3739
Szczegóły |
Tytuł |
3739 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3739 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3739 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3739 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Carlos Castaneda
Nauki Don Juana
PRZEDMOWA
Ta ksi��ka jest zarazem etnografi� i alegori�.
Carlos Castaneda � pod opiek� don Juana � prowadzi nas poprzez �w moment
zmierzchu, poprzez ow� szczelin� we wszech�wiecie dziel�c� �wiat�o dnia od
mroku, w �wiat nie tylko inny od naszego, lecz wyposa�ony w ca�kowicie odmienn�
struktur� rzeczywisto�ci. W dotarciu do niej pomagaj� mu mescalito, yerba del
diablo i humito, czyli pejotl, bielu� i grzyby. Nie jest to jednak opowie��
wy��cznie o doznanych halucynacjach, gdy� podr�nikowi przewodzi pos�uguj�cy si�
subtelnymi manipulacjami don Juan, on te� swoimi interpretacjami nadaje sens
wydarzeniom, kt�rych mamy sposobno�� do�wiadczy� za po�rednictwem ucznia owego
czarownika.
Antropologia dowiod�a nam, �e w r�nych miejscach �wiat bywa r�nie definiowany.
Nie chodzi tylko o to, �e ludzie maj� r�ne obyczaje, wierz� w r�nych bog�w i
r�nie wyobra�aj� sobie sw�j los po�miertny. Rzecz raczej w tym, �e �wiaty
r�nych lud�w przybieraj� odmienne kszta�ty. R�nice ujawniaj� si� na poziomie
samych przes�anek metafizycznych: przestrze� nie odpowiada geometrii
euklidesowej, czas nie tworzy p�yn�cego w jednym kierunku kontinuum, zwi�zki
przyczynowo-skutkowe nie odpowiadaj� logice arystotelesowskiej, cz�owieka nie
odr�nia si� od tego, co nie jest cz�owiekiem, a �ycia od �mierci, jak dzieje
si� to w naszym �wiecie. Dowiadujemy si� czego� na temat kszta�tu owych innych
�wiat�w z logiki miejscowych j�zyk�w oraz z utrwalonych przez antropolog�w mit�w
i ceremonia��w. Za spraw� don Juana zamigota� przed nami �wiat czarownika z
plemienia Yaqui, a poniewa� ogl�damy �w �wiat pod dzia�aniem substancji
halucynogennych, realno�� naszego poznania r�ni si� ca�kowicie od wspomnianych
innych jego �r�de�. Na tym polega szczeg�lna warto�� mniejszej ksi��ki.
Castaneda twierdzi s�usznie, �e �wiat �w, pomimo wszelkich r�nic natury
percepcyjnej, ma w�asn� logik� wewn�trzn�. Podj�� pr�b� jej wyja�nienia niejako
od wewn�trz � opieraj�c si� na w�asnych, bogatych i bardzo osobistych
prze�yciach z okresu, gdy pozostawa� pod opiek� don Juana � zamiast analizowa�
j� w kategoriach naszej logiki. Je�li przedsi�wzi�cie to nie zako�czy�o si�
ca�kowitym powodzeniem, to t�umaczy� to trzeba nie tyle ograniczeniem natury
osobistej, ile ograniczeniami, jakie na percepcj� nak�adaj� nasza w�asna kultura
i nasz j�zyk, mimo to udaje mu si� przerzuci� most pomi�dzy �wiatem czarownika z
plemienia Yaqui a naszym, mi�dzy rzeczywisto�ci� zwyczajn� a niezwyk��.
Kluczowe znaczenie wej�cia w �wiaty inne od naszego � a zatem kluczowe znaczenie
samej antropologii � polega na tym, �e nasz w�asny �wiat jest r�wnie� pewnym
konstruktem kulturowym. Tote� do�wiadczaj�c rzeczywisto�ci innych �wiat�w,
widzimy, czym jest nasz w�asny �wiat, dzi�ki czemu mo�emy na mgnienie oka ujrze�
�wiat rzeczywisty, czyli ten znajduj�cy si� pomi�dzy naszym konstruktem
kulturowym a owymi innymi �wiatami. Dlatego zar�wno alegoria, jak i etnografia.
M�dro�� i poezja don Juana oraz rzetelny kunszt i poezja jego skryby stwarzaj�
nam mo�liwo�� ujrzenia zar�wno samych siebie, jak i rzeczywisto�ci. I tak jak w
ka�dej prawdziwej alegorii, widzimy tyle, ile umiemy dostrzec, a to, co widzimy,
nie wymaga egzegezy.
Carlos Castaneda zainicjowa� swoje rozmowy z don Juanem jeszcze jako student
antropologii Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. Winni�my mu
wdzi�czno�� za cierpliwo��, odwag� i przenikliwo��, z jakimi podejmuje wyzwanie
w postaci podw�jnego terminowania i relacjonuje nam szczeg�owo swoje
do�wiadczenia. W ksi��ce tej demonstruje on podstawow� umiej�tno�� dobrego
etnografa: zdolno�� wej�cia w obcy �wiat. Uwa�am, �e odnalaz� �cie�k� obdarzon�
sercem.
Walter Goidschmidt
Wstecz / Spis tre�ci / Dalej
Para mi solo recorrer los caminos que tienen
Coraz�n, qualquier camino que tenga coraz�n
Por ahiyo recorro, y la unica prueba que
Vale es atrauesar todo su largo. Y por ahi
Yo recorro mirando, mirando, sin aliento.
(Ja w�druj� tylko po �cie�kach
obdarzonych sercem, po �cie�kach,
kt�re mog� mie� serce. Po nich w�druj�,
bo przemierzy� je do ko�ca to jedyne wyzwanie
warte podj�cia. Oto kt�r�dy w�druj� i patrz�,
patrz� z zapartym tchem.)
Don Juan
(...) mo�na spr�bowa� tylko tego, �eby ustali� pocz�tek i kierunek nigdy nie
ko�cz�cej si� drogi. Pretensje do jakiegokolwiek wyczerpuj�cego uj�cia
by�yby co najmniej �udzeniem samego siebie. Ucze� mo�e osi�gn�� tu
doskona�o�� jedynie w tym subiektywnym znaczeniu, �e przekazuje wszystko, co
tylko zdo�a� ujrze�.
Georg Simmel
WPROWADZENIE
B�d�c studentem antropologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles,
odby�em latem 1960 roku kilka wypraw na Po�udniowy Zach�d w celu zebrania
informacji o ro�linach leczniczych u�ywanych przez Indian zamieszkuj�cych te
obszary. Wydarzenia tu przeze mnie opisywane rozpocz�y si� podczas jednej z
tych wypraw. Czeka�em w nadgranicznym miasteczku na autobus linii �Greyhound",
rozmawiaj�c z koleg�, kt�ry by� moim przewodnikiem i pomocnikiem w prowadzonych
przeze mnie badaniach. Raptem pochyli� si� on w moj� stron� i powiedzia�
szeptem, �e bia�ow�osy india�ski starzec siedz�cy przed oknem jest znakomitym
znawc� ro�lin, przede wszystkim � pejotlu. Poprosi�em koleg�, �eby pozna� mnie z
Indianinem.
Kolega pozdrowi� go, a potem podszed� do niego, by wymieni� u�cisk d�oni.
Rozmawiali ze sob� d�u�sz� chwil�, po czym kolega da� mi znak, bym do nich
podszed�, zaraz jednak pozostawi� mnie sam na sam ze starcem, nie zadawszy sobie
nawet trudu, �eby nas ze sob� pozna�. Indianin bynajmniej nie wygl�da� na
zak�opotanego. Przedstawi�em si�, on za� powiedzia�, �e nazywa si� Juan, i
spyta�, czym mo�e mi s�u�y�. Zwracaj�c si� do mnie, u�ywa� hiszpa�skich form
grzeczno�ciowych. Z mojej inicjatywy wymienili�my u�cisk d�oni, po czym na
pewien czas zamilkli�my. W milczeniu tym nie by�o napi�cia, tylko naturalny i
odpr�ony spok�j. Na �niadej twarzy i karku Indianina wida� by�o zmarszczki
zdradzaj�ce wiek, uderzy�o mnie jednak, �e cia�o ma j�drne i muskularne.
Powiedzia�em mu, �e chcia�bym uzyska� informacje o ro�linach leczniczych. Mimo
�e by�em niemal zupe�nym ignorantem w sprawach pejotlu, zacz��em udawa�, �e wiem
o nim mn�stwo, a nawet da�em mu do zrozumienia, �e m�g�by skorzysta� na rozmowie
ze mn�. Nie przerywa� mojej paplaniny, skin�� tylko powoli g�ow� i spojrza� na
mnie bez s�owa. Unika�em jego wzroku i sko�czy�o si� na tym, �e zapad�a pomi�dzy
nami martwa cisza. Zdawa�o mi si�, �e up�yn�o mn�stwo czasu, nim wreszcie don
Juan powsta� z miejsca i wyjrza� przez okno. Nadjecha� jego autobus. Po�egna�
si� ze mn� i wyszed� z poczekalni.
