Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 369 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
tytu�: "harry Potter i Czara Ognia"
autor: JOANN K. ROWLING
tytu� orygina�u: "HARRY POTTER AND THE GOBLET OF FIRE"
prze�o�y�: ANDRZEJ POLKOWSKI
tekst wklepa�:
[email protected]
Ilustrowa�a: MARY GRANDPRE
MEDIA RODZINA
Copyryght 2000 by J K Rowling
Copyryght 2000 for the illustrations by Mary GrandPre
Copyryght 2001 for the Polish edition by Media Rodzina
Harry Potter, names, characters and related indicia
are copyryght and trademark Warner Bros 2000
Cover Artwork Warner Bros A division of Time Warner Entertainment Company L P
Opracowanie polskiej wersji ok�adki: Jacek Pietrzy�ski
Wszelkie prawa zastrze�one Przedruk lub kopiowanie ca�o�ci albo fragmentu ksi��ki - z wyj�tkiem cytat�w w artyku�ach i przegl�dach krytycznych - mo�liwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy
ISBN 83-7278-021-8
Harbor Point, Sp z o o
Media Rodzina
ul Pasieka 24, 61-657 Pozna�
tel 820-34-75, fax 820-34-11
Dzia� handlowy tel/fax 661-89-36
www MediaRodzina com pl
�amanie komputerowe
perfekt, ul Grodziska 11, 60-363 Pozna�
tel 867-12-67, fax 867-26-43
dtp(a perfekt pl
Druk i oprawa Pozna�skie Zak�ady Graficzne S A
* * *
Peterowi Rowlingowi - pami�ci pana Ridleya i Susan Sladden, kt�ra pomog�a Harry'emu wyrwa� si� z kom�rki pod schodami
* * *
SPIS ROZDZIA��W
Rozdzia� Pierwszy - Dom Riddle'�w...4Rozdzia� Drugi - Blizna...13
Rozdzia� Trzeci - Zaproszenie...18
Rozdzia� Czwarty - Do Nory!...24
Rozdzia� Pi�ty - Magiczne dowcipy Weasley�w...30
Rozdzia� Sz�sty - �wistoklik...37
Rozdzia� Si�dmy - Bagman i Crouch...42
Rozdzia� �smy - Fina� mistrzostw �wiata w Quidditchu...52
Rozdzia� Dziewi�ty - Mroczny znak...63
Rozdzia� Dziesi�ty - Haos w ministerstwie magii...77
Rozdzia� Jedenasty - W poci�gu do Hogwartu...84
Rozdzia� Dwunasty - Turniej Tr�jmagiczny...91
Rozdzia� Trzynasty - Szalonooki Moody...101
Rozdzia� Czternasty - Zakl�cia Niewybaczalne...109
Rozdzia� Pi�tnasty - Beauxbatons i Durmstrang...118
Rozdzia� Szesnasty - Czara Ognia...127
Rozdzia� Siedemnasty - Czworo Reprezentant�w...138
Rozdzia� Osiemnasty - Sprawdzanie R�d�ek...146
Rozdzia� Dziewi�tnasty - Rogogon W�gierski...158
Rozdzia� Dwudziesty - Pierwsze Zadanie...170
Rozdzia� Dwudziesty Pierwszy - Front Wyzwolenia Skrzat�w Domowych...182
Rozdzia� Dwudziesty Drugi - Nieoczekiwane Zadanie...193
Rozdzia� Dwudziesty Trzeci - Bal...202
Rozdzia� Dwudziesty Czwarty - Rewelacje Rity Skeeter...217
Rozdzia� Dwudziesty Pi�ty - Jajo i Oko...229
Rozdzia� Dwudziesty Sz�sty - Drugie Zadanie...239
Rozdzia� Dwudziesty Si�dmy - powr�t �apy...253
Rozdzia� Dwudziesty �smy - Szale�stwo Pana Croucha...266
Rozdzia� Dwudziesty Dziewi�ty - Sen...280
Rozdzia� Trzydziesty - My�lotrzewnia...288Rozdzia� Trzydziesty Pierwszy - Trzecie Zadanie...299
Rozdzia� Trzydziesty Drugi - Cia�o, Krew i Ko��...313
Rozdzia� Trzydziesty Trzeci - �miercio�ercy...317
Rozdzia� Trzydziesty Czwarty - Priori Incantatem...324
Rozdzia� Trzydziesty Pi�ty - Veritaserum...328
Rozdzia� Trzydziesty Sz�sty - Drogi si� Rozchodz�...340
Rozdzia� Trzydziesty Si�dmy - Pocz�tek...351
Kilka S��w od t�umacza, czyli kr�tki poradnik dla dociekliwych...360
* * *
ROZDZIA� PIERWSZY
Dom Riddle'�wMieszka�cy wioski Littie Hanglecon nadal nazywali go "Domem Riddle'�w", cho� up�yn�o ju� wiele lat, odk�d mieszka�a w nim rodzina o tym nazwisku. Sta� na wzg�rzu ponad wiosk�. Cz�� okien zabito deskami, w dachu zia�y dziury, a na fasadzie rozpleni� si� bluszcz. Kiedy� pi�kny dw�r, najwi�kszy i najbardziej okaza�y budynek w ca�ej okolicy - teraz by� ponur�, opuszczon� ruin�. Mieszka�cy Littie Hangleton byli przekonani, �e w tym starym domu straszy. P� wieku temu wydarzy�o si� w nim co� dziwnego i strasznego, co�, o czym starsi lubili rozprawia�, kiedy ju� nie by�o o kim plotkowa�. Opowie�� t� powtarzano tyle razy i w tak wielu domach, �e nikt ju� nie by� pewny, co naprawd� tam si� wydarzy�o. Ka�da wersja zaczyna�a si� jednak w tym samym czasie i miejscu: pi��dziesi�t lat temu, pewnego letniego poranka, kiedy Dom Riddle'�w by� jeszcze zadbany i zamieszkany. Tego ranka s�u��ca wesz�a do salonu i zasta�a wszystkich troje Riddle'�w martwych. Dziewczyna pobieg�a z krzykiem do wioski i pobudzi�a tylu ludzi, ilu zdo�a�a
- Le�� tam z otwartymi szeroko oczami' Zimni jak l�d' Nadal w strojach do kolacji' Wezwano policj�, a w ca�ym Little Hangleton zawrza�o Wszyscy wychodzili ze sk�ry, �eby si� czego� dowiedzie� Nikt nawet nie pr�bowa� udawa�, �e �a�uje Riddle'�w, bo w wiosce nie darzono ich sympati� Pa�stwo Riddle'owie byli bogatymi, zarozumia�ymi snobami, a ich doros�y syn, Tom, by� jeszcze gorszy Wszystkich obchodzi�a tylko to�samo�� mordercy - by�o bowiem oczywiste, �e troje zdrowych ludzi nie mog�o umrze� �mierci� naturaln� w ci�gu jednej nocy Tego wieczoru w miejscowej gospodzie Pod Wisielcem utarg by� wyj�tkowo wysoki zesz�a si� tu ca�a wioska, by podyskutowa� o potr�jnym morderstwie Porzucenie wygodnych foteli przed kominkami zosta�o wynagrodzone, kiedy w gospodzie pojawi�a si� kucharka Riddle'�w, i w ciszy, kt�ra zapad�a na jej widok, oznajmi�a, �e w�a�nie aresztowano Franka Bryce'a
- Frank' - zawo�a�o kilka os�b - To niemo�liwe' Frank Bryce by� ogrodnikiem Riddle'�w Mieszka� samotnie w zrujnowanym domku na terenie ich posiad�o�ci Wr�ci� z wojny ze sztywn� nog� i ogromn� niech�ci� do t�umu i ha�asu, i od tego czasu pracowa� u Riddle'�w W gospodzie zrobi� si� ruch, bo wszyscy zacz�li stawia� kucharce drinki, �eby dowiedzie� si� czego� wi�cej
- Ja tam zawsze uwa�a�am, �e on jest jaki� dziwny o�wiadczy�a po czwartym kieliszku sherry - Taki odludek Ze sto razy mu proponowa�am, �eby napi� si� ze mn� herbaty, a on zawsze odmawia� Nie chcia� si� z nikim zadawa�, ot co
- Trudno si� dziwi� biedakowi - zauwa�y�a jaka� kobieta stoj�ca przy barze - Musia� wiele prze�y� na wojnie, to i chce mie� spok�j Nie widz� powodu, �eby
- A niby kto pr�cz niego mia� klucz od tylnych drzwi?
