4996

Szczegóły
Tytuł 4996
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4996 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4996 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4996 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

S. JAROS�AWCEW szczeg�y �ycia Nikity Woroncowa Wiecz�r kawalerski Zdarzy�o si� tak, �e pewnego deszczowego czerwcowego wieczoru tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tego �smego roku, w mieszkaniu do�� znanego w Wydziale Kultury KC pisarza, Aleksego T., zadzwoni� telefon. Aleksy T. podni�s� s�uchawk� i ku swojemu zadowoleniu stwierdzi�, �e dzwoni jego stary przyjaciel, obecnie �ledczy prokuratury miejskiej, Wacharasij Sz. I pomi�dzy nimi dosz�o do mniej wi�cej takiej rozmowy. Po wymianie zwyk�ych, niezbyt cenzuralnych powita�, pochodz�cych jeszcze z czas�w studenckich, Warachasij Sz. zapyta�: - Twoi ci�gle na po�udniu? - Za tydzie� wracaj� - odpar� Aleksy. - A co? - A to! Ja swoje baby te� do Ja�ty wys�a�em. Trzy godziny temu. Mo�e si� zobaczymy? Wieczorek kawalerski, ty i ja. Wspomnimy stare czasy? - Teraz, zaraz? - A na co czeka�? Taka okazja! Aleksy T. obejrza� si� na otwarte na o�cie� okno, za kt�rym z niskich chmur la�o, chlupa�o i zacina�o. - �e okazja, nie przecz� - powiedzia�. - Tylko leje jak z cebra... i w domu pustki, a sklepy ju�... - Nic nie chc� s�ysze�! - krzykn�� Warachasij. - U mnie wszystko jest! Zasuwaj prosto do mnie! I nie b�j si�, nie rozpu�cisz si�... W ten oto spos�b dosz�o do spotkania w kuchni przytulnego trzypokojowego mieszkania w zau�ku Bezbo�nym. Otworzone zosta�y konserwy (co� egzotycznego w pomidorach i oleju), parowa�y ugotowane kartofle, le�a�o pokrojone na cienkie plasterki fi�skie salami, sta�y dwie butelki "Pszenicznej" z obietnic�, �e jak nie starczy, to jeszcze si� co� nieco� znajdzie... Czeg� wi�cej potrzeba starym przyjacio�om? Tak to si� czasami dzieje - zagania si� �on� z dzie�mi na lazurowe wybrze�a, a samemu mo�na odrobin� wypocz�� w asfaltowo-blokowym raju. Po pierwszym wspomnieli w�a�nie o tym. Aleksy T., z mokrymi w�osami, w szlafroku Warachasija na go�ym ciele, i �ledczy Warachasij Sz., w szortach i rozche�stanej koszuli; z przyjemno�ci� popatruj�c na siebie przez st�. Za oknem pluskota�a i szumia�a woda. Po drugim, opr�niwszy do po�owy puszk� czego� w pomidorach, Aleksy T., smaruj�c mas�em kartofel, oznajmi�, �e wielu ludziom ca�kowicie wystarcza dziewi�tnasty, a nawet osiemnasty wiek, a dwudziesty jest dla nich niezrozumia�y i przera�aj�cy, po prostu go nie przyjmuj� do wiadomo�ci. Prze�kn�� kartofel i nawet wyg�osi� opini�, jakoby pracownicy BAM-u* - cokolwiek by si� m�wi�o - w g��bi duszy kierowali si� tymi samymi pobudkami co Kozacy Jermaka Timofiejewicza i Semiona Die�niowa. Chlapn�li po trzecim i Warachasij przyzna�, �e w jakim� stopniu got�w jest si� z tym zgodzi�. Zaproponowa�, by wzi��, na ten przyk�ad, jego te�ciow�. Stara prze�y�a pierwsz� wojn� �wiatow�, rewolucj�, wojn� obywatelsk�, chaos i g��d, nast�pnie terror, nast�pnie Wielk� Wojn� Ojczy�nian� i tak dalej. Nale�y do pokolenia, kt�re przyj�o na siebie ca�y ci�ar potwornego ciosu dwudziestego wieku. No to jak ona mo�e rozumie� i nie przera�a� si�? Ale z drugiej strony... Po czwartym Warachasij zaproponowa� zilustrowanie swojej my�li przyk�adem i w��czy� wspania�y kolorowy telewizor, ustawiony na specjalnej podstawce w rogu kuchni. Najwidoczniej dawali co� w rodzaju zagranicznego koncertu estradowego - wyst�powali Niemcy. Tuzin dziewczyn w niezwykle skomplikowanie skonstruowanych biustonoszach i d�ugich pantalonach z koronkami poni�ej kolan kr�ci� po�ladkami wok� kraciastego m�odzie�ca, �piewaj�cego o mi�o�ci... Ach, ten niemiecki duch, niezmienny od czas�w Bismarcka, natr�tnie szlachetny! Frygi w pantalonach i kraciaste �ajdaki, a za nimi pos�pna g�ba pod g��bokim �elaznym he�mem. I wytrzeszczone �o�nierskie �lepia, jak u sraj�cego na sieczk� kota. Aleksy T. rykn�� z nienawi�ci i Warachasij pospiesznie wy��czy� telewizor. Przyzna�, �e nie jest to najlepszy przyk�ad, i otworzy� drug� butelk�. Ale wszystko jedno, powiedzia� z uporem, jest wielu ludzi, kt�rzy �yj� i my�l� kategoriami dwudziestego wieku, i przybywa ich coraz wi�cej z ka�dym dniem, a ich liczba, wraz z przybli�aj�cym si� ko�cem dwudziestego wieku, rosn�� b�dzie zgodnie z eks... ekspo... no, w post�pie geometrycznym. ("Zgodnie z eksponentem", powiedzia� w ko�cu, nalewaj�c pi�ty. "Do diab�a, zupe�nie w�tek zgubi�em! O czym to ja?") Trzymaj�c przed sob� kieliszek jak �wiec�, Aleksy T. mrocznie wyg�osi�, �e najbardziej ohydn� rzecz� na �wiecie jest kult si�y. W�a�nie dlatego tak wstr�tny jest okupant. Szajka chuligan�w, kt�ra napada na ulicy bezbronnego przechodnia - to ci sami okupanci! Na pohybel! W ramach pocieszenia Warachasij natychmiast opowiedzia� mu, jak to zlikwidowano grup� chuligan�w, kt�ra przez d�ugi czas wyczynia�a niestworzone rzeczy w parku Sokolniki, a Aleksy T., kt�ry nie chcia� by� gorszy, opowiedzia� Warachasijowi, jak pewnego pracownika komisji zagranicznej przy�apano na kradzie�y butelek ze sto�u bankietowego. Niepowstrzymanie nap�ywa�a melancholia i po sz�stym Aleksy T. poprosi� Warachasija, �eby za�piewa�. Warachasij nie broni� si�, ju� dawno mia� ochot� za�piewa�. Poszed� do gabinetu po swoj� star�, wypr�bowan� siedmiostrunow� i rzek�, siadaj�c wygodniej: - Za�piewam ci co� nowego. Miesi�c temu w towarzystwie jeden znajomy adwokat �piewa�. Bardzo mi si� spodoba�a. Wprawdzie to po ukrai�sku, ale prawie wszystko mo�na zrozumie�. S�uchaj... I zacz�� nieg�o�no, niskim przyjemnym g�osem �piewa�: Pospiszajmo Z daleka w tot kraj De umijut Wiczno nas czekaty De b nie buw ty, dru�e, De b nie buw ty, dru�e Pamiataj, pamiataj �urawli - i ti letiat do chaty! My wse ridsze Piszemo listy I witajem Pospichom i� swiatom. A lita za nami A lita za nami Jak mosty, jak mosty Po jakym nam bilsze ne stupaty... Dziwnie pi�kna by�a ta pie��, majaczy�o w niej jakie� czarodziejstwo, i s�uch Warachasij mia� doskona�y, i gitara brz�cza�a z tak� s�odk� udr�k�, i szum deszczu na dworze jakby przycich�... Aleksy T. zakas�a� i poprosi�: - Jeszcze raz... Warachasij u�miechn�� si� wyrozumiale i ju� si�gn�� po butelk�, ale