3559
Szczegóły |
Tytuł |
3559 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3559 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3559 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3559 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KRZYSZTOF BORU�
�SMY KR�G PIEKIE�
WYDAWNICTWO TOWER PRESS
GDA�SK 2002
2
Take�my gwarz�c przyszli na granic�
Wa�u, sk�d zajrze� mo�na by�o w g��bie
Gdyby �wit jaki� rozja�ni� ciemnic�.
(Dante Alighieri Boska komedia Piek�o � Pie�� XXIX,
przek�ad Edwarda Por�bowicza)
Roku Pa�skiego 1593 bogobojni mieszka�cy Kontwaldu na ci�k� pr�b� wystawieni
zostali. Jak jeszcze po wielu latach wspominano � zima owego roku by�a pono� nad podziw
�agodna, tak �e ju� na Trzech Kr�li ��ki pokry�a ziele� �wie�a, a w Za�lubiny Naj�wi�tszej
Marii Panny s�o�ce pra�y�o jakoby na Bo�e Cia�o. M�wiono te�, �e zaraz po
Zmartwychwstaniu ptactwo wszelakie hurmem z boru Opatowego, p�niej Czarcim
nazywanego, uciek�o, i to by� pierwszy widomy znak, �e jakowe� z�e tam si� szykuje.
Kiedy wi�c jasno�� niezwyk�a a czerwona jako p�omie� po�aru pojawi�a si� nad lasem,
nikt nie wa�y� si� na mil� do onego dost�pi�. Jeden tylko znalaz� si� �mia�ek, a by� nim
medyk i alchemik Mateusz Rylus. On to, ju� drugiego dnia gdy ona jasno�� si� pojawi�a, do
boru po�pieszy�, aby � jak p�niej wyzna� na m�kach � pok�on podda�czy piekielnikom
z�o�y�. Ale o mistrzu Mateuszu od dawna szeptano, �e w zmowie z czartem by� i tylko dzi�ki
wstawiennictwu Ja�nie Wielmo�nego Pana Burgrabiego. kt�remu obiecywa� o��w w z�oto
przemieni� � nie sczez� wcze�niej na stosie.
Kiedy wi�c, mimo nieustaj�cych mod��w i bicia w dzwony, szatan boru Opatowego
opu�ci� nie chcia�, a nawet rozzuchwalony, pocz�� spokojnych mieszka�c�w noc�, a czasem i
dniem nawiedza�, posta� ogromnego jak �eb wo�u paj�ka przybrawszy, Ja�nie Wielmo�ny
Pan Burgrabia d�u�ej zwleka� nie m�g� i do Jego Ekscelencji Ksi�dza Biskupa Ordynariusza
wraz z ojcami duchownymi list o pomoc wystosowa�. Rych�o te� przyjecha� do Kontwaldu
ojciec Modestus M�nch � najm�drszy pono� z inkwizytor�w w ca�ym ksi�stwie, kt�ry ju�
niejednego czarta przep�dzi�, a wiele wied�m, czarownik�w i kacerzy na stos zaprowadzi�.
Bez zw�oki te�, wys�uchawszy przytomnych �wiadk�w diabelskich wizyt, a wieczorem na
w�asne oczy jasno�� nad Opatowym borem ujrzawszy, �w m�� prawy ca�� noc na �arliwej
modlitwie, krzy�em le��c przed wielkim o�tarzem ko�cio�a �w. J�zefa, sp�dzi�, a nazajutrz
nakaza� onego mistrza Mateusza pojma� i przed swe oblicze sprowadzi�.
Mistrz Mateusz pr�bowa� zrazu wda� si� z Ojcem Inkwizytorem w dysput�, zaprzeczaj�c,
i�by by� z szatanem w zmowie, lubo przyzna�, �e do boru Opatowego chadza�, ale �e tam�e
jeno wielki i �wiec�cy grzyb z ziemi wyros�y ujrza� i zdj�ty trwog� uszed�. Diabelskie paj�ki
kr�ci�y si� te� pono� obok onego grzyba, przez powietrze jak osy lataj�c, ale �aden na
medyka baczenia nie mia�, ni krzywdy, ni te� protekcji jakowej� mu nie czyni�c. I dlatego �w
heretycko dowodzi�, jakoby nie byli to wys�annicy piekie�, a tylko nie znane oku ludzkiemu
dziwy natury. Ale ojciec Modestus na te wykr�tne t�umaczenia nie zwa�a�, jeno do prawdy
opornego nak�ania�, wskazuj�c jasno, �e Mateusz z czartami si� niechybnie pokuma�, bo�
inaczej nie wypu�ci�yby onego z Opatowego boru.
Lizn�wszy tedy, �e ju� do�� dowod�w przeciw sobie mistrz Mateusz przytoczy� �
3
inkwizytor M�nch j�� raz jeszcze zaklina� go po ojcowsku i prosi�, aby do swych
konszacht�w z diab�em si� przyzna�, innych wsp�lnik�w jako te� wsp�lniczki czarta powo�a�
i Boga o mi�osierdzie b�aga�, a gdy i to nie pomog�o � z ci�kim sercem na tortury musia�
zezwoli�. Mistrz Mateusz swe winy na m�kach wyzna�, lubo wsp�lnik�w ani wsp�lniczek nie
powo�a�. Gdy zasi� przed s�dem stan��, pocz�� si� zapiera�, heretyckie my�li g�osi� i
szatan�w broni� tak, i� innego wyroku trybuna� wyda� nie m�g�, jeno na spalenie �ywcem i
rozrzucenie popio��w na rozstajnych drogach skaza�.
A kiedy ju� mistrz Mateusz w rynku na stosie pod s�upem stan�� i kat ogie� pod�o�y� �
nadlecia�y one diabelskie paj�ki znad lasu i widno chcia�y swego kumotra ratowa�, jako �e
kr��y�y d�ugo nad rynkiem. Lud zgromadzony, stra� miejska, a nawet sam Ja�nie Wielmo�ny
Pan Burgrabia z ma��onk� w pop�ochu pierzchli i w ko�ciele �w. J�zefa si� ukryli, a tylko
nieustraszony ojciec Modestus pozosta� i Krzy�em �wi�tym czarta odp�dza� tak d�ugo, a�
tylko popio�y po Mateuszu Rylusie pozosta�y, a diabelscy kumotrzy na powr�t do boru
odlecieli.
W�wczas to przez ca�y wiecz�r i noc bito w dzwony i we wszystkich ko�cio�ach lud si�
modli� o zwyci�stwo nad szatanem, za� skoro pocz�o �wita� � ku boru Opatowemu ruszy�a
procesja. Prowadzi� j� Ojciec Inkwizytor w asy�cie przeora, wszystkich ojc�w i braci
zakonnych. Im te� g��biej w b�r si� zapuszczano, tym wi�kszy wszystkich l�k ogarnia�, atoli
wi�kszo�� wytrwa�a a� do skraju polany, o kt�rej Rylus s�dowi m�wi�. W rzeczy samej, tak
jak czarownik wspomnia�, sta� tam owy diabelski grzyb, z ziemi jakoby wyros�y. Ojciec
Modestus rozkaza�, aby si� zatrzymano, a sam jeno z kropid�em i krzy�em wyszed� �mia�o na
polan�, znak �wi�ty M�ki Pa�skiej ku onemu czartowskiemu dziwu zwr�ci� i wo�aj�c:
�apage� � p�dzi� czarta rozpocz��.
Strach ogarn�� przytomnych, bo oto otwar�a si� jakoby g�ba w owym grzybie i wylecia�y z
niej dwa diabelskie paj�ki ku inkwizytorowi przez powietrze zd��aj�c. Zrazu wszystkich l�k
straszny zmrozi�, �e czarty ojca Modestusa rozedr�, ali� sta� on niewzruszony, a nawet pocz��
post�powa� krok za krokiem, z�emu naprzeciw, litani� w g�os odmawiaj�c i diab�y nie tylko
nie mog�y go dosi�gn��, ale pocz�y z wolna cofa� si� ku onej g�bie rozwartej. Ojciec
Inkwizytor szed� za nimi dalej a dalej i by� ju� chyba na rzut kamieniem od onego piekielnego
dziwa, gdy na t� chwil� spode grzyba wype�zn�� ogromny bury ob�ok i ojca Modestusa
otoczy�.
Kto �yw salwowa� si� ucieczk�. Nikt by te� nikogo nie wstrzyma�, taka boja�� ogromna
ogarn�a ludzi. Nie dziw zreszt�, bo nie up�yn�o jednej �zdrowa�ki�, a oto ju� pot�ny
wicher uderzy� w las. Wraz z nim rozni�s� si� daleko zrazu gwizd przera�liwy, a p�niej
grzmot nieustaj�cy, jakoby sto grom�w spad�o na polan� diabelsk�.
