4124

Szczegóły
Tytuł 4124
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4124 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4124 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4124 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

AGATHA CHRISTIE ZAGADKA B��KITNEGO EKSPRESU PRZE�O�Y�A HANNA PASIERSKA TYTU� ORYGINA�U THE MYSTERY OF BLUE TRAIN� I MʯCZYZNA O BIA�YCH W�OSACH Dochodzi�a p�noc. Przez Place de la Concorde szed� samotny m�czyzna. Mimo bogatego futra okrywaj�cego jego drobn� posta� wydawa�o si�, �e jest w nim co� do gruntu s�abego i n�dznego. Drobny cz�owieczek o szczurzej twarzy. M�czyzna, kt�ry, zdawa�oby si�, nigdy nie odegra znacz�cej roli ani nie wybije si� w �adnej dziedzinie. A jednak wa��c si� na podobny wniosek obserwator pope�ni�by b��d. M�czyzna �w bowiem, jakkolwiek skromny i bez znaczenia si� wydawa�, w wielkim stopniu wp�yn�� na losy �wiata. W imperium rz�dzonym przez szczury on by� kr�lem szczur�w. Nawet w tej chwili w ambasadzie oczekiwano jego powrotu. Ale najpierw mia� do za�atwienia pewn� spraw� � spraw�, o kt�rej ambasada oficjalnie nic nie wiedzia�a. W blasku ksi�yca twarz m�czyzny wydawa�a si� blada i ostra, w�ski nos by� niemal niedostrzegalnie zakrzywiony. Jego ojciec by� polskim �ydem, w�drownym krawcem. Interes, kt�ry sk�oni� m�czyzn� do wyj�cia na ulic� tej nocy, sprawi�by jego ojcu wielk� satysfakcj�. Dotar� do Sekwany, przeszed� na drugi brzeg i znalaz� si� w jednej z gorszych dzielnic Pary�a. Zatrzyma� si� przed wysok� zaniedban� kamienic�, po czym ruszy� po schodach do mieszkania na czwartym pi�trze. Ledwie zastuka�, drzwi otwar�a kobieta, kt�ra wyra�nie oczekiwa�a jego przybycia. Wzi�a od niego p�aszcz i wprowadzi�a go do salonu umeblowanego z tani� elegancj�. �wiat�o lamp przy�mione przez zakurzone r�owe girlandy �agodzi�o rysy kobiety, nie mog�o jednak ukry� grubej warstwy wulgarnego makija�u na jej twarzy. Ani szerokich, mongolskich rys�w. Nie by�o w�tpliwo�ci co do profesji Olgi Demiroff ani co do jej narodowo�ci. ��Wszystko w porz�dku, ma�a? ��Wszystko w porz�dku, Borysie Iwanowiczu. Skin�� g�ow�. ��Nie s�dz�, �eby mnie �ledzili � mrukn��, ale w jego g�osie brzmia� niepok�j. Podszed� do okna, lekko odchyli� zas�on� i ostro�nie wyjrza� na zewn�trz. Cofn�� si� szybko. ��Dw�ch m�czyzn� na chodniku po przeciwnej stronie. Wygl�da na to� � Urwa� i zacz�� obgryza� paznokcie; robi� to zawsze, gdy by� zdenerwowany. Rosjanka powoli, uspokajaj�co kiwn�a g�ow�. ��Byli tu ju�, zanim pan przyszed�. ��Tak czy inaczej, wygl�da mi na to, �e obserwuj� dom. ��By� mo�e � przytakn�a oboj�tnie. ��Ale w takim razie� ��No to co? Nawet je�li wiedz�, to nie pana b�d� st�d �ledzi�. Jego cienkie wargi wykrzywi� okrutny u�mieszek. ��Nie � przyzna�. � To prawda. � Zastanawia� si� przez chwil�, po czym zauwa�y�: � Ten przekl�ty Amerykanin� potrafi zadba� o siebie nie gorzej ni� inni. ��Tak s�dz�. Znowu podszed� do okna. ��Uparci klienci � stwierdzi� i zachichota�. � Obawiam si�, �e policja dobrze ich zna. No c�, �ycz� braciom apaszom pomy�lnych �ow�w. Olga Demiroff pokr�ci�a g�ow�. ��Je�li ten Amerykanin jest taki, jak opowiadaj�, trzeba du�o wi�cej ni� paru tch�rzliwych apasz�w, �eby da� mu rad�. � Umilk�a. � Zastanawiam si� ��Tak? ��Nic. Tylko �e dwa razy widzia�am dzisiaj tam, na ulicy, jakiego� m�czyzn� z bia�ymi w�osami. ��I co z tego? ��Kiedy mija� tych dw�ch, upu�ci� r�kawiczk�. Jeden z nich j� podni�s� i mu odda�. Tak� znoszon�. ��My�lisz, �e ten m�czyzna o bia�ych w�osach jest� ich pracodawc�? ��Co� w tym rodzaju. M�czyzna wygl�da� na zaniepokojonego. ��Jeste� pewna, �e paczka jest bezpieczna?� �e nikt przy niej nie grzeba�? Za du�o si� o tym m�wi�o� o wiele za du�o. � Znowu zabra� si� do obgryzania paznokci. ��Niech pan sam os�dzi. � Schyli�a si� i zr�cznie odgarn�a w�gle w kominku. Ze spodu, spomi�dzy kul pogniecionego papieru, wydoby�a pod�u�ny pakunek owini�ty w brudn� gazet� i wr�czy�a go m�czy�nie. ��Pomys�owe � przyzna�, z aprobat� kiwaj�c g�ow�. ��Przeszukali mieszkanie dwa razy. Wypatroszyli nawet materac na ��ku. ��Tak jak m�wi�em � powt�rzy�. � Za wiele gadania. To ca�e targowanie si� to by� b��d. Odwin�� gazet�. Wewn�trz znajdowa�a si� niewielka paczuszka w br�zowym papierze. Zdj�� go r�wnie�, sprawdzi� zawarto�� i szybko zawin�� z powrotem. W tym momencie ostro zad�wi�cza� elektryczny dzwonek. ��Amerykanin jest punktualny � stwierdzi�a Olga zerkaj�c na zegar. Wysz�a z pokoju. Po chwili wr�ci�a prowadz�c za sob� wysokiego m�czyzn� o szerokich ramionach, z ca�� pewno�ci� pochodz�cego zza oceanu. Bystrym wzrokiem zmierzy� oboje. ��Pan Krassnin? � zapyta� uprzejmie. ��To ja � odpar� Borys. � Wybaczy pan� niestosowno�� miejsca naszego spotkania. Ale konieczne jest zachowanie tajemnicy. Ja� nie mog� sobie pozwoli�, �eby w jakikolwiek spos�b kojarzono mnie z t� spraw�. ��Doprawdy? � grzecznie spyta� Amerykanin. ��Mam pa�skie s�owo, nieprawda�, �e szczeg�y transakcji pozostan� mi�dzy nami? To jeden z warunk�w� sprzeda�y. Amerykanin skin�� g�ow�. ��Tak zosta�o ustalone wcze�niej � stwierdzi� oboj�tnie. � A teraz zechce pan �askawie pokaza� mi t� rzecz. ��Przygotowa� pan pieni�dze� banknoty? ��Tak. Nie wykona� jednak najmniejszego ruchu, �eby po nie si�gn��. Po chwili wahania Krassnin wskaza� gestem paczuszk� le��c� na stole. Amerykanin wzi�� j� i odwin�� papier. Zawarto�� przeni�s� w stron� ma�ej lampki elektrycznej i podda� starannym ogl�dzinom. Najwyra�niej zadowolony, wyci�gn�� z kieszeni wypchany sk�rzany portfel i wyj�� z niego plik banknot�w. Wr�czy� je Rosjaninowi, kt�ry starannie je przeliczy�. ��W porz�dku? ��Dzi�kuj�, monsieur. Wszystko si� zgadza. ���wietnie � odpar� Amerykanin. Oboj�tnie wsun�� br�zow� paczk� do kieszeni. Sk�oni� si� Oldze. � Dobranoc, mademoiselle. Dobranoc, panie Krassnin. Wyszed� zamykaj�c za sob� drzwi. Oczy dwojga pozosta�ych spotka�y si�. M�czyzna zwil�y� j�zykiem suche wargi. ��Ciekawe� czy uda mu si� wr�ci� do hotelu? � mrukn��. Tkni�ci jedn� my�l� zwr�cili si� ku oknu. W sam czas, �eby zobaczy�, jak Amerykanin wychodzi na ulic�. Skr�ci� w