Aleksy pokr�ci� g�ow�, przykry� kieliszek d�oni� i powt�rzy�: - Jeszcze raz... I Warachasij za�piewa� jeszcze raz, a nast�pnie wzi�� butelk� i spojrza� pytaj�co na przyjaciela, ale Aleksy T. znowu pokr�ci� g�ow�: - Na razie nie. Lepiej herbat� przepijmy. Warachasij od�o�y� gitar� i wstawi� wod� na herbat�. Aleksy T., kt�ry mia� �zy w oczach, ochryple zakaszla� i powiedzia� st�umionym g�osem: - Jakie to prawdziwe... A lita za nami, a lita za nami, jak mosty, jak mosty, po jakym nam bilsze ne stupaty... I jaki w tym smutek... I poczuli bezlito�nie, �e obaj s� ju� po czterdziestce, �e ju� nie wr�ci owa m�odzie�cza pewno��, �e wszystko co najlepsze, przed nimi, �e drogi ich ju� dawno zosta�y wytyczone a� do samego ko�ca, a zmieni� je mog�aby nie ich wolna wola, lecz co najwy�ej �wiatowa katastrofa, a wtedy i tak nasta�by koniec wszystkich mo�liwych dr�g. Ale, z drugiej strony, jak by� czas brania, nadszed� czas dawania... - Nie martw si� - powiedzia� �agodnie Warachasij. -Lepiej b�dzie, jak ci za�piewam twoj� ulubion�. Za�piewa� ulubion� i jeszcze jedn� ulubion�, "Konie" Wysockiego te� za�piewa�, i "��d� podwodn�", "Po smole�skiej drodze", a tak�e "Wasza wysoko��, pani Roz��ka"... Potem pili bardzo mocn� herbat� (obaj uznawali tylko bardzo mocn�) i Aleksy T. opowiedzia� o swoich ostatnich przygodach z krajow� literatur�. To by�o jego s�odko-bolesne miejsce, jego rado�� i m�ka, jego konik bojowy. W zapale perorowa�: - Po jakie licho? Ka�dy urz�das niedoliterat b�dzie mi m�wi�, o czym pisa�, a o czym nie! Ja sam wiem to sto razy lepiej od niego, a czuj� mo�e nawet milion razy mocniej... No, my�l� sobie, poczekaj, sukinsynu! I napisa�em do KC, do Wydzia�u Kultury... Warachasij s�ucha�, dolewaj�c herbaty do fili�anek. Ciekawi�o go to i troch� bawi�o. Gdy Aleksy zamilk�, ci�ko dysz�c, Wacharasij pokr�ci� g�ow� i powiedzia� jak zawsze: - Tak, bracie, bujne masz �ycie, nie ma co. Na co Aleksy, jak zawsze, warkn��: - Ju� ja bym wola�, �eby nie by�o takie bujne. Przyjaciele zamilkli. By�o ju� dobrze po p�nocy, w domu naprzeciw nie �wieci�o si� w �adnym oknie. Ulewa uspokoi�a si� i niebo jakby poja�nia�o. Nagle Aleksy T., ze �ci�ni�tym gard�em zacytowa�: - A lita za nami, a lita za nami, jak mosty, jak mosty, po jakym nam bilsze ne stupaty... Warachasij popatrzy� na niego szybko, a Aleksy T. westchn�� g�o�no i otar� oczy r�kawem szlafroka. Wtedy Warachasij powiedzia�: - S�uchaj, literacie, nie chce ci si� jeszcze spa�? Aleksy T. tylko s�abo machn�� r�k�: - Jakie tam spa�... - Jeste� trze�wy? Aleksy T. ws�ucha� si� w siebie, wysun�� wargi i zmarszczy� brwi. - Chyba trze�wy - zadecydowa� ko�cu. - Ale zaraz to naprawimy... Si�gn�� po w�dk�, ale Warachasij go powstrzyma�. - Poczekaj - rzek� Warachasij Sz., �ledczy prokuratury miejskiej. - To si� zawsze zd��y. Najpierw chc� ci co� pokaza�. Wyszed� z kuchni, st�paj�c cicho bosymi stopami, i po minucie wr�ci� z czerwon� biurow� teczk�. Takie teczki pisarz Aleksy T. zna� doskonale: fabryka "Wsch�d", OST 81-53-72, art. 3707 r, cena 60 kop., bia�e tasiemki. Aleksy T. z niepokojem zapyta�: - Co� ty, te� �e� si� za pisarstwo wzi��? To ja ju� lepiej w domu, na �wie�� g�ow�... - Nie... - odezwa� si� Warachasij, rozwi�zuj�c bia�e tasiemki. - To co� innego, ciekawszego... masz, popatrz. Wyci�gn�� z teczki i poda� przyjacielowi podniszczony zeszyt w czarnej ceratowej ok�adce. Aleksy T. wzi�� zeszyt dwoma palcami. - Co to? - zapyta�. - Zajrzyj, zajrzyj - powiedzia� Warachasij. Czarna ok�adka by�a pokryta plamami bia�ego nalotu, zreszt�, jak si� okaza�o, ca�kiem suchego. Aleksy T. podni�s� zeszyt do nosa i ostro�nie pow�cha�. Tak jak si� spodziewa�, zeszyt �mierdzia�. A raczej pod�miardywa�. Diabli wiedz� czym, chyba starzyzn�. - Nie kr�� nosem - odezwa� si� z pewnym rozdra�nieniem Warachasij. - Literat! Otwieraj i czytaj od pierwszej strony. Aleksy T. westchn�� i otworzy� zeszyt na pierwszej stronie. Na �rodku widnia� napis drukowanymi literami, brzydkim niebieskawym kolorze. DZIENNIK NIKITY WORONCOWA. Zeszyt by� w kartk�, a litery - napisane starannie acz niezbyt umiej�tnie - mia�y wielko�� trzech kratek ka�da. Aleksy T. przewr�ci� kartk� - rzeczywi�cie, to by� dziennik. "2 stycznia 1937 roku. Od dnia dzisiejszego znowu postanowi�em prowadzi� dziennik i mam nadziej�, �e ju� nie zarzuc�..." Jasny atrament. Mo�liwe, �e wyblak�y. Charakter pisma staranny, ale niepewny, jak u ucznia. U�yto cienkiej stal�wki. Aleksy T. o�wiadczy� z niezadowoleniem: - S�uchaj, to na pewno interesuj�ce - dziennik ch�opca z trzydziestego si�dmego roku, ale nie o drugiej w nocy! - Czytaj, czytaj. - G�os Warachasija by� napi�ty. - To tylko siedem stron... I Aleksy T. zacz�� czyta� z min� pob�a�liwej pokory, dmuchaj�c przez warg�. Jednak ju� przy trzeciej stronie, mniej wi�cej po�rodku, przesta� dmucha�, uni�s� praw� brew i zerkn�� na Warachasija. - No czytaj! - krzykn�� na niego niecierpliwie Warachasij. Na si�dmej stronie zapiski rzeczywi�cie si� ko�czy�y. Aleksy T. przekartkowa� zeszyt. Dalej strony by�y czyste. - No? - zapyta� Warachasij. - Nie widz� sensu - przyzna� si� Aleksy T. - Co to - zapiski wariata? - Nie - powiedzia� Warachasij z u�miechem. - Nikita Woroncow nie by� wariatem. - Aha. W takim razie, je�li pozwolisz, przeczytam jeszcze raz. I zacz�� czyta� drugi raz. DZIENNIK NIKITY WORONCOWA Zapiski prawdopodobnie prowadzono pi�rem "rondo", lekko pochylonym w prawo; charakter pisma by� staranny, ale niepewny, nastoletni; atrament zblak�: 2 stycznia 1937 roku. Od dnia dzisiejszego znowu postanowi�em prowadzi� dziennik i mam nadziej�, �e ju� nie zarzuc�. Rano Serafina i Fiedia wzi�li Swietk� i gdzie� pojechali do rodziny Fiedi. Zawo�a�em swojego najlepszego przyjaciela Mikaela Chaczatriana. Najpierw grali�my w "B�j batalion�w", potem poszli�my na spacer, rzucali�my si� �nie�kami. Mikael nieostro�nie trafi� mnie w twarz i omal nie rozbi� mi okular�w. Spacerowali�my do obiadu, potem poszli�my do Mikaela na obiad. Po obiedzie zamkn�li�my si� u niego w pokoju i spierali�my si� o dziewczyny. Mikael powiedzia�, �e zostanie na zawsze wierny Silwie Stremberg, a ja przyzna�em mu si�, �e zakocha�em si� teraz w Kati Michanowskiej. Mikael powiedzia�, �e jemu te� si� Katia podoba, bo jest jasnow�osa i �adna, ale i tak b�dzie kocha� Silw�, bez wzgl�du na wszystko, bo inaczej to by by�a zdrada. Pok��cili�my si� i poszed�em do domu. Musz� obowi�zkowo prowadzi� dziennik. 