7965

Szczegóły
Tytuł 7965
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7965 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7965 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7965 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Piers Anthony Niebia�ski Cent Cykl: Xanth tom 11 T�um.: Anna Dobrowolska Zdobys�aw E. Parczy�ski Tyt.oryg.: Heaven Cent Rozdzia� 1 TAJEMNICA Dolph usadowi� si� wygodnie na ��eczku Ivy* [* Ivy - ang. bluszcz, pn�cze. Imi� zwi�zane z magiczn� moc� matki, Iren, posiadaj�cej �zielony kciuk� - dos�owne t�umaczenie idiomu oznaczaj�cego dobr� r�k� do hodowli ro�lin.] i zacz�� wpatrywa� si� w Gobelin. Przed oczyma przesuwa�y mu si� najr�niejsze, ruchome sceny. To, co widzia�, by�o zazwyczaj o wiele ciekawsze ni� nudne �ycie, jakie wi�d� w Zamku Roogna! Ivy w�a�nie pobiera�a nauki u centaurzycy Chem, tak wi�c Dolph mia� ca�y Gobelin wy��cznie dla siebie. To lubi� najbardziej, gdy� starsza siostra zwykle stara�a si� mu dokuczy�. Gdy tylko o niej pomy�la�, natychmiast przeobrazi� si� w wilka, podwin�� cztery nogi pod siebie, zwin�� si� w k��bek i nakry� ogonem, kt�rego koniec si�ga� dok�adnie do czubka czarnego nosa. Zwierz�ta przewa�nie s� lepsze od ludzi, dziksze, ale i spokojniejsze zarazem. Za to teraz widzia� nieco gorzej. Obrazy na Gobelinie sta�y si� jakby mniej wyra�ne i nieco zamazane. Jednak nie przej�� si� tym, gdy� prawie wszystko ju� kiedy� ogl�da�. To znaczy wszystko, co mia�o jakie� znaczenie: wielkie bitwy, magiczne wydarzenia wy�szej rangi, dziwne monstra. Po jakim� czasie nie cieszy�y go ju� ani ogry wyciskaj�ce wod� ze ska�y i zwijaj�ce drzewa w obr�cz, ani te� stada centaur�w graj�ce w buta**. [** Parafraza popularnej ameryka�skiej gry w podkow�. Centaury, maj�c podkowy, graj� �w buta�.]. Lecz czasem tu i �wdzie zdarza�o mu si� dojrze� co�, czego wci�� nie rozumia�, co nadal by�o owiane tajemnic�. I to w�a�nie go poci�ga�o. Ci�gle nie potrafi� odpowiedzie� sobie na pytanie, gdzie podzia� si� talent babci Iris. By�a czarodziejk� Iluzji. W swoim czasie potrafi�a sprawi�, i� co� wydawa�o si� zupe�nie czym� innym, ni� by�o w istocie. Za co tylko si� zabra�a, brzmia�o, pachnia�o i wygl�da�o inaczej, a� w ko�cu czasem nie mo�na by�o wcale stwierdzi�, co jest co. Ale� mia� wtedy uciech�! Ale w ostatnim miesi�cu Iris straci�a wa�n� cz�� owej magicznej mocy. Okre�la�a to utrat� aspektu wizualnego. Tak wi�c nadal mog�a zmienia� brzmienie czy zapach danego przedmiotu, ale nie potrafi�a zmienia� jego kszta�t�w. Trzeba przyzna�, i� babcia Iris by�a ju� stara, mimo to Dolph dobrze wiedzia�, jak bole�nie musi odczuwa� t� strat�. - Gdzie podzia�a si� ta jej Iluzja? Spojrza� na Gobelin, staraj�c si� odszuka� zaginiony talent, lecz nie by� w stanie go tam odnale��. Nie pojmowa� r�wnie� magii r�, kt�re otrzyma� niegdy� w darze jego ojciec, Kr�l Dor. Ros�y na specjalnym dziedzi�cu i mia�y r�ne barwy, a ka�da oznacza�a co innego: brak czu�o�ci b�d� przyja��, romans, mi�o�� czy �mier�. Zazwyczaj do rosarium przychodzili kochankowie. Jedno z nich stawa�o w�r�d krzew�w, drugie zrywa�o r�� w kolorze symbolizuj�cym jego uczucie. Gdy przypadkiem pr�bowa�o sk�ama�, kolce r� okrutnie drapa�y oszusta. Nie by�o w tym nic niezwyk�ego. Dolph nie m�g� jednak odgadn��, dlaczego w og�le kto� sobie tym zawraca g�ow�. Ci�gle tu przychodz� jacy� m�odzi ludzie. Twierdz�, i� zrywaj� dla siebie r�e, by sobie udowodni�, �e si� kochaj�. Ale o co w tym chodzi? - my�la�. Po co to komu? Do tej pory odkry� jedynie to, �e mi�o�� ma jaki� przedziwny zwi�zek z wzywaniem bocian�w przynosz�cych dzieci. Pr�bowa� je �ledzi� za pomoc� Gobelinu i cho� natkn�� si� na bociany taszcz�ce niemowlaki w dziobie, nigdy nie uda�o mu si� ujrze�, kiedy i jak ptaszysko zostaje powiadomione o tym, czego ma dokona�. Czy to a� taka tajemnica? Tym razem postanowi� nastawi� Gobelin na najwi�ksz� ze wszystkich zagadek wszech czas�w - znikni�cie Wielkiego Maga Humphreya, co zosta�o odkryte przypadkiem, gdy ogr Esk, centaurzyca Chex i kopacz Polney udali si� do Maga, by zada� mu kilka Pyta�. Wtedy to okaza�o si�, �e Zamek jest ca�kiem pusty. Nikogo w nim nie by�o. Zajrzeli do Ksi�gi Odpowiedzi, ale �adne z nich nie mog�o z niej nic zrozumie�. Jej rady by�y za m�dre dla zwyk�ych stworze�. Nikt poza Dobrym Magiem nie by� w stanie ich zinterpretowa�. Ale jego nie by�o! Gdy tylko Kr�l Dor si� o tym dowiedzia�, uda� si� na Zamek, wzi�� Ksi�g� i zamkn�� j� na klucz. Ba� si�, by podczas nieobecno�ci Maga przypadkiem co� g�upiego nie przysz�o komu� do g�owy. Pr�bowano odszuka� Humphreya, lecz nikomu si� to nie uda�o. I tak od trzech lat jego znikni�cie owiane by�o tajemnic�, i chyba tylko on sam m�g� j� wyjawi�. Tymczasem nie mo�na by�o otrzyma� Odpowiedzi, na skutek czego wiele ludzi i stworze� zamieszkuj�cych Xanth pogr��onych by�o w wielkiej depresji. Dolph podchodzi� do tej zagadki wiele razy niczym szczeni� wilka, kt�rym w�a�nie by�, do wielkiej owcy. Gdzie� mo�e by� Dobry Mag? Czemu tak nagle odszed�, czemu zostawi� ca�y Zamek i wszystko, co w nim by�o? - duma�. Niew�tpliwie wydarzy�o si� to na chwil� przed nadej�ciem tamtej tr�jki, gdy� wchodz�c do Zamku, ka�de ze stworze� zmaga�o si� z przygotowanymi uprzednio pu�apkami. Ktokolwiek chcia� si� dosta� na Zamek, by zada� Pytanie, zawsze musia� przebrn�� przez trzy wymy�lone specjalnie dla niego przeszkody. Tylko ci, kt�rym szcz�liwie uda�o si� je pokona�, otrzymawszy Odpowied�, mogli opu�ci� siedzib� Maga. Inni w zamian za udzielenie rady pozostawali przez rok u Humphreya na s�u�bie, co nie by�o �atwe, gdy� Mag by� z�o�liwy. Nawet Gorgonie kaza� us�ugiwa� przez okr�g�y rok, gdy spyta�a go, czyj� po�lubi. I dopiero po up�ywie tego czasu udzieli� jej Odpowiedzi. Kiedy� odwiedzi� go ogr Smash. Zapomnia� Pytania. Mag postawi� go na stra�y innego pytaj�cego - nimfy Tandy. I co z tego wynik�o? Tych dwoje zakocha�o si� w sobie, pobra�o i chyba im to wystarczy�o! To by�a Odpowied�! S� rodzicami Eska. Dobry Mag znowu wywi�d� wszystkich w pole! Teraz nie by�o �adnych zagadek do rozwi�zania, �adnych podst�pnie zastawionych