8150

Szczegóły
Tytuł 8150
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8150 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8150 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8150 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marek H�asko SOWA, C�RKA PIEKARZA Stali�my na �rodku korytarza, a ta dziewczyna p�aka�a. Musia�em wyj�� chusteczk� i otrze� jej oczy; oczywi�cie star�em jej przy tym szmink� i wygl�da�a o wiele gorzej. - Prosz� nie p�aka� - powiedzia�em. - To i tak nie pomo�e. Jest pani przecie� siostr� i powinna pani o tym wiedzie� najlepiej. - Pan musi na siebie uwa�a� - powiedzia�a. - To tak�e nie pomo�e. Korytarzem przesz�o dw�ch piel�gniarzy pchaj�c w�zek w kierunku sali operacyjnej, a ja dojrza�em przera�on� twarz tego, kt�rego miano operowa�. Patrzy�em przez chwil� na jego bose stopy wystaj�ce spod prze�cierad�a; potem oni wszyscy znikn�li za zakr�tem korytarza. Nic oby�o si� bez tego, aby me zaczepili bosymi nogami pacjenta o mur; teraz wszyscy m�wili podniesionymi g�osami, ale nie widzia�em ich ju�. - Powinno si� ich usypia� w pokoju - powiedzia�em. - To chyba wcale nie jest trudne. Dlaczego tego nie robicie? Nie widzia�by wtedy zakrwawionych chirurg�w i tych wszystkich instrument�w. - Musz� ju� i�� - powiedzia�a. - Chcia�bym pani� zobaczy� kiedy� bez tego kitla - powiedzia�em. - I z pluszowym nied�wiedziem na r�ku. Nie u�miechn�a si�; p�aka�a w dalszym ci�gu; obj��em j� i poca�owa�em w policzek. - B�d� pani� pami�ta� - powiedzia�em. - By�a pani dobra dla mnie. Ale teraz prosz� przesta� p�aka�. Jeszcze si� pani mn�stwo nap�acze. A w og�le wybra�a pani z�y zaw�d. Prosz� na siebie uwa�a�. - Dobrze. B�d� uwa�a�. Wzi��em walizk� i wyszed�em. Wprost ze szpitala pojecha�em do redakcji, w kt�rej pracowa�em. Walizk� zostawi�em w korytarzu; poszed�em do swego pokoju i napisa�em pro�b� o zwolnienie z pracy. Potem przeszed�em do Sekretariatu naczelnego redaktora I poda�em moj� pro�b� sekretarce. - Dasz to staremu po zebraniu - powiedzia�em. - Co to jest? - A co ty my�lisz? Sprawozdanie superintcndenta szk�ki niedzielnej Nie odpowiedzia�a. Schowa�a moje podanie c�o szuflady, a potem popatrzy�a na mnie. - l co ty im powiesz na zebraniu? - Zapyta�a. - -To zale�y, o co b�d� mnie pyta�. - B�d� si� -pyta�, dlaczego Barbara i Jan nie �yj�. - Nie �yj� dlatego, poniewa� otworzyli gaz w pokoju, w kt�rym spali, a okna uprzednio wkleili papierem - powiedzia�em. - Wobec tego b�d� ci� pyta�, dlaczego otworzyli gaz. - Dziwne pytanie -- powiedzia�em. - Przyjd� najlepiej na to zebranie. Nic b�d� o tym musia� m�wi� dwa razy. Przeszed�em do drugiego pokoju, gdzie czeka� ju� naczelny redaktor i kierownicy poszczeg�lnych sekcji. Kiedy wszed�em, nie powiedzieli nic; wzi��em krzes�o i usiad�em obok okna, kt�re by�o uchylone. Przez chwil� nikt nic m�wi� nic; otworzy�em okno nieco szerzej i poczu�em si� lepiej. - Masz co� do powiedzenia, Grzegorzu? - zapyta� naczelny redaktor. - Nic - powiedzia�em. - My�la�em, �e to wy macie co� do powiedzenia je�li zwo�ujecie zebranie w mojej sprawie. - Wiesz przecie�, o co nam chodzi. - Wiem. Usi�ujecie zwali� na mnie win� za to, �e tych dwoje pope�ni�o samob�jstwo. Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia. To zreszt� nie powinno le�e� w waszej kompetencji. "To sprawa Gazowni Miejskiej. Je�li zwr�c� si� do mnie, zap�ac� rachunek za gaz, kt�ry oni zu�yli. Na pierwszym pi�trze kto� gotuje piecze� rzymsk�. _ Prosz�? Na pierwszym pi�trze kto� gotuje piecze� rzymsk� - po wiedzia�em. - Poznaj� po zapachu. Moja matka zawsze to gotowa�a... - Ja chc� m�wi� o Janie i Barbarze - powiedzia� naczelny redaktor. - Mnie to si� tak�e nie podoba - powiedzia�em. - Zawsze by�em przeciwny samob�jstwu w literaturze. Owszem, w bardzo rzadkich wypadkach to jest prawdopodobne. Ale komu udaj� si� takie opowiadania? Nie ma potrzeby o tym m�wi�. - Podszed�em do okna i otworzy�em je na o�cie�. - Nie ma nawet potrzeby rozwalania fasad tych dom�w - powiedzia�em. - I tak wiadomo, jak ci ludzie �yj�. A jednak ka�dy z nich chce �y� i miewaj� na pewno jakie� chwile rado�ci. Mnie si� to te� nie podoba �e Jan i Barbara ostudzili si� razem. Powinni �y� dalej i nienawidzi� si�. To by by�o o wiele lepsze z punktu widzenia opowiadania. Powinni i �y� i pami�ta� o tym, co zrobi�a Barbara. Chryste, to by�oby bez por�wnania lepsze. - Nie m�wimy o opowiadaniu - powiedzia� naczelny redaktor. - Oczywi�cie to nasza omy�ka, i� zamie�cili�my to �wi�stwo. Ale m�wimy o fakcie. O tym, �e Barbara i Jan nie �yj�, a ty jeste� przyczyn� ich �mierci. - By�bym szcz�liwy, gdyby tak by�o - powiedzia�em. - Nie nale�y mnie jednak przecenia�. Nie �yj� dlatego, �e nie chcieli �y� z lud�mi takimi jak ty i ja. To wszystko. - Nie. To nie jest wszystko. - Nic ma mowy o tym, aby�cie mnie mogli posadzi� do wi�zienia - powiedzia�em. - Owszem, napisa�em to opowiadanie, kt�re wy wydrukowali�cie. Owszem, �y�em z Barbar�, kiedy Jan by� w szpitalu, ale Jan by� w szpitalu dlatego, �e posadzili go najpierw za zbrodnie, kt�rych nic pope�ni�. Po czym Jan wr�ci�, ujrza� straszliw� prawd� i kres, prawda? Tak to si� zawsze m�wi w takich wypadkach. Kres. Cisza. Ciemno��. Tak mo�na bez ko�ca. Nie uda wam si� z tego zrobi� sprawy karnej. I nie op�aca si� wam. Jestem po dw�ch zawa�ach serca i wr�ci�em ze szpitala przed godzin�. I raz jeszcze powtarzam: nic moja wina. Zawsze uwa�a�em, �e samob�jstwo w literaturze to rzecz ryzykowna. Jest o wiele silniej, je�li cz�owieka zostawia si� samego i wpl�tanego we w�asne nieszcz�cie. Zawsze tak radzi�em wszystkim m�odym pisarzom. - A co powiesz o tych listach, kt�re dyktowa�e� Barbarze? powiedzia� naczelny redaktor. - O tych listach, kt�re pisa�a do m�a pod twoje dyktando? - Barbara by�a idiotk�. Nie potrafi�a skleci� ani jednego listu sama. Dyktowa�em jej, to prawda. No i co z tego? Czy� to jest pow�d do samob�jstwa? To przecie� rasowa komedia: m�� zdychaj�cy w szpitalu, ja le�� z ni� w ��ku i dyktuj� jej list do jej m�a, w kt�rym ona mu opisuje i przypomina to, co czu�a w chwili, kiedy on j� r�n�� po raz pierwszy. - Tu