3 stycznia 1937 roku. Wczoraj nasi wr�cili p�no, Fiedia by� mocno pijany, Serafina kl�a, Swietka poci�ga�a nosem i zasypia�a na stoj�co. Rano Serafina i Fiedia poszli do pracy, a ja do dziesi�tej le�a�em w ��ku i czyta�em "Dach �wiata". Nie�le napisane. Czyta�bym dalej, ale obudzi�a si� Swietka i zacz�a marudzi�, �e chce je��. Wstali�my, zjedli�my �niadanie, i posz�a do kole�anek. Ja jeszcze troch� poczyta�em, ale potem zacz��em si� nudzi� i wtedy przyszed� Mikael. Powiedzia�, �e to wczoraj wyrwa�o mu si� bez zastanowienia. Kr�tko m�wi�c, pogodzili�my si�. Bardzo lubi� Mikaela. To m�j najlepszy przyjaciel. Poszli�my pospacerowa� i um�wili�my si�, �e zapiszemy si� na boks, nikomu o tym nie powiemy, a pewnego dnia spotkamy Murz� z jego faszystami i wtedy niech si� nad nimi B�g zmi�uje! Po obiedzie napali�em w piecu i opowiada�em Swietce straszne historie. �wiat�a nie w��cza�em specjalnie. To takie �mieszne, jak ona si� boi, a i tak prosi, �eby opowiada� dalej. 4 stycznia 1937 roku. Rano chcia�em znowu pole�e� i poczyta�, ale Swietka wsta�a o �smej, jakby wcale nie by�o ferii. Musia�em wsta� i zrobi� jej �niadanie. Potem ze z�o�ci da�em jej po karku. A tyle razy sobie obiecywa�em! Ona nawet nie p�acze, tylko wargi wydyma i patrzy na cz�owieka okr�g�ymi oczami. Nie mog� tego znie��. Musia�em opowiedzie� jej bajk� i jeszcze wzi�� ze sob� na spacer, a potem do Mikaela. Co si� tam dzia�o! Susanna Amonowna, mama Mikaela, jak si� zacz�a z ni� cacka�, jak zacz�a j� czesa�, g�aska�, karmi� r�nymi dobrymi rzeczami, o rany! Zreszt�, nam w to graj. Uda�o si� i w szachy zagra�, i obejrze� zestaw "M�ody chemik", kt�ry wczoraj kupi� Mikaelowi ojciec. Jutro b�dziemy robi� do�wiadczenia. Zapiski prawdopodobnie tym samym pi�rem "rondo"; twarde, proste drukowane litery, r�wnie� wyblak�y atrament. "Pr�ba pr�ba pr�ba "Nie mog� umrze� "Jednych w g�r�, innych w d�, a mnie znowu do ty�u, zaczynaj wszystko od pocz�tku. "Umr� 8 (�smego) lipca 1977 (siedemdziesi�tego si�dmego) roku o godzinie 23.15 czasu moskiewskiego. Zapiski prowadzone tym samym pi�rem, pospieszne, papier poszarpany pi�rem, rozpryski i kleksy, ten sam atrament: "Saszka Szkriabun (lato 41, z rodzicami do Kijowa, bez wie�ci) "Borys Wa�kiewicz "Sara Josifowna "Kostia Szerstobitow (ranny na Druci, czerwiec 44, o�eni� si� z Lubasz� z Miedwiedkowa, jesie� 47) "Griszka Kabanczik, saper "M3. por. Sirotin "Sier�. Pisiun "Gromobojew, tch�rz "Brodawka na powiece, rucz. Pu�. (+pod Wo�yczowem) "Foma Zapasliwyj, z pe�nym brzuchem "Instruktor sanitarny Mariana (+na Ruzie pod Iwanowem) "Dow�dca batalionu Czereda (+pod Jarominem?) "Czy�cioch celowniczy (Ilin? Ilmin? Ilkin?) "Kapitonow (w 55 naczelnik cechu) "Stiosza (umrze syn, samob�jstwo, obserwowa�) "Bielski, technologia bezdymna, patent (kilka zanotowanych wzor�w, pospieszny szkic) "Tosowicz, karate "Wieroczka Korniejewa, czyli Woroncowa, czyli Neko-tian. Znowu twarde drukowane litery, ten sam atrament: "Beznadziejnie. Pami��. Zmartwychwstan� 6 (sz�stego) wrze�nia 1937 (trzydziestego si�dmego) roku w nocy w ��ku. Uwaga! Nie szamota� si�. Le��c nieruchomo spokojnie doliczy� do stu, nast�pnie przekr�ci� si� na brzuch, zwiesi� g�ow� z ��ka, otworzy� usta i zrobi� kilka g��bokich wdech�w i wydech�w z wysuni�tym j�zykiem. "��ko Swietki po lewej r�ce, Serafina z Fiedi� przez korytarz. Zapiski t�pym o��wkiem, ogromne litery w poprzek i na ukos, prawie nieczytelne: "Nowy Rok, Nowy Rok "Ciekawe, czy Gurczenko ju� si� urodzi�a? "Czarne warkocze, zamy�lone spojrzenie "Seksualno-alkoholowe ekscesy w wieku pi�tnastu lat. "Ach, jaki� ty! Oj, co ty! Oj, gdzie ty! Oj, po co ty! Aj! Och! "Woroncow, przesta� gada�! "Trzy pi�tna�cie, sze�� dwana�cie i Swietce na lody "Ajajaj, Galino Rodionowa! "Niedok�adno��. Zesz�ym razem by�o: je�li mo�na, troszk� u pani posiedz�, Galino. A teraz obcesowo: ty jak sobie chcesz, a ja u ciebie zostaj�. Zreszt� i wtedy zosta�em, i teraz zosta�em. I poprzednim razem chyba te�. Zbie�no�� wariant�w. A w tym czasie Bonaparte, a w tym czasie Bonaparte przekracza� granic�! Ajajaj, Galino Rodionowa! Zapiski czarnym atramentem, najwyra�niej d�ugopisem: "21 sierpnia 1941 roku. Dziennik chowam w zwyk�e miejsce do 46-go. Na zachodnim froncie znowu bez zmian. Zmi�uj si� nade mn�, chocia� tym razem! Czemu tak si� mn� bawisz! Zapiski okropn� stal�wk�, okropny lilowy atrament: "9 kwietnia 1946 roku. Zosta�o jeszcze ca�e �ycie. 31 lat. Po�yjemy! Grisz� Kanbanczika, sapera, przejecha� czo�g pod Istri�. I ca�a jego rodzina zgin�a, nie ma komu odda� medalu. Fiedia, jak zawsze, zabity w 42 podczas defensywy pod Charkowem. Serafina wysch�a, zosta�y same ko�ci. A Swietka wyros�a na �adn� pann�." Umartwianie si� przy ulicy Granowskiego Aleksy T. zamkn�� zeszyt i ostro�nie po�o�y� go na brzegu sto�u. - Dziwna maniera - powiedzia� w zamy�leniu. - Co to mo�e znaczy� "zabity jak zawsze"? S�uchaj, czy to czasem nie mistyfikacja? - Nie - odpar� Warachasij. - I tylko to ci� dziwi? - Oczywi�cie, �e nie... S�uchaj, jeste� pewien, �e to nie mistyfikacja? - Jestem. Niestety, jestem. - Dlaczego niestety? - zdumia� si� Aleksy T. - A dlatego, m�j drogi, �e ja nie jestem literatem, tylko �ledczym prokuratury i nie lubi� w �yciu nierozwi�zywalnych zadanek. Przyjaciele milczeli. Za oknem zrobi�o si� ca�kiem jasno, niebo nad domem naprzeciwko oczy�ci�o si� i sta�o si� bladob��kitne. By�o cicho, cicho wyra�n� cisz� bia�ej czerwcowej nocy. - Dobra - powiedzia� Aleksy T. - Dopi��e� swego. Jestem pot�nie zdumiony. Teraz, je�li pozwolisz, po kolei. Mog� par� pyta�? - Prosz� ci� uprzejmie - odpar� �ledczy prokuratury miejskiej Warachasij Sz. - Dowolnych. Nawet takich, na kt�re nie znam odpowiedzi. Nieuzbrojonym okiem by�o wida�, �e jest zadowolony. Aleksy T. zebra� si� z my�lami. - Taak - powiedzia�. - Po pierwsze: kim jest Nikita Woroncow? Albo nie, najpierw opowiedz, jak ten zeszycik trafi� do prokuratury? Tak b�dzie ciekawiej. - Prosz� ci� uprzejmie - zgodzi� si� Warachasij i opowiedzia�. P�nym wieczorem �smego