7966

Szczegóły
Tytuł 7966
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7966 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7966 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7966 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Anthony Piers Kr�g Walki: Neq Miecz Prze�o�y� MICHA� JAKUSZEWSKI Tytu� orygina�u BATTLE CIRCLE volume 3 NEQ THE SWORD Wersja angielska 1975 Wersja polska 1994 Rozdzia� pierwszy - - Ale ty jeste� za m�ody, �eby walczy� w Kr�gu! - zawo�a�a Nemi. - - W takim razie ty jeste� za m�oda na t� bransolet�, na kt�r� si� gapi�a�! Masz czterna�cie lat, tak jak ja! Nosi� to samo imi�, co ona, gdy� Nemi by�a jego bli�niacz� siostr�. Nie chcia� go jednak u�ywa�, gdy� uwa�a�, �e przesta� by� dzieckiem. Wybra� ju� sobie m�skie imi�: Neq Miecz. Gdyby� tylko m�g� dowie�� swej warto�ci w Kr�gu Walki! Nemi przygryz�a wargi, by si� zaczerwieni�y. By�a dobrze rozwini�ta, lecz niska, podobnie jak jej brat. Nie mog�a si� uwa�a� za doros��, dop�ki nie zdob�dzie bransolety wojownika, przynajmniej na jedn� noc. Potem odrzuci dziecinne imi� i przybierze �e�sk� form� imienia wojownika, kt�rego zaspokoi�a. Po oddaniu bransolety stanie si� bezimienna, lecz b�dzie ju� kobiet�. Po dwakro� kobiet�, gdy urodzi dziecko. - Za�o�� si�, �e stan� si� doros�a szybciej od ciebie! - zawo�a�a i u�miechn�a si� przekornie. Poci�gn�� j� za jeden z br�zowych warkoczy, a� zapiszcza�a ze z�o�ci, ca�kiem jak dziecko. Wtedy pu�ci� j� i uda� si� w stron� Kr�gu, gdzie �wiczyli dwaj wojownicy, jeden z pa�kami, drugi z dr�giem. By� to przyjacielski pojedynek o jak�� nieistotn� spraw�, lecz metalowe bronie szybko migota�y w s�o�cu, a ich szcz�k rozlega� si� woko�o. To by� cel jego �ycia. Chwa�a zdobyta w Kr�gu! Cztery lata temu wzi�� miecz z p�ki w gospodzie. Or� by� tak ci�ki, �e Nemi ledwie m�g� go podnie��. Jednak od tego czasu �wiczy� pilnie. Ojciec, Nem Miecz, uczy� go ch�tnie, nigdy jednak nie pozwoli� synowi stan�� do prawdziwej walki. Dzisiaj uko�czy� czterna�cie lat! Zgodnie z Kodeksem Honorowym, uznawanym przez koczownik�w, oboje z siostr� nie byli ju� skr�powani rodzicielskimi zakazami. On m�g� walczy�, a ona po�yczy� bransolet�, kiedy tylko poczuj� si� gotowi. Wojownik z pa�kami trafi� przeciwnika, nabijaj�c mu guza. Za chwil� obaj wyszli z Kr�gu. - Krew rozgrza�a si� we mnie od tej walki! - krzykn�� zwyci�zca. - Musz� zaraz na�o�y� jakiej� dziewczynie bransolet�. Mo�e tej ma�ej c�rce Nema. Nawet nie zauwa�yli Neqa. Wyzwanie siostry: �Za�o�� si�, �e zrobi� to szybciej od ciebie� zad�wi�cza�o mu w uszach. Cho� byli sobie tak bliscy, jak to mo�liwe tylko w przypadku bli�ni�t, rywalizowali ze sob� zawsze i o wszystko. Neq mia� wi�c podw�jny pow�d, by rzuci� wyzwanie. - Zanim za�o�ysz bransolet� c�rce Nema - odezwa� si� g�o�no, zdumiewaj�c obu m�czyzn,- spr�buj najpierw przy�o�y� pa�k� jego synowi. Je�li zdo�asz. Wojownik u�miechn�� si�, by ukry� zak�opotanie. - Nie wystawiaj mnie na pr�b�, ch�opcze. Nie chcia�bym skrzywdzi� bezimiennego dziecka. Neq wyci�gn�� miecz i wkroczy� do Kr�gu. Z powodu jego ma�ego wzrostu bro� wydawa�a si� olbrzymia. - No, dalej. Skrzywd� dziecko. - �eby odpowiada� przed Nemem? Ch�opcze, tw�j tata jest dobry w Kr�gu. Nie chc� z nim walczy� po tym, jak wy�oj� ci sk�r�. Zaczekaj, a� b�dziesz pe�noletni. - - Jestem. Od dzisiaj. Domagam si� respektowania moich praw. To uciszy�o wojownika z pa�kami, kt�ry nie zna� s�owa �respektowa�. - Nie jeste� pe�noletni - odpar� drugi, spogl�daj�c na Nemi z g�ry. - Ka�dy to widzi. W tej chwili pojawi� si� Nem, za kt�rym pod��a�a Nemi. - - Tw�j syn szuka guza - powiedzia� mu wojownik z dr�giem. - Hig nie chce mu zrobi� krzywdy, ale... - - Jest pe�noletni - odpar� z �alem Nem. On r�wnie� nie by� wysokim m�czyzn�, ale pewno��, z jak� nosi� miecz, wskazywa�a, �e nie nale�y lekcewa�y� go w Kr�gu. - Chce zosta� m�czyzn�. Nie mog� ju� d�u�ej go powstrzymywa�. - - Widzisz? - zapyta� Nemi, u�miechaj�c si� g�upkowato. - Musisz najpierw pokaza� swoje pa�ki, zanim poka�esz co� innego mojej siostrze... Wszyscy trzej m�czy�ni zesztywnieli. To by�a zniewaga. Teraz Hig musia� walczy�, gdy� w przeciwnym razie sam Nem m�g� go wyzwa� w obronie czci c�rki. Wszyscy wiedzieli, �e Nem wr�cz ub�stwia� �liczn� Nemi. Hig zbli�y� si� do Kr�gu, wyci�gaj�c pa�ki. - Musz� to zrobi� - powiedzia� przepraszaj�cym tonem. Nemi podesz�a do brata. - - Ty idioto! - szepn�a gwa�townie. - �artowa�am tylko! - - No wi�c ja nie �artowa�em! - odpar� Nemi czuj�c jak ogarnia go l�k. - Oto moja bro�, Hig. Hig spojrza� na Nema, wzruszy� ramionami i podszed� do bia�ej kraw�dzi Kr�gu. By� wysoki, przystojny i muskulamy, nie by� jednak bieg�ym wojownikiem. Nemi obserwowa� go, jak walczy�. Hig wkroczy� do Kr�gu. Nemi zaatakowa� natychmiast, by zdusi� w zarodku sw�j strach. Wykona� fint� mieczem w spos�b, kt�ry �wiczy� bez ko�ca, na�laduj�c technik� ojca. Przeciwnik uskoczy�. Ch�opiec u�miechn�� si�, by okaza� pewno�� siebie wi�ksz� ni� rzeczywi�cie odczuwa�. D�gn�� w tu��w Higa zanim ten zd��y� odzyska� r�wnowag�. Nemi s�dzi�, �e jego sztych zostanie zbity. Lepiej by�o jednak atakowa� z jak najwi�ksz� zaci�to�ci�. W przeciwnym razie przeciwnik m�g� zepchn�� go do obrony, co nie by�o korzystne dla miecza. Zw�aszcza w walce przeciwko szybkim pa�kom. Lecz trafi�. Strach doda� mu szybko�ci. Miecz zag��bi� si� w brzuch Higa. Ten krzykn�� przera�liwie i szarpn�� si� do ty�u. Krew wytrysn�a, gdy miecz zosta� wyrwany z rany. Hig upad� na ziemi�. Wypu�ci� z r�k pa�ki i z�apa� si� za otwart� jam� w brzuchu. Neq stan�� oszo�omiony. Nigdy si� nie spodziewa�, �e b�dzie to takie �atwe i takie okropne. Traktowa� to pchni�cie jako wybieg taktyczny. By� przygotowany na to, �e oberwie kilka razy zanim znajdzie okazj�, by zada� rozstrzygaj�cy cios. Ale �eby sko�czy�o si� to w taki spos�b... - Hig si� poddaje - oznajmi� wojownik z dr�giem. To oznacza�o, �e Neq mo�e opu�ci� Kr�g nie robi�c przeciwnikowi dalszej krzywdy. Z regu�y zwyci�zc� zostawa� ten, kto d�u�ej utrzyma� si� w Kr�gu, bez wzgl�du na to, co sta�o si� w jego obr�bie, gdy� niekt�rzy wojownicy