5006

Szczegóły
Tytuł 5006
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5006 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5006 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5006 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JANET KAGAN Najlepszy Teoremat Fermata Dla Isaaka, matematyczne opowiadanie i dla Andrew Wilesa, czy tego chce czy nie, za wielki u�miech Gdzie� w oddali Peter Kropotkin m�wi�: - ...podzieli� to wyra�enie przez to... Kreda po�lizn�a si� i zaskrzypia�a. Laurie Adamansky poprawi�a si� na twardym drewnianym krze�le. Z roztargnieniem od�o�y�a o��wek, �eby dotkn�� zapi�cia w kieszeni na piersi. Bezpieczne. Pod jej palcami zaszele�ci� z�o�ony papier, strasznie g�o�no, jak jej si� wydawa�o. Oczywi�cie, nikt inny nie zauwa�y�. Bo i dlaczego? W taki kwietniowy poranek, prze�wituj�cy przez py� kredowy na tablicy pe�nej r�wna�, ludzie nigdy niczego nie zauwa�aj�. Skrzywi�a si� lekko. I dlaczego zachowuj� si� tak, jakby to cholerstwo mog�o wyskoczy� z kieszeni i uciec? Przysz�am tutaj ca�kowicie zdecydowana, �e poka�� to Peterowi po wyk�adzie, prawda? Peter m�wi� dalej. Laurie podnios�a o��wek i pr�bowa�a skupi� si� na jego s�owach. Pospieszne stuk-stuk kredy urwa�o si� nagle, ale g�os wci�� rozbrzmiewa�, kiedy Peter odwr�ci� si� przodem do klasy. Nie przestaj�c m�wi�, si�gn�� pod biurko. Pewnie tylko narobi� sobie wstydu. Kolejne kulawe rozwi�zanie, Laurie... gdzie� tam podzieli�a� przez zero i jest wiosna, i nie zauwa�y�a� b��du. Spod biurka Peter wyj�� du�y cylindryczny przedmiot. Laurie zobaczy�a, w�a�ciwie nie patrz�c, �e to puszka soku pomidorowego. W zesz�ym tygodniu Peter wr�czy� jej w�a�nie takie rozwi�zanie: "Masz, ma�a, zagadka dla ciebie. Kto� twierdzi, �e rozwi�za� tw�j ulubiony problem. �l�cza�em nad tym przez tydzie�... i za choler� nie potrafi� wy�apa�, co jest nie tak". Peter w czasie rzeczywistym, ci�gle m�wi�c o r�wnaniu na tablicy, podni�s� palec wskazuj�cy, jakby chcia� co� pokaza�, ale tylko po�o�y� wyprostowany palec na kraw�dzi biurka. "Na pewno co� jest nie tak?" - zapyta�a wtedy. "Ty mi powiedz". Wyszczerzy� z�by i poda� jej kartk�. Straci�a dwa dni, ale wykry�a, co by�o nie tak. Praw� r�k� Peter podni�s� puszk� soku pomidorowego wysoko nad g�ow�. - Wi�c widzicie - zako�czy� - �e mamy tutaj bardzo proste, ale bardzo eleganckie rozwi�zanie problemu. I po tych s�owach trzasn�� puszk� o blat. Uderzy�a w wyci�gni�ty palec wskazuj�cy z dono�nym BAM!, od kt�rego zadygota�o ca�e biurko. Kreda grzechocz�c potoczy�a si� po blacie, spad�a na pod�og� i zatrzyma�a si� dopiero przy trampku Jimmy'ego Rodrigueza. Jimmy wyprostowa� si� r�wnie nagle jak Laurie, zaszokowany widokiem i odg�osem; kreda rozkruszy�a si� pod jego stop�. - Teraz - ci�gn�� Peter - poka�� wam, co mo�emy z tego wyprowadzi�... Odstawi� puszk� soku pomidorowego, wzi�� do prawej r�ki �cierk� i znowu podszed� do tablicy. Grupa jak jeden m�� zaszura�a nogami i skupi�a uwag�. Jimmy