6738
Szczegóły |
Tytuł |
6738 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6738 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6738 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6738 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wojciech Zawistowski
Pan kra�ca wszech�wiata
Autor pisze o sobie:
Urodzony 11.02.77 r. Z zawodu programista. Zagorza�y mi�o�nik fantasy (zw�aszcza
w klasycznym, howardowskim wydaniu) i wszystkiego co si� z tym wi��e: CRPG,
heavy metalu, malarstwa Frazetty, Broma i Howe'a, historii staro�ytnej...
"Pan kra�ca wszech�wiata" to moje drugie opowiadanie (po opublikowanych w
Esensji 1/2003 "Inkarnacjach").
Ilustracja: Piotr 'Grabcu' Grabiec
- Panie Rowler. � Mechaniczny s�u��cy jak zwykle porusza� si� bezszelestnie.
M�czyzna, zapatrzony w barwn� gmatwanin� abstrakcyjnego obrazu, w og�le nie by�
�wiadomy jego obecno�ci. D�wi�czne, metaliczne s�owa rozbrzmia�y niespodziewanie
zaledwie o krok od wielkiego fotela, w kt�rym p�le�a�, niby w g��bi olbrzymiej,
sk�rzanej poduchy. Cho� niezbyt g�o�ne, w spowitym cisz� pokoju by�y niczym
b�ysk flesza na tle nocnej czerni; na ich d�wi�k niemal drgn��, zaskoczony.
Niemal � gdy� dawno temu zapomnia�, jak uzewn�trznia� emocje. Niewzruszone
opanowanie, wy�wiczone mozolnie kosztem wielu wyrzecze�, z biegiem lat
przekszta�ci�o si� w odruch, sta�o si� drug� natur�. Nieludzko zimna
samokontrola by�a opok�, na kt�rej najbardziej wp�ywowy i najbogatszy cz�owiek
na �wiecie wspar� swoj� pot�g�. Pozwala�a mu przetrwa� w nieustannym,
bezlitosnym boju, w kt�rym stawk� by�a w�adza absolutna.
Toczy� go przez ca�e �ycie � a� w ko�cu definitywnie zwyci�y�. Dzi�ki wybitnej
inteligencji i profetycznej niemal�e intuicji. I bezwzgl�dnemu brakowi
skrupu��w.
W g��bi duszy Edmund Rowler wiedzia�, �e r�wnie wiele zawdzi�cza� niewiarygodnej
dozie szcz�cia, kt�re - cho� nigdy nie stara� si� na to zas�u�y� - czuwa�o u
jego boku niczym nadprzyrodzony opiekun. W jego burzliwym �yciu fortuna
u�miecha�a si� do niego tak cz�sto, �e zakrawa�o to niemal na interwencj� si�
wy�szych. Cho� oczywi�cie cieszy� si� z tego, nie opuszcza� go dojmuj�cy
niepok�j: gorzkie, pal�ce uczucie, zatruwaj�ce ka�d� chwil� rado�ci. Nie by�
hazardzist�; zawsze bazowa� na ch�odnej, wnikliwej kalkulacji. My�l o tym, ile
razy by� na granicy kl�ski, kt�rej unikn�� jedynie dzi�ki losowi - nie
poddaj�cemu si� planowaniu, logice czy �wiadomej kontroli - dla cz�owieka tak
zach�annie �akn�cego w�adzy, jak Rowler, by�a niemal�e fizycznie bolesna. Obawa,
�e szcz�cie w ko�cu go kiedy� opu�ci, �e przypadek zwr�ci si� przeciwko niemu,
w�era�a si� w jego serce jak z�o�liwa naro�l, oplata�a dusz� niczym lepki kokon.
Sprawia�a, �e cz�owiek, pod kt�rego gromow�adnym wzrokiem dr�eli genera�owie,
patriarchowie ko�cio�a, dyktatorzy i bossowie mafii, budzi� si� w �rodku nocy
roztrz�siony, z krtani� zd�awion� przestrachem.
Tak by�o do niedawna.
Osi�gn�� wreszcie tak wielk� pot�g� i tak starannie j� zabezpieczy�, �e nikt nie
by� w stanie jej zagrozi�. Szcz�cie i pech, ho�ubione dot�d jak b�stwa, sta�y
si� tylko pustymi s�owami. Tylko jeden przeciwnik m�g� jeszcze powstrzyma� jego
dominacj� nad �wiatem.
Z nim mia� upora� si� dzisiaj.
Edmund Rowler zmierzy� robota spojrzeniem swoich beznami�tnych oczu �
bladob��kitnych i mro�nych niczym tafle lodu. S�u��cy r�ni� si� znacznie od
dost�pnych w sprzeda�y seryjnych automat�w. Baniasty, p�katy korpus
podtrzymywa�a osadzona na tr�jko�owej podstawie teleskopowa rura, przypominaj�ca
nog� biurowego fotela. Tors robota zdobi� zestaw kolorowych lampek i kilka
analogowych wska�nik�w o eleganckich, bia�ych cyferblatach. Kr�tki, gruby
przegub ��czy� tu��w maszyny z pude�kowat� g�ow�, z kt�rej - niczym czu�ek
metalowego owada - stercza�a wygi�ta antenka. W miejscu oczu migota�y p�kule
dw�ch sporych �ar�wek, a substytutem ust by� archaiczny z wygl�du, os�oni�ty
metalow� kratownic�, g�o�nik.
Automat pochyla� si� lekko. Jedn� z gi�tkich, rurowatych, zako�czonych
szczypcopodobnymi chwytakami r�k spu�ci� swobodnie wzd�u� cia�a; drug�, z wpraw�
do�wiadczonego kelnera, podtrzymywa� srebrn� tac�, z centrum kt�rej , niczym
smuk�y, kryszta�owy obelisk, mierzy� w g�r� wrzecionowaty kieliszek.
Tu��w maszyny wykonany by� z chromowanego metalu, tak wypolerowanego, �e w
silniejszym �wietle m�g�by o�lepia�. Kontrastowa�o z nim bure, prawie czarne
tworzywo, z kt�rego zrobiono k�ka, przeguby i ��czniki ko�czyn oraz obramowania
zegar�w. Ca�o�� nieodparcie kojarzy�a si� z zabytkowymi filmami SF. Wizerunek
doskonale dope�nia�o syntetyczne brzmienie g�osu automatu.
W jakimkolwiek innym miejscu s�u��cy zdawa�by si� �miesznie � �a�o�nie wr�cz �
zacofany. Jednak do retro-futurystycznego wystroju apartamentu pasowa� wprost
idealnie. W pomieszczeniu dominowa� chrom i buro-czarne tworzywo, a tak�e
ciemnobr�zowa sk�ra, drewno w jasnobe�owym, przygaszonym kolorze oraz �liskie,
podobnie ubarwione plastiki. Du�y, okr�g�y hol otacza�o kilkana�cie pokoi. By�y
one r�nej wielko�ci, lecz o niezmiennym kszta�cie wycinka torusa. Niekt�re by�y
zamkni�te � funkcj� drzwi spe�nia�y spiralnie zwieraj�ce si� grodzie � reszta
ukazywa�a bogactwo fantazyjnie zaprojektowanych mebli i r�wnie ekscentrycznie
wykonanego wyposa�enia. G�adkie, refleksyjne �ciany, podobnie jak ozdobiona
w�skim dywanem pod�oga i niski � niemal zbyt niski � sufit, sprawia�y wra�enie
raczej tworzywa ni� tynku. Ob�e, panoramiczne okna � w rzeczywisto�ci
supernowoczesne, holograficzne wy�wietlacze � ukazywa�y si�gaj�cy horyzontu
bezkres kolosalnej metropolii, ogl�danej z wysoko�ci co najmniej kilkuset
pi�ter.
Apartament pora�a� kosztownym przepychem: sprytnie wkomponowane w �ciany
walcowate �wietl�wki, zieleni�ce si� g�szczem li�ci kryszta�owe donice,
obramowania drzwi i wizjer�w, detale mebli, nawet automatycznie chowane pokrywy
niewielkich klawiatur przy wej�ciach � ka�dy szczeg� by� niebywale ozdobny i
drogi. Mimo to wystr�j by� bardzo gustowny. Wyszukany smak w�a�ciciela
podkre�la�y doskonale dobrane abstrakcyjne p��tna i rze�by, r�wnie mistrzowskie
jak cenne.
Gdyby nie przepych, apartament sprawia�by wra�enie wn�trza mi�dzygwiezdnego
pojazdu z wczesnych dwudziestowiecznych seriali. Jednak kr�luj�cy w nim luksus,
artyzm oraz wystawno�� kojarzy�y si� raczej z pa�acem galaktycznego cesarza.
