4711

Szczegóły
Tytuł 4711
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4711 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4711 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4711 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

James Blish �ycie w�r�d gwiazd Prze�o�y�a Teresa Tyszowiecka-Tarkowska ROZDZIA� PIERWSZY Werbunek Chris, siedz�c na nasypie nieczynnej od wielu lat trakcji kolejowej Erie � Lackawanna � Pensylwania, obserwowa� w milczeniu, jak Scranton w stanie Pensylwania przygotowuje si� do odlotu. W zadumie ssa� zerwane z nasypu bia�e i czerwone kwiaty koniczyny. Podobnie jak samo Scranton, mia� by� �wiadkiem startu. Od dziecka � a liczy� sobie teraz lat szesna�cie � wiedzia�, �e miasta opuszczaj� Ziemi�, nigdy jednak nie obserwowa� �adnego w locie. Niewielu ludzi mia�o tak� okazj�; miasta koczownicze odlatywa�y raz na zawsze. Interesuj�cy, ale niezbyt radosny widok. Scranton by�o jedynym miastem, jakie Chris w �yciu widzia�, jedynym, kt�rego dotkn�� w�asn� stop�. Nie zanosi�o si� na to, �eby mia� kiedykolwiek ogl�da� inne. Scranton stanowi�o uciele�nienie wszystkiego, co jego ojcu i starszemu bratu udawa�o si� wydrze� z gard�a dolinie; tam zarabia�o si� pieni�dze i tam si� je wydawa�o. Dziwnym trafem pieni�dze zawsze znika�y szybciej, ni� si� pojawia�y. Zach�anno�� Scranton ros�a, w miar� jak pieni�dz traci� na warto�ci. Wzorem innych miast, musia�o podj�� desperack� decyzj� i wyruszy� w przestrze�, by jako najemny robotnik w�drowa� po�r�d gwiazd. Dolina omdlewa�a w bezlitosnych promieniach lipcowego s�o�ca, dym z fabrycznych komin�w szed� prosto do g�ry. Pracowa�o ich zaledwie kilka, a i one mia�y wkr�tce zosta� wygaszone do chwili, kiedy miasto znajdzie planet�, na kt�rej b�dzie mog�o zarobi�. Nic � nawet jeden papieros � nie mog�o dymi� w ograniczonej ilo�ci powietrza statku mi�dzygwiezdnego, nawet je�li mia� on rozmiary miasta. W dole, pod nasypem kolejowym, gdzie t�oczy�y si� kryte pap� baraki, ubrany w podkoszulek i lewisy m�czyzna o spalonym s�o�cem karku grzeba� motyk� w warzywnym ogr�dku. Chris zastanawia� si�, czy ten cz�owiek wie, co si� b�dzie dzia�o w dolinie. Wyra�nie nie zwraca� na nic uwagi; mo�liwe, �e start miasta zupe�nie go nie obchodzi�. Ojciec Chrisa od lat pozostawa� w podobnym stanie ponurej rezygnacji. A jednak zastanawiaj�ce, �e Chris by� jedynym gapiem. Kolisty pas wykarczowanej ziemi, wyschni�tej i rdzawej, otacza� miasto, oddzielaj�c je od drewnianych wal�cych si� ruder, odrapanych przedmie�� i ca�ej reszty �wiata. Poza tym wygl�da�o tak samo jak zawsze, nawet ha�dy �u�lu jak zwykle jarzy�y si� ��topomara�czowym blaskiem. Scranton zostawia�o na Ziemi po�ow� zabudowa�, bra�o za to ze sob� ha�dy �u�lu. Ha�dy by�y cz�ci� jego oferty handlowej. Gdzie� na gwiezdnym pograniczu mo�e si� znale�� planeta oczekuj�ca na obr�bk� swoich rud; gdzie indziej planeta maj�ca zapotrzebowanie na �u�el czy kt�r�� z jego pochodnych. Trudno przewidzie� w szczeg�ach kt�r�, ale niczego nie nale�y kr�tkowzrocznie wyklucza�. Cz�owiek natomiast w znacznej mierze by� bezu�yteczny; w ostatecznym rozrachunku �u�el mia� wi�ksz� warto��. Nadzieje nadziejami, tymczasem jedno by�o pewne: na Ziemi nie ma z�� wartych obr�bki. Zach�anne drugie tysi�clecie, w podr�cznikach okre�lane mianem �ery marnotrawstwa�, zu�y�o wszystkie zasoby �elaza z wyj�tkiem sztucznych z�� w rodzaju z�omowisk samochod�w i tym podobnych pok�ad�w zardzewia�ego szmelcu. Scranton nie mia�o te� co liczy� na z�o�a marsja�skie. Na Marsie wyl�dowa� ju� wyposa�ony w piece hutnicze i bro� Pittsburgh. Poza tym Mars by� za ma�y, �eby utrzyma� wi�cej ni� jeden o�rodek metalurgiczny. Na Czerwonej Planecie rud by�o pod dostatkiem, ale produkcja stali poch�ania�a wielkie ilo�ci tlenu. Scranton mia�o szans� na prac� poza zasi�giem Uk�adu S�onecznego. Pok�ady �elaza na Wenus i Merkurym by�y nieop�acalne dla o�rodk�w metalurgicznych. Pozosta�e sze�� planet, z kt�rych pi�� by�o gazowymi olbrzymami, a odleg�y Pluton kul� lodu, nie zawiera�o wcale rud �elaza. M�czyzna w ogr�dku wyprostowa� si�, opar� motyk� o �cian� i wszed� do �rodka. Z chwil� gdy znikn��, dolina za kr�giem go�ej ziemi wyda�a si� ca�kiem bezludna i nagle Chrisowi przysz�o do g�owy, �e pozory niekoniecznie musz� myli�. Czy�by nadmierne zbli�anie si� do zamkni�tego w polu wiratorowym miasta kry�o w sobie jakie� niebezpiecze�stwo? Mo�e obaj z samotnym ogrodnikiem post�powali lekkomy�lnie? Na razie wok� panowa�a cisza, zak��cana jedynie odleg�ym buczeniem samego Scranton, By� pewien, �e z ty�u, od strony nasypu kolejowego nic mu nie zagra�a. Zerwane przed laty szyny dawno wyl�dowa�y w piecach hutniczych. Po dolinie kr��y�a legenda; jakoby w spokojne noce mo�na by�o us�ysze� stukot k� Phoebe Snow. Chris �mia� si� z ludzkiego bajdurzenia, wiedzia� zreszt� od ojca, �e Phoebe by�a poci�giem dziennym. Znikn�y nawet podk�ady, zu�yte przez mieszka�c�w barak�w podczas kolejnych surowych, pensylwa�skich zim. Grzeba� w pami�ci, staraj�c si� przywo�a� szcz�tkowe wiadomo�ci, jakie mia� na temat zasad dzia�ania wirator�w, ale nie m�g� sobie przypomnie� nic poza tym, �e by�y to maszyny i potrafi�y d�wign�� najwi�ksze ci�ary. Cho� edukacja Chrisa by�a n�dzna i chaotyczna, czyta� nami�tnie; je�li pod r�k� akurat nie mia� nic lepszego, poch�ania� nawet teksty etykiet na puszkach. Fizyka lot�w mi�dzygwiezdnych jest dziedzin� niedost�pn� nawet dla student�w fizyki, o ile nie pracuj� pod kierunkiem pierwszorz�dnego nauczyciela. A najlepsz� nauczycielk�, z jak� Chris mia� w �yciu do czynienia, by�a pracownica biblioteki publicznej w Scranton, ale ta zacna kobieta mimo najszczerszych ch�ci nie potrafi�a mu pom�c. Zdecydowa� si� nie rusza� z nasypu. Nie ruszy�by si� zapewne r�wnie� wtedy, gdyby wiedzia�, �e nara�a si� na niebezpiecze�stwo; w dolinie ka�da nowo�� by�a po��dan� odmian� � nawet przera�aj�cy fakt, �e Scranton na zawsze mia�o znikn�� i sta� si� r�wnie niedost�pne, jak na przyk�ad Betelgeusa. �ycie Chrisa up�ywa�o dot�d na �apaniu do work�w wiewi�rek, podkradaniu jaj s�siadom r�wnie ubogim jak jego