lewo i szybkim krokiem ruszy� przed siebie nie ogl�daj�c si� ani razu. Z bramy wychyn�y dwa cienie i bezszelestnie pod��y�y za nim. �cigany i �cigaj�cy znikn�li w mroku. Pierwsza odezwa�a si� Olga. ��Uda mu si� wr�ci� bezpiecznie � powiedzia�a. � Nie musi si� pan obawia� czy te� mie� nadziei, jak pan woli. ��Dlaczego s�dzisz, �e mu si� uda? � spyta� Krassnin zaciekawiony. ��Facet, kt�ry zbi� tak� fortun� jak on, nie mo�e by� g�upcem � odpar�a Olga. � A skoro ju� mowa o pieni�dzach� � Znacz�co spojrza�a na Krassnina. ��Tak? ��M�j udzia�, Borysie Iwanowiczu. Z pewn� niech�ci� Krassnin odliczy� dwa banknoty. Bez �ladu emocji skin�a g�ow� i wsun�a pieni�dze za po�czoch�. ��Dobra jest � stwierdzi�a z zadowoleniem. Spojrza� na ni� zaciekawiony. ��Nie �a�uje pani, Olgo Wasiliewno? ���a�owa�? Czego? ��Tego, co mia�a pani pod swoj� opiek�. Wiele kobiet� wi�kszo�� kobiet, jak s�dz�, szaleje za takimi rzeczami. Skin�a g�ow� w zamy�leniu. ��Tak, ma pan racj�. Wi�kszo�� kobiet ma to szale�stwo we krwi. Ja nie. Zastanawiam si� � urwa�a. ��Tak? � spyta� z zainteresowaniem. ��Amerykanin jest bezpieczny� tak, z pewno�ci�. Ale potem� ��Potem? Co pani ma na my�li? ��Podaruje je, oczywi�cie, jakiej� kobiecie � powiedzia�a Olga powoli. � Ciekawe, co si� potem stanie� � Poruszy�a si� niecierpliwie i podesz�a do okna. Nagle cicho krzykn�a i zawo�a�a swego towarzysza. � Niech pan patrzy, idzie w d� ulicy� ten facet, o kt�rym m�wi�am! Patrzyli oboje. Ulic� przechadza� si� wolno smuk�y elegancki m�czyzna. Ubrany by� w peleryn�, na g�owie mia� cylinder. Kiedy mija� latarni�, �wiat�o zal�ni�o na jego g�stych bia�ych w�osach. II PAN MARKIZ M�czyzna o bia�ych w�osach bez po�piechu kontynuowa� sw�j spacer, pozornie oboj�tny na to, co dzia�o si� wok�. Skr�ci� w uliczk� na prawo, potem na lewo. Od czasu do czasu nuci� p�g�osem fragment jakiej� arii. Nagle stan�� jak wryty i zacz�� uwa�nie nas�uchiwa�. Dobieg� go jaki� d�wi�k. M�g� to by� huk p�kaj�cej opony albo� wystrza�. Przez chwil� na jego ustach igra� dziwny u�miech. Potem podj�� na nowo swoj� niespieszn� przechadzk�. Za rogiem natkn�� si� na o�ywion� scen�. Przedstawiciel prawa zapisywa� co� w swoim notesie, jeden czy dw�ch zap�nionych przechodni�w zebra�o si� na miejscu zdarzenia. M�czyzna o bia�ych w�osach zwr�ci� si� do jednego z uprzejm� pro�b� o wyja�nienia. ��Co� si� wydarzy�o, prawda? ��Mais oui, monsieur. Dwaj chuligani napadli na starszego d�entelmena z Ameryki. ��Zranili go? ��Ale� nie � roze�mia� si� m�czyzna. � Amerykanin mia� w kieszeni rewolwer i zanim go zaatakowali, zacz�� strzela�. Wystraszyli si� i uciekli. Policja, jak zawsze, przyby�a za p�no. ��Aha! � rzek� nieznajomy. W jego g�osie nie zna� by�o �ladu emocji. Spokojnie i beztrosko ruszy� dalej. Przeszed� Sekwan� i znalaz� si� w zamo�niejszym kwartale miasta. Dwadzie�cia minut p�niej zatrzyma� si� przed jakim� domem w spokojnym, arystokratycznym zau�ku. Sklep, bo by� to sklep, wygl�da� skromnie i bezpretensjonalnie. D. Papopolous, po�rednik w handlu antykami, cieszy� si� tak� reputacj�, �e nie potrzebowa� reklamy, zreszt� wi�kszo�� prowadzonych przez niego transakcji nie odbywa�a si� w sklepie. Pan Papopolous mia� w�asne, bardzo eleganckie mieszkanie z widokiem na Pola Elizejskie i o tej porze nale�a�o si� go spodziewa� raczej tam ni� w miejscu pracy. Jednak m�czyzna o bia�ych w�osach wydawa� si� pewny swego; obrzuci� szybkim spojrzeniem pust� ulic� i nacisn�� umieszczony w ukryciu dzwonek. Jego pewno�� okaza�a si� uzasadniona. Drzwi uchyli�y si�, w szparze stan�� m�czyzna. Mia� z�ote k�ka w uszach i smag�� cer�. ��Dobry wiecz�r � odezwa� si� go��. � Czy tw�j pan jest w �rodku? ��Pan jest, ale nie przyjmuje nie um�wionych klient�w tak p�no � burkn�� s�u��cy. ��Mnie chyba jednak przyjmie. Powiedz mu, �e przyszed� jego przyjaciel, pan markiz. S�u��cy otworzy� drzwi troch� szerzej i wpu�ci� go�cia do �rodka. M�czyzna, kt�ry przedstawi� si� jako pan markiz, m�wi�c os�ania� r�k� twarz. Kiedy s�u��cy powr�ci� z wiadomo�ci�, �e pan Papopolous z przyjemno�ci� przyjmie go�cia, w wygl�dzie przyby�ego zasz�a kolejna zmiana. S�u��cy musia� by� bardzo ma�o spostrzegawczy albo bardzo dobrze wyszkolony, bo nie okaza� najmniejszego zdumienia na widok czarnej at�asowej maski kryj�cej rysy go�cia. Poprowadzi� go do drzwi na ko�cu korytarza, otworzy� je i og�osi� pe�nym szacunku p�g�osem: �Pan markiz�. Posta�, kt�ra podnios�a si� na powitanie dziwnego go�cia, robi�a wielkie wra�enie. W panu Papopolousie wyczuwa�o si� co� czcigodnego, patriarchalnego. Mia� wysoko sklepione czo�o i pi�kn� bia�� brod�. Jego zachowanie cechowa�a �askawo�� dostojnika ko�cielnego. ��Witam, drogi przyjacielu � rzek� pan Papopolous. M�wi� po francusku, g��bokim, namaszczonym tonem. ��Prosz� mi wybaczy� p�n� godzin� � powiedzia� go��. ��Ale� nie szkodzi � odpar� Papopolous. � To interesuj�ca pora nocy. Sp�dzi� pan, jak mniemam, ciekawy wiecz�r? ��Nie ja osobi�cie � powiedzia� markiz. ��Nie osobi�cie � powt�rzy� Papopolous � nie, nie, oczywi�cie, �e nie. Przynosi pan nowiny�? � Rzuci� swojemu go�ciowi bystre, ukradkowe spojrzenie, kt�re nie by�o w najmniejszym stopniu dostojne ani �askawe. ��Niestety nie. Pr�ba si� nie powiod�a. Nie spodziewa�em si� zreszt� niczego innego. ��S�usznie � zgodzi� si� Papopolous. � Gwa�towne �rodki� � Gestem d�oni wyrazi� swoj� g��bok� niech�� do gwa�towno�ci w jakiejkolwiek postaci. Istotnie, zar�wno w panu Papopolousie, jak i w jego interesach, naprawd� trudno si� by�o dopatrzy� jakiegokolwiek �ladu gwa�towno�ci. Znano go dobrze na wi�kszo�ci europejskich dwor�w, wielu w�adc�w nazywa�o go poufale Demetriosem. Mia� opini� cz�owieka w najwy�szym stopniu dyskretnego. To oraz nobliwy wygl�d pomog�o mu przeprowadzi� szereg bardzo podejrzanych transakcji. ��Bezpo�redni atak � powiedzia� Papopolous i pokr�ci� g�ow� � udaje si� czasami� ale bardzo rzadko. Go�� wzruszy� ramionami. Oszcz�dza czas � zauwa�y� � a pr�ba nic nie kosztuje. Drugi plan na pewno si� powiedzie. ��Tak? � odpar� Papopolous uwa�nie mu si� przygl�daj�c. M�czyzna wolno