9212
Szczegóły |
Tytuł |
9212 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9212 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9212 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9212 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Drzewi�ski & Jacek Inglot
Rozdwojenie Finnegana
Niestety, jest rzecz� niemal pewn�, �e przysz�e pokolenia okre�l� nasz� epok� jako wiek komputer�w. Potocznie owo urz�dzenie kojarzy si� ze zwi�z�o�ci�, jasno�ci� informacji, b�yskawicznym tempem transmisji, now� animacj� przestrzeni, uproszczeniem formy i nieograniczonymi mo�liwo�ciami w opracowywaniu danych itp. S�owem: z Jednookim Molochem, kt�ry z�bami klawiatury - lubo, perfidniej i bardziej wyrafinowanie, pyszczkiem myszy - po�era wraz z trzewiami twoj� (jeszcze) osobowo��. Z tego wszystkiego jasno mo�na wywie�� przyczyn� naszej ciel�cej ufno�ci w doskona�o�� i niezawodno�� komputera - ameryka�scy uczeni dowiedli, �e cho�by� p�k�, i tak nie b�dziesz od niego lepszy. St�d nie widzimy przeszk�d, aby� nie m�g� zawierzy� �ycia i mienia swemu komputerowi, ale wtyczk� lepiej miej na podor�dziu - nigdy nie wiadomo, kiedy b�dziesz potrzebowa� drania wy��czy�.
I w zwi�zku z powy�szym s�d okr�gowy miasta Los Angeles, uznaj�c, �e w przypadku Finnegana Walkera zosta�o naruszone prawo przeciw zb�dnym poszukiwaniom i aresztowaniom, nakazuje Federalnemu Biuru �ledczemu kasacj� i zniszczenie wszelkich materia��w, kartotek i elektronicznych zapis�w, dotycz�cych wy�ej wymienionego Finnegana Walkera.
Finnegan odetchn�� g��boko i otar� pot z czo�a - s�dzia, wida� podekscytowany niezwyk�o�ci� sprawy, by� tak gadatliwy, �e publiczno�� zacz�a ju� mie� w�tpliwo�ci, czy w og�le dotrze do ko�cowej sentencji wyroku - chwilami sprawia�o to wra�enie, jakby stary sklerotyk zapomnia�, o czym w�a�ciwie mowa. Po odstukaniu orzeczenia znajomi i przyjaciele Finnegana ruszyli �aw� z gratulacjami. Adwokat, Tom Sanders, przyja�nie klepa� go po ramieniu, rozdzielaj�c prasie �yczliwe u�miechy. Dla niego ten precedensowy wyrok by� niez�� reklam�. Reporterzy wypytywali Finnegana o samopoczucie - jakby kogo� to obchodzi�o - ale on mia� ju� wszystkiego dosy�.
- Chod�my na jednego - zaproponowa� Walt. Wymkn�li si� po angielsku z Harrym i Teres�, zostawiaj�c t�umowi na po�ywk� Sandersa.
- Jak si� pan czuje po zako�czeniu tego pi�ciomiesi�cznego koszmaru? - spyta� Walt, na�laduj�c g�os jednego z reporter�w, kiedy ju� zaanektowali kawa�ek kontuaru i barman przyj�� zam�wienie. Finnegan skrzywi� si� z niesmakiem.
- Jak p�kni�ta prezerwatywa wielokrotnego u�ytku - powiedzia�, cytuj�c jednego z mistrz�w futbolu ameryka�skiego, kt�rego zniesiono z boiska z p�kni�t� czaszk�, z�amanym obojczykiem i zgniecion� klatk� piersiow�.
- S�uchaj, Finny. - Harry postawi� pust� szklank� przed barmanem i gestem kaza� mu uzupe�ni�. - Ca�y ten czas siedzia�em w Europie i wr�ci�em dopiero wczoraj. Nic z tego nie kapuj�. O co tu w�a�ciwie chodzi?
Finnegan sapn�� z irytacj� i mimowolnie zgrzytn�� z�bami.
- No dobra, skoro tak koniecznie chcecie wiedzie�. To wszystko zacz�o si�, kiedy pewnego wiosennego dnia zgubi�em w parku miejskim portfel. Dok�adnie ze wszystkim: prawem jazdy, kartami kredytowymi i formularzem ubezpieczeniowym. Dokumenty wpad�y w �apy jakiego� typa, kt�ry uzna�, �e z�apa� Pana Boga za nogi i postanowi� nast�pny dzie� i noc intensywnie przepracowa�, w�amuj�c si� do dw�ch market�w, jubilera i uczestnicz�c w zbiorowym morderstwie. W jednym z market�w zostawi� moj� kart� kredytow�, jak si� okaza�o, specjalnie. P� godziny p�niej ju� siedzia�em.
Przerwa� i przywo�a� barmana w celu uzupe�nienia drinka. Takie trzaskanie dziobem zawsze wysusza�o mu gard�o.
- Oczywi�cie, w ko�cu to wyja�niono, tyle �e przedtem FBI przewraca�o mi flaki na drug� stron�, usi�uj�c wm�wi� mi po�ow� pope�nionych w L.A. przest�pstw. W ko�cu typas utkn�� w windzie, kiedy wia� po obrobieniu biura jakiego� maklera gie�dowego. Para� si� te� sprzeda�� kradzionych informacji. Znale�li przy nim reszt� moich dokument�w i zosta�em wypuszczony do domu z nale�nymi honorami.
- I to wszystko? - zdziwi� si� Harry.
- Bynajmniej, to by� dopiero pocz�tek. Tydzie� p�niej zosta�em zatrzymany przez drogowego glin�, kt�ry ubzdura� sobie, �e mam podrobion� tablic� rejestracyjn�. Sprawdzi� przez sw�j terminal dane w FBI i ma�o nie zapia� z zachwytu - z�apa� gro�nego w�amywacza i podejrzanego o morderstwo Finnegana Walkera. Tym razem mia�em szcz�cie: siedzia�em zaledwie p�torej doby.
- I nic nie zrobi�e� w tej sprawie?
- Nie zd��y�em. Dwa dni p�niej zosta�em oskar�ony o gwa�t na osiemdziesi�ciosze�cioletniej staruszce, mieszkaj�cej gdzie� w Santa Barbara. Podobno w�a�ciwy gwa�ciciel by� �udz�co do mnie podobny. Przed trzecim aresztowaniem, chodzi�o o napad na bank, ten przy Carnaby Street, zd��y�em poprosi� o pomoc Sandersa, kt�ry zaj�� si� spraw�. Kiedy mnie wyci�gn��, o�wiadczy�, �e winna jest komputerowa kartoteka, gdzie nadal widnieje bogate dossier na m�j temat. Odnotowano tam skrupulatnie wszystkie wypadki poza jedn� zasadnicz� kwesti� - �e jestem niewinny. Gdy zamykano mnie po raz czwarty, tym razem za handel kokain�, zdecydowa�em si�, za rad� Sandersa, odda� spraw� do s�du... Reszt� znacie.