By�em podenerwowany tym, �e plot�em bzdury i �e przejrza�y mnie na wylot jego
niesamowite oczy. Kolega, kt�ry w�a�nie wr�ci�, pr�bowa� mnie pocieszy�, widz�c,
�e nie zdo�a�em si� niczego dowiedzie� od don Juana. T�umaczy�, �e �w starzec
cz�sto milczy i zachowuje si� z rezerw�, ale niepokoju, jaki wywo�a�o we mnie
owo pierwsze spotkanie, nie da�o si� tak �atwo usun��.
Postanowi�em ustali� miejsce pobytu don Juana, p�niej za� odwiedzi�em go
kilkakrotnie. Za ka�dym razem usi�owa�em go nak�oni� do poruszenia tematu
pejotlu, ale bez skutku. Zaprzyja�nili�my si� jednak bardzo, moje badania
naukowe posz�y w k�t, a w ka�dym razie skierowane zosta�y na tory nie maj�ce nic
wsp�lnego z moimi pierwotnymi zamierzeniami.
Kolega, kt�ry pozna� mnie z don Juanem, powiedzia� mi p�niej, �e �w starzec nie
pochodzi z Arizony, gdzie si� spotkali�my, lecz nale�y do Indian z plemienia
Yaqui zamieszkuj�cych okolice Sonory w Meksyku.
Pocz�tkowo uzna�em don Juana za cz�owieka do�� szczeg�lnego rodzaju, doskonale
znaj�cego si� na pejotlu i m�wi�cego nie�le po hiszpa�sku. Ale ludzie, kt�rzy go
znali, uwa�ali, �e posiada on jak�� �tajemn� wiedz�" i �e jest brujo. Ten
hiszpa�ski wyraz oznacza czarownika, znachora, szamana. U�ywa si� go zasadniczo
na oznaczenie osoby wyposa�onej w niezwyk�e, zazwyczaj z�e, moce.
Up�yn�� ca�y rok naszej znajomo�ci, nim zaskarbi�em sobie zaufanie don Juana.
Pewnego dnia o�wiadczy� mi, �e rozporz�dza pewn� wiedz� przekazan� mu przez
nauczyciela, kt�rego nazwa� swoim �dobroczy�c�"; nauczyciel �w kierowa� nim w
ci�gu swego rodzaju terminowania. Don Juan za� postanowi� mnie wybra� na swego
ucznia, ale ostrzeg�, �e b�d� musia� g��boko zaanga�owa� si� w nauk�, kt�ra
potrwa d�ugo i b�dzie uci��liwa.
M�wi�c o swoim nauczycielu, don Juan u�y� s�owa diablero. Dowiedzia�em si�
p�niej, �e okre�lenia tego u�ywaj� tylko Indianie z Sonory. Odnosi si� ono do
cz�owieka uprawiaj�cego czarnoksi�stwo, kt�ry potrafi zamienia� si� w zwierz�ta:
w ptaka, psa, kota lub jakiekolwiek inne stworzenie. Podczas jednej z mych wizyt
w Sonarze zdarzy�a mi si� rzecz niezwyk�a, dobrze ilustruj�ca stosunek Indian do
diableros. Jecha�em noc� samochodem w towarzystwie dw�ch zaprzyja�nionych
Indian; w pewnej chwili ujrza�em zwierz� przypominaj�ce wygl�dem psa, kt�re
przechodzi�o przez szos�. Jeden z Indian powiedzia�, �e to nie pies, tylko
wielki kojot. Zwolni�em i zjecha�em na pobocze, �eby si� lepiej przyjrze�
zwierz�ciu. Zatrzyma�o si� jeszcze na kilka sekund w �wietle przednich
reflektor�w, po czym pobieg�o w g��b cha-parralu. By� to z pewno�ci� kojot, ale
dwa razy wi�kszy ni� normalnie. Rozmawiaj�cy z wielkim przej�ciem Indianie
stwierdzili zgodnie, �e by�o to bardzo niezwyk�e zwierz�, a jeden z nich
zasugerowa�, �e m�g� to by� diablero. Postanowi�em wykorzysta� relacj� o tym
zdarzeniu do badania opinii zamieszkuj�cych te obszary Indian na temat istnienia
diableros. Rozmawia�em z wieloma lud�mi, kt�rym opowiada�em t� histori�, a potem
zadawa�em pytania. Poni�sze trzy rozmowy stanowi� zapis ich reakcji.
� My�lisz, Choy, �e to by� kojot? � zapyta�em m�odego m�czyzn�, gdy wys�ucha�
mojej opowie�ci.
� Kto wie? To musia� by� pies, bo zwierz� by�o za du�e jak na kojota.
� A czy to nie m�g� by� diablero!
� Bzdura. Nie ma �adnych diableros.
� Czemu tak m�wisz, Choy?
� Ludzie maj� bujn� wyobra�ni�. Za�o�� si�, �e gdyby� z�apa� zwierz�,
przekona�by� si�, �e to pies. Mia�em kiedy� co� do za�atwienia w innym
miasteczku. Wsta�em przed �witem i osiod�a�em konia. Wyje�d�aj�c z osady,
ujrza�em na drodze co� jakby cie� wielkiego zwierz�cia. Ko� stan�� d�ba i
zrzuci� mnie na ziemi�. Ja te� mia�em stracha, ale okaza�o si�, �e to by�a
kobieta id�ca do miasteczka.
� To znaczy, Choy, �e nie wierzysz w istnienie diableros?
� Diableros! A co to takiego ten tw�j diablero?
� Nie wiem, Choy. Wtedy w nocy jecha�em razem z Manuelem, kt�ry powiedzia� mi,
�e to m�g� by� diablero. A mo�e ty mi powiesz, co to takiego?
� M�wi�, �e diablero to brujo, kt�ry mo�e si� zmienia�, w co tylko zechce. Ale
wszyscy wiedz�, �e to bzdury. Tutejsi starcy wci�� gadaj� o diableros, ale w�r�d
nas m�odych nie znajdziesz takich bajarzy.
� Jak pani my�li, do�a Luz, co to by�o za zwierz�? � spyta�em kobiet� w �rednim
wieku.
� Na pewno to wie jeden Pan B�g, ale to chyba nie by� kojot. Czasami wydaje si�,
�e to kojot, ale to co innego. Ten kojot bieg� czy si� posila�?
� W�a�ciwie to sta� w miejscu, ale na pocz�tku chyba co� jad�.
� A jeste� pewien, �e nie ni�s� czego� w pysku?
� Mo�e, ale czy to mog�oby mie� znaczenie?
� Mog�oby. Je�eli ni�s� co� w paszczy, to nie by� to kojot.
� Wi�c co?
� M�czyzna lub kobieta.
� Jak si� nazywaj� tacy ludzie, do�a Luz? Nie odpowiedzia�a. Pr�bowa�em jeszcze
co� od niej wydoby�, ale bez powodzenia. Wreszcie odpowiedzia�a, �e nie wie. Na
pytanie, czy takich ludzi nazywa si� diableros, odrzek�a, �e tak brzmi jedna z
nazw, jakimi si� ich okre�la.
� Pani zna jakiego� diablero? � spyta�em w�wczas.
� Zna�am jedn� kobiet� � odpowiedzia�a. � Zosta�a zabita. By�am wtedy ma��
dziewczynk�. M�wiono, �e ta kobieta zamienia�a si� w suk�. Pewnej nocy do domu,
w kt�rym mieszka� bia�y cz�owiek, zakrad� si� pies, �eby ukra�� troch� sera.
Bia�y zabi� psa strza�em z rewolweru, a dok�adnie w tej samej chwili, kiedy go
zastrzeli�, ta kobieta zmar�a w swojej chacie. Jej rodzina posz�a do bia�ego
cz�owieka i za��da�a odszkodowania. Bia�y cz�owiek s�ono zap�aci� za to, �e j�
zabi�.
� Jak mogli ��da� odszkodowania, skoro bia�y zabi� psa i nikogo wi�cej?
� M�wili, �e bia�y dobrze wiedzia�, �e to nie by� pies, bo byli przy tym inni
ludzie, kt�rzy widzieli, jak pies stan�� na tylnych �apach jak cz�owiek i
przednimi si�gn�� po ser na p�ce zawieszonej u powa�y. Ci ludzie czatowali na
z�odzieja, bo kto� krad� noc w noc ser z domu tego bia�ego. A wi�c on zabi�
z�odzieja, wiedz�c, �e to nie pies.
