5895

Szczegóły
Tytuł 5895
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5895 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5895 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5895 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANDRZEJ PILIPIUK Scriptoris W Hiszpanii i W�oszech nazywano ich scriptoris - pisz�cy. W Katalonii i Portugalii by�o ich tak niewielu, �e nie pokuszono si� o stworzenie odpowiedniego s�owa. Pojawili si� u zarania dziej�w Hiszpa�skiej Inkwizycji. Dzia�ali na marginesie spo�ecze�stwa, grzebali si� w jego brudach. Znajdowali si� w�r�d nich wie�niacy, rycerze, w�drowni rzemie�lnicy, ksi�a i zakonnicy, najwi�cej by�o kupc�w niejako predysponowanych do tego zawodu. Przemierzali go�ci�ce i co noc k�adli g�ow� pod innym dachem. Wiele widzieli i jeszcze wi�cej dowiadywali si� z kr���cych w�r�d ludu plotek. Inkwizycja stara�a si�, aby byli niewykrywalni, nie nosili wi�c szczeg�lnych stroj�w ani odznak przynale�no�ci do bractwa. Mieli dyspens� na k�amstwa, a nawet zab�jstwa, gdyby zagro�one zosta�o ich incognito. Dzia�ali po cichu, ale na wszelki wypadek nie wracali w te miejsca, w kt�rych mogliby zosta� zapami�tani. Byli w�r�d nich r�ni ludzie. Dobrzy i �li. Naj�agodniejsi i ci, kt�rym rado�� zadawania cierpie� przy�miewa�a zdrowy rozs�dek, byli po cichu likwidowani. Potrzebowano tylko takich, na kt�rych s�owach mo�na by�o polega�. Wypowiadali si� niejednokrotnie w kwestiach ostatecznych i ich uczciwo�� te� musia�a by� ostateczna. Wszyscy byli odwa�ni, tch�rzy nie przyjmowano. Nie otrzymywali zap�aty, w czasie podr�y i w czasie odpoczynku musieli �y� z pracy w�asnych r�k. Jedynym odst�pstwem od tej zasady by� zapis gwarantuj�cy im miejsce w przytu�ku na staro��, je�li do�yli staro�ci, i pogrzeb na koszt �wi�tego Oficjum. Zwyczajni zjadacze chleba nie wiedzieli z regu�y o ich istnieniu, za� ci, kt�rzy wiedzieli, darzyli ich g��bok� nienawi�ci�. Ale strach zamyka� im usta. Wielu pa�a�o ch�ci� przy��czenia si� do organizacji. Szybko znikali bez wie�ci i tylko nieliczni docierali tam, gdzie chcieli. Czasami przynale�no�� do bractwa by�a dziedziczona, najcz�ciej pozostaj�cy wci�� w drodze cz�onkowie umierali w zbyt m�odym wieku, aby zd��y� za�o�y� rodziny. Gin�li od cios�w szpad i zatrutych sztylet�w, bowiem cz�sto wdzierali si� do prywatnych dom�w i pa�ac�w w poszukiwaniu ukrytych pod ��kami, zawini�tych w jedwab zwoj�w zapisanych hebrajskim alfabetem. Albo tropili tych, kt�rzy pi�� razy dziennie nieruchomieli zwr�ceni twarzami w stron� Mekki. Lochy wi�zienia Inkwizycji w Madrycie by�y g��bokie, wed�ug plotek si�ga�y piek�a. W tych lochach spotkali si� pewnego wiosennego dnia gdzie� w po�owie szesnastego wieku dwaj m�czy�ni. Inkwizytor Alfonzo de Gryauera przyjmowa� niejakiego Antonia, kt�rego �wiat zna� jako w�drownego sprzedawc� sk�rzanych kapci. Antonio mia� na koncie spor� liczb� pomy�lnie zako�czonych dochodze�. Powitali si� szczerym braterskim u�ciskiem. �ledztwa, kt�re wsp�lnie prowadzili, doprowadzi�y mi�dzy nimi do znacznej za�y�o�ci. ��czy�a ich tak�e wcze�niejsza sprawa. - Inkwizytorze - powiedzia� Antonio. - Drogi Antonio... Przybysz rozejrza� si� ze wzruszeniem po chropawych �cianach. Cela przekszta�cona zosta�a na pok�j mieszkalny. W miejsce s�omy wstawiono prycz� i niewielki pulpit do czytania i pisania, kt�ry m�g� s�u�y� jako kl�cznik. - Mi�o wreszcie wr�ci� do domu - powiedzia�. Ponury loch by� jego domem. I dobrze si� w nim czu�. Znacznie lepiej ni� na zewn�trz. - Antonio, mam dla ciebie z�e wie�ci - rzek� inkwizytor z powag�. - Musisz niezw�ocznie wyruszy� w podr�. W oczach przybysza stan�y �zy. - My�la�em, �e odpoczn� kilka dni. - Jeden dzie� i jedn� noc. Nie mog� obieca� ci wi�cej. To b�dzie kr�tki dzie�. Dzi� do wieczora. I kr�tka noc. Musisz wyruszy� przed �witem. - Milcz� i jestem pos�uszny. Twarz inkwizytora z�agodnia�a. - Wybacz, �e nie pozwalam ci odpocz��. - Wiem. Walczymy z szatanem. Ratujemy ludzkie dusze przed ogniem piekielnym. Alfonzo poklepa� go przyjacielsko po ramieniu. - W tych lochach �atwo zapomnie�, o co walczymy. Ale na zewn�trz pod b��kitnym niebem poczujesz moc Boga. Zobaczysz cuda, kt�re On stworzy� dla mnie i dla ciebie. Dla naszych braci i si�str. I b�dziesz wiedzia�, �e szatan chce zaw�adn�� tym �wiatem i zrobisz wszystko, aby go powstrzyma�. - Zrobi� wszystko. - Prze�pij si�. Obudz� ci� na kolacj�, a potem wyja�ni� szczeg�y misji. Antonio wszed� do celi i rzuci� si� na prycz�. Nie spa� od blisko czterdziestu godzin. Wci�gn�� w p�uca wilgotne, przesycone st�chlizn� powietrze loch�w. Na �cianie falist� lini� arabskiego alfabetu wyryte by�y trzy wyrazy. Jego dawne imi� i nazwisko. Dawno temu by� mieszka�cem tej celi. Inkwizytor Alfonzo przy�apa� go na modlitwie o wschodzie s�o�ca na wzg�rzach nad wsi�. Nie maj�c innych mo�liwo�ci, przyprowadzi� wi�nia na lince przywi�zanej do ko�skiego ogona. Dzieci i kobiety bieg�y za nimi, ciskaj�c kamieniami i kawa�kami �ajna. W�drowali pi�� dni, prawie trzysta kilometr�w. Alfonzo zmienia� konie cztery razy dziennie. Wi�nia nie zmieni�. Te same nogi wybija�y werble na kamienistej drodze, a� rozpad�y si� buty i sk�ra zacz�a krwawi�. A potem utworzy�y si� rany. Blizny po nich Antonio mia� nadal na nogach. Przez te pi�� dni inkwizytor pozwoli� wi�niowi dwa razy si� napi� i trzy razy podzieli� si� skromnym posi�kiem z�o�onym z suchego chleba. �ar la� si� z nieba. Pot zalewa� oczy wi�nia, a w g�owie hucza�o i trzeszcza�o. Droga zdawa�a si� nie mie� ko�ca. Antonio, nazywaj�cy si� w�wczas zupe�nie inaczej, zacz�� podziwia� ponurego milkliwego