By�o to jak najbardziej na miejscu, gdy� tylko kosmiczny despota � pomin�wszy
fakt, �e by� postaci� fikcyjn� � m�g�by r�wna� si� z pot�g� Rowlera.
Rowler zdj�� z tacy kieliszek.
- Dzi�kuj� � mrukn��.
- Prosz� bardzo � odpowiedzia� s�u��cy. � Sch�odzone dok�adnie tak, jak pan
lubi. Mam nadziej�, �e umili panu podziwianie nowego nabytku � pustym chwytakiem
wskaza� w kierunku obrazu, kt�ry m�czyzna w�a�nie kontemplowa�.
- Co o nim s�dzisz? � zadawanie takich pyta� maszynie by�o z pozoru dziwaczne,
lecz elokwencja robota potrafi�a szokowa�; zupe�nie nie przystawa�a do
powierzchowno�ci rupiecia.
- Jest wspania�y � odpar� z przekonaniem automat. � To doskona�e uzupe�nienie
kolekcji. W pe�ni mie�ci si� w ramach jej nadrz�dnej idei, jednocze�nie
dope�niaj�c j� i poszerzaj�c poprzez wprowadzenie nowych, intryguj�cych
koncepcji. Jak zwykle dokona� pan wyj�tkowo udanego zakupu. Jestem pe�en
uznania. Wizjonerstwo, nietuzinkowo�� i g��bokie znawstwo sztuki � oto cechy,
kt�re uwa�am za wyr�nik prawdziwego konesera.
Rowler niemal si� u�miechn��. Lizusostwo robota si�ga�o czasami pogranicza
parodii. Spece z przoduj�cego w swej bran�y A.I. Corp, chc�c przypodoba� si�
chlebodawcy, dalece przekroczyli granice przyzwoito�ci. Jednak intencje
docenia�, a geniuszu nie spos�b im by�o odm�wi�. Wiedzia�, �e �adna sie�
neuronowa nie by�a jeszcze zdolna do odbierania wra�e� estetycznych. Mimo to
sprytny automat potrafi� bezb��dnie wybrn�� z dyskusji o sztuce. Podobnie by�o z
ka�dym dowolnym tematem, cho� w gruncie rzeczy o wi�kszo�ci z nich nie mia�
poj�cia. Umys�y jego �rodzic�w� bez w�tpienia musia�y by� r�wnie pokr�tne jak
�wiat�e.
- Ciesz� si�, �e ci si� podoba � nie stara� si� ukry� ironii, kt�r� s�u��cy
jakim� programistycznym cudem potrafi� bezb��dnie wyczuwa�. Jednak dzi� Rowler
nie mia� ochoty dra�ni� si� ze sw� maskotk�. � Mo�esz odej�� � machn�� niedbale
d�oni�.
S�u��cy sk�oni� si� p�ynnym, elegancko zaprojektowanym gestem, po czym,
bezg�o�ny jak zawsze, pospiesznie opu�ci� pok�j.
Rowler, przy akompaniamencie skrzypni�� i poj�kiwa� sk�rzanego obicia, umo�ci�
si� lepiej w fotelu. Z rozkosz� upi� �yk ultiery - prawdziwej rewolucji
kulinarnej na sto�ach zasobnych smakoszy. Jak wiele przeboj�w rynkowych kilku
ostatnich dekad, by�a ona patentem firmy, w kt�rej mia� wi�kszo�� udzia��w. Co
zreszt� nie mog�o dziwi�, zwa�ywszy w ilu przedsi�biorstwach mia� wp�ywy.
Sie� jego koneksji by�a wprost wszechobecna; milionami niewidzialnych w��kien
wplata�a si� w ka�dy obszar aktywno�ci cz�owieka. Od komercji, nauki i sztuki
pocz�wszy, poprzez religi�, wojsko, kultur� i polityk�, na terroryzmie i
zorganizowanej przest�pczo�ci sko�czywszy. Przedsi�wzi�cia, kt�re kontrolowa�
oficjalnie b�d� z pomoc� finezyjnie utkanej paj�czyny tajnych zobowi�za�,
po�rednik�w i wp�yw�w, zaz�bia�y si� w jedn�, monumentaln� konstrukcj�:
tytaniczne narz�dzie dominacji nad �wiatem.
Ludzko�� nie mia�a poj�cia, jak� mia� nad ni� kontrol�, jak� w�adz� dzier�y� w
swoich starych d�oniach. Nie by� s�awny. W ka�dym razie nie bardziej, ni�
wymusza�a to pozycja najbogatszego biznesmena na �wiecie. Par� razy wyst�pi�
publicznie � nie da�o si� tego unikn�� � jednak przeci�tny obywatel kojarzy�
jego nazwisko do�� s�abo. Nikt nawet nie podejrzewa�, jak globalny jest zasi�g
jego skrytych rz�d�w. Nie rozkazywa� otwarcie jak niegdysiejsi kr�lowie, lecz
mimo to m�g� narzuca� sw� wol� miliardom mieszka�c�w planety, kszta�towa� lub
niszczy� ich �ycia wedle swoich kaprys�w.
I gromadzi� niewiarygodn� fortun�.
Kwoty, figuruj�ce obok nazwiska Rowlera w zestawieniach najbardziej zamo�nych,
nie ukazywa�y nawet setnej cz�ci jego rzeczywistego bogactwa. Dysponowa�
maj�tkiem przy�miewaj�cym zasoby najwi�kszych �wiatowych mocarstw. Gdyby
zechcia�, m�g�by kupi� nawet ca�e pa�stwo. Wiele pa�stw.
Tylko po co? Przecie� i tak rz�dzi� nimi wszystkimi�
Pragn�� czego� innego. Pragn�� zabezpieczenia tej w�adzy � gwarancji, �e nikt mu
jej nie wydrze, �e nic go jej nie pozbawi. To tak�e da�o si� kupi�.
Budowa podziemnego kompleksu zaj�a ponad trzy lata i poch�on�a poka�n� cz��
jego maj�tku. . Lecz pieni�dze nigdy nie by�y dla Rowlera istotne. Stanowi�y
przydatne narz�dzie, �rodek umo�liwiaj�cy osi�gni�cie celu, ale nigdy nie by�y
celem samym w sobie. W przeciwie�stwie do niesamowitej budowli, wydr��onej w
g��bi litej, granitowej ska�y, setki metr�w pod powierzchni� bujnej puszczy. Ta
forteca zapewnia�a wymarzone bezpiecze�stwo. By�a nienaruszalnym gwarantem
trwa�ej nietykalno�ci, najdoskonalsz� konstrukcj� obronn� jak� kiedykolwiek
stworzono. Zabezpieczona szczeln� pow�ok� elektronicznych zakl�� i strze�ona
przez hordy cybernetycznych demon�w, przypomina�a odwr�con� czarnoksi�sk�
wie�yc� � miast ku chmurom kieruj�c� sw�j szczyt w trzewia Ziemi. Pe�na
pot�nych, komputerowych artefakt�w komnata mistrza zapewnia�a sta�� ��czno�� z
Sieci� � dziesi�tkami nale��cych do Rowlera satelit�w i tysi�cami innych
telekomunikacyjnych urz�dze�: jego szpieg�w, stra�nik�w, pos�a�c�w i or�downik�w
absolutystycznej woli. Oraz narz�dzi zag�ady � setki silos�w i koszar
mechanicznych �o�nierzy kry�y si� na powierzchni, wyczekuj�c upragnionego
rozkazu.
Cytadela by�a samowystarczalna; by�a niemal kompletnym, autonomicznym
ekosystemem. W ob�ym, wrzecionowatym ciele olbrzymiego, podziemnego czerwia
mie�ci�a plantacje �ywno�ci i kilka alternatywnych �r�de� praktycznie
niewyczerpanej energii. Mia�a w�asne modu�y wytwarzania wody pitnej i tlenu.
Dysponowa�a doskona�ym laboratorium oraz wszechstronn� sekcj� medyczn�. Nic,
nawet globalny kataklizm, nie mog�o zak��ci� funkcjonalno�ci budowli. Rowler
za�artowa� kiedy�, �e stworzy� �wiat wewn�trz �wiata, niepowstrzymane perpetuum
mobile, kt�re prze�yje planet�, przetrwa apokalips�.
Jego �ycie i jego wszechw�adza by�y na zawsze bezpieczne. Pozosta�o jeszcze
tylko jedno zagro�enie, jeden wr�g czyhaj�cy na stare, s�abowite cia�o.
�mier�. Tylko ona mog�a pomiesza� mu szyki.