rodzina, wynajdywaniu szmelcu nadaj�cego si� do sprzedania hucie. Poza tym pomaga� Bobowi opiekowa� si� ojcem podczas nawrot�w choroby, kt�ra, gdyby w Ameryce trzydziestego drugiego wieku istnia� kto� zdolny do postawienia odpowiedniej diagnozy, zosta�aby rozpoznana jako anemia z�o�liwa, kwasiorkor, plaga gn�bi�ca Afryk� od niepami�tnych czas�w. Przegania� dziewczynki z poletka jagodowego. �owi� male�kie pstr�gi i �ledzi� ledwie s�yszalny ryk rakiet, kt�rymi najbogatsi mkn�li pod g�uchym na niesprawiedliwo�� niebem. Cz�sto my�la� o tym, �eby wyjecha�, ale nie mia� �adnego fachu i nie s�ysza� o takim miejscu na �wiecie, gdzie m�g�by sprzeda� jedyny towar, jaki posiada�: zdolno�� do ci�kiej pracy nie wymagaj�cej �adnych kwalifikacji. Zreszt� w osieroconej przez matk� rodzinie panowa�y lojalno�� i mi�o��, dzi�ki kt�rym niejednokrotnie udawa�o si� prze�y� nawet okresy, kiedy za ca�y pokarm musia�y wystarczy� zielone pomidory i placki, a wigilijne �niegi zastawa�y starszych i m�odszych skulonych pod stert� �achman�w pe�ni�cych rol� ubrania. Z czasem przywi�zanie Chrisa do rodziny sta�o si� r�wnie silne jak oddanie Boba. Na ca�ym wyludnionym globie nie zna� miejsca, z kt�rym czu�by si� bardziej zwi�zany, ani miejsca, kt�re mia�oby mu wi�cej do zaoferowania, a to s�aba po�ywka marze� o odej�ciu w �wiat, nawet dla ch�opca o tak pogodnym i energicznym usposobieniu jak Chris. Jakie� sensowne plany na przysz�o�� m�g� uk�ada� syn w �wiecie, gdzie ojciec � doktor ekonomii � nie m�g� znale�� ani jednego studenta czy wykorzysta� wiedzy o fluktuacjach gospodarczych i jako tako si� urz�dzi�, w �wiecie, gdzie pogo� za groszowymi zaj�ciami, z roku na rok coraz mniej pop�atnymi, nie zostawia�a czasu nawet na piel�gnowanie grobu �ony. Odpowied� by�a, niestety, a� nadto oczywista. Przysz�o�� ma�ych si�str malowa�a si� w barwach jeszcze bardziej ponurych. W�drowne miasta nie oferowa�y lepszych perspektyw. Chris czyta�, �e gwiezdni w��cz�dzy g�odowali pozbawieni widoku b��kitnego nieba, kar�owatego lasu, czy cho�by zagonka ziemi pod rzep�. Gdyby by�o inaczej, miasta powracaj�ce na Ziemi� nie stanowi�yby takiej rzadko�ci. Trudno zaprzeczy�, �e Pittsburgh l�duj�c na Marsie wygra� los na loterii. C� to by� jednak za los � siedzie� przez ca�e �ycie w mie�cie uwi�zionym w sercu rdzawoczerwonej pustyni, pozbawionej powietrza, kt�rym da�oby si� oddycha�, na pustyni, gdzie cz�owiek zamarza� na �mier� w par� minut zaledwie po zachodzie malutkiego S�o�ca. Ojciec twierdzi�, �e Pittsburgh pr�dzej czy p�niej, dziel�c los wszystkich miast, b�dzie musia� opu�ci� Uk�ad S�oneczny. Nie z powodu wyczerpania zasob�w �elaza i tlenu, ale dlatego, �e na Ziemi nie znajdzie dostatecznej liczby odbiorc�w stali. Ju� w tej chwili zosta�o ich tak niewielu, �e temu zamro�onemu miastu nie op�aca�o si� wraca� do dawnego Z�otego Tr�jk�ta, z kt�rego wyemigrowa�o przed trzydziestu laty. Za swoje pieni�dze nie mog�o ju� dosta� na Ziemi nawet artyku��w pierwszej potrzeby. Idea koczowniczych miast, jak wszystko, okaza�a si� kolejnym �lepym zau�kiem. Chris przysiad� na nasypie i �ledzi� odlot po prostu dlatego, �e co� si� dzia�o. Je�eli nawet zazdro�ci� miastu decyzji opuszczenia doliny, nie zdawa� sobie z tego sprawy. Przyszed� po prostu popatrze�. U st�p zbocza, po drugiej stronie nasypu, pojawi�a si� psia g�owa. Dziwnie niedorzeczna po�r�d kielich�w tygrysich lilii, sprawia�a wra�enie podanej na tacy. Chris u�miechn�� si�. � Cze��, Kelly. Uwa�aj na pszczo�y. Pies fukn�� z niezbyt m�dr� min� i podbieg� do Chrisa. Wydawa� si� niezmiernie dumny z siebie, do czego, jako n�dzny tropiciel, kt�ry z trudem znajdowa� drog� do domu, mia� pe�ne prawo. Bob, oficjalny w�a�ciciel Kelly�ego, twierdzi�, �e pies jest krzy��wk� teriera kerryblue z owczarkiem collie � st�d jego imi�. Chris wprawdzie nie widzia� nigdy na w�asne oczy czystej krwi przedstawiciela �adnej z tych ras, mia� jednak dziwne wra�enie, �e Kelly wcale nie przypomina �adnego psa, kt�rego ogl�da� na zdj�ciu. Prawd� m�wi�c, wygl�da� jak kud�aty kundel i tak si� szcz�liwie sk�ada�o, �e jego wygl�d wiernie odpowiada� jego naturze. � Co o tym s�dzisz, m�j mi�y? My�lisz, �e uda im si� to oderwa� od ziemi? Kelly odegra� scenk� pod tytu�em: �Pies usi�uje my�le�, ale po chwili uzna� t� czynno�� za zbyt uci��liw�. Dwukrotnie machn�� ogonem, k�apn�� pyskiem na motyla, po czym usiad�, ci�ko zipi�c. Nikt nie mia� najmniejszych w�tpliwo�ci, �e uwa�a si� za w�asno�� Chrisa; Bob m�drze nie pr�bowa� prostowa� jego pogl�d�w na ten temat. Wyja�nienie Kelly�emu r�wnie abstrakcyjnej kwestii by�o zadaniem czasoch�onnym i skomplikowanym, i tak czy owak beznadziejnym. Kelly zarabia� na swoje utrzymanie � �owi� kr�liki � co w pewien spos�b rekompensowa�o fakt, �e od czasu do czasu upolowa� je�a, tak wi�c poza Chrisem nikogo w rodzinie nie obchodzi�o, za czyj� w�asno�� pies si� uwa�a. Wok� rozpra�onego miasta co� si� nareszcie zaczyna�o dzia�. Niewielkie grupki prawie niewidocznych z powodu odleg�o�ci m�czyzn, �wiec�c jaskrawo��tymi hutniczymi kaskami, patrolowa�y pas nagiej ziemi. Zapewne egzekwuj� jaki� przepis � doszed� do wniosku Chris � kto wie, czy nie ostatni ziemski przepis obowi�zuj�cy w Scranton, cho� B�g jeden wie, ile ziemskich zarz�dze� Ojcowie Miasta zabierali ze sob�. Ekipa wyra�nie poszukiwa�a ciekawskich, kt�rzy zbli�yli si� do strefy na niebezpieczn� odleg�o��. Chris wyobrazi� sobie patrol tak plastycznie, �e przez chwil� niemal s�ysza� g�osy m�czyzn. Nagle zrozumia�, �e to wcale nie z�udzenie. Zerwa� si� z miejsca. B�ysk ��tych kask�w zdradzi� jedn� z patroluj�cych grup, kt�ra przeciskaj�c si� miedzy barakami u st�p nasypu, zmierza�a w jego stron�. G��boko zakorzeniona, nabyta w k�usowniczym �yciu ostro�no�� kaza�a mu natychmiast zanurkowa� w krzaki po drugiej stronie nasypu. By� tam niewidoczny, ale te� sam nic nie widzia�, nadal jednak s�ysza� g�osy patroluj�cych. � ...kogokolwiek w tych barakach. Moim zdaniem, to strata czasu. � Szef kaza� szuka�, to szukamy i tyle. Osobi�cie uwa�am, �e lepiej by nam posz�o w Nixonville. � U tych w��cz�g�w? Uciekaj� od