460
Szczegóły |
Tytuł |
460 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
460 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 460 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
460 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MAGOWIE
AUTORKA : MattRix Gdynia, 1998
HTML : ARGAIL
CZʦ� I MAGIA PIERWSZEGO POKOLENIA
W ogromnej Bibliotece panowa� wsz�dobylski p�mrok. Wszystko wygl�da�o przez
niego na bardziej tajemnicze ni� w rzeczywisto�ci. Wysokie grube �ciany
podzielone by�y w�skimi balkonami na wiele pi�ter, podzielonych z kolei na kilka
p�ek. Ka�da z nich ugina�a si� pod ci�arem opas�ych tom�w, a w niekt�rych
miejscach dodatkowo kilkuwiekowej warstwie kurzu. Nawet kamienna pod�oga niemal
w ca�o�ci by�a zaj�ta przez ciasno ustawione ci�kie masywne drewniane
konstrukcje, na kt�rych by�y pouk�adane najcz�ciej czytane ksi�gi.
W ca�ej Bibliotece by�o oko�o 30 ludzi, ale cho� by�a pewna ich obecno�ci,
niemal w og�le nie widzia�a ich, ani nie s�ysza�a.
Wiedzia�a jednak, �e ci�ko pracuj�.
Ona sama, b�d�c szefem jednej z grup Departamentu Kontakt�w Magicznych, mia�a
przywilej wydawania rozkaz�w innym i pracy jak chcia�a i gdzie chcia�a.
Dlatego te� teraz siedzia�a przy ogromnym kamiennym stole z grubym drewnianym
blatem, pami�taj�cym zapewne czasy Pierwszego Pokolenia.
Przegl�da�a jedn� z ksi�g - "Zakl�cia dla pocz�tkuj�cych".
Pami�ta�a z jakim przej�ciem wypo�ycza�a j� pierwszy raz. By�a najm�odsz�
uczennic� w Wy�szej Szkole Mag�w Pogodowych w Reptios. Jej kierunek by� w�sk�
specjalno�ci�, ale chcia�a zajrze� do jakiego� innego podr�cznika.
To chyba wtedy, po lekturze ksi�gi postanowi�a przenie�� si� do Akademii
Wszechstronnego Kszta�cenia Mag�w w stolicy.
Nie obchodzi�o j�, �e b�dzie musia�a opu�ci� swoje strony i prawdopodobnie
zerwa� ju� i tak niezbyt cz�ste kontakty z rodzin�.
Z�o�y�a odpowiednie papiery i zosta�a przyj�ta. Dosta�a nawet stypendium i
przywilej wyboru wyk�adowc�w. By�a �wiadoma tego, �e nie ka�dy mo�e wybra� sobie
mistrz�w. Oczywi�cie wybra�a tych najznamienitszych. Cho� pewnym zdziwieniem w
rektoracie przyj�to jej wyb�r wyk�adowcy kierunku psychomagicznego. Cieszy� si�
on przydomkiem "niesamowity" i nie mia� zbyt wielu uczni�w. Wtedy ona by�a
jedyn�.
Nie robiono jej jednak specjalnych problem�w zwi�zanych z tym wyborem.
Pracowa�a ci�ko przez pi�� lat. Rokrocznie zdobywa�a tytu� najlepiej
zapowiadaj�cego si� maga.
Chyba ju� wtedy Mag-Biuro zwr�ci�o na ni� uwag�.
Chocia� a� do ko�ca, do momentu otrzymania dyplomu i zaszczytnego tytu�u "Atis
Adea", kt�ry otrzymuje garstka wybra�c�w, nie zdawa�a sobie z tego sprawy. By�a
zatopiona w przer�nych materia�ach, nie zawsze oficjalnych i nie zwraca�a
zbytniej uwagi na to co dzieje si� dooko�a niej i nie ma zwi�zku z nauk�.
"Zakl�cia dla pocz�tkuj�cych" by�y pierwsze.
Wraca�a do nich cz�sto. Zna�a je wi�c na pami��, mimo i� zajmowa�y prawie 10
tysi�cy stron.
Ale ten egzemplarz wydawa� si� by� inny.
Jasne, �e wiedzia�a o kumulacji w niekt�rych ksi�gach energii jej czytelnik�w,
nie zawsze zreszt� pozytywnej. Ale to nie by�o to.
Co� innego nie dawa�o jej spokoju.
By�a jednak zm�czona. Trzy doby sp�dzone na dochodzeniu w wi�kszo�ci w
Bibliotece Akademickiej, by�y limitem nawet dla Najwy�szych Mag�w. Powinna
pozwoli� swojemu organizmowi na kilka godzin snu. Albo chocia� na kr�tki trans
odnawiaj�cy.
Nie mia�a jednak czasu na sen, wi�c pozosta� trans.
Wsta�a od sto�u i przechadzaj�c si� powoli wzd�u� jasnych plam promieni s�o�ca
wpadaj�cych przez wysokie w�skie okna do �rodka Biblioteki, przeci�gn�a si�
par� razy. Dosz�a do zacienionego miejsca pod �cian� ozdobion� ogromnymi
arrasami. Przyjrza�a si� im z u�miechem.
Chwil� potem usiad�a na pod�odze, krzy�uj�c nogi, zamkn�a oczy i opu�ci�a
g�ow�. Par� g��bokich oddech�w i zacz�a powoli unosi� si� w powietrzu.
Zatrzyma�a si� na wysoko�ci oko�o 2 metr�w i znieruchomia�a.
Nikt nie zwr�ci� na to uwagi. Wszyscy dalej wykonywali swoje zadania.
Cisza i p�mrok sprzyja�y odpoczynkowi. Kontrolowanemu, ale zawsze odpoczynkowi.
Jednak po paru minutach w jej umy�le zapali�a si� czerwona lampka.
Mimo transu, ci�gle rozmy�la�a nad tym co wydarzy�o si� w Akademii w ci�gu paru
ostatnich tygodni.
Nagle, ci�gle unosz�c si� w powietrzu, otworzy�a oczy.
- Czy to mo�liwe? - zapyta�a cicho sam� siebie.
Spojrza�a na odleg�y kamienny st�. Ksi�ga, kt�r� przegl�da�a unios�a si� i
p�ynnym ruchem zacz�a zbli�a� si� do niej. W ko�cu chwyci�a j� i zacz�a
ponownie przegl�da�.
- A jednak ... - mrukn�a.
U�miechn�a si� szyderczo.
Rozwi�za�a cz�� zagadki.
Mia�a ju� narz�dzie zbrodni.
Teraz musia�a znale�� motyw i morderc�.
<<<>>>
- Szanowni panowie! - m�wi� podniesionym g�osem Rektor, staraj�c si� uciszy�
szepcz�cych mi�dzy sob� Mag�w. - Panowie! Prosz�! Rina Pler chcia�aby co�
powiedzie�.
Rektor m�g�by oczywi�cie rzuci� jakie� zakl�cie, �eby wszystkich uspokoi�, ale
w�r�d profesor�w panowa�a niepisana zasada, �e nie b�d� nawzajem rzucali na
siebie zakl��.
Co innego ona - Rina Pler. Nie by�a profesorem, cho� pewnie wielu z nich
przewy�sza�a umiej�tno�ciami. Poza tym by�a "Atis Adea", no i oczywi�cie
przedstawicielk� Biura Federalnego.
Odczeka�a jednak jeszcze chwil�, a gdy sytuacja nie uleg�a zmianie, wyszepta�a
ciche zakl�cie.
Szepty ucich�y jak uci�te no�em.
Wszyscy spojrzeli na ni�, nie mog�c wydoby� z siebie g�osu.
Rina, stoj�c na podwy�szonej m�wnicy profesorskiej, u�miechn�a si� i
powiedzia�a:
- Dzi�kuj�.
Potem wykona�a niewidoczny gest i wszyscy odzyskali swoje g�osy.
Nie odezwali si� ju� jednak. Patrzyli na m�od� kobiet�, czekaj�c na to co powie.
Rina odczeka�a jeszcze chwil� i zacz�a:
- Przede wszystkim przepraszam za wszelkie utrudnienia jakich przyczyn� by�am ja
i moi ludzie, a jakie spotka�y pan�w w ci�gu ostatnich dni. Zgodzimy si� chyba
jednak wszyscy, �e wyja�nienie zaj�� w Akademii jest w tej chwili najwa�niejsze.
Urwa�a na chwil�, rozgl�daj�c si� ukradkiem po sali.
- Jestem ju� bliska rozwi�zania sprawy i zako�czenia dochodzenia. Chcia�abym
przekaza� panom wyniki dotychczasowych bada�.
Jeden z jej asystent�w podszed� do m�wnicy i poda� jej grub� ksi�g�.
- Ta ksi�ga jest panom doskonale znana. To "Zakl�cia dla pocz�tkuj�cych", jedna
z najpopularniejszych pozycji w spisie ka�dego studenta. Jest tylko jednym z
wielu odkrytych przeze mnie przyk�ad�w �wiadcz�cych o prowadzonej tu
dzia�alno�ci wywrotowej.
Urwa�a, pozwalaj�c aby cichy szum zdziwienia przebieg� po sali.
Tym razem jednak szybko ucich� i Rina nie musia�a u�ywa� zakl�cia.
