8484

Szczegóły
Tytuł 8484
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8484 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8484 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8484 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROBERT E. HOWARD CONAN WOJOWNIK PRZEK�AD ZBIGNIEW A. KR�LICKI Mapa na wyklejce powsta�a na podstawie notatek i szkic�w Roberta E. Howarda oraz map stworzonych r. P. Schuylera Millera, Johna D. Clarka, Davida Kyle�a i L. Sprague�a de Campa. Fragmenty biograficzne umieszczone pomi�dzy poszczeg�lnymi opowiadaniami oparte s� na A Probable Outline of Conan�s Career napisanym przez P. Schuylera Millera i Dr Johna D. Clarka, opublikowanym w The Hyborian Age (Los Angeles: LANY Cooperative Publications, 1938) oraz rozszerzonym wydaniu tej publikacji An Informal Biography of Conan the Cimmerian stworzonym przez P. Schuyler�a Millera, J D. Clarka i L. Sprague de Campa, wydanego przez Amra, Vol. 2, No. 4, Copyright 1959 G.H. Scithers zezwolenie G.H. Scithers. Amra (Box 9120, Chicago, 60690), to cz�� niezale�nej organizacji Hyborian Legion, stowarzyszenia ludzi, kt�rych hobby s� opowie�ci z zakresu heroic fantasy, a w szczeg�lno�ci opowiadania o Conanie. Czerwone �wieki (Red Nails) Skarby Gwalhura (Jevels of Gwalhur) Za Czarn� Rzek� (Beyond the Black River) WST�P Po�r�d wszystkich gatunk�w fikcji literackiej, tym, kt�ry zapewnia najprawdziwsz� rozrywk�, jest heroic fantasy: historie o szermierce na miecze i czarach, dziej�ce si� w wyimaginowanym �wiecie � zar�wno na naszej planecie, dawno, dawno temu, jak i w odleg�ej przysz�o�ci, lub w innym wymiarze � gdzie magia ogarnia wszystko, ka�dy m�czyzna jest silny, ka�da kobieta pi�kna, ka�dy problem prosty, a �ycie pe�ne przyg�d. W takim �wiecie b�yszcz�ce miasta wznosz� strzeliste iglice do gwiazd; czarownice, ukryte w podziemnych norach rzucaj� z�owrogie zakl�cia, z�owieszcze duchy skradaj� si� w�r�d starych ruin, pradawne monstra przedzieraj� przez g�szcze d�ungli, a losy kr�lestw zale�� od zakrwawionego ostrza szerokiego miecza w r�ku bohatera o ponadludzkiej siki m�stwie. Jednym z najwi�kszych pisarzy heroic fantasy by� Robert Ervin Howard (1906�36), kt�ry wi�kszo�� swego kr�tkiego �ycia sp�dzi� w Cross Plains w Texasie. Howard by� bardzo p�odnym tw�rc� pisz�cym dla �wczesnych magazyn�w z opowiadaniami. Du�y wp�yw wywarli na niego tacy autorzy jak: Jack London, Talbot Mundy, Harold Lamb, Edgar Rice Burroughs, czy H.P. Lovecraft. Najs�ynniejsz� postaci� stworzon� przez Howarda, jest Conan Cymeryjczyk. �y� on oko�o dwunastu tysi�cy lat temu, w Hyborian Age, gdzie� pomi�dzy zatopieniem Atlantydy, a pocz�tkami historii pisanej. Pot�nie zbudowany barbarzy�ski awanturnik z p�nocnej Cymmerii, brodzi� w rzekach krwi, pokonywa� wrog�w, zar�wno ziemskich, jak i z za�wiat�w, by w ko�cu zosta� kr�lem Hyborian, rz�dzi� kr�lestwem Aquilonii. Za �ycia Howarda opublikowano osiemna�cie opowiada� o Conanie, a po zbyt wczesnej �mierci autora, odnaleziono kilka dalszych, w r�kopisie. Mia�em zaszczyt przygotowania ich do druku i uzupe�nienia tych, kt�rych R.E. Howard nie zd��y� doko�czy�. Conan, jako m�odzieniec przyby� do kr�lestwa Zamorii (patrz mapa) i przez kilka lat wi�d� niepewny �ywot z�odzieja, zar�wno tam, jak i w Corinthii oraz Nemedii. Nast�pnie, jako najemny �o�nierz walczy� najpierw pod sztandarami wschodniego Turanu, p�niej w kr�lestwie Hyborian. Zmuszony do ucieczki z Argosu, zosta� piratem u wybrze�y Kush, przy boku Shemitki � Belit i z zast�pem czarnosk�rych korsarzy. W�wczas to zas�u�y� sobie na miano Amra Lew. Po �mierci Belit, Conan wraca do zawodu najemnika w Shem i przyleg�ym kr�lestwie Hyborian. P�niej prze�ywa wiele przyg�d w�r�d murzy�skich banit�w, kozak�w na wschodnich stepach, pirat�w na Morzu Vilayet (?) i w�r�d szczep�w g�rskich w Himelian Mountains na granicy Iranistanu oraz Vendhya. Nast�pnie, ponownie zaci�ga si� do wojska w Koth i Argos, w wyniku czego, na kr�tko zostaje wsp�w�adc� opustosza�ego miasta Tmbalku. Potem wraca na morze; najpierw jako pirat na wyspach Baracha, by nast�pnie zosta� kapitanem statku Zingara�skich pirat�w. W tym tomie odnajdujemy Conana, kt�ry uko�czy� ju� trzydzie�ci kilka lat. CZERWONE �WIEKI B�d�c kapitanem �Wastrela� Conan przez dwa lata z nadzwyczajnym powodzeniem kontynuowa� pirack� karier�. Jednak�e inni piraci zingara�scy patrzyli na przybysza zawistnym okiem i w ko�cu zmusili go do opuszczenia wybrze�y Shemu. Conan uchodzi na l�d, a s�ysz�c o spodziewanej u granic Stygii wojnie, przystaje do Wolnych Towarzyszy � zgrai kondotier�w pod dow�dztwem Zaralla. Jednak zamiast obfitych �up�w znajduje tylko ma�o urozmaicon� s�u�b� stra�nicz� na pogranicznym posterunku w Sukhmet, blisko granicy z Czarnymi Kr�lestwami. Wino jest kwa�ne, a zdobycz niewielka i Conan wkr�tce ma ju� dosy� czarnych kobiet. Nuda ko�czy si� wraz z pojawieniem si� w Sukhmet Valerii z Czerwonego Braterstwa � kobiety pirata, kt�r� zna� z czas�w swego pobytu na Wyspach Baracha�skich. Valeria zabi�a stygijskiego oficera, zalecaj�cego si� do niej w niewybredny spos�b i uchodzi przed zemst� jego rodziny, a Conan pod��a jej �ladem na po�udnie, w nieprzebyt� puszcz� Czarnych Kr�lestw. 1 Siedz�ca na koniu kobieta �ci�gn�a cugle zm�czonemu rumakowi. Wierzchowiec stan�� na szeroko rozstawionych nogach, z opuszczon� g�ow�, jak gdyby nawet ci�ar zdobionego z�otem w�dzid�a z czerwonej sk�ry by� dla niego zbyt wielki. Kobieta wyj�a obut� stop� ze srebrnego strzemienia i p�ynnym ruchem zsiad�a z poz�acanego siod�a. Uwi�za�a szybko cugle do rozwidlonego drzewa i odwr�ci�a si� z r�kami wspartymi na biodrach, badaj�c otoczenie. A nie wygl�da�o ono zach�caj�co. Gigantyczne drzewa otacza�y sadzawk�, w kt�rej dopiero co napoi�a konia. W pos�pnym p�mroku wynios�ych pasa�y utworzonych przez spl�tane konary rozrasta�y si�, ograniczaj�c widok, k�py poszycia. Kobieta zadr�a�a kul�c wspania�e ramiona i zakl�a pod nosem. By�a wysoka, dobrze zbudowana, o pe�nych piersiach i ramionach. Jej wygl�d zdradza� niezwyk�� si��, nie ujmuj�c� jednak nic z jej kobiecego wdzi�ku. Stanowi�a uosobienie kobieco�ci, niezale�nie od swej postury i zwa�ywszy na otoczenie, raczej