- Mia�e� po prostu wyj�tkowego pecha - zauwa�y� Walt.
- Mn�stwo ludzi jest od lat rejestrowanych przez gliny i od razu pakowanych do komputera. Natychmiastowy dost�p do danych znacznie u�atwia �ledztwo. Ale taka historia...
Harry ci�gle z niedowierzaniem kr�ci� g�ow�. Z wra�enia zniszczy� trzeci� szkock�. Teresa zachichota�a - j� to wszystko bawi�o. Finnegan spiorunowa� j� wzrokiem.
- Tu nie ma nic do �miechu - warkn��. - Prawie p� roku wojny nerw�w z glinami i dwa tygodnie odsiadki w areszcie. Jest si� z czego cieszy�.
- Przepraszam - sp�oni�a si� Teresa. - Ale to takie komiczne!
- No pewnie - powiedzia� nieco be�kotliwie Harry.
- Je�li ta komputeryzacja jest taka �mieszna, to nied�ugo b�dziemy �mia� si� wszyscy.
Nast�pny tydzie� up�yn�� Finneganowi Walkerowi, po raz pierwszy od d�u�szego czasu, w miar� normalnie i spokojnie. Uporz�dkowa� wreszcie swoje sprawy w biurze handlu nieruchomo�ciami, w kt�rym pracowa�. Zdo�a� wcisn�� jeszcze paru frajerom dzia�ki na domki letniskowe nad Pacyfikiem, maj�c pe�n� �wiadomo��, �e za trzy lata prawdopodobnie zostanie tam wytyczona nowa nadbrze�na autostrada, maj�ca ��czy� L.A. z Meksykiem, a grunt b�dzie podlega� obowi�zkowemu wykupowi. Nie odczuwa� przy tym �adnych skrupu��w - skoro to cholerne spo�ecze�stwo zapakowa�o go do komputera, niech teraz p�aci za straty, nie tylko moralne. Za� w pi�tek postanowi� si� odpr�y� i zaprosi� Teres� na kolacj�.
Le�a� wyci�gni�ty na ��ku i pal�c papierosa czeka� na ha�asuj�c� w �azience Teres�, kiedy zabucza� dzwonek u drzwi. Nie chcia�o mu si� wstawa�, wi�c krzykn�� do dziewczyny, aby otworzy�a. Zaci�gn�� si� g��boko i, czuj�c b�ogie rozleniwienie, s�ucha� niewyra�nej wymiany zda� przy wej�ciu. Zamykane drzwi trzasn�y g�o�no i po chwili Teresa wesz�a do pokoju.
- Bardzo ciekawa przesy�ka - powiedzia�a.
- Co takiego? - wymamrota�, my�l�c, �e je�li si� zaraz ko�o niego (albo lepiej na nim) nie po�o�y, to on albo za�nie, albo w��czy telewizor i b�dzie ogl�da� NBA.
- Koniecznie trzeba to otworzy� - doda�a.
- O czym ty, dziecko... - i wtedy spojrza� w jej kierunku. Kl�cza�a na pod�odze i mocowa�a si� z blisko trzystopowej wysoko�ci bia�ym pud�em z czerwonym napisem Sex Boutique Madame Blanche. Finnegan poczu�, �e robi mu si� s�abo. Teresa rozerwa�a wreszcie opakowanie i z piskiem dorwa�a si� do zawarto�ci. Zamkn�� z rezygnacj� oczy i czeka� na wyrok losu.
- Hm, i c� my tu mamy... VIBRO SPECIALS, multi-header, za jedyne 18 dolc�w, zasilany bateri�, do dw�ch tysi�cy obrot�w na minut�. Produkt wysokiej jako�ci!
- Dalej... Sexy Playing Card, bardzo interesuj�ce, mo�e zagramy? �Sensual Secrets�, trzysta kolorowych fotografii, zawieraj� sto mo�liwych do wyobra�enia pozycji. Hej, Finny, popatrz!
Finnegan me�� przekle�stwa w ustach i zastanawia� si�, kt�ry z tych skurwieli, jego koleg�w, zrobi� mu ten kawa�.
- PENIS CANDLE, czy masz jakie� �wiecznik, mo�na by zapali�... MAGIC BALLS - prosto z Orientu, za�ycie tych pigu�ek gwarantuje godziny wspania�ych orgazm�w!
- To Harry - wyst�ka�. - To jego idiotyczny kawa�.
- A to widzia�e�? Ksi��ka �The Penis�, w kt�rej doktor Dick Richards opowiada, jak w ci�gu sze�ciu tygodni mo�esz zwi�kszy� wymiary swego penisa. Koniecznie musisz spr�bowa�, przyda si� ka�de dodatkowe �wier� cala. S� te� i kasety. Gdzie dzwonisz?
- Do Harry�ego - warkn��. - Zaraz mi tu wszystko odszczeka!
- On nie ma z tym nic wsp�lnego. - Teresa wygrzeba�a z pud�a prawie metrowej d�ugo�ci penisa z elastycznego, r�owego plastyku i podziwia�a go w skupieniu. - Kiedy kwitowa�am odbi�r zam�wienia, zauwa�y�am, �e pochodzi�o z twojego komputera. Sieciowy handel to przysz�o��, skoro nawet sex-shopy pod��czaj� si� do Internetu. Sama zam�wi�am stron� WWW dla mojego sklepu...
- Co? - j�kn�� i upu�ci� s�uchawk�. - Jeste� pewna?
- Oczywi�cie. Inwestycje w sie� znowu przynosz� zyski.
- Jeste� pewna, �e to m�j komp?
Nie odpowiedzia�a, porzuci�a tylko rozbebeszone pud�o i podpe�z�a do ��ka Finnegana. Oczy mia�a wielkie i zach�anne.
- No, no, kto by pomy�la�, nasz grzeczny Finny... Nie podejrzewa�am ci� o takie fantazje!
Finnegan zamkn�� oczy i j�kn�� po raz ostatni. P�niej j�cza�a g��wnie Teresa. Plastykowego penisa wyrzucili do �mieci.
W poniedzia�ek wszystko sprawdzi�. Teresa mia�a racj�, zlecenia na zakup i przelew pochodzi�y z jego komputera. Operacj� wykonano w pi�tek rano, kiedy obje�d�a� z klientem wolne posesje w Beverly Hills. Wezwany technik bezradnie roz�o�y� r�ce.
- Musia� pan podpa�� jakiemu� wyj�tkowo cwanemu hakerowi - o�wiadczy�. - W samej tylko Kalifornii jest z p� miliona ludzi, kt�rzy nic innego nie robi�, tylko kombinuj�, jak by tu si� w�ama� do cudzego komputera. I tak ma pan szcz�cie, �e ten go�� nie przela� ca�ej pa�skiej forsy na przyk�ad na zakup dzia�ki na Ksi�ycu. Znam paru takich, co maj� tam setki akr�w, a tu nie zosta�o im nawet na piwo.
