3734

Szczegóły
Tytuł 3734
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3734 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3734 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3734 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Honoriusz Balzac Eugenia Grandet Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 Istniej� w niekt�rych miastach prowincjonalnych domy, kt�rych widok rodzi melancholi�, podobn� tej, jak� budz� najpos�pniejsze klasztory, najbardziej jednostajne stepy lub najsmutniejsze ruiny. Mo�e jest w owych domostwach wraz i cisza klasztoru, i ug�r stepu, i szkielety ruin. �ycie i ruch s� tam tak spokojne, �e obcy m�g�by s�dzi�, i� domy te s� wr�cz niezamieszka�e, gdyby nie spotka� naraz bladego i zimnego spojrzenia nieruchomej istoty, kt�rej wp�mnisza twarz wychyli si� z okna na odg�os nieznajomych krok�w. Te znamiona melancholii posiada fizjonomia pewnego domu w Saumur1 na ko�cu stromej ulicy, kt�ra wiedzie przez g�rn� cz�� miasta do zamku. Ulica ta, dzi� ma�o ucz�szczana, gor�ca w lecie, zimna w zimie, miejscami ciemna, odznacza si� d�wi�czno�ci� drobnego bruku, zawsze czystego i suchego, ciasnot� swej kr�tej kolei, cisz� dom�w, kt�re nale�� do starego miasta i nad kt�rymi wznosz� si� wa�y. Budowle te, licz�ce trzy wieki, s� jeszcze mocne, mimo �e zbudowane z drzewa; a rozmaito�� ich kszta�t�w przydaje oryginalno�ci tej cz�ci Saumur w oczach antykwariuszy2 i artyst�w. Trudno, mijaj�c je, nie podziwia� olbrzymich belek, kt�rych rogi rze�bione s� w dziwaczne postacie i wie�cz� czarn� p�askorze�b� parter wi�kszo�ci tych domostw. Poprzeczne bale pokryte s� �upkiem i rysuj� si� b��kitn� lini� na w�t�ych �cianach takiego domu, zako�czonego dachem w kszta�t go��bnika, uginaj�cym si� od lat, o gontach przegni�ych i wygi�tych od s�o�ca i deszczu. Gzymsy u okien, zu�yte i sczernia�e, z zaledwie widocznymi delikatnymi rze�bami, wydaj� si� zbyt lekkie na ciemne gliniane doniczki, z kt�rych strzelaj� go�dziki albo r�e biednej robotnicy. Dalej wida� drzwi opatrzone olbrzymimi �wiekami, w kt�rych duch naszych przodk�w zakl�� domowe hieroglify, niemo�liwe do odcyfrowania. Jaki� protestant wypisa� tam swoje credo albo jaki� stronnik ligi3 przekl�� Henryka IV. Mo�e jaki� mieszczanin wyry� tam swoje parafia�skie godno�ci, chwa�� swego zapomnianego urz�du. Jest tam ca�a historia Francji. Obok jakiego� domu o �cianach obrzuconych tynkiem, na kt�rych rzemie�lnik uczci� swoj� grac� murarsk�, wznosi si� pa�ac szlachcica, gdzie na �uku kamiennej bramy wida� jeszcze �lad jego herbu, skruszonego rozmaitymi rewolucjami, kt�re od 1789 wstrz�sa�y krajem. Na tej ulicy mieszkania parterowe kupc�w to nie s� ani sklepy, ani magazyny; entuzjasta �redniowiecza odnalaz�by tam warsztat naszych ojc�w w ca�ej jego naiwnej prostocie. Te niskie sale, kt�re nie maj� ani szyldu, ani gablotki, ani witra�y, s� g��bokie, ciemne, bez �adnej zewn�trznej lub wewn�trznej ozdoby. Drzwi masywne s� grubo okute; g�rna ich cz�� otwiera si� do wewn�trz, dolna za�, uzbrojona dzwonkiem, jest w ustawicznym ruchu. Powietrze i �wiat�o dochodz� do tej wilgotnej nory albo g�r� drzwi, albo te� przestrzeni� mi�dzy sklepieniem, pod�og� i przymurkiem, gdzie umieszczone s� mocne okiennice, zdejmowane rano, zak�adane wiecz�r i opatrzone �elaznymi sztabami, kt�re si� przy�rubowuje. Przymurek ten s�u�y za wystaw� towaru. Tu nie ma �adnej szarlatanerii. Zale�nie od rodzaju handlu wystawa sk�ada si� z dw�ch szaflik�w pe�nych soli i sztokfisza, z paru zwoj�w �aglowego p��tna, lin, mosi�dzu wisz�cego u stropu, z obr�czy wzd�u� muru lub kilku sztuk sukna na p�kach. 1 S a u m u r � miasteczko nad Loar� w Andegawenii (Anjou), starej prowincji francuskiej, kt�rej g��wnym miastem jest wymienione dalej Angers. 2 A n t y k w a r i u s z � tu w znaczeniu: badacz staro�ytno�ci, historyk. 3 S t r o n n i k l i g i � nazw� ligi nosi�o w drugiej po�owie XVI w. stronnictwo katolickie, kt�remu przewodzi� r�d Gwizjusz�w; po �mierci znanego z historii Polski Henryka III Walezjusza usi�owa�o ono nie dopu�ci� do tronu jego nast�pcy, p�niejszego Henryka IV, kt�ry pocz�tkowo by� protestantem. 5 Skoro wejdziesz, dziewczyna czy�ciutka, tryskaj�ca m�odo�ci�, w bia�ej chusteczce, z czerwonymi r�kami, porzuca swoje druty, wo�a ojca lub matk�, kt�rzy przychodz� i obs�uguj� ci� wedle �yczenia, flegmatycznie, uprzejmie lub opryskliwie, zale�nie od swego charakteru, za dwa grosze lub za dwadzie�cia tysi�cy frank�w. Ujrzysz tam handlarza klepek, siedz�cego przed bram� i m�ynkuj�cego palcami w�r�d pogwarki z s�siadem. Na poz�r ma tylko deseczki do zabezpieczenia butelek i par� paczek �at; ale warsztat jego mieszcz�cy si� w porcie obs�uguje wszystkich bednarzy w ca�ym Anjou; wie co do jednej sztuki, ile mo�e by� potrzeba beczek, kiedy zbi�r jest dobry; promie� s�o�ca bogaci go, s�ota go rujnuje; w ci�gu jednego ranka beczki warte s� jedena�cie frank�w albo spadaj� do sze�ciu. W tych stronach, jak w Turenii4, zmiany atmosferyczne reguluj� �ycie handlowe. Winiarze, w�a�ciciele ziemscy, handlarze drzewa, ober�y�ci, marynarze, wszyscy wypatruj� promienia s�o�ca; k�ad�c si� wiecz�r spa� dr��, aby si� nie dowiedzieli rano, �e w nocy by� przymrozek; boj� si� deszczu, wiatru, suszy, pragn� wody, gor�ca, chmur na zawo�anie. Toczy si� nieustanny pojedynek mi�dzy niebem a ziemskimi interesami. Barometr zasmuca, rozchmurza, weseli na przemian fizjonomie. Z jednego ko�ca tej staro�ytnej ulicy na drugi s�owa: �Ale� mamy cudowny czas!� biegn� od bramy do bramy. I ka�dy odpowiada: ,,Pada deszcz, ale luidor�w5!