czerwca ubieg�ego roku, przy ulicy Granowskiego dosz�o do zab�jstwa. �wiadkowie, emerytka X i starszawy artysta Y, spaceruj�cy z psami nieopodal, opisali to wydarzenie w taki oto spos�b. Na chodniku, pod oknami szesnastopi�trowych bry�, pi�ciu m�odych ludzi sta�o przy motocyklu. Motocykl rycza�, a z okien ju� zacz�li wysuwa� si� i krzycze� z oburzeniem p�nadzy obywatele i obywatelki, �wiadkowie za�, wed�ug ich w�asnych s��w, ju� mieli podej�� do tych m�odych ludzi i nawsadza� im za zak��canie spokoju, gdy nagle do motocyklowego towarzystwa podszed� sk�d� starszawy m�czyzna w bia�ym p��ciennym garniturze, z lask�, i co� powiedzia�. Zapewne na temat ha�asu, kt�ry uskutecznia�o towarzystwo. Natychmiast ca�a pi�tka przero�ni�tych m�odzie�c�w gro�nie otoczy�a m�czyzn� w podesz�ym wieku. Jaki by� przebieg rozmowy, �wiadkowie nie s�yszeli, huk motocykla wszystko zag�usza�. Zobaczyli tylko, jak m�czyzna opar� lask� o pier� jednego z przero�ni�tych m�odzie�c�w, kt�ry szczeg�lnie na niego napiera�, nast�pi�a wymiana nies�yszalnych replik, po czym m�czyzna opu�ci� lask�, a m�ody cz�owiek zamachn�� si� i mocno uderzy� go pi�ci� w twarz. Wtedy, jakby specjalnie, motocykl umilk�. Przewr�cony pchni�ciem m�czyzna, prosty jak kij, upad� na wznak. W ciszy, jaka zapad�a, wyra�nie by�o s�ycha�, jak jego g�owa z trzaskiem uderza o kraw�d� chodnika. I to by� w�a�ciwie koniec. Przero�ni�ci dranie postali jeszcze z p� minuty niezdecydowani, a potem, gdy upewnili si�, �e ich ofiara si� nie rusza, bez s�owa rzucili si� do bez�adnej ucieczki, wyj�wszy jednego, kt�ry zosta� przy nieszcz�snym motocyklu. Po minucie w�ciekle szarpany motocykl zapali� i ten ostatni te� uciek�. Dopiero wtedy os�upiali z zaskoczenia i przera�enia �wiadkowie jednocze�nie podbiegli do m�czyzny. Le�a� na asfalcie wyci�gni�ty, z rozrzuconymi r�kami i szeroko otwartymi oczami. Nie �y�. W tym momencie p�lepa emerytka rozpozna�a w zabitym s�siada z klatki, kt�ry zajmowa� dwupokojowe mieszkanie na szesnastym pi�trze. - To by�... on? - rzek� twierdz�cym tonem Aleksy T., stukaj�c palcem w dziennik. - Tak, to by� w�a�nie Nikita Siergiejewicz Woroncow - powiedzia� Warachasij. - Ciekawy szczeg�, kuriosum, je�li chcesz. �wiadek zezna�a, �e jej pies, kr�lewski pudel King, na kilka minut przed zaj�ciem skowyta� i szarpa� si� na smyczy, ci�gn�c pani� w stron� miejsca przysz�ej tragedii. A �wiadek artysta przeciwnie, przypomnia� sobie, �e jego pies, kundel Agat, dok�adnie tak samo ci�gn�� pana w przeciwnym kierunku. Ale to oczywi�cie sprawy nie dotyczy. - �ajdaki - rzek� �akn�cy zemsty Aleksy T. - Z�apali ich przynajmniej? - Tej samej nocy - odpar� ochoczo Warachasij. - Od razu si� z�amali. To w ko�cu nie byli recydywi�ci, tylko �le wychowane ba�wany... Mo�e interesuje ci� co� jeszcze? - Wybacz. Kontynuuj. - No i tak - ci�gn�� Warachasij. - Spraw� dali mnie, wtedy jeszcze pracowa�em w tej dzielnicy. Sprawa wydawa�a si� jasna jak s�o�ce. Zeznania �wiadk�w i �miertelnie przestraszonych przyjaci� oskar�onego ca�kowicie pokrywa�y si� z zeznaniami samego oskar�onego, rozmazuj�cego ogromn� pi�ci� smarki i �zy na wykrzywionej strachem i smutkiem nieogolonej mordzie. Nieumy�lne zab�jstwo, artyku� 106 kodeksu karnego RFSRR, do trzech lat obozu lub dw�ch lat rob�t poprawczych. Pozostawa�o jedynie wyja�ni� kilka szczeg��w. Poniewa� zabity mieszka� sam, Warachasij, zgodnie z procedur�, przede wszystkim przeprowadzi� przeszukanie jego mieszkania w celu opisania przedmiot�w, mebli i tak dalej. Podczas przeszukania znaleziono mi�dzy innymi rzeczy, kt�re raczej do zabitego nie nale�a�y: w przedpokoju - damskie pantofelki i kapcie numer trzydzie�ci cztery; w �azience - kokieteryjny damski szlafroczek na haczyku, perfumy, balsamy i inne kobiece fintifluszki na p�eczce przed lustrem; w sypialni - dwie damskie koszulki nocne. I, co najwa�niejsze, w jednej z zamkni�tych na klucz szuflad biurka le�a� - pogrzebany pod z�o�ami legitymacji, dyplom�w, �wiadectw, ksi��eczek orderowych i innych wa�nych dokument�w - ten oto dziennik w zaklejonej kopercie z grubego papieru. Od razu przy biurku Warachasij szybko go przejrza�, a nast�pnie dwukrotnie uwa�nie przeczyta� zawarto�� zalatuj�cego ple�ni� zeszyciku, ponownie w�o�y� do koperty i wsadzi� do swojej teczki. Opiecz�towa� mieszkanie i wr�ci� do siebie, do prokuratury rejonowej. Na biurku mia� ju� orzeczenie ekspertyzy medycznej. Warachasij przeczyta� je i j�kn��. Jasna jak s�o�ce sprawa zamgli�a si�. Nikita Siergiejewicz Woroncow, silnie uderzony w twarz, rzeczywi�cie upad�, uderzy� karkiem o kraw�d� chodnika i dozna� p�kni�cia czaszki. I to rzeczywi�cie mog�o by sta� si� przyczyn� natychmiastowej �mierci, gdyby nie pewna okoliczno��. Ot�: nawet cios w twarz (w praw� ko�� policzkow�, przero�ni�ty ba�wan by� lewor�czny), nie m�wi�c ju� o uderzeniu g�ow� w betonowy kraw�nik, mia� miejsce co najmniej pi�� sekund po klinicznej �mieci Woroncowa. Ba�wan uderzy� trupa. - Jak to? - odezwa� si� wstrz��ni�ty Aleksy T. - Je�li dobrze zrozumia�em, Woroncow sta�... - I co z tego, �e sta�? Umar� i nie zd��y� upa��. Nie takie rzeczy si� zdarzaj�... ale nie w tym rzecz... - A od czego umar�? - Nie pami�tam - rzek� niecierpliwie Warachasij. - W orzeczeniu by�o napisane, ale zapomnia�em... Co� w rodzaju ostrego spazmu serca. Nie w tym rzecz, m�wi� ci. - Tak, tak, wybacz. M�w dalej. - M�wi�. Wyobra�asz sobie moj� sytuacj�? - Nawet bardzo dobrze. Jedna sprawa, gdy cz�owieka przewr�cili, upad� i si� zabi�. A ca�kiem inna, je�li uderzyli trupa. Te�, oczywi�cie, nie�adnie, ale czy to przest�pstwo? Warachasij zachichota�: - Mniej wi�cej - powiedzia�. - Kr�tko m�wi�c, czeka�a mnie szalenie nieciekawa i wyj�tkowo �mudna pisanina. Wzi��em si� za ni�, nie trac�c ani sekundy drogocennego czasu. I gdy doszed�em do takiego okr�glutkiego zdania... mm... "bior�c pod uwag� zeznania �wiadk�w i orzeczenie ekspertyzy medycznej, mo�na z ca�� pewno�ci� stwierdzi�, �e �mier� kliniczna nast�pi�a o godzinie 23.15..." - Czekaj, czekaj! - wykrzykn�� Aleksy T. i z�apa� zeszyt. - Kiedy, m�wisz, to si� sta�o? - �smego czerwca ubieg�ego roku, tysi�c dziewi��set siedemdziesi�t si�dmego - powiedzia� z u�mieszkiem Warachasij. Aleksy T. odszuka� w