- Dobra - zniecierpliwi� si� Finnegan. - Co pan mo�e zrobi�?
- Zainstaluj� najnowszy program antyw�amaniowy, ale to niewiele pomo�e. Je�li ten facet zechce, to znowu si� w�amie - mamy przecie� czasy infostradowych kowboj�w. Z drugiej strony, wiem z do�wiadczenia, �e bardzo rzadko wracaj�. To jednak troch� niebezpieczne, mo�na zostawi� jakie� �lady. Radz� cierpliwie poczeka�.
Finnegan nic nie odpowiedzia� i szybko wypisa� czek z nale�no�ci�. Kiedy informatyk wyszed�, uda� si� osobi�cie do banku i otworzy� sobie nowe konto, na starym zostawiaj�c grosze (aby unikn�� komputerowego przelewu, wykona� bardzo prost� operacj� - wyp�aci� z jednego okienka got�wk� po to, aby za minut� wp�aci� j� w drugim). To samo zrobi� z kartami kredytowymi i, zadowolony, uda� si� do domu.
Beztrosko �y�o mu si� a� do �rody, kiedy to usi�owa� wyp�aci� troch� got�wki z ulicznego bankomatu. ��dan� sum� otrzyma� bez problem�w i ju� zamierza� odej��, kiedy od niechcenia zerkn�� na czytnik, wy�wietlaj�cy stan jego konta. Wedle tej informacji saldo Finnegana Walkera wynosi�o 51 miliard�w 184 miliony 346 tysi�cy 280 dolar�w i 47 cent�w. Gdy tak si� na to gapi�, us�ysza� za sob� ochryp�y g�os:
- Te czterdzie�ci siedem cent�w to m�g�by� ciepn�� na piwo.
Obejrza� si� i zobaczy� nieogolon� g�b� miejscowego kloszarda, pa��taj�cego si� po dzielnicy, zabytku z epoki hippi, zwanego Starym Jackiem. Zaraz potem zjawi�a si� policja i zwin�a, na wszelki wypadek, ich obu.
Na komisariacie wyja�niono mu, �e ta gigantyczna suma znalaz�a si� na jego koncie niewiadomym sposobem i �e stanowi ona obrotowe aktywa Central National Bank, kt�rej to instytucji Finnegan by� od lat wiernym klientem.
Nast�pnych kilka dni prze�y� dzi�ki przyjacio�om - przy okazji przekona� si�, �e jednak ma ich paru. Bank do czasu wyja�nienia sprawy odm�wi� wyp�aty bodaj centa, z domu wyrzucili go policyjni technicy, rozk�adaj�cy na czynniki pierwsze jego komputer. Zamieszka� u Teresy i �y� z po�yczek, g��wnie od Harry�ego. Po tygodniu przywr�cono mu konto, a technicy wyja�nili, �e ca�a afera jest wynikiem dzia�ania niezwykle zmy�lnego wirusa nowej generacji, kt�ry po wykonaniu zadania sam si� wykasowuje. Poza tym nikt nie potrafi� odpowiedzie� na jedno logiczne i zasadnicze dla ca�ej sprawy pytanie - po co Finneganowi 51 miliard�w dolar�w? I dlaczego mia�by dokonywa� kradzie�y w tak idiotyczny spos�b, przelewaj�c ca�o�� na w�asne konto? Dlatego te� w ko�cu zwolniono go od odpowiedzialno�ci, nie znaleziono te� w jego pececie �lad�w pracy nad wirusem.
Weekend sp�dzi� z Teres� na pla�y w Doheny Beach, przyjemnie grzej�c ty�ek i inne cz�ci cia�a na s�o�cu, z ma�ymi przerwami na kopulacj�. Teresa nie kry�a zachwytu, wr�cz zafascynowania jego osob� - po historii z butikiem madame Blanche uwa�a�a go za wyrafinowanego erotomana, mistrza perwersji. Nie wyprowadza� jej z b��du, na sw�j spos�b by�o to przyjemne. O tajemniczym komputerowym �artownisiu postanowi� na razie nie my�le�, maj�c nadziej�, �e go�� wreszcie spasowa� albo zaj�� si� kim� innym, zw�aszcza �e przed wyjazdem od��czy� swego kompa od sieci. Haker m�g� sobie w nim pogmera� co najwy�ej pogrzebaczem. Szybko jednak powr�ci� na twardy grunt rzeczywisto�ci: dok�adnie w niedziel�, kiedy, wracaj�c z Doheny, przyjecha� z Teres� do siebie do domu. Ju� podje�d�aj�c pod posesj�, Finnegan zauwa�y�, przechadzaj�ce si� niespiesznie, dwie m�ode kobiety, brunetk� i blondynk�, wyzywaj�co umalowane i z daleka wygl�daj�ce na profesjonalistki w swoim fachu. Nieco si� zdziwi�, poniewa� nigdy nie by�a to ich dzielnica.
Ledwo zamkn�� za sob� drzwi, rozleg� si� gor�czkowy dzwonek. Finnegan zerkn�� przez wziernik i poczu� lekkie mrowienie w krzy�u - przed drzwiami sta�y dziewczyny, kt�re dopiero co widzia� spaceruj�ce po ulicy. Kilka sekund walczy� ze sob�, ale w ko�cu otworzy�.
- Pan Finnegan Walker? - spyta�a blondynka. - Troch� si� pan sp�ni�.
- Nie rozumiem - b�kn��. - To chyba jaka� pomy�ka.
- Nie s�dz� - odpar�a. - Ten fax to przecie� od pana?
Wr�czy�a mu wydarty z drukarki blankiet, kt�ry przeczyta�, czuj�c, �e za chwil� zemdleje: Prosz� przyby� w niedziel� o 19.00, cena do ustalenia na miejscu, Finnegan Walker, 149 Patton Street. Uwa�nie obejrza� papier - e-mail nadawcy wskazywa� niedwuznacznie, �e wiadomo�� pochodzi�a z jego wy��czonego kompa; wys�ano j� wtedy, gdy wygrzewa� si� z Teres� w Doheny.
- Panie s�...?
- Oj, figlarz, udaje, �e nic nie pami�ta - rzuci�a brunetka i pu�ci�a porozumiewawcze oko. - Duet �Funny Sisters�, specjalno��: znudzone sob� ma��e�stwa. Widzia� pan przecie� nasz� stron� w Internecie...
- Zapro� panie do �rodka - odezwa�a si� nagle, stoj�ca od d�u�szej chwili w korytarzu, Teresa. - To, co m�wi�, brzmi bardzo interesuj�co.
Finnegan westchn�� z rezygnacj� i zaprowadzi� �Zabawne Siostrzyczki� do salonu. Jako� je tam usadzi� i wr�czy� ka�dej po szklaneczce whisky - wszystko pod uwa�nym spojrzeniem Teresy, kt�ra patrzy�a na niego dziwnie. Czy�by jego seksualne perwersje przesta�y jej raptem odpowiada�? Mia� w�a�nie zacz�� wyja�nia� ca�e nieporozumienie, kiedy znowu us�yszeli dzwonek. Teresa wsta�a i posz�a otworzy�. Zaraz te� wr�ci�a.
