3713
Szczegóły |
Tytuł |
3713 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3713 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3713 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3713 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jaros�aw Zieli�ski
Namioty po�r�d zieleni
...z tamtego podnieconego, wzburzonego, rozgadanego t�umu wymkn�� si�
m�ody cz�owiek. Przeszed� na drug� stron� gaju, pod namiot Mi�o�ci. Min��
siedz�cych ludzi; niekt�rzy nawet nie odwr�cili si�, by zobaczy�, co si�
dzieje, inni spojrzeli kr�tko, raz - po czym zwr�cili si� w stron� swej
bogini.
M�odzieniec dotar� do progu namiotu; by�o nim podwy�szenie ze �wie�o
�cietego drzewa, przywiezionego gdzie� spoza nierozeg�ego gaju; Mi�o��
zabroni�a narusza� jego spok�j.
- Znam odpowied� - powiedzia� w g��b namiotu, okrytego czerwieni�;
otwartego, ale ciemno�ci� kryj�cego wn�trze.
Panna wysz�a na podwy�szenie, niby ganek, niby o�tarz dla dziesi�tk�w
wiernych.
- Wi�c powiedz - rzek�a z u�miechem. - I pami�taj, co mo�esz straci�.
Pochyli� si� w jej stron�.
- Co robisz? - odsun�a si�, cofn�a o krok.
- Chc� ci to powiedzie�. Tylko tobie.
Zatrzyma�a si�, ju� bez niespodzianek pozwoli�a mu si� zbli�y�.
- Mi�o�� jest... - dalsze s�owa wypowiedzia� cicho, prosto do niej.
Cisza w pobli�u, bezwietrzna; nawet zgie�k u tamtego kra�ca zel�a� nie
wiedzie� czemu.
Panna milcza�a, ju� bez u�miechu.
- Czy zna� odpowied�? - pad�y pytania spomi�dzy wiernych. - Jakie to
s�owa?
- Tak - odpowiedzia� im m�odzieniec. - I wystarczy, �e ona je zna.
- Tak - powt�rzy�a za nim Panna, schodz�c ku m�odemu cz�owiekowi. Stan�a
blisko niego.
- Sk�d wiedzia�e�? - zapyta�a bior�c go za r�ce. Jej Pi�kno, dotyk
sp�ywa�y na m�odzie�ca, przyprawia�y o zawr�t g�owy.
- Nie jest niczym innym, tym tylko. By�em u Œmierci przed chwil�. Tam te�
moje domys�y okaza�y si� s�uszne. Swoj� drog�, to chyba nazbyt proste...
- Wi�c masz �mier�? - przerwa�a mu ona. - Po c� ci mi�o�� i �mier�?
- Na c� mi�o��, gdyby spotka� twoj� siostr� nast�pnego dnia? Teraz mog�
kocha� o tym nie my�l�c, maj�c Prawo Œmierci od niej pozyskane.
- Powiedz: dla kogo tu przyjecha�e�? Dla Œmierci? Zyska� pewno��, spokojne
�ycie... tak?
- Mo�e mia�em taki zamiar. Ale widz�c ciebie... Zabierz mnie st�d.
- Gdzie? - zdziwi�a si�.
- Tam dok�d si�ga pot�ga mi�o�ci.
Chwyci�a mocniej jego r�ce, zacisn�a d�onie w swoich - i znale�li si� na
wysokiej skale, w�r�d zimna g�r, pi�kna setek metr�w spojrzenia w d�.
- Jaka� by to by�a przyjemno�� zepchn�� ci� teraz ze ska�y - us�ysza� od
nadchodz�cej w�sk�, strom� �cie�k� panny w rozwianym czarnym p�aszczu,
zaczesanych do ty�u kruczych w�osach.
- Czy mo�na poca�owa� �mier�? - zwr�ci� si� do niej m�odzieniec.
- Mo�e: ale trzeba by umrze� cho� na chwil�.
- Nie, to zbyt wiele... - roze�mia� si�.
- Chod�my - powiedzia� sam bior�c d�onie panny w czerwieni.
Znale�li si� na stromym brzegu, stopy ton�ce w piasku, suchym i gor�cym.