skin�� g�ow�. ��Polegam ca�kowicie na pa�skiej� reputacji � odezwa� si� handlarz antykami. Markiz u�miechn�� si� leciutko. ��Chyba mog� powiedzie� � mrukn�� � �e postawi� pan na w�a�ciwego cz�owieka. ��Ma pan niezwyk�e mo�liwo�ci � doda� handlarz z nutk� zazdro�ci w g�osie. ��Stwarzam je. � Go�� wsta� i si�gn�� po peleryn�, kt�r� wchodz�c rzuci� niedbale na oparcie krzes�a. � B�d� pana informowa� zwyk�ymi kana�ami, ale musi pan zadba�, �eby pa�ski plan przebiega� bez zak��ce�. Pan Papopolous poczu� si� ura�ony. ��Moje plany zawsze przebiegaj� bez zak��ce� � o�wiadczy� z godno�ci�. Go�� u�miechn�� si� i bez s�owa opu�ci� pok�j, zamykaj�c za sob� drzwi. Pan Papopolous siedzia� przez chwil� pogr��ony w my�lach, g�adz�c szlachetn� bia�� brod�, potem podszed� do drugich drzwi, otwieraj�cych si� do wewn�trz. Kiedy nacisn�� klamk�, m�oda kobieta, kt�ra najwyra�niej opiera�a si� o nie z uchem przyci�ni�tym do dziurki od klucza, wpad�a do pokoju g�ow� naprz�d. Pan Papopolous nie wydawa� si� zdziwiony ani zaniepokojony. Bez w�tpienia uwa�a� to za naturalne. ��No i jak, Zio? � zapyta�. ��Nie s�ysza�am, jak wychodzi� � rzek�a. By�a pi�kn� m�od� kobiet�, zbudowan� jak Junona, o ciemnych b�yszcz�cych oczach i tak uderzaj�cym podobie�stwie do pana Papopolousa, �e �atwo si� by�o domy�li�, i� jest jego c�rk�. ��To takie denerwuj�ce � ci�gn�a ze z�o�ci� � �e nie mo�na r�wnocze�nie patrze� przez dziurk� od klucza i s�ysze�, co si� dzieje. ��Te� mnie to denerwuje � przyzna� pan Papopolous z wielk� prostot�. ��A wiec to jest pan markiz � m�wi�a Zia wolno. � Czy on zawsze nosi mask�, ojcze? ��Zawsze. Zapad�o milczenie. ��Chodzi o rubiny, prawda? � spyta�a Zia. Papopolous skin�� g�ow�. ��A wi�c, co s�dzisz, male�ka? � zapyta� z b�yskiem rozbawienia w czarnych paciorkowatych oczach. ��O panu markizie? ��Tak. ��My�l� � powiedzia�a Zia powoli � �e bardzo rzadko mo�na spotka� Anglika, kt�ry m�wi po francusku tak dobrze jak on. ��O! A wi�c taka jest twoja opinia. Jak zwykle nie m�wi� nic o w�asnych wra�eniach, ale przygl�da� si� Zii z pe�n� �askawo�ci aprobat�. ��Uwa�am te� � doda�a m�oda kobieta � �e jego g�owa ma dziwny kszta�t. ��Masywna � u�ci�li� ojciec. � Troch� zbyt masywna. To z powodu peruki. Popatrzyli na siebie i u�miechn�li si�. III SERCE P�OMIENIA Rufus Van Aldin min�� obrotowe drzwi Savoyu i podszed� do recepcji. Recepcjonista u�miechn�� si� z szacunkiem na powitanie. ��Mi�o pana znowu zobaczy�, panie Van Aldin. Milioner oboj�tnie kiwn�� g�ow�. ��Wszystko w porz�dku? � spyta�. ��Tak, prosz� pana. Major Knighton czeka na g�rze, w numerze. Van Aldin skin�� znowu. ��By�y jakie� listy? � spyta� �askawie. ��Wszystkie wys�a�em ju� na g�r�, panie Van Aldin. Zaraz� Momencik! � Si�gn�� do przegr�dek na listy i wyci�gn�� jak�� kopert�. � Przyszed� w�a�nie w tej chwili � wyja�ni�. Van Aldin wzi�� przesy�k�. Kiedy spojrza� na charakter pisma � okr�g�e kobiece litery � jego twarz uleg�a nag�ej przemianie. Twarde rysy z�agodnia�y, stanowcze usta drgn�y w u�miechu. Wygl�da� jak zupe�nie inny cz�owiek. Ruszy� do windy z listem w r�ce, ci�gle u�miechni�ty. W salonie jego apartamentu przy biurku m�ody m�czyzna sortowa� korespondencj� z wpraw� �wiadcz�c� o d�ugiej praktyce. Na widok Van Aldina poderwa� si� z miejsca. � Halo, Knighton! ��Mi�o pana widzie� z powrotem. Dobrze si� pan bawi�? ��Jako tako � odpar� milioner oboj�tnie. � Pary� staje si� strasznym za�ciankiem w dzisiejszych czasach. Tak czy inaczej dosta�em to, po co pojecha�em. � U�miechn�� si� do siebie troch� ponuro. ��Zwykle pan dostaje, jak s�dz� � powiedzia� sekretarz z u�miechem. ��No, w�a�nie � zgodzi� si� Van Aldin. M�wi� rzeczowym tonem, jak kto� stwierdzaj�cy og�lnie znany fakt. Zdj�� gruby p�aszcz i zbli�y� si� do biurka. � Jakie� pilne sprawy? ��Nie wydaje mi si�. To, co zwykle. Nie sko�czy�em jeszcze ich rozdziela�. Van Aldin skin�� kr�tko. Nale�a� do ludzi rzadko okazuj�cych niezadowolenie czy zachwyt. Jego metoda post�powania z podw�adnymi by�a prosta: przyjmowa� ich na okres pr�bny i z miejsca zwalnia� tych, kt�rzy okazali si� nieudolni. Dobiera� ich w niekonwencjonalny spos�b. Knightona spotka� przypadkowo w szwajcarskim kurorcie dwa miesi�ce wcze�niej. Polubi� go; przegl�daj�c jego akta z czas�w wojny, znalaz� tam wyja�nienie, dlaczego Knighton utyka. Knighton nie robi� tajemnicy z faktu, �e szuka pracy, i nie�mia�o zapyta� milionera, czy s�ysza� o jakiej� wolnej posadzie. Van Aldin przypomnia� sobie z lekkim rozbawieniem ca�kowite zaskoczenie m�odego cz�owieka, kiedy zaproponowa� mu stanowisko sekretarza. ��Ale� ale ja nie mam do�wiadczenia w pracy biurowej � wyj�ka� Knighton. ��To nie ma znaczenia � odpar� Van Aldin. � Mam od tego trzech sekretarzy. Prawdopodobnie sp�dz� w Anglii najbli�sze p� roku i potrzebuj� Anglika, kt�ry� kt�ry wie, co w trawie piszczy i b�dzie umia� zadba� o moje rozrywki. Jak dot�d Van Aldin by� zadowolony z wyboru. Knighton okaza� si� bystry, inteligentny i zaradny, a w dodatku mia� sympatyczny spos�b bycia. Sekretarz wskaza� trzy czy cztery listy le��ce na biurku. ��Mo�e by�oby dobrze, gdyby pan na nie spojrza� � zasugerowa�. � Ten na wierzchu dotyczy umowy z Coltonem� Van Aldin podni�s� r�k� w ge�cie protestu. ��Nie mam najmniejszego zamiaru zawraca� sobie tym dzisiaj g�owy � o�wiadczy�. � Niech poczekaj� do rana. Z wyj�tkiem tego � doda� patrz�c na list, kt�ry trzyma� w r�ce. I zn�w dziwny u�miech odmieni� na chwil� jego twarz. Knighton u�miechn�� si� ze zrozumieniem. ��Od pani Kettering? � spyta�. � Dzwoni�a wczoraj i dzisiaj. Zdaje si�, �e bardzo pilnie chce si� z panem zobaczy�. ��Ach, tak? Twarz milionera spowa�nia�a. Rozdar� kopert� i wyci�gn�� z�o�on� kartk� papieru. W miar� jak czyta�, jego rysy mrocznia�y, usta zacisn�y si� gniewnie w grymasie dobrze znanym na Wall Street, a brwi zmarszczy�y si� gro�nie. Knighton odwr�ci� si� taktownie i zaj�� z powrotem otwieraniem i sortowaniem list�w. Z ust milionera wymkn�o si� st�umione przekle�stwo, zaci�ni�ta pi�� uderzy�a w blat sto�u. ��Nie b�d� tego tolerowa� � prychn�� do siebie. � Biedna dziewczyna, ca�e