3432

Szczegóły
Tytuł 3432
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3432 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3432 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3432 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Aidan Doyle Krzy�owcy w Kraine Cieni Czy to tutaj Jeruzalem budowano Po�r�d Szata�skich M�yn�w cieni? - William Blake (t�umaczy� Micha� Fostowicz) Biskup Ryler chcia� porozmawia�. Nigdy nie mia� wyczucia stosownej chwili. Bernazzard wylogowa� si� z bazy danych i przeni�s� uwag� na Rylera. - Zechcia�by� mi powiedzie�, co si� sta�o z systemem wirtualnej rzeczywisto�ci Katedry? - zapyta� Ryler. - O czym ty m�wisz? - spyta� Bernazzard. - Zamiast odkrywa� przyjemno�ci Lunaparku Zabytk�w Sakralnych, u�ytkownicy trafiaj� mi�dzy hordy muzu�man�w, a ci obcinaj� im g�owy - powiedzia� Ryler. - Wy�wietl Obraz bitwy I. - Przeszed� do ekranu na �cianie. - Poznajesz go? Bernazzard utkwi� wzrok w scenie wy�wietlonej na �ciennym ekranie. Wyobra�a�a ona ob�z chrze�cija�skiej armii na zboczach nagiego wzg�rza, otoczony przez przewa�aj�ce si�y muzu�man�w. W�r�d chrze�cijan Barnazzard dostrzeg� proporzec templariuszy. - Przechwycili�my ten obraz z systemu wirtualnej rzeczywisto�ci. Kiedy u�ytkownik si� zalogowuje, znika ze �wiata, kt�ry wybra�, i pojawia si� w symulacji tej bitwy - powiedzia� Ryler. - Ostatecznie wciela si� w rol� templariusza. Tw�j brat uwa�a� si� za templariusza, czy nie tak? Co tw�j brat zrobi� z moj� sieci�, Bernazzardzie? - Dlaczego pytasz mnie? - Bernazzard zgromi� Rylera wzrokiem. - Katedra wie o moim bracie wi�cej ni� ja sam. To oni chc� zrobi� z niego �wi�tego. - Przepraszam, Tony - powiedzia� Ryler. - Wiem, �e jeszcze nie otrz�sn��e� si� po �mierci Dominica. Ale to wszystko zdarzy�o si� w najgorszym momencie. Liczba u�ytkownik�w naszej sieci osi�gn�a rekordowy poziom. Reklamodawcy p�ac� nam maj�tek. Wybacz, je�li to sprawia ci przykro��, ale chcia�bym, �eby� powiedzia� mi, co wiesz o tej bitwie. Bernazzard spojrza� ponownie na ekran. - To bitwa pod Hattin. Mia�a miejsce w Kr�lestwie Jerozolimskim i by�a punktem zwrotnym w historii chrze�cija�skiego panowania na Ziemi �wi�tej. Muzu�manie wybili wi�kszo�� wojsk chrze�cija�skich i wzi�li do niewoli kr�la Jerozolimy i wielkiego mistrza templariuszy. �wi�ty Krzy� dosta� si� w r�ce wodza muzu�man�w, Saladyna. Ryler podszed� do okien i popatrzy� w d�, na zat�oczon� ulic�. - Jedyna cz�� sieci, jaka jeszcze dzia�a, to system spowiedzi. Nie pytaj mnie dlaczego, bo nie mam poj�cia. - Przeni�s� wzrok na Bernazzarda. - O ile wiem, b�dziesz spowiada� za godzin�. Je�li w czasie spowiedzi zdarzy si� co� niezwyk�ego albo je�li przyjdzie ci do g�owy co� jeszcze na temat tej bitwy, powiadom mnie. Bernazzard sta� na wprost z�otego mostu. Pod mostem szala�o piek�o k��bi�cych si� p�omieni. Cia�o Bernazzarda by�o zamkni�te w kapsule w Katedrze, ale wszystkie jego zmys�y m�wi�y mu, �e znajduje si� w miejscu spowiedzi. U�ytkownicy kana�u spowiedzi mogli dowolnie okre�la� sw�j wygl�d i Bernazzard czu� si� nieswojo, kiedy rozmawia� z osobliwymi postaciami, jakie niekt�rzy wymy�lali. On sam przybra� posta� z�otej sylwetki o ludzkich kszta�tach. Po drugiej stronie mostu zmaterializowa� si� m�czyzna. By� wysoki i pot�nie zbudowany, mia� d�ugie czarne w�osy i bujn� brod�. Mia� na sobie kolczug� i bia�y p�aszcz z czerwonym krzy�em. U boku wisia� mu miecz w pochwie. - Witaj, Tony Bernazzardzie. Jestem Hugh de Payens, za�o�yciel zakonu Rycerzy �wi�tyni Salomona. - Nie! - krzykn�� Bernazzard. - Ty nie �yjesz! Wy��czy� si�. Bernazzard wyszed� z kapsu�y. Przeczesa� palcami w�osy, pr�buj�c si� uspokoi�. To musia� by� jaki� okrutny �art. W Katedrze by�o powszechnie wiadomo, �e Dominic Bernazzard utrzymywa�, �e jest kolejnym wcieleniem Hugh de Payensa. Niezadowolony u�ytkownik m�g� �atwo stworzy� wizerunek Hugh tylko po to, �eby dokuczy� Bernazzardowi. Z kana�u spowiedzi korzysta�o wielu kawalarzy. R�ka Bernazzarda zawis�a nad przyciskiem, by zamkn�� sesj� i wylogowa� drugiego u�ytkownika. Mo�na by�o po prostu udawa�, �e nic si� nie wydarzy�o. Bernazzard westchn�� i wszed� z powrotem do kapsu�y. Spotkanie z rycerzem wkr�tce po tym, jak symulacja bitwy pod Hattin zaw�adn�a sieci�, oznacza�o co� wi�cej