3654

Szczegóły
Tytuł 3654
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3654 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3654 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3654 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KSI�GA PIERWSZA KLIO Herodot z Halikarnasu przedstawia tu wyniki swych bada�, �eby ani dzieje ludzkie z biegiem czasu nie zatar�y si� w pa- mi�ci, ani wielkie i podziwu godne dzie�a, jakich b�d� Helle- nowie, b�d� barbarzy�cy dokonali, nie przebrzmia�y bez echa, mi�dzy innymi szczeg�lnie wyja�niaj�c, dlaczego oni na- wzajem z sob� wojowali. Znawcy dziej�w w�r�d Pers�w utrzymuj�, �e Fenicja- nie winni byli tej niezgody. Oni to bowiem przybyli od tak zwanego Morza Czerwonego nad nasze morze1 i osiedlili si� w krainie, kt�r� jeszcze teraz zamieszkuj�; zaraz te� pu�cili si� w dalekie podr�e morskie; wywo��c za� towary egipskie i asyryjskie, dotarli do r�nych stron, mi�dzy innymi tak�e do Argos. Argos w owym czasie g�rowa�o pod ka�dym wzgl�dem nad miastami kraju, kt�ry teraz nazywa si� Hellad�. Przybyli wi�c Fenicjanie do tego Argos i wy�o�yli sw�j towar. Na pi�ty czy sz�sty dzie�, kiedy ju� prawie wszystko wyprzedali, przy- sz�a nad morze wraz z wielu innymi niewiastami kr�lewna, kt�rej by�o na imi�, jak to zgodnie r�wnie� Hellenowie podaj�, Io, c�ra Inachosa. Stan�y przy rufie okr�tu i kupowa�y to- wary, jakie im najbardziej przypad�y do serca, a wtedy Feni- cjanie porozumieli si� z sob� i napadli na nie. Wi�kszo�� ko- biet umkn�a, Io jednak i jeszcze inne zosta�y porwane. Feni- cjanie wrzucili je na okr�t i odp�yn�li do Egiptu. 1 �r�dziemne W ten spos�b wed�ug opowiadania Pers�w, nie Hellen�w, przyby�a Io do Egiptu i to by�a pierwsza krzywda. Nast�pnie kilku Hellen�w (imion ich nie umiej� Persowie poda�) wyl�- dowa�o w fenickim Tyros i porwa�o stamt�d kr�lewsk� c�rk�, Europ�. Byli to zapewne Krete�czycy. - Tak zatem od- p�acono tamtym r�wn� tylko miark�, ale p�niej Hellenowie stali si� sprawcami drugiej krzywdy. Pop�yn�li bowiem na d�ugim okr�cie* do kolchidzkiej Aja nad rzek� Fasis i po za- �atwieniu innych spraw, kt�re by�y celem ich podr�y, porwali c�rk� kr�lewsk�, Mede�. Kr�l Kolch�w wys�a� herolda do Hellady, ��daj�c odszkodowania za porwanie i zwrotu c�rki; Hellenowie jednak odpowiedzieli, �e skoro nie otrzymali od- szkodowania za uprowadzenie Iony z Argos, i oni go nie dadz�. Potem za drugiej generacji, jak m�wi� Persowie, Aleksan- der, syn Priama, kt�ry s�ysza� o tych zdarzeniach, zapragn�� zdoby� sobie ma��onk� w Helladzie drog� porwania, licz�c na pewno, �e odszkodowania nie da, skoro i tamci go nie daj�. Tak tedy porwa� on Helen�, a Hellenowie postanowili naprz�d wys�a� pos��w i za��da� wydania Heleny jako te� odszkodo- wania za jej porwanie. Ale Trojanie na to przytaczali im po- rwanie Medei: �e sami odszkodowania nie dali ani na ��danie Kolch�w jej nie zwr�cili, a teraz chc�, �eby inni dawali im odszkodowanie. A� dot�d wi�c by�y tylko wzajemne uprowadzenia, teraz je- dnak Hellenowie w wysokim stopniu zawinili: oni bowiem wprz�d wyprawili si� na Azj� ni� Azjaci na Europ�. Zdaniem Pers�w, porywa� niewiasty jest czynem ludzi niesprawiedli- wych, ale z powodu porwanych zawzi�cie uprawia� dzie�o zemsty mog� tylko nierozumni; rozs�dni ludzie zgo�a nie troszcz� si� o porwane kobiety: bo� przecie to jasne, �e gdyby same nie chcia�y, nie zosta�yby uprowadzone. Oni wi�c, Azja- ci - powiadaj� Persowie - z porywania niewiast nic sobie nie robili. Hellenowie za� z powodu lacedemo�skiej kobiety zebrali wielkie wojsko, a potem przybyli do Azji i obalili po- t�g� Priama. Od tego czasu Persowie zawsze my�leli, �e to, co helle�skie, jest im wrogie. Persowie bowiem Azj� i zamieszku- j�ce j� ludy barbarzy�skie uwa�aj� za swoje, Europ� za� i �y- wio� helle�ski za co� odr�bnego. Tak opowiadaj� Persowie o przebiegu zdarze� i w zdobyciu Troi doszukuj� si� pocz�tku swej nieprzyja�ni z Hellenami. Co do Iony za�, nie zgadzaj� si� z Persami Fenicjanie. Twier- dz� bowiem, �e nie drog� porwania zawie�li j� do Egiptu, lecz �e w Argos mia�a ona stosunek z kapitanem okr�tu, a kiedy zauwa�y�a, �e jest brzemienna, z obawy, �eby jej sprawka nie wysz�a na jaw przed rodzicami, sama dobrowolnie z Fenicja- nami odp�yn�a. Tak tedy m�wi� Persowie, a tak Fenicjanie. Ja za� nie chc� tu rozstrzyga�, czy rzecz mia�a si� tak, czy ina- czej; o kim jednak z pewno�ci� wiem, �e pierwszy zawini� przeciw Hellenom, tego wska��*, a potem p�jd� dalej w swo- im opowiadaniu, kolej no przechodz�c zar�wno ma�e, jak i wiel- kie "miasta ludzi" *. Wszak wiele z tych, co by�y w dawnych czasach wielkie, sta�o si� ma�ymi, a te, kt�re w moich czasach s� wielkie, dawniej by�y ma�e. Wiedz�c zatem, �e szcz�cie ludzkie nigdy nie jest trwa�e, wspomn� na r�wni o jednych i o drugich. K r e z u s by� z rodu Lidyjczykiem, synem Alyattesa, w�ad- c� lud�w z tej strony rzeki Halys*, kt�ra p�ynie od po�udnia na p�noc mi�dzy Syryjczykami* a Paflagonami i uchodzi do tak zwanego Pontu Euksy�skiego1. Ten Krezus by� pierw- szym, o ile wiemy, z barbarzy�c�w, kt�ry jednych Hellen�w podbi� i zmusi� do p�acenia haraczu, a z innymi zawar� przy- ja��. Podbi� on Jon�w, Eol�w i Dor�w w Azji, a przyja�� zawar� z Lacedemo�czykami. Przed panowaniem Krezusa wszyscy Hellenowie byli wolni. Przedsi�wzi�ta bowiem prze- ciw Jonii wyprawa Kimmeri�w*, wcze�niejsza od Krezusowej, nie doprowadzi�a do podboju miast, lecz tylko do zagonnego ich rabunku. W�adza kr�lewska, kt�ra przedtem nale�a�a do Heraklid�w *, przesz�a w taki spos�b na rodzin� Krezusa, czyli na tzw. Mer- 1 Morza Czarnego mnad�w: Kandaules, kt�rego Hellenowie nazywaj� Myr- silosem, kr�l sardyjski, pochodzi� od Alkajosa syna Herakle- sa. Mianowicie Agron syn Ninosa syna Belosa, syna Alkajo- sa, by� pierwszym Heraklid�, kt�ry zosta� kr�lem w Sardes, a Kandaules, syn Myrsosa - ostatnim. Ci, co kr�lowali w tym kraju przed Agronem, pochodzili od Lydosa, syna Atysa *, od kt�rego ca�y ten lud zosta� nazwany lidyjskim, bo przedtem nazywa� si� m a j o � s k i m *. W�adz� poruczon� im przez tych Atyd�w posiedli na mocy wyroczni Heraklidzi. Po- chodzili oni od niewolnicy Jardanosa * i od Heraklesa, a pa- nowali w ci�gu dwudziestu