cz�owieka, kt�rego plecy widzia�, ilekro� zdo�a� oderwa� rozgor�czkowany wzrok od pylistego go�ci�ca. Inkwizytor to zwi�ksza� si�, to zmniejsza�. Jego posta� na koniu migota�a, pulsowa�a, rozdwaja�a si�. Wraz z uderzeniami krwi do udr�czonego gor�cem m�zgu wzrasta� jego podziw. Podziwia� go za cie� odrazy w oczach, kt�ry pojawia� si�, gdy inkwizytor �ama� chleb. Ten cz�owiek nienawidzi� Antonia, a mimo to religia nakazywa�a mu nakarmienie wroga. Antonio na jego miejscu nie bawi�by si�, od razu przeszy�by wroga szabl�. - Zgadnij, dlaczego zabra�em ci� ze sob�? - zapyta� inkwizytor ostatniego dnia w�dr�wki. - Nie wiem. - Bo chc�, aby� oczy�ci� si� ze swoich grzech�w. Jeste� twardy. Gdy w ko�cu ci� z�amiemy, b�dziesz opok�, na kt�rej wzniesiemy gmach niejednej sprawy. Oczyszczanie z grzech�w by�o jednym koszmarem. Nie by�o monotonne. Ka�dego dnia stosowano inn� tortur�. Pr�b� miski: przez wyborowan� dziurk� woda kapa�a na jego g�ow�. Jedna kropla na trzy minuty. Po dwu dniach ka�da mia�a si�� maczugi. Ko�ysk� Judasza, kiedy to zwi�zany wisia� w powietrzu, wspieraj�c si� jedynie ty�kiem o cienki drewniany palik. Przypiekanie roz�arzonym �elazem, zrywanie paznokci. Ludzka pomys�owo�� w tym wzgl�dzie posun�a si� daleko, nic wi�cej nie dawa�o si� wymy�li�. Co wiecz�r, gdy skrwawionego przywlekano go do celi, przychodzi� inkwizytor. Czyta� Pismo �wi�te i rozmawia� z Antoniem o Bogu. A� wreszcie kt�rego� dnia wi�zie� przejrza� i zrozumia� porz�dek �wiata. Spostrzeg�, jak oszuka�cz� i pozbawion� mi�o�ci religi� by� islam i jak wielka mi�o�� otacza go w lochach. Pokocha� inkwizytora i kata. Sp�dzili wiele dni na ci�kiej pracy, by m�g� do�wiadczy� Bo�ej �aski. Gdy to zrozumia�, ogie�, kt�ry trawi� jego umys� �atwo da� si� ugasi�. Ch�odne fale ostatecznego zrozumienia zala�y mu g�ow�. A gdy oni zrozumieli, �e otworzy� si� na �wiat�o, zaprzestali tortur. Teraz nie mia�y sensu. I tego dnia inkwizytor powierzy� mu tajemnic�. �mier� w p�omienich stosu oczyszcza�a dusz� w spos�b ostateczny. Najbardziej zatwardzia�y grzesznik prosto ze stosu podczas auto da fe trafia� do nieba. Antonio prosi� o t� �ask� dla siebie i swojej rodziny. Kocha� Boga i pragn�� wieczerza� w raju. Jednak inkwizytor by� nieust�pliwy. - Nie mo�esz i�� na �atwizn�, Antonio - m�wi�, gdy� takie imi� chcia� przyj�� m�ody muzu�manin. - Stos jest bram� do wolno�ci, ale mo�esz jeszcze na ziemi przys�u�y� si� Bogu. A z twoich grzech�w oczy�cimy ci� zwyk�ym chrztem z wody. Po gor�cych pro�bach troch� ust�pi� i zezwoli�, by rodzina ch�opca dost�pi�a zaszczytu �mierci w p�omieniach. Antonio sta� tu� obok niego podczas autos'. Widzia�, jak szatan obecny w ich cia�ach wykrzywia ich twarze grymasem przera�enia. S�ysza�, jak bluzga nienawi�ci� i miota najstraszniejsze kl�twy. Patrzy� na swoich krewnych z mi�o�ci�. Przecie� tego wieczora mieli wieczerza� w raju, podczas gdy on do��czy dopiero po latach. Usi�owa� wyja�ni� im ich szcz�cie, ale szatan zatka� im uszy i zawi�za� my�li w sup�y. Nie widzieli szansy. Nie czuli bo�ej mi�o�ci. Ich krzyki by�y straszne, Szatan cierpia� w ich cia�ach. Wreszcie opu�ci� ich, wracaj�c do piek�a, a wolne dusze unios�y si� do nieba. Wkr�tce Antonio zosta� ochrzczony i wyruszy� w �wiat, aby s�u�y� wielkiej sprawie zbawienia. Z niech�ci� opuszcza� ponure lochy i z rado�ci� do nich wraca�. To by�o miejsce, gdzie zacz�� nowe �ycie. I jego dom. Jedyny, jaki mia� na �wiecie. U�miecha� si� przez sen. Alfonzo dotkn�� jego ramienia. Ockn�� si� natychmiast, wraca� do przytomno�ci zaraz po przebudzeniu. Odruchowo si�gn�� do pasa. N� by� na swoim miejscu. Usiad�. Inkwizytor poprosi� go na zewn�trz. Wspinali si� po schodach z zat�ch�ych loch�w na wie��. Tam inkwizytor urz�dzi� sobie mieszkanie. Jedno tylko pomieszczenie, w nim prosty st� z desek, dwa zydle i skrzynia na ksi��ki. W k�cie sta� dzbanek na wod� i le�a�a kupka s�omy. Inkwizytor sypia� nie lepiej ni� jego wi�niowie. Ascetyczna twarz w �wietle kaganka sprawia�a wra�enie zm�czonej. Jednak jasne oczy �wieci�y ogniem. W nich zawiera�a si� jego dusza. A ona �y� b�dzie wiecznie. Wysokie strzeliste okna wie�y nie by�y oszklone. Kr�lowa�y tu wiatry. W zimie bywa�o nieprzyjemnie, ale cia�o starca przyzwyczai�o si� do ch�od�w i post�w. Zahartowane jak kawa�ek stali rozgrzany do czerwono�ci, a potem zanurzony we krwi przez damasce�skiego p�atnerza. Ogie� i krew. Posi�ek dla go�cia by� wyszukany. Dosta� misk� kaszy. Sam gospodarz jad� jak zwykle chleb i popija� wod�. Wielu ludzi �ama�o �wi�te posty. On poszcz�c bez przerwy zdejmowa� z nich cz�� ich win. Prze�egnali si�, po czym zasiedli do wsp�lnego posi�ku. Krzy� le�a� obok na stole. Milczeli. Po�ywienie szybko znika�o, a gdy sko�czyli, Antonio wytar� chlebem misk� po kaszy. Wiatr zachybota� p�omieniem kaganka. - Dok�d mam wyruszy� i w jakiej misji? - zapyta�. - Wyruszysz do wioski Los Martines, gdzie odnajdziesz przyby�ego z Egiptu arabskiego czarownika. - Jak go rozpoznam? - Po czynach i po s�owach. Mo�e tak�e po twarzy. To prawdziwy Arab. - Arabowie s� r�ni. Ciemnow�osi, ale wi�kszo�� mieszka�c�w naszego kraju jest taka... - Stanowi� inn� ras�. Ci, kt�rzy przybyli, by skazi� nasz� �wi�t� ziemi� trucizn� islamu, spotkali tu potomk�w Rzymian, Wandal�w, Got�w i innych lud�w. On b�dzie mia� czyst� twarz, podobn� troch� do twarzy �yd�w. - Je�li mieszka tam wielu �yd�w, kt�rzy przyj�li chrzest �wi�ty, to mi to nie pomo�e. - Mo�e uda nam si� ustali�, gdzie si� ukrywa. Chod� ze mn�. Zeszli z powrotem do loch�w, do sali tortur. Kat kr�ci� korb� urz�dzenia do rozci�gania cz�onk�w. Przes�uchiwany wrzeszcza�. A