7966
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 7966 |
Rozszerzenie: |
7966 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 7966 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7966 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
7966 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Anthony Piers
Kr�g Walki: Neq Miecz
Prze�o�y� MICHA� JAKUSZEWSKI
Tytu� orygina�u BATTLE CIRCLE volume 3 NEQ THE SWORD
Wersja angielska 1975
Wersja polska 1994
Rozdzia� pierwszy
- - Ale ty jeste� za m�ody, �eby walczy� w Kr�gu! - zawo�a�a Nemi.
- - W takim razie ty jeste� za m�oda na t� bransolet�, na kt�r� si� gapi�a�!
Masz
czterna�cie lat, tak jak ja!
Nosi� to samo imi�, co ona, gdy� Nemi by�a jego bli�niacz� siostr�. Nie chcia�
go
jednak u�ywa�, gdy� uwa�a�, �e przesta� by� dzieckiem.
Wybra� ju� sobie m�skie imi�: Neq Miecz. Gdyby� tylko m�g� dowie�� swej warto�ci
w Kr�gu Walki!
Nemi przygryz�a wargi, by si� zaczerwieni�y. By�a dobrze rozwini�ta, lecz niska,
podobnie jak jej brat. Nie mog�a si� uwa�a� za doros��, dop�ki nie zdob�dzie
bransolety
wojownika, przynajmniej na jedn� noc. Potem odrzuci dziecinne imi� i przybierze
�e�sk�
form� imienia wojownika, kt�rego zaspokoi�a. Po oddaniu bransolety stanie si�
bezimienna,
lecz b�dzie ju� kobiet�. Po dwakro� kobiet�, gdy urodzi dziecko.
- Za�o�� si�, �e stan� si� doros�a szybciej od ciebie! - zawo�a�a i u�miechn�a
si�
przekornie.
Poci�gn�� j� za jeden z br�zowych warkoczy, a� zapiszcza�a ze z�o�ci, ca�kiem
jak
dziecko. Wtedy pu�ci� j� i uda� si� w stron� Kr�gu, gdzie �wiczyli dwaj
wojownicy, jeden z
pa�kami, drugi z dr�giem. By� to przyjacielski pojedynek o jak�� nieistotn�
spraw�, lecz
metalowe bronie szybko migota�y w s�o�cu, a ich szcz�k rozlega� si� woko�o.
To by� cel jego �ycia. Chwa�a zdobyta w Kr�gu! Cztery lata temu wzi�� miecz z
p�ki
w gospodzie. Or� by� tak ci�ki, �e Nemi ledwie m�g� go podnie��. Jednak od
tego czasu
�wiczy� pilnie. Ojciec, Nem Miecz, uczy� go ch�tnie, nigdy jednak nie pozwoli�
synowi stan��
do prawdziwej walki.
Dzisiaj uko�czy� czterna�cie lat! Zgodnie z Kodeksem Honorowym, uznawanym
przez koczownik�w, oboje z siostr� nie byli ju� skr�powani rodzicielskimi
zakazami. On
m�g� walczy�, a ona po�yczy� bransolet�, kiedy tylko poczuj� si� gotowi.
Wojownik z pa�kami trafi� przeciwnika, nabijaj�c mu guza. Za chwil� obaj wyszli
z
Kr�gu.
- Krew rozgrza�a si� we mnie od tej walki! - krzykn�� zwyci�zca. - Musz� zaraz
na�o�y� jakiej� dziewczynie bransolet�. Mo�e tej ma�ej c�rce Nema.
Nawet nie zauwa�yli Neqa. Wyzwanie siostry: �Za�o�� si�, �e zrobi� to szybciej
od
ciebie� zad�wi�cza�o mu w uszach. Cho� byli sobie tak bliscy, jak to mo�liwe
tylko w
przypadku bli�ni�t, rywalizowali ze sob� zawsze i o wszystko. Neq mia� wi�c
podw�jny
pow�d, by rzuci� wyzwanie.
- Zanim za�o�ysz bransolet� c�rce Nema - odezwa� si� g�o�no, zdumiewaj�c obu
m�czyzn,- spr�buj najpierw przy�o�y� pa�k� jego synowi. Je�li zdo�asz.
Wojownik u�miechn�� si�, by ukry� zak�opotanie.
- Nie wystawiaj mnie na pr�b�, ch�opcze. Nie chcia�bym skrzywdzi� bezimiennego
dziecka.
Neq wyci�gn�� miecz i wkroczy� do Kr�gu. Z powodu jego ma�ego wzrostu bro�
wydawa�a si� olbrzymia.
- No, dalej. Skrzywd� dziecko.
- �eby odpowiada� przed Nemem? Ch�opcze, tw�j tata jest dobry w Kr�gu. Nie chc�
z
nim walczy� po tym, jak wy�oj� ci sk�r�. Zaczekaj, a� b�dziesz pe�noletni.
- - Jestem. Od dzisiaj. Domagam si� respektowania moich praw.
To uciszy�o wojownika z pa�kami, kt�ry nie zna� s�owa �respektowa�.
- Nie jeste� pe�noletni - odpar� drugi, spogl�daj�c na Nemi z g�ry. - Ka�dy to
widzi.
W tej chwili pojawi� si� Nem, za kt�rym pod��a�a Nemi.
- - Tw�j syn szuka guza - powiedzia� mu wojownik z dr�giem. - Hig nie chce mu
zrobi� krzywdy, ale...
- - Jest pe�noletni - odpar� z �alem Nem. On r�wnie� nie by� wysokim m�czyzn�,
ale pewno��, z jak� nosi� miecz, wskazywa�a, �e nie nale�y lekcewa�y� go w
Kr�gu. - Chce
zosta� m�czyzn�. Nie mog� ju� d�u�ej go powstrzymywa�.
- - Widzisz? - zapyta� Nemi, u�miechaj�c si� g�upkowato. - Musisz najpierw
pokaza� swoje pa�ki, zanim poka�esz co� innego mojej siostrze...
Wszyscy trzej m�czy�ni zesztywnieli. To by�a zniewaga. Teraz Hig musia�
walczy�,
gdy� w przeciwnym razie sam Nem m�g� go wyzwa� w obronie czci c�rki. Wszyscy
wiedzieli, �e Nem wr�cz ub�stwia� �liczn� Nemi.
Hig zbli�y� si� do Kr�gu, wyci�gaj�c pa�ki.
- Musz� to zrobi� - powiedzia� przepraszaj�cym tonem.
Nemi podesz�a do brata.
- - Ty idioto! - szepn�a gwa�townie. - �artowa�am tylko!
- - No wi�c ja nie �artowa�em! - odpar� Nemi czuj�c jak ogarnia go l�k. - Oto
moja
bro�, Hig.
Hig spojrza� na Nema, wzruszy� ramionami i podszed� do bia�ej kraw�dzi Kr�gu.
By�
wysoki, przystojny i muskulamy, nie by� jednak bieg�ym wojownikiem. Nemi
obserwowa� go,
jak walczy�.
Hig wkroczy� do Kr�gu. Nemi zaatakowa� natychmiast, by zdusi� w zarodku sw�j
strach. Wykona� fint� mieczem w spos�b, kt�ry �wiczy� bez ko�ca, na�laduj�c
technik� ojca.
Przeciwnik uskoczy�. Ch�opiec u�miechn�� si�, by okaza� pewno�� siebie wi�ksz�
ni�
rzeczywi�cie odczuwa�.
D�gn�� w tu��w Higa zanim ten zd��y� odzyska� r�wnowag�. Nemi s�dzi�, �e jego
sztych zostanie zbity. Lepiej by�o jednak atakowa� z jak najwi�ksz� zaci�to�ci�.
W
przeciwnym razie przeciwnik m�g� zepchn�� go do obrony, co nie by�o korzystne
dla miecza.
Zw�aszcza w walce przeciwko szybkim pa�kom. Lecz trafi�.
Strach doda� mu szybko�ci. Miecz zag��bi� si� w brzuch Higa. Ten krzykn��
przera�liwie i szarpn�� si� do ty�u. Krew wytrysn�a, gdy miecz zosta� wyrwany z
rany. Hig
upad� na ziemi�. Wypu�ci� z r�k pa�ki i z�apa� si� za otwart� jam� w brzuchu.
Neq stan�� oszo�omiony. Nigdy si� nie spodziewa�, �e b�dzie to takie �atwe i
takie
okropne. Traktowa� to pchni�cie jako wybieg taktyczny. By� przygotowany na to,
�e oberwie
kilka razy zanim znajdzie okazj�, by zada� rozstrzygaj�cy cios. Ale �eby
sko�czy�o si� to w
taki spos�b...
- Hig si� poddaje - oznajmi� wojownik z dr�giem. To oznacza�o, �e Neq mo�e
opu�ci�
Kr�g nie robi�c przeciwnikowi dalszej krzywdy. Z regu�y zwyci�zc� zostawa� ten,
kto d�u�ej
utrzyma� si� w Kr�gu, bez wzgl�du na to, co sta�o si� w jego obr�bie, gdy�
niekt�rzy
wojownicy potrafili zadawa� ciosy mimo odniesionych ran, b�d� sprytnie udawali
rannych,
by zmyli� przeciwnika.