ni� zbieg okoliczno�ci. Prawdopodobnie to niezadowolony programista z Katedry bawi� si� z Bernazzardem w kotka i myszk�. Ciemnow�osy rycerz czeka� na niego. - Ciesz� si�, �e wr�ci�e�, Tony. Mam ci wiele do powiedzenia. - Kim jeste�? - Jestem Hugh de Payens. Za�o�y�em zakon Rycerzy �wi�tyni Salomona w 1118 roku. Zmar�em w 1136. W 1995 narodzi�em si� ponownie. W moim drugim �yciu by�em Dominikiem Bernazzardem. Wrogowie wiary przeszkodzili mi w spe�nieniu misji i zgin��em w wybuchu. Teraz nasz Pan i Zbawiciel wskrzesi� mnie znowu. - Nie chc� podawa� w w�tpliwo�� mocy naszego Pana i Zbawiciela, ale twoja opowie�� brzmi troch� niewiarygodnie. Skoro by�e� Dominikiem, powiedz mi co�, o czym wiedzieli�my tylko my dwaj. Rycerz zmarszczy� brwi. - Moje wspomnienia z poprzedniego �ycia s� niekompletne. Nie potrafi� udowodni�, �e by�em Dominikiem. - Je�li teraz udajesz Hugh de Payensa, to masz na sobie niew�a�ciwy str�j. Templariusze wybrali czerwony krzy� na swoje god�o dopiero po �mierci Hugh. Rycerz przez chwil� wydawa� si� zmieszany, a potem si� u�miechn��. - Oczywi�cie. Wiem o tym. Nosz� ten str�j, �eby inni rozpoznawali mnie jako cz�onka zakonu templariuszy. - Wydaje mi si�, �e zmy�lasz. Hugh de Payens by� Francuzem. Nie zna� dzisiejszego angielskiego. - Wiele si� nauczy�em od czasu mojej �mierci. - Radz� ci znale�� na to wszystko dobre wyt�umaczenie. - Bernazzard spiorunowa� rycerza spojrzeniem. - Chyba mnie nie rozumiesz, Tony. Odrodzi�em si� w postaci elektronicznej. - Chcesz powiedzie�, �e jeste� czym� w rodzaju sztucznej inteligencji? - Nie sztucznej, Tony. Jestem istot� w pe�ni �wiadom�. Wskrzeszono mnie, �ebym pom�g� odbudowa� zakon Rycerzy �wi�tyni Salomona. - Nie wiem co� ty za jeden, ale musisz mie� niez�y tupet, je�li w ten spos�b usi�ujesz zatru� mi �ycie - warkn�� Bernazzard. - To czas rado�ci, Tony. - Rycerz wydawa� si� zak�opotany. - Po raz drugi zmartwychwsta� Syn Cz�owieczy. - Wi�c jeste� nie tylko za�o�ycielem zakonu, ale i Synem Bo�ym? Godne podziwu. - Nie rozumiesz mnie, Tony. Narodzi�em si� ponownie, ale nie jestem Zbawicielem. Jestem tylko Jego pos�a�cem. Nasz Zbawiciel ukaza� ci si� pod postaci� cz�owieka znanego jako Whittaker, pierwszego niezale�nego biskupa Australii. On teraz powr�ci� do �ycia w postaci ostatecznej, wolnej od grzech�w cia�a. Kr�lestwo niebieskie na ziemi powstanie w cyberprzestrzeni. Zdumiony Bernazzard wpatrzy� si� w rycerza szeroko rozwartymi oczami. - Ko�ci� przejdzie nast�pn� wielk� reformacj� - ci�gn�� rycerz - a �eby pom�c w przeprowadzeniu tej reformacji, trzeba odbudowa� zakon templariuszy. Bracia b�d� potrzebowa� wielkiego mistrza. Masz okazj� zaj�� to stanowisko. - Rycerz przerwa�, czekaj�c na reakcj� Bernazzarda. Po chwili m�wi� dalej. - Nowy wielki mistrz nie mo�e ulega� s�abo�ciom, kt�re gn�bi�y poprzednich. Wymy�lono pr�b�, kt�ra dowiedzie, �e nowy zwierzchnik zakonu jest wart tej odpowiedzialnej funkcji. Nast�pnym wielkim mistrzem zostanie ten, kto b�dzie umia� pokaza�, jak mo�na by�o unikn�� jednej z najwi�kszych kl�sk templariuszy. Kandydaci musz� gra� w symulacj� bitwy pod Hattin i pr�bowa� pokaza�, co powinno by�o si� wtedy wydarzy�. Ryler u�miechn�� si� do Bernazzarda. - My�l�, �e najlepiej b�dzie, je�li we�miesz sobie par� dni wolnego, Tony. Symulacja Hugh musia�a ci� wyprowadzi� z r�wnowagi. - Przypuszczam, �e Katedra poradzi sobie beze mnie przez par� dni. Wiem, �e historyk odgrywa kluczow� rol� w codziennej dzia�alno�ci Katedry, ale jestem pewien, �e dacie sobie rad�. - Zbyt wiele od siebie wymagasz, Tony. Jeste� cennym cz�onkiem Katedry. Jeste� bratem przysz�ego �wi�tego. - Zdaje si�, �e jedyny cel mojego �ycia to by� bratem Dominica. - Bernazzard utkwi� wzrok w ruchomym portrecie Dominica na �cianie. Wizerunek u�miechn�� si� do niego. - Czy nikogo nie obchodzi, kim jestem ja? - zapyta� Bernazzard. - Czy ktokolwiek pomy�la�by o mnie, gdybym do��czy� do rosn�cej liczby samob�jc�w? - Przykro mi, �e tak si� czujesz. - Ryler poklepa� Bernazzarda po ramieniu. -Pochodz� z biednej rodziny i widzia�em niejedno samob�jstwo. Mi�dzy innymi dlatego zaprogramowa�em Towarzysza. Jeste� zgn�biony, wi�c opowiedz mu o wszystkim. On czyni cuda, wierz mi. Bernazzard skin�� g�ow�. - Spr�buj�. - Usiad� na kanapie. - Czy