Wszyscy ponownie spojrzeli na ni� wyczekuj�co.
- Wszyscy trzej studenci, kt�rych �mier� badam, korzystali z tej i wielu innych
ksi�g. Nie wiem kt�re zakl�cia spowodowa�y to co wstrz�sn�o ca�ym waszych
�rodowiskiem, ale jestem pewna, �e by�y to zakl�cia. W dodatku nie by�y one
rzucane przez osob� drug�.
- Jak to? - przerwa� Rektor.
- Zrobili to sami.
Ponowny szum po�echta� mile jej ego. Lubi�a czasami wzbudza� podziw, lub po
prostu szokowa�, szczeg�lnie je�li chodzi�o o mistrz�w, kt�rzy wiedz�c kim jest,
nie zawsze traktowali j� z nale�ytym szacunkiem.
- Wszyscy wiemy co si� stanie gdy rzucimy na kogo� zakl�cie. Ale co si� stanie
gdy zakl�cie, kt�re wypowiadamy jest b��dne? Nikt nie potrafi wtedy zareagowa�,
bowiem tylko ten, kto rzuci zakl�cie, mo�e je zdj��. Trudno jednak zrobi� to,
gdy dotyczy ono poczyna� ostatecznych. A do takich nale�y �mier�. W tej oto
ksi�dze znajduje si� conajmniej po�owa b��dnie podanych zakl��. S� to tylko te,
kt�re znalaz�am po pobie�nym przejrzeniu podr�cznika. Znalaz�am te� wiele innych
r�wnie popularnych pozycji ksi��kowych zawieraj�cych b��dy tego samego typu.
Pierwsza z ofiar zgin�a bezpo�rednio po wypowiedzeniu jednego z zakl��. Jak
wiemy nie by�a to zbyt przyjemna �mier�. Druga spowodowa�a swoim zakl�ciem
niezamierzon� �mier� blisko 60-ciu os�b. Kiedy m�ody adept sztuki magicznej zda�
sobie spraw� ze swojego b��du, przyzna� si� do niego, prosz�c o przebaczenie.
Takie s� udokumentowane fakty. Faktem jest te� to, �e nie uzyska� przebaczenia,
lecz zosta� zlinczowany, co sko�czy�o si� jego �mierci� w m�czarniach. Trzecia,
jak do tej pory ostatnia z ofiar, najprawdopodobniej pope�ni�a podobny b��d. Tu�
przed jego �mierci� zgin�a w p�omieniach ca�a 8-mio osobowa rodzina. Wyrzuty
sumienia, trawi�ce m�odego cz�owieka od wielu dni, spowodowa�y, �e targn�� si�
na swoje �ycie. Taka w�a�nie by�a moc b��dnych zakl��. Pytanie: jakim cudem w
najpopularniejszych ksi�gach pojawi�y si� z�e zakl�cia? Wszyscy wiemy, �e kiedy
po raz pierwszy u�ywa si� zakl�cia nie zna si� go dobrze. Dopiero d�ugie
�wiczenia czyni� nas bieg�ymi w ich u�yciu, strukturze i znaczeniu. �adna z
ofiar nie by�a wybitn� jednostk� je�li chodzi o pos�ugiwanie si� zakl�ciami. Nie
znali ich, nie potrafili wi�c powiedzie� czy s� one prawid�owe czy te� nie.
Zaufali ksi�gom, bo nie mieli podstaw aby tego nie czyni�. By�y przecie� starsze
ni� ich rody. Dopiero dok�adna analiza pozwoli�a mi stwierdzi�, �e podejrzane
ksi�gi znalezione przez nas pochodz� z pocz�tku ubieg�ego stulecia.
Szmer w sali by� efektem niedowierzania.
Wszyscy wiedzieli, �e Biblioteka Akademii Wszechstronnego Kszta�cenia Mag�w im.
Pierwszego Pokolenia mia�a w swoich zbiorach najstarsze, nawet 2-tysi�cletnie
egzemplarze ksi�g magicznych. Owszem, by�y pisane nowe, ale od ponad pi�ciuset
lat �adna z nich nie trafi�a do Biblioteki. Z prostej przyczyny - od wiek�w nic
nowego nie dzia�o si� w magii.
- Sk�d "to" si� wzi�o?! - zakrzykn�� Rektor, zapewne w imieniu reszty
zgromadzonych.
- Na ten temat mam pewn� hipotez�. Nie do ko�ca zbadan�, ale s�dz�, �e to tylko
kwestia czasu.
- S�uchamy. - zach�ci� j� Rektor.
- Od wielu lat, oczywi�cie w ukryciu, a wi�c nielegalnie, dzia�a wiele grup
przeciwnych dzia�alno�ci podobnych instytucji do tej. Jak na razie ich
dzia�alno�� ogranicza�a si� do mniej lub bardziej utrudniaj�cych �ycie poczyna�.
Nigdy nie dosz�o do akt�w terroryzmu. A� do tej pory.
Urwa�a rozgl�daj�c si� po sali. U�y�a zakl�cia, aby wyostrzy� sw�j wzrok i
s�uch. Przeczucie podpowiada�o jej, �e by� mo�e na tej w�a�nie sali znajduje si�
cz�owiek, kt�ry m�g�by bardzo pom�c w zako�czeniu �ledztwa. Nie znalaz�a nic
podejrzanego w zachowaniu zgromadzonych.
- Jestem przekonana, �e incydenty w Akademii by�y przejawem nowego rodzaju
terroryzmu. I je�liby przyjrze� si� dok�adnie ostatnim kilkudziesi�cioleciom
dzia�alno�ci uczelni, by� mo�e znalaz�oby si� wi�cej przypadk�w niewyja�nionych
zjawisk i �mierci student�w. Zleci�am ju� przeprowadzenie bada� na innych
uczelniach, nie koniecznie tak du�ych i znanych jak ta. Za par� dni b�d� mia�a
obraz ca�o�ci zjawiska. Skoncentrujmy si� jednak na razie na ostatnich ofiarach.
Jak ju� wspomnia�am, mamy do czynienia z ca�kowicie nowym rodzajem terroryzmu.
Bowiem to nie terrorysta jest bezpo�rednio odpowiedzialny za zaistnia�e
zdarzenia. Poza tym cz�sto nie tylko obiekt terrorysty jest nara�ony na jego
atak. Nie zapominajmy o wielu niewinnych ofiarach. Ale bycie po�rednio
odpowiedzialnym nie umniejsza winy. Proceder ten musia� zacz�� si� wiele lat
temu. Przepisanie nawet najmniejszej ksi�gi trwa bardzo d�ugo. Poza tym musi ona
by� niemal identyczna z orygina�em. A kiedy podr�bka jest gotowa, nale�y usun��
orygina�y z bibliotek. To te� nie jest takim �atwym zadaniem. Trzeba przecie�
zachowa� swoj� dzia�alno�� w tajemnicy. Tak wi�c albo mamy do czynienia ze
zorganizowan� grup�, albo ... co wydaje si� bardziej bezpieczne, a co za tym
idzie prawdopodobne, z jedn� osob�. Bardzo wiekow� w tej chwili. - doda�a.
Na sali panowa�o og�lne poruszenie. Swoim stwierdzeniem wywo�a�a podejrzenia. W
tej chwili ka�dy m�g� podejrzewa� ka�dego.
By� mo�e w ten spos�b ujawni si� poszukiwany cz�owiek, je�li oczywi�cie by� na
sali.
- Musi to by� kto� by� mo�e pami�taj�cy czasy Pierwszego Pokolenia. Jak wszyscy
pami�tamy z lekcji historii, byli to Pierwsi Magowie, kt�rzy zjednoczyli si� i
zacz�li tworzy� Akademie Magiczne, aby udost�pni� swoj� wiedz� wybitnie
uzdolnionym ludziom. Mieli nadziej�, �e w ten spos�b rodzaj ludzki lepiej
pokieruje swoim losem, a oni b�d� mieli godnych nast�pc�w. Ulepszanie to trwa po
dzi� dzie�. Ale najwyra�niej czasy zmieni�y si� tak bardzo, �e nawet Pierwsi
Magowie nie przewidzieli tego z czym mamy do czynienia teraz. Pojawi� si� kto�
kto jest przeciwny kszta�ceniu tak wielu mag�w. Nie znam powod�w jego buntu, ale
by� mo�e tego w�a�nie sposobu chcia� u�y�, aby urzeczywistni� sw�j plan. - Rina
wskaza�a na le��c� przed ni� ksi�g�.
Czu�a co� dziwnego.
Rozgl�da�a si� w poszukiwaniu �r�d�a tego ...
Strach. Strach i gniew zarazem.
Emanowa�y na pewno od osoby, kt�rej poszukiwa�a. Wci�� jednak nie widzia�a jej.
By� mo�e by�a Magiem, kt�rego umiej�tno�ci nie docenia�a.
I nagle zobaczy�a go.
Siedzia� w jednym z ostatnich rz�d�w. By� rzeczywi�cie stary. Tak stary, �e m�g�
nawet nale�e� do Pierwszego Pokolenia.
Wiedzia�, �e patrzy na niego. Nie by�o wi�c ju� sensu ukrywa� si�. Westchn��
ci�ko i wsta� z miejsca.