Jednak Rowler by� szybszy. To nie jego plany zostan� pokrzy�owane. W por�wnaniu
z kwotami, jakie przeznacza� na finansowanie rozwoju biotechnologii, koszt
podziemnego kompleksu zdawa� si� sk�pym napiwkiem. Od samego pocz�tku by�
�wiadom, �e jakiekolwiek d��enia stan� si� bezcelowe, je�eli nie pokona
Kostuchy; pot�ga i w�adza rozp�yn� si� niczym senne marzenie, kiedy ko�ciste
palce bezlito�nie schwyc� jego dusz�. Ta walka � czy raczej wy�cig � trwa�a ju�
ca�e lata. Dzi� mia� nast�pi� kulminacyjny moment gonitwy.
Jakby na potwierdzenie tej my�li w ca�ym apartamencie rozd�wi�cza�y si� nagle
ciche, melodyjne dzwoneczki, a na widocznej, poprzez otwarte wej�cie do jednego
z pomieszcze�, komputerowej konsoli zacz�a natarczywie pulsowa� p�kata,
pomara�czowa �ar�wka. Rowler od�o�y� kieliszek. D�o� dr�a�a mu tak, �e omal nie
rozla� niedopitej resztki ultiery. Nie przypomina� sobie, kiedy ostatnio czu�
r�wnie silne emocje � takiej ekscytacji nie pami�ta� nawet z okresu swojej
burzliwej m�odo�ci. Cz�owiek o sercu z granitu, a duszy wyrze�bionej w bryle
odwiecznego lodu, w tym momencie czu� w �y�ach p�ynny, wibruj�cy ogie�.
Nieprzenikniona od lat maska p�k�a, ukazuj�c na chwil� oblicze pe�ne
niepohamowanej pasji.
Sygna� m�g� oznacza� tylko jedno. By� zaproszeniem do nie�miertelno�ci.
W ci�gu kilku sekund i paru b�yskawicznych oddech�w Rowler ugasi� emocje. Na
jego twarzy i w sercu ponownie zago�ci� spok�j marmurowego grobowca. Ale� by�oby
ironi� losu, pomy�la�, gdyby o krok od ostatecznego triumfu jego w�t�y organizm
nie przetrzyma� napi�cia. Mia� ochot� si� za�mia�: bawi�y go takie pokr�tne,
z�o�liwe zrz�dzenia fortuny. Jednak dzi� los nie b�dzie z nim igra�; by� zbyt
do�wiadczony aby do tego dopu�ci�.
Z wysi�kiem pod�wign�� si� z g��bokiego fotela. Starczym krokiem, powolnym i
oci�a�ym, jakby przedziera� si� wskro� szalej�cej wichury, przeszed� do
s�siedniego pokoju. Z ulg� wspar� d�onie na masywnym blacie komputerowej
konsoli. Tu� na wprost jego pobru�d�onego zmarszczkami oblicza, pomara�czowe
�wiate�ko mruga�o zapraszaj�co, uwodzicielsko wr�cz dla spragnionego tej chwili
Rowlera. Przez moment napawa� si� pulsuj�cym niczym serce blaskiem � ta chwila
zas�ugiwa�a na krzt� celebracji � po czym, jak czarnoksi�nik rzucaj�cy
zakl�cie, spl�t� palce d�oni w skomplikowan� figur�.
System rekognicji gest�w zadzia�a� bezb��dnie. W mgnieniu oka na �rodku pokoju
wyr�s� holograficzny wizerunek wysokiego m�czyzny w sterylnym kombinezonie. W
tle, za jego plecami, wida� by�o fragment wielkiej, wype�nionej biomedycznym
sprz�tem hali. Po�r�d kosztownych urz�dze� krz�ta�a si� gor�czkowo grupka
identycznie ubranych fachowc�w.
- Wszystko przygotowane, panie Rowler � g�os m�czyzny, przekazywany za
po�rednictwem g�o�nika z wn�trza hermetycznego kostiumu, by� wyj�tkowo g��boki i
czysty. � Mo�emy rozpocz��, kiedy tylko b�dzie pan gotowy.
- Ca�y czas jestem gotowy � odburkn�� Rowler sucho.
- Oczywi�cie � m�czyzna si� wcale nie speszy�. � Za kilkana�cie sekund b�d� u
pana technicy z noszami.
Nacisn�� jaki� prze��cznik na klawiaturze u pasa. W tle da� si� s�ysze� cichy
szum rozsuwanej grodzi, a zaraz potem jednostajne buczenie szybkobie�nej windy.
- Bardzo dobrze � Rowler skin�� g�ow� z aprobat�. � Ufam, �e dopilnuje pan, by
zabieg zako�czy� si� powodzeniem.
- Mo�e pan by� tego pewien.
- Doskonale. Mam nadziej�, �e ob�dzie si� bez komplikacji. Serduszka waszych
najbli�szych b�d� tyka� tak niespokojnie, je�eli operacja b�dzie si� zbytnio
przed�u�a� � w jego g�osie zabrzmia�o co� na kszta�t dobrodusznej sympatii.
Nawet pomimo maski i zniekszta�ce� holograficznej transmisji, wyra�nie by�o
wida�, jak twarz m�czyzny przybiera bezbarwny odcie� popio�u. Zastyg�e nagle
sylwetki pozosta�ych technik�w �wiadczy�y, �e oni tak�e s�yszeli i zrozumieli
aluzj�. Wszyscy mieli rodziny; ukochane rodziny. Rowler starannie to sprawdzi�.
W sercu ka�dego z nich � oraz ka�dego z ich bliskich � zaszyto mikro�adunek:
niewidzialn�, niestrudzenie tykaj�c� pu�apk� zaprogramowan� tak, by eksplodowa�
siedem dni po planowanym zako�czeniu zabiegu. Umys� Rowlera, na podobie�stwo
�ywego sezamu, skrywa� najcenniejszy ze skarb�w: has�o dezaktywacji �adunk�w.
Je�eli nie ocknie si� w tydzie� po operacji lub nie odzyska swojej bezcennej
pami�ci�
- Nie b�dzie komplikacji � mikrofon kombinezonu zamieni� odg�os z trudem
prze�ykanej �liny w dudni�ce echo kamienia spadaj�cego w g��b bezdennej studni.
- Widz�, �e si� rozumiemy. Zaczynajmy wi�c � Rowler spojrza� przelotnie na
dw�jk� technik�w, kt�rzy pojawili si� w�a�nie w przedsionku apartamentu. �
Wieczno�� nie b�dzie na mnie czeka� wiecznie�
* * *
Kluk Ak-Tar by� z wygl�du ca�kowicie przeci�tnym Tualaninem. P�torametrowej
d�ugo�ci tu��w, mi�sisty jak u pozbawionego skorupy �limaka, cechowa�a nadwaga,
jednak�e nie do�� wyra�na, aby wyr�ni� go w t�umie prawie siedemdziesi�ciu
miliard�w unikaj�cych �wicze� fizycznych mieszka�c�w uk�adu Tualan.
Szczeciniaste pr�gi, przecinaj�ce grzbiet podobnymi do mikroskopijnych
�ywop�ot�w pasmami, by�y koloru zakurzonego indygo � barwy najpospolitszej
po�r�d ziomk�w Ak-Tara. Otaczaj�ce ciasny otw�r g�bowy chwytne macki, w m�odo�ci
krzepkie i zr�czne, obecnie dr�a�y z wysi�ku raptem po jednej tercji
towarzyskiej gry w Sentuk. O patykowatych wypustkach ruchowych - okalaj�cych
jego korpus g�stym, z�batym wiankiem - i oku, osadzonym na podobnej do
zag�odzonego w�a szyi, mo�na by�o stwierdzi� tylko tyle, �e znajdowa�y si� tam,
gdzie powinny.
Ta nijako�� � cho� stanowczo nie u�atwia�a podboj�w w�r�d przedstawicieli dwu
p�ci przeciwnych � nieraz ju� przyda�a si� dyrektorowi Instytutu Badania
Odleg�ych Rubie�y Kosmosu. Szara przeci�tno�� by�a w zawodzie Ak-Tara atrybutem
o istotnym wp�ywie na szanse prze�ycia w pocz�tkowych etapach kariery.
Oczywi�cie w prawdziwym zawodzie � stanowisko w IBORK-u, podobnie jak sam
Instytut, by�o jedynie przemy�ln�, wyj�tkowo u�yteczn� przykrywk�. W
rzeczywisto�ci naukowa plac�wka zajmowa�a si�, owszem, lustrowaniem
najodleglejszych kres�w wszech�wiata, jednak zdecydowanie nie w celu poszerzania
wiedzy Tualan o topografii kosmosu. Pod uniwersyteckim p�aszczykiem astrografii,
doskonale zamaskowana w�r�d nie�wiadomych niczego badaczy akademickich, grupa
wtajemniczonych pracownik�w Ak-Tara poszukiwa�a, w nieprzebytym g�szczu
egzotycznych planet, nowych �r�de� narkotycznych substancji i efektywnych dr�g
ich przemytu. Rywalizacja w�r�d tuala�skich mafii by�a tak bezlitosna � a
dekadenccy klienci wybredni � �e konieczno�ci� by�o chwytanie si� wszelkich
sposob�w, aby nie wypa�� z �omotem z intratnego rynku nielegalnych
halucynogennych u�ywek.
