4427

Szczegóły
Tytuł 4427
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4427 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4427 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4427 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Prof. dr hab. Piotr Jaroszy�ski OCALI� POLSKO�� Wydawnictwo Instytut Edukacji Narodowej Lublin 2OO1 Spis tre�ci Wprowadzenie Ocali� polsko��! (Kultura narodowa wobec globalizmu) Nauka w kulturze chrze�cija�skiej Kultura chrze�cija�ska schy�ku II tysi�clecia - dziedzictwo czy deformacja? Od imperializmu do globalizmu Skarb kultury polskiej Skarb Niepodleg�o�ci Czy w liberalistycznej koncepcji wolno�ci jest miejsce na odpowiedzialno��? Edukacja dla socjalizmu Rola edukacji dla bezpiecze�stwa pa�stwa polskiego Encyklika Fides et ratio w polskich mediach: interpretacje - nadinterpretacje - deformacje Globalizm a reforma edukacji w Polsce Globalizm now� religi�? J�zyki klasyczne a wychowanie Polaka Kultura - zagro�enia ze strony ideologii Pytanie o przysz�o�� polskich Ziem Odzyskanych Senior w rodzinie wielopokoleniowej Wprowadzenie W dzisiejszych czasach dominuje kulturowo nad Europ� pragnienie budowy jednolitego spo�ecze�stwa globalnego. Mo�liwo�� b�yskawicznej komunikacji pomi�dzy lud�mi, gdzie znikaj� praktycznie bariery odleg�o�ci, dost�pno�ci komputer�w i internetu, powszechno�ci medi�w - prowadzi do dominacji obrazu i ruchu nad my�leniem i kontemplacj�. Wci�� powtarzane, zwielokrotnione te same wzorce, sprzyjaj � upadkowi i negacji zasad moralnych, a przez sw� powszechno�� stwarzaj� pozorne wra�enie poprawno�ci i normalno�ci, co usypia sumienie i gasi przenikliwo�� my�li. To wszystko wywo�uje nowe nieznane dot�d problemy cywilizacyjne. Jednak pokusy totalitarne rodz� si� te same co niegdy�, lecz obecnie zyskuj� wi�kszy rozmach, opieraj� si� bowiem na du�ych mo�liwo�ciach nowoczesnej techniki. Taka sytuacja powoduje, i� zar�wno sterowanie psychologiczne, jak i manipulacje wielkimi grupami ludzi poprzez �rodki masowego przekazu s� wygodnym narz�dziem w�adzy. U progu trzeciego tysi�clecia mogli�my pozna� i do�wiadczy� trzech najwi�kszych ideologii XX wieku: nazizmu, komunizmu i liberalizmu. Ostatnia z nich na naszych oczach przeobra�a si� w�a�nie w globalizm, kt�ry ogarnia swym wp�ywem wszystkie dziedziny kultury, powoduj�c rozbicie narodowej to�samo�ci. A czyni to w taki spos�b, �e wielu ludzi wcale nie dostrzega nadchodz�cego zagro�enia. Globalizm, opieraj�c si� na ideale powszechnej r�wno�ci, prowadzi do jednego zasadniczego wniosku, �e suwerenno�� pa�stw i narod�w nie mo�e ju� by� odniesieniem dzia�a� politycznych. Celem g��wnym jest jedno wszech�wiatowe spo�ecze�stwo obywatelskie. Prezentowany zbi�r esej�w profesora Piotra Jaroszy�skiego, kt�ry stanowi kontynuacj� pracy sprzed dw�ch lat Polska i Europa, pokazuje dalsze etapy przemian spo�ecznych i kulturowych na tle �wiatowej tendencji do wymazania z ludzkiej �wiadomo�ci fundament�w narodowych. Dlatego ju� w samym tytule ksi��ki zawarte jest szczeg�lnego rodzaju wezwanie, maj�ce stanowi� na dzi� motyw naszego dzia�ania na rzecz budowania dobra wsp�lnego w Ojczy�nie. Ocali� polsko�� - to rozszerza� i niejako rze�bi� w�asnym wysi�kiem oblicze narodowej kultury. Tym bardziej nagl�ce to zadanie dzisiaj - bowiem jak wskazuje Autor - dziej�cy si� na naszych oczach zamach na kultur� Polski, obejmuje wszelkie dziedziny �ycia spo�ecznego. Rozwa�aj�c, na tle suwerenno�ci naszego narodu, tak fundamentalne dla kultury zagadnienia, jak: nauka, edukacja czy religia, musimy pami�ta�, �e to od nas zale�y ich powodzenie. Nie wolno poddawa� si� zewsz�d ogarniaj�cej bezsilno�ci, ta bowiem rozbija cz�owieka, a za nim ca�y nar�d. Ze szczeg�ln� uwag� podkre�la Autor rol� nauki i edukacji jako tych obszar�w, kt�re s� podstaw� kszta�towania si� w cz�owieku rozumienia �wiata. Upada dzi� idea� wiedzy d���cej do prawdy, piel�gnowany przez ponad 2500 lat, pocz�wszy od staro�ytnej Grecji. Dzisiejsze rozumienie nauki to produkt nieskr�powanych bada�, kt�rych wyniki s� jedynie prowizoryczne. W konsekwencji prowadzi to do anarchii w badaniach naukowych i postulatu wolno�ci bez granic, co wida� tak�e w �yciu spo�ecznym. Ujawnia si� to z ca�� moc� w systemie edukacji, w kt�rym nie liczy si� kszta�cenie i wychowanie, rozumiane jako doskonalenie osoby poprzez wysi�ek nabywania cn�t, lecz socjalizacja, czyli takie urabianie ucznia, by w przysz�o�ci by� przydatny do cel�w politycznych, gospodarczych, a wi�c uleg�y, dyspozycyjny, nie przywi�zany do tradycyjnej katolickiej moralno�ci. Socjalizacja przywo�uje uniwersalny system warto�ci i post�powanie zgodnie z przyj�tymi normami, lecz milczy o tym, �e �r�d�a tego systemu i tych norm nie s� obiektywne, lecz opieraj� si� na dora�nych celach i decyzjach. Warto zauwa�y�, i� "polsko��" - nasza Ojczyzna i jej kultura - od tysi�ca lat przekazywana, rozwijana i broniona z pokolenia na pokolenie, domaga si� dzi� od ka�dego Polaka z osobna pe�nej pieczo�owito�ci i ofiarno�ci postawy. Ka�dy z nas uwik�any w r�norodne relacje spo�eczne mo�e skierowa� do samego siebie pytanie, w jaki spos�b pr�buje ocali� i zachowa� na rzecz nast�pnych pokole� przekazane mu dziedzictwo przesz�o�ci. Nasze dzia�anie, nawet to najbardziej b�ahe, jest nierozerwalnie zwi�zane z odpowiedzialno�ci� za jego skutek i nic nie zwolni nas od tej odpowiedzialno�ci. Dlatego ocalenie polsko�ci nie jest zadaniem skierowanym do jakiej� w�skiej grupy os�b, ale stawia nas wszystkich w obliczu spe�nienia tego obowi�zku. Pawe� Gondek Ocali� polsko��! (Kultura narodowa wobec globalizmu) Globalizm to trend cywilizacyjny, kt�rego celem jest utworzenie na naszym globie jednego spo�ecze�stwa sterowanego przez jeden rz�d. Wprawdzie w ka�dej wielkiej cywilizacji w�adcy aspirowali do panowania nad �wiatem, niemniej jednak dopiero w XX wieku projekty te sta�y si� realne. W �redniowieczu i w czasach nowo�ytnych podstawowymi strukturami politycznymi by�y monarchie. Rozpocz�ty pod koniec XVIII wieku ich demonta� utorowa� drog� do budowania suwerennych pa�stw narodowych, jako pa�stw obywatelskich. Mi�dzy pa�stwami tymi toczy�a si� w wielu dziedzinach rywalizacja, nie zawsze te� udawa�o si� utrzyma� r�wnowag� si�, co prowadzi�o do licznych