Wszyscy ucichli i spojrzeli na niego. Wielu z profesor�w b�d�cych najbli�ej
niego, odsun�o si� jak najdalej.
Spojrza� na nich z drwi�cym u�miechem na twarzy.
Mia�a wra�enie, �e by� ju� zm�czony ci�g�ym ukrywaniem si�. Patrz�c na ni�
prawie dzi�kowa� jej za ujawnienie go.
<<<>>>
Da�a znak swoim ludziom, �eby wyszli z pokoju.
By�a pewna, �e starzec nie b�dzie pr�bowa� ucieczki.
- Nazywaj to jak chcesz Atis Adea. - zwr�ci� si� do Agentki, siadaj�c ci�ko
przy drewnianym stole. - Sama powinna� najlepiej rozumie� moje poczynania.
Spojrza�a na niego.
- Jeste� "Atis Adea". - wyja�ni�. - Niewielu uzyska�o ten tytu�. Szkoda tylko,
�e wykorzystujesz swoje umiej�tno�ci w taki spos�b.
- Kto� musi to robi�. Poza tym co z�ego jest w naprawianiu wyrz�dzonego z�a?
- Niby nic, ale ... Zreszt� mo�e masz racj�. Mo�e lepiej, �e robisz to ty, ni�
ci przeciw kt�rym walczy�em od lat.
- Kogo masz na my�li?
- Ludzi podobnych do tych w Akademii. Niby ucz� si� pilnie, ale potem �ami�
sk�adane przysi�gi. Czy znasz cho� jednego przest�pc�, kt�ry nie ma
wykszta�cenia magicznego?
Musia�a mu przyzna� racj�. Wi�kszo�� z nich posiada�a du�e umiej�tno�ci i
wykorzystywa�a je dla swoich niecnych cel�w.
- Sama wi�c widzisz do czego dosz�o. Ci lepsi staj� si� przest�pcami, pozostali
... no c�. Ich umiej�tno�ci i rozum pozostawiaj� wiele do �yczenia. Jednych i
drugich jest coraz wi�cej.
- I uwa�a�e�, �e trzeba co� z tym zrobi�?
- Tak.
- Ale dlaczego tym sposobem?
- Inne nie odnios�y po��danego skutku.
- Pr�bowa�e�?
- S�dzisz, �e nie wykorzysta�em wszystkich mo�liwo�ci?
- A zrobi�e� to?
Starzec u�miechn�� si�.
- Mo�e i nie, ale nie mia�em zbyt wiele czasu. Jestem ju� stary. Nawet Pierwsi
Magowi musz� kiedy� odej��. S�dzi�em, �e to b�dzie najlepsze wyj�cie. Mia�em
nadziej�, �e ludzie i magowie sami dojd� do odpowiednich wniosk�w.
- Chcia�e�, �eby szko�y zosta�y zamkni�te?
- Tak. Jest nas zbyt wielu. Je�li nadal b�dziemy szkoli� kolejne pokolenia,
nied�ugo wszyscy zapomn� o co tak naprawd� chodzi�o. Ty pami�tasz, prawda?
Nie musia�a odpowiada�.
- Po wojnach prowadzonych przez klany, pozosta�o nas niewielu. Byli�my jednak
silniejsi i m�drzejsi. Wiedzieli�my jakie by�y nasze b��dy i postanowili�my ju�
nigdy ich nie pope�ni�. Ale sta�o si� inaczej. Moi bracia postanowili udost�pni�
swoj� wiedz� ludziom. Pewnie nie przypuszczali czym to si� sko�czy.
A wi�c nale�a� do Pierwszego Pokolenia.
- A ty? Czy ju� wtedy wiedzia�e� co z tego wyniknie?
- Na pocz�tku nie. Ale kiedy po latach przyjrza�em si� wszystkiemu, by�em
przera�ony.
- To wtedy postanowi�e� w��czy� si� do batalii przeciw Nowym Magom?
- Tak, zacz��em rozumie� tych, kt�rzy podnosili g�osy przeciw Akademiom.
- Czy nie pro�ciej i szybciej by�o u�y� magii? Tw�j spos�b, cho� pomys�owy, by�
bardzo pracoch�onny i czasoch�onny.
- Gdybym wyst�pi� samotnie przeciw wszystkim Magom, a zdaje si�, �e by�em wtedy
jedyny, usuni�to by mnie. Bez wzgl�du na to, �e nale�� do Pierwszego Pokolenia.
Na chwil� zapad�a cisza.
- Wiesz co musz� zrobi�, prawda? - zapyta�a Rina.
- Wiem, ale nie pozwol� ci na to. - odpar�.
Spojrza�a na niego zdziwiona.
- M�j pobyt w wi�zieniu, m�g�by zaszkodzi� mojej sprawie. Wol� odej��. Cho� moje
nazwisko nigdy nie zostanie wpisane do Wielkiej Ksi�gi.
Rozumia�a go.
- Nie b�d� tego taki pewien.
Mag spojrza� na ni� uwa�nie.
- Gdyby nie za�lepienie swoj� misj�, mo�e zauwa�y�by�, �e g�osy podobnych do
ciebie znajduj� coraz wi�cej zwolennik�w. Gdyby� przy��czy� si� do nich ...
- Dla mnie za p�no. Mam tylko nadziej�, �e inni spojrz� na wszystko tak jak ja
to widzia�em. By� mo�e oni doko�cz� to co zacz��em.
- Tym samym sposobem?
Mag nie odpowiedzia�.
Siedzia� z zamkni�tymi oczami.
Chcia�a interweniowa�, ale u�y� jakiego� staro�ytnego zakl�cia, kt�re zna� tylko
on. Odp�ywa� w niebyt. I nie mog�a mu przeszkodzi�. Zreszt� mo�e nawet nie
chcia�a.
Rozumia�a go, cho� nie pochwala�a metod.
Nagle starzec dotkn�� jej d�oni, chwytaj�c j� mocno w swojej ko�cistej r�ce.
Przeszy� j� b�l, a oczy zala�a �wiat�o��.
Gdy na chwil� odzyska�a przytomno��, cia�o starca by�o suche niczym chrust, a
jej umys� nape�niony by� wiedz� Pierwszego Pokolenia.
CZʦ� II MAGIA DRUGIEGO POKOLENIA
Nigdy jeszcze otwieranie oczu nie by�o dla niej takim problemem. Bola�o j�
wszystko co tylko mog�o bole�. Ale w ko�cu pokona�a b�l i otworzy�a oczy. Nie od
razu spostrzeg�a otaczaj�ce j� kszta�ty. W ko�cu jednak domy�li�a si� gdzie
jest. Nie rozumia�a tylko dlaczego. By�a jednak zbyt s�aba aby zrobi� cokolwiek.
Zm�czenie wzi�o g�r� i znowu zamkn�a oczy. Jeszcze przez chwil� usi�owa�a
przypomnie� sobie co si� sta�o. Do niczego jednak nie dosz�a.
<<<>>>
Co� nieprzyjemnego kaza�o jej si� obudzi�. Otworzy�a oczy. Tym razem posz�o jej
to o wiele szybciej i bez specjalnych problem�w.
Obok jej ��ka sta�a jaka� drobna posta�. Nie zna�a jej, ale rozpozna�a profesj�
po charakterystycznym medalionie. Uzdrowicielka. Mia�a zamkni�te oczy. Jedn�
d�oni� dotyka�a jej d�oni, drug� kre�li�a w powietrzu jakie� znaki. Zdawa�a si�
nie wiedzie�, �e chora oprzytomnia�a. Rina w dalszym ci�gu czu�a nieprzyjemne
k�ucie. Poruszy�a r�k�, ale okaza�a si� ci�sza ni� zwykle.
Powiedzia�a wi�c cicho, ale stanowczo:
- Przesta�!
Uzdrowicielka spojrza�a na ni�, lecz nie pu�ci�a jej d�oni. K�ucie nie ust�pi�o.
- Powiedzia�am przesta�! - powiedzia�a Rina mocniejszym g�osem.
- Och, przepraszam. - zreflektowa�a si� Uzdrowicielka. - Czy zrobi�am co� nie
tak?
- Nawet je�li wszystko zrobi�a� dobrze, przesta� ju�. Efekty twoich zakl�� nie
s� przyjemne.
- Proszono mnie, abym zaj�a si� tob� ...
- Ale chyba nie �eby� mnie wyko�czy�a?! - zapyta�a zniecierpliwiona.
Natychmiast zauwa�y�a, �e jej s�owa zrani�y j�.
- Przepraszam. - powiedzia�a spokojniej. - Po prostu jeszcze nikt nigdy ... nie
leczy� mnie. Zawsze robi�am to sama. Twoje zakl�cia s� by� mo�e skuteczne, ale
... Dzi�kuj� ci za pomoc. Czuj� si� ju� o wiele lepiej.
Chcia�a powiedzie� jej, �e musi si� jeszcze wiele nauczy�, ale zrezygnowa�a z
tego w ostatniej chwili.
- Lepiej powiedz mi gdzie jestem i dlaczego.
- O to powinna� zapyta� mojego mistrza, Naura. Zaraz go poprosz�. - powiedzia�a,
po czym wysz�a z pokoju.
Nie min�o zbyt wiele czasu, kiedy do pokoju wszed� wysoki m�czyzna w sile
wielu.