potrafili zadawa� ciosy mimo odniesionych ran, b�d� sprytnie udawali rannych, by zmyli� przeciwnika. Neq poczu� md�o�ci. Wyszed� chwiejnym krokiem z Kr�gu i nie zwa�aj�c na nic zacz�� wymiotowa�. Dopiero teraz zrozumia�, dlaczego jego ojciec traktowa� Kr�g z tak� ostro�no�ci�. Miecz nie by� zabawk�, a walka nie by�a zabaw�. Rozejrza� si� w poszukiwaniu Nemi. - To by�o okropne! - powiedzia�a. Nie pot�pia�a go jednak. Nigdy tego nie robi�a, gdy w gr� wchodzi�o co� wa�nego. - Jednak wygra�e�. Jeste� teraz m�czyzn�. Przynios�am to dla ciebie z gospody. Wyci�gn�a z�ot� bransolet�, god�o doros�o�ci. Neq opar� si� o jej rami� i zacz�� p�aka�. - Nie by�o warto - chlipa�. Nemi r�bkiem swej sukienki otar�a mu twarz. Potem za�o�y� bransolet�. A jednak by�o warto. Hig nie umar�. Zabrano go do prowadzonego przez Odmie�c�w szpitala i tam zaszyto mu brzuch. Neq nosi� bezcenn� bransolet� wok� lewego nadgarstka, coraz bardziej dumny z jej ci�aru. Przyjaciele gratulowali mu i na ka�dym kroku okazywali sw�j podziw. Nawet Nemi wyzna�a, �e poczu�a ulg�, gdy okaza�o si�, �e to nie Hig b�dzie jej pierwszym m�czyzn�. Postanowi�a zosta� kobiet� dopiero za par� tygodni! Na cze�� nowego m�czyzny - Neqa urz�dzono uczt�, podczas kt�rej og�osi� on swe imi�. Niebawem zapisano je na tablicy w gospodzie, by Odmie�cy mogli si� o tym dowiedzie�. By� jednak pewien k�opot - noc z kobiet�... Neq obawia� si� zako�czy� ceremoni� po�egnania z dzieci�stwem w zwyczajowy spos�b. Prawda by�a taka, �e nie bardzo wiedzia�, co robi�... Neq z m�czyzn� w Kr�gu to by�o proste. Ale Neq z kobiet� w ��ku... - to wydawa�o si� bardziej niebezpieczne... Zamiast wybra� dziewczyn� na noc za�piewa� dla go�ci. Jego pi�kny tenor wywar� na wszystkich wra�enie. Nemi do��czy�a si�. Jej alt dobrze harmonizowa� z jego g�osem. Wprawdzie nie byli ju� bratem i siostr�, lecz takie wi�zy nie p�ka�y za jednym uderzeniem miecza. Nazajutrz Neq wyruszy� w drog� jak przysta�o m�czy�nie i wojownikowi. Mia� i�� przed siebie, pozostawiaj�c rodzinne plemi�. Oczekiwano od niego, �e b�dzie walczy�, by doskonali� swe umiej�tno�ci, a tak�e po�ycza� bransolet�. M�g� wr�ci� za miesi�c, za rok, albo nigdy. Ten okres mia� potwierdzi� to, �e zdobycie praw m�czyzny nie by�o przypadkiem. Odt�d wszyscy koczownicy mieli traktowa� go z szacunkiem. Nigdy ju� nie b�dzie �dzieckiem Nema�. Sta� si� wojownikiem. Ceremonia po�egnania by�a wspania�a. Mia� �ci�ni�te gard�o, gdy rozstawa� si� z Nemem, Nem� i Nemi, ale musia� to ukry�. Ujrza� �zy w oczach siostry, kt�ra nie zdo�a�a nic powiedzie�. By�a pi�kna. Neq musia� si� odwr�ci�, by samemu si� nie rozp�aka�. Ruszy� przed siebie. W tej okolicy gospody by�y oddalone jedna od drugiej o dwadzie�cia mil. Tak� drog� mo�na by�o pokona� w ci�gu dnia, o ile nie zwleka�o si� zbytnio. Neq jednak zwleka�. Tak wiele rzeczy by�o nowych: zakr�ty i prze��cze, �cie�ki i obszary pastwisk, lasy oraz napotykani od czasu do czasu wojownicy. By�o ju� ciemno, gdy dotar� do pierwszej kwatery. Mia� sp�dzi� t� noc samotnie. Gospoda by�a pusta. Da� sobie rad� sam, korzystaj�c z urz�dze� Odmie�c�w. Neq nie rozumia� tych ludzi. Mieli wspania�� bro�, kt�rej nie u�ywali, znakomite jedzenie, kt�rego nie jedli i te wygodne gospody, w kt�rych nigdy nie spali. Zostawiali wszystkie te rzeczy tak, �eby ka�dy m�g� je sobie wzi��. Je�li z gospody zabrano wszystkie zapasy, Odmie�cy szybko i bez s��w dostarczali nowe. Je�li jednak jaki� m�czyzna u�ywa� broni poza Kr�giem, zabija� innych z �uku lub zabrania� komu� wst�pu do gospody, i nikt go nie powstrzymywa�, Odmie�cy przerywali dostawy. Sprawiali wra�enie jakby nie obchodzi�o ich to, �e ludzie umieraj�, a tylko w jaki spos�b i gdzie. Sama gospoda by�a cylindrem o �rednicy dziesi�ciu krok�w, wysokim na wyci�gni�cie r�ki m�czyzny, z dachem w kszta�cie sto�ka, kt�ry w jaki� spos�b chwyta� �wiat�o s�o�ca i zmienia� je w moc nap�dzaj�c� znajduj�ce si� wewn�trz lampy i maszyny. W �rodku cylindra znajdowa� si� gruby filar, w kt�rym umieszczono urz�dzenia toaletowe, spi�arni� oraz sprz�t do gotowania. By�y tam r�wnie� otwory, kt�re w zale�no�ci od potrzeby wydmuchiwa�y zimne lub gor�ce powietrze. Neq wyj�� mi�so z lod�wki i upiek� je w piecu. Nala� sobie kubek mleka z dzbanka. Jedz�c spogl�da� na pe�ne p�ki bransolet, ubra� i broni. Wszystko to mo�na by�o sobie wzi��! W ko�cu roz�o�y� tapczan umieszczony na zewn�trznej �cianie i zasn��. Rankiem w�o�y� do swojego plecaka zapasowe skarpetki i koszulk�, nie zawraca� sobie jednak g�owy dodatkowymi pantalonami, kurtk� czy trampkami. Brud nie mia� znaczenia, lecz przepocone cz�ci odzie�y nale�a�o cz�sto zmienia� i zostawia� w specjalnym pojemniku w gospodzie. Neq zapakowa� te� chleb i reszt� mi�sa. Marnotrawstwo by�o kolejn� rzecz�, kt�rej Odmie�cy nie lubili, mimo �e sami pope�niali je porzucaj�c te wszystkie rzeczy w gospodach. Na koniec Neq zabra� ze sob� �uk oraz sk�adany namiot, gdy� mia� zamiar polowa�, a tak�e obozowa� pod go�ym niebem. Mo�na by�o od czasu do czasu korzysta� z gospod, lecz prawdziwy koczownik wola� radzi� sobie sam. Drugiej nocy rozbi� namiot. Czu� si� w nim bardzo samotny, a ponadto zapomnia� zabra� ma�ci odstraszaj�cej komary. Trzeciej nocy skorzysta� z gospody, dziel�c j� z dwoma wojownikami - Mieczem i Maczug�. Zachowywali si� przyja�nie i nie traktowali go z g�ry, cho� z pewno�ci� widzieli, jaki jest m�ody. Rano ca�a tr�jka �wiczy�a razem w Kr�gu i obaj wojownicy pochwalili umiej�tno�ci Neqa, co znaczy�o, �e wci�zjest ��todziobem. W powa�nej walce nie potrzeba by�o pochwa�. Umiej�tno�ci m�wi�y same za siebie. Czwartej nocy napotka� kobiet�. Przygotowa�a mu posi�ek, bez por�wnania smaczniejszy od tych, kt�re sam przyrz�dza�, lecz nie pr�bowa�a si� do niego zaleca�. Neq za� przekona� si�, �e jest zbyt nie�mia�y, aby ofiarowa� jej bransolet�. By�a starsza od niego i w�a�ciwie niezbyt �adna. Zdoby� si� tylko na to, by wzi�� prysznic w jej obecno�ci, �eby mog�a dostrzec, i� ma w�osy na l�d�wiach. Spali na s�siednich tapczanach. Rankiem �yczy�a mu szcz�cia i poca�owa�a go jak matka. Neq wyruszy� w dalsz� drog� czerwony