- Ta pani tak�e do ciebie - oznajmi�a z wystudiowan� uprzejmo�ci� zawodowej hostessy.
Do pokoju wkroczy�a wysoka, wspaniale zbudowana Mulatka o ol�niewaj�cym u�miechu i twarzy otoczonej burz� rudych w�os�w. Bez �adnych wst�p�w usiad�a Finneganowi na kolanach.
- Ale ostrzegam - powiedzia�a - orgie grupowe kosztuj� u mnie st�w� dro�ej.
�Siostry� zachichota�y, a Finnegan desperacko usi�owa� przesadzi� dziewczyn� ze swoich kolan na stoj�cy obok fotel. Kiedy wreszcie tego dokona�, zacz�a si� szybko rozbiera�, t�umacz�c, �e przed p�noc� musi by� w domu. Duet �Funny Sisters�, zach�cony przyk�adem, te� powoli rozstawa� si� z odzieniem. Jedynie Teresa siedzia�a nieruchomo i patrzy�a na Finnegana zimnym wzrokiem. Ten j�kn�� w duchu i szykowa� si� do jakiego� rozpaczliwego czynu w rodzaju natychmiastowego wyrzucenia wszystkich dziwek na ulic�, kiedy znowu odezwa� si� dzwonek. Teresa wsta�a, sztywna i kanciasta niczym automat, i posz�a otworzy�.
Tym razem do pokoju wpad� ch�opak mo�e dwudziestoletni, g�adko wygolony, z dyskretnym makija�em na wydelikaconej twarzy, ubrany w kolorowe fata�aszki i woniej�cy zab�jczym bukietem perfum. Pomacha� weso�o �apk� od progu.
- Cze��! - zawo�a�, wyszczerzaj�c kremowe z�bki. - Jestem Andy, nazywaj� mnie najweselsz� ciot� w Sacramento. To ty jeste� Finnegan? Dosta�em od ciebie e-maila... Widz�, �e zapowiada si� odjazdowa grupa!
Finnegan zacisn�� pi�ci, zamierzaj�c zmie�� najweselsz� ciot� w Sacramento z powierzchni ziemi, ale powstrzyma� go wzrok Teresy. Wygl�da�o na to, �e jej nastr�j wreszcie si� ustabilizowa�.
- Zboczeniec! - rzuci�a przez zaci�ni�te z�by i wysz�a, trzasn�wszy drzwiami.
Wybieg� za ni� na ulic�, gdzie pozwoli�a mu obejrze� tylne numery rejestracyjne jej wozu. Zrezygnowany, wr�ci� do domu. W salonie zabawa trwa�a na ca�ego - siostry, wypiwszy ca�� butelk� Johny�ego Walkera (Finnegan sam najch�tniej zmieni�by si� we flaszk� whisky i przez opr�nienie da� ze sob� sko�czy�), bawi�y si� na kanapie z Mulatk�; tylko Andy, zgodnie ze sw� pedalsk� natur�, siedzia� nieporuszony i patrzy�, ca�y rozmarzony, na Finnegana, kt�ry mia� ochot� na natychmiastowe seppuku, ewentualnie na pielgrzymk� do Compostelli.
- S�uchajcie! - wrzasn��. - To jaka� pomy�ka! Jestem prze�ladowany...
- Prze�ladowany? - zainteresowa� si� nagle Andy. - Seksualnie?
Finnegan uciek� z w�asnego domu. Pojecha� prosto do Sandersa i przez dwie godziny spowiada� si� ze wszystkich wypadk�w, zaistnia�ych od chwili opuszczenia gmachu s�du. Kiedy adwokat opanowa� atak, wywo�anej niepohamowanym �miechem, czkawki, zamy�li� si� g��boko. Potem d�ugo czego� szuka� na zawalonym papierami biurku. Wr�ci� z jakim� folderem w r�ku.
- Twoj� histori� - zacz�� - a w�a�ciwie poszczeg�lne incydenty, ��czy ze sob� jedno: zawsze mia� co� z tym wsp�lnego komputer. Ale w praktyce ta konstatacja niewiele nam daje, poniewa� obecnie, w epoce Internetu, prawie wszystko jest skomputeryzowane, czego nie musz� ci chyba t�umaczy�, podobnie jak i tego, �e stwarza to okazj� rozmaitego autoramentu spryciarzom, hakerom, potrafi�cym w�ama� si� do wielkich baz danych, wojskowych, naukowych, pocztowych czy handlowych, dla czynienia bli�nim psikus�w bardzo tanim kosztem, bez ruszania ty�ka sprzed swojego terminala. Wykrycie takiego dowcipnisia klasycznymi metodami jest praktycznie niemo�liwe...
- To co mam zrobi�? - sapn�� z irytacj� Finnegan. - Powiesi� si� na znak protestu?
- Nie histeryzuj, stary. Na szcz�cie �yjemy w spo�ecze�stwie nie tylko konsumpcyjnym, ale i kompensacyjnym, czyli na ka�d� akcj� mamy reakcj�. Na takich facet�w jest to. - Adwokat potrz�sn�� trzyman� w r�ku broszur�.
- Czyli co?
- Cybetronix Private Investigation, nowo powsta�a firma, zatrudniaj�ca najlepszych programist�w i informatyk�w, swego rodzaju infodetektyw�w, specjalizuj�cych si� w wykrywaniu komputerowych przest�pc�w. To Pinkerton informatycznego Dzikiego Zachodu - ci ludzie maj� ju� na koncie spore sukcesy. Je�li chcesz, mog� im zleci� twoj� spraw�.
- A mam jakie� inne wyj�cie? - spyta� smutno Finnegan.
Do domu wr�ci� dobrze po p�nocy. D�u�szy czas sta� przed podjazdem, bacznie wpatruj�c si� w okna. Posesja sprawia�a wra�enie ca�kowicie opuszczonej - doszed� zatem do wniosku, �e orgia musia�a si� ju� sko�czy�, poza tym Mulatka troch� si� �pieszy�a. Wszed� po omacku do zupe�nie ciemnego holu i od razu wyczu� co� niedobrego, jaki� obcy zapach. Nie by� to francuski bukiet cioty Andy�ego - co� znacznie bardziej odra�aj�cego. Z salonu dobieg� go podejrzany szmer. Skradaj�c si� jak kot, podszed� do drzwi i zerkn�� przez szpar�. W tym momencie w salonie zapali�o si� �wiat�o i rozbawiony g�os powiedzia�:
- Niech�e pan wejdzie, panie Walker.
Finnegan wszed� i zobaczy�, rozpieraj�cego si� w jego ulubionym fotelu, niewysokiego faceta o smag�ej cerze, w elegancko skrojonym garniturze. Facet �mierdzia� w�osk� kuchni� i brylantyn�. Typ u�miechn�� si�, po czym uprzejmym gestem wskaza� Finneganowi kanap�, nieco sfatygowan� igraszkami �Siostrzyczek�.