s� kobiety na sali - powiedzia� kto�. Przyjrza�em mu si�; by� to chudy i niem�ody ju� cz�owiek prowadz�cy u nas dzia� satyry, - �wietnie, �e si� pan odezwa� - powiedzia�em. - Pan jest przecie� kierownikiem dzia�u satyry. Pan musi przyzna�, �e ta sytuacja jest r�wnie zabawna jak i obrzydliwa. To jest sytuacja z farsy. Cz�sto my�l� nad tym, �e tragedi� podejrzanie �atwo zamieni� mo�na w fars�. Nie m�wi� w tym wypadku o dramacie. U�y�em specjalnie s�owa �tragedia". - To ohydne, co zrobi�e� - powiedzia�a jaka� kobieta. - Ja wiem - powiedzia�em. - Ale ja jestem przecie� jednym z was. - Podszed�em do drzwi; tam zatrzyma�em si� jeszcze i powiedzia�em do naczelnego redaktora: - Z�o�y�em podanie o zwolnienie. Jest u twojej sekretarki. - To nie b�dzie potrzebne - powiedzia�. - Jeste� zwolniony karnie z trzydziestego drugiego paragrafu. - I c� to jest trzydziesty drugi paragraf? - W twoim wypadku: brak moralno�ci. - I wy do mnie m�wicie o moralno�ci? - powiedzia�em. Szkoda, �e nie znacie s��w pewnego starego Amerykanina, kt�ry powiedzia�, �e osi�gni�cie mo�na mierzy� tylko rozmiarem kl�ski, jak� poni�s� cz�owiek w stosunku do zamierzenia. Je�li wi�c wierzy� jego s�owom, nie poniesiecie nigdy �adnej kl�ski. Obiecywali�cie ludziom wolno��, braterstwo, chleb i wszystko, co by�o mo�liwe do obiecania. Lecz kto obiecuje wszystko, nie dotrzymuje niczego. Tak wi�c jeste�cie w porz�dku. Dop�ki nie m�wicie o moralno�ci. - Czy to, co powiedzia�e�, ma by� rozumiane jako krytyka naszej linii partyjnej? - zapyta� naczelny redaktor. - A nawet gdyby tak by�o - powiedzia�em. - Czy op�aca ci si� donie�� na kogo�, kto jest ju� po dw�ch zawa�ach serca? - Jeste� zwolniony karnie. Z�o�ymy r�wnie� wniosek o odebranie ci legitymacji dziennikarskiej. Niech ci nie przyjdzie ochota przyj�� tu kiedykolwiek. Wyszed�em; wzi��em swoj� stoj�c� w korytarzu walizk� i po szed�em schodami w d�. I tak sko�czy�a si� moja praca w redakcji pisma, kt�rego nigdy nie czyta�em. Razem z prac� straci�em mieszkanie. Postanowi�em wyjecha� do Wroc�awia, gdzie mia�em nie cierpi�c� mnie ciotk�; liczy�em wi�c na to, i� odst�pi mi pok�j, potrzebny do mej pracy, gdy� postanowi�em napisa� ksi��k�. Obszed�em wi�c wszystkich znajomych i ile tylko si� da�o, po�yczy�em pieni�dzy; po czym spakowa�em walizk� i wyruszy�em na dworzec. Poci�g do Wroc�awia odchodzi� o godzinie dziesi�tej wiecz�r; aby znale�� miejsce siedz�ce, przyszed�em o trzy kwadranse wcze�niej i zaj��em pusty przedzia�. Usiad�em przy oknie i zacz��em czyta� Przegl�d Sportowy. Po pi�ciu minutach wszed� do przedzia�u jaki� m�czyzna. - Czy to miejsce jest wolne? - zapyta�. - Ca�y przedzia� jest wolny. - A miejsce przy oknie? - Nie. Trzymam tam moje nogi. Patrzy� chwil� na mnie, po czym kopni�ciem zrzuci� moje nogi z �awki i usiad�. - Dobry wiecz�r panu - powiedzia�. - Dobry wiecz�r - powiedzia�em i przyjrzawszy mu si� dobrze, pomy�la�em, i� nie czuj� do niego sympatii; mia� obrz�k�� twarz o niezdrowej cerze, rzadkie w�osy i ani jednego z�ba. Wygl�da� na pijaka, a ja nie lubi�em towarzystwa pijak�w. - Jedzie pan do Wroc�awia? - zapyta�. - Tak. - �eby tak znale�� konduktora i da� mu ze sto z�otych, toby m�g� zamkn�� przedzia� i mo�na by troch� wyci�gn�� si� i pospa�. Potem napcha si� tu ludzi i nie zmru�ymy oka. - Pan c�a pi��dziesi�t i ja pi��dziesi�t. - Dobrze. Wyszed�em na korytarz i odnalaz�szy konduktora, w s�owach pe�nych szlachetnej prostoty zaproponowa�em mu �ap�wk�. Konduktor milcza� d�ugo: nie wygl�da� co prawda na pijaka. ale za to ledwo trzyma� si� na nogach i proces my�lenia wydawa� si� na razie rzecz� dla niego nieosi�galn�. Wreszcie wyci�gn�� r�k� i powiedzia�: - Ze mn� do zgody jak do wody. Zamkn�� przedzia�, nalepi� na szybie kartk�: zarezerwowane dla wojska. Po czym odszed� powiedziawszy, i� musi zgasi� �wiat�o, wi�c nie mog�em czyta�. W�o�y�em gazet� do walizki i wyci�gn��em si� na �awce, a m�j towarzysz uczyni� to samo. - By� pan w Warszawie w czasie mistrzostw bokserskich Europy? - zapyta�. - By�em. - I jak tam posz�o? - Zdobyli�my siedem medali. - Ale jak ch�opcy naprawd� si� bili? - :Nie czyta� pan o tym w gazetach? - Nie czyta�em gazet przez siedem lat. - Bili si� dobrze, :tle ja nie lubi� polskiej szko�y boksu. Mo�e to i dobre, ale nic jeden raz. My�l�, �e z czasem nasi, boks zamieni si� w balet. .A bokser... should be a fightcr. Przez chwil� nie m�wili�my do siebie; na korytarzu zacz�o si� ju� piek�o i pomy�la�em, �e tak czy inaczej czeka mnie bezsenna noc i niepotrzebnie dali�my konduktorowi pieni�dze. - Zna pan angielski? - zapyta� m�j towarzysz. - Mog� czyta�, a o to mi w�a�nie chodzi�o. - Gdzie si� pan nauczy�? - Nie pami�tam. Gdzie�, po pijanemu. Mo�e zreszt� jako� inaczej. To bez znaczenia. - I ja tak�e znam angielski. - Mia� pan angielsk� guwernantk�? - By�em w czasie wojny w Anglii. - lotnik? - Tak. - To dlaczego nie czyta� pan polskich gazet - powiedzia�em. - W raca pan teraz z Anglii? - Wr�ci�em ju� dawno. - Dlaczego nie czyta pan gazet? Ja tak�e rzadko czytam gazety, ale sport to co innego. Nie czyta� pan nawet Przcgl�du Sportowego? - Nie. - Przegl�d Sportowy jest ca�kiem dobrym pismem. Oni wpadli teraz w eufori� po tym, jak z�apali�my tych siedem medali, ale za jaki� czas zn�w zaczn� pisa� normalnie. Maj� dobrych reporter�w. Nic nie powiedzia�. Le�a�em na twardej �awce i my�la�em o tych mistrzostwach. Wola�bym, aby�my zamiast siedmiu medali z�apali tylko cztery, ale �eby nasi ch�opcy byli bardziej agresywni i �eby przestali porusza� si� tak pi�knie. - Czy ma pan zapa�ki? - Mam - powiedzia�em. - Mo�e pan zapali� jedn�? Zapali�em zapa�k� i wyci�gn��em ku niemu my�l�c, i� chce zapali� papierosa, i po�o�y�em paczk� zapa�ek na stoliku mi�dzy nami. Ale on nie zapali� papierosa; podni�s� si� na �awce i popatrzy� na mnie, a potem zapa�ka zgas�a, a on po�o�y� si� z powrotem. - Nie ma pan papieros�w? - zapyta�em. - Nie pal� - powiedzia�. - Po co pan mi kaza� zapali� zapa�k�? - Chcia�em si� przyjrze� panu lepiej. Pan mi przypomina kogo�. Koleg� z pu�ku. Kredy tu wszed�em i popatrzy�em na pana, pomy�la�em, �e to z�udzenie. Potem