rzuci� Laurie ukradkowe spojrzenie. Podobnie jak ona czeka�, �eby Peter wrzasn�� z b�lu. Laurie omin�a go wzrokiem. Nie, Peter nie zamierza� wrzeszcze� z b�lu. Spojrza�a na puszk� soku pomidorowego; puszka mia�a wgniecenie w miejscu, gdzie trafi�a w palec. Laurie znowu odwr�ci�a si� od Jimmy'ego, u�miechn�a si� i wzruszy�a ramionami. Kolejna zagadka Petera - dlaczego nie rozgni�t� sobie palca na miazg�? Chocia� Peter najwyra�niej pos�u�y� si� t� sztuczk� wy��cznie dla przyci�gni�cia uwagi student�w, zagadka zaprz�ta�a my�li Laurie a� do ko�ca zaj��. Kiedy Laurie wsta�a i pochyli�a si�, �eby zebra� ksi��ki, papier w kieszeni zaszele�ci�. Zanim znowu opu�ci�a j� odwaga, ruszy�a za Peterem, podczas gdy reszta klasy ogl�da�a wgniecion� puszk�. W milczeniu towarzyszy�a mu do gabinetu, ale nawet kiedy wesz�a do �rodka, nie potrafi�a zacz�� rozmowy. - Co� nie tak? Po tych s�owach wreszcie skupi�a uwag� na Peterze i u�wiadomi�a sobie nagle, �e jej zachowanie powa�nie go zaniepokoi�o. - Umm, nic. To znaczy, wszystko w porz�dku i w�a�nie dlatego co� jest nie tak. Peter u�miechn�� si� szeroko. - Nie znosz� wiosny - oznajmi� weso�o. - Wiosna jest szczeg�lnie trudna dla student�w matematyki. - Usiad� w fotelu i odchyli� si� do ty�u pod ryzykownym k�tem. - Siadaj. Udawajmy, �e to zima. Nie mog�a usi���. Zamiast tego rozpi�a kiesze� na piersi i wyci�gn�a kartk�, teraz ju� ca�kiem pogniecion�. Roz�o�y�a j� i daremnie pr�bowa�a wyg�adzi� na kraw�dzi zagraconego biurka. - Masz - powiedzia�a. - Chyba znalaz�am. - Wymawiaj�c te s�owa, skuli�a si� mimowolnie. - Sprawdzi�am, co si� nie zgadza�o w tym, kt�re mi da�e� w zesz�ym tygodniu... ty sprawd�, co si� nie zgadza w moim. - Zamilk�a na chwil�. - Ja nie potrafi�. Pr�bowa�am i pr�bowa�am, i wci�� wydaje mi si� prawid�owe. Peter si�gn�� przez biurko po kartk�, kt�r� tam po�o�y�a. Sterta papier�w zsun�a si� na pod�og�. Laurie skoczy�a na ratunek - dobry pretekst, �eby nie patrze�, jak Peter przegl�da jej prac�. - Aha! - Zerkn�� na ni� zza biurka. Nie zamierza� jej darowa� tak �atwo. - Jeszcze jedno rozwi�zanie Ostatniego Teorematu Fermata! Przynajmniej ma odpowiedni� d�ugo��. To by� sta�y �art. Ostatnio wszystkie proponowane "rozwi�zania" by�y generowane komputerowo, liczy�y sobie kilogramy wydruk�w i dotyczy�y tylko wybranych przypadk�w teorematu. Fermat twierdzi�, �e zna rozwi�zanie ca�kiem �atwe do zapami�tania (poprzez implikacj�), tylko �e "nie zmie�ci si� na tym marginesie". Szurni�ci amatorzy r�wnie� preferowali dowody zajmuj�ce sze�� czy siedem stron, je�li nie liczy� fotografii i podsumowa�, kt�re nieodmiennie do��czali do swoich paczuszek. - Na razie nie widz� �adnego b��du - o�wiadczy� Peter. Laurie wyprostowa�a si� tak szybko, �e ma�o nie upu�ci�a papier�w, kt�re zbiera�a. - Ani ja. Sprawdza�am to tysi�c razy. Ale sam m�wi�e�, �e jest wiosna. Wi�c co� musi si� nie zgadza�. Po prostu nie mog� tego znale��. - Zamaszy�cie zwali�a stos papier�w na biurko. - Co� ci powiem - zaproponowa� Peter. - Id� na rozbieran� randk�, nawet kilka razy, i zostaw to mnie. Znajd� b��d, je�li gdzie� jest. - Lepiej, �eby by� - odpar�a Laurie, u�miechaj�c si� do niego. U�miech Petera zrobi� si� szerszy. - Dlaczego? Nawet si� nie zastanawia�a. W�a�nie tak zawsze post�powa�a. Jakby nie znajdowa�a rozwi�zania, tylko wypuszcza�a kota z worka. Minut� zabra�o jej okre�lenie tego uczucia. - Och. - Odpowied� wprawi�a j� w lekkie os�upienie. - Wi�c dlatego. - Dlaczego? - zapyta� ponownie. - Bo w�a�nie ten problem przyci�gn�� mnie do matematyki. Co�, co wygl�da tak �atwo, a jednak tak d�ugo nie znajdowa�o rozwi�zania. Co�, co mo�na rozwi�za� za pomoc� o��wka i kartki papieru... �adne tam czterna�cie dni czasu komputera. Co� romantycznego... - "Romantyczne"? Rzadko s�ysz� to s�owo w odniesieniu do matematyki. - Romantyczne. Peter, ten cz�owiek nabazgra� to na marginesie ksi��ki, potem wyszed� i zgin�� w pojedynku, i rozwi�zanie zgin�o razem z nim, tak? Je�li to nie jest romantyczne, to co? O wiele bardziej romantyczne ni� tak zwane romantyczne powie�ci! - Nigdy o tym nie my�la�em w ten spos�b. - Peter odchyli� si� do ty�u, zastanawia� si� d�ugo, wreszcie kiwn�� g�ow�. - Masz racj�. Ja te� da�em si� z�apa� na Ostatni Teoremat Fermata. Okre�lenie "romantyczne" nigdy nie przysz�o mi do g�owy, ale chyba masz racj�, r�wnie� w moim przypadku. Pochyli� si� do przodu. - Wi�c dlaczego wolisz, �ebym znalaz� b��d? - Z tych samych powod�w. Z�apa�e� si� na Ostatni Teoremat Fermata; ja te�. Je�li go rozwi�za�am, na co si� z�api� nast�pne pokolenia? - Rozumiem. Jak ju� zacz�a, nie mog�a przesta�. - I pomy�l o wszystkich rzeczach odkrytych przez ludzi, kt�rzy szukali tego rozwi�zania... na przyk�ad teoria idea��w! - Tak. Boisz si�, �e je�li rozwi�zanie jest prawid�owe, zabierzesz ludziom sprzed nosa atrakcyjn�... przyn�t�. - Przynajmniej atrakcyjn� zagadk�. A przecie� nam wszystkim chodzi o rozwi�zywanie zagadek, bo inaczej nie wali�by� si� w palec puszk� soku pomidorowego. W�a�nie, jak tw�j palec? Podni�s� go. - Znakomicie. - Tak my�la�am. No to dzi�ki, Peter. Ju� mi lepiej. Chyba p�jd� si� um�wi� na t� rozbieran� randk�. Zawiadom mnie, jak wykryjesz, w kt�rym miejscu podzieli�am przez zero, okay? Po kilku rozbieranych randkach wiosenne morale Laurie cudownie si� poprawi�o, lecz �adna nie przes�oni�a jej faktu, �e Peter jak dot�d nie znalaz� b��du w jej pracy. Skupi�a uwag� na innych sprawach, g��wnie na puszkach soku pomidorowego. Z�ama�a dwa o��wki, zanim przysz�o jej do g�owy, �eby sprawdzi� wgniecion� puszk�, kt�ra wci�� sta�a prowokacyjnie na biurku Petera. Aha! Puszka u�yta przez Petera by�a innej marki - nie mia�a wzmocnionych kraw�dzi, jak jej puszka. - Nie powiem - o�wiadczy� Peter, kt�ry przyszed� p�no. - Wcale nie chc�, �eby� powiedzia�. Sama to rozwi���. - Tymczasem uwa�aj na palce. - Spojrza� znacz�co na jej d�onie. - Widz�, �e uwa�a�a�. - "Dzieci! Nie pr�bujcie tego robi� w domu!" Uwa�a�am na palce, ale