nieodpowiedniego stroju. Zamiast sp�dniczki nosi�a kr�tkie, jedwabne spodnie o szerokich nogawicach ko�cz�cych si� na szeroko�� d�oni powy�ej kolan. Spodnie podtrzymywa�a szeroka jedwabna szarfa, s�u��ca jako pas. Buty z mi�kkiej sk�ry o wywini�tych, si�gaj�cych prawie do kolan cholewach i jedwabna koszula z szerokimi r�kawami i ko�nierzem, dope�nia�y stroju. Na jednym kszta�tnym biodrze wisia� prosty, obosieczny miecz, a na drugim d�ugi sztylet. Opaska ze szkar�atnego at�asu przytrzymywa�a jej niesforne z�ote w�osy, przyci�te prosto u ramion. Na tle ponurej, pierwotnej puszczy wygl�da�a niezwykle malowniczo, a zarazem dziwnie obco. Jej posta� kojarzy�a si� raczej z biel� nadmorskich ob�ok�w, malowanymi masztami i stadami kr���cych mew, a w wielkich oczach odbija� si� b��kit morskich fal. By�a to Valeria z Czerwonego Braterstwa, kt�rej czyny s�awiono w pie�niach i balladach, gdziekolwiek zebra�a si� morska bra�. Pr�bowa�a przebi� spojrzeniem ponury, zielony pu�ap, spl�tanych ga��zi i dojrze� niebo, kt�re powinno si� nad nim znajdowa�, lecz niebawem zrezygnowa�a mrucz�c ciche przekle�stwo. Pozostawiaj�c uwi�zanego konia ruszy�a na wsch�d, od czasu do czasu ogl�daj�c si� na sadzawk� by zapami�ta� drog�. Panuj�ca wok� cisza wprawia�a j� w przygn�bienie. �aden ptak nie za�piewa� wysoko w konarach, �aden szelest w krzakach nie wskazywa� na obecno�� drobnej zwierzyny. Przez ca�e staje podr�owa�a przez kr�lestwo zadumanej ciszy, naruszanej jedynie odg�osami jej ucieczki. Uprzednio ugasi�a pragnienie w sadzawce, ale teraz czu�a skurcze g�odu i zacz�a rozgl�da� si� za owocami, kt�rymi podtrzymywa�a swe si�y od kiedy wyczerpa�a si� �ywno�� w jukach. Wkr�tce ujrza�a przed sob� wy�aniaj�c� si� z mroku i wznosz�c� w�r�d drzew, turni� z czarnej, podobnej do krzemienia ska�y. Wierzcho�ek turni skrywa�a g�sta chmura listowia. Mo�e szczyt ska�y wznosi si� ponad wierzcho�ki drzew i mog�aby z niego zobaczy�, co znajduje si� dalej? � o ile oczywi�cie dalej znajdowa�o si� cokolwiek pr�cz tej wygl�daj�cej na bezkresn� puszczy, przez kt�r� jecha�a od tylu dni. W�ski wyst�p tworzy� naturaln� p�k� wiod�c� w g�r� pionowej �ciany skalnej. Wspi�wszy si� na jakie� pi��dziesi�t st�p dotar�a do pasa li�ci otaczaj�cych ska��. Pnie drzew nie t�oczy�y si� wprawdzie przy samej turni, lecz ko�ce ni�szych ga��zi wyci�ga�y si� ku niej, os�aniaj�c szczyt woalem listowia. Valeria porusza�a si� po omacku w g�szczu li�ci, nie widz�c nic ani przed, ani za sob�, a� wreszcie dojrza�a b��kit nieba i w chwil� p�niej wysz�a na otwart�, nagrzan� s�o�cem przestrze�. U swych st�p zobaczy�a rozci�gaj�c� si� po horyzont bezkresn� puszcz�. Valeria sta�a na szerokim wyst�pie, znajduj�c si� niemal�e na tym samym poziomie co wierzcho�ki drzew. Z wyst�pu wznosi�a si� skalna iglica stanowi�ca szczyt turni. Jednak�e w tej chwili co� innego przykuwa�o uwag� kobiety. Stop� tr�ci�a co� w�r�d nawianych tu, zesch�ych li�ci za�cielaj�cych p�k�. Rozrzuci�a li�cie kopni�ciem i spojrza�a na ludzki szkielet. Powiod�a do�wiadczonym okiem po zbiela�ych ko�ciach, ale nie dostrzeg�a ani �ladu z�ama� czy innych oznak przemocy. Cz�owiek ten najwidoczniej umar� naturaln� �mierci�, chocia� nie potrafi�a sobie wyobrazi�, dlaczego musia� wspi�� si� w tym celu na tak wysok� turni�. Valeria wdrapa�a si� na wierzcho�ek iglicy i rozejrza�a si� po widnokr�gu. Le�ny pu�ap � wygl�daj�cy ze szczytu ska�y jak zielony dywan � by� tak samo nieprzenikniony z g�ry, jak z do�u. Nie mog�a nawet dostrzec sadzawki przy kt�rej zostawi�a konia. Spojrza�a ku p�nocy, w kierunku z kt�rego przyby�a. Ujrza�a jedynie faluj�cy, zielony ocean, rozci�gaj�cy si� coraz dalej i dalej. Pasmo wzg�rz, kt�re przekroczy�a kilka dni wcze�niej zag��biaj�c si� w le�ne pustkowie, odznacza�o si� teraz tylko niewyra�n�, niebiesk� lini� w oddali. Na wschodzie i zachodzie widok by� taki sam, pozbawiony nawet niebieskiej linii g�rskiego pasma, lecz gdy skierowa�a wzrok na po�udnie zesztywnia�a nagle i wstrzyma�a oddech. O mil� dalej las rzednia� i urywa� si� gwa�townie, ust�puj�c miejsca poro�ni�tej kaktusami r�wninie, za� po�rodku r�wniny wznosi�y si� mury i wie�e wielkiego miasta. Valeria zakl�a ze zdumienia. To by�o wprost niewiarygodne! Nie zdziwi�by jej widok innego ludzkiego osiedla; kopiastych chat czarnych ludzi, czy te� skalnych kryj�wek tajemniczej, br�zowej rasy, kt�ra jak g�osi�y legendy zamieszkiwa�a niekt�re obszary tej niezbadanej krainy. Jednak�e napotkanie otoczonego murami miasta tutaj, o tak wiele d�ugich tygodni marszu od najbli�szych przycz�k�w cywilizacji, by�o niepokoj�cym prze�yciem. Przytrzymywa�a si� iglicy, a� r�ce zacz�y jej omdlewa�, wtedy opu�ci�a si� na p�k�, marszcz�c brwi w zadumie. Przyby�a z daleka � z obozu najemnych �o�nierzy le��cego na trawiastych r�wninach przy nadgranicznym mie�cie Sukhmet, gdzie awanturnicy z wielu krain i ras bronili stygijskich rubie�y przed zagonami, ci�gn�cymi czerwon� fal� z Darfaru. Uchodzi�a na o�lep, przez ziemi�, kt�rej zupe�nie nie zna�a. Teraz waha�a si� mi�dzy pragnieniem jazdy wprost do miasta na r�wninie, a instynktown� ostro�no�ci� doradzaj�c� omin�� je szeroko i podj�� dalej samotn� ucieczk�. Cichy szelest li�ci wyrwa� j� z tych rozmy�la�. Obr�ci�a si� na pi�cie zwinnie jak kot i zastyg�a w bezruchu, patrz�c szeroko otwartymi oczami na stoj�cego przed ni� cz�owieka. By� to m�czyzna gigantycznej postury, o mi�niach pr꿹cych si� p�ynnie pod zbr�zowia�� od s�o�ca sk�r�, odziany w str�j podobny do ubioru Valerii z wyj�tkiem szerokiego sk�rzanego pasa, jaki nosi� zamiast szarfy. U pasa zwisa� mu szeroki miecz i sztylet. � Conan Cymmerianin! � wykrztusi�a kobieta. � Co ty tutaj robisz? U�miechn�� si� nieznacznie, a w jego niebieskich oczach zapali� si� b�ysk zrozumia�y dla ka�dej kobiety, gdy obrzuci� spojrzeniem jej wspania�� sylwetk� zatrzymuj�c nieco d�u�ej wzrok na wypuk�o�ciach wspania�ych piersi ukrytych pod cienk� koszul� i ods�oni�tych skrawkach bia�ego cia�a, widocznych mi�dzy spodniami, a cholewami but�w. � Nie wiesz? � za�mia� si�. � Czy� nie wyrazi�em jasno mojego podziwu, kiedy ujrza�em ci� po raz pierwszy? � Ogier nie wyrazi�by tego ja�niej � odpar�a pogardliwie. � Jednak nigdy