4666

Szczegóły
Tytuł 4666
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4666 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4666 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4666 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Anterion Kiedy� Ruszy� dalej, jakby budz�c si� z g��bokiego snu. P�otka te� st�pa�a leniwie, z namys�em, jakby okres kt�ry sp�dzi�a ze swym panem wystarczy� by wyczuwa� jego my�li, dopasowuj�c do nich tempo swych krok�w. Ko� i je�dziec sun�li wi�c uliczkami tego dziwnego miasta, staj�c si� jego cz�ci�, stapiaj�c si� z nim. Nad ich g�owami p�yn�� ob�ok pary przenikaj�c wszystko w tym mie�cie, przenikaj�c i p�yn�c dalej, zostawiaj�c po sobie tylko nieuchwytne wra�enie zapomnianego snu w tych kt�rych dotkn��, bo najbardziej ze wszystkiego dotyka� i przenika� ludzi. Osza�amiaj�ce przepychem stragany po obu stronach ulicy, bogactwo barw, barwa bogactwa. To wszystko t�tni�o �yciem, by�o jego synonimem. By�o prawdziwe. I prawdziwo�� ta przepe�nia�a dusz� w�drowca niczym wspomnienie , kt�re nie chce odej��, przenika�a do jego �y� i sun�a nimi. Coraz szybciej, coraz bardziej prawdziwie... do zawrotu g�owy. Mo�e. Mo�e kiedy�... Je�dziec zn�w potrz�sn�� g�ow�. Kim jestem? Jestem anonimowym przechodniem, ob�okiem pary, kt�ry tylko na chwil� zawiesza si� nad jakim� miejscem, rzucaj�c na� cie�, b�d�cy namiastk� dotyku. Tylko na chwil�. Rozejrza� si� ciekawie wok� siebie, przy�pieszy� nieco tempo. Jego wzrok zacz�� bacznie rejestrowa� twarze ludzi, gesty. Z ekscytacj� dziecka pr�bowa� czyta� w ich przesz�o�ci, sklejone strony wype�niaj�c �yw� tre�ci�. Odgaduj�c przesz�o�� i dopisuj�c przysz�o��. Trwa�o to jak�� chwil� i odczuwa� prawdziw� rado��. Dziecko bawi�ce si� zabawkami kolegi. Dlatego z niech�ci� dawa� pierwsze�stwo my�li , �e wszystko co go ��czy�o z tym miejscem przesta�o istnie� gdy kupi� potrzebne mu rzeczy. Zupe�nie niespodziewanie poczu� dreszcz, potem drugi. B�yskawicznie , z niepokojem omi�t� wzrokiem ca�� okolic�. Wzruszy� ramionami i ruszy� dalej, dziwnie skr�powany. Ulica pustosza�a, jej wylot i tabliczka z napisem 'Vengerberg �egna' stawa�y si� bole�nie rzeczywiste. Po lewej s�ysza� jeszcze krzyki dobiegaj�ce z jakiej� podrz�dnej karczmy, jakich wiele jest w ka�dym takim mie�cie, ka�dego ze �wiat�w. Poczu� si� dziwnie, �e tak� w�a�nie pie�ni� �egna si� z nim to miasto. Min�a go kiedy zastanawia� si� czy nie zatrzyma� si� jeszcze na dzie� lub, dwa dni d�u�ej w jednej z tych podrz�dnych karczm. Spojrza� na ni�, a potem na tabliczk� wie�cz�c� wylotow� ulic� miasta. Ona te� musn�a go wzrokiem, jakby niechc�co, oboj�tnie. Dziwne spojrzenie chmurnych, fio�kowych oczu. Trwa�o to zaledwie sekund�, potem si� min�li: dw�jka przechodni�w tak samo nale��ca do tego dziwnego listopadowego dnia. P�otka przest�pi�a granic� miasta. Rozbawiony szczebiot dziecka drocz�cego si� ze swym podekscytowanym rodze�stwem orze�wi� je�d�ca, przegna� ob�ok pary. KONIEC