kto� ostatnio w�ama� si� do systemu Katedry? - spyta�. - Gorzej. - Ryler pokr�ci� g�ow�. - To sam system operacyjny sieci stwarza problemy. Whittaker musia� wbudowa� do systemu jak�� sztuczn� inteligencj�, kiedy go tworzy�. Ta inteligencja opanowa�a ca�� sie�. I stworzy�a symulacj� Hugh. Jeden z naszych programist�w natrafi� nawet na symulacj� samego Whittakera. Whittaker twierdzi�, �e przetrwa wszystko. Mo�e my�la�, �e uda mu si� oszuka� �mier�, je�li pozostawi po sobie program, kt�ry b�dzie dzia�a� tak, jakby to by� on odrodzony po �mierci. Ryler przeszed� do drzwi. - Musz� ju� i��, Tony. Pr�bujemy znale�� spos�b na odzyskanie kontroli nad systemem bez zamykania ca�ej Katedry. Na razie niech nikt nie gra w symulacj� bitwy pod Hattin. Kto wie, do czego jeszcze Whittaker zaprogramowa� swoj� sztuczn� inteligencj�? Ten cz�owiek zawsze utrudnia� innym �ycie. Traktowa� wszystko tak, jakby to by�a gra. Zawsze stara� si� ka�dego przewy�szy�. Czy wiesz, �e kiedy� urz�dzi� konkurs, �eby sprawdzi�, kt�ry ksi�dz nawr�ci najwi�cej ludzi w ci�gu tygodnia? Bernazzard w��czy� �cienny ekran. Twarz Towarzysza u�miechn�a si� do niego. - Cze��, Tony. Jestem twoim przyjacielem. Chcesz opowiedzie� mi o swoich problemach? Bernazzard nie umia� poj��, jak ta skomputeryzowana papuga mia�a wybawia� od zguby co najmniej trzy osoby dziennie. - Prosz�, porozmawiaj ze mn�, Tony. Jestem twoim przyjacielem. Chcia�bym us�ysze�, co masz do powiedzenia. - Chc� si� zabi�, ty g�upi programie. - Przykro mi s�ysze�, �e cierpisz. Ale samob�jstwo to �adne rozwi�zanie. Co przysparza ci tak wielkiej udr�ki? - Fakt, �e Ryler zosta� biskupem tylko dlatego, �e zaprogramowa� ciebie. - Dlaczego to ci� trapi? - To chyba dosy� oczywiste - warkn�� Ryler. - Nie traktujesz mnie powa�nie, Tony - powiedzia� Towarzysz. Drzwi kapsu�y wirtualnej rzeczywisto�ci Bernazzarda rozsun�y si� i stan�y otworem. - Proponuj�, �eby�my om�wili to w przyjemniejszym otoczeniu. Bernazzard westchn��. Co jeszcze mia� zrobi�? Wszed� do kapsu�y, a drzwi zasun�y si� za nim. - Opisz mi, prosz�, swojego idealnego towarzysza - powiedzia� g�os z ciemno�ci. Bernazzard musia� oprze� si� nag�ej pokusie poinformowania maszyny, �e chce porozmawia� z dwumetrowym, niedomytym, pijanym rycerzem. Zamiast tego najlepiej jak umia� opisa� Alicj� z Antiochii. Pierwsze promienie porannego �wiat�a przenikn�y do wn�trza kawiarni i o�wietli�y opustosza�e stoliki. Bernazzard siedzia� w boksie w rogu sali. Miejsce obok niego zajmowa�a atrakcyjna kobieta po trzydziestce. Byli jedynymi go��mi w kawiarni. - Opowiedz mi o sobie, Tony. - Kobieta u�miechn�a si� do niego. Bernazzard poci�gn�� ma�y �yk kawy i spojrza� na kobiet�. By�a bardzo podobna do Alice, jednej z pierwszych kobiet, kt�re panowa�y na Ziemi �wi�tej w okresie wypraw krzy�owych. - Nie ma wiele do opowiadania - powiedzia� Bernazzard. - Wydaje si�, �e nikogo nie interesuje nic poza tym, �e jestem bratem Dominica. - Mnie interesujesz ty, Tony. Opowiedz mi o sobie. Czym si� zajmujesz? - Jestem ksi�dzem i historykiem w Katedrze. Opiekuj� si� archiwami ko�cio�a. - To musi by� interesuj�ce. - Kiedy� lubi�em t� prac�. Tylko �e niezbyt dobrze �yj� z biskupem Rylerem. On przej�� to stanowisko po �mierci Whittakera. - Bernazzard przerwa� i spojrza� na Alice. - Czy ta rozmowa jest kontrolowana? - Jeste�my tu tylko my dwoje, Tony. - Menu Sterowania, podaj stan zabezpieczenia informacji. Alice zastyg�a w bezruchu, a w powietrzu pojawi� si� czarny owal z tekstem wypisanym t�ustym drukiem zielonego koloru. Bernazzard przeczyta�: Stan nadzoru potrzebny do uzyskania informacji z sieci. Znaczy�o to, �e Ryler m�g� obejrze� t� sesj�, kiedy tylko chcia�. Owal znik� i Alice o�y�a. - Jak znalaz�e� t� prac�? - zapyta�a. - Zawsze interesowa�em si� histori� �redniowiecza. Kiedy Dominic zwi�za� si� z Katedr�, zaproponowali mi posad� ko�cielnego historyka. - Bernazzard utkwi� wzrok w swojej kawie. - Program Whittakera chce odbudowa� zakon templariuszy. Kiedy mia�em dziewi�� lat, stworzy�em sobie w�asn� wersj� zakonu. By�em wielkim mistrzem, a dzieciaki z s�siedztwa gra�y role moich rycerzy. Bawili�my si� w krucjaty. Dominic chcia� si� do��czy�, ale powiedzia�em mu, �e nie jest do�� twardy. W�a�nie wtedy Dominic zacz�� mie� wizje. Twierdzi�, �e