� A czy dzi� s� jeszcze na �wiecie jacy� diableros, do�a Luz?
� Te rzeczy s� bardzo tajemnicze. Powiadaj�, �e diableros ju� nie ma, aleja w to
nie wierz�, bo kto� z rodziny diablero musi zosta� jego uczniem. Diableros
rz�dz� si� swoimi prawami, a jedno z nich m�wi, �e diablero musi przekaza� swe
tajemnice komu� z rodziny.
� Co to by�o za zwierz�, Genaro? � spyta�em bardzo starego m�czyzn�.
� Pies z kt�rego� ranczo w okolicy, bo co by innego?
� To m�g� by� diablero!
� Diablero? Zwariowa�e�! Nie ma �adnych diableros.
� Chcesz powiedzie�, �e dzi� ich nie ma, czy �e w og�le nigdy nie istnieli?
� Kiedy� istnieli, owszem. To �adna tajemnica. Wszyscy o tym wiedz�. Ale ludzie
si� ich bali i kazali ich wszystkich pozabija�.
� Kto ich pozabija�, Genaro?
� Wszyscy cz�onkowie plemienia. Ostatni diablero, o jakim s�ysza�em, nazywa� si�
Sxxxx. Za pomoc� swoich czar�w zabi� dziesi�tki, a mo�e nawet setki ludzi.
Mieli�my tego do��, ludzie skrzykn�li si� i pewnej nocy urz�dzili na niego
zasadzk�, a schwytanego spalili �ywcem.
� To by�o dawno temu, Genaro?
� W 1942.
� Widzia�e� to na w�asne oczy?
� Nie, ale ludzie do dzi� o tym gadaj�. M�wi�, �e nie zosta�a nawet garstka
popio�u, cho� stos by� ze �wie�ego drewna. Zosta�a tylko wielka ka�u�a t�ustej
mazi.
Mimo �e don Juan zaliczy� swego dobroczy�c� do diableros, nie wymieni� nigdy
miejsca, gdzie pobiera� nauki, ani nie poda� to�samo�ci swego nauczyciela. W
istocie don Juan ujawni� bardzo niewiele szczeg��w dotycz�cych swego �ycia
prywatnego. Powiedzia� jedynie, �e urodzi� si� na Po�udniowym Zachodzie w 1891
roku, prawie ca�e �ycie sp�dzi� w Meksyku, w 1900 roku w�adze meksyka�skie
zes�a�y jego rodzin� wraz z tysi�cami innych Indian z Sonory do �rodkowego
Meksyku, tam te�, a tak�e w po�udniowym Meksyku, mieszka� do 1940 roku. Don Juan
sporo podr�owa�, a zatem jego wiedza mog�a by� produktem wielu wp�yw�w. Mimo �e
uwa�a� si� za Indianina z Sonory, mia�em w�tpliwo�ci, czy nale�y sytuowa� jego
wiedz� wy��cznie w kontek�cie kultury Indian sonoryjskich. Nie zamierzam tu
jednak konstruowa� precyzyjnej definicji kulturowego �rodowiska don Juana.
Moje terminowanie u don Juana rozpocz�o si� w czerwcu 1961 roku. Przedtem
widywa�em go kilkakrotnie, zawsze jednak jako antropolog-obserwator. Na owym
wczesnym etapie naszej znajomo�ci kry�em si� z tym, �e notuj� tre�� naszych
rozm�w. P�niej, maj�c zaufanie do swojej pami�ci, odtwarza�em ca�� rozmow� ze
wszystkimi szczeg�ami. Kiedy jednak pocz��em wyst�powa� w roli terminatora,
metoda notowania ukradkiem sta�a si� bardzo uci��liwa, bo w naszych rozmowach
poruszali�my wiele r�nych zagadnie�. W�wczas don Juan pozwoli� mi � stanowczo
jednak przeciwko temu protestuj�c � zapisywa� w spos�b jawny wszystko, co
m�wili�my. Ch�tnie tak�e zrobi�bym zdj�cia i nagrania, ale na to na pewno by mi
nie zezwoli�.
Pocz�tkowo miejscem mojego terminowania by�a Arizona, nast�pnie za� Sonora,
poniewa� w trakcie pobierania przeze mnie nauk don Juan przeni�s� si� do
Meksyku. Post�powa�em w ten spos�b, �e stara�em si� mo�liwie jak najcz�ciej
widywa� si� z nim po kilka dni z rz�du. Nasze spotkania sta�y si� cz�stsze i
trwa�y d�u�ej podczas letnich miesi�cy w latach 1961, 1962, 1963 i 1964. Patrz�c
z perspektywy czasu, s�dz�, �e taka metoda odbywania praktyki zaszkodzi�a nauce,
gdy� op�nia�a osi�gni�cie stanu pe�nego zaanga�owania, jaki umo�liwi�by mi
zostanie czarownikiem. Z osobistego jednak punktu widzenia metoda ta by�a o tyle
korzystna, �e stwarza�a mi mo�liwo�� cho�by minimalnego oderwania si�, co z
kolei sprzyja�o rozwojowi zmys�u badawczego krytycyzmu, to za� by�oby
niemo�liwe, gdyby moje uczestnictwo sta�o si� ci�g�e. We wrze�niu 1965 roku
w�asnowolnie przerwa�em terminowanie.
W kilka miesi�cy po wycofaniu si� nasun�a mi si� po raz pierwszy my�l o tym,
�eby w systematyczny spos�b u�o�y� swoje robocze notatki. Zebrane przeze mnie
dane by�y do�� obszerne i obejmowa�y informacje najr�niejszego rodzaju, tote�
zacz��em od pr�by stworzenia systemu klasyfikacji. Podzieli�em dane wed�ug
powi�zanych ze sob� poj�� i sposob�w post�powania; wyodr�bnione w ten spos�b
dziedziny u�o�y�em hierarchicznie, odpowiednio do stopnia subiektywnego
znaczenia, a wi�c stosownie do wp�ywu, jaki na mnie wywar�y. Otrzyma�em w ten
spos�b nast�puj�c� klasyfikacj�: sposoby u�ycia ro�lin halucynogennych, techniki
i formu�y u�ywane przez czarownik�w, sposoby zdobycia i pos�ugiwania si�
przedmiotami obdarzonymi moc�, sposoby u�ycia ro�lin leczniczych, pie�ni i
legendy.
Zastanawiaj�c si� nad zjawiskami, jakich do�wiadczy�em, u�wiadomi�em sobie, �e
moje wysi�ki klasyfikacyjne da�y w wyniku zaledwie inwentarz kategorii, wszelkie
pr�by udoskonalenia mojego schematu musia�yby wi�c prowadzi� tylko do powstania
bardziej z�o�onego inwentarza. Nie o to mi chodzi�o. Podczas miesi�cy, kt�re
nast�pi�y po zaprzestaniu przeze mnie terminowania, odczu�em potrzeb�
zrozumienia moich prze�y� i do�wiadcze�, kt�re sk�ada�y si� na proces
przekazywania mi za pomoc� metod praktycznych i eksperymentalnych pewnego
zwartego systemu wierze�.
Od pierwszego spotkania, w kt�rym uczestniczy�em, by�o dla mnie oczywiste, �e
nauki don Juana cechuje wewn�trzna sp�jno��. Od momentu kiedy postanowi� on
przekaza� mi swoj� wiedz�, przyst�pi� do udzielania mi wyja�nie� w spos�b
uporz�dkowany. Odkrycie oraz zrozumienie porz�dku rz�dz�cego tymi wyja�nieniami
okaza�o si� zadaniem nies�ychanie trudnym.
T� niemo�no�� zrozumienia trzeba chyba ��czy� z faktem, �e po czterech latach
terminowania by�em wci�� pocz�tkuj�cym. Wiedza don Juana oraz spos�b jej
przekazywania by�y z pewno�ci� takie same jak jego �dobroczy�cy", tote�
trudno�ci, jakie napotka�em w zrozumieniu jego nauk, musia�y przypomina� k�opoty
samego don Juana. Don Juan napomyka� o owej analogii, stwierdzaj�c mimochodem,
�e jako pocz�tkuj�cy terminator nie m�g� zrozumie� swego nauczyciela. Uwagi te
zrodzi�y we mnie przekonanie, �e niesamowity charakter prze�y� do�wiadczanych
przez pocz�tkuj�cych, oboj�tne, czy byli, czy te� nie byli Indianami, czyni�
wiedz� czarownik�w niezrozumia��. Dla mnie, cz�owieka Zachodu, zjawiska te mia�y
charakter tak osobliwy, �e w�a�ciwie nie mog�em ich wyja�ni� w kategoriach
codziennego �ycia, tote� musia�em doj�� do wniosku, �e wszelkie pr�by
sklasyfikowania zebranych przeze mnie w terenie danych oparte na mej w�asnej
terminologii s� skazane na niepowodzenie.