zeszycie potrzebn� stroniczk� i przeczyta� ci�kim g�osem: - "Umr� �smego czerwca tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tego si�dmego roku, o dwudziestej trzeciej pi�tna�cie czasu moskiewskiego". - I ja tak samo z�apa�em za ten w�a�nie zeszyt - powiedzia� Warachasij. - Interesuj�ce, prawda? - Ma�o powiedziane! No i co by�o dalej? - Dalej... C�, jestem porz�dnym urz�dnikiem, przed naczelnikiem tajemnic nie mam. Pokaza�em ten zeszycik prokuratorowi, tak na pr�b�. I jak si� spodziewa�em: "Podr�bka, wariat, zbieg okoliczno�ci, nie zawracaj mi g�owy, ma�o masz roboty?" No i postanowi�em rozwi�za� t� zagadk� na w�asne ryzyko. Prywatnie, ale �e tak powiem, z wykorzystaniem pozycji s�u�bowej. - S�usznie! - zakrzykn�� zachwycony Aleksy T. - S�usznie czy nies�usznie, nie wiem. Ale mia�em, mia�em wra�enie, jakby ta sprawa odkrywa�a przepa��, do jakiej jeszcze ludzkie oko nie zagl�da�o. Zacz��em, jak sam rozumiesz, od biografii nieboszczyka. Biografia Nikity Siergiejewicza Woroncowa Nikita Siergiejewicz Woroncow urodzi� si� w Moskwie, w tysi�c dziewi��set dwudziestym trzecim roku. Jego rodzice zmarli, gdy mia� trzy lata, i zosta� pod opiek� starszej siostry (z pierwszego ma��e�stwa ojca), Serafiny, maj�cej w�wczas dwadzie�cia lat, pracownicy fabryki "Sierp i M�ot" (dawna fabryka Gu�ona). Dobra musia�a by� z niej dziewczyna: chocia� trzyletni kajtek na pewno zdrowo komplikowa� jej �ycie, nie odda�a go do przytu�ku, lecz do ��obka, a gdy podr�s� - do ogniska przedszkolnego przy fabryce. Rok p�niej Serafina wysz�a za m�� za Fiodora Krzywonosowa, pracownika tego samego cechu, a trzy lata p�niej urodzi�a im si� c�reczka Swiet�ana. Nikita siostrzenic� lubi�, z Fiodorem mia� bardzo dobre stosunki. Rodzina zajmowa�a dwa pokoje, w ogromnym ceglanym domu na Androniewskiej, w komunalnym mieszkaniu nieprawdopodobnych, wed�ug naszych dzisiejszych poj��, rozmiar�w. Do dzi� mieszka tam jeszcze dwoje staruszk�w, pami�taj�cych i Serafin� z Fiodorem, i Nikit�, i Swiet�an�. Niemniej jednak, nie uda�o mi si� niczego od nich dowiedzie� o Nikicie - za bardzo si� wszystko przemiesza�o w ich biednej pami�ci dotycz�cej tamtych niespokojnych lat. W czterdziestym roku Nikita uko�czy� dziesi�ciolatk�, a chocia� by� wzorowym uczniem, prawie zdoby� z�oty medal na maturze, nie chcia� si� dalej uczy� i zacz�� pracowa� w znamienitej fabryce "Sierp i M�ot" pod kierownictwem Fiedi, kt�ry do tego czasu zosta� ju� majstrem. Wtedy wybuch�a wojna. Nikita od razu zg�osi� si� na ochotnika. Walczy� wspaniale, nie �a�uj�c siebie: dwukrotnie ranny, kontuzja, order Chwa�y, trzy Czerwone Gwiazdy, dwa medale za odwag�. Koniec wojny zasta� go w Mukdenie... (- Gdzie, gdzie? - zapyta� Aleksy T. - No, w Szenjanie - wyja�ni� Warachasij Sz. - Gdzie to jest? - No w Chinach! W Mand�urii! - Aaa, tak, tak, oczywi�cie, wybacz.) W po�owie roku czterdziestego sz�stego Nikita zosta� zdemobilizowany i wr�ci� na rodzinn� Androniewsk�. Sprawy rodziny wygl�da�y �le. Fiodor zosta� zabity. Serafina trzyma�a u siebie nieciekawego typka - majora z wojskowej komendantury - i pi�a. Swiet�ana zwi�za�a si� z jak�� szajk� z�odziei, czy innych bandyt�w. Nikita nie traci� czasu. Przede wszystkim wr�ci� do fabryki, do swojego starego cechu, szybko si� tam zadomowi�; nast�pnie rozejrza� si� w rodzinie i bez zb�dnych s��w ruszy� do walki. Najpierw okrutnie pobi� typka majora, kt�ry pomiata� Serafin� jak s�u��c�. Mog�y z tego wynikn�� powa�ne nieprzyjemno�ci, ale major by� partyjny i mia� rodzin�, nie nada� wi�c sprawie rozg�osu. Wkr�tce, t�umacz�c si� rozkazem dow�dztwa, wr�ci� do koszar, a potem w og�le znikn��. Oj, gorzkie pretensje Serafina musia�a mie� do Nikity! A zreszt� mo�e wcale nie takie gorzkie - Nikita na serio zaj�� si� siostrzenic�. Uda�o mu si� na ni� wp�yn��, odizolowa� od niebezpiecznych przyjaci� i w jaki� cudowny spos�b urz�dzi� w fabryce, w ewidencji, jako rejestratork�. Szko�� rzuci�a jeszcze w czterdziestym czwartym, ledwie sko�czy�a siedem klas. Ale to wszystko nieistotne szczeg�y. W czterdziestym si�dmym Nikita rozpocz�� wieczorowe studia w Moskiewskim Instytucie Stali, a w pi��dziesi�tym drugim uko�czy� je i zosta� w swoim cechu in�ynierem zmianowym. W pi��dziesi�tym pi�tym umar�a na zawa� Serafina. Rok p�niej Swiet�ana wysz�a za m�� i wyjecha�a na p�noc. Nikita Woroncow zosta� sam. Nale�y tu wspomnie�, �e pozosta� do ko�ca�ycia kawalerem. S�dz�c z pewnych danych, nie z winy kobiet. W pi��dziesi�tym si�dmym przeni�s� si� z "Sierpa i M�ota" do pewnego utajnionego instytutu. W siedemdziesi�tym drugim otrzyma� mieszkanie przy ulicy Granowskiego i porzuci� stare gniazdo na Androniewskiej. P�nym wieczorem 8 czerwca 1977 roku zmar� w wieku pi��dziesi�ciu czterech lat. - To wszystko? - zapyta� z pewnym rozczarowaniem Aleksy T. - Wszystko, je�li nie liczy� szczeg��w - odpar� Warachasij. - Chcesz na niego popatrze�? - Pewnie, �e chc�... Warachasij wyj�� zdj�cie z czerwonej teczki i poda� przyjacielowi. To by�a standardowa fotografia, sze�� na dziewi��. Zwyk�a, nie rzucaj�ca si� w oczy twarz starszawego m�czyzny. Lekko wy�ysia�e czo�o, w�osy zaczesane do ty�u. Zapadni�te oczy pod opuszczonymi powiekami. Ostre zmarszczki w k�cikach suchych, mocno zaci�ni�tych ust. G�adko ogolony. Co jeszcze? Uszy lekko odstaj�ce. Szara marynarka na czarnym starym swetrze. Zwyk�y cz�owiek... - Szkoda, �e oczu prawie nie wida� - powiedzia� Aleksy T. oddaj�c zdj�cie. - Aha - przyzna� Warachasij. - W�a�nie. W�a�nie tego szkoda. - A co? - Jak wyrazi�a si� pewna dama, oczy Nikity Siergiejewicza by�y straszne, m�dre i smutne. Inni znaj�cy go ludzie r�wnie� jednog�o�nie zapewniali, �e jego spojrzenie by�o niesamowite... Jednog�o�nie, ale w r�ny spos�b. - Tak - powiedzia� Aleksy. - Rozumiem. A teraz opowiedz wszystkie szczeg�y. Szczeg�y dotycz�ce Nikity Woroncowa - Jak ci ju� powiedzia�em - zacz�� Warachasij Sz. - postanowi�em rozwi�za� t� zagadk� i wzi��em si� za spraw� wed�ug wszelkich zasad naszej sztuki. By�em w wojskowej komendzie uzupe�nie�, w fabryce "Sierp i M�ot", w owym instytucie, zbada�em jego biografi�, mo�na powiedzie�, bardzo dok�adnie i wyobra� sobie, nie znalaz�em w niej niczego, co rzuci�oby cho� troch� �wiat�a na dziwne zapiski