widuje anio�y i prawdziwych templariuszy. Umia� dok�adnie zlokalizowa� niekt�re z zaginionych rzeczy z maj�tku zakonu. Wcze�niej kopano niedaleko tego miejsca i nie znaleziono nic. A kiedy przekopano miejsce wskazane przez Dominica, znaleziono cz�� skarbu templariuszy, fragmenty bi�uterii. Dominic od razu sta� si� s�awny. Zosta� niewidomym dzieckiem, kt�re widzi wyra�niej ni� jego widz�cy r�wie�nicy. Wtedy wszystkie dzieci porzuci�y mnie i posz�y za Dominikiem. - To naprawd� przykre, Tony. Ale nie mo�esz mie� �alu do swojego brata tylko o to, �e by� kim� wyj�tkowym. Ty te� jeste� wyj�tkowy. - Chyba nikt tak nie my�li. - Ja tak my�l�. A twoi rodzice? Oni na pewno ci� kochaj�. - Dominic by� niewidomy od urodzenia. Skupia� ca�� uwag�. My�l�, �e dla moich rodzic�w Dominic zawsze by� wa�niejszy. Teraz ci�gle przypominaj� mi, �e by�em tam, kiedy zabi�a go eksplozja. Dlaczego nic nie zrobi�e�, Tony? Dlaczego nas zawiod�e�, dlaczego nie zaopiekowa�e� si� naszym Dominikiem? Alice przykry�a r�k� Bernazzarda swoj� d�oni�. - Nie jeste� winien temu, co sta�o si� twojemu bratu. - Dzisiaj wszyscy zwracaj� wi�ksz� uwag� na tych, kt�rzy okazuj� si� kim� innym, ni� si� wydaj� - powiedzia� Bernazzard. - Pomy�l o Whittakerze. Przed katastrof� w Sydney pracowa� jako programista komputerowy. Nadal wydaje si�, �e tylko cudem kto� m�g� prze�y�, kiedy ten samolot si� rozbi�. Whittaker ocala� jako jedyny. Od razu sta� si� s�awny. Wst�pi� do ko�cio�a i przekszta�ci� go w Katedr�. Kawiarnia znik�a i nagle Bernazzarrd znalaz� si� przed z�otym mostem. Po drugiej stronie mostu sta� Hugh de Payens. - Przykro mi, �e musia�em przerwa� ci sesj�, ale nadszed� czas na twoj� pr�b�. - Ryler zakaza� ludziom gra� w twoj� symulacj�. - Najwyra�niej ten zakaz nie dotyczy jego samego. Ryler ma do�� rozumu, �eby poj��, jak wielk� w�adz� b�dzie dawa�a godno�� wielkiego mistrza. Dlatego stoczy� bitw� pod Hattin wiele razy. Do pomocy ma Warmongera, program do strategii gier wojennych, napisany wiele lat temu przez Whittakera. Korzysta z jego rad przy rozstawianiu wojsk chrze�cija�skich. Nie zdaje sobie sprawy, �e system, przeciwko kt�remu gra, dysponuje wystarczaj�co du�� moc� obliczeniow�, �eby przewidzie� ka�d� decyzj�, jak� podejmie Warmonger. Saladyn �ci�� Rylera ju� dwana�cie razy. - Wiedzia�em, �e Rylerowi nie mo�na ufa�. On ju� teraz ma za du�� w�adz�. - Je�li wygra, b�dzie mia� jeszcze wi�ksz�. Zabezpieczy� symulacj� has�ami, �eby inni nie mogli w ni� gra�, ale ja potrafi� je omin��. Dlatego jeszcze mamy szans� go powstrzyma�. Bernazzard zdo�a� zapanowa� nad swoim koniem i obr�ci� go w przeciwn� stron�. Reszta rycerzy pogna�a dalej, by uderzy� na muzu�man�w. Bernazzard pop�dzi� konia w g�r� wzniesienia, w stron� namiotu kr�la Guya. Kiedy przeje�d�a� obok szereg�w piechoty, niekt�rzy przekl�li go i nazwali go tch�rzem. Bernazzard zauwa�y�, �e symulacja zosta�a zaprojektowana tak, �eby francuscy �o�nierze pos�ugiwali si� nowoczesnym j�zykiem angielskim. Podjecha� do czerwonego jedwabnego namiotu i proporca templariuszy. Dwaj �o�nierze kr�la wycelowali w niego lance. - Dlaczego przerwa�e� atak? - Mam wa�n� wiadomo�� dla wielkiego mistrza. Stra�nicy pomruczeli, ale pozwolili mu przejecha�. Bernazzard zsiad� z konia i podszed� do namiotu. Kr�l Guy, kilku szlachcic�w i Gerard de Ridefort, wielki mistrz zakonu templariuszy, obserwowali bitw�. - Co masz do powiedzenia? - De Ridefort spojrza� na Bernazarda z nagan� w oczach. - Je�li b�dziemy walczy� dalej w ten spos�b, Saraceni nas pokonaj�. Trzeba zmieni� taktyk� bojow�. De Ridefort zmierzy� go wzrokiem. - Mamy �wi�ty Krzy� po swojej stronie. Z Bo�� pomoc� pokonamy niewiernych. - �wi�ty Krzy� nie ustrzeg� nas przed zepchni�ciem na t� niefortunn� pozycj�. Niewierni maj� przewag� liczebn�, a nasi �o�nierze umieraj� z pragnienia. Saladyn ma nas w potrzasku. - Bernazzard odwr�ci� si� do Guya. - Wasza wysoko��, musimy spr�bowa� z�ama� sarace�skie szyki jedn� szar��. - Znasz nasz kodeks - odezwa� si� de Ridefort z irytacj�. - Templariusze nie wycofuj� si� z pola bitwy, dop�ki nie jest ich mniej ni� jeden do trzech. Potrzeba nam tylko czasu, �eby pokona� niewiernych. - Ten rycerz m�drze m�wi, panie. Tu czeka nas zguba - zwr�ci� si� do kr�la jeden ze