szcz�cie, �e ma za sob� ojca, �eby j� broni�. Przez par� minut przechadza� si� po pokoju ze zmarszczonymi brwiami. Knighton pracowicie pochyla� si� nad biurkiem. Nagle Van Aldin zatrzyma� si� i si�gn�� po p�aszcz, rzucony na krzes�o. ��Wychodzi pan znowu? ��Tak, id� si� zobaczy� z c�rk�. ��A je�li zadzwoni� od Coltona�? ��Niech im pan powie, �eby poszli do diab�a � burkn�� Van Aldin. ��Jak pan sobie �yczy � powiedzia� sekretarz bez emocji. Van Aldin by� ju� w p�aszczu. Nak�adaj�c kapelusz szed� w stron� drzwi. Raptem zatrzyma� si� z r�k� na klamce. ��Rozs�dny z pana cz�owiek, Knighton � powiedzia�. � Nie zawraca mi pan g�owy, kiedy jestem w�ciek�y. Knighton u�miechn�� si� lekko, ale nie odpowiedzia�. ��Ruth to moje jedyne dziecko � rzek� Van Aldin. � Nikt na �wiecie nie wie, jak wiele dla mnie znaczy. � Delikatny u�miech rozja�ni� jego twarz. Wsun�� r�k� do kieszeni. � Chce pan co� zobaczy�? � Podszed� do sekretarza. Wyj�� z kieszeni paczuszk� niedbale owini�t� w br�zowy papier. Zerwa� opakowanie ods�aniaj�c du��, zniszczon� kasetk� z czerwonego aksamitu. Na wieczku widnia�y splecione litery zwie�czone koron�. Otworzy� kasetk�; sekretarz gwa�townie nabra� powietrza. W �rodku, na podniszczonym bia�ym jedwabiu, kamienie po�yskiwa�y jak krew. ��M�j Bo�e, panie Van Aldin! � wykrzykn�� Knighton. � Czy one� czy one s� prawdziwe? Van Aldin zachichota� rozbawiony. ��Nie dziwi� si�, �e pan pyta. W�r�d tych rubin�w s� trzy najwi�ksze na �wiecie. Nosi�a je caryca Katarzyna. Ten w �rodku nazywaj� Sercem P�omienia. Jest doskona�y, bez najmniejszej skazy. ��Musia�y kosztowa� fortun� � mrukn�� sekretarz. ��Czterysta czy pi��set tysi�cy dolar�w � potwierdzi� Van Aldin nonszalancko. � Cz�ciowo ze wzgl�du na warto�� historyczn�. ��I nosi je pan ze sob� ot, tak, w kieszeni? Milioner za�mia� si� ubawiony. ��Tak. Widzi pan, to prezent dla Ruthie. Sekretarz u�miechn�� si� lekko. ��Nie dziwi� si�, �e pani Kettering tak si� niepokoi�a � powiedzia� cicho. Ale Van Aldin potrz�sn�� g�ow�. Twardy wyraz powr�ci� na jego twarz. ��I tu si� pan myli � odpar�. � Nic o nich nie wie. to niespodzianka. � Zamkn�� kasetk� i powoli zacz�� j� zawija�. � To smutne, Knighton � m�wi� dalej � jak niewiele mo�emy zrobi� dla tych, kt�rych kochamy. M�g�bym kupi� Ruth spor� posiad�o��, gdyby tylko zechcia�a, ale ona nie chce. Mog� powiesi� jej to na szyi i ofiarowa� par� przyjemnych chwil, ale� � Pokr�ci� g�ow�. � Kiedy kobieta nie znajduje szcz�cia we w�asnym domu� � urwa�. Sekretarz potakn��. Nikt nie wiedzia� lepiej od niego, jak� reputacj� cieszy si� Derek Kettering. Van Aldin westchn��. Wsun�� paczk� z powrotem do kieszeni, skin�� g�ow� Knightonowi i wyszed� z pokoju. IV DOM PRZY CURZON STREET Pani Derekowa Kettering mieszka�a przy Curzon Street. Lokaj, kt�ry otworzy� drzwi, pozna� Van Aldina od razu i pozwoli� sobie na dyskretny u�miech powitania. Poprowadzi� go do du�ego salonu na pierwszym pi�trze. Siedz�ca przy oknie kobieta poderwa�a si� z okrzykiem. ��Och, tato, to zbyt pi�kne�! Od rana wydzwaniam do majora Knightona, �eby ci� z�apa�, ale nie potrafi� mi powiedzie�, kiedy si� ciebie spodziewa�. Ruth Kettering mia�a dwadzie�cia osiem lat. Nie by�a pi�kna ani nawet �adna w potocznym rozumieniu, zwraca�a jednak uwag�. Van Aldina swego czasu przezywano �rudzielcem�; w�osy Ruth mia�y barw� �wie�o wy�uskanych kasztan�w. Mia�a ciemne oczy i bardzo czarne rz�sy � niezupe�nie naturalnego koloru. By�a wysoka i smuk�a, porusza�a si� z gracj�. Na pierwszy rzut oka jej twarz przywodzi�a na my�l Madonn� Rafaela. Dopiero patrz�c uwa�niej dostrzega�o si� lini� szcz�ki i podbr�dka podobn� jak u ojca, �wiadcz�c� o takim samym uporze i determinacji. Pasowa�o to do m�czyzny, do kobiety ju� nie tak dobrze. Od dzieci�stwa Ruth an Alain by�a przyzwyczajona przeprowadza� w�asn� wol� y, kto spr�bowa� si� jej sprzeciwi�, przekonywa� si� wkr�tce, �e c�rka Rufusa Van Aldina nigdy si� nie poddaje. � Knighton mi m�wi�, �e dzwoni�a� � wyja�ni� Van Aldin. ��Wr�ci�em z Pary�a ledwie p� godziny temu. O co znowu chodzi z Derekiem? Ruth Kettering poczerwienia�a z gniewu. ��To nie do opisania! To przekracza wszelkie granice! � wykrzykn�a. � On� on w og�le nie s�ucha, co do niego m�wi�! � W jej g�osie, opr�cz z�o�ci, brzmia�o niedowierzanie. ��Mnie b�dzie s�ucha� � powiedzia� gro�nie milioner. ��Prawie go nie widywa�am przez ostatni miesi�c � ci�gn�a Ruth. � Wsz�dzie si� pokazuje z t� kobiet�. ��Z jak� kobiet�? ��Mirelle. Wiesz, tancerk� z Parthenonu. Van Aldin skin�� g�ow�. ��W zesz�ym tygodniu by�am w Leconbury. Rozmawia�am z lordem Leconbury. By� strasznie mi�y, m�wi�, �e mnie rozumie. Obieca� natrze� Derekowi uszu. ��Akurat � mrukn�� Van Aldin. ��Co chcesz przez to powiedzie�? ��W�a�nie to, co my�lisz, Ruthie. Biedny stary Leconbury stoi nad grobem. Pewnie, �e ci wsp�czuje i �e pr�bowa� ci� pocieszy�. O�eni� swojego syna i dziedzica z c�rk� jednego z najbogatszych ludzi w Stanach, wi�c oczywi�cie stara si� ca�� spraw� za�agodzi�. Ale jak wszyscy wiedz�, jedn� nog� jest ju� na tamtym �wiecie i to, co m�wi, obchodzi Dereka tyle, co zesz�oroczny �nieg. ��A czy ty m�g�by� co� zrobi�, tato? � spyta�a Ruth po chwili milczenia. ��M�g�bym � odpar� milioner. Zamy�li� si� na moment, a po chwili podj��: � Jest kilka rzeczy, kt�re m�g�bym zrobi�, ale tylko jedna rozwi�za�aby spraw�. Jak bardzo jeste� dzielna, Ruthie? Popatrzy�a na niego zaskoczona. Pokiwa� g�ow�. ��Pytam powa�nie. Czy starczy ci odwagi, aby przyzna� przed �wiatem, �e pope�ni�a� b��d? Jest tylko jeden spos�b, Ruthie. Uratowa� ile si� da i zacz�� od nowa. ��Masz na my�li�? ��Rozw�d. ��Rozw�d! Van Aldin u�miechn�� si� sucho. ��M�wisz, jakby� nigdy wcze�niej nie s�ysza�a tego s�owa. A przecie� twoi znajomi ci�gle si� rozwodz�. ��Tak, ale� Urwa�a zagryzaj�c wargi. Ojciec pokiwa� g�ow� ze zrozumieniem. ��Wiem, Ruth. Jeste� taka jak ja: nie znosisz si� poddawa�. Ale nauczy�em si�, i ty r�wnie� b�dziesz si� musia�a nauczy�, �e czasami nie ma innego wyj�cia. M�g�bym w jaki� spos�b zmusi� Dereka, by do ciebie wr�ci�, ale wcze�niej czy