konduktor wy��czy� �wiat�o, a ja ca�y czas my�l�: a gdyby, tak jeszcze raz spojrze� na Jego twarz? Tamten cz�owiek ju� me �yje. I to zawsze dziwi, jak kto� umiera, a potem spotyka si� kogo� podobnego. To g�upie. Przepraszam pana. - Nie przejmowa�bym si� tym na pa�skim miejscu. Zawsze jestem do kogo� podobny. Albo do kogo�, kto umar�, albo do kogo�, kto po�yczy� pieni�dze i zapomnia� odda�. Czasem do narzeczonego, kt�ry zmyl si� w dzie� �lubu od o�tarza i oczywi�cie z inn� kobiet�. Przyzwyczai�em si�. - Mo�e pan zapali� jeszcze jedn�? - Nie. Przyjemne to w ko�cu nie jest. - Mo�e napijemy si� w�dki? Mam ze sob� butelk�. - W�a�nie przysi�g�em sobie, �e nie b�d� ju� pi� alkoholu powiedzia�em. - Postanowi�em odrodzi� si� moralnie. - Rozumiem. Kiedy sk�ada� pan �luby? - Dwa dni temu. - No, to ju� fan mo�e. - I ja tak my�l�. Poda� mi butelk� i poci�gn��em �yk; w�dka by�a nieco ciep�a, ale da�em temu rad�. Wreszcie sko�czy�em i poda�em mu butelk�, a on pi� przez chwil� i s�ysza�em prac� jego krtani. - Siedem lat me pi�em - powiedzia�. - I co jeszcze? Pewnie przez siedem lat unika� pan kobiet? - To nie by�o trudne. - Pan nie czyta� gazet przez siedem lat, pan nie pi� przez siedem lat, pan gardzi� kobietami - wi�c gdzie pan by�? Zab��dzi� pan w czasie g�rskiej wycieczki? - By�em skazany na �mier� i czeka�em na wykonanie wyroku - powiedzia�. - Tydzie� temu mnie zwolnili. Ot tak, bez s�owa. Powiedzieli, �e sta�a si� pomy�ka. Powiedzieli, �e nasza m�oda ludowa sprawiedliwo�� pope�ni�a omy�k� i zapytali, czy mog� im to wybaczy� w imi� lepszego jutra? - A co pan powiedzia�? - A co pan by powiedzia�? - Powiedzia�bym, �e oczywi�cie. I �e w og�le by�o mi bardzo przyjemnie. - Tak zrobi�em. - Teraz wielu zwalniaj�. Ci�gle si� to s�yszy. - Ale wielu ludzi ju� nie wr�ci - powiedzia�. - Je�li si� tyle lat czeka�o na �mier�, to gdzie mo�na potem wr�ci�? Ja czeka�em przez siedem lat. Kiedy kto� szed� korytarzem, my�la�em, �e id� w�a�nie po mnie. Nie wyprowadzali nas na spacery i nie mo�na bu�o nawet puka� w �cian�, bo skazanych na �mier� rozsadzaj� tak, aby nie mogli si� mi�dzy sob� porozumiewa�. Gazet te� nie dawali, chocia� cz�sto prosi�em. Nie mog�em wiedzie�, jak nasi wypadli w boksie. - Bili si� dobrze. Ale mnie si� zdaje, �e polski boks sta� si� zbyt defensywny. To jest mo�e i m�dre, ale ja wol� prawdziwy boks, gdzie chodzi o knock-out. - A jak u nas w ci�kich wagach? - To nasze nieszcz�cie. Nigdy nie mieli�my dobrych ci�kich. - Jakie najlepsze? - Lekka i �rednia. - Widzia� pan wszystkie walki? - Nie widzia�em tylko �wier�fina��w. Fina�y wypad�y dobrze. Rosjanie nie dali rady. Mieli jednego dobrego boksera. W �redniej te� by� jeden dobry, ale w fina�ach przegra�. - Na punkty? - Tak. W fina�ach nie by�o ani jednego KO. W og�le za du�o ta�czyli. Konduktor wszed� nagle do przedzia�u. - Prosz� pan�w, tu jest jedna kobieta w ci��y. Ju� od dw�ch godzin stoi na korytarzu i nikt nie chce ust�pi� jej miejsca. W si�dmym miesi�cu. Ja my�la�em... - �le pan my�la� - powiedzia� m�j towarzysz. - Pan dosta� fors�, a my chcemy zosta� sami. Zamknij pan drzwi z tamtej strony. Konduktor wyszed�; s�ysza�em, jak t�umaczy� ludziom stoj�cym w korytarzu, i� przedzia� zarezerwowany jest dla wojska i nic na to poradzi� nie mo�na. S�ysza�em tak�e s�aby i zrozpaczony g�os kobiety i my�la�em o tym, czy mia�em racj� m�wi�c, i� polska szko�a boksu jest zbyt defensywna. Mo�e by�em zbyt surowy, lecz lubi�em bokser�w o silnym ciosie i id�cych naprz�d, a ci, kt�rych widzia�em w czasie mistrzostw, zbyt przypominali mi znajomych pederast�w z baletu. M�j towarzysz powiedzia� co� do mnie, lecz nie zrozumia�em go, a w og�le ci�ko by�o mi zrozumie�, o czym m�wi. - Przepraszam - powiedzia�em. - Nie zrozumia�em pana. - To przez z�by. - Co przez z�by? - Nie mam z�b�w, dlatego tak niewyra�nie m�wi� - powiedzia�. Milcza� chwil�, po czym rzek�: - Pan ma racj�. W ci�kich wagach nie mieli�my nigdy nic do powiedzenia. A z�by wybili mi w �ledztwie. - Bardzo bili? - Z pocz�tku. Potem, jak si� ju� przyzna�em, dali spok�j. - Do czego si� pan przyzna�? - Do wszystkiego, czego chcieli. I tak wiedzia�em, �e mnie zgasz�. A tak przynajmniej przestali bi�. Chce pan jeszcze �yk? - Prosz�. Zn�w poci�gn��em �yk w�dki ciep�ej i s�odkiej, i w ciemno�ci poda�em mu butelk�, a byli�my chyba .ju� w po�owie drogi do Wroc�awia. S�ysza�em ludzi st�oczonych w korytarzu; wszyscy przeklinali brak miejsca, a kto�, pewnie pijany, �piewa�, i g�os jego silnie brzmia� i pewnie; on jeden nie przejmowa� si� t�okiem i zna� tyle piosenek. A teraz �piewa� o lotnikach, kt�rzy w deszczowy dzie�, nie maj�c nic do roboty, siedz� za sto�em i pij�. - Trudno powiedzie� co robi� w taki wiecz�r - powiedzia� m�j towarzysz. - Ale je�li oni musz� jutro rano startowa�? Chryste Panie. - Nie w tym rzecz. Piosenka jest dobra. - Rosjanie maj� du�o dobrych piosenek. Pami�ta pan t� piosenk� o facecie, kt�ry zaprosi� dziewczyn� na wino i ca�y czas prosi j�, aby wybaczy�a, i� wino jest kiepskie, ale nie ma pieni�dzy na lepsze? - Nie ma cz�owieka, kt�ry by nie rozumia� lepiej ode mnie powiedzia�em. - Na tym ca�ym pierdolonym �wiecie. - I ja go te� rozumiem. - Nie tak dobrze jak ja. Pan przecie� nie pi� przez siedem lat. - Racja. By�y jakie� dobre filmy ostatnio? - Rzadko chodz� do kina. Dobrych film�w chyba nie by�o. - Nie mog� przypomnie� sobie, jaki film widzia�em ostatnio - powiedzia�. - To by�o chyba osiem lat temu. To taki film o Irlandczyku, kt�ry walczy� przeciw Anglikom. Ale jak si� ten cz�owiek nazywa�? - Marsza�ek �ukow? - Ja my�la�em, i� to Rosjanin. - On te� tak my�li. Ale pewnego dnia linia partii si� zmieni i mo�e si� okaza�, i� urodzi� si� w Dublinie i tam, ju� w latach m�odzie�czych, wst�pi� do kompartii. - Przypomnia�em sobie. Johnny McQuinn. Widzia� pan? - Nie pami�tam. - Z czego pan �yje? - Pracowa�em w redakcji. Wywalili mnie. - Przykro mi. - Nie powinno panu by� przykro. Zawsze mnie wywalaj�. - I co teraz b�dzie? - Wystarczy mi pieni�dzy na trzy miesi�ce. Nie wiem, co b�dzie p�niej. - Mam we Wroc�awiu koleg� z pu�ku. On prowadzi