W pewnym sensie to w�a�nie ta ostra konkurencja sprawi�a, �e nieruchawy
zazwyczaj Kluk Ak-Tar kr��y� po swym gabinecie jak uwi�zany do niewidzialnego
kieratu. Grzebieniasty szereg faluj�cych wypustek ruchowych ni�s� go wok�
pokoju tak energicznie, jakby porusza�y nim d�onie desperacko zmagaj�cych si� ze
szkwa�em galernik�w. W pocz�tkowej fazie ka�dego z nerwowych okr��e�, Tualanin
mija� ci�kie, sko�ne biurko i przewr�cony w napadzie z�o�ci wy�wietlacz,
ukazuj�cy tre�� poufnego raportu. Meldunek by� szczeg�owy, dawa� si� jednak
spuentowa� w kr�tkim, pojedynczym zdaniu: pr�ba zamachu na Galu Ta-Mari
zako�czy�a si� spektakularnym fiaskiem.
Innymi s�owy, Kluk Ak-Tar siedzia� a� po wielkie, ��te, jajowate oko w
si�gaj�cym horyzontu bagnie.
Galu Ta-Mari nale�a� do tej samej organizacji co Ak-Tar. Nie przeszkadza�o to
wcale w zajad�ych, bezpardonowych zmaganiach. Walki w�r�d adiutant�w � je�eli
nie narusza�y sumarycznego bilansu organizacji i nie �ci�ga�y na ni� uwagi
GalPolu � cieszy�y si� milcz�c� aprobat� szefostwa. Rywalizacja mobilizowa�a
podw�adnych do skuteczniejszego dzia�ania.
System wydawa� si� ca�kiem sensowny, dop�ki Ak-Tar nie zacz�� przegrywa�.
Par� cykli temu Ta-Mari, szef s�siedniego rewiru, niespodziewanie zab�ysn��
u�pionym dot�d geniuszem, uzyskuj�c dzi�ki restrukturyzacji obszaru niemal�e
potrojenie przychod�w. Zaraz potem, z r�wnym talentem i werw�, zacz�� w�cibia�
swe macki na terytorium Ak-Tara.
Wojn� ekonomiczn� Kluk Ak-Tar przegra� ju� dawno. Bezpo�rednia przemoc, cho� na
razie bez ofiar �miertelnych, doprowadzi�a niedawno do powa�nej irytacji policji
i jeszcze powa�niejszego rozdra�nienia zwierzchnik�w. W dodatku Ak-Tar wi�cej na
tym straci� ni� zyska�. Ta-Mari za�atwi� go w ci�gu zaledwie dw�ch cykli, i to
wr�cz popisowo: bez wysi�ku wywr�ci� go brzuchem ku g�rze, przydusi� nasad� szyi
do ziemi i obserwowa� szyderczo, jak ten bezradnie przebiera wypustkami
ruchowymi w powietrzu. Ak-Tar by� skrajnie zdesperowany. Ta desperacja zrodzi�a
ide� zamachu � alternatywy wyj�tkowo niemile widzianej przez naczelne szefostwo,
ale niestety jedynej, jaka mu pozosta�a. Drastyczne rozwi�zanie konfliktu
stanowi�o ryzyko, grozi�o nawa�nic� k�opot�w, kt�ra mog�a rozedrze� jego mi�kkie
cia�o na strz�py, lecz dawa�o ca�kiem realn� szans� wyj�cia z opresji zwyci�sko
i - by� mo�e - przej�cia terytorium rywala.
Niestety paskudnie si� pomyli�, o czym wci�� przypomina� � natr�tnie jak
tuala�ska much�wka � brutalnie potraktowany wy�wietlacz. Galu Ta-Mari dawno
przesta� by� nowicjuszem, a sta� go by�o na pierwszoligow� ochron�. Jego
prywatna fregata by�a jedynie o koniuszek macki gorzej wyposa�ona ni�,
jednostki, kt�rymi chlubi�a si� admiralicja Si� Zbrojnych. a Gdy nie podr�owa�,
strze�ony by� skuteczniej ni� skarb narodowy Tualan. Najbardziej twardosk�rym,
szczwanym skurczybykom, jakich kiedykolwiek sp�odzi�a elitarna jednostka
Bezszelestnych Pe�zaczy, nie uda�o si� go nawet zadrasn��. Nik�� pociech�
stanowi� profesjonalizm by�ych komandos�w, kt�rzy skutecznie zadbali o
zakamuflowanie prawdziwych motyw�w napa�ci. Niestety, zwa�ywszy na okoliczno�ci,
powi�zanie wszystkich fakt�w (�) i skojarzenie ich z osob� Ak-Tara (�) by�o
niewiele trudniejsze ni� splecenie w k��bek w�asnych macek.
Je�eli b�yskawicznie czego� nie wymy�li � a wiedzia�, �e nie wymy�li �
zachowanie oka na karku b�dzie powa�nym problemem. W�a�ciwie jedyne, co mu
pozosta�o, to bra� wypustki ruchowe za pas i zaszy� si� w jakiej� szczelinie,
licz�c � cho� szanse by�y znikome � �e po przej�ciu jego rewiru Ta-Mari da sobie
spok�j z k�opotliwym odwetem. Kluk Ak-Tar z wolna zacz�� popada� w panik�. Jego
marszruta doko�a gabinetu sta�a si� chaotyczna, jakby zamiast wprowadzi�
ostatni� parti� towaru na rynek, sam za�y� wszystkie ��adunki�.
Z nerwowego transu wyrwa�o go nag�e wezwanie interkomu przy wej�ciu. Na ostry,
zdecydowany d�wi�k dzwonka Ak-Tar niemal�e podskoczy� � co dla Tualanina nie
by�o �atwym zadaniem � po czym raptownie zatrzyma� si� w miejscu.
- �otalna rewolucja! Prze�omowe odkrycie! � podniesiony g�os rozleg� si�,
jeszcze zanim ucich� brz�czyk. Dochodzi� i z interkomu, i � mocno st�umiony �
bezpo�rednio poprzez masywne wierzeje. Brzmia�o to, jakby oczekuj�cy za drzwiami
wykrzykiwa� z g��bi dudni�cej matowym echem jaskini.
Ak-Tar, zdziwiony, popatrzy� na ukazuj�cy przedsionek wy�wietlacz. Przed
wej�ciem, ko�ysz�c si� z boku na bok niczym w jakim� ob��dnym, rytualnym ta�cu,
drepta� nerwowo w miejscu m�ody pracownik IBORK-u. Jego korpus a� pulsowa� z
emocji; nadyma� si� i rozpr�a�, jakby w jego wn�trzu pracowa�a bateria
niewidzialnych miech�w. Zdawa�o si�, �e z tego podniecenia lada chwila p�knie.
- Dyrektorze, to niewiarygodne! Niewiarygodne! � wykrzykn�� znowu w interkom.
Ak-Tar, pomimo kra�cowo paskudnego nastroju, powa�nie si� zastanowi�, czy go
jednak nie wpu�ci�. Podw�adni, zw�aszcza tak m�odzi, darzyli swego surowego
zwierzchnika naprawd� wielkim respektem. Tak impulsywne zachowanie �wiadczy�o,
�e albo miotaj�cy si� w korytarzu Tualanin oszala�, albo faktycznie sta�o si�
co� niezwyk�ego.
Ak-Tar nie przypomina� sobie tego pracownika z wygl�du � z ca�� pewno�ci� nie
zalicza� si� w poczet jego zaufanych. Rewelacje mog�y by� wi�c wy��cznie
naukowej natury. By� to do�� mocny argument za wywaleniem go na zbite oko sprzed
drzwi gabinetu. Wprawdzie legalna cz�� Instytutu tak�e od czasu do czasu
przynosi�a wymierne dochody, jednak jedyn� iskr�, jaka mog�a w tej chwili
roznieci� ciekawo�� Ak-Tara, by�a sensowna sugestia, jak wykaraska� si� z
szamba, w kt�re si� w�a�nie zapada�.