- warkn�a kucharka - Od kiedy pami�tam, zapasowy klucz zawsze wisia� w domku ogrodnika' Drzwi nie by�y wywa�one' Wszystkie szyby ca�e' Wystarczy�o, �e w�lizn�� si� do �rodka, kiedy wszyscy spali Zebrani w gospodzie mieszka�cy wioski wymienili ponure spojrzenia
- Zawsze uwa�a�em, �e jemu z�e z oczu patrzy, no i prosz� - mrukn�� m�czyzna przy barze
- Ta wojna pomiesza�a mu w g�owie, jakby mnie kto pyta� - stwierdzi� w�a�ciciel gospody
- Pami�tasz, Dot, jak ci m�wi�am, �e co jak co, ale Frankowi tobym nie chcia�a podpa��? - odezwa�a si� podekscytowana kobieta w k�cie
- Charakterek to on ma - przyzna� Dot, potakuj�c skwapliwie - Pami�tam, kiedy by� ch�opcem Nast�pnego ranka prawie wszyscy mieszka�cy Little Hangleton byli ju� przekonani, �e to Frank Bryce zamordowa� Riddle'�w Tymczasem w pobliskim miasteczku Great Hangleton, na ponurym i obskurnym posterunku policji, Frank uparcie powtarza�, �e jest niewinny i �e jedyn� osob�, kt�r� widzia� tamtego dnia w pobli�u domu, by� jaki� nie znany mu wyrostek, czarnow�osy i blady Nikt poza nim jednak nie widzia� ch�opaka odpowiadaj�cego rysopisowi, wi�c policjanci byli przekonani, �e Frank po prostu go wymy�li� I kiedy sytuacja Franka wygl�da�a ju� bardzo powa�nie, nadszed� protok� ogl�dzin zw�ok Riddle'�w, protok�, kt�ry zmieni� wszystko Policjanci jeszcze nigdy nie czytali tak dziwnego orzeczenia Po zbadaniu cia� zesp� lekarzy orzek�, �e �adna z ofiar nie zosta�a otruta, pchni�ta no�em, zastrzelona, zad�awiona, uduszona, nie stwierdzono te� (przynajmniej w �wietle dokonanych przez nich ogl�dzin) �adnych innych uszkodze� cia� Wr�cz przeciwnie, lekarze z ogromnym zdumieniem stwierdzili, �e wszyscy Riddle'owie sprawiali wra�enie ca�kowicie zdrowych - oczywi�cie pomijaj�c fakt, �e byli martwi Odnotowali tylko (jakby chc�c za wszelk� cen� znale�� jak�� anomali�), �e twarze ofiar zastyg�y w wyrazie przera�enia Oczywi�cie takie stwierdzenie niewiele da�o policji, bo czy kto kiedykolwiek s�ysza�, �eby trzy osoby umar�y ze strachu? Poniewa� nie stwierdzono niczego, co by wskazywa�o na to, �e Riddle'owie zostali zamordowani, policja by�a zmuszona Franka wypu�ci� Riddle'�w pochowano na cmentarzu w Little Hangleton, a ich groby przez jaki� czas by�y obiektem powszechnego zainteresowania Ku zaskoczeniu wszystkich i w atmosferze podejrze� Frank Bryce wr�ci� do domku ogrodnika na terenie posiad�o�ci Riddle'�w
- Je�li o mnie chodzi, to mog� si� za�o�y�, �e to Frank ich zamordowa� i guzik mnie obchodzi, co na ten temat m�wi policja - o�wiadczy� Dot w gospodzie Pod Wisielcem - I gdyby mia� cho� odrobin� przyzwoito�ci, to wyni�s�by si� st�d, wiedz�c, �e my o tym wiemy Ale Frank nie opu�ci� wioski Zosta�, by nadal zajmowa� si� ogrodem, najpierw dla nowej rodziny, kt�ra zamieszka�a w Domu Riddle'�w, potem dla nast�pnych - bo nikt nie wytrzymywa� tam d�ugo By� mo�e cz�ciowo z powodu obecno�ci Franka, ka�dy nowy w�a�ciciel stwierdza�, �e w tym domu wyczuwa si� co� paskudnego Opustosza�a posiad�o�� wkr�tce zacz�a popada� w ruin� Ostatni w�a�ciciel Domu Riddle'�w ani w nim nie mieszka�, ani go nie wynajmowa�, a by� na tyle bogaty, �e m�g� sobie na to pozwoli� W wiosce m�wiono, �e trzyma dom "ze wzgl�du na podatki", cho� nikt nie wiedzia�, na czym to w�a�ciwie polega P�aci� jednak Frankowi za dogl�danie ogrodu Frank zbli�a� si� do swoich siedemdziesi�tych si�dmych urodzin, przyg�uch�, noga mu jeszcze bardziej zesztywnia�a, ale nadal, przynajmniej w �adn� pogod�, widywano go przy rabatach kwiat�w, kt�re zacz�y ju� zarasta� chwastami Walczy� nie tylko z chwastami Jego prawdziwym utrapieniem byli ch�opcy z wioski Wybijali szyby w oknach Domu Riddle'�w, je�dzili rowerami po trawnikach, kt�rych utrzymanie kosztowa�o Franka tyle trudu Raz czy dwa w�amali si� do starego domu, �eby zrobi� mu na z�o�� Wiedzieli, �e jest bardzo przywi�zany do posiad�o�ci, i sprawia�o im uciech�, kiedy ku�tyka� przez ogr�d, wymachuj�c lask� i pomstuj�c na nich ochryp�ym g�osem Je�li chodzi o samego Franka, to by� przekonany, �e ch�opcy dr�cz� go z�o�liwie, bo podobnie jak ich rodzice i dziadkowie uwa�aj� go za morderc� Tak wi�c, kiedy pewnej sierpniowej nocy obudzi� si� i zobaczy�, �e w starym domu dzieje si� co� dziwnego, uzna� to za jaki� nowy wybryk �obuziak�w, pragn�cych go ukara� za domnieman� zbrodni� Obudzi� go rw�cy b�l w nodze, tak silny, �e podobnego jeszcze nie dozna� w swym podesz�ym wieku Wsta� i zszed� na d� do kuchni, zamierzaj�c zmieni� wod� w butelce, kt�r� ogrzewa� kolano, by z�agodzi� bolesn� sztywno�� Stoj�c przy zlewie i nape�niaj�c czajnik, spojrza� na Dom Riddle'�w i zobaczy� migaj�ce na pi�trze �wiat�o Od razu pomy�la�, �e to ci niezno�ni ch�opcy w�amali si� znowu do domu, a s�dz�c po migotaniu �wiat�a, na pewno go podpalili. Frank nie mia� telefonu, a zreszt� i tak nie ufa� policji od czasu, gdy go aresztowano i przes�uchiwano w sprawie �mierci Riddle'�w. Natychmiast odstawi� czajnik, wdrapa� si� po schodach na g�r� tak szybko, jak mu na to pozwala�a sztywna noga, ubra� si� i wr�ci� na d�. Zdj�� z haka przy drzwiach zardzewia�y klucz, chwyci� opart� o �cian� lask� i wyszed� w ciemn� noc. Na frontowych drzwiach Domu Riddle'�w nie odkry� �lad�w w�amania, podobnie jak na �adnym z okien. Poku�tyka� na ty� domu i dotar� do drugich drzwi, prawie ca�kowicie ukrytych pod bluszczem, wyj�� stary klucz, wsun�� go w dziurk� i cicho je otworzy�. Wszed� do du�ej, mrocznej kuchni. By�o bardzo ciemno, ale cho� nie zagl�da� tu od lat, pami�ta�, gdzie s� drzwi do przedpokoju, wi�c ruszy� ku nim, czuj�c wstr�tn� wo� rozk�adu, i wyt�aj�c s�uch, by wy�owi� jakikolwiek d�wi�k dochodz�cy z g�ry. W przedpokoju by�o nieco ja�niej, poniewa� po obu stronach drzwi frontowych by�y du�e okna przedzielone w �rodku kamiennymi s�upkami. Zacz�� si� wspina� po schodach, b�ogos�awi�c grub� warstw� kurzu pokrywaj�cego kamienne stopnie, bo t�umi�a jego kroki i postukiwanie laski. Na pode�cie zwr�ci� si� w prawo i natychmiast zlokalizowa� intruz�w: drzwi na samym ko�cu korytarza by�y uchylone, a przez szpar� wylewa�a si� na czarn� posadzk� d�uga smuga z�otego, rozmigotanego �wiat�a. Frank zacz�� si� skrada� powoli w tym kierunku, zaciskaj�c palce na lasce. Znalaz�szy si� kilka st�p od drzwi, zobaczy� przez szpar� kawa�ek pokoju. Na kominku pali� si� ogie�. To go zaskoczy�o. Zamar� w bezruchu i nas�uchiwa� uwa�nie, bo z pokoju dobieg� go m�ski g�os, pokorny i zal�kniony.
- Je�li m�j pan i mistrz wci�� jest g�odny, to w butelce jeszcze troch� zosta�o.