W�wczas sta�o si� dla mnie jasne, �e wiedz� don Juana trzeba analizowa� w spos�b
zgodny z jego w�asnym rozumieniem tej wiedzy; inny spos�b uczynienia jej
oczywist� i przekonuj�c� nie istnieje. Usi�uj�c pogodzi� z sob� pogl�dy don
Juana i moje, u�wiadomi�em sobie, i� ilekro� pr�bowa� on wyja�ni� mi sw� wiedz�,
u�ywa� poj��, kt�re jemu samemu pozwoli�y j� �zrozumie�". Poj�cia te by�y dla
mnie obce, tote� starania, by zrozumie� wiedz� don Juana na jego spos�b,
postawi�y mnie w trudnej sytuacji. Moim zadaniem by�o wi�c przede wszystkim
okre�lenie sposobu, w jaki kategoryzuje on rzeczywisto��. Pracuj�c pod tym
k�tem, spostrzeg�em, �e sam don Juan k�ad� szczeg�lny nacisk na okre�lon�
dziedzin� swych nauk � mianowicie na sposoby wykorzystania ro�lin
halucynogennych. Opieraj�c si� na tym spostrze�eniu, zrewidowa�em sw�j schemat
kategoryzacyjny.
Oddzielnie i przy r�nych okazjach don Juan u�ywa� trzech ro�lin halucynogennych
� pejotlu (Lophophora williamsii), li�ci bielunia (Datura inoxia, zwanego tak�e
Datura meteloides) oraz grzyb�w (by� mo�e Psilocybe mexicana). Halucynogenne
w�a�ciwo�ci tych trzech ro�lin znane by�y Indianom ameryka�skim od czas�w
poprzedzaj�cych zetkni�cie z Europejczykami. Ze wzgl�du na swe w�a�ciwo�ci
ro�liny te znajdowa�y szerokie zastosowanie w leczeniu i w magii, dostarczaj�c
przyjemno�ci i doprowadzaj�c do stanu ekstazy. W konkretnym kontek�cie swych
nauk don Juan wi�za� u�ycie Datura inoxia i Psilocybe mexicana ze zdobyciem
mocy, kt�rej uosobienie nazywa� �sprzymierze�cem". U�ycie Lophophora williamsii
wi�za� natomiast ze zdobyciem m�dro�ci, czyli poznaniem w�a�ciwego sposobu
�ycia.
Ro�liny te by�y dla don Juana wa�ne dlatego, �e posiada�y zdolno�� wywo�ywania u
cz�owieka stan�w osobliwej percepcji. Pod jego przewodnictwem do�wiadczy�em
serii takich stan�w, dzi�ki czemu wiedza don Juana ods�oni�a si� przede mn� i
potwierdzi�a. Nazwa�em je �stanami niezwyk�ej rzeczywisto�ci", maj�c na my�li
przeciwie�stwo do zwyk�ej rzeczywisto�ci codziennego �ycia. Podzia� ten opiera
si� na znaczeniu wpisanym w stany rzeczywisto�ci niezwyk�ej. W kontek�cie wiedzy
don Juana nale�a�o je uzna� za realne, cho� realno�� ta r�ni�a si� od realno�ci
zwyczajnej.
Don Juan uwa�a�, �e stany rzeczywisto�ci niezwyk�ej s� jedyn� form� praktycznego
poznania i jedynym �rodkiem zdobycia mocy. Dawa� do zrozumienia, i� inne
sk�adniki jego nauk wi��� si� ze zdobyciem mocy jako celem zasadniczym.
Perspektywa ta przenika�a stosunek don Juana do wszystkiego, co nie wi�za�o si�
bezpo�rednio ze stanami rzeczywisto�ci niezwyk�ej. Moje notatki terenowe usiane
s� odniesieniami do odczu� don Juana. W jednej z rozm�w wspomina on na przyk�ad,
;�e niekt�re przedmioty zawieraj� w sobie pewn� ilo�� mocy. Sam nie darzy�
takich przedmiot�w szacunkiem, ale stwierdzi�, �e pomniejsi brujos korzystaj�
cz�sto z ich pomocy. Pyta�em go cz�sto o te przedmioty, ale wydawa�o si�, i� nie
ma najmniejszej ochoty na rozprawianie o nich. Kiedy jednak przy kolejnej okazji
temat ten zn�w si� pojawi�, zgodzi� si�, acz z niech�ci�, o nich pom�wi�.
� Istniej� pewne przedmioty nasycone moc� � powiedzia�. � S� ich dziesi�tki, a
pot�ni ludzie sprawuj� nad nimi piecz� przy pomocy przyjaznych duch�w. Te
przedmioty to instrumenty, ale nie zwyk�e instrumenty, tylko instrumenty
�mierci. S� to jednak tylko narz�dzia; nie posiadaj� mocy nauczania. �ci�le
m�wi�c, nale�y je zaliczy� do przedmiot�w wojennych s�u��cych do walki, do
zabijania, do miotania.
� Co to za przedmioty, don Juanie?
� W�a�ciwie to nie s� przedmioty, tylko typy mocy.
� W jaki spos�b mo�na je zdoby�?
� To zale�y od rodzaju przedmiotu, jakiego potrzebujesz.
� Ile jest tych rodzaj�w?
� Powiedzia�em ju�, �e s� ich dziesi�tki, wszystko mo�e by� przedmiotem
nasyconym moc�.
� A kt�re s� najpot�niejsze?
� Moc przedmiotu zale�y od jego posiadacza, od tego, jaki jest to cz�owiek. Taki
przedmiot w r�kach drobnego brujo to prawie kpina, natomiast silny, pot�ny
brujo daje si�� swoim instrumentom.
� Jakie zatem przedmioty wyst�puj� najcz�ciej? Kt�rym z nich brujos przyznaj�
pierwsze�stwo?
� �adnym. Wszystkie posiadaj� moc, s� takie same.
� Ty te� jakie� posiadasz, don Juanie?
Nie odpowiedzia�, spojrza� tylko na mnie i roze�mia� si�. Przez d�u�sz� chwil�
milcza�, i pomy�la�em, �e dra�ni� go swoimi pytaniami.
� Na te r�ne typy mocy na�o�one s� ograniczenia � ci�gn�� dalej. � Ale jestem
pewny, �e to musi by� dla ciebie nie do poj�cia. Up�yn�o niemal ca�e moje
�ycie, nim zrozumia�em, �e sprzymierzeniec mo�e sam przez si� ujawni� wszelkie
sekrety tych mniejszych mocy, odbieraj�c im sporo powagi. Kiedy�, we wczesnej
m�odo�ci, mia�em takie przybory.
� Jakie to by�y przedmioty?
� Maiz-pinto, kryszta�y i pi�ra.
� Co to jest maiz-pinto?
� Ziarenko kukurydzy z pasemkiem czerwiem po�rodku.
� Jedno ziarenko?
� Nie. Brujo ma ich czterdzie�ci osiem.
� Do czego one s�u��, don Juanie?
� Ka�de mo�e u�mierci� cz�owieka, przenikaj�c do jego cia�a.
� W jaki spos�b mo�e ono przenikn�� do cia�a?
� To jest przedmiot nasycony moc�, kt�ra polega mi�dzy innymi na tym, �e
przenika on do cia�a.
� Co si� z nim dzieje, kiedy przenika do cia�a?
� Zag��bia si� w nie, osiada na piersi lub w jelitach. Cz�owiek zaczyna chorowa�
i je�li brujo, kt�ry go piel�gnuje, jest s�abszy od czarownika, w ci�gu trzech
miesi�cy od przenikni�cia ziarenka do cia�a nast�puje �mier�.
� Istnieje jaki� spos�b, �eby go wyleczy�?
� Tylko jeden: wyssa� ziarenko, ale mato kt�rego brujo sta� na tak� odwag�. Mo�e
mu si� uda� wyssa� ziarenko, ale je�li zabraknie mu si�y, �eby je odtr�ci�,
przeniknie do jego wn�trza i zabije go zamiast tamtego.
� Ale w jaki spos�b udaje si� ziarenku dosta� do ludzkiego cia�a?