Pozna�a go od razu.
Zamkn�� za sob� starannie i cicho drzwi.
Chcia�a co� powiedzie�, ale da� jej znak, �eby nic nie m�wi�a. Wypowiedzia�
bezg�o�nie jakie� zakl�cie, zapewne blokad� pods�uchu, po czym u�miechaj�c si�
przysun�� sobie do jej ��ka krzes�o.
- A wi�c znowu zmieni�e� imi�? - zapyta�a.
- Nic na to nie poradz�, �e moje imiona nudz� mi si� po jakim� czasie.
Najwyra�niej nie trafi�em jeszcze na to w�a�ciwe.
- Mo�liwe.
- Lepiej powiedz mi jak si� czujesz?
- Chyba lepiej. Poprzednim razem nie by�am w stanie pozosta� przy �wiadomo�ci. A
propos, ta twoja Uzdrowicielka ... Nie jest najlepsza.
- I tak jest najlepsz� jak� uda�o mi si� tu �ci�gn��. Bardzo mi pomog�a. Ci,
kt�rych przys�a�o twoje Biuro wyrzuci�em za drzwi.
- Biuro przys�a�o tu swoich Uzdrowicieli?
- Jeste� dla nich bardzo wa�na. Nie pozwoli�em im nic zrobi�, cho� zostawili po
sobie par� zakl��.
Mia� na my�li pods�uch.
- Co si� sta�o? Dlaczego tu jestem?
- Mia�em nadziej�, �e to ty mi powiesz co si� sta�o. A jeste� tu dlatego, �e
znaleziono ci� w jednym z pokoi Akademii, nieprzytomn� i blisk� �mierci. A obok
ciebie le�a�y idealnie zmumifikowane ludzkie zw�oki. Zdaje si� jednego z
wyk�adowc�w Akademii? Tyle wiem, cho� Biuro nie chcia�o mi nic powiedzie�. Nie
pami�tasz co si� sta�o?
Rina spojrza�a w jaki� odleg�y punkt przed sob�.
Nie mog�a sobie nic przypomnie�. Skrawki pami�ci tamtego dnia migaj�ce gdzie� w
zakamarkach jej umys�u wydawa�y si� nie mie� sensu.
- Nie, nic nie pami�tam.
- Szkoda. Sam jestem ciekawy co si� tam sta�o. Tym bardziej, �e bardzo ci� to
zmieni�o.
- Zmieni�o? Co masz na my�li?
- Tw�j nowy image.
- ???
Naur poda� jej lustro.
Rina spojrza�a w nie i zamar�a. Zmieni�o si� tylko jedno, ale by�a to tak
radykalna zmiana, �e zaniem�wi�a. Jej ciemne do tej pory w�osy by�y teraz ...
bia�e. Nigdy nie widzia�a takich bia�ych w�os�w. Tym bardziej odnosi�o si�
wra�enie niesamowitej sztuczno�ci.
- Do wszystkich demon�w! Co to ma by�?
- Zdaje si�, �e jeden z efekt�w tego co si� tam sta�o. - odpar� Naur. - Prawd�
m�wi�c nie to niepokoi�o mnie najbardziej, wi�c kiedy odzyskasz si�y, sama
spr�buj co� z tym zrobi�.
- B�d� musia�a. Wygl�dam jak jaki� ... duch.
- To mo�e mie� jeszcze bardziej piorunuj�ce efekty ni� tw�j tytu�.
- �artujesz chyba! Wol� nie robi� piorunuj�cych efekt�w takim wygl�dem.
Naur u�miechn�� si�.
Rina od�o�y�a lustro.
- M�wi�e�, �e nie moje w�osy niepokoi�y ci� najbardziej. - powiedzia�a. - Wi�c
co?
- Cho�by to, �e przywieziono ci� tu w stanie raczej wskazuj�cym na �mier�. Gdyby
nie to, �e twoi prze�o�eni uparli si�, �eby ci� mimo wszystko ratowa�, pewnie
bym tego nie zrobi�.
- Nie rozumiem.
- By�a� martwa. - powiedzia� wprost.
- ???
- Powiedzia�bym nawet bardzo martwa. W�a�ciwie do dzi� nie wiem jakim cudem
powr�ci�a� do �wiata �ywych. Pewnie mia�em w tym sw�j udzia�, ale mimo wszystko
...
- Jak d�ugo tu jestem?
- Prawie trzy tygodnie.
- Trzy tygodnie?! - niemal wykrzykn�a.
- I zostaniesz tu jeszcze troch�. Jeste� bardzo os�abiona. Chyba, �e b�d�
chcieli ci� st�d zabra�.
- Kto?
- Twoi prze�o�eni. Zablokowa�em pods�uch, wi�c szybko zorientuj� si�, �e tw�j
stan zmieni� si�. Powinni pojawi� si� tu lada chwila.
- Nie pozw�l, �eby mnie st�d zabrali. - powiedzia�a, patrz�c na niego prosz�co.
Naur spojrza� na ni� zdziwiony.
- Prosz� ci�.
Nawet je�li dziewczyna nie pami�ta�a co si� sta�o, musia�o si� wtedy sta� co�
wa�nego. By� mo�e niepokoj�cego. W ka�dym b�d� razie co� co podpowiada�o jej,
�eby by�a ostro�na. Jej reakcja by�a tym dziwniejsza, �e przecie� by�a jedn� z
najwa�niejszych, najbardziej wp�ywowych pracownik�w Biura. Teraz najwyra�niej
ba�a si� spotkania z nimi. Mo�e ba�a si� wypytywania o to co sta�o si� w
Akademii. Mo�e mimo wszystko pami�ta�a co�, o czym nie chcia�a m�wi�.
- Zrobi� co b�d� m�g�. - powiedzia�.
Rina wiedzia�a, �e m�wi prawd�.
- Dzi�kuj�.
<<<>>>
Naur mia� zupe�n� racj�. Od ich pierwszej i jak na razie ostatniej rozmowy nie
up�yn�a nawet godzina, kiedy pojawili si� pracownicy Mag-Biura.
Jeden z wy�szych urz�dnik�w skierowa� si� wprost do jej pokoju. Inny szuka�
Naura.
- Witam, Atis Adea. - powiedzia�, zamykaj�c na sob� drzwi. - Jestem agent
specjalny Ish Wlett. Dzia�am z polecenia kierownictwa Mag-Biura.
Rina skin�a lekko g�ow�.
Nie odzyska�a jeszcze w pe�ni swoich magicznych zdolno�ci, ale nawet bez nich
wiedzia�a, �e agent Wlett jest najzwyklejszym urz�dnikiem bez nawet szcz�tkowego
wykszta�cenia magicznego. Najwyra�niej nale�a� do tej niewielkiej grupy
"twardog�owych", do kt�rych nie dociera�o nic z magii. A� dziw, �e Biuro
zatrudni�o kogo� takiego.
- Jak si� pani czuje? - zapyta�, u�miechaj�c si� podejrzanie mi�o.
- Nie�le. - odpar�a cicho, usi�uj�c usi��� na ��ku.
- To dobrze. - agent przysun�� sobie stoj�ce przy �cianie krzes�o. - Chcia�bym
zada� pani par� pyta�.
- Pyta�? - zapyta�a, opadaj�c na opart� o ram� ��ka poduszk�.
- Biuro jest bardzo zadowolone z efekt�w pani �ledztwa. Odpowiednia pochwa�a
znajdzie si� w pani aktach. Niewielu ludzi, bez wzgl�du na wykszta�cenie,
wpad�aby na to. Gratuluj�.
- Chyba wypada podzi�kowa�. - powiedzia�a s�abym g�osem.
Wlett u�miechn�� si� znowu.
- Ale mimo to jest co� o co chcia�bym pani� zapyta�.
- S�ucham.
- Co sta�o si� w Akademii po tym jak odkry�a pani osob� odpowiedzialn� za te
straszne tragedie?
- Zdaje si�, �e rozmawia�am z nim.
- I to bez stra�nik�w. Dlaczego?
- Nie wiem. - odpowiedzia�a szczerze. - Mo�e dlatego, �e by�am pewna, �e nie
b�dzie pr�bowa� ucieka�.
- Rozumiem. W ko�cu jest pani "Atis Adea". Gdyby co� mia�o si� sta�, u�y�aby
pani magii. Czy� nie tak?
- Zapewne.
- W wielu poprzednich przypadkach nie stosowa�a pani jednak tej nowatorskiej
metody przes�ucha�. Zawsze, wed�ug regulaminu, trzyma�a si� pani ustalonych
zasad. Dlaczego wi�c wtedy nie zastosowa�a si� pani do nich?
- Nie odrobi� pan lekcji, agencie Wlett. Trzeba by�o dok�adniej przestudiowa�
moje akta, porozmawia� z moimi lud�mi. Nie zawsze trzyma�am si� waszego
regulaminu. Kierownictwo wiedzia�o o tym i nie interweniowa�o, uznaj�c moje
metody. Najwyra�niej by�y one bardziej skuteczne.
Wlett lekko zaczerwieni� si�.
- Mniejsza o to. Chcia�bym jednak wiedzie� o czym rozmawiali�cie. I co si� sta�o
potem.