side�, �adnych matni do przebycia. Zamek zion�� pustk�. Ka�dy uwa�a�, �e nale�y odnale�� Dobrego Maga, ale nikt nie wiedzia�, jak to zrobi�. Wielu poszukuj�cych przyg�d �mia�k�w udawa�o si� na Zamek, lecz ich wysi�ki spe�za�y na niczym. Co wi�cej, niekt�rzy z nich zagin�li sami. Sytuacja nie by�a zbyt weso�a. A co by by�o, gdyby zwyczajny, dziewi�cioletni ch�opiec rozwi�za� zagadk� stulecia? By�oby fajnie popatrze� na g�upie miny doros�ych! Ale mia�bym frajd�! - pomy�la�. Dolph spojrza� uwa�nie na Gobelin. M�g� go nastawi� na ka�de miejsce i czas, je�li tylko bardzo tego chcia�. Wystarczy�o jedynie o tym pomy�le�. Wi�kszo�� ludzi nie potrafi�a przesuwa� obraz�w tam i z powrotem. Ale on i Ivy byli Magami (tak naprawd� Ivy by�a czarodziejk� i sta�a nieco ni�ej), wi�c Gobelin pos�usznie wykonywa� ich rozkazy. Nastawi� go na dzie� przed przybyciem Eska... - Gdybym tylko m�g� zobaczy�, jak Mag wychodzi! Co� mign�o, szurn�o i oczom Dolpha ukaza� si� Zamek Dobrego Maga na dzie� przed znikni�ciem Humphreya. Mag siedzia� w gabinecie pochylony nad Ksi�g�. Wygl�da�, jakby mia� co najmniej sto lat (bo i rzeczywi�cie prawie tyle mia�). Kiedy� wypi� za du�o eliksiru ze �r�d�a M�odo�ci i sta� si� ma�ym ch�opcem. Dolph roze�mia� si�, gdy ujrza� to w Gobelinie. Lecz p�niej Magowi uda�o si� wr�ci� do swego wieku. Na to ju� wcale nie by�o przyjemnie patrze�. Gorgona by�a na dole. Robi�c ser gorgonzola* [* Gorgonzola - gatunek ostrego, owczego sera (ple�niaka), produkowanego w Gorgonzoli, niedaleko Mediolanu we W�oszech.], spoziera�a przez woalk� na mleko, �eby si� �ci�o. Wko�o Zamku kr�ci� si� ich dziewi�tnastoletni syn Hugo. Przygotowywa� jedn� z pu�apek, kt�re czyha�y na przybywaj�cych. Pilnowa�, by w odpowiedni spos�b postawi� na mo�cie nad fos�, klatk� smok�w. Wszystko zdawa�o si� w jak najlepszym porz�dku. Dolph przesun�� czas nieco do przodu, tak by z�apa� dok�adn� godzin� opuszczenia Zamku przez jego mieszka�c�w. Czy�by on pierwszy u�ywa� Gobelinu w ten spos�b? Jego ojcu z pewno�ci� te� to musia�o przyj�� do g�owy! A mo�e i nie? Zagadka wci�� by�a nie rozwi�zana! Doro�li jako tacy s� g�upi. Dlatego potrzebuj� Odpowiedzi. Mo�e te� dlatego tak pilnie strzeg� tajemnicy bociana? Nie chc� powiedzie�, jak go powiadamiaj�! W innym wypadku dzieci z pewno�ci� robi�yby to du�o lepiej od nich. Nagle Gobelin zmatowia�. Czy�by sta�o si� z nim co� z�ego? Ivy zamordowa�aby go, gdyby tak by�o! Dolph szybciutko pomy�la�, o czym trzeba, i obraz zaraz wr�ci� do normy. To nie by�a wada Gobelinu. Co� blokowa�o pewne sceny. Powolutku przesun�� je w prz�d, sprawdzaj�c, co robi� Humphrey, Gorgona i Hugo. Nie by�o to takie trudne, gdy� na Gobelinie ukazywa�o si� wiele wydarze� naraz. Nie da�o si� go nastawi� jednocze�nie na r�ne czasy i miejsca, mo�na by�o jednak ogl�da� wiele historyjek rozgrywaj�cych si� naraz w tym samym miejscu i czasie. Teraz widzia� ca�y Zamek. Pokoje sta�y otworem niczym w jakim� domku dla lalek. Humphrey wci�� pochyla� si� nad Ksi�g�. Wydawa�o si�, �e nigdy od niej nie odchodzi! Gorgona robi�a sa�atk�, utwardzaj�c ser wzrokiem, za� Hugo wyczarowywa� w swej sypialni przer�ne owoce. To by� jego talent. Ale nie by� w tym zbyt dobry. Wytwory jego magii by�y niezbyt pi�kne i mia�y dziwne barwy. W tym czasie jaki� elf, najwyra�niej na polecenie Maga, ustawia� w pracowni pewnego rodzaju przyrz�dy. Po Zamku jak zwykle kr�ci�o si� wiele r�nych stworze�. Odbywa�y sw� roczn� s�u�b�, w zamian za Odpowiedzi, kt�re mia�y otrzyma�. W ten spos�b Dobry Mag nigdy nie narzeka� na brak r�k do pracy. Nagle wydarzy�o si� co� z�ego. Z ustawianych przez elfa przyrz�d�w buchn�� mleczny dym. Elf odskoczy�, kaszl�c. Dym wci��, si� rozchodzi�. Po chwili wype�ni� ca�� pracowni�. Gorgona podnios�a oczy znad sera. Poci�gn�a nosem. Krzykn�a co� do Humphreya. (Gobelin nie przenosi� d�wi�k�w, Dolph widzia� jednak, jak jej piersi unios�y si� w g�r� i otworzy�y si� usta. Zobaczy� tak�e, i� inni na to zareagowali.) Dobry Mag podni�s� si� znad swej Ksi�gi i pocz�apa� na d�. Przybieg� tak�e Hugo. Przytaszczy� ze sob� ki�� sinoniebieskich banan�w, kt�re w�a�nie wyczarowa�. Wszyscy ruszyli w kierunku dymu, lecz on wcale na nich nie czeka�. Pod��a� ze wzmo�on� si��, by wype�ni� pozosta�e komnaty. Elf pr�bowa� co� wyja�ni�, gestykuluj�c zawzi�cie r�koma, ale g�sty dym szybko ich okr��y� i niejako zamkn�� w �rodku. Nie mieli jak uciec. Dolph stwierdzi�, �e nie jest to zwyk�y dym. To by� zakl�ty dym! Nie mo�na by�o przewidzie�, co zrobi! Wygl�da�o na to, �e Mag jest zdenerwowany. Pokaza� co� r�koma i ca�a czw�rka pospieszy�a do jeszcze innej komnaty. Dym pop�dzi� za nimi. By� nie do opanowania. Wymkn�� im si� spod kontroli. Jak tylko uciekinierzy przecisn�li si� przez drzwi, on te� w�lizgn�� si� do �rodka. Mia� ich! Po chwili i w tej komnacie by�o bia�o. Dym przys�ania� ca�y obraz. Dolph jednak postanowi� go nie zmienia�. Po paru minutach dym przerzedzi� si� i rozproszy�. Lecz Humphreya, Gorgony i Hugona ju� nie by�o. Mag i jego rodzina jakby si� w nim rozp�yn�li. W komnacie pozosta� jedynie zupe�nie zdruzgotany elf. Najwidoczniej w pewnym momencie straci� kontakt z reszt� towarzystwa i teraz nie wiedzia�, co si� z nimi sta�o. Poniewa� ju� si� nie pojawili, elf, post�puj�c zgodnie z regulaminem dzia�ania w razie nag�ych wypadk�w, zacz�� zamyka� Zamek. Otworzy� klatk� i wypu�ci� smoki. Pobieg�y zaczarowan� �cie�k�, ile tylko si� w nogach. By�o w tym co� niezwyk�ego, gdy� nie wolno im by�o jej u�ywa�. Uporawszy si� z ostatni� czynno�ci�, elf opu�ci� Zamek. Jego s�u�ba sko�czy�a si�. Nast�pnego dnia przybyli trzej pytaj�cy. Dolph przesun�� obraz do ty�u. Nastawi� Gobelin na dym, pr�buj�c natrafi� na jaki� kluczowy moment. Zrozumia� wreszcie, czemu doro�li nie rozwi�zali tej zagadki za pomoc� Gobelinu. To dym ich zatrzyma�. On jednak mia� dobry wzrok. - Gdybym tylko spostrzeg� co�, czego inni nie zauwa�yli... Przeobrazi� si� w gryfa. Mia� teraz doskona�� zdolno�� widzenia. - Co robisz w moim pokoju, ma�y?! - zawo�a�a ze z�o�ci� Ivy. - Dobrze wiesz, �e nie wolno ci tu wchodzi�! Tak naprawd� by�a