w dzienniku. To znaczy, on rzeczywi�cie poszed� ze swoim oddzia�em na front pod koniec sierpnia czterdziestego pierwszego, rzeczywi�cie walczy� na zach�d od Moskwy, a trzy lata p�niej przeprawia� si� przez Dru�... A pi�� lat temu razem z niejakim Bielskim otrzyma� patent na jak�� tam bezdymn� technologi�... Ale do rozwi�zania nie zbli�y�o mnie to ani o krok. C�, bywa. Nadesz�a pora, by zaj�� si� najbli�szym otoczeniem naszego bohatera, przyjaci�mi, krewnymi, znajomymi i tak dalej. Wyja�nieniem szczeg��w jego osobistego, a nawet intymnego �ycia. Jako cz�owiek uczciwy, przyznaj�, �e nie mia�em do tego prawa, ale przecie� zmar�ym jest wszystko jedno, a zatrzyma� si� ju� nie mog�em. Czu�em, po prostu czu�em, �e za t� zagadk� kryje si� co� pot�nego, niemal globalnego... Zreszt� sam zobaczysz i os�dzisz. Przes�ucha�em oko�o dwudziestu ludzi. Wi�kszo�� nie powiedzia�a mi nic interesuj�cego. Dobry ch�opak, towarzyski go��, doskona�y specjalista, mi�y, przyzwoity cz�owiek... i dalej w tym stylu. Umia� i lubi� wypi�, dowcipy tak opowiada�, �e pop�aka�by� si� ze �miechu, nierzadko przed kierownictwem broni� nies�usznie pos�dzonych, jednego prawie z s�du wyci�gn��, innemu prawie z samego WCSPS* skierowanie do sanatorium dla dziecka zdoby�... niczego si� nie ba�... niczego dla siebie nie chcia�... w�asnemu przyjacielowi publicznie da� w twarz za chamskie zachowanie wobec starszej kobiety, technologa... Byli i tacy, kt�rym si� Nikita nie podoba�, ale wszystkich nie zadowolisz... Jednym s�owem anio�. Uda�o mi si� trafi� na niejakiego Bobkowa, w przesz�o�ci instruktora sztuki walki, a obecnie pijaka ze zniszczon� fizjonomi�. Nikita Siergiejewicz trenowa� u niego w po�owie lat pi��dziesi�tych i by� najlepszym uczniem. Jak si� Bobkow wyrazi�: "Z Nikit� mo�na by i naw�z je��, wszystko chwyta� w lot, taki by� z niego ch�opak". Jedynie pi�� os�b da�o mi naprawd� cenne informacje, kt�re zreszt� pog��bi�y tylko zagadk�. Je�li oczywi�cie mo�na w dalszym ci�gu patrze� na ni� z punktu widzenia zdrowego, prokuratorskiego rozs�dku. (Warachasij wyci�gn�� ze swojej czerwonej teczki kilka kartek po��czonych pot�nym biurowym spinaczem.) - Wiera Fominiczna Samochina, z domu Korniejewa, lat 46, chemik-technolog, wsp�pracowniczka Woroncowa z utajnionego instytutu, pozna�a go w pi��dziesi�tym �smym roku. Walentyna Mirlenowna Samochina, c�rka Wiery Samochinej, lat 24, pracownik Biblioteki Patentowej, pozna�a Woroncowa w siedemdziesi�t sz�stym roku i zosta�a jego kochank�. Swiet�ana Fiodorowna Panikiejewa, z domu Kriwonosowa, lat 47, gospodyni domowa, siostrzenica Woroncowa. Mikael Grikorowicz Chaczatrian, lat 54, kapitan pierwszego stopnia w rezerwie, szkolny przyjaciel Woroncowa. I na koniec, Konstanty Pantelejewicz Szerstobitow, lat 55, pracownik Mytyszczy�skiej Fabryki Maszyn, frontowy przyjaciel Woroncowa, pozna� go w czterdziestym drugim, w pu�ku zapasowym. No i tak. Wszystkie rozmowy nagrywa�em na magnetofon i potem, poniewa� nie by�y mi potrzebne, kasowa�em, ale nagrania rozm�w z t� pi�tk� zachowa�em, zrobi�em nawet konspekty, zapisuj�c to, co wyda�o mi si� najbardziej interesuj�ce. Przes�uchiwanie wszystkich nagra� po kolei zaj�oby zbyt wiele czasu, wi�c, je�li pozwolisz, przeczytam ci konspekty, w razie potrzeby uzupe�nione komentarzami. Zgoda? (Aleksy T. pospiesznie pokiwa� g�ow�, �e si� zgadza si�, nala� w�dki do kieliszk�w, wychyli� sw�j, popi� ostyg�� herbat�, a nast�pnie powiedzia� st�umionym g�osem: - No to czytaj...) - Dobra - rzek� Warachasij, te� opr�ni� sw�j kieliszek i te� popi� wystyg�� herbat�. - B�dziemy czyta�. Zaczniemy od Wiery Fominicznej Samochinej. Pami�tasz ten zapisek w dzienniku? "Wieroczka Korniejewa, Woroncowa, i Neko-tian... Czytam: - "Poznali�my si� na jakiej� imprezie. Ju� nie pami�tam, czy to by�y czyje� urodziny, czy jakie� �wi�to... Min�o prawie �wier� wieku! Za to jak dzi� pami�tam, �e on siedzia� przy stole naprzeciwko mnie i bez przerwy na mnie patrzy�. To znaczy, �e patrzy na mnie bez przerwy, widzia�m k�tem oka, bo ilekro� na niego spojrza�am, to on od razu opuszcza� wzrok... Mia�am wtedy dwadzie�cia sze�� lat i by�am przyzwyczajona do m�skich spojrze�, ale i tak mi to pochlebia�o... Potem, gdy odsuni�to st�, poprosi� mnie do ta�ca i wtedy po raz pierwszy popatrzy�am mu prosto oczy. I jakby mnie pr�d kopn��... Nie, nie, prosz� sobie nie my�le�, nic z tych rzeczy... Ale mia� takie oczy... Takie straszne, m�dre i smutne... To znaczy, oczy mia� zwyczajne, szaro-zielone, ale spojrzenie... Od razu pomy�la�am: Nie, to nie jest m�j rycerz. Tak w og�le by� weso�y, ciekawie opowiada�, udanie dowcipkowa�, inne mu si� prawie na szyj� rzuca�y. Zreszt�, potem ju� sobie w oczy nie zagl�dali�my. - Pani m�� te� by� na tej imprezie? - N-nie... Nie, nie, zosta� z Walk�, ona wtedy by�a ca�kiem malutka, mia�a mo�e trzy latka... albo cztery. Najdziwniejsze sta�o si� potem. Zm�czy�am si� i ju� troch� by�am pijana, wi�c siad�am sobie na kanapie, �eby odpocz��. Natychmiast usiad� ko�o mnie Woroncow. Siad�, pami�tam, jakby to by�o dzi�, r�ce na kolanach po�o�y� i m�wi p�g�osem, patrz�c na mnie: Niech si� pani nie martwi, Wiero Fominiczna, z migda�kami wszystko b�dzie dobrze. Wytrzeszczy�am na niego oczy. Rzeczywi�cie, od dzieci�stwa mia�am problemy z migda�kami, przez ostatnie lata zbiera�am si�, �eby p�j�� na operacj� i ci�gle nie mog�am si� zdecydowa�, ale sk�d on mia�by o tym wiedzie�? Pytam go: Sk�d pan wie o moich migda�kach? Leciutko si� do mnie nachyli� i m�wi, prawie szeptem: Ja o pani, Wiero Fominiczna, i nie takie rzeczy wiem... Na przyk�ad, �e ma pani czaruj�cy pieprzyk na... I wymienia, prosz� wybaczy�, takie miejsce na ciele, kt�re nawet rodzonemu m�owi nie cz�sto si� pokazuje. Zmartwia�am, usta otworzy�am, nie wiem, czy mu w twarz da�, czy co, a on wsta� i wyszed�. Zupe�nie wyszed� z imprezy... - Ale pieprzyk jest? - O to w�asne chodzi, �e jest... i dok�adnie w tym miejscu! - I z migda�kami wszystko dobrze posz�o? - Doskonale. Mo�e pan wierzy� lub nie, ale od razu przesta�am si� ba� i dok�adnie tydzie� p�niej posz�am na operacj�. I wszystko posz�o g�adko, jak po ma�le... Niech mi pan powie, towarzyszu �ledczy, bo widz�, �e pan si� Woroncowem i po �mierci