszystko co trzeba. Do�� cz�sto s� to rzeczy, o kt�rych wola�by� nie
wiedzie�. Nie
zdarza mi si� raczej dokopywa� do dobrych nowin. Taka ju� jest natura mojego
zawodu.
Jako zaufany agent zajmuj� si� zast�powaniem klienta, na przyk�ad p�ac�c w jego
imieniu
porywaczowi lub szanta�y�cie i pilnuj�c, �eby nie odstawi� komedii w ostatniej
chwili. Ci�-
ko pracowa�em, �eby stworzy� sobie reputacj� nieskalanego rycerza, go�cia, kt�ry
gra czysto
i spada na ciebie jak przys�owiowy grom z nieba, je�li kombinujesz co� z moim
klientem. I
dlatego w�a�nie nie chcia�bym, �eby kto� mnie pos�dza� o konszachty z Chodo.
Je�li Tinnie umrze, zmieni� zasady. Dla Tinnie rzuc� si� na o�lep pe�nym
rozp�dem, a kto-
kolwiek stanie mi na drodze, niech lepiej rozliczy si� ze swymi bogami, bo nie
spoczn�, do-
p�ki nie po�r� czyjej� w�troby. Je�li Tinnie umrze.
Truposz twierdzi, �e powinna si� wyliza�. Wierzy�em, �e si� nie myli. Cho� ten
jeden raz.
Zazwyczaj �ywi� nadziej�, �e nie b�dzie mia� racji, bo jest cholernie nieomylny
i ci�ko pra-
cuje, �ebym o tym nie zapomnia�.
Dean przyni�s� tac�, a na niej piwo i co� mocniejszego, na wypadek gdyby�my tego
potrze-
bowali. Saucerhead wzi�� piwo. Ja te�.
- Dobre. W�a�nie tego mi by�o potrzeba po tym biegu.
Proponuj�, �eby� poszed� do jej wuja, podsun�� Truposz. Powiedz mu o tym, co si�
sta�o, i
dowiedz si�, co masz dalej robi�. Mo�e on ci co� podpowie.
Jasne. Musia� to powiedzie�. Sam by�em ciekaw, kto w ko�cu p�jdzie poinformowa�
rodzin�.
Przecie� musi by� kto�, kogo b�d� m�g� ubra� w to wdzi�czne zadanie.
Kandydaci nadchodz� t�umnie w liczbie jednego, Garrett.
I sam to wymy�li�. Prosz�, co za geniusz. Certyfikowany - i certyfikowalny -
geniusz. Tylko
zadaj pytanie, a on b�dzie ci na nie odpowiada� ca�ymi godzinami.
W ka�dym innym przypadku odpowiedzia�bym mu tak� wi�zank�, a� mi�o, ale tym
razem
widmo Willarda Tate'a zast�pi�o mi drog�.
- Nie ma sprawy. Ju� lec�.
- Ja te� - doda� Saucerhead. - Musz� sprawdzi� par� rzeczy.
Doskonale. Doskonale. Teraz, kiedy wszystko jest pod kontrol�, mog� sobie uci��
ma��
drzemk�.
Uci�� sobie drzemk�. Jasne. Na przestrzeni tych wszystkich lat czas, przez jaki
nie �pi, w ku-
pie m�g�by nie przekroczy� sze�ciu miesi�cy.
Wypu�ci�em Saucerheada przez frontowe drzwi. Potem poszed�em do kuchni,
zmuszaj�c De-
ana, �eby naci�gn�� mi jeszcze jedno cudowne piwo.
- Musz� uzupe�ni� to, co wypoci�em.
Skrzywi� si�. Ma swoje zdanie na temat mojego trybu �ycia. Wprawdzie jest tylko
pracowni-
kiem, ale pozwalam, �eby powiedzia�, co mu le�y na sercu. Mamy tak� umow�. On
m�wi, a
ja nie s�ucham. I wszyscy s� szcz�liwi.
Bez wielkiego entuzjazmu wyszed�em na ulic�. Staruszek Tate i ja nie jeste�my
kumplami od
serca. Kiedy� robi�em co� dla niego i potem przez jaki� czas my�la� o mnie nieco
lepiej. Po-
tem jednak rok zabawy w kotka i myszk� z Tinnie znacznie zmieni� jego opini� na
m�j temat
IV
Dom Tate'�w wyprowadzi ci� w pole. I tak ma by�. Z zewn�trz wygl�da jak rz�d
starych ma-
gazyn�w, o kt�re nikt nie dba. A dlaczego? �atwo si� zorientowa�, patrz�c na
ulic� przed
nimi. Po pierwsze, G�ra. Nasi w�adcy to czujne bestie, kt�re tylko czyhaj� na
fortuny, �eby je
przepuszcza� przez sito prawa i podatk�w. Po drugie, slumsy na dole. Produkuj�
one wyj�t-
kowo nieprzyjemnych i chciwych facet�w, kt�rzy wywr�c� ci� na lew� stron� za
jednego
miedziaka.
Dlatego dom Tate'�w wygl�da jak rodowa siedziba biedy z n�dz�.