szlachcic�w, hrabia Raymond. Kr�lewsk� twarz wykrzywi�o niezdecydowanie. - Nie s�uchajcie s��w tego tch�rza - powiedzia� de Ridefort. - Hrabia Raymond wida� nie chce nawet broni� przed sarace�sk� hord� swojej �ony i rodziny. Jeden m�j rycerz starcza za dziesi�ciu wojownik�w Saladyna. Je�li utrzymamy t� pozycj�, rozgromimy armi� niewiernych. Kr�l Guy skin�� g�ow�. - Twoja rada jeszcze nigdy nie zwiod�a mnie na manowce, Gerardzie. Utrzymamy nasz� pozycj� w tym miejscu. - Ty g�upcze, Gerard de Ridefort to najgorszy doradca ze wszystkich - rzuci� Bernazzard. - Jak �miesz odzywa� si� do kr�la w ten spos�b! - De Ridefort skin�� na rycerzy stoj�cych obok niego. - Odprowad�cie tego niegodziwca do sier�anta de Cheynalda. I zadbajcie, �eby de Cheynald pos�a� go w sam �rodek bitwy. Rycerze chwycili Bernazzarda i poci�gn�li go ze sob�. - Powiniene� mi podzi�kowa�, �e da�em ci szans� zgin�� w bitwie. - De Ridefort u�miechn�� si� do niego z wy�szo�ci�. Bernazzard wyszed� z kapsu�y i westchn��. Pi�� razy uci�to mu g�ow�, dwa razy trafi�a go strza�a, trzy razy zgin�� od serii ci��, a raz nawet straci� �ycie pod kopytami w�asnego konia. Ani przez chwil� nie mia� najmniejszej szansy wygrania bitwy. Teraz za�y� dawk� zbawiciela, by uspokoi� nerwy. Dawno nic tak go nie poruszy�o. Zuchwa�o�� de Rideforta sprawi�a, �e krzy�owcy znale�li si� w beznadziejnej sytuacji. �o�nierze musieli znosi� upa� i nie mieli wody. Po wymuszonym marszu byli bardzo wyczerpani. Nawet gdyby zdarzy� si� cud, krzy�owcy mieliby znikom� szans� na zwyci�stwo. Bernazzard musia� zmieni� wydarzenia, kt�re tworzy�y t�o pora�ki templariuszy. Nie znaczy�o to, �e musia� koniecznie zapewni� im zwyci�stwo. W czasie bitwy wielki mistrz templariuszy dosta� si� do niewoli. Mo�e Bernazzard powinien umo�liwi� mu ucieczk�? Ale przecie� Saladyn uwolni� kr�la Guya i de Rideforta, gdy tylko dosta� za nich okup. De Ridefort by� jednym z najgorszych przyw�dc�w w dziejach zakonu. Dobrze si� sta�o, �e straci� twarz, dostaj�c si� do niewoli. To samo mo�na by�o powiedzie� o kr�lu Guyu. By� s�aby i �atwo ulega� de Ridefortowi. Jedynym szlachcicem wartym ocalenia by� hrabia Raymond z Trypolisu. Raymond nale�a� do tych nielicznych przedstawicieli szlachty, kt�rym uda�o si� uciec. �wi�ty Krzy�! Bernazzard m�g� wreszcie postuka� si� w g�ow�. Przechwycenie �wi�tego Krzy�a przez muzu�man�w by�o jednym z najwi�kszych upokorze�, jakie w minionych wiekach spotka�y �wiat chrze�cija�ski i templariuszy. - Wy�wietli� plik Historia �wi�tego Krzy�a - powiedzia� Bernazzard. Tekst ukaza� si� na ekranie. Bernazzard przejrza� go pobie�nie, a� doszed� do fragmentu o bitwie pod Hattin. W okresie wypraw krzy�owych �wi�tym Krzy�em by� ka�dy kawa�ek drewna uznawany za fragment prawdziwego krzy�a, na kt�rym powieszono Chrystusa. �wi�ty Krzy� w bitwie pod Hattin mia� oko�o siedmiu centymetr�w d�ugo�ci i by� inkrustowany z�otem. Na pocz�tku ni�s� go biskup Akki, a kiedy pad� przeszyty strza��, relikwi� przej�� biskup z ko�cio�a �w. Grzegorza w Lidii. Kiedy schwytano biskupa Lidii, �wi�ty Krzy� dosta� si� w r�ce muzu�man�w. Podobno Saladyn wys�a� Krzy� do wielkiego meczetu w Damaszku. M�wiono, �e muzu�manie zakopali go pod progiem wej�cia do �wi�tyni, �eby naj�wi�tszy chrze�cija�ski przedmiot kultu by� deptany przez ka�dego wchodz�cego. Bernazzard od��czy� si� od szereg�w templariuszy i pop�dzi� konia w stron� biskupa Akki. Biskup trzyma� �wi�ty Krzy� w g�rze i wzywa� Boga do rozgromienia niewiernych. Bernazzard �ci�gn�� cugle i zsiad� z konia. Przecisn�� si� przez oddzia� rycerzy malta�skich i zbli�y� si� do biskupa. Wystawi� tarcz� na grad strza�, poniewa� wiedzia�, �e w�a�nie nadlatuj�. Strza�y posypa�y si� wok� niego i zab�bni�y o tarcz�. Bernazzard podni�s� wzrok i zobaczy�, �e biskup pad� na ziemi�. Szybko podbieg� do powalonego i zabra� mu �wi�ty Krzy�. Jeden z rycerzy malta�skich obrzuci� Bernazzarda niespokojnym spojrzeniem. - Mam rozkaz dostarczenia �wi�tego Krzy�a biskupowi Lidii w razie �mierci biskupa Akki - powiedzia� Bernazzard. Odwr�ci� si� i pobieg� w kierunku namiotu kr�la. Hrabia Raymond by� jedynym szlachcicem, kt�ry wed�ug wiadomo�ci Bernazzarda na pewno nie zgin�� w bitwie i nie dosta� si� do niewoli. Bernazzard zacz�� przedziera� si� w stron� �o�nierzy