- P�niej - odpowiedzia� drugi g�os. Te� nale�a� do m�czyzny, ale by� dziwnie wysoki i zimny, jak nag�y powiew lodowatego wiatru. By�o w nim co�, co sprawi�o, �e rzadkie w�osy na karku Franka stan�y d�ba. - Przysu� mnie bli�ej kominka, Glizdogonie. Frank zwr�ci� ku drzwiom prawe ucho, �eby lepiej s�ysze�. Rozleg� si� stuk butelki stawianej na jakiej� twardej powierzchni, a p�niej szuranie, jakby po pod�odze przesuwano ci�kie krzes�o. Frank uchwyci� spojrzeniem drobnego m�czyzn�, odwr�conego plecami do drzwi i popychaj�cego fotel. Mia� na sobie d�ugi czarny p�aszcz, a na czubku jego g�owy biela�a �ysina. Po chwili znikn�� z pola widzenia.
- Gdzie jest Nagini? - zapyta� zimny g�os.
- Ja... ja nie wiem, panie - odpowiedzia� l�kliwie pierwszy g�os. - Chyba wybra�a si� na zwiedzanie domu...
- Musisz j� wydoi�, zanim udamy si� na spoczynek, Glizdogonie - rzek� drugi g�os. - W nocy b�dziesz musia� mnie nakarmi�. Ta podr� bardzo mnie zm�czy�a. Zmarszczywszy brwi. Frank przybli�y� swoje dobre ucho jeszcze bardziej do drzwi, wyt�aj�c s�uch. Po chwili ciszy znowu zabrzmia� g�os Glizdogona.
- Panie m�j, czy mog� zapyta�, jak d�ugo tu zostaniemy?
- Tydzie� - odrzek� zimny g�os. - Mo�e d�u�ej. To do�� wygodne miejsce, a na razie musimy powstrzyma� si� od dzia�ania. By�oby g�upio zabra� si� do urzeczywistnienia naszego planu przed zako�czeniem mistrzostw �wiata w quidditchu. Frank wsadzi� do ucha s�katy palec i mocno nim pokr�ci�. Pewno nagromadzi�o si� sporo woskowiny, pomy�la�, bo us�ysza�em "quidditch", a przecie� nie ma takiego s�owa...
- Mistrzostw �wiata w quidditchu? - powt�rzy� Glizdogon. (Frank jeszcze gorliwiej pogrzeba� w uchu). Wybacz mi, panie, ale... nie rozumiem... dlaczego mieliby�my czeka� na zako�czenie mistrzostw �wiata?
- Dlatego, g�upcze, �e w�a�nie w tej chwili zje�d�aj� si� do kraju czarodzieje z ca�ego �wiata i ka�dy tajniak z Ministerstwa Magii jest na s�u�bie, wypatruj�c jakichkolwiek oznak niezwyk�o�ci i sprawdzaj�c to�samo�� ka�dego, kto mu si� nawinie. B�d� wariowa� na punkcie bezpiecze�stwa, �eby mugole czego� nie zauwa�yli. Dlatego musimy czeka�. Frank przesta� sobie czy�ci� ucho. Wyra�nie us�ysza� s�owa: "Ministerstwo Magii", "czarodzieje" i "mugole". Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e te wyra�enia maj� jakie� tajne znaczenie, a Frankowi przychodzi�y do g�owy tylko dwa rodzaje ludzi, kt�rzy mogliby m�wi� szyfrem: szpiedzy i przest�pcy. Zacisn�� d�o� na lasce i wyt�y� s�uch.
- A wi�c wasza lordowska mo�� jest zdecydowany?
- zapyta� cicho Glizdogon.
- Tak, Glizdogonie, jestem zdecydowany. - W zimnym g�osie zabrzmia�a nuta gro�by. Nast�pi�a chwila milczenia, a p�niej przem�wi� Glizdogon, wyrzucaj�c z siebie szybko s�owa, jakby si� ba�, �e straci odwag�, zanim je wypowie.
- Panie m�j, to mo�na zrobi� bez Harry'ego Pottera. Znowu pauza, tym razem d�u�sza, a potem...
- Bez Harry'ego Pottera, powiadasz? - powt�rzy� drugi g�os z jadowit� �agodno�ci�. - Ach tak, rozumiem...
- Panie, nie m�wi� tego ze wzgl�du na ch�opaka! zawo�a� piskliwym g�osem Glizdogon. - Nic dla mnie nie znaczy, nic a nic! Uwa�am tylko, �e gdyby�my wykorzystali innego czarodzieja albo czarownic�... kogokolwiek... to mogliby�my dokona� tego o wiele szybciej! Gdyby� mi pozwoli�, panie, oddali� si� na jaki� czas... a wiesz, �e potrafi� zmieni� si� tak, �e nikt mnie nie rozpozna... wr�ci�bym tu za dwa dni z jak�� odpowiedni� osob�...
- Tak, to prawda... - powiedzia� cicho pierwszy g�os.
- M�g�bym u�y� innego czarodzieja...
- Panie m�j, to naprawd� rozs�dne wyj�cie. - W g�osie Glizdogona da�o si� wyczu� wyra�n� ulg�. - Trudno by by�o porwa� Pottera, jest tak dobrze strze�ony...
- A ty chcia�by� p�j�� na ochotnika po kogo� innego? Zastanawiam si�, Glizdogonie... czy nie zm�czy�o ci� ju� piel�gnowanie mojej osoby... czy ta propozycja nie jest czasem pr�b� porzucenia mnie na zawsze?
- Panie! Mistrzu! Ja... ja wcale nie chc� ci� opu�ci�, ale� sk�d...
- Nie k�am! - zasycza� drugi g�os. - Przede mn� nie mo�na k�ama�, zawsze to wykryj�! �a�ujesz, �e w og�le do mnie wr�ci�e�, Glizdogonie! Czujesz do mnie odraz�! Widz�, jak si� wzdrygasz, gdy na mnie spojrzysz, czuj�, jak dr�ysz, kiedy mnie dotykasz...
- Nie! Moje przywi�zanie do waszej lordowskiej mo�ci...
- Twoje przywi�zanie to zwyk�e tch�rzostwo. Nie by�oby ci� tu, gdyby� mia� dok�d p�j��. Jak mam tu przetrwa� bez ciebie, skoro musz� by� karmiony co kilka godzin? Kto wydoi Nagini?
- Jeste� ju� o wiele silniejszy, m�j panie...
- K�amiesz - wycedzi� zimny g�os. - Wcale nie jestem silniejszy, a jak ciebie nie b�dzie przez par� dni, to utrac� i t� odrobin� zdrowia, kt�r� odzyska�em pod twoj� niezdarn� opiek�. Zamilcz! Glizdogon, kt�ry be�kota� co� niewyra�nie, natychmiast umilk�. Przez kilka sekund Frank s�ysza� tylko trzaskanie ognia w kominku. Potem drugi m�czyzna znowu przem�wi�, tym razem szeptem przywodz�cym na my�l syk w�a.
- Jak ju� ci wyja�nia�em, mam swoje powody, dla kt�rych chc� u�y� w�a�nie tego ch�opca. Chc� jego i tylko jego. Czeka�em na to trzyna�cie lat. Par� miesi�cy wi�cej nie stanowi r�nicy. Wiem, �e ch�opiec b�dzie wyj�tkowo dobrze chroniony, ale wszystko dok�adnie zaplanowa�em. Potrzebna mi jest tylko twoja odwaga, Glizdogonie, i t� odwag� musisz w sobie znale��, je�li nie chcesz odczu� pe�ni gniewu Lorda Voldemorta...
- Panie, pozw�l co� powiedzie� swemu wiernemu s�udze! - przerwa� mu Glizdogon, a w jego g�osie zabrzmia�o prawdziwe przera�enie. - Przez ca�� nasz� podr� rozmy�la�em nad tym planem... Panie m�j, przecie� wkr�tce zauwa��, �e Berta Jorkins znikn�a, a je�li posuniemy si� dalej, je�li rzuc� zakl�cie...
- Je�li? - zasycza� pierwszy g�os. Je�li? Je�li b�dziesz post�powa� zgodnie z planem, Glizdogonie, ministerstwo nigdy si� nie dowie, �e kto� jeszcze znikn��. Zrobisz to po cichu, bez zamieszania... Bardzo bym chcia� zrobi� to sam, ale w moim obecnym stanie... Pomy�l, Glizdogonie, trzeba tylko pokona� jeszcze jedn� przeszkod� i droga do Harry'ego Pottera stanie przed nami otworem. Nie ��dam od ciebie, �eby� zrobi� to sam. Wkr�tce pojawi si� m�j wierny s�uga...
- Ja jestem twoim wiernym s�ug� - rzek� Glizdogon, a w jego g�osie zabrzmia�a nuta ponurego roz�alenia.
- Glizdogonie, potrzebny mi jest kto� z t�g� g�ow�, godny zaufania i do ko�ca mi oddany, a ty nie spe�niasz �adnego z tych warunk�w.