teraz, zdaje si�, prywatny gara� czy te� ma�y warsztat. Gdyby panu by�o ci�ko, prosz� i�� do niego. Pomo�e, je�li tylko b�dzie m�g�. - Jak on si� nazywa? - Samsonow. Kapitan. Rosyjskie nazwisko, on pochodzi gdzie� z tamtych stron. Odwa�ny cz�owiek. Nie wiem, gdzie mieszka, ale prosz� si� zapyta� byle jakiego taks�wkarza. - 1 mam powiedzie�, �e od kogo przychodz�? - Ode mnie, rzecz jasna. - Ale ja, rzecz jasna, nie znam pa�skiego nazwiska. Nie przedstawili�my si� sobie wzajemnie. - I nie trzeba. Prosz� powiedzie�, i� przychodzi pan z polecenia tego kolegi z eskadry, kt�ry mia� siedem str�ce�. On ju� b�dzie wiedzie�. - Zestrzeli� pan siedmiu? - Mo�e nawet dziewi�ciu, ale dw�ch mi nie zaliczyli, bo kamera nie by�a w porz�dku. Ale my�l�, �e tamte dwa te� by�y moje. W czasie bitwy o Angli�. - A w trzydziestym dziewi�tym? - Jednego. Potem ja dosta�em. - Kto by� najlepszym my�liwcem drugiej �wiat�wki? - Tego nie dowiemy si� nigdy. Niemcy fa�szowali dane i Rosjanie te�. A o naszych po wojnie nie wolno by�o m�wi�, bo walczyli w Anglii. My�l�, �e Niemcy mieli dobrych. Jak si� nazywa� ich najlepszy? - Marseil�e. - Nie. By� jeszcze lepszy. - Pu�kownik Galant? - W�a�nie. - Kto go zestrzeli�? - Nie wiem. - A kto zestrzeli� Marseille? - Nikt go nie zestrzeli�. Mia� defekt silnika. Zreszt� tego te� nie mo�na wiedzie� na pewno. Mo�e Niemcom chodzi�o o to, aby stworzy� legend�, �e Marsei�le zgin�� niepokonany. Podobno nawet Kanadyjczycy zrzucili wie�ce na wrak jego samolotu. Z tego jednak, co s�ysza�em, zatar� mu si� silnik. - Dlaczego nie skaka�? - Lecia� za nisko i nie m�g� ju� poderwa� nosa. By� po prostu zbyt dobrym lotnikiem, aby wierzy�, �e uda mu si� skok. Czasami nie warto by� dobrym. Pomy�la�em sobie, i� teraz powie mi, �e wtedy, kiedy jest si� dobrym, to ci�ej umiera� i dowiem si� czego�, o czym nie pomy�la�em nigdy wcze�niej, ale nie powiedzia� niczego. Nie widzia�em jego twarzy i nie mog�em przypomnie� sobie, jak wygl�da, a wiedzia�em tylko, i� wygl�da jak oni wszyscy; ci, kt�rych zapomnieli zabi� i kt�rzy wracali teraz do dom�w. Spotyka�em ju� wielu takich jak on; o obrz�k�ych twarzach, rzadkich w�osach i bezz�bnych . Wygl�dali niby stare i chore ma�py. - Prze�y� pan - powiedzia�em. - To najwa�niejsze. - Co.� - �ycie. Tak m�wi�. Ja nie wiem. Ale przecie� nawet m�drzy tak m�wi�. - A pan tak nie my�li? - Nie - powiedzia�em. - Ale ja jestem tch�rzem. Gdyby by�o inaczej... - Nie wyg�upiaj si� pan. - Raz mia�em ju� nabity rewolwer w r�ku. Wtedy zrozumia�em, �e to nie dla mnie. Nie da�em rady. I nigdy me dam. - :Nie przejmuj si� pan - powiedzia�. - Ja te� boj� si� �mierci. Wiem tylko jedn� rzecz o ludziach: nie warto ba� si� tych, kt�rzy nie boj� si� �mierci. - Pan to przeczyta� w kalendarzu? - Nie pami�tam. Nie czyta�em przecie� przez tyle lat. - Nie boj� si� �mierci - powiedzia�em. - Boj� si� tylko umrze�. To s� dwie r�ne rzeczy i tego nie wolno miesza�. - Pan mi to w�a�nie wyja�ni�. Pan lubi m�wi� o sobie. - Pan te�. - Nie. Ja tylko dlatego z panem m�wi�, �e przez siedem lat, pan rozumie. Zreszt� mo�emy nie m�wi�. Mnie wszystko jedno. - Je�li o norie chodzi, b�dzie to strata najmniej bolesna ze wszystkich - powiedzia�em. - Spr�buj pan spa�. Odwr�ci�em si� i pr�bowa�em zasn��, ale nie uda�o mi si�; ci na korytarzu krzyczeli zbyt g�o�no. I my�la�em o tym, jak zesz�ej wiosny szed�em przez sad pe�en bia�ych drzew jab�oni i czere�ni, a Barbara sz�a za mn� i m�wi�a przez ca�y czas o tym, i� zmarnowa�em jej �ycie, a jej chory m�� czeka� na ni� w szpitalu, a ja id�c pod bia�ymi drzewami o nim my�la�em, a to by�o w takim ma�ym mie�cie le��cym nad Wis��, gdzie rankiem wychodzi�em na targ, aby kupowa�' od ch�op�w, kt�rzy towary swoje wie�li przez noc i kt�rych oczy czerwone by�y z braku snu; i pami�tam zapach rozkwitaj�cych drzew, mokrej sier�ci i alkoholu, a teraz wiedzia�em, �e nie zobaczy nigdy tego miasta, grubych korci i bia�ych drzew,; ale mog�em jeszcze o tym my�le�. Mog�em tylko tyle; i mog�em jeszcze my�le� o tym, �e niczego mi nie �al. Szkoda mi by�o lata, kt�re zwarz� wkr�tce ch�ody, i szkoda mi by�o tych bia�ych drzew, ale to ju� naprawd� wszystko. - �pi pan? - Nie mog� usn�� - powiedzia�em. - Niepotrzebnie posmarowali�my konduktora. - Opowiadano mi jedn� histori� - powiedzia�. - Teraz, jak wyszed�em z wi�zienia. O jednym wi�niu, kt�ry by� skazany na �mier� za zbrodnie polityczne. By� skazany niewinnie. Tego wi�nia wzi�� do siebie oficer specjalny... - Kto to jest? - W wi�zieniu wi�niami rz�dzi tak zwany oficer specjalny z policji politycznej. On jest prawdziwym panem wi�zienia. Oficer specjalny mo�e wi�nia przedstawi� do amnestii, ale mo�e tak�e postara� si�, aby przed�u�yli mu wyrok. Wi�c ten oficer specjalny wezwa� do siebie skazanego na �mier� wi�nia, kt�ry czu� si� niewinnym, i powiedzia� mu: �Dzisiaj zostanie wykonana egzekucja na szpiegu. W naszej ludowej sprawiedliwo�ci nie powinno by� kaca, poniewa� zlikwidowanie wroga ludu jest obowi�zkiem ka�dego. Je�li zgodzicie si� wykona� egzekucj�, to b�dzie dla mnie jasne, �e zrozumieli�cie b��dy, kt�re pope�nili�cie w przesz�o�ci, i przedstawi� was do amnestii. Mo�e zamieni� wam kar� �mierci na do�ywocie, mo�e tylko na pi�tna�cie �at; potem b�dzie nast�pna amnestia i by� mo�e po�yjecie jeszcze troch� na wolno�ci. - I co zrobi� ten wi�zie�? - Powiem panu. Ale prosz� pami�ta�, w jakiej on by� sytuacji. By� cz�owiekiem zupe�nie niewinnym i s�usznie mia� prawo uwa�a� si� za niewinnego. Prezydent odrzuci� pro�b� tamtego wi�nia o �ask�, tak, �e wyrok by� ju� zatwierdzony i musia� by� wykonany. Je�li wi�c nie on, to zrobi to kto inny. Mo�e kto�, kto istotnie jest czego� winien, i ocali w ten spos�b swoje �ycie, b�d�c winnym. - Zimne r�wnanie - powiedzia�em. - Zabija�, aby �y�? I tym chce mnie pan zabawia� w czasie bezsennej nocy? Mn�stwo takich anegdot ju�- s�ysza�em. - By� przecie� cz�owiekiem niewinnym. A tamtego ju� nic nie mog�o ocali�, gdy� prezydent odrzuci�, jego pro�b� o �ask�. By� ju� tak czy owak martwy. A ten drugi wi�zie� m�g� uratowa� swoje �ycie. Raz jeszcze powtarzam, �e by� zupe�nie