nie spodziewa�am si�, �e mog� ci� spotka� tak daleko od Sukhmet; od beczek piwa i mis z mi�siwem. Naprawd� pojecha�e� za mn�, czy te� kijami wyp�dzili ci� z obozu za �otrostwo? Roze�mia� si� na jej zuchwalstwo i napi�� pot�ne bicepsy. � Wiesz, �e Zarallo nie ma tylu �otr�w by zdo�ali mnie wyp�dzi� z obozu � wyszczerzy� z�by w u�miechu. � Oczywi�cie, �e pojecha�em za tob�. Masz szcz�cie, dziewucho! Kiedy zad�ga�a� tego stygijskiego oficera utraci�a� �aski i ochron� Zarallo, a Stygijczycy wyj�li ci� spod prawa. � Wiem o tym � odpar�a ponuro � ale co innego mog�am zrobi�? Widzia�e� jak mnie sprowokowa�. � Jasne � zgodzi� si�. � Gdybym tam by�, sam bym go zad�ga�. Jednak kiedy kobieta przebywa w m�skim obozie wojennym, mo�e si� spodziewa� takich rzeczy. Valeria tupn�a obut� stop� i zakl�a. � Dlaczego m�czy�ni nie dadz� mi �y� po m�sku? � To oczywiste! � ponownie obrzuci� j� wyg�odzonym spojrzeniem. � Rozs�dnie uczyni�a� uciekaj�c. Stygijczycy obdarliby ci� ze sk�ry. Brat tego oficera �ciga� ci�; nie w�tpi�, �e szybciej ni� s�dzi�a�. By� ju� bardzo blisko, kiedy go dopad�em. Mia� lepszego konia ni� ty. Jeszcze kilka mil, a dogoni�by ci� i poder�n�� ci gard�o. � I co? � dopytywa�a si�. � Co i co? � wydawa� si� by� zdumiony. � I co z tym Stygijczykiem? � A jak s�dzisz? � odpar� niecierpliwie. � Zabi�em go, oczywi�cie, a trupa zostawi�em s�pom. To mnie zatrzyma�o i nieomal zgubi�em tw�j trop, kiedy przekracza�a� kamieniste grzbiety wzg�rz. Inaczej ju� dawno bym ci� dogoni�. � A teraz my�lisz, �e zawleczesz mnie z powrotem do obozu Zarallo? � sarkn�a. � Nie m�w g�upstw � mrukn��. � No, dziewczyno nie b�d� tak� z�o�nic�. Wiesz, �e nie jestem taki, jak ten Stygijczyk, kt�rego zad�ga�a�. � W��cz�ga bez grosza! � ur�ga�a. Roze�mia� si� na to. � A siebie jak by� nazwa�a? Nie masz tyle pieni�dzy by kupi� sobie �at� na siedzenie spodni. Tw�j wzgardliwy ton mnie nie zwiedzie. Wiesz, �e dowodzi�em wi�kszymi okr�tami i liczniejszymi za�ogami ni� ty kiedykolwiek w swoim �yciu. A co do tego, �e nie mam grosza przy duszy � kt�ry korsarz ma pieni�dze przez d�u�szy czas? Roztrwoni�em w morskich portach �wiata do�� z�ota, by nape�ni� nim galer�. Wiesz o tym dobrze. � Gdzie s� teraz te pi�kne okr�ty i �mia�kowie, kt�rymi dowodzi�e�? � sarkn�a. � G��wnie na dnie morza � odpar� uprzejmie. � Zingara�czycy zatopili m�j ostatni okr�t przy brzegach Shemu. W�a�nie dlatego zaci�gn��em si� do Wolnych Towarzyszy pod komend� Zarallo, ale kiedy pomaszerowali�my nad granic� Darfaru przekona�em si�, �e mnie nabrali. Zap�ata by�a n�dzna, wino kwa�ne, a poza tym nie lubi� czarnych kobiet. Tylko takie przychodzi�y do naszego obozu w Sukhmet; z k�kami w nosach i spi�owanymi z�bami � ba! Dlaczego przy��czy�a� si� do Zarallo? Sukhmet le�y o wiele dni drogi od s�onej wody. � Czerwony Ortho chcia� uczyni� mnie sw�j� kochank� � odpar�a ponuro. � Pewnej nocy, gdy rzucili�my kotwic� przy wybrze�u Kush, skoczy�am za burt� i dop�yn�am do brzegu. By�o to ko�o Zabhela. Kupiec ze Shemu powiedzia� mi, �e Zarallo prowadzi swych Wolnych Towarzyszy by strzegli granicy z Darfarem. Nie by�o innej oferty. Przy��czy�am si� do karawany pod��aj�cej na wsch�d i dotar�am do Sukhmet. � Szale�stwem by�o zapuszcza� si� na po�udnie � komentowa� Conan � ale by�o to r�wnie� m�dre, bo patrolom Zarallo nie wpad�o do g�owy szuka� ci� w tym kierunku. Tylko brat cz�owieka, kt�rego zabi�a� natrafi� na tw�j �lad. � Co masz zamiar teraz zrobi�? � spyta�a. � Skr�ci� na zach�d � odpar�. By�em ju� tak daleko na po�udniu, ale nie tak bardzo na wsch�d. O wiele dni drogi na zach�d le�� rozleg�e sawanny, gdzie czarne szczepy wypasaj� byd�o. Mam w�r�d nich przyjaci�. Dotrzemy do wybrze�a i znajdziemy jaki� statek. Mam ju� do�� d�ungli. � Ruszaj wi�c � doradzi�a. � Ja mam inne plany. � Nie b�d� g�upia! � po raz pierwszy zirytowa� si�. � Nie mo�esz w��czy� si� po tej puszczy. � Mog�, je�li zechc�. � Co chcesz robi�? � To nie twoja sprawa � uci�a. � Tak, moja � odpar� ch�odno. � My�lisz, �e jecha�em za tob� tak daleko by zawr�ci� i odjecha� z pustymi r�kami? B�d� rozs�dna dziewucho; nic ci nie zrobi�. Ruszy� ku niej. Valeria odskoczy�a, dobywaj�c miecza. � Trzymaj si� z dala, barbarzy�ski psie! Nadziej� ci� jak pieczon� �wini�! Zatrzyma� si� niech�tnie i zapyta�: � Chcesz, �ebym zabra� t� zabawk� i da� ci par� klaps�w? � S�owa! Nic tylko s�owa! � szydzi�a. W zuchwa�ych oczach ta�czy�y ogniki, jak odblaski s�o�ca na b��kitnej wodzie. Wiedzia�, �e to prawda. �aden cz�owiek nie m�g� rozbroi� go�ymi r�kami Valerii z Czerwonego Braterstwa. Zmarszczy� si� gro�nie, miotany przeciwstawnymi uczuciami. By� z�y, lecz r�wnie� rozbawiony i pe�en podziwu dla jej odwagi. P�on�a w nim ��dza, by z�apa� t� pi�kn� dziewczyn� i� skruszy� w swych �elaznych ramionach, ale pragn�� te� gor�co nie czyni� jej krzywdy. Waha� si� mi�dzy pragnieniem przytulenia jej, a ch�ci� solidnego potrz��ni�cia. Wiedzia�, �e je�eli zbli�y si� jeszcze o krok, Valeria zatopi mu miecz w sercu. Zbyt wiele razy widzia� j� zabijaj�c� ludzi w potyczkach granicznych i podczas k��tni w tawernach, by mie� jakie� z�udzenia. Wiedzia�, �e jest tak szybka jak tygrysica. M�g� doby� swego miecza i rozbroi� j� wytr�caj�c ostrze z jej d�oni, ale my�l o podniesieniu miecza na kobiet�, nawet bez zamiaru zranienia, by�a mu niemi�a. � Niech ci� licho, ty ladaco! � wykrzykn�� zirytowany � Zabior� ci� Z�o�� odebra�a mu rozs�dek; ruszy� ku niej, przygotowanej do zadania �miertelnego pchni�cia. �mieszn� i gro�n� scen� przerwa� nagle wstrz�saj�cy d�wi�k. Oboje drgn�li gwa�townie. � Co to by�o? � wykrzykn�a Valeria. Conan odwr�ci� si� szybko jak kot, a wielki miecz zab�ysn�� mu w d�oni. Puszcza w dole rozbrzmiewa�a przera�liwymi odg�osami � ko�skim kwikiem przera�enia i agonii zmieszanym z trzaskiem �amanych ko�ci. � Lwy zabijaj� konie! � krzykn�a Valeria. � Lwy, akurat! � prychn�� Conan z b�yskiem w oku. � S�ysza�a� ryk lwa? Ja te� nie! S�uchaj jak trzaskaj� ko�ci � nawet lew nie zrobi�by tyle ha�asu zabijaj�c konia. Pospiesznie ruszy� w d�. Pod��y�a za nim, zapominaj�c o osobistej urazie w instynktownym dla awanturnik�w odruchu jednoczenia si� wobec wsp�lnego zagro�enia. Kiedy przedarli