roboty jak od ognia. Po tej stronie miasta ludzie przywykli szuka� pracy. Co nie znaczy, �e im si� to udaje. Chris ostro�nie rozchyli� zaro�la i wyjrza�. Nadal nie widzia� tych m�czyzn, ale za to z drugiej strony, po nasypie kolejowym nadci�ga�a kolejna grupa. Szybko zasun�� zaro�la. �a�owa�, �e nie wspi�� si� wy�ej po stoku. Teraz by�o za p�no. Nowy patrol doszed� tak blisko, �e Chris wyra�nie s�ysza� chrz�st krok�w. Gdyby si� teraz ruszy�, wykryliby go z pewno�ci�. W dolinie rozleg�o si� nagle ciche buczenie, podobne do bzyczenia pszcz�, ale niesko�czenie bardziej �agodne i niskie w brzmieniu. Chris w �yciu nie s�ysza� podobnego d�wi�ku, nie mia� jednak najmniejszych w�tpliwo�ci, co oznacza: w��czono wirator Scranton. Czy�by mia� w ukryciu przegapi� start? Przecie� miasto nie odleci, dop�ki ostatni patrol nie znajdzie si� na pok�adzie! G�osy zbli�a�y si� i Kelly zawarcza� cicho za plecami Chrisa. Ch�opiec chwyci� psa za sier�� na karku i potrz�sn�� delikatnie. Nie odwa�y� si� otworzy� ust. Kelly umilk�, ale nadal czai� si� do skoku. � Ej, patrzcie, kogo my tu mamy! Chris zamar� jak kr�lik, kt�ry wyczu� lisa. Zaraz jednak rozleg� si� inny g�os. � Wyno�cie si� st�d. To moja ziemia. Nic tu nie macie do roboty. � Doprawdy? Czy�by� nie s�ysza� o obowi�zku opuszczenia doliny dzi� do dwunastej w po�udnie? Zawiadomienie wisi na drzwiach do twojego domu. Nie umiesz czyta�, Jack, czy co? � Nie b�d� si� s�ucha� ka�dego �wistka papieru. Mieszkam tutaj, rozumiecie? To parszywa buda, ale moja w�asna. Ani mi si� �ni z niej rusza� i tyle. A teraz zje�d�ajcie st�d, dobrze? � Nie tak znowu dobrze, Jack. Prawo nakazuje ci� wysiedli�. Nam twoja buda niepotrzebna, ale takie jest prawo. � Obowi�zuje chyba prawo w�asno�ci? � Masz tam jakie� k�opoty, Barney? � odezwa� si� nowy g�os jakie� pi�� metr�w od miejsca, w kt�rym kuca� Chris z Kellym. � Nielegalny lokator. Nie chce si� ruszy�, m�wi, �e jest w�a�cicielem tej ziemi. � Dowcipni�. Ka� mu pokaza� akt w�asno�ci. � E tam, co sobie b�d� g�ow� zawraca�. Nie ma czasu. Bierzmy go i chod�my. � Nigdzie mnie nie... Chris us�ysza� soczyste pla�ni�cie.� Te � wycharcza� jaki� g�os z niedowierzaniem. � Widzieli�cie tego gbura! W porz�dku, m�j panie... Rozleg�y si� odg�osy kolejnych uderze�, po nich brz�k t�uczonego szk�a albo talerzy � domy�li� si� Chris � zreszt� mog�y to by� te� meble. Nagle Kelly wyda� z siebie wysoki przeci�g�y skowyt. Chris rozpaczliwie usi�owa� go przytrzyma�, ale pies wyrwa� si�, wyskoczy� z krzak�w i pomkn�� przez nasyp w stron� szamocz�cych si� m�czyzn. � Uwa�aj! Te, sk�d si� tutaj wzi�� ten kundel? � Wyskoczy� z tamtych krzak�w. Kto� tam jeszcze jest. Widz� rude w�osy. Dobra tam, rudy, wy�a� z krzak�w i to biegiem! Chris wsta� powoli, got�w walczy� albo pr�bowa� ucieczki. Kelly po drugiej stronie nasypu przesta� szczeka� jak idiota. Uwag� mia� podzielon� mi�dzy b�jk� w baraku a grupk� otaczaj�c� Chrisa. � Dobra, rudy, widz�, �e z ciebie kawa� twardziela. Domy�lam si�, �e ty te� nie s�ysza�e� o nakazie ewakuacji. � Nie, nie s�ysza�em � odpowiedzia� Chris wojowniczo. � Mieszkam w Lakebranch. Chcia�em tylko popatrze�... � Lakebranch � powt�rzy� dow�dca patrolu, spogl�daj�c pytaj�co na jednego z ogorza�ych towarzyszy. � To taka pipid�wka, kawa� od miasta. Kiedy� to by�o letnisko. Teraz siedz� tam sami k�usownicy i zbieracze szmelcu. � Urocza miejscowo�� � stwierdzi� drugi, z u�miechem zsuwaj�c kask na ty� g�owy. � Wygl�da na to, �e nikt po tobie nie b�dzie p�aka�, rudy. P�jdziesz z nami. � Jakie zn�w �p�jdziesz z nami�? � Chris zacisn�� pi�ci. � Musz� by� w domu ko�o pi�tej. � Uwa�aj, ch�opak ma niez�e bicepsy. � P�kasz? � roze�mia� si� pogardliwie drugi m�czyzna. Wyra�nie przej�� dowodzenie. � Przecie� to jeszcze dzieciak. Chod� ju�, rudy, nie mam czasu na dyskusje. Znalaz�e� si� tu po dwunastej w po�udnie, mamy prawo ci� wzi��. � Powiedzia�em przecie�, �e musz� wraca� do domu. � Trzeba by�o pomy�le� o tym, zanim tu przyszed�e�. Rusz si�. I nie pr�buj z nami �adnych numer�w, bo po�a�ujesz. Zrozumiano? W dole trzech m�czyzn wysz�o z budy prowadz�c m�czyzn�, kt�rego Chris widzia� wcze�niej z nasypu. Wygl�da�o na to, �e nie�le oberwali, ale teraz prowadzili pos�pnego prostaka w �elaznym u�cisku. � Sami z�apali�my tego tutaj. Oby�o si� bez waszej �aski. �adnie�cie nam pomogli! � Z�apali�my drugiego, Barney. Idziemy, rudy. Dow�dca oddzia�u werbunkowego uj�� Chrisa za �okie� niezbyt gwa�townym, ale wystarczaj�co nieoczekiwanym ruchem, �eby w oci�a�ym m�zgu Kelly�ego, kt�ry jak na psa by� niebywale g�upi, wreszcie zapad�a decyzja, co go bardziej interesuje. Zawarcza� tak, �e nawet Chris si� przestraszy� � w �yciu nie s�ysza� r�wnie przera�aj�cego warczenia. Kelly �mign�� z powrotem przez nasyp i doskoczy� do n�g wielkiego m�czyzny. W ci�gu nast�pnych trzydziestu sekund zamieszania Chris z �atwo�ci� m�g� uciec � przez chaszcze prowadzi�y setki �cie�ek, po kt�rych patrol nie by�by go w stanie dogoni�, ale nie m�g� przecie� zostawi� Kelly�ego. Tymczasem oddzia�, pos�uszny starym jak sama ludzko�� instynktom, bez zastanowienia rzuci� si� w stron� zwierz�cia, pozostawiaj�c ch�opca swojemu losowi. Chris nigdy nie trenowa� walki wr�cz, ale w nim r�wnie� zagra� instynkt. M�czyzna, w kt�rego z�bami wczepi� si� Kelly, mia� ju� pe�ne r�ce roboty, wobec czego Chris zdzieli� w szcz�k� jego towarzysza. Facet, jakkolwiek zaskoczony, nie upad�, wi�c ch�opak zdzieli� go drug� pi�ci�. Cios nie wyl�dowa� dok�adnie tam, gdzie ch�opiec planowa�, niemniej m�czyzna zachwia� si�, a to ju� by�o niema�ym sukcesem. Potem Chris zatraci� si� w wirze walki i dalsze ciosy zadawa� na o�lep. Po chwili le�a� na granitowych od�amkach nasypu kolejowego oboj�tny na los Scranton, Kelly�ego, a nawet w�asny. Dzwoni�o mu w uszach. Nad jego g�ow� sypa�y si� siarczyste przekle�stwa. � ...wi�cej k�opotu, ni� jest tego wart. Przykopa� w �eb i w drog�. � Nie, nie, �adnego zabijania. Mamy wzi�� na pok�ad ca�ych i zdrowych. Kt�ry� tam niech wytrzaska Hugginsa po g�bie, �eby oprzytomnia�. � Co tak nagle zacz��e� cyka�? Dow�dca oddzia�u werbunkowego