- Odnalaz�em ci�, panie - powiedzia� Glizdogon, teraz ju� wyra�nie nad�sany. - To ja ciebie odnalaz�em. To ja ci sprowadzi�em Bert� Jorkins.
- To prawda - rzek� drugi m�czyzna z lekkim rozbawieniem. - To wyczyn, kt�rego si� po tobie nie spodziewa�em, Glizdogonie... chocia�, prawd� m�wi�c, kiedy j� z�apa�e�, na pewno nie wiedzia�e�, jak bardzo oka�e si� po�yteczna,co?
- Ja... ja my�la�em, �e ona mo�e si� przyda�, panie...
- K�amiesz - powt�rzy� pierwszy g�os jeszcze wyra�niej szyderczym tonem. - Nie przecz� jednak, �e jej informacje okaza�y si� bardzo cenne. Bez niej nie obmy�li�bym naszego planu. Otrzymasz za to nagrod�, Glizdogonie. Pozwol� ci wykona� dla mnie bardzo wa�ne zadanie, tak wa�ne, �e ka�dy z moich zwolennik�w da�by sobie odr�ba� praw� r�k�, byle je otrzyma�...
- Nnaprawd�, m�j panie? Co... - Teraz w g�osie Glizdogona ponownie zabrzmia�o przera�enie.
- Ach, Glizdogonie, chyba nie chcesz, �ebym ci zepsu� niespodziank�? Swoj� rol� odegrasz na samym ko�cu... ale przyrzekam ci, b�dziesz mia� zaszczyt okazania si� r�wnie u�ytecznym, jak Berta Jorkins.
- A wi�c... awi�c... - wyj�ka� Glizdogon ochryp�ym g�osem, jakby nagle zasch�o mu w ustach - zamierzasz... mnie r�wnie�... zabi�?
- Och, Glizdogonie, Glizdogonie - rzek� �agodnie zimny g�os - czemu mia�bym ci� zabija�? Zabi�em Bert�, bo musia�em to zrobi� Po przes�uchaniu nie nadawa�a si� ju� do niczego A zreszt� mog�yby pa�� niewygodne pytania, gdyby wr�ci�a do Ministerstwa Magii i oznajmi�a, �e podczas urlopu spotka�a w�a�nie ciebie Czarodzieje uwa�ani za zmar�ych chyba nie powinni spotyka� w przydro�nej gospodzie czarownic z Ministerstwa Magii, prawda? Glizdogon mrukn�� co� tak cicho, �e Frank nie dos�ysza� s��w, ale drugi m�czyzna roze�mia� si� - a by� to �miech zimny jak jego mowa, ca�kowicie pozbawiony weso�o�ci
- Powiadasz, �e mogli�my zmodyfikowa� jej pami�� Pot�ny czarodziej potrafi prze�ama� ka�de zakl�cie zapomnienia, co udowodni�em, kiedy j� przes�uchiwa�em By�oby ujm� dla jej pami�ci, gdyby�my nie wykorzystali informacji, kt�re z niej wydar�em, Glizdogonie Frank, przyczajony za drzwiami, poczu� nagle, �e jego r�ka �ciskaj�ca lask� zrobi�a si� �liska od potu Ten cz�owiek o lodowatym g�osie zabi� jak�� kobiet� M�wi o tym bez �adnych skrupu��w - z rozbawieniem To gro�ny szaleniec' Szaleniec, kt�ry planuje nowy mord Ten ch�opiec, Harry Potter, kimkolwiek jest znajduje si� w �miertelnym niebezpiecze�stwie Wiedzia�, co powinien zrobi� Nadszed� czas, aby i�� na policj� Wykradme si� z domu i pospieszy ile si� w nogach do budki telefonicznej w wiosce Ale zimny g�os ponownie przem�wi� i Frank zamar�, zamieniaj�c si� w s�uch
- Jeszcze jedno zakl�cie wierny s�ugo w Hogwarcie i Harry Potter jest m�j, Glizdogonie To ju� postanowione Nie �ycz� sobie �adnych sprzeciw�w Ale cicho chyba s�ysz� Nagini I nagle jego g�os si� zmieni� Zacz�� wydawa� z siebie takie d�wi�ki, jakich Frank jeszcze nigdy nie s�ysza� sycza� i prycha� bez zaczerpni�cia oddechu Frank pomy�la�, �e to jaki� atak apopleksji A p�niej us�ysza� co� za sob� w ciemnym korytarzu Odwr�ci� si� i sparali�owa�o go ze strachu co� pe�z�o ku niemu po pod�odze mrocznego korytarza, a kiedy zbli�y�o si� do pasma �wiat�a padaj�cego przez szpar�, przeszy� go dreszcz przera�enia Mia� przed sob� olbrzymiego w�a, mierz�cego co najmniej dwana�cie st�p Frank, skamienia�y z przera�enia, wpatrywa� si� w wij�ce si� cielsko, kt�re zbli�a�o si� coraz bardziej i bardziej, pozostawiaj�c szeroki, kr�ty �lad na zakurzonej posadzce Co robi�' Dok�d uciec? Jedyne miejsce ucieczki to pok�j, w kt�rym dwaj m�czy�ni planuj� morderstwo ale je�li nie ruszy si� z miejsca, w�� z pewno�ci� go u�mierci Zanim jednak zd��y� podj�� decyzj�, w�� ju� si� z nim zr�wna�, a potem - nie do wiary' - min�� go, wabiony sykiem wydobywaj�cym si� z ust tamtego m�czyzny, i po chwili w szparze drzwi znikn�� koniec jego ogona, nakrapiany l�ni�cymi jak diamenty plamkami Po czole Franka sp�ywa�y str�ki potu, a r�ka dzier��ca lask� dygota�a W pokoju wci�� rozlega�o si� syczenie i prychanie, a Franka nawiedzi�a dziwna, zupe�nie niewiarygodna my�l - Ten cz�owiek potrafi rozmawia�, z w�ami Frank nic z tego nie rozumia� W tej chwili pragn�� tylko jednego znale�� si� z powrotem w ��ku z butelk� gor�cej wody pod ko�dr� K�opot w tym, �e nogi odm�wi�y mu pos�usze�stwa Za nic nie chcia�y si� poruszy� I kiedy tak sta�, pr�buj�c opanowa� dygotanie, zimny g�os przem�wi�, znowu po angielsku
- Nagini przynios�a interesuj�c� wiadomo��, Glizdogonie
- Nnaprawd�, m�j panie?
- Naprawd� - rzek� zimny g�os - Nagini twierdzi, �e za drzwiami stoi jaki� stary mugol i pods�uchuje, co tu m�wimy Frank nie mia� �adnych szans na ucieczk� Us�ysza� zbli�aj�ce si� kroki i drzwi otworzy�y si� gwa�townie na ca�� szeroko�� Sta� przed nim niski, �ysiej�cy m�czyzna z resztk� siwych w�os�w, d�ugim, spiczastym nosem i wodnistymi oczkami, na jego twarzy malowa�a si� mieszanina czujno�ci i strachu
- Zapro� go do �rodka, Glizdogonie Gdzie si� podzia�y twoje dobre maniery'? Zimny g�os dobiega� ze starego fotela stoj�cego przed kominkiem, ale Frank nie widzia� tego, kto w nim siedzi W�� zwin�� si� na przegni�ym dywaniku przed kominkiem, jak jaka� straszna parodia domowego psa Glizdogon gestem zaprosi� Franka do pokoju Cho� Frank wci�� by� okropnie wstrz��ni�ty, �cisn�� mocniej lask� i przeku�tyka� przez pr�g Jedynym �r�d�em �wiat�a by� ogie� z kominka, kt�ry rzuca� na �ciany d�ugie, paj�kowate cienie Frank wlepi� oczy w oparcie fotela Siedz�cy w nim m�czyzna musia� by� jeszcze ni�szy od swojego s�ugi, bo Frank nie widzia� czubka jego g�owy
- S�ysza�e� wszystko, mugolu'' - odezwa� si� zimny g�os
- Jak mnie nazwa�e�? - zapyta� Frank wyzywaj�cym tonem, bo teraz, kiedy ju� znalaz� si� w �rodku i nadszed� czas, by dzia�a�, poczu� przyp�yw odwagi Na wojnie by�o tak samo
- Nazwa�em ciebie mugolem - odrzek� ch�odno g�os
- To oznacza, �e nie jeste� czarodziejem
- Nie wiem, co przez to rozumiesz - powiedzia� Frank nieco pewniejszym tonem - Wiem tylko, �e us�ysza�em do��, aby zainteresowa� tym policj� Tak, m�j panie Pope�ni�e� jakie� morderstwo i planujesz nast�pne' I powiem ci co� jeszcze - doda�, bo nagle przysz�o mu to do g�owy - Moja �ona wie, �e tu jestem, i je�li nie wr�c�
- Nie masz �ony - przerwa� mu spokojnie zimny g�os - Nikt nie wie, �e tu jeste� Nie powiedzia�e� nikomu, dok�d idziesz Nie k�am przed Lordem Voldemortem, mugolu, bo on to pozna zawsze poznaje
- Czy�by? - zapyta� szorstko Frank - A wi�c mamy do czynienia z lordem? Jako� nie widz�, �eby� mia� lordowskie maniery Bo niby dlaczego nie odwr�cisz si� i nie spojrzysz mi w oczy jak cz�owiek''
- Bo ja nie jestem cz�owiekiem, mugolu - zasycza� zimny g�os, a Frank ledwo go dos�ysza� w�r�d trzasku szczap p�on�cych w kominku - Jestem kim� o wiele, wiele wi�kszym Ale dlaczego nie Poka�� ci swoj� twarz Glizdogonie, odwr�� m�j fotel S�uga j�kn�� cicho
- S�ysza�e�, co powiedzia�em? Powoli, z takim grymasem na twarzy, jakby wola� zrobi� wszystko, tylko nie zbli�a� si� do swojego pana i do dywanika, na kt�rym spoczywa� w��, drobny cz�owieczek podszed� do fotela i zacz�� go odwraca� W�� uni�s� sw�j ohydny, tr�jk�tny �eb i zasycza� cicho, kiedy nogi fotela zawadzi�y o dywanik S�uga odwr�ci� fotel i Frank wtedy zobaczy�, kto, albo raczej co w nim siedzi Laska wypad�a mu z r�ki i z �oskotem wyl�dowa�a na pod�odze Otworzy� usta i krzykn�� Krzycza� tak g�o�no, �e nie s�ysza� s��w, kt�re wypowiedzia�o to co� w fotelu, kiedy podnios�o r�d�k�. B�ysn�o zielone �wiat�o, hukn�o, i Frank Bryce zgi�� si� wp�. Kiedy upad� na pod�og�, by� ju� martwy.