ze wstydu. Przeklina� siebie za to, �e nie zdoby� si� na odwag�, wiedzia� jednak, �e jeszcze bardziej obawia si� tego, i� zrobi co� �le i zostanie wy�miany. Zastanawia� si� jak nale�y udawa� do�wiadczonego w tych sprawach. Pi�tego dnia, gdy by�o jeszcze widno, przyby� do gospody po�o�onej nad pi�knym, ma�ym jeziorem. Napotka� tam m�czyzn� o �adnej, niemal kobiecej twarzy, kt�ry wydawa� si� niewiele starszy od Neqa. Nie by� on od niego o wiele wy�szy, zachowywa� si� jednak jak do�wiadczony wojownik. - Jestem Soi, Mistrz Wszystkich Broni - oznajmi�. - Walcz� o panowanie. To zaniepokoi�o Neqa. Panowanie oznacza�o, �e pokonany musi si� przy��czy� do plemienia zwyci�zcy. Poniewa� umowa przed walk� by�a dobrowolna, nie stanowi�o to pogwa�cenia ustanowionego przez Odmie�c�w zakazu pozbawiania ludzi wolno�ci. Honorowy wojownik musia� jednak dotrzyma� uzgodnionych warunk�w. Neq walczy� do tej pory tylko raz i troch� �wiczy�. Wola� nie pr�bowa� szcz�cia w powa�nym starciu. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie chcia� na razie przy��cza� si� do �adnego plemienia. - U�ywasz wszystkich broni? - zapyta�, ignoruj�c ukryte w s�owach tamtego wyzwanie. - Miecza, dr�ga, pa�ek... wszystkich? Soi skin�� z powag� g�ow�. - Nawet morgenszternu? - Neq spojrza� na kolczaste kule le��ce na p�ce. Soi ponownie skin�� g�ow�. Najwyra�niej nie by� zbyt rozmowny. - Nie chc� walczy� - oznajmi� Neq. - Nie o panowanie. Ja... dopiero w zesz�ym tygodniu zosta�em m�czyzn�. Soi wzruszy� ramionami. Nie by� ura�ony. O zmierzchu pojawi�a si� kobieta. Mia�a na sobie pomara�czow� sukni�, oznaczaj�c�, �e jest kobiet� do wzi�cia, lecz by�a chyba jeszcze starsza i mniej �adna ni� ta, kt�r� Neq napotka� uprzednio. Musia�a w swoim czasie po�yczy� wiele bransolet, lecz �aden m�czyzna nie zatrzyma� jej przy sobie. Soi nie zwr�ci� na ni� uwagi. Nie mia� bransolety, co oznacza�o, �e jest �onaty. Ponownie wszystko zale�a�o od Neqa, ale i tym razem nie uczyni� nic. Ona przygotowa�a kolacj� dla nich obu, co nale�a�o do obowi�zk�w kobiety szukaj�cej m�a. Obchodzi�a si� z garnkami r�wnie pewnie, jak Soi ze sw� broni�. Ta gospoda musia�a by� jej terytorium. Zapewne od dawna us�ugiwa�a wszystkim m�czyznom, kt�rzy tu przychodzili, w nadziei, �e kt�ry� z nich prze�o�y umiej�tno�ci ponad urod� i pojmie j� za �on�. Zanim podano posi�ek przyby� trzeci m�czyzna. By� to wielki, brzuchaty wojownik pokryty wieloma bliznami. - Jestem Mok Morgensztern - przedstawi� si�. - Sol, Mistrz Wszystkich Broni. - - Neq Miecz. Kobieta nie powiedzia�a nic. Postawi�a na stole nast�pne nakrycie. - - Walcz� o panowanie - oznajmi� Soi. - - Masz plemi�? Ten ch�opiec i kto jeszcze? - - Nie. Neq jest wolny. Moje plemi� �wiczy w Z�ym Kraju. - - W Z�ym Kraju! - zaskoczenie Moka by�o r�wnie wielkie, jak Neqa. - Tam nikt nie chodzi! - - Niemniej jednak - odrzek� Soi. - - Ale Rentgeny - duchy �mierci... - - Czy w�tpisz w moje s�owa? - zapyta� Soi. Mok obruszy� si� na jego ton. - - Ka�dy wie... - - Musz� si� zgodzi� - powiedzia� Neq i natychmiast zda� sobie spraw�, �e nie powinien si� odzywa�. To nie by� jego sp�r. - - W Kr�gu dowiod� prawdziwo�ci swych s��w! - oznajmi� Soi. Spojrza� na przezroczyste, obrotowe drzwi gospody i zauwa�y�, �e na zewn�trz jest ju� ciemno. - - Jutro. Mok i Neq wymienili spojrzenia. Teraz nie mieli wyj�cia. - Jutro - zgodzi� si� Mok. - O panowanie. Po chwili zastanowienia doda�: - Zobaczysz jednak, �e moja bro� nie nadaje si� do zabawy. Kobieta u�miechn�a si� do Moka, kt�ry odwzajemni� ten u�miech, g�aszcz�c sw� bransolet�. Noc� Sol i Neq roz�o�yli tapczany po wschodniej stronie gospody. Mok zabra� kobiet� na stron� zachodni�, za�o�ywszy przedtem bransolet� na jej nadgarstek. Neq le�a� w ciemno�ci i nas�uchiwa� uwa�nie. Jednak rytmiczne skrzypienie tapczanu w�a�ciwie nic mu nie powiedzia�o. Sol mia� ze sob� w�zek wype�niony broni�. - - Z czym chcesz si� zmierzy� w Kr�gu? - zapyta� Moka. - - Naprawd� u�ywasz ich wszystkich? Niech wi�c b�dzie morgensztern. Soi wyci�gn�� w�asn� kul� na �a�cuchu. Neq by� zafascynowany. Nigdy jeszcze nie widzia� morgenszternu w akcji, a nawet nie s�ysza� o pojedynku dw�ch tych broni w Kr�gu. To by� niepewny, lecz przera�aj�cy or�, kt�ry zupe�nie nie nadawa� si� do obrony. Masywna, kolczasta kula trafia�a w cel albo nie. Od tego zale�a� wynik walki. Ci�kie rany by�y w takim pojedynku niemal pewne. Dwaj m�czy�ni wkroczyli do Kr�gu z przeciwnych stron. Ka�dy z nich wymachiwa� morgenszternem tak szybko, �e �a�cuchy rozmaza�y si� w szare okr�gi. Kule wygl�da�y pi�knie. L�ni�y w promieniach s�o�ca niczym ogniste pier�cienie, podczas gdy obaj m�czy�ni wyginali rytmicznie torsy. Walka musia�a by� kr�tka. Rzeczywi�cie by� kr�tka. Dwa b�yszcz�ce �uki przeci�y si�, �a�cuchy skrzy�owa�y, a kule uderzy�y w siebie gwa�townie, sypi�c iskrami. Zar�wno Mok, jak i Soi, podskoczyli, gdy poczuli szarpni�cie �a�cuch�w, lecz tylko Soi utrzyma� morgensztern w r�ku. Uchwyt broni wy�lizn�� si� z d�oni Moka, kt�ry zosta� rozbrojony. Neq zrozumia�, �e w�a�nie to Soi pragn�� osi�gn��. Celowo zaatakowa� bro� przeciwnika, wcale nie pr�buj�c trafi� w jego cia�o i szarpn�� gwa�townie, gdy dosz�o do zetkni�cia �a�cuch�w. Mok oczekiwa�, �e morgenszterny zap�acz� si�, utrudniaj�c zadanie obu wojownikom, dzi�ki czemu b�dzie m�g� wykorzysta� w zwarciu sw�j wi�kszy ci�ar i si��. Jednak rozwaga i zr�czno�� Sola przewa�y�y. A mo�e to by�o czyste szcz�cie? - Z czym pragniesz si� zmierzy�? - zapyta� Sol Neqa. M�ody wojownik zblad�. Z pewno�ci� nie z morgenszternem! Czy Sol okazywa� w ten spos�b uprzejmo��, czy pewno�� siebie? Co odpowiedzie�? Miecz czy sztylet w do�wiadczonej d�oni mog�y go ci�ko zrani�, jak Higa. Pa�ki by�y t�pe, lecz ich para mog�a porz�dnie wy�oi� mu sk�r�. Maczuga by�a t�pa i powolna, lecz gdy trafi�a w cel, jej cios by� druzgoc�cy. Dr�g... - Z dr�giem! Jeden kawa�ek, bez ostrzy, powolny, bezpieczny. Soi spokojnie wyci�gn�� sw�j dr�g. Wkroczyli do Kr�gu i wykonali pierwsze ruchy. Neq czu� si� g�upio z powodu swego tch�rzostwa. Prawdziwy wojownik wybra�by w�asn� bro�, by zagro�enie