w tym tygodniu widzia�am mn�stwo opatrunk�w. Jimmy Rodriguez mia� dzisiaj dwa! Peter zachichota�. - Wiem. Powinienem si� wstydzi�, ale wstydz� si� tylko za niego. - Potraktuj� to jako wskaz�wk�. Nie mo�na tego rozwi�za� eksperymentalnie. Trzeba zastosowa� podej�cie teoretyczne. Skoro mowa o teorematach... - Musia�em wezwa� pomoc drogow�. Masz samoch�d, prawda? M�j stary przyjaciel przyje�d�a poci�giem o sz�stej. Werner Hochheimer. Mog�aby� go odebra� z dworca? Je�li to zrobisz, zaprosimy ci� na obiad. - To jakby� zapyta�, czy znajd� troch� czasu dla Alberta Einsteina. Oczywi�cie, mog� go odebra�, tylko... Peter, m�j samoch�d to stary grat... - Werner nie zauwa�a takich rzeczy jak samochody. Ani ubrania, ale nie nak�adaj d�ins�w... maitre d' zauwa�y. To taki lokal z pretensjami. - Nabazgra� co� na kartce. - Masz tu poci�g i godzin�; tutaj jest adres restauracji. Spotkamy si� na miejscu. Laurie by�a zbyt oszo�omiona, �eby odpowiedzie�. - Nie martw si� - pocieszy� j� Peter. - Jedzenie jest �wietne. Nie wybra�em tej restauracji ze wzgl�du na wymagane stroje. Zaraz za drzwiami gabinetu Laurie dosta�a gwa�townego ataku �miechu. Peter by� prawie r�wnie s�awny jak Werner Hochheimer. Jedyna r�nica polega�a na tym, �e Laurie zna�a Petera, wi�c traktowa�a go jak Petera, nie jak b�stwo. Racjonalnie rzecz bior�c, powinna pozna� Wernera Hochheimera jako "Wernera"... Nie, jej umys� uparcie odrzuca� wizj� Laurie rozmawiaj�cej z Wernerem, a� znowu zacz�a chichota�. Sp�jrz na to logicznie, pr�bowa�a przekona� sam� siebie. Peter jest przyjacielem Wer... profesora Hochheimera. Przynajmniej obaj nale�� do tego samego klubu. W tym miejscu Laurie znowu utkn�a. Klub nazywa� si� "Marginalia" i przyjmowa� tylko zaproszonych cz�onk�w. Tworzy�o go siedmiu najwa�niejszych �yj�cych matematyk�w. Co dziwne, nie nale�eli do niego wszyscy s�awni �yj�cy matematycy. Laurie nigdy nie zdo�a�a odgadn�� kryteri�w wyboru i w ko�cu dosz�a do wniosku, �e to jaki� pijacki klub. Co oczywi�cie oznacza�o, �e Peter jest bliskim przyjacielem profesora Hochheimera... No, logika niewiele pomog�a. Chichocz�c, Laurie pomaszerowa�a na zaj�cia o trzeciej. W ko�cu by�a wiosna. Nawet Peter nie wymaga� od niej racjonalnego zachowania na wiosn�. Wiosna tworzy�a swoist� pr�ni�, kt�ra jakby wysysa�a my�li w dziesi�ciu r�nych kierunkach jednocze�nie. Pr�nia! To jest to! Je�li opu�cisz puszk� dostatecznie szybko - z przyspieszeniem wi�kszym ni� 1 g - to puszka porusza si� szybciej ni� spadaj�cy sok... Po zaj�ciach akurat wystarczy jej czasu, �eby si� przebra�, sprawdzi� teori� i pojecha� po profesora Hochheimera. Na zdj�ciach w czasopismach profesor Hochheimer wygl�da� imponuj�co. Przy bezpo�rednim kontakcie Laurie uzna�a, �e jest... no... milutki. By� ma�ym, okr�g�ym cz�owieczkiem o bystrych oczach. Laurie g�rowa�a nad nim, chocia� sama mia�a tylko sto pi��dziesi�t dwa centymetry wzrostu. Pierwsze, o co zapyta� - po pytaniu o jej imi� - to jaki numer Peter