� �eby ci to wyja�ni�, musz� opowiedzie� o czarach przy u�yciu kukurydzy, od
kt�rych nie znam pot�niejszych. Czaruje si� dwoma ziarenkami. Jedno wk�ada si�
do �wie�ego p�ka ��tego kwiatu. Kwiatek umieszcza si� nast�pnie w miejscu,
gdzie zetknie si� z nim ofiara: na drodze, kt�r� codziennie przemierza, lub tam,
gdzie zwykle przebywa. Wystarczy, �e ofiara nast�pi na ziarenko lub zetknie si�
z nim w jakikolwiek spos�b, a czar zaczyna dzia�a�. Ziarenko zag��bia si� w
cia�o.
� Co si� z nim dzieje od momentu dotkni�cia go przez cz�owieka?
� Ca�a zawarta w nim moc wst�puje w cz�owieka, ziarenko odzyskuje wolno��,
staj�c si� zwyk�ym ziarenkiem. Mo�e pozosta� na miejscu, gdzie dokona�y si�
czary, lub zosta� zmiecione, niewa�ne. Lepiej zmie�� je w zaro�la, gdzie je zje
jaki� ptak.
� Czy ptak mo�e je zje��, nim dotknie je cz�owiek?
� Nie, zapewniam ci�, �e �aden ptak nie jest taki durny. Ptaki si� go
wystrzegaj�.
Nast�pnie don Juan opisa� bardzo skomplikowany spos�b otrzymywania owych
zawieraj�cych moc ziarenek.
� Trzeba pami�ta�, �e maiz-pinto to tylko narz�dzie, a nie sprzymierzeniec �
powiedzia�. � Wprowadziwszy to rozr�nienie, nie b�dziesz mia� �adnych
problem�w. Je�li jednak uznasz przybory tego rodzaju za najwa�niejsze, oka�esz
si� g�upcem.
� Czy te przedmioty s� tak samo pot�ne jak sprzymierzeniec?
Don Juan za�mia� si� pogardliwie, nim odpowiedzia�. Wygl�da�o na to, �e bardzo
si� stara� zachowa� cierpliwo��.
� W por�wnaniu ze sprzymierze�cem maiz-pinto, kryszta�y i pi�ra to dziecinne
zabawki. S� one potrzebne tylko w�wczas, gdy cz�owiek nie ma sprzymierze�ca.
Ugania� si� za nimi to strata czasu, zw�aszcza w twoim wypadku. Powiniene�
stara� si� pozyska� sprzymierze�ca; gdy ci si� to uda, zrozumiesz, o czym teraz
m�wi�. Przedmioty obdarzone moc� to jakby dziecinna zabawa.
� To nie tak, don Juanie � zaprotestowa�em. � Chc� mie� sprzymierze�ca, ale chc�
tak�e wiedzie� wszystko, co mo�liwe. Sam m�wi�e�, �e wiedza to pot�ga.
� Nie, nie! � powiedzia� z naciskiem. � Moc zale�y od tego, jakiego rodzaju
wiedz� si� posiada. Po c� poznawa� rzeczy bezu�yteczne?
W systemie wierze� don Juana zdobycie sprzymierze�ca oznacza�o wy��cznie
wykorzystanie stan�w rzeczywisto�ci niezwyk�ej, jakie wywo�ywa� on u mnie za
spraw� ro�lin halucynogennych. Uwa�a�, �e koncentruj�c si� na tych stanach oraz
pomijaj�c inne aspekty wiedzy, jak� mi przekazywa�, wyrobi� sobie sp�jny pogl�d
na do�wiadczane przeze mnie zjawiska.
Podzieli�em przeto t� ksi��k� na dwie cz�ci. W pierwszej przedstawiam wyb�r
fragment�w mych notatek roboczych odnosz�cych si� do stan�w rzeczywisto�ci
niezwyk�ej, jakich do�wiadczy�em podczas terminowania. Poniewa� u�o�y�em moje
notatki w ten spos�b, by nie zak��ca�y ci�g�o�ci narracji, ich chronologiczny
porz�dek bywa niekiedy naruszony. Przyst�powa�em do opisu stanu rzeczywisto�ci
niezwyk�ej zawsze dopiero w kilka dni po jego prze�yciu, gdy� czeka�em, a� b�d�
w stanie potraktowa� to do�wiadczenie beznami�tnie i obiektywnie. Jednak�e moje
rozmowy z don Juanem zapisywa�em na bie��co, natychmiast po do�wiadczeniu stanu
rzeczywisto�ci niezwyk�ej; dlatego relacje z owych rozm�w wyprzedzaj� niekiedy
pe�ny opis prze�ycia.
Notatki terenowe ukazuj� subiektywn� wersj� tego, co postrzega�em w trakcie
doznawania rzeczywisto�ci niezwyk�ej. Wersja ta zosta�a tu przedstawiona w
formie, w jakiej relacjonowa�em j� don Juanowi, kt�ry ��da� ode mnie dok�adnego
i wiernego przypomnienia sobie ka�dego szczeg�u oraz wyczerpuj�cej opowie�ci o
ka�dym doznaniu. Podczas zapisywania owych dozna� dodawa�em mniej wa�ne
szczeg�y, d���c do ca�kowitego odtworzenia t�a poszczeg�lnych stan�w
rzeczywisto�ci niezwyk�ej. Pragn��em opisa� mo�liwie jak najdok�adniej moje
reakcje emocjonalne.
Moje notatki robocze przedstawiaj� r�wnie� tre�� systemu wierze� don Juana.
Chc�c unikn�� typowych dla rozmowy powt�rze�, skondensowa�em wielostronicowe
wymiany pyta� i odpowiedzi pomi�dzy mn� a don Juanem. Poniewa� jednak chcia�em
zarazem odda� og�ln� atmosfer� naszych rozm�w, usun��em jedynie te dialogi,
kt�re nie wnosi�y niczego nowego do mego rozumienia wiedzy don Juana. On bowiem
z rzadka udziela� mi informacji na ten temat; musia�em sondowa� go godzinami.
Ale i tak swobodnie wyk�ada� sw� wiedz� przy niezliczonych okazjach.
W drugiej cz�ci przedstawiam analiz� strukturaln� przeprowadzon� wy��cznie na
podstawie danych, o kt�rych mowa w cz�ci pierwszej. Analiza ta ma na celu
wsparcie nast�puj�cych twierdze�:
1) don Juan prezentuje swe nauki w formie logicznego systemu,
2) system ten nabiera sensu jedynie w�wczas, gdy bada si� go pod k�tem
tworz�cych go jednostek strukturalnych, oraz
3) system ten ma na celu doprowadzenie ucznia do poziomu konceptualizacji
wyja�niaj�cej rodzaj do�wiadczanych przeze� zjawisk.
Wstecz / Spis tre�ci / Dalej
1.
Notatki z pierwszej sesji, jak� odby�em z don Juanem, nosz� dat� 23 czerwca 1961
roku. W�wczas to rozpocz�a si� moja nauka. Wcze�niej spotka�em si� z nim
kilkakrotnie, ale jedynie jako obserwator. Za ka�dym razem prosi�em go, by uczy�
mnie o pejotlu. Ignorowa� zawsze moj� pro�b�, nigdy jednak nie porzuca� tego
tematu ca�kowicie, a ja dopatrywa�em si� w jego wahaniu znaku, �e by� mo�e
wi�kszymi pochlebstwami da�oby si� go nak�oni� do m�wienia.
Na sesji rozpocz�tej 23 czerwca da� wyra�nie do zrozumienia, �e m�g�by
uwzgl�dni� moj� pro�b� pod warunkiem, �e zachowam jasno�� umys�u i nie zapomn�,
do czego zmierzam. Nie by�em w stanie spe�ni� takiego warunku, poniewa�
poprosi�em go, by uczy� mnie o pejotlu, maj�c na celu jedynie nawi�zanie
pomi�dzy nami nici porozumienia. S�dzi�em, i� znajomo�� tego tematu mo�e
sprawi�, �e b�dzie m�wi� ch�tniej i bardziej otwarcie, dzi�ki czemu znajd�
dost�p do jego wiedzy o w�a�ciwo�ciach ro�lin halucynogennych. Tymczasem don
Juan zrozumia� moj� pro�b� dos�ownie i zainteresowa� si�, dlaczego zapragn��em
posi��� wiedz� o pejotlu.
Pi�tek, 23 czerwca 1961
� B�dziesz mnie uczy� o pejotlu, don Juanie?
� A czemu chcia�by� rozpocz�� tak� nauk�?
� Naprawd� chcia�bym zdoby� wiedz� o pejotlu. Czy samo pragnienie wiedzy nie
jest wystarczaj�cym powodem?
� Nie! Trzeba, �eby� poszuka� we w�asnym sercu odpowiedzi na pytanie, dlaczego
m�odzieniec, jakim jeste�, pragnie podj�� si� trudu nauki.
� A ty czemu uczy�e� si� o pejotlu, don Juanie?
� Dlaczego o to pytasz?