�aden z pierzchaj�cych w pop�ochu nie �mia� spojrze� za siebie, ale ci, kt�rzy pozostali w
miasteczku, widzieli jak w onej chwili nad borem wzni�s� si� wielki wiruj�cy ob�ok i znik� w
niebiesiech, pozostawiaj�c tylko d�ug�, jasn� smug�, widoczn� jeszcze w po�udnie, kiedy
dzwoniono na Anio� Pa�ski.
Ojciec Modestus nie powr�ci�. Zrazu m�wiono, �e sam Lucyper porwa� z zemsty
inkwizytora M�ncha do piek�a, ale rych�o jego Ekscelencja Ksi�dz Biskup zapewni�, �e
widno ten m�� �wi�ty zosta�, po przep�dzeniu czart�w, w nagrod� �ywcem do nieba
uniesiony.
Dopiero po wielu latach pierwsi �mia�kowie odwa�yli si� zapu�ci� w b�r Opatowy ku
diabelskiej polanie. Jako jedyny �lad czartowskich odwiedzin pozosta� tam�e p�ytki, acz
rozleg�y na kilka s��ni w�d�, poros�y bujnie le�nym zielem.
4
I. SPOTKANIE
Dzie� by� ciep�y i s�oneczny. Delikatny woal mg�y, spowijaj�cy rankiem g�ry, ust�pi� ju�
zupe�nie i tylko nad najwy�szymi partiami Karkonoszy wisia�y nieruchomo w powietrzu
pojedyncze bia�e ob�oki. Po wczorajszej burzy ziele� nabra�a soczystych barw, a paruj�cy w
s�o�cu las pe�en by� ptasiego �wiergotu.
Stefan Miksza postawi� w trawie selektron i siad� na omsza�ym kamieniu. Prowadzone od
�witu poszukiwania nie przynios�y �adnego rezultatu, chocia� przeczesa� dok�adnie obszar
wyznaczony namiarem radaru. Nie pozostawa�o nic innego jak zbada� teren le��cy w
teoretycznej elipsie rozproszenia, ale to wymaga�o przeprowadzenia dodatkowych oblicze�.
W�a�nie si�ga� po map�, gdy szelest li�ci i trzask �amanych ga��zi zwr�ci� jego uwag� w
innymi kierunku.
W pierwszej chwili s�dzi�, �e za jego plecami przemyka jakie� zwierz�. Wsta�, podszed�
par� krok�w ku pobliskim zaro�lom i stan��.
Z odleg�o�ci kilkunastu metr�w, spoza krzak�w patrzy�o na Miksz� dwoje ludzkich oczu.
� Halo! � zawo�a� niepewnie, troch� zaskoczony niespodziewanym spotkaniem.
Ga��zie zn�w zaszele�ci�y i z zaro�li wysun�a si� dziwaczna posta� z w�osami
opadaj�cymi na ramiona i d�ug� ciemn� brod�. M�czyzna ubrany by� w pow��czyst�,
si�gaj�c� do ziemi szat�. Z��k�a, postrz�pion� sukni� okrywa� czarny, zab�ocony p�aszcz.
Obszarpany, zsuni�ty z g�owy kaptur, gruby sznur opasuj�cy sukni�, sanda�y na bosych
nogach � uzupe�nia�y ten niezwyk�y, jakby wydobyty z rekwizyt�w teatralnych str�j.
Nieznajomy milcza�, wpatruj�c si� w astronoma oczami pe�nymi zdziwienia i jakby
niepokoju.
Miksza r�wnie�, nie wiedz�c sam dlaczego, poczu� si� nieswojo.
� Przyjechali�cie tu nagrywa�? � spyta� po chwili przekonany, �e ma przed sob� aktora lub
statyst�.
� Sk�d jeste�, panie? Kto� ty?... Powiedz mi, prosz�... � odezwa� si� dr��cym g�osem
nieznajomy. Ku ogromnemu zdziwieniu Mikszy s�owa te by�y wypowiedziane po �acinie. Nie
by�a to, co prawda, mowa Owidiusza � niemniej zdawa�y si� brzmie� w niej echa jakich�
odleg�ych czas�w.
� Przylecia�em z Radowa. Sze�� godzin temu wyl�dowa�em. Niedaleko st�d, na polanie.
Szukam meteorytu... Tu gdzie� wczoraj spad� w czasie burzy � odrzek� Miksza w j�zyku
inter, lecz z wyrazu twarzy nieznajomego �atwo by�o wyczyta�, �e nie zrozumia� on ani
s�owa. Czy mo�liwe, aby cz�owiek doros�y, mieszkaniec Ziemi, nie zna� mi�dzynarodowego
j�zyka?
� Panie, sk�d przybywasz? � pad�o zn�w pytanie po �acinie.
� No, przylecia�em! Sze�� godzin temu...
Miksza uczyni� r�k� ruch wyobra�aj�cy l�dowanie. Niestety, jego znajomo�� �aciny nie
by�a a� tak gruntowna, aby potrafi� pos�ugiwa� si� tym j�zykiem p�ynnie w mowie potocznej.
Twarz nieznajomego przybra�a wyraz zachwytu.
� Chwa�a Panu na wysoko�ciach! � zawo�a� z przej�ciem.
Kolana ugi�y si� pod nim i pad� w traw� pod nogi Mikszy, zanim ten zd��y� go
podtrzyma�.
5
Nie omdla� jednak. Miksza wydoby� z torby p�ask� butelk� z turystycznym napojem
od�ywczym i d�wign�wszy nieznajomego przytkn�� mu j� do ust. Brodacz prze�kn�� z trudem
kilka �yk�w i w oczach jego pojawi�o si� wzruszenie.
Biedak... Musia� znajdowa� si� gdzie� blisko miejsca upadku kosmolitu. Szok by� zbyt
silny � pomy�la� Miksza. � Mo�e b��dzi� ca�� noc w lesie i os�ab� z wyczerpania i g�odu.
Wyci�gn�� pude�ko z regionem i poda� pastylk� brodaczowi. Ten przyj�� j� z
niezrozumia�ym zachwytem. Widocznie jego stan psychiczny pozostawia� jeszcze wiele do
�yczenia.
�rodki od�ywcze dzia�a�y szybko. Nieznajomy wyra�nie si� o�ywi�, nabra� wi�kszej
�mia�o�ci i raz po raz jakby w radosnym oczekiwaniu spogl�da� w twarz Mikszy.
� Chwa�a Panu! � wyszepta� ponownie.
� Chwa�a Panu! � powt�rzy� Miksza, s�dz�c, i� nieznajomy u�ywa tego zwrotu jako
pewnego rodzaju pozdrowienia.
� Panie, czy mo�esz mnie zabra� ze sob�? � zapyta� brodacz po chwili, patrz�c b�agalnie.
Pozostawienie tego cz�owieka w tym stanie samego w lesie nie wchodzi�o w rachub�. Nie
ulega�o w�tpliwo�ci, �e trzeba odwie�� go na jaki� punkt medyczny, a przynajmniej
skomunikowa� si� z jego towarzyszami.
� Sk�d ty... tu? � zapyta� Miksza po �acinie. � Zab��dzi�e�?
Oczy nieznajomego jakby przygas�y.
� Nie wiem, panie, czy zb��dzi�em... � odrzek� cicho. � Zawsze stara�em si� s�u�y�, jak
umia�em najlepiej, chwale Boga Wszechmog�cego...
� Tak, tak... � stara� si� go uspokoi� Miksza. � Powiedz, gdzie, by�e�... zanim tu
doszed�e�?
Nieznajomy zadr�a�. W oczach jego zn�w pojawi� si� l�k.
� By�em... Ja by�em... w piekle... � wyszepta� z wysi�kiem. � Panie, b�d� mi�o�ciw mnie
grzesznemu.
� Widzia�e� ogie�? Gdzie to by�o?
� Nie wiem, panie... Szatani przybrawszy paj�cz� posta� dr�czyli moj� nieszcz�sn�
dusz�... Wida� zgrzeszy�em pych�, �em zbyt dufa� w sw� si��, a nie w pomoc Najwy�szego.
Ale B�g mi�osierny...
Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e dalsza indagacja do niczego nie doprowadzi. Brodacz z
uporem wraca� do uroje�. Tu przede wszystkim potrzebny by� lekarz.
Znajomo�� �redniowiecznej �aciny i �wczesnych wyobra�e� religijnych nie budzi�a
szczeg�lnego zdziwienia Mikszy. Ludzie miewali najniezwyklejsze hobby. Je�li on sam
pr�bowa� kiedy� t�umaczy� Owidiusza � ten cz�owiek m�g� studiowa� histori� wierze�
chrze�cija�skich. Mo�e by� kiedy� ksi�dzem?... Po c� zreszt� stawia� tak skomplikowane
hipotezy? Po prostu pod wp�ywem wstrz�su nerwowego, wywo�anego blisko�ci� upadku
meteorytu, biedak gra dalej odtwarzan� rol�.