dw�ch pokole� przez pi��set pi�� lat, tak �e zawsze syn otrzymywa� rz�dy z r�k ojca - a� do Kandaulesa, syna Myrsosa. Ot� ten Kandaules by� tak bardzo rozmi�owany w swej ma��once, �e s�dzi�, i� posiada najpi�kniejsz� ze wszystkich kobiet. A mia� w�r�d swoich kopijnik�w niejakiego Gigesa, syna Daskylosa, kt�ry cieszy� si� jego szczeg�ln� �ask�. Poru- cza� mu wa�niejsze sprawy pa�stwowe, a urod� swej �ony s�awi� przed nim ponad wszelk� miar�. Po up�ywie nied�ugie- go czasu (mia�o bowiem wedle przeznaczenia spotka� Kandau- lesa nieszcz�cie) odezwa� si� do Gigesa w te s�owa: - Gigesie, zdaje mi si�, �e ty nie wierzysz w to, co ci opowiadam o wdzi�- kach mojej �ony, poniewa� uszy ludzi s� bardziej niedowie- rzaj�ce ni� ich oczy; dlatego staraj si� ujrze� j� nag�. - Ten jednak wyda� okrzyk zgrozy i rzek�: - Panie, co za niero- zumne wyrzek�e� s�owo, ka��c mi moj� pani� ogl�da� nag�! W chwili gdy niewiasta zdejmie szat�, zdejmuje te� wstyd z siebie. Od dawna ju� wynale�li ludzie m�dre powiedzenia, z kt�rych nale�y czerpa� nauk�. A jedno z nich brzmi: "Niech ka�dy swego patrzy!" Ja ch�tnie wierz�, �e ona jest najpi�k- niejsz� ze wszystkich kobiet, a ciebie prosz�, aby� nie ��da� ode mnie rzeczy nieprzystojnych. Takimi s�owy broni� si� Giges przed ��daniem kr�la, w oba- wie, �e z tego wyniknie dla� jakie� nieszcz�cie. Ale ten od- powiedzia�: - Nabierz otuchy, Gigesie, i nie l�kaj si�, �e ja tak m�wi�, aby ci� tylko wystawi� na pr�b�, ani si� nie b�j, �e ze strony mej ma��onki spotka ci� jaka� przykro��. Albo- wiem z g�ry tak urz�dz�, �eby ona zupe�nie nie zauwa�y�a, �e� j� widzia�. Mianowicie ustawi� ci� w komnacie, w kt�rej sypiamy, w tyle za otwartymi drzwiami. Zaraz po mnie przyj- dzie moja �ona, aby uda� si� na spoczynek. Blisko wej�cia stoi krzes�o; na nim przy rozbieraniu si� b�dzie sk�ada�a poszcze- g�lne cz�ci swego odzienia i tak da ci sposobno��, �eby� si� jej z ca�ym spokojem przyjrza�. Kiedy potem od krzes�a b�- dzie sz�a ku �o�u i do ciebie odwr�ci si� ty�em, twoj� ju� b�- dzie rzecz�, �eby ci� nie zobaczy�a uchodz�cego spoza drzwi. Giges, widz�c, �e nie mo�e si� od tego uchyli�, o�wiadczy� sw� gotowo��. Skoro wi�c Kandaules uwa�a�, �e nadesz�a pora udania si� na spoczynek, wprowadzi� go do komnaty, zaraz za� potem zjawi�a si� tak�e jego ma��onka. I Giges przygl�da� si�, jak po wej�ciu rozbiera�a si� z szat. Gdy za� niewiasta, id�c ku �o�u, odwr�ci�a si� do� ty�em, wysun�� si� spoza drzwi i wyszed�. Wtedy ona wychodz�cego zobaczy�a i zrozumia�a, �e jest to sprawka m�a. Ale jakkolwiek wstyd jej by�o, nie wyda�a �adnego okrzyku i zachowa�a pozory, jak gdyby ni- czego nie zauwa�y�a; w duchu jednak postanowi�a zem�ci� si� na Kandaulesie. U Lidyjczyk�w bowiem, i prawie u wszystkich innych barbarzy�c�w, nawet dla m�czyzny wielk� jest ha�- b�, je�li si� go zobaczy nagiego. Wtedy wi�c nie da�a po sobie nic pozna� i zachowa�a si� spo- kojnie. Skoro jednak dzie� nasta�, zapewni�a sobie gotowo�� tych s�ug, kt�rych za najwierniejszych sobie uwa�a�a, i ka- za�a przywo�a� Gigesa. On my�la�, �e kr�lowa nie wie nic o tym, co zasz�o, i przyby� na wezwanie, tak jak zawsze, ile- kro� go powo�ywa�a. Kiedy wi�c zjawi� si� Giges, odezwa�a si� do niego w te s�owa: - Teraz, Gigesie, daj� ci dwie drogi do wyboru; kt�r� z nich zechcesz p�j��. Albo zabijesz Kandaulesa i posi�dziesz mnie wraz z kr�lestwem Lidyjczyk�w, albo sam musisz zaraz na miejscu umrze�, aby� na przysz�o�� nie s�u- cha� we wszystkim Kandaulesa i nie widywa� tego, czego ci nie godzi si� widzie�. Przeto albo on musi zgin��, poniewa� wpad� na taki pomys�, albo ty, poniewa� ujrza�e� mnie nag� i tym samym uczyni�e� to, co jest nieprzystojne. - Z pocz�tku by� Giges zdumiony t� mow�, potem b�aga� kr�low�, aby go nie zmusza�a do takiego wyboru. Ale ona nie da�a si� zmi�kczy�. Skoro wi�c widzia�, �e istotnie ma przed sob� t� konieczno��, �e albo zg�adzi swego pana, albo sam przez innych b�dzie zg�a- dzony, wola� pozosta� przy �yciu i zada� kr�lowej takie pyta- nie: - Je�li mnie zmuszasz, abym wbrew woli zabi� mojego pana, pozw�l mi us�ysze�, w jaki spos�b podniesiemy na niego r�k�? - A ona odpowiedzia�a: - Z tego samego miejsca nast�- pi� ma zamach, sk�d on pokaza� mnie nag�; kiedy wi�c b�dzie spa�, nale�y na� uderzy�. Tak obmy�lili zamach i z nastaniem nocy Giges (kt�rego na chwil� nie puszczano i nie by�o dla� �adnego wyj�cia, lecz albo on sam musia� zgin��, albo Kandaules) poszed� za niewiast� do sypialni. Ona wr�czy�a mu sztylet i ukry�a go za tymi samymi drzwiami. A kiedy Kandaules zasn��, Giges wychyli� si� spoza drzwi, zabi� go i posiad� jego ma��onk� wraz z kr�lestwem. Wspomina o nim w sze�ciostopowym jambie tak�e Archiloch z Paros, kt�ry �y� w tym samym czasie. Zdoby� wi�c Giges w�adz� kr�lewsk� i zosta� w niej utwierdzony przez wyroczni� delfick�. Kiedy bowiem Lidyj- czycy, rozgoryczeni zab�jstwem Kandaulesa, chwycili za bro�, stan�a taka umowa mi�dzy stronnikami Gigesa a reszt� Lidyj- czyk�w: je�eli wyrocznia odpowie, �e Giges jest kr�lem Lidyj- czyk�w, to niech im kr�luje, je�eli nie, to niech z powrotem odda Heraklidom panowanie. Ot� wyrocznia o�wiadczy�a si� za nim, i tak Giges zosta� kr�lem. Tyle jednak wypowiedzia�a si� Pitia, �e Heraklidzi doczekaj� si� zemsty na potomku Gi- gesa w pi�tym pokoleniu*. Na t� wypowied� Lidyjczycy i ich kr�lowie zgo�a nie zwracali uwagi, a� si� spe�ni�a. W ten spos�b doszli Mermnadzi do w�adzy, kt�r� wydarli Heraklidom. A Giges, zostawszy w�adc�, wys�a� niema�o da- r�w wotywnych do Delf, bo ile tam jest srebrnych wot�w, przewa�nie od niego pochodz�. Pr�cz srebra ofiarowa� tak�e niezmierzon� ilo�� z�ota, mi�dzy innymi za�, co szczeg�lnie za- s�uguje na wzmiank�, po�wi�ci� sze�� z�otych mieszalnik�w. Te stoj� w skarbcu Koryntyjczyk�w i maj� wag� trzydziestu ta- lent�w; po prawdzie jednak m�wi�c, nie jest to skarbiec korync- kiego ludu, lecz Kypselosa, syna Eetiona. �w Giges by� pierw- szym, o ile wiemy, barbarzy�c�, kt�ry ofiarowa� dary wotyw- ne do Delf - po Midasie, synu Gordiasa, kr�lu Frygii. Bo tak�e Midas po�wi�ci� tam�e swoje kr�lewskie krzes�o, na kt�- rym zasiada�, kiedy sprawowa� s�dy, a jest ono godne widze- nia. Stoi tam w�a�nie, gdzie i mieszalniki