� wiedz�c, ile mu ich przynosi promie� s�o�ca albo deszcz, gdy przyjdzie w por�. W sobot�, ko�o po�udnia, kiedy jest �adnie, nie dostaniesz ani za grosz towaru u tych dzielnych kupc�w. Ka�dy �pieszy do swej winnicy, do swej zagrody i sp�dza dwa dni na wsi. Tam � skoro wszystko jest przewidziane: kupno, sprzeda�, zysk � kupcy mog� dziesi�� godzin dziennie obr�ci� na wywczasy, na obserwacje, plotki, szpiegowanie si� wzajemne. Gospodyni nie kupi kuropatwy, aby s�siedzi nie spytali m�a, czy by�a dobrze upieczona. M�oda dziewczyna nie wystawi g�owy oknem, aby jej nie widzia�y wszystkie pr�nuj�ce grupy. Sumienia s� tam przejrzyste, tak samo jak nie maj� tajemnic te niedost�pne, czarne i milcz�ce domy. �ycie sp�ywa przewa�nie na powietrzu; ka�da rodzina siada przed bram�, tam �niada, tam jada, tam si� k��ci. Nie przejdzie ulic� nikt, aby mu si� nie przyjrzano. Tote� niegdy�, kiedy obcy przybywa� do miasta na prowincji, drwiono ze� od bramy do bramy. St�d trefne powiastki, st�d przydomek kpiarzy, dawany mieszka�com Angers, mistrzom w obracaniu j�zykiem. Dawne pa�ace starego miasta zajmuj� g�rn� cz�� tej ulicy, niegdy� zamieszka�ej przez okoliczn� szlacht�. Smutny dom, w kt�rym spe�ni�y si� wypadki tego opowiadania, by� w�a�nie jednym z takich mieszka�, czcigodnych zabytk�w epoki, gdy ludzi i rzeczy cechowa� �w charakter prostoty, kt�r� francuskie obyczaje trac� z ka�dym dniem. Id�c zakr�tami tej malowniczej drogi, kt�rej ka�dy zau�ek budzi wspomnienia i kt�rej og�lne wra�enie pogr��a w zadumie, spostrzegasz do�� ciemne zag��bienie, w kt�rym ukryta jest brama domu nale��cego do pana Grandet. Niepodobna oceni� d�wi�ku tych s��w, o ile si� nie zna �yciorysu pana Grandet. Pan Grandet za�ywa� w Saumur reputacji, kt�rej przyczyn i skutk�w nie zrozumiej� osoby obce obyczajom prowincji. Pan Grandet, jeszcze nazywany przez niekt�rych o j c i e c G r a n d e t (ale liczba tych starc�w mala�a z ka�dym dniem), by� w roku 1789 majstrem bednarskim bardzo dostatnim, umiej�cym pisa�, czyta� i rachowa�. Skoro Republika wystawi�a na sprzeda� w okr�gu Saumur dobra kleru, bednarz, w�wczas licz�cy czterdzie�ci lat, o�eni� si� by� w�a�nie z c�rk� bogatego handlarza desek. Grandet skupiwszy ca�� sw�- gotowizn� oraz posag �ony � razem dwa tysi�ce ludwik�w � uda� si� do powiatu, gdzie przy pomocy dwustu ludwik�w, ofiarowanych przez jego te�cia surowemu republikaninowi nadzoruj�cemu sprze- 4 T u r e n i a � jedna z naj�y�niejszych prowincji francuskich, granicz�ca od wschodu z Andegaweni�; g��wnym jej miastem jest Tours, po�o�one o 200 kilometr�w na p�d.-zach. od Pary�a. 5 L u i d o r � albo ludwik, z�ota moneta francuska, tak nazwana od wyt�aczanej na niej podobizny Ludwika XIII, za kt�rego czas�w (w. XVII) wesz�a w �ycie. 6 da� d�br narodowych, naby� za grosze � legalnie, je�eli nie uczciwie � najpi�kniejsze winnice w ca�ym okr�gu, stare opactwo i kilka folwark�w. Mieszka�cy Saumur nie byli zbyt rewolucyjni; tote� Grandet uchodzi� za cz�owieka �mia�ego, republikanina, patriot�, za umys� lgn�cy do nowych idei, podczas gdy bednarz lgn�� po prostu do winnicy. Mianowano go cz�onkiem zarz�du powiatu Saumur, a pokojowy jego wp�yw da� si� odczu� politycznie i handlowo. Politycznie � popiera� b y � � szlacht� i ca�� swoj� moc� przeszkodzi� sprzeda�y d�br emigrant�w; handlowo � dostarczy� armii republika�skiej tysi�c czy dwa tysi�ce beczek bia�ego wina i kaza� si� sp�aci� wspania�ymi ��kami nale��cymi do klasztoru �e�skiego, kt�ry mia� by� licytowany na ko�cu. Za konsulatu6 im� Grandet zosta� merem, zarz�dza� miastem roztropnie, sw� winnic� jeszcze lepiej; za cesarstwa zosta� p a n e m G r a n d e t. Napoleon nie lubi� republikan�w: zast�pi� pana Grandet, kt�ry mia� opini� eks-jakobina7, wielkim w�a�cicielem, szlachcicem, przysz�ym baronem cesarstwa. Pan Grandet po�egna� si� z honorami gminnymi bez �alu. Przeprowadzi� � w interesie miasta � znakomite drogi, kt�re wiod�y do jego posiad�o�ci. Jego dom i jego dobra, bardzo korzystnie oszacowane, p�aci�y umiarkowany podatek. Od czasu sklasyfikowania poszczeg�lnych folwark�w winnice Grandeta, dzi�ki tej nieustannej czujno�ci, sta�y si� c z o � e m okolicy: wyra�enie techniczne na oznaczenie szczep�w daj�cych najlepsze wino. M�g�by si� ubiega� o krzy� legii honorowej. Dzia�o si� to w roku 1806. Pan Grandet mia� w�wczas pi��dziesi�t siedem lat, a �ona jego oko�o trzydziestu sze�ciu. Jedyna ich c�rka, owoc ma��e�skiej mi�o�ci, mia�a lat dziesi��. Pan Grandet, kt�rego Opatrzno�� chcia�a z pewno�ci� pocieszy� po urz�dowej nie�asce, odziedziczy� kolejno w ci�gu tego roku najpierw po pani La Gaudini�re, z domu La Bertelli�re, matce pani Grandet; nast�pnie po starym panu La Berteli�re, ojcu nieboszczki, i jeszcze po pani Gentillet, babce macierzystej � trzy spadki, kt�rych suma nie by�a znana nikomu. Sk�pstwo tych trojga starc�w by�o tak wielkie, �e od dawna gromadzili pieni�dze po to, aby si� im przygl�da� potajemnie. Stary pan La Berteli�re nazywa� wszelk� lokat� marnotrawstwem, znajduj�c wi�ksze oprocentowanie w widoku z�ota ni� w lichwie. Saumur ocenia�o tedy sum� oszcz�dno�ci wedle dochodu z ziemi. Pan Grandet zyska� w�wczas nowy tytu� szlachectwa, kt�rego nasza mania r�wno�ci nie zatrze nigdy; sta� si� n a j w y � e j o p o d a t k o w a n y m w powiecie. Uprawia� sto morg�w winnicy, co mu dawa�o w urodzajnym roku siedemset do o�miuset beczek wina. Mia� trzyna�cie folwark�w, stare opactwo, gdzie przez oszcz�dno�� zamurowa� okna, �uki, witra�e, co je ocali�o od zniszczenia. Mia� sto dwadzie�cia siedem morg�w ��k, gdzie ros�o wzwy� i wszerz trzy tysi�ce topoli zasadzonych w roku 1793. Wreszcie dom, w kt�rym mieszka�, nale�a� do niego. Tak szacowano jego widzialny maj�tek. Co si� tyczy kapita��w, tylko dwie osoby mog�y z grubsza oceni� ich wysoko��: jedn� by� pan Cruchot, rejent trudni�cy si� lichwiarskimi lokatami pana Grandet, drug� pan des Grassins, najbogatszy bankier w Saumur, w kt�rego spekulacjach winiarz uczestniczy� do woli i potajemnie. Mimo �e stary Cruchot i des Grassins posiadali ow� g��bok� dyskrecj�, kt�r� rodzi na prowincji zaufanie i maj�tek, okazywali publicznie panu Grandet tyle szacunku, �e ludzie maj�cy zmys� spostrzegawczy mogli oceni� wysoko�� kapita��w eks-mera wedle uni�ono�ci, jakiej by� przedmiotem. Nie by�o w Saumur cz�owieka, kt�ry by nie by� przekonany, �e pan Grandet ma sw�j prywatny skarbczyk, schowek pe�en luidor�w, i �e kosztuje noc� niewymownych rozkoszy, jakie daje widok masy z�ota. Sk�pcy mieli niemal pewno�� tego, widz�c oczy starca, kt�rym � zdawa�oby si� � ��ty metal udzieli� swej barwy. Wzrok cz�owieka 6 K o n s u l a t � okres mi�dzy wielk� rewolucj� bur�uazyjn� a pierwszym cesarstwem, kiedy w�adz� uchwyci� w swoje r�ce Napoleon Bonaparte jako jeden z trzech konsul�w wybranych po zamachu 18 brumaire�a (9 listopada 1799 r.). 