tylko troch� z�a, troch� za� udawa�a. Pozna� to po tonie, jakim przemawia�a. By� tak poch�oni�ty tym, co zobaczy�, �e nawet nie us�ysza� jej krok�w. Zamieni� si� w cz�owieka. - Patrz� sobie tylko na Gobelin! Gdybym m�g� cho� na chwilk� powiesi� go w swoim pokoju... - Nigdy! - przerwa�a mu Ivy. Mia�a czterna�cie lat i uwa�a�a si� za nie wiadomo co. Dolph by� g��boko przekonany, �e nic, powtarzam nic nie jest gorsze od starszej siostry w tym wieku. Wszystko wyolbrzymia�a. To by� jej talent. Lecz tak�e niew�tpliwie i jej natura. Szkoda by�o si� z ni� k��ci�. Tak wi�c Dolph nawet nie pr�bowa� si� sprzecza�. Przeobrazi� si� w wielkiego, jadowitego paj�ka. G�rowa� teraz nad ni�. Z �uwaczek kapa�a �lina... by� g�r�! Ivy z wrzaskiem cofn�a si� w ty�. - Co za n�dzna kreatura! - krzykn�a z dobrze udawanym przera�eniem w g�osie. - Wreszcie zamieni� si� w to, czym jest. Zawsze wiedzia�am, �e to wstr�tny robal! I znowu mu si� dosta�o. Zawsze udawa�o jej si� mu dokuczy�. Zamieni� si� w ch�opca. - My�lisz, �e jeste� najm�drzejsza na �wiecie! Zrobi� co� takiego, �e ci oko zbieleje. Poczujesz si� jak harpie g�wienko! - Dolph pr�bowa� si� odci��, nie potrafi� jednak robi� tego tak zr�cznie jak Ivy. - Tak?! A co takiego, ma�y? - Mam zamiar odnale�� i wyratowa� Dobrego Maga! Nie odpowiedzia�a. By�a zbyt sprytna, by okaza� zdziwienie. Zamiast tego wybuchn�a �miechem. Rzuci�a si� na ��ko, zacz�a si� tarza� z uciechy... i nagle spowa�nia�a. - Tu jest w�os wilka! - zawo�a�a obra�ona. Cz�sto si� �mia�a, a za chwil� trz�s�a ze strachu czy d�sa�a. Niewiarygodnie szybko popada�a w skrajnie odmienne nastroje. Dolph stwierdzi�, �e teraz najrozs�dniej by�oby si� wycofa�. Zamieni� si� w myszk� i wymkn�� si� z komnaty, pozostawiwszy gniewnie piszcz�c� siostr� samej sobie. Wci�� my�la� o tym, jak odnale�� Dobrego Maga. Co prawda, swojej apodyktycznej siostrze wyzna� to tylko po to, by j� czym� zaskoczy�. Teraz jednak nie m�g� si� wycofa�. W przeciwnym razie zosta�by zupe�nie wy�miany. Poza tym mia� ju� do�� bycia m�odszym bratem. Zapragn�� uczyni� co�, co by mu przysporzy�o s�awy. Dlaczego nie m�g�by poszuka� Dobrego Maga? Mia� do tego takie samo prawo jak wszyscy. Mimo �e jeszcze by� ma�y, by� ju� Magiem w ca�ym tego s�owa znaczeniu. Je�li co� lub kto� zechcia�by mu cokolwiek zrobi�, przeistoczy�by si� odpowiednio i powstrzyma� napastnika. Udam si� do Zamku Humphreya, wejd� do komnaty i sprawdz�, czy przypadkiem nie natrafi� na jaki� �lad, kt�ry by mnie naprowadzi� na w�a�ciwy trop. A potem... p�jd� po nitce do k��bka, postanowi�. W swoim przedsi�wzi�ciu dostrzeg� jednak pewien ma�y problem, kt�ry nosi� nazw� rodzice. Oczywi�cie stwierdz�, �e jestem za ma�y, pomy�la�. Zawsze mi to wypominaj�. To ich koronny argument. I cho� by� to jeszcze jeden dow�d na t�pot� doros�ych, musia� to jako� znosi�. W ko�cu jego ojciec by� kr�lem Xanth, nale�a�o si� wi�c z nim troch� liczy�. - Mo�e za par� lat - dyplomatycznie napomkn�� Kr�l Dor. By� zawsze bardziej liberalny od �ony. Jednak w obliczu apodyktycznej Kr�lowej Iren nie mia�o to i tak wielkiego znaczenia. - Ale Dobrego Maga trzeba odnale�� teraz! - krzykn�� Dolph. - Przecie� ka�dy mieszkaniec Xanth wam to powie! - Nie jestem tego taki pewien - odpowiedzia� sto�ek. - Zamknij si�, drewniany m�d�ku - sykn�� ch�opczyk. - Odczep si� ode mnie! Co za przem�drza�e siedzenie! - odci�� si� g�o�niej sto�ek. - Zaraz wbij� ci drzazg� tam, gdzie trzeba. Dolph nie odezwa� si�. Jego ojciec potrafi� rozmawia� z r�nymi martwymi przedmiotami, a te sprawia�y wra�enie niezbyt m�drych. W obecno�ci Kr�la Dora nawet ska�y mog�y m�wi�. I to wtedy, gdy nikt ich nie prosi� o g�os. Kr�l Dor spojrza� na Kr�low� Iren. Wymienili badawcze spojrzenia. Nie oznacza�o to nic dobrego. Specjalizowali si� w bezsensownym utrudnianiu wszelakich przedsi�wzi��. My�leli tylko o tym, jak zatrzyma� go w domu i jak mu to powiedzie�, by nie poczu� si� obra�ony. - A mo�e... by� wzi�� ze sob� kogo� doros�ego... - niepewnie b�kn�a Kr�lowa. By�a w�a�ciwie tak samo despotyczna jak Ivy, lecz potrafi�a doskonale si� maskowa�. Jednakowo� jej delikatna sugestia r�wna�a si� prawu. Och, nie! Nie mog�o jej przyj�� do g�owy nic gorszego! - westchn�� Dolph. Doros�y wszystko popsuje. A ju� szczeg�lnie kto�, kto cieszy si� wzgl�dami mojej matki: centaur. Centaury s�yn�y z rozs�dku i pos�usze�stwa. Ponadto zawsze chcia�y czego� uczy� dzieci. A Dolph mia� ju� tej ci�g�ej nauki po dziurki w nosie. Wystarczy�oby mu jej ju� na ca�e �ycie. Jednak Kr�lowa Iren wci�� mia�a g�os. Podejrzewa�a, �e najch�tniej uda�by si� do Zamku sam, a ju� na pewno nie w towarzystwie kogo� doros�ego. By�a przekonana, �e taki warunek zniech�ci go do tej ca�ej Wyprawy. A gdybym tak znalaz� sobie jakiego� klawego kumpla, kogo� niekr�puj�cego, pomy�la� Dolph. Wyprowadz� ich w pole. Przechodzenie rodzicom przez rozum to prawdziwa sztuka. Ale je�li w�o�� w to du�o serca, to mo�e mi si� uda... - Za�atwione - odpowiedzia�. - Ale ja sam sobie tego kogo� znajd�. Kr�l Dor spowa�nia�, co jednak znaczy�o, �e stara si� powstrzyma� od �miechu. By� to dobry znak. Obydwoje wiedzieli, �e Kr�lowa najch�tniej wybra�aby centaurzyc�. Je�eli Dolph zdo�a�by si� od tego wywin��, mia�by w r�ku po�ow� wygranej. - Dobrze - odpowiedzia�a po chwili. - Ale my b�dziemy musieli go zaakceptowa�. Hmm. To mo�e popsu� ca�� spraw�. Mo�e si� nigdy nie zgodzi�, na kogo�, kogo naprawd� lubi�, a zaakceptowa� tego, kto jej si� podoba. Jak to obej��? - zastanawia� si� ch�opiec. By� m�ody i szybko my�la�. Ju� po trzech sekundach znalaz� wyj�cie z tej k�opotliwej sytuacji. - Zgoda - powiedzia�. - Jutro dam wam odpowied�. - �wietnie! - przytakn�a Kr�lowa, sztucznie si� u�miechaj�c. - A tu ci� mamy - mrukn�a. - No to b�dziemy mieli zabaw� - jakby przypadkiem b�kn�o krzes�o. Kr�l Dor nie odezwa� si� ani s�owem. Wiedzia�, �e tym razem nie nale�y si� spiera�. Inaczej nie by�by Kr�lem. Dolph wr�ci� do swojego pokoju i zacz�� w my�li wylicza� znajome imiona. Tok jego rozumowania by� prosty. Chcia� znale�� mo�liwie jak najwi�cej propozycji do odrzucenia. Jego matka