Nie lubi� jej. Zreszt� ze wzajemno�ci�. Mia�a ochot� wp�yn�� na jego umys�. Ale
ku swojemu zdziwieniu nie mog�a tego zrobi�. Nawet gdyby mog�a, pewnie okaza�oby
si�, �e cho� sam nie posiada �adnych umiej�tno�ci, jest chroniony przez jaki�
d�ugotrwa�y czar.
- Ja r�wnie� chcia�abym wiedzie� co si� tam sta�o. - odpar�a, patrz�c mu prosto
w oczy.
Agent spojrza� na ni� lekko przekrzywiaj�c g�ow�.
- Czy to znaczy, �e nie pami�ta pani co si� sta�o?
- W�a�nie to mia�am na my�li.
- Jak to? - Wlett nie kry� swojego rozczarowania podszytego lekk� irytacj�. -
Jak mo�e pani niczego nie pami�ta�?! Atis Adea niczego nie pami�ta? To zakrawa
na ...
- Prosz� umrze�, wr�ci� zza �wiat�w, le�e� nieprzytomny i bliski �mierci przez
trzy tygodnie to porozmawiamy. Skoro m�wi�, �e nic nie pami�tam, to znaczy, �e
nic nie pami�tam. Tak jak pan zauwa�y� jestem Atis Adea i moje s�owo jest
najwa�niejszym dowodem. Je�li ma pan co do tego w�tpliwo�ci to ju� pana k�opot.
- B�d� musia� porozmawia� o pani amnezji z Naurem.
- Prosz� to zrobi�.
- Mo�e kiedy wr�ci pani do nas, przypomni sobie pani co� wi�cej.
Rina nie odpowiedzia�a.
Chcia�a, �eby zostawi� j� w spokoju. By�a zm�czona, kr�ci�o jej si� w g�owie i
zacz�a odczuwa� md�o�ci gdy tylko ci�nienie krwi w jej organizmie zwi�ksza�o
si�. W dalszym ci�gu jednak nie mog�a wp�yn�� na agenta. Zacz�o j� to troch�
niepokoi�.
Na szcz�cie Wlett sam zako�czy� spotkanie, dodaj�c na odchodnym:
- Chyba rozumie pani, �e to jeszcze nie koniec naszej rozmowy? Pozosta�o jeszcze
wiele kwestii do wyja�nienia. Ale mo�emy doko�czy� to spotkanie p�niej.
Rina nie odpowiedzia�a.
- Na razie prosz� si� kurowa�. Do zobaczenia. - powiedzia� Wlett i wyszed� z
pokoju.
Dopiero kiedy drzwi zamkn�y si� za nim, odetchn�a.
Md�o�ci zacz�y narasta�, wraz z coraz szybszymi obrotami pokoju. Zamkn�a oczy
maj�c nadziej�, �e wszystko przejdzie. Jednak pod jej powiekami r�wnie� wszystko
szala�o.
Wsta�a z ��ka, chc�c przej�� do �azienki. Ale chodzenie r�wnie� nie sz�o jej
najlepiej. Po paru krokach zatoczy�a si� i upad�a. Nie mia�a do�� si�, �eby
wsta�. Pr�bowa�a, ale nic z tego nie wysz�o. Po chwili zrezygnowa�a. W�a�ciwie
nie tyle ona, co jej organizm.
Znowu straci�a przytomno��.
<<<>>>
Znajome k�ucie wyrwa�o j� ze stanu b�ogiego niebytu. Tym razem wszystkie si�y
jakimi dysponowa�a odrzuci�a to k�ucie, uwalniaj�c od niego swoje cia�o. Kiedy
otworzy�a oczy zobaczy�a jak znajoma Uzdrowicielka usi�uje odzyska� r�wnowag�.
Pom�g� jej w tym Naur, kt�ry podtrzyma� j� w ostatniej chwili.
Rina rzeczywi�cie wykorzysta�a wszystkie swoje si�y. Ponownie zamkn�a oczy, ale
nie straci�a przytomno�ci.
- Nasza podopieczna chyba wraca do zdrowia. Dzi�kuj� ci dziecko. Zostaw nas
teraz samych. - us�ysza�a g�os Naura.
Po chwili us�ysza�a te� trza�ni�cie drzwiami.
- Nie powinna� tego robi�. Ona naprawd� ci pomog�a. - powiedzia� Naur.
- Wiem. To by� odruch. Nie s�dzi�am, �e tym razem mi si� uda. - powiedzia�a
cicho, otwieraj� oczy. - Przepraszam. Chyba rzeczywi�cie mi pomog�a, bo wracaj�
mi si�y. Znowu mog� czerpa� z magii.
- Przedtem nie mog�a�? - zapyta� zdziwiony.
- Te� si� tym zaniepokoi�am. Ale wida� to przej�ciowe problemy.
- Mam nadziej�. Nie by�oby chyba wskazanie, gdyby twoje zdrowie nie wr�ci�o do
normy.
- Raczej nie.
Naur pom�g� jej usi���.
- Ci�gle tu jestem. Wi�c uda�o ci si�. - powiedzia�a.
- Nie by�o �atwo. Twoja utrata przytomno�ci bardzo mi pomog�a. Uwierzyli, �e
jeste� jeszcze zbyt s�aba. Pytali mnie o twoj� amnezj�.
- Co im powiedzia�e�?
- �e to si� zdarza. Ale tak naprawd� spotykam si� z tym pierwszy raz. Sk�ama�em.
- Dzi�kuj�.
- Byli tym zaniepokojeni.
- Czy ten drugi te� by� twardog�owy?
Naur zna� to okre�lenie. By�o zupe�nie nieoficjalne, lecz pospolite w�r�d
wykszta�conych mag�w.
- Tak. Swoj� drog� dziwne, �e to w�a�nie ich przys�ali.
- Mo�e wiedz� wi�cej ni� s�dzimy.
- Co mianowicie?
- Na przyk�ad to z kim rozmawia�am.
- Tego te� nie pami�tasz?
- Nie o to chodzi. Mo�e oni wiedz� kim by� ten starzec.
- Masz jakie� przypuszczenia?
- Sama nie wiem. To wszystko jest zbyt ... zawik�ane. Potrzebuj� czasu i
odpoczynku.
- Na pewno. Nie wiem tylko czy dadz� ci odpocz��.
- Co� wymy�l�.
<<<>>>
Kiedy opuszcza�a posiad�o�� Naura by�a pewna, �e jest ju� gotowa.
Najprawdopodobniej jednak mia�a po prostu do�� le�enia i Uzdrowicielki.
Dlatego teraz, mimo i� przebywa�a w swoim g�rskim domu, �a�owa�a �e jest tu
sama. Cho� wola�a to, ni� obecno�� w pobli�u przedstawicieli Mag-Biura.
Z niewyja�nionych powod�w kierownictwo interesowa�o si� ni� bardziej ni�
kiedykolwiek. Ci�gle mia�a wra�enie, �e wiedzieli wi�cej ni� ona.
Niestety ze wzgl�du na amnezj� jej przypuszczenia pozostawa�y tylko
przypuszczeniami.
Nie to by�o dla niej teraz najwa�niejsze.
Ca�� swoj� energi� i umiej�tno�ci po�wi�ca�a na przywr�ceniu sprawno�ci swojemu
cia�u i umys�owi.
Magia powraca�a do niej po wielu dniach niemocy. Nigdy przedtem nie straci�a
jej. Teraz powoli lecz nie bez b�lu i wysi�ku odzyskiwa�a nad ni� kontrol�.
Codzienne �wiczenia wycie�cza�y j�. By�a jednak konsekwentna. Mia�a nadziej�, �e
kiedy zn�w tytu� "Adis Adea" b�dzie adekwatny do jej umiej�tno�ci, reszta
problem�w rozwi��e si� sama.
Pod�wiadomie wiedzia�a, �e wiedza b�dzie jej wkr�tce potrzebna.
<<<>>>
Poranna mg�a otaczaj�ca wszystko dooko�a zaczyna�a ju� opada�. Pierwsze
promienie s�o�ca przebija�y si� przez chmury i mg�� i zacz�y ogrzewa�
zzi�bni�t� ziemi�.
Rina mia�a zamkni�te oczy. Twarz zwr�ci�a w stron� ciep�ych promieni. Czu�a
wilgotn� mg�� na swojej sk�rze.
By�a odpr�ona. Po raz pierwszy od d�ugiego czasu.
Lewitowa�a spokojnie par� metr�w nad ziemi�.
Ptaki szczebiota�y w�r�d ga��zi drzew poruszanych delikatnie przez wiatr.
Brakowa�o jej tego. Powinna ju� dawno przyjecha� tu. Dawno temu.
Nagle poczu�a zawirowanie magii. Gdzie� blisko. Zbyt blisko.
Zachwia�a si� lecz nie straci�a r�wnowagi. Otworzy�a oczy i wci�� lewituj�c
obr�ci�a si� w stron�, z kt�rej poczu�a zawirowanie. Przez chwil� wpatrywa�a si�
w punkt przed sob�. A� zobaczy�a to, co oczekiwa�a zobaczy�.
Powietrze przed ni� zacz�o lekko falowa�. Us�ysza�a charakterystyczny cichy
�wist. W chwil� potem kilkana�cie metr�w przed ni� otworzy� si� �wietlisty wir,
kt�ry po chwili przesta� wirowa�. Wtedy zobaczy�a pojawiaj�c� si� w �wietle
sylwetk�. Znajom� sylwetk�.