Tate'owie to r�d szewc�w, produkuj�cych zar�wno obuwie dla armii, jak i
delikatne pantofel-
ki dla dam z G�ry. Wszyscy s� mistrzami. Maj� wi�cej bogactw, ni� im potrzeba, i
nie wie-
dz�, co z nimi robi�.
Porz�dnie potrz�sn��em bram�, a� zabrz�cza�a. Pojawi� si� m�ody Tate. By�
uzbrojony. Tinnie
by�a jedynym przedstawicielem tego rodu, kt�ry wychodzi� poza bram� bez broni.
- Garrett? Dawno ci� tu nie by�o.
- Znowu pok��ci�em si� z Tinnie.
Zmarszczy� brwi.
- Wysz�a kilka godzin temu. My�la�em, �e wybiera si� do ciebie.
- Bo tak by�o. Musz� si� widzie� z wujkiem Willardem. To wa�ne.
Oczy ch�opaka przybra�y rozmiar spodk�w. Wyszczerzy� z�by. Pewnie uzna�, �e
wreszcie
wykrztusz� w�a�ciwe pytanie. Otworzy� bram�.
- Nie gwarantuj�, �e ci� przyjmie. Wiesz, jaki on jest
- Powiedz, �e to nie mo�e czeka� na lepsz� okazj�.
- Chyba ci� solidnie zasypa�o tej zimy - mrukn��. - R�a b�dzie zdruzgotana.
- Prze�yje. - R�a by�a c�rk� Willarda i jego jedynym �yj�cym potomkiem,
bardziej gor�ca
ni� trzy po�ary i pokr�cona jak lina ze splecionych w�y. - Zawsze dochodzi do
siebie.
Ch�opak poci�gn�� nosem. �aden z Tate'�w nie przepada� za R�. By�a uosobieniem
k�opo-
t�w i nigdy nie przyjmowa�a do wiadomo�ci nauczek.
- Powiem wujkowi, �e jeste�.
Wszed�em do centralnego ogrodu, �eby poczeka�. Wydawa� si� smutny i opuszczony.
Latem
przypomina dzie�o sztuki. Tate'owie mieszkaj� w otaczaj�cych go budynkach.
Mieszkaj� tam,
pracuj�, rodz� si� i umieraj�. Niekt�rzy jeszcze nigdy nie byli na zewn�trz.
Ch�opak wr�ci� z b�lem na twarzy. Widocznie Willard da� mu po uszach, �e mnie
wpu�ci�,
ale nie kaza� ryzykowa� uszkodze� cia�a podczas wyrzucania mnie na ulic�.
U�miechn��em si� do tej my�li. Ch�opak by� wielki, jak tylko Tate'owie potrafi�,
to znaczy
pi�� st�p i dwa cale. Willard kiedy� mi m�wi�, �e w �y�ach rodziny p�ynie troch�
elfiej krwi.
Sprawia ona, �e dziewczyny s� egzotyczne i pi�kne, a ch�opcy przystojni, jednak
tak mali, �e
bez problemu mog� przej�� pod ko�skim brzuchem i nawet nie uderz� si� w g�ow�.
Willard Tate nie by� wy�szy ni� ca�a reszta klanu. Prawie gnom. Wok� �ysiny na
szczycie
g�owy wyrasta�y d�ugie w�osy, zwisaj�ce z ty�u i po bokach a� na ramiona.
Siedzia� schylony
nad warsztatem, zaj�ty wbijaniem mosi�nych gwo�dzi w obcas buta. Mia� na nosie
par�
okular�w z TenHagen o kwadratowych szk�ach. Nie s� tanie.
Mrok roz�wietla�a jedna s�aba lampa. Tate pracowa� w�a�ciwie po omacku.
- Zrujnujesz sobie wzrok, je�li nie zapalisz wi�cej �wiate�. -Tate to jeden z
najbogatszych lu-
dzi w TunFaire i przy okazji najwi�kszy dusigrosz.
- Masz minut�, Garrett - To przemawia�o jego lumbago. Albo co innego.- No to bez
ogr�dek.
Tinnie dosta�a no�em.
Spojrza� na mnie i gapi� si� tak przez po�ow� czasu, jaki mi wyznaczy�. Potem
od�o�y� narz�-
dzia.
- Masz r�ne wady, ale nie powiedzia�by� tego, gdyby to nie by�a prawda.
Opowiadaj.
Opowiedzia�em.
Przez chwil� milcza�. Patrzy�, ale nie na mnie, tylko na duchy czaj�ce si� za
moimi plecami.
Jego �ycie pe�ne by�o takich rozsta�. Najpierw �ona, potem dzieci, brat, wszyscy
przedwcze-
�nie zeszli z tego �wiata.
By�em zaskoczony, �e nie obwinia� mnie o to od razu.
- Z�apa�e� faceta, kt�ry to zrobi�?
- Nie �yje. - Opowiedzia�em wszystko jeszcze raz.
- Szkoda, chcia�bym mie� cho� kawa�ek. - Zadzwoni� ma�ym dzwonkiem. Natychmiast
poja-
wi� si� jeden z jego bratank�w.
- Po�lij po doktora Meddina - poleci� mu Tate. - Szybko. I wy�lij p� tuzina
ch�opc�w do do-
mu pana Garretta.
Teraz by�em dla niego �panem".