Gigesa. Owo z�oto i srebro, kt�re ofiarowa� Giges, nazywaj� Delfijczycy od imie- nia ofiarodawcy ,,gigadejskim". Ju� po doj�ciu do w�adzy urz�- dzi� on wypraw� na Milet i Smyrn� i zdoby� doln� cz�� mia- sta Kolofonu. Skoro jednak �adnego innego wielkiego czynu za swych trzydziestoo�mioletnich rz�d�w nie dokona�, wystar- cza o nim ta wzmianka. Teraz wspomn� o Ardysie, synu Gigesa, kt�ry po Gigesie by� kr�lem. Ten zdoby� Prien� i napad� na Milet, za jego te� panowania w Sardes przybyli do Azji Kimmeriowie, wygnani ze swych siedzib przez Scyt�w-koczownik�w - i zaj�li Sardes pr�cz twierdzy. Po Ardysie, kt�ry czterdzie�ci dziewi�� lat panowa�, nast�- pi� Sadyattes, jego syn, i w�ada� przez dwana�cie lat, a po Sadyattesie Alyattes. Ten prowadzi� wojn� z Kyaksaresem, wnukiem Dejokesa, i z Medami, wyp�dzi� Kimmeri�w z Azji, zdoby� Smyrn�, za�o�on� przez Kolofon, i napad� na okr�g Klazomen. St�d jednak musia� ust�pi�, i to z wielkimi strata- mi. Z innych przedsi�wzi��, jakich za swego panowania doko- na�, to najbardziej zas�uguje na uwag�. Prowadzi� on wojn� z Milezyjczykami, kt�r� przej�� w spad- ku po swoim ojcu. Ruszy� wi�c na nich i oblega� Milet w na- st�puj�cy spos�b: Ilekro� plony na polu by�y dojrza�e, wpada� tam z wojskiem, a maszerowa� przy d�wi�ku piszcza�ek, lutni, cie�szych i pe�niejszych flet�w. Kiedy za� przybywa� do okr�- gu milezyjskiego, nie burzy� i nie pali� dom�w po wsiach ani drzwi nie wy�amywa�, lecz zostawia� wszystko na swoim miej- scu; natomiast drzewa i plony ziemne niszczy�, a potem zn�w si� oddala�. Bo Milezyjczycy byli panami na morzu, tak �e obleganie nie by�o dla wojska korzystne. Dom�w za� dlatego Lidyjczyk nie burzy�, �eby Milezyjczycy, maj�c w nich opar- cie, mogli ziemi� obsiewa� i uprawia�, a on sam dzi�ki ich pracy mia� co pustoszy� w razie napadu. Tak wojowa� przez jedena�cie lat, w ci�gu kt�rych ponie�li Milezyjczycy dwie wielkie kl�ski: jedn�, walcz�c w swoim w�asnym kraju pod Limenejon, a drug� na r�wninie Meandra. Przez sze�� z owych jedenastu lat panowa� jeszcze nad Lidyj- czykami syn Ardysa, Sadyattes, kt�ry tak�e napada� wtedy z wojskiem na ziemi� milezyjsk�: on bowiem by� w�a�nie tym, kt�ry wojn� rozpocz��; przez pi�� za� nast�pnych lat prowa- dzi� wojn� Alyattes, syn Sadyattesa. Przej�� j�, jak ju� wy�ej wspomnia�em, od swego ojca i gorliwie ni� si� zajmowa�. A Milezyjczyk�w �aden jo�ski szczep w wojnie tej nie wspie- ra�, z wyj�tkiem Chiot�w. Ci, pomagaj�c im, p�acili r�wn� miark�: bo� przedtem Milezyjczycy wsp�lnie z Chiotami do- prowadzili do ko�ca wojn� przeciw Erytrejczykom. Ot� kiedy w dwunastym roku wojsko nieprzyjacielskie podpala�o zasiane pola, zdarzy� si� taki wypadek: Skoro tylko plony zaj�y si� od ognia, p�dzony gwa�townym wiatrem p�o- mie� obj�� �wi�tyni� Ateny z przydomkiem Assesja. Ogarni�- ta nim �wi�tynia zgorza�a. W pierwszej chwili nie zwracano na to uwagi, kiedy jednak p�niej wojsko wr�ci�o do Sardes, Alyattes zachorowa�. Wobec przed�u�ania si� choroby wys�a� on pos��w do Delf, czy to �e mu kto� doradzi�, czy te� sam posta- nowi� zapyta� boga w sprawie tej choroby. Pos�om po przyby- ciu do Delf o�wiadczy�a Pitia, �e nie wprz�d udzieli im odpo- wiedzi, a� odbuduj� �wi�tyni� Ateny, kt�r� spalili w Assessos na terytorium milezyjskim. Tak s�ysza�em i wiem o tym zaj�ciu od samych Delfijczy- k�w; Milezyjczycy za� do tego dodaj�, �e Periander, syn Ky- pselosa, najbardziej zaufany przyjaciel Trazybula, �wczesnego tyrana Miletu, na wie�� o danej Alyattesowi wyroczni doni�s� o niej Trazybulowi przez wys�anego go�ca, aby, wprz�d po- wiadomiony, m�g� powzi�� odpowiednie postanowienie. Tak opowiadaj� Milezyjczycy. Alyattes za�, gdy mu to oznajmiono, wys�a� natychmiast he- rolda do Miletu, maj�c zamiar z Trazybulem i Milezyjczykami zawrze� uk�ad na przeci�g czasu, w kt�rym b�dzie budowa� �wi�tyni�. Wys�aniec wi�c uda� si� do Miletu, a Trazybul, kt�- ry o ca�ej sprawie dok�adnie wprz�d by� powiadomiony i wie- dzia�, oo Alyattes zrobi, wymy�la taiki podst�p: Ile by�o w mie- �cie zbo�a, kt�re nale�a�o do niego lub do os�b prywatnych, ca�y ten zapas kaza� znie�� na rynek i zapowiedzia� Milezyj- czykom, a�eby na dany przez niego znak wszyscy popijali i w weso�ym orszaku nawzajem si� odwiedzali. To uczyni� i poleci� Trazybul celowo, �eby sardyjski he- rold, ujrzawszy usypan� wielk� kup� zbo�a i ludzi p�u��cych w dobrobycie, oznajmi� o tym Alyattesowi. Tak si� te� sta�o. Kiedy bowiem herold temu si� przypatrzy� i przekaza� zlecenia Lidyjczyka Trazybulowi, a potem wr�ci� do Sardes, z tego tylko powodu, jak s�ysz�, nast�pi�o pojednanie. Alyattes bo- wiem spodziewa� si�, �e w Milecie panuje dotkliwy brak zbo- �a, a lud trawiony jest ostateczn� n�dz�; tymczasem us�ysza� od herolda, kt�ry wr�ci� z Miletu, co� wr�cz przeciwnego, ni� przypuszcza�. Wobec tego przysz�o mi�dzy nimi do pojedna- nia w tym duchu, �e zostan� nawzajem przyjaci�mi i sprzy- mierze�cami; Alyattes za� wybudowa� Atenie w Assessos dwie �wi�tynie zamiast jednej i sam d�wign�� si� z choroby. Tak powiod�o si� Alyattesowi w jego wojnie przeciw Milezyjczy- kom i Trazybulowi. Ten w�a�nie Periander, kt�ry Trazybulowi udzieli� wska- z�wki co do wyroczni, by� synem Kypselosa i w�ada� Koryn- tem. Ujrza� on, jak opowiadaj� Koryntyjczycy a potwierdzaj� Lesbijczycy *, najwi�kszy w swym �yciu cud, kiedy to Ariona z Metymny delfin wysadzi� na l�d pod Tajnaron. By� on cy- trzyst�, kt�ry �adnemu z w�wczas �yj�cych nie ust�powa�, a zarazem pierwszym, o ile wiemy, cz�owiekiem, kt�ry stwo- rzy� dytyramb *, nazwa� go i wystawi� w Koryncie. Ot� ten Arion, kt�ry przez d�ugi czas bawi� u Periandra, zapragn�� raz, jak opowiadaj�, pojecha� do Italii i Sycylii. Kie- dy tam zdoby� wielkie skarby, chcia� znowu wr�ci� do Koryn- tu. Wyp�yn�� wi�c z Tarentu na wynaj�tym od korynckich m��w okr�cie, albowiem do nikogo nie mia� wi�kszego zau- fania ni� do Koryntyjczyk�w. Ci jednak na pe�nym morzu po- wzi�li plan, �eby Ariona zrzuci� w topiel i tak posi��� jego skar- by. On to zauwa�y� i kornie ich b�aga�, aby mu tylko �ycie daro- wali w zamian za wydanie skarb�w. Ale �eglarze nie dali si� zmi�kczy�, tylko rozkazali mu, �eby albo sam sobie �ycie ode- bra�, po czym na l�dzie