Dwie�cie mil od tego miejsca pewien ch�opiec, kt�ry nazywa� si� Harry Potter, przebudzi� si� nagle, dygoc�c ze strachu.
* * *
ROZDZIA� DRUGI
Blizna
Harry le�a� na plecach, oddychaj�c z trudem, jakby si� zadysza� po biegu. Przebudzi� si� z bardzo realistycznego snu, z d�o�mi przyci�ni�tymi do twarzy. Stara blizna na czole, o kszta�cie b�yskawicy, pali�a go tak, jakby kto� przed chwil� przy�o�y� mu do czo�a rozgrzany do bia�o�ci pr�t. Usiad�, wci�� dotykaj�c jedn� r�k� blizny, a drug� si�gaj�c w ciemno�ci po okulary le��ce na szafce przy ��ku. Za�o�y� je i zobaczy� wyra�niej sypialni�, o�wietlon� mglistym, pomara�czowym blaskiem ulicznej latarni, s�cz�cym si� przez zas�ony. Jeszcze raz pomaca� blizn�. Wci�� czu� b�l. Zapaliwszy lampk�, wygramoli� si� z ��ka, przeszed� przez pok�j, otworzy� szaf� i zerkn�� w lustro na wewn�trznej stronie drzwi. Zobaczy� chudego, czternastoletniego ch�opca o zdziwionych, jasnozielonych oczach, spogl�daj�cych na niego spod rozczochranej czarnej czupryny. Przyjrza� si� uwa�nie bli�nie w kszta�cie b�yskawicy. Wygl�da�a tak jak zawsze, ale wci�� piek�a. Harry spr�bowa� sobie przypomnie�, o czym �ni�, zanim si� przebudzi�. To by�o takie �ywe, takie realne... Dwaj znajomi ludzie i jeden, kt�rego nie zna�... Zmarszczy� brwi, staraj�c si� przypomnie�... Nawiedzi� go niewyra�ny obraz jakiego� pokoju... przypomnia� sobie w�a zwini�tego na dywaniku przed kominkiem... drobnego cz�owieczka... tak, to Peter o przezwisku Glizdogon... i zimny, piskliwy g�os... g�os Lorda Voldemorta. Na sam� my�l o nim Harry poczu� si� tak, jakby do �o��dka opad�a mu bry�a lodu... Zacisn�� powieki, usi�uj�c sobie przypomnie�, jak wygl�da� Voldemort, ale okaza�o si� to niemo�liwe... Pami�ta� tylko, �e w tej samej chwili, kiedy odwr�cono fotel Voldemorta i on, Harry, zobaczy�, co w nim siedzi, przeszy� go spazm przera�enia i obudzi� si�... A mo�e obudzi� go ten piek�cy b�l? I kim by� ten starzec? Bo na pewno by� tam jaki� starzec: widzia�, jak upada na pod�og�. Ale wszystko si� zaciera�o... Harry zas�oni� twarz d�o�mi, odgradzaj�c si� od sypialni, by zatrzyma� pod powiekami obraz tamtego mrocznego pokoju, ale szczeg�y wycieka�y z jego pami�ci tak szybko jak woda ze stulonych d�oni, tym szybciej, im bardziej stara� si� je zatrzyma�... Voldemort i Glizdogon rozmawiali o kim�, kogo zabili, ale Harry nie m�g� sobie przypomnie� jego imienia... i planowali nowe morderstwo... ale kto mia� by� ofiar�?... zaraz ...tak, on sam! Harry odj�� r�ce od twarzy, otworzy� oczy i rozejrza� si� po sypialni, jakby si� spodziewa�, �e ujrzy co� niezwyk�ego. Tak si� z�o�y�o, �e w tym pokoju by�o mn�stwo niezwyk�ych rzeczy. U st�p ��ka sta� wielki, drewniany, otwarty kufer, w kt�rym mie�ci� si� kocio�ek, miot�a, czarne szaty i kilka ksi�g z zakl�ciami. Cz�� biurka zajmowa�a wielka pusta klatka, w kt�rej zazwyczaj siedzia�a jego sowa �nie�na, Hedwiga, a pozosta�a cz�� zawalona by�a zwojami pergaminu. Na pod�odze obok ��ka le�a�a otwarta ksi��ka, kt�r� czyta� przed za�ni�ciem. Ilustracje w ksi��ce by�y ruchome: pojawiali si� na nich i znikali z pola widzenia ludzie w pomara�czowych szatach, �migaj�c na miot�ach i podaj�c sobie ma��, czerwon� pi�k�. Harry podni�s� ksi��k�, by popatrze�, jak jeden z czarodziej�w zdobywa wspania�ego gola, przerzucaj�c pi�k� przez obr�cz na s�upku wysoko�ci pi��dziesi�ciu st�p. Potem zatrzasn�� ksi��k�. Nawet quidditch - wed�ug Harry'ego najlepsza gra sportowa na �wiecie - nie potrafi� go w tym momencie oderwa� od ponurych my�li. Od�o�y� "W powietrzu z Armatami" na stolik przy ��ku, podszed� do okna i rozchyli� zas�ony, �eby zobaczy�, co dzieje si� na ulicy. Uliczka Privet Drive wygl�da�a dok�adnie tak, jak powinna wygl�da� porz�dna uliczka podmiejskiego osiedla we wczesnych godzinach sobotniego poranka. Zas�ony we wszystkich oknach by�y zaci�gni�te. By�o co prawda ciemno, ale nigdzie nie dostrzeg� �ywej duszy, ba, nawet �adnego kota. A jednak... a jednak... Harry usiad� na ��ku, ponownie dotykaj�c palcem blizny na czole. Nadal odczuwa� niepok�j, ale wcale nie z powodu b�lu. Do b�lu i kontuzji by� przyzwyczajony. Kiedy� straci� wszystkie ko�ci w prawej r�ce i przez ca�� noc znosi� b�l towarzysz�cy ich czarodziejskiemu odrastaniu. Wkr�tce potem to samo rami� przebi� jadowity, d�ugi na stop� kie�. W ubieg�ym roku spad� z lataj�cej miot�y z wysoko�ci pi��dziesi�ciu st�p. By� przyzwyczajony do dziwnych wypadk�w i uraz�w; trudno ich by�o unikn��, je�li si� ucz�szcza�o do Szko�y Magii i Czarodziejstwa Hogwart i mia�o si� du�� sk�onno�� do wpadania w k�opoty. Tym, co niepokoi�o Harry'ego, by�a �wiadomo��, �e kiedy ostatnio rozbola�a go blizna na czole, sta�o si� tak z powodu blisko�ci Voldemorta... Ale przecie� Voldemorta nie mog�o tu teraz by�... Voldemort czaj�cy si� w ciemno�ciach na Privet Drive? To absurdalne, to niemo�liwe... Harry ws�ucha� si� w otaczaj�c� go cisz�. Czy�by jednak