U�miechn�a si� i opad�a powoli na ziemi�.
Zanim dotkn�a nogami gruntu, wir znowu zacz�� wirowa�, by po chwili znikn��.
Ale posta� sta�a tam, gdzie wysz�a z wiru.
Wysoka, szczup�a d�ugow�osa blondynka, odziana w oliwkowo-zielon� zwiewn� szat�.
- Nic si� tu nie zmieni�o. - powiedzia�a kobieta post�puj�c par� krok�w przed
siebie.
Nie widzia�a jeszcze Riny, lecz zapewne czu�a jej obecno��.
- Witaj, Wasza Wysoko��. - odezwa�a si� Rina, wychodz�c zza grubego pnia drzewa.
Kobieta zwr�ci�a si� w jej stron� i zaniem�wi�a.
- Za to ty ... zmieni�a� si� bardzo. - powiedzia�a niezdecydowanie.
- Lepiej nic nie m�w. Wiem o tym.
- S� bielsze od moich. - powiedzia�a Jej Wysoko��, zbli�aj�c si� do Riny.
Obie kobiety pad�y sobie w ramiona.
- Dobrze ci� widzie�, Nirvo. - powiedzia�a Rina.
- Ciesz� si�, �e nic ci nie jest. No, mo�e prawie nic. - doda�a dotykaj�c w�os�w
Riny.
- Chyba b�d� musia�a si� do nich przyzwyczai�. Pr�bowa�am ju� wszystkiego.
Kiedy obie kobiety och�on�y nieco po wylewnym powitaniu, Rina zapyta�a:
- Masz ochot� zje�� co�, mo�e napi� si� czego�?
- Mam ochot� ogrza� si� przy ogniu. Wybacz, ale nigdy nie przepada�am za g�rskim
powietrzem. Mo�e i jest zdrowe, rze�kie i krystaliczno czyste, cho� mo�e nie w
tej chwili, ale ja jestem ciep�olubnym stworzeniem. Zdecydowanie ciep�olubnym.
- W porz�dku, zapraszam ci� do �rodka. Zaraz rozpal� ogie�.
- Nie m�w mi, �e nie palisz w kominku!
- Po co? Jest ca�kiem ciep�o.
- To w�a�nie nazywam szale�stwem, na kt�re zapadaj� wszyscy mi�o�nicy dzikiej
przyrody.
Rina gestem zaprosi�a go�cia do wej�cia do domku.
Kiedy by�y ju� w �rodku, zamkn�a drzwi i podesz�a do kominka. Le��ce w nim
k�ody drewna a� prosi�y si� o ogie�, wi�c bez zb�dnych ceregieli wypowiedzia�a
ciche zakl�cie.
Ogie� jednak nie pojawi� si�.
Mia�a nadziej�, �e jej przyjaci�ka nie zauwa�y�a tego.
Przymkn�a oczy i ponownie wypowiedzia�a zakl�cie.
Tym razem mi�dzy ga��ziami pojawi� si� ma�y p�omyk, kt�ry po chwili �apczywie
zacz�� po�yka� drewno.
Tak, teraz by�o lepiej.
- Wi�c czego si� napijesz? - zwr�ci�a si� do go�cia.
- Obcowanie z natur� ma jednak swoje dobre strony. Na przyk�ad twoj� tajemn�
herbat�. Nie b�d� pyta�a co w niej jest, ale gdybym mog�a dosta� cho� par� �yk�w
...
Rina u�miechn�a si�.
- Oczywi�cie.
<<<>>>
- No wi�c co u ciebie s�ycha�? - zapyta�a Rina, kiedy obie siedzia�y na �awie
ustawionej naprzeciwko kominka.
- Po staremu. Wci�� nie rozmawiam z moim bratem - ja�nie wielmo�nym ksi�ciem
Ambly. Rzadko widuj� jego dzieci, cz�ciej zaniedbywan� �on�. Jak widzisz nic
nowego. A co u ciebie? - zapyta�a od niechcenia.
- To wszystko? - zdziwi�a si� Rina. - My�la�am, �e powiesz mi co� wi�cej. W
ko�cu nie cz�sto przybywasz do mojej skromnej chatki ...
- ... po�o�onej w chronicznie zimnym i niego�cinnym miejscu. - doko�czy�a Nirva,
daj�c za wygran�. - W porz�dku, masz racj�. Mam pow�d, �eby tu by�. Chcia�am si�
po prostu z tob� zobaczy�.
- To mi�e. A by� jaki� konkretny pow�d?
- Ty.
- Ja?
- S�ysza�am o twoim ... wypadku.
- Wypadku?
- Tak to nazwa�o Biuro. Mniejsza z nazw�. Chcia�am ci� odwiedzi�, sprawdzi� czy
wszystko w porz�dku. W ko�cu kiedy Adis Adea ulega wypadkowi ... Nie s�ysza�am,
�eby kiedykolwiek kt�remukolwiek Adis Adei zdarzy� si� jakikolwiek wypadek.
Troch� si� martwi�am. Tym bardziej, �e nie chcieli mnie do ciebie dopu�ci�.
- O czym ty m�wisz?
- Najpierw powiedzieli, �e jeste� nieprzytomna i �e tylko Naur i jego
Uzdrowicielka maj� do ciebie dost�p. Pomy�la�am - w porz�dku. W ko�cu istniej�
jakie� procedury, czy jak to nazwa�. Ale kiedy wiedzia�am ju�, �e wracasz do
si�, a oni w dalszym ci�gu nie chcieli mnie do ciebie dopu�ci�, zacz�am
podejrzewa�, �e ten tw�j "wypadek" to wcale nie wypadek. Nie chcia�am jednak
pakowa� ani siebie ani ciebie w k�opoty. Ju� i tak od dawna jestem pod lup�
twoich kumpli po fachu z powodu naszej przyja�ni. Mog�am oczywi�cie przebi� do
ciebie bram�, ale postanowi�am poczeka�. Jako� przeczuwa�am, �e w ko�cu znajd�
ci� tu.
- Jestem tu od paru dni. Nie spieszy�a� si�.
- Wiesz doskonale, �e jestem zaj�t� osob�. Poza tym nie mog�am tak po prostu
zostawi� mojego ucznia.
- Ucznia? Znowu masz ucznia? Jeste� nienasycona, ksi�niczko. Sama nie wiem czy
ci� podziwia�, czy ...
- Jestem tylko kobiet�! - zaprotestowa�a Nirva. - Ty podobno te�. Zreszt� tytu�
nie ma tu nic do rzeczy. Ale tym razem mo�esz sobie darowa�.
- A to dlaczego?
- Nie s�dzi�am, �e kiedykolwiek do tego dojdzie, ale ... ��cz� nas stosunki
czysto zawodowe.
- Jest a� tak oble�ny?
- Wr�cz przeciwnie. Nie uwierzysz jak kobiety wodz� za nim wzrokiem, jak
wzdychaj� na jego widok. Kiedy pomy�la�am, �e i ja kiedy� ... Ciarki mnie
przechodz�.
- Wi�c co? Da� ci kosza?
- Nie! Zreszt� nawet nie pr�bowa�am go uwie��.
- By�a� chora? - za�mia�a si� Rina.
- �miej si�, �miej. P�ki mo�esz. Zobaczymy co powiesz, jak go poznasz.
- Dlaczego mam go pozna�?
- Atis Adea powinna pozna� jednego z najzdolniejszych budowniczych bram.
- Zdolniejszy od ciebie?
- Nie a� tak. Ale posiada pewn� umiej�tno��, kt�rej nie musi pog��bia�.
- Jak�?
- Pami�tasz z czym mia�am najwi�cej problem�w na pocz�tku mojej nauki?
- Jak mog�abym zapomnie�! Do dzi� mam pami�tk� na plecach. Po raz pierwszy i
ostatni by�am uwi�ziona w niestabilnym przej�ciu. S�dzisz, �e sk�d mam t�
niech�� do korzystania z bram? To prezent od ciebie.
- Przeprasza�am tysi�ce razy.
- To chyba nigdy nie zwr�ci mi mojej pewno�ci siebie. Brama i przej�cie to moje
s�abe miejsca. Dobrze, �e niewielu ludzi o tym wie.
- W ko�cu jednak nauczy�am si�! I wychodzi mi to �piewaj�co.
- Nie wiem, nigdy nie powt�rzy�y�my tamtego "spaceru". I nie mam zamiaru tego
sprawdza�.
- Dobrze, niech ci b�dzie, cho� mam nadziej�, �e zmienisz zdanie. Chodzi jednak
o to, �e musia�am si� tego uczy� i w�o�y� w to wiele ci�kiej pracy. M�j ucze�
jest inny. Uczy si� budowa� bramy, ale posiada naturaln� umiej�tno��
podtrzymywania przej��. Nawet tych najbardziej niestabilnych. Nigdy jeszcze nie
spotka�am si� z niczym takim. A wiesz, �e pozna�am wielu tak zwanych
"specjalist�w". Oni pod�ug niego s� tylko czeladnikami.
- Jeste� tego pewna?
- Jak tego ilu mia�am kochank�w.