otrzyma gr�b, albo bezzw�ocznie wsko- czy� do morza. Wobec takiego wyroku, przyci�ni�ty do muru, prosi� Arion, �eby mu pozwolili przynajmniej w pe�nym stro- ju stan�� na pok�adzie okr�tu i raz jeszcze zanuci� pie��; po tej pie�ni przyrzeka� odebra� sobie �ycie. �eglarzom przysz�a ochota pos�ysze� najlepszego na �wiecie pie�niarza, wi�c prze- szli z tylnej cz�ci na �rodek okr�tu. Arion za� przywdzia� ca- �y sw�j str�j i wst�pi� z lutni� w r�ce na pok�ad; tam za�pie- wa� w wysokim i uroczystym tonie pie�� pochwaln� na cze�� Apollona, a kiedy sko�czy�, rzuci� si� jak sta�, w pe�nym stro- ju, do morza. Ci potem odp�yn�li do Koryntu, a pie�niarza del- fin podobno wzi�� na grzbiet i zani�s� do Tajnaron. Tam Arion wysiad� na l�d i pod��y� w swym stroju do Koryntu, gdzie opowiedzia� o ca�ym zdarzeniu. Periander jednak z pocz�tku w to nie wierzy�, wi�c trzyma� Ariona pod stra�� i nigdzie nie wypuszcza�, a r�wnocze�nie baczne mia� oko na �eglarzy. Sko- ro tylko przybyli, wezwa� ich i zapyta�, czy mogliby co� o Ario- nie powiedzie�. Kiedy oni o�wiadczyli, �e �yje zdr�w w Italii i �e dobrze mu si� powodzi�o w chwili, gdy Tarent opusz- czali - wtedy zjawi� si� przed nimi Arion w tym stroju, w jakim skoczy� do morza, a oni, przera�eni, nie mogli si� ju� wypiera� wobec jawnego dowodu zbrodni. Tak opowiadaj� Koryntyjczycy i Lesbijczycy, a stoi te� na przyl�dku Tajnaron spi�owy dar wotywny Ariona, niezbyt du�y, kt�ry przedsta- wia cz�owieka siedz�cego na delfinie. Lidyjczyk za� Alyattes, kt�ry uko�czy� wojn� z Milezyjczy- kami, umar� dopiero po pi��dziesi�ciu siedmiu latach panowa- nia. Wyszed�szy z choroby, po�wi�ci�, jako drugi w tej rodzi- nie, dla Delf wielki srebrny mieszalnik wraz z �elazn� podsta- w�, kt�rej poszczeg�lne cz�ci by�y zlutowane; mieszalnik ten jest godzien widzenia przed wszystkimi innymi darami wo- tywnymi w Delfach. Jest on dzie�em Glaukosa z Chios, kt�ry jedyny ze wszystkich ludzi wynalaz� sztuk� lutowania �elaza. Po �mierci Alyattesa obj�� rz�dy K r e z u s, syn Alyattesa, w wieku lat trzydziestu pi�ciu. Pierwszymi z Hellen�w, kt�- rych zaczepi�, byli Efezjanie. Ci tedy, oblegani przez niego, po�wi�cili swe miasto Artemidzie w ten spos�b, �e od �wi�tyni przeci�gn�li lin� a� do mur�w miejskich. Przestrze� za� mi�- dzy starym miastem, kt�re wtedy by�o oblegane, a �wi�tyni� wynosi siedem stadi�w *. Ich wi�c naprz�d zaatakowa� Kre- zus, potem kolejno wszystkich Jon�w i Eol�w, przytaczaj�c wobec r�nych lud�w r�ne pozory: wa�niejszymi zas�ania� si� wobec takich, u kt�rych wa�niejsze zdo�a� wynale��, wobec innych wystarcza�y mu nawet b�ahe. Skoro zatem podbi� Hellen�w w Azji i zmusi� ich do p�acenia haraczu, zamy�la� dalej wybudowa� sobie okr�ty i dobra� si� do wyspiarzy. W chwili gdy ju� wszystko do budowy okr�t�w mia� w pogotowiu, przyby� do Sardes Bias z Prieny wed�ug jednych, wed�ug innych za� Pittakos z Mityleny, i na zapyta- nie Krezusa, czy s�ycha� co� nowego w Helladzie - po�o�y� kres budowie okr�t�w dzi�ki nast�puj�cym s�owom: - Kr�lu, mieszka�cy wysp najmuj� niezliczon� ilo�� konnicy, bo maj� zamiar na Sardes i przeciw tobie zbrojno wyruszy�. - Kre- zus, s�dz�c, �e �w m�wi prawd�, tak si� odezwa�: - Oby tyl- ko bogowie natchn�li wyspiarzy t� my�l�, �eby przybyli z konnic� * przeciw synom Lidii! - Na to tamten, przerywaj�c mu, odrzek�: - Kr�lu, ty widocznie gor�co sobie �yczysz spo- tka� si� z jazd� wyspiarzy na l�dzie sta�ym, i twoje nadzieje maj� s�uszn� podstaw�, ale jakie� inne �yczenie, zdaniem twym, o�ywia�o mieszka�c�w wysp, gdy si� tylko dowiedzieli, �e zamierzasz przeciw nim okr�ty pobudowa�, ni� to w�a�nie, �eby z Lidyjczykami spotka� si� na morzu i pom�ci� zamiesz- ka�ych na l�dzie Hellen�w, kt�rych ujarzmi�e� i w mocy swej trzymasz? - Bardzo si� spodoba� Krezusowi koniec tej mowy; us�ucha� wi�c jej, bo wyda�a mu si� rozs�dn�, i zaniecha� bu- dowy okr�t�w. Tak zawar� on z Jonami, mieszkaj�cymi na wy- spach, przymierze i przyja��. Gdy po jakim� czasie prawie wszystkie ludy z tej strony rzeki Halys zosta�y podbite - bo pr�cz Cylicyjczyk�w i Licyj- czyk�w wszystkie inne Krezus zawojowa� i pod w�adz� sw� dzier�y�; a s� to: Lidyjczycy, Frygowie, Myzowie, Mariandy- nowie, Chalibowie, Paflagonowie, ty�scy i bity�scy Trakowie, Karowie, Jonowie, Dorowie, Eolowie, Pamfylowie - gdy wi�c te ludy by�y podbite, a Krezus przysparza� Lidyj- czykom coraz to nowych zdobyczy, przybywali do Sardes, sto- licy, kt�ra op�ywa�a w bogactwa, wszyscy helle�scy m�drcy owego czasu, jeden po drugim, a mi�dzy nimi tak�e Ate�czyk Solon. Ten ustanowi� prawa Ate�czykom na ich ��danie, a po- tem na dziesi�� lat wyjecha� * z kraju w dalek� podr� mor- sk�, aby �wiat zwiedzi�, jak m�wi�, w rzeczywisto�ci jednak dlatego, �eby go nie zmuszono do zniesienia jakiego� z praw, kt�re nada�. Na w�asn� r�k� nie mogli Ate�czycy tego uczyni�, poniewa� zobowi�zali si� uroczyst� przysi�g� pos�ugiwa� si� przez dziesi�� lat prawami, jakie im Solon nada. Ot� z tego powodu, a zarazem dla zwiedzenia �wiata, wyje- cha� Solon i przyby� naprz�d do Egiptu do Amazysa, a wresz- cie tak�e do Sardes do Krezusa, kt�ry przybysza go�cinnie przyj�� w swoim pa�acu. W trzy albo cztery dni p�niej na rozkaz Krezusa oprowadzali Solona s�udzy kr�lewscy po skarbcach i pokazywali mu wszystkie wielkie i bogate zasoby kr�la. Kiedy to wszystko zobaczy� i do syta si� napatrzy�, za- da� mu Krezus takie pytanie: - M�j go�ciu ate�ski, dosz�a ju� do nas niejedna wiadomo�� o twojej osobie, twojej m�dro�ci i o twoich w�dr�wkach, jak ty z ��dzy wiedzy liczne kraje zwiedzi�e�, aby si� w nich rozejrze�; dlatego teraz zebra�a mnie ochota zapyta� ciebie, czy� ju� widzia� najszcz�liwszego ze wszystkich ludzi? - A zapyta� go tak w przekonaniu, �e sam jest tym najszcz�liwszym cz�owiekiem. Solon jednak bynaj- mniej mu nie schlebia�, lecz odda� cze�� prawdzie i rzek�: - Kr�lu, jest nim Tellos z Aten. - Zdumiony tymi s�owy, Krezus z �ywo�ci� zapyta�: - Dlaczego uwa�asz Tellosa za najszcz�- �liwszego? - A Solon odrzek�: - Przede wszystkim Tellos �y� w mie�cie znajduj�cym si� w rozkwicie, mia� pi�knych i zac- nych syn�w i widzia� pochodz�ce od nich wszystkich dzieci, kt�re wszystkie pozosta�y przy �yciu. A po