wojen, kt�rych kulminacj� by�y dwie wojny �wiatowe w wieku XX. Kolejna, ale ju� tzw. zimna wojna, oparta by�a na konfrontacji dw�ch supermocarstw, USA i ZSRS, przy wsp�udziale mniej lub bardziej podleg�ych im pa�stw. Upadek komunizmu pozostawi� na arenie politycznej jedno supermocarstwo. W�wczas ostro ruszy�a kampania proglobalistyczna. Przy istotnym wp�ywie i zaanga�owaniu Stan�w Zjednoczonych globalizm nie jest w spos�b formalny zwi�zany z jakim� okre�lonym pa�stwem czy narodem, jawi si� raczej jako tw�r ponadpa�stwowy i ponadnarodowy. Pewne jest natomiast, �e globalizm w spos�b zasadniczy wp�ywa na polityk�, ekonomi�, media, edukacj� etc., wkraczaj�c w spos�b mniej lub bardziej jawny w dziedziny, kt�re warunkuj� i kszta�tuj� niepodleg�y byt pa�stwowy. Ostatnim aktem suwerennych pa�stw jest zgoda na ograniczenie lub wr�cz rezygnacj� z w�asnej nie- zawis�o�ci; przypomina to do z�udzenia legalizacj� rozbior�w przez polski sejm. W "oczach �wiata" wszystko dzieje si� zgodnie z prawem, w oczach narodu nic nie budzi podejrze�, legalizacja dokonuje si� za spraw� demokratycznie wybranych parlamentarzyst�w. S� to jednak tylko pozory. W�r�d wielu dziedzin dotkni�tych wp�ywem globalizmu znalaz�y si� tak�e kultury narodowe. Wp�yw ten nie jest odczuwany zbyt bole�nie, trudno si� zatem dziwi�, �e tak naprawd� tylko nieliczni zdaj� sobie spraw� z zachodzenia tego procesu. Masy przyzwyczajone do uznawania za rzeczy wa�ne (a wr�cz istniej�ce!) tylko tego, co jest odpowiednio spreparowane i nag�o�nione przez media, nie dostrzegaj� problemu utraty w�asnej kultury narodowej; o tym masowe media nie m�wi�, a wi�c tego jakoby nie ma. Aby dostrzega� ten proces, trzeba mie� jak�� skal� por�wnawcz�. Brak jest rozpoznawalny przez por�wnanie z ca�o�ci� bez brak�w, zatem obcuj�c wy��cznie z rzeczami wybrakowanymi mo�emy s�dzi�, �e taka jest ich natura, a wi�c �e brak�w nie posiadaj�. Kto widzi tylko psy bez ogon�w, ten b�dzie przekonany, �e zwierz� to z natury nie ma ogona, �e pies z ogonem to jakie� dziwad�o; kto zna klasyk� polsk� tylko z wersji filmowej, ten ma zdeformowany obraz polskiej kultury (niestety, jeste�my obecnie �wiadkami mocno niepokoj�cego zjawiska w skali masowej, bowiem to w�a�nie ten zdeformowany obraz jest uznawany za "normalny"). Trzeba zaznaczy�, �e kultura narodowa nigdy nie by�a w pe�ni zasymilowana przez ca�y nar�d czy wszystkich obywateli danego pa�stwa. Kultura narodowa jest raczej kultur� elitarn�, cho�by z tego tytu�u, �e wymaga zdobycia odpowiedniego poziomu wykszta�cenia - i to w wielu r�nych dziedzinach - aby mo�na by�o z ni� obcowa� i ni� �y�. St�d te� stosunkowo niewielki procent narodu zdaje sobie w pe�ni spraw� z tego, co nar�d jako ca�o�� traci. A poniewa� wielu s�dzi, �e na polityce, na medycynie i na kulturze zna si� ka�dy, wi�c publiczna dyskusja nad potrzeb� i wag� kultury narodowej z regu�y pr�dko staje si� ja�owa. Dlaczego globalizm z ca�� premedytacj� niweluje wp�yw kultur narodowych na poszczeg�lne spo�ecze�stwa? W wymiarze spo�eczno-politycznym kultura narodowa umacnia dane spo�ecze�stwo wewn�trznie, czyni je bardziej zwartym, silnym, a wi�c i odpornym na zakusy obcych. Parafrazuj�c znan� klasyczn� sentencj� mo�emy powiedzie�, �e miastem bez mur�w jest spo�ecze�stwo bez w�asnej kultury. Je�eli wi�c globali�ci d��� do utworzenia jednego �wiatowego spo�ecze�stwa, to musz� zdruzgota� mury kultur narodowych. W wymiarze politycznym skruszenie mur�w kultury narodowej otwiera swobodn� drog� do realizowania wizji nowego spo�ecze�stwa, kt�re ju� nie b�dzie narodem, a kto wie, czy jednostki wchodz�ce w jego sk�ad zdo�aj � w�wczas ocali� swe cz�owiecze�stwo. Poniewa� przekaz kultury narodowej przez wieki opiera� si� na tradycji, obejmuj�cej kr�g domu, szko�y, pa�stwa i Ko�cio�a, wi�c niszczenie kultur narodowych musi polega� na opanowywaniu tych w�a�nie newralgicznych punkt�w. Najpierw wi�c podwa�a si� warto�� samej tradycji jako no�nika kultury, tradycj� ukazuje si� w najgorszym �wietle -jako co� zacofanego, anachronicznego, pozbawionego warto�ci. Liczy si� tylko przysz�o�� i post�p. Nast�pnie trzeba wkroczy� do dom�w. Dzi� jest to nad wyraz �atwe. Globali�ci nie musz� kolbami wywa�a� drzwi ani wkrada� si� przez okno. Praktycznie w ka�dym domu stoi jeden lub kilka telewizor�w, kt�ry niczym czo�g otoczony piechot� kolorowych pism dyktuje rytm dnia, opinie, nastroje, oceny. Dom dzi�ki masowym mediom jest ju� zdobyty. A co ze szko��? Programy szkolne opracowywane s� i finansowane przez zachodnich "specjalist�w" i zachodnie instytucje, takie jak OECD czy Unia Europejska. W zwi�zku z tym bardzo precyzyjnie usuwa si� z tre�ci nauczania, cho� stopniowo, materia�, kt�ry rozbudza poczucie narodowe. Eliminuje si� klasyk� literatury (wieszcz�w narodowych) b�d� w ca�o�ci, b�d� przez pozostawienie jak najmniejszej ilo�ci narodowych utwor�w, b�d� poprzez rekomendacj� surogatu, namiastki dzie�a literackiego, czyli obejrzenia wersji filmowej (czyt.: zast�pczej). M�odzie� angielska nie czyta Szekspira, m�odzie� grecka nie czyta Platona, m�odzie� polska... ogl�da Trylogi�, Pana Tadeusza i Przedwio�nie w kinie lub w telewizji. Bo jak tu obcowa� z tekstem, kt�rego... nawet poprawnie i pi�knie si� nie przeczyta, po�owy s��w ju� si� nie rozumie? Szko�a ukierunkowuje uczni�w na zdobycie umiej�tno�ci praktycznych, bez rozwijania zdolno�ci do refleksji i m�dro�ci. Wzorem jest umys� �cis�y, czyli w�ski (skoro �ci�ni�ty), ale za to zarozumia�y, bo wierz�cy w pot�g� techniki. Kultura narodowa za� jako dobro niewymierne traktowana jest jak sprawa pozbawiona warto�ci (bo niemierzalna). Instytucje pa�stwowe zachowuj� z kultur� narodow� zwi�zek symboliczny, zewn�trzny. Gdzieniegdzie flaga, skromny orze�, rzadko hymn narodowy, i to co najwy�ej jego pierwsza zwrotka. Instytucje pa�stwowe s� urz�dami, kt�re urz�duj�, ale nie reprezentuj � majestatu sukcesji w�adzy ponad 1000-letniego pa�stwa i nie zabiegaj�c jego dobro. Kultura urz�du nie jest kultur� narodow�, jest wyrazem kultury biurokratycznej r�nicowanej poziomem techniki i mentalno�ci (socjalistyczna, sowiecka, azjatycka, zachodnia). Jak�e cz�sto wchodz�c do urz�du nie czujemy, aby to by� urz�d naszego kraju, urz�d, kt�ry nam s�u�y, kt�ry chce nam pom�c, kt�ry broni naszych