si� przez zielony welon otaczaj�cych ska�� li�ci, kwik ucich�. � Znalaz�em twego konia uwi�zanego tam przy sadzawce � mrucza� st�paj�c tak bezg�o�nie, �e przesta�a si� dziwi�, jak zdo�a� j� zaskoczy� na ska��. � Przywi�za�em swego obok i ruszy�em po twoich �ladach. Teraz uwa�aj! Wynurzyli si� z g�stwiny li�ci i spojrzeli na dolne partie lasu. Nad nimi zielony pu�ap rozci�ga� si� mrocznym baldachimem, przez kt�ry s�czy�o si� nik�e �wiat�o tworz�c nefrytowej barwy p�mrok. Gigantyczne pnie drzew p sto jard�w dalej wygl�da�y upiornie i gro�nie. � Konie powinny by� tam, za tymi zaro�lami � szepn�� Conan, a jego g�os by� jak tchnienie wiatru w�r�d ga��zi. � S�uchaj! Valeria nas�uchiwa�a i krew zastyg�a jej w �y�ach. Bezwiednie po�o�y�a sw� bia�� d�o� na muskularnym, br�zowym ramieniu towarzysza. Zza zaro�li dochodzi�y odg�osy straszliwej uczty; g�o�ny trzask p�kaj�cych ko�ci i rozdzieranego cia�a po��czony z �uciem i mlaskaniem. � Lwy nie robi�yby takiego ha�asu � wyszepta� Conan. � Co� zjada nasze konie, ale to nie jest lew� Na Croma! D�wi�ki urwa�y si� nagle i Conan zakl�� cicho. Nag�y podmuch wiatru poni�s� ich zapach w kierunku miejsca, gdzie g�szcz ukrywa� niewidocznego zab�jc�. � Nadchodzi! � mrukn�� Gymmerianin unosz�c miecz. Zaro�la zatrz�s�y si� gwa�townie i Valeria �cisn�a rami� Conana. Niewiele wiedz�c o d�ungli, zdawa�a same jednak spraw�, �e �aden zwierz, jakiego kiedykolwiek widzia�a nie m�g�by tak wstrz�sa� wysokimi krzewami. � Musi by� wielki jak s�o� � zawt�rowa� jej my�lom Conan. � Co u diab�a � jego g�os zamar� w zdumionej ciszy. Z g�stwiny wy�oni�a si� g�owa jak z sennego koszmaru szale�ca. Wyszczerzona paszcza obna�a�a rz�dy ociekaj�cych �lin�, ��tych k��w, W pomarszczonym, jaszczurczym pysku jarzy�y si� olbrzymie �lepia, jak tysi�ckrotnie powi�kszone oczy pytona, spogl�daj�ce bez mrugni�cia na dwoje skamienia�ych ludzi przywieraj�cych do ska�y. Pokryte �usk�, obwis�e wargi umazane by�y krwi� kapi�c� z ogromnej paszczy. Przypominaj�c krokodyli, lecz znacznie wi�kszy, �eb osadzony by� na d�ugiej, okrytej �uskami szyi o rz�dach stercz�cych, z�batych kolc�w. Dalej mia�d��c krzewy wrzo�ca i m�ode drzewka, ko�ysz�cym chodem porusza� si� tu��w; gigantyczny, beczkowaty korpus na absurdalnie kr�tkich nogach. Bia�awy brzuch niemal ci�gn�� si� po ziemi, podczas gdy z�baty grzebie� wznosi� si� wy�ej ni� Conan m�g�by dosi�gn�� staj�c na palcach. Z ty�u ci�gn�� si� d�ugi, kolczasty ogon, jak u skorpiona. � Z powrotem na ska��, szybko! � rzuci� Conan, ci�gn�c za sob� dziewczyn�. � Nie s�dz�, �eby umia� si� wspina�, ale mo�e stan�� na tylnych �apach i dosi�gn�� nas� Potw�r zbli�a� si�, gniot�c krzaki i �ami�c drzewka; uciekali przed nim na ska��, jak li�cie gnane wiatrem. Nurkuj�c w .g�stwin� listowia Valeri� rzuci�a okiem w ty� i ujrza�a przera�aj�ce monstrum stoj�ce na swych masywnych, tylnych �apach tak, jak to Conan przewidzia�. Na widok tego Valeria wpad�a w panik�. Wyprostowana, bestia wygl�da�a na jeszcze wi�ksz�; zako�czony potwornym pyskiem �eb g�rowa� nad drzewami. �elazna d�o� Conana zamkn�a si� na przegubie dziewczyny ci�gn�c j� g�ow� naprz�d w maskuj�cy zam�t li�ci i z powrotem w gor�ce promienie s�o�ca w�a�nie w chwili, gdy potw�r opad� przednimi �apami na tumie ze wstrz�sem, od kt�rego ca�a ska�a zadygota�a. Olbrzymi �eb wyl�dowa� z trzaskiem w�r�d ga��zek tu� za uciekaj�cymi, kt�rzy przez jedn� przera�aj�c� chwil� spogl�dali na koszmarne oblicze obramowane zielonymi li��mi; na p�on�ce �lepia i rozdziawion� paszcz�. Gigantyczne k�y k�apn�y bezsilnie i �eb cofn�� si�, znikaj�c sprzed ich oczu jakby zanurzy� si� w sadzawce. Spozieraj�c w d� przez po�amane ga��zie opieraj�ce si� o ska�� zobaczyli, �e potw�r przywarowa� na zadzie u st�p ska�y wpatruj�c si� w nich nieruchomym spojrzeniem. Valeria wzdrygn�a si�. � D�ugo b�dzie tam czatowa� � jak my�lisz? Conan tr�ci� stop� czaszk� le��c� w�r�d li�ci pokrywaj�cych p�k�. � Ten cz�owiek musia� wspi�� si� tutaj uciekaj�c przed tym lub innym podobnym potworem. Musia� umrze� z g�odu. Nie ma �adnych ko�ci po�amanych. Ten tam w dole to musi by� smok � taki o jakim czarni m�wi� w swych legendach. Je�eli tak, to nie odejdzie st�d dop�ki oboje nie b�dziemy martwi. Valeria patrzy�a na niego pustym wzrokiem, zapomniawszy o niech�ci. Usi�owa�a opanowa� ogarniaj�cy j� strach. Tysi�ce razy dowiod�a swej zuchwa�ej odwagi w zaciek�ych walkach na morzu i l�dzie; na suskich od krwi pok�adach p�on�cych okr�t�w wojennych, na murach obleganych miast i na zdeptanych piaskach pla� gdzie strace�cy z Czerwonego Braterstwa no�ami rozstrzygali walki o przyw�dztwo. Jednak�e groza obecnej sytuacji mrozi�a krew w jej �y�ach. �mier� od miecza w ogniu walki by�a niczym, lecz bezczynne i bezradne wysiadywanie na nagiej skale obleganej przez potworny relikt dawnych wiek�w w oczekiwaniu na �mier� g�odow� � na t� my�l ogarnia�a j� panika. � B�dzie musia� odej��, by je�� i pi� � powiedzia�a bezradnie. � Nie b�dzie musia� daleko odchodzi� � dowodzi� Conan. � Dopiero co na�ar� si� ko�skiego mi�sa, a jako gad mo�e obej�� si� d�ugo bez jedzenia i picia. Wydaje si� jednak, �e nie zapada w sen po jedzeniu, jak w�e. A w ka�dym razie nie potrafi wspi�� si� na turni�. Conan przemawia� z niezm�conym spokojem. By� barbarzy�c� � straszliwa cierpliwo�� dziczy i jej dzieci by�a cz�ci� jego natury, tak jak gwa�towne ��dze i nami�tno�ci Potrafi� znosi� takie sytuacje ze spokojem nieosi�galnym cywilizowanej osobie. � Czy nie mogliby�my dosta� si� na drzewa i uciec pod��aj�c po ga��ziach jak ma�py? � pyta�a Valeria z rozpacz� w g�osie. Potrz�sn�� g�ow�. � My�la�em o tym. Ga��zie dotykaj�ce turni s� zbyt cienkie. Z�ama�yby si� pod naszym ci�arem. Poza tym mam wra�enie, �e ten diabelski stw�r m�g�by wyrwa� ka�de z tych drzew z korzeniami. � To znaczy, �e b�dziemy po prostu siedzie� tu na ty�kach, a� umrzemy z g�odu, tak?! � krzykn�a z w�ciek�o�ci�. Kopni�ta czaszka potoczy�a si� z chrz�stem po p�ce. � Ja nie mam zamiaru! Zejd� na d� i utn� mu ten przekl�ty �eb! Conan usadowi� si� na skalnym wyst�pie u st�p iglicy. Spogl�da� z podziwem na b�yszcz�ce oczy i spi�t�, dr��c� posta�, lecz widz�c, �e w tym nastroju jest zdolna do ka�dego