niewinny. - A ja raz jeszcze powtarzam, �e mn�stwo tego rodzaju anegdot w �yciu s�ysza�em - rzek�em. - Nie od rzeczy b�dzie doda�, Kana� Bia�omorski zbudowany zosta� przez opowiadaczy takich w�a�nie anegdot. - Pan pi� moj� w�dk�. - Dobrze. Wi�c co zrobi� ten niewinny z tamtym winnym? Moja chora ma�pa zamilk�a nagle. Zamilk� by�, gdy� musia�; nawet w ci�gu tych siedmiu lat sp�dzonych w wi�zieniu nie zapomnia�, �e ludzie wyst�puj�cy w filmach milkn�, kiedy zadaje im decyduj�ce pytanie, i wpatruj� si� ponuro w z�ot� szcz�k� re�ysera. My�la�em, �e moja chora ma�pa by�a teraz go�ciem, kt�ry nazywa� si� Humphrey Bogart; tak my�la�em, poniewa� i ja sam cz�sto bywa�em Bogartem. Bogie zawsze milcza�, trzymaj�c ow�osion� �ap� na szklance pe�nej whisky, a u�miecha� si� tylko wtedy, kiedy widzia� wycelowany w siebie rewolwer. - Strzelaj - powiedzia�em. - Oddasz mi tylko przys�ug�. - Prosz�? - Bogie tak zawsze m�wi� - powiedzia�em. - I wtedy podnosi� szklank� do ust, a nigger siedz�cy przy fortepianie m�wi�: Dosy� pan ju� pi� tej nocy, szefie." Chodzi tylko o to, aby �ycie toczy�o si� jako� naprz�d przy pozorach dramatyzmu. I tylko to. Podszed�em do okna, za kt�rym podnosi� si� ju� dzie�, i patrzy�em na samotn� gwiazd� jutrzenki, a potem przejechali�my przez jak�� osad� fabryczn� i w niekt�rych oknach pali�y si� ju� �wiat�a, a ja pomy�la�em o tych wszystkich ludziach, kt�rzy wstali teraz i kt�rych oddechy gorzkie s� od tytoniu, i widzia�em tak�e stado porannych ptak�w ci�kich i czarnych, i teraz dopiero poczu�em zm�czenie. - I co zrobi� ten pa�ski towarzysz cierpienia? - zapyta�em. - On zrobi� tylko to, co pan by zrobi� w jego sytuacji, przyjacielu. - Chcia�bym si� napi� wody - powiedzia�em. - Ale jak wyjd� na korytarz, to tamci mnie sko�cz�. Historia jest niez�a. - O ile jest prawdziwa. - Wszystko jest prawdziwe, je�li cz�owiek si� boi. Przyszed� dalszy ci�g do g�owy. On zabija i po jakim� czasie wychodzi na wolno��. I dopiero wtedy przychodzi mu do g�owy pytanie: a co, je�li ten, kt�rego zabi�em, by� tak samo niewinny jak ja? - Dlaczego nie pomy�la� o tym wtedy, kiedy tamten oficer dawa� mu do r�ki pistolet z jedn� kul�? - Powiedzia�em panu: wszystko wydaje si� prawdziwe, kiedy cz�owiek si� boi. A wi�c i wina tamtego wyda�a mu si� prawdziwa. Ale nie m�wmy o tym teraz. On wychodzi na wolno�� i zaczyna si� bawi� w detektywa. Odszukuje ludzi, kt�rych zna� tamten cz�owiek, rozmawia z nimi, �ledzi jego �ycie i dochodzi do wniosku, �e tamten, kt�rego zabi�, by� tak samo niewinny jak i on. Bo wtedy przesta� si� ba� i odzyska� wiar� w k�amstwo, co stanowi niestety przywilej ludzi wolnych. - I jaki jest jego koniec? - W imi� kompozycji powinien pope�ni� samob�jstwo. - A nie ma innego punktu widzenia? - Jest ich bez liku. Mo�e tak�e powiedzie� sobie: nie wiedzia�em, nie mia�em innego wyj�cia, teraz o�eni� si�, b�d� robi� dzieci i uprawia� ogr�dek. Ale m�wili�my o literaturze. - Pa�skie rozumowanie jest kiepskie. Zapomnia� pan o rzeczy najprostszej. Cz�owiek, kt�ry wyszed� z wi�zienia, nie przestaje si� ba�. - Mam nadziej� - powiedzia�em. - Ale nie mieli�my innego tematu do rozmowy. W og�le nie bardzo jest o czym m�wi�. Niech pan spojrzy na to z tej strony. Poci�g wjecha� na wroc�awski Dworzec G��wny. Wzi�li�my swoje walizki; kiedy ludzie opu�cili ju� korytarz, konduktor oswobodzi� nas i wyszli�my na peron. Po drodze zobaczy�em odbicie swojej twarzy w lustrze; nie ogolony, szary, wygl�da�em jak podlec. - No - powiedzia�a ma�pa. - Prosz� pami�ta�: w razie czego do kapitana Samsonowa. To dobry cz�owiek, tylko wariat. Przepraszam, �e nie przedstawi�em si� panu, ale przy wyj�ciu z wi�zienia podpisa�em zobowi�zanie, �e nie b�d� m�wi� o niczym, co by�o w wi�zieniu. Nie znam pana i nie mog�em wiedzie�, czy mnie pan nie zadenuncjuje. - Bardzo s�usznie z pa�skiej strony - powiedzia�em. Trzymaj si� pan tego w dalszym ci�gu, je�li nie chce pan mie� nast�pnego, tak przecie� przykrego okresu abstynencji. A kiedy si� pan powiesi? Nie odpowiedzia�. Patrzy�em na niego i ju� wiedzia�, i� go nie zapami�tam; zbyt wielu ich widzia�em, aby ich pami�ta�. By�o mi przykro, ale nic na to poradzi� nie mog�em. On wreszcie ockn�� si� i spojrza� na mnie. - Dlaczego pan my�li, �e ja si� powiesz�? - Pan przecie� zabi� tego zasra�ca. - Pochodz� jeszcze troch� i porozmawiam z lud�mi, kt�rzy go znali - rzek�. - Zabawi� si� w detektywa, jak pan to powiedzia�. Poczekam jeszcze. Nauczy�em si� czeka�. - I mia� pan dobrych nauczycieli. - Ten pogl�d przynosi panu zaszczyt. I prosz� pami�ta� Samsonow, wariat. Wzi�� walizk� i odszed�; nie wiem nawet, czy si� odwr�ci�, tak jak ci wszyscy odchodz�cy na zawsze w filmach. Tylko Humphrey Bogart zawsze przychodzi� znik�d i wnik�d odchodzi�. Nie mia� on jednak ciotki z du�ym mieszkaniem i obdarzonej temperamentem neapolitanki; B�g i Natura ustrzeg�y go od tego, o ile mnie dobrze poinformowano. Odnalaz�em dom mojej czcigodnej ciotki i zadzwoni�em. Po chwili otworzy�a drzwi; w rozche�stanym szlafroku i o oczach zapadni�tych po bezsennej nocy wygl�da�a wspaniale. - Jeste�, �ajdaku - powiedzia�a. - Dobrali si� wuj z siostrze�cem jak dwa diab�y w pustym m�ynie. Gdzie J�zef? - W�a�nie przyjecha�em z Warszawy - powiedzia�em. Czterysta kilometr�w. - Wuj poszed� po pieni�dze. - Znam wuja ju� tyle czasu i nie pami�tam, aby kiedykolwiek mia� pieni�dze. Z�apa�a mnie za w�osy. - Sprzedali�my pianino i wuj poszed� po pieni�dze. Nie ma go ju� dwa dni. M�w, gdzie on jest. Oswobodzi�em si�; po�o�y�em r�k� na sercu, a lew� nog� wysun��em naprz�d i wiedzia�em, i� wszystko jest ju� przegrane. Mia�em z�e entree, lecz wspaniale postanowi�em zej�� ze sceny. - Je�li suma jest znaczna, nale�y si� liczy� z tym, �e wuj chwilowo zapomnia� swego adresu - powiedzia�em tak g�o�no, aby wszyscy mogli us�ysze� mnie s�siedzi. - Jest to chwilowa amnezja spowodowana destrukcyjnym wp�ywem alkoholu. Tak to wygl�da, je�li si� rzecz na�wietli z naukowego punktu widzenia. Mo�na to r�wnie� nazwa� przej�ciow� psychodegradacj� alkoholow�. M�wi�c jednak po ludzku, wuj na pewno znajduje si� w �wietnym