wprost w tym celowa�a. Po jakim� czasie zamierza� podsun�� jej imi� swego wybranka. Wydawa�o mu si�, �e w ten spos�b, na zasadzie kontrastu, zaakceptuje go, zanim zd��y pomy�le�, co robi. - P�niej pewnie b�dzie tego �a�owa�, ale wtedy ju� nic nie b�dzie mog�a zrobi� - burcza� pod nosem. - Kr�lowa nigdy nie cofa danego s�owa. Taka rzecz mog�aby �le o niej �wiadczy�, a ona bardzo dba o swoj� reputacj�. Wybra�cem Dolpha by� golem Grundy. Obrzydliwe, pyskate, ma�e stworzonko - swego czasu zwyk�a kukie�ka z kawa�k�w drewna, sznurka i ga�gank�w, kt�r� Demon X(A/N)th obdarzy� �yciem. Zawsze komu� wymy�la�. Dlatego te� mo�na si� by�o z niego nie�le po�mia�. W�ada� wszelkimi mo�liwymi j�zykami ro�lin i zwierz�t, co podczas w�dr�wki po dzikich ost�pach Xanth mog�o mie� nie lada znaczenie. By� m�em Rapunzel, pi�knej, niewielkiej i zazwyczaj mi�ej ma�ej kobietki, kt�ra traci�a panowanie nad sob� tylko wtedy, gdy zrobi� jej si� ko�tun we w�osach. A to dlatego, �e by�y niesko�czenie d�ugie. W takim przypadku potrafi�a przemawia� prawie, tak z�o�liwie jak Grundy, p�ki oczywi�cie nie rozczesa�a intruza. Golem by� jej niezmiernie oddany, niemniej jednak uwielbia� przer�ne przygody. Tak wi�c najprawdopodobniej zgodzi�by si� na t� podr�. Teraz Dolphowi potrzebna by�a do szcz�cia odpowiednia lista strasznych stworze�. - Na kogo matka na pewno si� nie zgodzi? - mrukn��. - Tak, wybraliby�my zatem cyklopa Bronty, wielkiego, jednookiego potwora zamieszkuj�cego jaskini� i po�eraj�cego ludzi. Wybraliby�my te� Gerrymandra, kt�ry dzieli si� nieustannie i, zwalczaj�c wszystko �doko�a, przybiera najr�niejsze �mieszne kszta�ty. I konia-ducha, Pooka. Musia� jednak mie� wi�cej imion do zaproponowania. Kr�lowa by�a zbyt cwana, by wystarczy�y jej jedynie trzy. Wskoczy� na ��ko, podskoczy� par� razy, po czym usiad� i zacz�� wymachiwa� nogami. Nagle spo�r�d zalegaj�cego pod ��kiem mroku wysun�a si� jaka� zimna �apa. Chwyci�a go za kostk�. - Hej! - zawo�a�. - Przecie� to nie ty, Zr�cznusiu! Zr�cznu� by� jego prywatnym Straszyd�em spod �o�a. - A sk�d mo�esz wiedzie�? - zagadn�� go ten kto� spod ��eczka. - Bo jego �apy s� du�e i w�ochate. Twoje za� takie jakie� chude. Masz zwiotcza�� sk�r�?! �apsko wypu�ci�o kostk� Dolpha. Pod ��kiem rozleg�y si� jakie� szurni�cia i trzaski, a po chwili wyczo�ga� si� spod niego ko�ciej, chodz�cy szkielet. - Nie zgadza si�! W og�le nie mam sk�ry. Mam tylko ko�ci - odpowiedzia� weso�o. - Co tu robisz, Marrow? Po co tam wlaz�e�? - zapyta� Dolph. - I gdzie si� podzia�a moja Bestyjeczka spod ��eczka, m�j Zr�czny Rzezimiecha? Przestraszy� si�, wi�c nazwa� swoje Straszyd�o spod �o�a nie zdrobniale, a po imieniu. Odziedziczy� to po matce. - Poszed� odwiedzi� Chrapusia. Zgodzi�em si� go na jaki� czas zast�pi�. My�leli�my, �e nic nie zauwa�ysz. - Nie zauwa��! - zawo�a� Dolph. - Masz zupe�nie inne �apy! I w dodatku tylko dwie! - Masz ca�kowit� racj� - zgodzi� si� rozczarowany Marrow. - To chyba by� g�upi pomys�. Ale on tak bardzo chcia� si� z nim zobaczy�, a tu nie mia� nic do roboty. - Wzruszy� ramionami. Ko�ci nieprzyjemnie zagrzechota�y. - A co go obchodzi Chrapu�? Chrapu� by� Straszyd�em spod �o�a Ivy. Uda� si� w Ustronie Faun�w i Nimf, zabrawszy jej ��eczko ze sob�. Ivy nie mog�a mu tego zapomnie�, cho� w zamian dosta�a olbrzymi�, mi�kk� kanapk�, dwa razy wi�ksz� od utraconego ��eczka. Twierdzi�a, �e jest doros�a, wi�c nie mia�a prawa dalej wierzy� w Straszyd�a spod �o�a. Dolph by� przekonany, �e Chrapu� uciek� od niej w sam� por�. Brak wiary w te potwory unicestwia� je. Postanowi�, �e nigdy nie zrobi tego Zr�cznusiowi. - Tu bardziej chodzi�o o niego ni� o Chrapusia - t�umaczy� Marrow. - M�wi si�, �e w Ustroniu jest wi�cej nimf ni� Chrapu� jest w stanie pochwyci�. Podobno ch�tnie by si� nimi z kim� podzieli�. Zr�cznu� orzek�, �e nale�a�oby zbada� t� sytuacj� i ewentualnie pom�c Chrapusiowi. - A czemu nie podoba�y mu si� moje kostki? - spyta� Dolph. - Ale� nie. Ub�stwia� je - szybko zapewni� go Marrow. - Musia� jednak jako� ratowa� przem�czonego przyjaciela... - Ka�de Straszyd�o, kt�re woli kostki nimf od moich, nie jest warte z�amanego szel�ga - o�wiadczy� dumnie Dolph. - C� on w nich takiego widzi? - Musz� przyzna�, �e nie wiem - stwierdzi� Marrow. - Cia�o, czy to na nogach, czy na kostkach, w og�le do mnie nie przemawia.:- Po czym dyplomatycznie doda�: - Nie m�wi� tu teraz o tobie... Dolph przyzna� mu racj�. Ko�ciej przyby� tu po tym, jak ogr Esk i centaurzyca Chex przywr�cili Rzece Poca�unk�w jej kr�te koryto, dzi�ki czemu zn�w mog�a by� uczuciow�, tkliw� i oddan� rzek�. Wyzwolono go z hipnotykwy. ze �cie�ki Zatracenia. By� teraz g��wnym s�u��cym na Zamku. Najlepiej spisywa� si� w mrocznych zakamarkach, gdy� nic sobie nie robi� z paj�czyn i szczur�w. Tam te� przewa�nie, stwarzaj�c niepowtarzaln� atmosferk�, spoczywa�y jego ko�ci. Przypadkowi podr�ni, kt�rzy nie wiedzieli o jego istnieniu, byli przera�eni. Marrow posiada� tak�e pust� ko�� z palca. Gwizda� na niej jak na gwizdku na swoj� przyjaci�k� Chex, gdy trzeba by�o go dok�d� podrzuci� lub mu pom�c. - Chyba wci�gn� ci� na m� list� - o�wiadczy� Dolph. - List�? Dolph opowiedzia� mu, jak zamierza wymusi� zgod� matki na to, aby Grandy towarzyszy� mu w Wyprawie. - Przecie� jeste� doros�y... chyba mog� ci� tu umie�ci�. Ale j� rozz�o�cisz! - Dobrze m�wisz - przytakn�� mu Marrow. - Mo�e bym ci tak jeszcze kogo� dorzuci�? Co by� powiedzia� na Cumulusa Fracto Nimbusa? - Cudownie! - zawo�a� Dolph. - Gdy o nim us�yszy, b�dzie ca�a mokra! Fracto by� Kr�lem Chmur i zawsze sprzyja� z�ej pogodzie. Nigdy nie mo�na by�o przewidzie�, kiedy spu�ci burz� z piorunami i rozniesie wszystko na strz�py. Na sam� my�l o tym, �e Fracto kr�ci si� w pobli�u, Kr�lowa Iren dostawa�a babskiej histerii. - No to jeszcze wspomnij o harpii Hardym i hipogryfie Xapie - b�kn�� Marrow. - Nie zapominaj te� o Stanleyu Steamerze. - Wspaniale! - entuzjastycznie przytakn�� Dolph. - Ci doprowadz� j� do sza�u. Zupe�nie zg�upieje i nie b�dzie wiedzia�a, co ma zrobi�. Tak wi�c klamka zapad�a. Marrow wczo�ga� si� z powrotem pod ��eczko i wygodnie