drugie, sp�dziwszy �ywot, jak na nasz� miar�, w pomy�lnych warunkach, doczeka� si� jeszcze wspania�ego ko�ca. Kiedy bowiem Ate�czycy wydali bitw� swoim s�siadom w Eleusis *, Tellos pospieszy� z pomoc�, zmusi� nieprzyjaci� do ucieczki i zgin�� najpi�kniejsz� �mier- ci�. Ate�czycy pochowali go na koszt pa�stwa na tym samym miejscu, gdzie pad�, i wysoko go uczcili. Tym jednak opowiadaniem o Tellosie i jego wielkim szcz�- �ciu Solon jeszcze wi�cej podra�ni� Krezusa, tak �e kr�l zapy- ta� go, czy zna po Tellosie kogo�, kogo by nazwa� szcz�liwym; s�dzi� bowiem, �e w ka�dym razie przynajmniej drug� otrzyma nagrod�. Ale Solon powiedzia�: - Kleobis i Biton. - Byli to dwaj m�odzie�cy z Argos, kt�rzy mieli wystarczaj�ce �rodki do �ycia, a do tego tak� si�� fizyczn�, �e obydwaj, jeden jak drugi, zdobywali palmy zwyci�stwa. Ponadto opowiadano o nich na- st�puj�c� histori�: Raz obchodzili Argiwowie �wi�to Hery, a matka m�odzie�c�w* musia�a bezwarunkowo pojecha� zaprz�- giem do chramu tej bogini. Tymczasem wo�y nie wr�ci�y w por� z pola. Ot� oni, poniewa� czas ju� nagli�, sami wprz�gli si� pod jarzmo i ci�gn�li w�z, na kt�rym siedzia�a matka. Tak wie- �li j� przez czterdzie�ci pi�� stadi�w *, a� przybyli przed �wi�- tyni�. A kiedy tego dokonali na oczach ca�ego �wi�talnego ze- brania, przypad� im najlepszy koniec �ycia: na ich przyk�adzie pokaza� b�g, �e o wiele lepsza dla cz�owieka jest �mier� ni� �y- cie. Albowiem podczas gdy stoj�cy doko�a Argiwowie s�awili jako szcz�liwych m�odzie�c�w z powodu ich si�y, Argiwki za� ich matk�, �e takie posiada dzieci - matka, niezmiernie urado- wana czynem i s�aw� syn�w, stan�a przed obrazem bogini i modli�a si�, �eby ta Kleobisowi i Bitonowi, jej synom, kt�rzy j� tak wysoko uczcili, u�yczy�a najwi�kszego dobra, jakie cz�o- wiek osi�gn�� mo�e. Taka by�a jej modlitwa, a m�odzie�cy, z�o�ywszy ofiar� i wzi�wszy udzia� w biesiadzie, u�o�yli si� w samej �wi�tyni do snu, z kt�rego ju� nie wstali, gdy� to by� koniec ich �ycia. Argiwowie kazali sporz�dzi� ich pos�gi i ofia- rowali je Delfom, w przekonaniu, �e byli to najzacniejsi m�- �owie. Solon wi�c tym m�odzie�com przyzna� drug� palm� szcz�li- wo�ci, a rozgoryczony Krezus zawo�a�: - Ale� moje szcz�cie, go�ciu ate�ski, ty sobie jakby nic odrzucasz i nawet mnie tak nie cenisz jak ludzi bez urz�du i stanowiska? - Lecz Solon odrzek�: - Krezusie, mnie, kt�ry wiem, jak dalece b�stwo jest zmienne i zazdrosne, ty zapytujesz o los ludzi. Ot� w d�ugim okresie naszego �ycia musi si� wiele zobaczy�, czego si� nie chce, wiele te� wycierpie�. Albowiem do siedemdziesi�ciu lat stanowi� granic� �ycia ludzkiego; tych siedemdziesi�t lat daje dwadzie�cia pi�� tysi�cy i dwie�cie dni, nie licz�c miesi�cy prze- st�pnych. Je�eli jednak co drugi rok ma by� przed�u�any o je- den miesi�c, aby nastanie p�r roku zgadza�o si� z odpowiednim czasem kalendarzowym*, w takim razie w ci�gu lat siedemdzie- si�ciu daje to trzydzie�ci pi�� miesi�cy przest�pnych, a liczba dni w tych miesi�cach wynosi tysi�c pi��dziesi�t. Ze wszystkich tych dni w ci�gu siedemdziesi�ciu lat, a jest ich dwadzie�cia sze�� tysi�cy i dwie�cie pi��dziesi�t, ani jeden nie jest podobny do drugiego. Tak wi�c, Krezusie, cz�owiek jest ca�kowicie igra- szk� przypadku. Widz� wprawdzie, �e ty jeste� bardzo bogaty i kr�lujesz nad wielu lud�mi. Ale tego, o co mnie pytasz, jeszcze o tobie nie wypowiadam, zanim si� dowiem, �e �ycie swoje dobrze zako�czy�e�. Wszak bardzo bogaty cz�owiek wcale nie jest szcz�liwszy od tego, kt�rego sta� tylko na chleb powsze- dni, chyba �e los pozwoli mu w pe�nym dobrobycie i szcz�ciu �ycie zako�czy�. Wielu bowiem nadmiernie bogatych ludzi jest nieszcz�liwych, a wielu jest szcz�liwych, cho� maj�tek ich jest umiarkowany. Bardzo za� bogaty, lecz zarazem nieszcz�liwy cz�owiek ma tylko pod dwoma wzgl�dami wy�szo�� nad takim, kt�ry jest szcz�liwy; ten natomiast nad bogaczem, a zara- zem nieszcz�liwcem - ma j� pod wielu wzgl�dami. Pierwszy posiada wi�ksz� mo�liwo�� zaspokojenia swej chuci i zniesie- nia twardego losu, jaki na� spadnie, drugi jednak przewy�sza go nast�puj�cymi dary: wprawdzie nie mo�e znosi� ciosu i za- spokaja� ��dzy w podobny jak tamten spos�b, ale jego szcz�- �cie chroni go przed nimi; za to wolny jest od kalectwa, choro- by i cierpie�, ma zacne dzieci i dorodn� posta�. Je�li do tego wszystkiego jeszcze �ycie swe dobrze zako�czy, wtedy on w�a- �nie b�dzie tym, kt�rego szukasz, i zas�uguj�cym na nazw� cz�owieka szcz�liwego. Zanim jednak dobie�y swego kresu, nale�y si� wstrzyma� z s�dem i nie m�wi�: ,,Jest szcz�liwy", lecz tylko: ,,Dobrze mu si� wiedzie". Oczywi�cie, wszystko to na raz osi�gn�� jest dla cz�owieka rzecz� niemo�liw�, podobnie jak �aden kraj sam sobie nie starcza i nie wszystkie p�ody dla siebie wydaje, lecz jedne posiada, drugich mu niedostaje; ale kt�ry ma ich najwi�cej, ten jest najlepszy. Tak te� �adna ludz- ka jednostka sama dla siebie nie wystarcza, bo jedno posiada, drugiego jej brak. Ale kto przez ca�e �ycie ma najwi�cej, a po- tem jeszcze osi�gnie szcz�liwy koniec, ten w moich oczach, o kr�lu, jest uprawniony otrzyma� ow� nazw�. Przy ka�dej je- dnak sprawie nale�y patrze� na koniec, jak on wypadnie: wszak wielu ludziom b�g tylko ukaza� szcz�cie, aby ich potem str�- ci� w przepa��. Tak powiedzia� Solon, ale jego s�owa Krezusowi bynajmniej nie przypad�y do smaku, i odprawi� go, nie po�wi�caj�c mu zgo�a �adnej uwagi: wydawa� mu si� po prostu g�upcem, ponie- wa� nie uwzgl�dniaj�c szcz�cia tera�niejszego, radzi� mu, aby patrza� na koniec ka�dej sprawy. Po odje�dzie Solona zemsta boga ci�ko dotkn�a Krezusa, prawdopodobnie dlatego, �e uwa�a� siebie za najszcz�liwszego ze wszystkich ludzi. Nagle podczas spoczynku nawiedzi� go sen, kt�ry mu zgodnie z prawd� objawi� przysz�e nieszcz�cie jego syna. Mia� Krezus dw�ch syn�w, z kt�rych jeden, jako g�ucho- niemy, by� fizycznie upo�ledzony, drugi, imieniem Atys, pod ka�dym wzgl�dem znacznie przewy�sza� swych r�wie�nik�w. O tym wi�c Atysie przepowiedzia�a Krezusowi mara senna, �e padnie, ugodzony �elazn� lanc�. Kiedy kr�l si� obudzi� i zda� sobie spraw� ze snu, ogarn�a go trwoga. Syna swego o�eni� i nie wysy�a� go odt�d na wyprawy wojenne, w kt�rych �w