praw. W polskich urz�dach Polacy czuj� si� petentami odgrodzonymi od w�adzy labiryntem korytarzy, pokoi, nie�yczliwych urz�dnik�w, sztucznych sekretarek... Przepa�� ta powi�ksza si� za granic�, gdzie w wielu wypadkach nasze plac�wki dyplomatyczne postrzegane s� nie jako instytucje nakierowane na udzielanie pomocy Polakom, co raczej zorientowane na penetrowanie polonijnych �rodowisk dla bli�ej nie okre�lonych cel�w. Kurczy si� te� mecenat pa�stwa nad dziedzictwem narodowym, kt�re - z ma�ymi wyj�tkami - albo przechodzi w r�ce obce, albo te� ulega likwidacji. Pa�stwo w sensie instytucjonalnym przestaje by� depozytariuszem zainteresowanym kultywowaniem wielowiekowego dziedzictwa narodowego. W gr� wchodzi brak r�wnomiernego rozlokowania plac�wek kulturalnych na terenie ca�ego kraju, tak aby mog�y by� �ywym odniesieniem ca�o�ci narodu i pa�stwa dla dzieci, m�odzie�y i tych, kt�rzy z kultur� polsk� chc� obcowa�. Jak�e nieliczne i jak rzadko rozsiane s� muzea, teatry, sale koncertowe, biblioteki. Instytucji tych by�o nieco wi�cej w okresie PRL-u ze wzgl�du na rol� propagandow�, kt�rej nie mog�y jeszcze spe�nia� masowe media; propaganda jednak nie zas�ania�a wszystkiego co narodowe, st�d mo�na by�o odnale�� �lady kultury polskiej. Ale przy dzisiejszej socjotechnice przekaz masowy mo�na w ca�o�ci wyja�owi� z tre�ci narodowych, nic wi�c dziwnego, �e globali�ci z Banku �wiatowego nakazali Polsce ju� w 1989 roku likwidacj� 30 tysi�cy plac�wek kulturalnych, w tym g��wnie bibliotek. Cz�owiek globalny ma ogl�da� obrazy i s�ucha� s��w podawanych przez media, a nie czyta� ksi��ki, kt�re sam sobie wybierze. Pa�stwo wreszcie przesta�o by� zainteresowane ukazywaniem wzorcowej kultury polskiej. Instytucje, kt�rych nazwy wskazuj� na wyj�tkow� rol� w przekazywaniu pokoleniom bogatego kanonu polskiej kultury (Teatr Wielki, Teatr Narodowy, Teatr Polski, Galeria Na- rodowa), coraz cz�ciej staj� si� polem prywatnych eksperyment�w nie najwy�szych lot�w, a cz�sto o charakterze wr�cz antynarodowym, demoralizuj�cym i szyderczym (vide: g�o�ny ostatnio casus warszawskiej "Zach�ty"). Nic wi�c dziwnego, �e wskutek takich dzia�a� wygaszony zostaje duchowy i materialny zwi�zek obywateli z w�asnym pa�stwem jako g��wn� form� spo�ecznego organizowania si� ludzi. Nie dzieje si� to samoczynnie, lecz jest promowane przez instytucje globalistyczne, kt�re w ten spos�b zmieniaj� ukierunkowanie dzia�a� instytucji tradycyjnie pa�stwowych. Administracja pa�stwowa jest nie tylko polem dla za�atwiania prywatnych interes�w, ale nade wszystko jest coraz cz�ciej firm� do wynaj�cia, jest przed�u�eniem firm mi�dzynarodowych czy ponadnarodowych. Ma to swoje konsekwencje w kulturze, poniewa� przedsi�wzi�cia ukazuj�ce bogactwo i g��bi� wielu dzie� wymagaj� przepot�nego wsparcia instytucjonalnego, na kt�re prywatnie nikogo nie sta�. Nie wystarczy wynaj�� sal� i zap�aci� za pr�d, trzeba jeszcze wykszta�ci� ludzi zdolnych do tworzenia i przekazywania arcydzie� w ich najg��bszym wymiarze. Je�li w�asne pa�stwo nie jest zainteresowane promowaniem kultury ojczystej, to trudno si� spodziewa�, aby by�y tym zainteresowane pa�stwa lub organizacje obce. Jest im raczej na r�k�, �e dane spo�ecze�stwo staje si� coraz bardziej bezmy�lnym konsumentem i nie jest suwerennym narodem. Kto� zapyta, a po co by� "suwerennym narodem"? W odpowiedzi nasuwaj� si� na my�l s�owa, kt�re wypowiedzia� pono� Arystoteles, gdy zapytano go, po co cz�owiek tyle obcuje z pi�knem? Trzeba by� �lepym, �eby zadawa� takie pytanie - odpowiedzia� filozof. Trzeba by� pozbawionym, przynajmniej od czasu do czasu, rozumu, aby pyta�, po co cz�owiekowi rozum. Trzeba by� nie w pe�ni dojrza�ym psychicznie, aby pyta�, po co kultura narodowa. Je�eli bowiem przy- chodz� na �wiat "go�y i bosy", nie umiem my�le�, nie umiem pisa�, nie umiem m�wi�, nie umiem rozumnie s�ucha� i patrze� - to m�j rozw�j osobowy, a wi�c rozw�j wra�liwo�ci, umys�u, woli, charakteru, pozwalaj�cy mi na osi�gni�cie w�a�ciwej sylwetki fizycznej i du- chowej, na zdrowy kontakt z innymi lud�mi, na odczytywanie rzeczywisto�ci - dokonuje si� przez najbli�szy i najpe�niejszy kr�g �wiata, kt�rym jest moja rodzina, moi rodacy, moja ojczyzna. Jak nie istnieje j�zyk w og�lno�ci, lecz s� j�zyki narodowe, tak nie ma kultury w og�le, lecz s� kultury narodowe. Ucz�c si� j�zyka, kt�ry pozwoli mi na kontakt z innymi lud�mi, na wyra�anie siebie, na si�ganie do dzie� pisanych przed wiekami, ucz� si� w pierwszym rz�dzie j�zyka ojczystego, jako dla mnie najbli�szego i naj�atwiejszego. Po co mam w Polsce, gdzie mieszka 40 milion�w Polak�w, uczy� si� najpierw chi�skiego lub angielskiego? Je�eli za� to j�zyk polski wprowadza mnie do mojej spo�eczno�ci i do mojego dziedzictwa, to jest jasne, �e musz� ten j�zyk opanowa� nie byle jak, ale w stopniu doskona�ym. Potrzebuj� tego nie tylko jako Polak, ale jako cz�owiek, poniewa� swoje cz�owiecze�stwo realizuj� po polsku. Dlatego troska o opanowanie ojczystego j�zyka jest podstawowym zadaniem domu i szko�y. Je�eli natomiast ju� w latach 60. wprowadzono reform� edukacji, w kt�rej ramach zredukowano b�d� wyeliminowano przedmioty humanistyczne ze szkolnictwa zawodowego (przymusowo obj�to ni� ponad po�ow� m�odych Polak�w), to jest jasne, �e chodzi�o o "wyhodowanie" ludzi, kt�rymi �atwo mo�na sterowa�. W dobie globalizacji proces dehumanizowania kszta�cenia poszed� jeszcze dalej, poniewa� dzi� g��wna umiej�tno�� "literacka" m�odych ludzi polega na poprawnym pisaniu poda� i stawianiu krzy�yka w odpowiedniej kratce. A c� m�wi� o g�ganiu, jakie wydobywa si� z garde� niekt�rych polityk�w i dziennikarzy, kt�re dopiero po g��bokim namy�le mo�na nazwa� d�wi�kami artyku�owanymi i zakwalifikowa� jako przynale��ce do j�zyka polskiego? Globalizm w pe�ni podbije �wiat dopiero po ca�kowitej likwidacji kultur narodowych. Albowiem kultura narodowa jest tym najg��bszym fundamentem, kt�ry chroni suwerenno�� poszczeg�lnych os�b w wymiarze wewn�trznym. Jest ona r�wnie� swoistym kodem, nieczytelnym dla obcych, kt�ry spaja nar�d, nawet pozostaj�cy w niewoli. Dlatego liczy� si� musimy z tym, �e proces pozbawiania nas naszej kultury ojczystej b�dzie trwa� a� do czasu ca�kowitego zniszczenia w nas polsko�ci. Stosowane s� i b�d� r�ne metody. Kultura