� Niech pan tu zostanie! Zaraz wr�c� � powiedzia� do brodacza i ruszy� �cie�k� ku polanie,
gdzie sta� �wr�bel�. Nie mia� przy sobie nar�cznego telefonu, gdy� m�g�by on zak��ca�
dzia�anie selektronu. Musia� wi�c skorzysta� ze stacyjki. Postanowi� po��czy� si� z
Informacj� i nawi�za� kontakt z towarzyszami nieznajomego.
Pomimo jednak, �e ��czono go kolejno a� z trzema grupami realizatorskimi pracuj�cymi w
promieniu 50 kilometr�w � nigdzie nie stwierdzono, aby ktokolwiek, z cz�onk�w zespo�u
zagin�� w g�rach. Wi�cej � �adna z ekip nie kr�ci�a filmu kostiumowego. Zagadka � sk�d si�
wzi�� w�r�d lasu cz�owiek w tak dziwnym przebraniu � pozostawa�a nadal nie rozwi�zana.
Jedno zdawa�o si� pewne: by� on chory psychicznie i jak najszybciej nale�a�o przekaza� go
najbli�szemu o�rodkowi medycznemu. Przywr�cenie nieznajomemu pe�nej �wiadomo�ci
mog�o zreszt� u�atwi� zadanie Mikszy. Ten cz�owiek zna� przecie� miejsce upadku
meteorytu.
6
Ju� mia� nada� sygna� ��czno�ci z najbli�szym punktem pogotowia lekarskiego, gdy
odruchowo spojrza� na zegarek i nowy pomys� zrodzi� si� w jego g�owie. Kama powinna by�
w tej chwili w Instytucie. Dlaczego nie skorzysta� z jej pomocy w nawi�zaniu kontaktu z
lekarzem. Mo�e nawet sama zechce zbada� nieznajomego. To bardzo u�atwi�oby sytuacj�.
Najlepiej zreszt� postawi� j� wobec faktu dokonanego. Zaledwie p� godziny lotu...
Brodacz kl�cza� w tym samym miejscu, gdzie go pozostawi� i modli� si�...
� No to polecimy! � Miksza uj�� nieznajomego pod rami� i poprowadzi� ku �cie�ce.
� Chwa�a Panu!
� Chwa�a!
Wyszli z zaro�li na polan�. Nieznajomy teraz dopiero jakby dostrzeg� maszyn� i troch� si�
zawaha�.
� Nie ma obawy. Uniesie nas obu! � u�miechn�� si� zach�caj�co Miksza.
Podeszli do �wr�bla�. Astronom przesun�� wiatrochronn� tarcz�, roz�o�y� zapasowe
siode�ko.
� Prosz� usi��� tu!
� Ufam wam, panie...
Mimo jednak tego zapewnienia dr�a� nerwowo, gdy Miksza zapina� pas.
Silnik zawy� przeci�gle i maszyna unios�a si� w g�r�. Nieznajomy kurczowo zacisn�� palce
na r�kawie kombinezonu Mikszy. Usta jego szepta�y modlitw�.
Polana znik�a z oczu, a konary drzew wtopi�y si� w zwarty ciemnozielony obszar le�ny, i
on zreszt� oddala� si� szybko, staj�c si� jedn� z plam na zboczu widocznego teraz w ca�ej
okaza�o�ci masywu Szrenicy.
Ciemna plama lasu schowa�a si� za g�rami. Maszyna mkn�a nad kolorow� mozaik�
budowli wypoczynkowych, rozrzuconych w�r�d ogrod�w i le�nych park�w. Raz po raz
poprzez ziele� b�yska�y w s�o�cu baseny k�pielowe i l�dowiska aerobus�w.
Zaraz za Jeleni� G�r� dotarli do radioszlaku Zach�d-Wsch�d, gdzie Stefan przekaza�
prowadzenie s�u�bie ruchu.
W powietrzu zaroi�o si� od maszyn. G�r� przemyka�y cygara aerobus�w i p�kate
wrzeciona transportowc�w. Nie one jednak budzi�y najwi�ksze zdumienie brodacza, lecz
poruszaj�ce si� znacznie wolniej w �pieszym� pasie powietrznym na �lataj�cych
podeszwach.� pojedyncze sylwetki ludzi... Na policzki wyst�pi�y mu wypieki, a wp�otwarte
usta i roziskrzone oczy przybiera�y wyraz to os�upienia, to zn�w niemego zachwytu, tak
przebyli blisko sto kilometr�w i zza widnokr�gu pocz�y wy�ania� si� wierzcho�ki strzelistych
budowli Radowa. Lecieli teraz nad szachownic� zbiornik�w przemys�owej hodowli glon�w i
zak�adami przetw�rczymi wielkiej syntezy spo�ywczej, o kt�rych sygnalizowa�y ju�
wyrastaj�ce spod ziemi wysokie, podobne do o��wk�w wie�e absorpcyjne.
Na pulpicie sterowniczym �wiate�ko sygnalizacyjne s�u�by ruchu pocz�o rytmicznie
mruga�.
� 11 23... 11 23... Instytut M�zgu! � przekaza� Miksza informacje automatowi
prowadz�cemu.
Pier�cie� wytw�rczy dostarczaj�cy temu wielkiemu miastu �ywno�ci, wody i tlenu, ust�pi�
miejsca wysmuk�ym wie�owcom i blokom mieszkalnym. B�yskaj�ce w s�o�cu t�czowymi
refleksami budowle mno�y�y si� i ros�y, zdaj�c si� wspina� coraz wy�ej i wy�ej.
Poprzecinane wielopoziomowymi jezdniami i chodnikami poch�ania�y stopniowo widoczny z
g�ry krajobraz, aby wreszcie wype�ni� go a� po horyzont.
Nieznajomy nie patrzy� ju� teraz na maszyny powietrzne przelatuj�ce w pobli�u, lecz
rozszerzonymi szeroko oczami ch�on�� ten nowy widok.
Nagle gwa�townym ruchem pochwyci� rami� Mikszy i wpatruj�c si� z niepokojem w jego
twarz zapyta�:
� Czy... czy... ja umar�em?
7
� My�l�, �e... by� pan... nieprzytomny. Przez pewien czas. Ale to nic...
� A wi�c jestem �ywym cz�owiekiem?
� Na pewno! � potwierdzi� Miksza zastanawiaj�c si�, do czego nieznajomy zmierza.
� A ty kto�, panie?
� Jestem meteorytologiem.
� Nie rozumiem.
� Jakby to panu wyja�ni�... Zbieram... takie... od�amki cia� niebieskich... Spad�ych z nieba
na ziemi�.
� Panie, nie�atwo mi poj��, na czym to twoje zaj�cie w Niebie polega � podj�� po chwili
milczenia brodacz. � Powiedz mi jednak, je�li wolno ci to uczyni�, gdzie ja jestem? Na Ziemi
czy te� w Niebie?
Miksza z trudem zachowywa� powag�.
� Jeszcze jeste�my... w powietrzu! Ale zaraz znajdziemy si� na Ziemi.
� A to jest miasto?
� Miasto.
Twarz nieznajomego rozpromieni�a si�.
� Czy... to miasto... to miasto, co �wi�ty Jan Ewangelista?...
� Tak! Tak! � Miksza nie chcia� przeci�ga� rozmowy, bo maszyna wesz�a ju� w stref�
przyziemn� i �wiate�ka sygnalizacyjne wskazywa�y, �e rozpoczyna si� l�dowanie.
Pod nimi zdawa� si� rosn�� w g�r� gmach z b�yszcz�c� elips� l�dowiska na szczycie.
Tymczasem nieznajomy w jakim� radosnym uniesieniu pocz�� recytowa�:
� �I zani�s� mi� w duchu na g�r� wielk� a wysok�...I ukaza� mi miasto wielkie... Ono
�wi�te Jeruzalem, zst�puj�ce z Nieba od Boga, maj�ce chwa�� Bo��, kt�rego �wiat�o��
podobna by�a kamieniowi najkosztowniejszemu, jako kamieniowi jaspisowi, na kszta�t
kryszta�u przezroczystemu... I mia�o ono miasto mur wielki a wysoki, bram dwana�cie, a na
swych bramach dwana�cie Anio��w, a dwana�cie bram, to dwana�cie pere�: a ka�da brama
by�a z jednej per�y, a rynek miasta z�oto czyste, jako szk�o przezroczyste. Alem ko�cio�a w
nim nie widzia�. Albowiem Pan B�g Wszechmog�cy jest ko�cio�em jego...�
8
II. CZ�OWIEK ZNIK�D
� Stefek!
Ockn�� si� raptownie. Kama Darecka sta�a naprzeciw niego, ju� w p�aszczu, gotowa do
wyj�cia.
� Zdaje si�, �e zasn��em... � skonstatowa� niepewnie i rozejrza� si� po hallu. � Kt�ra
godzina?