- Tak jest, sir. - Ch�opak ruszy� zwo�ywa� ochotnik�w.
- Co� jeszcze, panie Garrett?
- Chcia�bym si� dowiedzie�, czy kto� mia� jakie� powody, aby zabija� Tinnie.
- Chyba �eby tobie si� dobra� do sk�ry. Bo jest zwi�zana z tob�.
- Wielu ludzi mnie nie lubi. - W��czaj�c w to obecnych. - Ale �aden z nich nie
dzia�a w taki
spos�b. Gdyby chcieli mojej sk�ry, spaliliby mi dom. Ze mn� w �rodku.
- Wi�c to co� bez sensu. Przypadkowa ofiara maniaka lub pomy�ka co do osoby.
- Jest pan pewien, �e nie by�a w nic wplatana?
- Jedyna ciemna sprawka, w jak� wpl�tana by�a Tinnie, to ty. - Nie powiedzia�
tego, ale pra-
wie s�ysza�em jego my�li: �Mo�e to da jej nauczk�".
- Nigdy nie opuszcza�a domu, chyba �e sz�a na randk� z tob�. Skin��em g�ow�. Na
pewno
dobrze jej pilnowa�.
Sam chcia�em wierzy�, �e to przypadek. TunFaire jest przeludnione i skorodowane
n�dz�.
Prawie co dzie� kto� kogo� gania z siekier� lub urz�dza mu operacj� plastyczn�
m�otem ko-
walskim. Ch�tnie bym to kupi�, gdyby nie obecno�� junak�w, kt�rzy odstawili
balet ze mn� i
Saucerheadem.
- Kiedy go z�apa�em, facet wykrztusi� s�owo �ksi�ga" - powiedzia�em. - Potem
koledzy go
uciszyli.
Je�li to byli jego koledzy.
- M�wi to panu co�?
Tate potrz�sn�� g�ow�. Podobne do paku� w�osy zata�czy�y.
- Tak w�a�nie mi si� zdawa�o. Cholera. Je�li panu co� przyjdzie do g�owy, prosz�
da� zna�. A
ja te� b�d� informowa� o wszystkim.
- Lepiej, �eby tak by�o.
Moja minuta trwa�a ju� za d�ugo. Chcia� dalej pracowa�. Bratanek wr�ci� i
oznajmi�, �e zebra�
sw�j oddzia�.
- Przykro mi, sir - wyszepta�em. - Wola�bym, �ebym to ja by� na jej miejscu.
- Ja te� bym wola�. - Jasne. Zgadza� si� ze mn� w stu procentach. I b�d� tu,
ch�opie, mi�y dla
kogo�..
V
Zapad�em si� w sw�j fotel i zda�em relacje Truposzowi, podczas gdy ch�opcy
Tate'a zabierali
Tinnie. Mieli nawet w�z, �eby zawie�� j� do domu. A najlepszy z mo�liwych lekarz
ju� b�-
dzie czeka�. Mia�em to z g�owy.
Nic nie zyska�e�, podsumowa� Truposz, kiedy sko�czy�em.
- My�l�, �e Tate ma racj�. Napadli niew�a�ciw� osob�. Kr�cisz si� po tym �wiecie
od jakiego�
czasu, to znaczy od po�owy wieczno�ci. Jeste� pewien, �e s�owo �ksi�ga" nic ci
nie m�wi?
Nic a nic. S� ksi�gi i ksi�gi, Garrett. Istniej� takie, za kt�re mo�na pope�ni�
zbrodnie, bo s�
tak rzadkie albo tak wa�ne. Nie podejm� si� zgadywanek na �lepo. Nie mo�emy
nawet mie�
pewno�ci, �e ten go�� m�wi� o jakiej� konkretnej ksi�dze. Mo�e my�la� o ksi�dze
wygranych w
grach hazardowych. Albo o prywatnej ksi�dze wspomnie�, gdzie znalaz�by� jakie�
nazwiska.
Nie wiemy. Odpr� si� troch�. Zjedz co�. Przyjmij sytuacj� tak�, jaka jest i
sta� ponad ni�.
-Nikt nie przychodzi�, �eby pyta� o zabitych? - Stra� TunFaire nie jest policj�
w pe�nym zna-
czeniu tego s�owa. Zadaniem jej cz�onk�w jest pilnowanie, czy si� nie pali, albo
czy nie s�
zagro�eni nasi w�adcy. Lapanie przest�pc�w znajduje si� daleko na ko�cu listy,
ale czasami
pokr�c� si� tu i �wdzie i przyskrzyni� jakiego� �otrzyka. TunFaire zosta�a
pob�ogos�awiona
pewn� liczb� bardzo g�upich przestepc�w.
Nikogo tu nie by�o. Id� co� zje��, Garrett. Zajmij si� potrzebami cia�a. Niech
duch odpocznie,
od�wie�y si�. Zaponij o tym. Wszystko dobre, co si� dobrze ko�czy.
Dobra rada, nawet je�li pochodzi od niego. Ale on zawsze jest tak cholernie
m�dry i rozs�d-
ny... chyba �e pr�buje igra� z moim umys�em. Dopiek� mi tym ch�odem i
rozs�dkiem. Wynio-
s�em si� do kuchni.