humorze i hula. Potem wr�ci, aby zacz�� nowe �ycie, kiedy sko�cz� si� ju� dni r� i wina. - Wuj wr�ci wtedy, jak przepije ostatni grosz. - Ciocia to �wietnie uj�a. S�siedzi powystawiali ju� g�owy; post�pi�em jeszcze o krok naprz�d i postanowi�em przem�wi� teraz �elaznym g�osem, przypomniawszy sobie, i� najbli�szym s�siadem ciotki jest pewien paralitvk przykuty od pi�tnastu lat do fotela i w�adaj�cy jedn� tylko r�k�. Nie wiedzia�em, czy rodzina dotaszczy�a go do okna, ale nie chcia�em, aby uroni� cho� s�owo. Zn�w z�apa�a mnie za w�osy, lecz odczepi�em si�. Tym razem chwyci�em j� zbyt mono za przegub i zasycza�a z b�lu. - Po co tu przyjecha�e�? - Chcia�em, aby ciocia odst�pi�a mi pok�j. - Mam ci� wpu�ci� do mojego domu? �eby�cie wszystko przepili z J�zefem? Nie do�� mam tego jednego n�dznika, kt�ry zmarnowa� mi �ycie? Jeszcze kiedy by�am dziewczyn�, ostrzegano mnie przed nim... - To ciocia pami�ta jeszcze te czasy? - zawy�em wprost ze zdziwieniem i s�ysza�em ju� teraz tak mi�y sercu memu rechot paralityka. . Zatrzasn�a mi drzwi przed nosem. Sk�oni�em si� s�siadom; paralityk machn�� r�k�; odszed�em. Po kilku moich krokach zawr�ci�em jednak i zadzwoni�em. Zn�w ukaza�a si� w drzwiach jak widmo bole�ci i zw�tpienia. - Chcia�em tylko powiedzie�, �e jak cioci� diabli porw� do piek�a po �mierci, prosz� nie powo�ywa� si� na znajomo�� ze mn�. J'ai di. Adieu. Ruszy�em przed siebie i tu� obok przystanku tramwajowego zobaczy�em restauracj�; wszed�em. Podszed� do mnie kelner o wygl�dzie aktora graj�cego szlachetnego ojca. - Wieprzowa z groszkiem i piwo - powiedzia�em. - A w�deczka? - W�deczki nie b�dzie. - Nie b�dzie? - powiedzia� z rozdzieraj�cym j�kiem. - Nie? - Nie. - Jeden zasrany go�� na sali i ju� jestem stratny z samego rana - powiedzia� szlachetny ojciec i odszed� a ja my�la�em o Wuju J�zefie i o tym, jak po wojnie roku tysi�c dziewi��set trzydziestego dziewi�tego siedzieli�my wszyscy w jednym pokoju; babka, ciotka z dwiema c�rkami; moja matka i ja; oraz ordynans Wuja, kt�ry opowiada� w�a�nie po raz setny szczeg�y bohaterskiej �mierci Wuja. Wuj J�zef, na czele batalionu, krzycz�c: �Dzi�kujemy Panu, i� mamy tylko jedno �ycie do stracenia" ruszy� do ataku, a wtedy wra�a kula przeszy�a serce jego. Wuj J�zef, nim skona�, uca�owa� by� raz jeszcze ziemi� ojczyst� i odszed� drog� wszystkich ludzi. Ordynans opowiada�; ciotka p�aka�a rozdzieraj�co; dwie c�rki Wuja tak�e; babka od czasu do czasu przytyka�a batystow� chusteczk� do suchych oczu, gdy� wszystkie �zy wyp�aka�a by�a ju� uprzednio; matka moja zamar�a na spos�b, o jakim zapewne my�la�a, i� przystoi pos�gowi bole�ci; �wiat�a elektrycznego wtedy nie mieli�my i p�omienie �wiec rzuca�y upiorne cienie na �ciany. Ordynans dyskretnie skr�ca� sobie papierosa z zapas�w pozosta�ych po Wuju J�zefie i ci�gn�� dalej sw� smutn� opowie��. Fotel, na kt�rym Wuj J�zef drzema� zazwyczaj po obiedzie, obci�gni�to czarnym kirem; tak samo portret Wuja, przed kt�rym pali�y si� �wiece,'. Ordynans zapali� papierosa, a ja wtedy powiedzia�em do c�rki Wuja J�zefa: - Ten fotel, kt�ry teraz obci�gn�li�cie kirem, jest ten sam, na kt�rym Wuj J�zef zazwyczaj pierdoli� pokoj�wk� po obiedzie, prawda? - Tak - powiedzia�a. - I ten sam, na kt�rym zazwyczaj pierdoli� krawcow� mamusi, prawda? - Tak. Babka przerwa�a mi wspania�ym gestem. - Majestat �mierci, Grzegorzu, jest czym�, czego jako niewinne dziecko nie rozumiesz, ale zaufaj naszej bole�ci - rzek�a. - Tak, babciu - powiedzia�em. - Czy kapitan m�wi� co� o Bogu? - zapyta�a babka ordynansa. Wskaza� r�k� na niebo. - Dobrze - powiedzia�a babka. - Niech Bronis�aw opowiada dalej. Opowie�� potoczy�a si� wartko, a nagle drzwi otworzono z hukiem, a w drzwiach ukaza� si� Wuj J�zef. Ubrany by� w melonik i w nowe futro z bobrowym ko�nierzem. Wuj J�zef wyra�nie przyty� by� od czasu swej �mierci i od razu zauwa�yli�my, �e jest wstawiony; lecz tylko w granicach og�lnie przyj�tej przyzwoito�ci. Zza ramienia Wuja J�zefa ukaza�a si� twarz m�odej i �adnej kobiety; Wuj wyci�gn�� j� na �rodek pokoju i zawo�a� piorunowym g�osem: - Na kolana przed ni�! Wszyscy na kolana! Padali�my na kolana; �ona Wuja J�zefa, jakkolwiek z wyra�nym oci�ganiem si�, tak�e pad�a na kolana, zach�cona przeszywaj�cym spojrzeniem babki. Ordynans chwyci� resztk� tytoniu; wsadzi� j� do kieszeni i ci�ko rymn�� o ziemi�. - Ta kobieta ocali�a mi �ycie - rzek� surowym g�osem Wuj J�zef. Pierwszego dnia nie uda�o nam si� niczego dowiedzie�; poniewa� pl�ta� si� w swoich opowie�ciach; jednak�e w czasie dni nast�pnych uda�o nam si� uzyska� pe�en obraz grozy, przez kt�r� przeszed� by� Wuj J�zef. Ot� kiedy Niemcy brali Polak�w do niewoli, Wujowi uda�o si� wy�udzi� ud niemieckiego �o�nierza manierk� z w�dk�, kt�r�, spodziewaj�c si� m�cze�skiej �mierci, natychmiast opr�ni�. Upi� si� tak jako� specyficznie, �e Niemcy zapomnieli o nim. Wieczorem obudzi� si� wypocz�ty i w �wietnym humorze, i natychmiast poczu� pragnienie. Uda� si� w kierunku miasta; wszed� do najbli�szej :willi; zasta� tam tylko m�od� i wystraszon� kobiet�, kt�rej m�� wyjecha� przed rozpocz�ciem wojny za granic� i teraz mia� odci�t� ju� drog� powrotu. Kobieta ta rzuci�a si� na pier� Wuja J�zefa z �kaniom; Wuj ukoi� jej rozpacz, za��da� koniaku i tak tam pozosta�, na razie ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa osobistego. Wypili i zjedli wszystko, co by�o; Wuj postanowi� wr�ci� do Warszawy. .Nie wiadome by�o jednak, w jaki spos�b w g�owie Wuja powsta�a my�l, i� w�a�nie ta kobieta jest jogo wybawicielk�, i nie mogli�my uzyska�" �adnych informacji od Wuja, kt�ry na wszystkie pytania dotycz�ce m�odej osoby z oburzeniem wo�a�: "Serca chyba nie macie!" Wybrawszy co najcelniejsze sztuki z garderoby jej m�a, wzi�� j� tak�e ze sob� i w ten spos�b zosta� posiadaczem dw�ch �on. Po kr�tkim czasie, naturaln� rzeczy kolej�, znudzi�a mu si� r�wnie� druga �ona; pierwsza znudzi�a mu si� juz dawno. Obie �ony Wuja J�zefa, jakkolwiek nienawidz�ce si� wzajemnie, jednoczy�y si� w jednym wzgl�dzie: surowo zabrania�y Wujowi alkoholu i hulanek. Wtedy Wuj wpad� na pomys� genialny