Neq poczu� md�o�ci. Wyszed� chwiejnym krokiem z Kr�gu i nie zwa�aj�c na nic
zacz�� wymiotowa�. Dopiero teraz zrozumia�, dlaczego jego ojciec traktowa� Kr�g
z tak�
ostro�no�ci�.
Miecz nie by� zabawk�, a walka nie by�a zabaw�.
Rozejrza� si� w poszukiwaniu Nemi.
- To by�o okropne! - powiedzia�a. Nie pot�pia�a go jednak. Nigdy tego nie
robi�a, gdy
w gr� wchodzi�o co� wa�nego. - Jednak wygra�e�. Jeste� teraz m�czyzn�.
Przynios�am to dla
ciebie z gospody.
Wyci�gn�a z�ot� bransolet�, god�o doros�o�ci. Neq opar� si� o jej rami� i
zacz��
p�aka�.
- Nie by�o warto - chlipa�.
Nemi r�bkiem swej sukienki otar�a mu twarz. Potem za�o�y� bransolet�.
A jednak by�o warto. Hig nie umar�. Zabrano go do prowadzonego przez Odmie�c�w
szpitala i tam zaszyto mu brzuch. Neq nosi� bezcenn� bransolet� wok� lewego
nadgarstka,
coraz bardziej dumny z jej ci�aru. Przyjaciele gratulowali mu i na ka�dym kroku
okazywali
sw�j podziw. Nawet Nemi wyzna�a, �e poczu�a ulg�, gdy okaza�o si�, �e to nie Hig
b�dzie jej
pierwszym m�czyzn�. Postanowi�a zosta� kobiet� dopiero za par� tygodni!
Na cze�� nowego m�czyzny - Neqa urz�dzono uczt�, podczas kt�rej og�osi� on swe
imi�. Niebawem zapisano je na tablicy w gospodzie, by Odmie�cy mogli si� o tym
dowiedzie�. By� jednak pewien k�opot - noc z kobiet�...
Neq obawia� si� zako�czy� ceremoni� po�egnania z dzieci�stwem w zwyczajowy
spos�b. Prawda by�a taka, �e nie bardzo wiedzia�, co robi�... Neq z m�czyzn� w
Kr�gu to
by�o proste. Ale Neq z kobiet� w ��ku... - to wydawa�o si� bardziej
niebezpieczne...
Zamiast wybra� dziewczyn� na noc za�piewa� dla go�ci. Jego pi�kny tenor wywar�
na
wszystkich wra�enie. Nemi do��czy�a si�. Jej alt dobrze harmonizowa� z jego
g�osem.
Wprawdzie nie byli ju� bratem i siostr�, lecz takie wi�zy nie p�ka�y za jednym
uderzeniem
miecza.
Nazajutrz Neq wyruszy� w drog� jak przysta�o m�czy�nie i wojownikowi. Mia� i��
przed siebie, pozostawiaj�c rodzinne plemi�. Oczekiwano od niego, �e b�dzie
walczy�, by
doskonali� swe umiej�tno�ci, a tak�e po�ycza� bransolet�. M�g� wr�ci� za
miesi�c, za rok,
albo nigdy. Ten okres mia� potwierdzi� to, �e zdobycie praw m�czyzny nie by�o
przypadkiem. Odt�d wszyscy koczownicy mieli traktowa� go z szacunkiem. Nigdy ju�
nie
b�dzie �dzieckiem Nema�. Sta� si� wojownikiem.
Ceremonia po�egnania by�a wspania�a. Mia� �ci�ni�te gard�o, gdy rozstawa� si� z
Nemem, Nem� i Nemi, ale musia� to ukry�. Ujrza� �zy w oczach siostry, kt�ra nie
zdo�a�a nic
powiedzie�. By�a pi�kna. Neq musia� si� odwr�ci�, by samemu si� nie rozp�aka�.
Ruszy� przed siebie. W tej okolicy gospody by�y oddalone jedna od drugiej o
dwadzie�cia mil. Tak� drog� mo�na by�o pokona� w ci�gu dnia, o ile nie zwleka�o
si�
zbytnio. Neq jednak zwleka�. Tak wiele rzeczy by�o nowych: zakr�ty i prze��cze,
�cie�ki i
obszary pastwisk, lasy oraz napotykani od czasu do czasu wojownicy. By�o ju�
ciemno, gdy
dotar� do pierwszej kwatery.
Mia� sp�dzi� t� noc samotnie. Gospoda by�a pusta. Da� sobie rad� sam,
korzystaj�c z
urz�dze� Odmie�c�w. Neq nie rozumia� tych ludzi. Mieli wspania�� bro�, kt�rej
nie u�ywali,
znakomite jedzenie, kt�rego nie jedli i te wygodne gospody, w kt�rych nigdy nie
spali.
Zostawiali wszystkie te rzeczy tak, �eby ka�dy m�g� je sobie wzi��. Je�li z
gospody zabrano
wszystkie zapasy, Odmie�cy szybko i bez s��w dostarczali nowe. Je�li jednak
jaki�
m�czyzna u�ywa� broni poza Kr�giem, zabija� innych z �uku lub zabrania� komu�
wst�pu do
gospody, i nikt go nie powstrzymywa�, Odmie�cy przerywali dostawy. Sprawiali
wra�enie
jakby nie obchodzi�o ich to, �e ludzie umieraj�, a tylko w jaki spos�b i gdzie.
Sama gospoda by�a cylindrem o �rednicy dziesi�ciu krok�w, wysokim na
wyci�gni�cie r�ki m�czyzny, z dachem w kszta�cie sto�ka, kt�ry w jaki� spos�b
chwyta�
�wiat�o s�o�ca i zmienia� je w moc nap�dzaj�c� znajduj�ce si� wewn�trz lampy i
maszyny. W
�rodku cylindra znajdowa� si� gruby filar, w kt�rym umieszczono urz�dzenia
toaletowe,
spi�arni� oraz sprz�t do gotowania. By�y tam r�wnie� otwory, kt�re w zale�no�ci
od potrzeby
wydmuchiwa�y zimne lub gor�ce powietrze.
Neq wyj�� mi�so z lod�wki i upiek� je w piecu. Nala� sobie kubek mleka z
dzbanka.
Jedz�c spogl�da� na pe�ne p�ki bransolet, ubra� i broni. Wszystko to mo�na by�o
sobie
wzi��!
W ko�cu roz�o�y� tapczan umieszczony na zewn�trznej �cianie i zasn��.
Rankiem w�o�y� do swojego plecaka zapasowe skarpetki i koszulk�, nie zawraca�
sobie jednak g�owy dodatkowymi pantalonami, kurtk� czy trampkami. Brud nie mia�
znaczenia, lecz przepocone cz�ci odzie�y nale�a�o cz�sto zmienia� i zostawia� w
specjalnym
pojemniku w gospodzie. Neq zapakowa� te� chleb i reszt� mi�sa. Marnotrawstwo
by�o
kolejn� rzecz�, kt�rej Odmie�cy nie lubili, mimo �e sami pope�niali je
porzucaj�c te
wszystkie rzeczy w gospodach. Na koniec Neq zabra� ze sob� �uk oraz sk�adany
namiot, gdy�
mia� zamiar polowa�, a tak�e obozowa� pod go�ym niebem. Mo�na by�o od czasu do
czasu
korzysta� z gospod, lecz prawdziwy koczownik wola� radzi� sobie sam.
Drugiej nocy rozbi� namiot. Czu� si� w nim bardzo samotny, a ponadto zapomnia�
zabra� ma�ci odstraszaj�cej komary. Trzeciej nocy skorzysta� z gospody, dziel�c
j� z dwoma
wojownikami - Mieczem i Maczug�. Zachowywali si� przyja�nie i nie traktowali go
z g�ry,
cho� z pewno�ci� widzieli, jaki jest m�ody. Rano ca�a tr�jka �wiczy�a razem w
Kr�gu i obaj
wojownicy pochwalili umiej�tno�ci Neqa, co znaczy�o, �e wci�zjest ��todziobem.
W
powa�nej walce nie potrzeba by�o pochwa�. Umiej�tno�ci m�wi�y same za siebie.
Czwartej nocy napotka� kobiet�. Przygotowa�a mu posi�ek, bez por�wnania
smaczniejszy od tych, kt�re sam przyrz�dza�, lecz nie pr�bowa�a si� do niego
zaleca�. Neq
za� przekona� si�, �e jest zbyt nie�mia�y, aby ofiarowa� jej bransolet�. By�a
starsza od niego i
w�a�ciwie niezbyt �adna. Zdoby� si� tylko na to, by wzi�� prysznic w jej
obecno�ci, �eby
mog�a dostrzec, i� ma w�osy na l�d�wiach. Spali na s�siednich tapczanach.
Rankiem �yczy�a
mu szcz�cia i poca�owa�a go jak matka. Neq wyruszy� w dalsz� drog� czerwony ze
wstydu.