spodziewa� si� us�ysze� trzeszczenie schod�w albo szelest p�aszcza? A� podskoczy�, gdy w s�siednim pokoju zachrapa� g�o�no jego kuzyn Dudley. Otrz�sn�� si� i skarci� w duchu: co za g�upota, przecie� w tym domu nie ma nikogo poza wujem Vernonem, ciotk� Petuni� i Dudleyem, kt�rzy wci�� smacznie �pi� i z ca�� pewno�ci� nie dr�cz� ich �adne senne koszmary. Harry lubi� Dursley�w najbardziej, kiedy spali; kiedy nie spali i tak nie by�o z nich �adnego po�ytku. Wuj Vernon, ciotka Petunia i Dudley, jego jedyni �yj�cy krewni, byli mugolami (zwyk�ymi, niemagicznymi lud�mi). Nie tolerowali magii pod �adn� postaci�, co oznacza�o, �e w swoim domu traktowali Harry'ego jak tr�dowatego. Od trzech lat sp�dza� z nimi tylko wakacje, bo przez reszt� roku mieszka� w jednym z dom�w uczniowskich w Hogwarcie. Ukrywali ten fakt, opowiadaj�c wszystkim, �e ich siostrzeniec przebywa w "�wi�tym Brutusie", czyli w O�rodku Wychowawczym dla M�odocianych Recydywist�w. Dobrze wiedzieli, �e jako niepe�noletniemu czarodziejowi nie wolno mu u�ywa� czar�w poza Hogwartem, ale mimo to obwiniali go o wszystkie wypadki i awarie w domu. Harry nie mia� do nich za grosz zaufania i nigdy im nie opowiada� o swoim �yciu w �wiecie czarodziej�w. Ju� sama my�l, by p�j�� do nich, kiedy si� obudz�, i oznajmi�, �e boli go blizna i �e l�ka si� Voldemorta, wydawa�a si� po prostu �mieszna. A jednak to w�a�nie z powodu Voldemorta Harry znalaz� si� w domu Dursley�w. Gdyby nie Voldemort, nie mia�by na czole tej blizny w kszta�cie b�yskawicy. Gdyby nie Voldemort, nadal mia�by rodzic�w... Harry mia� zaledwie rok tamtej nocy, kiedy Voldemort
- najpot�niejszy czarnoksi�nik w tym stuleciu, przez jedena�cie lat stopniowo rosn�cy w si�� i moc - przyby� do domu jego rodzic�w, by ich zamordowa�. Kiedy tego dokona�, skierowa� r�d�k� na Harry'ego i wypowiedzia� zakl�cie, kt�rym pozby� si� ju� wielu doros�ych czarodziej�w i czarownic na drodze do pe�ni w�adzy. Trudno w to uwierzy�, ale zakl�cie nie podzia�a�o. Zamiast u�mierci� male�kiego ch�opczyka, ugodzi�o samego Voldemorta. Harry prze�y�, i z tego strasznego spotkania pozosta�a mu tylko na czole blizna w kszta�cie b�yskawicy, podczas gdy Voldemort uszed� z tego starcia ledwie �ywy, pozbawiony mocy. Zaszy� si� gdzie�, a tajna spo�eczno�� czarodziej�w i czarownic przesta�a wreszcie �y� w nieustannym strachu; poplecznicy Voldemorta rozpierzchli si� po �wiecie, a Harry Potter zyska� powszechn� s�aw�. Harry prze�y� g��boki wstrz�s, kiedy w swoje jedenaste urodziny dowiedzia� si�, �e jest czarodziejem, a poczu� jeszcze wi�ksze zak�opotanie, kiedy odkry�, �e w czarodziejskim �wiecie ka�dy zna jego imi� i nazwisko. Kiedy trafi� do Hogwartu, wszyscy si� za nim ogl�dali i nieustannie towarzyszy�y mu podniecone szepty. Teraz ju� do tego przywyk�; pod koniec lata mia� rozpocz�� czwarty rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa i ju� liczy� dni dziel�ce go od powrotu do Hogwartu. Ale od upragnionego wyjazdu do szko�y dzieli�y go jeszcze dwa tygodnie. Rozejrza� si� z rozpacz� po pokoju i jego wzrok spocz�� na kartkach urodzinowych, kt�re przys�a�a mu pod koniec lipca dw�jka jego najlepszych przyjaci�. Co by powiedzieli, gdyby im napisa�, �e znowu rozbola�a go blizna? Natychmiast us�ysza� w g�owie g�os Hermiony Granger, piskliwy i pe�en przera�enia:
- Boli ci� blizna? Harry, to bardzo powa�na sprawa... Napisz do profesora Dumbledorea! A ja zaraz sprawdz� w Najcz�stszych magicznych dolegliwo�ciach i schorzeniach... Mo�e tam jest co� o bliznach spowodowanych zakl�ciami... Tak, Hermiona na pewno doradzi�aby mu zwr�cenie si� do dyrektora Hogwartu i, oczywi�cie, przewertowanie kilku ksi��ek. Harry spojrza� przez okno na atramentowe, prawie czarne niebo. W�tpi�, by mog�a mu teraz pom�c jakakolwiek ksi��ka. Z tego, co wiedzia�, by� jedyn� �yj�c� osob�, kt�rej uda�o si� prze�y� tak silne, z�owrogie zakl�cie; odnalezienie n�kaj�cych go objaw�w w Najcz�stszych magicznych dolegliwo�ciach i schorzeniach by�o wi�c bardzo ma�o prawdopodobne. A je�li chodzi o zwr�cenie si� o rad� do dyrektora, to i tak nie mia� poj�cia, gdzie Albus Dumbledore sp�dza tegoroczne letnie wakacje. U�miechn�� si� w duchu, kiedy sobie wyobrazi� Dumbledore'a, z jego d�ug� srebrn� brod�, w si�gaj�cej st�p szacie czarodzieja i spiczastym kapeluszu, wyci�gni�tego gdzie� na pla�y i wcieraj�cego sobie krem do opalania w d�ugi, haczykowaty nos. Co prawda, gdziekolwiek by Dumbledore przebywa�, Hedwiga na pewno by go odnalaz�a - jeszcze nigdy, nikogo nie zawiod�a, nawet kiedy nie zna�a adresu... Ale co by mia� mu napisa�? Szanowny Panie Profesorze, prosz� mi wybaczy�, �e Pana niepokoje, ale dzi� rano rozbola�a mnie blizna. Z wyrazami szacunku, Harry Potter. Zabrzmia�o to bardzo g�upio, nawet w jego g�owie. Spr�bowa� wi�c wyobrazi� sobie reakcj� swojego najlepszego przyjaciela, Rona Weasleya i natychmiast ujrza� d�ug�, piegowat�, przera�on� twarz Rona.