ostatnio wykr�ci� na zaj�ciach. Zanim za�adowali do samochodu baga� profesora Hochheimera, m�wi� do niej "Laurie", a ona do niego "Werner". - Tyle obanda�owanych palc�w! Podziwiam twoich koleg�w z grupy... niestety, bardziej za determinacj� ni� za inteligencj�. Zauwa�y�em, �e nie masz na r�kach takich dekoracji. Nie interesuje ci� zagadka Petera? Laurie zatrzyma�a samoch�d przed czerwonym �wiat�em. Odwr�ci�a si� do Wernera, u�miechn�a i unios�a brew. Taki sam u�miech z do�eczkami rozja�ni� mu twarz. - Aha! Wi�c j� rozwi�za�a�! Rozumiem! W takim razie urz�dzisz pokaz i zobaczymy, czy ja te� j� rozwi���, dobrze? - Okay. - Powiedz mi - zacz��, kiedy znowu w��czy�a si� do ruchu - s�ysza�a� ten dowcip o in�ynierze, chemiku i matematyku? - S�ysza�am mn�stwo takich dowcip�w. Opowiedz mi sw�j, a ja opowiem ci m�j. - In�ynier, chemik i matematyk pracuj� wszyscy w tej samej ma�ej firmie. Dyrektor firmy ma paskudny zwyczaj - pali tanie cygara. Co gorsza, wyrzuca niedopa�ki do kosza na papiery. W rezultacie, jak �atwo si� domy�li�, co jaki� czas wybucha niewielki po�ar. Za pierwszym razem in�ynier zauwa�y� po�ar... wi�c odwr�ci� kosz do g�ry dnem i zadepta� ogie�. Laurie zachichota�a wyczekuj�co. Kilka razy umawia�a si� z in�ynierami. - Za drugim razem po�ar zosta� odkryty przez chemika. Chemik szybko obliczy� pojemno�� kosza oraz ilo�� �atwopalnych materia��w w �rodku, po czym odmierzy� dok�adnie wystarczaj�c� ilo�� wody... tak �e ostatnia kropla ugasi�a ostatni� iskr�. Laurie skr�ci�a na parking restauracji i ty�em wjecha�a na wolne miejsce. - M�w dalej, Wernerze. Mog� jednocze�nie s�ucha� i parkowa�. - A za trzecim razem po�ar odkry� matematyk... kt�ry patrzy na p�omienie i m�wi do siebie: "Hmm. Po�ar w koszu na papiery. Potrafi� to rozwi�za�". I odchodzi. Laurie nie s�ysza�a jeszcze tego kawa�u. Wybuchn�a �miechem. - Za wcze�nie si� chwali�am. Dobrze, �e zd��y�am zaparkowa� przed puent�. To potencjalny zgniatacz zderzak�w! Werner Hochheimer rozpromieni� si� szeroko. Wci�� u�miechni�ci, weszli do restauracji. Dopiero w po�owie deseru Laurie znowu wybuchn�a �miechem. Peter spojrza� na Wernera i powiedzia�: - Wiosna. Pami�tasz, co wiosna robi ze studentami. - Nie - zaprzeczy�a Laurie. - W�a�nie dotar�o do mnie drugie znaczenie kawa�u. Zapyta�am kiedy� moj� przyjaci�k� mediewistk�, co oznacza �aci�skie motto klubu, do kt�rego obaj nale�ycie. Przet�umaczy�a to jako: "Potrafi� to rozwi�za�". - Trafione - przyzna� Peter. Kole�e�ska atmosfera poprzedniego wieczoru podtrzymywa�a Laurie na duchu w trakcie porannych zaj��, pomimo deszczowej pogody oraz m�cz�cego ci�aru torby na ramieniu - kt�ra opr�cz ksi��ek zawiera�a tak�e puszk� soku pomidorowego, najwi�ksza pojemno��, bez wzmocnionych kraw�dzi. Obieca�a spotka� si� z Wernerem i Peterem w jego gabinecie przed zaj�ciami. Na szcz�cie mia�a woln� godzin�. - Laurie, przysu� sobie krzes�o i siadaj - poleci� Peter. Wygl�da� niezwykle powa�nie. Werner Hochheimer siedzia� za