� Dochodzi pierwsza.
� Niemo�liwe! � zdziwi� si�. � A wi�c spa�em blisko cztery godziny?
Dziewczyna u�miecha�a si�.
� Czeka�e� na mnie?
� Tak. Balicz m�wi�, �e zaraz wychodzisz. Nie wiem sam, kiedy zasn��em. By�em bardzo
zm�czony. Nie k�ad�em si� spa� od trzech dni.
� Balicz ci� nabra�. A mo�e nawet nie � za�mia�a si� kr�tko. � Proponowa� mi ���ty
Kr�g�. Jako dow�d jego szczerze pokojowych intencji. Rano poprztykali�my si� troch� i
widocznie doszed� do wniosku, �e przeholowa�. Powiedzia�am, �e mam wiecz�r zaj�ty.
Dos�ownie tak. Gdy ci� zobaczy� w hallu, pewno pomy�la�, �e wybieram si� gdzie� z tob�.
� Uparty facet.
� Nie w moim gu�cie. Zreszt� nie mam czasu.
� Widz�, �e jednak...
� Opowiadasz g�upstwa. Po prostu gra mi na nerwach.
� Kto si� lubi, ten si� czubi!
� Gadanie.
Wyszli przed gmach Instytutu. Noc by�a ch�odna. Ulica za dnia i wieczorem t�tni�ca
�yciem, teraz, w czterogodzinnym okresie nocnego odpoczynku, opustosza�a niemal zupe�nie.
Pogas�y r�nobarwne �wiat�a, tylko promieniuj�ce zielonkawo �ciany dom�w zdawa� si�
spowija� przedwieczorny zmierzch.
� Jedziesz do domu? � spyta� Stefan niepewnie.
� Nie. Nocuj� w Instytucie. Wysz�am tylko na chwil�. Chc� si� troch� przej��.
� Pozwolisz, �e p�jd� z tob�?
� Jak chcesz...
Zeszli z g��wnego ci�gu pieszego w d� na bulwar. By�o tu jeszcze ciemniej, bo szereg
cienistych topoli, biegn�cych skrajem bulwaru, tworzy� naturaln� os�on� przed �wiat�ami
miasta. Tylko w czarnym lustrze Odry odbija�y si� o�wietlone ��tawo najwy�sze
kondygnacje wie�owc�w na przeciwleg�ym brzegu.
Usiedli na �awce.
� Odnalaz�e� ju� wreszcie ten sw�j meteoryt? � zapyta�a Kama przerywaj�c d�u�sze
milczenie.
� Nie. Przepad� jak kamie� w wodzie. Najmniejszego �ladu... Jakby go w og�le nie by�o.
� M�g� przecie� wyparowa� w powietrzu...
� Nie s�dz�. Pomiary dokonane tu� przed samym upadkiem, gdy by� na wysoko�ci oko�o
trzystu metr�w nad Ziemi� wykaza�y, �e mia� �rednic� ponad trzymetrow�. To by� kolos o
masie rz�du kilkudziesi�ciu ton. Chyba, �e pomiar by� b��dny...
9
� I to mo�liwe.
� Niemniej, powinien by� jaki� �lad � zastanawia� si� meteorytolog. � Inna sprawa, �e
mamy z tym obiektem k�opoty od samego pocz�tku. Ze wst�pnych oblicze� wynika�o, �e tor
mia� si� przeci�� z powierzchni� Ziemi w rejonie p�nocnego Atlantyku. Ale zaraz nadesz�y
dane poprawkowe, a za nimi jeszcze nast�pne. Hipotetyczny punkt upadku przesuwano coraz
bardziej na wsch�d... M�wi�em nawet Tomowi, �e wygl�da tak, jak gdyby obiekt zamiast
zwi�ksza�, zmniejsza� pr�dko��. Ale to by� chyba b��d w obliczeniach. Zreszt� na
zastanawianie si� wtedy nie by�o czasu. Ostatnie dane otrzyma�em na niespe�na trzy minuty
przed zetkni�ciem si� bolidu z Ziemi�. Prawdopodobny punkt upadku znajdowa� si� na
obszarze Karkonoszy. A wi�c w moim sektorze. Oczywi�cie, abym dotar� tam przed bolidem
i dokona� osobi�cie zdj��, nie by�o mowy. Po��czy�em si� wi�c z obserwatorium na �nie�ce,
aby chocia� na ekranie �ledzi� to zjawisko. Okaza�o si� jednak, i� g�sta mg�a uniemo�liwia
obserwacje optyczne. Na rozp�dzenie chmur nie starczy�o ju� czasu. Musiano wi�c
ograniczy� si� do radaru i podczerwieni...
� St�d te dane dotycz�ce �rednicy.
� Tak. Ale wyniki obserwacji i pomiar�w okaza�y si� nadspodziewanie sk�pe. Nie uda�o
si� zauwa�y� �adnych efekt�w �wietlnych ani termicznych. Na ta�mach nie ma najs�abszych
�lad�w promieniowania podczerwonego. Stosunkowo najwi�cej informacji przynios�y
obserwacje radarowe. Pr�dko�� opadania zmniejszy�a si� na ostatnich kilkudziesi�ciu
kilometrach niemal do zera. Co dziwniejsze, niekt�re dane zdaj� si� wskazywa� na ruchy
poziome. Punkt upadku znajdowa� si�, niestety, poza polem widzenia stacji na �nie�ce, tak,
�e uda�o si� go zlokalizowa� z dok�adno�ci� tylko do trzech kilometr�w. Ale chyba i w tym
jest b��d. St�d te� moje k�opoty. Na domiar z�ego przysz�a zaraz ta piekielna burza i jeszcze
bardziej utrudni�a poszukiwania zacieraj�c prawdopodobnie wszelkie wyra�niejsze �lady.
Licz� tylko na ciebie, �e potrafisz co� wyci�gn�� z tego biedaka. Niechby cho� w
przybli�eniu okre�li�, gdzie nast�pi� upadek.
� Niestety, musz� ci� zmartwi�: on nic nie wie o meteorycie.
� Jeste� pewna? Przecie� m�wi� o ogniu.
� Przeprowadzi�am pr�b� fantowizyjn�. Nie lubi� stosowa� tej metody, lecz tym razem
chcia�am mie� pewno��. �adnej reakcji kojarzeniowej. Jak gdyby nigdy, nawet na zdj�ciu, nie
widzia� upadku bolidu.
� Ale mo�e chocia� widzia� �un�? Mo�e powie, gdzie by� ten ogie�?... Uj�a jego r�k� i
u�cisn�a.
� Nie wiem, sk�d wytrzasn��e� tego cz�owieka, ale ci powiem, �e jestem wdzi�czna, �e� go
do mnie przywi�z�. To naprawd� niezwyk�y przypadek zespo�u urojeniowego � powiedzia�a
wstaj�c.
� Znalaz�em go w lesie. W Karkonoszach. M�wi�em ci przecie�...
� No, tak. Chodzi jednak o to, �e jak dot�d nic o nim nie wiemy. Pekoderu nie ma. Musia�
zgubi�... Mo�e le�y gdzie� w g�rach. Ale na to, aby stwierdzi� jaki jest jego sygna�
wywo�awczy, trzeba wiedzie�, kim jest ten cz�owiek.
� S�owem: b��dne ko�o!
� Dzi� rano wezwali�my speca z SBS i sporz�dzi� cechogram. Dane ju� s� w GIB-ie.
Czekam w�a�nie na wiadomo��.
� Widz�, �e narobi�em wam k�opotu...
� Nie chodzi o k�opot. Identyfikacja jest raczej spraw� formaln� i gdyby tylko sz�o o to,
mo�na przecie� tego cz�owieka przekaza� najbli�szej plac�wce SBS. Jest to jednak tak
interesuj�cy przypadek, �e chcemy koniecznie zatrzyma� go w Instytucie. Jutro przylatuje z
Warszawy Garda. Wyniki s� tego rodzaju, �e albo, co wydaje si� ma�o prawdopodobne,
mamy do czynienia z fenomenem, kt�ry spowoduje rewizj� wielu zasadniczych pogl�d�w
dotycz�cych fizjologicznych podstaw pami�ci, albo, co jest chyba niemal pewne, pope�niam
10
jaki� b��d. Nie potrafi� jednak stwierdzi�, na czym ten b��d polega!
Podesz�a a� do samego brzegu i zapatrzy�a si� w ciemny nurt rzeki. Miksza wsta� z �awki.
� M�wisz: fenomen � odezwa� si� po chwili podchodz�c do dziewczyny. � Czy�by te jego
urojenia?... Chyba zdarza�y si� takie przypadki?
� Urojenia s� spraw� uboczn�. Istota problemu polega na tym, �e wyniki badania zdaj� si�
sugerowa�, i�... jakby tu powiedzie�... on jest niemal pierwotny. Tak pod wzgl�dem
fizycznym, jak i psychicznym.