narodowa b�dzie puszczana w niepami��, b�dzie zaw�aszczana i deformowana, b�dzie wyszydzana... To dzieje si� dzi�. Poniewa� kultura narodowa stoi na stra�y naszego cz�owiecze�stwa, dlatego ka�dy Polak musi powa�nie zastanowi� si� nad stanem obecnym i nad tym, co mo�e zrobi� w skali osobistej, rodzinnej, spo�ecznej, aby si� nie da� wyzu� z w�asnej tradycji i to�samo�ci, aby czerpi�c soki z ojczystego dziedzictwa, obroni� w sobie cz�owieka, w spo�ecze�stwie - nar�d, a w pa�stwie - ojczyzn�. Nauka w kulturze chrze�cija�skiej Zastanawiaj�c si� nad rol� nauki w kulturze chrze�cija�skiej musimy najpierw wzi�� pod uwag� samego cz�owieka. Je�li bowiem nauka jest dzie�em cz�owieka, to rodzi si� pytanie: czy i jakiej nauki potrzebuje cz�owiek? Chrze�cija�ska koncepcja cz�owieka ma sw�j wymiar teologiczny i filozoficzny. Z punktu widzenia teologicznego cz�owiek zosta� stworzony na obraz i podobie�stwo Boga. S�owo "obraz" nosi po grecku miano PR�SOPON, a po �acinie - PERSONA. Cz�owiek nie jest ani zwierz�ciem, ani maszyn�, ale person�, cz�owiek jest OSOB�. Posiadamy wprawdzie cia�o - a szereg funkcji, jakie spe�niamy, to funkcje, kt�re znajdujemy w �wiecie przyrody, zw�aszcza na poziomie fizjologicznym i zmys�owym: cz�owiek oddycha i pies oddycha, cz�owiek patrzy i pies patrzy - ale cz�owiek oddycha i patrzy jak cz�owiek, a nie jak pies. Jest co�, co sprawia, �e cz�owiek nawet w ni�szych czynno�ciach wyrasta ponad �wiat przyrody. A s� przecie� czynno�ci wy�sze, w og�le nie spotykane w �wiecie zwierz�cym. Powstaje wobec tego pytanie: co jest takiego w cz�owieku, �e m�wimy nie tylko o jego po- dobie�stwie do Boga, ale r�wnie� o tym, �e jest on stworzony "na obraz Boga" (ad imaginem Dei)? �w. Tomasz z Akwinu precyzyjnie odpowiada: - "... cz�owiek zosta� stworzony na obraz Boga nie wedle cia�a, lecz wedle tego, dzi�ki czemu g�ruje nad zwierz�tami. Dlatego w Ksi�dze Rodzaju napisane jest: Uczy�my cz�owieka na obraz i na podobie�stwo nasze; a niech panuje nad rybami morskimi, etc. G�ruje za� cz�owiek nad wszystkimi zwierz�tami ze wzgl�du na rozum i intelekt; dlatego w�a�nie: ze wzgl�du na intelekt i rozum, kt�re s� niematerialne, cz�owiek zosta� stworzony na obraz Boga"1. Je�eli wi�c m�wimy o wyj�tkowej pozycji cz�owieka w�r�d stworze�, je�li m�wimy, �e jest osob�, to nie ze wzgl�du na cia�o i zmys�y, ale z uwagi na umys�. To jest ten szczeg�lny atrybut cz�owieka-osoby. Powstaje jednak w�tpliwo��: w jakim stanie jest nasz umys�? Czy przychodz�c na �wiat wszystko wiemy i rozumiemy, bo posiadamy wiedz� wrodzon�, czy te� droga do rozumienia jest d�uga i �mudna? Sw. Tomasz wyja�nia: "... primus homo sic institutus est a Deo, ut haberet omnium scientiam, in �uibus homo natus est instrui -... pierwszy cz�owiek, przed grzechem pierworodnym tak zosta� ustanowiony przez Boga, �e posiada� wszelk� wiedz�, jak�� natury mo�e posi���. Ale wskutek grzechu pierworodnego cz�owiek t� wiedz� straci�"2. Nie oznacza to, �e cz�owiek utraci� cz�owiecze�stwo. Nie, nadal jeste�my lud�mi-osobami. Ale w naszym poznaniu powsta�y szkody spowodowane przez grzech pierworodny, przychodzimy na �wiat i nic nie rozumiemy. Te szkody trzeba naprawi�. I to jest w�a�nie zadanie kultury, kt�rej jedn� z podstawowych dziedzin jest nauka. Zadaniem nauki jest "naprawa" i uformowanie intelektu w taki spos�b, aby by� sprawnym narz�dziem poznania i rozumienia. Przedsi�wzi�cie to ma wymiar ludzki, bo rozumiej�c, stajemy si� coraz bardziej lud�mi i coraz bardziej jeste�my "na obraz Bo�y". Bycie na obraz Bo�y to zadanie cz�owieka w wymiarze ludzkim i nadprzyrodzonym. Chrze�cija�ski obraz cz�owieka to obraz cz�owieka rozumnego, zdolnego do odczytywania rzeczywisto�ci. Tu powstaje kolejne pytanie: jak� drog� pod��a� ma ludzki rozum, �eby poznawa� i rozumie�? Chrze�cija�stwo pojawi�o si� w kr�gu wysoko rozwini�tej kultury grecko-rzymskiej. By�o to zastane dziedzictwo, w kt�rego ramach od kilku ju� wiek�w uprawiano nauk�. Celem nauki by�o poznanie prawdy dla samej prawdy. Taki idea� przy�wieca� zw�aszcza Grekom i dlatego mieli w tej materii wielkie osi�gni�cia. S� tw�rcami wielu nauk, jak filozofia, fizyka, biologia czy matematyka. Czy ten dorobek chrze�cijanin powinien zlekcewa�y� i odrzuci�? By�y takie zakusy. Niekt�rzy, jak Tacjan czy Tertulian, m�wili: po co nam wiedza Grek�w i pogan, skoro mamy Pismo �w.? Po co mamy szuka� prawdy, skoro Najwy�sza Prawda, sam B�g, nam si� objawi�? Po co nam rozum, skoro mamy wiar�? Sytuacja by�a dramatyczna, ale dziedzictwo Grek�w nie zosta�o odrzucone. Ci natomiast, kt�rzy zach�cali do pot�pienia rozumu i nauki, zmarli poza Ko�cio�em. Na czym polega problem? Nauka, kt�rej zadaniem jest odkrywanie prawdy, jest dzie�em ludzkiego rozumu. Ale sam rozum nie jest dzie�em cz�owieka. Rozum ludzki pochodzi od Boga; zosta� stworzony przez Boga, i to niezale�nie od tego, czy jest to rozum cz�owieka wierz�cego, poganina czy ateisty. Pot�piaj�c rozum pot�piliby�my dzie�o Bo�e. Pot�piliby�my to, co najbardziej jest w cz�owieku "na obraz Bo�y". Rozumu jako takiego nie wolno pot�pia�, bo to r�wna�oby si� z pot�pieniem naszego cz�owiecze�stwa. Zwraca na to uwag� �w. Augustyn: "Niech dalek� b�dzie od nas my�l, �e B�g gani w nas to, dzi�ki czemu uczyni� nas wy�szymi od innych stworze�. Niech dalekie b�dzie od nas przypuszczenie, �e musimy wierzy� w ten spos�b, aby wykluczy� konieczno�� uznania czy potrzeby rozumu; nie mogliby�my przecie� nawet wierzy�, gdyby�my nie posiadali rozumnych dusz"3. Poprzez rozum B�g nas wywy�szy�, wiara spe�nia si� za pomoc� rozumu, bez rozumu nie b�dzie wiary. Nie mo�na wierzy�, nie maj�c rozumu. Kto pot�pia rozum, ten odrzuca wiar�. Kult wiary za cen� bezrozumno�ci jest nieporozumieniem. Staj�c wobec faktu Objawienia mo�na jednak zapyta�, czy potrzebna jest nauka, czy cz�owiekowi nie wystarczy samo Objawienie? Zwr��my uwag� na te dwa problemy. Objawienie obejmuje przede wszystkim sprawy dotycz�ce religii i moralno�ci w wymiarze nadprzyrodzonym. Jest szereg dziedzin nie obj�tych Objawieniem, w kt�rych sam ludzki rozum wystarczy, aby wyrobi� sobie w�a�ciwy s�d. Nie potrzebujemy Objawienia, aby uzna� prawd� zdania: 2+3=5. Nie potrzebujemy Objawienia, aby zobaczy� s�o�ce, ksi�yc i drzewa. Potrzebujemy oczu i rozumu, kt�re