u�o�y� tam ko�ci, za� Dolph nastawi� swoje Magiczne Zwierciad�o na Gobelin w pokoju Ivy. Nie zauwa�y� nic interesuj�cego. Ma�a czarodziejka ogl�da�a, co popadnie. - Tak zawsze jest ze starszymi siostrami. Nigdy nie wiedz�, na co maj� patrze� - westchn��. Nast�pnego dnia Dolph przyst�pi� do realizacji swego planu, - Kogo wybra�e� na towarzysza Wyprawy? - zapyta�a matka. - Ko�cieja Marrowa* [* Marrow - w staroangielskim: towarzysz. S�owo oznacza jednocze�nie ko�� szpikow� i dyni�. Maski z dyni tradycyjnie u�ywa si� do straszenia w ameryka�skie �wi�to Halloween, kt�re przypada w przededniu Wszystkich �wi�tych.] - powiedzia�. - Ch�tnie si� z nim w t� podr� wybior�. Kr�lowa Iren skin�a g�ow�... - Dokona�e� doskona�ego wyboru... - No c�, to mo�e jeszcze Cumulus Fracto Nim... Co? - Tak! Marrow jest doros�y, m�dry i do�wiadczony - o�wiadczy�a Kr�lowa. - Ma czach� na karku. Pom�g� centaurzycy Chex. Poza tym nie trzeba si� troszczy� o jedzenie dla niego. Musz� ci� pochwali� za przenikliwo�� umys�u. Jak mog�a si� zgodzi� na pierwszego lepszego wariata? To nie fair! Jestem teraz skazany na chodz�cy szkielet! Coraz mniej mi si� to podoba. A poza tym, co to w og�le jest ta �przenikliwo��? No c�! - westchn��. Mo�e Marrow nie zechce si� st�d ruszy�? Wr�ci� do swego pokoju i po chwili zastanowienia stwierdzi�, �e mo�e jednak lepiej, �e tak si� sta�o. Ko�ciej by� nadzwyczaj przyzwoity, a na dodatek nie tylko wierzy� w Straszyd�a spod �o�a, ale jeszcze im pomaga�. By� jak dziecko, a to si� liczy! Dla ka�dego uczyni�by wszystko, co w jego mocy, i nikogo by nie wyda�. Tak wi�c kwestia odpowiedniego kompana zosta�a rozwi�zana. Mia� nim by� ko�ciej Marrow. Wkr�tce razem mieli opu�ci� Zamek Roogna, wyruszy� na Wypraw� i rozwi�za� zagadk� znikni�cia Dobrego Maga. I tak zacz�a si� kolejna Przygoda w Xanth. Rozdzia� 2 GRYPS Wyruszyli nast�pnego ranka. Szli zaczarowan� �cie�k� na wsch�d. Mieli przed sob� jakie� dwa dni drogi. Dlatego te� Iren kaza�a Dolphowi zabra� chlebak, do kt�rego w�o�y�a troch� kanapek, par� zapasowych skarpetek, ma�e magiczne zwierciad�o i inne podobne, nikomu niepotrzebne rzeczy. - Myj buzi� ka�dego ranka - przykaza�a mu na po�egnanie. - I nie zapominaj o uszach. Us�yszawszy to, Dolph o ma�o co nie umar� z rozpaczy. Marrow nie ni�s� niczego, gdy� ani jedzenie, ani ubranie nie by�y mu potrzebne do szcz�cia. Jako wytw�r magii by� podporz�dkowany zupe�nie innym prawom. Ko�o poradnia Dolpha zacz�y bole� nogi. W pewnym momencie zacz�� zazdro�ci� szkieletowi. - W jaki spos�b si� poruszasz? - zapyta�. - Za pomoc� magii. A ty? No i koniec rozmowy! Najwidoczniej szkielety nie mia�y za grosz wyobra�ni. W�a�ciwie nale�a�o si� tego spodziewa�. Mia�y puste czachy. - Jestem g�odny - o�wiadczy� Dolph. - Matka przewidzia�a to. Dlatego zrobi�a ci kanapki. Uwaga Marrowa niezbyt przypad�a mu do serca. - W ka�dej chwili m�g�bym si� zmieni� w smoka i z�apa� sobie co� do jedzenia. - Nigdy nie mog�em zrozumie�, czemu �ywi ludzie lubuj� si� w poszarpanym cielsku - nadmieni� ko�ciej. Dolph nagle straci� apetyt. Szed� dalej, nie zmieniwszy swej postaci. - Czy mog� ci� o co� spyta�... - niepewnie zacz�� Marrow. - A kt�by ci� powstrzyma�? - Dlaczego idziemy? Co za g�upie stworzenie! - pomy�la� ch�opiec. - A jak inaczej mogliby�my si� dosta� do Zamku Dobrego Maga? - powiedzia�. - My�la�em, �e mo�esz zamieni� si� w ptaka. Mogliby�my tam pofrun��. - Matka powiedzia�a mi, �e musi mnie pilnowa� kto� z doros�ych - przekornie odrzek� Dolph. - Ty przecie� nie umiesz lata�. - A nie m�g�by� si� zamieni� w wielkiego ptaka? - Oczywi�cie. Mog� si� nawet zamieni� w ptaka-olbrzyma. I co z tego? - A wi�c gdyby� by� takim ptakiem, m�g�by� mnie zanie�� prosto do Zamku. To by� dobry pomys�! Dolph przystan��, zdj�� chlebak i zamy�li� si�. - Musz� zdj�� ubranie. Ono si� nie zmienia. - Z przyjemno�ci� ponios� tw�j chlebak i odzie� - zaproponowa� Marrow. - Matka nie lubi, gdy biegam nago. - Dziwne. Nigdzie nie widz� tu twojej mamy. - To jasne, bo jej tutaj nie ma, pusta pa�o! Zosta�a w Zamku Roogna! - Nagle Dolpha o�wieci�o, poj��, o co chodzi. - To znaczy... �e ona teraz nie mo�e powiedzie� nie? - Tak mi si� zdawa�o. Ten szkielet chyba wcale nie jest taki g�upi, pomy�la� Ksi���. �ci�gn�� z siebie ubranie, zawi�za� je w tobo�ek i razem z chlebakiem wr�czy� Marrowowi. Zaraz potem zamieni� si� w ptaka-olbrzyma. By� teraz niewyobra�alnie wielki. Cmokn�� z zadowolenia. Ptaki-olbrzymy nie potrafi�y m�wi� j�zykiem ludzi. Nie by�o im to do niczego potrzebne. Trudno sobie wyobrazi�, �e kto� m�g�by mie� ochot� z nimi porozmawia�. - Mo�e by�... - odezwa� si� Marrow. Czy�by nagle stch�rzy�? By�o ju� jednak za p�no na jakiekolwiek zmiany. Dolph pochwyci� szkielet w swe szpony, rozpostar� skrzyd�a i otar� si� pi�rami o rosn�ce opodal drzewa. - Ouu! - Nale�a�o si� wpierw rozejrze� za jak�� porz�dn� polan� - j�kn�� Marrow. I znowu mia� racj�. Dolph z powrotem zamieni� si� w ch�opca, ubra� i pomaszerowa� �cie�k�. - Czemu wszystko zawsze musi by� a� tak skomplikowane? - westchn��. Po jakim� czasie natrafili na do�� du�e bagno. Dolph znowu przeobrazi� si� w ptaka, rozpostar� skrzyd�a i sprawdzi�, czy ma wystarczaj�c� przestrze� do lotu. - Ale... - tak jak poprzednio, odezwa� si� Marrow. Ch�opiec jednak nie czeka�, a� szkielet sko�czy zdanie. Pochwyci� go w swe szpony, zamacha� skrzyd�ami i poszybowa� na sam koniec bagna, ku rosn�cym tam drzewom. Z impetem uderzy� w ga��zie, kt�re wyda�y si� z tego r�wnie niezadowolone jak on. Posypa�y si� li�cie. - ...trzeba by�o rozejrze� si� za d�u�szym pasem startowym... - doko�czy� Marrow. Dolph na powr�t przeistoczy� si� w ch�opca. Wsta� i zacz�� rozciera� obola�y ma�y palec u lewej d�oni. Zaraz potem zauwa�y� z�amane pi�ro. Le�a�o na ziemi. - Musia�em je utraci�, wpadaj�c na drzewa - mrukn�� zmartwiony. Mia� zdart� sk�r�. Obra�enia doznane w jednej postaci, przenosi�y si� na drug�. Wsun�� palec do ust i zacz�� ssa� ran�. By� zmartwiony. Szli dalej, a� w ko�cu dotarli na rozleg�� r�wnin�. Dolph zamieni� si� zn�w w ptaka- olbrzyma, spojrza� przed siebie, by si� upewni�, czy