� Bo mo�e pow�d by� ten sam.
� W�tpi�. Ja jestem Indianinem. Kroczymy po r�nych �cie�kach.
� Jest tylko jeden pow�d: chc� si� uczy� o pejotlu, chc� wiedzie�. Ale zapewniam
ci�, don Juanie, �e nie mam z�ych zamiar�w.
� Wierz� ci. Dym mi o tym powiedzia�.
� Prosz�?
� Niewa�ne. Znam twoje zamiary.
� Chcesz powiedzie�, �e mnie przejrza�e�?
� Mo�na to i tak wyrazi�.
� Wi�c b�dziesz mnie uczy�?
� Nie!
� Bo nie jestem Indianinem?
� Nie. Bo nie znasz swego serca. Wa�ne jest to, �eby� dok�adnie wiedzia�,
dlaczego chcesz si� tym zaj��. Poznawanie Mescalito to sprawa szalenie powa�na.
Gdyby� by� Indianinem, wystarczy�oby samo twoje pragnienie. Indianie odczuwaj�
je bardzo rzadko.
Niedziela, 25 czerwca 1961
Sp�dzi�em z don Juanem ca�e pi�tkowe popo�udnie. Zamierza�em odjecha� oko�o
si�dmej wieczorem. Siedzieli�my na werandzie przed domem don Juana i
postanowi�em raz jeszcze zagadn�� go o nauk�. Sta�o si� to niemal czynno�ci�
rutynow� i spodziewa�em si�, �e zn�w odm�wi. Spyta�em, czy istnieje spos�b,
kt�ry pozwoli�by mu zaakceptowa� moje pragnienie wiedzy, jakbym by� Indianinem.
Up�yn�o sporo czasu, nim odpowiedzia�. Musia�am zosta� i czeka�, bo wygl�da�o
na to, �e pr�buje co� rozstrzygn��.
Wreszcie odrzek�, �e pewien spos�b istnieje, i przystan�� do nakre�lenia
zadania. Stwierdzi�, �e jestem bardzo 0ii�czony siedzeniem na pod�odze i �e
trzeba, abym znalaz� takie �miejsce" [sitio], gdzie siedz�c, nie odczuwa�bym
znu�enia. Przez ca�y czas siedzia�em z kolanami podci�gni�tymi pod brod� i
r�kami splecionymi wok� �ydek. Kiedy wspomnia� o moim zm�czeniu, poczu�em, i �e
bol� mnie plecy i �e jestem zupe�nie wyczerpany.
Czeka�em, �eby wyja�ni�, co rozumie przez �miejsce", ale nie zada� sobie
najmniejszego trudu, �eby rozja�ni� t� kwesti�. Pomy�la�em, �e mo�e chodzi mu o
to, �ebym zmieni� pozycj�, tote� wsta�em i usiad�em bli�ej niego. Zaprotestowa�,
stwierdzaj�c jasno, �e mia� na my�li miejsce, gdzie cz�owiek w naturalny spos�b
czuje si� zadowolony i silny. Poklepa� pod�og� tam, gdzie siedzia�, m�wi�c, �e
to w�a�nie jest jego miejsce, i doda�, �e postawion� przez niego zagadk� musz�
rozwi�za� sam, zabieraj�c si� od razu do dzie�a.
Zadanie, kt�re mi postawi�, by�o prawdziw� �amig��wk�. Nie mia�em poj�cia, jak
si� do tego zabra�, nie wiedzia�em nawet, o co mu chodzi. Kilkakrotnie prosi�em
o wskaz�wk�, cho�by najdrobniejsz�, kt�ra pomog�aby mi w ustaleniu punktu, gdzie
czu�bym si� zadowolony i silny. Dowodzi�em z uporem, �e nie mam poj�cia, o co mu
naprawd� chodzi, poniewa� nie rozumiem postawionego mi zadania. Poradzi� mi,
�ebym kr��y� po werandzie tak d�ugo, a� znajd� owo miejsce.
Wsta�em i zacz��em kr��y� po pod�odze. Poczu�em si� idiotycznie i usiad�em
naprzeciw don Juana.
Bardzo si� na mnie rozgniewa� i zarzuci� mi, �e go nie s�ucham, dodaj�c, �e by�
mo�e odechcia�o mi si� nauki. Po chwili uspokoi� si� i wyja�ni� mi, �e nie
wsz�dzie siedzi si� lub przebywa jednakowo dobrze, gdzie� na werandzie istnieje
jedyne w swoim rodzaju miejsce, gdzie czu�bym si� lepiej ni� gdziekolwiek
indziej. Moje zadanie polega�o na tym, �eby odnale�� to miejsce. Spos�b
post�powania by� najog�lniej taki, �e powinienem �wczuwa� si�" we wszystkie
dost�pne punkty powierzchni werandy, dop�ki nie b�d� m�g� stwierdzi� ponad
wszelk� w�tpliwo��, �e odnalaz�em �w w�a�ciwy.
Odpar�em na to, �e jakkolwiek weranda nie jest zbyt obszerna (12 x 8 st�p),
liczba ewentualnych �miejsc" jest kolosalna; tote� sprawdzenie ich potrwa�oby
niezmiernie d�ugo, tym bardziej �e liczba mo�liwo�ci jest w�a�ciwie
nieograniczona, bo nie okre�li� rozmiar�w tego punktu. Daremne by�y moje wywody,
don Juan wsta� z pod�ogi i przestrzeg� mnie surowo, �e poszukiwania mog� mi
zaj�� wiele godzin, nawet dni, ale je�li nie rozwi��� zadania, mog� od razu
wraca� do domu, bo nie b�dzie mi mia� nic do powiedzenia. Podkre�li�, �e wie,
gdzie znajduje si� moje miejsce, dlatego nie b�d� m�g� go ok�ama�; stwierdzi�
tak�e, �e tylko w ten spos�b m�g�by uzna� za uzasadnione moje pragnienie
poznania Mescalito. Doda�, �e na tym �wiecie nie ma nic za darmo, a nauka
wszystkiego, co jest do nauczenia, musi by� trudna.
Poszed� za dom do chaparralu odda� mocz. Wszed� do wn�trza domu tylnym wej�ciem.
Pomy�la�em, �e polecenie odszukania rzekomego miejsca szcz�liwo�ci jest w
istocie sposobem na pozbycie si� mnie, ale podnios�em si� i zacz��em przemierza�
werand� tam i z powrotem. Niebo by�o jasne i czyste. Doskonale widzia�em ca�a
werand�, ale i jej okolice. Szuka�em chyba ponad godzin�, ale nie sta�o si� nic,
co pozwoli�oby mi zlokalizowa� owo miejsce. Zm�czy�em si� chodzeniem i usiad�em,
po paru minutach przesiad�em si� w inne miejsce, p�niej w jeszcze inne, a� w
spos�b do�� systematyczny zbada�em ca�� powierzchni� pod�ogi. Usi�owa�em
�wyczuwa�" r�nice pomi�dzy poszczeg�lnymi miejscami, ale brakowa�o mi kryteri�w
rozr�niania. Mia�em poczucie, �e marnuj� czas, ale nie ustawa�em.
Zracjonalizowa�em to sobie w ten spos�b, �e odby�em dalek� podr� po to, �eby
zobaczy� si� z don Juanem, i nie mam nic innego do roboty.
Po�o�y�em si� na plecach i pod�o�y�em d�onie pod g�ow� niczym poduszk�.
Nast�pnie przewr�ci�em si� na brzuch i le�a�em tak przez chwil�. T� metod� z
przewracaniem si� z plec�w na brzuch powt�rzy�em, przetaczaj�c si� po ca�ej
pod�odze. Po raz pierwszy natkn��em si� jakby na cie� kryterium. By�o mi
cieplej, kiedy le�a�em na plecach.
Zacz��em przetacza� si� znowu, tym razem w przeciwnym kierunku, przemierzaj�c
ponownie ca�� powierzchni� i k�ad�c si� twarz� do pod�ogi wsz�dzie tam, gdzie
podczas pierwszej tury k�ad�em si� twarz� do sufitu. Doznawa�em tych samych
wra�e� zimna i ciep�a � w zale�no�ci od pozycji � ale poza tym nie wyst�powa�y
�adne r�nice.
W�wczas wpad�em na my�l, kt�ra wyda�a mi si� genialna: miejsce don Juana!
Usiad�em na nim, a potem po�o�y�em si�, najpierw twarz� do pod�ogi, p�niej na
plecach, ale miejsce niczym nie r�ni�o si� od pozosta�ych. Wsta�em. Mia�em
dosy�. Chcia�em po�egna� si� z don Juanem, ale kr�powa�em si� go budzi�.