Z drugiej strony� I tak nie mia� z�udze�. Doskonale wiedzia�, �e �adnego sposobu
nie znajdzie, ani tym bardziej nikt nie podsunie mu gotowego rozwi�zania pod
macki. Ciska� si� tylko jak furiat, popadaj�c w coraz wi�ksz� depresj�; gdyby
Ta-Mari go widzia�, rechota�by, a� telepa�aby mu si� szczecina na grzbiecie�
Zadzia�a� pod wp�ywem impulsu. Pope�zn�� ku podwy�szeniu za biurkiem � emocje
emocjami, ale nie m�g� dyskutowa� z podw�adnym macka w mack� jak kumpel � i
pacn�� w stercz�cy z kraw�dzi blatu prze��cznik. Stylowe drzwi, zdobne w
spiralne i koncentryczne motywy, z sykiem pomkn�y do g�ry. Mo�e w�a�nie tego mi
trzeba, pomy�la�, och�on�� i na chwil� zapomnie� o przekl�tym, spartolonym
zamachu?
- To epokowe! Epokowe! Nagrod� Kolegium Astrofizyki mamy w szczelinie
podsk�rnej! � Tualanin wparowa� do gabinetu, jakby bra� udzia� w zawodach
lekkoatletycznych. Jego rachityczna sylwetka � wiotkie macki, zasuszony tu��w,
cienkie niczym �d�b�a trawy wypustki ruchowe � sprawia�a, �e widok by�
absurdalny.
- Uspok�j si� � g�os, chocia� cichy, by� ostry niczym trzask bicza. Zatrzyma�
rozp�dzonego astrofizyka skuteczniej, ni� gdyby z pod�ogi tu� przed nim wyros�a
ska�a.
- Eee� Oczywi�cie� Przepraszam. Ja�
- Przesta� be�kota� � gro�ne zmru�enie powieki podzia�a�o lepiej ni� knebel; Ak-
Tar m�g� by� z wygl�du nijaki, ale spojrzeniem potrafi� przeszy� na wylot. � O
co chodzi? � pytanie przypomina�o szczekni�cie. To, �e go wpu�ci�, nie oznacza�o
od razu, �e min�� mu pod�y humor. W lepszym nastroju te� zreszt� nie by� okazem
dobrotliwo�ci�
- Prosz� wybaczy�! To przez te emocje� � potulnie skulone macki zauwa�alnie
dr�a�y. � Nasze odkrycie podwa�a elementarne�
Ak-Tar wyci�gn�� gi�tk� szyj� w prz�d. Jego �renica zw�zi�a si� niebezpiecznie;
tryskaj�ce z niej dotychczas mro�ne skry zespoli�y si� w lodow� lanc�.
- �chodzi o funkcjonowanie p�l transferowych � dopowiedzia� jednym tchem
astrofizyk, porzucaj�c wcze�niejsz� wypowied� w p� zdania. � Jak pan wie,
istniej�ce wok� j�dra ka�dej planety pole Ku-Astra, nazywane popularnie
transferowym, gdy� umo�liwia przeskoki do innych, niemal dowolnie odleg�ych p�l
w niesko�czenie kr�tkim�
- Jak sam stwierdzi�e�: to wiem � Kluk Ak-Tar przerwa� mu obcesowo. � Ka�dy
Tualanin to wie. Radzi�bym przej�� jak najszybciej do czego� spoza podstawowego
szkolnego kursu astrofizyki � mo�e na przyk�ad do cz�ci, kt�ra pono� ma
zas�ugiwa� na nagrod� Kolegium?�
- Oczywi�cie. Jeszcze raz bardzo przepraszam! � j�kliwy g�os zbli�a� si� coraz
bardziej do pisku. � Najistotniejsze jest to � wypluwa� s�owa z pr�dko�ci�
turbolasera � �e pole transferowe mo�e osi�ga� dwa stany: stabilny i
niestabilny. Pomi�dzy polem stabilnym a statkiem mo�na utworzy� co� na kszta�t
czasoprzestrzennego tunelu ograniczonej d�ugo�ci. W podobny spos�b da si�
po��czy� ze sob� dwa pola � w tym przypadku dystans nie ma znaczenia. Umo�liwia
to wykonanie przeskoku w dowolny obszar kosmosu. Jedyny warunek, to znajomo��
dok�adnych koordynat dw�ch planet: w s�siedztwie pocz�tku i ko�ca planowanego
transferu. Konieczne jest te�, by oba pola by�y stabilne, gdy� niestabilno��...
- �uniemo�liwia utworzenie tunelu � dopowiedzia� Kluk Ak-Tar. � Niestety
przewa�aj�cy odsetek planet generuje pole niestabilne, a rodzaj pola jest jego
cech� niezmienn� i trwa��. Mi�dzy innymi dlatego za�o�ono Instytut. Obserwacja
kosmosu i tworzenie map planet nadaj�cych si� do przeskok�w by�o niegdy�
podstawow� dzia�alno�ci� IBORK-u � zrobi� kr�tk� pauz�. � To mia�a by� jaka�
lekcja? Ta teoria jest znacznie starsza ode mnie. Czy ten gabinet wygl�da jak
szkolna klasa?� � w cichym dot�d g�osie coraz silniej pobrzmiewa�a nuta
zgrzytliwego rozdra�nienia.
Ak-Tar coraz bardziej �a�owa�, �e wpu�ci� tego irytuj�cego chudzielca. Wiedzia�,
�e astrofizyk musi w ko�cu powiedzie� co� ciekawego � nawet najbardziej szalony
pracownik nie odwa�y�by si� przype�za� do niego z bzdetami � czu� jednak, �e
jego krucha cierpliwo�� zamieni si� w proch i rozwieje na d�ugo przed upragnion�
konkluzj�.
- Szkolna wiedza nie jest ju� aktualna � m�ody Tualanin powiedzia� to z tak�
emfaz�, �e do pe�ni efektu brakowa�o tylko gromkich fanfar i niebia�skiego
blasku, tryskaj�cego �wietlistym snopem z sufitu. � Odkryli�my planet�, kt�rej
pole transferowe trwa w stanie, nazwanym przez nas roboczo form� nietrwale
stabiln�.
- Czyli?� � prawa po�owa brwi wreszcie zaciekawionego Ak-Tara pow�drowa�a
teatralnie w g�r�.
- Czyli, teoretycznie, jest w pe�ni stabilne � astrofizyk odzyska� rezon � i
mo�na wykorzystywa� je jako w�ze� przeskoku. Ale� � zwiesi� g�os dramatycznie.
- Ale co!? � nie wytrzyma� zn�w rozz�oszczony Kluk Ak-Tar. Z hukiem wspar� macki
o masywny blat biurka i a� pod�wign�� si� w g�r�.
- Ale, w przeciwie�stwie do znanych nam dot�d p�l, jego stan nie jest
nienaruszalnie trwa�y � s�owa pop�yn�y g�st�, wartk� strug�. � Wystarczy
odpowiedni, niezbyt silny impuls � ci�gn�� dalej pospiesznie � aby pole przesz�o
w niestabilno��. Istnieje nawet mo�liwo��, cho� ma�o prawdopodobna, samoczynnego
zaistnienia tego typu zjawiska!
- A nie samoczynnego?
- Bez problemu! � Tualanin zn�w si� podnieci�. � Zbudowanie odpowiedniego
generatora nie powinno sprawi� k�opotu. S�dz�, �e nawet tutaj, w IBORK-u,
dysponujemy odpowiednimi �rodkami. Teoretycznie mo�na by na �yczenie blokowa� i
aktywowa� ten w�ze�; zamyka� go i otwiera� jak drzwi! To najciekawsze odkrycie
ostatniego dziesi�ciocyklu bada� kosmosu! W dodatku ta anomalia mo�e mie�
znaczenie strategiczne�
- Gdzie le�y planeta? � Ak-Tar po raz kolejny mu przerwa�.
Astrofizyk machinalnie wyrecytowa� d�ugi ci�g cyfr � identyfikator sektora.
- Rzeczywi�cie strategiczny rejon � Kluk a� parskn��. � To doprawdy samo serce
uk�adu Tualan � nie m�g� powstrzyma� chichotu. � Czy ktokolwiek w ca�ej armii ma
w og�le poj�cie o istnieniu tych peryferii?�
Szybko spowa�nia�. Jego oko ponuro zmatowia�o, gdy si� g��boko zas�pi�. Oklap�a,
niczym rozdarty buk�ak, sylwetka mog�a stanowi� archetyp zniech�cenia i
rezygnacji. No c� To by by�o na tyle, je�li chodzi o chwil� ucieczki spod
nawa�u k�opot�w, przygniataj�cych mu grzbiet z si�� b�otnej lawiny. Niestety nie
czu� si� specjalnie pocieszony. M�cz�cy Tualanin tylko go dodatkowo zez�o�ci�. A
odkrycie, cho� dla nauki mo�e i prze�omowe, dla niego, tak jak si� spodziewa�,
nie mia�o chwilowo znaczenia. �Chyba �eby zaszy� si� w tym zapomnianym przez
bog�w zakamarku wszech�wiata, a potem �wy��czy� pole, �eby zbiry Ta-Mari nie
mog�y za nim pod��y� Tylko po co ktokolwiek mia�by w takie miejsce pod��a�? On
sam wola� ju� samob�jstwo � przynajmniej by�oby zabawniejsze i mniej bolesne ni�
�ycie na takim pustkowiu�
Ak-Tar jeszcze bardziej spochmurnia�. M�ody badacz odebra� to jako wyraz
lekcewa�enia dla swojego odkrycia. Nie�wiadomie zmarszczy� otw�r g�bowy w
komiczny grymas urazy.