ma do�� miejsca na start i si�gn�� po szkielet. - Ale... - rzek� Marrow. Tym razem Dolph przystan��. - Mo�e powinni�my sprawdzi� kierunek wiatru - zaproponowa� ko�ciej. Wiatru? Dolph przechyli� g�ow� i nadstawi� dzi�b. Poczu� mi�y podmuch wiej�cy dok�adnie w tym kierunku, w kt�rym zamierza� frun��. Nie ma problemu! Zacz�� macha� skrzyd�ami. - ...poniewa�... - m�wi� dalej Marrow. Dolph jednak go nie s�ucha�. Coraz szybciej wymachiwa� skrzyd�ami. W ko�cu wzni�s� si� w powietrze. Natychmiast zacz�� lecie�, �agodnie popychany przez wiatr. Ci�gle trzepota� skrzyd�ami, ale ju� si� nie unosi�. Po chwili znalaz� si� nad niewielkim pag�rkiem. Uderzy� w niego �apami, straci� r�wnowag� i wpad� w po�lizg. Troch� wyhamowa�, lecz straci� nast�pne pi�ro. - ...wiatr od ogona utrudnia lot w g�r� - pouczy� go ko�ciej. Dolph znowu sta� si� ch�opcem. Na lewym udzie mia� g��bok�, piek�c� ran�. - Masz jeszcze co� do powiedzenia? - zapyta� z ironi� w g�osie. - Ja? Nie - odpowiedzia� Marrow. - No to mo�e wyja�ni�by� mi, jak mam si� wzbi� a� pod chmury, je�li zawsze jest jakie� �ale�? - Mo�e gdyby� natrafi� na wiatr od czo�a, posz�oby ci lepiej? - Wtedy znosi�by mnie w ty�... - Przyznaj�, i� to niezbyt logiczne, jednak wiem, �e ptaki tak robi�. - No, c�... dobrze, spr�buj�, ale je�li si� znowu rozwal�, to b�dzie to wy��cznie twoja wina. - Oczywi�cie - przytakn�� natychmiast Marrow bez cienia urazy. Krew go nie zala�a, bo jej po prostu nie mia�. Szli teraz zgodnie z kierunkiem wiatru, dop�ki nie znale�li odpowiednio d�ugiej i rozleg�ej polany nadaj�cej si� do startu. Potem Dolph zn�w przeobrazi� si� w ptaka, ustawi� czo�em do wiatru, podni�s� szkielet i przystan��. Marrow by� teraz pewien powodzenia, lecz nagle co� jeszcze przysz�o mu do g�owy. - Ale... Tym razem Dolph poczeka�, a� doko�czy. - ...mo�e najpierw by� co� zjad�? Zjad�? By� g�odny, ale m�g� jeszcze z tym poczeka�. Spieszno mu by�o do Zamku Dobrego Maga i do Przygody! Zatrzepota� skrzyd�ami i odbi� si� od ziemi. Wiatr od czo�a natychmiast porwa� go do g�ry. Teraz m�g� naprawd� lata�! Nareszcie! Po chwili, sam nie wiedz�c jak, z�o�y� skrzyd�a i z powrotem wyl�dowa� na ziemi. Wysz�o mu to ca�kiem nie�le. Nast�pnie znowu zamieni� si� w ch�opca. - Dlaczego mam co� zje��? - zapyta�. - Bo, o ile znam si� na tym, latanie poch�ania mn�stwo energii, a ta u �ywych istot bierze si� z jedzenia - wyja�ni� mu Marrow. Dolph wyobrazi� sobie, co by to by�o, gdyby nagle zas�ab� gdzie� w g�rze, powiedzmy nad g��bokim oceanem, albo w pobli�u jaskini straszliwego smoka. - No ju� dobrze, podaj mi chlebak. - Ciekaw jestem... Dolph wydar� mu chlebak z d�oni. Zaczyna� traci� cierpliwo��. Szybko wyj�� kanapk� i na moment zamar� bez ruchu. - ...czy energia jest wzgl�dna, czy bezwzgl�dna... - doko�czy� Marrow. - O czym ty m�wisz? - Wydaje mi si�, �e te kanapki starcz� ci jedynie na jaki� czas. Ale mo�e wystarczy�yby ci na d�u�ej, gdyby�... Dolph ju� otwiera� usta, by ugry�� du�y kawa� chleba, lecz zatrzyma� si�, nie tkn�� go i czeka�. - ...jad� je, zmniejszywszy nieco swe wymiary. Dolph zamy�li� si�, po czym powiedzia�: - Wiesz, gdy jestem du�y, o, na przyk�ad jako sfinks, mog� po�re� ca�e tony jedzenia, a i tak po jakim� czasie jestem g�odny. Tak samo si� dzieje, gdy jem b�d�c czym� ma�ym. Potem z powrotem mog� si� zmieni� w co� du�ego, lecz i tak w swoim czasie znowu jestem g�odny. Nigdy jednak o tym nie my�la�em. - No ale gdy zjesz okruszek jako mr�wka, wystarczy ci on na tak d�ugo, jakby� zjad� kanapk�, b�d�c ch�opcem czy wo�u, b�d�c wielkim ptakiem. - Chyba tak - odpowiedzia� Dolph, zerkn�wszy na kanapk�. - Ale je�eli zamieni� si� w mr�wk�, kto� mo�e mnie rozdepta�. Marrow od�ama� z kanapki kawa�ek chleba i uni�s� go w g�r� na swej ko�cistej d�oni. - Ja na ciebie nie nadepn�... Z pewno�ci� mia� racj�. Marrow nigdy nie wyrz�dzi� nikomu nic z�ego. Dolph stwierdzi�, �e mo�e wspaniale wykorzysta� swego towarzysza podr�y. Ko�ciej pomaga� mu, gdy by�o trzeba i chroni�, gdy znalaz� si� w tarapatach. Matka s�usznie postawi�a mu taki warunek. Dolph jednak nie chcia� przyzna� jej racji. Jeszcze nie by�o go na to sta�. Podszed� do Marrowa, chwyci� jego ko�ciste palce w swoje powleczone cia�em d�onie i przeobrazi� si� w mr�wk�. I nagle niewielkimi, ow�osionymi n�kami kurczowo z�apa� si� wielkiej, bia�ej ko�ci. Ale� teraz by� ma�y! Wa�y� prawie tyle co nic, by�o mu �atwo uczepi� si� pod�o�a. Czu�, �e nic mu si� nie mo�e sta�. Wdrapa� si� na czubek palca i przemaszerowa� po ko�ciach na sam �rodek d�oni. Si�gn�� po okruszek. Ugryz� go. By� przepyszny. Idealny dla mr�wek. Wprost rozp�ywa� mu si� w pyszczku. Po chwili by� najedzony, a okruszka ma�o co uby�o. Podrepta� na koniec palca i zeskoczy� w d�. Jak tylko upad� na ziemi�, z powrotem zmieni� si� w ch�opca. Rzeczywi�cie, nie by� g�odny. - Chod�my - powiedzia�. - Energia mnie wprost rozpiera! Marrow wzi�� ubranie i chlebak. Dolph przeistoczy� si� w ptaka-olbrzyma i rozpostar� skrzyd�a. - Podejrzewam... - zacz�� Marrow. Dolph zaczeka�. Nauczy� si� s�ucha�. Matka by�aby z tego bardzo zadowolona. - ...�e wreszcie jeste�my gotowi do drogi - doko�czy� Marrow. Och! Nareszcie! Dolph pochwyci� szkielet, podskoczy� i zatrzepota� skrzyd�ami. Tym razem frun�� tak, jakby urodzi� si� ptakiem. Wiatr pomaga� mu si� unosi� i cho� lecia� powoli, wkr�tce by� wysoko ponad drzewami. Ptaki-olbrzymy maj� doskona�y wzrok. Zatoczy� wi�c ko�o, sprawdzi�, gdzie si� znajduje i poszybowa� przed siebie, pod wiatr. - Chyba... Co znowu? Dolph przekrzywi� g�ow� i s�ucha�. - ...wy�ej wiatr wieje w inn� stron�. - Warto sprawdzi�. Dolph wzbi� si� wy�ej. By�o tak, jak przewidywa� Marrow. Osi�gn�wszy odpowiedni� wysoko��, natrafi� na odmienny wiatr. Zimny strumie� powietrza sam go ni�s� prosto do Zamku Humphreya. Teraz, gdy czu� si� silny i potrafi� wspaniale fruwa�, nie musia� zwraca� uwagi na kierunek wiatru. Nie by�o mu to ju� potrzebne. Postanowi� jednak wykorzysta� sprzyjaj�ce okoliczno�ci. Macha� skrzyd�ami, osi�gaj�c bez najmniejszego wysi�ku du�� szybko��. By� bardzo z siebie zadowolony. Lecia�. Mia� pe�ny brzuch i du�o si�y. A wszystko dzi�ki udzielanym raz po raz radom ko�cieja. Wcale nie by�o mu tak �le z tym doros�ym! Pomy�la� przez moment, �e mo�e matka jednak mia�a racj�? No, ale zawsze s� pewne granice... Nadchodzi� wiecz�r. S�o�ce uciekaj�c od ciemnej nocy schowa�o si� za horyzontem. Dolph poszybowa� w d�. Nie m�g� wyl�dowa� na dziedzi�cu Zamku Dobrego Maga, gdy� by� za du�y. Nie opodal znalaz� jednak �wietne, rozleg�e pole. Osiad� na nim, tak jakby to robi� od wiek�w. Zaoszcz�dzili prawie ca�y dzie�! Robi�o si� ciemno. Dolph by� zm�czony i g�odny. Gdyby nic przedtem nie zjad�, kompletnie opad�by z si�. - My�l�... - zacz�� zn�w Marrow. - ...