Nie czekali te� d�ugo na Pann� w czerni. Sz�a samym brzegiem, jej �lady
gin�y w gwa�townych atakach fal.
- Nie spieracie si� nigdy? - spyta� patrz�c na nie.
- O co mieliby�my si� spiera�? - zapyta�a go Œmier� podchodz�c. - Tam,
gdzie zaczyna si� �mier�, ko�czy mi�o��. Popatrz tylko...
Na pla�y, wolno wydawa�oby si� patrz�c z oddali, biegli ku sobie ch�opiec
i dziewczyna. Gdy byli ju� blisko, on upad� trafiony strza��, wypuszczon�
gdzie� blisko, mo�e z lasu czaj�cego si� za wydmami. Ona pochyli�a si� nad
ju� nieruchomym cia�em.
- Wiesz, chyba warto prze�y� i to - powiedzia� zbli�aj�c si�, dotykaj�c
d�o�mi jej policzk�w. Poca�owa� suche wargi, nieruchome w pierwszej
chwili.
Strza�a trafi�a, ale ch�opiec podni�s� si�, wyrwa� j� z ramienia. Ukl�kn��
na piasku, kryj�c g�ow� w fa�dach jej sukni.
- To si�a mi�o�ci - powiedzia�a do niego panna w czerwieni. - Masz wiele
jej w sobie. Dzi�ki mnie.
- Tylko kaprys �mierci - zaprzeczy�a ta bli�ej jego twarzy, o ramionach
czuj�cych ci�ar jego r�k.
- A prawda? Gdzie Prawda w tym wszystkim?
- Ach, nasza droga Prawda... daleko jest teraz i nie�pieszno jej do tego
zak�tka - powiedzia�a Panna w czerwieni. Zreszt�, tyle zabawy si� przez
ni� traci...
- Czy�by� i j� chcia� zdoby�? - spyta�a Œmier� w obj�ciach m�odzie�ca.
- Nie, bynajmniej - roze�mia� sie. - Tyle straconej przez ni� zabawy -
powt�rzy� za Œmierci�.
- Cho�my st�d - zaproponowa�.
- Gdzie?
- Do Miasta. Dosy� ju� tych historii - powiedzia� podajac im d�onie.
Pami�ta� jeszcze, jak znikn�y w t�umie Miasta.
- Powied� tylko - powiedzia�a Panna w czerwieni, gdy si� rozstawali. - Po
co ci moje s�owo?
- By zako�czy� d�ug� wojn� - powiedzia�. Trzyma� w r�ku ma�e plaskie
srebrne pude�ko. Poda� je Mi�o�ci ze s�owami:
- Czy mo�esz potrzyma� przez chwil�?
Otrzepa� spodnie z piasku, przetar� d�oni� wysokie buty z czarnej sk�ry.
Na ulicach Miasta nale�a�o zachowa� pewne pozory.
- Dziekuj� - powiedzia� odchodz�c ze srebrnym pude�kiem w d�oni.
W pokoju, pe�nym drobnych kobiecych szczeg��w i a� nazbyt m�odzie�czego
ba�aganu zn�w trzyma� w r�kach srebrne pude�ko. Otworzy� je, rozdzielaj�c
na dwie cz�ci. W jednej delikatny mechanizm czasomierza, w drugiej -
portret m�odej damy.
Popatrzy� na� z lekkim u�miechem i zamkn�� pude�ko. Cicho wyszed� z
pokoju, do kt�rego mia�a wr�ci� po le�nym spacerze. W go�cinnym pokoju
wsun�� pude�ko do podr�nej sakwy oficera.
Dotkniecie Panny w czerwieni uzupe�ni�o kosztown� zabawk� o co� wi�cej,
co� pomi�dzy zegarem a portretem.
- Mam nadziej�, �e nie stracicie tu czasu - powiedzia�, opuszczaj�c dom
swej m�odszej siostry. W podr�y, kt�r� w�a�nie rozpoczyna�, mia� nadziej�
spotka� jeszcze Siostry Los�w. Musia� przyzna�, �e zasmakowa� w zabawie z
nimi.
Warszawa, stycze� 1990
Jaros�aw Zieli�ski
01.01.90. Zmiany - 29.03.97
Strona Jaroslawa Zielinskiego | Historie | Settlers