- Mo�e odrobina szkockiej? - zaproponowa�. - Pa�scy go�cie zlitowali si� nad jedn� butelk�.
- To mi�o z ich strony - odpar� machinalnie Finnegan i usiad�.
M�czyzna wr�czy� mu szklank� i z upodobaniem patrzy�, jak pije. Bi�a od niego fala sympatii i �yczliwo�ci.
- Wiele s�yszeli�my o panu - zagai�. - Jest pan naprawd� dobry.
- Ale od kogo? - spyta� odruchowo Finnegan.
M�czyzna u�miechn�� si� z pob�a�aniem.
- To oczywi�cie ma�a metafora. Dane z naszego komputera by�y wystarczaj�c� rekomendacj�.
Na d�wi�k s�owa �komputer� Finnegan ca�y zesztywnia�. Znowu si� zaczyna, pomy�la�. M�czyzna poprawi� si� w fotelu i wyci�gn�� papierosa.
- Czy s�ysza� pan co� o naszych k�opotach z burmistrzem Los Angeles, Taylor-Lavinem?
- Nic a nic - wyzna� szczerze Finnegan.
M�czyzna pokiwa� ze zrozumieniem g�ow�.
- No tak, naturalnie, jest pan przecie� bardzo zaj�ty. Dziesi�� zlece� rocznie to rzeczywi�cie du�o pracy. Nie boi si� pan ryzyka?
- Owszem... ale w ko�cu wszyscy co� tam ryzykuj� - odpowiedzia�, my�l�c o klientach, kt�rym za trzy lata autostrada przejedzie przez dzia�ki letniskowe. Na twarzy m�czyzny znowu zago�ci� uprzejmy u�miech.
- Mniejsza z tym. Ot� panu burmistrzowi przesta� si� podoba� uprawiany przecie� od lat w L.A. handel kokain�, podobno z poduszczenia jakich� pismak�w, kt�rzy twierdz�, �e co pi�temu Kalifornijczykowi grozi uzale�nienie od koki. Zupe�na bzdura! Przecie� �yjemy w wolnym kraju i je�li kto� chce by� uzale�niony, to ma do tego pe�ne prawo. Przynajmniej my tak uwa�amy.
Przerwa� i spojrza� uwa�nie na Finnegana, ale ten przezornie milcza�.
- Burmistrz - podj�� - wpad� na do�� g�upi pomys�. Chce utworzy� specjaln� grup� policyjn�, kt�ra b�dzie mia�a za zadanie rozpracowa� nasz� siatk� w Kalifornii. Oczywi�cie nie mo�emy na to pozwoli�.
Si�gn�� do kieszeni marynarki i wyci�gn�� grubo wypchan� kopert�. Rzuci� j� na stolik przed Finneganem.
- Tu jest sto tysi�cy, drugie tyle po robocie. Na sprz�tni�cie Taylora-Lavine�a ma pan tydzie�.
Finneganowi ju� od d�u�szego czasu robi�o si� na przemian zimno i gor�co. Z trudem pokonuj�c sucho�� w ustach, wykrztusi�:
- Obawiam si�, �e mnie pan z kim� myli...
M�czyzna wsta� i z uznaniem pokiwa� g�ow�.
- Jest pan naprawd� dobry.
Po wyj�ciu smag�ego faceta Finnegan wybieg� na ulic�, aby zadzwoni� z automatu do Sandersa. Ba� si�, �e jego telefon mo�e by� na pods�uchu. Adwokat d�ugo nie podnosi� s�uchawki.
- S�ucham - dobieg� go wreszcie zaspany g�os.
- Sanders! - wrzasn��. - Ten skurczy syn napu�ci� na mnie mafi�!
Z domu wyprowadzi� si� jeszcze tej samej nocy. Pos�uguj�c si� przybranym nazwiskiem i napr�dce sfa�szowanym prawem jazdy, wypo�yczy� samoch�d i rano zameldowa� si� w ma�ym, obskurnym hoteliku w San Onofre, upewniwszy si� przedtem, �e nie prowadz� tam skomputeryzowanej ewidencji go�ci. Z Sandersem komunikowa� si� co dwa dni, za ka�dym razem dzwoni�c z innej miejscowo�ci. Adwokat zapewnia�, �e ludzie z CPI robi� co mog�, aby wykry� hakera, ale przypadek okaza� si� podobno nietypowy i wymaga� osobnego potraktowania. Tydzie� p�niej dowiedzia� si� od niego, �e w domu przy Patton Street z�o�y�o wizyt� trzech pan�w w ciemnych okularach. Trzy dni p�niej mafia wys�a�a za nim list go�czy, obiecuj�c za �ywego b�d� martwego Finnegana Walkera 100 tys. dolar�w. Nic zatem dziwnego, �e Finnegan sta� si� nagle bardzo popularn� postaci� w �rodowisku kalifornijskich m�t�w - rozpytywa� o niego ka�dy alfons, dealer czy co przytomniejszy �pun. Natychmiast przeni�s� si� do Sun City. Zamieszka� w ma�ym domku na przedmie�ciu, trawi�c czas na zapuszczaniu brody i w�s�w, my�la� te� o operacji plastycznej.
Po mniej wi�cej miesi�cu od wizyty sympatycznego mafiosa, kt�ry to miesi�c Finnegan sp�dzi� g��wnie na ponurych rozmy�laniach o swej, stoj�cej pod znakiem zapytania, przysz�o�ci, Sanders powiadomi� go, �e chce z nim rozmawia� przedstawiciel Cybetronix. Um�wili si� w holu hotelu Hilton w Fallbrook. Opuszczaj�c Sun City, zauwa�y� zje�d�aj�cego z autostrady do miasta czarnego cadillaca - zdawa�o mu si�, �e dostrzega w oknie samochodu znajomy, smag�y profil. Na wi�cej nie czeka� - przy�pieszy� i pogna� jak szalony do Fallbrook.
W hotelu ju� na niego czekano. Usiedli w dyskretnym, os�oni�tym palmami k�cie. Przedstawiciel Cybetronix okaza� si� m�odym blondynem o bardzo rzeczowym wygl�dzie. M�wi� te� bardzo rzeczowo.
- Sprawi� nam pan sporo k�opotu. To naprawd� nietypowa sprawa.
- Nie rozumiem - obruszy� si� Finnegan i chcia� wsta�, ale Sanders chwyci� go za r�k� i powiedzia� uspokajaj�cym tonem:
- Daj mu sko�czy�, Finny. On wie, co i jak, w ko�cu to zawodowiec.
- Zatem zacznijmy od pocz�tku. - Blondyn wyj�� z kieszeni fajk� wraz z przyrz�dami i zacz�� j� metodycznie czy�ci�, przygotowuj�c do nabicia. - Problemy zacz�y si� od chwili, kiedy przypadkowo pa�skie dane zapisano w policyjnej kartotece?