pochodz� od Boga. I w�a�nie nauka jest usprawnieniem, wychowaniem, uszlachetnieniem rozumu, aby umia� poznawa� prawd� tam, gdzie mo�e j� pozna�. Nauka jest kultur�, czyli upraw� rozumu (s�owo "kultura" pochodzi od �ac. colo, colere - uprawiam), przysposobieniem go do poznawania prawdy. Dlatego cz�owiek potrzebuje nauki, aby prawid�owo rozwin�� w sobie dar rozumu. Rozumu potrzebujemy nie tylko dla poznania �wiata, ale r�wnie� dla poznania samego Objawienia. Tre�ci wiary trzeba rozpozna� i prawid�owo zrozumie�. B�g przemawia do cz�owieka za pomoc� prorok�w, kt�rzy pos�uguj� si� j�zykiem ludzkim. Tre�� tego j�zyka dotyczy spraw Bo�ych, ale przez odniesienie do spraw ludzkich, zawartych w ludzkim �wiecie. Jak w nauce mylne poznanie prowadzi do b��du, tak mylne odczytanie tre�ci Objawienia prowadzi do herezji. Uszlachetnione poznanie, kt�rego celem jest prawid�owe odczytanie tre�ci wiary ma charakter naukowy i nosi miano teologii. Tym r�ni si� teologia od mitologii, �e w odczytanie tre�ci nadprzyrodzonych zaanga�owany jest wykszta�cony przez nauk� rozum. A zatem potrzebujemy nauki po to, aby pozna� prawd� o �wiecie, jak i po to, by pozna� przekazan� nam w spos�b nadprzyrodzony prawd� o Bogu. Nauka jest poznaniem racjonalnym, metodycznym, uzasadnionym i intersubiektywnie komunikowalnym. Chodzi o to, aby w poznaniu by�o jak najmniej pomy�ek i b��d�w. Przyczynia si� do tego dobrze wyselekcjonowany aspekt, opracowana metoda i wsp�lny wysi�ek spo�eczny. Nauka jest bowiem efektem pracy osobistej, ale w porozumieniu i kontakcie z lud�mi. W�a�nie ta wsp�praca pozwala odkrywa� prawd�, jak i rozpoznawa� b��dy. Rozpoznanie roli nauki w kulturze, ju� w pierwszych wiekach chrze�cija�stwa, pozwoli�o na to, aby chrze�cijanie weszli w kr�g kultury zachodniej, czerpi�c z jej dziedzictwa. Z kolei samo chrze�cija�stwo wobec upadku �wiata grecko-rzymskiego mog�o wkr�tce sta� si� spadkobierc� tej wielkiej kultury. U jej fundament�w le�a�o poszanowanie nauki, do kt�rej droga biegnie od najm�odszych lat poprzez szko��. Obok nauki edukacja zaj�a w chrze�cija�stwie poczesne miejsce. Najpierw klasztory, potem szko�y przyparafialne, a nast�pnie szko�y katedralne otworzy�y drog� do coraz szerszego przekazywania i piel�gnowania r�nych nauk. Jest przyk�adem jak�e perfidnej propagandy, kt�ra do dzi� ple�nieje w umys�ach wielu ludzi, obwinianie chrze�cija�stwa za to, �e �redniowiecze by�o ciemne. By�o "ciemne" w pewnych okresach4 i w pewnych miejscach, tam, gdzie nie dotar�o jeszcze �wiat�o chrze�cija�stwa, gdzie panowa�o jeszcze poga�stwo nie obj�te ani wcze�niejszym wp�ywem Rzymu, ani wiary Chrystusowej. Gdzie za� pojawi� si� klasztor albo ko�ci�, tam powstawa�a szko�a, aby o�wieca� umys�y lud�w nie znaj�cych szko�y, tam przepisywano staro�ytne ksi�gi, aby przekaza� je potomno�ci. A� wreszcie w XI wieku powstaj� pierwsze uniwersytety. To w wiekach �rednich, za spraw� chrze�cija�stwa, powstaje taka instytucjonalna forma kszta�cenia i prowadzenia bada�, bez kt�rej trudno sobie wyobrazi� dzisiejszy, nie tylko zachodni, ale ca�y �wiat. Uniwersytety to wiekopomne cywilizacyjne dzie�o chrze�cija�stwa. Chrze�cija�stwo skupi�o w sobie model kszta�cenia zapocz�tkowany przez greck� Akademi� i Lykeion, przez Islam i Bizancjum, ale dla Europy i p�niej dla �wiata szko�� wy�sz� z nale�nym jej miejscem w spo�ecze�stwie sta� si� �redniowieczny uniwersytet. To by�a najbardziej znacz�ca odpowied� chrze�cija�stwa na pytanie o miejsce nauki w samym chrze�cija�stwie i w ca�ej kulturze. 12 maja roku 1364 Kazimierz Wielki - za zgod� papie�a Urbana V - wystawia dyplom za�o�enia Uniwersytetu w Krakowie. 26 lipca 1400 roku kr�l W�adys�aw Jagie��o wydaje dokument dotycz�cy zreformowanego Uniwersytetu, w kt�rym kr�l powtarza za swoim poprzednikiem, Kazimierzem Wielkim: "Niech wi�c tam b�dzie nauk przemo�nych per�a, aby wydawa�a m�e dojrza�o�ci� rady znakomite, ozdob� cn�t �wietne i w r�nych umiej�tno�ciach bieg�e. Niechaj otworzy si� orze�wiaj�ce �r�d�o nauk, z kt�rego pe�no�ci niech czerpi� wszyscy, naukami napoi� si� pragn�cy". Tekst ten to jest znak kultury, chrze�cija�skiej i zarazem polskiej. Kult nieuctwa nie nale�y zatem do naszej tradycji. Sk�d zatem mimo wszystko bierze si� nieufno�� do rozumu i do nauki? Powod�w jest wiele: rozum mo�e przecie� pob��dzi�, mo�e wbi� si� w pych�, mo�e tak�e wyst�pi� przeciwko samemu sobie, a nawet przeciwko Bogu. Obserwuj�c dzieje nauki na przestrzeni ostatnich wiek�w widzimy, jak nauka stawa�a si�, zw�aszcza od czas�w reformacji, narz�dziem najpierw walki religijnej, a p�niej walki przeciwko religii. Po raz pierwszy u�yto nauki przeciwko religii w okresie o�wiecenia. Przej�ciowo by�a to walka ideologiczna, ale wkr�tce przerodzi�a si� w krwawy czyn za spraw� rewolucji francuskiej, kt�rej g��wnym celem by�o zniszczenie chrze�cija�stwa. Posypa�y si� g�owy �cinane przy pomocy naukowo skonstruowanej gilotyny. Jak�e trafnie pisze o u�yciu nauki przeciwko Bogu nasz wieszcz, Adam Mickiewicz: "Kiedy nad naukami bezbo�nik pracuje, Strze� si� go: jest to zb�jca, kt�ry bro� kupuje". (Nauka bezbo�nych) W XX wieku, w �wiecie opanowanym przez komunizm rozpocz�a si� walka z religi� na wszystkich frontach. Lew Trocki, i dzi� jeden z idoli socjalistycznej pseudointeligencji w Polsce, wyznawa� z ca�� szczero�ci�: "Nienawidz� Boga". W tej walce z Bogiem wielk� rol� odgrywa�a nauka. W uchwale KC KPZR z roku 1923 sformu�owano tezy dotycz�ce antyreligijnej propagandy. Mia�a by� prowadzona w imi� �wiatopogl�du naukowego. Rozpowszechnianie osi�gni�� naukowo-przyrodniczych w szko�ach, klubach i bibliotekach mia�o cele nie poznawcze, ale antyreligijne. Anga�owano do niej najlepszych partyjnych i komsomolskich propagandyst�w, inteligencj� i uczonych. Trwa�o to przez dziesi�ciolecia. Nawet po �mierci Stalina do naukowego wsparcia ateizmu anga�owano wszystkie wy�sze uczelnie, a kurs ateizmu musia�a obowi�zkowo przechodzi� m�odzie� szk� �rednich. Tzw. dowody naukowe mia�y obali� wiar� i zamieni� ca�e spo�ecze�stwo w gorliwych ateist�w. Nic wi�c dziwnego, �e dzi� wiele teren�w po by�ym Zwi�zku Sowieckim to nie tylko zrujnowane �wi�tynie, ale nade wszystko wypalona z wiary ziemia, ateizm gorszy od poga�stwa. Zastan�wmy si� zatem: czy rzeczywi�cie