Przeklina� siebie za to, �e nie zdoby� si� na odwag�, wiedzia� jednak, �e
jeszcze bardziej
obawia si� tego, i� zrobi co� �le i zostanie wy�miany. Zastanawia� si� jak
nale�y udawa�
do�wiadczonego w tych sprawach.
Pi�tego dnia, gdy by�o jeszcze widno, przyby� do gospody po�o�onej nad pi�knym,
ma�ym jeziorem. Napotka� tam m�czyzn� o �adnej, niemal kobiecej twarzy, kt�ry
wydawa�
si� niewiele starszy od Neqa. Nie by� on od niego o wiele wy�szy, zachowywa� si�
jednak jak
do�wiadczony wojownik.
- Jestem Soi, Mistrz Wszystkich Broni - oznajmi�. - Walcz� o panowanie.
To zaniepokoi�o Neqa. Panowanie oznacza�o, �e pokonany musi si� przy��czy� do
plemienia zwyci�zcy. Poniewa� umowa przed walk� by�a dobrowolna, nie stanowi�o
to
pogwa�cenia ustanowionego przez Odmie�c�w zakazu pozbawiania ludzi wolno�ci.
Honorowy wojownik musia� jednak dotrzyma� uzgodnionych warunk�w. Neq walczy� do
tej
pory tylko raz i troch� �wiczy�. Wola� nie pr�bowa� szcz�cia w powa�nym
starciu.
Przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie chcia� na razie przy��cza� si� do �adnego
plemienia.
- U�ywasz wszystkich broni? - zapyta�, ignoruj�c ukryte w s�owach tamtego
wyzwanie. - Miecza, dr�ga, pa�ek... wszystkich?
Soi skin�� z powag� g�ow�.
- Nawet morgenszternu? - Neq spojrza� na kolczaste kule le��ce na p�ce.
Soi ponownie skin�� g�ow�. Najwyra�niej nie by� zbyt rozmowny.
- Nie chc� walczy� - oznajmi� Neq. - Nie o panowanie. Ja... dopiero w zesz�ym
tygodniu zosta�em m�czyzn�.
Soi wzruszy� ramionami. Nie by� ura�ony.
O zmierzchu pojawi�a si� kobieta. Mia�a na sobie pomara�czow� sukni�,
oznaczaj�c�,
�e jest kobiet� do wzi�cia, lecz by�a chyba jeszcze starsza i mniej �adna ni�
ta, kt�r� Neq
napotka� uprzednio. Musia�a w swoim czasie po�yczy� wiele bransolet, lecz �aden
m�czyzna
nie zatrzyma� jej przy sobie. Soi nie zwr�ci� na ni� uwagi. Nie mia� bransolety,
co oznacza�o,
�e jest �onaty. Ponownie wszystko zale�a�o od Neqa, ale i tym razem nie uczyni�
nic.
Ona przygotowa�a kolacj� dla nich obu, co nale�a�o do obowi�zk�w kobiety
szukaj�cej m�a. Obchodzi�a si� z garnkami r�wnie pewnie, jak Soi ze sw� broni�.
Ta
gospoda musia�a by� jej terytorium. Zapewne od dawna us�ugiwa�a wszystkim
m�czyznom,
kt�rzy tu przychodzili, w nadziei, �e kt�ry� z nich prze�o�y umiej�tno�ci ponad
urod� i
pojmie j� za �on�.
Zanim podano posi�ek przyby� trzeci m�czyzna. By� to wielki, brzuchaty wojownik
pokryty wieloma bliznami.
- Jestem Mok Morgensztern - przedstawi� si�.
- Sol, Mistrz Wszystkich Broni.
- - Neq Miecz.
Kobieta nie powiedzia�a nic. Postawi�a na stole nast�pne nakrycie.
- - Walcz� o panowanie - oznajmi� Soi.
- - Masz plemi�? Ten ch�opiec i kto jeszcze?
- - Nie. Neq jest wolny. Moje plemi� �wiczy w Z�ym Kraju.
- - W Z�ym Kraju! - zaskoczenie Moka by�o r�wnie wielkie, jak Neqa. - Tam nikt
nie chodzi!
- - Niemniej jednak - odrzek� Soi.
- - Ale Rentgeny - duchy �mierci...
- - Czy w�tpisz w moje s�owa? - zapyta� Soi. Mok obruszy� si� na jego ton.
- - Ka�dy wie...
- - Musz� si� zgodzi� - powiedzia� Neq i natychmiast zda� sobie spraw�, �e nie
powinien si� odzywa�. To nie by� jego sp�r.
- - W Kr�gu dowiod� prawdziwo�ci swych s��w! - oznajmi� Soi. Spojrza� na
przezroczyste, obrotowe drzwi gospody i zauwa�y�, �e na zewn�trz jest ju�
ciemno.
- - Jutro.
Mok i Neq wymienili spojrzenia. Teraz nie mieli wyj�cia.
- Jutro - zgodzi� si� Mok. - O panowanie. Po chwili zastanowienia doda�:
- Zobaczysz jednak, �e moja bro� nie nadaje si� do zabawy.
Kobieta u�miechn�a si� do Moka, kt�ry odwzajemni� ten u�miech, g�aszcz�c sw�
bransolet�. Noc� Sol i Neq roz�o�yli tapczany po wschodniej stronie gospody. Mok
zabra�
kobiet� na stron� zachodni�, za�o�ywszy przedtem bransolet� na jej nadgarstek.
Neq le�a� w ciemno�ci i nas�uchiwa� uwa�nie. Jednak rytmiczne skrzypienie
tapczanu
w�a�ciwie nic mu nie powiedzia�o.
Sol mia� ze sob� w�zek wype�niony broni�.
- - Z czym chcesz si� zmierzy� w Kr�gu? - zapyta� Moka.
- - Naprawd� u�ywasz ich wszystkich? Niech wi�c b�dzie morgensztern.
Soi wyci�gn�� w�asn� kul� na �a�cuchu. Neq by� zafascynowany. Nigdy jeszcze nie
widzia� morgenszternu w akcji, a nawet nie s�ysza� o pojedynku dw�ch tych broni
w Kr�gu.
To by� niepewny, lecz przera�aj�cy or�, kt�ry zupe�nie nie nadawa� si� do
obrony. Masywna,
kolczasta kula trafia�a w cel albo nie. Od tego zale�a� wynik walki. Ci�kie
rany by�y w takim
pojedynku niemal pewne.
Dwaj m�czy�ni wkroczyli do Kr�gu z przeciwnych stron. Ka�dy z nich wymachiwa�
morgenszternem tak szybko, �e �a�cuchy rozmaza�y si� w szare okr�gi. Kule
wygl�da�y
pi�knie. L�ni�y w promieniach s�o�ca niczym ogniste pier�cienie, podczas gdy
obaj
m�czy�ni wyginali rytmicznie torsy. Walka musia�a by� kr�tka.
Rzeczywi�cie by� kr�tka. Dwa b�yszcz�ce �uki przeci�y si�, �a�cuchy
skrzy�owa�y, a
kule uderzy�y w siebie gwa�townie, sypi�c iskrami. Zar�wno Mok, jak i Soi,
podskoczyli, gdy
poczuli szarpni�cie �a�cuch�w, lecz tylko Soi utrzyma� morgensztern w r�ku.
Uchwyt broni
wy�lizn�� si� z d�oni Moka, kt�ry zosta� rozbrojony.
Neq zrozumia�, �e w�a�nie to Soi pragn�� osi�gn��. Celowo zaatakowa� bro�
przeciwnika, wcale nie pr�buj�c trafi� w jego cia�o i szarpn�� gwa�townie, gdy
dosz�o do
zetkni�cia �a�cuch�w. Mok oczekiwa�, �e morgenszterny zap�acz� si�, utrudniaj�c
zadanie
obu wojownikom, dzi�ki czemu b�dzie m�g� wykorzysta� w zwarciu sw�j wi�kszy
ci�ar i
si��. Jednak rozwaga i zr�czno�� Sola przewa�y�y.
A mo�e to by�o czyste szcz�cie?
- Z czym pragniesz si� zmierzy�? - zapyta� Sol Neqa. M�ody wojownik zblad�. Z
pewno�ci� nie z morgenszternem! Czy Sol okazywa� w ten spos�b uprzejmo��, czy
pewno��
siebie? Co odpowiedzie�?
Miecz czy sztylet w do�wiadczonej d�oni mog�y go ci�ko zrani�, jak Higa. Pa�ki
by�y
t�pe, lecz ich para mog�a porz�dnie wy�oi� mu sk�r�. Maczuga by�a t�pa i
powolna, lecz gdy
trafi�a w cel, jej cios by� druzgoc�cy. Dr�g...
- Z dr�giem!
Jeden kawa�ek, bez ostrzy, powolny, bezpieczny.
Soi spokojnie wyci�gn�� sw�j dr�g.
Wkroczyli do Kr�gu i wykonali pierwsze ruchy. Neq czu� si� g�upio z powodu swego
tch�rzostwa. Prawdziwy wojownik wybra�by w�asn� bro�, by zagro�enie dla obu
walcz�cych
by�o r�wne. Dr�g by� bezpieczny, lecz trudno by�o go obej��. Neq wyprowadzi�
sztych...