p�niej sko�czy�oby si� tak samo. To �ajdak, Ruth, zepsuty do szpiku ko�ci. I wyrzucam sobie, �e pozwoli�em ci go po�lubi�. Ale wygl�da�o, �e ci na nim zale�y, a on na serio ma zamiar zacz�� �ycie od nowa� poza tym, raz ju� ci si� sprzeciwi�em, kochanie� � M�wi�c to odwr�ci� wzrok. Gdyby spojrza� na c�rk�, spostrzeg�by nag�y rumieniec na jej twarzy. ��To prawda � powiedzia�a surowo. ��Nie mia�em serca robi� tego po raz drugi. Chocia� nie masz poj�cia, jak bardzo �a�uj�. Przez ostatnich par� lat mia�a� ci�kie �ycie. ��Nie by�o zbyt� przyjemne � zgodzi�a si� Ruth. ��Dlatego m�wi�, �e to si� musi sko�czy�! � uderzy� pi�ci� w st�. � Mo�e mimo wszystko nadal masz do niego s�abo��. Sko�cz z tym. Sp�jrz prawdzie w oczy. Derek Kettering o�eni� si� z tob� dla pieni�dzy. Tylko o nie mu chodzi�o. Daj sobie z nim spok�j, Ruth. Ruth Kettering siedzia�a przez par� chwil ze wzrokiem tym w ziemi�, po czym odezwa�a si� nie podnosz�c g�owy: ��A je�li si� nie zgodzi? Van Aldin popatrzy� na ni� zdumiony. ��Nie b�dzie mia� nic do powiedzenia. Zaczerwieni�a si� i zagryz�a warg�. ��Nie� oczywi�cie, �e nie. My�la�am tylko� Urwa�a. Ojciec przypatrywa� si� jej uwa�nie. ��Co my�la�a�? ��My�la�am� � zamilk�a, starannie dobieraj�c s��w. � On mo�e nie b�dzie chcia� �atwo ust�pi�. Van Aldin gro�nie wysun�� podbr�dek. ���e b�dzie walczy�? Niech spr�buje! Ale je�li o to chodzi, mylisz si�. Nie b�dzie si� spiera�. Ka�dy prawnik, do kt�rego si� zwr�ci, powie mu, �e nie ma do tego podstaw. ��Nie s�dzisz� � zawaha�a si�. � To znaczy, z czystej z�o�liwo�ci� �e mo�e, hm, stwarza� trudno�ci? Ojciec patrzy� na ni� ze zdziwieniem. ��Narobi� szumu, o to ci chodzi? � Pokr�ci� g�ow�. � Ma�o prawdopodobne. Rozumiesz, musia�by mie� jakie� podstawy. Pani Kettering nie odpowiedzia�a. Van Aldin spojrza� na ni� ostro. ��No, Ruth, powiedz, o co chodzi. Co� ci� gryzie, prawda? ��Nic, zupe�nie nic. Ale w jej g�osie brak�o przekonania. ��Obawiasz si� rozg�osu, tak? Zostaw to mnie. Wszystko za�atwi� g�adko, nie b�dzie �adnego gadania. ��Dobrze, tato, skoro naprawd� uwa�asz, �e to najlepsze, co mo�na zrobi�. ��Nadal ci na nim zale�y, Ruth? Tak? ��Nie. Tym razem w jej g�osie zabrzmia�a pewno��. Van Aldin wydawa� si� zadowolony. Poklepa� c�rk� po ramieniu, ��Wszystko b�dzie dobrze, male�ka. Nic si� nie martw. A teraz dajmy ju� temu spok�j. Przywioz�em ci z Pary�a prezent. ��Mnie? Co� �adnego? ��Mam nadziej�, �e ci si� spodoba � odpar� Van Aldin z u�miechem. Wyci�gn�� paczk� z kieszeni p�aszcza i wr�czy� c�rce. Odpakowa�a j� niecierpliwie i otwar�a kasetk�. Z jej ust wyrwa�o si� d�ugie westchnienie. Ruth Kettering od dziecka uwielbia�a kamienie szlachetne. ��Och, tato� Jakie pi�kne! ��Klasa sama dla siebie, prawda? � powiedzia� milioner z satysfakcj�. � Wi�c ci si� podobaj�? ��Czy podobaj�? Tato, s� niezr�wnane! Jak je zdoby�e�? Van Aldin u�miechn�� si�. ��To m�j ma�y sekret. Oczywi�cie musia�em je kupi� w tajemnicy. S� do�� znane. Widzisz ten du�y kamie� w �rodku? Mo�e o nim s�ysza�a�, to s�awne Serce P�omienia. ��Serce P�omienia! � powt�rzy�a pani Kettering. Wyj�a naszyjnik z kasetki i przymierzy�a. Milioner przygl�da� si� jej. My�la� o d�ugim szeregu kobiet, kt�re go nosi�y. Zazdro��, szale�stwa, z�amane serca. Serce P�omienia, jak wszystkie s�ynne kamienie, zostawia�o za sob� szlak przemocy i nieszcz��. W pewnych r�kach Ruth Kettering wydawa�o si� pozbawione z�ej mocy. Ta trze�wa i zr�wnowa�ona kobieta Zachodu wydawa�a si� zaprzeczeniem tragedii i zranionych serc. Ruth w�o�y�a kamienie z powrotem do kasetki, potem podesz�a do ojca i zarzuci�a mu r�ce na szyj�. ��Dzi�kuj�, dzi�kuj�, dzi�kuj�, tato! S� wspania�e! Zawsze dajesz mi najpi�kniejsze prezenty. ��Nic dziwnego � odpowiedzia� Van Aldin g�adz�c j� po ramieniu. � Jeste� wszystkim, co mam, Ruthie. ��Zostaniesz na obiedzie, prawda? ��Obawiam si�, �e nie. Zreszt� chyba zamierza�a� wyj��. ��Tak, ale bez problemu mog� to prze�o�y�. ��Nie � zaprotestowa� Van Aldin. � Id� na spotkanie. Mam wiele spraw do za�atwienia. Zobaczymy si� jutro, kochanie. Mo�e zadzwoni� do ciebie i spotkaliby�my si� u Galbraitha? Panowie Galbraith, Galbraith, Cuthbertson i Galbraith byli londy�skimi prawnikami Van Aldina. ��Doskonale. � Zawaha�a si�. � Mam nadziej�, �e to� nie przeszkodzi mi w wyje�dzie na Riwier�? ��Kiedy mia�a� jecha�? ��Czternastego. ��To w porz�dku. Tego rodzaju sprawy d�ugo si� ci�gn�. A propos, Ruth, na twoim miejscu nie zabiera�bym tych rubin�w za granic�. Zostaw je w sejfie. Pani Kettering skin�a g�ow�. ��Nie chcia�bym, �eby� zosta�a obrabowana i zamordowana z powodu Serca P�omienia � doda� �artobliwie Van Aldin. ��A sam je nosi�e� w kieszeni � odpar�a c�rka z u�miechem. ��Tak� Co�, lekkie wahanie w jego g�osie zwr�ci�o jej uwag�. ��Co si� sta�o, tato? ��Nic � u�miechn�� si�. � Przypomnia�a mi si� przygoda, kt�r� mia�em w Pary�u. ��Przygoda? ��Tak. Tej nocy, kiedy to kupi�em � wskaza� kasetk� z naszyjnikiem. ��Opowiedz, prosz�. ��Nie ma co opowiada�, Ruthie. Zaczepi�o mnie paru �obuz�w, strzeli�em z pistoletu i uciekli. To wszystko. Popatrzy�a na niego z dum�. ��Prawdziwy m�czyzna z ciebie, tato. ���eby� wiedzia�a, Ruthie. Uca�owa� j� serdecznie i wyszed�. Przybywszy do Savoyu rzuci� Knightonowi kr�tki rozkaz: ��Sprowad� mi cz�owieka nazwiskiem Goby; znajdziesz jego adres w moim prywatnym notesie. Ma tu by� jutro rano o p� do dziesi�tej. ��Tak jest. ��I chce si� widzie� z Ketteringiem. Postaraj si� gdzie� go dopa��. Spr�buj w klubie� wszystko jedno jak, skontaktuj si� z nim. Niech przyjdzie jutro przed po�udniem. Albo mo�e troch� p�niej, ko�o dwunastej. Ludzie jego pokroju nie nale�� do rannych ptaszk�w. Sekretarz skin�� na znak, �e zrozumia� instrukcje. Van Aldin odda� si� w r�ce s�u��cego. Gor�ca k�piel by�a ju� gotowa; rozkoszuj�c si� ni�, powr�ci� my�lami do rozmowy z c�rk�. W�a�ciwie by� zadowolony. Ju� dawno pogodzi� si� z faktem, �e rozw�d jest jedynym mo�liwym rozwi�zaniem. Ruth opiera�a si� o wiele s�abiej, ni� si� spodziewa�, lecz mimo to pozosta� mu lekki niepok�j. W jej zachowaniu wyczu� co� nienaturalnego. Skrzywi� si�. ��Mo�e