nauka obala wiar�? Co robi�, �eby wiar� przywr�ci�? Czy nale�y od nauki si� odci��? Aby na te pytania odpowiedzie�, nie mo�na by� nieukiem, trzeba rozumie�, co to jest nauka. I ju� dla chrze�cijanina wy�ania si� zasadniczy obowi�zek, aby nie ucieka� od nauki, lecz przeciwnie - poznawa� j� i wykorzystywa� w celu szerzenia prawdy, dobra i pi�kna, a tak�e (je�eli zajdzie taka potrzeba) obrony w�asnej wiary. Okazuje si�, �e tzw. naukowy �wiatopogl�d to by�o intelektualne fa�szerstwo, a nauka do kt�rej si� odwo�ywano, to nie by�a nauka, lecz ideologia, kt�ra pos�ugiwa�a si� fragmentami nauki nie dla prawdy, lecz dla propagandy. Tzw. nauka komunistyczna by�a zwyk�� blag�, przy pomocy kt�rej tumaniono miliony ludzi. Znale�li si� nawet "profesorowie", kt�rzy j� propagowali. A jak czuj� si� dzi�? Jak patrz� na swoje dzie�a, podpisane ich imieniem? W jaki spos�b naprawi� intelektualne krzywdy wyrz�dzone bezbronnej m�odzie�y? Chodzi o profesor�w nie tylko w Zwi�zku Sowieckim, r�wnie� o tych w naszym kraju. Odeszli od oficjalnego komunizmu, ale czy zaprzestali pos�ugiwania si� nauk� dla bezbo�nych cel�w? Te pytania, to nie s� pytania retoryczne, to s� pytania wr�cz dramatyczne, gdy ateistycznych profesor�w przyjmuj� dzi� z wszelkimi honorami i splendorami uczelnie katolickie. Nie ka�dy cz�owiek i nie ka�dy chrze�cijanin musi by� naukowcem, ale jest ludzkim naturalnym pragnieniem zna� prawd�. Drog� do poznania toruje nauka, je�li jej celem jest autentycznie prawda. Na tej drodze pojawi� si� pomy�ki, ale wierno�� prawdzie i wsp�lny wysi�ek pozwalaj� na dostrze�enie i poprawienie b��du. To ten sam rozum, kt�ry rozumie �wiat, zaczyna rozumie�, �e s� tajemnice wiary, kt�rych sam przy pomocy w�asnych si� nie jest w stanie zrozumie�. Rozum w spos�b naturalny i racjonalny pragnie prawdziwej wiary, kt�ra przybli�y go do ostatecznej i pe�nej Prawdy. W encyklice Fides et ratio Jan Pawe� II pisze: "... Tomasz z Akwinu uznaje, �e natura - w�a�ciwy przedmiot bada� filozofii - mo�e przyczyni� si� do zrozumienia Bo�ego Objawienia. Wiara zatem nie l�ka si� rozumu, ale szuka jego pomocy i pok�ada w nim ufno��. Jak �aska opiera si� na naturze i pozwala jej osi�gn�� pe�ni�, tak wiara opiera si� na rozumie i go doskonali. Rozum o�wiecony przez wiar� zostaje uwolniony od u�omno�ci i ogranicze�, kt�rych �r�d�em jest niepos�usze�stwo grzechu, i zyskuje potrzebn� moc, by wznie�� si� ku poznaniu tajemnicy Boga w Tr�jcy Jedynego" (43). Potrzebujemy wykszta�conego przez nauk� rozumu, aby by� bardziej lud�mi, aby poznaj�c prawd�, odr�nia� j� od fa�szu i od pseudonauki. Potrzebujemy wiary, kt�ra udoskonalaj�c rozum, pozwala nam zbli�a� si� do tajemnicy Boga. Rozum i wiara dope�niaj� si�, za� nauka, kt�ra szuka prawdy, nie mo�e by� zagro�eniem dla wiary. Natomiast wiara bez rozumu traci ludzkie oblicze. Dlatego b�d�c lud�mi wiary, nie b�jmy si� by� lud�mi rozumnymi, by pozna� prawd� i by jej broni�. 1 "... homo dicitur esse ad imaginem Dei, non secundum corpus, sed secundum id, quo homo excellit alia animalia... Unde sequitur Genes. 1. postquam dictum est: Faciamus hominem ad imaginem, et similitudinem nostram, Ut praesit piscibus maris, etc.: excellit autem homo omnia animalia, �uantum ad rationem, et intellec-tum; unde secundum intellectum, et rationem, quae sunt incorporea, homo est ad imaginem Dei." (Sw. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna I, q. 3, a. l, ad 2). 2 � w. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna I, 94, 3. 3 Ep. 120, 3; zob. Ch. N. Cochrane, Chrze�cija�stwo i kultura antyczna, t�um. G. Pianko, Warszawa 1960, s. 391. 4 ang. okre�lenie the Dark Ages - dos�. ciemne wieki - oznacza okres wczesnego �redniowiecza, natomiast termin Middle Ages - �rednie wieki (st�d "�redniowiecze") - odnosi si� zazwyczaj do przedzia�u czasowego mi�dzy 1100 a 1500 r. Kultura chrze�cija�ska schy�ku II tysi�clecia - dziedzictwo czy deformacja? Prze�om tysi�cleci to okazja do zrobienia pewnego bilansu. Chrze�cija�stwo trwa od dw�ch tysi�cy lat, w Polsce od ponad tysi�ca. Co faktycznie zawiera kultura chrze�cija�ska? Jakim podlega dzi� ograniczeniom? W jaki spos�b jej obraz jest deformowany? Patrz�c na chrze�cija�stwo w perspektywie dw�ch tysi�cleci mo�emy zaobserwowa� nast�puj�ce po sobie do�� zr�nicowane fazy, i trzeba mie� �wiadomo�� zachodz�cych mi�dzy nimi relacji oraz powi�za�, aby zrozumie� to, co dzieje si� dzi�. Chrze�cija�stwo jest religi�, kt�ra przychodzi niejako ze Wschodu (pojawia si� w �rodowisku judaistycznym), ale inkubacja chrze�cija�stwa dokonuje si� w �onie kultury Basenu Morza �r�dziemnego, zwanej kultur� zachodni�. Wraz ze zmierzchem �wiata grecko-rzymskiego chrze�cija�stwo umacnia si� najpierw w Cesarstwie Wschodnim (Bizancjum), potem na terenach obejmuj�cych Cesarstwo Zachodnie, by sta� si� wreszcie dziedzicem kultury antycznej. Na Zachodzie politycznym zwornikiem �wiata chrze�cija�skiego jest najpierw imperium Karola Wielkiego, a nast�pnie dominium cesarzy germa�skich. Okres chrystianizacji Europy trwa do XV w., by ju� w XVI w. nawr�cona Pomoc sta�a si� powodem rozpadu jedno�ci zachodniego chrze�cija�stwa (reformacja). W wieku XVII rozpoczyna si� proces sekularyzacji Europy, �ycie spo�eczno-polityczne urz�dzane jest niezale�nie od religii. Z ko�cem wieku XVIII wraz z rewolucj� francusk� sekularyzacja przybiera ostrzejsz� posta� zorganizowanego antyklerykalizmu i ateizmu, pa�stwo ma by� urz�dzane nie tylko bez Boga, ale przeciwko Bogu i przeciwko Ko�cio�owi. W�tek ten podejmie "tw�rczo" rewolucja bolszewicka, niszcz�c ko�cio�y i cerkwie, morduj�c duchownych, indoktrynuj�c spo�ecze�stwo. W XX w. ateistyczny komunizm w Zwi�zku Sowieckim i liberalistyczny socjalizm w Europie Zachodniej na r�ne sposoby sekularyzuj� nasz kontynent. Zwraca� na to uwag� Ojciec �w. w Or�dziu do uczestnik�w Europejskiego Forum Laikatu (l 980): "Europa, tak �ci�le zwi�zana z wiar� i kultur� chrze�cija�sk�, sta�a si� tak�e kolebk� ateizmu i nie jest obecnie w stanie odnale�� swej duchowej to�samo�ci". Ateizm ideologiczny stanowi�cy podstaw� dzia�alno�ci pa�stw i instytucji mi�dzynarodowych konsekwentnie realizuje wizj� spo�ecze�stwa zsekularyzowanego. Jest to nie tyle powr�t do poga�stwa, poniewa� poganie wyznawali