7 J a k o b i n � cz�onek najbardziej radykalnego ugrupowania politycznego w okresie wielkiej rewolucji bur�uazyjnej, kt�re w r. 1793 dosz�o do w�adzy, ale w nast�pnym roku uleg�o w walce z kontrrewolucyjn� bogat� bur�uazj�. 7 nawyk�ego wyciska� ze swoich kapita��w olbrzymi procent nabiera z czasem, jak wzrok rozpustnika, gracza lub dworaka, pewnych nieokre�lonych nawyk�w, drgnie� ukradkowych, chciwych, tajemniczych, kt�re nie uchodz� baczno�ci jego wsp�wyznawc�w. Ten tajemny j�zyk to jakby wolnomularstwo nami�tno�ci. Pan Grandet budzi tedy uni�ony szacunek, do jakiego mia� prawo cz�owiek, kt�ry nie by� winien nic nikomu nigdy; kt�ry, jako stary bednarz i stary winiarz, zgadywa� ze �cis�o�ci� astronoma, kiedy trzeba by�o przygotowa� na sw�j zbi�r tysi�c beczek, a kiedy tylko pi��set; kt�ry nie chybi� ani jednej spekulacji, zawsze mia� beczki na sprzeda� wtedy, kiedy beczka by�a warta wi�cej od spodziewanego zbioru, m�g� schowa� sw�j zbi�r do piwnicy i czeka� chwili, a� odda beczk� po dwie�cie frank�w, podczas gdy drobni w�a�ciciele dawali swoje po sto. Jego s�ynny zbi�r z roku 1811, przezornie zmagazynowany i sprzedawany powoli, przyni�s� mu przesz�o dwie�cie czterdzie�ci tysi�cy frank�w. M�wi�c j�zykiem finans�w, pan Grandet mia� co� z tygrysa i w�a-dusiciela; umia� si� po�o�y�, zwin��, przygl�da� d�ugo swej ofierze, skoczy� na ni�; nast�pnie otwiera� paszcz� swej sakiewki, wch�ania� porcj� talar�w i k�ad� si� spokojnie jak w��, kt�ry trawi, nieruchomy, zimny, metodyczny. Kiedy przechodzi�, nikt nie spojrza� bez uczucia podziwu, po��czonego z szacunkiem i strachem. Czy� ka�dy mieszkaniec Saumur nie czu� pazura jego stalowych szpon�w? Temu rejent Cruchot dostarczy� pieni�dzy na kupno ziemi, ale na jedena�cie od sta; innemu pan des Grassins przyj�� weksle, ale ze straszliwym dyskontem. Ma�o by�o dni, w kt�rych by nazwiska pana Grandet nie wymieniono czy to na rynku, czy te� wieczorem w�r�d rozmowy. Dla paru os�b maj�tek starego winiarza by� przedmiotem patriotycznej dumy. Tote� niejeden kupiec, niejeden ober�ysta m�wili do obcych z niejakim zadowoleniem: �Prosz� pana, mamy tutaj paru milioner�w; ale co si� tyczy pana Grandet, on sam nie zna cyfry swego maj�tku�. W roku 1816 naj wytrawniejsi rachmistrze w Saumur oceniali posiad�o�ci ziemskie starego blisko na cztery miliony; ale poniewa� przeci�tnie, od 1793 a� do 1817, musia� z nich wyciska� rocznie po sto tysi�cy frank�w, przypuszczalnie tedy posiada� w gotowi�nie sum� prawie r�wn� warto�ci maj�tku nieruchomego. Tote� kiedy po partyjce bostona lub po jakiej� pogwarce o winnicach rozmowa schodzi�a na pana Grandet, ludzie �wiadomi powiadali: �Stary Grandet?... Stary Grandet musi mie� pi�� do sze�ciu milion�w�. � �Jeste� pan m�drzejszy ode mnie, bo ja nigdy nie mog�em si� doliczy� cyfry� � odpowiada� na to Cruchot albo des Grassins pos�yszawszy te s�owa. Kiedy jaki pary�anin m�wi� o Rotszyldach8 albo o panu Laffitte9, mieszka�cy Saumur pytali, czy s� tak bogaci jak Grandet. Je�eli pary�anin rzuci� z lekcewa��cym u�miechem odpowied� twierdz�c�, spogl�dali po sobie potrz�saj�c z niedowierzaniem g�ow�. Tak znaczny maj�tek okrywa� z�otym p�aszczem wszystkie czynno�ci tego cz�owieka. Je�eli zrazu pewne w�a�ciwo�ci jego �ycia wystawia�y go na �mieszno�� i drwiny, z czasem �mieszno�ci i drwiny zu�y�y si�. W najmniejszych swoich post�pkach pan Grandet mia� za sob� niezachwiany autorytet. Jego s�owa, ubranie, gesty, zmru�enie oka by�y prawem dla okolicy, gdzie ka�dy, wystudiowawszy go tak, jak przyrodnik studiuje dzia�anie instynktu u zwierz�t, m�g� pozna� g��bok� i niem� m�dro�� jego najl�ejszego ruchu. �Zima b�dzie ostra � powiadano � stary Grandet w�o�y� futrzane r�kawiczki; trzeba zbiera�. � �Stary Grandet kupuje du�o klepek; b�dzie wino tego roku�. Pan Grandet nie kupowa� nigdy mi�sa ani chleba. Dzier�awcy jego przynosili mu co tydzie� zapas kap�on�w, kur, jaj, mas�a i zbo�a. Mia� m�yn, kt�rego lokator musia�, jako dodatek do czynszu, wzi�� od niego pewn� ilo�� zbo�a, a odda� mu otr�by i m�k�. W i e l k a N a n o n, jego jedyna s�u��ca, mimo �e ju� niem�oda, piek�a sama w sobot� chleb dla domu. Pan 8 R o t s z y l d o w i e � szeroko rozga��ziona rodzina bankier�w, odgrywaj�ca ogromn� rol� w �yciu finansowym Europy XIX w. 9 L a f f i t t e (Jakub) � bankier francuski, jeden z przyw�dc�w opozycji przeciw Burbonom w okresie poprzedzaj�cym rewolucj� lipcow�; za Ludwika Filipa by� premierem i ministrem skarbu. 8 Grandet u�o�y� si� ze straganiarzami, swymi lokatorami, kt�rzy mu dostarczali jarzyn. Co do owoc�w, zbiera� ich tyle, �e znaczn� cz�� kaza� sprzedawa� na targu. Drzewo na opa� wycina� u siebie albo te� bra� ze starych, na wp� zgni�ych zaro�li na skraju swoich p�l; dzier�awcy zwozili mu je do miasta, sk�adali przez uprzejmo�� do drewutni i zadowalali si� podzi�kowaniem. Jedyne jego znane wydatki to by� �wi�cony op�atek, ubranie �ony i c�rki, i op�ata za ich miejsce w ko�ciele, �wiat�o, zas�ugi Wielkiej Nanon, bielenie rondli, podatki, naprawa budynk�w i koszty uprawy. Mia� sze�� morg�w �wie�o nabytego lasu, kt�rego stra� poruczy� gajowemu s�siada, przyrzek�szy mu wynagrodzenie. Dopiero od czasu tego nabytku jada� dziczyzn�. Obej�cie tego cz�owieka by�o bardzo proste. M�wi� ma�o. Na og� wyra�a� swoje my�li za pomoc� sentencjonalnych, kr�tkich zda� wypowiadanych �agodnie. Od czasu rewolucji � epoki, w kt�rej �ci�gn�� na siebie uwag� � poczciwiec j�ka� si� w nu��cy spos�b, skoro tylko mia� d�u�ej m�wi� lub podtrzymywa� jak�� dyskusj�. To j�kanie si�, m�tno�� wys�owienia, obfito�� s��w, w kt�rych topi� swoj� my�l, jego pozorny brak logiki, przypisywany brakowi wykszta�cenia, by�y udane i znajd� dostateczne wyt�umaczenie w toku tej opowie�ci. Poza tym cztery zdania, �cis�e niby formu�y algebraiczne, s�u�y�y mu zazwyczaj do obj�cia i rozwi�zania wszystkich �yciowych i handlowych trudno�ci: �nie wiem�, �nie mog�, �nie chc�, �zobaczymy�. Nie powiada� nigdy ani t a k, ani n i e i nie pisa�. Kiedy kto� do niego m�wi�, s�ucha� spokojnie, trzymaj�c podbr�dek w prawej r�ce, a �okie� prawej r�ki opieraj�c na lewej d�oni i wyrabia� sobie w ka�dej rzeczy zdanie, od kt�rego ju� nie odst�powa�. D�ugo rozwa�a� najmniejsz� transakcj�. Kiedy po fachowej rozmowie przeciwnik wydawa� mu sekret swoich plan�w my�l�c, �e