- Mo�e i przesadzi�em z t� strategiczn� warto�ci�� � stwierdzi� tonem tak
obra�onym, jakby mia� zaraz sple�� macki i odwr�ci� oko do ty�u. � W ka�dym
razie wyst�powanie podobnych anomalii stanowi powa�ne zagro�enie bezpiecze�stwa
skok�w transferowych, wobec kt�rego nauka nie mo�e by� oboj�tna! Badania tych
fenomen�w b�d� mie� fundamentalne znaczenie dla ca�ej�
- Zagro�enie? � przerywanie astrofizykowi w p� zdania stawa�o si� z wolna
rutyn�. � Przecie� skok przez pole stabilne jest chyba najbezpieczniejsz� form�
transportu. A niestabilne uniemo�liwia powstanie tunelu, wi�c skok przez nie
jest wykluczony. Mo�liwo�� prze��czania tych stan�w nic tutaj�
- Pomiary i symulacje wskazuj� � tym razem to Ak-Tarowi podniecony astrofizyk
nie pozwoli� doko�czy� � �e destabilizacja pola nie zerwie zainicjowanego
wcze�niej po��czenia. Nie da si� stworzy� tunelu prowadz�cego do pola
niestabilnego, lecz je�li taki tunel powstanie, kiedy ono jest jeszcze stabilne�
Piloci statku nawet nie b�d� �wiadomi, �e si� cokolwiek zmieni�o. Nast�pi skok w
niestabilne pole transferowe! Z oblicze�, ju� na pierwszy rzut oka wynika, �e
jednostka ulegnie anihilacji! Zostanie unicestwiona! � m�ody badacz niemal
krzycza� z emocji. � To�
Ak-Tar przesta� go s�ucha�. W g��bi trzewi, poni�ej nasady szyi, poczu� nagle
niepokoj�ce mrowienie. �agodny impuls, kt�ry pojawi� si� gdzie� w oddali, na
samych obrze�ach umys�u, rozlewa� si� jak leniwa pow�d�, wype�niaj�c stopniowo
ca�� komor� m�zgow�. Bezkszta�tny zamys�, podobny do zb��kanego b��dnego ognika,
niech�tnie pocz�� przybiera� namacalne kontury. Wci�� jednak nie da�o si� go
pochwyci�; wymyka� si� niczym zwiewny, zwinny motyl.
Kluk utkwi� zamglony wzrok gdzie� w przestrzeni. M�ody badacz, kontynuuj�cy sw�j
wyw�d, spiralnie r�ni�ta donica z jadowitym tuala�skim porostem, ekskluzywne
p�koliste rega�y, kosztowna wysokopo�lizgowa posadzka � wszystko stopi�o si� w
jedn� wielobarwn� mozaik�. Ak-Tar a� do b�lu skoncentrowa� si� na nieuchwytnej
my�li ; mia� wra�enie, �e jego m�zg zaraz wystrzeli spod szyi�
I nagle ju� wiedzia�. O�lepiaj�cy rozb�ysk nag�ego ol�nienia eksplodowa�, niczym
rodz�ca si� gwiazda. Jego cia�em targn�� dreszcz przemo�nej, �ywio�owej rado�ci.
Pomys� by� tak nieprawdopodobny, �e mia� szanse wypali�! Za�mia� si� na g�os.
Astrofizyk przerwa� swoj� tyrad� i zdumiony wlepi� w niego rozwarte na o�cie�
oko. Ak-Tar nawet tego nie dostrzeg�. Napawa� si� nieoczekiwanym zrz�dzeniem,
bezcennym darem losu, kt�rego nie spodziewa� si� dosta�. Tej szansy nie m�g�
zmarnowa� � wiedzia�, �e by�a ostatnia.
Ilustracja: Piotr 'Grabcu' Grabiec
* * *
Baniasty tuala�ski stateczek, okryty maskuj�c� os�on�, kt�rej mog�yby
pozazdro�ci� mu nawet torpedowce Si� Zbrojnych, skrywa� si� w jednym z krater�w,
szpec�cych - niczym kosmiczna ospa � �wietliste oblicze satelity widocznej w
oddali planety. Kamufla� by� doskona�y. By wykry� przyczajonego mikrusa
potrzebny by�by co najmniej nowoczesny kr��ownik zwiadowczy, kt�rych w ca�ym
uk�adzie Tualan by�o mniej ni� Tualanin ma macek. Oczywi�cie �adna z kosztownych
wojennych jednostek nie przebywa�a w sektorze, kt�ry tylko w najdzikszych
fantazjach mo�na by nazwa� pobli�em peryferii uk�adu. W ten zagubiony zakamarek
kosmosu nie zawita�a chyba �adna cywilizowana istota od momentu narodzin
wszech�wiata.
Teni Da-Orat, jeden z dw�ch pasa�er�w zamaskowanego pojazdu, pomy�la�, �e
powinien czu� si� niczym staro�ytni zdobywcy kosmosu, kt�rych dumne, gorej�ce
zapa�em oblicza pami�ta� z wirtualnej wizyty w Muzeum Dziej�w Tualan. Widocznie
jednak nie mia� �y�ki odkrywcy lub nie by�o w nim do�� romantyzmu, gdy� jego
w�tpliwy entuzjazm zary� si� g��biej ni� bagienny myszokret i nawet czubka nosa
nie chcia� wy�ciubi� na zewn�trz. Ze �mia�ymi pionierami epoki nie-transferowych
podr�y i prymitywnej astrografii ��czy�o go tylko jedno: niewygoda. Dwaj
Tualanie gnie�dzili si� w ciasnym kad�ubie wraz z monstrualnym generatorem pola
maskuj�cego, modu�em skok�w i delikatnym prototypowym uk�adem, kt�rego optymalne
ulokowanie by�o dla konstruktor�w pojazdu niepor�wnanie wa�niejsze ni� komfort
niefortunnych pilot�w. Um�czeni zdobywcy kosmosu spoczywali wci�ni�ci w co� na
kszta�t ciasnej, nieforemnej szuflady, otoczonej istnym g�szczem r�norakich
urz�dze� i ich instrument�w kontrolnych; stanowisko sprawia�o wra�enie, jakby
kto� odda� statek pod pras� na z�omowisku, zapomniawszy uprzednio wydoby� ze�
pasa�er�w.
Widoczna w dole planeta ju� prawie trzy razy zd��y�a wykona� piruet w swoim
niespiesznym, mi�dzygwiezdnym balecie. Teni Da-Orat czu� si� sztywny jak
wyci�gni�ty prosto z wykopaliska skamienia�y pratualanin. Zaczyna� si�
niepokoi�, �e jego obola�y korpus zastygnie wkr�tce niczym bry�a piaskowca i
rozsypie si� przy pr�bie zmiany niewygodnej pozycji. Coraz szybciej traci� wiar�
w w�tpliwy sens przedsi�wzi�cia � czy kto� wp�ywowy m�g� by� na tyle szurni�ty,
by osobi�cie podr�owa� w tak zakazane obszary?
Wyrazi� swoje obiekcje na g�os. Po raz � bodaj�e � dwudziesty. Jego towarzysz
westchn�� tak ci�ko, jakby stopa jakiego� giganta wydusi�a ze� resztki oddechu.
- Wiesz co, Da-Orat? � powiedzia� po chwili. G�os brzmia� tak, jakby wyszed� z
ust m�czennika d�wigaj�cego na grzbiecie wszelkie niedole wszech�wiata. �
Najbardziej uci��liwe w tej misji jest twoje bezustanne zrz�dzenie. Gdyby nie
to, �e jeste� najlepszym specem od tych techno-bajer�w � wykona� nieokre�lony
gest mack�, obejmuj�cy wi�kszo�� wyposa�enia kabiny � ju� dawno obserwowa�bym
ci�, o, tutaj � skin�� okiem w kierunku jednego z ekran�w, ukazuj�cych
gwie�dzist� pustk� na zewn�trz.
- Nie narzekam bezpodstawnie, mi�niaku � odparowa� zirytowany Da-Orat. Jego
chimeryczne usposobienie nabiera�o coraz wi�kszej ochoty, by si� objawi� w
pe�nej krasie . � Powinni tu by� ju� dawno, a sp�jrz na wska�niki. Nic. Spok�j.