szale�stwa, nie wyrazi� g�o�no swego podziwu. � Siadaj � mrukn��, chwytaj�c j� za nadgarstek i sadzaj�c sobie na kolanach. By�a zbyt zaskoczona by si� opiera� gdy wyj�� miecz z jej d�oni i wepchn�� go z powrotem do pochwy. � Sied� cicho i uspok�j si�. Z�ama�aby� tylko sw�j miecz na jego �uskach. Po�ar�by ci� jednym k�sem lub zgni�t� jak jajko swym kolczastym ogonem. Jako� wydostaniemy si� z tych tarapat�w, ale na pewno nie damy si� prze�u� i po�kn��. Valeria nie odpowiedzia�a i nie pr�bowa�a zrzuci� jego r�ki ze swej kibici. Czu�a strach, a to uczucie by�o czym� nowym dla Valerii z Czerwonego Braterstwa. Tak wi�c potulnie siedzia�a na kolanach towarzysza. Zarallo, kt�ry przekl�� j� jako diablic� prosto z piekielnego seraju, by�by szczerze zdumiony. Conan bawi� si� leniwie jej z�otymi lokami, najwyra�niej poch�oni�ty tylko tym podbojem. Ani szkielet u jego st�p, ani potw�r czaj�cy si� w dole w najmniejszym stopniu nie przeszkadza�y mu i nie zmniejsza�y jego zainteresowania. Niespokojne oczy dziewczyny b��dz�ce w�r�d listowia, odkry�y barwne plamy w�r�d zieleni; Du�e, ciemnoczerwone kule owoc�w zwisa�y z konar�w drzewa i szczeg�lnie g�stych i jasnozielonych li�ciach. U�wiadomi�a sobie, �e jest g�odna i spragniona, chocia� pragnienie nie m�czy�o jej dop�ki nie dowiedzia�a si�, �e nie mo�e zej�� z turni, by znale�� �ywno�� i wod�. �Nie musimy g�odowa� � powiedzia�a. � Tam s� owoce; mo�na ich dosi�gn��. Conan popatrzy� we wskazanym kierunku. � Gdyby�my je zjedli obesz�oby si� bez smoka � mrukn��. � Czarni ludzie Kush nazywaj� je Jab�kami Derkety. Derketa jest Kr�low� Zmar�ych. Wypij troch� soku albo skrop nim swoje cia�o, a b�dziesz martwa zanim zwalisz si� do st�p turni. � Och! Valeria pogr��y�a si� w zatrwo�onym milczeniu. Wygl�da na to, �e nie ma wyj�cia z tej paskudnej sytuacji � rozmy�la�a. Nie widzia�a ��dnej szansy ucieczki, a Conan zdawa� si� by� zainteresowany jedynie jej smuk�� tali� i z�otymi lokami. Je�eli pr�bowa� u�o�y� plan ucieczki, to nie okazywa� tego. � Gdyby� zdj�� ze mnie swoje r�ce cho� na chwil� i wdrapa� si� na ten wierzcho�ek � rzek�a wreszcie � zobaczy�by� co�, co by ci� zdziwi�o. Rzuci� jej pytaj�ce spojrzenie, lecz pos�ucha� wzruszaj�c pot�nymi, ramionami. Przywieraj�c do skalnej iglicy powi�d� wzrokiem po otaczaj�cej puszczy. Sta� d�ug� chwil� w milczeniu, upozowany na skale jak statua z br�zu. � To miasto otoczone murami, jak nic � wymamrota� w ko�cu. � To tam chcia�a� i��, kiedy pr�bowa�a� wys�a� mnie samego w drog� do wybrze�a? � Zobaczy�am je, zanim nadszed�e�. Kiedy opuszcza�am Sukhmet nic o nim nie wiedzia�am. � Ktoby pomy�la�, �e tu mo�na znale�� miasto? Nie wierz�, �eby Stygijczycy kiedykolwiek przenikn�li tak daleko. Czy czarni ludzie mogli wybudowa� takie miasto? Nie widz� st�d na r�wninie, �adnych �lad�w upraw ani poruszaj�cych si� ludzi. � Jak mog�e� mie� nadziej�, �e zobaczysz to wszystko z tej odleg�o�ci? � dopytywa�a si�. Wzruszy� ramionami i opu�ci� si� na d�. � No, ludzie z miasta nie mog� nam teraz pom�c, a nawet gdyby mogli, nie wiadomo, czy by chcieli. Ludy Czarnych Krain s� w wi�kszo�ci wrogie wobec obcych. Prawdopodobnie naszpikowaliby nas dzidami� Conan przerwa� i sta� w milczeniu wpatruj�c si� w szkar�atne kule po�r�d li�ci, jak gdyby zapomnia�, o czym m�wi�. � Dzidy! � wymamrota�. � Co za przekl�ty g�upiec ze mnie, �e nie pomy�la�em o tym wcze�niej. Wida�, jak �liczna kobieta dzia�a na m�czyzn�. � O czym m�wisz? � pyta�a Valeria. Nie odpowiadaj�c na jej pytanie zszed� do g�stwiny li�ci i spojrza� przez nie w d�. Olbrzymia bestia warowa�a u st�p ska�y, obserwuj�c turni� z przera�aj�c� cierpliwo�ci� gadziego rodu. Tak m�g� patrze� u zarania dziej�w przedstawiciel tego gatunku na ich przodk�w � jaskiniowc�w zap�dzonych na wysok� ska��. Conan przekl�� go bez zapa�u i pocz�� ucina� ga��zie, si�gaj�c i odr�buj�c je tak daleko, jak tylko zdo�a� si�gn��. Gwa�towne poruszania li�ci niepokoi�y potwora. Uni�s� zad i t�uk� swym ohydnym ogonem, �ami�c drzewka jak wyka�aczki. Conan obserwowa� go uwa�nie k�tem oka i kiedy Valeria by�a przekonana, �e potw�r zaraz rzuci si� zn�w na ska��, Cymmerianin wycofa� si� na wyst�p nios�c uci�te ga��zie: trzy cienkie drzewca d�ugie prawie na siedem st�p, ale nie grubsze od kciuka. Uci�� te� kilka mocnych, cienkich p�d�w winoro�li. � Ga��zie s� za lekkie na drzewce w��czni, a pn�cza nie grubsze od sznurka � powiedzia�, wskazuj�c na listowie wok� turni. � Nie wytrzyma�yby naszego ci�aru � ale w jedno�ci si�a. Tak zwykli m�wi� nam, Cymmerianom Aquilo�scy renegaci, kiedy przybywali w nasze g�ry zebra� wojska i najecha� na sw�j w�asny kraj. Lecz my zawsze walczyli�my klanami i szczepami. � Co to do diab�a ma wsp�lnego z tymi kijami? � dopytywa�a si�. � Poczekaj a zobaczysz. Zbieraj�c kije w jedn� wi�zk�, wepchn�� mi�dzy nie r�koje�� swego sztyletu. Zwi�za� je razem p�dami winoro�li i kiedy zako�czy� dzie�o, otrzyma� w��czni� niema�ej mocy, o krzepkim siedmiostopowym drzewcu. � Co dobrego tym zrobisz? � docieka�a. � M�wi�e�, �e ostrze nie przebije jego �usek. � Nie ma �usek wsz�dzie � odpar� Conan. � Jest wi�cej ni� jeden spos�b zdzierania sk�ry z pantery. Podchodz�c do skraju li�ci si�gn�� w��czni� i ostro�nie przeszy� ostrzem jedno z Jab�ek Derkety, odchylaj�c si� w bok, by unikn�� ciemnoczerwonych kropli kapi�cych z przebitego owocu. Niebawem wycofa� ostrze i pokaza� jej b��kitn� stal splamion� szkar�atnoczerwonym sokiem. � Nie wiem, czy to dokona dzie�a, czy nie � powiedzia�. � Jest tu do�� trucizny, by zabi� s�onia, lecz� no, zobaczymy. Valeria pod��a�a tu� za nim, gdy opuszcza� si� mi�dzy listowie. Trzymaj�c ostro�nie zatrute ostrze z daleka od siebie, Conan wychyli� g�ow� z g�stwiny i zwr�ci� si� do potwora: � Na co tam czekasz, ty b�karci potomku podejrzanych moralnie rodzic�w? � Oto jedno z nielicznych pyta� nadaj�cych si� do druku. � Wystaw tu zn�w sw�j paskudny �eb, d�ugoszyja bestio � czy te� chcesz, �ebym zszed� tam i kopn�� ci� w nieprawy krzy�? I tak dalej � z elokwencj� wprawiaj�c� Valeri� w zdumienie, mimo jej obycia z wulgarnym j�zykiem �eglarzy. Wywar�o to zamierzony wp�yw na potwora. Tak jak zbyteczne ujadanie psa niepokoi i rozw�ciecza inne, z