go ma w r�ku, odpowiada�: �Nie mog� nic postanowi� nie poradziwszy si� �ony�. �ona, kt�r� doprowadzi� do kompletnego helotyzmu10, by�a w interesach jego najwygodniejszym parawanem. Nigdy nie bywa� u nikogo ani nie przyjmowa� zaprosze�, ani nie zaprasza� na obiad; nie robi� nigdy ha�asu, zdawa�o si�, �e oszcz�dza wszystko, nawet ruch. Nie niszczy� nic u innych przez szacunek dla w�asno�ci. Jednak�e mimo �agodno�ci g�osu, mimo umiarkowanego obej�cia mowa i obyczaje bednarza zdradza�y dobitnie jego charakter, zw�aszcza w domu, gdzie si� mniej kr�powa�. Pod wzgl�dem fizycznym Grandet liczy� pi�� st�p wzrostu, kr�py, barczysty, z �ydkami maj�cymi dwana�cie cali obwodu; przeguby grube, szerokie ramiona, twarz okr�g�a i smag�a, ospowata, podbr�dek g�adki, wargi w�skie, z�by bia�e. Oczy mia�y �w spokojny i drapie�ny wyraz, jaki lud przypisuje bazyliszkowi; czo�o zmarszczone poprzecznie, posiada�o charakterystyczne guzy; ��tawe i siwiej�ce w�osy po�yskiwa�y srebrem i z�otem, jak powiadali m�odzi ludzie, kt�rzy jeszcze nie znali donios�o�ci �artu z pana Grandet. Nos, gruby na ko�cu, d�wiga� �ylast� naro�l, o kt�rej nie bez racji powiadano, �e w niej siedzi chytro�� starego. Fizys ta zdradza�a niebezpieczny spryt, ch�odn� uczciwo��, egoizm cz�owieka nawyk�ego skupia� swoje uczucia w rozkoszach sk�pstwa oraz w jedynej istocie, kt�ra by�a dla niego czym�: w c�rce Eugenii, wy��cznej jego spadkobierczyni. Zachowanie, wzi�cie, ch�d, wszystko �wiadczy�o w nim zreszt� o owej wierze w siebie, kt�r� daje nawyk ci�g�ego sukcesu. Tote� mimo i� na poz�r �atwy i mi�kki, pan Grandet mia� charakter ze stali. Zawsze ubrany by� jednako. Kto go widzia� dzi�, widzia� go takim, jakim by� od roku 1791: grube trzewiki zawi�zane na sk�rzane sznurowad�a, szorstkie we�niane po�czochy, kr�tkie spodnie z grubego brunatnego sukna ze srebrnymi sprz�czkami, aksamitna kamizelka w ��te i bia�e pr��ki zapi�ta na dwa rz�dy guzik�w, obszerny, br�zowy surdut z wielkimi po�ami, czarny krawat i kwakierski kapelusz. R�kawiczki, i�cie �andarmskie, trwa�y od dw�ch lat; aby ich nie bruka�, sk�ada� je na rondzie kapelusza metodycznym gestem. Poza tym Saumur nie wiedzia�o nic wi�cej o tej osobisto�ci. 10 H e l o t y z m � niewola tak uci��liwa i bezwzgl�dna, jak ta, kt�r� cierpieli heloci, niewolnicy w staro�ytnej Sparcie. 9 Jedynie sze�ciu mieszka�c�w mia�o wst�p do tego domu. Najznaczniejszym z trzech pierwszych by� bratanek pana Cruchot. Od czasu swej nominacji na prezydenta trybuna�u pierwszej instancji w Saumur m�ody ten cz�owiek przyda� do zwyk�ego Cruchot szlachetniejsze de Bonfons i sili� si� da� drugiemu nazwisku pierwsze�stwo. Podpisywa� si� ju� C. de Bonfons. S t r o n a na tyle niezr�czna, aby go nazwa� panem Cruchot, spostrzega�a si� rych�o na audiencji o swej niezr�czno�ci. S�dzia popiera� tych, kt�rzy go nazywali panem prezydentem, ale najwdzi�czniejszym ze swoich u�miech�w nagradza� pochlebc�w, kt�rzy go tytu�owali panem de Bonfons. Pan prezydent liczy� sobie trzydzie�ci trzy lata, posiada� dobra de Bonfons (Boni Fontis11) daj�ce siedem tysi�cy rocznie, czeka� na spadek po stryju rejencie i po stryju ksi�dzu Cruchot, kanoniku kapitu�y �wi�tego Marcina w Tours, kt�rych obu uwa�ano za ludzi do�� bogatych. Ci trzej Cruchot, wspierani znaczn� ilo�ci� krewniak�w, spowinowaceni z dwudziestoma rodzinami w mie�cie, tworzyli stronnictwo jak Medyceusze12 niegdy� we Florencji; i jak Medyceusze, Cruchotowie mieli swoich Pazzi13. Pani des Grassins, matka syna dwudziestotrzechletniego, przychodzi�a bardzo pilnie na partyjk� do pani Grandet spodziewaj�c si� o�eni� swego kochanego Adolfa z pann� Eugeni�. Pan des Grassins, bankier, popiera� energicznie zabiegi �ony, oddaj�c tajemne us�ugi staremu sk�pcowi i zawsze przybywaj�c w por� na pole bitwy. Tych troje des Grassins mia�o r�wnie� swoich stronnik�w, swoich krewniak�w, swoich wiernych aliant�w. Ze strony Cruchot�w ksi�dz, Talleyrand14 tej rodziny, skutecznie wspierany przez brata swego, rejenta, walczy� o ka�d� pi�d� ziemi z bankierow� i sili� si� zapewni� bogaty maria� swemu bratankowi. Ta podziemna walka mi�dzy Cruchotami a des Grassins, kt�rej cen� by�a r�ka Eugenii, nami�tnie zajmowa�a rozmaite ko�a miasta Saumur. Czy panna Grandet wyjdzie za prezydenta, czy za pana Adolfa des Grassins? Na pytanie jedni odpowiadali, �e pan Grandet nie da c�rki ani jednemu, ani drugiemu. Eks-bednarz, �arty ambicj�, szuka � powiadano � za zi�cia jakiego� para Francji, kt�remu trzysta tysi�cy frank�w renty pozwol� prze�kn�� wszystkie przesz�e, obecne i przysz�e beczki Grandet�w. Inni odpowiadali, �e pa�stwo des Grassins s� szlacht�, �e s� bardzo bogaci, �e pan Adolf jest �adny ch�opiec i �e o ile si� nie ma na widoku jakiego siostrze�ca samego papie�a, zwi�zek tak poczesny winien zadowoli� ludzi wyros�ych z niczego, cz�owieka, kt�rego ca�e Saumur widzia�o z heblem w r�ku i kt�ry w dodatku nosi� czerwon� jakobi�sk� czapk�15. Najrozs�dniejsi robili uwag�, �e pan Cruchot de Bonfons ma wst�p do domu o ka�dej porze, gdy jego rywal bywa tam tylko w niedziel�. Jedni twierdzili, �e pani des Grassins, jako bardziej za�y�a z paniami Grandet ni� Cruchotowie, mo�e im zaszczepi� pewne pogl�dy, kt�re pr�dzej czy p�niej wydadz� po��dane owoce, na co drudzy odpowiadali, �e ksi�dz Cruchot jest cz�owiekiem niezmiernie zr�cznym i �e � z jednej strony kobieta, z drugiej ksi�dz � partia jest r�wna. �Maj� po partii� � powiada� dowcipni� z Saumur. Natomiast starzy i wytrawni saumurczycy twierdzili, �e Grandetowie s� zbyt szczwani, aby wypu�ci� maj�tek z rodziny, i �e panna Grandet z Saumur wyjdzie za syna pana Grandet z Pary�a, bogatego grosisty win, na co cruchoty�ci i grassyni�ci odpowiadali: �Po pierwsze, bracia nie widzieli si� ani dw�ch razy w ci�gu trzydziestu lat. Po wt�re, pan Grandet z Pary�a ma wielkie pretensje dla swego syna. Jest merem okr�gu, pos�em, pu�kownikiem 11 B o n i F o n t i s (�ac.) dope�niacz od B o u n s Fo n t i s, �dobre �r�d�o�. 12 M e d y c e u s z e � patrycjuszowska rodzina florencka, kt�ra w XV i XVI w. kierowa�a �yciem politycznym i kulturalnym Florencji. 13 P a z z i � rywale Medyceusz�w; jeden z Pazzich zorganizowa� pod koniec XV w. nieudany spisek, maj�cy na celu wydarcie w�adzy nad Florencj� z r�k Wawrzy�ca Medyceusza. 