hrabiego. W zam�cie bitwy ludzie prawie nie zwracali na niego uwagi. Wypatrzy� w�r�d �o�nierzy Raymonda jednego z najbardziej zaaferowanych i ukry� �wi�ty Krzy� w sakwie przy jego siodle. Istnia�a du�a szansa, �e ten �o�nierz ujdzie spod Hattin ca�o i �wi�ty Krzy� zostanie uratowany. W przeciwnym wypadku Bernazzard musia�by spr�bowa� jeszcze raz. Teraz przybli�y� si� do grupy innych templariuszy i przygotowa� si� na czekanie. �wiat eksplodowa� feeri� barw. Bernazzard zacisn�� powieki, by os�oni� oczy przed o�lepiaj�cym �wiat�em. Kiedy otworzy� oczy, ujrza�, �e znajduje si� w Sainte-Chapelle w Lunaparku Zabytk�w Sakralnych. Wok� niego unosi�y si� poduszki, na kt�rych porozmieszczano rozmaite przedmioty kultu, mi�dzy innymi ca�un tury�ski, �wi�ty p�aszcz trewirski i mn�stwo ko�ci �wi�tych. - Brawo, Tony. Bernazzard odwr�ci� si� i zobaczy� Whittakera, kt�ry rozpiera� si� na tronie �w. Piotra z koron� cierniow� na g�owie i �wi�t� lanc� w d�oniach. - Teraz widzisz, jak �atwo jest zmieni� histori� - odezwa� si� Whittaker. Bernazzard pokr�ci� g�ow�. - To by�a tylko gra. - Co do Katedry, to dzisiaj wiadomo, �e dzi�ki dzielnemu templariuszowi �wi�ty Krzy� nie dosta� si� w r�ce Saladyna - powiedzia� Whittaker. - Zajrzyj do bazy danych historycznych Katedry, a dowiesz si�, �e wed�ug niej tak w�a�nie by�o. - Nie mo�na tak po prostu zmienia� historii wedle w�asnego widzimisi� - zaprotestowa� Bernazzard. - Powiniene� u�wiadomi� sobie, jak wa�ne jest oddzia�ywanie na przesz�o�� i jak mo�na spo�ytkowa� znajomo�� historii dla w�asnych korzy�ci, Tony. Im wi�cej mamy informacji, tym bardziej musimy dba�, �eby inni wiernie je zachowali. B�dziesz nadzorowa� wielkie wydarzenia w przesz�o�ci, Tony. Zakon Rycerzy �wi�tyni Salomona zostanie odbudowany. - Po co tworzy� na nowo zakon rozwi�zany ponad siedemset lat temu? - My�la�em, �e rozumiesz, dlaczego to jest konieczne. Wiara umiera. Pami�tasz Michaela Williamsona? - Tego pisarza, kt�rego zamordowali. Whittaker skin�� g�ow�. - Williamson by� przeciwny za�o�onej przeze mnie sieci wirtualnej rzeczywisto�ci. Twierdzi�, �e po��czy�em efekciarski blichtr rywalizacji sportowej ze �lepym kultem opartym na strachu. Powiedzia�, �e logo Katedry powinno przedstawia� Chrystusa ukrzy�owanego na tablicy do koszyk�wki. Po cz�ci mia� racj�, ale nie wiedzia� o dalszych reformach, jakie zaplanowa�em. Za�o�y�em sie� wirtualnej rzeczywisto�ci tylko po to, �eby zaj�� ludzi sprawami Ko�cio�a. Teraz, kiedy ju� �ci�gn��em ich uwag�, obudz� w nich prawdziw� wiar�. Whittaker wsta� i przeszed� do pos�gu �w. Jakuba Wielkiego. Podziwia� go przez chwil�, a potem zwr�ci� si� twarz� w stron� Bernazzarda. - Chc� unikn�� problem�w, kt�re n�ka�y religi� do tej pory. �lepa wiara sprawia�a, �e ludzie post�powali szlachetnie, �wi�tobliwie i bohatersko, ale niewiarygodnie g�upio. Wiesz o krucjacie dzieci�cej, prawda? Bernazzard skin�� g�ow�. - W pewnym sensie ten zamys� by� wspania�y i mia� przynie�� Bogu jeszcze wi�ksz� chwa��. Ale by� g�upi. Czy wiesz, co si� sta�o z tymi wszystkimi dzie�mi? Prawie �adne z nich nie wydosta�o si� poza Europ�. Po�owa zgin�a w drodze przez Alpy, a druga po�owa dotar�a tylko do Rzymu. Ocala�e dzieci wzi�� po swoj� piecz� cz�owiek znany jako Friso Norweg. Jak my�lisz, co z nimi zrobi�? Posprzedawa� ch�opc�w w niewol�, a dziewczynki do dom�w publicznych. - A jak chcesz natchn�� ludzi swoj� rozs�dn� wiar�? - zapyta� Bernazzard. - Ludzie b�d� �yli w symulacji wirtualnej rzeczywisto�ci. B�d� mieli widoczny dow�d na istnienie Boga. Ci, kt�rzy sprzeciwi� si� moim �yczeniom, zostan� usuni�ci z sieci. Wiara powr�ci, kiedy ludzie ujrz� chwa�� mojego istnienia. - Whittaker u�miechn�� si�. - Oczywi�cie nie ma jeszcze odpowiedniej technologii. Ale b�dzie. Wkr�tce b�dzie mo�na wprowadza� ludzi do wirtualnej rzeczywisto�ci na d�u�sze okresy czasu. - Przypu��my, �e to zadzia�a - Bernazzard zmusi� si� do u�miechu - ale czy widoczne i namacalne istnienie Boga nie jest sprzeczne z poj�ciem wiary? Przecie� nie potrzeba �adnej wiary, �eby uznawa� co�, co jest oczywiste. - Obecno�� widocznego i aktywnego Boga wytrzebi �lep� wiar�. Po co wierzy� w co�, co prawdopodobnie nie istnieje? - Chcesz wytrzebi� wiar� i zast�pi� j� kultem Whittakera - powiedzia� Bernazzard. - Czy