w swej prostocie; ot� zwierzy� si� wszystkim dramatycznym szeptem, �e nale�y do organizacji podziemnej walcz�cej z Niemcami. Naby� by� nawet po te- mu odpowiedni str�j, jak ka�dy rasowy polski konspirator; by� to p�aszcz przeciwdeszczowy, wysokie buty do konnej jazdy oraz pocz�� u�ywa� s��w wulgarnych, u�ywanych przed wojn� przez mieszka�c�w przedmie��; je�li jednak chodzi o Wuja J�zefa, celem jego plugawego j�zyka by�a wy��cznie ch�� zademonstrowania oczywistej pogardy w stosunku do �mierci. Cele organizacji wymaga�y od czasu do czasu udzia�u wuja w nocnych wyprawach. Odbywa�o si� to z ca�ym nale�ytym ceremonia�em; Wuj J�zef kl�ka�, ca�owa� ziemi�; babka zdejmowa�a ze �ciany obraz Matki Boskiej i b�ogos�awi�a Wuja; nast�pnie Wuj udziela� ojcowskiego b�ogos�awie�stwa swoim c�rkom i mnie, m�wi�c wreszcie po tym do babki i do swych dw�ch �on: - Je�li zgin�, powiedzcie im, kim by�em. - I wskazywa� przy tym na swoje c�rki. Nast�pnie Wuj J�zef podchodzi� do ordynansa i ca�owa� si� z nim po bratersku. - Wybacz, je�li unios�em si� kiedy� w stosunku do ciebie m�wi� Wuj J�zef ze szczer� pokor� w g�osie. - Wedle rozkazu, panie kapitanie - ponurym g�osem odpowiada� ordynans. Wtedy Wuj J�zef raz jeszcze zawraca� od progu i salutowa�; po czym odchodzi�. Kobiety szlocha�y; ordynans pos�pnie patrzy� w ziemi�. Czasami udawa�o mi si� wymkn�� za Wujem. Nie wysila� si� zbytnio: szed� do najbli�szego baru, gdzie czeka�a ju� na niego kompania. Ra�no zabierano si� do w�dki i ciep�ych zak�sek. Po czym Wuj J�zef siada� do fortepianu i �piewa� piosenki. I tak schodzi�y mu noce, a czasem przychodzili niemieccy �andarmi, aby, ich wszystkich zaaresztowa� i rozstrzela� za nieprzestrzeganie godziny policyjnej; wtedy spajano r�wnie� Niemc�w. Zdarza�o si� i tak, �e kt�ry� z Niemc�w zasiada� do fortepianu; wybierano wtedy piosenki, kt�re znane by�y biesiadnikom w dw�ch j�zykach; i tak pami�tam wi�c pewnego Bawarczyka �piewaj�cego pi�knym tenorem; pami�tam r�wnie� esesmana w mistrzowski spos�b na�laduj�cego Lucienne Boyer. Nad ranem Wuj wraca� do domu i wtedy wszyscy ca�owali go po r�kach, a babka pyta�a surowo: - Pos�uchaj, J�zefie. ��dam od ciebie, aby� mnie, matce twojej, odpowiedzia� jak na spowiedzi �wi�tej - czy przela�e� tej nocy krew ludzk�? - Wojna - odpowiada� Wuj J�zef. - Rozumiem, J�zefie - powiada�a babka. - Tajemnica wojskowa zabrania ci czynienia wyzna�. Jakkolwiek jest to bolesne dla mnie jako dla matki twojej - jako Polka uzna� musz� wol� twoich prze�o�onych. Musisz tylko jedno dla mnie zrobi�. Musisz i�� do spowiedzi �wi�tej. Wuj ca�owa� d�o� babki i k�ad� si� spa�, a my chodzili�my wszyscy na palcach i musieli�my m�wi� szeptem; mog�o si� przecie� zdarzy�, i� tego samego wieczoru Wuj J�zef otrzyma rozkaz bojowy. Kiedy Wuj J�zef otrzymywa� zbyt wiele rozkaz�w bojowych, gdy� zdarza�o si� i tak, i� tygodniami nie wraca� do domu, zaniepokojona babka pyta�a: - J�zefie, czy ty, kt�ry widzisz krew i przemoc, wierzysz jeszcze w Boga? Czy, nie ogarniaj� ci� w�tpliwo�ci? Czy ty, kt�ry musisz zabija� i m�ci�, potrafisz jeszcze wierzy� w istnienie mi�osierdzia? Wiesz, �e w moim wieku ka�dy dzie� podarowany jest od Boga. Powiedz mi prawd�, zaklinam ci�. Wuj J�zef z najwy�sz� czci� sk�ada� poca�unek na pomarszczonej d�oni matki swojej. - Kim by On nie by� i jak by nie wygl�da�, dzi�kuj� Mu, i� da� mi niezwyci�on� dusz� - m�wi�. Po pewnym czasie sytuacja uleg�a zmianie; pierwszej �onie Wuja uda�o si� wygry�� drug�, a Wujowi znudzi�y si� nocne wypady i postanowi� wr�ci� do adwokatury; Wuj J�zef by� adwokatem w cywilu. Jego kancelaria prosperowa�a dobrze i Wuj zarabia� du�o pieni�dzy; opu�ci� go wtedy demon alkoholu, na kt�rego miejsce natychmiast logiczn� rzeczy kolej� pojawi� si� demon hazardu i Wuj J�zef pocz�� gra� w pokera dla od�wie�enia wyobra�ni, jak mi to wyzna�. Po pewnym czasie przegra� wszystko, co mia�; potem przegra� pieni�dze swego aplikanta, kt�remu uda�o si� co� nieco� przy Wuju zarobi�; potem posz�y pieni�dze klient�w; pieni�dze ordynansa i wtedy sprawa przybra�a r�wnie nieprzewidziany jak i nieprzyjemny obr�t: Wujowi grozi�o usuni�cie z palestry. Jednak Natura i B�g obdarzy�y Wuja J�zefa umiej�tno�ci� prostego my�lenia; pewnego dnia Wuj J�zef zebra� ca�� rodzin� i o�wiadczy�, i� pragnie po�egna� si� z nami. Na pytanie dok�d jedzie, Wuj J�zef powiedzia� sucho: - To daleka droga. Ale nikt z was nie mo�e i�� za mn�. - J�zefie, c� to znaczy? - zapyta�a babka. - Mamo, powiedzia�em: tam, dok�d id�, �adne z was nie mo�e i�� za mn�. - J�zefie, czy�by� chcia� pope�ni� jedyny grzech, za kt�ry nie ma odpuszczenia? Wuj milcza�; twarze patrz�cych na niego pokry�y si� blado�ci�. Wreszcie Wuj J�zef powiedzia�, o co chodzi; musieli�my jednak przedtem kl�kn��" i przysi�c, �e nikt nigdy nie dowie si� o drodze, w kt�r� pod��a�. Ot� gestapo dowiedzia�o si� o jego dzia�alno�ci podziemnej i zosta� skazany na �mier�. W obliczu czekaj�cych go tortur postanowi� odebra� sobie �ycie, gdy� jako cz�owiek, tw�r s�aby, nie mo�e przewidzie�, czy w m�cze�skim jego be�kocie nie wyrwie si� przypadkiem s�owo zagra�aj�ce towarzyszom i jego Organizacji; niebezpiecznie jest wystawia� cz�owieka na pr�by zbyt ci�kie. On, jako bojownik organizacji i �o�nierz podziemia, uwa�a, �e nie ma prawa ryzykowa� poddania si� torturom. Dlatego postanowi� odebra� sobie �ycie; nie jako cz�owiek cywilny, lecz jako �o�nierz i oficer. W tej specyficznej sytuacji nie b�dzie to samob�jstwem, lecz tylko tym samym, co m�cze�ska �mier� z r�ki wroga. Sko�czy� wreszcie i poprosi� babk�, aby poda�a mu krzy� do poca�owania; babka jednak upiera�a si� przy tym, aby Wuj J�zef pozosta� przy �yciu. - J�zefie: m�cze�ska �mier� z r�ki wroga... - Mamo - powiedzia� Wuj. - Tu nie chodzi o mnie. Jak powiada Pismo: z prochu powsta�e� i w proch si� obr�cisz. Ale jako �o�nierz i oficer nie mam prawa. By� mo�e, i� pod wp�ywem tortur wyrw� ze mnie jedno tylko s�owo, a wtedy dziesi�tki matek okryj� �a�ob�. Jestem cz�owiekiem pe�nym pokory i nie mam prawa my�le�, i� znios� to wszystko w spos�b, w laki zni�s� to Zbawiciel. Zreszt�, jak