oddycha� chrapliwie. Kiedy Chrisowi poja�nia�o przed oczami, zobaczy�, �e pot�ny m�czyzna siedzi, owijaj�c okrwawion� nog� w oddarty od koszuli kawa�ek materia�u, mimo to odpowiada z ca�kowitym spokojem. � Chcesz zabi� dzieciaka za to, �e pr�bowa� ci odda�? W �yciu nie s�ysza�em r�wnie wszawej wym�wki, �eby zabi� kogo�, w dodatku dziecko. B�dziesz mi �adowa� taki kit, to ci� sam szturchn�. � Stul ju� pysk, dobrze? � grubia�skim tonem odparowa� drugi. � Grunt, �e�my za�atwili tego psa... � Zamknij si�, paplo! Dwaj m�czy�ni z dw�ch stron chwycili Chrisa, kt�ry zerwa� si� na nogi. Walczy� za�arcie, ale si�a ducha stanowi�a ju� jego jedyny or�. � Banda pyskaczy! Nic dziwnego, �e nie mo�ecie sobie poradzi� z dzieciakiem. Huggins, zak�adaj kask. Rudy, nie s�uchaj tego pleciugi, ca�e �ycie by tylko mieli� ozorem. Tw�j pies uciek� i tyle. Jego nieporadne, cho� p�yn�ce z dobroci k�amstwo na nic si� nie zda�o. Chris widzia� wyra�nie le��ce nie opodal zw�oki Kelly�ego. Pies zrobi�, co m�g�; teraz szansa ucieczki si� nie powt�rzy. Serce ch�opca, kt�ry ku�tykaj�c wl�k� si� z oddzia�em werbunkowym w stron� Scranton, by�o ci�kie jak kamie�. ROZDZIA� DRUGI Smuga wrz�cego py�u Miasto w obr�bie pasa nagiej ziemi zdawa�o si� nierealnie falowa�. Buczenie wprawdzie ucich�o, za to miasto spowi� zagadkowy cie�, chocia� lipcowe s�o�ce nadal �wieci�o o�lepiaj�co. Ciekawo�� wzi�a g�r� nad smutkiem i gniewem; Chris zacz�� si� zastanawia�, sk�d to falowanie. W ko�cu uzna�, �e chyba wie. Unosz�ca si� nad Scranton fala cieplna spowi�a miasto czym� na kszta�t kopu�y. A w�a�ciwie nie kopu�y, tylko ba�ki, kt�rej cz�� zanurza�a si� w ziemi, przecinaj�c powierzchni� dok�adnie na linii wykarczowanego kr�gu. Nad miastem rozpostar�o si� pole wiratorowe. Jakkolwiek niewidzialne, nie dopuszcza�o ju� ziemskiego powietrza. Scranton by�o gotowe do odlotu. Z winy znalezionych maruder�w patrol by� powa�nie sp�niony, tote� dow�dca prowadzi� ludzi przez wyboiste, bezludne przedmie�cie, nie oszcz�dzaj�c poranionej nogi. Chris z ponur� satysfakcj� obserwowa�, jak twarz wielkiego m�czyzny co krok wykrzywia si� z b�lu, jednak dow�dca nie dopuszcza� do tego, �eby jego kontuzja czy obra�enia innych cz�onk�w oddzia�u op�nia�y marsz. Przej�cie przez os�on� pola odby�o si� niezauwa�alnie. Gdzie� w po�owie stupi��dziesi�ciometrowego pasma go�ej ziemi dow�dca si�gn�� do pasa i wydoby� przedmiot, w kszta�cie owocu awokado. Obraca� nim tak d�ugo, a� instrument zacz�� wydawa� j�kliwy sygna�. M�czyzna pos�a� oddzia� przodem g�siego, przed�u�eniem linii, kt�r� czubkiem buta zakre�li� w suchej, rdzawej ziemi. Kiedy obaj towarzysz�cy mu stra�nicy zostawili go w tyle, Chris instynktownie spr�y� si� do skoku. Tych dw�ch nie musia� si� ju� obawia�, a dow�dca wyra�nie nie nad��a� za reszt�. Ale ten nieznaczny ruch nie uszed� uwagi olbrzyma. � Na twoim miejscu bym tego nie robi�, rudy � powiedzia� cicho. � Gdziekolwiek by� ucieka�, i tak wylecisz w powietrze, jak tylko wy��cz� t� zabawk�. Popatrz za siebie na ten py�. Wa�ysz ciut wi�cej, to i polecisz odpowiednio wy�ej. Radz� ci, daj sobie spok�j. Chris obejrza� si� na rzekom� granic�, kt�r� dopiero co przekroczy�. Faktycznie, po horyzont bieg�a cienka jak w�os zakrzywiona linia. Wyschni�ta ziemia, gdzie indziej nieruchoma, tu przesypywa�a si� nieustannie. Mia� wra�enie, �e stoi wewn�trz kr�gu kipi�cego py�u. � W�a�nie o tym m�wi�. A teraz popatrz. � Dow�dca patrolu schyli� si� i podni�s� z ziemi kamie� wielko�ci w�asnej pi�ci � a by�a to pi�� niecodziennych rozmiar�w � i cisn�� go w stron�, z kt�rej nadeszli. Gdy kamie� znalaz� si� nad granic� wrz�cego py�u, podskoczy� z g�o�nym �wistem jak odbita rykoszetem kula. W u�amku sekundy znikn�� z pola widzenia. � Nie�le �mign��, co? Polecia�by� jeszcze wy�ej. Za par� minut to co� uniesie ca�e miasto. Jak widzisz, pozory myl�. Miejsce, w kt�rym stoisz, ju� nie nale�y do Ziemi. Chris pos�a� spojrzenie g�rom, po czym raz jeszcze rzuci� okiem na lini� wrz�cego py�u. Odwr�ci� si� i podj�� marsz w stron� Scranton. Tymczasem mimo wszystko znale�li si� na ulicy, kt�r� Chris przemierzy� w �yciu mn�stwo razy, to �ciskaj�c w gar�ci p�dolar�wk� na og�oszenie: �szukam pracy� w niedzielnym wydaniu gazety, to zn�w pchaj�c przed sob� taczk�, w kt�rej telepa�o si� par� zardzewia�ych kawa�k�w z�omu, czy wracaj�c do domu z chud� paczuszk� ko�skiej mielonki najpodlejszego gatunku. R�nica polega�a tylko na tym, �e tu� za znajomym naro�nikiem miasto urywa�o si�, ust�puj�c miejsca kr�gowi go�ej ziemi. Na budynki k�ad� si� zakrzywiony cie�, kt�ry zreszt� nie by� wcale cieniem. Dow�dca patrolu przystan�� i obejrza� si� za siebie. � Nie ma szans, �eby�my zd��yli � zawyrokowa� w ko�cu. � Musimy si� kry�. Barney, pilnuj naszego kmiotka. Ja wezm� ch�opaka. Nie s�dz�, �eby mia� wyci�� jaki� numer. Barney zacz�� co� m�wi�, ale jego odpowied� zag�uszy�o wycie o mocy pi��dziesi�ciu decybeli. �ciany dom�w zatrz�s�y si� potwornym echem. By� to najstraszliwszy ha�as, jaki Chris s�ysza� w �yciu; zdawa�o si�, �e ryk nie ma ko�ca. Dow�dca oddzia�u wepchn�� Chrisa do bramy. � To jest alarm. Schylcie g�owy, ch�opcy. St�j spokojnie, rudy. Nic nam raczej nie grozi, ale co� si� mo�e obsun�� i spa��, wi�c lepiej os�o�cie g�owy. Ryk usta�, a jego miejsce zaj�o buczenie, dla odmiany tak przenikliwe, �e Chrisa zacz�y sw�dzie� z�by w dzi�s�ach. Cie� pog��bi� si�, wrz�cy py� w strefie go�ej ziemi zacz�� tryska� do g�ry fontannami w kszta�cie paproci. Drzwi zako�ysa�y si� i otwar�y na o�cie�. Chris w sam� por� chwyci� si� framugi. W chwil� p�niej drzwi polecia�y w drug� stron� i jeszcze raz wahn�y si� z, powrotem. Stopniowo dr�enie sta�o si� coraz s�absze i rzadsze. Po pierwszym wstrz�sie panika Chrisa zacz�a stopniowo przechodzi� w os�upienie. Trz�sienie ziemi by�o niczym w por�wnaniu z widokiem, jaki teraz si� przed nim roztacza�. Miasto ko�ysa�o si� gwa�townie jak okr�t targany burz�. W jednej sekundzie ulica celowa�a prosto w niebo, w nast�pnej przed oczami Chrisa wyrasta�a �ciana nagiej ziemi, nachylaj�c si� stromo nad nowymi granicami miasta; zaraz potem