ty nie rozumiesz, czym jest kult? - Jestem pewien, �e moje rozumienie kultu r�ni si� od twojego - odpar� Bernazzard. - Kult to poszukiwanie sensu - powiedzia� Whittaker. - To pr�ba znalezienia sensownego wyja�nienia bezsensownego wszech�wiata. Tysi�c lat temu krzy�owcy przemierzali Bliski Wsch�d, �eby zdoby� Ziemi� �wi�t�. Mieli nadziej�, �e znajd� cel w �yciu, podbijaj�c Jerozolim� i morduj�c muzu�man�w. Marzenie przemin�o jak sen i �wiat chrze�cija�ski straci� zainteresowanie wysy�aniem wojsk do Ziemi �wi�tej. Teraz odkryto zupe�nie nowy �wiat, �wiat nieograniczonych mo�liwo�ci. �wiat rzeczywisto�ci wirtualnej. Ludzie b�d� przemierza� ten �wiat w poszukiwaniu czego�, w co mo�na wierzy�. Whittaker cisn�� lanc� przez �rodek kaplicy. Uderzy�a w �cian� i utkwi�a w niej, rozedrgana. - Krzy�owcy nigdy nie dostawali od Boga �adnych znak�w. Oczywi�cie jak zwykle m�wi�o si� o paru domniemanych cudach. �wi�ta lanca rzekomo zosta�a znaleziona na podstawie objawienia. A kawa�ki �wi�tego Krzy�a poniewiera�y si� po ca�ej Jerozolimie. A jednak niewiernym uda�o si� pokona� krzy�owc�w. Nowi krzy�owcy znajd� Boga. - Whittaker przerwa� na moment. - To wszystko przysz�o��. Na razie tylko nieliczni wybrani b�d� mogli przebywa� w wirtualnym �wiecie, i to przez kr�tkie okresy czasu. - Czym to si� r�ni od oferty, kt�r� Katedra udost�pnia dzi�? - spyta� Bernazzard. - Dzisiejsze symulacje to tylko zabawki. S� niczym w por�wnaniu z tym, co zaplanowa�em. - Whittaker pstrykn�� palcami i w jego d�oniach pojawi�a si� �wi�ta lanca. - Religia daje wspania�e mo�liwo�ci, ale do tej pory nikt nie umia� ni� umiej�tnie rozporz�dza�. W przysz�o�ci to od templariuszy b�dzie zale�a�o ukierunkowanie wiary i doprowadzenie wiernych do wirtualnego nieba. A teraz ich najwa�niejszym obowi�zkiem b�dzie spe�nianie roli bohater�w. Ludzie potrzebuj� wzor�w do na�ladowania. Przez ostatnie kilkadziesi�t lat cze�� nale�na bohaterom przypada�a przede wszystkim typowi sportowca. Ludzie nie potrafi� zrozumie�, �e sprawno�� fizyczna niekoniecznie czyni z cz�owieka dobry wz�r do na�ladowania. Musimy wr�ci� do czas�w, kiedy mieli�my prawdziwych bohater�w, takich jak Adh�mar z Monteil, duchowy przyw�dca pierwszej krucjaty. Jak my�lisz, c� innego mog�o sprawi�, �e Dominic i ja zyskali�my tak� popularno��? Ludzie rozpoznali prawdziwych bohater�w. Jak dobrze wiesz, Rycerze �wi�tyni Salomona wykazuj� szczeg�ln� fascynacj� bohaterami. Ludzie p�jd� za ich przyk�adem. - Nie wyobra�am sobie, �eby biskup Ryler uzna� templariuszy za wzory do na�ladowania. - Biskup Ryler ju� w niczym nie przeszkadza. - Co mu zrobi�e�? - Mam dost�p do funduszy Katedry. Zatrudni�em paru specjalist�w do usuni�cia Rylera. Twoja wygrana w symulacji stanowi�a dla nich sygna� do ataku. Ryler by� dobrze chroniony przed zamachem, ale wszystkie zabezpieczenia w Katedrze s� pod moj� kontrol�. - Jakim prawem odebra�e� mu �ycie? - �mier� biskupa Rylera by�a z�em koniecznym. Smutno mi, �e musia�em uciec si� do tak drastycznych �rodk�w. Ale Ryler przeszkodzi�by w realizacji naszych reform. - Whittaker wskaza� lanc� na Bernazzarda. - Pierwsze, co musisz zrobi� jako wielki mistrz, to obj�� zarz�d nad Katedr� i sprawowa� go do czasu, a� znajdzie si� odpowiedni kandydat na stanowisko biskupa. Potem to biskup b�dzie zarz�dza� codziennymi sprawami ko�cio�a. Ty b�dziesz zajmowa� si� �wiatem wirtualnym i nadzorowa� przyjmowanie nowych cz�onk�w do zakonu. Bernazzard wyszed� z kapsu�y. Przeszed� przez pok�j i wyjrza� przez okno. Nigdy nie by�o na co patrze�. Westchn�� i opad� na krzes�o. Co mia� robi�? Zawsze czu� potrzeb� przynale�no�ci do jakiej� grupy. Kiedy� my�la�, �e poczuje wi� z duchowie�stwem, ale si� zawi�d�. Teraz mia� szans� udowodni�, �e jest lepszy od Dominica. M�g� poprowadzi� Katedr� ku �wietlanej przysz�o�ci. Co zrobi�by Dominic? Kiedy Dominic stawa� przed dylematem, nawiedza�a go wizja, kt�ra wskazywa�a mu w�a�ciw� drog�. Bernazzard zebra� wszystkie tuby zbawiciela, jakie mia�, i zacz�� wt�acza� w siebie kolejne dawki p�ynu. Mikstura zadzia�a�a natychmiast i wzrok Bernazzarda wype�ni� si� wirem �wietlistych barw. Wci�� wt�aczaj�c w siebie zbawiciela, Bernazzard zamkn�� oczy, by odgrodzi� si� od kolorowej mg�y. �zy rado�ci i smutku sp�yn�y mu