rozmaite, cho� nieprawdziwe religie; w Europie pojawi�a si� nowa jako�� w wymiarze cywilizacyjnym - spo�ecze�stwo bez religii lub wprost antyreligijne. Pod koniec II tysi�clecia z uwagi na systematyczn� walk� antyreligijn� dziedzictwo chrze�cija�skie skurczy�o si� niepomiernie; r�wnie� jego obraz zosta� w mi�dzyczasie w wieloraki spos�b zniekszta�cony. Zastanawiamy si� czasem nad Polsk� i Polakami. W ponad 90% jeste�my katolikami i... nie za wiele z tego wynika. Dlaczego? Poniewa� pos�uguj�c si� (a nierzadko egzaltuj�c) t� statystyk�, bierzemy jedynie pod uwag� procentow� liczb� ludzi ochrzczonych, zapominaj�c przy tym, �e ci ochrzczeni �yli przez p� wieku w systemie spo�eczno-politycznym antychrze�cija�skim, bo takim by� komunizm. Chrzest nie niweluje wp�yw�w cywilizacji antychrze�cija�skiej. Dzisiejszy postkomunistyczny liberalizm utrzyma� swe antychrze�cija�skie oblicze, cho� zmieni� metody. Warto wobec tego zobaczy�, jakim ograniczeniom i jakim deformacjom ulega� i ulega obraz chrze�cija�stwa. Przeci�tny cz�owiek ma niewielkie poj�cie o chrze�cija�stwie nie tyle jako o religii, ile jako typie kultury. A przecie� to w�a�nie chrze�cija�stwo by�o spadkobierc� kultury zachodniej (grecko-rzymskiej), kt�ra zosta�a dope�niona przez Objawienie. Dla Polski przyj�cie chrze�cija�stwa by�o nie tylko zmian� religii, z poga�skiej na chrze�cija�sk�, by�a to zmiana ca�ej cywilizacji we wszystkich jej dziedzinach: w edukacji i nauce (kt�rych przed chrze�cija�stwem w og�le w Polsce nie by�o), w moralno�ci i obyczajach, w �yciu rodzinnym, w prawie i powstaniu miast. Ale dzi� nasze poj�cie o pe�ni blasku kultury chrze�cija�skiej jest niewielkie. Wyp�ywa to nie tylko ze zwyk�ego lenistwa, ale nade wszystko z kierunku, jaki wyznaczony zosta� przez og�lno�wiatowy (globalistyczny) trend cywilizacyjny lub po prostu: wsp�czesn� cywilizacj�. W nauce paradygmat, czyli wzorzec poznania naukowego, zostaje zaw�ony do takiego typu poznania, w kt�rym nie ma miejsca na Boga ani na cz�owieka jako osob� (pozytywizm). Miejsce teologii, filozofii i humanistyki zajmuje technologia i kult nauk przyrodniczych. Nauka nie pyta ju� DLACZEGO i PO CO, ale podporz�dkowana jest wy��cznie praktycznym korzy�ciom i szukaniu odpowiedzi na pytanie JAK czego� u�y�. Edukacja upowszechniaj�c ten wzorzec jest systematycznie odcinana od dziedzictwa klasycznego, czego najdotkliwszym wyrazem jest eliminacja greki i �aciny z kszta�cenia. Odcina to mo�liwo�� �r�d�owego kontaktu z licz�cym prawie 3 tysi�ce lat dziedzictwem zachodnim. W moralno�ci odchodzi si� od etyki wychowawczej (cnoty) na rzecz swobody obyczaj�w; �ycie rodzinne traci najg��bszy sens rodzinno�ci, jakim jest ci�g�o�� i wi� mi�dzypokoleniowa w ramach kultury narodowej; z polityki eliminowane s� zasady chrze�cija�skie, a tym samym i moralne. Sztuka oderwana zostaje od jej nadprzyrodzonego wymiaru i zamienia si� w p�ytki estetyzm, a nawet tandetn� dewocjonalno��. A wreszcie religia zaw�ana jest coraz bardziej do sfery prywatnej, pozbawionej instytucjonalnego i spo�ecznego wsparcia, o niewielkim wachlarzu propozycji wyboru modelu �ycia. Chrze�cija�stwo postrzegane przez pryzmat takich zmian kulturowych przestaje by� atrakcyjn� spo�ecznie propozycj�. W starciu z agresywn� pop-kultur� i wzorami lansowanymi przez media, chrze�cijanin zaczyna uchodzi� za cz�owieka niemodnego, a nawet zacofanego, albo po prostu nudnego. Do tych ogranicze� dochodz� deformacje ideologiczne, kt�rych ostrze ma wymiar zdecydowanie antychrze�cija�ski. Paradygmat nauki jest tak sformu�owany, aby mo�na by�o dowie��, �e Boga nie ma (materializm dialektyczny), a cz�owiek od Boga nie pochodzi, lecz jest "kuzynem" ma�py (ewolucjonizm). W edukacji promuje si� albo styl �ycia nastawiony na tzw. konsumpcjonizm, czyli zaszczepia si� pragnienie posiadania bez granic, albo pod p�aszczykiem duchowo�ci do szk� wkraczaj � metody i programy sekciarskie (np. R. Steiner, Montessori). W moralno�ci nast�puje gro�na w skutkach zamiana chrze�cija�skiego mi�osierdzia na tolerancj�. Prowadzi to do etyki akceptacji z�a. Mi�osierdzie jest pochyleniem si� nad cz�owiekiem os�abionym przez z�o, ale kt�ry z�a nie chce, natomiast tolerancja jest przyzwoleniem na z�o. R�nica jak�e istotna! W �yciu rodzinnym przyst�piono do konfliktowania pokole� i p�ci w imi� indywidualnej wolno�ci. Rodzina przestaje by� gniazdem i schronieniem dla jej cz�onk�w, a tak�e oaz� przed natarczywo�ci� �wiata. Dom staje si� hotelem lub �wietlic�, w kt�rej g��wne zaj�cie mieszka�c�w polega na wsp�lnym ogl�daniu telewizji. W polityce chrze�cijanie okre�lani s� mianem fundamentalist�w; wskutek tego znajduj� coraz mniejsze poparcie w�r�d tzw. elektoratu (katolickiego!), a b�d�c u w�adzy maj� w�skie pole dzia�ania; ich �rodowisko jest nieliczne i z uwagi na osaczenie - ma�o skuteczne. Tymczasem fundamentalizm bli�szy jest islamowi czy judaizmowi, gdzie rz�dz� lub bezpo�redni wp�yw na rz�dy maj� duchowni, w katolicyzmie duchowni nie zajmuj� stanowisk pa�stwowych, za� Ewangelia nie jest traktatem o ustroju politycznym chrze�cija�skiego pa�stwa. Przy tak pot�nych ograniczeniach i deformacjach w skali cywilizacyjnej trudno jest dzi� �y� po chrze�cija�sku, pracowa�, wychowywa� dzieci, kszta�ci� je, tworzy� �rodowiska. Z�e lub zniekszta�cone wzory, brak �wiadomo�ci i wiedzy, przerwany ci�g tradycji - to wszystko sprawia, �e �ycie chrze�cija�skie w pe�ni blasku chrze�cija�skiej kultury jest rzadko spotykane i jest raczej do�� rachityczne. �atwo przerodzi� si� mo�e w sekciarstwo albo w towarzystwa wzajemnej adoracji. A przecie� to w �redniowieczu powstaj� uniwersytety, bez kt�rych dzi� trudno jest wyobrazi� sobie �ycie cywilizowane, to w �redniowieczu opracowany jest program zak�adania miast w skali europejskiej, to �redniowiecze zostawia po sobie jedn� z najszlachetniejszych i najczystszych odmian muzyki, jak� jest �piew gregoria�ski, to w �redniowieczu powstaj� zakony, kt�re wype�niaj� luki �ycia spo�ecznego pozostawione przez pa�stwo, a wreszcie, to dzi�ki �redniowieczu uratowane zosta�y dla Europy i �wiata skarby kultury grecko-rzymskiej. Architektura renesansowa, tak dzi� podziwiana, wybucha dzi�ki odkryciu Traktatu o architekturze Witruwiusza, w jednym ze... �redniowiecznych klasztor�w. Sztuka