biurkiem Petera i wpatrywa� si� w pogniecion� kartk�. On r�wnie� mia� powa�n� min�, zupe�nie inn� ni� poprzedniego wieczoru. Zaniepokojona Laurie zdj�a stos papier�w z trzeciego krzes�a, przysun�a je i usiad�a. - Co si� sta�o, Peter? Werner Hochheimer podni�s� wzrok znad kartki i obdarzy� j� promiennym u�miechem. - Wszystko w porz�dku, Laurie. Twoje rozwi�zanie jest zupe�nie prawid�owe. Laurie wypu�ci�a z r�k torb�, kt�ra spad�a na pod�og� z g�o�nym �omotem. - Fermata? To znaczy, �e moje rozwi�zanie Ostatniego Teorematu Fermata jest prawid�owe? Niemo�liwe! - Dziwna reakcja - zauwa�y� Werner Hochheimer. - Zechciej wyja�ni�, dlaczego "niemo�liwe"? - Bo to koniec zagadki. Bo... - I zanim si� spostrzeg�a, przedstawia�a Wernerowi te same obiekcje, kt�re przedtem zg�asza�a Peterowi. Jak Ostatni Teoremat Fermata wci�gn�� j� w matematyk�, jak szukanie rozwi�zania doprowadzi�o do tylu innych fascynuj�cych odkry�. - Ale najbardziej martwi� si�, jaka nagroda zostanie dla m�odszych student�w. Werner Hochheimer kiwa� g�ow�. - Ja mia�em te same zmartwienia. Podobnie Peter. Teraz musisz podj�� decyzj�. Zapewniam ci�, �e twoje rozwi�zanie jest prawid�owe. - Rozwi�za�am to. - S�owa zabrzmia�y pusto... a potem znaczenie narasta�o i narasta�o, a� uderzy�o jej do g�owy mocniej ni� dziesi�� wiosen wt�oczonych w jedno popo�udnie. - Rozwi�za�am to! Wsta�a i wyprostowa�a si� co najmniej na trzy metry. Z wy�yn swojego nowego wzrostu popatrzy�a nieprzytomnie na dw�ch m�czyzn. - Czuj� si� jak Alicja w krainie czar�w - oznajmi�a. - Dziwi� si�, �e nie przebi�am g�ow� sufitu. Peter i Werner u�miechali si� do niej, obaj z jakim� dziwnym wyczekiwaniem. Zagadka, pomy�la�a, nast�pna zagadka Petera. O rany! Werner Hochheimer za szybko ustali�, �e w jej rozwi�zaniu nie ma b��du. Nagle usiad�a. Opar�a �okcie na biurku Petera i wbi�a wzrok w Wernera Hochheimera. Ma�y klub... tylko siedmiu matematyk�w... i motto "Potrafi� to rozwi�za�!" - O rany! - powiedzia�a g�o�no. - Jestem �sm� osob�, kt�ra rozwi�za�a Ostatni Teoremat Fermata. - Nie, Laurie - zaprzeczy� ostro Peter. - Jeste� pierwsza. Taka by�a umowa. Je�li postanowisz to opublikowa�, twoje nazwisko trafi do podr�cznik�w matematyki. Ty rozwi�za�a� Ostatni Teoremat Fermata. - I "Marginalia" si� rozpadnie - stwierdzi�a. - To prawda - przyzna� Werner Hochheimer. - Kryterium przyj�cia przestanie istnie�. - Albo... - Laurie poczu�a u�miech wyp�ywaj�cy na twarz, wr�cz bole�nie szeroki - ...albo mo�ecie przyj�� mnie do klubu. - Owszem, mo�emy. - Werner Hochheimer si�gn�� do kieszeni marynarki i wyj�� ma�e jubilerskie pude�eczko. Poda� je przez biurko. W pude�eczku Laurie znalaz�a z�oty emaliowany znaczek. Wzd�u� kraw�dzi bieg�o �aci�skie motto. - Potrafi� to rozwi�za�! - przeczyta�a. Potem podnios�a wzrok i spojrza�a w oczy Wernera Hochheimera. - Przyjmuj� - oznajmi�a. - Zaczekaj chwil�, Laurie - odezwa� si� Peter. - Musisz zrozumie�, �e to znaczy, �e nie opublikujesz swojego rozwi�zania. Musisz