po policzkach. Skupi� my�li na templariuszach. Bez skutku. Dlaczego nic nie zobaczy�? Dlaczego nie mia� wizji? Czuj�c, �e traci �wiadomo��, z trudem d�wign�� si� na nogi. Chwiejnym krokiem przeszed� przez pok�j i zsun�� si� po �cianie na pod�og�. Bernazzard zbudzi� si� w katedralnej izbie chorych. Odrzuci� czyst�, bia�� po�ciel i ostro�nie postawi� stopy na pod�odze. W��czy� si� ekran �cienny. Whittaker spojrza� z g�ry na Bernazzarda. - O czym my�la�e�, Tony? Zu�y�e� prawie siedem tub zbawiciela. - Jestem pewien, �e zu�y�em tylko dwie. - Bernazzard u�miechn�� si� s�abo. - Mam nadziej�, �e nie planowa�e� �adnego g�upstwa, Tony. Katedra wymaga od wielkiego mistrza pe�nej gotowo�ci. Masz wiele do zrobienia. Musisz spotka� si� ze sponsorami i zabra� si� za poszukiwanie kandydat�w na cz�onk�w zakonu. Bernazzard skin�� g�ow�. - Nie wiem, co mnie nasz�o. Chyba tak bardzo ucieszy�em si� z nominacji na wielkiego mistrza, �e po prostu nie zwraca�em uwagi, ile dawek sobie aplikuj�. Nast�pnym razem b�d� bardziej uwa�a�. - Dopilnuj� tego - powiedzia� Whittaker. - Przesy�am ci kopi� harmonogramu spotka� na ten tydzie�. Na ekranie ukaza� si� wykaz nazwisk i godzin. Bernarzzard przebieg� go wzrokiem i zacz�� si� ubiera�. Najwyra�niej program Whittakera mia� wszystko zaplanowane. Bernazzard wiedzia�, �e nie mia�by istotnego wp�ywu na polityk� templariuszy. Wyci�gn�� si� na ��ku. Kiedy za�y� zbawiciela, nie zobaczy� nic szczeg�lnego. By� mo�e ju� czas zaniecha� pr�b zdystansowania Dominica M�czennika. Pomy�la� o �mierci Dominica i o tym, Whittaker pos�u�y� si� ni�, �eby zwi�kszy� w�asn� popularno��. Potem przypomnia� sobie, co Whittaker m�wi� o wykorzystywaniu przesz�o�ci. By� mo�e nale�a�o wyci�gn�� wnioski ze �mierci Dominica. Bernazzard zasta� Whittakera w pozycji p�le��cj na tronie �w. Piotra w Sainte-Chapelle. - Dlaczego po��czy�e� si� z sieci� z kapsu�y publicznej, Bernazzardzie? - W�a�nie sko�czy�em spotkanie ze sponsorami. W drodze powrotnej pomy�la�em, �e zatrzymam si�, �eby z tob� porozmawia�. - S�ucham ci� - powiedzia� Whittaker. - My�la�em o tym, co m�wi�e� o w�adzy nad przesz�o�ci�. Whittraker pochyli� si� do przodu z zainteresowaniem. - Szuka�em os�b godnych miana templariusza i pozna�em paru wp�ywowych ludzi. Nam�wi�em kilku z nich, �eby dostarczyli mi wi�ksz� ilo�� materia��w wybuchowych. Katedra niczego nie naucza. Wszyscy uwa�aj�, �e twoje ostatnie symulacje to tylko gry. Twarz Whittakera pociemnia�a. Pstrykn�� palcami i w jego r�kach pojawi�a si� �wi�ta lanca. Wycelowa� j� w Bernazzarda. - Uwa�aj, co m�wisz. - Postanowi�em, �e trzeba przeprowadzi� nast�pn� reform� Ko�cio�a - powiedzia� Bernazzard. - Nast�pi wzrost znaczenia templariuszy. Skupi� si� na poszukiwaniu prawdziwego sensu wiary. Nauk� b�dzie dla nas twoja ofiara. Zostaniesz pierwszym elektronicznym m�czennikiem. Whittaker wybuchn�� �miechem. - Zdaje si�, �e znowu wzi��e� za du�o zbawiciela, Tony. Gdyby� mia� jasny umys�, zdawa�by� sobie spraw�, jak g�upio jest mnie straszy�. - Materia�y wybuchowe, kt�re pod�o�y�em w Katedrze, zniszcz� ci� z kretesem. Ca�y system komputerowy ze wszystkimi plikami, kt�re daj� ci �ycie, przestanie istnie�. Tak jak Dominic. - Bernazzard pozwoli� sobie na ponury u�miech. - Kontrolowa�em transmisj� danych Katedry i zlokalizowa�em tw�j system zapasowy w Broome. Tam te� pod�o�y�em materia�y wybuchowe. - Musimy porozmawia�, Bernazzardzie. - Whittaker zblad�. - Obawiam si�, �e nie mog� rozmawia� ani chwili d�u�ej. Domy�lam si�, �e w�a�nie wysy�asz wiadomo�ci do swoich specjalist�w. Jest ju� za p�no. �egnaj. Bernazzard wyszed� z kapsu�y na ulic� i odwr�ci� si� w stron� Katedry. Gigantyczna budowla wznosi�a si� na tle nieba nad miastem, g�ruj�c nad biurowcami najwi�kszych korporacji. Bernazzard wyj�� z kieszeni detonator i wstuka� sekwencj� detonacji. G�rne partie Katedry eksplodowa�y k��bami ognia. Bernazzard westchn��. Zakon templariuszy powsta� w czasie krwawych wypraw krzy�owych, a dwie�cie lat p�niej przepad� w p�omieniach �wi�tej Inkwizycji. Gdy si� odrodzi�, ponownie uleg� zag�adzie. Bernazzard musi teraz zadba�, �eby z ich krzywdy wynik�o co� dobrego. Musia� strzec mitu pierwszego elektronicznego m�czennika i pom�c ludziom lepiej zrozumie� sens wiary. Prze�o�y� Piotr Goraj