Gdy si� ockn��, le�a� na tapczanie w gospodzie, a g�owa pulsowa�a mu b�lem.
Kobieta, kt�rej Mok da� bransolet�, czyli Moka, wyciera�a mu twarz g�bk�.
Neq powstrzyma� si� przed zapytaniem, co si� sta�o. Najwyra�niej powali� go
cios,
kt�rego nawet nie dostrzeg�. Czy Mok m�g� go uderzy� z ty�u? Nie, to by�oby
ohydne
pogwa�cenie Kodeksu Kr�gu. Soi i Mok na pewno nie byli lud�mi, kt�rzy u�ywaliby
tak
haniebnych metod, b�d� tolerowali je. Dr�g musia� chyba spa�� z nieba...
Dotkn�� ciemienia. Obmacuj�c guza wielko�ci po��wki jaja, przypomnia� sobie
wszystko. Zdumiewaj�co zr�czny manewr. Dr�g min�� jego miecz, jakby to by�a mg�a
i
uderzy�... Neq sykn�� z b�lu.
C�, by� teraz cz�onkiem plemienia Sola. Plemienia ze Z�ego Kraju. Je�li nawet
by�y
tam duchy-zab�jcy, to nie zaszkodzi�y one zbytnio Solowi! W sumie nie by�o to
z�e
rozwi�zanie. Nem zawsze powtarza�, �e s�u�ba u silnego przyw�dcy ma swoje
zalety. W
zamian za utrat� niezale�no�ci zyskiwa�o si� opiek� i bezpiecze�stwo. Oczywi�cie
pod
warunkiem, �e trafi�o si� do dobrego plemienia...
Neq nie by� ca�kiem pewien, czy w jego przypadku tak by�o. Nadal mia�
w�tpliwo�ci,
czy Soi rzeczywi�cie jest znakomitym wojownikiem, w ko�cu w�a�ciwie nie widzia�
go w
walce... Mo�e Soi mia� tylko szcz�cie? Neq zrobi� jednak dobr� min� do z�ej
gry.
Wyruszy� razem z Mokiem, kieruj�c si� wskaz�wkami otrzymanymi od Sola, kt�ry
uda� si� w przeciwn� stron�. Po drugiej nocy Mok odebra� kobiecie sw�
bransolet�. Neq nie
zadawa� mu pyta�. Mo�e tamten nie chcia� po prostu zabiera� ze sob� �ony do
Z�ego Kraju,
cho� Soi powiedzia�, �e Rentgeny wycofa�y si� ju� z miejsca, gdzie sta� ob�z.
Sp�dzili na
szlaku kilka dni.
Plemi� Sola, a przynajmniej ta jego cz��, do kt�rej si� przy��czyli, sk�ada�o
si� z
trzydziestu m�czyzn obozuj�cych w gospodzie i najbli�szej okolicy. Tutaj
rz�dzi�a �ona
wodza - Sola. By�a ona pi�kn�, zmys�ow� kobiet� w wieku oko�o szesnastu lat.
Mia�a zwyczaj
odpowiada� ostro, gdy si� do niej zwracano, i co raz pogr��a� si� w ponurym
milczeniu.
Mimo to z dum� nosi�a z�ot� bransolet�.
Obozowali tam przez dwa tygodnie. Ich liczba zwi�ksza�a si� o kolejnych
wojownik�w przysy�anych przez Sola. Wielu m�czyzn mia�o rodziny, wi�c zapasy w
gospodzie wyczerpywa�y si� szybko. Musieli polowa�, mimo i� furgon Odmie�c�w
przyje�d�a� dwukrotnie, by uzupe�ni� zapasy.
Odmie�cy wygl�dali tak �miesznie! Dok�adnie tak, jak wskazywa�a na to ich nazwa:
dziwacznie ubrani, nie uzbrojeni, niemal zupe�nie pozbawieni mi�ni i
niedorzecznie czy�ci.
Niemniej jednak ich ci�ar�wka by�a potworem, kt�ry m�g�by zmia�d�y� wielu
wojownik�w, gdyby zboczy� z drogi. Dlaczego Odmie�cy s�u�yli koczownikom, skoro
tak
�atwo mogliby nimi rz�dzi�? Niekt�rzy uwa�ali, i� Odmie�cy byli na to zbyt s�abi
i g�upi.
Neq w�tpi� jednak, by by�o to takie proste.
W ko�cu Soi powr�ci�, prowadz�c kolejnych pi�tnastu m�czyzn, przez co
liczebno��
plemienia wzros�a do ponad pi��dziesi�ciu. Nast�pnie ca�a grupa wymaszerowa�a do
Z�ego
Kraju. Neq spogl�da� z niepokojem na czerwone znaki ostrzegawcze ustawione przez
Odmie�c�w. Wiedzia�, �e oznaczaj� one granice terytorium Rentgen�w. Odmie�cy
podobno
wykrywali te niewielkie istoty za pomoc� tykaj�cych skrzynek. Nic z�ego si�
jednak nie
wydarzy�o.
Na pustkowiu, w pobli�u rzeki, znajdowa� si� ob�z otoczony fos� pe�n� wody. Jego
przyw�dc� by� Tyl, Mistrz Dw�ch Broni, prawdziw� w�adz� sprawowa� jednak Sos
Nieuzbrojony. �wiczy� on wojownik�w bezlito�nie. Podzieli� wszystkich na grupy,
w
zale�no�ci od broni, i przyzna� ka�demu m�czy�nie miejsce w tabeli zale�ne od
jego
umiej�tno�ci. Neq zacz�� jako ostatni miecz z dwudziestu. Zmartwi�o go to, lecz
trening
wyszed� mu na dobre i na koniec zosta� czwartym w�r�d pi��dziesi�ciu. Ob�z r�s�
ca�y czas,
gdy� Soi nadal w�drowa� i przysy�a� wci�� nowych wojownik�w. Neq nigdy nie
widzia�
silniejszego i bardziej zdyscyplinowanego plemienia.
Dziwne, �e wszystko to by�o dzie�em cz�owieka, kt�ry sam nigdy nie walczy� w
Kr�gu. Sos wiedzia� wiele o walce, nie by� te� s�abeuszem. Mimo to nosi� na
ramieniu ma�ego
ptaszka, robi�c tym z siebie po�miewisko. By�o te� oczywiste, �e kocha� Sol�,
cho� nie
przyznawa� si� do tego g�o�no. Neq widzia� raz, zim�, jak zakrad�a si� ona do
jego namiotu i
pozosta�a tam do �witu. Ca�a ta sytuacja by�a dla� nie do poj�cia.
Gdy nadesz�a wiosna, plemi� wyruszy�o. Neq by� ju� wtedy jednym z najlepszych
mieczy. Z niecierpliwo�ci� oczekiwa� zapowiedzianych podboj�w.
Jego rado�� m�ci�a tylko jedna rzecz: nie zdoby� si� jeszcze na odwag�, by
ofiarowa�
bransolet� jakiej� dziewczynie. Pragn�� to zrobi�, lecz nie sko�czy� jeszcze
pi�tnastu lat, a
wygl�da� na trzyna�cie. �ywa, naga kobieta to by�o wi�cej ni� m�g� sobie
wyobrazi�. Ile
b��d�w mo�na pope�ni�!
Niekiedy marzy� o Soli. Nie chodzi�o o to, �e j� kocha� czy cho�by lubi�. By�a
po
prostu cudownie zbudowan� dziewczyn�, kt�ra nocowa�a w namiocie innego
m�czyzny,
cho� jej m�� by� wodzem plemienia. Ha�ba... lecz jak�e bole�nie poci�gaj�ca! Ona
z
pewno�ci� dochowa�aby tajemnicy...
Nie�mia�o�� wobec kobiet Neq nadrabia� w Kr�gu. By� to jeden z powod�w, dla
kt�rych zrobi� tak wielkie post�py w sztuce walki mieczem. Neq sp�dza� ca�y
wolny czas na
�wiczeniach, podczas gdy inni zajmowali si� swoimi sprawami lub odpoczywali.
Uwa�ano go
za pilnego, w rzeczywisto�ci jednak by� udr�czony.
Kt�rego� dnia w ko�cu musia� zosta� m�czyzn�!
Rozdzia� drugi
Neqowi powodzi�o si� w walce. Z �atwo�ci� wygrywa� swoje pojedynki. Jego
pierwszym rywalem by� najlepszy miecz ma�ego plemienia, kt�rego w�dz nie chcia�
walczy�.
Neq by� jednym z kilku wybranych krzykaczy, kt�rych docinki sprowokowa�y go do
tego.
Jego przeciwnik w Kr�gu umia� wiele, ale d�ugi trening w Z�ym Kraju uczyni� Neqa
lepszym
od rywala.