przesadzam � mrukn�� � ale za�o�� si�, �e jest co�, o czym mi nie powiedzia�a. V PO�YTECZNY CZ�OWIEK Rufus Van Aldin sko�czy� w�a�nie skromne �niadanie z�o�one z kawy i grzanek � jedyne, na co sobie pozwala� � kiedy do pokoju wszed� Knighton. ��Pan Goby czeka na dole. Milioner spojrza� na zegar. By�o dok�adnie p� do dziesi�tej. ��W porz�dku � odpar� kr�tko. � Niech wejdzie. Par� minut p�niej pan Goby wkroczy� do pokoju. By� to drobny, niem�ody m�czyzna w zniszczonym ubraniu. Jego oczy uwa�nie obserwowa�y wszystko, nigdy jednak nie spoczywa�y na osobie, do kt�rej si� zwraca�. ��Dzie� dobry, Goby � odezwa� si� milioner. � Prosz�, niech pan siada. ��Dzi�kuj�, panie Van Aldin. Pan Goby usiad� z r�koma na kolanach i utkwi� wyczekuj�ce spojrzenie w grzejniku. ��Mam dla pana robot�. ��Tak, panie Van Aldin? ��Jak pan zapewne wie, moja c�rka jest �on� pana Dereka Ketteringa. Pan Goby przeni�s� wzrok z grzejnika na lew� szuflad� biurka i pozwoli� sobie na lekcewa��cy u�mieszek. Pan Goby wiedzia� o bardzo wielu rzeczach, ale nie znosi� si� do tego przyznawa�. ��Za moj� rad� postanowi�a wyst�pi� o rozw�d. To, oczywi�cie, sprawa dla prawnika. Ale z pewnych wzgl�d�w chc� uzyska� mo�liwie wyczerpuj�ce informacje. Pan Goby popatrzy� na gzyms. ��O panu Ketteringu? � zapyta�. ��O panu Ketteringu. ��Jak pan sobie �yczy. � Pan Goby wsta�. ��Kiedy b�dzie pan gotowy? ��Zale�y panu na po�piechu? ��Jak zawsze � odpar� milioner. Goby u�miechn�� si� ze zrozumieniem do kraty przed kominkiem. ��Powiedzmy, dzisiaj o drugiej po po�udniu? � zapyta�. ��Doskonale � zgodzi� si� Van Aldin. � Do zobaczenia, Goby. ��Do widzenia, panie Van Aldin. ��Bardzo u�yteczny cz�owiek � powiedzia� milioner do sekretarza, kiedy Goby wyszed�. � W swojej skromnej dziedzinie jest specjalist�. ��A jaka to dziedzina? ��Informacja. Wystarczy mu da� dwadzie�cia cztery godziny, a prywatne �ycie arcybiskupa Canterbury nie b�dzie mia�o dla pana tajemnic. ��Po�yteczny facet � zgodzi� si� Knighton z u�miechem. ��Raz czy dwa odda� mi ju� przys�ug� � powiedzia� Van Aldin. � No, Knighton, bierzmy si� do pracy. W ci�gu paru godzin za�atwili b�yskawicznie ca�e mn�stwo spraw, o p�l do pierwszej zadzwoni� telefon i powiadomiono Van Aldina, �e przyszed� pan Kettering. Knighton spojrza� na milionera i bez trudu zinterpretowa� jego kr�tkie skinienie. ��Prosz� przekaza� panu Ketteringowi, �e czekamy na niego. Sekretarz pozbiera� swoje papiery i ruszy� do wyj�cia. Min�� si� z go�ciem w drzwiach; Derek Kettering usun�� si�, �eby go przepu�ci�. Potem wszed�, zamykaj�c za sob� drzwi. ��Dzie� dobry. Jak s�ysz�, koniecznie chcia� si� pan ze mn� widzie�. Niedba�y ton z nutk� lekkiej ironii wzbudzi� u Van Aldina fal� wspomnie�. M�ody cz�owiek mia� wiele wdzi�ku � jak kiedy�. Milioner spojrza� przenikliwie na zi�cia. Derek Kettering mia� trzydzie�ci cztery lata, by� smuk�ej budowy, o w�skiej smag�ej twarzy, kt�ra nawet teraz zachowa�a w sobie co� ch�opi�cego. ��Prosz� wej�� � powiedzia� Van Aldin cierpko. � Niech pan siada. Kettering zag��bi� si� w fotelu. Przygl�da� si� te�ciowi z czym� w rodzaju pe�nego wyrozumia�o�ci rozbawienia. ��Dawno pana nie widzia�em � zauwa�y� uprzejmie. � Chyba ze dwa lata. Spotka� si� pan ju� z Ruth? ��By�em u niej wczoraj � odpar� milioner. ��Nie�le wygl�da, prawda? � lekko rzuci� Kettering. ��Nie s�dz�, �eby mia� pan okazj� to os�dzi� � stwierdzi� sucho milioner. Derek Kettering uni�s� brwi. ��Och, czasem spotykamy si� w tym samym klubie � oznajmi� beztrosko. ��Nie b�d� owija� w bawe�n� � powiedzia� ostro Van Aldin. � Doradzi�em Ruth, �eby wnios�a spraw� o rozw�d. Kettering nie wydawa� si� poruszony. ��A� tak? � mrukn��. � Nie b�dzie panu przeszkadza�o, je�li zapal�? � Wydmuchn�� k��b dymu. � A co na to Ruth? � rzuci� nonszalancko. ��Zamierza mnie pos�ucha�. ��Naprawd�? ��To wszystko, co pan ma do powiedzenia? � spyta� Van Aldin ostro. Kettering strz�sn�� popi� do kominka. ��Wie pan � powiedzia� oboj�tnie � s�dz�, �e pope�nia wielki b��d. ��Z pa�skiego punktu widzenia niew�tpliwie � ponuro stwierdzi� milioner. ��Prosz� � zaprotestowa� Kettering. � Tylko bez osobistych wycieczek. Naprawd� nie my�la�em o sobie. My�la�em o Ruth. Wie pan, �e stary nie poci�gnie ju� d�ugo; wszyscy doktorzy tak m�wi�. Gdyby Ruth troch� poczeka�a� Za par� lat ja b�d� lordem, a ona zostanie pani� na Leconbury. Przecie� po to za mnie wysz�a. ��Nie znios� pa�skiej bezczelno�ci ani chwili d�u�ej! � rykn�� Van Aldin. Derek Kettering u�miechn�� si� do niego nieporuszony. ��Ma pan ca�kowit� racj�. Doprawdy niemodny pomys�. W dzisiejszych czasach tytu� nic nie znaczy. Jednak tak czy inaczej, Leconbury to pi�kny stary maj�tek, a jeste�my te� jednym z najstarszych rod�w w Anglii. Ruth b�dzie nieprzyjemnie, je�li po rozwodzie z ni� o�eni� si� powt�rnie i b�dzie musia�a patrze�, jak jaka� inna kobieta kr�luje w Leconbury zamiast niej. ��M�wi�em powa�nie, m�ody cz�owieku � powiedzia� Van Aldin. ��Ja r�wnie� � odpar� Kettering. � Jestem w fatalnej sytuacji finansowej; je�li Ruth si� ze mn� rozwiedzie, pogr��y mnie ca�kowicie, a zreszt�, skoro znosi�a to przez dziesi�� lat, dlaczego nie wytrwa jeszcze troch�? Daj� panu s�owo honoru, �e staruszkowi zosta�o nie wi�cej ni� p�tora roku �ycia i, jak ju� m�wi�em, szkoda, �eby Ruth nie dosta�a tego, dla czego mnie po�lubi�a. Sugeruje pan, �e moja c�rka wysz�a za pana dla tytu�u i pozycji? ��Nie s�dzi pan chyba, �e by�o to ma��e�stwo z mi�o�ci? ��Pami�tam � wolno odpar� Van Aldin � jak dziesi�� lat temu w Pary�u m�wi� pan zupe�nie co innego. ��Doprawdy? Bardzo mo�liwe. Ruth by�a bardzo pi�kna, wie pan, jak anio� albo �wi�ta, posta�, kt�ra z niszy w ko�ciele zst�pi�a mi�dzy �miertelnik�w. Pami�tam, mia�em ambitne plany, by zacz�� wszystko od nowa, ustatkowa� si� i wie�� u�wi�cone tradycj� �ycie na wsi z pi�kn�, kochaj�c� �on� u boku. � Roze�mia� si� znowu; tym razem w jego g�osie zabrzmia� fa�szywy ton. � Nie wierzy mi pan, prawda? � spyta�. ��Nie mam w�tpliwo�ci, �e po�lubi� pan Ruth dla jej pieni�dzy � stwierdzi� Van Aldin zimno. ��A ona wysz�a za mnie z