4840
Szczegóły |
Tytuł |
4840 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4840 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4840 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4840 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Cezary Domarus
O�wi�cimskie piek�o - zej�cie Stevena Spielberga
ACTION. Samolot wyl�dowa� na lotnisku w nocy. Mimo p�nej
pory znalaz�o si� kilku dziennikarzy, kt�rzy zaczaili si� w
przytulnym zak�tku olbrzymiego holu. Czekali na Stevena. O
godzinie drugiej zero zero zobaczyli znajom� posta� na ko�cu
d�ugiego korytarza.
- Czy to b�dzie "du�y film"? - zabrzmia�o pierwsze
pytanie.
- Na miar� problemu - odpar� Steven.
- Czy spodziewa si� pan du�ej widowni?
- Na miar� problemu - odpar� Steven.
Jeden z dziennikarzy przepchn�� si� bli�ej Spielberga i
podsun�� mu pod usta dyktafon.
- Kto zagra g��wn� rol�?
- Na miar� problemu - brzmia�a odpowied�.
Stwierdzenie to zbi�o dziennikarzy z tropu, spowodowa�o u
nich tak�e czasowy niedow�ad mi�ni n�g. Spielberg m�g�
oddali� si� w asy�cie dw�ch tajemniczych osobnik�w, kt�rzy
przylecieli razem z nim. Noc by�a bardzo ch�odna.
Czy istnieje miejsce spoczynku wszystkich niestworzonych
rzeczy, wszystkich zmy�lonych sytuacji i postaci, kt�rych
cienie ogl�damy w wyobra�ni? Czy g�owa Spielberga jest
jednym z takich miejsc? Czy stosuj�c przemienny rytm
napi�cia i odpr�enia Steven przedstawia rzeczy tak, jak
si� nie maj�?... To znaczy tak, jak maj� si� we
wszech�wiecie wyobra�ni? S� ludzie, kt�rzy twierdz�, �e
Steven jest prorokiem maj�cym przekaza� �wiatu w jedynej
skutecznej formie informacje, kt�re otworz� drog� do
zrozumienia istoty dzia�ania szeregu dziwnych przedmiot�w,
kt�rych przeznaczenia dotychczas nie znamy. Jednym z tych
przedmiot�w jest podobno p�czek usztywniaczy Bergsona.
Kr�lewna �nie�ka, pami�tacie? Nie? Ja te� nie za bardzo. Jak
to by�o? Nie mia�a wiele do roboty. Nudzi�a si�. W
tamtych czasach nie by�o film�w. Kr�lewna �nie�ka by�a
pierwsz� dziewczyn� Stevena. Pierwsze doznania. Co� rusza
si� na ekranie i to wszystko. To wszystko, co tak naprawd�
da si� powiedzie� o filmie.
ACTION. Rozmowa w hotelowym pokoju. Steven przyj�� w
apartamencie najwa�niejszego tutaj krytyka filmowego. Przez
uchylone okno dobiega�y do uszu rozm�wc�w st�umione odg�osy
ulicy.
- Czy zamierza pan robi� zdj�cia w O�wi�cimiu? - spyta�
krytyk.
- Nie, wybudujemy w�asny w Hollywood - odpar� Steven.
Krytyk zamilk� na chwil�, by� mo�e skonsternowany, po
czym zada� nast�pne pytanie:
- Jak d�ugo zamierza pan pracowa� nad tym filmem?
- Na miar� problemu - odpowiedzia� Steven.
"Zn�w si� zaczyna", pomy�la� krytyk, lecz nie da� po
sobie pozna�, �e ostatnia odpowied� budzi w nim w�tpliwo�ci.
By� mo�e, nale�a�o wierzy� w pog�oski, �e Spielberg cierpi
od niedawna na dziwn� chorob�. Podobno przejawem tej choroby
s� okresowe dematerializacje, ale nie klepanie w k�ko
jednego zdania. A mo�e na tym w�a�nie mia�a polega�
ironiczna walka re�ysera z krytykami filmowymi, kt�rzy zbyt
wiele czasu sp�dzali w s�odkich obj�ciach interpretacji?
"Czy zada� nast�pne pytanie?", zastanawia� si� krytyk.
Steven spogl�da� wyczekuj�co na twarz go�cia.
- Jaka jest pana ulubiona potrawa?... - Nareszcie.
Spielberg zd��y� ju� zrobi� nieprzyjemn� min�.
- Spaghetti.
- Czy jest to aluzja do ta�my filmowej?
- Nie, jest to aluzja do wszystkiego, co milczy i ci�gnie
si� w niesko�czono��. A tak�e do tego, co ustawia klocki na
wysoko�� siedemdziesi�ciu centymetr�w ponad poziom morza.
- To ciekawe.
- Tak.
Nagle krytykowi wyda�o si�, �e widzi niepokoj�cy ruch za
zas�on�. Ale m�g� to by� efekt podmuchu wiatru, w ko�cu okno
by�o nieznacznie uchylone. Zanim jednak krytyk zd��y� zada�
Stevenowi nast�pne pytanie, w pokoju pojawi�a si� niewielka
szczapa drewna, krocz�c niezobowi�zuj�co w kierunku drzwi.
Mog�a wynikn�� z tego nieprzyjemna sytuacja, jednak krytyk
przypomnia� sobie, �e jest w dobrym tonie nie zwraca� na
takie rzeczy najmniejszej uwagi.
Jak gdyby nigdy nic postanowi� zada� nast�pne pytanie.
- Widzia� pan? - odezwa� si� nagle Steven. - Przed chwil�
przechodzi�a t�dy niewielka szczapa drewna...
- Naprawd�? Nie zauwa�y�em - krytyk poczu� zimny dreszcz
na plecach. C� za niestosowno��!
Syn Stevena jest ju� du�ym ch�opcem. Na pytanie, co robi z
pieni�dzmi, Steven odpowiada: - Chc� zapewni� mojemu synowi
bezpieczny byt. Chc�, �eby sko�czy� dobr� szko�� i
zamieszka� w miejscu, kt�re mu b�dzie odpowiada�. Chc�, �eby
by� bezpieczny na pla�y i w swoim domu, w d�ungli, w g�rach
i wsz�dzie, gdzie tylko zaw�druje. Dlatego zbieram grube
miliony i lokuj� je w nieruchomo�ciach. Dobre studia
kosztuj� dzi� dwadzie�cia milion�w. Musz� robi� takie filmy,
by dochody z rozpowszechniania zapewni�y mojemu p�drakowi
w�a�ciwy byt. A �ycie, jak wiadomo, nie jest tanie. Czy
wiecie, ile kosztuje dobry tornister? Trzysta tysi�cy
zieloniutkich dolc�w! To si� w g�owie nie mie�ci, ile dzi�
kosztuje �ycie. Wi�cej kosztuje tylko �ycie na ta�mie. I
ca�e szcz�cie.