Dean wci�� by� w szoku, rozkojarzony, poniewa� nie�askawy los dopad� go tak
blisko domu.
Mysl� by� o tysi�ce mil st�d, mieszaj�c jaki� sos. Nawet na mnie nie spojrza�,
podaj�c mi ta-
lerz, kt�ry do tej pory trzyma� w cieple. Ja te� nie popatrzy�em, co jem, a to
samo w sobie ju�
jest zbrodni�, bior�c pod uwag�, jakim kucharzem jest Dean. Sam zreszt� unosi�em
si� o kilka
jard�w nad w�asn� g�ow�. Nie przerwa�em staruszkowi jego zadumy. Rad by�em, �e
tak si� o
nas troszczy:
Wsta�em, �eby wyj��. Dean obejrza� si� na mnie.
- Ludzie nie powinni robi� takich rzeczy, panie Garrett
- Masz racj�, nie powinni Jeste� pobo�nym facetem. Podzi�kuj bogom, �e nie sta�o
si� nic
gorszego.
Kiwn�� g�ow�. Og�lnie to dobry cz�owiek, ci�ko pracuj�cy na utrzymanie
niewdzi�cznej
bandy bratanic - panien, ale niesko�czenie szpetnych, do tego sprawiaj�cych mu
mn�stwo
problem�w. Og�lnie. Teraz jednak wyczuwa�em w nim ��dz� krwi wi�ksz� ni� u
wampira,
kt�ry od roku nie mia� nic w pysku.
Nie mog�em si� odpr�y�. By�o niby po wszystkim, ale moje nerwy po prostu nie
przyjmo-
wa�y tego do wiadomo�ci. Pocz�apa�em korytarzem do frontowych drzwi, wyjrza�em
na ze-
wn�trz. Potem sprawdzi�em ma�y pokoik od frontu, jakbym spodziewa� si� znale��
tam ukryt�
zapomnian� blondynk�. W�a�nie si� sko�czy�y. Podrepta�em z powrotem do
luksusowej
trumny, kt�r� nazywam biurem, pomacha�em r�k� Eleanor na �cianie, przeszed�em
przez ko-
rytarz i wlaz�em do pokoju Truposza, kt�ry zajmuje wi�ksz� cz�� lewego skrzyd�a
pokoju.
Pomieszczenie mie�ci nie tylko jego cielsko, lecz r�wnie� bibliotek�, skarbiec,
i wszystko, co
ma dla nas jak�� warto��. Nic nie znalaz�em. T�sknie spojrza�em na schody, ak
nie poszed�em
na g�r�. Przemierzy�em jeszcze raz ca�� tras�, zatrzymuj�c si� na chwile przy
drzwiach, by
sprawdzi�, czy przypadkiem m�j dom nie sta� si� nagle atrakcj� turystyczn� dla
kar��w. Nie
zauwa�y�em �adnych podgl�daczy. Czas wl�k� si� niemi�osiernie.
Wszystkim nagle zacz��em dzia�a� na nerwy. To zreszt� zwykle wychodzi mi
najlepiej, ale w
tej chwili zacz��em dzia�a� na nerwy r�wnie� sobie. Mia�em do�� nawet moich
w�asnych
mamrotanych pod nosem dowcip�w. Kiedy jednak Dean warkn�� i zacz�� pr�bowa�, jak
pa-
suje mu do r�ki uchwyt jego ulubionej patelni, stwierdzi�em, �e czas ju� i�� na
g�r�.
Przez chwile wygl�da�em przez okno, w poszukiwaniu Saucerheada, albo kogo� w
czarnym
kapeluszu, kto by mnie te� obserwowa�. Ale w pilnowanym garnku woda gotuje si�
znacznie
wolniej.
Kiedy i tym si� zm�czy�em, zwiedzi�em szaf�, w kt�rej trzymam najbardziej
�mierciono�ne
narz�dzia mojej profesji. Jest to bardzo zgrabny, podr�czny arsena�, zawieraj�cy
odpowiednie
przyrz�dy na ka�d� okazj� i pasuj�ce do ka�dego stroju. Nigdy nikt jeszcze nie
przy�apa�
mnie z broni�, kt�ra nie pasuje mi do kapelusza.
Wszystko by�o w jak najlepszym porz�dku. Nie mia�em okazji, by da� upust
zdenerwowaniu,
ostrz�c i poleruj�c. Obejrza�em tylko ca�y zestaw. Nic z tego, co mia�em, nie
nadawa�o si� do
zabawy z kusznikami.
Pozosta�o mi jeszcze kilka buteleczek z czas�w, kiedy wykonywa�em tajne zlecenie
dla Wiel-
kiego Inkwizytora. Wyj��em skrzynk� i zajrza�em do �rodka. Trzy buteleczki,
szmaragdowa,
szafirowa i rubinowa. Zawiera�y po oko�o dwie uncje p�ynu i po st�uczeniu ka�da
z nich jako�
odbiera�a ch�opakom-zawadiakom ch�� do walki. Zawarto�� czerwonej sprawia�a, �e
cia�o
sp�ywa�o im z ko�ci. Oszcz�dza�em j� na kogo�, kto naprawd� b�dzie dzia�a� mi na
nerwy.