Kompletna pustka! W ca�ym sektorze nie ma poza nami nikogo�
Stwierdzenie nie by�o prawdziwe, ale uzasadnione z punktu widzenia Tualan.
Planet�, ku kt�rej - niczym nozdrza i uszy my�liwskiego ogara � kierowa�a si�
wi�kszo�� precyzyjnych czujnik�w pojazdu, zamieszkiwa�y istoty my�l�ce,
rozwini�te technologicznie, jednak zbyt prymitywne, by w jakikolwiek spos�b
zaszkodzi� ich misji. Tualanie po prostu je zignorowali; potraktowali jak t�o,
na r�wni z reszt� flory i fauny tej pozbawionej znaczenia planety � niepozornej
grudy ziemi, kt�rej numer kodowy i koordynaty zna� chyba wy��cznie ich pok�adowy
komputer.
- Tkwimy w tym kraterze ju� tyle, �e nied�ugo nasz statek wro�nie w powierzchni�
ksi�yca � ci�gn�� swoje utyskiwania Da-Orat. � Jeszcze troch� i b�dzie nam
grozi� ca�kowita atrofia wypustek ruchowych� Czego Ta-Mari mia�by tutaj szuka�,
co, Kr�ciak? � Da-Orat nie zna� imienia mierz�cego ledwie metr dwadzie�cia
kr�pego Tualanina. Nie by� pewien, czy nawet on sam je pami�ta � pseudonim
przylgn�� do niego niczym �ar�oczna meduza, chyba jeszcze gdy by� �luzowatym
oseskiem.
- Zawsze musisz tak koloryzowa�? � g�os Kr�ciaka by� wolny, niski i ci�ki.
Doskonale pasowa� do jego atletycznej budowy. � Przy tych swoich cudach techniki
sp�dzasz bez ruchu po pi�� razy wi�cej czasu i jako� ci� atrofia nie z�ar�a,
rachityku. Nie wiem, czego Ta-Mari mia�by konkretnie tu szuka�, ale gdyby Ak-
Tarowi nie uda�o si� go przekona�, �e jednak jaki� rozs�dny pow�d istnieje, nie
marnowa�by czasu i �rodk�w na budow� tego impulsatora � wskaza� w kierunku
prototypowej konstrukcji. � A jak go w tym przekonaniu utwierdzi�?... � roz�o�y�
macki. � Rozmowa odby�a si� w dwoje oczu, na zabezpieczonym kanale. Szef nie
lubi ujawnia� sekret�w.
- O ile mo�na mie� pewno��, �e Ta-Mari da� si� podpu�ci� � Da-Orat by� nieugi�ty
w swoim pow�tpiewaniu. � Szef jest zdesperowany. Ta operacja nawet w jego
mniemaniu mo�e mie� mniejsze szanse na sukces, ni� ci si� wydaje. Ton�cy nie
b�dzie rozwa�a�, czy jedyna ga��� w zasi�gu jego macek jest solidna, czy krucha
jak�
Nie doko�czy�. St�a�e powietrze rozdar� nagle przera�liwy d�wi�k syren. Ostry
wizg odbi� si� w ciasnej kabinie wibruj�c� fal� metalicznych pog�os�w. Jaskrawe
�wiat�o alarmu zala�o wn�trze kad�uba pulsuj�cym wirem rozedrganych odblask�w i
cieni. Pogr��one w letargu wska�niki raptownie si� przebudzi�y. Ich odczyty
ukazywa�y ni� transferowego tunelu, zadzierzgni�t� w j�drze pobliskiej planety.
- Jak wida�, ga��� by�a solidna � dono�ny g�os Kr�ciaka przebi� si� przez
kakofoni� alarmu.
Da-Orat ju� trzyma� macki na sterownikach urz�dze�. Uciszy� natarczyw� syren�.
- A jednak� � stwierdzi� z niedowierzaniem.
B�yskawicznym ruchem odsun�� zabezpieczenie. Popatrzy� bez przekonania na du�y,
p�aski prze��cznik. Przez chwil� jakby si� waha�, po czym uj�� go pewnie dwoma
mackami i przekr�ci�.
- Impulsator aktywowany! � zameldowa�.
Na panelu kontrolnym rozb�ys�o kolejne �wiate�ko a ledwo umilk�a syrena zn�w
rozwrzeszcza�a si� przykrym, wibruj�cym sopranem. Kilka indykator�w gwa�townie
zmieni�o wskazania, informuj�c o przej�ciu w tryb samoczynny � wszystko mia�o
si� odby� zbyt szybko, by polega� na refleksie Tualan. Oplataj�cy wn�trze
kad�uba, na podobie�stwo przeogromnego metalicznego powoju, impulsator nie
okaza� w widoczny spos�b ani krzty aktywno�ci, piloci jednak wiedzieli, �e
przypominaj�ca kolosaln� m�tw� konstrukcja o�y�a, gotowa do bezzw�ocznego
dzia�ania.
- Wszystko w porz�dku � Kr�ciak uwa�nie �ledzi� odczyty wska�nik�w. � Nast�pny
obiekt, kt�ry zainicjuje tu transfer, nigdy go ju� nie zako�czy� Przynajmniej
teoretycznie � u�miechn�� si� krzywo.
- Ciekawe czy tym �obiektem� rzeczywi�cie b�dzie Ta-Mari?
- A kto inny? Przecie� prawie nikt nie wie, �e to miejsce w og�le istnieje. Sam
to w k�ko powtarzasz�
- Sk�d pewno��, �e zjawi si� osobi�cie? I nie rozumiem, czemu obaj z Ak-Tarem
jeste�cie tak przekonani, �e Ta-Mari b�dzie na pok�adzie akurat drugiego ze
statk�w�
- Zn�w szukasz dziury w ca�ym, Da-Orat. Szef gwarantuje, �e Ta-Mari przyb�dzie
we w�asnej osobie, a nie widz� powodu, by takiemu wydze nie wierzy�. A je�li
chodzi o to, kt�rym statkiem przyleci� Na to ja daj� gwarancj� �ledzimy go tak
skrupulatnie, �e wiem nawet, kiedy lubi si� czochra� po grzbiecie. Ta-Mari jest
bardzo ostro�ny, ale w przypadku transfer�w dopu�ci� si� pewnej rutyny. I ta
rutyna go zgubi! Bardziej mnie niepokoi, czy impulsator rzeczywi�cie zadzia�a. I
czy okr�t w polu niestabilnym na pewno skutecznie oberwie. Nie lubi� polega� na
prototypach i nie sprawdzonych teoriach � skrzywi� si� w kwa�nym grymasie.
- Mo�liwe, �e niepr�dko si� tego dowiemy � Teni w zamy�leniu masowa� si� trzema
mackami po karku. � Ze wst�pnych oblicze� wynika, �e statek, hmm� tak jakby
wtopi si� w pole. Jego materia zostanie rozproszona wewn�trz j�dra planety i po
prostu zniknie bez �ladu. Dysponujemy czulszymi instrumentami ni� laboratoria
IBORK-u, lecz i tak pewnie nie dowiemy si� nic ponadto, �e po��czenie
transferowe otwar�o si� i zamkn�o. Trzeba by�o monitorowa� r�wnie� miejsce
docelowe transferu.
- I wypr�bowa� na sobie arsena� czekaj�cej na Ta-Mariego obstawy? A w dodatku
ujawni�, �e to my odpowiadamy za zamach? Nie wiedzia�em, �e masz sk�onno�ci
samob�jcze, Da-Orat. Zreszt� niewykluczone, �e jakie� �ladowe echo katastrofy
uda si� zarejestrowa�.
- Nie s�dz� � g�os Teniego by� pe�en rezerwy. � Przy tej masie statku�
Syrena po raz kolejny pot�pie�czo zawy�a.
- Koniec dywagacji! � Kr�ciakowi uda�o si� zn�w przekrzycze� �widruj�cy jazgot
alarmu. � Za chwil� si� przekonamy�
* * *
Z satysfakcj� czu�, jak jego spr�yste musku�y napinaj� si� pod warstw� j�drnej
sk�ry. By�y silne i szybkie. Jakby na potwierdzenie tej my�li wykona� kilka
b�yskawicznych uderze�. Pi�ci z g�uchym trzaskiem rozdar�y nieruchome
powietrze. Wzi�� g��boki wdech i zaatakowa� ponownie, d�u�sz� i trudniejsz�
kombinacj�. Ponowny wdech i kolejna eksplozja uderze�. I jeszcze raz. A potem
kopni�cia, kr�tkie i dynamiczne. I zn�w ciosy d�o�mi. Coraz szybsze. Coraz
silniejsze. Atakowa� zapami�tale, puentuj�c ka�d� technik� energicznym
okrzykiem.