- Dok�adnie tak - potwierdzi� skwapliwie Finnegan. Blondyn zmierzy� go ch�odnym spojrzeniem profesjonalisty i ci�gn�� dalej:
- A� do s�dowego nakazu kasacji zapis�w wszystkie wypadki daj� si� wyt�umaczy� przypadkowym zbiegiem okoliczno�ci. Z tym, �e to, co mamy p�niej...
Facet przerwa� i z gwizdem przedmucha� fajk�.
- Panie Walker, rozmawia�em z policyjnym programist�, kt�remu zlecono kasacj� pa�skich danych. Facet stwierdzi�, �e nie m�g� wykona� tego polecenia - ich ju� po prostu nie by�o! Tak jakby kto� to zrobi� przed nim, co jest ca�kowicie niemo�liwe, poniewa� tylko on mia� upowa�nienie do operowania w tym segmencie kartoteki. Pocz�tkowo podejrzewa� w�amanie do systemu, ale nie znalaz� �adnych �lad�w. Cybetronix te� to sprawdzi�, bez rezultatu. Wygl�da na to, �e pa�skie dane ni st�d, ni zow�d same znikn�y! Kartoteka by�a czysta jak �nieg na Alasce przed rewolucj� przemys�ow� i opowiadaniami Jacka Londona.
Z�o�y� z trzaskiem fajk� i po�o�y� j� przed sob�. Popatrzy� twardo na Finnegana.
- Badali�my te� pozosta�e incydenty, ten z pornobutikiem, bankiem, dziwkami i mafi�. We wszystkich przypadkach nie znaleziono �lad�w w�amania do danego systemu komputerowego. Za ka�dym razem sie� by�a manipulowana od �rodka i to w spos�b mistrzowski, prawie bez pozostawienia �lad�w. Panie Walker, chc�, aby pan mnie dobrze zrozumia� - nie narodzi� si� jeszcze cz�owiek, kt�ry by to potrafi�. �aden haker nie jest zdolny do tak swobodnego buszowania po pilnie strze�onych zasobach.
Finnegan gapi� si� na niego zupe�nie og�upia�y - w g�owie mia� kompletny m�tlik. Nawet jego wynaj�ci obro�cy uwzi�li si�, aby go wyko�czy�.
- Wi�c kto to, do licha, zrobi�? - krzykn�� z rozpacz�. - B�g? A mo�e diabe�? A mo�e mi si� to wszystko �ni?
- Nie, to na pewno nie sen - zapewni� rzeczowo blondyn. - Co za� tyczy si� sprawcy, to mam pewn� hipotez�. Czy w czasie aresztowa� by� pan badany przez psychoanalityka?
- Za ka�dym razem. Trzymali mnie godzinami i zapisywali ka�d� bredni�, kt�ra mi przysz�a na j�zyk. M�wili, �e to nowy program rz�dowy, �e szukaj� psychospo�ecznych �r�de� przest�pstwa.
- Tak przypuszcza�em. - Blondyn w zamy�leniu ssa� pust� fajk�. - Oni opracowywali wyniki na komputerze, a przetrawiony materia� sp�ywa� do tego samego serwera, gdzie zainstalowano kartotek�, a tam zla� si� z wcze�niejszymi zapisami. I to w�a�nie w tym materiale musia�o by� co�, co spowodowa�o, �e bierny statystyczny zbi�r danych przekszta�ci� si� w samodzielnego, autoprogramuj�cego si� intelektronicznego wampira...
- O czym pan m�wi?
- Gdzie� tam, w pami�ci wielkich system�w, w megasieci, z�o�onej z dziesi�tk�w tysi�cy serwer�w, mi�dzy kt�rymi przep�ywaj� biliony gigabajt�w informacji, gdzie� w tym tworze, kt�rego poziom komplikacji przekracza ju� nasze zdolno�ci pojmowania, tkwi zakodowany program, odwzorowuj�cy cz�� pa�skiej osobowo�ci o cechach prawdopodobnie przez pana nieu�wiadamianych. Ci psychoanalitycy musieli si� dogrzeba� do czego�, o czym nie mia� pan zielonego poj�cia. Tchn�li w maszyn� pa�sk� pod�wiadomo��, panie Walker.
- Moj� pod�wiadomo��? - j�kn�� zupe�nie zdezorientowany Finnegan.
- Na to wygl�da. To jedyne logiczne wyt�umaczenie.
- Ale dlaczego to mnie...
- Prze�laduje? No c�, klasyczna psychoanaliza zak�ada mi�dzy innymi, �e podstawowe konflikty i zaburzenia osobowo�ci bior� si� z pod�wiadomej nienawi�ci do samego siebie. Wszyscy wpychamy te atawizmy w najciemniejsze zakamarki naszego id i zasadniczo mamy spok�j, chyba �e kto� to wywlecze i wpakuje na przyk�ad do komputera. To prawdziwy cud, �e pan jeszcze �yje, Walker. Musi si� pan bardzo nie lubi�, s�dz�c po tym, co wyczynia pa�skie wirtualne �ja�.
- A za co, do cholery, mam si� lubi� - powiedzia� zgry�liwie zupe�nie ju� zgn�biony Finnegan. Sprawa wygl�da�a coraz beznadziejniej.
- Istnieje pan w tej chwili w dw�ch postaciach - rozwija� dalej sw� my�l informatyk. - Tutaj, w swej czysto cz�owieczej postaci, taki jak zawsze, spo�eczny i wewn�trznie st�umiony, i tam, gdzie� w pami�ciach wielkich system�w, jako wirtualny Finnegan numer 2, czyste, wyzwolone z ogranicze� id, dzika i perwersyjna bestia. To jakby ludzki dr Jeckyll i cyfrowy Mr Hyde. - Na jego twarzy pojawi� si� �lad u�miechu, ale szybko znikn��.
Finnegan patrzy� bezradnie na Sandersa i faceta z Cybetronix, kt�ry znowu nabija� fajk�.
- Musisz wyjecha� - powiedzia� Sanders. - I to szybko. Finnegan o�ywi� si�. Nareszcie kto� zacz�� my�le� pozytywnie.
- Tak, oczywi�cie, wyjad� - zawo�a�. - Na Hawaje. - Popatrzy� z nadziej� na informatyka, ale ten pokr�ci� przecz�co g�ow�.
- Tam wirtualny Finnegan znajdzie pana od razu. Wyspy s� jeszcze bardziej skomputeryzowane od Stan�w.
- No to do Meksyku.
- Za dwa, trzy lata b�dzie tam to samo, co tutaj. Niech pan nie zapomina, �e pa�skie id b�dzie szuka�o pana wszelkimi dost�pnymi sposobami, przez wszystkie mo�liwe systemy. Ka�de u�ycie karty kredytowej mo�e by� r�wnoznaczne z wyrokiem �mierci.
- B�d� p�aci� got�wk�.