Je�li kiedykolwiek jej u�yj�, b�d� musia� wia� co si� w nogach.
Odstawi�em pude�ko, pod ubraniem obwiesi�em si� no�ami, gdzie si� da�o, jeden
umie�ci�em
na widocznym miejscu przy pasie, po czym zdj��em ze �ciany najpo�yteczniejszy ze
wszyst-
kich instrument�w, ukochan� d�bow� pa�� d�ugo�ci osiemnastu cali Jej roboczy
koniec za-
wiera� funt o�owiu i potrafi�a zdzia�a� cuda, je�li chodzi o moj� zdolno��
przekonywania pod-
czas sprzeczki.
No i co ja teraz mam ze sob� zrobi�? Wybra� si� na poszukiwanie jakich� zbir�w,
korzystaj�c
z og�lnych zasad? Jasne, czemu nie. Przy moim szcz�ciu pr�dzej zwali si� na
mnie jaki� bu-
dynek, ni� znajd� odpowiedni materia� do rozwa�ki
Uda�o mi si� jako� zabi� czas do kolacji. G��wnie dzi�ki temu, �e zacz��em si�
zastanawia�,
dlaczego w�a�ciwie jestem taki niespokojny i niesw�j. Tinnie by�a ranna, ale si�
wyli�e, a ja -
w jakim� sensie - zdo�a�em przekona� jej napastnik�w, �eby nie pr�bowali
powtarza� napa�ci.
Wszystko zatem dobrze si� sko�czy�o. Wszystko b�dzie dobrze.
Jasne
VI
Tej nocy niewiele spa�em.
Dla TunFaire by� to czas dziw�w - mo�e z powodu pogody? Ca�y �wiat nagle dosta�
kr��ka,
nie tylko ja z moim bieganiem i wczesnym k�adzeniem si� spa�, �eby wsta� o
takiej godzinie,
o jakiej ka�da normalna istota znajduje si� w pozycji horyzontalnej. Z mur�w
miasta mo�na
by�o ogl�da� mamuty. Tygrysy szabloz�be spacerowa�y sobie o dzie� drogi od
centrum. Kr�-
�y�y plotki o wilko�akach. Kr��y�y plotki o gromojaszczurach dostrze�onych w
pobli�u Kir-
chHeis, o sze��dziesi�t mil na p�noc od TunFaire, dwie�cie mil na po�udnie od
ich normal-
nych �erowisk. Na po�udniu centaury i jednoro�ce, uciekaj�ce przed zaci�tymi
walkami w
Kantardzie, przedosta�y si� na terytorium Karenty. A co noc niebo nad miastem
wype�nia�o
si� skrzecz�cymi mor-Cartha, dziwacznymi stworzeniami, kt�re tradycyjnie
ogranicza�y swe
wyprawy do dr�ek w deszczowych lasach na bagnach kraju gromojaszczur�w.
Gdzie morCartha podziewa�y si� za dnia, nikt nie wiedzia� - i tak naprawd�
nikogo to nie ob-
chodzi�o. Co noc jednak �miga�y one nad dachami, za�atwiaj�c stare porachunki
plemienne,
lub zni�a�y lot, �eby naignwa� si� z porz�dnych obywateli i kra�� wszystko, co
le�y luzem.
Wi�kszo�� ludzi akceptowa�a ich obecno�� jako dow�d migracji gromojaszczur�w. W
ich
kraju morCartha �y�y na czubkach drzew i przesypia�y ca�e dnie. To sprawia�o, �e
stawa�y si�
�atw� przek�sk� dla wi�kszych gromojaszczur�w, kt�re cz�sto maj� ponad
trzydzie�ci st�p
wzrostu.
Mimo porannego podniecenia pr�bowa�em po�o�y� si� do ��ka o godzinie, kt�r�
Truposz i
Dean perwersyjnie nazywaj� �rozs�dn�". Wed�ug mojej teorii, je�li wstan�
wystarczaj�co
wcze�nie, moi s�siedzi nie zd��� wyj��, by naigrawa� si� z mojego biegania i
wytyka� pal-
cami biednego Garretta. Tej nocy jednak morCartha przenios�y si� ze swoim
powietrznym
karnawa�em w s�siedztwo mojej sypialni Brzmia�o to prawie jak napowietrzna bitwa
stulecia.
Krew i martwe cia�a spada�y niczym deszcz po�r�d og�uszaj�cych wrzask�w. Za
ka�dym ra-
zem, gdy zaczyna�em ju� odp�ywa� w nico��, natychmiast rozpoczyna�y jak��
absurdaln�,
kakofoniczn� konfrontacje tu� pod moimi oknami. Uzna�em, �e najwy�szy czas, aby
kto� na
G�rze dozna� objawienia i zaci�gn�� je wszystkie jako najemnik�w, �eby po
Kantardzie szu-
ka�y Glory'ego Mooncalteda. Niech to on s�ucha ca�ymi nocami ich skrzeczenia.