� Pierwotny? W jakim sensie? Co prawda, jego zachowanie si�... i wygl�d... My�la�em, �e
to aktor, kt�ry pod wp�ywem szoku...
� Nie jest aktorem. Tego jestem pewna. Widzia�e� jego sk�r�, z�by, w�osy?... Tak jakby
przez ca�e lata �y� poza �wiatem cywilizowanym, pozbawiony najelementarniejszych
�rodk�w medycznych... Ale nie chodzi tylko o jego wygl�d. Czy wiesz, �e on nie potrafi
zupe�nie korzysta� z urz�dze� sanitarnych? Wszystkiego trzeba go uczy�. Ju� z k�piel� by�
k�opot. Nie chcia� si� rozebra� do naga. A brudny by� potwornie...
� Czy nie bierzesz pod uwag� mo�liwo�ci, �e jest to jaki� cz�owiek chory psychicznie,
ukrywaj�cy si� przez d�u�szy czas, mo�e nawet lata ca�e, w zamkni�tych dla ruchu
turystycznego partiach rezerwatu? Mo�e wydawa�o mu si�, �e jest pustelnikiem?
� Rozwa�ali�my i tak� mo�liwo��, ale dok�adniejsze badania zdecydowanie jej przecz�.
Przeprowadzi�am szereg pr�b testowych i sonda�y.
� A mo�e on po prostu udaje?
� Nie. Ja te� pocz�tkowo podejrzewa�am... Jego urojenia s� konsekwentnie powi�zane i
stanowi� logiczn� ca�o��. Nie jestem, co prawda, specjalist� w zakresie historii wierze�
religijnych, obyczaj�w i j�zyka szesnastowiecznego, ale jak dot�d nie napotka�am na �adn�
reakcj� sprzeczn� z urojeniami. Wykluczam, aby cz�owiek normalny by� w stanie z tak�
�elazn� konsekwencj� gra� rol� fanatycznego mnicha z czas�w Grzegorza XIII i Sykstusa V.
To w�a�nie, moim zdaniem, przemawia za tym, �e mamy tu jednak do czynienia z
niezwyk�ym fenomenem. Co wi�cej, sonda� pod�wiadomo�ci te� nie wni�s� nic nowego. Ten
sam kr�g poj��, to samo s�ownictwo. Pr�bowa�am skojarze� kodowych... To samo. Reakcje
takie, jakby rzeczywi�cie nigdy nie zna� j�zyka inter. Charakterystyczne zmiany krzywej
powoduje tylko �acina i szesnastowieczny niemiecki. Reakcja na inter, w�oski, angielski,
francuski, polski czy rosyjski wyst�puje tylko w przypadkach podobnego brzmienia wyraz�w
jak w �acinie i niemieckim. Przekaza�am ta�my analizatorowi lingwo...
� No, i?...
� Wyobra� sobie, �e on rzeczywi�cie m�wi p�ynnie szesnastowieczn� �acin� i niemieckim!
� To by sugerowa�o, �e jest jakim� wybitnym badaczem tego okresu.
� Twierdzi, �e nazywa si� Modestus M�nch.
� Modestus M�nch � powt�rzy� Miksza i zamy�li� si�.
� Nadejdzie odpowied� GIB-u i wszystko si� wyja�ni � podj�a Kama i nie doko�czy�a.
Uczu�a delikatne uk�ucie w okolicy nadgarstka lewej r�ki, gdzie nosi�a bransoletk�
telefoniczn�.
Opar�a d�o� na szyi tu� pod uchem.
� Zero, zero, zero, s�ucham � �wypowiedzia�a� w my�lach has�o kontaktowe.
� O wilku mowa... W�a�nie GIB mnie wzywa� rzuci�a wyja�niaj�co do Mikszy.
Patrzy� z napi�ciem na dziewczyn�, kt�re] twarz z minuty na minut� wyra�a�a coraz
wi�ksze zdziwienie. Wreszcie Kama opu�ci�a d�o� wy��czaj�c telefon.
� Nic nie rozumiem... � powiedzia�a na wp� do siebie. � Trudno uwierzy�, ale
poszukiwania da�y wynik negatywny.
� Czy to w og�le mo�liwe?
� Powiedzia�am to samo. Przeszukali wszystkie rejestry. Takiego zestawu cechuj�cego nie
znale�li.
11
� Ale� to niemo�liwe! �aden cz�owiek zamieszkuj�cy Uk�ad S�oneczny nie powinien
znajdowa� si� poza Pami�ci�!
� A jednak... Okazuje si�, �e system jest zawodny.
� Mo�e sztuczna zmiana parametr�w? � podsun�� Miksza.
Kama pokr�ci�a przecz�co g�ow�.
� To zbyt skomplikowane. Wystarcz� dwa parametry do identyfikacji, a rejestr zawiera
ponad setk�.
� A mo�e po prostu nie dope�niono obowi�zku zapisu?
� My�lisz o �wolnych ptakach�?...
� W�a�nie... Ile on mo�e mie� lat?
� Trudno oceni� na oko, bez pobierania pr�bek. Twierdzi, �e urodzi� si� w 1500 roku, co
oczywi�cie jest urojeniem, bo mia�by dzi� blisko pi��set lat. Wygl�da na siedemdziesi�t, ale
to mo�e by� skutek prymitywnych warunk�w �ycia. Nie s�dz� jednak, aby mia� mniej ni�
pi��dziesi�t.
� W czasie wprowadzenia pekoder�w mia� wi�c co najmniej dwadzie�cia lat i m�g�
nale�e� do �ptak�w� najbardziej nieprzejednanych. Mo�e od tego czasu ukrywa� si� gdzie� w
g�rach, w niewielkiej grupie?
Pokr�ci�a przecz�co g�ow�.
� Nie s�dz�, aby nale�a� do �ptak�w�. Chyba, �e mamy tu do czynienia z pe�n� amnezj�.
W og�le nie reaguje na s�owo �pekoder� i sk�onna jestem raczej przyj��, i� ca�kowita izolacja
nast�pi�a jeszcze przed �wiatowym referendum w sprawie cechogram�w.
� Czy m�g�by �y� ponad trzydzie�ci lat jako pustelnik, w jakiej� pieczarze, nie kontaktuj�c
si� zupe�nie ze �wiatem?... To nonsens. A jego habit, sanda�y?... Dawno by ju� z nich
pozosta�y strz�py...
� Nie wiem, co o tym my�le� � wzruszy�a ramionami.
� Faktem jest, i� ten nasz brat Modestus jest cz�owiekiem bardzo podejrzanym.
I u�miechaj�c si� doda�:
� A mo�e on naprawd� przyw�drowa� do nas z roku 1593? Dzi�ki jakiej� cudownej
machinie czasu?
12
III. SENSACJE PRASOWE
��YCIE ARKONU�
Zagadka �cz�owieka znik�d� nadal nie rozwi�zana. Co odkry� profesor Garda w
Bibliotece Watyka�skiej?
Jak donosi nasz warszawski korespondent, sprawa Modesta M�ncha, odnalezionego sze��
tygodni temu w Karkonoszach, nie schodzi z �am�w tutejszej prasy. Wed�ug opinii k�
zazwyczaj dobrze poinformowanych, badania nad rozwi�zaniem zagadki �cz�owieka znik�d�
posun�y si� w ostatnim czasie znacznie naprz�d. Niemniej pozostaje ona nadal nie
rozwi�zana. Kierownik zespo�u naukowc�w zajmuj�cy si� t� spraw�, cz�onek �wiatowej
Akademii Nauk � E. Garda zgromadzi� podobno bardzo interesuj�ce materia�y zdaj�ce si�
wskazywa�, i� historia, jak� z uporem powtarza M�nch, nie jest tylko wytworem jego chorej
wyobra�ni. Okazuje si� bowiem, i� w drugiej po�owie XVI wieku rzeczywi�cie istnia�
dominikanin o tym nazwisku, wyst�puj�cy jako rzecznik oskar�enia w wielu procesach
inkwizycyjnych. Wzmianki o nim mo�na znale�� w anna�ach kilku biskupstw, mi�dzy innymi
w Bambergu, a tak�e w klasztorze w pobli�u Kontwaldu, o kt�rym wspomina �cz�owiek
znik�d�.
Ot� w miasteczku o tej nazwie, w roku 1593, w jakich� do�� zagadkowych
okoliczno�ciach �w pater Modestus poni�s� �mier� podczas � je�li tak mo�na powiedzie� �
pe�nienia obowi�zk�w s�u�bowych. Niestety, relacji naocznych �wiadk�w zdarzenia nie uda�o
si� odnale��, gdy� w okresie wojny trzydziestoletniej klasztor zosta� spalony, a wraz z nim
uleg�y zniszczeniu wszystkie dokumenty. Po blisko stu latach dopiero spisana zosta�a historia
owych wypadk�w, z tym �e nie ma tam nazwiska inkwizytora, lecz powtarza si� tylko imi�
�Modestus�. Zestawiaj�c jednak �w kronikarski zapis z raportem o zagini�ciu inkwizytora
M�ncha, znajduj�cym si� w Bibliotece Watyka�skiej, prof. Garda stwierdzi� wyra�n�
zgodno�� zar�wno co do miejsca i czasu wydarzenia, jak i niekt�rych jego szczeg��w.