Kr�lewna �nie�ka i dziwny, kanciastog�owy stworek w�druj� po
lesie. Las po�o�ony jest blisko miasta, a w�a�ciwie jest to
mieszanina lasu i miasta - czyli niezwykle urozmaicony
obszar. Kr�lewna �nie�ka m�wi o swoich pierwszych
do�wiadczeniach w �yciu poza Kr�lestwem. M�wi o
niebezpiecze�stwach i nudzie. Stworek kiwa kanciast� g�ow� ze
zrozumieniem, a potem kwituje opowie�� Kr�lewny �nie�ki
tajemniczym: I tak to jest. Oboje znikaj� za najbli�szym
wzg�rzem, aby p�niej pojawi� si� na pierwszym planie i
wymieni� kilka uwag na temat Spielberga. Znasz go? -
spyta�a Kr�lewna. Tak odpowiedzia� stworek, wykr�ci� mi
niez�y numer. Teraz ju� nikt we mnie nie uwierzy.
Twarz Stevena nigdy nie zosta�a uwieczniona na p��tnach Andy
Warhola. Czy Andy zdawa� sobie spraw� z pomy�ki? Nie. Nie
by�o �adnej pomy�ki. Twarz Stevena nie nadaje si� do
portretowania. Nie jest te� przydatna jako produkt
konsumpcyjny. Nie posiada �adnej warto�ci. Z jego u�miechu
nie mo�na zrobi� �adnego u�ytku. M�wi�c pokr�tnym j�zykiem,
wszystko, co najciekawsze, kryje si� za twarz� Stevena, to
znaczy w m�zgownicy. Dopiero ten portret m�g�by do czego�
pos�u�y�. Lecz jedno jest pewne - i za to nie dostaliby�my
z�amanego centa. Procesy zachodz�ce w umy�le Spielberga s�
drogocenne z innego punktu widzenia. Lecz nie uprzedzajmy
fakt�w.
ACTION. Steven dyskutowa� w pokoju hotelowym z dwoma
wsp�pracownikami, Sidem i Johnem. Przygotowywali wst�pny
terminarz prac przy nowym filmie. Wa�ny problem - ile
pieni�dzy mo�na wyda� na realizacj� filmu oraz jakich zysk�w
mo�na si� spodziewa�. John obawia� si�, �e film o O�wi�cimiu
nie b�dzie mia� widowni.
- Trzeba ograniczy� bud�et - powiedzia� John.
- Nie zgadzam si� - zaprotestowa� Steven - film sprzeda
si� dobrze na przyk�ad w Izraelu. Jakie� dziesi�� milion�w
widz�w. W Stanach drugie tyle. Do tego Argentyna. A
policzcie wszystkich ludzi pochodzenia �ydowskiego w
Europie. To najwi�ksza widownia, na jak� mogli�my
kiedykolwiek liczy�. Ten film sprzeda si� cholernie dobrze.
- Doda�bym jeszcze antysemit�w, kt�rzy obejrz� film, �eby
obrzuci� go b�otem - powiedzia� Sid.
- Tak, byle kosztowne b�oto. Bilety na przedpremier� b�d�
o po�ow� dro�sze.
Steven wyjrza� przez okno. Na ulicy nie by�o wida�
�adnych samochod�w. Ludzi tak�e.
- Dzieje si� co� dziwnego, panowie - powiedzia� Steven.
- Co takiego?
- Wsz�dzie pusto. Tutaj nikogo nie ma.
John wyjrza� przez okno.
- Nic dziwnego - powiedzia� - jest pi�ta rano i wszyscy
jeszcze �pi�.
- Pi�ta rano? My�la�em, �e jest o wiele p�niej.
Chocia�...
- Pa�ski wp�yw na rzeczywisto��, Steven, jest
zdumiewaj�cy - odezwa� si� Sid. - Odk�d tu jeste�my, dziej�
si� dziwne rzeczy.
- Tak - Steven usiad� na ��ku - mia�o ju� miejsce kilka
sytuacji, kt�re wydawa�y mi si� bardzo dziwne. Czy jest tu
jakie� morze?
- Tak - odpar� John - na p�nocy.
- W porz�dku, na wszelki wypadek nie b�dziemy tam jecha�.
Zrobicie dokumentacj� O�wi�cimia i zbieramy si� st�d.
- Dobrze.
Wtem rozleg�o si� pukanie do drzwi. Nikt nie mia� odwagi
ruszy� si� z miejsca.
ACTION. W telewizyjnym programie przedstawiono fragmenty
paru film�w Stevena Spielberga oraz jego �yciorys.
Jest wychowankiem seminarium jezuit�w, w m�odo�ci
przy�apany zosta� na kradzie�y o�miocylindrowego jaguara,
studiowa� in�ynieri�, sw�j pierwszy film zrobi� za pieni�dze
pochodz�ce prawdopodobnie z przemytu narkotyk�w. Re�yser nic
o tym jednak nie wiedzia�, poniewa�...
- To nie jest moja historia! - powiedzia� Steven. - To
nie jest m�j �yciorys! Co to za program, Sid? Zadzwo� do
nich i dowiedz si�, co to ma znaczy�.
Ale kt� s�ucha�by zdania Stevena? Wszyscy byli
przekonani, �e to chwyt reklamowy, rodzaj przebieg�ej
wym�wki, kt�ra zadzia�a niczym lep. Czy d�saj�cy si� Steven
jest cho� troch� samotny? Czy jest tym Stevenem, o kt�rym
my�limy przed rozpocz�ciem i po zako�czeniu filmu, nosz�cego
jego podpis?
- Dzwoni�em do nich - powiedzia� p� godziny p�niej Sid.
- Oni m�wi�, �e dane wzi�li z ksi��ki o Spielbergu wydanej w
Stanach.
- Z jakiej ksi��ki? Czy podali jej tytu�?