14 T a l l e y r a n d (Karol Maurycy) � przed rewolucj� 1789 r. biskup, p�niej dzia�acz polityczny i dyplomata; zr�czny i pozbawiony wszelkich skrupu��w, potrafi� zaskarbi� sobie kolejno wzgl�dy Napoleona I, Burbon�w i Ludwika Filipa. 15 C z e r w o n a j a k o b i � s k a c z a p k a � symboliczne nakrycie g�owy jakobin�w, wzorowane na czapkach, jakie w staro�ytno�ci nosili wyzwoleni niewolnicy. 10 gwardii narodowej, s�dzi� trybuna�u handlowego, nie chce zna� Grandet�w z Saumur i ma nadziej� skojarzy� si� z jakimi� napoleo�skimi ksi���tami�. Czeg� nie opowiadano o m�odej herytierze16, o kt�rej m�wiono na dwadzie�cia mil woko�o, nawet w dyli�ansach publicznych mi�dzy Angers a Blois? Z pocz�tkiem roku 1818 cruchoty�ci odnie�li widoczn� przewag� nad grassynistami. M�ody margrabia de Froidfond, zmuszony realizowa� swoje kapita�y, wystawi� na sprzeda� maj�tek Froidfond, s�ynny ze swego parku, wraz ze wspania�ym zamkiem, folwarkami, rzekami, stawami, lasami, warto�ci trzech milion�w. Rejent Cruchot, prezydent Cruchot, ksi�dz Cruchot, wspierani przez swoich poplecznik�w, umieli zapobiec parcelacji. Rejent dobi� z m�odym cz�owiekiem cudownego targu, wmawiaj�c we�, �e b�dzie mia� mas� spraw s�dowych z nabywcami, zanim zrealizuje cen� parcel; lepiej sprzeda� ca�o�� panu Grandet, cz�owiekowi odpowiedzialnemu, mog�cemu zreszt� wyp�aci� si� w gotowi�nie. Pi�kne margrabstwo de Froidfond trafi�o do prze�yku pana Grandet, kt�ry, ku wielkiemu zdumieniu Saumur, wy�o�y� sam ca�� sum�, po potr�ceniu dyskonta i za�atwieniu formalno�ci. Interes ten mia� rozg�os a� do Nantes i Orleanu. Pan Grandet odwiedzi� sw�j zamek przysiad�szy si� na w�zek, kt�ry tam wraca�. Rzuciwszy na sw� posiad�o�� okiem w�a�ciciela, wr�ci� do Saumur, pewien, �e ulokowa� swoje kapita�y na pi�� procent, i przej�ty wspania�� my�l� zaokr�glenia margrabstwa Froidfond przez po��czenie z nim wszystkich swoich posiad�o�ci. Potem, aby na nowo nape�ni� sw�j skarbiec niemal pr�ny, postanowi� wyci�� w pie� swoje lasy i spieni�y� topole na ��kach. �atwo teraz zrozumie� pe�ne znaczenie tego s�owa: d o m p a n a G r a n d e t; ten dom szary, zimny, milcz�cy, po�o�ony w g�rze miasta i zas�oniony ruinami wa��w fortecznych. Dwa filary i sklepienie tworz�ce o�cie� bramy by�y, jak i dom, z tufu, bia�ego kamienia w�a�ciwego brzegom Loary, a tak mi�kkiego, �e przeci�tnie jego trwanie nie przekracza dwustu lat. Nier�wne i liczne dziury, kt�re dzia�anie klimatu wy��obi�o dziwacznie, dawa�y �ukowi i s�upom bramy wygl�d �limakowatych kamieni architektury francuskiej i niejakie podobie�stwo z przedsionkiem wi�ziennym. Nad �ukiem znajdowa�a si� d�uga p�askorze�ba z twardego kamienia, przedstawiaj�ca cztery pory roku, postacie z�arte ju� i sczernia�e. Nad t� p�askorze�b� wystawa�a plinta17, na kt�rej buja�a przygodna ro�linno��: ��te pomurniki, powoje, babka i ma�a wi�nia, ju� dosy� wysoka. Masywna d�bowa brama, brunatna, wysch�a, pop�kana, w�t�a na poz�r, by�a wzmocniona systemem spoje� tworz�cych symetryczne desenie. Kwadratowe okienko, zakratowane, ma�e, ale z pr�tami g�stymi i czerwonymi od rdzy, zajmowa�o �rodek drzwi i s�u�y�o, aby tak rzec, za punkt oparcia dla m�otka, kt�ry by� do niego przywi�zany �a�cuszkiem i kt�rym uderza�o si� w wyszczerzon� g��wk� du�ego gwo�dzia. Ten pod�ugowaty m�otek podobny by� do wielkiego wykrzyknika: badaj�c go uwa�nie antykwariusz odnalaz�by niejakie �lady pociesznej twarzy, kt�r� przedstawia� niegdy�, a kt�r� zatar�o d�ugie u�ycie. Przez to okienko, przeznaczone do rozpoznawania swoich w czasie wojen domowych, ciekawi mogli spostrzec w g��bi ciemnej i zielonkawej sieni kilka zu�ytych stopni, kt�rymi wchodzi�o si� do ogrodu okolonego malowniczo murem grubym, wilgotnym, pe�nym szczelin i mizernych p�d�w: Mur ten nale�a� do wa��w, na kt�rych wznosi�y si� ogrody paru s�siednich domostw. Na parterze najznaczniejsz� ubikacj� by�a sala, do kt�rej wej�cie prowadzi�o wprost z bramy. Ma�o kto zna rol� s a l i w miasteczkach Andegawenii, Turenii i Berry. Jest to zarazem przedpok�j, salon, gabinet, buduar i jadalnia; sala jest teatrem �ycia domowego, wsp�lnym ogniskiem. Tam balwierz z s�siedztwa przychodzi� dwa razy na rok ostrzyc w�osy panu Grandet; tam wchodzili dzier�awcy, proboszcz, podprefekt, m�ynarczyk. Pok�j ten, kt�rego dwa okna wychodzi�y na ulic�, mia� pod�og� z tarcic; szare �ciany ze staro�wieckimi gzym- 16 H e r y t i e r a (z fr.) � spadkobierczyni. 17 P l i n t a � tu nie w zwyk�ym znaczeniu graniastej podstawy kolumny, lecz prostok�tnej p�yty, stanowi�cej cz�� gzymsu. 11 sami ca�e by�y wy�o�one drzewem; sufit tworzy�y bale, r�wnie� malowane szaro, odst�py za� mi�dzy nimi wypchane by�y po��k�ymi paku�ami. Stary mosi�ny zegar, inkrustowany szylkretem, zdobi� kominek z bia�ego, grubo rze�bionego kamienia; nad nim znajdowa�o si� zielonkawe lustro, kt�rego szlifowane brzegi odbija�y smug� �wiat�a wzd�u� gotyckiej stalowej ramy. Dwa miedziane z�ocone �wieczniki zdobi�ce rogi kominka mia�y podw�jne zastosowanie: kiedy si� zdj�o r�e, kt�re s�u�y�y im za profitki i kt�rych �odyga wyrasta�a z b��kitnego marmurowego postumentu zdobnego star� miedzi�, piedesta� ten tworzy� lichtarz na co dzie�. Dywanowe obicie staro�ytnych foteli przedstawia�o bajki La Fontaine'a, ale trzeba by�o wiedzie� o tym, aby odgadn�� tre��, tak kolory by�y wyblak�e, a twarze podziurawione naprawkami. W czterech rogach sali znajdowa�y si� kredensy uwie�czone brudnymi p�eczkami. Stary mozaikowy st� do gry, kt�rego wierzch tworzy� szachownic�, sta� mi�dzy oknami. Nad tym sto�em znajdowa� si� owalny barometr z czarn� obw�dk� i listewkami ze z�oconego drzewa, na kt�rym muchy igra�y tak swobodnie, �e z�ocenie sta�o si� mitem. Na wprost kominka dwa pastelowe portrety mia�y przedstawia� dziadka pani Grandet, starego pana La Berteli�re, jako porucznika gwardii francuskiej, oraz nieboszczk� pani� Gentillet jako pasterk�. Okna by�y zdobne czerwonymi firankami, podpi�tymi jedwabnym sznurem zako�czonym chwastami. Zbytkowna ta dekoracja, tak ma�o harmonizuj�ca z obyczajem Grandet�w, nabyta by�a wraz z domem, tak samo jak tremo, zegar, wy�cie�ane meble i kredensy z r�anego drzewa. We framudze okna bli�ej drzwi sta�o trzcinowe