zwyk� by� Lidyjczykami dowodzi�; kaza� te� pociski, lance i wszelk� tego rodzaju bro�, jak� ludzie pos�uguj� si� na woj- nie, usun�� z komnat m�skich i skupi� w zbrojowniach, aby nic z tego, co wisi na �cianach, nie spad�o na jego syna. Kiedy Atys obchodzi� w�a�nie gody weselne, przyby� do Sar- des pewien Frygijczyk z kr�lewskiego rodu, cz�owiek uwik�a- ny w nieszcz�cie, jako �e r�ce swe krwi� splami�. Ten cz�o- wiek wszed� do pa�acu Krezusa i prosi� o oczyszczenie go z wi- ny wed�ug krajowego zwyczaju, a Krezus go oczy�ci� (spos�b za� oczyszczenia jest u Lidyjczyk�w i u Hellen�w podobny). Skoro wi�c Krezus zwyk�ych obrz�d�w dokona�, chcia� si� do- wiedzie�, sk�d on przybywa i kim jest, i tak si� odezwa�: - M�j przyjacielu, co� ty za jeden i z jakiej cz�ci Frygii przyby- �e� tu do mojego ogniska? Jakiego m�a lub jak� niewiast� u�mierci�e�? - Cudzoziemiec odpowiedzia�: - Kr�lu, jestem synem Gordiasa, wnukiem Midasowym, i nazywam si� Adra- stos. Zabi�em nieumy�lnie w�asnego brata i tu teraz jestem, wygnany przez ojca i pozbawiony ca�ego mienia. - Wobec tego jeste� potomkiem zaprzyja�nionego rodu - odrzek� Krezus - i do przyjaci� przyby�e�. Zosta� u nas, a niczego ci nie zabra- knie. To za� nieszcz�cie zno� tak lekko, jak tylko mo�esz, a wyjdziesz na tym najlepiej. Adrastos zatem przebywa� odt�d w domu Krezusa. W tym samym czasie pojawi� si� na myzyjskim Olimpie odyniec, ol- brzymi potw�r, kt�ry wypadaj�c z tej g�ry pustoszy� pola My- z�w. Cz�sto wprawdzie Myzowie urz�dzali na niego ob�aw�, ale nic mu z�ego zrobi� nie mogli, podczas gdy on dawa� si� im we znaki. W ko�cu przybyli wys�a�cy Myz�w do Krezusa i tak rzekli: - Kr�lu, zjawi� si� w naszym kraju odyniec, ol- brzymi potw�r, kt�ry pustoszy nasze pola. Mimo gorliwych wysi�k�w nie mo�emy go ubi�. Prosimy wi�c teraz ciebie, wy- �lij z nami swego syna i doborow� m��d� wraz z psami, aby�my uwolnili kraj od zwierza. - Tak tedy oni prosili, ale Krezus, pami�taj�c o marze sennej, w te s�owa do nich przem�wi�: - O moim synu wi�cej nie wspominajcie, gdy� jego z wami nie po�l�; niedawno poj�� �on� i to teraz le�y mu na sercu. Ale doborow� m��d� lidyjsk� i ca�� sfor� ps�w �owczych wy�l�, a wyruszaj�cym w pole polec�, �eby jak najbardziej starali si� wesp� z wami uwolni� kraj od zwierza. Tak brzmia�a jego odpowied�, a Myzowie byli z niej zadowo- leni. Wtedy wszed� syn Krezusa, kt�ry o ich pro�bie zas�ysza�. Gdy Krezus o�wiadczy�, �e wraz z nimi syna nie po�le, m�odzie- niec odezwa� si� do niego w ten spos�b: - M�j ojcze, niegdy� by�o dla nas najwspanialszym i najszlachetniejszym czynem wyrusza� na wojny i �owy i tam zdobywa� sobie s�aw�. Teraz jednak wykluczasz mnie od obu tych zaj��, aczkolwiek nie zau- wa�y�e� we mnie ani tch�rzostwa, ani braku odwagi. A zatem z jakim czo�em mam si� ludziom pokaza�, kiedy id� na zgro- madzenie albo z niego wychodz�? Jakim wydam si� moim wsp�ziomkom, jakim mojej �wie�o po�lubionej ma��once? Co ona pomy�li sobie o m�u, z kt�rym razem mieszka? Dlatego albo pozw�l mi p�j�� na �owy, albo dowodami przekonaj mnie, �e tak jest dla mnie lepiej. Na to odrzek� Krezus: - M�j synu, nie dlatego tak post�- puj�, �e zauwa�y�em w tobie tch�rzostwo lub w og�le co� nie- przystojnego; ale mia�em objawienie senne, kt�re zwiastowa�o mi, �e ty tylko przez kr�tki czas �y� b�dziesz, bowiem �ela- zna lanca przyniesie ci zgub�. Wobec takiego objawienia przy- spieszy�em twoje ma��e�stwo, a tak�e nie wysy�am ci� na �a- dn� wypraw�, czuwaj�c nad tym, jakbym m�g� od ciebie za mego �ycia uchyli� niebezpiecze�stwo. Jeste� wszak�e jedynym moim synem, bo drugiego, kt�ry jest upo�ledzony, nie bior� w rachub�. Wtedy m�odzieniec tak odpowiedzia�: - M�j ojcze, nale�y ci co prawda wybaczy�, �e po takim widzeniu sennym roztaczasz nade mn� stra�. Snu jednak nie zrozumia�e� i nie poj��e� jego istotnego znaczenia; dlatego pozw�l, �ebym ja ci go wyja�ni�. Sen, jak utrzymujesz, powiada, �e zgin� od �elaznej lancy. Gdzie� jednak odyniec ma r�ce, gdzie� �elazn� lanc�, kt�rej tak si� obawiasz? Gdyby on ci powiedzia�, �e zgin� od k�a albo od czego� podobnego, wtedy, oczywi�cie, musia�by� post�pi�, jak post�pujesz; ale on powiedzia�: od lancy! Skoro wi�c nie z m�- �ami czeka nas walka, pozw�l mi i��. A Krezus na to: - M�j synu, musz� ulec twojemu wyja�nie- niu snu. Pokonany, zmieniam postanowienie i pozwalani ci wyruszy� na �owy. Po tych jednak s�owach posy�a Krezus po Frygijczyka Adra- sta, a skoro ten przyby�, tak do niego m�wi: - Adra�cie, kiedy z�y los, kt�rego ci nie wymawiam, w ciebie ugodzi�, oczy- �ci�em ci� z winy i przyj��em w m�j dom, gdzie daj� ci ca�e utrzymanie. Jest twoj� powinno�ci� odp�aci� mi dobrem za to, co wprz�d dobrego ci uczyni�em. Dlatego teraz ci� prosz�, aby� by� str�em mego syna, kt�ry wyrusza na �owy, gdyby przy- padkiem po drodze pojawili si� niecni zb�jcy na wasz� zgub�. A i tobie wypada p�j�� tam, gdzie czynami m�g�by� pozyska� s�aw�: bo taka jest tradycja twych przodk�w, a nadto odzna- czasz si� si��. Adrast odpowiada: - Kr�lu, w innych okoliczno�ciach nie wyruszy�bym na tak� przygod�. Bo ani nie przystoi komu�, kogo takie nieszcz�cie spotka�o, przy��cza� si� do szcz�liwych r�wie�nik�w, ani nie jest to moje osobiste �yczenie, a tak�e z wielu innych wzgl�d�w powstrzyma�bym si� od tego. Teraz jednak, kiedy na mnie nalegasz, a ja musz� ci by� powolnym (jest bowiem moj� powinno�ci� odwzajemni� ci si� dobrem za dobre), got�w jestem to uczyni�, i mo�esz by� pewnym, �e tw�j syn, kt�rego ka�esz mi strzec, o ile to od strzeg�cego zale�y - nienaruszony wr�ci do domu. Tak odpowiedzia� Adrastos Krezusowi. Potem wyruszyli z zast�pem doborowych m�odzie�c�w i z psami. Kiedy dostali si� na g�r� Olimp, tropili zwierza, a znalaz�szy go, osaczyli doko�a i zarzucali pociskami. Wtedy to �w go�� Adrastos, ten w�a�nie, kt�rego Krezus oczy�ci� od mordu, ciskaj�c w��czni�, chybi� ody�ca, a trafi� w syna Krezusa. Tak tedy Atys, ugodzo- ny lanc�, spe�ni� przepowiedni� snu. Zaraz kto� pobieg�, aby donie�� o tym Krezusowi, przyby� do Sardes i opowiedzia� mu o przebiegu walki i o �miertelnym wypadku jego syna. Krezus g��boko by� wstrz��ni�ty �mierci� syna, a jeszcze gwa�towniej na to si� uskar�a�, �e zabi� go ten, kt�rego