- Tak. Brzmi: "Steven Spielberg". Ksi��ka zosta�a wydana
przez wydawnictwo Close Encounters.
- W �yciu nie s�ysza�em o takim wydawnictwie! - krzykn��
roze�lony Steven.
- Nie wiem - odpar� John - ale nie mo�emy tego tak
zostawi�. Za��dam sprostowania.
- Tak, zr�b to. Podejrzewam jednak, �e to nic nie pomo�e.
Wr��my do scenariusza.
Kr�lewna �nie�ka i kanciastog�owy stworek id� �cie�k� w
kierunku domu po�o�onego na niewielkim wzg�rzu. Czy mia�a� z
nim jakie� problemy? Nie, chyba nie. Wiesz, on zamierza
kr�ci� film o Holocau�cie. Tak, czy chcesz co� w tej
sytuacji zrobi�? Nie - odpar� stworek - a s�dzisz, �e
powinienem w tej sytuacji koniecznie co� zrobi�? Nie, sk�d,
my�la�am tylko, �e masz do niego uraz�. Nie, nie mam. A ja
my�l�, �e powinni�my wymy�li� co� takiego, co mu bardzo
dokuczy. Czemu, przecie� tobie nic nie zrobi�? No nie, ale
ten film o Holocau�cie. Co z tego? Zatraci� miar� i
kierunek. Co? No dobrze, powiem ci prawd� - zawsze czu�em do
niego niech��. Czemu? Nie wiem, tamtego dnia, kiedy pierwszy
raz zobaczy� mnie w kinie, sta�o si� co�, czego nie potrafi�
do dzi� wyt�umaczy�. A ja wiem - po prostu wyczu�a�, �e w
przysz�o�ci Steven mo�e ci zagrozi�. W jaki spos�b? Nie
znasz go, ju� on znajdzie sposoby, stworek otworzy� drzwi
domku na wzg�rzu, czy wiesz, �e ma teraz syna, kt�remu kupi�
d�ugopis za sto pi��dziesi�t tysi�cy dolar�w? Co?! Tak,
wci�� powtarza, �e �ycie jest drogie i zabezpiecza sobie
przysz�o��. Co zrobisz, je�li w przysz�o�ci b�dzie chcia�
jeszcze raz ciebie wykorzysta�? Odgryz� mu nos. To nic nie
pomo�e. No to ca�� g�ow�. Ju� lepiej.
ACTION. W nocy Steven obudzi� si� dr�czony niejasnym
przeczuciem. W�o�y� kapcie, szlafrok i poszed� do pokoju
Sida.
- Hej, Sid, wstawaj.
- Co si� sta�o?
- Przysz�o mi co� do g�owy.
- Czy wiesz, kt�ra jest godzina? Dochodzi chyba trzecia w
nocy, a ty...
- Trzecia? - Steven podszed� do okna i wyjrza� na
zewn�trz. Na ulicy panowa� du�y ruch.
- Do�� spory ruch jak na trzeci� w nocy.
Sid wsta� z ��ka i stan�� obok Stevena.
- Jezu, Steven - powiedzia� Sid. - Przestajesz nad tym
panowa�...
- Chyba tak, ale to niewa�ne. S�uchaj, czy w O�wi�cimiu
by�y dzieci?
- Co?
- Czy w O�wi�cimiu by�y dzieci?
- Nie mam poj�cia. Poczekaj, je�li to wa�ne, zadzwoni� do
konsultanta.
- Trzeba to jak najszybciej wyja�ni�, nie chcia�bym, �eby
wynik�y z tego jakie� nieporozumienia.
- Czy to wszystko?
- Tak.
Steven wyszed� z pokoju Sida. Niejasne przeczucie wci��
go dr�czy�o. "Przeczyta�em tyle ksi��ek, przeprowadzi�em
tyle rozm�w, a pewne rzeczy w scenariuszu nie trzymaj� si�
kupy", pomy�la�. "Na przyk�ad to dziecko w ostatniej scenie.
Sk�d si� tam wzi�o?"
Czy to w tym domku Steven zobaczy� ciebie pierwszy raz? -
spyta� stworek. Tak, Steven sp�ni� si� na seans i
zobaczy� mnie pierwszy raz dopiero w tym domku, odpar�a
Kr�lewna �nie�ka. Dobrze, spr�bujmy teraz wykr�ci� mu
jaki� numer. Przecie� nie chcia�e� mu nic robi�... Ale
t y chcia�a�, przerwa� jej stworek. To prawda, wi�c co
poczniemy? Nie wiem, mo�e co� mu odebra�? S�dzisz, �e on nam
co� odebra�? Trudno stwierdzi�, jego wyobra�nia jest zbyt
s�aba, by m�g� nam co� odebra�. On i tak przepadnie, a my
b�dziemy �y� w czyjej� wyobra�ni. Nie w tej, to w innej. To
co robimy? Czekaj, mo�e jaka� drobnostka...
ACTION. - Steven, popatrz, czy to ty robi�e� te poprawki? -
John pokaza� Spielbergowi kilka kartek maszynopisu.
- Nie, nic podobnego - zaprzeczy� Steven.
- To sk�d wzi�o si� to zako�czenie? Tego nie by�o w
scenariuszu. Pos�uchaj: ...ch�opiec przemienia si� w wielk�
trasgalaktyczn� platform� i zabiera wszystkich wi�ni�w w
bezpieczne miejsce. Esesmani puchn� ze z�o�ci i p�kaj� po
kolei jak mydlane ba�ki. Co o tym s�dzisz?
- �arty! To nie jest nasz scenariusz! To jaka� bzdura!
Filmy nagrywa si� na ta�my. Pewnego dnia na ta�mach pojawi
si� co� zupe�nie innego i nie b�dzie ju� �adnych film�w.
Ich miejsce zajm� przedmioty, kt�rych kszta�tu ani
przeznaczenia jeszcze nie znamy. Przedmioty te b�d� si�
nazywa�y Przedmioty. Wynalazcy Przedmiot�w odbior� filmom
pewno�� kilkoma obra�liwymi uwagami, niewinn� gestykulacj�,
a tak�e mieszank� pokr�tnej retoryki i kolczastej ironii.
Nikt nie stanie w obronie film�w. Eksterminacja b�dzie
ca�kowita i zwyci�ska - to proroctwo braci Lumiere
znaleziono niedawno w opuszczonej hali wytw�rni filmowej
Columbia. Po czym kilka dni p�niej zgubiono na trasie Los
Angeles - Miami. W okolicach przyl�dka Wiadomo Jakiego.