�e b�dzie lepiej, jak tu przenocujemy - doko�czy� Dolph. Szkielet skin�� g�ow�. - Prze�pij si�. Ja nie musz� tego robi�. Chcia�by� si� gdzie� schowa�? Dolph rozejrza� si� dooko�a. Drzewa, kt�re o�wietlane promieniami s�o�ca wydawa�y mu si� tak pi�kne, rzuca�y teraz straszliwe cienie. Z dala dochodzi�y dziwaczne, przera�aj�ce g�osy. Nie pomy�la� o tym. Nigdy nie spa� na go�ej ziemi, nawet jako zwierze. By� przyzwyczajony do swojego mi�ego, ciep�ego ��eczka na Zamku Roogna, do Straszyd�a spod �o�a - Zr�cznusia, do kr�c�cych si� wart. W ko�cu mia� tylko dziewi�� lat. - Taak - przytakn�� niepewnie. - Kopnij mnie w ko�� ogonow�. - Co? - Daj mi kopa. Potrzeba mi czego� takiego. - No c�, je�li tego chcesz... Dolph zaszed� ko�cieja od ty�u, zamachn�� si� i z ca�ej si�y przy�o�y� mu nog� w pewn� intymn� cz��. Marrow run�� do przodu i rozlecia� si� na kawa�ki. Ka�da ko�� polecia�a w inn� stron�. Natychmiast jednak ko�ci z powrotem u�o�y�y si� w pewien wz�r i wyl�dowa�y na ziemi, tworz�c ma�y domek. Nad wej�ciem, czo�em w d�, wisia�a czaszka. - Poci�gnij za mnie i otw�rz drzwi - powiedzia�a. - A potem wejd� do �rodka i zamknij. Nikt ci tu nic nie zrobi. Dolph nie m�g� uwierzy� w�asnym oczom. Poszed� jeszcze za potrzeb�, nie m�g� bowiem zrobi� nic innego, jak odpowiedzie� na to nagl�ce wezwanie natury, po czym wzi�� chlebak i uda� si� prosto do swojej rezydencji z ko�ci. Przykl�kn��, wsadzi� palec w dziurk� od nosa, przekr�ci� czaszk� i poci�gn�� drzwi do siebie. Skrzypn�y kr�gi szyjne, s�u��ce za zawiasy. Wn�trze stan�o otworem. Dolph wczo�ga� si� do �rodka. Pokoik by� przytulny i na tyle du�y, by pomie�ci� ma�ego ch�opca. Przyci�gn�� chlebak, by pod�o�y� go sobie pod g�ow� i zn�w przekr�ci� czaszk�. Wskoczy�a na swoje miejsce. Kanciaste oczodo�y przeszywa�y mrok, wypatruj�c czy w pobli�u nie czai si� z�o. W domku by�o ciemno i przyjemnie ciep�o. Dolph czu� si� zupe�nie bezpieczny. - Marrow to klawy facet! - szepn��. Z pocz�tku chcia� podr�owa� z goleniem Grundym. Zawsze mu si� wydawa�o, �e golem powinien zosta� Magiem. Potrafi� bowiem rozmawia� z ka�d� �yw� istot�. W ko�cu nawet Kr�l Dor nie potrafi� tego robi�. Umia� jedynie gaw�dzi� z przer�nymi rzeczami. Ivy jednak wyja�ni�a mu kiedy�, cho� wcale jej o to nie prosi�, �e ka�dy mo�e m�wi� w obcym j�zyku, je�eli tylko/ zechce si� go nauczy�. Za� nikt pr�cz Kr�la Dora nie mo�e porozumiewa� si� z martwymi przedmiotami. Tak wi�c Kr�l Dor by� Magiem, a Grundy nie! Co za g�upota! To ostatnie s�owo po prostu samo wymkn�o mu si� z ust. Nic nie m�g� na to poradzi�. Grundy z pewno�ci� mia� wspania�y charakter, ale nie potrafi� wyczarowa� domku na zawo�anie. Marrow za� nie tylko zawsze s�u�y� mu rad�, lecz tak�e go chroni�. Och nie! W tym co� chyba musi by�! Mo�e jednak mama mia�a racj�, wysy�aj�c mnie z ko�ciejem w t� podr�. Rano Dolph wsta� i kopn�� w �cian�. Ko�ci zn�w u�o�y�y si� w szkielet. Marrow powiedzia� mu, �e niegdy� musiano sk�ada� je r�cznie, jedna po drugiej. Z czasem jednak sam wy�wiczy� umiej�tno�� natychmiastowej zmiany swej postaci. By�o to ca�kiem niez�e, gdy� Ksi��� z pewno�ci� nie mia�by tyle cierpliwo�ci, �eby wszystkie kosteczki umie�ci� na swoim miejscu. Dolph zmieni� si� w mr�wk�, zjad� nast�pny okruszek i po chwili przeobrazi� si� w ch�opca. Ruszyli do Zamku. Znale�li zaczarowan� �cie�k�. Zaprowadzi�a ich prosto do wej�cia. Zamek prezentowa� si� okazale, cho� na pierwszy rzut oka wida� by�o, �e jest opustosza�y. Wygl�da� tak, jakby nawiedza�y go duchy. Fosa by�a do po�owy nape�niona zamulon� wod�, za� rozklekotany zwodzony most okrywa�y paj�czyny. Szare kamienie pokrywa� zielony nalot. By� cudowny! - Mo�e tak... - zacz�� Marrow. Dolph zatrzyma� si� w p� drogi. Ju�, ju� mia� wej�� na most. Rany po wyrwanych pi�rach jeszcze mu si� nie zagoi�y, postanowi� wiec korzysta� z dobrych rad starszych. - ...ja bym poszed� pierwszy. Upewni� si�, czy nie czyha tam �adne niebezpiecze�stwo - doko�czy� ko�ciej. - Ale to co� nic ci nie zrobi? - A c� mo�na mi zrobi�? Dolph nawet nie pr�bowa� mu na to odpowiedzie�. Ci, co lubili gry�� w nogi, natrafiliby na twarde ko�ci, ci, co lubili straszy�, te� by nic nie wsk�rali. Umar�ego nie da si� przestraszy� na �mier�. Marrow przeszed� po starych, drewnianych podporach mostu przez fos�. Nic nie zagrodzi�o mu drogi. Podszed� do olbrzymich wr�t. By�y otwarte. Rozejrza� si� dooko�a. Cisza. Zastuka� w �cian�. Kamie�, z kt�rego zbudowane by�o sklepione przej�cie na g�rny zamek, odpowiedzia� mu g�uchym echem. Wszystko wskazywa�o na to, �e zamczysko jest puste. Dolph przeszed� przez most. Czu� si� troch� nieswojo. Jak poszukiwacz przyg�d mo�e z takim wahaniem wchodzi� do opuszczonego zamku? Powinienem by� tu wpa��, wywijaj�c szpad�. Tak. Gdybym tylko j� mia�. Ale czy w og�le kto� mi si� teraz przygl�da? - my�la�. I czy to w og�le ma jakie� znaczenie? Czy� matka nie zgodzi�a si� na t� Wypraw�, bo wiedzia�a, �e i tak mi si� nic nie stanie? �e i tak niczego nie znajd�? �e powa��sam si� jedynie po Zamku i wr�c� do domu? Z Marrowem nie mog� si� zgubi�. Nie ma co! Te� mi przygoda! Ivy na sam� my�l o tym pewnie ju� chichocze z uciechy, tak jak to tylko ona potrafi. Ach, te starsze siostry! Postanowi�, �e nie wr�ci do domu, dop�ki nie odnajdzie Dobrego Maga. - Jeszcze im poka��! Teraz nale�a�o jedynie wymy�li�, jak to zrobi�. Obeszli wszystkie komnaty, strychy, lochy i zakamarki, ale nie znale�li nic opr�cz firanek z paj�czyn i szarawego