dla obu walcz�cych by�o r�wne. Dr�g by� bezpieczny, lecz trudno by�o go obej��. Neq wyprowadzi� sztych... Gdy si� ockn��, le�a� na tapczanie w gospodzie, a g�owa pulsowa�a mu b�lem. Kobieta, kt�rej Mok da� bransolet�, czyli Moka, wyciera�a mu twarz g�bk�. Neq powstrzyma� si� przed zapytaniem, co si� sta�o. Najwyra�niej powali� go cios, kt�rego nawet nie dostrzeg�. Czy Mok m�g� go uderzy� z ty�u? Nie, to by�oby ohydne pogwa�cenie Kodeksu Kr�gu. Soi i Mok na pewno nie byli lud�mi, kt�rzy u�ywaliby tak haniebnych metod, b�d� tolerowali je. Dr�g musia� chyba spa�� z nieba... Dotkn�� ciemienia. Obmacuj�c guza wielko�ci po��wki jaja, przypomnia� sobie wszystko. Zdumiewaj�co zr�czny manewr. Dr�g min�� jego miecz, jakby to by�a mg�a i uderzy�... Neq sykn�� z b�lu. C�, by� teraz cz�onkiem plemienia Sola. Plemienia ze Z�ego Kraju. Je�li nawet by�y tam duchy-zab�jcy, to nie zaszkodzi�y one zbytnio Solowi! W sumie nie by�o to z�e rozwi�zanie. Nem zawsze powtarza�, �e s�u�ba u silnego przyw�dcy ma swoje zalety. W zamian za utrat� niezale�no�ci zyskiwa�o si� opiek� i bezpiecze�stwo. Oczywi�cie pod warunkiem, �e trafi�o si� do dobrego plemienia... Neq nie by� ca�kiem pewien, czy w jego przypadku tak by�o. Nadal mia� w�tpliwo�ci, czy Soi rzeczywi�cie jest znakomitym wojownikiem, w ko�cu w�a�ciwie nie widzia� go w walce... Mo�e Soi mia� tylko szcz�cie? Neq zrobi� jednak dobr� min� do z�ej gry. Wyruszy� razem z Mokiem, kieruj�c si� wskaz�wkami otrzymanymi od Sola, kt�ry uda� si� w przeciwn� stron�. Po drugiej nocy Mok odebra� kobiecie sw� bransolet�. Neq nie zadawa� mu pyta�. Mo�e tamten nie chcia� po prostu zabiera� ze sob� �ony do Z�ego Kraju, cho� Soi powiedzia�, �e Rentgeny wycofa�y si� ju� z miejsca, gdzie sta� ob�z. Sp�dzili na szlaku kilka dni. Plemi� Sola, a przynajmniej ta jego cz��, do kt�rej si� przy��czyli, sk�ada�o si� z trzydziestu m�czyzn obozuj�cych w gospodzie i najbli�szej okolicy. Tutaj rz�dzi�a �ona wodza - Sola. By�a ona pi�kn�, zmys�ow� kobiet� w wieku oko�o szesnastu lat. Mia�a zwyczaj odpowiada� ostro, gdy si� do niej zwracano, i co raz pogr��a� si� w ponurym milczeniu. Mimo to z dum� nosi�a z�ot� bransolet�. Obozowali tam przez dwa tygodnie. Ich liczba zwi�ksza�a si� o kolejnych wojownik�w przysy�anych przez Sola. Wielu m�czyzn mia�o rodziny, wi�c zapasy w gospodzie wyczerpywa�y si� szybko. Musieli polowa�, mimo i� furgon Odmie�c�w przyje�d�a� dwukrotnie, by uzupe�ni� zapasy. Odmie�cy wygl�dali tak �miesznie! Dok�adnie tak, jak wskazywa�a na to ich nazwa: dziwacznie ubrani, nie uzbrojeni, niemal zupe�nie pozbawieni mi�ni i niedorzecznie czy�ci. Niemniej jednak ich ci�ar�wka by�a potworem, kt�ry m�g�by zmia�d�y� wielu wojownik�w, gdyby zboczy� z drogi. Dlaczego Odmie�cy s�u�yli koczownikom, skoro tak �atwo mogliby nimi rz�dzi�? Niekt�rzy uwa�ali, i� Odmie�cy byli na to zbyt s�abi i g�upi. Neq w�tpi� jednak, by by�o to takie proste. W ko�cu Soi powr�ci�, prowadz�c kolejnych pi�tnastu m�czyzn, przez co liczebno�� plemienia wzros�a do ponad pi��dziesi�ciu. Nast�pnie ca�a grupa wymaszerowa�a do Z�ego Kraju. Neq spogl�da� z niepokojem na czerwone znaki ostrzegawcze ustawione przez Odmie�c�w. Wiedzia�, �e oznaczaj� one granice terytorium Rentgen�w. Odmie�cy podobno wykrywali te niewielkie istoty za pomoc� tykaj�cych skrzynek. Nic z�ego si� jednak nie wydarzy�o. Na pustkowiu, w pobli�u rzeki, znajdowa� si� ob�z otoczony fos� pe�n� wody. Jego przyw�dc� by� Tyl, Mistrz Dw�ch Broni, prawdziw� w�adz� sprawowa� jednak Sos Nieuzbrojony. �wiczy� on wojownik�w bezlito�nie. Podzieli� wszystkich na grupy, w zale�no�ci od broni, i przyzna� ka�demu m�czy�nie miejsce w tabeli zale�ne od jego umiej�tno�ci. Neq zacz�� jako ostatni miecz z dwudziestu. Zmartwi�o go to, lecz trening wyszed� mu na dobre i na koniec zosta� czwartym w�r�d pi��dziesi�ciu. Ob�z r�s� ca�y czas, gdy� Soi nadal w�drowa� i przysy�a� wci�� nowych wojownik�w. Neq nigdy nie widzia� silniejszego i bardziej zdyscyplinowanego plemienia. Dziwne, �e wszystko to by�o dzie�em cz�owieka, kt�ry sam nigdy nie walczy� w Kr�gu. Sos wiedzia� wiele o walce, nie by� te� s�abeuszem. Mimo to nosi� na ramieniu ma�ego ptaszka, robi�c tym z siebie po�miewisko. By�o te� oczywiste, �e kocha� Sol�, cho� nie przyznawa� si� do tego g�o�no. Neq widzia� raz, zim�, jak zakrad�a si� ona do jego namiotu i pozosta�a tam do �witu. Ca�a ta sytuacja by�a dla� nie do poj�cia. Gdy nadesz�a wiosna, plemi� wyruszy�o. Neq by� ju� wtedy jednym z najlepszych mieczy. Z niecierpliwo�ci� oczekiwa� zapowiedzianych podboj�w. Jego rado�� m�ci�a tylko jedna rzecz: nie zdoby� si� jeszcze na odwag�, by ofiarowa� bransolet� jakiej� dziewczynie. Pragn�� to zrobi�, lecz nie sko�czy� jeszcze pi�tnastu lat, a wygl�da� na trzyna�cie. �ywa, naga kobieta to by�o wi�cej ni� m�g� sobie wyobrazi�. Ile b��d�w mo�na pope�ni�! Niekiedy marzy� o Soli. Nie chodzi�o o to, �e j� kocha� czy cho�by lubi�. By�a po prostu cudownie zbudowan� dziewczyn�, kt�ra nocowa�a w namiocie innego m�czyzny, cho� jej m�� by� wodzem plemienia. Ha�ba... lecz jak�e bole�nie poci�gaj�ca! Ona z pewno�ci� dochowa�aby tajemnicy... Nie�mia�o�� wobec kobiet Neq nadrabia� w Kr�gu. By� to jeden z powod�w, dla kt�rych zrobi� tak wielkie post�py w sztuce walki mieczem. Neq sp�dza� ca�y wolny czas na �wiczeniach, podczas gdy inni zajmowali si� swoimi sprawami lub odpoczywali. Uwa�ano go za pilnego, w rzeczywisto�ci jednak by� udr�czony. Kt�rego� dnia w ko�cu musia� zosta� m�czyzn�! Rozdzia� drugi Neqowi powodzi�o si� w walce. Z �atwo�ci� wygrywa� swoje pojedynki. Jego pierwszym rywalem by� najlepszy miecz ma�ego plemienia, kt�rego w�dz nie chcia� walczy�. Neq by� jednym z kilku wybranych krzykaczy, kt�rych docinki sprowokowa�y go do tego. Jego przeciwnik w Kr�gu umia� wiele, ale d�ugi trening w Z�ym Kraju uczyni� Neqa lepszym od rywala. Walcz�c, Neq przypomnia� sobie jak Sos kaza� mu stawa� w Kr�gu nie tylko przeciwko mieczom, lecz r�wnie� przeciw wszystkim innym broniom. Neq �wiczy� te� walk� w parach z r�nymi wojownikami przeciwko innym parom. To by�a ci�ka praca, a poniewa� w