ACTION. Sid i John przywie�li dokumentacj� O�wi�cimia.
Steven ko�czy� w�a�nie poprawia� scenariusz.
- Jutro wyje�d�amy.
- Przys�ano nam projekt plakatu.
- Plakatu? Nie za wcze�nie na plakat?
- ...i pomy�la�em, �e trzeba b�dzie uwa�a�. Twoje imi� i
nazwisko w pionie obok siebie, z wyr�nionymi pierwszymi
literami daje SS, rozumiesz?...
- Co?
- SS.
- Co ty... Chyba �artujesz... O co ci chodzi?... Nie
spodziewa�em si� czego� takiego.
- Wiem, �e to g�upstwo, ale niechc�cy mo�na sobie tym
zaszkodzi�.
- R�b, co chcesz, ale nie zawracaj mi tym g�owy... Czy
wiecie, �e zeszyty mo�na tu dosta� po dolarze za sztuk�? Nie
chcia�em w to uwierzy�.
- O...
Indianie m�wi�, �e w �yciu cz�owiek ma do powiedzenia pewn�,
�ci�le okre�lon� liczb� s��w. Je�li kto� przekroczy limit,
zostaje niemow�.
Steven powiada, �e cz�owiek mo�e obejrze� w �yciu 15580
film�w. Je�li obejrzy wi�cej, traci zdolno�� odr�niania
rzeczywisto�ci od jej pozoru.
ACTION. - Widzieli�cie go? Gdzie on si� podziewa? Dzwoni�em
do wszystkich, rozmawia�em z kim tylko mog�em... Nigdzie go
nie ma.
- Jak to? - zdziwi� si� Sid.
- Nigdzie nie mog� znale�� Stevena.
- Mo�e poszed� si� przewietrzy�?
- Powiedzia�em ju� - nigdzie go nie ma. Nie ma go w
hotelu. Nie ma go w mie�cie. Nie zostawi� �adnej wiadomo�ci.
Uganiam si� za nim ju� dwie i p� godziny!
- Mo�e jest... - w O�wi�cimiu? - John wyrazi� swe
przypuszczenie bardzo nie�mia�o.
- Tam te� go nie ma - odpar� Sid - poruszy�em niebo i
ziemi�... Nigdzie go nie ma.
- To co teraz robimy?
- Czekamy.
- A je�li go porwali?
- No to mamy z g�owy ten film.
W kilku wi�kszych miastach rozwieszono plakaty z podobizn�
Stevena Spielberga. Wbrew pozorom nie by�y to listy go�cze
ani plakaty reklamuj�ce osob� re�ysera. W dodatku nikt nie
wiedzia�, kto m�g� rozwiesi� kilka tysi�cy plakat�w w paru
miastach w ci�gu jednej nocy. Bez �wiadk�w. Spece od reklamy
twierdzili, �e to doskona�y spos�b. Nie umieli jednak
wskaza� celu tej manipulacji. Twarz Stevena Spielberga,
poddana wp�ywowi wiatru i deszczu, ukazywa�a sw� krucho�� i
permanentny brak zrozumienia dla spraw niezmiernie wa�nych.
Jedno okre�lenie ci�nie si� na usta: u�miech ziemniaka. Nie
wiadomo czemu.
Kr�lewna �nie�ka po�egna�a si� z kanciastog�owym stworkiem.
Do zobaczenia. To b�dzie chyba trudne, powiedzia� stworek,
ale by� mo�e, kiedy� si� zobaczymy. Je�li kto� nas w jaki�
niezrozumia�y spos�b skojarzy, to i owszem. Musimy si� ju�
rozsta�, lecz mam wra�enie, i� powinienem ci przedtem
opowiedzie� dowcip. Dowcip? Tak. Dlaczego? Tak powinno by�,
to rozlu�nia atmosfer� i stanowi przerw� w bardziej
powa�nych spekulacjach. Mo�e znasz jaki� dowcip o Stevenie?
Niestety, nie. Szkoda. S�ysza�em, �e nie ma dowcipu o
Stevenie. Rozumiem. My�lisz, �e wydostanie si� z domku?
Je�li starczy mu wyobra�ni, to tak. Do zobaczenia. Do
zobaczenia.
G�owa Stevena by�a roztrzaskana na p�. Wszystkie
wyimaginowane istnienia usz�y z niej niczym powietrze z
balonu albo czas ze skorupki wszech�wiata. Wszystkie
postaci, kt�rym Steven m�g�by da� �ycie na ta�mie filmowej,
opu�ci�y swego pana bez �alu i s��w po�egnania. Steven te�
ich nie po�egna�, chocia� m�g� to zrobi�, bo �y� nadal -
niczym Zeus po urodzeniu Ateny. Fatalne por�wnanie, to
prawda - a g�owa po kilku godzinach by�a ju� ca�a, pozosta�
jedynie ledwie widoczny �lad po przepo�owieniu. Te kilka
godzin Steven siedzia� na brzegu morza, pozbawiony swojego
�wiata wyobra�ni. Potem zawo�a� wszystkie wyimaginowane
istnienia i pomys�y, kt�re uciek�y mu z g�owy, i pr�bowa� je
przekupi�. Jedne wr�ci�y do Stevena w zamian za spore sumy
pieni�dzy, inne zosta�y zwabione obietnic� wygodnego �ycia,
wyuzdanej zabawy b�d� wizj� powrotu do warto�ci
podstawowych. Znalaz�a si� jednak grupa istnie�, kt�re nie
przysta�y na warunki Stevena, wr�cz przeciwnie, odnios�y si�
do swego niedawnego w�a�ciciela z niezwyk�ym lekcewa�eniem i
pogard�. W paru przypadkach Steven zosta� opluty. Ten
najmniej liczny, nieprzychylny Spielbergowi od�am odszed� w
dal, skazuj�c si� na zapomnienie. Reszta pomys��w wr�ci�a do
g�owy. Steven stan�� szybko na r�wne nogi i wyruszy� w�sk�
�cie�k� w drog� powrotn�. Horyzont rysowa� si� pokraczn�
kresk� gdzie� niewyobra�alnie daleko i Spielberg mia�
�wiadomo��, �e nie t�dy droga. St�d mo�na by�o wyj�� kr�c�c
si� w k�ko i wymawiaj�c kilka bardzo nieodpowiedzialnych
opinii. Tylko w ten spos�b. Za pierwszym razem Stevenowi nie
posz�o najlepiej. Z kr�ceniem si� w k�ko i owszem, ale
nieodpowiedzialne opinie nie by�y najlepszej jako�ci (a
raczej by�y zbyt dobre, zbyt odpowiedzialne). Po kilku
pr�bach wszystko posz�o g�adko. W�a�ciwy skutek odnios�a
zw�aszcza bardzo nieodpowiedzialna opinia o Niemcach.