raczej wrzeszcza� w nim szatan. - Powiesz, gdzie zatrzyma� si� Ali Mustafa ben Abiba? - zapyta� inkwizytor. Le��cy otworzy� oczy i patrzy� ponuro. Plun�� krwi�. Ale mia� za ma�o si�y, aby plwocina dosi�g�a twarzy dr�czyciela. - Gdzie? - zapyta� inkwizytor. Antonio s�ysza� w jego g�osie mi�o�� do nieszcz�nika, kt�ry w g�upim uporze sprzeciwia si� planom zbawienia. Kat uj�� pochodni� i przypali� rozci�gni�temu bok. Ten zawy� nieludzkim g�osem. Wspomnienia odezwa�y si� w umy�le Antonia. On tak�e mia� na bokach blizny po przypalaniu. - Powiesz? - zapyta� inkwizytor. Le��cy nie odpowiedzia�. Nagle jego cia�o zwiotcza�o. Znieruchomia�. By�o p�no. Za p�no, aby udzieli� mu rozgrzeszenia. Za p�no na chrzest przez ogie�. Alfonzo przyszed� do siebie pierwszy. - Tak mu by�o pisane - powiedzia�. - B�g go powo�a�. - Jego dusza stracona dla nieba - wyszepta� ze smutkiem Antonio. - Niekoniecznie - powiedzia� inkwizytor. - Stanie przed Najwy�szym S�dzi�. Mo�e On w swojej �asce sprawi, aby dost�pi� wiecznego szcz�cia. Kat milcza� nieporuszony i zacz�� luzowa� sznury. Pod cia�em zacz�a formowa� si� cuchn�ca ka�u�a. Ekskrementy miesza�y si� z krwi�. - Trudno, m�j synu. B�dziesz musia� sam go odnale�� - powiedzia� Alfonzo. - Wypocznij przed podr�. Id� do celi. Zostaniesz obudzony przed �witem. Znasz drog�? - Tak. Prosto na p�noc. Go�ci�cem. Niedu�e miasteczko. Je�li wyrusz� o �wicie, o zachodzie b�d� na miejscu. - Niech ci towarzyszy moje b�ogos�awie�stwo. Antonio ukl�k� w ka�u�y krwi. Przyjaciel i nauczyciel po�o�y� mu d�o� na g�owie i wyg�osi� formu�� po �acinie. W celi m�ody wywiadowca zdj�� spodnie. Spr�bowa� usun�� krew, polewaj�c j� wod� z dzbanka. Nie schodzi�a, powiesi� wi�c spodnie na pulpicie, aby wysch�y. Przy�o�y� g�ow� do zimnego kamienia. Zasn�� w okamgnieniu i mia� g�upi sen. Znajome oczy patrzy�y z sufitu, a potem us�ysza� �piew mud�ahedin�w. - Nie ma boga poza Allachem, a Mahomet jest jego prorokiem. A potem nie wiedzie� czemu przypomnia� mu si� ojciec. Ojciec we �nie by� m�odszy ni� wtedy na placu, gdy jako jedyny cz�onek rodziny z godno�ci� wst�powa� na stos. W milczeniu. We �nie ukrywa� zw�j z tekstem Koranu w skrytce pod piecem. A potem wesz�a siostra Antonia, Nuszyk, w czadorze na twarzy. U�miecha�a si� smutno. - Zabi�e� nas - powiedzia�a. Chcia� krzycze�, ale nie m�g� wydoby� z siebie g�osu. �wita�o. Zakurzonym go�ci�cem na ma�ym osio�ku jecha� w�drowny sprzedawca sk�rzanych kapci. Towarem w dwu du�ych koszach objuczony by� drugi osio�ek prowadzony z ty�u na sznurze. Antonio czu� si� niewyra�nie. Mo�e sprawi�y to sny, a mo�e poranny ch��d. Poznawa� t� drog�. W�drowa� t�dy przywi�zany link� do ko�skiego ogona. Chcia� w�wczas przegry�� sznur, teraz widzia�, �e by�oby to g�upot�. Droga zapocz�tkowa�a jego oczyszczenie. Musia� ni� przej��, aby m�c s�u�y� Bogu. Ko�o po�udnia zatrzyma� si� w pobli�u przydro�nej studni. Rozjuczy� os�y i pu�ci� je, aby si� popas�y. Nape�ni� gard�o wod� z sadzawki. Na kamiennym obmurowaniu wyryto kiedy� gwiazd� Dawida. Opar� si� o drzewo obok pakunk�w i przymkn�� oczy. Nie obawia� si� z�odziei. Osio�ek by� wytresowany, aby budzi� go, gdy pojawi si� kto� obcy. Ockn�� si� niespodziewanie. Na jego piersi le�a�a zwini�ta w k��bek �mija. Zmru�y� oczy, staraj�c si� trwa� nieporuszony. W�� wysun�� rozdwojony j�zyczek, przysun�� �epek do jego twarzy. Wywiadowca wstrzyma� oddech. Trwali tak skamieniali przez wieczno��. P�uca pozbawione powietrza zacz�y dr�e�. Przed oczyma Antonia pojawi�y si� czarne k�ka. A potem w�� zsun�� si� i znikn�� mi�dzy kamieniami. Le��cy odetchn�� g��boko. Podni�s� si� i rozejrza�, szukaj�c wroga. W�a nie by�o. Zosta� tylko �lad na piasku. Poczu� ulg� i zawstydzenie. B�g nie opu�ci wiernego s�ugi. Jak m�g� przypuszcza�, �e umrze tu pod tym rachitycznym drzewkiem u brzegu sadzawki? Wzrok jego pad� na py� go�ci�ca. Zygzak, �lad w�a, uk�ada� si� w znajome s�owo napisane �wi�tym pismem arabskim. Imi� Nuszyk. Powia� wiatr i u brzegu sadzawki pojawi�a si� dziewczyna. By�a troch� podobna do jego siostry. Ubrana w prost� szat� przypominaj�c� arabsk� galabij�, na g�owie nios�a dzban na wod�. Patrzyli na siebie w zdumieniu, wreszcie dziewczyna dostrzeg�a pakunki. - Jeste� panie w�drownym sprzedawc� kapci? - Tak - odpowiedzia� Antonio zgodnie z prawd�. Zatai� jedynie drug� profesj�. - Jestem c�rk� w�a�ciciela tej winnicy - wskaza�a na bielej�cy na wzg�rzach dom. - Ten kawa�ek ziemi nale�y do nas od pokole�. Posesjonaci? - Tw�j ojciec jest rycerzem? - zapyta� zdziwiony. - Byli nimi nasi przodkowie. Zza ska� wynurzy� si� olbrzymi m�czyzna. Ubrany w sk�r� kozy, w pot�nej r�ce oplecionej w�z�ami �y� trzyma� maczug�. By�o w nim co�, co Antonio czu� czasami w stosunku do niekt�rych ludzi Wschodu. Promieniowali ciep�em i serdeczno�ci�. - Szlachetny panie - odezwa� si� do Antonia - Ta ziemia i to �r�d�o nale�� do nas. - To m�j brat - wyja�ni�a dziewczyna. - Nie chcia�em zak��ca� waszego spokoju - powiedzia� emisariusz. - Je�li chcecie zap�aty za wod�... - Napojenie spragnionego i jego trzody jest obowi�zkiem - przerwa� olbrzym. - Zwa� jednak szlachetny panie, �e osio� tw�j wszed� w szkod�. Antonio odwr�ci� si�. Jego zwierz� obgryza�o delikatne p�dy sadzonek oliwek. Pobieg� bystro i przyprowadzi� go z powrotem. - Je�li mog� jako� wynagrodzi� straty... Olbrzym machn�� d�oni�. - Szkody nie s� du�e. Para kapci w zupe�no�ci je pokryje. Antonio u�miechn�� si�. - Widz�, �e dobrze znasz ceny. - Bywam czasami w mie�cie - odrzek� olbrzym. - Jak nazwali to miejsce jego dawni mieszka�cy? Przez twarz olbrzyma przemkn�� dziwny u�miech. - Nazwali