mi�o�ci? � z ironi� spyta� Kettering. ��Oczywi�cie � potwierdzi� Van Aldin. Derek Kettering przygl�da� mu si� przez par� minut, potem skin�� g�ow� w zamy�leniu. ��Widz�, �e jest pan o tym przekonany � powiedzia�. � Swego czasu ja te� nie mia�em w�tpliwo�ci. I mog� pana zapewni�, bardzo szybko zosta�em wyprowadzony z b��du. ��Nie wiem, do czego pan zmierza � odpar� Van Aldin � i nic mnie to nie obchodzi. Traktowa� pan Ruth bardzo �le. ��To prawda � zgodzi� si� Kettering. � Ale wie pan, ona du�o zniesie. Pa�ska krew. Pod tymi bia�or�owymi koronkami jest twarda jak granit. Zawsze m�wiono, �e panu nie brak charakteru, ale ona jest twardsza. Pan przynajmniej kocha jedn� osob� bardziej ni� siebie. Ruth nigdy nie kocha�a i nigdy nie pokocha nikogo. ��Dosy� tego � powiedzia� Van Aldin. � Wezwa�em tu pana, by powiedzie� prosto z mostu, co o tym my�l�. Mojej c�rce nale�y si� w �yciu troch� szcz�cia i niech pan pami�ta, w razie czego b�dzie pan mia� ze mn� do czynienia. Kettering wsta� i podszed� do kominka. Wyrzuci� niedopa�ek. Kiedy si� odezwa�, jego g�os by� bardzo cichy. ��Ciekaw jestem, co pan przez to rozumie � powiedzia�. ���e nie b�dzie pan robi� trudno�ci � odpar� Van Aldin. ��Ach, wi�c to gro�ba? � zdziwi� si� Kettering. ��Mo�e pan to nazywa� jak si� panu podoba. Kettering przysun�� krzes�o do sto�u i usiad� naprzeciw milionera. ��A co b�dzie � zapyta� niewinnie � je�li, z czystej z�o�liwo�ci, zaczn� wszystko utrudnia�? Van Aldin wzruszy� ramionami. ��Nie ma pan �adnych argument�w, g�upcze. Prosz� spyta� swoich prawnik�w. Ca�y Londyn m�wi o pa�skich wybrykach. ��Podejrzewam, �e Ruth rozpowiada�a o Mirelle. Bardzo nierozs�dne z jej strony. Ja si� nie wtr�cam do jej znajomo�ci. ��Co pan przez to rozumie? � spyta� Van Aldin ostro. Kettering roze�mia� si�. ��Jak widz�, nie wie pan o wielu rzeczach � powiedzia�. � Nic dziwnego, �e jest pan uprzedzony. � Si�gn�� po kapelusz i lask� i skierowa� si� do drzwi. � Zwykle nie udzielam rad � rzuci� od progu. � Ale w tym wypadku doradza�bym ca�kowit� szczero�� mi�dzy panem i pa�sk� c�rk�. Szybko wyszed� z pokoju i zamkn�� za sob� drzwi w chwili, kiedy milioner zerwa� si� z miejsca. ��O co mu mog�o chodzi�, do diab�a? � powiedzia� Van Aldin siadaj�c z powrotem w fotelu. Jego niepok�j powr�ci� ze zdwojon� si��. Co� tu by�o nie do ko�ca jasne. Telefon sta� tu� przy jego �okciu; chwyci� s�uchawk� i kaza� si� po��czy� z domem c�rki. ��Halo? Mayfair 81907? Zasta�em pani� Kettering? Ach, wysz�a, tak? Rozumiem, na obiad. M�wi�a, kiedy wr�ci? Nie wie pani? Doskonale; nie, �adnej wiadomo�ci. Ze z�o�ci� rzuci� s�uchawk� na wide�ki. O drugiej niecierpliwie przechadza� si� po pokoju, czekaj�c na Goby�ego. Dziesi�� minut p�niej detektyw si� zjawi�. ��I co? � ostro zapyta� milioner. Pan Goby nie lubi�, kiedy go ponaglano. Usiad� za sto�em, wyj�� bardzo zniszczony notes i zacz�� czyta� monotonnym g�osem. Milioner s�ucha� uwa�nie, z rosn�cym zadowoleniem. Goby doszed� do ko�ca i spojrza� wyczekuj�co na kosz do papier�w. ��Tak � powiedzia� Van Aldin. � Sprawa wydaje si� jasna. Powinni si� z tym uwin�� w mgnieniu oka. Rejestr hotelowy w porz�dku, mam nadziej�? ��Niepodwa�alny � przy�wiadczy� Goby spogl�daj�c z uraz� na poz�acany fotel. ��I jest w fatalnej sytuacji finansowej. M�wi pan, �e stara si� o po�yczk�? Ju� wyci�gn�� ile si� da�o a conto spadku po ojcu. Kiedy si� rozniesie wiadomo�� o rozwodzie, nie uda mu si� wydusi� ani centa, co wi�cej b�dzie mo�na wykupi� jego weksle i przycisn�� go od tej strony. Mamy go, Goby, ju� si� nie wywinie. � Van Aldin uderzy� pi�ci� w st�. Na jego twarzy malowa�y si� tryumf i zawzi�to��. ��A wi�c jest pan zadowolony z informacji? � spyta� Goby cienkim g�osem. ��Musz� zaraz i�� na Curzon Street � odpar� milioner. � Jestem panu bardzo zobowi�zany. Doskona�a robota. Blady u�miech wdzi�czno�ci rozla� si� na twarzy ma�ego cz�owieczka. ��Dzi�kuj�, panie Van Aldin. Staram si� jak mog�. Van Aldin nie skierowa� si� prosto na Curzon Street. Najpierw pojecha� do City, gdzie odby� dwa spotkania, po kt�rych jego zadowolenie jeszcze wzros�o. Z City uda� si� metrem na Downing Street. Kiedy szed� przez Curzon Street, z domu numer 160 wyszed� jaki� cz�owiek i ruszy� w jego stron�, tak �e min�li si� na chodniku. Przez moment milionerowi wydawa�o si�, �e to Derek Kettering � m�czyzna przypomina� go wzrostem i budow�, ale gdy si� zbli�y�, Van Aldin przekona� si�, �e to kto� obcy. Chocia� nie, niezupe�nie obcy; twarz wywo�a�a w umy�le milionera jakie� wspomnienie, zwi�zane z czym� bardzo nieprzyjemnym. Na pr�no wysila� pami��, pr�buj�c je pochwyci�. Z irytacj� pokr�ci� g�ow�. Nie lubi�, kiedy cokolwiek wymyka�o mu si� spod kontroli. Ruth najwyra�niej go oczekiwa�a. Podbieg�a i poca�owa�a go. ��Jak leci, tato? ��Doskonale � odpar� Van Aldin. � Musz� z tob� zamieni� par� s��w. Wyczu� w jej zachowaniu niemal niedostrzegaln� zmian�; poprzedni� impulsywno�� zast�pi�o skrywane wyczekiwanie. Usiad�a w du�ym fotelu. ��S�ucham, tato. O co chodzi? � spyta�a. ��Dzi� rano widzia�em si� z twoim m�em � powiedzia� Van Aldin. ��Widzia�e� si� z Dereklem? ��Tak. Gada� jak naj�ty, tupetu mu nie brakuje. Kiedy ju� wychodzi�, powiedzia� co�, czego nie zrozumia�em. Radzi� mi si� upewni�, czy panuje mi�dzy nami ca�kowita szczero��. O co mu mog�o chodzi�, Ruthie? Pani Kettering poruszy�a si� lekko. ��Ja� nie wiem, tato. Sk�d mam wiedzie�? ��Naturalnie, �e wiesz � stwierdzi� Van Aldin. � Powiedzia� jeszcze co�: �e zajmuje si� w�asnymi przyjaci�mi i nie wtr�ca w sprawy twoich. Co to mia�o znaczy�? ��Nie wiem � powt�rzy�a pani Kettering. Van Aldin usiad�. Usta zacisn�y mu si� w zdecydowan� lini�. ��S�uchaj, Ruth. Nie mam zamiaru w to wchodzi� z zawi�zanymi oczyma. Wcale nie jestem pewien, czy ten tw�j m�� nie spr�buje narobi� k�opot�w. Nie uda mu si�, to pewne. Mam sposoby, by go uciszy�, zamkn�� mu usta na dobre, ale musz� wiedzie�, czy istnieje potrzeba uciekania si� do nich. O co mu chodzi�o, kiedy m�wi� o twoich przyjacio�ach? Pani Kettering wzruszy�a ramionami. ��Mam wielu przyjaci� � powiedzia�a niepewnie. � Nie