ACTION. Spielberg wr�ci� do hotelowego pokoju. Zaraz
wykr�ci� numer do Johna.
- Steve, to ty?
- Tak, co robicie?
- Co robimy, �artujesz sobie? Tutaj wszyscy ciebie
szukaj�! Jeste� w swoim pokoju?
- Tak.
- Zaraz tam b�d�.
John wpad� razem z Sidem. Obaj wygl�dali na
podenerwowanych.
- Gdzie by�e�?
- Spacerowa�em po mie�cie.
- Dwa dni...?
- Czasami tak to wygl�da. Zreszt�, zmie�my temat. Co z
przygotowaniami do filmu? Zrobili�cie wszystko, co trzeba?
- Jakie przygotowania? Przecie� od dw�ch dni wszyscy
ciebie szukaj�!
- Mieli�my zmieni� temat. Co jeszcze mamy tu do
zrobienia?
- Teraz ju� nic. Mieli�my ju� wyjecha� do Hollywood,
kiedy ty...
- Mieli�my...
- Tak... Wszystko gotowe do wyjazdu.
Kto posiada najwi�ksz� na �wiecie kolekcj� hakenkrojc�w? Kto
ma najwi�kszy na �wiecie basen w kszta�cie swastyki? Kto
gromadzi pejsy w wielkich plastykowych pojemnikach? Kto?
Steven Spielberg. Te dane poda� jeden z tygodnik�w. Poda�
te� inne ciekawostki. Steven jest autorem grafitti typu:
"Columbia to przechowalnia trup�w" czy te� "Nadstawcie
nocniki, Hollywood robi pod siebie".
- To naprawd� ty? - spyta� Sid.
- Wiesz, sam nie wiem - odpowiedzia� Steven. - Nie mo�na
si� w tym po�apa�.
- Pytam, bo jestem cz�owiekiem filmu, nie mam czasu na
zastanawianie si�, co jest prawdziwe, a co nie. To nie moja
sprawa. Wiesz, jest mn�stwo dowcip�w o Hollywood, ale �aden
mnie nie bawi. Powiedz mi, o co chodzi z tymi swastykami?
- No c� - powiedzia� Steven - mia�em kiedy� krawat z
rzucikiem w g��wki Hitlera, ale to by�o w czasie �wi�ta
Helloween... mia�em te� makija� Jokera, i kapelusz Al
Capone. Mo�e wzi�li to stamt�d.
- Alchemia - powiedzia� jakby do siebie John - Hollywood
to Zwyci�ska Alchemia. Jedyna zwyci�ska alchemia, jaka
przydarzy�a si� �wiatu.
- Co m�wisz? To cytat?
- Wiesz co, Steven? Mam �redniowieczn� wizj� Hollywood.
Czy w �redniowieczu istnia�o co� takiego jak z�y gust?
- O ile wiem, wtedy istnia�o co� takiego jak permanentna
nieobecno�� filmu.
- Patrz, dolatujemy na miejsce.
- Najwy�szy czas.
- Co to jest?
- O�wi�cim. Mam nadziej�, �e zbudowali go zgodnie z
planem.
- Tak, najwa�niejsza jest wiarygodno��.
Pewnego dnia na ekranach kin pojawi� si� film-pistolet.
Film, kt�ry zabija�. Potworna zbrodnia. Potworne doznania.
Nikt nie wiedzia�, kto jest producentem tego dzie�a. M�wiono
o absolutnym talencie i o absolutnych �rodkach filmowych, a
tak�e o totalno�ci wizji. Krytycy byli tym razem zgodni -
przesada w traktowaniu materii filmowej i rzeczywisto�ci
by�a a� nadto widoczna. Film, kt�ry zabija, nie mo�e by�
traktowany jako zwyk�y produkt show-biznesu albo
nadzwyczajne osi�gni�cie artystyczne. Tym razem problem
zosta� rozci�gni�ty na inne p�aszczyzny. Nakr�cono wiele
film�w obronnych, kt�re mia�y tworzy� os�on� przed zgubnymi
skutkami zbrodniczych seans�w. Nie zawsze by�y to
udane pr�by, lecz po kilku tygodniach opanowano sytuacj� -
film-pistolet zosta� unieszkodliwiony. Jednak rado�� by�a
przewczesna, poniewa� kopiowane nielegalnie ta�my z filmem-
zab�jc� rozchodzi�y si� bez jakiejkolwiek kontroli. Wszyscy
wiedzieli, �e ogl�danie ich jest niebezpieczne, jednak
reklama i rozg�os, towarzysz�ce ca�ej sprawie zrobi�y swoje -
liczba ofiar by�a nadal znaczna. Tyle samo os�b ginie dzie�
w dzie� wpadaj�c pod ko�a samochod�w lub nara�aj�c si� na
gniew bardzo niedobrych person. Ze statystycznego punktu
widzenia film-pistolet nie by� ju� zagro�eniem. Sprawa
pozostawa�a niepokoj�ca z innego powodu. Pytanie - kim jest
i gdzie przebywa tajemniczy tw�rca - pozostawa�o bez
odpowiedzi. A jakie b�dzie jego nast�pne dzie�o?
Bardzo wa�ne, je�li nie najwa�niejsze ze wszystkiego, jest
zako�czenie filmu. Niedba�e roz�o�enie akcent�w mo�e
doprowadzi� do niew�a�ciwego odbioru. Co gorsza - mo�e
wywo�a� uczucie rozczarowania.
Spielberg poprawi� zako�czenie w scenariuszu. Usun��
posta� ch�opca, pozostawiaj�c pusty kadr. Pusty kadr jest
najbardziej odpowiednim zako�czeniem dla filmu o
Holocau�cie. Pomy�lcie o wszystkich filmach, kt�re
traktowa�y o pustce. Na pr�no w nich szuka� d�ugiego,
niebywale pustego kadru. Czy nigdy nie przysz�o wam to do
g�owy?