- To dobra my�l. Ale koniecznie trzeba mu znikn�� z oczu, czyli wyjecha� do strefy nieobj�tej sieciami skomputeryzowanej informacji. Dla niego granice pa�stw i system�w to pestka, w g�szczu sieci komputerowych porusza si� z wpraw� buszuj�cego w�r�d lian Tarzana.
- A gdybym wyjecha� do Rosji?
- To samob�jstwo. Jak pan my�li, od kogo KGB kupuje komputery?
- Od nas?
Informatyk nie odpowiedzia�. Przy�o�y� zapalon� zapa�k� do cybucha, zaci�gaj�c si� z widoczn� rozkosz�. Chwil� smakowa� dym, a potem pu�ci� seri� kszta�tnych k�ek i patrzy� z zadowoleniem, jak przechodz� jedne przez drugie.
-Hm, mo�e Antarktyda, chocia� nie przesadzajmy, nie wygl�da pan na szczeg�lnie odpornego na zimno... Afryka? Nie, to by pana za�atwi�o jeszcze szybciej. Zosta�a nam Europa, oczywi�cie Wschodnia... Moim zdaniem potrzebuje pan czego� takiego jak Albania...
�y�o mu si� nie najgorzej. Okolica by�a raczej pustawa, pog�rze, przechodz�ce w pasmo niezbyt wysokich g�r, poro�ni�tych niskopiennym lasem, najwy�szy szczyt mia� mo�e ze trzy tysi�ce st�p. Miejscowa ludno��, skupiona w niewielkich wioskach, po�o�onych nad strumieniami, okaza�a si� spokojna i bynajmniej nie w�cibska. Zajmowa�a si� g��wnie wypasem owiec na podg�rskich po�oninach, a tak�e przetw�rstwem we�ny i mleka. Pracowali ci�ko ca�y dzie�, a wieczorem upijali si� p�dzonym w stodo�ach samogonem, �piewaj�c przy tym na ca�e gard�o ludowe pie�ni o dzikim, pierwotnym rytmie.
O systemach komputerowych, niestety, i tu s�yszeli a nawet zacz�li je instalowa�. Dosta� wprost md�o�ci, kiedy na sto�ecznym lotnisku dostrzeg� rz�d kolorowych bankomat�w. Niestety, nie trafi� do dziewiczego �wiata, nieopl�tanego jeszcze paj�czyn� system�w. Na szcz�cie, gdy ju� w�a�ciwie zdecydowa� si� na bilet na Grenlandi�, zobaczy� folder, reklamuj�cy tutejsze, po�o�one na po�udniu g�ry. Potem zasi�gn�� j�zyka w ambasadzie i zdecydowa� si� przyjecha� do tego g�rskiego zak�tka, kt�ry attache kulturalny do spraw turystyki, zajad�y Zielony, gor�co mu poleca� jako jeden z najbardziej zacofanych obszar�w kontynentu.
Pocz�tkowo prze�y� rozczarowanie - i tu mieli TV. Ale, gdy si� jej dok�adniej przyjrza�, odetchn�� z ulg� - by�a to zwyk�a, klasyczna telewizja, podobna troch� do tej istniej�cej w Stanach w latach osiemdziesi�tych, zwyk�e antenowe odbiorniki, �aden tam interaktywny, zintegrowany TVComp. Czasem nawet j� ogl�da�, cho� bez specjalnego zainteresowania - dawali t� sam� kaszan�, co i w jego kraju.
Zamieszka� w samotnym, granicz�cym z lasem, gospodarstwie, prowadzonym przez tubylca o patriarchalnym wygl�dzie. Miejscowego narzecza, oczywi�cie, nie rozumia� ani troch� i mia� zdrowe problemy z porozumiewaniem si�, dop�ki nie pokaza� pliku banknot�w; ca�y czas przezornie operowa� got�wk�, zreszt� w wiosce - na szcz�cie - nie by�o bankomatu. Widok dolar�w wywo�a� u gospodarza, a zw�aszcza u jego syna, gwa�town� jasno�� umys�u i jego �yczenia zosta�y w lot zrozumiane. Pr�bowa� tej sztuczki na innych tubylcach i ze zdumieniem zauwa�y�, �e widok zielonego banknotu powoduje u tych, ospa�ych zwykle, ludzi gwa�towny wybuch energii, po��czony prawdopodobnie ze wzrostem zdolno�ci telepatycznych. Nie zd��y� zazwyczaj nawet otworzy� ust, a ju� jeden lecia� po samogon, a drugi po ho�� c�rk� s�siada. Chwilami czu� si� jak sam Pan B�g albo i lepiej.
Ten styl �ycia nawet mu odpowiada�. Chodzi� na d�ugie spacery, zapuszczaj�c si� coraz bardziej w g�ry. Nast�pnego lata planowa� przemierzy� je wzd�u� i wszerz jedynie z plecakiem i ma�ym namiotem. Odkrywa� pi�kn� i pos�pn� surowo�� krajobrazu. Przypomnia� sobie o zarzuconych dawno pr�bach malarskich - spr�bowa� znowu troch� szkicowa� i jego rysunki wywo�a�y sensacj� w�r�d miejscowych artyst�w ludowych. Nie mieli zielonego poj�cia o hiperrealizmie. Tak jak on o folklorystycznej symbolice.
Tamten da� mu spok�j. Czasami my�la� ze z�o�liw� satysfakcj�, �e pozosta�y mu co najwy�ej satelity szpiegowskie. Ale i to postanowi� skurczysynowi utrudni� - nosi� du�y okr�g�y kapelusz, taki jak tubylcy, wyrzuci� te� swoje ubranie i jak wszyscy chodzi� w kalesonowatych spodniach i baranicy. Przyswoi� te� sobie par� zwrot�w z miejscowego j�zyka, g��wnie, jak podejrzewa�, inwektyw. Wr�s� w �rodowisko do tego stopnia, �e zacz�� nawet pomaga� staremu patriarsze i jego synowi w wypasie owiec. Nauczy� si� te� je strzyc, ale niezbyt dok�adnie. Wygl�da�o na to, �e ta arkadia nie b�dzie mia�a ko�ca.
Pewnego razu syn gospodarza wyprawi� si� do pobliskiego miasta okr�gowego i przepad� na trzy dni. Gdy wreszcie wr�ci�, targa� na plecach ogromne, kolorowe pud�o ozdobione dziwnie znajomymi Finneganowi napisami. Mia� te� par� innych pomniejszych pakunk�w. Nie zd��y� sprawdzi�, co to takiego, poniewa� stary z synem zamkn�li si� w stodole i co� tam w tajemnicy montowali. Par� godzin p�niej widzia�, jak podci�gali z cha�upy kabel zasilania.