z powrotem wy�ania�o si� g�adkie niebo... Pot�ne ko�ysanie powinno by�o obr�ci� miasto z �oskotem w jedno wielkie rumowisko kamienia i stali, tymczasem odczuwa�o si� jedynie coraz s�absze drgania gruntu. W gigantycznej zas�onie py�u, przez kt�r� Chris widzia� przesuwaj�cy si� statecznie krajobraz, miasto wraca�o do pionu. Wstrz�sy ust�pi�y bez �ladu; a nieodparte wra�enie, �e dolina wiruje wok� miasta, przyprawia�o o zawr�t g�owy. Teraz wiem, sk�d bierze swoj� nazw� pole wiratorowe � pomy�la� Chris. � Ciekawe, czy podczas lotu ca�y czas b�dziemy wirowa� dooko�a w�asnej osi? A je�li tak, to w jaki spos�b wyznaczymy kierunek lotu? W tej samej chwili kraw�d� doliny zacz�a si� obni�a�. W u�amku sekundy odleg�y nasyp kolejowy znalaz� si� na poziomie ulicy, zaraz potem u jej wylotu wyros�o zbocze g�ry, mign�y wierzcho�ki drzew... wreszcie zosta�o jedynie b��kitne, ciemniej�ce gwa�townie niebo. Pot�ny dow�dca oddzia�u odetchn�� z nag�� ulg�. � D�wign�li�my je, do pioruna � o�wiadczy�. Sprawia� wra�enie lekko oszo�omionego. � Nigdy do ko�ca nie wierzy�em, �e to naprawd� mo�liwe. � Ja i dot�d nie za bardzo wierz� � o�wiadczy� m�czyzna nazywany Barneyem. � Trzeba rusza�, korzystaj�c z tego, �e nic nam nie leci na g�ow�. Szef i tak got�w pourywa� nam �by za sp�nienie. � Racja, trzeba rusza�. Miej troch� oleju w g�owie, rudy, i nie r�b ju� �adnych numer�w. Chyba widzisz, �e nie ma dok�d ucieka�. To ostatnie nie ulega�o w�tpliwo�ci. Niebo u wylotu ulicy, podobnie jak niebo nad g�ow�, spowija�a g��boka czer�; na oczach Chrisa, jedna po drugiej, zacz�y zapala� si� gwiazdy � najpierw tylko garstka najja�niejszych, p�niej tysi�ce innych. Znajdowa�y si� w tych samych miejscach, z czego Chris wywnioskowa�, �e miasto przesta�o wirowa� wok� w�asnej osi. To go troch� uspokoi�o. Buczenie te� usta�o, a mo�e zaton�o w odg�osach miasta. �wiat�o s�oneczne, o dziwo, nie utraci�o nic ze swej intensywno�ci. Od tej chwili �dzie� i �noc� mia�y by� na pok�adzie miasta poj�ciami umownymi. W Scranton zapanowa� nie ko�cz�cy si� dzie�. Oddzia� przemaszerowa� dwie przecznice i stan��. Wielkolud wypatrzy� automat do wzywania taks�wek. Si�gn�� po s�uchawk�. Barney sprzeciwi� si� ostro. � Trzeba eskadry taks�wek, �eby nas dowie�� do ratusza � o�wiadczy� zrz�dliwie. � Do taryfy nie wejdzie tylu, �eby sobie da� rad� z je�cem, jakby mu co� strzeli�o do g�owy. � M�j ch�opak nie b�dzie wstawia� �adnych numer�w. Mo�ecie sobie i�� z waszym cz�owiekiem na piechot�. Ja nie zrobi� kroku wi�cej na tej nodze. Barney zawaha� si�, ale chybotliwy ch�d wielkoluda stanowi� niepodwa�alny argument. Wzruszy� ramionami i znikn�� za rogiem z reszt� oddzia�u. Dow�dca pos�a� Chrisowi porozumiewawczy u�miech, ale ch�opiec odwr�ci� wzrok. Taks�wka sp�yn�a z nieba na skrzy�owanie i z niepodwa�aln� precyzj� wykona�a przy kraw�niku manewr l�dowania. W �rodku nie by�o naturalnie nikogo; jak ka�de urz�dzenie, kt�rego obs�uga wymaga ilorazu inteligencji poni�ej stu pi��dziesi�ciu, by�a sterowana komputerowo. Ojciec Chrisa cz�sto mawia�, �e zalew tego typu maszyn przyczyni� si� do powstania sytuacji permanentnego kryzysu; w gospodarce i technologii pojawienie si� maszyn obdarzonych cz�ciow� inteligencj� wywo�a�o drug� rewolucj� przemys�ow�, w wyniku czego jedynie tw�rcze b�d� administracyjne uzdolnienia stanowi�y towar, za kt�ry ktokolwiek sk�onny by� p�aci�. Chris studiowa� pojazd z �ywym zainteresowaniem. Cz�sto widywa� taks�wki, nigdy jednak, oczywi�cie, nie siedzia� w �adnej z nich. Okaza�o si�, �e w �rodku nie ma zbyt wiele do ogl�dania. Taks�wka by�a owaln� kapsu�� z plastiku i lekkich metali pomalowan� w bia�o- czerwon� szachownic�. Dooko�a pojazdu bieg� rz�d okien. W �rodku poza dwoma siedzeniami dla czterech os�b i siatk� g�o�nika nie by�o niczego � ani pulpitu sterowniczego, ani �adnych urz�dze�, ani nawet czego�, co wygl�da�oby jak otw�r do wrzucania pieni�dzy. Pot�ny dow�dca wskaza� Chrisowi przednie siedzenie, sam usadowi� si� na tylnym. Drzwi zasun�y si�, jak zamykaj�ca si� g�ba � od g�ry i od do�u. Taks�wka zacz�a wznosi� si� �agodnie, po czym zawis�a dwa metry nad poziomem ulicy. � Kierunek? � zagadn�� pojazd rado�nie. Chris a� podskoczy�, � Ratusz. � Numer legitymacji ubezpieczeniowej? � Jeden-pi��-sze��-jeden-jeden-kreska-zero-dziewi��-siedem-pi��-kreska-zero-sze��- dziewi��-osiem-dwa-jeden-siedem. � Dzi�kuj�. � Stul pysk. � Witam pana na pok�adzie. Taks�wka poderwa�a si� do lotu. Kapitan rozsiad� si� wygodnie. Z pob�a�liw� przyjemno�ci� obserwowa�, jak Chris ch�onie przez okno widok ogromnych wie�owc�w. M�czyzna rozlu�ni� si� wyra�nie, ale nadal pozostawa� czujny. � B�d� musia� paln�� ci ma�e kazanko, rudy � odezwa� si� po chwili. � Nie wzywa�em taks�wki z powodu mojej nogi, bo nie takie trasy zalicza�em w gorszym stanie. Jeste� w nastroju, �eby mnie wys�ucha�? Chris zesztywnia�. Chocia� gubi� si� w nat�oku nowych wra�e�, cho� poch�ania� go zew nieznanego, uwaga dow�dcy oddzia�u przypomnia�a mu natychmiast o Kellym. W jednej chwili ogarn�� go wstyd. Jak m�g� zapomnie�? Z w�ciek�o�ci� uprzytomni� sobie, �e zosta� uprowadzony i teraz Bob sam b�dzie musia� opiekowa� si� ojcem i siostrami. Roboty by�o dosy� dla dw�ch. Nie do��, �e nie mia� ju� nigdy zobaczy� Annie, Kate, Boba i ojca, to jeszcze pozbawia� ich swoich r�k, wsparcia i mi�o�ci. Najgorsze, �e nigdy nie poznaj� prawdy. Dziewczynki pomy�l� najwy�ej, �e zawieruszy� si� gdzie� z Kellym. B�d� si� gubi� w domys�ach, pomartwi� si� troch�, a potem zapomn�. Natomiast Bob z ojcem mog� uzna�, �e ich porzuci�... najprawdopodobniej pomy�l�, �e sam zaczepi� si� w Scranton i odlecia�, zostawiaj�c ich samym sobie. Nie zrobi� tego z w�asnej woli, ale ani ojciec, ani Bob, ani malutkie siostry nigdy si� o tym nie dowiedz�. Swoj� drog� nigdy by do tego nie dosz�o, gdyby nie jego zgubna ciekawo��. �y�by te� biedny Kelly, kt�ry co gorsza � przypomnia� sobie Chris � by� psem Boba. Olbrzym w kasku dostrzeg� zmartwienie na twarzy ch�opca. � Pos�uchaj, rudy. � Niecierpliwie machn�� r�k�. � Wiem dobrze, co sobie my�lisz. Moje przeprosiny na nic si� tu nie