Walcz�c, Neq przypomnia� sobie jak Sos kaza� mu stawa� w Kr�gu nie tylko
przeciwko mieczom, lecz r�wnie� przeciw wszystkim innym broniom. Neq �wiczy� te�
walk�
w parach z r�nymi wojownikami przeciwko innym parom. To by�a ci�ka praca, a
poniewa�
w Z�ym Kraju nigdy nie walczono do krwi, tylko ocena wystawiana przez Sosa
Doradc�
okre�la�a umiej�tno�ci Neqa. S�owa Nieuzbrojonego mia�y jednak swoj� wag�. Gdy
tylko
Neq dostrzeg� drobne niedostatki w umiej�tno�ciach przeciwnika, zrozumia�, �e
Sos mia�
racj�. Nieudolne zwyci�stwa i �enuj�ce pora�ki nie by�y mu ju� pisane. Naprawd�
by�
Mistrzem Miecza.
Pewnego dnia, nieoczekiwanie, Sos Doradca odszed�. Mo�na by�o zapyta�, kogo
nape�ni�o to wi�kszym �alem: Sola, czy Sol�? Czy Sol dowiedzia� si� o wszystkim?
Plemi�
jednak nadal �y�o tak, jak zorganizowa� je Sos. Sola urodzi�a dziewczynk�, cho�
dziewi��
miesi�cy temu jej m�� by� nieobecny...
Podboje uczyni�y plemi� tak wielkim, �e trzeba je by�o rozbi� na pi��
mniejszych,
kt�re razem tworzy�y Imperium. Jednym z nich dowodzi� Sol, a pozosta�ymi jego
najwa�niejsi namiestnicy: Tyl, Mistrz Dw�ch Broni, kt�ry mia� najlepszych
wojownik�w,
dalej: Sav Dr�g, kt�ry przej�� ob�z w Z�ym Kraju, gdzie nadal �wiczono m�odych
wojownik�w, i kt�ry by� drugim z pie�niarzy Imperium. Nast�pni byli: Tor Miecz z
wielk�,
czarn� brod�... i sam Neq. Ka�de z plemion Imperium uda�o si� w swoj� stron�,
zdobywaj�c
nowych wojownik�w, wszystkie jednak podlega�y Solowi.
Z pocz�tku by�o to wspania�e. Rzeczywisto�� za�mi�a wszystkie marzenia Neqa o
chwale. Mia� pod sob� stu pi��dziesi�ciu wojownik�w, wi�cej ni� liczy�a sobie
wi�kszo��
niezale�nych plemion. Odwiedzi� rodzin�, by pochwali� si� tym, co osi�gn��. Jego
siostra
wysz�a za m�� i przenios�a si� w inne strony. Tych spo�r�d miejscowych, kt�rzy
w�tpili w
jego umiej�tno�ci, szybko o nich przekona�. Wys�a� wszystkich sze�ciu do obozu w
Z�ym
Kraju. Neq zmierzy� si� te� z ojcem, Nemem. Nie bili si� jednak do krwi, ani o
panowanie.
Tutejsi mieszka�cy nigdy nie widzieli nikogo, kto w�ada�by mieczem lepiej od
Neqa. Cieszy�
si�, �e si� o tym dowiedzieli. Jednak po up�ywie roku takie rzeczy straci�y dla�
urok.
Obowi�zki wodza nie pozwala�y mu �wiczy� w Kr�gu tak du�o, jak by chcia�.
Odnosi�
wra�enie, �e ze wszystkich stron otaczaj� go wa�nie i wrogowie. W ko�cu
zrozumia�, �e w
g��bi serca nie jest przyw�dc�, lecz wojownikiem.
Pod koniec drugiego roku mia� ju� tego wszystkiego serdecznie do��, wydawa�o si�
jednak, �e nie ma innej drogi. Pragn�� tylko uciec, by m�c walczy� w Kr�gu na
uczciwych
warunkach, bez przeszk�d wynikaj�cych z jego pozycji w plemieniu.
Ponadto... nadal pragn�� kobiety. Mia� ju� szesna�cie lat i by� m�czyzn� w
ka�dym
calu, lecz sama my�l o zaproponowaniu bransolety jakiejkolwiek dziewczynie
nape�nia�a go
l�kiem. Gdyby kt�ra� go poprosi�a, gdyby da�a mu wyra�nie do zrozumienia, �e
jest ch�tna,
to co innego. Jednak �adna tego nie uczyni�a.
Neq podejrzewa�, �e jest najbardziej nie�mia�ym m�czyzn� w ca�ym Imperium, cho�
na poz�r nie mia� po temu �adnych powod�w. M�g� bez zmru�enia oka rozkazywa�
m�czyznom, z ufno�ci� we w�asne si�y zmierzy� si� z ka�d� broni� i rz�dzi�
plemieniem
licz�cym setki cz�onk�w. �eby jednak na�o�y� sw� bransolet� kobiecie... chcia�
to zrobi�, lecz
nie m�g� si� na to zdoby�.
Nagle na Imperium spad�o nieszcz�cie. Pojawi� si� Bezimienny - nie uzbrojony
m�czyzna, kt�ry wkracza� do Kr�gu i pokonywa� najlepszych wojownik�w go�ymi
r�kami.
Wydawa�o si� to niemo�liwe, lecz Bezimienny zdoby� najpierw plemi� Sava, �ami�c
mu r�k�,
potem grup� Ty�a, roztrzaskuj�c mu kolana, a nast�pnie plemi� Tora, zabijaj�c
Goga
Maczug� - jedynego wojownika, kt�rego nawet Soi nie zdo�a� pokona�. W ko�cu
zmusi� do
wst�pienia do Kr�gu samego Sola, odebra� mu ca�e Imperium, a tak�e Sol�, i
wys�a� go razem
z c�rk� na G�r�, by tam umar�.
Plemi� Neqa przebywa�o daleko od miejsca, w kt�rym to si� zdarzy�o. Zanim tam
dotarli sprawa by�a ju� rozstrzygni�ta. Soi odszed�. Neqowi nie pozosta�o nic
innego, jak
podporz�dkowa� si� nowemu Wodzowi. Tyl pozosta� drugim wojownikiem. Rz�dzi� w
imieniu olbrzymiego, nie uzbrojonego zwyci�zcy, kt�ry nie okazywa� �adnego
zainteresowania codziennymi sprawami Imperium.
- Id�, dok�d chcesz - poradzi� Neqowi Tyl na osobno�ci - i walcz, gdzie tylko
zechcesz, ale nie o panowanie. Przepytaj swych wojownik�w i zwolnij tych, kt�rzy
chc�
odej��. Tak zarz�dzi� Bezimienny.
- Po co wi�c zdobywa� Imperium? - zapyta� zdumiony Neq.
Tyl wzruszy� tylko ramionami z niesmakiem. Neq wiedzia�, �e Ty�owi bardzo nie
podoba si� ten stan rzeczy, by� on jednak cz�owiekiem honoru, godnym swego
stanowiska, i
nie mia� zamiaru wyst�pi� przeciw nowemu Wodzowi. Neq post�pi� zgodnie z rad�
Ty�a. Na
sze�� lat Imperium zamar�o. Neq przekaza� swe obowi�zki innym i zacz�� w�drowa�
samotnie. Czasami walczy� w Kr�gu, lecz jego umiej�tno�ci sprawia�y, �e takie
spotkania nie
mia�y sensu i doprowadzi�y do tego, �e szybko zacz�to go rozpoznawa�,
gdziekolwiek si�
pojawi�. Jego bransoleta nadal nie opu�ci�a ani razu swego miejsca na
nadgarstku, cho� �ni� o
kobietach, i to co noc.
W wieku dwudziestu czterech lat, po dziesi�ciu latach nauki, podboj�w i
w�dr�wek,
Neq Miecz wkroczy� w smug� cienia. Nie mia� przysz�o�ci, tera�niejszo�ci ani
Imperium.
I wtedy W�dz, przy pomocy plemienia Ty�a oraz swego w�asnego, dokona� najazdu na
G�r�, po czym znikn��. Tyl powr�ci�, przynosz�c wie�ci, �e forteca mieszcz�ca
si� pod G�r�
sp�on�a i �e ci, kt�rzy w przysz�o�ci p�jd� na G�r�, zgin� naprawd�, bez
wzgl�du na to, jak
si� sprawy mia�y w przesz�o�ci. Tyl nie m�g� jednak obwo�a� si� przyw�dc�
Imperium. Nikt
nie zwyci�y� Nieuzbrojonego, kt�ry m�g� wr�ci� albo nie.
Namiestnicy: Tyl, Neq, Sav, Tor i inni spotkali si�, i po naradzie postanowili,
�e
Imperium zostanie u�pione do chwili powrotu Wodza. Ka�dy z nich mia� zosta�
wodzem
wolnego plemienia, postanowili jednak, �e nie b�d� walczy� ze sob�.
Neq, kt�ry pragn�� tylko wolno�ci, rozwi�za� swoj� grup� ca�kowicie. Jego
najlepsi
wojownicy natychmiast zacz�li tworzy� w�asne, ma�e plemiona i przenosi� si� z
nimi w inne
miejsca. Neq, zn�w niezale�ny, wyruszy� na samotn� w�dr�wk�.