Przerwa� po kwadransie. Rozpocz�� �wiczenia oddechowe, ale szybko z nich
zrezygnowa� � nie czu� zm�czenia i nie potrzebowa� relaksu; nawet si� nie
zasapa�. Zrobi� par� g��bokich sk�on�w i wykop�w w pe�nym szpagacie, jakby
badaj�c i rozkoszuj�c si� elastyczno�ci� swych �ci�gien. Spr�bowa� kr�tkiego
wyskoku. Zadowolony, powt�rzy� go, mocniej i wy�ej, a po chwili jeszcze raz,
uderzaj�c pi�t� z p�obrotu. Wyl�dowa� mi�kko jak kot. Zn�w wzi�� g��boki
oddech. Wypu�ci� powoli powietrze, napinaj�c mi�nie, a� pocz�y dr�e� niczym
struny. Jeszcze jeden pot�ny wdech, niemal rozsadzaj�cy szerok� klatk�
piersiow�. A potem cios. Z ca�ej si�y, z g�o�nym, wibruj�cym okrzykiem, a� echo
posz�o po �cianach. Mia� wra�enie, �e jego d�o� dos�ownie roztrzaska�a
powietrze, roz�upa�a je niczym bry�� kamienia. Poczu� eufori�. Znowu zacz�� z
pasj� atakowa�. Porusza� si� coraz szybciej. Pot�ne uderzenia i zamaszyste
kopni�cia zla�y si� w niepowstrzyman�, �mierciono�n� nawa��. Ju� nie sta� w
miejscu: wykonywa� gwa�towne wypady, wyskoki, b�yskawiczne uniki. By� niczym
dziki tygrys, niczym smok, wprost p�on�� wewn�trzn� energi�. Zagubi� si� w tych
�wiczeniach, niczym w bezkresnej otch�ani; popad� w stan bliski transu.
Sko�czy� kata dopiero po czterdziestu minutach. Oddycha� ci�ko. Jego atletyczne
cia�o, niemal nagie, ca�e l�ni�o od potu. Pomy�la� z zadowoleniem, �e musi w tej
chwili wygl�da� niczym jeden z heros�w staro�ytnej Hellady. Mocnym, spr�ystym
krokiem pomaszerowa� po r�cznik, zarzucony niedbale na oparcie sk�rzanego
fotela. Pomaszerowa�! Nie poku�tyka�, jak rozsypuj�ca si� mumia. Jak przez tyle
ostatnich lat�
Ach, jak wspaniale by�o wyzwoli� si� z cia�a zmursza�ego starucha, porzuci�
oble�n� pow�ok� niczym zu�yt� skorup�! Niby wci�� by� tym samym Edmundem
Rowlerem, lecz� �ywym. Tak, wreszcie czu� w sobie �ycie! Rozpiera�a go si�a.
Sko�czy� w�a�nie �wiczenia, kt�re zm�czy�yby wyczynowego sportowca a mimo to
wci�� tryska� energi�. To by�a najczystsza ekstaza. Nie do opisania. Po raz
pierwszy od lat roze�mia� si� na g�os. Jego biotechnicy wykonali naprawd�
pierwszorz�dn� robot�. W pe�ni zas�u�yli na premi�. Cho� pewnie najwspanialsz�
premi� by�o dla nich to, �e wraz ze swymi najbli�szymi wci�� �yli� � u�miechn��
si� ironicznie.
Rowler pomy�la�, �e komercjalizuj�c t� technologi� m�g�by b�yskawicznie zbi�
krocie. Kt� nie odda�by wszystkiego za zdolno�� regeneracji? Niewyobra�alnie
skutecznej regeneracji: zwalczaj�cej wszelkie choroby a nawet� blokuj�cej
starzenie si� tkanek. To by�a praktyczna realizacja odwiecznego snu o
nie�miertelno�ci; spe�nienie najskrytszego marzenia ludzkiej rasy. Za zdradzenie
tego sekretu m�g�by otrzyma�, czego tylko zapragn��. My�l by�a niezmiernie
kusz�ca, jednak natychmiast j� st�amsi�. Dysponowa� tak wielk� w�adz�, �e nie
musia� si� z nikim targowa�, by zaspokoi� swoje pragnienia. Najwa�niejsze by�o
zachowanie tej w�adzy. Nie zamierza� oferowa� �ycia wiecznego konkurentom. Od
tego maj� ksi�y, pomy�la� ze zjadliwo�ci�. Od lat torpedowa� podobne badania
prowadzone przez niezale�ne plac�wki i nie planowa� niczego w tym wzgl�dzie
zmienia�. Sta� si� unikatowym okazem, jedynym przedstawicielem nowego gatunku
cz�owieka � a raczej nadcz�owieka � i jak dot�d nie t�skni� za towarzystwem.
Pobie�nie star� pot i nie fatyguj�c si� ubieraniem � kto my�li o przezi�bieniu,
gdy jego organizm w par� sekund zwalcza AIDS i ebol�? � przeszed� do s�siedniego
pokoju, kt�rego spor� cz�� zajmowa� imponuj�cy , egzotycznie wyprofilowany
barek z jasnego drewna w chromowanych okuciach. Si�gn�� po wielki puchar z
ozdobnie ci�tego kryszta�u i nape�ni� go swoj� ulubion� ultier�. Od czasu
zabiegu pi� j� niemal bez przerwy; jego uk�ad pokarmowy osi�gn�� wydajno��, przy
kt�rej zatrucie czy uzale�nienie nie wchodzi�y w rachub�. W�a�ciwie nie m�g�
nawet si� upi�. Na szcz�cie nie by� cz�owiekiem, kt�rego by to martwi�o; ceni�
smak trunku, nie efekty uboczne.
Kpi�cym gestem wzni�s� puchar w niemym toa�cie. Przez chwil� z rozbawieniem
trwa� w tej pozycji. Kr�l Ziemi. Pan �wiata. Dysponowa� tak� pot�g� jak� b�g? A
czemu by nie? � jego nieziemsko przystojna twarz rozpromieni�a si� w szerokim
u�miechu. Nie m�g� umrze�; kszta�towa� losy planety i jej mieszka�c�w niemal
jednym s�owem, wr�cz my�l�; jego supremacji nie da�o si� przeciwstawi� Czy� nie
by�y to atrybuty bosko�ci?
Edmund Rowler � b�g wszystkich narod�w. A� po kres wieczno�ci. Spodoba�a mu si�
ta my�l. To by�o co� na miar� jego ambicji�
Uni�s� kielich do ust.
Ultiera znikn�a. Nagle, bez ostrze�enia, przesta�a po prostu istnie�; jeszcze
nim wargi Rowlera zd��y�y jej posmakowa�. W jednym, niesko�czenie kr�tkim
przeb�ysku. Razem z pucharem.
Razem z podziemn� fortec�, kontynentem i rozleg�ym obszarem otaczaj�cej go toni.
Spory fragment globu przeistoczy� si� w nico��. Pozosta� tylko ob�ok
rozproszonych atom�w, spowijaj�cy straszliw� ran� w ciele zaskoczonej planety na
podobie�stwo sinego ca�unu.
***
- O �esz!� O w!� O!� � Da-Orat nie by� wstanie wydusi� nic wi�cej. Opu�ci�
bezw�adnie macki i wpatrywa� si� t�po w najwi�kszy wy�wietlacz, ukazuj�cy cel
ich zadania. Jego tu��w oklap�, jakby kto� wyssa� z niego wn�trzno�ci. Zaci��
si� na ostatnim �O!� i powtarza� je w k�ko niczym zepsuty automat.
- Nawet ultra-czu�e przyrz�dy nie b�d� w stanie niczego zarejestrowa� �
stwierdzi� drwi�co Kr�ciak, w komiczny spos�b podrabiaj�c barw� g�osu Teniego.
Daleko w dole, zamar�a w przera�eniu planeta do�wiadcza�a w�a�nie apokalipsy w
pe�nej okaza�o�ci. W gigantyczn� wyrw�, si�gaj�c� chyba samych czelu�ci
piekielnych, wlewa� si� tysi�cmilow� kaskad� spieniony dziko ocean. Milcz�ca
otch�a� kosmosu poch�ania�a wszelkie odg�osy, jednak Tualanie wiedzieli, �e
w�ciek�y ryk rozp�dzonych mas wody musi przypomina� wstrz�saj�cy posadami �wiata
krzyk bog�w. Lodowata woda, w zetkni�ciu z obna�onymi wn�trzno�ciami planety, z
sykiem w�ciek�ego smoka zamienia�a si� w s�up wrz�cej pary, wznosz�cy si� ku
przestworzom na podobie�stwo d�wigaj�cego firmament filaru. Powierzchnia globu
dr�a�a, jakby trawi�a go