ACTION. Steven wr�ci� do Hollywood, przerywaj�c pasmo
nieprzewidywalnych wydarze�, kt�re mog�y wp�yn��
niekorzystnie na prace przy filmie. W ci�gu kilku miesi�cy
nakr�ci� ca�y materia�, po czym szybko wyjecha� na farm�,
kt�rej nie by�o na mapach. Tam pr�bowa� przeciwstawi� si�
pewnym stereotypom, jakim niew�tpliwie podlega�a jego osoba.
Szybko spostrzeg� jednak, �e jego wizerunek symbolizuje
zamazane zdj�cie, na kt�rym nic nie wida�. Bardzo
zmartwiony, za�o�y� na twarz mask� Walta Disneya i odda� si�
pr�nym rozmy�laniom. Nast�pnie w��czy� o�miomilimetrow�
kamer� i nagra� d�ug� sekwencj� pokazuj�c�, jak Spielberg
m�wi o zwi�zkach rozumu i uczucia, i pokazuje, jak film,
konkretyzuj�c uczucia, pozwala nam to zrozumie�. Wyg�osi�
te� wielce zajmuj�c� kwesti�, zawieraj�c� si� w s�owach:
Gdyby�my mieli wystarczaj�co du�o miejsca i czasu, nasza
nie�mia�o��, Kr�lewno, nie by�aby zbrodni�. Zastanowiliby�my
si� nad drog�, kt�r� nale�y p�j��. Zaj�oby to nam ca�y
dzie�.
Po wy��czeniu ma�ej kamery Steven zastanowi� si� nad
pierwsz� cz�ci� filmu i stwierdzi�, �e jest to (to, co
wyrazi� w pierwszej cz�ci filmu) bardziej pobo�ne �yczenie,
niepoprawna wizja ni� twierdzenie odpowiadaj�ce prawdzie i
rzeczywistym mo�liwo�ciom. Nie pozosta�o nic innego, jak
tylko zdj�� mask� Walta Disneya i wyj�� na �wie�e powietrze.
Rakiety i pojazdy kosmiczne. Te bardzo nietrwa�e przedmioty
zak��caj� czasem cisz� i bezruch Przestrzeni. Stanowi� w�t�y
suplement do Wszechrzeczywisto�ci, tak jak filmy stanowi�
nieco ironiczn� gr�, kt�ra nie ma znaczenia, lecz kt�ra
niekiedy sprawia, �e stajemy w ko�cu oko w oko z dramatem
niemal rzeczywistym. Rakiety bywa�y w przesz�o�ci symbolami,
rozpatrywanymi na r�nych poziomach interpretacji, ale widok
tych nieporadnych urz�dze� - b�d�cych notabene szczytowym
osi�gni�ciem my�li - budzi raczej metafizyczne politowanie
ni� radosny podziw i taki� optymizm. Pojazdy kosmiczne nigdy
nie sta�y si� tak powszechne jak telewizor czy butelka, st�d
ich trudne do zniesienia odosobnienie, st�d ich zagadkowa i
bezszelestna rozpacz wymodelowana ze stop�w rzadkich metali.
Gdyby�my mieli zmierzy� odleg�o�� dziel�c� nieliczne
egzemplarze rakiet, jeszcze mniej liczne pojazd�w
kosmicznych, od �mia�ych wyobra�e� na ich temat,
otrzymaliby�my liczb� przekraczaj�c� zdolno�� pojmowania
wi�kszo�ci z nas. Dlatego ten problem otacza nieprzyjemna
zmowa milczenia. Milczenia, do kt�rego si� zreszt� -
korzystaj�c z okazji - przy��czamy.
ACTION. John przyni�s� straszn� wiadomo�� - jaki� m�czyzna
wdar� si� do najtajniejszych sejf�w wytw�rni Warner Bros i
zniszczy� ta�my z gotowym filmem Stevena. Zniszczy� wszystkie
ta�my-matki i kopie. Zniszczy� wszystko.
- To niemo�liwe - wyst�ka� przera�ony Steven. - Jak to
si� sta�o? Co to za cz�owiek?
- Dok�adnie nie wiadomo - odpar� John - ale z�apali go,
nazywa si� Nevets Grebleips i m�wi dziwnym j�zykiem.
- W �yciu nie s�ysza�em takiego nazwiska.
- Tak, zamkn�li go w areszcie. Wci�� wykrzykuje te s�owa
- John poda� Stevenowi kartk�: ilsej y�elaz ic an myt
eimlif, ot b�rz og eczszej zar. tjebra thcam ierf.
- Co to za j�zyk?
- �aden. Absolutnie �aden. Przeczytaj te s�owa od ty�u.
Spielberg wzi�� od Johna kartk� jeszcze raz i zacz��
czyta�: Je�...eli... zale�y ci na tym filmie, to zr�b go
jeszcze raz. Arbeit macht frei... - Co to ma znaczy�?
Steven, to wygl�da na lustrzane odbicie. Kto� chce ci da�
co� do zrozumienia z drugiej strony.
- Chyba �artujesz, to nie film.
- Nevets Grebleips... Czytane od ty�u daje dok�adnie...
- Cholera.
ACTION. Spielberg postanowi� spotka� si� z Grebleipsem. -
Konfrontacja jest nieunikniona - powiedzia� inspektorowi
policji, kt�ry mia� w�tpliwo�ci, czy spotkanie przest�pcy z
tak znakomit� postaci� jest w�a�ciwym posuni�ciem. - Nie ma
innego wyj�cia - zapewni� Steven. - To spotkanie wyja�ni nam
wszystkie w�tpliwo�ci, rozwieje domys�y, wytr�ci bro� z r�k
naszej niewiedzy... - Inspektor uleg� sile tak zr�cznie
przemy�lanych argument�w.
Spielberg przyjecha� do aresztu przy Prokuraturze
Stanowej punktualnie o godzinie dwunastej. Szybko pokona�
korytarze i pokoje dziel�ce go od pomieszczenia, w kt�rym
mia�o si� odby� spotkanie. Trzy minuty po dwunastej stan��
twarz� w twarz z Grebleipsem. Cz�owiek �w w niczym nie
przypomina� Stevena Spielberga, nie by� do niego podobny ani
troch�.