Nasuwa si� st�d wniosek, i� �w tajemniczy �cz�owiek znik�d� musia� mie� w r�ku
wspomniane dokumenty. Okaza�o si� jednak, �e raport znajduj�cy si� w Bibliotece
Watyka�skiej nie by� od blisko stu siedemdziesi�ciu lat w og�le przegl�dany. Ostatni zapis w
kartotece dokonany zosta� przed 169 laty, tj. jeszcze w czasie, kiedy ta cz�� archiwum nie
by�a udost�pniona badaniom religioznawczym.
Oczywi�cie, prof. Garda nie twierdzi bynajmniej, i� rzekomy mnich M�nch odnaleziony w
Karkonoszach ma co� wsp�lnego z szesnastowiecznym dominikaninem. Jest raczej zdania, �e
przed 169 laty musia�a by� sporz�dzona kopia dokumentu, kt�ry dotar� p�niej w jaki�
spos�b do r�k �cz�owieka znik�d�.
�WIADOMO�CI�
Wok� sprawy M. M�ncha
Z Radowa donosz�, �e St. Miksza� meteorytolog, kt�ry w po�owie marca br. odnalaz� M.
M�ncha podaj�cego si� za XVI-wiecznego inkwizytora � przeprowadzi� badania dotycz�ce
czasu produkcji i pochodzenia niekt�rych przedmiot�w nale��cych do M�ncha, a w
szczeg�lno�ci: habitu, sznura, sanda��w i drewnianego krzy�a. Jakkolwiek przedmioty
13
wykonane s� z tworzyw naturalnych i do z�udzenia przypominaj� wytwory r�kodzie�a z XVI
wieku, z pomiar�w przeprowadzonych metodami izotopowymi wynika, �e wspomniany krzy�
liczy 15 lat, habit oko�o 4 lat, a sanda�y i sznur nie wi�cej ni� trzy lata.
�PROBLEMY NAUKI�
Nie tolerowa� nieuctwa i dezinformacji!
Atmosfera niezdrowej sensacji, jak� usi�uj� pewne brukowe czasopisma i stacje
telewizyjne wytworzy� wok� sprawy Modesta M�ncha, zwanego �cz�owiekiem znik�d�,
wskazuje, �e nawet w naszych czasach nieuctwo i dezinformacja mo�e liczy� na poklask
pewnej cz�ci spo�ecze�stwa. Jest to zjawisko niew�tpliwie gro�ne i wszelka tolerancja
wobec niego � jak najbardziej szkodliwa.
A oto fakty! Przytaczamy poni�ej gar�� tytu��w, jakie ukaza�y si� w prasie i programach
telewizyjnych: M�oda uczona udowadnia: Modest M�nch � to XVI-wieczny inkwizytor. �
Cz�owiek znik�d liczy 486 lot. � Czy piek�o, o kt�rym wspomina Modest M�nch, istnieje w
rzeczywisto�ci? � Czy mog� istnie� zjawiska nadprzyrodzone? Nauka nie wypowiedzia�a w tej
sprawie ostatniego s�owa.
A oto fragment jednej z notatek prasowych, kt�rej autor bije rekordy ignorancji:
�Prof. Barecka (autor notatki przekr�ci� nazwisko i zmieni� tytu� naukowy � chodzi tu w
rzeczywisto�ci o dr Kam� Dareck� � znan� uczon�, specjalistk� w dziedzinie psychosonda�u i
neurofizjologii, tw�rczyni� teorii uk�ad�w tr�jzbie�nych � przyp. red.) wykaza�a, �e
wszystko, co m�wi M. M�nch, jest prawd�. Nie ma bowiem �adnej sprzeczno�ci mi�dzy
stwierdzonymi przez ni� faktami a relacjami by�ego inkwizytora. To stwierdzenie stanowi
tryumf nauki, ale tryumf odniesiony... nad ni� sam�. Ostatnie dwa wieki bowiem, znaczone
nieustannym post�pem nauki i techniki, ugruntowa�y �lep� wiar� we wszechmoc rozumu
ludzkiego. Teraz za� okazuje si�, �e nie mo�na ufa� ani niezachwianym rzekomo prawom
przyrody, ani zdrowemu rozs�dkowi, ani nawet precyzyjnym przyrz�dom i wypr�bowanym
metodom badawczym�.
Chyba wystarczy. Mo�na darowa� prymitywny styl wywod�w, ale przecie� z be�kotu tego
nic w og�le nie wynika. Gorzej � niezorientowany czytelnik tego pi�mid�a nosz�cego tytu�:
�Aktualno�ci naukowe� (sic!) nie tylko nie b�dzie wiedzia�, o co tu w rzeczywisto�ci chodzi,
ale got�w jeszcze pomy�le�, i� w zwi�zku ze spraw� �cz�owieka znik�d� dokonano odkry�,
kt�re zachwia�y podstawami wsp�czesnej nauki!
�TELEEXPRESS�
Czy�by agent innej cywilizacji?
W czasie konferencji prasowej zorganizowanej przez Agencj� CDK z uczonymi
zajmuj�cymi si� zagadk� �cz�owieka znik�d� nasz korespondent naukowy zapyta�: �Czy nie
mo�e istnie� zwi�zek mi�dzy tajemniczym meteorytem spad�ym w rezerwacie karkonoskim i
dot�d nie odnalezionym a pojawieniem si� w tym rejonie owego nieznanego cz�owieka,
podaj�cego si� za XVI-wiecznego inkwizytora?�
Odpowiedzi na to pytanie udzieli� naszemu korespondentowi odkrywca �cz�owieka
znik�d�, meteorytolog S. C. Miksza. O�wiadczy� on, �e by� mo�e M. M�nch zosta�
�podrzucony� na Ziemi� z kosmosu w tym celu, by narobi� k�opotu naszym naukowcom.
Miksza traktowa� to oczywi�cie jako �art, niemniej chyba i takiej mo�liwo�ci nie nale�y
wykluczy�. W po�owie XX wieku autorzy �science-fiction� wykorzystywali w swych
dziwacznych opowie�ciach motyw inwazji na Ziemi� agent�w obcych cywilizacji,
uformowanych dla niepoznaki fizycznie i umys�owo na podobie�stwo Istot ludzkich. Brzmi
to oczywi�cie jak bajka, ale czy nie warto rozwa�y�, cho�by tylko w formie hipotezy
14
roboczej, czy �cz�owiek znik�d� nie mo�e by� w�a�nie czym� w rodzaju sztucznie stworzonej
kopii inkwizytora M�ncha, podrzuconej na skutek jakiej� pomy�ki czy b��d�w w obliczeniach
w niew�a�ciwy okres cywilizacji ziemskiej. Czy stworzenie takiej kopii jest w og�le
mo�liwe? A je�li nawet tak jest, to czy imitacja mo�e si�ga� a� tak daleko, �e �zegar
radioaktywny� wska�e, i� pater, Modestus liczy obecnie 34 lata, a jego krzy� � 15, za�
sanda�y tylko trzy lata? Odpowied� na te pytania zostawiamy specjalistom.
�STV 88�
Tajemnica m�zgu �cz�owieka znik�d� (Rozmowy przed kamer�)
W dzisiejszych naszych spotkaniach z m�odymi naukowcami pozwolili�my sobie zaprosi�
do studia wybitn� specjalistk� z zakresu psychofizjologii, dr Kam� Dareck�. Mimo m�odego
wieku jest ona autork� szeregu cenionych prac naukowych, a w szczeg�lno�ci teorii
dotycz�cej granicy b��du w statystyczno-wybiorczej metodzie psychosonda�u. Tym razem
jednak tematem naszej rozmowy s� wyniki bada�, jakie dr Dareck prowadzi od trzech
miesi�cy w Instytucie M�zgu w Radowie nad rozwi�zaniem zagadki s�ynnego Modesta
M�ncha, zwanego �cz�owiekiem znik�d�. Dr Darecka zajmuje si� sonda�em psychiki tego
cz�owieka oraz eksperymentami z zakresu reedukacji i adaptacji.
STV: W ostatnim czasie w niekt�rych czasopismach ukaza�y si� pod sensacyjnymi
tytu�ami doniesienia, i� w wyniku bada� przez was prowadzonych doszli�cie do wniosku, �e
odnaleziony w rezerwacie karkonoskim cz�owiek jest zaginionym w XVI wieku
inkwizytorem Modestem M�nchem. Czy� mo�na w og�le przyj��, �e takie zjawisko jest
mo�liwe z punktu widzenia fizjologii?