py�u. Osobiste rzeczy Maga zosta�y wypucowane i pochowane przez mieszka�c�w Zamku Roogna, zaraz gdy odkryto, co si� sta�o. Co tylko mog�o by� znalezione, zosta�o znalezione. Dla Dolpha ju� nic nie zosta�o. Kr�lowa Iren zapewne dobrze o tym wiedzia�a. - Du�o wi�cej tu chyba nie znajdziemy - odezwa� si� Marrow. - Czy�by� znalaz� co� nowego? - Dolph z obrzydzeniem zerkn�� na pod�og�. Wiedzia�, �e nie pozostaje mu nic innego, jak wr�ci� do domu. Chyba �eby... chyba �eby natrafi� na co�, czego do tej pory nikt nie zauwa�y�. - Wiesz... - zacz�� Marrow. C� ten szkielet m�g� wymy�li�?! - W�tpi�, �e powie co� ciekawego, lecz na wszelki wypadek postanowi� go wys�ucha�. - ...pewne stworzenia maj� nadzwyczaj rozwini�ty zmys� obserwacji. Mog� dostrzec co�, na co inni nie zwr�cili najmniejszej uwagi. Ksi��� wzruszy� ramionami. Zamieni� si� w ziemniaka i poprzewraca� oczkami, lecz zobaczy� jedynie pustk� i kurz. Zamieni� si� w psiank�. Poci�gn�� psim nosem. Tak�e wyczu� pustk� i kurz. Zamieni� si� w k�os zbo�a. Nadstawi� uszu. Nic nie us�ysza�. Wko�o panowa�a cisza. - Ale... Dolph przybra� posta� ch�opca i czeka�. - ...istniej� przecie� inne sposoby, inne miary, wagi. Kto� inny, jakie� inne stworzenie by� mo�e by�oby w stanie spostrzec co�, czego nikt jeszcze nie zauwa�y�... - ci�gn�� Marrow. Czy�by ten szkielet postrada� resztk� zmys��w? Chyba ju� ma zupe�nie pusto pod czach�! To mi przypomina zwyk�e babskie gadanie, pomy�la�, maj�c na ko�cu j�zyka w�a�ciw� odpowied�. Nie odezwa� si� jednak ani s�owem, gdy� wbrew wszelkim nakazom zdrowego rozs�dku, gdzie� g��boko w nim tkwi�a iskierka nadziei, przeczucie, �e pomimo wszystko mo�e co� w tym jest. - Co przez to rozumiesz? - zapyta�. - �wiat Hipnotykw to �wiat u�udy. Widzia�em w nim wiele dziwactw, w�a�ciwie nic ju� mnie nie jest w stanie zadziwi�... - odrzek� ko�ciej. - Wydaje mi si�, �e je�li jest tu co�, co nale�y odnale��, to musi to by� w jakiej� tajemnej, ukrytej komnacie, takiej, do kt�rej normalnie nie da si� trafi�... - Tajemnej komnacie? - Dolph by� wyra�nie zaciekawiony. - A gdzie� ona mo�e by�? Marrow wzruszy� ramionami. - Tam, gdzie jeszcze nikt przed nami nie zagl�da�. Za�o�ywszy oczywi�cie, �e ona w og�le istnieje. - Ale jak j� odnajdziemy? Przeszukali�my ju� ca�y zamek! - Nie by�bym tego taki ca�kiem pewien. Pomy�la�em, �e mo�e m�g�by� przeistoczy� si� w co� i zobaczy� czy... Dolph nie czekawszy, a� Marrow doko�czy zdanie, natychmiast zamieni� si� w wielk� miernic�*.[* Miernica - g�sienica motyla nocnego z rodziny miernikowcowatych.] Przemierzy� ca�y zamek i stwierdzi�, �e pomiary si� nie zgadzaj�. G��boko rozwa�yli ten problem i doszli do wniosku, �e w konstrukcji budowli rzeczywi�cie zachodzi pewna sprzeczno��. Komnaty, schody i �ciany tworzy�y zawi�� mozaik�, tak wi�c prawie nie mo�na by�o wpa�� na to, co z czym po��czy�, jak wykre�li� plany. A jednak miernicy uda�o si� namierzy� co� szczeg�lnego. Kawa�ek pustej przestrzeni, wystarczaj�co du�y, by pomie�ci� ukryt� komnat�. R�wnie dobrze m�g� to by� pot�ny kamienny mur, jednak mog�o to by� tak�e to, czego szukali. Dolph oszala� ze szcz�cia. Dokonali nie byle jakiego odkrycia! I to pierwsi! Teraz nale�a�o jedynie uda� si� do tajemnej komnaty i zobaczy�, co kryje w swoich podwojach! Zamek zbudowany by� z pot�nych, ci�kich kamiennych cios�w. Ani chodz�cy szkielet, ani tym bardziej ma�y, dziewi�cioletni ch�opiec nie byli w stanie ich ruszy�. - Jako� musimy si� dosta� do �rodka. Zamieni� si� w ogra i rozwal� �ciany - o�wiadczy� zdecydowanie Dolph. - Nie jestem tego taki pewien... - Taak. Mo�e masz racj� - pos�usznie zgodzi� si� ch�opiec. - Nie wolno nam niszczy� czyjego� zamku. Lecz gdyby� tak m�g� na chwil� zamieni� si� w sztang�, z jej pomoc� ogr z pewno�ci� da�by rad� wywa�y� kilka kamiennych g�az�w. Wsun�liby�my je potem na swoje miejsce. - Daj mi kopniaka! - poprosi� Marrow. Dolph szybko kopn�� go tam, gdzie trzeba. Marrow run�� do przodu, rozsypa� si� na kawa�ki i u�o�y� w pot�n�, d�ug� sztang�. Czaszka tym razem pos�u�y�a jako dobrze le��ca w d�oni r�koje��. Dolph przeobrazi� si� w ogra. By� teraz tak du�y, �e ledwo mie�ci� si� w pokoju. Jego monstrualnie umi�nione cielsko porasta�a g�sta sier��. T�po rozejrza� si� dooko�a i zauwa�y� paj�ka prz�d�cego swoj� sie�. Paj�k za� zerkn�� na to w�ochate kizi-mizi i natychmiast zemdla� ze strachu. Ogry by�y najsilniejszymi, najbrzydszymi i najg�upszymi stworzeniami w Xanth. Nic dziwnego, �e wszyscy si� z nich na�miewali! Dolph si�ga� po ko�cist� d�wigni�, gdy wtem do komnaty wparowa� jaki� inny ogr. Zdziwiony ch�opiec zamar� bez ruchu. - Kto to! - przem�wi� w typowy dla ogr�w spos�b. - Kto to! - tym samym tonem odpowiedzia� drugi ogr. - Te� pytanie! Przedstaw si�, panie! - obstawa� przy swoim Dolph. Ogry zazwyczaj porozumiewa�y si� u�ywaj�c prostych rym�w. Z wyj�tkiem nich prawie nikt tak nie m�wi�. - Te� pytanie! Przedstaw si�, panie! - powt�rzy� drugi. - Sprawi� ci takie lanie, �e nic z ciebie nie zostanie - pogrozi� mu Dolph, uni�s�szy sw� wielk� ogrz� pi��. By� w�ciek�y. - Sprawi� ci takie lanie, �e nic z ciebie nie zostanie - pogrozi� mu drugi, podobnie uni�s�szy sw� ogrz� pi�� w g�r�. - Mo�e... - zacz�a r�koje�� z czaszki Marrowa. W tej samej chwili ogr znikn�� i pojawi�a si� druga identyczna sztanga z ko�ci. - Mo�e... - powiedzia�a. Dolph z powrotem zamieni� si� w ch�opca. - Co tu si� dzieje u licha? - zapyta�. Ko�o niego natychmiast stan�� taki sam ch�opiec. - Co si� tu dzieje u licha? - powt�rzy�. - ...jeszcze tu kogo� mamy - odezwa� si� Marrow. Drugi ch�opiec znikn��, a zaraz potem zn�w pojawi�a si� druga sztanga. - ...jeszcze tu kogo� mamy - powt�rzy�a kopia. - To co� wci�� nas na�laduje! - stwierdzi� Dolph. - To ma�po-pies - wyja�ni� Marrow. Druga czaszka natychmiast powt�rzy�a to niczym echo i znikn�a. - Co to takiego? - zapytali prawie r�wnocze�nie Dolph i Niby-Dolph. - Stworzenie, kt�re ma�puje wszystko, co widzi i s�yszy - odpowiedzieli Niby- Marrow i Marrow. - Nie ma w�asnego rozumu. Potrafi jedynie wszystko na�ladowa�. - Mo�e wi�c pomo�e nam si� dosta� do komnaty - burkn�� Dol