Gdy po raz trzeci szukaj�c noclegu w gospodzie stwierdzi�, �e zosta�a ona
obrabowana
i zniszczona, by� zdumiony i w�ciek�y. Kto to robi� i dlaczego? Gospody by�y
nietykalne i
otwarte dla wszystkich w�drowc�w. Gdy kt�r�� z nich zniszczono, cierpieli na tym
wszyscy.
Gdyby takie przest�pstwa sta�y si� zbyt cz�ste, mog�oby to zaszkodzi� ca�emu
ludowi
koczownik�w.
Nie by�o nadziei na szybkie schwytanie sprawc�w. Od chwili, gdy dokonano tego
czynu, up�yn�y tygodnie. �atwiej by�o zapyta� o to Odmie�c�w, kt�rzy wiele
wiedzieli o
sprawach koczownik�w.
Neq, kt�ry do tej pory nudzi� si� okrutnie, ucieszy� si� na my�l o nowej
przygodzie.
Miejscowa siedziba Odmie�c�w by�a obl�ona. Jej szklane okna wybito. Oblegani
zabarykadowali otwory okienne kawa�kami drewnianych i metalowych mebli.
Otaczaj�ce
budynek klomby podeptano. Dw�ch wojownik�w pe�ni�o wart� kr���c dooko�a budynku.
Trzech innych gaw�dzi�o ze sob� przy pobliskim ognisku.
Neq podszed� do bli�szego z wartownik�w, wielkiego wojownika z mieczem.
- - Kim jeste�cie i co tu robicie?
- - Zje�d�a}, p�taku - odpar� tamten. - To prywatny teren.
Neq nie by� ju� ani m�ody, ani porywczy. Odpowiedzia� spokojnie:
- Odnosz� wra�enie, �e napadli�cie Odmie�c�w. Czy macie jaki� pow�d?
M�czyzna wyci�gn�� miecz.
- To jest m�j pow�d. Kapujesz, kurduplu?
Neq ujrza�, �e pozostali napastnicy dostrzegli go i zbli�aj� si� szybko. Wszyscy
byli
uzbrojeni w miecze. Neq nie ust�pi�.
- - Czy wyzywasz mnie do walki w Kr�gu?
- - Hej, ten karze� si� stawia! - krzykn�� rozbawiony wartownik.
- - Utnij mu jaja, je�li je ma! - zawo�a� jeden z pozosta�ych, zbli�aj�c si� z
wyci�gni�tym mieczem.
Neq by� ju� pewien, �e s� to nie uznaj�cy Kr�gu bandyci - nieudolni wojownicy,
kt�rzy zebrali si�, aby gromadnie napada� na bezbronnych. Podobnych �otr�w nigdy
dot�d
nie tolerowano na terytoriach Odmie�c�w, za� Imperium �ciga�o ich bez lito�ci.
Schwytanych
tracono, zmuszaj�c ich w walki w Kr�gu z dobrymi wojownikami na �mier� i �ycie.
Nie
mo�na by�o pozwoli�, by Odmie�cy przerwali dostawy w powodu post�pk�w bandyt�w.
Lecz Imperium ju� nie istnia�o, wi�c chwasty zacz�y si� rozplenia�. Takich
tch�rzy
mo�na by�o zabija� bez wyrzut�w sumienia. Neq musia� si� jednak upewni�:
- Podajcie mi swoje imiona. Otoczyli go pier�cieniem.
- - Podamy ci twoje zakrwawione flaki! - zawo�a� pierwszy. Pozostali roze�miali
si�.
- - Wi�c ja podam warn moje. Jestem Neq Miecz - wyci�gn�� bro�. - Pierwszy,
kt�ry
mnie zaatakuje, wytyczy granice Kr�gu.
- - Hej... s�ysza�em o nim! - krzykn�� jeden z bandyt�w. Jest niebezpieczny.
Mia�
w�asne plemi�...
Lecz pozostali, kt�rzy nie znali historii Imperium, ruszyli ze wszystkich stron,
w
nadziei, �e zmia�d�� intruza liczebn� przewag�.
Gdy tylko podeszli bli�ej, Neq zaatakowa�. Zada� b�yskawiczne pchni�cie w pier�
przeciwnika znajduj�cego si� przed nim. Natychmiast wyrwa� bro� i zatoczy�
zakrwawionym
ostrzem �uk w lewo, trafiaj�c nast�pnego bandyt� w szyj�, nim ten zd��y� unie��
miecz. Taka
r�banina na odlew nie mog�aby by� skuteczna przeciw dobrze wyszkolonym
wojownikom,
lecz to by�y niedouczone niedo��gi. Neq ci�� w prawo, lecz trzeci napastnik
zd��y� wreszcie
podnie�� gard� i miecz uderzy� o miecz.
Neq odskoczy� na bok i przebieg� pomi�dzy dwoma zakrwawionymi m�czyznami.
Pozosta�o dw�ch, gdy� pi�ty rozpoznawszy Neqa uciek�. Neq odwr�ci� si� w ich
stron�.
Patrzyli przera�eni na le��cych na ziemi towarzyszy. Nowicjusze boj�cy si� krwi!
- Zabierajcie rannych i wyno�cie si� st�d! - zawo�a� do nich. - Je�li was
jeszcze raz
zobacz�, zabij� natychmiast.
Neq z pogard� odwr�ci� si� do nich plecami i podszed� do budynku. Zapuka� do
drzwi.
Odpowiedzi nie by�o.
- Obl�enie sko�czone! - zawo�a�. - Jestem Neq Miecz, wojownik Kr�gu. Macie mnie
w swoich rejestrach.
Ci�gle milczenie. Neq wiedzia�, �e Odmie�cy zapisuj� imiona wszystkich
koczowniczych przyw�dc�w.
- Sta� tak, abym ci� widzia� - zawo�a� wreszcie jaki� g�os.
Neq podszed� do wybitego okna. Ujrza�, �e bandyci oddalaj� si� wlok�c swych
towarzyszy.
- - Jest tu zapisany Neq Miecz - us�ysza� inny g�os. - Zapytaj go, kim jest jego
ojciec.
- - Nem Miecz - odpar� Neq, nie czekaj�c na pytanie. - Moj� siostr� jest Boma.
Przyj�a bransolet� Borna Sztyleta i urodzi�a mu dw�ch ch�opc�w.
- - Tego nie mamy w kartotece - odpowiedzia� po kr�tkiej przerwie drugi g�os -
ale
brzmi to prawdopodobnie. Czy on s�u�y� w koczowniczym Imperium Sola, Mistrza
Wszystkich Broni?
- Bom? Nie. Je�li jednak widzieli�cie mnie przed chwil�, to macie dow�d, �e ja w
nim
s�u�y�em.
- Musimy mu zaufa� - stwierdzi� pierwszy g�os. Neq wr�ci� do drzwi. Rozleg� si�
odg�os przesuwanych z mozo�em mebli. Potem szcz�kn�y klucze i drzwi si�
otworzy�y.
Wewn�trz sta�o dw�ch starych m�czyzn. Byli to typowi Odmie�cy: mieli g�adko
wygolone twarze, kr�tko obci�te w�osy uczesane z przedzia�kiem, okulary, bia�e
koszule z
r�kawami, d�ugie spodnie z kantem oraz sztywne, wypastowane, sk�rzane buty. Ich
�mieszne
stroje nie nadawa�y si� do jakiejkolwiek walki. Obaj jeszcze si� trz�li.
Najwyra�niej nie byli
przyzwyczajeni do niebezpiecze�stwa, a tak�e bali si� samego Neqa.
- W jaki spos�b uda�o warn si� ich powstrzyma�? - zapyta� zaciekawiony Neq.
Wojownik wygl�daj�cy tak, jak ci dwaj, m�g�by co najwy�ej wykopa� dla siebie
mogi��.
Jeden z Odmie�c�w wyci�gn�� instrument przypominaj�cy troch� miecz.
- - To jest wiertarka elektryczna. W��cza�em j� i dotyka�em ich r�k, kiedy
usi�owali
przedosta� si� do budynku. To mog�o przyprawi� o md�o�ci, ale by�o skuteczne.
- - Mamy te� bro� - doda� drugi - ale nie umiemy si� ni� dobrze pos�ugiwa�.
- - Jak d�ugo to trwa�o?
- - Dwa dni. Podobne napady powtarzaj� si� ostatnio, lecz dot�d nasze ci�ar�wki
zaopatrzeniowe zawsze rozp�dza�y napastnik�w. Tym razem ci�ar�wka nie
przyjecha�a.
- - Zapewne wpad�a w pu�apk� - odpar� Neq po namy�le. - Widzia�em ju� trzy
ograbione gospody. Te szakale nigdy przedtem nie wa�y�y si� was atakow�. Jaki
jest tego
pow�d?
- Nie wiemy. Wyst�pi�y braki w dostawach i nie byli�my w stanie zaopatrywa�
gospod w wystarczaj�cym stopniu. To dlatego koczownicy wypowiedzieli nam wojn�.
- - Nie koczownicy! To byli bandyci! Spojrzeli na niego z pow�tpiewaniem.
- - Nie kwestionujemy twoich s��w, ale...