krzes�o, kt�rego nogi wspiera�y si� na podstawkach, aby podnie�� pani� Grandet na wysoko��, z kt�rej mog�a obserwowa� przechodni�w. Wype�z�y wi�niowy stolik do roboty wype�nia� framug�, a krzese�ko Eugenii by�o tu� obok. Od pi�tnastu lat wszystkie dni matki i c�rki sp�ywa�y spokojnie w tym miejscu w ustawicznej pracy, od kwietnia do listopada. Pierwszego listopada mog�y si� przenie�� na le�e zimowe do kominka. W ten dzie� dopiero Grandet pozwala�, aby zapalono ogie�, kt�ry kaza� gasi� trzydziestego pierwszego marca, nie zwa�aj�c na pierwsze ch�ody wiosny ani jesieni. Ogrzewaczka nape�niona �arem przynoszonym z kuchni, kt�ry przemyca�a im sprytnie Nanon, pomaga�a paniom Grandet przetrwa� najch�odniejsze ranki i wieczory w kwietniu i pa�dzierniku. Obie panie mia�y staranie o ca�� bielizn� domow� i wype�nia�y tak skrz�tnie swoje dni t� �mudn� prac�, �e kiedy Eugenia chcia�a wyhaftowa� ko�nierzyk dla matki, musia�a okrada� czas z godzin snu, oszukuj�c ojca, aby zdoby� �wiat�o. Od dawna sk�piec wydziela� �wiece �ojowe c�rce i Nanon, tak jak wydziela� co rano chleb i prowiant potrzebny na dzienne potrzeby. Wielka Nanon by�a mo�e jedyn� istot� ludzk� zdoln� pogodzi� si� z despotyzmem swego pana. Ca�e miasto zazdro�ci�o jej pa�stwu Grandet. Wielka Nanon, tak nazwana z powodu swego grenadierskiego wzrostu, s�u�y�a u Grandeta od trzydziestu pi�ciu lat. Mimo �e bra�a tylko sze��dziesi�t funt�w18 zas�ug, uchodzi�a za jedn� z najbogatszych s�u��cych w Saumur. Te sze��dziesi�t funt�w sk�adane od trzydziestu pi�ciu lat pozwoli�y jej �wie�o umie�ci� cztery tysi�ce funt�w na do�ywocie u rejenta Cruchot. Ten owoc d�ugiej i wytrwa�ej oszcz�dno�ci Nanon zdawa� si� olbrzymi. Ka�da s�u��ca, wiedz�c, �e biedna sze��dziesi�cioletnia kobieta ma chleb na staro��, zazdro�ci�a jej nie my�l�c o ci�kiej niewoli, w jakiej go zdoby�a. Maj�c dwadzie�cia dwa lata biedna dziewczyna nie mog�a znale�� miejsca, tak fizjonomia jej zdawa�a si� odra�aj�ca. Wra�enie to by�o z pewno�ci� niesprawiedliwe; fizys jej spotka�aby si� niechybnie z pe�nym uznaniem na ramionach grenadiera gwardii, ale we wszystkim trzeba, jak powiadaj�, proporcji. Zmuszona opu�ci� spalony folwark, gdzie pasa�a krowy, przyby�a do Saumur, aby szuka� s�u�by, o�ywiona zapa�em, kt�ry nie l�ka si� niczego. 18 F u n t � albo l i w r, dawna moneta odpowiadaj�ca warto�ci funta srebra; p�niej � w potocznym u�yciu, gdy wymieniano wysoko�� czyich� dochod�w � tyle co frank. 12 Stary Grandet zamierza� w�wczas si� �eni� i zak�ada� gospodarstwo. Ta wzgardzona dziewczyna zwr�ci�a jego uwag�. Znaj�c si�, jako bednarz, na sile fizycznej, wyczu� korzy�ci, jakie b�dzie m�g� wyci�gn�� z �e�skiej istoty o herkulesowej budowie, wspartej na nogach niby sze��dziesi�cioletni d�b na korzeniach, silnej w sobie, barczystej, z r�kami drwala i uczciwo�ci� r�wnie krzepk�, jak jej cnota. Ani brodawki stroj�ce t� marsow� fizys, ani ceglasta cera, ani �ylaste ramiona, ani �achmany Nanon nie przestraszy�y bednarza, b�d�cego jeszcze w wieku, w kt�rym serce dost�pne jest wzruszeniu. Odzia� j�, obu�, odkarmi�, da� jej pensj� i zatrudni� j�, nie zn�caj�c si� nad ni� zbytnio. Znalaz�szy takie przyj�cie Nanon p�aka�a potajemnie z rado�ci i przywi�za�a si� szczerze do bednarza, kt�ry zreszt� wyzyskiwa� j� i�cie feudalnie. Nanon robi�a wszystko: gotowa�a, piek�a chleb, bielizn� wy�ugowan� p�uka�a w rzece, odnosi�a j� na plecach, wstawa�a o �wicie, k�ad�a si� p�no, dawa�a je�� robotnikom w porze winobrania, dozorowa�a ich, p�ki nie zerwali ostatniego grona; broni�a jak wierny pies dobra swego pana; wreszcie, �ywi�c do� zaufanie, poddawa�a si� bez szemrania jego najdzikszym kaprysom. W s�awnym roku 1811, kiedy winobranie by�o niezmiernie pracowite, Grandet zdecydowa� si�, po dwudziestu latach s�u�by, da� Nanon sw�j stary zegarek; jedyny prezent, jaki kiedy otrzyma�a od niego. Mimo �e jej dawa� swoje stare buty (dobre by�y na ni�!) niepodobna uwa�a� kwartalnej darowizny but�w Grandeta za prezent: zanadto by�y zu�yte. Potrzeba uczyni�a t� biedn� dziewczyn� tak sk�p�, �e w ko�cu Grandet polubi� j� niby psa, a Nanon pozwoli�a sobie w�o�y� na szyj� obro�� opatrzon� kolcami, kt�re jej ju� nie k�u�y. Mimo i� Grandet kraja� chleb zbyt oszcz�dnie, nie skar�y�a si� na to; weso�o uczestniczy�a w higienicznych korzy�ciach, jakie dawa� surowy obyczaj domu, gdzie nikt nigdy nie chorowa�. Przy tym Nanon nale�a�a do rodziny: �mia�a si�, kiedy si� �mia� Grandet, smuci�a si�, marz�a, grza�a si�, pracowa�a z nim razem. Ile� s�odkich pociech mie�ci si� w tej r�wno�ci! Nigdy pan nie wymawia� s�u��cej winnego grona ani �liwek lub brzoskwi� znalezionych pod drzewem. ,,Pojedz sobie, Nanon� � powiada� w latach, w kt�rych ga��zie ugina�y si� pod owocami, tak �e dzier�awcy musieli nimi karmi� �winie. Dla wiejskiej dziewczyny, kt�ra za m�odu zazna�a tylko z�ego traktowania, dla biedoty przygarni�tej przez lito�� � dwuznaczny �miech starego Grandet by� prawdziwym promieniem s�o�ca. Zreszt� proste serce i ciasna g�owa Nanon zdolne by�y pomie�ci� tylko jedno uczucie i jedn� my�l. Od trzydziestu pi�ciu lat wci�� widzia�a sam� siebie zjawiaj�c� si� pod warsztatem ojca Grandet, boso, w �achmanach, i wci�� s�ysza�a bednarza, jak jej m�wi: � Czego chcesz, serde�ko? I wdzi�czno�� jej by�a ci�gle m�oda. Niekiedy Grandet, my�l�c o tym, �e biedna istota nigdy nie s�ysza�a najmniejszego pochlebnego s��wka, �e nie zna �adnego ze s�odkich uczu�, jakie budzi kobieta, i �e b�dzie mog�a stan�� kiedy� przed obliczem Boga czysta jak sama Naj�wi�tsza Panienka, Grandet, zdj�ty lito�ci�, powiada� patrz�c na ni�: � Poczciwa ta biedna Nanon! Wykrzyknikowi jego zawsze towarzyszy�o nieopisane spojrzenie, jakim mu odpowiada�a stara s�u��ca. S�owa te, powtarzane od czasu do czasu, tworzy�y od dawna �a�cuch nieprzerwanej przyja�ni, kt�rej ka�dy taki wykrzyknik przydawa� jedno ogniwo. Ta lito��, kryj�ca si� w sercu Grandeta i brana za dobr� monet� przez leciw� dziewczyn�, mia�a w sobie co� okropnego. Ta okrutna lito�� sk�pca, kt�ra rodzi�a tysi�c rozkoszy w sercu starego bednarza, by�a dla Nanon jej porcj� szcz�cia. Kt� nie powt�rzy: �Biedna Nanon!