Staruszek Glory prawdopodobnie i tak niewiele sypia�. Karenta sta�a za
wszystkim, co aktual-
nie wrza�o w jego kotle. Podgryzali jego taniutk� republik� delikatnie, ale
nieuchronnie i bez
lito�ci, nie daj�c mu spokoju i szansy na z�apanie tchu i zwr�cenie swego
geniuszu przeciwko
ich rozpaczy.
Wojna pomi�dzy Karenta i Venageta toczy�a si� od czas�w mojego dziadka Sta�a si�
mniej
wi�cej tak� sam� cz�ci� naszego �ycia jak pogoda. Glory Mooncalled rozpocz��
karier� jako
kapitan-najemnik wojsk Venagetich, wda� si� w powa�n� dyskusje z ich wojennymi
lordami,
po czym przeszed� na nasz� stron�, dysz�c gniewem i zemst�. A kiedy ju� rozwali�
wszyst-
kich i wszystko, co mu przeszkadza�o, nagle og�osi� Kantard - kt�rego w�adanie
by�o g��w-
nym powodem ca�ej wojny - niezale�n� republik�. Wszystkie tubylcze, nie-ludzkie
rasy Kan-
tardu popar�y go natychmiast i tym sposobem i Karenta, i Venageta mia�y cho� raz
w historii
jeden wsp�lny cel � obalenie Glory'ego Mooncalleda. A kiedy to nast�pi, wojna
rozp�ta si� na
nowo, jak zwykle.
Wszystko to bardziej interesuje Truposza ni� mnie. Odb�bni�em moje pi�� lat w
Marines i
prze�y�em. Nie chce o tym pami�ta�. Truposz chce. Glory Mooncalled to jego
konik.
W ka�dym razie spa�em bardzo �le i kiedy wreszcie wsta�em, mia�em znacznie
gorszy humor
ni� zwykle. W najlepsze poranki jestem cz�owiekiem jedynie z lito�ci. Ranek to
najbardziej
wszawa pora dnia, a im ni�ej s�o�ce jest na wschodzie, tym bardziej wszawa si�
staje.
Ha�as na ulicy zacz�� si� mniej wi�cej w tej samej chwili, w kt�rej postawi�em
stopy na pod-
�odze.
Jaka� kobieta krzycza�a. By�a przera�ona. Nic tak szybko nie pobudza mnie do
czynu. Znala-
z�em si� na dole z niewielkim arsena�em, nim jeszcze pomy�la�em, co robi�. Kto�
wali� w
drzwi, wrzeszcz�c moje nazwisko i b�agaj�c, �eby go wpu�ci�. Wyjrza�em przez
wizjer. Jedna
uncja mojego m�zgu zacz�a ju� prac�. Ujrza�em twarz kobiety. Przera�onej
kobiety. Dygo-
cz�cymi r�kami odsun��em zasuwy i otwar�em szeroko drzwi.
Do sieni wpad�a naga kobieta. Gapi�em si� na ni� przez p� minuty, nim m�j m�zg
wreszcie
zaskoczy�. Dopiero wtedy wyjrza�em na ulic�. Nie zobaczy�em nikogo, z wyj�tkiem
czego�
wielko�ci paj�czej ma�pki i podobnie zbudowanego, ale bez sier�ci i czerwonego,
ze skrzy-
d�ami nietoperza zamiast �ap i �opatkowatym szpicem na ko�cu ogona. Stworzenie
miota�o si�
i piszcza�o przera�liwie. Skrajem ulicy przemaszerowa� miejski cz�owiek-szczur.
Gdy tylko
stw�r przesta� si� rusza�, natychmiast zgarn�� go szufl� i wrzuci� na taczki.
Krewni stworze-
nia nie zaprotestowali ani nie za��dali zwrotu trupa. MorCartha s� niewra�liwe
na los swoich
drogich zmar�ych.
A wi�c teraz robi� to ju� w dzie�. No, je�li mo�na to nazwa� dniem tylko
dlatego, �e jest ja-
sno. Osobi�cie uwa�am, �e dzie� zaczyna si� mniej wi�cej w chwili, gdy s�o�ce
zaczyna
�wieci� nad g�ow�.
Zatrzasn��em drzwi, okr�ci�em si� na pi�cie. Kobieta zemdla�a. A to, co
zobaczy�em, nawet w
tym s�abym �wietle, sprawi�o, �e w�osy stan�y mi na g�owie i rozszczepi�y si�
na ko�cach.
Nie mia�a na sobie nawet nitki, ale by�a odpowiednio zbudowana do tego, by
chodzi� bez
odzienia. W lewej d�oni �ciska�a niedbale zwini�ty pakunek. Nie by�em w stanie
rozgi�� jej
palc�w.
S�owo �oszo�omiony" cz�sto jest nadu�ywane w tej erze przesady, ale niecz�sto
cz�owiekowi
zdarza si� znale�� w sytuacji, w kt�rej jego u�ycie jest jak najbardziej
uzasadnione. Tym ra-
zem tak by�o. Nie wiedzia�em, co mam robi�.
Nie zrozumcie mnie �le, nie mam nic przeciwko nagim kobietom. Zw�aszcza je�li s�
pi�kne i
biegaj� po moim domu. A szczeg�lnie, gdy nie musz� ich goni�, a one nie maj�
zamiaru ucie-
ka�. Jednak nigdy dot�d �adna nie zawita�a do moich drzwi w wy�cigowym stroju i
�adna nie
pad�a mi do n�g tak, �e nie by�em w stanie jej przebudzi�.