Z�ym Kraju nigdy nie walczono do krwi, tylko ocena wystawiana przez Sosa Doradc� okre�la�a umiej�tno�ci Neqa. S�owa Nieuzbrojonego mia�y jednak swoj� wag�. Gdy tylko Neq dostrzeg� drobne niedostatki w umiej�tno�ciach przeciwnika, zrozumia�, �e Sos mia� racj�. Nieudolne zwyci�stwa i �enuj�ce pora�ki nie by�y mu ju� pisane. Naprawd� by� Mistrzem Miecza. Pewnego dnia, nieoczekiwanie, Sos Doradca odszed�. Mo�na by�o zapyta�, kogo nape�ni�o to wi�kszym �alem: Sola, czy Sol�? Czy Sol dowiedzia� si� o wszystkim? Plemi� jednak nadal �y�o tak, jak zorganizowa� je Sos. Sola urodzi�a dziewczynk�, cho� dziewi�� miesi�cy temu jej m�� by� nieobecny... Podboje uczyni�y plemi� tak wielkim, �e trzeba je by�o rozbi� na pi�� mniejszych, kt�re razem tworzy�y Imperium. Jednym z nich dowodzi� Sol, a pozosta�ymi jego najwa�niejsi namiestnicy: Tyl, Mistrz Dw�ch Broni, kt�ry mia� najlepszych wojownik�w, dalej: Sav Dr�g, kt�ry przej�� ob�z w Z�ym Kraju, gdzie nadal �wiczono m�odych wojownik�w, i kt�ry by� drugim z pie�niarzy Imperium. Nast�pni byli: Tor Miecz z wielk�, czarn� brod�... i sam Neq. Ka�de z plemion Imperium uda�o si� w swoj� stron�, zdobywaj�c nowych wojownik�w, wszystkie jednak podlega�y Solowi. Z pocz�tku by�o to wspania�e. Rzeczywisto�� za�mi�a wszystkie marzenia Neqa o chwale. Mia� pod sob� stu pi��dziesi�ciu wojownik�w, wi�cej ni� liczy�a sobie wi�kszo�� niezale�nych plemion. Odwiedzi� rodzin�, by pochwali� si� tym, co osi�gn��. Jego siostra wysz�a za m�� i przenios�a si� w inne strony. Tych spo�r�d miejscowych, kt�rzy w�tpili w jego umiej�tno�ci, szybko o nich przekona�. Wys�a� wszystkich sze�ciu do obozu w Z�ym Kraju. Neq zmierzy� si� te� z ojcem, Nemem. Nie bili si� jednak do krwi, ani o panowanie. Tutejsi mieszka�cy nigdy nie widzieli nikogo, kto w�ada�by mieczem lepiej od Neqa. Cieszy� si�, �e si� o tym dowiedzieli. Jednak po up�ywie roku takie rzeczy straci�y dla� urok. Obowi�zki wodza nie pozwala�y mu �wiczy� w Kr�gu tak du�o, jak by chcia�. Odnosi� wra�enie, �e ze wszystkich stron otaczaj� go wa�nie i wrogowie. W ko�cu zrozumia�, �e w g��bi serca nie jest przyw�dc�, lecz wojownikiem. Pod koniec drugiego roku mia� ju� tego wszystkiego serdecznie do��, wydawa�o si� jednak, �e nie ma innej drogi. Pragn�� tylko uciec, by m�c walczy� w Kr�gu na uczciwych warunkach, bez przeszk�d wynikaj�cych z jego pozycji w plemieniu. Ponadto... nadal pragn�� kobiety. Mia� ju� szesna�cie lat i by� m�czyzn� w ka�dym calu, lecz sama my�l o zaproponowaniu bransolety jakiejkolwiek dziewczynie nape�nia�a go l�kiem. Gdyby kt�ra� go poprosi�a, gdyby da�a mu wyra�nie do zrozumienia, �e jest ch�tna, to co innego. Jednak �adna tego nie uczyni�a. Neq podejrzewa�, �e jest najbardziej nie�mia�ym m�czyzn� w ca�ym Imperium, cho� na poz�r nie mia� po temu �adnych powod�w. M�g� bez zmru�enia oka rozkazywa� m�czyznom, z ufno�ci� we w�asne si�y zmierzy� si� z ka�d� broni� i rz�dzi� plemieniem licz�cym setki cz�onk�w. �eby jednak na�o�y� sw� bransolet� kobiecie... chcia� to zrobi�, lecz nie m�g� si� na to zdoby�. Nagle na Imperium spad�o nieszcz�cie. Pojawi� si� Bezimienny - nie uzbrojony m�czyzna, kt�ry wkracza� do Kr�gu i pokonywa� najlepszych wojownik�w go�ymi r�kami. Wydawa�o si� to niemo�liwe, lecz Bezimienny zdoby� najpierw plemi� Sava, �ami�c mu r�k�, potem grup� Ty�a, roztrzaskuj�c mu kolana, a nast�pnie plemi� Tora, zabijaj�c Goga Maczug� - jedynego wojownika, kt�rego nawet Soi nie zdo�a� pokona�. W ko�cu zmusi� do wst�pienia do Kr�gu samego Sola, odebra� mu ca�e Imperium, a tak�e Sol�, i wys�a� go razem z c�rk� na G�r�, by tam umar�. Plemi� Neqa przebywa�o daleko od miejsca, w kt�rym to si� zdarzy�o. Zanim tam dotarli sprawa by�a ju� rozstrzygni�ta. Soi odszed�. Neqowi nie pozosta�o nic innego, jak podporz�dkowa� si� nowemu Wodzowi. Tyl pozosta� drugim wojownikiem. Rz�dzi� w imieniu olbrzymiego, nie uzbrojonego zwyci�zcy, kt�ry nie okazywa� �adnego zainteresowania codziennymi sprawami Imperium. - Id�, dok�d chcesz - poradzi� Neqowi Tyl na osobno�ci - i walcz, gdzie tylko zechcesz, ale nie o panowanie. Przepytaj swych wojownik�w i zwolnij tych, kt�rzy chc� odej��. Tak zarz�dzi� Bezimienny. - Po co wi�c zdobywa� Imperium? - zapyta� zdumiony Neq. Tyl wzruszy� tylko ramionami z niesmakiem. Neq wiedzia�, �e Ty�owi bardzo nie podoba si� ten stan rzeczy, by� on jednak cz�owiekiem honoru, godnym swego stanowiska, i nie mia� zamiaru wyst�pi� przeciw nowemu Wodzowi. Neq post�pi� zgodnie z rad� Ty�a. Na sze�� lat Imperium zamar�o. Neq przekaza� swe obowi�zki innym i zacz�� w�drowa� samotnie. Czasami walczy� w Kr�gu, lecz jego umiej�tno�ci sprawia�y, �e takie spotkania nie mia�y sensu i doprowadzi�y do tego, �e szybko zacz�to go rozpoznawa�, gdziekolwiek si� pojawi�. Jego bransoleta nadal nie opu�ci�a ani razu swego miejsca na nadgarstku, cho� �ni� o kobietach, i to co noc. W wieku dwudziestu czterech lat, po dziesi�ciu latach nauki, podboj�w i w�dr�wek, Neq Miecz wkroczy� w smug� cienia. Nie mia� przysz�o�ci, tera�niejszo�ci ani Imperium. I wtedy W�dz, przy pomocy plemienia Ty�a oraz swego w�asnego, dokona� najazdu na G�r�, po czym znikn��. Tyl powr�ci�, przynosz�c wie�ci, �e forteca mieszcz�ca si� pod G�r� sp�on�a i �e ci, kt�rzy w przysz�o�ci p�jd� na G�r�, zgin� naprawd�, bez wzgl�du na to, jak si� sprawy mia�y w przesz�o�ci. Tyl nie m�g� jednak obwo�a� si� przyw�dc� Imperium. Nikt nie zwyci�y� Nieuzbrojonego, kt�ry m�g� wr�ci� albo nie. Namiestnicy: Tyl, Neq, Sav, Tor i inni spotkali si�, i po naradzie postanowili, �e Imperium zostanie u�pione do chwili powrotu Wodza. Ka�dy z nich mia� zosta� wodzem wolnego plemienia, postanowili jednak, �e nie b�d� walczy� ze sob�. Neq, kt�ry pragn�� tylko wolno�ci, rozwi�za� swoj� grup� ca�kowicie. Jego najlepsi wojownicy natychmiast zacz�li tworzy� w�asne, ma�e plemiona i przenosi� si� z nimi w inne miejsca. Neq, zn�w niezale�ny, wyruszy� na samotn� w�dr�wk�. Gdy po raz trzeci szukaj�c noclegu w gospodzie stwierdzi�, �e zosta�a ona obrabowana i zniszczona, by� zdumiony i w�ciek�y. Kto to robi� i dlaczego? Gospody by�y nietykalne i otwarte