Micha�a Anio�a, Jana Sebastiana Bacha i niezliczonej plejady mistrz�w - to sztuka chrze�cija�ska, przyk�ad najwy�szych wzlot�w ludzkiego geniuszu. Parafrazuj�c s�owa Jana Karola Chodkiewicza, wielkiego hetmana litewskiego, skierowane do jego syna, chcia�oby si� doprawdy powiedzie�: "Dla chrze�cijanina nieukiem by�, to rzecz spro�na". Chrze�cijanin, nie znaj�c pe�ni w�asnego przepot�nego dziedzictwa, zaczyna �y� dziwacznie, nie m�wi�c ju� o tym, �e �atwo go wodzi� za nos. Potrzebujemy wielkiej pracy, aby ponownie si� odnale�� na swoim miejscu, w Polsce i w Ko�ciele. "Pracy wszelkiej, fizycznej czy umys�owej, trzeba si� uczy�... pracuj�c. P�ywa� mo�na si� nauczy� tylko w wodzie. Tylko w niepodleg�ym pa�stwie mo�e og� nabiera� zmys�u politycznego i spo�ecznego. Jeste�my nowicjuszami pod wieloma wzgl�dami. Jeste�my terminatorami w terminie pa�stwowym, tote� napsujemy troch� materia�u i narobimy sporo galimatiasu, zanim si� czego� nauczymy. Skr�ci�by si� wielce czas terminowania, gdyby�my mieli nauczycieli nie tylko w zbieranych do�wiadczeniach! Spod czerwonego znaku p�dzi ca�a rzesza nauczycieli, ca�e hordy instruktor�w �ycia publicznego - a jak�e� nie�mia�o jeszcze st�paj� obok nich katoliccy nasi nauczyciele!"5 Tak pisa� przed ponad 70. laty Feliks Koneczny. Brak nam do�wiadczenia politycznego, bo nar�d nasz ledwie uczy si� niepodleg�o�ci. Ale uwaga! - uczy si� pod kierunkiem czerwonych nauczycieli. "Je�eli Ko�ci� polski trafi w te wy��obione tradycj� narodowe koleje, nie na opok� trafi zaiste. Je�eli nie trafi, utrudni sobie wielce sytuacj�. Wiemy na przyk�ad wszyscy, �e nie za�atwi si� kwestii spo�ecznej poza Ko�cio�em, i przekonanie o tym staje si� coraz powszechniejsze; ale i to pewne, �e nie za�atwi si� jej w Polsce bez t�a patriotycznego, poza Ojczyzn�. Lecz czy� duchowie�stwo polskie potrzebuje, �eby mu przypomina� mi�o�� Ojczyzny? Doprawdy, by�oby to samo, co nosi� sowy do Aten!"6 A jednak za ma�o ju� s�w w naszych Atenach lub mo�e ukry�y si� gdzie� na poddaszach. Warto, aby da�y o sobie zna�. "Jest w naturze polskiej sporo czynnik�w tego rodzaju, i� otwieraj� si� Ko�cio�owi w Polsce prawdziwie wspania�e mo�liwo�ci. Ku szczytom prowadzi� trzeba i �mia�o i��!"7 Pomni wielkiego dziedzictwa id�my �mia�o, byle roztropnie. Dobre intencje nie zaopatrzone w przenikliwy rozum wi�cej przynie�� mog� szkody ni� po�ytku. I�� jednak trzeba. "Precz z potulno�ci�!" 5 F. Koneczny, Ko�ci� w Polsce wobec cywilizacji, "Ateneum Kap�a�skie" 1914, t. 22, s. 424. 6 ibid., s. 426. 7 ibid., s. 426. Od imperializmu do globalizmu W dziejach ludzko�ci zaobserwowa� mo�na r�ne formy politycznej ekspansji. Na du�� skal� tendencja taka jest widoczna w wi�kszo�ci pa�stw b�d�cych no�nikami wielkich historycznie cywilizacji. Nad czterema stronami �wiata pierwszy mia� panowa� Egipt. P�niej prawo do panowania przypisane zosta�o Asyrii i Babilonii1. W�adcami �wiata chcieli by� Persowie, �ydzi, Macedo�czycy, Rzymianie, nast�pnie Arabowie, Mongo�owie i Chi�czycy, potem Normanowie, Rosjanie, Anglicy, Niemcy. Obserwuj�c to d��enie do ekspansji i dominacji zauwa�y� mo�emy, �e przybiera�o ono r�ne formy. Mog�o by� oparte na w�adcy, na pa�stwie, na narodzie (rasie), na religii, na cywilizacji, na ideologii. Zaborczo�� mia�a charakter imperialny - gdy pa�stwo systematycznie powi�ksza�o swoje granice o tereny s�siednie, mia�a za� charakter kolonialny - gdy nowe tereny nie graniczy�y z nim bezpo�rednio, lecz znajdowa�y si� gdzie indziej, dzieli�o je morze (kolonie fenickie czy greckie) albo morze i l�d, gdy dla pozyskania nowych teren�w wp�ywano rzek� w g��b l�du (Waregowie). Ka�dej ekspansji towarzyszy ch�� zysku czy w�adania, i w takim �wietle najcz�ciej zjawisko to jest interpretowane, niemniej jednak - na co rzadko zwraca si� uwag� - g��bszy pow�d uzasadniaj�cy, a wr�cz usprawiedliwiaj�cy podb�j opiera si� na bazie ideowej. Mo�na wyodr�bni� dwie g��wne linie sankcjonuj�ce ekspansj�: religia i ideologia. Linie te czasem si� pokrywaj�, czasem krzy�uj�, ale czasem wykluczaj�. Nie ma tu jakiego� jednego prawa, przy kt�rego pomocy mo�na by�oby wyczerpuj�co okre�li� relacj� mi�dzy religi� i ideologi� jako racjami uzasadniaj�cymi (usprawiedliwiaj�cymi) dokonywanie podboj�w. Dawne cywilizacje orientalne opiera�y sw�j ekspansjonizm przede wszystkim na religii: w�adca danego pa�stwa uznawany by� za boga albo przynajmniej za kogo� stoj�cego bli�ej boga ni� wszyscy poddani. Jego prawo do panowania nad lud�mi, nad ich dobytkiem i nad ziemiami mia�o uzasadnienie religijne. R�wnie� religijny wymiar imperializmu i kolonializmu sprawia�, �e ch�� podboj�w przekracza�a zwyk�e ludzkie potrzeby, a wr�cz wydawa� by si� mog�o i mo�liwo�ci. Gdy patrzymy na map� i widzimy zakres kszta�towania si� poszczeg�lnych imperi�w, to uderza nas niesamowity rozmach podejmowanych dzia�a� tylko przy u�yciu pieszych i konnicy, jeszcze bez czo�g�w i bez samolot�w. Ten rozmach inspirowany by� religi�, kt�ra, niezale�nie od mo�liwo�ci "technicznych" dokonania podboju (co zale�a�o od stopnia rozwoju cywilizacyjnego), od razu wyznacza�a perspektyw� ca�o�ciow�: opanowanie ziemi, oczywi�cie wedle posiadanego obrazu �wiata. W przypadku Macedonii i Rzymu d��enie do ekspansji oparte by�o na przekonaniu o wyj�tkowej misji cywilizacyjnej tych pa�stw. Misji tej nadawano wymiar sakralny poprzez ub�stwiania wybitniejszych w�adc�w. Aleksandra Wielkiego wyrocznia uzna�a za syna Jowisza2. Jak�e znamienne dla retoryki imperialnej w�tki zawiera przem�wienie Aleksandra pod Issem przed zwyci�sk� bitw� z Persami, gdy zwracaj�c si� do Macedo�czyk�w, wedle Kwintusa Rufusa (I w. przed Chr.), "przypomina� o ich znanym z dawien dawna m�stwie. Odnie�li przecie� tyle zwyci�stw w tak wielu wojnach w Europie, a wyruszyli z nim na podb�j Azji i odleg�ych kraj�w Wschodu raczej nie z jego rozkazu, lecz z w�asnej woli; m�wi�, �e s� wyzwolicielami ca�ego �wiata, a gdy przemierz� ziemie, do kt�rych dotar� Herkules i Ojciec Liber, ujarzmi� nie tylko Pers�w, lecz tak�e wszystkie inne narody. Zapewnia�, �e Baktria i Indie stan� si� prowincjami macedo�skimi. To wszystko, na co teraz patrz�, to niewiele, lecz zwyci�stwo otwiera drog� do wszystkiego"3. A zatem Macedo�czycy panowa� maj � wsz�dzie (nad ca�ym �wiat