Pod wiecz�r stary wszed� do jego izby i, kiwn�wszy r�k�, kaza� i�� za sob�. Weszli do ciemnej stodo�y i wie�niak z dum� wskaza� na stoj�ce na drewnianej skrzyni urz�dzenie, �yskaj�ce weso�o kolorowym ekranem. Finnegan z przera�liwym skurczem gard�a rozpozna� peceta, przyzwoitej, przynajmniej na oko, klasy. Stary gada� co�, obficie przy tym gestykuluj�c, a syn wskazywa� na klawiatur�. Dopiero teraz Finnegan poj��, �e co prawda uda�o im si� jakim� cudem w�a�ciwie pod��czy� urz�dzenie (zapewne dzi�ki rysunkom w instrukcji), ale nie maj� bladego poj�cia, co dalej. Bezwiednie pochyli� si� nad ekranem - mruga� tam swymi rozlicznymi okienkami Windows 2005 - nowa wersja, o kt�rej, gdy opuszcza� Stany, dopiero si� m�wi�o. Program za�adowa� si� automatycznie po w��czeniu komputera. Okienka mruga�y do niego przesympatycznie, sk�adaj�c si� i rozk�adaj�c jak skrzyde�ka motyla. Finnegan chcia� w�a�nie skl�� Gatesa za kolejne niepotrzebne dziwactwo, kiedy zastanowi�a go jedna ikona z sektora gier. Przedstawia�a osobnika uciekaj�cego przed osobliwym wampirem, maj�cym zamiast oczu laserowe p�yty, a w miejscu z�batej jamy g�bowej wyszczerzony g�owicami nap�d dyskietek. Zaciekawiony, klikn�� w ni� mysz� - ikona powi�kszy�a si� i wtedy wyda�o mu si�, �e rysy uciekaj�cego osobnika s� dziwnie znajome. Stary z synem te� to zauwa�yli, bowiem zacz�li mi�dzy sob� co� szybko szwargota�, rzucaj�c mu kose, podejrzliwe spojrzenia. Potem przez ikon� przep�yn�� napis, od kt�rego zrobi�o mu si� mokro w gaciach: HELLO FINNY - HOW ARE YOU?
Mr. Finnegan Walker
Poste Restante
W...
Drogi Mr. Walker,
Dzi�ki uprzejmo�ci attache kulturalnego do spraw turystyki naszej ambasady zdo�ali�my wreszcie ustali� miejsce Pana pobytu - nie ma tam poczty elektronicznej, st�d ten klasyczny list. Ju� na wst�pie musz� wyzna�, i� naprawd� bardzo mi przykro z powodu tej ca�ej historii. Przepraszam tak�e za utrzymywanie Pana tak d�ugo w niewiedzy, jednak by�o to konieczne. Znajomo�� wszystkich szczeg��w tylko przeszkodzi�aby Panu w rozwi�zaniu tej k�opotliwej sytuacji. Ale zacznijmy od pocz�tku.
Po pierwsze - Cybetronix Private Investigation Ltd. nie jest ju� firm� detektywistyczn�, zajmuj�c� si� tropieniem haker�w. W rzeczywisto�ci od pewnego czasu jeste�my sp�k�, produkuj�c� nowy typ gry komputerowej, co� w rodzaju przygody detektywistycznej albo zabawy w policjant�w i z�odziei, jak kto woli. W tej chwili pierwsza edycja gry, pt. �Sherlock Holmes�, zdobywa przebojem rynek.
Po drugie - pad� Pan ofiar� jednego z naszych pracownik�w, wybitnie uzdolnionego informatyka, kt�ry z premedytacj� wypu�ci� na zewn�trz robocz� wersje eksperymentalnego, intersystemowego programu samoucz�cego o kryptonimie WatchOn. Zleci� mu przenikni�cie do policyjnej kartoteki i zlanie si� z Pa�skimi danymi. Skutki tego odczu� Pan na w�asnej sk�rze, jako �e sta� si� Pan pierwszym, nie�wiadomym graczem - bowiem program WatchOn by� wst�pn� wersj� intersystemowej gry detektywistycznej. Nasz by�y pracownik przekszta�ci� go w wersj� gangstersk�.
Po trzecie - spotka� go Pan, poniewa� to w�a�nie on rozmawia� z Panem w Fallbrook i wciska� bajk� o prze�laduj�cej Pana w�asnej pod�wiadomo�ci. Podst�pnie wci�gn�� te� w ten �spisek� pa�skiego adwokata. Przestraszy� si� wszcz�tego przez firm� wewn�trznego �ledztwa i chcia� si� Pana pozby� z kraju. Wiedzia�, �e program WatchOn ma zakodowany pewien ogranicznik i trzy miesi�ce po utracie kontaktu z graczem ulega autokasacji, zacieraj�c tym samym wszelkie �lady swej dzia�alno�ci. Tak si� sta�o i tym razem: od d�u�szego czasu nie odnotowujemy �lad�w jego aktywno�ci.
Po czwarte - Pa�skie przygody z WatchOn zosta�y wykorzystane do skonstruowania nowego typu iniersieciowego programu detektywistycznego, kt�ry na Pana cze�� postanowili�my nazwa� �Rozdwojeniem Finnegana� - mo�e si� Pan ju� z nim spotka�, bowiem Microsoft w��czy� wersj� demo (nieprzypadkowo z pa�skim wizerunkiem, gdy� chodzi�o nam o sk�onienie Pana do nawi�zania z nami kontaktu) do najnowszego pakietu Windows. Postanowili�my tak�e przyzna� Panu 30% zysk�w z jego rozpowszechniania. Powinna by� to suma ju� w przysz�ym roku si�gaj�ca minimum czterech milion�w dolar�w, z perspektyw� na dalszych 20-30. S�dzimy, �e zrekompensuje to poniesione przez Pana straty moralne i finansowe.
Pewnie jest Pan ciekaw, dlaczego nasz informatyk tak si� na pana zawzi��. Ot� po aresztowaniu Pana cz�owiek ten stwierdzi�, �e sprzeda� mu Pan absolutnie nieprzydatn� dzia�k� budowlan�, podobno na terenie przeznaczonym pod autostrad�, a ceny przymusowego wykupu pod inwestycje federalne s�, jak wiadomo, znacznie ni�sze od rynkowych... Nawet je�li to prawda, to nie powinien za�atwia� swych porachunk�w kosztem naszej firmy, wykorzystuj�c nasz produkt do nielegalnych przedsi�wzi��. Poza tym, dosta� za to pi�� lat i do�ywotni zakaz zbli�ania si� do jakichkolwiek urz�dze� komputerowych.
Zatem, Mr. Walker, niezw�ocznie oczekujemy Pana w kraju,
Prezes CPI
Dan Morgan
List ten powr�ci� do USA nieodpiecz�towany i opatrzony na kopercie dopiskiem w jednym z j�zyk�w s�owia�skich, skre�lonym niewprawnymi kulfonami:
Co za� si� tyczy tego kopni�tego Ameryka�ca, kt�ry by� przemieszkiwa� u starego Cupoka, to od czasu, jak mu pokazali peceta, gdzie� przepad�. Powiadaj�, �e uciek� w wysokie g�ry i jaki� wopista widzia� go w towarzystwie starego Beli, tego nied�wiedzia, kt�ry ubi� zesz�ego lata Smolikowi dwa barany. Podobno przeszli na s�owe�sk� stron�...