� B�g pozna swoich anio��w po drgnieniach g�osu i po ich tajemnych �alach. By�o w Saumur wiele dom�w, gdzie s�u��ce lepiej traktowano, a gdzie mimo to pa�stwo nie mieli �adnej satysfakcji. Tote� pytano powszechnie: 13 � Co oni robi�, ci Grandet, �e Nanon taka jest do nich przywi�zana? Posz�aby za nich w ogie�! Kuchnia jej, kt�rej zakratowane okna wychodzi�y na podw�rze, by�a zawsze czysta, zamieciona, zimna, prawdziwa kuchnia sk�pca, gdzie nic si� nie marnowa�o. Kiedy Nanon pomy�a talerze i statki, kiedy schowa�a resztki obiadu, zgasi�a ogie�, w�wczas opuszcza�a kuchni�, oddzielon� sieni� od jadalni, i sz�a do mieszkania przysi��� przy pa�stwu. Jedna ��j�wka starcza�a na wiecz�r dla ca�ej rodziny. S�u��ca sypia�a w g��bi sieni, w ciupce o�wietlonej ma�ym okienkiem. T�gie zdrowie pozwala�o jej bezkarnie mieszka� w tej norze, sk�d mog�a s�ysze� najl�ejszy ha�as, dzi�ki ciszy panuj�cej w dzie� i w nocy. Jak brytan pilnuj�cy domu, musia�a spa� tylko na jedno ucho i odpoczywa� czuwaj�c. Opis innych cz�ci mieszkania wi��e si� z wydarzeniami tej opowie�ci; zreszt� opis tej sali, w kt�rej odbija� si� ca�y przepych domu, mo�e da� zawczasu obraz n�dzy wy�szych pi�ter. W roku 1819, w po�owie listopada, z zapadni�ciem wieczora Wielka Nanon zapali�a pierwszy raz ogie�. Jesie� by�a bardzo pi�kna. �w dzie� by� to dzie� uroczysty, dobrze znany cruchotystom i grassynistom. Tote� sze�cioro przeciwnik�w gotowa�o si� wyruszy� w pe�nym rynsztunku, aby si� spotka� w sali i prze�ciga� si� na dowody przyja�ni. Rano ca�e Saumur widzia�o pani� i pann� Grandet w towarzystwie Nanon, jak udawa�y si� do parafialnego ko�cio�a na msz�; ka�dy przypomina� sobie, �e to jest dzie� urodzin panny Eugenii, tote� obliczaj�c por�, o kt�rej obiad si� ko�czy�, rejent Cruchot, ksi�dz Cruchot i pan C. de Bonfons wyprzedzili pa�stwa des Grassins z powinszowaniami. Wszyscy trzej przynie�li olbrzymie bukiety, zerwane w swoich ma�ych cieplarniach. Nasada bukietu, kt�ry mia� wr�czy� prezydent, by�a pi�knie zawini�ta w bia�� at�asow� wst��k� ze z�otymi fr�dzlami. Rano pan Grandet � wedle zwyczaju obowi�zuj�cego w pami�tne dni imienin i urodzin Eugenii � zachodzi� do niej, gdy by�a jeszcze w ��ku, i wr�cza� jej uroczy�cie sw�j ojcowski upominek, sk�adaj�cy si� od trzynastu lat, z rzadkiej sztuki z�ota. Pani Grandet dawa�a c�rce sukni� letni� lub zimow�, wedle okoliczno�ci. Te dwie suknie oraz sztuki z�ota, kt�re dostawa�a na Nowy Rok i w dzie� imienin ojca, stanowi�y dochodzik si�gaj�cy jakich stu talar�w, na kt�rego wzrost Grandet patrza� z przyjemno�ci�. Czy� to nie znaczy�o przelewa� swoje pieni�dze z jednej kieszeni do drugiej i zaprawia� niejako do sk�pstwa swoj� spadkobierczyni�, kt�rej kaza� czasem zdawa� sobie spraw� z jej skarbu, niegdy� pomna�anego przez pa�stwa La Berteli�re, powiadaj�c: � To b�dzie tw�j tuzin �lubny. T u z i n jest to staro�ytny obyczaj jeszcze przechowywany �wi�cie w niekt�rych okolicach w centrum Francji. W Berry, w Anjou, kiedy m�oda dziewczyna wychodzi za m��, rodzina jej lub rodzina m�a daje jej sakiewk�, w kt�rej znajduje si�, zale�nie od zamo�no�ci, dwana�cie sztuk albo dwana�cie tuzin�w sztuk, lub te� dwana�cie setek sztuk srebra albo z�ota. Najbiedniejsza pastuszka nie wysz�aby za m�� bez swego tuzina, cho�by si� mia� sk�ada� z groszak�w. Dzi� jeszcze m�wi� w Issoudun o jakim� tuzinie ofiarowanym bogatej dziedziczce, zawieraj�cym sto czterdzie�ci cztery z�ote portuga�y. Papie� Klemens VII, wuj Katarzyny Medycejskiej, wydaj�c j� za Henryka III, ofiarowa� jej dwa tuziny staro�ytnych medal�w z�otych ogromnej warto�ci. W czasie obiadu ojciec, rad, �e jego Eugenia jeszcze pi�kniejsza jest w nowej sukni, wykrzykn��: � Skoro dzi� urodziny Eugenii, zapalmy na kominku. To b�dzie dobra wr�ba. � Panienka z pewno�ci� wyjdzie za m�� w tym roku, ani chybi � rzek�a Wielka Nanon zabieraj�c resztki g�si, tego ba�anta bednarzy. 14 � Nie widz� dla niej partii w Saumur � odpar�a pani Grandet patrz�c na m�a nie�mia�ym wzrokiem, kt�ry � zwa�ywszy jej wiek � �wiadczy� o zupe�nej niewoli ma��e�skiej, w jakiej j�cza�a biedna kobieta. Grandet popatrzy� na c�rk� i wykrzykn�� weso�o: � Dziecina ma dzi� dwadzie�cia trzy lata; trzeba b�dzie nied�ugo si� ni� zaj��. Eugenia i matka wymieni�y porozumiewawcze spojrzenie. Pani Grandet by�a to kobieta chuda i sucha, ��ta jak cytryna, niezr�czna, powolna, jedna z tych kobiet, kt�re wydaj� si� stworzone na ofiary tyranii. Mia�a grube ko�ci, gruby nos, grube czo�o, wy�upiaste oczy i przedstawia�a na pierwszy rzut oka podobie�stwo z owymi zd�bia�ymi owocami, kt�re ju� nie maj� soku. Z�by mia�a czarne i rzadkie, twarz pomarszczon�, brod� w kszta�cie kalosza. By�a to przezacna kobieta, prawdziwa La Berteli�re. Ksi�dz Cruchot umia� od czasu do czasu powiedzie� jej, �e by�a za m�odu wcale niczego, i wierzy�a mu. Anielska s�odycz, rezygnacja owada dr�czonego przez dzieci, rzadka pobo�no��, nie zm�cona pogoda duszy, dobre serce zyskiwa�y jej powszechne wsp�czucie i szacunek. M�� nie dawa� jej nigdy wi�cej ni� sze�� frank�w naraz na drobne wydatki. Mimo �e �mieszna na poz�r, ta kobieta, kt�ra w posagu i w spadkach wnios�a Grandetowi wi�cej ni� trzysta tysi�cy frank�w, czu�a si� zawsze .tak bardzo upokorzona zale�no�ci� i niewol�, przeciw kt�rym �agodno�� jej nie pozwala�a si� buntowa�, �e nigdy nie poprosi�a ani o jeden grosz ani nie uczyni�a najmniejszej uwagi przy podpisywaniu akt�w, kt�re przedk�ada� jej rejent Cruchot. Ta niedorzeczna i skryta duma, to szlachectwo duszy wci�� ranionej i deptanej przez m�a g�rowa�y w post�powaniu tej kobiety. Pani Grandet nosi�a stale zielon� lewantynow� sukni�19, kt�r� przywyk�a k�a�� prawie ca�y rok, dalej du�� bia��, bawe�nian� chustk�, s�omkowy kapelusz i prawie zawsze mia�a na sobie czarny kitajkowy fartuch. Ma�o wychodz�c z domu, niewiele zu�ywa�a trzewik�w. Nigdy nie potrzebowa�a niczego dla siebie. Tote� Grandet, zdj�ty niekiedy wyrzutem i przypominaj�c sobie, ile up�yn�o od czasu, jak da� �onie sze�� frank�w, ��da� zawsze na szpilki dla niej przy sprzeda�y rocznego zbioru. Kilka dukat�w ofiarowanych przez Holendra lub Belga, nabywc� winobrania, stanowi�y najpewniejszy roczny doch�d pani Grandet. Ale kiedy dosta�a swoich pi�� dukat�w, m�� m�wi� cz�sto, tak jakby mieli wsp�ln� sakiewk�: � Czy nie mog�aby� mi po�yczy� par� groszy? I biedna