on sam od mordu oczy�ci�. Szalej�c z b�lu, strasznymi s�owy wzywa� Zeusa Oczy�ciciela, bior�c go na �wiadka cierpie�, jakie mu go�� zada�, wzywa� go te� jako opiekuna ogniska domowego i przyja�ni. A zwraca� si� do tego samego boga jako do boga ogniska, poniewa� przyj�� cudzoziemca do swego domu i, nie przeczuwaj�c, �ywi� morderc� w�asnego syna, i jako do boga przyja�ni, poniewa� chcia� mie� w Adrastosie str�a, a znalaz� w nim najgorszego nieprzyjaciela. Potem przybyli Lidyjczycy, nios�c zw�oki, a za nimi szed� zab�jca. Ten, stan�wszy przed martwym, sam odda� si� w moc Krezusa, wyci�gn�� do niego r�ce i prosi�, �eby jeszcze i jego zabi� nad zw�okami; wspomnia� o poprzednim swoim nieszcz�- ciu i jak w dodatku przywi�d� do zguby tego, kt�ry go z winy oczy�ci�: nie masz ju� dla niego dalszego �ycia. Gdy Krezus to us�ysza�, zdj�a go lito�� nad Adrastem, mimo ogromu nieszcz�- �cia we w�asnym domu, i tak do niego przem�wi�: - Przyja- cielu, mam z twojej strony pe�ne zado��uczynienie, skoro sam siebie na �mier� skazujesz. Ale nie ty jeste� w moich oczach sprawc� tego nieszcz�cia - chyba tylko o tyle, �e� niedobro- wolnie czyn pope�ni�; winowajc� jest zapewne jaki� b�g, kt�ry mi ju� dawno przepowiedzia�, co ma si� sta�. - Krezus wi�c pochowa� syna, jak si� godzi�o. A Adrastos, syn Gordiasa i wnuk Midasa, ten sam, co zabi� w�asnego brata, a teraz sta� si� za- b�jc� syna tego, kt�ry go oczy�ci�, poczeka�, a� ludzie odejd� i uciszy si� ko�o grobu, a potem, zdaj�c sobie spraw�, �e spo- �r�d wszystkich znanych mu ludzi najci�ej jego los dotkn��, sam sobie nad mogi�� odebra� �ycie. Dwa lata prze�y� Krezus w g��bokim smutku po stracie syna. Potem jednak, gdy Cyrus, syn Kambizesa, obali� rz�dy Astia- gesa, syna Kyaksaresa, a pot�ga Pers�w stale si� wzmaga�a, za- niecha� smutku i zacz�� przemy�liwa�, czy m�g�by powstrzy- ma� rozw�j ich pot�gi, zanimby Persowie zbytnio wzro�li w si��. Po tych rozwa�aniach zaraz wystawi� na pr�b� wyrocznie w Helladzie, a tak�e wyroczni� w Libii, rozes�awszy do rozmai- tych miejscowo�ci pos��w: jedni mieli p�j�� do Delf, drudzy do Abaj w Fokidzie, inni do Dodony, jeszcze innych wys�ano do Amfiaraosa i Trofoniosa, innych wreszcie do Branchid�w w milezyjskim kraju. To by�y siedziby helle�skich wyroczni, do kt�rych Krezus pos�a� po przepowiedni�; ale tak�e do Libii, do Ammona, wys�a� innych m��w, aby boga zapyta�. Tak wi�c ich porozsy�a�, aby wybada�, co wyrocznie wiedz�: gdyby si� pokaza�o, �e znaj� prawd�, zamierza� do nich pos�a� po raz drugi i zapyta�, czy ma przedsi�wzi�� wypraw� przeciw Per- som. Lidyjczykom za�, kt�rych pos�a� celem wypr�bowania wy- roczni, da� takie zlecenie, �eby, pocz�wszy od dnia swego wy- marszu z Sardes, liczyli dalej czas wed�ug dni, a w setnym dniu zwr�cili si� do wyroczni z zapytaniem: Co lidyjski kr�l Krezus, syn Alyattesa, teraz w�a�nie robi? Potem mieli odpowiedzi po- szczeg�lnych wyroczni kaza� sobie spisa� i jemu przynie��. Ot� co odpowiedzia�y inne wyrocznie, tego nikt nie podaje, w Delfach jednak, ledwie weszli Lidyjczycy w g��b �wi�tego przybytku, aby boga zapyta�, i zadali zlecone im pytanie, Pitia odpowiedzia�a im w heksametrach, co nast�puje: Liczb� zaiste ziarn piasku pozna�am i morza wymiary, Tak�e niemego rozumiem i s�ysz� g�os tego, co milczy. Zapach owiewa mnie w�a�nie, jak gdyby wraz z mi�sem jagni�cym W kotle gotowa� si� ��w, opancerzon sw� tward� skorup�; Pod nim, jest spi� pod�o�ony i w spi� on otulon jest ca�y. T� przepowiedni� Pitii kazali sobie Lidyjczycy spisa� i wy- brali si� w drog� powrotn� do Sardes. Kiedy tak�e inni po- s�a�cy ze swoimi przepowiedniami nadeszli, Krezus rozwin�� i odczyta� wszystkie pisma. Z tych �adne go nie zadowoli�o; us�yszawszy jednak przepowiedni� delfick�, przyj�� j� zaraz z pobo�n� modlitw� i uwierzy�, �e wyrocznia delfick� jest je- dyn�, poniewa� zgad�a to, co on w�a�nie uczyni�. Gdy bowiem rozes�a� by� pos��w do wyroczni, czeka� na rozstrzygaj�cy dzie� i taki plan wykona�: obmy�li� co�, na co nie mo�na by�o wpa�� ani tego odgadn��, mianowicie ��wia i jagni� pokraja� na ka- wa�ki i razem je sam uwarzy� w spi�owym kotle, na kt�ry na- �o�y� spi�ow� pokrywk�. Tak zatem brzmia�a wyrocznia, kt�r� Krezus otrzyma� z Delf. Co si� za� tyczy odpowiedzi wyroczni Amfiaraosa, nie umiem powiedzie�, co ta obwie�ci�a Lidyjczykom po dokonaniu przez nich w �wi�tyni zwyczajnych obrz�d�w (bo o tym te� milczy tradycja), wiadomo tylko, �e Krezus s�dzi�, i� ten B�g r�wnie� posiada niezawodn� wyroczni�. Potem stara� si� wielkimi ofiarami zjedna� boga delfickiego: z ka�dego rodzaju bydl�t, nadaj�cych si� do ofiar, z�o�y� trzy tysi�ce sztuk, nadto kaza� z�ote i srebrne �o�a, z�ote czary, pur- purowe p�aszcze i chitony spi�trzy� na wielkim stosie i spali�, w tej nadziei, �e przez to jeszcze bardziej pozyska sobie boga. A wszystkim Lidyjczykom wyda� rozkaz, �eby ka�dy swym mieniem uczestniczy� w tej ofierze. Kiedy ofiar� spe�niono, po- leci� stopi� niezmierzon� ilo�� z�ota i wyku� z tego p�ceg�y, d�u- gie na sze�� pi�dzi, szerokie na trzy, a na jedn� pi�d� wysokie, w og�lnej liczbie sto siedemna�cie; z tych by�y cztery z oczy- szczonego z�ota, ka�da o wadze p�trzecia talentu *; inne p�ce- g�y by�y z bia�ego z�ota * i wa�y�y po dwa talenty. Kaza� te� sporz�dzi� pos�g lwa z oczyszczonego z�ota, wa��cy dziesi�� talent�w. Lew ten podczas po�aru �wi�tyni delfickiej * spad� z p�cegie�, na kt�rych by� ustawiony, i znajduje si� teraz w skarbcu Koryntyjczyk�w; wa�y on jeszcze sze�� i p� talenta, bo trzy i p� talenta uby�o mu wskutek stopienia. Kiedy wszystko by�o gotowe, pos�a� Krezus te dary wotywne do Delf, a do tego do�o�y� jeszcze: dwa ogromne mieszalniki - jeden ze z�ota, a drugi ze srebra; z�oty sta� na prawo od wej- �cia do �wi�tyni, srebrny na lewo. Ale i one, w czasie kiedy �wi�- tynia zgorza�a, zmieni�y swe miejsce, i z�oty, wa��cy osiem i p� talenta i jeszcze dwana�cie min, stoi teraz w skarbcu Kla- zome�czyk�w, srebrny za� w k�cie przedsionka �wi�tyni; ten mie�ci w sobie sze��set amfor *, bo Delfijczycy u�ywaj� go do mieszania wina podczas �wi�t objawienia *. Utrzymuj� oni, �e jest to dzie�o Teodorosa z Samos *, i ja tak s�dz�, bo nie wygl�- da mi na pierwsz� lepsz� robot�. Dalej