Wci�� zastanawia�em si�, co mam robi�, gdy Dean stawi� si� do pracy.
Dean jest moim gospodarzem i kucharzem, je�li jeszcze na to nie wpadli�cie. To
kwa�ny na
g�bie, ale sentymentalny staruszek, kt�ry ma pewnie z tysi�c lat i powinien
urodzi� si� ko-
biet�, bo by�by dla kogo� znakomit� �on�. Umie gotowa� i sprz�ta�, a ci�to�ci�
j�zora dor�w-
nuje najz�o�liwszym megierom.
- W�a�nie upra�em ten dywan, panie Garrett. Czy nie m�g�by pan ograniczy� swoich
harc�w
do pi�tra?
- W�a�nie j� wpu�ci�em, Dean. Wpad�a tu wprost z ulicy. Otworzy�em drzwi, a ona
wlecia�a
do sieni i zemdla�a. Mo�e uderzy�a j� morCartha? Chyba straci�a przytomno��, bo
nie mog�
jej docuci�.
- Musi si� pan tak bezwstydnie gapi�?
- Nie zauwa�y�em, �eby� ty jako� szczeg�lnie interesowa� si� muszymi c�tkami na
suficie. -
Nie by� a� tak stary. Nikt nie jest a� tak stary. A dama zas�ugiwa�a na mn�stwo
spojrze�. By�a
najprzyjemniejsz� przesy�eczk�, jak� zdarzy�o mi si� otrzyma� od d�u�szego
czasu.
- No jasne. Powiedz, jak cz�sto bogowie zsy�aj� odpowiedzi na nasze modlitwy?
O tej porze Dean jest czujniejszy ni� ja. Biedna, zb��kana dusza naprawd�
wierzy, �e wstawa-
nie przed wschodem s�o�ca jest cnot�.
- Odnotowa�em pa�sk� pr�b� dowcipkowania, panie Garrett. Odnotowa�em i
stwierdzi�em, �e
brak jej polotu. Radz� przenie�� te pani� na kanap� i okry�, a potem spr�buj�
wcisn�� w pana
jakie� �niadanie. B�dzie pan mniej podatny na m�odzie�cze fantasmagorie, kiedy
si� pan do-
budzi.
- Ostrzejszy od k�a w�a jest je�yk niewdzi�cznego s�ugi.
Wiedzia�, �e nie mog� mie� jego na my�li Nie by� s�ug�. By� pracuj�cym w domu
partnerem.
Z�apa� kobiet� za kostki n�g, a ja za ci�szy koniec. Mo�e by� taki w�ciek�y o
to, �e mia�a
wi�cej naturalnych przymiot�w ni� jego wszystkie bratanice razem wzi�te.
-I do tego ruda - wymamrota�em. - Czy to nie urocze?
Wariuje na punkcie rudych. Ale zdarza mi si� od czasu do czasu obejrze�
przypadkiem na
blondynk�. I na brunetk� te�.
Dean powiedzia�by po prostu, �e jestem g�upi. I pewnie mia�by racj�.
Po�o�yli�my j� na kanapie w niewielkim saloniku, w prawym skrzydle domu (lewym,
je�li
patrze� od drzwi frontowych). Dalej �ciska�a w d�oni swoj� paczuszk�. Potem
przeszli�my do
kuchni. Uczyni�em to niech�tnie, s�dzi�em, �e powinienem by� przy niej, gdy si�
obudzi. Tak
na wszelki wypadek, �eby mia�a komu rzuci� si� w ramiona i szuka� pociechy.
Dean wpakowa� we mnie pot�ne �niadanie. Zaledwie je sko�czy�em, pojawi� si�
Saucerhead,
�eby nadzorowa� moj� pogo� za doskona�o�ci� formy fizycznej. Przez chwil�
poplotkowali-
�my nad kubkiem herbaty, ale jako� zapomnia�em mu wspomnie� o mojej golasce. Czy
po-
wiedzieliby�cie piratowi, gdzie znale�li�cie zakopany skarb?
Potem wyszli�my na dw�r i zaj�li�my si� ka�dy swoimi �wiczeniami. Postanowi�em,
�e go
zam�cz�.
Dysz�c, zipi�c i st�kaj�c, zdo�a�em zapomnie� o tajemniczej damie. Dyszenie i
zipanie to pra-
ca w pe�nym wymiarze.
VII
Ostatnie okr��enie. W oczach piwo. Ulga tylko o kilka jard�w. Wyskoczy�em � Alei
Czaro-
dzieja z pe�n� pr�dko�ci�, mniej wi�cej p�torej spacerowej, prychaj�c i
charcz�c jak ranny
baw�, zataczaj�c si� z boku na bok jak statek pozbawiony steru. Tylko wzrok
s�siad�w po-
wstrzymywa� mnie przed pokonaniem ostatnich stu st�p na czworakach.