wiem, o czym m�wi�, naprawd�. ��Wiesz. � Van Aldin m�wi� teraz tonem, jakim m�g�by si� zwraca� do przeciwnika w interesach. � Zapytam wi�c wprost. Kto to jest? ��Kto? ��Ten m�czyzna. To w�a�nie sugerowa� Derek. Jaki� szczeg�lny m�czyzna, z kt�rym si� przyja�nisz. Nie b�j si�, male�ka. Jestem pewien, �e nie ma w tym nic z�ego, ale musz� wiedzie� o wszystkim, co mo�e wyp�yn�� na rozprawie. Rozumiesz, prawnicy potrafi� nie�le zamota� te sprawy. Chc� wiedzie�, kim jest ten m�czyzna i jak daleko si�ga wasza za�y�o��. Ruth nie odpowiedzia�a. Nerwowo zaciska�a d�onie. ��No, kochanie � powt�rzy� Van Aldin �agodniej. � Nie b�j si� swego staruszka. Nigdy nie by�em zbyt surowy, prawda, nawet wtedy, w Pary�u� Do diab�a! � Urwa� niespodziewanie. � To by� on � mrukn�� do siebie. � Wiedzia�em, �e znam sk�d� t� twarz. ��O czym m�wisz, tato? Nie rozumiem. Milioner podszed� do c�rki i z�apa� j� mocno za r�k�. ��S�uchaj, Ruth, spotyka�a� si� znowu z tym cz�owiekiem? ��Z jakim cz�owiekiem? ��Tym, od kt�rego wszystko si� zacz�o par� lat temu. Wiesz, o kogo mi chodzi. ��M�wisz o� � zawaha�a si� � m�wisz o hrabim de la Roche? ��Hrabia de la Roche! � prychn�� Van Aldin. � Ju� ci kiedy� t�umaczy�em, �e to oszust. Da�a� si� w to wci�gn�� bardzo g��boko, ale wyrwa�em ci� z jego szpon�w. 35 ��Tak uda�o ci si� � potwierdzi�a Ruth z gorycz�. � I wysz�am za Dereka Ketteringa. ��Sama tego chcia�a� � zaprotestowa� ostro. Wzruszy�a ramionami. ��A teraz � wolno powiedzia� Van Aldin � znowu zacz�a� si� z nim widywa� mimo tego wszystkiego, co ci m�wi�em. By� tu dzisiaj u ciebie. Spotka�em go na ulicy, tylko nie mog�em sobie przypomnie�, sk�d go znam. Ruth Kettering zd��y�a odzyska� zimn� krew. ��Musz� ci co� powiedzie�, tato; mylisz si� co do Armanda� to znaczy hrabiego de la Roche. Wiem, �e w m�odo�ci by� zamieszany w kilka godnych ubolewania incydent�w, opowiada� mi o tym. Ale� no c�, zawsze mu na mnie zale�a�o. Bardzo cierpia�, kiedy nas rozdzieli�e� w Pary�u, i teraz� Przerwa�o jej pe�ne oburzenia parskni�cie ojca. ��I ty da�a� si� na to z�apa�! Ty, moja c�rka! Dobry Bo�e! � Z�apa� si� za g�ow�. � �e te� kobiety mog� by� tak g�upie! VI MIRELLE Derek Kettering wyszed� z apartamentu Van Aldina w takim po�piechu, �e zderzy� si� z jak�� kobiet� id�c� korytarzem. Przeprosi� j�; przyj�a przeprosiny z u�miechem i min�a go, pozostawiaj�c po sobie wra�enie koj�cego spokoju i pi�knych szarych oczu. Mimo ca�ej nonszalancji spotkanie z te�ciem poruszy�o Ketteringa bardziej, ni� chcia� przyzna�. Zjad� samotnie obiad, a potem z oci�ganiem skierowa� si� do drogiego apartamentu zajmowanego przez tancerk�, znan� jako Mirelle. Schludna francuska pokoj�wka otwar�a mu drzwi ca�a w u�miechach. ��Prosz� wej��, monsieur. Pani w�a�nie odpoczywa. Zosta� wprowadzony do d�ugiego salonu, kt�rego orientalny wystr�j zna� bardzo dobrze. Mirelle le�a�a na otomanie, wsparta o nieprawdopodobne mn�stwo poduszek w najr�niejszych odcieniach bursztynu, maj�cych harmonizowa� z ochrow� barw� jej sk�ry. Tancerka by�a pi�knie zbudowan� kobiet� i nawet je�li jej twarz mimo grubej warstwy ��tawego pudru wydawa�a si� nieco zm�czona, mia�a w sobie specyficzny wdzi�k, a jej oran�owe usta na widok Dereka u�miechn�y si� zach�caj�co. Poca�owa� j� i opad� na krzes�o. ��Co dzisiaj robi�a�? W�a�nie wsta�a�, jak s�dz�? Oran�owe usta rozci�gn�y si� w u�miechu. ��Nie � odpar�a tancerka. � Pracowa�am. � Smuk��, blad� d�oni� wskaza�a fortepian, pokryty rozrzuconymi nieporz�dnie nutami. � Przyszed� Ambrose. Gra� mi now� oper�. Kettering skin�� bez wi�kszego zainteresowania. Claud Ambrose i przygotowywana przez niego inscenizacja �Peer Gynta� Ibsena by�y mu ca�kowicie oboj�tne. Podobnego zdania by�a zreszt� Mirelle, uwa�aj�c oper� po prostu za doskona�� okazj�, �eby si� zaprezentowa� w roli Anitry. ��Pi�kne przedstawienie � mrukn�a. � W�o�� w nie ca�� nami�tno�� dziecka pustyni. B�d� ta�czy� obwieszona klejnotami� ? propos, mon ami, widzia�am wczoraj na Bond Street per�� czarn� per�� Przerwa�a, patrz�c na niego wyczekuj�co. ��Drogie dziecko � odpar� Kettering. � Nie ma sensu napomyka� przy mnie o czarnych per�ach. W chwili obecnej nie mam z�amanego grosza. Usiad�a, otwieraj�c szeroko ogromne czarne oczy. ��O czym ty m�wisz, Dereek? Co si� sta�o? ��M�j szanowny te�� zdecydowa� si� p�j�� na ca�o��. ��To znaczy? ��Innymi s�owy chce, �eby Ruth. si� ze mn� rozwiod�a. ��Co za g�upota! � wykrzykn�a Mirelle. � Dlaczego by si� mia�a z tob� rozwie��? Derek Kettering wyszczerzy� z�by. ��G��wnie z twojego powodu, ch?rie � odpowiedzia�. Tancerka wzruszy�a ramionami. ��To g�upie � stwierdzi�a rzeczowo. ��Bardzo g�upie � zgodzi� si� Kettering. ��Co masz zamiar z tym zrobi�? ��Drogie dziecko, a co mog� zrobi�? Z jednej strony cz�owiek o niezmierzonych bogactwach, z drugiej cz�owiek o niezmierzonych d�ugach. Nie ma w�tpliwo�ci, kto wygra. ��Zdumiewaj�cy s� ci Amerykanie � podsumowa�a Mirelle. � Wygl�da, jakby twojej �onie wcale na tobie nie zale�a�o. ��Wi�c co z tym zrobimy? � spyta� Kettering. Spojrza�a na niego pytaj�co. Podszed� i uj�� jej r�ce. ��Czy zechcesz ze mn� zosta�? ��O co ci chodzi? Po tym, jak�? ��Tak � odpar� Kettering. � Po tym, jak wierzyciele rzuc� si� na mnie niczym s�py. Bardzo mi na tobie zale�y, Mirelle. Zostaniesz ze mn�? Uwolni�a d�onie z jego uchwytu. ��Wiesz, �e ci� uwielbiam, Dereek. W jej g�osie pochwyci� fa�szyw� nutk�. ��Wi�c to tak! Kiedy statek tonie, szczury uciekaj�. ��Och, Dereek! ��Powiedz wprost! � rzuci� gwa�townie. � Znajdziesz sobie innego, tak? Wzruszy�a ramionami. ��Bardzo ci� lubi�, mon ami; naprawd� bardzo. Jeste� taki czaruj�cy� un beau gar�on, ale ce n�est pas practique. ��Tylko bogaci mog� sobie na ciebie pozwoli�? O to chodzi? ��Skoro chcesz to tak uj��. � Wyci�gn�a si� na poduszkach, odrzucaj�c g�ow� do ty�u. � Ale w dalszym ci�gu bardzo ci� lubi�, Dereek. Podszed� do okna i sta� przez d�u�sz� chwil� wygl�daj�c na zewn�trz, zwr�cony do niej plecami. Tancerka podnios�a si� na �okciu i spojrza�a na niego ciekawie. ��O czym rozmy�lasz, mon ami? U�miechn�� si� do niej przez rami�; dz