- Boli ci� blizna? Ale... ale chyba Sam-Wiesz-Kogo nie ma gdzie� w pobli�u, co? To znaczy... wiedzia�by� o tym, prawda? Chyba nie pr�buje zrobi� tego jeszcze raz? No, nie wiem, Harry... ale mo�e takie blizny po zakl�ciach zawsze troch� bol�... Zapytam tat�... Pan Weasley by� wykwalifikowanym czarodziejem pracuj�cym w Ministerstwie Magii, w Departamencie Niew�a�ciwego U�ycia Produkt�w Mugoli, ale chyba nie mia� zbyt wielkiego do�wiadczenia w zakresie z�owrogich zakl��. W ka�dym razie Harry'emu niezbyt podoba� si� pomys�, by ca�a rodzina Weasley�w dowiedzia�a si�, �e on, Harry, wpada w histeri�, bo co� go rozbola�o. Pani Weasley przerazi�aby si� jeszcze bardziej od Hermiony, a bli�niacy, Fred i George, bracia Rona, kt�rzy mieli ju� po szesna�cie lat, mogliby pomy�le�, �e ma pietra. Weasleyowie byli rodzin�, kt�r� Harry uwielbia�; mia� te� nadziej�, �e lada dzie� zaprosz� go do siebie na reszt� wakacji (Ron wspomina� o mistrzostwach �wiata w quidditchu) i jako� nie mia� ochoty na to, by w czasie jego wizyty wci�� wypytywano go o t� blizn�. Postuka� knykciami w czo�o. Naprawd� pragn�� kogo� (cho� z trudem si� do tego przyznawa� nawet przed samym sob�), kto by by� jak... jak ojciec: doros�y czarodziej, kt�rego m�g�by zapyta� o rad�, nie czuj�c si� przy tym g�upio, kto�, kto by si� nim zaopiekowa�, kto� maj�cy do�wiadczenie w walce z czarn� magi�... I nagle wpad�o mu do g�owy rozwi�zanie. Proste i tak oczywiste! A� trudno mu by�o uwierzy�, �e wcze�niej o tym nie pomy�la�. Syriusz! Harry zeskoczy� z ��ka, przebieg� przez pok�j i usiad� przy biurku. Przysun�� sobie kawa�ek pergaminu, umacza� orle pi�ro w atramencie, napisa�: "Drogi Syriuszu..." i przerwa�, zastanawiaj�c si�, jak tu uj�� sw�j problem, i wci�� dziwi�c si�, �e od razu nie pomy�la� o Syriuszu. No, ale mo�e jednak nie by�o to a� tak dziwne, bo w ko�cu o tym, �e Syriusz jest jego ojcem chrzestnym, dowiedzia� si� zaledwie dwa miesi�ce temu. Przyczyna, dla kt�rej ojciec chrzestny Harry'ego uprzednio znikn�� z jego �ycia, by�a prosta - Syriusz przez wiele lat przebywa� w Azkabanie, przera�aj�cym wi�zieniu dla czarodziej�w, strze�onym przez istoty zwane dementorami, �lepe demony, wysysaj�ce z ludzi dusze. Kiedy w ko�cu uda�o mu si� uciec, pod��y�y za nim do Hogwartu, by go schwyta�. Syriusz by� niewinny - morderstwa, za kt�re zosta� skazany, pope�ni� Glizdogon, poplecznik Voldemorta, kt�rego prawie wszyscy uwa�ali za zmar�ego. Harry, Ron i Hermiona znali prawd�, bo w ubieg�ym roku sami spotkali Glizdogona, cho� pr�cz profesora Dumbledore'a nikt nie chcia� im uwierzy�. Wtedy, w ubieg�ym roku, przez jedn� cudown� godzin� Harry by� przekonany, �e opu�ci na zawsze dom Dursley�w, poniewa� Syriusz zaproponowa� mu, by zamieszkali razem, kiedy ju� zostanie oczyszczony z zarzutu zbrodni. Szansy tej zosta� jednak wkr�tce pozbawiony, bo Glizdogon znikn��, zanim zdo�ali go odda� w r�ce przedstawicieli Ministerstwa Magii, a Syriusz musia� znowu ucieka�, by ratowa� �ycie. Harry pom�g� mu uciec na grzbiecie hipogryfa zwanego Hardodziobem i odt�d Syriusz ukrywa� si� gdzie�, wiod�c �a�osne �ycie �ciganego zbiega. My�l o domu, kt�ry m�g� wreszcie mie�, gdyby Glizdogon nie uciek�, nawiedza�a Harry'ego przez ca�e lato. By�o mu bardzo ci�ko powr�ci� do Dursley�w ze �wiadomo�ci�, �e tak ma�o brakowa�o, a opu�ci�by ich dom na zawsze. A jednak, mimo �e nie uda�o im si� zamieszka� razem, Syriusz zdo�a� mu ju� troch� pom�c. To dzi�ki niemu Harry mia� teraz w sypialni swoje podr�czniki i inne przybory szkolne. W poprzednich latach Dursleyowie nigdy mu na to nie pozwalali, bo po pierwsze, od samego pocz�tku traktowali go podle, zn�caj�c si� nad nim i odmawiaj�c mu wszelkich przyjemno�ci, a po drugie, po prostu bali si� jego niezwyk�ych mocy czarodziejskich. Dlatego za ka�dym razem, kiedy wraca� na letnie wakacje, zamykali jego szkolny kufer w kom�rce pod schodami. Zmieni�o si� to dopiero tego lata, kiedy si� dowiedzieli, �e ojcem chrzestnym Harry'ego jest niebezpieczny morderca - a Harry sprytnie zapomnia� im powiedzie�, �e Syriusz jest niewinny. Od czasu powrotu na Privet Drive dosta� dwa listy od Syriusza. Oba zosta�y dostarczone nie przez sowy (jak by�o przyj�te w �wiecie czarodziej�w), ale przez wielkie, barwnie upierzone ptaki tropikalne. Hedwiga nie by�a zachwycona pojawieniem si� tych pstrych intruz�w; z najwy�sz� niech�ci� pozwoli�a im napi� si� wody ze swojej miseczki, zanim odlecia�y z powrotem. Natomiast Harry'emu bardzo si� podoba�y: przywodzi�y na my�l palmy i bia�y piasek, co pozwala�o mu mie� nadziej�, �e gdziekolwiek Syriusz teraz si� znajduje (nigdy o tym nie wspomina�, obawiaj�c si�, �e listy mog� wpa�� w r�ce jego prze�ladowc�w), czuje si� tam dobrze i bezpiecznie. Harry'emu jako� trudno by�o wyobrazi� sobie dementor�w przebywaj�cych zbyt d�ugo w jasnym s�o�cu - mo�e w�a�nie dlatego Syriusz uciek� gdzie� na po�udnie? Listy od Syriusza, ukryte w bardzo u�ytecznej skrytce pod obluzowan� desk� pod�ogi pod ��kiem Harry'ego, pe�ne by�y otuchy i w obu Syriusz przypomina�, �e Harry mo�e go wezwa�, gdyby tylko potrzebowa� jego rady czy pomocy. A przecie� w�a�nie teraz tego potrzebuje... Lampa jakby przygas�a, bo zimne szare �wiat�o poprzedzaj�ce wsch�d s�o�ca powoli wpe�z�o do pokoju. Kiedy w ko�cu wzesz�o s�o�ce i ca�� sypialni� wype�ni�a z�ota po�wiata, a z pokoj�w wuja Vernona i ciotki Petunii da�y si� s�ysze� zwyk�e poranne odg�osy, Harry uprz�tn�� z biurka pomi�te kawa�ki pergaminu i ponownie przeczyta� sw�j list. Drogi Syriuszu, Dzi�kuje ci za tw�j ostatni list. Ten ptak by� ogromny, ledwo si� przecisn�� przez okno. Tutaj wszystko po staremu. Dudley �le znosi diet�. Wczoraj ciotka wykry�a, �e przemyca� do swojego pokoju paczki. Zagrozili, �e obetn� mu kieszonkowe, je�li b�dzie to robi�, wi�c okropnie si� rozz�o�ci� i wyrzuci� przez okno swoj� konsol� do gier. To takie komputerowe urz�dzenie, kt�rym gra si� w r�ne gry. Zrobi� g�upio, bo teraz nie ma nawet swojej Super-Rozwalanki, �eby czym� si� zaj�� i zapomnie� o g�odzie. U mnie wszystko w porz�dku, g��wnie dlatego, �e Dursleyowie bardzo si� boj�, �e nagle si� pojawisz i zamienisz ich w nietoperze, jak ci� o to poprosz�. Dzi� rano wydarzy�o si� co� dziwnego. Moja blizna znowu mnie rozbola�a. Ostatnim razem bola�a mnie, kiedy Voldemort wdar� si� do Hogwartu. Ale przecie� to niemo�liwe, �eby by� w pobli�u, prawda? Jak s�dzisz, czy blizny po z�owrogich zakl�ciach mog� czasem bole� po tylu latach? Wy�l� ten list przez Hedwig�, kiedy wr�ci, bo akurat gdzie� polecia�a. Pozdr�w ode mnie Hardodzioba.
Tak, pomy�la�, chyba ca�kiem nie�le. Nie ma sensu wspomina� o tym �nie; nie chcia� sprawia� wra�enia, �e zbytnio si� boi. Zwin�� pergamin i od�o�y� na biurko, �eby mie� go pod r�k�, kiedy Hedwiga wr�ci. Potem wsta�, przeci�gn�� si� i ponownie otworzy� szaf�. Tym razem nie spojrza� na swoje odbicie, tylko zacz�� si� ubiera�, by zej�� na d� na �niadanie.