je Szomre Hasaw Izrael. Twarz Antonia st�a�a. - Czy wiesz, co to znaczy? - zapyta� olbrzyma. - Stra�nica Progu Izraela. Kij wykona� kr�tki �uk i zderzy� si� z czaszk� wywiadowcy. Antonio osun�� si� na ziemi�. Zanim jego oczy zgas�y zasnute mg�� nie�wiadomo�ci, poczu� jeszcze mi�o�� i lito�� do tych ludzi. Ockn�� si� w wilgotnej piwnicy. R�ce i nogi mia� zwi�zane. Olbrzym siedzia� nieopodal. - A wi�c wr�ci�e� do �ycia, inkwizytorze. - Nie jestem inkwizytorem - zaprotestowa� Antonio. - Jestem sprzedawc� kapci. Chcecie mnie zabi� i obrabowa�. Olbrzym zmru�y� oczy. - Mamy lepszy pomys�. Inkwizycja uj�a niedawno naszego cadyka. Ostatniego cadyka w tej cz�ci Hiszpanii. Wymienimy go za ciebie. Dzi� wieczorem. - Zginiecie. Zwr��cie mi wolno��. - Nie. - Rozkazuj�! Olbrzym wsta� i machn�� maczug�. - Kupiec nauczy� si� rozkazywa� - powiedzia� z pogard�. - Jeste� obrzezany. By�e� �ydem czy raczej muzu�maninem? - Wyznawa�em islam - niech�tnie przyzna� jeniec. - Ale wymaza�em swoje b��dy. Jestem teraz s�ug� chrze�cija�skiego Boga. Jedynego Boga. - Kiedy� ta dolina by�a spokojnym miejscem. Ale przyszli g�osz�cy mi�o�� bli�niego s�udzy waszego Boga i pozabijali kobiety, m�czyzn i dzieci. Spalili domy, zasypali kana�y. Jeste�my potomkami tych, kt�rych zabijano i tych, kt�rzy zabijali. - Wasze istnienie oddala chwil� zbawienia �wiata. - Gdyby wasz B�g zobaczy�, jak traktujecie Jego s�owa, zes�a�by na was ogie� piekielny i ugasi� go potopem. Wsta� i wyszed�. Wi�zie� zacz�� trze� nadgarstkami o kamienie. Bez skutku. Pod wiecz�r sze�ciu zamaskowanych m�czyzn zesz�o do piwnicy. Zarzucili wi�niowi na g�ow� worek i wyprowadzili go na g�r�. Tam posadzili Antonia na konia. Jechali d�ugo po g�rach i dolinach. Zatrzymali si�, rozleg� si� stukot ko�skich kopyt i zdecydowany rozkaz. - Chc� zobaczy� jego twarz. Worek zdj�to. Otacza�o Antonia sze�ciu m�czyzn z kr�tkimi mieczami w d�oniach. Przed nim siedzia� na koniu miejscowy inkwizytor. Wysoki chudy cz�owiek o nieprzyjemnym spojrzeniu ciemnych oczu. - Czego chcecie? - zapyta�. Jeden z zamaskowanych wskaza� Antonia. - Ten cz�owiek jest wsp�pracownikiem inkwizycji. Postanowili�my go zabi�. - Jak mog� go uratowa�? - zapyta� inkwizytor. - Uwolnij cadyka Aarona. - Cadyk zgodnie z prawem zostanie spalony na stosie, gdzie wy tak�e traficie. A ten cz�owiek nie jest wsp�pracownikiem inkwizycji. Zamaskowani zmarkotnieli. - Zabijemy go - powt�rzy� przyw�dca. - Jestem ca�y z ognia - powiedzia� Antonio po �acinie. - Poradzisz sobie? - zapyta� inkwizytor. - Tak. Przybysz odwr�ci� si� i zacz�� odje�d�a�. Jeden z zamaskowanych podni�s� kusz�. - Nasz cadyk zostanie pomszczony - wrzasn��. - Nie liczcie na to - odkrzykn�� inkwizytor. Bzykn�a strza�a. Duchowny zsun�� si� z konia. Antoniowi znowu za�o�ono worek na g�ow�. Wepchni�to go do piwnicy. Innej ni� poprzednio. Ta zastawiona by�a beczkami z oliw�. Wyszli, z g�ry dochodzi�y ich monotonne g�osy. Czytali co�. Zaraz, by�a sobota. Zebrali si� w synagodze, aby czyta� pisma i komentowa� je. Antonio zacz�� trze� d�o�mi o kamie�. Rozpl�tanie sznur�w na nogach by�o troch� trudniejsze. Z kieszeni wydoby� krzesiwo. Podpali ten sk�ad. Ci na g�rze zgin� w p�omieniach. I on te�. Zostan� zbawieni. Nie czu� do nich �alu, mimo �e �le si� z nim obeszli. M�g� ofiarowa� im zbawienie. Ale przecie� mog� wybiec z domu i prze�y�, gdy z niego pozostanie kupka popio��w. A mia� jeszcze misj�. Musia� znale�� inn� metod�. Penetrowa� w ciemno�ci piwnic� i znalaz� pochylni� na beczki. Wdrapa� si� po niej, na g�rze by�a klap�. Odwali� j� bez wi�kszego trudu i wype�z� na powierzchni�. Niewielkie domostwo wzniesione z kamienia z w�skimi, podobnymi do strzelnic oknami. Antonio wyjrza� zza rogu. Przed drzwiami otulony w szar� opo�cz� sta� stra�nik, dostrzeg� tak�e swoje osio�ki ko�o studni. Podkrad� si� do stra�nika i hukn�� go w g�ow� kamieniem. Wartownik osun�� si� bezw�adnie. Antonio obieg� dom dooko�a. Nie by�o innych drzwi. �adne okno nie by�o na tyle szerokie, aby przecisn�� si� przez nie cz�owiek. U�miechn�� si�. Sam B�g u�o�y� wszystko, by mogli zosta� zbawieni. Podpar� drzwi ci�k� belk�. Zaci�gn�� nieprzytomne cia�o do piwnicy, nast�pnie wyrwa� czopy z kilkunastu beczek. Oliwa pola�a si� strumieniami. Krzesiwo i hubka... piwnic� rozja�ni�y ��te p�omienie. Wybieg� w ostatniej chwili. Na kamieniu przed domem odpocz��. Z wn�trza rozleg�y si� krzyki. Kto� usi�owa� rozbi� drzwi. Krzyki stawa�y si� coraz straszniejsze. W oknie pojawi�y si� twarze, wo�aj�ce o �yk powietrza, o ucieczk� przed m�k�. Od p�on�cego domu wiatr ni�s� wo� palonej oliwy i zapach p�on�cych cia�. Wype�nia�y ca�� dolin�. A potem kto� wybi� dziur� w p�askim dachu. Wyczo�ga�a si� przez ni� dziewczyna, kt�r� w po�udnie spotka� u �r�d�a. Pali�o si� na niej ubranie, ale z wysi�kiem czo�ga�a si� ku kraw�dzi. Wy�a z b�lu. Nagle go zobaczy�a. - Dlaczego? - Idziesz do raju - odkrzykn��. A potem dach zapad� si�. ��te p�omienie wystrzeli�y do g�ry. Zadanie zosta�o wype�nione. Poczu� ulg�. Krzyki umilk�y. Ze wzg�rz zjecha� na koniu miejscowy inkwizytor. - Dobra robota - powiedzia�. - Wype�niam tylko swoje obowi�zki. �yjecie, panie? - Tak. Mia�em pod kaftanem desk� obit� �elazem. Patrzyli sobie w oczy. Gdzie� na ich dnie p�on�y ognie. - Niekt�rzy mogli ukry� si� po domach dzisiejszego wieczoru... - B�d� spokojny. Nie ujd� nam. Jedziesz do Los Martines? - Tak. - To, co tam si� dzieje, sp�dza nam sen z powiek. To nasza grupa porwa�a tego starucha. Przybywasz z Madrytu? - Tak. - Tam zabito ju� wielu wywiadowc�w, scriptorze. Je�li nie wr�cisz przez trzy dni, wy�lemy ci