- O co chodzi, Grebleips? Sk�d si�, u diab�a, wzi��e�?
Dlaczego zniszczy�e� m�j film? - te trzy pytania Steven
wyrzuci� z siebie szybko i pewnie. Grebleips nie by�
zaskoczony wizyt�, przeciwnie, na jego twarzy malowa�o si�
zadowolenie. �r�d�o? Satysfakcja.
- A c�iw �etsej - powiedzia�.
- Tak, jestem - odpar� Steven. - Za to ty nie mo�esz
powiedzie� tego o sobie.
- Zsilym �is, aj metsej an onwep, ein am �az ogejowt
umlif i ot tsej entotsi.
- M�w normalnie, nie nad��am z odwracaniem s��w na
w�a�ciw� stron�.
- No dobrze - zgodzi� si� Grebleips - ale b�d� za to
m�wi�... wolniej... panie Grebleips.
- Nazywam si� Spielberg.
- Nie... teraz, kiedy zmusi�e� mnie do odwrotnego
m�wienia, odwr�ci�em tak�e twoje nazwisko. Chc�c m�wi� tak,
a nie inaczej, musia�em to zrobi�. Teraz ty tak�e jeste�
Nevets Grebleips.
- Co za absurd!
- Masz przy sobie paszport?
- Tak.
- Rzu� okiem.
Spielberg zajrza� do paszportu i przekona� si�, �e jest
Nevetsem Grebleipsem. Z piersi nowego Grebleipsa usz�o
ci�kie westchnienie.
- Tak, da�e� si� podej�� - powiedzia� Grebleips. - Teraz
musisz przysta� na moje warunki, je�li zale�y ci na swojej
dawnej to�samo�ci.
- Nie do wiary... - nowy Greibleips z trudem
przyzwyczaja� si� do nowej sytuacji... - Wi�c... co dalej?
- Pomy�l dobrze, Nevets, pomy�l dobrze. Co daj� dwa
minusy? To nie jest dok�adnie ta przestrze�, ale to akurat
si� zgadza. No wi�c...
- Dwa minusy daj� plus - odpar� dr�two Grebleips.
- No w�a�nie - Greibleps-znik�d u�miechn�� si� najszerzej
jak tylko m�g�. - A my w�a�nie jeste�my dwoma minusami i
musimy sta� si� jednym plusem. To jedyny spos�b, bym ja
przeszed� na w�a�ciw� stron� oraz by� ty mia� z g�owy
wszystkie problemy zwi�zane z nowym nazwiskiem. Wi�c jak?
- Zgadzam si�... - wyszepta� nowy Grebleips z rezygnacj�.
- Mam jednak jedno, nie, dwa pytania.
- Jakie?
- Dlaczego zniszczy�e� film i kim jeste�, skurczybyku?
Greibleips-znik�d za�mia� si� tak g�o�no, �e w�tki kilku
film�w pogmatwa�y si� ponad miar�.
- Kim jestem? Jestem tob� pomy�lanym przez kogo� innego.
- Przez kogo?
- Przez pewn� dziewczyn�... Nazywa si� �nie�ka... Dziwne
nazwisko, prawda?
- O, Bo�e...
- Co do twojego filmu... c�, wcale go nie zniszczy�em.
Jest gdzie indziej.
- Gdzie?
- W obozie dla niegrzecznych film�w. Blok pi�tnasty.
Je�li wyrzeknie si� banalnych rozwi�za� dramaturgicznych,
wielu niezno�nych uj��, niedoci�gni�� scenograficznych i
chronicznej bezradno�ci, to mo�e ominie go komora gazowa i
doczeka si� jakiego� wyzwolenia.
- Co mog� dla niego zrobi�?
- Nic. Wszystko, co mog�e� zrobi�, ju� zrobi�e�. Przesta�
na chwil� my�le� o filmie i skup si� na dw�ch minusach. Za
chwil� minie termin widzenia i wszystko przepadnie.
- W porz�dku. Zaczynajmy.
ACTION. Po opuszczeniu gmachu prokuratury Steven uda� si� do
siedziby wytw�rni filmowej. Spotka� tam Johna i Sida.
- S�ysza�e�? Nevets Grebleips uciek� z aresztu! Przed
chwil� dzwoni� tu inspektor.
- Tak, wiem.
- Uciek� zaraz po twojej wizycie. O czym rozmawiali�cie?
Spielberg machn�� lekcewa��co r�k�.
- O niczym szczeg�lnym. Nie da�o si� z nim dogada�.
- Hej, co z tob�? Wygl�dasz jako� dziwnie...
- Wydaje ci si�.
ACTION. ACTION. ACTION. W nocy Steven poczu� obecno�� kogo�
innego. Dobrze wiedzia�, z kim ma do czynienia, niemniej
jednak �wiadomo�� ta nie wp�yn�a na� uspokajaj�co. Dw�ch w
jednym. To dwie trzecie tego, czym jest Bozia. Do czego to
prowadzi? Jaki b�dzie fina� ca�ej sprawy? Co si� stanie z
filmem?
Tymczasem dzi�ki splotowi niezwyk�ych zbieg�w
okoliczno�ci film o Holocau�cie wydosta� si� na wolno��. Nie
grozi�o mu ju� �adne niebezpiecze�stwo, mimo i� pobyt w
obozie nie pozbawi� go cech, z powodu kt�rych zosta� tam
osadzony. Swoj� drog� - ciekawe, w jaki spos�b uda�o mu si�
wydosta�? Czy�by niezwyk�ym zbiegom okoliczno�ci pomog�y
bardziej konkretne zabiegi?
Spielberg obudzi� si� dopiero wieczorem. Chcia� wzi��
prysznic, lecz nagle... czyja� obecno�� (jeszcze jedna)
zachwia�a jego poczuciem rzeczywisto�ci. Na fotelu nie
opodal ��ka siedzia�a Kr�lewna �nie�ka, popijaj�c sok
pomara�czowy i machaj�c bezmy�lnie jedn� nog�.
- Wreszcie si� spotykamy - wyszepta�a.
Steven nic nie powiedzia�. By� z ca�� pewno�ci� mocno
zaskoczony. Sta� ko�o ��ka w kr�tkich spodenkach i wygl�da�
bardzo nieszcz�liwie.
- Pomy�la�am, �e czas ju� spotka� si� z tob� ponownie i
pom�wi� o tym i o tamtym - powiedzia�a Kr�lewna nieco
g�o�niej ni� przedtem. - Skoro by�am twoj� pierwsz�
dziewczyn�...