zajmuje... Te� pan my�li, �e z niego by� jakby czarownik albo jasnowidz? - A jak pani s�dzi, Wiero Fominiczna? Ja przecie� nie zna�em go, gdy �y�, a pani z nim, w ko�cu prawie dwadzie�cia lat bok w bok, w jednym zak�adzie, na pewno kontaktowali�cie si�, rozmawiali�cie. Jakie pani odnios�a wra�enie? - Nawet nie wiem, co panu powiedzie�... Szczerze m�wi�c, wi�cej �e�my si� ju� nie kontaktowali. Co najwy�ej przy pracy. A jak si� spotykali�my w bufecie czy na korytarzu, "dzie� dobry", "cze��", i tyle. Chocia�... Dwadzie�cia lat min�o, tyle rzeczy si� wydarzy�o, tyle zapomnia�am, ale jego na tej imprezie jak teraz widz�. - I od tamtej pory ani razu do pani nie zagada�? - Ani razu. Widocznie czu�... - Co? - Przecie� ja si� go ba�am, towarzyszu �ledczy! Jak zarazy si� ba�am. Tak jak dzieci boj� si� Buki. Jak mi Walka powiedzia�a, �e si� z nim zesz�a, przez tydzie� nie mog�am sobie miejsca znale�� ze zgryzoty i strachu. Teraz to �miesznie zabrzmi, ale wtedy rwa�am si� do komitetu partii i do milicji, i B�g wie gdzie jeszcze. Dobrze, �e mnie m�� powstrzyma�. �adnie by to wygl�da�o: stary �ajdak zba�amuci� biedn� dziewczynk�, a biedna dziewczynka ma dwadzie�cia trzy lata... - A w�a�nie, jak Wala przyj�a �mier� Woroncowa? - Wie pan, zdumiewaj�co spokojnie. Ani jednego s�owa, ani jednej �zy... Mo�e go tak bardzo nie kocha�a... - Mo�e... Prosz� mi powiedzie�, Wiero Fominiczna, czy nikt nigdy nie nazywa� pani takim s��wkiem: "Neko-tian"? - Neko-tian? Nie, pierwsze s�ysz�. Co to takiego? - To po japo�sku. Kotek. - Kotek... jak by�am ma�a, mama m�wi�a do mnie "kotku"..." To wszystko, je�li chodzi o Samochin� - podsumowa� Warachasij. - Robi wra�enie? - Robi - przyzna� Aleksy T. - Ciekawe, gdzie ona mia�a ten pieprzyk? - �wintuch - powiedzia� z obrzydzeniem Warachasij. - Wybacz, �artowa�em. Czytaj dalej. Warachasij zaszele�ci� papierami. - Dalej b�dzie c�rka Samochinej - powiedzia�. - Walentyna Mirlenowna. Czaruj�ca osoba, musz� ci powiedzie�. Z ni� rozmawia�em jako pierwsz�, sama mnie znalaz�a, prosi�a, �eby odda� jej rzeczy, kt�re zosta�y w mieszkaniu Woroncowa. Wtedy sobie porozmawiali�my. Czytam: "Jak si� poznali�my? Bardzo zwyczajnie i w og�le przypadkiem. W pa�dzierniku... nie, w listopadzie, w zesz�ym roku kierownictwo poleci�o mi zrecenzowa� podr�cznik dotycz�cy austriackiego systemu patentowego. A ja po niemiecku ani w z�b, w instytucie uczy�am si� angielskiego, ale by�o to moje pierwsze powa�ne zadanie w pracy, no i ambicja zagra�a. Ob�o�y�am si� s�ownikami, pe�zn� po tek�cie, �l�cz� dzie�, drugi i ci�gle na pierwszej stronie... Nie, my�l�, nic z tego nie b�dzie. Zacz�am przebiera� przyjaci� i znajomych, jak na z�o��, nikt nie zna� niemieckiego. Jeden zna� angielski, drugi hiszpa�ski, jeden nawet esperanto, a niemieckiego nikt. Wtedy postanowi�am poprosi� rodzic�w, mo�e oni kogo� znaj�. Posz�am do nich, a pami�tam, �e wtedy by�a sobota i mama mia�a go�ci, dwie pary z jej instytutu. Tak i tak, m�wi�, pom�cie, towarzysze, biednemu dziecku, pilnie potrzebny znawca j�zyka niemieckiego. Ale� nic prostszego, krzycz�, u nas Woroncow doskonale zna niemiecki, Nikita Siergiejewicz... I od razu wujek Sewa wyci�ga notes i daje mi jego domowy telefon. Mama a� podskoczy�a, nie �miej, m�wi, zawraca� cz�owiekowi g�owy, ale j� zagadali, �e Woroncow to dobry cz�owiek, �e nic go to nie kosztuje i w tym stylu. A ja do przedpokoju i za telefon. Zadzwoni�am, przedstawi�am si�, powiedzia�am, z jakiego powodu zak��cam jego domowy spok�j. Pomilcza� przez kilka sekund i tak bardzo spokojnie, p�g�osem powiedzia�: Z przyjemno�ci� pani pomog�, Walu. Jestem akurat wolny, mo�e pani przyjecha� nawet teraz... i podyktowa� adres. No wi�c do niego pojecha�am. - I pom�g� pani? - Nie pom�g�, sam wszystko zrobi�. Kiedy dwa dni p�niej pojecha�am do niego po pracy, tak jak si� um�wili�my, recenzja by�a gotowa i napisana na maszynie w dw�ch egzemplarzach! Zaczynam mu dzi�kowa�, a on g�ow� kr�ci i m�wi: Nie trzeba, Walu, ja to zrobi�em we w�asnym interesie, �eby�my dzisiaj nie pracowali, lecz pili szampana... A jego oczy w tym momencie by�o takie smutne i l�ni�ce, jeszcze takich nie widzia�am u nikogo. I chyba w tym momencie si� zakocha�am. C�, jestem cz�owiekiem zdecydowanym, od razu przy nim podnios�am s�uchawk� i zadzwoni�am do domu, �e zanocuj� u przyjaci�ki. - Mo�na powiedzie�, mi�o�� od pierwszego spojrzenia... - C� to, ironia?" (Warachasij przerwa� czytanie. - Ju� ci m�wi�em - rzek� - �e ta dziewczyna okaza�a si� czaruj�c� osob�. I rozmawia�a ze mn� ch�tnie, jakby tylko czeka�a na sposobno�� wygadania si�. Ale gdy za�artowa�em o mi�o�ci od pierwszego spojrzenia, jej twarz wykrzywi�a w�ciek�o��. To znaczy, tylko m�wi�, �e wykrzywi�a j� w�ciek�o��, w rzeczywisto�ci pozosta�a pi�kna.) - "C� to, ironia? - Jaka ironia, Walentyno Mirlenowna, uchowaj Bo�e... - Nie zna� go pan... zreszt�, nikt go nie zna�, nawet najbli�si przyjaciele. Tylko ja jedna go zna�am, pewnie dlatego, �e by� pierwszym m�czyzn� w moim �yciu. Kocha�am go bez pami�ci. Chocia� ju� tamtego wieczoru czu�am, wiedzia�am, �e to szcz�cie nie jest mi dane na d�ugo... - Sam pani powiedzia�, �e wkr�tce umrze? - Sk�d�e! Nie m�g� mi tego powiedzie�. By� zdrowy, ca�kowicie zdrowy i niewypowiedziane czu�y... Matka nigdy nie by�a dla mnie taka czu�a i �agodna jak on... tylko kiedy�... - Co? - Na kr�tko przed... no, na dwa tygodnie przed �mierci� nagle nie z tego ni z owego powiedzia�... w nocy, ja ju� przysypia�am... g�o�no i wyra�nie powiedzia�: Wkr�tce si� rozstaniemy. Zapyta�am przez sen: Dlaczego? A on odpar�: Bo ty p�jdziesz dalej, a ja musz� wr�ci�, Neko-tian... - Przepraszam, jak pani� nazwa�? - Neko-tian. Kiedy� by� w Mand�urii i zakocha� si� tam w jednej Japoneczce, a ona nauczy�a go, �eby j� tak nazywa�... Takie pieszczotliwe okre�lenie. Neko-tian. Bardzo lubi�am, gdy mnie tak nazywa�..." - Teraz b�dzie m�czyzna - rzek� Warachasij - Konstanty Pantelejewicz Szerstobitow, by�y towarzysz broni Woroncowa. Opowiedzia� mi mn�stwo ciekawych rzeczy i sporo z jego opowie�ci wynotowa�em, ale przeczytam tylko niewielki fragmencik, s�uchaj... - "I w�a�nie tam, za Druci�, oberwa�em. Dru� przeskoczyli�my od razu, ale jak wyszli�my na urwisko, trach-bach