na odsiecz oddzia� wojska. - Dzi�kuj�, nie odm�wi� takiej pomocy. Antonio skin�� g�ow�, po czym zarzuciwszy torby na os�a ruszy� w stron� go�ci�ca. Zmarnowa� wiele czasu. Ca�e p� dnia. Ale za to spe�ni� dobry uczynek. Co najmniej dziesi�ciu grzesznik�w zosta�o zbawionych tej nocy. Do zajazdu dotar� bardzo p�no. Wi�kszo�� go�ci i personelu spa�a. D�ugo musia� si� dobija�, nim wrota otworzy�y si� i Antonio wprowadzi� swoje zwierz�ta na podw�rze. Pok�j, kt�ry dosta�, by� w�ski i niski. Unosi�a si� w nim wo� st�chlizny. Kaganek kopci�. W�drowiec pomodli� si�, rzuci� w ubraniu na ��ko i natychmiast zapad� w sen. Przy�ni�a mu si� dziewczyna, kt�r� spali�. G�upi sen. Budzi� si� kilkakrotnie, ale wo� spalenizny nie opuszcza�a go. Pierwszy raz od siedmiu lat pozwoli� sobie na kilka przekle�stw. Dziwne. Wcze�niej nie przeszkadza�y mu takie zapachy. Przecie� powinien by� dumny z tego, co dokona�. Nie jest �atwo zbawi� jednocze�nie kilkana�cie os�b, kt�re wcale nie chc� by� zbawione. A on tego dokona�. Pr�bowa� zasn�� i nie m�g�. Ilekro� przysypia�, budzi� go rozdzieraj�cy krzyk dziewczyny. I wtedy wyp�ywa� z pami�ci inny krzyk, siostry Nuszyk. Wiedzia�, dlaczego krzycza�y. Ka�dy cz�owiek l�ka si� �mierci, bo przez �mier� zbli�a si� do swego Boga. Wsta� z ��ka, zanim za�wita�o. Zjad� �niadanie i zap�aci� za trzy dni z g�ry. By�a niedziela. W osadzie nie by�o ko�cio�a. Osiod�a� jednego os�a i pojecha� do s�siedniej wsi. Podczas sumy rozgl�da� si� uwa�nie. Zapami�tywa� twarze. Chcia� sprawdzi�, kto z mieszka�c�w Los Martines nie chodzi do ko�cio�a. Cenna wskaz�wka. Poza tym jednym czarownikiem musia� odkry� jeszcze innych muzu�man�w. Po mszy pow�drowa� na wzg�rza. Wsie le�a�y blisko siebie. Szuka� wzrokiem podejrzanych ruch�w. Cierpliwo�� zosta�a wynagrodzona. Male�ka grupka wraca�a z ko�cio�a, ale omin�a wie� i zajazd sporym �ukiem i znikn�a za wzg�rzem. To go przerazi�o. Czy�by nikt z mieszka�c�w nie ucz�szcza� na msze �wi�te? A mo�e we wsi by�a jaka� kaplica? Na wzg�rze wdrapa� si� miejscowy ksi�dz. Wygl�da� dziwnie i unika� wzroku Antonia. - Wi�c zawita�e� do nas, szpiegu inkwizycji? - zagadn��. - Bierzesz mnie ojcze za kogo� innego. Ksi�dz u�miechn�� si� ponuro. - Chcia�bym, �eby tak by�o. Ale podsumujmy fakty. Starego Saddama porwano pi�� dni temu. Dzi� zjawiasz si� ty. Wida� nie wszystko wy�piewa� na torturach, inaczej ju� zr�wnaliby�cie wiosk� z ziemi�. Antonio oczekiwa� ataku, ale duchowny zaskoczy�a go. W powietrzu b�ysn�� d�ugi n� o w�skiej klindze. Odskoczy�, ale potkn�� si� i upad�. - Nazywaj� was scriptoris - wysycza� duchowny. - Chcecie rz�dzi� t� ziemi�. Inkwizycja jest dzie�em szatana. - Nie blu�nij! Duchowny cisn�� no�em. Nie trafi�. Rzuci� si� wi�c z go�ymi r�kami na szpiega. Zwarli si� w mocnym u�cisku i zacz�li tarza� po ziemi. A potem stoczyli z g�ry. Na dole tkwi� w ziemi ostry kamie�. Czaszka duchownego tylko chrupn�a. Antonio zerwa� si�. Przez cia�o wroga przebieg�y drgawki, a potem znieruchomia�o. Zrozumia�, �e sta� si� zab�jc�. Le��cy straci� szanse na zbawienie. Nie wyspowiada� si� przed �mierci� ze swoich blu�nierstw. Ukl�k� i obj�� g�ow� r�kami. Zamkn�� oczy i zaraz otworzy� je przera�ony. Zobaczy� twarz �ydowskiej dziewczyny, us�ysza� w g�owie jej krzyk. - Dwa morderstwa - szepn��. Ci�ar win dusi� go za gard�o. Ale umys� wy�wiczony podczas dyskusji z inkwizytorem Alfonzem wykona� wolt�. Pope�ni� tylko jedno morderstwo. Zabi� duchownego. Dziewczyna zosta�a, owszem, spalona, ale dla dobra Ko�cio�a i dla zbawienia swej duszy. A zreszt� duchowny tak�e ur�ga� Bogu i blu�ni� przeciw �wi�temu Oficjum. Jako cz�onek bractwa scriptoris mia� dyspens� na zab�jstwa w obronie wiary. To jej broni� przed ob��kanym duchownym. I naraz go ol�ni�o. Duchowny by� ob��kany. Ludzie pozbawieni rozumu nie pope�niaj� grzech�w. Grzech jest �wiadomym i dobrowolnym z�amaniem praw Bo�ych. Szale�cy nie s� �wiadomi swoich czyn�w. I trudno m�wi� tu o dobrowolno�ci. Pytanie, co dalej? Sta� u podn�a pag�rka, kilometr od wioski, a u jego st�p le�a�o cia�o. Musia� kontynuowa� misj�. T�umaczenie si� z zab�jstwa by�oby zbytecznym przeci�ganiem sprawy. Je�li w wiosce przebywa� czarownik z Egiptu, nale�a�o go szybko wy�ledzi� i aresztowa�, zanim uda si� dalej. Przywali� zw�oki kamieniami. Gdy czas si� dope�ni, b�dzie mo�na je ekshumowa� i pochowa� ponownie w po�wi�conej ziemi. Ruszy� do zajazdu. Czu� g��d, a i pora by�a najwy�sza, �eby zje�� obiad. W g��wnej sali zajazdu siedzia�o sporo ludzi. Nie rozpoznawa� twarzy. Nikt z nich nie by� obecny na mszy w s�siedniej wsi. Pewnie maj� tu jednak kaplic�, pomy�la�. Zam�wi� posi�ek i niebawem stan�a przed nim kasza z omast� i kielich wina. Zza sto�u w k�cie rozgl�da� si� po sali. �ciany wzniesiono z �amanego kamienia. Sufit podpiera�y poczernia�e belki. Sto�y pokryte by�e zaciekami. Upi� �yk wina. Cz�owiek o gorej�cych czarnych oczach usiad� naprzeciw. - Mam do ciebie spraw�, sprzedawco kapci. - S�ucham. - Potrzebuj� jednej pary. - Zechciej si�, panie, zwr�ci� do mnie jutro, dzie� dzisiejszy jest �wi�tym. Nie godzi si� pracowa� w niedziel�, nawet przy tak prostej rzeczy jak handel. Go�� u�miechn�� si� lekko. - Nie wiem czy masz takie, jakie b�d� mi odpowiada�. - Mam wiele r�nych rodzaj�w. - Tak�e takie, kt�rych noski zawijaj� si� do g�ry? Antonio z trudem si� powstrzyma�. Buty z zawini�tym noskami. Zna� islam. Pami�ta� bezsensowne teraz dla siebie nakazy. Ziemia jest �wi�ta. Nie wolno jej kopa�. Prawowity muzu�manin powinien nosi� buty z zawini�tymi ko�cami. - Powiedz, panie, jak si� nazywasz, a dostarcz� ci je nawet do domu - powiedzia�. Go�� pochyli� si�. - Jestem Ali Mustafa ben Abiba - powiedzia� po arabsku. - Wybacz, panie, nie zrozumia�em pierwszego s�owa. To cz�� twojego imienia? - W tej karczmie rozbito g�owy wielu szpiegom inkwizycji - powiedzia� go�� po hiszpa�sku. - Nie jest dobrze wtyka� nos w cudze sprawy. - Jestem zwyk�ym sprzedawc� kapci. Nic mi tu nie grozi. Przed oczyma rozb�ys�y mu setki s�o�c i zapad� si� w ciemno��. Doszed� do siebie pod wp�ywem chlu�ni�cia lodowatej wody. Rozci�gni�to go na drabinie prowadz�cej na strych w rozwalaj�cej si� murowanej oborze. Przywi�zano za nadgarstki i kostki st�p. Ty� g�owy pulsowa� b�lem. Czarownik siedzia� w kucki i patrzy� w zadumie w niewielki p�omyk pe�gaj�cy w kubku z jakim� p�ynem. Gdy poni�s� oczy, by�y pe�ne tego ognia. Podszed� niespiesznym, skradaj�cym si� krokiem. Rozdar� wisz�cemu koszul� na piersi. - Twoje cia�o nosi �lady prymitywnych tortur - powiedzia� po arabsku. - By�e� w lochach inkwizycji. Te �lady zostawi�y szczypce roz�arzone do czerwono�ci, a te �uczywo przy�o�one bezpo�rednio do cia�a. Smagano ci� kotem z jedwabnej plecionki. Jeste� muzu�maninem. A raczej by�e� nim. Dlaczego zdradzi�e� swojego Boga? - To by� fa�szywy B�g. Teraz s�u�� jedynemu. Arab pokiwa� g�ow� ze smutkiem. - Zastanawiasz si�, jak odgadli�my twoj� to�samo��? Antonio kiwn�� g�ow�. - To zupe�nie proste. Przyby� uciekinier z wioski, kt�rej mieszka�com zapewni�e� wczoraj straszn� �mier�. Zamkn�� oczy i zacz�� m�wi� po hiszpa�sku ze �piewnym kastylijskim akcentem. - Pot�ne by�y kalifaty tej ziemi. �yli�my obok siebie przez stulecia. My, katolicy i �ydzi. Gdy si� k��cili�my, wybucha�y pogromy, ale nigdy nie kazali�my wam wyznawa� islam. Jeste�my ludami ksi�gi. Tam u podstaw s� �ydzi. Maj� ksi�g�. Potem jeste�cie wy. Znacie cz�� nowej nauki, a jednak odrzucili�cie s�owa proroka Mahometa. A kiedy� przyjdzie nast�pny prorok i b�dzie g�osi� swoj� nauk�. A cz�� Arab�w nie uwierzy. I powstanie nowa religia i ci, kt�rzy wyznaj� islam, stan� si� ludem ksi�gi dla tych, kt�rzy przyjd�. I b�d� mieli �wiadomo�� wsp�lnego pocz�tku. - Jeste� heretykiem i s�ug� diab�a. - Tak, oczywi�cie. To, co tworzycie, wydaje si� wam prawd�. Popatrz na powalone �wi�tynie staro�ytnych. Kiedy� i na was przyjdzie ta sama kl�twa. A islam jest wieczny. Dlaczego podda�e� si� torturom? Dlaczego nie prosi�e� Allacha, �eby ci� uwolni� lub da� si�� wytrwania? - Przejrza�em. Zrozumia�em swoje b��dy. - Ach. Dlaczego wi�c m�cz� ci� niedobre sny? Wsta� i podszed� do wi�nia. Przy�o�y� r�k� do jego czo�a. - Wyda�e� swoj� rodzin�. Dlaczego? - Nie mo�esz tego wiedzie�. - Czytam w twoim sercu i widz�, �e zaczynasz �a�owa�. - Niczego nie �a�uj�! Zapewni�em im zbawienie. - Zabawne, ta wasza wiara w oczyszczaj�c� moc ognia. - Te� przeprowadzacie go�ci mi�dzy ogniskami, aby pozby� si� demon�w. - No prosz�, jak g��boko tkwi� w tobie nasze zwyczaje. - Wasze zwyczaje. Nie jestem ju� jednym z was. - Nosisz na ciele znak przynale�no�ci do naszego Boga. Zosta�e� obrzezany. Antonio milcza�. Czarownik zapatrzy� si� w p�omie�. - Twoja siostra mia�a na imi� Nuszyk - powiedzia� nieoczekiwanie. Wi�zie� milcza�, ale jego cia�o obla� pot. - Pomaga�e� spali� j� na stosie. Z twojej r�ki zgin�o wielu naszych i nie tylko... Umrzesz na tej drabinie i na niej zostaniesz pogrzebany. Nie jeste� godny, by spocz�� w �wi�tej ziemi, zbyt d�ugo kala�e� j� stopami. Ale najpierw porozmawiamy. Nie ma dla ciebie powrotu mi�dzy �ywych, ale mo�e uratujemy tw�j umys� przed �mierci�. Rozstawi� niedu�y pulpit. Na nim po�o�y� Koran i otworzy� go blisko ko�ca. Sprawdzi� wytrzyma�o�� wi�z�w i wyszed�. Antonio szarpn�� si� kilkakrotnie, ale wi�zy trzyma�y. Drabina by�a nowa i bardzo mocna. Wisia� rozmy�laj�c nad sposobami uwolnienia si�, a potem zwr�ci� oczy ku ksi�dze. Przyci�gn�a jego wzrok z magnetyczn� si��, zacz�� wi�c czyta� �wi�te wersy. Gdy doszed� do ko�ca strony, ta odwr�ci�a si� bez niczyjej pomocy. Zrozumia�, �e jest w sid�ach szatana. Zacz�� bi� g�ow� w szczebel drabiny, aby pozbawi� si� przytomno�ci. Uda�o si�. Odp�ywaj�c w mrok, us�ysza� z daleka rozdzieraj�cy krzyk dziewczyny. Zapewne tej, kt�r� spali� w Szomre Hasaw Izrael. - Dochodzi do siebie - rozbrzmia� g�os z daleka. Otworzy� oczy. Le�a� w tej samej szopie na ziemi, kt�rej mia� ju� nie dotyka�. Koran ci�ni�to w k�t, zapewne kopniakiem. Nie czu� r�k ani n�g, a ty� g�owy pulsowa� mu niezno�nie. Nad nim nieznany ksi�dz i dwaj �o�nierze. - Gdzie jestem ? - wymamrota�. - Spokojnie, ju� po wszystkim. Zdobyli�my to gniazdo �mij. Jeste� bezpieczny. - Czarownik ben Abiba.... - Zwi�zany, do twojej dyspozycji. Twarz Antonia wykrzywi�a si� w u�miechu. - Bardzo dobrze. Zajm� si� nim osobi�cie. Ulga, niebezpiecze�stwo by�o blisko. Podni�s� ksi�g� z ziemi, czu� przyjemno��, dotykaj�c ok�adki ze �wie�o wyprawionej sk�ry. Walczy� ze sob� chwil�, po czym cisn�� j� na kaganek. Zapali�a si� jasnym p�omieniem. Kopyta os�a wybija�y werble na spieczonej ziemi. Za os�em na lince szed� drugi osio� objuczony sakwami z kapciami oraz kufrem czarownika i zabranym z jego kryj�wki dywanem. Z przodu karawany pop�dzany batem szed� czarownik. Nogi w kostkach skute mia� �a�cuchem. Drugi �a�cuch p�ta� r�ce. Wie� zosta�a za nimi. Rozbierano cha�upy, aby zbudowa� stosy dla siedemdziesi�ciu mieszka�c�w. Czarownik zas�ab� i pad� w py� drogi. Antonio zsiad� z konia. - Wstawaj. Ju� niedaleko. - Nie mam si�y wsta�. - Musisz t� drog� odby� pieszo. Gdy przyb�dziemy na miejsce... - Poddacie mnie torturom. A na koniec spalicie na stosie. Roz�� m�j dywan, abym m�g� po�o�y� si� na nim i odpocz��. - Dywan pokryty