zdadz�. Co si� sta�o, to si� nie odstanie. Lecisz z nami i b�dziesz dalej lecia�. Nikt ci� nie porwa�. Sam sobie jeste� winien, �e nie wiedzia�e� o przymusowym werbunku. � Zabi�e� mojego psa. � Nie, nie zabi�em. Wprawdzie pod t� szmat� mam jedn� czy dwie paskudne rany, za kt�re mia�em prawo go zabi�, ale ani tego nie zrobi�em, ani bym nigdy czego� takiego nie zrobi�. Co si� jednak sta�o, to si� nie odstanie. Teraz usi�uj� ci pom�c i mam na to jeszcze trzy minuty, wi�c lepiej si� zamknij i pos�uchaj, bo mo�e by� za p�no. Potrzebujesz pomocy, nie rozumiesz? � A c� to pana obchodzi? � odburkn�� Chris z gorycz�. � Obchodzi, bo bystry z ciebie ch�opak i bitny, a ja takich lubi�. Ale to nie wystarczy na pok�adzie w�drownego miasta, wierz mi na s�owo. Znalaz�e� si� w nowym �wiecie i je�li oka�e si�, �e potrafisz co�, co ma tutaj jak�kolwiek warto��, b�d� tylko mile zdziwiony. Scranton z pewno�ci� nie zafunduje ci wykszta�cenia. Masz dosy� oleju w g�owie, �eby mnie pos�ucha�? Jak nie, to szkoda mojego zachodu. Zostawiam ci minut� do namys�u. W s�owach olbrzyma kry�a si� gorzka prawda, ale wygl�da�o na to, �e kapitan wie, co m�wi. Chyba kierowa�y nim uczciwe pobudki... inaczej, po co by si� wysila�? Chrisem targa�y jednak mieszane uczucia. Nie odwa�y� si� otworzy� ust, skin�� tyko g�ow� w milczeniu. � Zuch ch�opak. No wi�c najpierw chc� ci� wzi�� do szefa. Nie do burmistrza, bo ten si� specjalnie nie liczy, tylko do Franka Lutza, mena�era miasta. Mi�dzy innymi b�dzie chcia� wiedzie�, co robisz i co umiesz. Zanim dojdziemy na miejsce, powiniene� sobie przemy�le� odpowied�. Oboj�tne, co mu powiesz, co� musisz wymieni�. I lepiej, �eby to by�o co�, na czym si� naprawd� znasz, bo na pewno solidnie ci� przepyta. � Nie znam si� na niczym poza polowaniem i robot� w ogrodzie � o�wiadczy� ponuro Chris. � Nie, chodzi mi o wiedze ksi��kow�. Co�, co si� mo�e przyda� podczas lotu. Inaczej Lutz wy�le ci� do wygarniania �u�lu, a na ha�dach d�ugo nie poci�gniesz. Taks�wka zwolni�a i zacz�a opada�. � Nie pr�buj zmienia� tematu, je�eli nie wyrazi zainteresowania. Przyzwoity specjalista, zw�aszcza w twoim wieku, zna si� tylko na jednej dziedzinie. Trzymaj si� tego, co ju� powiedzia�e�, i przekonuj go, �e mo�esz si� na co� przyda�. Zrozumia�e�? � Tak, ale... � Nie ma czasu na �adne �ale�, i jeszcze jedno: powiniene� wiedzie�, do kogo si� zwr�ci�, gdyby� wpakowa� si� w jak�� kaba�� na pok�adzie tej mie�ciny. Nie radz� ci chodzi� do Franka Lutza. Nazywam si� Frad Haskins... nie Fred, tylko Frad, F-R-A-D. Taks�wka zako�ysa�a si�, zaszura�a podwoziem po kocich �bach. Drzwi si� rozsun�y. Chris rozmy�la� gor�czkowo na tyle temat�w naraz, �e w pierwszej chwili nie zrozumia�, co usi�uje mu da� do zrozumienia dow�dca, podaj�c swoje nazwisko. W ko�cu do niego dotar�o. Niesk�adnie usi�owa� jednocze�nie wyb�ka� podzi�kowania i si� przedstawi�. � Jeste�my na miejscu, prosz� pan�w � oznajmi�a taks�wka rado�nie. � Stul pysk. Chod�my, rudy. Frank Lutz, mena�er lec�cego Scranton, ju� na pierwszy rzut oka nasun�� Chrisowi my�l o sukcesie. Ale to, co kojarzy�o si� Chrisowi z sukcesem, odbiega�o daleko od wyobra�e� ch�opak�w z miasta. Niski, pulchny, przystojny, g�adko ulizany Lutz nawet za biurkiem wygl�da� troch� niezdarnie. S�ucha� relacji Haskinsa o obydwu pojmanych, wodz�c kr�tkowzrocznym spojrzeniem poczciwej pliszki. Ledwie jednak kapitan sko�czy�, mena�er podni�s� oczy i Chris nie mia� najmniejszych w�tpliwo�ci, �e siedzi przed nim okaz niebezpiecznego gatunku... tym bardziej niebezpiecznego, im bardziej �agodne sprawia� wra�enie. � Ca�y ten przepis o przymusowym werbunku to nawracanie g�owy. Ale obawiam si�, �e b�dziemy musieli utrzyma� naszych przygodnych pasa�er�w, dop�ki nie wydostaniemy si� w rejony s�abiej naszpikowane gliniarzami. � Nie ma dla nich lek�w � zauwa�y� Haskins niejasno. � To nie jest temat do rozm�w w miejscach publicznych � uci�� Lutz lodowatym tonem. Chris poj�� w lot, �e m�tna uwaga Haskinsa z jakich� powod�w przeznaczona by�a dla jego uszu. Z ka�d� chwil� przekonywa� si�, �e olbrzym jest o wiele przebieglejszy, ni�by to sugerowa�y jego nied�wiedzia postura i prostoduszno��. � Ci dwaj nie wygl�daj� na takich, co umiej� cokolwiek. Tacy nigdy nic nie umiej�. Zwodniczo �agodne piwne oczy, poczciwe i za�zawione, spocz�y nieoczekiwanie na twarzy wie�niaka. � Nazwisko? � Kto pyta, je�li mo�na wiedzie�. Nie macie prawa... � Nie stawiaj mi si� tutaj, w��cz�go, bo nie mam na to czasu. Rozumiem, �e nie masz nazwiska. A zaw�d masz? � Ja nie w��cz�ga, ja pudlarz � oburzy� si� wie�niak. � Hutnik-pudlarz. � Na jedno wychodzi. Co� jeszcze? � Robi�em jako pudlarz dwadzie�cia lat. Jestem mistrzem pudlarskim... mistrzem pudlarskim i ju�. Starszym cechu, rozumiesz? Mam zaw�d i znam go lepiej ni� kto inny. � Pracowa�e� ostatnio? � spyta� zarz�dca, nie podnosz�c g�osu. � Nie. Ale jestem starszym cechu. Mam kart� pracy. Nie w��cz�ga, rzemie�lnik, rozumiesz? � Cho�by� by� arcymistrzem pudlarstwa, nie m�g�bym ci� zatrudni�, kolego... nawet kiedy trafimy na jakie� �elazo, co wcale nie jest pewne. W tym mie�cie, kiedy by�e� jeszcze czeladnikiem, stosowa�o si� technologi� Bessemera. Nie wiedzia�e�, twoja strata. Barney, Huggins, na ha�dy z nim. Wykonanie rozkazu nie oby�o si� bez kolejnej porcji wrzask�w i kuksa�c�w. Lutz spu�ci� z powrotem wzrok na dokumenty. Wygl�da� jak nieszkodliwe, skunksowate stworzonko, kt�re malutkimi �apkami obmacuje ostro�nie ptasie jajo, �eby sprawdzi�, czy zdobycz nie gryzie. � Mam nadziej�, �e ty mia�e� wi�cej szcz�cia, Frad � odezwa� si�, kiedy ha�as ucich�. � Jak twoje sprawy stoj�? Znasz si� na czym�, synu? � Tak � odpowiedzia� b�yskawicznie Chris. � Na astronomii. � Co? W twoim wieku? � Lutz przeni�s� wzrok na Haskinsa. � Czy to zn�w kt�ra� z twoich akcji charytatywnych, Frad? Z dnia na dzie� masz coraz gorszy gust. � Pierwsze s�ysz�, szefie � broni� si� Haskins najzupe�niej szczerze. � My�la�em, �e to jeden z tych zbieraczy z�omu. Nic mi nie m�wi�. Mena�er zab�bni� leciutko palcami o blat biurka. Chris wstrzyma� oddech. Jego k�amstwo by�o �a�osne. Zdawa� sobie z tego spraw�, ale nie przychodzi�o mu do g�owy nic, czym mia�by szans� zainteresowa� szefa koczowniczego miasta. Wieczorami, po zachodzie s�o�ca czytywa� wszystko po trochu. Najlepiej utkwi�y mu w pami�ci fakty i teorie historyczne, ale Haskins uprzedzi� go, �e powinien wykaza� si� czym�, co mog�oby by� przydatne na pok�adzie Scranton. Historia odpada�a. Odpowiedniejsze by�yby sk�pe elementy ekonomii, z kt�r� zapoznawa� go ojciec, zbyt nieliczne niestety i nie powi�zane z najnowsz� histori�, bo kiedy Chris wkroczy� w wiek m�odzie�czej dociekliwo�ci, stan zdrowia nie pozwala� ju� doktorowi na prowadzenie aktualnych bada�. Nie mia� innego wyj�cia, jak tylko obstawa� przy astronomii, kt�rej lizn�� troch� z ksi��ek, w wi�kszo�ci wydanych przed jego urodzeniem, a troch� nauczy� si� le��c po nocach w pachn�cym koniczyn� polu i licz�c meteory. Frank Lutz po raz pierwszy wydawa� si� lekko poruszony. � Ch�opak z Lakebranch podaje si� za astronoma! � wycedzi� powoli. � No, no, tego jeszcze nie by�o. Frad, ten dzieciak wcisn�� ci chyba swoje hobby. Zjem tw�j kask z farb� i czym tam jeszcze, je�eli w og�le sko�czy� podstaw�wk�. � S�owo daj�, szefie, nic nie wiem na ten temat. � Hmm. Skoro tak, synu, to wymie� wszystkie planety, zaczynaj�c od le��cej najbli�ej S�o�ca. Pytanie by�o �atwe, niemniej nale�a�o si� spodziewa�, �e po nim przyjd� trudniejsze. � Merkury, Wenus, Ziemia, Mars, Jowisz, Saturn, Uran, Neptun, Pluton, Prozerpina. � Wydaje mi si�, �e co� po drodze zgubi�e�. � Owszem, oko�o pi�ciu tysi�cy � odpowiedzia� Chris najspokojniej, jak potrafi�. � Kaza� mi pan wymieni� planety, a nie satelity czy asteroidy. � Zgadza si�. Jaki jest wobec tego najwi�kszy satelita? I najwi�ksza asteroida? � Tytan. I Ceres. � Najbli�sza gwiazda sta�a? � S�o�ce. � Owszem. � Mena�er u�miechn�� si� nieweso�o. � Niestety, tylko do czasu. Przestanie ni� by� lada chwila. Ile miesi�cy ma rok �wietlny? � Dwana�cie, jak ka�dy inny. Rok �wietlny nie jest miar� czasu, tylko miar� odleg�o�ci... odleg�o�ci, kt�r� �wiat�o przebywa w ci�gu roku. Nie ma nic wsp�lnego z miesi�cami. M�g�by mnie pan r�wnie dobrze pyta�, ile cal ma tygodni. � Cal ma pi��dziesi�t dwa tygodnie... sam dojdziesz do tego w moim wieku. � Lutz ponownie zab�bni� palcami o biurko. � Gdzie� si� na�yka� tych wiadomo�ci? Nie b�dziesz mi chyba wmawia�, �e chodzi�e� w Lakebranch do szk�? � M�j ojciec przez wi�ksz� cz�� �ycia wyk�ada�, dop�ki nie zamkni�to uniwersytetu � wyja�ni� Chris. � By� znakomitym naukowcem. Wi�kszo�� tego, co wiem, wiem od niego. Reszt� sam zaobserwowa�em i wyliczy�em z o��wkiem i kartk� papieru. Chris poczu�, �e stoi na pewnym gruncie, o ile uda mu si� przemyci� jedno k�amstwo: zast�pi� ekonomi� astronomi�. Nie przej�� si� nast�pnym pytaniem, bo si� go spodziewa�. � Jak si� nazywasz? � Crispin deFord � odpowiedzia� niech�tnie. S�uchaj�cy zar�eli z nag�ej uciechy. Chris stara� si� nie zwraca� na nich uwagi. Zap�aci� za swoje komiczne imi� tyloma b�jkami z r�wie�nikami z s�siedztwa, �e nauczy� si� znosi� je z pokor�, acz bez zachwytu. Zdziwi� si� jednak, widz�c, �e Haskins unosi krzaczaste, wyp�owia�e brwi i przygl�da mu si� kolejny raz z wyra�nym zainteresowaniem. Chris nie mia� poj�cia, co to mo�e znaczy�; zd��y� ju� solidnie nadwer�y� moce spekulacyjne swojego umys�u. � Niech kt�ry� z was to sprawdzi � poleci� mena�er. � Mamy przecie� paru facet�w z dawnego Uniwersytetu Scranton. Na Hoff�, Boyle Warner by� przecie� kiedy� profesorem, prawda? Sprowad�cie go tutaj i sko�czmy ju� z t� spraw�. � Co znowu, szefie, czy�by� wyczerpa� zas�b podchwytliwych pyta�? � pozwoli� sobie na szyderstwo Haskins, u�miechaj�c si� od ucha do ucha. Lutz odpowiedzia� lodowatym u�miechem. � Jakby� zgad� � przyzna� z zaskakuj�c� szczero�ci�. � Zobaczymy jednak, czy ch�opakowi uda si� okpi� Warnera. � Chocia� raz stary �obuz przyda si� na co� � mrukn�� kto� za plecami Chrisa. G�os by� cichy, ale dotar� do uszu mena�era; m�czyzna wysun�� szcz�k� i znienacka waln�� gro�nie pi�ci� w blat biurka. � Przyda si� do tego, �eby was dowie�� na miejsce, radzi�bym nie zapomina�! Stal swoj� drog�, a gwiazdy swoj�... bez Boyle�a mo�emy w �yciu nie zobaczy� wi�cej ani rudy �elaza, ani sztaby stali. Przy nim wszyscy jeste�my pudlarzami, jak tamten kmiotek. Kto wie, czy to samo nie odnosi si� do tego ch�opaka. � Dobra tam, szefie, bez przesady. Co taki mo�e wiedzie�? � W�a�nie usi�uj� to ustali� � wycedzi� Lutz z zimn� furi�. � Kt�ry z was wie, co to jest odcinek? Zapad�a cisza. � A ty wiesz, rudy? Chris prze�kn�� �lin�. Zna� odpowied�, ale nie m�g� poj��, dlaczego mena�er o tak� drobnostk� podnosi rwetes. � Tak, prosz� pana. Jest to najkr�tsza odleg�o�� mi�dzy dwoma punktami. � Tylko tyle? � spyta� kto� z niedowierzaniem. � Dok�adnie tyle, ile dzieli nas od �mierci g�odowej � o�wiadczy� Lutz. � Frad, zabierz ch�opaka na d� i zobacz, co o nim powie Boyle; albo nie, lepiej go nie wyci�ga� z obserwatorium. Ma teraz urwanie g�owy z nanoszeniem poprawek kursu. Dorwij go w wolnej chwili. Dowiedz si�, czy by� jaki� profesor deFord na Uniwersytecie Scranton, i ka� przepyta� solidnie ch�opaka. Ale to solidnie. Je�eli da sobie rad�, mo�e zosta� asystentem Boyle�a. Jak nie, to pow�druje na ha�dy. Do�� ju� tego zawracania g�owy. ROZDZIA� TRZECI Wymiana Nawet miasto, kt�re, strz�sn�wszy z siebie slumsy, odlecia�o w kosmos, ma swoje kryj�wki. Chris wiedziony naturalnym instynktem tropionego zwierz�cia niezw�ocznie wyszuka� sobie w�asn�. Nikt dot�d na niego nie polowa�. G�os wewn�trzny m�wi� mu jednak, �e to tylko kwestia czasu. Astronom miasta, doktor Boyle Warner, przyj�� go wprawdzie bardzo mi�o, nie omieszka� jednak starannie zbada� zakresu jego wiadomo�ci; pytania ujawni�y a� nadto wyra�nie, �e wiedza astronomiczna Chrisa, cho� zaskakuj�ca u tak s�abo wykszta�conego ch�opca, by�a zbyt skromna, �eby cokolwiek znaczy� dla doktora Warnera czy dla miasta. Pe�en skrywanych w�tpliwo�ci, przyj�� Chrisa na asystenta i zawiadomi� o decyzji mena�era miasta. � Obawiam si�, �e trudno mi b�dzie znale�� dla ciebie co� po�ytecznego do