i nic nie pami�tam. Ockn��em si� w szpitalu polowym. P� nogi zmia�d�one, �zy lej�, ale co zrobisz? Sta�o si�. Na godzin� przed tym, jak mnie na ty�y mieli odes�a�, pojawia si� Nikita. Ca�y i zdrowy, pokryty py�em, u�miechni�ty od ucha do cha, lewa r�ka na temblaku, te� go zaczepi�o, ale leciutko, zosta� w oddziale. Jak si� do mnie przedar�, nie wiem, nie umiem powiedzie�. Szybko �e�my pogadali o tym i o owym, okaza�o si�, �e znowu zabi�o nam dow�dc� batalionu. Poca�owali�my si� na po�egnanie, a potem on mi do r�ki wsuwa z�o�on� karteczk� i m�wi: Jak ci tu napisa�em, tak zr�b, i nie zapomnij, m�wi, bo po Zwyci�stwie sam ci� znajd� i chocia� �e� teraz inwalida, to i tak mord� ci obij� po starej przyja�ni. I uciek�. Rozwin��em karteczk�, czytam. Ju� dzi� nie pami�tam dok�adnie, min�o przecie� tyle lat, ale sens by� taki. �e jesieni� w czterdziestym si�dmym, jak si� b�d� �eni� z Lubasz� z Miedwiedkowa, �ebym go koniecznie zaprosi� na wesele. - I co pan wtedy pomy�la�, Konstanty Pantelejewiczu? - Co pomy�la�em... Wtedy o �adnej Lubaszy z �adnego Miedwiedkowa nie mia�em bladego poj�cia. Pierwsze, co pomy�la�em, �e Nikita w ten spos�b chce mnie pocieszy�: �e niby nic to, stary, �ycie toczy si� dalej, i bez nogi ch�op z ciebie na schwa�, nie martw si�, spotkamy si� po wojnie... A potem przypomnia�em sobie r�ne takie wypadki, co ju� panu opowiedzia�em, i wie pan, towarzyszu �ledczy, nie b�d� ukrywa�, powesela�em. A potem, gdy mnie ci�gali po szpitalach, o wszystkim, przyznaj�, zapomnia�em. I kartka mi si� gdzie� zapodzia�a, i wym�czyli mnie nie�le, robili jeszcze dwie operacje... Jednym s�owem, przypomnia�em sobie o tym po czterech latach, w lecie czterdziestego si�dmego. - Prosz� opowiedzie�. - Opowiem. Ciekawie to wysz�o. Pracowa�em ju� wtedy w Mytyszczy�skiej Fabryce. Raz si� zasiedzia�em w warsztatach do p�na, jedn� cha�turk� robi�em, a by� ju� koniec sierpnia, wieczory ciemne, a w dodatku ci�gle deszcz pada�. No i ku�tykam sobie do domu, a tu ciemno, b�oto, d� przy dole! I chodnik jeszcze drewniany, nie naprawiany od wojny. No i wpad�em w jak�� jam�. I kikutem na sztorc w ziemi�. A� mi gwiazdy w oczach zawirowa�y. Siedz�, nie mog� podnie��, tylko j�cz�. I nagle rozlega si� nade mn� taki czu�y g�osik: Co z panem, obywatelu, upad� pan? Patrz�, a obok, przy furtce bieleje sukienka. Upad�em, m�wi�, i jak tu nie upa��, skoro pani tu ko�o swojego domu nary�a tyle wilczych do��w, a ja mam tylko jedn� nog�! S�owem, pomog�a mi wsta�, zaprowadzi�a do swojego pokoiku, usadzi�a na ��ku, zaopiekowa�a si�. I m�wi: Ulica tu, m�wi, rzeczywi�cie niedobra, tylko, m�wi, to nie m�j dom, ja tu tylko pok�j wynajmuj�, a mieszkam, m�wi, w Miedwiedkowie. A jak, pytam, na imi�? Luba mam na imi�. Oho! Jakby mi b�yskawica rozb�ys�a w g�owie, od razu wszystko sobie przypomnia�em. - I pobrali�cie si�? - Naturalnie, �e tak. I jeste�my ze sob� ju� trzydzie�ci lat dw�ch syn�w mamy. - Zaprosi� pan na wesele Woroncowa? - A jak�e! Odszuka�em go przez biuro adresowe, mieszka� wtedy gdzie� na Wielkiej Androniewskiej, potem by�em u niego jeszcze ze dwa razy. Siedzia� u mnie na weselu, siedzia�... tylko zdarzy�o si� co� takiego... W przeddzie� dnia �lubu z g�upoty opowiedzia�em Lubaszy ca�� t� histori�... - Dlaczego z g�upoty? - Wysz�o, �e z g�upoty. Na weselu Luba ca�y czas mu si� przygl�da�a i jakby si� na niego boczy�a... On pewnie nic nie zauwa�y�. By� weso�y, wyca�owa� nas, pi� jak inni, jad�, krzycza� "gorzko, gorzko"... Jaki� czas p�niej zacz�li�my o nim rozmawia� z Lub�, i ona mi m�wi: Je�li, m�wi, mnie kochasz, trzymaj si� od niego z daleka. Strasznie si� zdziwi�em. Dlaczego, m�wi�. On, m�wi, oczy ma niedobre, z�owieszcze. Wy�mia�em j�, zawstydzi�em, rozgniewa�em si� nawet, a ona, twardo swoje. Powtarza jedno i to samo: Je�li mnie kochasz... no i co z tak� zrobisz? W tajemnicy przed ni� spotka�em si� z Nikit� jeszcze kilka razy i nasze drogi i� rozesz�y..." Aleksy T. znowu wzi�� dziennik i odszuka� zapisek: "Kostia Szerstobitow, ranny nad Druci�, czerwiec 44, o�eni� si� z Lubasz� z Miedwiedkowa, jesie� 47)." - Zwyk�y przypadek jasnowidzenia - wymamrota� z sarkazmem i znowu od�o�y� dziennik na st�. - Czytaj dalej. - Dalej - powiedzia� Warachasij - je�li pozwolisz, b�dzie jeszcze jeden m�czyzna. Kapitan pierwszego stopnia w rezerwie, Mikael Grikorowicz Chaczatrian, przyjaciel Woroncowa z dzieci�stwa. Czytam: "Umar� Nikita... Jak ludzie wok� umieraj�! I moja mama umar�a niedawno. Co prawda, mia�a ju� prawie osiemdziesi�t lat... Szkoda Nikity, bardzo szkoda. Z ch�opak�w z naszej klasy tylko nas dw�ch zosta�o, innych wojna zjad�a... Wi�c chce si� pan dowiedzie� czego� o nim ze szkolnych lat? Hmm... Pozwoli pan, �e zapytam, po co to panu? - Zasadniczo interesuje mnie, czy nie zauwa�y� pan w charakterze, zachowaniu, wypowiedziach ucznia Nikity Woroncowa jakich� dziwactw, rzeczy zastanawiaj�cych, mo�e nawet nienormalnych?... - Hmm... Mo�liwe, �e Nikita by� w pewnym stopniu dziwnym ch�opcem. Hmm... Bardzo si� przyja�nili�my, byli�my, jak to si� m�wi, nieroz��czni, ale szczerze powiedziawszy, czasem si� go ba�em. Zachowywa� si� tak jako� po doros�emu, zbyt sztywno, je�li pan rozumie, co chc� powiedzie�, zbyt pow�ci�gliwie. A je�li si� ju� rozkr�ci�, to a� strach cz�owieka bra�. - Obawiam si�, �e nie do ko�ca rozumiem... - Wyja�ni� to na dw�ch przyk�adach. Hmm... by�o w naszej szkole takie towarzystwo szpaner�w, z dziesi�ciu chuligan�w i przyw�dca bandy Griszka Murza. Nie wiem, dlaczego ja i Nikita nie spodobali�my si� im, ale zacz�li nas bi�. Gdzie spotkali, tam bili. �niadanie nam zabierali, kieszonkowe, zrywali czapki i wrzucali gdzie popad�o... Sam pan rozumie, jak to u takich ma�olat�w bywa. Pierwotne okrucie�stwo. Hmm... ja i Nikita wytrzymywali�my to przez dwa, mo�e nawet trzy lata. Nie skar�yli�my si�, oczywi�cie, zreszt� skargi nic by nie da�y. I pewnego dnia czekaj� na nas na drodze ze szko�y i bior� si� za robot�. A my, jak zwykle, jako� si� zas�aniamy i staramy si� jak najszybciej wyrwa� i wia�, ile si� w nogach. A� tu nagle Nikita bierze zamach i wali samego Griszk� Murz� prosto w nos. A� us�ysza�em chrz�st, przysi�gam na Boga. To by�o tak niespodziewane, �e oni os�upieli. A Nikita jedn