jest wersetami z Koranu. Chcia�by� si� modli�. Nadchodzi wiecz�r. - Je�li wasz B�g jest taki mi�osierny, to my�l�, �e wybaczy mi chwil� s�abo�ci i modlitw� do mojego... - Jeste� wi�niem inkwizycji. Nie pozwolimy ci na dalsze popadanie w grzech. - Ach. Tortury, kt�re mnie czekaj�, s� tak straszne, �e z pewno�ci� nawet Allach mnie od nich nie wybawi. - Zgadza si�. - No to spalcie mnie od razu. Antonio u�miechn�� si�. - To by by�o zbyt proste. Musimy wiedzie�, po co przyjecha�e� i jak� moc� dysponujesz, czarowniku. - Nie wierz w to. Gdybym nim by�, dawno zrzuci�bym p�ta. - Tych kajdan�w nie skruszysz czarami. S� ze srebra. Odpowiedz, co ci� tu sprowadza, a mo�e pozwol� ci kawa�ek pojecha� na o�le. Wi�zie� wzruszy� ramionami. - Szukam innego czarownika. - Wi�c przyznajesz, �e sam nim jeste�. - Tego nie powiedzia�em. - Powiedzia�e� wyra�nie: "Szukam innego czarownika". Jest nas dwu, a ty szukasz innego czarownika, to znaczy, �e pierwszym jeste� ty sam. A po co go szukasz? - Porwa� moj� ukochan�. Czy to wystarczaj�cy pow�d? - Mi�o�� do Boga jest jedyn� prawdziw�. To o czym my�lisz rodzi si� z po��dania, nawet je�li nie zdajesz sobie z tego sprawy. To kwestia narz�d�w odpowiedzialnych za pewne przyziemne ��dze. Je�li chcesz, mog� w ci�gu kilku minut usun�� przyczyn� twojej troski. Niebawem o niej zapomnisz. - Mam by� spalony, wol� nie by� wcze�niej wykastrowany. - Twoja wola. - A ty? Wyci�li ci, co trzeba, czy dokona�e� autokastracji? Antonio poderwa� go na nogi i batem zmusi� do podj�cia mozolnej w�dr�wki. O �wicie stan�li przed czarnymi murami wi�zienia. - Boisz si�? - zapyta� konfident wi�nia. - Nie. Nic gorszego od �mierci mnie tu nie spotka. Ale mam ostatnie �yczenie. - M�w, prosz�. Wys�uchuje si� ostatniego �yczenia skaza�ca. - M�j ukochany dywan. Chc� zosta� spalony razem z nim. - Mog� ci to obieca�. Nam nie jest potrzebny. Nie u�ywamy dywan�w, a nie sprzedamy go nikomu z uwagi na napisy. Wi�zie� uspokoi� si� i wkroczy� w ponur� bram�. Potem korytarzem w d�, gdzie cz�owiek zapomina, jak si� nazywa i gdzie istnia�y tylko dwa uczucia. Ostateczna mi�o�� i ostateczny b�l. P� godziny p�niej Antonio meldowa� si� u inkwizytora de Gryauery. - Uj��em czarownika i w�a�nie przygotowuj� go w sali tortur. Nawet nie zauwa�y�, �e sk�ama�. Nie on uj�� czarownika. - Dobra robota. Jestem z ciebie dumny. Chod�my popatrze�. Znalaz�e� przy nim czarodziejskie przedmioty? - Tylko dywan pokryty wersami Koranu. - Dobrze. Jak przebieg�a akcja? - By�o ci�ko, ale nasi przyjaciele z prowincji pomogli. Uj�li�my wielu niebezpiecznych muzu�man�w. Rozbili�my gniazdo islamu. - Napisz raport. - Oczywi�cie. W sali tortur wi�zie� le�a� przykuty do ci�kiej k�ody. Kat roz�arza� szczypce i druty. - No to od czego zaczniemy? - zapyta� przyja�nie inkwizytor. Jeniec wyrzuci� z siebie arabskie przekle�stwo. Alfonzo u�miechn�� si�. - Najpierw pytania. Po co tu przyby�e�? - Mieli�cie �wietnych znawc�w kaba�y. Chcia�em z nimi porozmawia� o interpretacjach ksi�gi Jecirach. - Mieli�my. Niekt�rzy przeszli przez t� sal�. Wida� wiedza o przysz�o�ci na nic im si� nie zda�a. - Bereszit bara Elohim... - Na pocz�tku stworzy� B�g niebo i ziemi�. Widz�, �e znasz nasze pisma. - Za to wy nie znacie Koranu. - Nie b�dziemy dyskutowa� o teologii. Po co ci konsultacje z kaba�y? - Szukam ukochanej porwanej przez z�o�liwego czarownika. - Ach. A gdzie j� porwano? - U st�p piramid w Egipcie tam, gdzie wasz J�zef, a wedle naszej tradycji Jussuf, wykopa� Bahr Jussuf - wielki kana�, aby po��czy� oaz� Fayum z korytem �wi�tej rzeki Nil. - Kt�r�dy dosta�e� si� do Hiszpanii? Jeniec wzruszy� ramionami, na ile pozwala�y mu wi�zy. - Na r�nych ziemiacj pozna�em wiele sekret�w. Pozwoli�y mi w�drowa� waszymi go�ci�cami w spos�b niezauwa�ony. - Co wiesz o nekromancji? Le��cy uni�s� oczy. - Nie mam o tym poj�cia. Znam si� na chemii i destylacji. - Jak sporz�dzi� zwierciad�o magiczne? Jeniec milcza�. Inkwizytor si�gn�� po szczypce i powietrze wype�ni� sw�d palonej sk�ry. W g�owie Antonia si� kot�owa�o. Kiedy� to on tu le�a�. - Szpilki - poleci� inkwizytor. Poda� mu. Rozpalone druty w drewnianych oprawkach zanurzy�y si� pod paznokciami maga. Tym razem zawy�. Antonio pomaga� z kamienn� twarz�. Wo� przypalonego cia�a wype�ni�a pomieszczenie. Pada�y nowe pytania i zmienia�y si� metody wydobywania szczerych wyzna�. Na stopy wi�nia za�o�ono hiszpa�skie buty i dokr�cono �ruby, z plec�w zdarto pasy i posypano sol�, imad�ami zaci�ni�to kciuki. Genitalia przypalano �wiec�. Sko�czyli ko�o po�udnia nast�pnego dnia. Antonio s�ania� si� ze zm�czenia. Siedemna�cie godzin asystowania. Kat, kt�ry wkracza�, gdy potrzebna by�a bardziej fachowa r�ka, tak�e si� zm�czy�. Po inkwizytorze nie wida� by�o zm�czenia, tylko pot na twarzy �wiadczy�, �e i on jest wyko�czony. Odkr�ci� �ruby do zgniatania kolan. - Co z ciebie za czarownik, je�li o niczym nie masz poj�cia? - zapyta� ze z�o�ci�. - A czy ja m�wi�em, �e jestem czarownikiem? - zdziwi� si� jeniec. - Jutro zostaniesz spalony na stosie. Chod�my odpocz��. Antonio pad� na pos�anie jak martwy. �ni�y mu si� okropne krzyki, p�omienie ta�czy�y wok� twarzy tych, kt�rych spali�. A gdy obudzi� si� w ciemno�ci, spostrzeg�, �e wyryty kiedy� przeze� napis na �cianie celi �wieci si� bladym blaskiem. Jego dawne imi�: D�alalladin Jussuf abu Alin. Wyry� je, aby zapami�ta�. Teraz chcia� o nim zapomnie�. Zapomnie� o grzesznym �yciu, kt�re p�dzi� przez dwadzie�cia lat i o tym, �e by� najstarszym pierworodnym potomkiem swojego ojca i przysz�� g�ow� rodu abu Alin. To, czym si� obecnie zajmowa�, by�o wa�niejsze. Gdy obudzi� si�, poszed� do