pos�a� tam cztery srebrne beczki, kt�re stoj� w skarbcu Koryntyjczyk�w, i ofiarowa� dwie kropielnice, z�ot� i srebrn�. Na z�otej znajduje si� napis "Lacede- mo�czyk�w", ile �e ci uwa�aj� j� za sw�j dar wotywny, co niezgodne jest z prawd�: albowiem, i to od Krezusa pochodzi. Napis za� umie�ci� pewien Delfijczyk, kt�ry chcia� przypodo- ba� si� Lacedemo�czykom; imi� jego znam, ale nie wymieni�. Wprawdzie statua ch�opca, przez kt�rego r�k� przep�ywa woda, pochodzi od Lacedemo�czyk�w, ale z kropielnic �adna. Nadto wiele innych, mniej znacznych dar�w wotywnych wys�a� Kre- zus razem z tymi do Delf, i tak, pr�cz kilku odlewanych w sre- brze, okr�g�ych naczy� do picia, wysoki na trzy �okcie pos�g niewiasty ze z�ota, kt�ry wed�ug Delfijczyk�w wyobra�a� pie- kark� * Krezusa. Na koniec ofiarowa� Krezus tak�e naszyjnik i pas swojej ma��onki. Te zatem dary wys�a� do Delf; Amfiaraosowi za�, o kt�rego zacno�ci i smutnym losie zas�ysza�, po�wi�ci� tarcz� i mocn� lanc�, obie w ca�o�ci z masywnego z�ota, tak �e i drzewce lan- cy, i oba jej ostrza by�y z�ote. Te przedmioty by�y jeszcze za moich czas�w z�o�one w Tebach, a mianowicie w �wi�tyni Isme�skiego Apollona. Lidyjczykom, kt�rzy mieli te dary zanie�� do �wi�ty�, po- leci� Krezus zapyta� si� wyroczni, czy ma wyprawi� si� prze- ciw Persom i czy mo�e jeszcze pozyska� jak�� sprzymierzon� armi�. Skoro wi�c Lidyjczycy przybyli do celu swej podr�y i z�o�yli dary wotywne, zadali wyroczniom takie pytanie: - Krezus, kr�l Lidyjczyk�w i innych lud�w, przekonawszy si�, �e te s� jedynie prawdziwe wyrocznie na �wiecie, da� wam godne dary za wasze objawienia, a teraz was zapytuje, czy ma wy- prawi� si� przeciw Persom i czy mo�e jeszcze pozyska� jak�� sprzymierzon� armi�. - Tak brzmia�o ich pytanie, a odpowie- dzi obu wyroczni * by�y z sob� zgodne, bo obie obwieszcza�y Krezusowi, �e je�eli wyprawi si� na Pers�w, to zniweczy wiel- kie pa�stwo. Zarazem radzi�y mu, �eby wyszuka� najpot�- niejszych spo�r�d Hellen�w i pozyska� ich sobie na przyjaci�. Kiedy Krezus pozna� osnow� przyniesionych mu boskich przepowiedni, by� nimi niezmiernie ucieszony; maj�c za� ca�- kiem pewn� nadziej� zniweczenia kr�lestwa Cyrusa, posy�a zn�w do Delf i obdarowuje Delfijczyk�w, kt�rych liczb� zba- da�: ka�demu z osobna daje po dwa statery z�ota. Delfijczycy w zamian za to nadali Krezusowi i Lidyjczykom przywilej za- pytywania wyroczni bez kolejno�ci, zwolnili ich od danin, przy- znali im honorowe miejsca na publicznych igrzyskach, tudzie� ka�demu z nich, kto zechce, prawo obywatelstwa w Delfach po wieczne czasy. Obdarowawszy tak Delfijczyk�w, zapyta� Krezus po raz trzeci wyroczni, bo nie mia� jej nigdy dosy�, odk�d pozna� jej prawdom�wno��. Tym razem zapyta�, czy jedynow�adztwo jego d�ugo b�dzie trwa�o. A Pitia tak mu przepowiedzia�a: Ale je�eli Medowie za kr�la dostan� raz mu�a, Wtedy nad Herm �wirono�ny uciekaj ju� ty, zniewie�cialy Lidzie, nie czekaj i nie wstyd� si� tego, �e� tch�rzem podszyty. Gdy te s�owa dosz�y do wiadomo�ci Krezusa, ucieszy� si� ni- mi w najwy�szym stopniu, tusz�c sobie, �e nigdy mu� w miej- sce m�a nie b�dzie kr�lem Med�w, i dlatego ani on sam, ani jego potomkowie nie utrac� panowania. Potem stara� si� zba- da�, jacy to s� najpot�niejsi z Hellen�w, kt�rych m�g�by pozy- ska� na przyjaci�, i doszed� do wniosku, �e przoduj�ce stano- wisko zajmuj� Lacedemo�czycy i Ate�czycy, jedni w doryckim, drudzy w jo�skim szczepie. To bowiem by�y g��wne szczepy, mianowicie jeden1 pierwotnie pelazgijski, drugi2 helle�ski. Jo�ski nigdy nie puszcza� si� na w�dr�wki, dorycki za� wiele si� tu�a�. Albowiem za kr�la Deukaliona zamieszkiwa� F t i o- t i s, a za Dorosa, syna Hellena, krain� u st�p Ossy i Olimpu, zwan� Histiajotis. Z Histiajotis wyw�drowa� wyp�dzony przez Kadmejczyk�w i osiad� na Pindos, pod nazw� Makedo- n�w. St�d znowu przesiedli� si� do D r y o p i s, a z Dryopis przyby� jeszcze na Peloponez i nazywa� si� odt�d doryckim. - Jakim j�zykiem m�wili Pelazgowie, tego nie umiem dok�ad- nie powiedzie�. Je�eli jednak wolno snu� wnioski z j�zyka 1 jo�ski 2 dorycki dzi� jeszcze istniej�cych Pelazg�w, co powy�ej Tyrren�w za- mieszkuj� miasto Kreston, a niegdy� graniczyli z tymi, kt�rych dzi� nazywa si� Dorami (wtedy bowiem mieszkali w kraju zwanym dzi� Tessaliotis), jako te� z j�zyka tych Pelazg�w, kt�- rzy osiedlili si� w Plakia i Skylake nad Hellespontem i mie- szkali razem z Ate�czykami, wreszcie z j�zyka mieszka�c�w wszystkich innych miast, kt�re by�y pelazgijskie, ale nazwy swe zmieni�y - je�eli wi�c z tego mo�na wnioski wyci�ga�, to Pelazgowie pos�ugiwali si� j�zykiem barbarzy�skim. Je�li zatem ca�y �ywio� pelazgijski by� taki, to lud attycki, kt�ry by� pochodzenia pelazgijskiego, wraz z przej�ciem do Hellen�w przyj�� te� inny j�zyk. Bo� przecie i Krestoniaci, i Plakianie nie m�wi� tym samym j�zykiem, co obecni ich s�siedzi, mi�- dzy sob� jednak maj� wsp�lny j�zyk, co dowodzi, �e zacho- wuj� jeszcze dialekt, jaki z sob� przynie�li, przesiedlaj�c si� do tych okolic. Helle�ski za� �ywio�, jak mnie si� wydaje, od chwili swego powstania pos�uguje si� zawsze tym samym j�zykiem. Po od- dzieleniu si� od Pelazg�w by� wprawdzie s�aby, bo wyszed� z do�� nieznacznych pocz�tk�w, ur�s� jednak w wielk� mno- go�� lud�w, zw�aszcza kiedy Pelazgowie i inne liczne ludy bar- barzy�skie do niego si� przy��czy�y. Pr�cz tego zdaje mi si�, �e pelazgijski lud, jak d�ugo by� barbarzy�ski, nigdy poka�nie si� nie powi�kszy�. Ot� z tych lud�w, jak si� dowiedzia� Krezua, attycki by� uciskany i rozdarty na stronnictwa przez Pizystrata, syna Hip- pokratesa, kt�ry w�wczas by� tyranem Aten*. Hippokratesowi, gdy raz jako cz�owiek prywatny bra� udzia� w igrzyskach olim- pijskich, zdarzy� si� wielki dziw. Kiedy bowiem z�o�y� ofiar�, zacz�y kot�y, stoj�ce obok o�tarza i pe�ne mi�sa i wody, bez ognia kipie� i przelewa� si�. Chilon z Lacedemonu, kt�ry w�a- �nie by� obecny i ogl�da� ten dziw, radzi� Hippokratesowi, �eby przede wszystkim nie wprowadza� w dom p�odnej niewiasty jako �ony, a po wt�re, je�eli ju� tak� posiada, �eby j� od siebie oddali�, je�li za� przypadkiem ma syna, �eby si� go wyrzek�. Ale Hippokrates, jak opowiadaj�, nie chcia� tej rady us�ucha�,