dla wszystkich w�drowc�w. Gdy kt�r�� z nich zniszczono, cierpieli na tym wszyscy. Gdyby takie przest�pstwa sta�y si� zbyt cz�ste, mog�oby to zaszkodzi� ca�emu ludowi koczownik�w. Nie by�o nadziei na szybkie schwytanie sprawc�w. Od chwili, gdy dokonano tego czynu, up�yn�y tygodnie. �atwiej by�o zapyta� o to Odmie�c�w, kt�rzy wiele wiedzieli o sprawach koczownik�w. Neq, kt�ry do tej pory nudzi� si� okrutnie, ucieszy� si� na my�l o nowej przygodzie. Miejscowa siedziba Odmie�c�w by�a obl�ona. Jej szklane okna wybito. Oblegani zabarykadowali otwory okienne kawa�kami drewnianych i metalowych mebli. Otaczaj�ce budynek klomby podeptano. Dw�ch wojownik�w pe�ni�o wart� kr���c dooko�a budynku. Trzech innych gaw�dzi�o ze sob� przy pobliskim ognisku. Neq podszed� do bli�szego z wartownik�w, wielkiego wojownika z mieczem. - - Kim jeste�cie i co tu robicie? - - Zje�d�a}, p�taku - odpar� tamten. - To prywatny teren. Neq nie by� ju� ani m�ody, ani porywczy. Odpowiedzia� spokojnie: - Odnosz� wra�enie, �e napadli�cie Odmie�c�w. Czy macie jaki� pow�d? M�czyzna wyci�gn�� miecz. - To jest m�j pow�d. Kapujesz, kurduplu? Neq ujrza�, �e pozostali napastnicy dostrzegli go i zbli�aj� si� szybko. Wszyscy byli uzbrojeni w miecze. Neq nie ust�pi�. - - Czy wyzywasz mnie do walki w Kr�gu? - - Hej, ten karze� si� stawia! - krzykn�� rozbawiony wartownik. - - Utnij mu jaja, je�li je ma! - zawo�a� jeden z pozosta�ych, zbli�aj�c si� z wyci�gni�tym mieczem. Neq by� ju� pewien, �e s� to nie uznaj�cy Kr�gu bandyci - nieudolni wojownicy, kt�rzy zebrali si�, aby gromadnie napada� na bezbronnych. Podobnych �otr�w nigdy dot�d nie tolerowano na terytoriach Odmie�c�w, za� Imperium �ciga�o ich bez lito�ci. Schwytanych tracono, zmuszaj�c ich w walki w Kr�gu z dobrymi wojownikami na �mier� i �ycie. Nie mo�na by�o pozwoli�, by Odmie�cy przerwali dostawy w powodu post�pk�w bandyt�w. Lecz Imperium ju� nie istnia�o, wi�c chwasty zacz�y si� rozplenia�. Takich tch�rzy mo�na by�o zabija� bez wyrzut�w sumienia. Neq musia� si� jednak upewni�: - Podajcie mi swoje imiona. Otoczyli go pier�cieniem. - - Podamy ci twoje zakrwawione flaki! - zawo�a� pierwszy. Pozostali roze�miali si�. - - Wi�c ja podam warn moje. Jestem Neq Miecz - wyci�gn�� bro�. - Pierwszy, kt�ry mnie zaatakuje, wytyczy granice Kr�gu. - - Hej... s�ysza�em o nim! - krzykn�� jeden z bandyt�w. Jest niebezpieczny. Mia� w�asne plemi�... Lecz pozostali, kt�rzy nie znali historii Imperium, ruszyli ze wszystkich stron, w nadziei, �e zmia�d�� intruza liczebn� przewag�. Gdy tylko podeszli bli�ej, Neq zaatakowa�. Zada� b�yskawiczne pchni�cie w pier� przeciwnika znajduj�cego si� przed nim. Natychmiast wyrwa� bro� i zatoczy� zakrwawionym ostrzem �uk w lewo, trafiaj�c nast�pnego bandyt� w szyj�, nim ten zd��y� unie�� miecz. Taka r�banina na odlew nie mog�aby by� skuteczna przeciw dobrze wyszkolonym wojownikom, lecz to by�y niedouczone niedo��gi. Neq ci�� w prawo, lecz trzeci napastnik zd��y� wreszcie podnie�� gard� i miecz uderzy� o miecz. Neq odskoczy� na bok i przebieg� pomi�dzy dwoma zakrwawionymi m�czyznami. Pozosta�o dw�ch, gdy� pi�ty rozpoznawszy Neqa uciek�. Neq odwr�ci� si� w ich stron�. Patrzyli przera�eni na le��cych na ziemi towarzyszy. Nowicjusze boj�cy si� krwi! - Zabierajcie rannych i wyno�cie si� st�d! - zawo�a� do nich. - Je�li was jeszcze raz zobacz�, zabij� natychmiast. Neq z pogard� odwr�ci� si� do nich plecami i podszed� do budynku. Zapuka� do drzwi. Odpowiedzi nie by�o. - Obl�enie sko�czone! - zawo�a�. - Jestem Neq Miecz, wojownik Kr�gu. Macie mnie w swoich rejestrach. Ci�gle milczenie. Neq wiedzia�, �e Odmie�cy zapisuj� imiona wszystkich koczowniczych przyw�dc�w. - Sta� tak, abym ci� widzia� - zawo�a� wreszcie jaki� g�os. Neq podszed� do wybitego okna. Ujrza�, �e bandyci oddalaj� si� wlok�c swych towarzyszy. - - Jest tu zapisany Neq Miecz - us�ysza� inny g�os. - Zapytaj go, kim jest jego ojciec. - - Nem Miecz - odpar� Neq, nie czekaj�c na pytanie. - Moj� siostr� jest Boma. Przyj�a bransolet� Borna Sztyleta i urodzi�a mu dw�ch ch�opc�w. - - Tego nie mamy w kartotece - odpowiedzia� po kr�tkiej przerwie drugi g�os - ale brzmi to prawdopodobnie. Czy on s�u�y� w koczowniczym Imperium Sola, Mistrza Wszystkich Broni? - Bom? Nie. Je�li jednak widzieli�cie mnie przed chwil�, to macie dow�d, �e ja w nim s�u�y�em. - Musimy mu zaufa� - stwierdzi� pierwszy g�os. Neq wr�ci� do drzwi. Rozleg� si� odg�os przesuwanych z mozo�em mebli. Potem szcz�kn�y klucze i drzwi si� otworzy�y. Wewn�trz sta�o dw�ch starych m�czyzn. Byli to typowi Odmie�cy: mieli g�adko wygolone twarze, kr�tko obci�te w�osy uczesane z przedzia�kiem, okulary, bia�e koszule z r�kawami, d�ugie spodnie z kantem oraz sztywne, wypastowane, sk�rzane buty. Ich �mieszne stroje nie nadawa�y si� do jakiejkolwiek walki. Obaj jeszcze si� trz�li. Najwyra�niej nie byli przyzwyczajeni do niebezpiecze�stwa, a tak�e bali si� samego Neqa. - W jaki spos�b uda�o warn si� ich powstrzyma�? - zapyta� zaciekawiony Neq. Wojownik wygl�daj�cy tak, jak ci dwaj, m�g�by co najwy�ej wykopa� dla siebie mogi��. Jeden z Odmie�c�w wyci�gn�� instrument przypominaj�cy troch� miecz. - - To jest wiertarka elektryczna. W��cza�em j� i dotyka�em ich r�k, kiedy usi�owali przedosta� si� do budynku. To mog�o przyprawi� o md�o�ci, ale by�o skuteczne. - - Mamy te� bro� - doda� drugi - ale nie umiemy si� ni� dobrze pos�ugiwa�. - - Jak d�ugo to trwa�o? - - Dwa dni. Podobne napady powtarzaj� si� ostatnio, lecz dot�d nasze ci�ar�wki zaopatrzeniowe zawsze rozp�dza�y napastnik�w. Tym razem ci�ar�wka nie przyjecha�a. - - Zapewne wpad�a w pu�apk� - odpar� Neq po namy�le. - Widzia�em ju� trzy ograbione gospody. Te szakale nigdy przedtem nie wa�y�y si� was atakow�. Jaki jest tego pow�d? - Nie wiemy. Wyst�pi�y braki w dostawach i nie byli�my w stanie zaopatrywa� gospod w wystarczaj�cym stopniu. To dlatego koczownicy wypowiedzieli nam wojn�. - - Nie koczownicy! To byli bandyci! Spojrzeli na niego z pow�tpiewaniem. - - Nie kwestionujemy twoich s��w, ale... - - Czy macie dowody na to, co m�wicie? - przerwa� mu rozgniewany Neq. - - Tak