- - Czy macie dowody na to, co m�wicie? - przerwa� mu rozgniewany Neq.
- - Tak s�dzimy.
- - Ale� to g�upota! Nie jeste�my ca�kowicie zale�ni od gospod, ale umo�liwiaj�
nam
one wygodne �ycie. Ich nietykalno�� zawsze szanowano.
- Tak nam si� zdawa�o. Sam jednak widzia�e�... Neq westchn��.
- Widzia�em. C�, chc�, by�cie si� dowiedzieli, �e nie b�d� tolerowa� podobnego
zachowania i s�dz�, i� wi�kszo�� koczownik�w zgodzi�oby si� ze mn�. W jaki
spos�b
m�g�bym warn pom�c?
Obaj Odmie�cy wymienili spojrzenia.
- - Czy zechcia�by� zanie�� wiadomo�� do naszego centralnego o�rodka?
- - Ch�tnie, ale teraz potrzebujecie obrony tutaj. Je�li odejd�, nie po�yjecie
d�ugo.
- - Nie mo�emy opu�ci� naszej plac�wki - odpar� jeden z m�czyzn smutnym
g�osem.
- - Lepsze to ni� �mier� - powiedzia� Neq.
- To kwestia zasad. Neq wzruszy� ramionami.
- -L)latego nazywaj� was Odmie�cami. Naprawd� jeste�cie stukni�ci.
- - Je�li zaniesiesz wiadomo��...
- - Zanios�. Najpierw jednak zbior� kilku ludzi...
- - Nie. Nigdy nie pracowali�my w ten spos�b.
- - Pos�uchajcie, Odmie�cy - powiedzia� gniewnie Neq. - Je�li teraz nie
zaczniecie
pracowa� w ten spos�b, jest pewne, �e wasza plac�wka wkr�tce p�jdzie z dymem, a
wy
zostaniecie pod ni� pochowani. Nie mo�ecie udawa�, �e nic si� nie zmieni�o.
- - To przekonuj�cy argument - przyzna� jeden z m�czyzn. - Niew�tpliwie masz
do�wiadczenie w walce. Je�li jednak nie b�dziemy post�powa� zgodnie z nasz�
filozofi�, nie
ma powodu, dla kt�rego mieliby�my robi� cokolwiek.
Neq potrz�sn�� g�ow�.
- Odmie�cy - powt�rzy�, podziwiaj�c ich upart� odwag�. - Dajcie mi t� swoj�
wiadomo��.
Centralny o�rodek by� szko��. Wiadomo�� by�a przeznaczona dla niejakiego doktora
Jonesa i Neq zamierza� dor�czy� mu j� osobi�cie.
M�oda, jasnow�osa dziewczyna, siedz�ca za biurkiem w pokoju przylegaj�cym do
gabinetu doktora Jonesa, by�a zdecydowana chroni� swego wodza przed wszelkimi
intruzami.
- - A kto chce si� z nim widzie�? - zapyta�a obserwuj�c bacznie Neqa. By�a umyta
do czysta, co irytowa�o go lekko.
- - Neq Miecz.
- NEK czy NEG? Spojrza� na ni� zak�opotany.
- Och, jeste� analfabet� - powiedzia�a po chwili. - Doktor Jones przyjmie ci�
teraz.
Wszed� do gabinetu i przekaza� pisemn� wiadomo��. Starszy, �ysiej�cy Odmieniec
z�ama� natychmiast piecz�� i zacz�� przygl�da� si� zabazgranej kartce papieru.
Jego twarz
przybra�a powa�ny wyraz.
- Gdyby�my tylko mogli przeci�gn�� kable telefoniczne... A wi�c nasze ci�ar�wki
nie docieraj� do celu?
Niew�tpliwie znal odpowied� na to pytanie.
- - Ci dwaj m�czy�ni prawdopodobnie ju� nie �yj� - odrzek� Neq. - Nie pozwolili
si� przekona�. Chcia�em zapewni� im ochron�, ale...
- - Nasze idea�y r�ni� si� od waszych. W przeciwnym razie sami byliby�my
koczownikami. Wielu z nas w m�odo�ci nimi by�o.
- - By�e� wojownikiem? - zapyta� z niedowierzaniem Neq. - Jakiej broni u�ywa�e�?
- - Miecza, tak jak ty. Ale to by�o czterdzie�ci lat temu.
- - Dlaczego przesta�e� nim by�?
- - Odkry�em doskonalsz� filozofi�.
- - Odmie�cy gin� z powodu swojej filozofii. Lepiej ich odwo�aj.
- - Zrobi� to.
Przynajmniej ten Odmieniec mia� odrobin� rozs�dku!
- - Dlaczego to si� dzieje? Te ataki na wasze siedziby i na gospody. Nigdy
przedtem
tego nie by�o.
- - By� mo�e nigdy za twojej pami�ci. Mog� ci to wyja�ni� - doktor Jones
siedzia� za
biurkiem, licz�c co� na palcach, kt�re by�y d�ugie i pokryte zmarszczkami. - W
ostatnich
miesi�cach nie byli�my w stanie zaopatrywa� gospod w nale�yty spos�b. W
rezultacie
niekt�re z nich sta�y si� bezu�yteczne dla koczownik�w. Kiedy do tego dochodzi,
niekt�rzy
ludzie reaguj� niech�ci�, a �e brak im og�ady, jak� daje cywilizacja, uderzaj�
na o�lep. S�
g�odni, chc� ubra� oraz broni, a nie dostaj� tego. Wydaje im si�, �e
niesprawiedliwie
odm�wiono im tych rzeczy.
- - Ale dlaczego nie mo�ecie ich ju� zaopatrywa�?
- - Dlatego, �e nasze w�asne dostawy zosta�y odci�te. Zajmujemy si� przede
wszystkim dystrybucj�. Nie produkujemy sprz�tu. Mamy pewn� ilo��
zmechanizowanych
farm, lecz �ywno�� stanowi tylko cz�� naszych us�ug.
- - Dostajecie bro� i ca�� reszt� od kogo� innego? - Neq nie zdawa� sobie z tego
sprawy.
- - Do niedawna tak by�o. Jednak�e od kilku miesi�cy nie otrzymali�my dostaw, a
nasze w�asne zapasy s� na wyczerpaniu. Szczerze m�wi�c, nie mo�emy ju�
zaopatrywa�
koczownik�w. Sam widzia�em fatalne skutki tej sytuacji.
- - Czy nie powiedzieli warn, co si� sta�o? To znaczy ci, kt�rzy was zaopatruj�?
- - Nie mamy z nimi kontaktu. Programy telewizyjne urwa�y si� nagle. Wydaje si�,
�e dosz�o do powa�nej utraty mocy. Nasze ci�ar�wki nie wr�ci�y. Obawiam si�, �e
wzburzenie spowodowane przerwaniem dostaw zwraca si� przeciwko nam. To efekt
sprz�enia zwrotnego. Sytuacja jest powa�na.
- - Czy gospody mog� przesta� istnie�?
- - Obawiam si�, �e ten sam los spotka nasze szko�y, szpitale i farmy. Tak. Nie
mo�emy wytrzyma� skoordynowanych atak�w wielkiej liczby uzbrojonych ludzi. Je�li
nie
uporamy si� szybko z tym problemem, to obawiam si�, �e grozi nam ca�kowita
dezintegracja
struktury naszego spo�ecze�stwa.
- - Chcesz przez to powiedzie�, �e wszyscy mamy k�opoty - upewni� si� Neq.
Doktor Jones skin�� g�ow�.
- - Wyra�asz si� bardzo zwi�le.
- - Potrzebujecie kogo�, kto p�jdzie sprawdzi�, co si� sta�o. Kogo�, kto umie
walczy�. Je�li kierowcy waszych ci�ar�wek przypominaj� ludzi, kt�rych spotka�em
na
plac�wce...
Jones ponownie skin�� g�ow�.
- - Ja to zrobi�, je�li chcecie.
- - Jeste� bardzo wspania�omy�lny, ale brak ci znajomo�ci sytuacji. Potrzebny by
nam by� pisemny raport...
- - Nie umiem pisa�, ale m�g�bym strzec kogo�, kto umie.
Jones westchn��.
- - Nie powiem, �e twoja propozycja nie jest kusz�ca. By�oby jednak nieetyczne,
gdyby�my wykorzystali ci� w ten spos�b. Ponadto m�g�by� mie� trudno�ci z ochron�
�Odmie�ca�.
- - Masz racj�. Nie mog� pom�c cz�owiekowi, kt�remu nie mo�na nic wyt�umaczy�.
- - A wi�c dzi�kuj� ci za przys�ug�, kt�r� nam zrobi�e� dostarczaj�c t�
wiadomo�� -
Jones wsta� z miejsca. - Mo�esz pozosta� u nas jak d�ugo zechcesz, s�dz� jednak,
�e nasze
spokojne �ycie szybko ci� znudzi.
- - Wydaje mi si�, �e nie jest ju� ono spokojne - odpar� Neq. - Ale to nie
zgadza si�
z moj�... moj� filozofi� - po�o�y� d�o� na r�koje�ci miecza. - Na tym opiera si�
moje �ycie.