* * *
ROZDZIA� TRZEci
Zaproszenie
Kiedy Harry wszed� do kuchni, Dursleyowie ju� siedzieli przy stole. Nikt z nich nawet nie podni�s� g�owy, gdy wszed� i zaj�� swoje miejsce. Wielka, czerwona twarz wuja Vernona by�a ukryta za porannym wydaniem gazety, a ciotka Petunia dzieli�a grejpfrut na �wiartki, �ci�gaj�c w�skie usta nad ko�skimi z�bami. Dudley by� wyra�nie nad�sany i Harry'emu wyda�o si�, �e zajmuje jeszcze wi�cej miejsca ni� zawsze, co by�o do�� dziwne, bo zwykle zajmowa� ca�y bok kwadratowego sto�u. Kiedy ciotka Petunia po�o�y�a mu na talerzu �wiartk� nie os�odzonego grejpfruta z dr��cym: "Prosz�, Dudziaczku", spojrza� na ni� spode �ba. Jego �ycie zmieni�o si� dramatycznie, odk�d wr�ci� do domu na letnie wakacje i pokaza� rodzicom swoje roczne �wiadectwo. Wujowi Vernonowi i ciotce Petunii jak zwykle uda�o si� wynale�� usprawiedliwienie dla jego z�ych ocen. Ciotka Petunia zawsze dowodzi�a, �e Dudley jest bardzo zdolnym ch�opcem, a nauczyciele po prostu nie potrafi� si� na nim pozna�, natomiast wuj Vernon stwierdzi�, �e "wcale nie chcia�by mie� za syna jakiego� zniewie�cia�ego kujona". Zlekcewa�yli te� oskar�enie o zn�canie si� nad s�abszymi. "To niesforny urwis, ale nie skrzywdzi�by nawet muchy!", stwierdzi�a ciotka Petunia p�aczliwym g�osem. Na �wiadectwie opisowym by�o jednak par� celnie wybranych uwag szkolnej piel�gniarki, kt�rych nawet wuj Vernon i ciotka Petunia nie mogli zlekcewa�y�. Ciotka Petunia poj�kiwa�a, �e Dudley ma grube ko�ci, �e w tym wieku pewna nadwaga jest czym� zupe�nie normalnym i �e ch�opak wci�� ro�nie, wi�c jego organizm potrzebuje du�o po�ywienia, ale pozostawa�o faktem, i� dostawcy konfekcji szkolnej nie dysponowali ju� spodenkami w jego rozmiarze. Piel�gniarka szkolna dostrzeg�a to, czego oczy ciotki Petunii - tak bystre, kiedy chodzi�o o �lady t�ustych paluch�w na jej l�ni�cych �cianach b�d� podgl�danie s�siad�w
- po prostu nie chcia�y dostrzec, �e Dudley nie tylko nie potrzebuje takich ilo�ci jedzenia, jakie dot�d poch�ania�, ale �e osi�gn�� rozmiary i wag� m�odej orki. Tak wi�c - po wielu wybuchach z�o�ci, po k��tniach, kt�re wstrz�sa�y pod�og� sypialni Harry'ego, i po wielu �zach przelanych przez ciotk� Petuni� - wprowadzono surowy re�im. Kartka z opisem diety, przys�ana przez piel�gniark� ze szko�y Smeltinga, zosta�a powieszona na drzwiach lod�wki, kt�r� opr�niono z ulubionych przysmak�w Dudleya - gazowanych napoj�w, ciastek, czekoladowych baton�w i hamburger�w - a wype�niono owocami, jarzynami i innymi produktami, kt�re wuj Vernon nazywa� og�lnie "karm� dla kr�lik�w". �eby doda� Dudleyowi otuchy, ciotka Petunia upar�a si�, by na diet� przesz�a ca�a rodzina. Teraz poda�a kawa�ek grejpfruta Harry'emu, kt�ry od razu zauwa�y�, �e jego �wiartka jest o wiele mniejsza od tej, kt�r� dosta� Dudley. W opinii ciotki Petunii najlepszym sposobem poprawienia samopoczucia Dudleyowi by�o utrzymywanie go w przekonaniu, �e dostaje przynajmniej troch� wi�cej jedzenia ni� Harry. Ciotka Petunia nie wiedzia�a jednak, co jest ukryte pod obluzowan� desk� pod�ogi sypialni na pi�trze. Nie mia�a poj�cia, �e Harry w og�le nie zachowywa� diety. Kiedy tylko zrozumia�, �e ma prze�y� ca�e lato na surowej marchewce, wys�a� Hedwig� z pro�b� o pomoc do swoich przyjaci�, a ci stan�li na wysoko�ci zadania. Hedwiga wr�ci�a z domu Hermiony, d�wigaj�c wielkie pud�o pe�ne smako�yk�w bez cukru (rodzice Hermiony byli dentystami). Hagrid, gajowy Hogwartu, dostarczy� mu worek domowej krajanki (tego Harry nie tkn��, bo mia� ju� spore do�wiadczenie z przysmakami Hagrida). Pani Weasley wys�a�a do niego rodzinnego puchacza Errola z olbrzymi� strucl� i wyborem domowych pasztecik�w. Biedny Errol, kt�ry by� ju� stary i s�abowity, potrzebowa� a� pi�ciu dni, by odzyska� si�y po tej podr�y. A na swoje urodziny (kt�re Dursleyowie ca�kowicie zlekcewa�yli) Harry dosta� cztery wspania�e urodzinowe torty - po jednym od Rona, Hermiony, Hagrida i Syriusza. Dwa jeszcze zosta�y, wi�c maj�c nadziej� na prawdziwe �niadanie po powrocie na g�r�, bez s�owa zacz�� �u� grejpfrut. Wuj Vernon prychn�� pogardliwie, od�o�y� gazet� i spojrza� na swoj� �wiartk� grejpfruta.
- To wszystko? - zapyta� ponuro. Ciotka Petunia obdarzy�a go surowym spojrzeniem, a potem wskaza�a g�ow� na Dudleya, kt�ry ju� poch�on�� swoj� �wiartk� grejpfruta i teraz po��dliwie utkwi� prosiakowate oczy w talerzu Harry ego. Wuj Vernon westchn�� tak g��boko, �e w�sy mu zatrzepota�y, i si�gn�� po �y�eczk�. Rozleg� si� dzwonek przy drzwiach. Wuj Vernon d�wign�� si� z krzes�a i wyszed� do przedpokoju. Korzystaj�c z tego, �e matka zaj�a si� przygotowywaniem herbaty, Dudley b�yskawicznie porwa� reszt� grejpfruta z talerza wuja Vernona. Harry us�ysza� kr�tk� rozmow� przy drzwiach, czyj� �miech, a potem szorstk� odpowied� wuja. Trzasn�y drzwi, a po chwili z przedpokoju dobieg� odg�os rozdzierania papieru. Ciotka Petunia postawi�a na stole dzbanek z herbat� i rozejrza�a si� bacznie, zastanawiaj�c si�, gdzie jest wuj Vernon. Nie musia�a d�ugo czeka� na odpowied�. Wr�ci� po minucie. By� w�ciek�y.
- Ty - warkn�� do Harry'ego. - Do salonu. No ju�. Oszo�omiony, zastanawiaj�c si� gor�czkowo, co tym razem przeskroba�, Harry wyszed� z kuchni za wujem Vernonem. Kiedy obaj znale�li si� w salonie, wuj zatrzasn�� drzwi.
- Wi�c tak - rzek�, podchodz�c do kominka i odwracaj�c si� do Harry'ego z tak� min�, jakby zamierza� mu oznajmi�, �e jest aresztowany. - No wi�c tak. Harry bardzo chcia� zapyta� "Wi�c jak?", ale czu�, �e o tak wczesnej porze nie nale�y wuja Vernona denerwowa�, zw�aszcza po tym, co dosta� na �niadanie. Postanowi� wi�c zrobi� min� wyra�aj�c� uprzejme oczekiwanie.
- Przed chwil� przyszed� - powiedzia� wuj Vernon, wymachuj�c kawa�kiem purpurowego papieru. - List. O tobie. Harry zmiesza� si� jeszcze bardziej. Kto m�g� napisa� o nim do wuja Vernona? Kto m�g� go zna� i wysy�a� listy przez listonosza? Wuj Vernon �ypn�� najpierw na Harry'ego, potem na list i zacz�� czyta� na g�os: Szanowni Pa�stwo, Nie zostali�my sobie przedstawieni, ale jestem pewna, �e Harry opowiada� Pa�stwu o moim synu Ronie. Zapewne wspomina� Pa�stwu tak�e, �e fina� mistrzostw �wiata w quidditchu odb�dzie si� w przysz�y poniedzia�ek wieczorem, a mojemu m�owi Arturowi uda�o si� dosta� najlepsze bilety na ten mecz dzi�ki znajomo�ciom w Departamencie Czarodziejskich Gier i Sport�w. Mam nadzieje, �e pozwol� nam Pa�stwo zabra� Harry ego na ten mecz, jako �e jest to jedyna w �yciu okazja. Wielka Brytania nie by�a gospodarzem mistrzostw od trzydziestu lat i bardzo trudno o bilety. Byliby�my bardzo radzi, gdyby�my mogli go�ci� Harry'ego a� do ko�ca wakacji; oczywi�cie odprowadziliby�my go bezpiecznie na poci�g do szko�y. Byliby�my wdzi�czni, gdyby Harry m�g� nam jak najszybciej przes�a� odpowied� w zwyk�y spos�b, poniewa� mugolski listonosz jeszcze nigdy u nas nie by� i nie jestem pewna, czy w og�le by do nas trafi�. Oczekuj�c na rych�y przyjazd Harry'ego, ��cz� wyrazy szacunku. PS Mam nadziej�, �e naklei�am dostateczn� liczb� znaczk�w. Wuj Vernon sko�czy� czyta�, wsun�� r�k� do kieszeni na piersi i wyci�gn�� z niej co� jeszcze.
- Sp�jrz na to - warkn��. I pokaza� mu kopert�, w kt�rej przyszed� list od pani Weasley, a Harry z trudem opanowa� wybuch �miechu. Ka�dy kawa�eczek koperty pokryty by� znaczkami - pozosta� tylko prostok�cik, w kt�rym pani Weasley wy