s�dzimy. - - Ale� to g�upota! Nie jeste�my ca�kowicie zale�ni od gospod, ale umo�liwiaj� nam one wygodne �ycie. Ich nietykalno�� zawsze szanowano. - Tak nam si� zdawa�o. Sam jednak widzia�e�... Neq westchn��. - Widzia�em. C�, chc�, by�cie si� dowiedzieli, �e nie b�d� tolerowa� podobnego zachowania i s�dz�, i� wi�kszo�� koczownik�w zgodzi�oby si� ze mn�. W jaki spos�b m�g�bym warn pom�c? Obaj Odmie�cy wymienili spojrzenia. - - Czy zechcia�by� zanie�� wiadomo�� do naszego centralnego o�rodka? - - Ch�tnie, ale teraz potrzebujecie obrony tutaj. Je�li odejd�, nie po�yjecie d�ugo. - - Nie mo�emy opu�ci� naszej plac�wki - odpar� jeden z m�czyzn smutnym g�osem. - - Lepsze to ni� �mier� - powiedzia� Neq. - To kwestia zasad. Neq wzruszy� ramionami. - -L)latego nazywaj� was Odmie�cami. Naprawd� jeste�cie stukni�ci. - - Je�li zaniesiesz wiadomo��... - - Zanios�. Najpierw jednak zbior� kilku ludzi... - - Nie. Nigdy nie pracowali�my w ten spos�b. - - Pos�uchajcie, Odmie�cy - powiedzia� gniewnie Neq. - Je�li teraz nie zaczniecie pracowa� w ten spos�b, jest pewne, �e wasza plac�wka wkr�tce p�jdzie z dymem, a wy zostaniecie pod ni� pochowani. Nie mo�ecie udawa�, �e nic si� nie zmieni�o. - - To przekonuj�cy argument - przyzna� jeden z m�czyzn. - Niew�tpliwie masz do�wiadczenie w walce. Je�li jednak nie b�dziemy post�powa� zgodnie z nasz� filozofi�, nie ma powodu, dla kt�rego mieliby�my robi� cokolwiek. Neq potrz�sn�� g�ow�. - Odmie�cy - powt�rzy�, podziwiaj�c ich upart� odwag�. - Dajcie mi t� swoj� wiadomo��. Centralny o�rodek by� szko��. Wiadomo�� by�a przeznaczona dla niejakiego doktora Jonesa i Neq zamierza� dor�czy� mu j� osobi�cie. M�oda, jasnow�osa dziewczyna, siedz�ca za biurkiem w pokoju przylegaj�cym do gabinetu doktora Jonesa, by�a zdecydowana chroni� swego wodza przed wszelkimi intruzami. - - A kto chce si� z nim widzie�? - zapyta�a obserwuj�c bacznie Neqa. By�a umyta do czysta, co irytowa�o go lekko. - - Neq Miecz. - NEK czy NEG? Spojrza� na ni� zak�opotany. - Och, jeste� analfabet� - powiedzia�a po chwili. - Doktor Jones przyjmie ci� teraz. Wszed� do gabinetu i przekaza� pisemn� wiadomo��. Starszy, �ysiej�cy Odmieniec z�ama� natychmiast piecz�� i zacz�� przygl�da� si� zabazgranej kartce papieru. Jego twarz przybra�a powa�ny wyraz. - Gdyby�my tylko mogli przeci�gn�� kable telefoniczne... A wi�c nasze ci�ar�wki nie docieraj� do celu? Niew�tpliwie znal odpowied� na to pytanie. - - Ci dwaj m�czy�ni prawdopodobnie ju� nie �yj� - odrzek� Neq. - Nie pozwolili si� przekona�. Chcia�em zapewni� im ochron�, ale... - - Nasze idea�y r�ni� si� od waszych. W przeciwnym razie sami byliby�my koczownikami. Wielu z nas w m�odo�ci nimi by�o. - - By�e� wojownikiem? - zapyta� z niedowierzaniem Neq. - Jakiej broni u�ywa�e�? - - Miecza, tak jak ty. Ale to by�o czterdzie�ci lat temu. - - Dlaczego przesta�e� nim by�? - - Odkry�em doskonalsz� filozofi�. - - Odmie�cy gin� z powodu swojej filozofii. Lepiej ich odwo�aj. - - Zrobi� to. Przynajmniej ten Odmieniec mia� odrobin� rozs�dku! - - Dlaczego to si� dzieje? Te ataki na wasze siedziby i na gospody. Nigdy przedtem tego nie by�o. - - By� mo�e nigdy za twojej pami�ci. Mog� ci to wyja�ni� - doktor Jones siedzia� za biurkiem, licz�c co� na palcach, kt�re by�y d�ugie i pokryte zmarszczkami. - W ostatnich miesi�cach nie byli�my w stanie zaopatrywa� gospod w nale�yty spos�b. W rezultacie niekt�re z nich sta�y si� bezu�yteczne dla koczownik�w. Kiedy do tego dochodzi, niekt�rzy ludzie reaguj� niech�ci�, a �e brak im og�ady, jak� daje cywilizacja, uderzaj� na o�lep. S� g�odni, chc� ubra� oraz broni, a nie dostaj� tego. Wydaje im si�, �e niesprawiedliwie odm�wiono im tych rzeczy. - - Ale dlaczego nie mo�ecie ich ju� zaopatrywa�? - - Dlatego, �e nasze w�asne dostawy zosta�y odci�te. Zajmujemy si� przede wszystkim dystrybucj�. Nie produkujemy sprz�tu. Mamy pewn� ilo�� zmechanizowanych farm, lecz �ywno�� stanowi tylko cz�� naszych us�ug. - - Dostajecie bro� i ca�� reszt� od kogo� innego? - Neq nie zdawa� sobie z tego sprawy. - - Do niedawna tak by�o. Jednak�e od kilku miesi�cy nie otrzymali�my dostaw, a nasze w�asne zapasy s� na wyczerpaniu. Szczerze m�wi�c, nie mo�emy ju� zaopatrywa� koczownik�w. Sam widzia�em fatalne skutki tej sytuacji. - - Czy nie powiedzieli warn, co si� sta�o? To znaczy ci, kt�rzy was zaopatruj�? - - Nie mamy z nimi kontaktu. Programy telewizyjne urwa�y si� nagle. Wydaje si�, �e dosz�o do powa�nej utraty mocy. Nasze ci�ar�wki nie wr�ci�y. Obawiam si�, �e wzburzenie spowodowane przerwaniem dostaw zwraca si� przeciwko nam. To efekt sprz�enia zwrotnego. Sytuacja jest powa�na. - - Czy gospody mog� przesta� istnie�? - - Obawiam si�, �e ten sam los spotka nasze szko�y, szpitale i farmy. Tak. Nie mo�emy wytrzyma� skoordynowanych atak�w wielkiej liczby uzbrojonych ludzi. Je�li nie uporamy si� szybko z tym problemem, to obawiam si�, �e grozi nam ca�kowita dezintegracja struktury naszego spo�ecze�stwa. - - Chcesz przez to powiedzie�, �e wszyscy mamy k�opoty - upewni� si� Neq. Doktor Jones skin�� g�ow�. - - Wyra�asz si� bardzo zwi�le. - - Potrzebujecie kogo�, kto p�jdzie sprawdzi�, co si� sta�o. Kogo�, kto umie walczy�. Je�li kierowcy waszych ci�ar�wek przypominaj� ludzi, kt�rych spotka�em na plac�wce... Jones ponownie skin�� g�ow�. - - Ja to zrobi�, je�li chcecie. - - Jeste� bardzo wspania�omy�lny, ale brak ci znajomo�ci sytuacji. Potrzebny by nam by� pisemny raport... - - Nie umiem pisa�, ale m�g�bym strzec kogo�, kto umie. Jones westchn��. - - Nie powiem, �e twoja propozycja nie jest kusz�ca. By�oby jednak nieetyczne, gdyby�my wykorzystali ci� w ten spos�b. Ponadto m�g�by� mie� trudno�ci z ochron� �Odmie�ca�. - - Masz racj�. Nie mog� pom�c cz�owiekowi, kt�remu nie mo�na nic wyt�umaczy�. - - A wi�c dzi�kuj� ci za przys�ug�, kt�r� nam zrobi�e� dostarczaj�c t� wiadomo�� - Jones wsta� z miejsca. - Mo�esz pozosta� u nas jak d�ugo zechcesz, s�dz� jednak, �e nasze spokojne �ycie szybko ci� znudzi. - - Wydaje mi si�, �e nie jest ju� ono spokojne - odpar� Neq. - Ale to nie zgadza si� z moj�... moj� filozofi� - po�o�y� d�o� na