K. D.: Chcia�abym od razu usun�� pewne nieporozumienie, kt�re, jak s�dz�, by�o
przyczyn� pojawienia si� szeregu fa�szywych informacji prasowych. Przede wszystkim nigdy
nie twierdzi�am, �e cz�owiek odnaleziony przez mgr. Miksz� i XVI-wieczny inkwizytor
Modestus M�nch to ta sama osoba. Problem ten � jakkolwiek z pewno�ci� sam w sobie
interesuj�cy � nie wchodzi w zakres moich bada� ani nawet kompetencji naukowej. T�
spraw� zajmowali si� dr Balicz i mgr Miksza. Jak wiadomo � wyniki ich bada� sugeruj� w
zasadzie odpowied� negatywn�. Ja zajmowa�am si� i w dalszym ci�gu zajmuj� si� obecnym
stanem osobowo�ci tego cz�owieka. Zasobem informacji, jakie � ujmuj�c popularnie �
zapisane zosta�y w jego m�zgu w ci�gu trzydziestu kilku lat �ycia. Ot� ten zas�b informacji
� pocz�wszy od prostych wra�e� a� po najbardziej skomplikowane zespo�y nawyk�w,
wyobra�enia i poj�cia � nie zawiera nic, co by wskazywa�o, i� cz�owiek ten prze�y� 34 lata w
XXI wieku. Istnieje za to zadziwiaj�ca zgodno�� mi�dzy wynikami sonda�u powy�ej i
poni�ej progu �wiadomo�ci a tym, co m�wi o sobie. Chodzi nie tylko o to, �e on wierzy w to,
i� jest Modestem M�nchem, ale �e zawarto�� informacyjna jego m�zgu jest taka sama, jak�
wed�ug moich wyobra�e� powinien dysponowa� XVI-wieczny Modestus M�nch. Nawet
najg��bszy sonda� nie przyni�s� nic, co mog�oby �wiadczy�, �e jest inaczej. Nie twierdz�
jednak, �e to jest ten sam cz�owiek.
STV: Rozumiem. Istnieje zasadnicza r�nica mi�dzy sformu�owaniami: �ten sam� a �taki
sam�, ale s�uchowo wydaje si� ona tak minimalna, �e �atwo o nieporozumienie. Jak jednak
wyt�umaczy�, �e cz�owiek �yj�cy w naszych czasach posiada osobowo�� XVI-wiecznego
Modesta M�ncha? Bo chyba tak mo�na okre�li� istot� tego fenomenu?
K. D.: U�ycie takiego okre�lenia jest nieco ryzykowne, gdy� nie ma �adnych sposob�w
stwierdzenia, jak ukszta�towana by�a osobowo�� inkwizytora M�ncha. Je�li chodzi o �cis�o��,
to w og�le nie mo�na m�wi� o identyczno�ci dw�ch osobowo�ci. Nawet u jednego i tego
samego osobnika dwa zapisy dokonywane tu� po sobie r�ni� si� mi�dzy sob�, pomijaj�c ju�
to, i� zawsze obejmuj� one tylko pewien wycinek osobowo�ci. Niemniej, w praktyce
przyjmujemy dwa podobne zapisy jako dow�d, �e chodzi tu o t� sam� osobowo��. W
15
omawianym jednak przez nas przypadku dysponujemy tylko jednym zapisem, gdy� zapisu
osobowo�ci M�ncha z XVI wieku nie posiadamy, bo nie by�, rzecz jasna, sporz�dzony. Ten
stan rzeczy nie oznacza jednak, �e tego rodzaju badania, a w szczeg�lno�ci sonda�e
osobowo�ci trac� wszelki sens. Mo�emy bowiem w oparciu o materia�y historyczne okre�li�
w przybli�eniu zawarto�� pami�ci cz�owieka wychowanego w XVI wieku, b�d�cego
mnichem i cz�onkiem trybuna�u inkwizycyjnego. Ot� zgodno�� takiego modelu pami�ci ze
stwierdzon� zawarto�ci� pami�ci domniemanego M�ncha jest zdumiewaj�ca!
STV: S�ysza�em jednak, �e niekt�rzy socjohistorycy kwestionuj� t� zgodno��.
K. D.: R�nice zda� dotycz� nie zasobu informacji, bo odpowiada on w pe�ni temu, co
wiemy o XVI wieku, lecz sposobu interpretacji przez tego cz�owieka okre�lonych zdarze�,
jego sposobu my�lenia, rozumowania, kierunku aktywno�ci intelektualnej, s�owem � jego
mentalno�ci, kt�ra podobno nie pasuje do naszych wyobra�e� o mentalno�ci cz�owieka XVI
wieku. Niekt�rzy specjali�ci z zakresu psychosocjologii schy�kowego okresu wiek�w
�rednich i pocz�tk�w ery nowo�ytnej, przede wszystkim prof. Glitz i dr Horak, s� zdania, �e
obraz umys�owosci cz�owieka XVI wieku, jaki na podstawie wynurze� rzekomego Modestusa
M�ncha mo�na nakre�li�, jest naiwny i karykaturalny, �e wiele w nim sztuczno�ci i
tendencyjnie wyeksponowanych element�w fantazji, psychopatii i zacofania intelektualnego,
�e za ma�o w nim �lad�w my�li renesansowej, a za wiele mrok�w �redniowiecza. Inaczej
m�wi�c: obraz ten, ich zdaniem, jest zbyt czarny, aby m�g� by� prawdziwy.
STV: Sk�d jednak ten wyjaskrawiony obraz znalaz� si� w umy�le cz�owieka odnalezionego
w rezerwacie karkonoskim? Je�li nie jest to Modestus M�nch z Kontwaldu, to w takim razie
kto?
K. D.: Dr Horak wysun�� do�� Interesuj�c� hipotez�. Uwa�a on, �e � by� mo�e � mamy tu
do czynienia z jakim� nielegalnym eksperymentem. Umys� tego cz�owieka m�g� by�
specjalnie spreparowany, czy te� raczej nasycony informacjami z XVI wieku. Mo�e nawet nie
si�gano tu do �rodk�w neurofizjologicznych, lecz po prostu wychowano go przez te
trzydzie�ci par� lat w warunkach symulowanych. Eksperymentatorzy nie byli w stanie
unikn�� pewnych sztuczno�ci i przejaskrawie�, zw�aszcza �e mogli nale�e� do starszej szko�y
socjohistorycznej, kt�ra w do�� czarnych barwach widzia�a wiek XVI. Ta sztuczno�� jest
w�a�nie � zdaniem dr. Horaka � najlepszym dowodem, ze mamy tu do czynienia z rezultatem
nielegalnego eksperymentu. Ot� musz� ze swej strony stwierdzi�, �e chocia� � jak to ju�
podkre�li�am z pocz�tku naszej rozmowy � nie zajmuj� stanowiska w sprawie pochodzenia
cz�owieka odnalezionego w rezerwacie karkonoskim, gdy� jest to z mego punktu widzenia
sprawa nie najistotniejsza, daleka jestem od podzielania zdania, �e obraz wynikaj�cy z
wypowiedzi naszego M�ncha razi sztuczno�ci� czy karykaturalno�ci�. Jest to obraz mroczny,
ale zupe�nie logiczny i moim zdaniem mo�liwy do przyj�cia. Model umys�owo�ci fanatyka,
wierz�cego �lepo w spraw�, kt�rej s�u�y i g�uchego na wszelkie kontrargumenty, cho�by
nawet oparte o oczywiste fakty, w moim przekonaniu pasuje do tamtej epoki walk politycznoreligijnych
i polowa� na czarownice. Jest to zreszt� model uniwersalny, pojawiaj�cy si� w
r�nych epokach... Zaznaczam, �e nie jestem historykiem i mog� si� myli�.
STV: Musz� przyzna�, �e nie bardzo rozumiem, dlaczego to, jakiego pochodzenia jest
rzekomy Modestus M�nch, uwa�acie za kwesti� nieistotn�. Jest to chyba przecie� sprawa
zasadnicza!
K. D.: Tylko na poz�r. Mnie interesuje, co dzieje si� w m�zgu tego cz�owieka: stan jego
umys�u, to, co on pami�ta, co prze�ywa, ci�g wra�e�, kt�re ukszta�towa�y jego osobowo��.
Trwa�o�� tego zapisu i jego odmienno�� od tego, jaki nosi w swej czaszce ka�dy z nas � oto
zasadniczy problem. Z tego punktu widzenia nie jest istotne, czy ten cz�owiek jest Modestem
M�nchem, przeniesionym jakim� niepoj�tym sposobem w nasz� epok�, czy kopi�
inkwizytora M�ncha przes�an� nam w podarku w wyniku jakiego� nieporozumienia
kosmicznego, czy te� rezultatem eksperymentu symulacyjnego � efekt pozostaje taki sam.