Straci�em rachub� okr��e�. Saucerhead zmusi� mnie do wykonania kilku
dodatkowych, ale
zda�em sobie z tego spraw� dopiero jak�� minut� temu. Je�li do�yj�, porachuj�
si� z nim,
cho�by to mia�a by� ostatnia rzecz, jak� w �yciu zrobi�. Je�li porachunki obejm�
bieganie, to
naprawd� b�dzie ostatnia rzecz, jak� w �yciu zrobi�.
G�ow� mia�em spuszczon�. Wiem, �e nie powinno si� tego robi�, ale musia�em mie�
moje
stopy na oku. Inaczej mog�yby zastrajkowa�. Po drodze zastanawia�em si�, ile to
okr��e� wy-
cisn�� ze mnie Tharpe. Straci�em rachub�, bo nie mia�em punktu odniesienia
oddzielaj�cego
jedno okr��enie od drugiego. Nie by�o r�wnie� nikogo, kto by mi pom�g� je
policzy� ale i tak
wiedzia�em, �e mi to zrobi�.
Charcz�c i czkaj�c, dotar�em do schod�w, z�apa�em za por�cz i wspi��em si� po
niej do dzba-
na, kt�ry mia� po�o�y� kres mojemu cierpieniu.
- I to jest ten facet, kt�rego szukam? - us�ysza�em nieznany mi g�os.
- To on - potwierdzi� Saucerhead.
- Nie wygl�da ciekawie.
- Nic na to nie poradz�, nie jestem jego mamusi�.
M�j kumpel. Unios�em g�ow�. Uff. Puff. Saucerhead nie by� sam. Jako osoba
inteligentna
zd��y�em ju� to wykombinowa�. Nie wykombinowa�em sobie tylko tego, �e ten drugi
to ko-
bieta. Prawdopodobnie.
Wygl�da�a jak jego starsza siostra. Mo�e w jej �y�ach p�yn�a krew wielkoluda?
By�a o cal
wy�sza ode mnie. Mia�a proste, jasne w�osy, kt�re by�yby �adne, gdyby je
uczesa�a i umy�a.
W zasadzie wsz�dzie mia�a to co nale�y i w odpowiednich proporcjach, tylko ca�a
by�a co-
kolwiek za du�a. I wyj�tkowo zaniedbana. I wydawa�a si� takim cholernym
twardzielem.
- Nazywam si� Winger, Garrett - oznajmi�a. - �owca. Postaw� wyzywa�a mnie, �ebym
po-
traktowa� j� jak dam�. Nie by�a ubrana jak dama. Mn�stwo wytartej sk�ry i tym
podobne, a
wszystko wymaga�o czyszczenia tak samo jak ona. Kupa metalu i blachy zwisaj�ca
sk�d si�
da�o. Wygl�da�a na �owc�. Wygl�da�a tak, jakby mog�a do�o�y� po pysku
gromojaszczurowi
jedn� r�k�, z drug� przywi�zan� za plecami. Cholera, mog�aby chyba go obali�
jednym
tchnieniem.
Nazwisko nic mi nie m�wi�o. Musia�a by� spoza miasta. Gdyby by�a tu cz�stym
go�ciem, ju�
bym o niej us�ysza�.
- No. Jestem Garrett. I co z tego? - Trudno mi by�o zachowywa� si� jak
d�entelmen, kiedy
ci�gle jeszcze �apa�em powietrze jak ryba wyj�ta z wody.
- Szukam roboty. Nowa w mie�cie.
- Bez �art�w?
- Ludzie, z kt�rymi rozmawia�am, m�wili, �e czasem potrzebujesz kogo� w rodzaju
wsp�lni-
ka. - Spojrza�a na Saucerheada, kiwn�a g�ow� w moj� stron�. - Cherlawy jaki�
jak na swoj�
reputacj�.
Tharpe wyszczerzy� z�by.
- Ludzie czasem przesadzaj�. -Uwielbia� to. dra� jeden. Wielki a g�upi.
Szczerzy� klawiatur�
tak, �e spodziewa�em si�, i� koniec cud�w jeszcze nie nadszed�.
- W mie�cie nie ma wiele roboty dla �owc�w - zauwa�y�em.- Mo�emy z�apa� co� na
kolacj� u
rze�nika na rogu.
- Nie jestem takim �owc�, asie. �owca ludzi. �owca nagr�d.
- To na wszelki wypadek, gdybym od razu nie za�apa�. -Tropiciel. - Jej
spojrzenie by�o twarde
i spokojne. Pracowa�a nad tym, �eby by� tward�. - Pr�buj� nawi�za� kontakty.
Chc� si� jako�
urz�dzi�. Nie mam zamiaru przekracza� pewnych granic, �eby to zrobi�.
Mia�a ma�e r�ce jak na sw�j wzrost Paznokcie starannie obci�te, ale d�onie
przywyk�e do
ci�kiej pracy. Wygl�da�y, jakby mog�a nimi �ama� deski. Albo karki, je�li
chodzi o �cis�o��.
Chcia�em zachichota�, stwierdzi�em jednak, �e m�drzej b�dzie zachowa� weso�o��
dla siebie.
Nie wi�cej ni� tysi�c ludzi naraz mog�oby mnie oskar�y� o brak m�dro�ci.
- No i czego chcesz ode mnie?
- A mo�e wejdziemy do �rodka, z dala od s�o�ca, usi�d