natury ciche zwierz�ta, tak krzykliwy g�os cz�owieka budzi strach niekt�rych bestii, a szalon� w�ciek�o�� innych. Nagle, z przera�aj�c� szybko�ci�, kolos stan�� na swych pot�nych tylnych �apach wyci�gaj�c szyj� we w�ciek�ej pr�bie dosi�gni�cia tego ha�a�liwego kar�a, kt�rego jazgot zak��ca� odwieczn� cisz� prastarego kr�lestwa. Jednak Conan dok�adnie oceni� odleg�o��: Pot�ny �eb wyl�dowa� ze straszliwym trzaskiem w�r�d ga��zi, o jakie� pi�� st�p poni�ej Cymmerianina. Potworna paszcza rozdziawi�a si� jak u wielkiego w�a i w tej samej chwili Conan wbi� w��czni� w czerwone mi�nie gardzieli. Uderzy� z ca�� si�� obu ramion, wbijaj�c d�ugie ostrze sztyletu po r�koje�� w cia�o, �y�y i ko�ci. W tej chwili szcz�ki zwar�y si� konwulsyjnie, przer�buj�c drzewce i prawie str�caj�c Conana z w�skiej p�ki. By�by spad�, gdyby stoj�ca za nim dziewczyna nie chwyci�a go za pas. Przytrzyma� si� skalnego wyst�pu i rzuci� jej u�miech podzi�kowania. W dole potw�r tarza� si� po ziemi, jak pies, kt�remu sypni�to pieprzem w �lepia. Potrz�sa� �bem z boku na bok, tar� �apami i raz po raz otwiera� paszcz� na ca�� szeroko��. Wreszcie zdo�a� przydepn�� drzewce olbrzymi� przedni� �ap� i wydrze� ostrze. Wtedy uni�s�szy tryskaj�cy krwi�, rozwarty pysk, spojrza� na turni� z tak st�on�, inteligentn� w�ciek�o�ci� w �lepiach, �e Valeria zadr�a�a i doby�a miecza. �uski na grzbiecie i bokach potwora zmieni�y kolor z rdzawobr�zowego na jaskrawoczerwony, lecz najstraszniejsze by�o to, �e przerwa� milczenie. D�wi�ki, jakie wydoby�y si� z jego sp�ywaj�cej krwi� gardzieli nie przypomina�y niczego, co mog�oby wyda� z siebie jakiekolwiek �yj�ce na ziemi stworzenie. Z odra�aj�cym, zgrzytliwym rykiem smok rzuci� si� na turni�, b�d�c� cytadel� wrog�w. Raz za razem pot�ny �eb przebija� g�stwin� ga��zi, daremnie k�saj�c powietrze. Ca�ym ci�arem niezgrabnego cielska t�uk� o ska��, a� dygota�a od podstawy do szczytu. Wreszcie, staj�c na tylnych nogach �cisn�� ska�� przednimi �apami, pr�buj�c wyrwa� j� z korzeniami jak drzewo. Ten pokaz pierwotnej si�y zmrozi� krew w �y�ach Valerii, lecz Conan sam by� buski prymitywu, by odczuwa� co� wi�cej ni� pe�ne zrozumienia zainteresowanie. Barbarzy�ca, inaczej ni� Valeria, nie widzia� wielkiej r�nicy mi�dzy zwierz�tami, a lud�mi. Dla Conana miotaj�cy si� u st�p ska�y potw�r by� zaledwie form� �ycia o innym kszta�cie zewn�trznym, lecz obdarzon� podobnymi do ludzkich cechami charakteru. We w�ciek�o�ci potwora widzia� odpowiednik swego gniewu, a w rykach i charkocie tylko r�wnowa�nik przekle�stw, jakimi uprzednio obrzuci� gada. Poczuwaj�c si� do pokrewie�stwa ze wszystkim co dzikie, nawet ze smokiem, nie do�wiadcza� mdl�cego przera�enia, jakie ogarn�o Valeri� na widok okrutnej bestii. Siedzia� spokojnie obserwuj�c smoka i wskazuj�c zmiany, jakim ulega�y jego g�os i ruchy. � Trucizna zaczyna dzia�a� � powiedzia� z przekonaniem. � Nie wierz�. Valerii wydawa�o si� niedorzeczno�ci� twierdzi�, �e cokolwiek cho�by nie wiem jak �mierciono�nego, mog�o poskutkowa� na t� g�r� mi�ni i w�ciek�o�ci. � S�ycha� b�l w jego g�osie � stwierdzi� Conana. � Z pocz�tku by� tylko w�ciek�y z powodu uk�ucia w szcz�k�. Teraz czuje pieczenie trucizny. Patrz! Zatacza si�. Za par� chwil o�lepnie. No, co ci m�wi�em? Smok nag�e zachwia� si� i ruszy� z trzaskiem przez krzaki. � Ucieka? � dopytywa�a si� niespokojnie Valeria. � Idzie do sadzawki � Conan zerwa� si�, b�yskawicznie got�w do dzia�ania. � Trucizna wywo�a�a pragnienie. Chod�! Za chwil� b�dzie �lepy, ale wr�ci do turni po w�chu i je�eli wyczuje, �e jeszcze tu jeste�my, b�dzie siedzia� pod ni� do �mierci, a jego wrzaski mog� zwabi� inne smoki. Chod�my! � Na d�? � Valeria by�a przera�ona. � Pewnie! Udamy si� do miasta! Mog� nam tam uci�� g�owy, ale to nasza jedyna szansa. Mo�emy wpa�� po drodze na tysi�c innych smok�w, ale zosta� tu, to pewna �mier�. Je�eli b�dziemy czeka� a� zdechnie, mo�emy mie� tuzin innych na karku. Za mn�, szybko! Ruszy� w d� zwinnie jak ma�pa, przystaj�c tylko po to, by pom�c swej mniej zr�cznej towarzyszce, kt�ra, dop�ki nie ujrza�a wspinaj�cego si� Cymmerianina, uwa�a�a �e dor�wnuje ka�demu m�czy�nie we wspinaczce po takielunku czy po pionowych �cianach skalnych. Zeszli w panuj�cy pod ga��ziami p�mrok i cicho ze�lizn�li si� na ziemi�. Valerii zdawa�o si�, �e bicie jej serca mo�na us�ysze� z daleka. G�o�ny bulgot i ch�eptanie dochodz�ce zza g�stych krzew�w wskazywa�y, �e smok pije wod� z sadzawki. � Wr�ci, jak tylko nape�ni �o��dek � mamrota� Conan. � Mog� up�yn�� godziny, nim trucizna go zabije � o ile w og�le zabije. Daleko za lasem s�o�ce opada�o za horyzont. Mglisty p�mrok puszczy zape�ni�y czarne cienie i niewyra�ne kszta�ty. Conan chwyci� Valeri� za r�k� i oddala� si� z ni� cicho od podn�a ska�y. Czyni� mniej ha�asu ni� wietrzyk przelatuj�cy w�r�d pni; Valerii wydawa�o si�, �e st�panie jej but�w zdradza ca�ej puszczy ich ucieczk�, � Nie s�dz�, �eby zdo�a� p�j�� za tropem � mrucza� Conan. � Ale je�li wiatr przyniesie mu nasz zapach, mo�e nas wyw�szy�. � Mitro, spraw by wiatr nie powia�! � wysapa�a Valeria. Blady owal jej twarzy majaczy� w p�mroku. W wolnej r�ce �ciska�a miecz, ale dotyk oprawnej w rekini� sk�r� r�koje�ci wyzwala� w niej jedynie poczucie bezsilno�ci. Mieli jeszcze kawa� drogi do skraju puszczy, kiedy us�yszeli za sob� trzask i �omot. Valeria przygryz�a warg�, t�umi�c okrzyk. � Jest na naszym tropie! � szepn�a. Conan potrz�sn�� g�ow�. � Nie poczu� naszego zapachu na skale, wi�c b��dzi po omacku po lesie pr�buj�c nas znale��. Chod�! Albo dotrzemy do miasta, albo koniec z nami! On mo�e wyrwa� ka�de drzewo, na kt�re by�my si� wspi�li. Je�eli tylko nie b�dzie wiatru� Skradali si�, a� drzewa przed nimi zacz�y rzedn��. Puszcza sta�a wok� jak czarny, nieprzenikniony ocean, a w oddali b��kaj�cy si� smok wci�� �ama� drzewa ze z�owieszczym trzaskiem. � Przed nami r�wnina � dysza�a Valeria. � jeszcze troch� i� � Na Croma! � zakl�� Conan. � Mitro! � szepn�a Valeria. Od po�udnia zerwa� si� wiatr. Przelecia� nad nimi prosto w stron� czarnej puszczy i natychmiast straszliwy ryk wstrz�sn�� lasem. Bez�adne trzaski �amanych krzak�w zmieni�y si� w jednostajny ha�as, gdy smok ruszy� jak huragan prosto