16
Jest to cz�owiek o osobowo�ci bli�szej XVI-wiecznemu M�nchowi ni� komukolwiek w
naszym stuleciu, i to jest dla mnie najwa�niejszym stwierdzeniem.
STV: A wi�c zagadka pochodzenia tego cz�owieka pozostaje nadal nie rozwi�zana. Na
zako�czenie jednak chcia�bym prosi� was, ju� zupe�nie nieoficjalnie, o odpowied� na pytanie
spoza waszej specjalno�ci. Odpowied� ju� nie specjalisty-naukowca, lecz obserwatora.
Odpowied� wyra�aj�c� prywatne pogl�dy lub mo�e tylko odczucia. Chodzi o to, co s�dzicie o
pochodzeniu cz�owieka odnalezionego w rezerwacie karkonoskim?
K. D.: Uparcie wracacie do tej sprawy. Chyba jednak was rozczaruj�. Przede wszystkim
musz� stwierdzi�, �e nie potrafi� dzieli� swych pogl�d�w na prywatne i oficjalne. Ale je�li
ju� chcecie wiedzie�, co s�dz� o pochodzeniu tego cz�owieka � to wam powiem: nieustannie
si� waham. Wyniki sonda�u przemawiaj� za hipotez� szesnastowiecznego pochodzenia. Jest
to jednak hipoteza tak niezwyk�a, �e rozs�dek opiera si� jej przyj�ciu. Nie ma to jednak, jak
ju� podkre�li�am, zupe�nie wp�ywu na tok moich bada� i eksperyment�w.
STV: Pozw�lcie, �e inaczej sformu�uj� pytanie: traktuj�c spraw� subiektywnie �
potwierdzenie kt�rej hipotezy sprawi�oby wam najwi�ksz� rado��?
K. D.: (�mieje si�) Pytanie jest perfidne, gdy� odpowied� jest z g�ry chyba do
przewidzenia. S�dz�, �e nawet ci, kt�rzy broni� uparcie i konsekwentnie wsp�czesnego
pochodzenia naszego M�ncha, woleliby jednak, aby to by�... prawdziwy inkwizytor Modestus
M�nch. Ale to, czego by�my chcieli � nie ma tu �adnego znaczenia.
�JUTRO PSYCHOFIZJOLOGII�
W sprawie tzw. �cz�owieka znik�d�
W ostatnim czasie nap�yn�y do naszej redakcji liczne listy z zapytaniami, dlaczego na
naszych �amach nie publikujemy informacji dotycz�cych los�w sprawy tzw. �cz�owieka
znik�d�. Jak wiadomo, pismo nasze by�o rzecznikiem powo�ania specjalnej komisji
badawczej, w kt�rej sk�ad mieli wej�� nie tylko prowadz�cy aktualnie eksperymenty z M.
M�nchem pracownicy Instytutu M�zgu w Radowie, zainteresowani potwierdzeniem
wysuwanych przez siebie hipotez, ale r�wnie� obiektywni obserwatorzy i zdecydowani
przeciwnicy teorii lansowanych przez IM. Niestety, do powo�ania takiej komisji nie dosz�o.
R�wnie� popierana przez nas propozycja przekazania M. M�ncha na pewien okres tym
plac�wkom, kt�re oceniaj� krytycznie metody badawcze i terapeutyczne stosowane w IM
zosta�a odrzucona, jakoby z uwagi na to, i� badania w innych o�rodkach mog�yby rzekomo
utrudni� rehabilitacj� tego cz�owieka.
Taki obr�t rzeczy stanowi � naszym zdaniem � powa�ny cios dla sprawy. Trzeba doda�, �e
wiele szkody wyrz�dza atmosfera sensacji i reklamiarstwa towarzysz�ca sprawie M�ncha, za
kt�r� w pewnej mierze ponosz�, niestety, odpowiedzialno�� tak�e niekt�rzy pracownicy IM.
Jest to tym bardziej przykre, �e nie brak w�r�d nich uczonych maj�cych na swym koncie
licz�cy si� dorobek naukowy.
Jednocze�nie pragniemy tu podkre�li�, i� odrzucamy zdecydowanie wszelkie pr�by
insynuacji, �e wok� sprawy tzw. �cz�owieka znik�d� toczy si� w naszych ko�ach naukowych
jaka� gra s�u��ca w�tpliwym celom. Zawsze byli�my przeciwni intrygom i zacietrzewieniu, a
w propozycjach wysuwanych na naszych �amach widzieli�my drog� do przeciwdzia�ania tym
szkodliwym zjawiskom.
Dlatego wstrzymujemy si� ostatnio od publikacji wszelkich informacji i polemik
dotycz�cych omawianej sprawy, stoj�c na stanowisku, �e w obecnej sytuacji nie nale�y
dolewa� oliwy do ognia.
Redakcja.
17
�FOTOGAZETA PORANNA�
Kosmolit czy kosmolot?
W wyniku bardzo drobiazgowych poszukiwa� przeprowadzonych przez meteorytologa dra
St. Miksz� uda�o si� wreszcie natrafi� na �lad obiektu kosmicznego, kt�ry w nocy z 16 na 17
marca spad� w rezerwacie karkonoskim. W niewielkiej kotlinie o zboczach poro�ni�tych
g�stym lasem, w odleg�o�ci 300 metr�w od miejsca spotkania rzekomego M�ncha,
znaleziono wyra�ny �lad w postaci zniszczenia wegetacji ro�linnej. Wok� pewnego punktu
na ma�ej, otoczonej lasem ��ce zaznacza si� wyra�ny kr�g, gdzie spo�r�d wyschni�tej trawy
przebija �wie�a ziele�. Kr�g ma �rednic� ok. 3,5 metra, a ziemia w jego zasi�gu zasypana jest
milionami male�kich stalowych dipoli, tworz�cych jakby �lad jakiej� z�o�onej struktury.
Dipole, kt�rych zebrano ponad 2 kilogramy, odznaczaj� si� bardzo wysok� odporno�ci� na
korozj�. Dotychczasowe badania wykaza�y, �e zniszczenie ro�linno�ci nast�pi�o przed trzema
miesi�cami, a wi�c w tym samym czasie, gdy nast�pi� upadek tajemniczego obiektu. Co
ciekawsze, ro�linno�� uleg�a zniszczeniu pod wp�ywem bardzo niskiej temperatury, nie za� �
jak pocz�tkowo przypuszczano� wysokiej. Zastanawiaj�cy jest r�wnie� brak �lad�w
mechanicznego dzia�ania obiektu. Wydaje si�, �e �go�� kosmiczny� nie zderzy� si� z
powierzchni� Ziemi ani te� nie eksplodowa� w atmosferze, lecz opad� �agodnie na polan� i w
ci�gu kilku godzin wyparowa� niemal doszcz�tnie. Musia� wi�c sk�ada� si� z substancji
szybko paruj�cej w naszych warunkach.
Trudno na razie os�dzi�, czy tajemniczy obiekt by� pochodzenia naturalnego, czy te� � jak
niekt�rzy pr�buj� sugerowa� � stanowi� jaki� pozaziemski statek kosmiczny, kt�rym M�nch
przylecia� na Ziemi�. Co prawda, gdy go sprowadzono na to miejsce stwierdzi�, �e tu w�a�nie
odzyska� przytomno�� po rzekomym pobycie w �czy��cu�, za� tajemnicze dipole zdaniem
specjalist�w zdaj� si� by� tworami sztucznymi. Tym niemniej � trzeba uzna� za do��
w�tpliwy sens takiego przedsi�wzi�cia, podj�tego przez jakich� nie znanych nam
inteligentnych mieszka�c�w kosmosu. Niemal doszcz�tne wyparowanie owego rzekomego
wehiku�u kosmicznego wymaga�oby przyj�cia, �e technika, jak� dysponuj� te istoty, r�ni si�
ca�kowicie od ziemskiej. Sprawa pozostaje wi�c nadal otwarta.
18
IV. �WIERZ� TOBIE, KAMO!�
Na �cianach ukazywa�y si� na przemian ilustracje i napisy: NARZ�DZIE...
NARZ�DZIE... NARZ�DZIE... I TO TE� NARZ�DZIE... M�OT TO NARZ�DZIE...
CZ�OWIEK TRZYMA W R�KU NARZ�DZIE... I TO R�WNIE� M�OT... M�OT
MECHANICZNY... MASZYNA... MASZYNA TO NARZ�DZIE CZ�OWIEKA...
CZ�OWIEK KIERUJE MASZYN�... AUTOMAT... AUTOMAT... AUTOMAT TO
MASZYNA SAMOCZYNNA...
M�nch nacisn�� guzik i napis na ekranie zamar� w bezruchu.
� Nie rozumiem, co to �samoczynna�?
� Dzia�aj�ca sama bez udzia�u cz�owieka � wyja�ni�a Kama. � Cz