r�koje�ci miecza. - Na tym opiera si� moje �ycie. - - Doktorze... Obaj m�czy�ni spojrzeli na stoj�c� w drzwiach jasnow�os� dziewczyn�. - - S�ucham, panno Smith? - odezwa� si� doktor Jones. - - S�ucha�am przez interkom - powiedzia�a zmieszana, lecz z buntownicz� min�. - Us�ysza�am propozycj� pana Neqa... - - Jestem pewien, �e przez �Q� - wtr�ci� si� z u�miechem Jones. - Jeden z najlepiej w�adaj�cych mieczem koczownik�w w dzisiejszych czasach. Neq poczu�, �e si� czerwieni, gdy dziewczyna popatrzy�a na niego z podziwem. - Mog�abym pojecha� z nim - ci�gn�a panna Smith. Na jej �adnej twarzy pojawi� si� rumieniec. - Nie zapomnia�am ca�kowicie dzikiego �ycia i mog�abym napisa� raport. Jones posmutnia�. Jego twarz znakomicie potrafi�a to wyrazi�. - Moja droga, to nie jest przedsi�wzi�cie... - Doktorze, wie pan, �e wszystko si� zawali, je�li czego� nie zrobimy! - krzykn�a. - Nie mo�emy siedzie� bezczynnie! Neq nie wtr�ca� si� do rozmowy. Obserwowa� dziewczyn�. By�a m�oda i ca�kiem atrakcyjna. Pod sp�dniczk� kry�y si� zgrabne i pi�kne nogi. Mimo dziwacznych szat by�a warta uwagi m�czyzny. S�ysza�, �e okre�lenie �panna� w odniesieniu do Odmie�ca- kobiety oznacza�o, �e nie ma ona jeszcze m�a. Odmie�cy u�ywali s��w zamiast bransolet. Jones spojrza� na Neqa. - - To troch� niezr�czna sytuacja, ale w zasadzie ona ma racj�. Bezwarunkowo musimy co� zrobi�, a ona nadaje si� do tego zadania. Oczywi�cie nie jeste� zobowi�zany... - - Mog� pilnowa� kobiety r�wnie �atwo, jak Odmie�ca-m�czyzny - odpar� Neq. - Pod warunkiem, �e b�dzie robi� to, co jej ka��. Nie mog� pozwoli�, �eby upiera�a si� przy �zasadach�, gdy zostaniemy napadni�ci. - - Zrobi� wszystko, co mi ka�esz - powiedzia�a po�piesznie. - - Nie�atwo mi podj�� t� decyzj� - rzek� Jones. - Ale potrzebujemy informacji. Nawet negatywny raport, a bardzo powa�nie obawiam si�, �e takiego nale�y si� spodziewa�, umo�liwi nam przygotowanie plan�w przetrwania. Je�li oboje si� zgadzacie... Neq zastanowi� si� nad tym g��biej. Jak wielk� odleg�o�� zdo�a pokona� w ci�gu dnia objuczony t� �adn� jak lalka �pann��? B�dzie mdla�a na widok krwi i padnie z n�g zanim przejd� sze��dziesi�t mil. A ponadto jak� �mieszno�ci� si� okryje, w�druj�c w towarzystwie Odmie�ca, a zw�aszcza kobiety! R�wnie dobrze, zwyczajem Sosa, m�g�by posadzi� sobie na ramieniu ma�ego ptaszka... - To si� nie uda - powiedzia�. Nawiedzi�o go znajome uczucie zawodu. Wiedzia�, �e nie�mia�o�� wobec kobiet wp�yn�a na jego decyzj� w wi�kszym stopniu ni� logika. - Musi si� uda� - odpar�a. - Doktor Jones potrafi dokona� zdumiewaj�cych rzeczy, ale tylko wtedy, gdy ma dok�adne informacje. Je�li si� obawiasz, �e nie dotrzymam ci kroku, to we�miemy ci�ar�wk�. Nie musz� te� wygl�da� w ten spos�b. Zdaj� sobie spraw� z twojej pogardy. Mog� si� ubra� jak koczowniczka, a nawet troch� pobrudzi�... Jones omal si� nie u�miechn��, lecz Neq wzruszy� ramionami, jak gdyby nie by�o to dla niego wa�ne. My�l o podr�y z atrakcyjn� dziewczyn�, nawet Odmie�cem, stawa�a si� coraz bardziej kusz�ca. Ostatecznie udzielenie pomocy Odmie�com by�o spraw� honorow� i to przewa�y�o. - - Zgoda - oznajmi�. - - Zgoda? - wygl�da�a na zaskoczon�. - - Ubrud� si� troch�, we� ci�ar�wk� i pojedziemy. Spojrza�a oszo�omiona na Jonesa. - - Zgoda? Doktor Jones westchn��. - Moim zdaniem nie jest to najlepszy pomys�, ale je�li oboje jeste�cie ch�tni... Rozdzia� trzeci Zmiana, kt�ra zasz�a w jasnow�osej pannie Smith, by�a zdumiewaj�ca. Rozpu�ci�a swe d�ugie w�osy na wz�r koczowniczek i owin�a si� w jednocz�ciowy str�j kobiet do wzi�cia. Znikn�y gdzie� jej osobliwe maniery. Odzywa�a sie tylko wtedy, gdy do niej m�wiono, znaj�c swe miejsce w obecno�ci wojownika. Gdyby Neq nie zna� jej pochodzenia, m�g�by da� si� nabra�. Niemniej to ona musia�a prowadzi� ci�ar�wk�. Neq widywa� czasami pojazdy Odmie�c�w, lecz nigdy dot�d nie by� wewn�trz �adnego z nich. By�o oczywiste, �e obs�uga takiej machiny wymaga�a niezwyk�ych umiej�tno�ci. Neq siedzia� obok dziewczyny z mieczem �ci�ni�tym mi�dzy kolanami. Wciska�o go w siedzenie, gdy ko�a podskakiwa�y na wybojach. Pr�dko�� tej machiny by�a zatrwa�aj�ca. Neq ci�gle oczekiwa�, �e pojazd zacznie dysze� i zwolni bieg. Przecie� nikt nie m�g� tak gna� bez ko�ca! Kiedy� m�wiono mu, �e ci�ar�wka na dobrej drodze mo�e w ci�gu godziny pokona� odleg�o�� r�wn� ca�emu dniu marszu. Teraz w to uwierzy�. Podr� nie by�a przyjemna. Droga, wystarczaj�co dobra dla pieszych w�drowc�w, przy tej szybko�ci sta�a si� niebezpieczna. Neqa ogarn�� l�k. Teraz zrozumia�, dlaczego Odmie�cy dbali o swe drogi a� do przesady, wycinaj�c krzaki i usuwaj�c g�azy. Takie naturalne przeszkody by�y dla p�dz�cego pojazdu gro�ne jak cios mieczem. Neq nie okazywa� strachu, lecz jego zaci�ni�te na mieczu d�onie by�y lepkie od potu, a mi�nie zesztywnia�y mu z napi�cia. Z czasem jednak przyzwyczai� si�. Zacz�� obserwowa� ruchy panny Smith. Kierowa�a ona ci�ar�wk�, obracaj�c specjalnym ko�em. Gdy chcia�a si� zatrzyma�, naciska�a metalowy peda� na pod�odze. Prowadzenie samochodu nie by�o jednak takie trudne! Jechali przez ca�y dzie�. Zatrzymywali si� tylko wtedy, gdy nie przyzwyczajony do ko�ysania Neq musia� zwymiotowa� lub w celu uzupe�nienia paliwa. To pierwsze by�o upokarzaj�ce, lecz panna Smith udawa�a, �e nic nie widzi, a z czasem wn�trzno�ci Neqa pogodzi�y si� z sytuacj�. Benzyna mia�a dziwny zapach, a Neq za nic nie m�g� zrozumie�, po co w�a�ciwie przelewa si� j� z jednego pojemnika do drugiego. - - Dlaczego benzyna nie mo�e lecie� wprost z tych blaszanych pude�? - zapyta�. - - Te ci�ar�wki zaprojektowali i zbudowali Staro�ytni - odpar�a panna Smith - a oni robili mn�stwo niewyt�umaczalnych rzeczy, takich jak baki na benzyn� zbyt ma�e na ca�y dzie� jazdy. Mo�e lubili nalewa� j� z kanistr�w. Neq roze�mia� si�. - A to dopiero! Odmie�cy uwa�aj� Staro�ytnych za odmie�c�w! U�miechn�a si�. Nie by�a obra�ona. - Wydaje si�, �e zdrowie psychiczne jest odwrotnie proporcjonalne do stopnia cywilizacji. �Odwrotnie proporcjonalne�, wiedzia�, co to znaczy, podobnie jak wszyscy, kt�rzy przeszli przez ob�z w Z�ym Kraju. U�ywano tam liczb