Spojrza�em na zegarek. Druga w nocy! Turla�em si� po pod�odze przez sze��
godzin.
W tej samej chwili pojawi� si� don Juan i skierowa� si� za dom do chaparralu.
Wr�ciwszy, stan�� w drzwiach. Poczu�em ca�kowite zniech�cenie; mia�em ochot�
powiedzie� mu co� paskudnego i odjecha�. U�wiadomi�em sobie jednak, �e to nie
jego wina; to ja sam zdecydowa�em si� na ten ca�y absurd. Powiedzia�em mu, �e
nie da�em rady � przez ca�� noc turla�em si� po pod�odze jak kretyn i dalej nie
potrafi� dopatrze� si� w jego zagadce �adnego sensu.
Roze�mia� si� i odpowiedzia�, �e go to nie dziwi, bo obra�em nieprawid�owy
spos�b post�powania. Nie u�ywa�em oczu. To prawda, tylko �e by�em absolutnie
pewny, i� don Juan poleci� mi wyczu� r�nic�. Powiedzia�em o tym, ale twierdzi�,
�e mo�na czu� oczyma, gdy nie wpatruj� si� one prosto w przedmiot. Co do mnie �
m�wi� � nie mia�em innego sposobu rozwi�zania tej zagadki pr�cz u�ycia jedynego
dost�pnego mi �rodka � mych oczu.
Wszed� do domu. By�em przekonany, �e mnie ca�y czas obserwowa�. S�dzi�em, i�
tylko w ten spos�b m�g� si� dowiedzie�, �e nie u�ywa�em oczu.
Zn�w zacz��em si� turla�, by�a to bowiem najwygodniejsza metoda. Tym razem
jednak, wspar�szy podbr�dek na d�oniach, przygl�da�em si� ka�demu szczeg�owi.
Po up�ywie pewnego czasu w otaczaj�cej mnie ciemno�ci nast�pi�a zmiana. Kiedy
skupi�em wzrok na punkcie znajduj�cym si� bezpo�rednio przede mn�, ca�e moje
pole widzenia rozjarzy�o si� na obrze�ach jednolitym zielonkawo��tym kolorem.
Skutek by� osza�amiaj�cy. Ze wzrokiem utkwionym w punkt przede mn� zacz��em
czo�ga� si� ukosem na brzuchu, ma�ymi odcinkami d�ugo�ci oko�o jednej stopy.
Nagle, prawie na �rodku pod�ogi, u�wiadomi�em sobie kolejn� zmian� zabarwienia.
W punkcie po�o�onym na prawo ode mnie � wci�� na obrze�u mego pola widzenia �
kolor zielonkawo��ty zamieni� si� w intensywny fiolet. Ca�� uwag� skupi�em na
tym miejscu. Fiolet, cho� zblad�, wci�� jarzy� si� jednostajnym blaskiem, gdy
si� w niego wpatrywa�em.
Oznaczywszy owo miejsce swoj� kurtk�, zawo�a�em don Juana. Wyszed� na werand�.
Ogarn�o mnie prawdziwe podniecenie � rzeczywi�cie dostrzeg�em zmian� kolor�w.
Wydawa�o si�, �e nie zrobi�o to na nim szczeg�lnego wra�enia, ale poleci� mi
usi��� w owym miejscu i opowiedzie� mi o swoich wra�eniach.
Usiad�em, potem za� po�o�y�em si� na plecach. Stoj�c nieopodal, ponawia� pytanie
o moje samopoczucie, nie odczuwa�em jednak �adnej r�nicy. Usi�owa�em poczu� ja
lub spostrzec przez mniej wi�cej pi�tna�cie minut, W czym don Juan cierpliwie mi
towarzyszy�. Mia�em do��. W ustach poczu�em metaliczny posmak. Nagle rozbola�a
mnie g�owa. Zbiera�o mi si� na wymioty. My�l O moich absurdalnych wysi�kach
doprowadza�a mnie do szewskiej pasji. Wsta�em.
Don Juan zauwa�y� widocznie moj� desperacj�. Bez cienia u�miechu o�wiadczy� z
wielk� powag�, �e musz� by� wobec siebie nieugi�ty, je�li chc� si� czego�
nauczy�. Mam tylko dwie mo�liwo�ci � ci�gn�� � zrezygnowa� i wraca� do domu,
w�wczas nie naucz� si� nigdy, albo rozwi�za� zagadk�.
Ponownie wszed� do �rodka. Chcia�em natychmiast odjecha�, ale by�em zbyt
zm�czony, �eby prowadzi�, a poza tym dostrze�enie kolor�w by�o tak zdumiewaj�ce,
�e z pewno�ci� musia�o stanowi� swoiste kryterium, mo�e nale�a�o odkry� jakie�
inne zmiany. Na odjazd by�o zreszt� za p�no. A zatem usiad�em, wyprostowa�em
nogi i zacz��em wszystko od pocz�tku.
Podczas tej rundy przetacza�em si� szybko przez ca�� pod�og� � omijaj�c miejsce
don Juana � a nast�pnie zacz��em posuwa� si� w drug� stron�. Kiedy znalaz�em si�
na �rodku, spostrzeg�em kolejn� zmian� zabarwienia, r�wnie� na skraju mego pola
widzenia. Jednolity zielono��ty kolor likieru chartreuse zamieni� si� w jednym
punkcie na prawo ode mnie w ostry kolor grynszpanu. Trwa�o to jaki� czas, po
czym nast�pi�a nag�a metamorfoza w kolejny ustalony kolor, r�ni�cy si� od
wcze�niej przeze mnie odkrytego. �ci�gn��em but, �eby oznaczy� to miejsce, po
czym przetacza�em si� dalej po ca�ej pod�odze, a� przemierzy�em j� we wszystkich
mo�liwych kierunkach. �adna inna zmiana zabarwienia nie nast�pi�a.
Powr�ci�em do miejsca oznaczonego butem i zbada�em je. Znajdowa�o si� w
odleg�o�ci pi�ciu-sze�ciu st�p od miejsca oznaczonego kurtk�, w kierunku
po�udniowo-wschodnim. Nieopodal le�a� wielki od�amek skalny. Przele�a�em tam
d�u�szy czas, pr�buj�c natrafi� na jaki� trop i przygl�daj�c si� najmniejszym
szczeg�om, ale nie odczu�em �adnej r�nicy.
Postanowi�em spr�bowa� w drugim miejscu. Wykona�em szybki obr�t, nie wstaj�c z
kolan; w�a�nie mia�em si� po�o�y� na kurtce, gdy poczu�em, �e ogarnia mnie
niezwyk�y rodzaj l�ku. Przypomina�o to bardziej fizyczne wra�enie jakiego�
napierania na brzuch. Poderwa�em si� na r�wne nogi i natychmiast cofn��em.
Zje�y�y mi si� w�osy na karku. Nogi wygi�y si� lekko w �uk, korpus wysun�� si�
w prz�d, a r�ce wyci�gn�y sztywno przed siebie, palce za� rozczapierzy�y si�
jak pazury. Spostrzeg�szy dziwaczn� postaw�, jak� przyj�o moje cia�o,
przel�k�em si� jeszcze bardziej.
Mimowolnie podszed�em w stron� g�azu obok mego buta i usiad�em na nim. Z g�azu
osun��em si� na pod�og�. Pr�bowa�em zrozumie� pow�d, dla kt�rego ogarn�o mnie
takie przera�enie. Pomy�la�em, �e jest nim zm�czenie. By�o ju� prawie jasno.
Czu�em si� g�upio i nieswojo. A jednak nie potrafi�em wyt�umaczy� sobie
przyczyny mego l�ku ani ustali�, czego ode mnie chce don Juan.
Postanowi�em spr�bowa� po raz ostatni. Wsta�em i zbli�y�em si� powoli do miejsca
oznaczonego kurtk� � ponownie poczu�em ten sam strach. Tym razem stara�em si� za
wszelk� cen� zachowa� panowanie nad sob�. Usiad�em, potem za� ukl�k�em, chc�c
po�o�y� si� twarz� do pod�ogi, ale nie by�em w stanie przem�c l�ku. Wysuni�te
przed siebie r�ce opar�em o pod�og�. M�j oddech uleg� przyspieszeniu, �o��dek
podszed� mi do gard�a. Ogarn�a mnie absolutna panika i walczy�em z sob�, �eby
nie poderwa� si� do ucieczki. Niewykluczone, �e don Juan mnie obserwowa�.
Powolutku przeczo�ga�em si� w miejsce oznaczone butem i usiad�em wsparty plecami
o ska��, Chcia�em chwil� odpocz�� i pozbiera� my�li, tymczasem zasn��em.
Us�ysza�em nad g�ow� �miech i g�os don Juana. Obudzi�em si�.