Rina spojrza�a na ni� uwa�niej.
- No dobrze, przesta�am ich liczy� kilka lat temu. Ale jestem pewna jego
zdolno�ci. S�dz�, �e nasze kontakty mog� mie� dobroczynny wp�yw na mnie. Mog�
si� od niego wiele nauczy�.
- Rzeczywi�cie brzmi to niecodziennie.
- Wiem. Na pocz�tku by�am tym cholernie zaskoczona, ale potem ... Jest moim
najzdolniejszym uczniem, Rino. Jestem z niego dumna. Ale nie chcia�abym, �eby
jego umiej�tno�ci zosta�y odkryte.
- Teraz rozumiem jeszcze mniej.
- Jest m�ody, podatny na wp�ywy. Sama wiesz jak to jest. Nie chc�, �eby
Federalni zwerbowali go.
- I m�wisz o tym w�a�nie mnie??
- Ty to co innego. Ju� dawno chcia�am ci o nim powiedzie�.
- Co ci� powstrzymywa�o?
- Moje obowi�zki i twoja praca. Jak ja mia�am chwil� czasu, ty gdzie� znika�a�.
Kiedy jednak dowiedzia�am si� o ... wiesz o czym, postanowi�am od�o�y� wszystko.
Chcia�am sprawdzi� czy jeste� ca�a i czy mog� teraz do ciebie "uderzy�" ze swoj�
spraw�.
- I co? Jak ci si� wydaje? Mo�esz?
- Nie wiem. - powiedzia�a Nirva, odstawiaj�c pusty kubek po herbacie.
Rina spojrza�a na przyjaci�k�.
Zna�y si� od tak dawna, �e nikt ju� nie pami�ta� czy spotka�y si� w
dzieci�stwie, czy znacznie p�niej. Faktem by�o, �e zna�y si� od tak zwanych
"wiek�w". Rina potrafi�a us�ysze� w g�osie Nirvy rado��, smutek, �al, z�o�� i
niepewno��. Teraz czu�a to ostatnie.
- Dlaczego nie wiesz? - zapyta�a Rina.
- Zanim jeszcze wysz�am z przej�cia, wszystko by�o dla mnie jasne. Ale kiedy
zobaczy�am ci� ...
- Nie m�w mi tylko, �e ci� przestraszy�am.
- Nie, to nie to. To ma zwi�zek z czym�, co przydarzy�o mi si� wiele miesi�cy
temu.
Teraz i Rina by�a zaniepokojona, ale i zaintrygowana.
Nie m�wi�a jednak nic, wiedz�c �e Nirva sama powie jej o co chodzi bez zb�dnych
ponagle�.
- By�am wtedy u mojej bratowej. Mieszka�am w jej rodzinnym zamku. To tam pewnego
wieczoru zdarzy�o si� co�, co przerazi�o mnie nie na �arty. Mia�am ju� si�
k�a��, kiedy w mojej komnacie pojawi�a si� jaka� posta�. Wystraszy�am si�, bo
legendy opowiada�y dziwne rzeczy o tym zamku. Nigdy w nie nie wierzy�am, ale
kiedy dziej� si� takie rzeczy, wyobra�nia nie pr�nuje. Okaza�o si�, �e to nie
�aden duch, lecz cz�owiek z krwi i ko�ci. Nie widzia�am jego twarzy, os�oni�ty
by� grubym p�aszczem i czarem, kt�rego nie mog�am przenikn��. Wiem tylko, �e by�
stary, na to wskazywa�a barwa jego g�osu, cho� to potrafi zmieni� ka�dy uczniak.
Ale by� lekko przygarbiony, jakby zm�czony.
- Czego chcia�?
- Przekaza� mi informacje o po�o�eniu Bramy do Wielkiej Biblioteki. -
powiedzia�a.
- Do tej legendarnej Bramy Pierwszego Pokolenia? - nie wierzy�a Rina.
Nirva skin�a g�ow�.
- Wybacz, ale dlaczego tobie?
- Te� by�am zdziwiona. M�wi� co� o prawo�ci ducha, o naturalno�ci mojej aury.
Co� w tym rodzaju. Wiedzia� kim jestem. Twierdzi�, �e je�li ktokolwiek spoza
Pierwszego Pokolenia jest w stanie odbudowa� Bram�, to jestem to w�a�nie ja.
- I co? Znalaz�a� j�?
- Prawie. Jest tylko jeden problem.
- Jaki?
- Nie mog� do niej wej��. Nawet je�li j� odnajd�.
- Dlaczego?
- Nie znam zakl�� otwieraj�cych wewn�trzne drzwi.
- Nie poda� ci go?
- Powiedzia�, �e mo�e tam wej�� tylko mag posiadaj�cy wiedz� Pierwszego
Pokolenia.
- Ale o ile wiem, �aden z mag�w ju� nie �yje.
- Mam dziwne wra�enie, �e on by� ostatni.
- Dlaczego wi�c sam nie otworzy� Bramy?
- Wspomina� co� o tym, �e nie ma w�r�d swoich uczni�w nikogo zaufanego.
Powiedzia�, �e znajdzie kogo� takiego, a wtedy ja pomog� mu odbudowa� Bram�.
- Wiesz kto to?
- Opisa� mi go.
- Cho� sam nie wiedzia� kim on jest?
- Wiem, �e to dziwne. Nic na to nie poradz�. Nie ja wymy�li�am ca�� t� histori�.
Chcesz wiedzie� jak mi go opisa�?
- Jasne.
- Powiedzia�, �e "cho� m�odo�� bi� b�dzie z oczu jego i serca, bia�e w�osy mie�
b�dzie i wiedz� Pierwszego Pokolenia; zna� zakl�cie b�dzie i dane mu b�dzie
wej�� do Wielkiej Biblioteki; w�adz� nad wszystkim posi�dzie i zwyci�y z�o,
kt�remu pozwolono si� rozpleni�". Tak go opisa�. - doda�a, patrz�c na Rin�.
- Jakbym s�ysza�a nawiedzonego. - powiedzia�a, lekko u�miechaj�c si� i popijaj�c
swoj� herbat�.
Nirva nic nie m�wi�a.
Rina nagle zrozumia�a. Jakby us�ysza�a raz jeszcze te s�owa.
Powoli odwr�ci�a g�ow� w stron� ksi�niczki. Ona patrzy�a na ni�, najwyra�niej
czekaj�c na reakcj� Riny.
- Nie m�wisz chyba, �e ...
- Nic nie m�wi�. Czy musz�?
- To jaka� pomy�ka! - Rina wsta�a gwa�townie z �awy.
- A je�li nie?
- To bzdura! Ten cholerny starzec ukartowa� wszystko! Chcia� da� mi nauczk�! Nie
podoba�o mu si� to co robi�. Chcia� ... zniszczy� mnie!
- A je�li jednak nie? Je�li da� ci to ... Rina!
Nirva podbieg�a do przyjaci�ki.
- Rina! Co ci jest?!
Ale ona jej nie s�ysza�a.
�wiat wirowa� wok� niej. Nudno�ci przypomina�y o niedoskona�ej ludzkiej
pow�oce.
B�l.
�wiat�o��.
I znowu b�l.
Upad�a na kolana i zwin�a si� w k��bek.
Chcia�a pozby� si� b�lu! Natychmiast!
Magia! Jej magia! Dlaczego nie mog�a u�y� swojej magii?!
<<<>>>
Ka�dy ruch ga�ek ocznych wywo�ywa� niezno�ny b�l g�owy.
Powoli otworzy�a oczy staraj�c si� nimi nie rusza�.
Ale i to nie przerwa�o fali denerwuj�cego b�lu.
- Nareszcie. Ju� si� przestraszy�am, �e ...
- Nirva ... - przerwa�a jej.
- Tak? Jestem tu.
- On wszystko sobie wyliczy�. Wiedzia�, �e si� spotkamy. Pewnie tego w�a�nie
chcia�. Nawet nie zapyta� mnie czy chc� ...
- Ich te� nikt nie pyta� czy chc� zosta� wielkimi magami. Po prostu nimi
zostali. Kimkolwiek by� i jak�kolwiek otrzyma�a� wiedz�, s�dz�, �e dokona�
w�a�ciwego wyboru.
Rina spojrza�a na Nirv�. Jak mog�a by� tak pewna tego co m�wi�a?
- Uwierz w siebie. - odpar�a Nirva, jakby czyta�a w jej my�lach. - B�d� przy
tobie. Je�li tylko tego zechcesz.
- Oni te� o tym wiedz�. - szepn�a.
- Kto?
- Biuro. Wiedzieli kim by� ten profesor. Wiedzieli jakie s� jego pogl�dy.
Wiedzieli, �e co� si� wtedy sta�o. A� dziw, �e jeszcze �yj�.
- To pewnie przez twoj� amnezj�. Po tylu tygodniach utwierdzi�a� ich w
przekonaniu, �e ...
- W ko�cu si� dowiedz�.
- Wtedy b�dziesz ju� w Bibliotece.
- I co dalej?
- Nie patrz tak na mnie. To ty jeste� Pierwsza z Drugiego Pokolenia. B�dziesz
wiedzia�a.
CZʦ� III WIELKA BIBLIOTEKA
Rina wci�� nie mog�a doj�� do siebie.