zrozumie�, �e to znaczy, �e nast�pna osoba, kt�ra rozwi��e Ostatni Teoremat Fermata, b�dzie pierwsz� osob�, kt�ra go rozwi�za�a. Musisz zrozumie�, �e poza uroczystym przyj�ciem do "Marginalii" nie zdob�dziesz �adnego uznania. - Rozumiem, Peter - odpowiedzia�a powa�nie. Potem z udawanym oburzeniem doda�a: - My�lisz, �e nie sta� mnie na wi�cej? Zdob�d� uznanie pr�dzej czy p�niej... i moje nazwisko trafi do podr�cznik�w matematyki. - Nie spiesz si�. Pomy�l dobrze, zanim podejmiesz decyzj�. - Nie potrzebuj�. Ju� si� namy�li�am. Przez ostatnie tygodnie bardziej si� martwi�am, �e nie znajdziesz b��d�w w moim rozwi�zaniu, ni� o to, �e je znajdziesz. Wyj�a znaczek z pude�ka i odkr�ci�a nakr�tk�. Potem poda�a obie cz�ci nad biurkiem. - Przypniesz mi, Wernerze? Z u�miechem wyszed� zza biurka i spe�ni� pro�b�. Potem odsun�� si�, �eby podziwia� swoje dzie�o. - Prosz�. Gotowe. Urz�dzimy co� bardziej formalnego, kiedy wszyscy spotkamy si� na nast�pnej konferencji Stowarzyszenia, a tymczasem mo�esz to nosi�. - Bardzo ch�tnie! - Nie mog�a si� powstrzyma�, �eby nie dotkn�� znaczka na ko�nierzu. - Hej! Czy wszystkie rozwi�zania s� identyczne? - Niekt�re s� bardziej eleganckie, inne mniej. Nie martw si�, zobaczysz wszystkie. Podskoczy�a, kiedy spod papier�w na biurku dobieg� ha�a�liwy terkot. - Budzik - wyja�ni� Peter i wy�owi� go, �eby wy��czy� alarm. - Zaj�cia. Chcesz z nami posiedzie�, Werner? - Tak. - Mrugn�� do Laurie, kt�ra odpowiedzia�a mrugni�ciem z czystej rado�ci. - Od tamtej konferencji w Buenos Aires nie widzia�em �adnej twojej wiosennej zagadki. W drodze przez korytarze Werner Hochheimer raczy� Laurie barwnymi opisami sztuczek Petera w Buenos Aires. Wci�� jeszcze si� �mia�a, kiedy weszli do sali. Jak zwykle Peter najpierw podszed� do tablicy, �eby zetrze� kuplety, kt�re zawsze zostawia� po sobie Meijin Thomas. Laurie posadzi�a Wernera Hochheimera na swoim miejscu, kaza�a si� przesun�� Jimmy'emu Rodriguezowi i zwali�a torb� na jego krzes�o, �eby zarezerwowa� miejsce obok Wernera. Zamiast usi���, wyj�a puszk� soku pomidorowego i tul�c j� w obj�ciach, wysz�a na �rodek sali. Peter odwr�ci� si� od tablicy akurat wtedy, kiedy g�o�nym stukni�ciem postawi�a puszk� na biurku. Werner Hochheimer patrzy� cierpliwie, z b�yskiem rozbawienia w oczach. Na plecach czu�a wzrok Petera, kiedy balansowa�a wielk� puszk� w prawej r�ce, �eby j� odpowiednio wywa�y�. Po�o�y�a wskazuj�cy palec na blacie. Ca�a grupa wstrzyma�a oddech, kiedy Laurie unios�a wysoko puszk� soku pomidorowego. Kto si� waha, pomy�la�a Laurie, ten ma rozbity palec. I jak najszybciej, z ca�ej si�y trzasn�a puszk� o blat. �up! Wszyscy w grupie skrzywili si� od tego widoku i podskoczyli od ha�asu. Pe�ny sukces. Laurie ustawi�a wgniecion� puszk� z powrotem na blacie sto�u. Odwr�ci�a si� do Petera. - Potrafi� to rozwi�za� - oznajmi�a dostatecznie g�o�no, �eby us�ysza�a j� reszta grupy. Po czym usiad�a obok Wernera Hochheimera. Nie szcz�dzi� jej wyraz�w uznania.