kobieta, szcz�liwa, �e mo�e co� uczyni� dla cz�owieka, kt�rego spowiednik przedstawia� jej jako w�adc� i pana, oddawa�a mu w ci�gu zimy owych par� dukat�w otrzymanych na szpilki. Kiedy Grandet wydobywa� z kieszeni pi�ciofrank�wk� przeznaczon� miesi�cznie na drobne wydatki, nici, ig�y i toalet� c�rki, w�wczas zapi�wszy ju� surdut, nie omieszka� nigdy zapyta� �ony: � A ty, matka, nie potrzebujesz czego? � Pomy�l� � odpowiada�a pani Grandet, o�ywiona uczuciem macierzy�skiej godno�ci. Stracona wznios�o��! Grandet uwa�a�, �e jest bardzo wspania�omy�lny wobec �ony. Filozof, kt�ry spotka takie Nanon, takie panie Grandet, Eugenie, czy nie ma prawa s�dzi�, �e ironia jest podstaw� charakteru Opatrzno�ci? Po tym obiedzie, w czasie kt�rego pierwszy raz by�a mowa o ma��e�stwie Eugenii, Nanon posz�a przynie�� butelk� nalewki z pokoju pana Grandet i omal nie przewr�ci�a si� wracaj�c. � Niedorajdo � rzek� jej pan � i ty chcesz upa�� tak jak drugie? � Prosz� pana, to ten stopie� na schodach si� rusza. � Ona ma racj� � rzek�a pani Grandet. � Powiniene� go ju� od dawna naprawi�. Wczoraj Eugenia o ma�y w�os nie zwichn�a nogi. � No � rzek� stary Grandet widz�c blado�� Nanon � skoro to dzi� urodziny Eugenii i skoro� o ma�o nie upad�a, wypij kieliszek nalewki dla pokrzepienia. 19 L e w a n t y n o w a s u k n i a � z gatunku taniego cienkiego jedwabiu, zwanego lewantyn�. 15 � Dalib�g, zarobi�am na to � rzek�a Nanon. � Na moim miejscu niejedna by�aby st�uk�a butelk�, ale ja pr�dzej bym sobie z�ama�a r�k�, ni�bym j� upu�ci�a. � Biedna Nanon � rzek� Grandet nalewaj�c jej cassis20. � Uderzy�a� si�? � rzek�a Eugenia patrz�c na ni� ze wsp�czuciem. � Nie, zatrzyma�am si�, zapar�am si� w sobie. � No wi�c, skoro to urodziny Eugenii, naprawi� wam ten stopie�. Wy nie umiecie st�pa� bokiem, tam gdzie jest jeszcze dobry. Grandet wzi�� �wiec�, zostawi� �on�, c�rk� i s�u��c� bez innego �wiat�a pr�cz kominka, rzucaj�cego �ywe blaski, i poszed� do drewutni, aby przynie�� deski, gwo�dzie i narz�dzia. � Pom�c panu? � zawo�a�a Nanon s�ysz�c, �e pan jej t�ucze si� na schodach. � Nie, nie, znam si� na tej robocie � odpar� eks-bednarz. W chwili gdy Grandet sam naprawia� spr�chnia�e schody i gwizda� co si�, przypominaj�c sobie m�ode lata, trzej Cruchotowie zapukali do drzwi. � To pan, panie Cruchot? � spyta�a Nanon patrz�c przez krat�. � Tak � odpar� prezydent. Nanon otworzy�a drzwi. Blask ognia, odbijaj�cy si� od sklepienia, pozwoli� trzem panom Cruchot znale�� wej�cie do sali. � Ho ho, panowie z winszunkami! � rzek�a Nanon czuj�c zapach kwiat�w. � Darujcie, panowie � krzykn�� Grandet poznaj�c g�os przyjaci� � zaraz id�. Ja tam nie jestem dumny, sam naprawiam stopie� na schodach. � Prosimy, prosimy, panie Grandet; ka�dy ma prawo burmistrzowa� w swoim domu � rzek� sentencjonalnie prezydent �miej�c si� sam z aluzji, kt�rej nikt nie zrozumia�. Pani Grandet i jej c�rka wsta�y. Prezydent korzystaj�c z ciemno�ci rzek� do Eugenii: � Czy pozwoli mi pani w dniu swego urodzenia �yczy� sobie ci�gu lat szcz�liwych i kontynuacji zdrowia, kt�rym si� cieszysz? Wr�czy� bukiet kwiat�w rzadkich w Saumur; nast�pnie, ujmuj�c herytier� za �okcie, uca�owa� j� z obu stron w szyj� z zapa�em, kt�ry zawstydzi� Eugeni�. Prezydent, kt�ry podobny by� do wielkiego zardzewia�ego gwo�dzia, my�la�, �e w ten spos�b zdobywa jej serce. � Niech si� pan nie kr�puje � rzek� Grandet, wchodz�c. � Jaki pan gor�cy w uroczyste �wi�ta, panie prezydencie! � Z pann� Eugeni� � odpar� ksi�dz Cruchot, uzbrojony w sw�j bukiet � ka�dy dzie� by�by �wi�tem dla mego synowca. Ksi�dz poca�owa� Eugeni� w r�k�. Co si� tyczy rejenta, ten uca�owa� po prostu dziewczyn� w oba policzki i rzek�: � Czas leci, mo�cia panno. Co rok, dwana�cie miesi�cy. Stawiaj�c na powr�t �wiec� przed zegarem, Grandet, kt�ry nigdy nie poniecha� konceptu i powtarza� go do syto�ci, kiedy mu si� zdawa� zabawny, rzek�: � Skoro to urodziny Eugenii, zapalmy �wieczniki. Zdj�� starannie ramiona kandelabr�w, w�o�y� profitki, wzi�� od Nanon now� �wieczk� owini�t� w papier, osadzi� j� w otworze, umocowa�, zapali� i usiad� ko�o �ony spogl�daj�c kolejno na przyjaci�, na c�rk� i na dwie �wiece. Ksi�dz Cruchot, niewielki cz�eczyna, pulchny i t�usty, z rud� i p�ask� peruk�, z twarz� weso�ej starej kokietki, rzek� wysuwaj�c nogi obute w grube trzewiki ze srebrnymi klamrami: � Czy pa�stwo des Grassins jeszcze nie byli? � Jeszcze nie � rzek� Grandet. � A maj� przyj��? � rzek� stary rejent krzywi�c twarz podziurkowan� jak durszlak. � Tak my�l� � odpar�a pani Grandet. � Winobranie sko�czone? � zwr�ci� si� do Grandeta prezydent de Bonfons. 20 L e c a s s i s � (franc.) � nalewka na czarnych porzeczkach. 16 � Ca�kiem � odpar� stary winiarz wstaj�c i przechadzaj�c si� po sali, przy czym wydyma� pier� ruchem tak pe�nym dumy, jak to s�owo c a � k i e m. Przez drzwi korytarza, kt�ry prowadzi� do kuchni, ujrza� Wielk� Nanon przy ogniu, z zapalon� �wiec� gotuj�c� si� si��� do ko�owrotka, aby si� nie miesza� do zabawy. � Nanon � rzek� wychylaj�c si� na korytarz � zgasz� ogie� i �wiat�o i chod� tu do nas. Do kata, wystarczy przecie� sali dla nas wszystkich. � Ale pa�stwo b�d� mieli go�ci. � A c�e� ty gorszego od nich? I oni s� z �ebra Adama, jak i ty. Grandet podszed� do prezydenta i rzek�: � Czy pan sprzeda� swoje wino? � Dalib�g nie, zachowam je dla siebie. Je�eli teraz wino jest dobre, za dwa lata b�dzie jeszcze lepsze. W�a�ciciele, wie pan o tym, przysi�gli sobie wytrzyma� um�wion� cen�: w tym roku Belgowie nie dadz� nam rady. Je�eli odjad�, ano-c�, to wr�c�. � Tak, ale trzymajmy si� dobrze � rzek� Grandet tonem, kt�ry przej�� dreszczem prezydenta. �Czy�by on pertraktowa�?� � pomy�la� Cruchot. W tej chwili uderzenie ko�atki oznajmi�o pa�stwa des Grassins, a przybycie ich przerwa�o rozmow� rozpocz�t� mi�dzy pani� Grandet a ksi�dzem. Pani des Grassins by�a to kobietka �ywa, pulchna, bia�a i r�owa, z tych, kt�re dzi�ki surowemu �yciu prowincji i cnotliwym przyzwyczajeniom zachowa�y si� jeszcze m�odo w czterdziestym roku. S� to niby ostatnie jesienne r�e, kt�rych widok robi przyjemno��, ale kt�rych p�atki maj� jaki� ch��d, a zapach ulotni� si�. Ubiera�a si� do�� dobrze, sprowadza�a tygodniki m�d z Pary�a, dawa�a ton miastu Saumur i urz�dza�a wi