Jej umys� odkrywa� przed ni� wci�� nowe rzeczy.
�wiaty, zakl�cia, doznania, kt�rych nie zna�a.
Czu�a si� tak jakby odbywa�a podr� do innego wymiaru.
Z pocz�tku dzia�o si� to bezwiednie, bez jej woli. Potem nauczy�a si� to
kontrolowa�. Mog�a w ka�dej chwili zag��bia� si� w �wiecie Pierwszego Pokolenia.
I cho� by�o to cudowne doznanie, cho� wiele rzeczy zobaczy�a w innym, lepszym
�wietle, jej spok�j m�ci�a obawa.
O bezpiecze�stwo swoje, Nirvy i misji, kt�r� najwyra�niej powierzono jej tamtego
dnia w Akademii.
- Musisz wyjecha�. - powiedzia�a kt�rego� dnia, zwracaj�c si� do ksi�niczki.
- Tak po prostu? Jeste� bardzo niegrzeczna ... - odpar�a, u�miechaj�c si�.
- Nirva, ja nie �artuj�. - Rina by�a bardzo powa�na.
- Czego si� boisz?
- Sama nie wiem, ale mam wra�enie, �e ... Cokolwiek sta�o si� wtedy w Akademii,
moje �ycie nigdy ju� nie b�dzie takie samo. Przede mn� rozci�ga si� nowy �wiat.
Jeszcze nie bardzo wiem co mam zrobi� z t� wiedz�, ale jednego jestem pewna: nie
mog� pozwoli�, aby Mag-Biuro dowiedzia�o si� o tym. Zabij� mnie, bo nie
wykorzystam tego co wiem do ich cel�w. Ty r�wnie� b�dziesz nara�ona. Bardziej
ni� kiedykolwiek. Dlatego musisz wyjecha�.
- I co dalej?
- Nie wiem. Wiele musz� jeszcze odkry�, zanim ...
- Zaczn� budowa� bram�. - wtr�ci�a Nirva. - Tym sposobem, kiedy b�dziesz ju�
gotowa ...
- Upewnij si�, �e to bezpieczne. Dla swojego bezpiecze�stwa. Mo�e warto te�
odes�a� twojego ucznia?
- Dlaczego?
- Dla jego bezpiecze�stwa. A mo�e dla naszego r�wnie�. M�wi�a�, �e jest m�ody,
podatny na wp�ywy ...
- Wi�c uprzed� Biuro. B�d� t�, kt�ra b�dzie mia�a na niego wi�kszy wp�yw.
- Nie mog� si� z nim spotka�. To by�oby zbyt podejrzane. Ty co innego, ale ja
...
- Wi�c pozw�l, �e zrobi� to w twoim imieniu. Wtajemnicz� go przynajmniej w cz��
...
- Czy jeste� go a� tak pewna? - zapyta�a Rina, patrz�c uwa�nie na przyjaci�k�.
- Tak.
- Ka�dy z nas jest omylny. Co, je�li si� mylisz?
- Wiem co robi�, ale jestem pewna, �e nie b�d� musia�a u�ywa� tego zakl�cia.
Rina skin�a g�ow�.
- Dobrze. Zr�b co uwa�asz za stosowne. Ale b�d� ostro�na. Nikt, kompletnie nikt
nie mo�e wiedzie� co mamy zamiar zrobi�. Mo�e min�� wiele miesi�cy zanim
b�dziemy mia�y pewno�� ...
- Wiem. Zadbam o wszystkie pozory. Ale co z tob�?
- Musz� uwolni� si� od Biura. Jeszcze nie wiem jak, ale musz� to zrobi�. Co�
wymy�l�.
- Gdyby� potrzebowa�a czegokolwiek ...
- Na razie musimy zerwa� wszelkie kontakty. Odezw� si� do ciebie. I jeszcze
jedno. B�dziesz obserwowana przez ca�y czas przez Biuro. Przygotuj si� na to.
Mam nadziej�, �e nie posun� si� do przes�uchania, ale ... nigdy nic nie wiadomo.
Gdyby pytali ci� o mnie - straci�am wszystko.
Nirva patrzy�a na ni� z niedowierzaniem.
- Chcesz im wm�wi�, �e ... To nie przejdzie! A je�li wezw� na konsultacj� innego
Atis Adea? Nie ukryjesz tego przed nimi.
- Mam przewag�, o kt�rej nie wiedz�. Uda si�. Musi. Je�li nie, zgin�.
Nirva wiedzia�a, �e to konieczne. Wszystko o czym m�wi�y czy my�la�y.
Nie wiedzia�a jeszcze co b�dzie dalej. Na razie jednak musia�y zadba� o siebie i
o pozory. Reszta przyjdzie sama kiedy nadejdzie pora.
<<<>>>
Nie mia�a nawet zamiaru ukrywa� swojego przybycia. Chcia�a, �eby wszyscy, kt�rzy
powinni wiedzieli o tym.
Dlatego kiedy wesz�a do wielkiej sali poczu�a wzrok dziesi�tk�w par oczu na
sobie.
Przygl�dali si� jej, cho� chcieli robi� to niepostrze�enie.
Udawa�a, �e tego nie czuje, nie widzi.
Sz�a powoli dobrze znan� drog�.
Nawet nie korzystaj�c z magii, s�ysza�a urywane szepty. Ci m�odsi, kt�rzy nie
znali jej, pytali innych kim jest ta dziwnie wygl�daj�ca kobieta.
U�miechn�a si� w my�lach.
Dla nich mo�e rzeczywi�cie wygl�da�a dziwnie. Ona zd��y�a si� ju� przyzwyczai�.
Bia�e w�osy, obci�te kr�cej ni� zazwyczaj, rzuca�y si� wszystkim w oczy niczym
jaskrawe �wiat�o w ciemnej piwnicy. Jej cera by�a niemal tak blada jak jej
w�osy. Usta wydawa�y si� sine, lecz kolor pomadki usi�owa� to ukry�. Efekt
jednak by� odwrotny. Ca�o�ci dope�nia� czarny obcis�y str�j i d�uga szeroka
ciemno wi�niowa peleryna z kapturem sp�ywaj�cym teraz na plecy.
Wygl�da�a jak zjawa z koszmaru.
Nic dziwnego, �e wielu nowicjuszy na jej widok otwiera�o szeroko oczy i
wpatrywali si� w ni� jak sunie po kamiennej posadzce, a jej krokom towarzyszy
odbijane od �cian echo.
Tak, to w�a�nie chcia�a osi�gn��. Dla jednych wra�enie pot�gi, lecz dla bardziej
wprawnych jej namiastk�.
Zobaczy�a kogo� ze swej dawnej ekipy i skin�a g�ow� w jego stron�, u�miechaj�c
si� blado. M�czyzna zasalutowa�.
Dosz�a w ko�cu do ogromnych kamiennych schod�w.
Spojrza�a w g�r�. Ci�gn�y si� niemal w niesko�czono��. Mog�a przemierzy� je
jednym krokiem. Dla wi�kszo�ci pracownik�w Biura by�o to b�ahostka. Ale ona
musia�a pokona� je jak najzwyczajniejszy cz�owiek. Pieszo.
Powoli wesz�a na nie i zacz�a si� pi�� w g�r�. Wydawa�o jej si�, �e trawa to w
niesko�czono��. Zapomnia�a ju� jak czuje si� zwyk�y cz�owiek, kiedy jego
organizm zaczyna si� m�czy�. Nie by�o to przyjemne uczucie, ale musia�a si�
przem�c.
Stan�a w ko�cu na szczycie schod�w. Odwr�ci�a si� nieznacznie i spojrza�a w
d�. Nigdy przedtem nawet nie pomy�la�a o tym jak wysoko znajduj� si� biura
Kierownictwa.
Westchn�a ci�ko i ruszy�a przed siebie jasno o�wietlonym korytarzem. Na jego
ko�cu znajdowa�a si� sala przyj��.
Drzwi przed ni� otworzy�y si� samoczynnie, lecz nie ona u�y�a do tego celu
magii. Wesz�a do �rodka powoli, rozgl�daj�c si� dooko�a.
- Witam Atis Adea. - us�ysza�a znajomy g�os.
- Witam, Wielki Mandorze. - uk�oni�a si� lekko lecz z szacunkiem przed wysokim
szczup�ym m�czyzn�.
Dawno ju� go nie widzia�a, ale zauwa�y�a, �e wcale si� nie zmieni�.
- "Magia." - pomy�la�a w skryto�ci ducha.
- Mi�o ci� znowu widzie�, Rino. Jak si� czujesz? - zapyta�, podchodz�c do niej.
- Dobrze. - powiedzia�a, chc�c �eby wyczu� w jej g�osie k�amstwo.
Wskaza� jej miejsce przy ogromnym drewnianym stole, zdobionym p�askorze�bami.
Zazwyczaj zasiadali tu cz�onkowie Wielkiej Rady. Nigdy jeszcze nie zajmowa�a
przy nim miejsca. Nawet nieoficjalnie. Dlatego zdziwi�o j� zaproszenie Mandora.
- Tak naprawd� to zwyczajny st�. - powiedzia�. - Od innych r�ni si� tylko
zdobieniami, tym �e mo�e pomie�ci� tak wiele os�b, no i tym, �e