- - Doktorze...
Obaj m�czy�ni spojrzeli na stoj�c� w drzwiach jasnow�os� dziewczyn�.
- - S�ucham, panno Smith? - odezwa� si� doktor Jones.
- - S�ucha�am przez interkom - powiedzia�a zmieszana, lecz z buntownicz� min�. -
Us�ysza�am propozycj� pana Neqa...
- - Jestem pewien, �e przez �Q� - wtr�ci� si� z u�miechem Jones. - Jeden z
najlepiej
w�adaj�cych mieczem koczownik�w w dzisiejszych czasach.
Neq poczu�, �e si� czerwieni, gdy dziewczyna popatrzy�a na niego z podziwem.
- Mog�abym pojecha� z nim - ci�gn�a panna Smith. Na jej �adnej twarzy pojawi�
si�
rumieniec. - Nie zapomnia�am ca�kowicie dzikiego �ycia i mog�abym napisa�
raport.
Jones posmutnia�. Jego twarz znakomicie potrafi�a to wyrazi�.
- Moja droga, to nie jest przedsi�wzi�cie...
- Doktorze, wie pan, �e wszystko si� zawali, je�li czego� nie zrobimy! -
krzykn�a. -
Nie mo�emy siedzie� bezczynnie!
Neq nie wtr�ca� si� do rozmowy. Obserwowa� dziewczyn�. By�a m�oda i ca�kiem
atrakcyjna. Pod sp�dniczk� kry�y si� zgrabne i pi�kne nogi. Mimo dziwacznych
szat by�a
warta uwagi m�czyzny. S�ysza�, �e okre�lenie �panna� w odniesieniu do Odmie�ca-
kobiety
oznacza�o, �e nie ma ona jeszcze m�a. Odmie�cy u�ywali s��w zamiast bransolet.
Jones spojrza� na Neqa.
- - To troch� niezr�czna sytuacja, ale w zasadzie ona ma racj�. Bezwarunkowo
musimy co� zrobi�, a ona nadaje si� do tego zadania. Oczywi�cie nie jeste�
zobowi�zany...
- - Mog� pilnowa� kobiety r�wnie �atwo, jak Odmie�ca-m�czyzny - odpar� Neq. -
Pod warunkiem, �e b�dzie robi� to, co jej ka��. Nie mog� pozwoli�, �eby upiera�a
si� przy
�zasadach�, gdy zostaniemy napadni�ci.
- - Zrobi� wszystko, co mi ka�esz - powiedzia�a po�piesznie.
- - Nie�atwo mi podj�� t� decyzj� - rzek� Jones. - Ale potrzebujemy informacji.
Nawet negatywny raport, a bardzo powa�nie obawiam si�, �e takiego nale�y si�
spodziewa�,
umo�liwi nam przygotowanie plan�w przetrwania. Je�li oboje si� zgadzacie...
Neq zastanowi� si� nad tym g��biej. Jak wielk� odleg�o�� zdo�a pokona� w ci�gu
dnia
objuczony t� �adn� jak lalka �pann��? B�dzie mdla�a na widok krwi i padnie z n�g
zanim
przejd� sze��dziesi�t mil. A ponadto jak� �mieszno�ci� si� okryje, w�druj�c w
towarzystwie
Odmie�ca, a zw�aszcza kobiety! R�wnie dobrze, zwyczajem Sosa, m�g�by posadzi�
sobie na
ramieniu ma�ego ptaszka...
- To si� nie uda - powiedzia�. Nawiedzi�o go znajome uczucie zawodu. Wiedzia�,
�e
nie�mia�o�� wobec kobiet wp�yn�a na jego decyzj� w wi�kszym stopniu ni� logika.
- Musi si� uda� - odpar�a. - Doktor Jones potrafi dokona� zdumiewaj�cych rzeczy,
ale
tylko wtedy, gdy ma dok�adne informacje. Je�li si� obawiasz, �e nie dotrzymam ci
kroku, to
we�miemy ci�ar�wk�. Nie musz� te� wygl�da� w ten spos�b. Zdaj� sobie spraw� z
twojej
pogardy. Mog� si� ubra� jak koczowniczka, a nawet troch� pobrudzi�...
Jones omal si� nie u�miechn��, lecz Neq wzruszy� ramionami, jak gdyby nie by�o
to
dla niego wa�ne. My�l o podr�y z atrakcyjn� dziewczyn�, nawet Odmie�cem,
stawa�a si�
coraz bardziej kusz�ca. Ostatecznie udzielenie pomocy Odmie�com by�o spraw�
honorow� i
to przewa�y�o.
- - Zgoda - oznajmi�.
- - Zgoda? - wygl�da�a na zaskoczon�.
- - Ubrud� si� troch�, we� ci�ar�wk� i pojedziemy. Spojrza�a oszo�omiona na
Jonesa.
- - Zgoda?
Doktor Jones westchn��.
- Moim zdaniem nie jest to najlepszy pomys�, ale je�li oboje jeste�cie ch�tni...
Rozdzia� trzeci
Zmiana, kt�ra zasz�a w jasnow�osej pannie Smith, by�a zdumiewaj�ca. Rozpu�ci�a
swe
d�ugie w�osy na wz�r koczowniczek i owin�a si� w jednocz�ciowy str�j kobiet do
wzi�cia.
Znikn�y gdzie� jej osobliwe maniery. Odzywa�a sie tylko wtedy, gdy do niej
m�wiono,
znaj�c swe miejsce w obecno�ci wojownika. Gdyby Neq nie zna� jej pochodzenia,
m�g�by
da� si� nabra�.
Niemniej to ona musia�a prowadzi� ci�ar�wk�. Neq widywa� czasami pojazdy
Odmie�c�w, lecz nigdy dot�d nie by� wewn�trz �adnego z nich. By�o oczywiste, �e
obs�uga
takiej machiny wymaga�a niezwyk�ych umiej�tno�ci. Neq siedzia� obok dziewczyny z
mieczem �ci�ni�tym mi�dzy kolanami. Wciska�o go w siedzenie, gdy ko�a
podskakiwa�y na
wybojach. Pr�dko�� tej machiny by�a zatrwa�aj�ca. Neq ci�gle oczekiwa�, �e
pojazd zacznie
dysze� i zwolni bieg. Przecie� nikt nie m�g� tak gna� bez ko�ca! Kiedy� m�wiono
mu, �e
ci�ar�wka na dobrej drodze mo�e w ci�gu godziny pokona� odleg�o�� r�wn� ca�emu
dniu
marszu. Teraz w to uwierzy�.
Podr� nie by�a przyjemna. Droga, wystarczaj�co dobra dla pieszych w�drowc�w,
przy tej szybko�ci sta�a si� niebezpieczna. Neqa ogarn�� l�k. Teraz zrozumia�,
dlaczego
Odmie�cy dbali o swe drogi a� do przesady, wycinaj�c krzaki i usuwaj�c g�azy.
Takie
naturalne przeszkody by�y dla p�dz�cego pojazdu gro�ne jak cios mieczem. Neq nie
okazywa�
strachu, lecz jego zaci�ni�te na mieczu d�onie by�y lepkie od potu, a mi�nie
zesztywnia�y mu
z napi�cia.
Z czasem jednak przyzwyczai� si�. Zacz�� obserwowa� ruchy panny Smith. Kierowa�a
ona ci�ar�wk�, obracaj�c specjalnym ko�em. Gdy chcia�a si� zatrzyma�, naciska�a
metalowy
peda� na pod�odze. Prowadzenie samochodu nie by�o jednak takie trudne!
Jechali przez ca�y dzie�. Zatrzymywali si� tylko wtedy, gdy nie przyzwyczajony
do
ko�ysania Neq musia� zwymiotowa� lub w celu uzupe�nienia paliwa. To pierwsze
by�o
upokarzaj�ce, lecz panna Smith udawa�a, �e nic nie widzi, a z czasem wn�trzno�ci
Neqa
pogodzi�y si� z sytuacj�. Benzyna mia�a dziwny zapach, a Neq za nic nie m�g�
zrozumie�, po
co w�a�ciwie przelewa si� j� z jednego pojemnika do drugiego.
- - Dlaczego benzyna nie mo�e lecie� wprost z tych blaszanych pude�? - zapyta�.
- - Te ci�ar�wki zaprojektowali i zbudowali Staro�ytni - odpar�a panna Smith -
a
oni robili mn�stwo niewyt�umaczalnych rzeczy, takich jak baki na benzyn� zbyt
ma�e na ca�y
dzie� jazdy. Mo�e lubili nalewa� j� z kanistr�w.
Neq roze�mia� si�.
- A to dopiero! Odmie�cy uwa�aj� Staro�ytnych za odmie�c�w!
U�miechn�a si�. Nie by�a obra�ona.
- Wydaje si�, �e zdrowie psychiczne jest odwrotnie proporcjonalne do stopnia
cywilizacji.
�Odwrotnie proporcjonalne�, wiedzia�, co to znaczy, podobnie jak wszyscy, kt�rzy
przeszli przez ob�z w Z�ym Kraju. U�ywano tam liczb