� No i znalaz�e� � powiedzia�.
W pierwszej chwili nie zrozumia�em, ale zapewni� mnie ponownie, �e chodzi�o
w�a�nie o to miejsce, gdzie usn��em. Zapyta� znowu, jak si� czuj�, le��c tam.
Odpowiedzia�em, �e w�a�ciwie nie widz� �adnej r�nicy.
Poleci� mi por�wna� moje odczucia tera�niejsze z tym, co czu�em, le��c w tamtym
drugim miejscu. Uprzytomni�em sobie, �e absolutnie nie mog� wyt�umaczy� l�ku,
jaki odczuwa�em dzisiejszej nocy. Tonem nieco prowokuj�cym nakaza� mi usi��� na
tamtym miejscu. Z jakiego� niewyt�umaczalnego powodu l�ka�em si� to zrobi� i nie
usiad�em. Stwierdzi� w�wczas, �e tylko g�upiec nie potrafi�by dostrzec r�nicy.
Zapyta�em, czy oba te miejsca maj� jakie� specjalne nazwy. Odpowiedzia�, �e to,
w kt�rym czuj� si� dobrze, nazywa si� sitio, a tamto drugie to nieprzyjaciel;
oba stanowi� klucz do ludzkiego samopoczucia, zw�aszcza w wypadku cz�owieka
d���cego do zdobycia wiedzy. Samo siedzenie w takim miejscu daje cz�owiekowi
si�� wy�szego rodzaju, nieprzyjaciel natomiast os�abia go, a nawet mo�e
spowodowa� jego �mier�. Doda�, �e ucinaj�c sobie drzemk� na swoim miejscu,
uzupe�ni�em zapas energii, kt�r� tak szczodrze trwoni�em ubieg�ej nocy.
Stwierdzi� r�wnie�, �e kolory, jakie dostrzega�em w ka�dym poszczeg�lnym
punkcie, oddzia�uj� dok�adnie tak samo, zwi�kszaj�c b�d� uszczuplaj�c si�y.
Spyta�em, czy opr�cz tych dw�ch istniej� jeszcze jakie� inne wa�ne dla mnie
miejsca i w jaki spos�b mia�bym ich ewentualnie szuka�. Odpowiedzia�, �e miejsc
daj�cych si� z tamtymi por�wna� znajduje si� na �wiecie sporo, a najlepszym
sposobem ich odnalezienia by�oby ustalenie charakterystycznych dla nich kolor�w.
Nie by�o dla mnie ca�kiem jasne, czy rozwi�za�em zadanie; w�a�ciwie za� nie
by�em nawet zupe�nie przekonany, �e w og�le istnia� jaki� problem � nie mog�em
si� oprze� wra�eniu, �e moje prze�ycia mia�y charakter wymuszony i dozwolony.
By�em pewien, �e don Juan obserwowa� mnie przez ca�� noc, po czym postanowi�
mnie udobrucha� stwierdzeniem, �e ka�de miejsce, w kt�rym bym zasn��, jest tym,
kt�rego szuka�em. Nie by�em jednak w stanie dostrzec logicznego uzasadnienia
takiego post�powania, a kiedy poleci� mi usi��� na tamtym drugim miejscu, nie
zdo�a�em. Istnia�o osobliwe rozdarcie mi�dzy moim praktycznym doznaniem l�ku
przed �tamtym" miejscem a moj� racjonaln� analiz� ca�ego wydarzenia.
Don Juan jednak�e by� absolutnie przekonany, �e mi si� powiod�o, w zwi�zku z
czym powiadomi� mnie, i� zamierza udzieli� mi nauk o pejotlu.
� Prosi�e�, �eby ci� uczy� o Mescalito � powiedzia�. � Chcia�em si� przekona�,
czy masz na tyle mocny charakter, �eby stan�� z nim twarz� w twarz. Z Mescalito
nie ma �art�w. Trzeba panowa� nad swymi zasobami energii. Od tej chwili mog�
uwa�a�, �e samo twoje pragnienie stanowi dostateczny pow�d rozpocz�cia nauki.
� Naprawd� b�dziesz mnie uczy� o pejotlu?
� Wol� nazywa� go Mescalito. M�w tak samo.
� Kiedy rozpoczynamy?
� To nie takie proste. Wpierw musisz by� gotowy.
� Chyba jestem.
� To powa�na sprawa. Musisz zaczeka�, a� nie b�dzie najmniejszych w�tpliwo�ci, a
wtedy spotkacie si�.
� Czy musz� sam si� przygotowa�?
� Nie. Musisz po prostu czeka�. Niewykluczone, �e wkr�tce z wszystkiego
zrezygnujesz. �atwo si� m�czysz. Wczoraj w nocy by�e� got�w zrezygnowa�, jak
tylko pojawi�y si� trudno�ci. Mescalito wymaga bardzo powa�nych zamiar�w.
Wstecz / Spis tre�ci / Dalej
2.
Poniedzia�ek, 7 sierpnia 1961
Przyby�em do domu don Juana w stanie Arizona w pi�tek oko�o si�dmej wieczorem.
Na werandzie siedzia�o wraz z nim pi�ciu innych Indian. Pozdrowiwszy don Juana,
usiad�em w oczekiwaniu na to, a� kto� si� odezwie. Po chwili formalnego
milczenia jeden z m�czyzn wsta�� podszed� ku mnie i rzek�: Buenos noches.
Podnios�em si� z miejsca i odpowiedzia�em: Buenos noches. W�wczas wstali wszyscy
pozostali Indianie, podeszli do mnie i wymamrotali�my swoje buenas noches oraz
wymienili�my z sob� u�cisk d�oni, lekko dotykaj�c nawzajem czubk�w palc�w
partnera b�d� podtrzymuj�c jego d�o� przez kr�tk� chwil�, by j� potem
natychmiast wypu�ci�.
Zaj�li�my ponownie swoje miejsca. Indianie sprawiali wra�enie do�� nie�mia�ych;
nie znajdowali s��w, cho� Wszyscy m�wili po hiszpa�sku.
By�o chyba wp� do �smej, gdy nagle wszyscy powstali i ruszyli w stron� tylnej
cz�ci domu. Przez d�u�szy czas nikt si� nie odezwa�. Don Juan da� mi znak,
�ebym szed� za nim; wsiedli�my do starej p�ci�ar�wki, kt�r� tam zaparkowano.
Usiad�em z ty�u wraz z don Juanem i dwoma m�odszymi Indianami. Nie by�o tam
poduszek ani �awek, a siedzenie na twardej metalowej pod�odze nie nale�a�o do
przyjemno�ci, zw�aszcza odk�d zjechali�my z szosy na poln� drog�. Don Juan
powiedzia� mi na ucho, �e jedziemy do domu jednego z jego przyjaci�, kt�ry
przygotowa� dla mnie siedem mescalitos.
� A ty sam nie masz ani jednego, don Juanie? � spyta�em w�wczas.
� Mam, ale nie m�g�bym ci ich zaproponowa�, bo musi to zrobi� kto� inny.
� Mo�esz mi wyja�ni�, dlaczego?
� Dlatego, �e by� mo�e nie przypadniesz mu do gustu a w�wczas nigdy nie zdo�asz
go pozna� w spos�b pe�en uczucia, czyli w�a�ciwy, i dojdzie do zerwania naszej
przyja�ni.
� Czemu� mia�bym mu si� nie spodoba�? Nic mu przecie� nie zrobi�em.
� Nie trzeba nic robi�, �eby mu si� spodoba� lub nie. Albo ci� przyjmie, albo
odrzuci.
� A je�li mnie nie przyjmie, to czy mo�na jako� sprawi�, �eby mnie polubi�?
Zdaje si�, �e tamci dwaj us�yszeli moje pytanie i roze�miali si�.
� Nie! Obawiam si�, �e na to nie ma �adnego sposobu! � odpowiedzia� don Juan.
Odwr�ci� si� ode mnie i nie mog�em dalej z nim rozmawia�.
Jechali�my jeszcze co najmniej godzin�, nim zatrzymali�my si� naprzeciw
niewielkiego domu. By�o ju� ca�kiem ciemno i kiedy kierowca zgasi� przednie
�wiat�a, widzia�em jedynie niewyra�ny zarys budynku.
M�oda kobieta, s�dz�c po akcencie Meksykanka, stara�a si� krzykiem zmusi�
ujadaj�cego psa do zamilkni�cia. Wysiedli�my z ci�ar�wki i weszli�my do �rodka.
Mijaj�c kobiet�, Indianie mamrotali kolejno swoje buenas noches. Odpowiada�a, a
potem �aja�a psa dalej.
Znale�li�my si� w obszernej izbie, pe�nej najrozmaitszych przed