- ...filmow� - wyszepta� Steven.
- Czasem wydaje mi si�, �e to by�o tak niedawno... Wiesz,
pewne wyobra�enia na tw�j temat z pewno�ci� opanowa�y twoj�
�wiadomo��, Stevenie...
- S�ucham?
- ...pomy�la�am wi�c, �e warto by przeciwstawi� si� temu
jak�e mylnemu wizerunkowi. Nie s�d�, �e pragn� zrobi� to w
tak prosty i niewyszukany spos�b, bo jestem pr�na i
znudzona, jak sobie zapewne wyobra�asz. Pragn� t o zrobi�,
poniewa� jestem przekonana, �e jest t o jak najbardziej
w�a�ciwe.
Co zrobi�? O co chodzi? Steven sta� nadal ko�o ��ka i
jedn� r�k� drapa� si� bezwiednie po brzuchu.
Kr�lewna �nie�ka post�pi�a dwa kroki do przodu.
- Pomy�la�am sobie, �e w�a�ciwym zwie�czeniem naszej
znajomo�ci by�oby... dziecko. Pomy�l tylko - ile� rado�ci!
No i - ciekawe, jaki to by�by brzd�c?
Steven pad� na pod�og� z wielkim hukiem.
Film Spielberga o Holocau�cie odnalaz� si� w dziwnym i
nieprzyjaznym �wiecie. Wkroczy� na drog� wiod�c� z krainy
zniszczonych ta�m do rejon�w, gdzie jasne spojrzenie lamp
czyni cuda na bia�ych p�aszczyznach zwanych ekranami (oraz
gdzie przecudowne walce muskaj�... itd.). By�o to prawdziwe
zwyci�stwo, w obliczu kt�rego sukces finansowy pozosta�
jedynie bladym dodatkiem, dope�nieniem szcz�liwej historii.
Nie ka�demu to si� udaje.
Pod koniec roku �wiat obieg�a szeptana z ucha do ucha
wiadomo��: Spielberg ma w zanadrzu nowy film - film, o
kt�rym nikt nic dot�d nie wiedzia�. Tytu� mia� brzmie�:
"D�ugota�my morderca". �wiat opanowa�a niezbyt sprecyzowana
obawa, czy aby nie wyniknie z tego gruba nieprzyjemno��.
Opowiadano niestworzone historie o rolce filmu sprzedanej
za n�dzne trzy grosze jakiej� podejrzanej organizacji,
kt�ra mia�a zamiar wykorzysta� "D�ugota�mego morderc�" do
niecnych cel�w. Mog� nadej�� nowe czasy, w kt�rych rola
filmu zmieni si� z umiarkowanie biernej do skrajnie
aktywnej. Czasy bandyckich uj�� i chuliga�skich ci��. Czasy
brutalnych plan�w i bezwzgl�dnych zbli�e�. Czasy
permanentnych stop-klatek.
W jednym pokoju le�a�y zimne cia�a Sida i Johna. W radiu
kto� m�wi� o Bogu zwanym Nud�, kt�ry przynosi
Nieszcz�cie... W innym siedzia� Spielberg; zanurzony w
rozmy�laniach, trwaj�cy nieruchomo jak sw�j w�asny pos�g.
Opr�cz niego w pokoju byli jeszcze: Nevets Grebleips,
Kr�lewna �nie�ka i kanciastog�owy stworek. Tr�jka go�ci
zachowywa�a si� pow�ci�gliwie, jakby nie chc�c zak��ca�
spokoju Stevena. Jednak nieruchomo�� i powaga tego
ostatniego musia�y wywo�a� u Grebleipsa uczucie
zniecierpliwienia, skoro po d�u�szej chwili milczenia
powiedzia�:
- No i co dalej, Stevenie? Je�li kto� stawia to pytanie
pod koniec filmu, nie wr�y to niczego dobrego.
Steven nic nie odpowiedzia�.
- Twoje dziecko jest ju� na tym �wiecie - odezwa�a si�
Kr�lewna. - Nie mo�esz m�wi�, �e to nieszcz�liwy wypadek.
- A ty? - spyta� Steven nie przestaj�c wpatrywa� si� w
blat biurka - przecie� to r�wnie� twoje dziecko.
- Nie r�b z tego melodramatu - odpowiedzia�a Kr�lewna. -
Ja nie bior� za nic �adnej odpowiedzialno�ci. Jestem tylko
wtedy, gdy kto� jest g��boko przekonany, �e istniej�. Je�li
jest dziecko, ty musisz wzi�� wszystko na siebie.
Grebleips u�miechn�� si� do siebie. Jego posta� migota�a
niepewnie, jakby w ka�dej chwili mia� znikn��.
- Najpierw robi si� filmy o Holocau�cie, potem robi si�
dziecko-zab�jc�, a na ko�cu nie wie si�, na jakim �wiecie
jeste�my.
- Wstyd� si�, p�odzi� dzieci w tak nieopanowany spos�b...
- stworek z kanciast� g�ow� mrugn�� wielkimi oczami.
- Przesta�cie - przerwa�a im Kr�lewna. - Steven musi
zrobi� to, co uwa�a za s�uszne. Nie wyjdziemy st�d, dop�ki
czego� nie postanowisz, Stevenie.
- Pomy�l, co b�dzie, je�li Walt odtaje - odezwa� si� zn�w
Greibleips. - Pomy�l, co b�dzie, je�li...
- Oszukali�cie mnie - powiedzia� Spielberg. - Wszyscy
mnie oszukali�cie. Nigdy nie przypuszcza�bym, �e to si� tak
skomplikuje. Szczerze m�wi�c, nie panuj� ju� nad w�tkami,
epizody istniej� obok siebie, punkty zaczepienia s� poza
moim zasi�giem.
- No wi�c... - Grebleips uczyni� wymowny gest.
Spielberg si�gn�� po le��cy w szufladzie biurka rewolwer,
uni�s� go do skroni i nacisn�� spust. Przez m�zg Stevena
przesz�a gor�ca fala, kt�ra zmiot�a wiotk� posta�
Grebleipsa, cie� Kr�lewny �nie�ki i pusty korpus
kanciastog�owego stworka. W pokoju le�a� Steven, opuszczony
przez wszystkich - nawet przez siebie.