ku miejscu, z kt�rego dolatywa� zapach wrog�w. � Biegiem! � warkn�� Conan, z oczyma p�on�cymi jak u wilka schwytanego w pu�apk�. � Tylko to mo�emy zrobi�! �eglarskie buty nie s� stworzone do wy�cig�w, a �ycie pirata nie czyni go biegaczem. Po stu jardach Valeria dysza�a i zwolni�a kroku, podczas gdy trzaski z ty�u przesz�y w narastaj�cy �omot � potw�r wydosta� si� z g�szczu na mniej zaro�ni�t� przestrze�. �elazne rami� Conana otoczy�o kibi� dziewczyny na wp� j� unosz�c, tak �e stopami ledwie dotyka�a ziemi, p�dz�c z szybko�ci�, jakiej sama nigdy by nie osi�gn�a. Je�li zdo�aj� si� utrzyma� z dala od bestii, mo�e ten zdradziecki wiato zaraz ucichnie� Lecz wiatr wia� nadal i szybkie spojrzenie przez rami� ukaza�o Conanowi, �e potw�r prawie ich dogoni�, nadci�gaj�c jak galera wojenna na skrzyd�ach huraganu. Cymmerianin odepchn�� silnie Valeri�, tak �e przelecia�a par� jard�w �api�c r�wnowag� i upad�a u st�p najbli�szego drzewa, a sam stawi� czo�o p�dz�cej bestii. Przekonany, �e wybi�a jego ostatnia godzina, Cymmerianin zachowa� si� zgodnie ze swoj� natur�; rzuci� si� na spotkanie potwora. Skoczy� jak ry�, ci��, poczu�, jak jego miecz wbija si� g��boko w �uski ochraniaj�ce pot�ny pysk � i straszliwe uderzenie odrzuci�o go p�ywego i pozbawionego tchu o pi��dziesi�t st�p dalej. Cymmerianin sam nie wiedzia� jakim cudem stan�� na nogach. W jego m�zgu zachowa�a si� tylko jedna my�l: �e tam na drodze rozp�dzonej bestii le�y oszo�omiona i bezradna kobieta. Ze �wistem wci�gn�� powietrze w p�uca i ju� sta� nad ni� z mieczem w d�oni. Valeria le�a�a tam, gdzie j� pchn��, pr�buj�c podnie�� si� do siedz�cej pozycji. Nie tkn�y jej ani straszliwe k�y, ani mia�d��ce �apy. Conan zosta� uderzony barkiem lub przedni� �ap� potwora, kt�ry pogna� dalej w nag�ych kurczach agonii zapominaj�c o niedosz�ych ofiarach. P�dz�c na �eb, na szyj� trzasn�� wreszcie nisko zwieszonym �bem o pie� gigantycznego drzewa. Si�a uderzenia wyrwa�a drzewo z korzeniami i zmia�d�y�a ukryty w niekszta�tnej czaszce m�zg zwierz�cia. Drzewo run�o przykrywaj�c potwora; dwoje oszo�omionych ludzi patrzy�o, jak wstrz�sane konwulsjami skrytego cielska ga��zie i li�cie nieruchomiej� zwolna. Conan postawi� Valeri� na nogi i ruszy� ci�gn�c j� za sob�. Kilka chwil p�niej wyszli na bezdrzewn� r�wnin� okryt� cisz� i mrokiem. Conan przystan�� na chwil� i obejrza� si� za siebie. W mahoniowej g�uszy nie zadr�a� ani jeden li��, nie za�wiergota� �aden ptak. Puszcza sta�a tak cicha, jak musia�a by� przed stworzeniem cz�owieka. � Chod� � mrukn�� Cymmerianin bior�c dziewczyn� za r�k�. � Jeszcze tylko chwil�. Je�eli inne smoki wyjd� z lasu� Nie musia� ko�czy� zdania. Miasto zdawa�o si� bardzo odleg�e, dalej, ni� to wygl�da�o z turni. Valerii brak�o tchu, a serce �omota�o jej w piersiach. Przy ka�dym kroku spodziewa�a si�, �e us�yszy trzask krzak�w i ujrzy nast�pnego kolosa szar�uj�cego na nich. Jednak nic nie zak��ca�o ciszy. Kiedy oddalili si� o mil� od lasu, Valeria odetchn�a. Powoli wraca�a je pogodna pewno�� siebie. S�o�ce zasz�o i r�wnin� ogarn�a ciemno��, rozja�niana troch� przez gwiazdy zamieniaj�ce k�py kaktus�w w przera�aj�ce zjawy. � Nie ma byd�a, nie ma p�l uprawnych � mamrota� Conan. � Jak ci ludzie �yj�? � Mo�e byd�o zagnano na noc do zagr�d � sugerowa�a Valeria � a pola i pastwiska s� po drugiej stronie miasta. � Mo�e � przytakn��. � Jednak�e z turni nie dostrzeg�em niczego takiego. Ksi�yc wzeszed� nad miastem i w jego ��tej po�wiacie ostro odcina�y si� czarne kontury wie� i mur�w. Vateria zadr�a�a. Dziwne, czerniej�ce na tle ksi�yca miasto wygl�da�o ponuro i z�owrogo. Conan chyba dozna� tego samego uczucia, bo stan��, rozejrza� si� dooko�a i szepn��: � Zatrzymamy si� tu. Nie ma sensu podchodzi� do wr�t po nocy; i tak by nas nie wpu�cili. Co wi�cej, musimy odpocz��, a nie wiemy jak nas przyjm�. Kilka godzin snu i b�dziemy w lepszej formie do walki lub ucieczki. Podszed� do k�py kaktus�w tworz�cych okr�g � zjawisko cz�ste na pustyniach po�udnia. Wyci�� mieczem przej�cie i gestem zach�ci� Valeri� do wej�cia. � Przynajmniej b�dziemy tu bezpieczni przed w�ami. Valeria spojrza�a ze strachem na odleg�� o prawie sze�� mil, czarn� lini� puszczy. � A je�li smok przyjdzie z lasu? � B�dziemy trzyma� stra� � odpar�, chocia� nie czyni� �adnych propozycji, co zrobi� w takim wypadku. Spojrza� na wznosz�ce si� kilka mil dalej miasto. Nawet promyk �wiat�a nie b�yska� na wie�ach i blankach Wznosi�o si� pod gwia�dzistym niebem jak ogromna, czarna bry�a tajemnicy. � K�ad� si� i �pij. Ja b�d� czuwa� pierwszy. Valeria zawaha�a si�, patrz�c na niebo niepewnie, ale Conan ju� usiad� w przej�ciu ze skrzy�owanymi nogami i mieczem na kolanach, zwr�cony twarz� ku r�wninie, a plecami do niej. Bez zb�dnych uwag po�o�y�a si� na piasku wewn�trz kolczastego kr�gu. � Obud� mnie, kiedy ksi�yc b�dzie w zenicie � nakaza�a. Cymmerianin nie odpowiedzia� i nie spojrza� w jej stron�. Zapad�a w sen zabieraj�c pod powiekami obraz jego muskularnej postaci, przypominaj�cej wykuty w br�zie pos�g, wznosz�cy si� na tle rozgwie�d�onego nieba. 2 Valeria obudzi�a si� nagle i stwierdzi�a, �e nad r�wnin� wstaje szary �wit. Usiad�a, tr�c oczy, Conan przykucn�� przy kaktusie, odcinaj�c grube li�cie i sprawnie wyrywaj�c kolce. � Nie obudzi�e� mnie � powiedzia�a oskar�ycielsko. � Pozwoli�e� mi spa� przez ca�� noc! � By�a� zm�czona � odpar�. � I z pewno�ci� bola�a ci� tylna cz�� cia�a po tak d�ugiej je�dzie. Wy, piraci nie jeste�cie przyzwyczajeni do ko�skiego grzbietu. � A ty? � Zanim zosta�em piratem by�em kozakiem � odpar�. � Oni �yj� w siodle. Ja ucinam sobie drzemki jak pantera czekaj�ca przy �cie�ce na przechodz�cego jelenia. Kiedy moje oczy �pi�, uszy czuwaj�. Rzeczywi�cie, olbrzymi barbarzy�ca wygl�da� tak �wie�o, jakby przespa� ca�� noc na z�o�onym ��ku. Usun�� kolce, obra� grub� sk�r� i poda� dziewczynie mi�sisty, soczysty li��. � Zjedz go. To pokarm i woda ludzi pustyni. Kiedy� by�em wodzem Zuagir�w � koczownik�w zajmuj�cych si� grabieniem karawan. � Jest co�, czego nie robi�e�? � pyta�a Valeria na wp� kpi�co, na wp� z podziwem. � Nigdy nie w�ada�em hyboria�skim kr�lestwem � wyszczerzy� z�by w u�miechu, odgryzaj�c pot�ny k�s kaktusa � chocia� �ni�o mi si� to. Mo�e kt�rego� dnia zostan� kr�lem� Dlaczego by nie? Potrz�sn�a g�ow� podziwiaj�c jego ch�odne zuchwalstwo i zacz�a poch�ania� swoj� porcj� kaktusa. Okaza� si� niez�y w smaku i pe�en orze�wiaj�cego, gasz�cego pragnienie soku. Ko�cz�c posi�ek Conan wytar� r�ce w piasek, wsta�, przyg�adzi� palcami sw� g�st�, czarn� grzyw�, podci�gn�� pas i rzek�: � No � chod�my. Je�eli ludzie w tym mie�cie maj� poder�n�� nam gard�a, r�wnie dobrze mog� to zrobi� teraz, nim zacznie si� skwar. Jego czarny humor by� mimowolny, lecz Valeri� ol�ni�a my�l, �e m�g� by� proroczy. Wstaj�c r�wnie� podci�gn�a pas z mieczem. Wczorajszy strach min��. Rycz�ce smoki odleg�ego lasu zdawa�y si� niewyra�nym snem. Bu�czucznie stawia�a stopy id�c obok Cymmerianina. Jakiekolwiek niebezpiecze�stwa na nich oczekiwa�y, ich wrogami b�d� ludzie. A Valeria z Czerwonego Braterstwa nie widzia�a jeszcze twarzy cz�owieka, kt�rego by si� obawia�a. Conan popatrzy� na ni� gdy tak sz�a dziarskim krokiem, podobnym do jego st�pania. � Idziesz jak g�ral, nie jak �eglarz � powiedzia�. � Musisz by� Aquilonk�. S�o�ce Derfaru nie przybr�zowi�o twej bia�ej sk�ry. Wiele ksi�niczek mog�oby ci tego pozazdro�ci�. � Pochodz� z A�uilonii � odpar�a. Jego komplementy ju� jej nie irytowa�y. Wyra�ny podziw, jakim j� obdarza� sprawia� jej przyjemno��. I nie wykorzysta� swej przewagi, jak� uzyska�, gdy Valeria okaza�a sw�j strach i s�abo��. Ostatecznie � pomy�la�a � Conan nie jest zwyk�ym m�czyzn�. S�o�ce wzesz�o nad miastem, oblewaj�c jego wie�e z�owieszczym szkar�atem. � W nocy czarne na tle ksi�yca � mamrota� Conan z oczami zasnutymi mg�� barbarzy�skich przes�d�w � i krwawoczerwone jak ponura gro�ba w porannym s�o�cu. Nie podoba mi si� to miasto. Pomimo to pod��ali ku jego murom, a gdy szli, Conan zwr�ci� uwag� na fakt, �e �adna droga nie wiod�a do miasta od pomocy. � Nie ma �lad�w byd�a po tej stronie miasta � rzek� � i od lat, a mo�e od wiek�w �aden lemiesz nie tkn�� tej ziemi. Patrz � jednak kiedy� j� uprawiali. Valeria zobaczy�a prastare rowy nawadniaj�ce, kt�re wskazywa�, miejscami na p� zasypane i zaro�ni�te kaktusami. Zmarszczy�a brwi, zatroskana, wodz�c oczyma po rozci�gaj�cej si� na wszystkie strony r�wninie, otoczonej gin�cym w oddali lasem. Spojrza�a niech�tnie na miasto. Na blankach nie wida� by�o b�yszcz�cych he�m�w i grot�w w��czni, nie zagrzmia�y tr�by, z wie� nie ozwa�y si� krzyki stra�y. Nad murami i basztami wisia�a g�ucha cisza. S�o�ce by�o wysoko na niebie, gdy stan�li przed wielk� bram� po p�nocnej stronie miasta. Rdza upstrzy�a �elazne wi�zania pot�nego portalu z br�zu, a na zawiasach, progu i zaryglowanych wrotach srebrzy�y si� g�ste paj�czyny. � Te wrota nie by�y otwierane od lat! � wykrzykn�a Valeria. � Martwe miasto � przytakn�� Conan. � Dlatego rowy s� zasypane, a ziemia le�y od�ogiem. � Ale kto je zbudowa�? Kto tu mieszka�? Dlaczego je opuszczono? � Kto wie? Mo�e wybudowa� je klan wygnanych Stygijczyk�w. Mo�e nie. To nie wygl�da na stygijsk� architektur�. Mo�e ludno�� zosta�a wybita przez wrog�w, a mo�e wymar�a od zarazy� � W takim razie kurz i paj�czyna nadal pokrywaj� ich skarby � podpowiedzia�a Valeria, w kt�rej obudzi� si� instynkt posiadania � nieod��czna cecha jej profesji � pot�gowany przez kobiec� ciekawo��. � Czy mo�na otworzy� bram�? Wejd�my i rozejrzyjmy si� troch�. Conan popatrzy� z pow�tpiewaniem na masywny portal, lecz opar� swe mocarne rami� o wrota i pchn�� ile si� w udach i �ydkach. Brama uchyli�a si� opornie z przera�liwym zgrzytem zardzewia�ych zawias�w. Conan wyprostowa� si� i doby� miecza. Valeria zagl�dn�a mu przez rami� i krzykn�a ze zdziwienia. Nie spogl�dali na ulic� czy dziedziniec, tak jak mo�na by si� spodziewa�. Otwarta brama, czy te� raczej drzwi, prowadzi�y prosto do d�ugiego, szerokiego holu, ci�gn�cego si� coraz dalej i dalej, by wreszcie zgin�� w p�mroku. Gigantycznych rozmiar�w sala mia�a pod�og� z kwadratowych p�yt dziwnego, czerwonego kamienia, kt�ry wydawa� si� p�on�� przyt�umionym blaskiem p�omieni. �ciany wykonano z b�yszcz�cego, zielonego budulca. � Niech b�d� Shemit�, je�li to nie nefryt! � zakl�� Conan. � Nie w takiej ilo�ci � protestowa�a Valeria. � Ograbi�em do�� karawan z Khitanu by wiedzie�, co m�wi� � zapewnia�. � To nefryt! �ukowate sklepienie z lapis lazuli wy�o�one by�o niezliczonymi ilo�ciami wielkich kamieni, b�yszcz�cych jadowito zielon� po�wiat�. � Zielone kamienie ognia � mrukn�� Conan. � Tak nazywa je lud Puntu. Uwa�a si� je za skamienia�e oczy tych prehistorycznych w�y, kt�re staro�ytni nazywali Z�otymi �mijami. P�on� w ciemno�ciach jak kocie �lepia. W nocy roz�wietli�yby ca�y hol, ale by�oby to piekielnie pos�pne o�wietlenie. Rozejrzyjmy si� troch�. Mo�e znajdziemy jak�� skrytk� z klejnotami. � Zamknij drzwi � doradzi�a Valeria. � Nie bardzo bym chcia�a �ciga� si� ze smokiem w tym holu. Conan roze�mia� si� i odpar�: � Nie wierz�, by smoki w og�le wychodzi�y z lasu. Jednak us�ucha� rady i wskaza� na z�amany rygiel po wewn�trznej stronie drzwi. � Zdawa�o mi si�, �e s�ysza�em jak co� p�ka, kiedy je pchn��em. Sp�jrz: ten rygiel jest �wie�o z�amany. Rdza prawie go prze�ar�a. Gdyby ludzie uciekli, po co ryglowaliby drzwi od wewn�trz? � Zapewne wyszli przez inn� bram� � sugerowa�a Valeria. Zastanawia�a si�, ile wiek�w up�yn�o od chwili, gdy po raz ostatni �wiat�o dnia wpad�o otwart� bram� do tego wielkiego holu. �wiat�o s�oneczne dociera�o tu jednak jakim� sposobem i szybko wykryli jego �r�d�o. Wysoko, w wygi�tym sklepienia wybito otwory osadzaj�c w nich prze�roczyste tafle jakiej� krystalicznej substancji. W plamach cienia mi�dzy nimi mruga�y zielone klejnoty b�yszcz�ce jak oczy rozz�oszczonych kot�w. Czerwona posadzka pod stopami p�on�a pos�pnie wszystkimi odcieniami p�omieni. Dwoje ludzi w�drowa�o jakby dnem piekie�, maj�c nad g�ow� migocz�ce upiornie gwiazdy. Po ka�dej stronie holu bieg�y, jeden nad drugim, trzy kru�ganki. � Czteropi�trowy dom � mrukn�� Conan. � A ten hol si�ga a� po dach i jest d�ugi jak ulica. Wydaje mi si�, �e widz� bram� na drugim ko�cu. Valeria wzruszy�a bia�ymi ramionami. � Wobec tego twoje oczy s� lepsze od moich, cho� znana jestem w�r�d korsarzy z sokolego wzroku. Weszli w pi