roboty, Crispinie � uprzedzi� otwarcie Chrisa. � Je�eli ka�� ci tylko zamiata� obserwatorium, kt�ry� z zausznik�w Franka Lutza pr�dzej czy p�niej nas nakryje. Frank mo�e s�usznie uzna�, �e nie potrzebuj� do tej roboty a� tak ros�ego ch�opaka jak ty. Dop�ki jeste� ze mn�, musi wygl�da� na to, �e ca�y czas si� uczysz. � B�d� si� uczy� � zapewni� Chris. � O to mi w�a�nie chodzi. � Doceniam tw�j zapa� � pochwali� doktor Warner ze smutkiem � Rozumiem ci� bardzo dobrze. Ale ta sytuacja nie potrwa wiecznie. Ani ja, ani nikt inny w Scranton nie jest w stanie w ci�gu dw�ch lat uzupe�ni� dziesi�cioletnich zaleg�o�ci w twoim wykszta�ceniu; nie mog� ci przekaza� wiedzy, kt�r� sam zdobywa�em przez lat trzydzie�ci. Zrobi� co w mojej mocy, czyli b�d� ci� kry�... ale pr�dzej czy p�niej nas przy�api�. Chris wiedzia�, �e kiedy nadejdzie ta chwila, wyl�duje na ha�dach �u�lu � st�d zrodzi� si� pomys� kryj�wki. Zastanawia� si�, czy doktora te� ze�l� na ha�dy. Nie wydawa�o si� to zbyt prawdopodobne. W�t�y, brzuchaty astrofizyk nie poci�gn��by d�ugo przy �opacie, nie m�wi�c ju� o tym, �e by� jedynym nawigatorem miasta. Chris napomkn�� ostro�nie Haskinsowi o swoich w�tpliwo�ciach. � Nie masz si� co �udzi� � o�wiadczy� Haskins cynicznie. � Prawda jest taka, �e nie mamy �adnego nawigatora. Oczekiwa� od astronoma, �e b�dzie nawigatorem, to tak jakby� spodziewa� si�, �e kura usma�y ci jajko. Nasz doktorek nadaje si� najwy�ej na asystenta g��wnego nawigatora, o czym Frank Lutz dobrze wie. Jak tylko trafimy na miasto, kt�re b�dzie mia�o prawdziwego nawigatora na wymian�, Frank mo�e bez mrugni�cia okiem odes�a� Warnera na ha�dy. Nie m�wi�, �e musi, ale mo�e. Haskins niew�tpliwie zna� swojego szefa. A Chrisowi wystarczy�o jedno spotkanie z Lutzem, �eby w zupe�no�ci zgodzi� si� z kapitanem. Oficjalnie Chris zamieszka� w malutkim jednoosobowym pokoiku w akademiku uniwersyteckim. Zakwaterowano go jako asystenta doktora Warnera. Trzyma� tam jednak tylko po�yczone od doktora ksi��ki, przyrz�dy matematyczne, wreszcie mapy i wykresy, nad kt�rymi rzekomo mia� pracowa�; do tego mniej wi�cej �wier� zapas�w prostej odzie�y i niewielkiego przydzia�u �ywno�ci, jaki wydano mu z chwil�, gdy uzyska� oficjalny status mieszka�ca. Pozosta�e trzy czwarte zadekowa� w kryj�wce. Nie zamierza� da� si� przy�apa� pod oficjalnym adresem, kiedy szpicle Franka Lutza rusz� w pogo�. W kryj�wce studiowa� r�wnie pilnie jak w obserwatorium czy w akademiku. By� absolutnie zdecydowany do�o�y� wszelkich stara�, �eby doktor Warner nie musia� p�aci� za swoj� ryzykown� dobro�. Frad Haskins, cho� rzadko odwiedza� ch�opca, bo nie mia� �adnych powod�w bywa� na uniwersytecie, od pierwszego wejrzenia przejrza� taktyk� Chrisa. � Wiedzia�em, �e nie poddasz si� bez walki � powiedzia� tylko. Przez blisko rok Chris by� przekonany, �e robi post�py. Dzi�ki ojcu stosunkowo �atwo by�o mu poj�� zasady gospodarki miasta. Rozumia� je zapewne lepiej ni� kt�rykolwiek z mieszka�c�w Scranton, a ju� na pewno lepiej ni� Frad Haskins czy doktor Warner. Miasto, od kiedy unios�o si� w przestworza, przerzuci�o si� na typ gospodarki charakterystyczny dla �ci�le izolowanych pasterskich plemion koczowniczych; funkcjonowa�o teraz jako wsp�lnota, w kt�rej ka�dy mo�e o�ywa� wszystkiego, czego potrzebuje w zwi�zku ze swoj� pozycj� zawodow�. Kiedy na przyk�ad Frad Haskins musia� gdzie� lecie� taks�wk�, wsiadaj�c podawa� automatowi numer legitymacji ubezpieczeniowej. Gdyby jednak przy rozliczaniu roku finansowego wysz�o na jaw, �e jego konto obci��a wi�cej przejazd�w, ni� to wynika z obowi�zk�w s�u�bowych, otrzyma�by nagan�. A gdyby jemu, czy komukolwiek, wpad�o do g�owy ukrywa� zapasy � oboj�tne szampon czy bochenki chleba � nie sko�czy�oby si� to tylko na naganie, gdy� jedno i drugie na pok�adzie miasta koczowniczego z konieczno�ci wyst�powa�o tylko w �ci�le okre�lonych i ewidencjonowanych ilo�ciach. Kary za magazynowanie d�br by�y surowe i wymierzane bezzw�ocznie. Miasto wioz�o ze sob� walut�, ale �aden ze zwyk�ych obywateli nigdy jej nie ogl�da�, bo te� nie potrzebowa�. Waluty u�ywano wy��cznie w handlu zagranicznym, p�ac�c za prawo postoju i inne zezwolenia oraz towary, kt�rych ograniczony polem wiratorowym mikrokosmos miasta nie m�g� pomie�ci�. W tym samym celu pasterze staro�ytni przechowywali pewn� ilo�� z�ota i drogich kamieni. Ekwiwalentem z�ota na pok�adzie Scranton by� german, lecz w skarbcu miejskim spoczywa�y nieliczne sztaby tego metalu. Chocia� w tej cz�ci galaktyki powszechnie bito monety z germanu, miasto z chwil� podj�cia decyzji o odlocie przerzuci�o si� na banknoty papierowe � �dolar koczowniczy�, kt�rym obracano w handlu z koloniami. Chocia� konkretna sytuacja, w kt�rej si� znalaz�, stanowi�a dla Chrisa nowo��, og�lnie orientowa� si� w zasadach funkcjonowania miasta. Na razie jednak jego pozycja w Scranton by�a zbyt ma�o znacz�ca, �eby m�g� w jakikolwiek spos�b wykorzysta� swoj� wiedz�. Pami�ta� n�dz�, w jakiej przysz�o �y� ojcu, i nie mia� �adnej pewno�ci, czy kiedykolwiek zrobi ze swoich wiadomo�ci u�ytek, Mija� rok, mija�y ich kolejne gwiazdy. Haskins m�wi�, �e mena�er zdecydowa� wydosta� si� z Grupy Lokalnej � umownej kuli o �rednicy pi��dziesi�ciu lat �wietlnych, kt�rej �rodek stanowi�o S�o�ce. Jego systemy planetarne zosta�y g�sto zasiedlone podczas wielkiego exodusu kolonizacyjnego w latach dwa tysi�ce trzysta siedemdziesi�t pi�� � dwa tysi�ce czterysta g��wnie przez przedstawicieli schy�kowej cywilizacji ziemskiego Zachodu, szukaj�cych schronienia przed rz�dami wszechw�adnej biurokracji. Lutz domy�la� si�, a jego domys�y zosta�y wkr�tce potwierdzone wezwaniami kierowanymi do Scranton drog� radiow�, �e starych miast w�drownych jest zbyt wiele, �eby mog�y dopu�ci� do konkurencji przybysza. Chris stara� si� rozpoznawa� mijane gwiazdy na podstawie ich widma. By� to jedyny spos�b identyfikacji, gdy� ich po�o�enie b�yskawicznie si� zmienia�o. R�wnie� konstelacje, chocia� o wiele wolniej, znajdowa�y si� w coraz to innym miejscu w stosunku do lec�cego miasta. Zadanie nie by�o �atwe i Chris cz�sto miewa� powa�ne w�tpliwo�ci, czy