mama wie, Ewangelie r�ni� si� co do szczeg��w �mierci Pana. Ja, cz�owiek marny, nie chc� krzykn��, i� mnie opuszczono. Jestem tylko szarym �o�nierzem i B�g skara�by mnie za pych�, gdybym my�la� o sobie, i� jestem stworzony na bohatera. My�l� o sobie jako o prochu; i tak o sobie zawsze my�la�em. Wuj J�zef sko�czy� i zamar� w postawie na baczno��. Jego pi�kna, poorana twarz by�a spokojna spokojem wynikaj�cym z zimnej i niewzruszonej decyzji; i mo�e jeszcze ja, ch�opiec ma�y i s�aby, widzia�em na jego twarzy cie� skrzyd�a �mierci. Nikt nic nie m�wi�; s�ycha� by�o tylko urywane oddechy patrz�cych na Wuja. Wuj wykona! majestatyczny ruch r�k�; jego c�rki i ja podeszli�my ku niemu i Wuj J�zef, nakazawszy nam kl�kn��; nakre�li� nad nami znak krzy�a. - Ja, odchodz�cy ju� cz�owiek, b�ogos�awi� was na przysz�� drog� waszego �ycia - zacz��. Babka przerwa�a mu. - J�zefie, czy doprawdy nie ma ratunku? Okaza�o si�, i� istnia� ratunek - ale to r�wnie� stanowi�o tajemnie; tak, �e kl�kn�li�my znowu. W og�le rzadko wstawali�my z kolan w tych czasach. Ot� w gestapo siedzia� cz�owiek, kt�ry m�g� by� ca�� spraw� zatuszowa�. Wymaga� jednak powa�nej sumy, a rodzina nasza by�a biedna i jedynym, co posiadali�my, by� tylko ma�y dom ze skrawkiem lasu ko�o Warszawy. Po naradzie rodzinnej postanowiono dom i las sprzeda�, aby wr�czy� pieni�dze szlachetnemu po�rednikowi z gestapo; temu, kt�ry m�g� uratowa� Wuja; by� to osobisty przyjaciel Heidricha i Himmlera, bo tylko na tym szczeblu mo�na by�o co� osi�gn��. Wuj wzbrania� si� z pocz�tku i odmawia� przyj�cia pieni�dzy twierdz�c, i� jako �o�nierz ma obowi�zek by� przygotowanym na �mier�; ale kiedy wszyscy ukl�kli�my przed nim ca�uj�c jego d�onie, zgodzi� si� wbrew w�asnym przekonaniom, i tylko aby nam nie sprawia� b�lu, przyj�� ofiar�. Dom sprzedano jeszcze tego samego dnia jakiemu� Polaczkowi, kt�ry wzbogaci� si� nagle, handluj�c mieniem zabitych �yd�w, i Wuj J�zef tego� jeszcze dnia otrzyma� nowy rozkaz bojowy. Po zako�czeniu wojny Wuj J�zef zap�ta� si� gdzie� i nie by�o go dwa lata. Wreszcie odnalaz� si� i otworzy� kancelari� adwokack� we Wroc�awiu. Powodzi�o mu si� nie�le a� do dnia, w kt�rym musia� z urz�du broni� jakiego� bandziora, kt�ry w ubikacji kolejowej na �cianie wykaligrafowa� kwiat swoich my�li: JA PIERDOL� ARMI� CZERWON�. Inni, podgl�daj�cy go Polacy, zawiadomi� li policj�, kt�ra wykaza�a zainteresowanie stron� polityczn� jego grafiki. Na sprawie s�dowej Wuj J�zef zjawi� si� w �wietnym humorze, rozsiewaj�c wok� siebie wykwintn� wo� spirytuali�w i okryty czarn� tog� wygl�da� jak do�a wenecki. Jak powiedzia�em, nie mnie chodzi� jego stron� ulicy. Zacz�� prokurator po wst�pnym badaniu �wiadk�w. By� to jednak idiota, kt�ry sko�czy� specjalny, skr�cony kurs dla oskar�ycieli i formu�owanie w�asnych my�li przychodzi�o mu z trudem. - Oskar�am oskar�onego o to, �e oskar�ony pie... pie... - zaj�kn�� si� i potoczywszy przera�onym wzrokiem po sali powiedzia�: - Oskar�am tego cz�owieka o uprawianie nierz�du z Armi� Radzieck�. Ludzie na sali pocz�li si� �mia� i s�dziemu z trudem uda�o si� opanowa� sytuacj�. Oskar�ony siedzia� nieruchomo i oboj�tnie ogl�da� swoje czarne pazury. By� spokojny: wiedzia�, i� tak czy inaczej dostanie swoje pi�� lat i nic nie mo�e go uratowa�. Wreszcie powsta� Wuj J�zef i zacz�� od kre�lenia �wietlanej sylwetki oskar�onego. A wi�c ju� jako dzieci� opiekowa� si� g�odnymi psami; w latach szkolnych podci�ga� koleg�w s�abszych w matematyce; skautem b�d�c przeprowadza� �lepe staruszki przez jezdni�; ptakowi, kt�rego znalaz� zamarzni�tego w ogrodzie, wyleczy� z�amane skrzyd�o i wszystko sz�o dobrze, jednak�e Wuj J�zef zjawi� si� na sali w b�ogos�awionym nastroju i kiedy po d�ugim i dramatycznym przem�wieniu doszed� do lat m�odzie�czych oskar�onego, tragicznym gestem wskaza� na �aw�, na kt�rej siedzia� nieszcz�nik, i zawo�a�: - A kiedy w roku dwudziestym hordy bolszewickie run�y na Polsk�, on pierwszy stan�� w potrzebie... Chcia� m�wi� dalej, lecz aplikant uwiesi� si� u jego ramienia i Wuj J�zef usiad�. Rodzina oskar�onego p�aka�a rozdzieraj�co; sam oskar�ony jak i poprzednio siedzia� bez ruchu, po�wi�caj�c uwag� swym czarnym szponom. S�dzia musia� uciec si� do pomocy wo�nego, aby uciszy� wrzaw�; w mi�dzyczasie zadzwoniono ju� po policj�, kt�rej przyby� nowy delikwent. Spraw� jednak postanowiono doprowadzi� do ko�ca; tak wi�c powsta� sam oskar�ony i odwr�ciwszy si� w ty�, patrzy� przez d�ug� chwil� na pust� �cian�; wtedy w naszych s�dach nie by�o ju� krzy�y. - Gdyby tu by� krzy� - rzek� oskar�ony po d�ugiej chwili, wskazuj�c wspania�ym gestem pust� �cian� poza sob� - to bym wy��czy�. A tak, pierdol� wszystkich. Wysoki S�d, pana prokuratora, pana s�dziego... Wuj J�zef pocz�� mu dawa� rozpaczliwe znaki, chc�c jeszcze co� nieco� uratowa�. Oskar�ony sk�oni� si� g��boko w jego stron� i wskaza� na Wuja J�zefa tym samym gestem, kt�ry wykona� by� Wuj, m�wi�c o hordach. bolszewickich. - 1 pana mecenasa tak�e - doda� w sensie wyja�nienia. T� oto rzeczy kolej� Wuj J�zef pow�drowa� do wi�zienia razem ze swoim klientem. Opowiada� mi potem, i� siedzieli w jednej celi, ale nie my�l�, aby to by�o prawdziwe; po prostu Wuj J�zef jako artysta lubi� rzeczy o kompozycji klasycznej; i jak ka�demu praw- dziwemu arty�cie, prawda wydawa�a mu si� rzecz� b�ah�, kiedy chodzi�o o si�� opowie�ci. Pami�tam, jak po wojnie schwytano pewnego konfidenta gestapo i ludzie zabierali si� do tego, aby �y�eczk� do herbaty. wyd�uba� mu oczy. Wuj J�zef przystan�� i przez chwil� w skupieniu obserwowa� scen�; wreszcie rzek� surowo: �Wyd�ubcie mu tylko jedno oko, panowie. Pami�tajcie o tym, i� symetria jest estetyk� g�upc�w. Uchyli� kapelusza i zadumany poszed� przed siebie. Wuja zwolniono z wi�zienia po jakim� czasie i zamkni�to do domu dla wariat�w pod pretekstem choroby umys�owej. Na nieszcz�cie lekarze nie znali Wuja J�zefa w stopniu dostatecznym i zamkni�to go wraz z katatonikami, a wtedy Wuj J�zef pocz�� ich ustawia� na rze�by wsp�czesne i antyczne, i dnia pewnego lekarze urz�dzaj�cy obch�d ujrzeli Apollo de Belvedere, My�liciela