wi�nia wys�ucha� jego ostatnich �ycze�. Tym razem nie organizowano hucznego auto da fe z pochodem i publiczno�ci�. Stos zbudowano po�rodku dziedzi�ca wi�ziennego. Na szczycie po�o�ono dywan. Antonio wszed� do celi wi�nia. Z ciemnych oczu czarownika wybiega�y �wietliste promienie. - Allach jest wielki - powiedzia� wi�zie�. - Czy rozumiesz ogrom swoich zbrodni? - Nie pope�ni�em �adnych. Czy chcesz si� wyspowiada�? - Spal� mnie za godzin�. - Mniej wi�cej. - Rozetniesz mi wi�zy, gdy b�d� mnie prowadzili. - Wolne �arty. - Rozetniesz i do�wiadczysz na sobie pot�gi Allacha. - Nie. Je�li nie chcesz ksi�dza... Jeniec wzruszy� ramionami i odwr�ci� si� do �ciany. Prowadzili go we dw�ch. Antonio i inkwizytor. Nie stawia� oporu. Tortury pozbawi�y go si�. Ale u�miecha� si� do siebie, jakby szykuj�c w ostatniej chwili �ycia magiczn� sztuczk�. A potem jego stopy dotkn�y dywanu. Pad� niespodziewanie na kolana i co� krzykn��. Szarpni�cie by�o straszliwe. I b�ysn�o �wiat�o. Dywan wraz z wi�niem uni�s� si� do g�ry. Pu�cili, nie byli w stanie go utrzyma�. Zatrzyma� si� metr nad ich g�owami. Czarownik wychyli� si� zza kraw�dzi. - Nie wierzy�e� w moc naszej wiary? - zapyta� Antonia. Konfident patrzy� w zdumieniu, a potem zrozumia�. Nigdy nie widzia� cudu dokonanego przez chrze�cija�skiego Boga. A tu mia� jak na d�oni zdarzenie, kt�re nie powinno si� zdarzy�. Ten, kt�ry m�g� go o�wieci�, odlatywa�. Antonio skoczy�, wpi� palce w kraw�d� dywanu. Czarownik co� powiedzia� i dywan zacz�� lecie� z wzrastaj�c� szybko�ci�. Konfident podci�gn�� si�. Patrzyli sobie w oczy. - Allach karze odst�pc�w �mierci� - powiedzia� Ali. - Pora na ciebie. - I kopn�� Antonia pozbawion� paznokci, pokrwawion� stop� prosto w twarz. Alfonzo patrzy�, jak cia�o ucznia spada z wysoko�ci i roztrzaskuje si� na granitowym bruku. Czasami tak si� to ko�czy�o. A czasami inaczej. �aden z nawr�conych nie prze�y� dot�d nawet roku. Czasami za�amywali si� wcze�niej, czasami p�niej. Z regu�y doprowadzali do zbawienia dwudziestu innych. Antonio pos�a� na stos blisko czterdziestu. Inkwizytor westchn��. W takie dni stare blizny bola�y go bardziej ni� zwykle. Dlaczego nie udawa�o mu si� powt�rzy� tego cudownego procesu, kt�ry przed siedemdziesi�ciu laty go ukszta�towa�? Dlaczego jego uczniowie byli tacy s�abi i tak szybko odchodzili w niebyt, odrzucaj�c w ostatniej chwili prawd� gwarantuj�c� im zbawienie? Umia� postawi� pytanie, nie znajdowa� na nie odpowiedzi. Patrzy� w zadumie na roztrzaskan� bry�� mi�sa i ko�ci. Poszuka� wzrokiem na niebie dywanu. Ju� go nie by�o wida�. �aden wi�zie� dot�d nie opu�ci� loch�w inkwizycji z w�asnej woli. I dopilnuj�, aby nikt nie powt�rzy� tego wyczynu. Prze�egna� si� nad cia�em Antonia, a potem wszed� do budynku. Czekali inni skaza�cy. Mia� w�r�d nich jednego, kt�rego chyba da�oby si� nawr�ci�. Musia� si� spieszy�. Kto� gdzie� w�a�nie szerzy� herezj�. Andrzej Pilipiuk ANDRZEJ PILIPIUK Urodzony 20 marca 1974 r. w Warszawie. Student pi�tego roku archeologii UW. Zaczyna� w "Fenixie" (2 '96) humoresk� o egzorcy�cie-amatorze (Jakubie W�drowyczym); kolejne opowiadanka po�wi�cone tej postaci ukazywa�y si� w roku ubieg�ym. Nasi czytelnicy znaj� Andrzeja z kanalarskiej, moskiewskiej dark future "Szambo" ("NF" 7/97). O epoce i �wiecie, w kt�rym rozgrywa si� akcja kolejnego opowiadania Pilipiuka, "Scriptoris", o jego drobnej fantastycznej modyfikacji, pisze autor, co nast�puje: Podstawowym zadaniem �wi�tego Oficjum by�a ochrona ludno�ci nie przed szkodliwym dzia�aniem czarownic, lecz przed heretykami, agnostykami i wyznawcami innych religii - judaizmu i islamu. Polowania na czarownice stanowi�y nie wi�cej ni� dziesi�� procent dochodze�, a przy tym cz�sto zapada�y wyroki uniewinniaj�ce lub zas�dzano kary do�� symboliczne. Prawdziwy sza� palenia czarownic rozp�tali protestanci. Pierwsi inkwizytorzy zostali mianowani w 1480 roku. Inkwizycja przynajmniej w swoim tzw. z�otym okresie (XVI- XVII w.) musia�a by� organizacj� doskonale poinformowan�. W ka�dym mie�cie istnieli tzw. familiares ("krewniacy") p�etatowi konfidenci inkwizycji. Do ich obowi�zk�w nale�a�o wy�apywanie �yd�w i wyznawc�w islamu, transport schwytanych do areszt�w oraz zapewnienie zbrojnej eskorty inkwizytorom. Familiares wyst�powali publicznie podczas auto's, ich twarze by�y wi�c znane, a skuteczno�� dzia�ania niewielka. St�d siatka konfident�w tajnych. Nazw� hipotetycznego bractwa scriptoris utworzy�em od �aci�skiego scribo - pisa�. U�y�em dla jej utworzenia wo�acza liczby mnogiej (w mianowniku powinno by� scriptori lub z hiszpa�skiego scriptores). Wyst�powanie zar�wno tajnych gmin �ydowskich, jak i muzu�ma�skich w wiekach szesnastym i siedemnastym by�o jeszcze na porz�dku dziennym, mimo �e �ydom nakazano opu�ci� Hiszpani� jeszcze przed wypraw� Kolumba (1492). Liczne procesy przeciw wyznawcom judaizmu i islamu mia�y miejsce oko�o po�owy siedemnastego wieku. Pewnym novum jest wyra�ony w opowiadaniu pogl�d, �e inkwizycja pal�c ludzi na stosach zapewnia�a im wieczne zbawienie, a palenie wynika�o z lito�ci i mi�o�ci do grzesznik�w. Nale�y oczywi�cie w�tpi�, czy grzesznicy docenili t�... wspania�omy�lno��. Problem szczeg�owo wy�o�y� podczas wyk�ad�w z historii Europy prof. Jerzy G�ssowski. Chrzest przez ogie� istnia� u zarania chrze�cija�stwa, dla oczyszczenia duszy inkwizycja posy�a�a grzesznik�w w oczyszczaj�ce p�omienie. Zbawienia poprzez spalenie na stosie dost�pi� mogli nawet ludzie ob�o�eni ekskomunik�! Na marginesie - w dziewi�tnastym wieku istnia�a w Rosji wyros�a na bazie prawos�awia sekta samopodpalaczy tzw. samo�re�cy. (mp)